Sacrum i rewolucja. Socjaliści polscy wobec praktyk i symboli religijnych (1870-1918) - prof. Andrzej Chwalba - ebook

Sacrum i rewolucja. Socjaliści polscy wobec praktyk i symboli religijnych (1870-1918) ebook

Andrzej Chwalba

3,0

Opis

Ruch socjalistyczny działający na ziemiach polskich przed 1918 r. gromadził w swych szeregach wierzących i niewierzących. Ci pierwsi stanowili większość, a należeli tu głównie robotnicy, rzemieślnicy i chłopi. Niewierzącymi byli najczęściej inteligenci. Niezależnie od przekonań światopoglądowych polscy socjaliści, z wyjątkiem członków SDKPiL, w swej działalności chętnie posługiwali się religijnymi (oraz patriotycznymi) symbolami, obrzędami i retoryką. Czy była to charakterystyczna polska specyfika niespotykana w innych krajach? Jak wyglądały w praktyce wzajemne relacje sacrum i polityki? Czy rodziły konflikty, a jeśli tak, to jakie były ich konsekwencje społeczne, ideologiczne i polityczne? Na te i inne pytania odpowiada ta książka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 390

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Co­py­ri­ght by An­drzej Chwal­ba and To­wa­rzy­stwo Au­to­rów i Wy­daw­ców Prac Na­uko­wych UNI­VER­SI­TAS, Kra­ków 2007, wyd. II po­pra­wio­ne i uzu­peł­nio­ne

ISBN 97883-242-1095-4

TA­iWPN UNI­VER­SI­TAS

www.uni­ver­si­tas.com.pl

Re­dak­cjaWan­da Loh­man

Pro­jekt okład­ki i stron ty­tu­ło­wychSe­pie­lak

Od Autora

W po­ło­wie lat sie­dem­dzie­sią­tych XIX stu­le­cia z Ro­sji i z Eu­ro­py Za­chod­niej na zie­mie pol­skie przy­by­li pierw­si wy­znaw­cy so­cja­li­zmu. Roz­po­czę­li dzia­łal­ność w kra­ju po­zba­wio­nym nie­pod­le­gło­ści pań­stwo­wej, któ­re­go dwaj za­bor­cy, ro­syj­ski i pru­ski, pro­wa­dzi­li dzia­łal­ność re­pre­syj­ną i po­li­ty­kę wy­na­ra­da­wia­ją­cą, gdzie sil­ną po­zy­cję za­cho­wał Ko­ściół ka­to­lic­ki, a lud ro­bo­czy stał wier­nie przy re­li­gii oj­ców i dzia­dów, w kra­ju, w któ­rym en­kla­wy cy­wi­li­za­cji tech­nicz­nej i no­wo­cze­sne­go spo­łe­czeń­stwa były nie­zbyt roz­le­głe. Na ich ak­tyw­ność nie­ma­ły wpływ wy­wie­rał co­raz sil­niej upo­wszech­nia­ny ste­reo­typ so­cja­li­sty jako ni­hi­li­sty i bez­boż­ni­ka. Jed­no­czył on wszyst­kich tych, a było ich nie­ma­ło, któ­rzy — z ta­kich czy in­nych po­wo­dów — do­brze so­cja­li­stom nie ży­czy­li, za­cho­wu­jąc wo­bec nich dy­stans i uze­wnętrz­nia­jąc nie­chęć i wro­gość.

 Wśród so­cja­li­stów pierw­szej i na­stęp­nych ge­ne­ra­cji mie­li­śmy wie­rzą­cych, obo­jęt­nych re­li­gij­nie i nie­wie­rzą­cych. W pol­skich par­tiach so­cja­li­stycz­nych dzia­ła­ją­cych do roku 1918 wie­rzą­cy i gor­li­wie prak­ty­ku­ją­cy sta­no­wi­li wy­raź­ną więk­szość. Wśród nich 80–90 pro­cent to ka­to­li­cy. Po­zo­sta­li to wy­znaw­cy re­li­gii moj­że­szo­wej, pro­te­stan­ci oraz nie­licz­ni pra­wo­sław­ni. Usta­le­nie do­kład­nych pro­por­cji mię­dzy wie­rzą­cy­mi, obo­jęt­ny­mi re­li­gij­nie a nie­wie­rzą­cy­mi w par­tiach so­cja­li­stycz­nych fak­tycz­nie jest nie­moż­li­we, tak ze wzglę­du na de­li­kat­ność te­ma­tu, jak i z po­wo­du bra­ku od­po­wied­nich świa­dectw źró­dło­wych. Przed­kła­da­ne wła­dzom ad­mi­ni­stra­cyj­nym czy ko­ściel­nym ofi­cjal­ne de­kla­ra­cje z oczy­wi­stych po­wo­dów są mało przy­dat­ne — od­da­ją je­dy­nie stan for­mal­ny, a nie rze­czy­wi­sty.

 W par­tiach so­cja­li­stycz­nych ist­nia­ły spo­re róż­ni­ce w sto­sun­ku do wia­ry, przy czym szcze­gól­nie wy­raź­ne mię­dzy in­te­li­gen­ta­mi a ro­bot­ni­ka­mi, chło­pa­mi, rze­mieśl­ni­ka­mi. Wśród so­cja­li­stów ro­bot­ni­ków, rze­mieśl­ni­ków, chło­pów wie­rzą­cy mie­li zde­cy­do­wa­ną więk­szość. Wie­lu z nich nie kry­ło się ze swo­ją re­li­gij­no­ścią.

 Wol­no­my­śli­cie­le ro­bot­ni­cy, rze­mieśl­ni­cy, tym bar­dziej chło­pi sta­no­wi­li w par­tiach nie­znacz­ny pro­cent, ale przez swój nie­jed­no­krot­nie de­mon­stra­cyj­ny an­ty­kle­ry­ka­lizm zwra­ca­li uwa­gę in­nych. Szcze­gól­nie byli oni wi­docz­ni w So­cjal­de­mo­kra­cji Kró­le­stwa Pol­skie­go i Li­twy (SDK­PiL) i w Pol­skiej Par­tii So­cja­li­stycz­nej (PPS) w cza­sie re­wo­lu­cji 1905–1907 roku — i to nie tyl­ko ze wzglę­du na li­czeb­ność.

 Je­śli cho­dzi o in­te­li­gen­tów par­tyj­nych, to z re­gu­ły byli wol­no­my­śli­cie­la­mi, choć — tu pa­ra­doks — czę­ściej fak­tycz­nie niż for­mal­nie. Do par­tii tra­fia­li już jako nie­wie­rzą­cy, wy­zby­wa­jąc się wia­ry czy to pod wpły­wem fi­lo­zo­fii po­zy­ty­wi­stycz­nej, mark­si­zmu czy so­cja­li­zmu. Wie­rzą­cy in­te­li­gen­ci ka­to­li­cy, pro­te­stan­ci czy wy­znaw­cy re­li­gii moj­że­szo­wej na­le­że­li do wy­raź­nej mniej­szo­ści. W su­mie pod wzglę­dem li­czeb­nym (jak się wy­da­je) rów­no­wa­ży­li ilość nie­wie­rzą­cych ro­bot­ni­ków i rze­mieśl­ni­ków. Wśród wol­no­my­śli­cie­li nie wszy­scy byli ate­ista­mi z we­wnętrz­ne­go wy­bo­ru i prze­ko­na­nia, nie­któ­rzy to agno­sty­cy, scep­ty­cy, wy­znaw­cy no­wej ety­ki. Pol­scy so­cja­li­ści uni­ka­li zresz­tą pu­blicz­ne­go de­kla­ro­wa­nia swo­je­go ate­izmu czy świa­to­po­glą­do­we­go scep­ty­cy­zmu.

 So­cja­li­ści pol­scy, wol­no­my­śli­cie­le, utrzy­my­wa­li, iż re­li­gie stop­nio­wo będą za­ni­kać. Ten po­gląd wpro­wa­dza­li z prze­ko­na­nia o po­tę­dze ro­zu­mu. Re­li­gię łą­czy­li z fe­ty­szy­zmem i za­bo­bo­na­mi. Ale czy to mia­ło ozna­czać, iż będą skłon­ni pro­pa­go­wać świec­kie oby­cza­je i ob­rzę­do­wość oraz wal­czyć o la­ic­kie usta­wo­daw­stwo — je­śli tak, to na jaką ska­lę i ja­ki­mi środ­ka­mi? Czy to mia­ło tak­że zna­czyć, iż będą re­zy­gno­wać z ta­kich prak­tyk ko­ściel­nych, jak chrzest, ślub czy po­grzeb? Czy te po­glą­dy wol­no­my­śli­ciel­skich elit par­tyj­nych będą rów­nież rzu­to­wać na po­sta­wy wie­rzą­cych człon­ków par­tii wo­bec ję­zy­ka re­li­gij­ne­go, ko­ściel­nych środ­ków prze­ka­zu oraz czyn­no­ści i sym­bo­li re­li­gij­nych prak­ty­ko­wa­nych w dzia­łal­no­ści par­tii so­cja­li­stycz­nych? Na ile te po­sta­wy były ory­gi­nal­ne i wła­ści­we je­dy­nie pol­skie­mu so­cja­li­zmo­wi? Te i inne, bar­dziej szcze­gó­ło­we py­ta­nia po­win­ny pro­wa­dzić do od­po­wie­dzi na pod­sta­wo­wy pro­blem: jak mia­ły się do sie­bie „sa­crum” i „re­wo­lu­cja” — tak w płasz­czyź­nie jed­nost­ko­wej, jak i pu­blicz­nej? Czy mu­sia­ły się zna­leźć w kon­flik­cie? Je­śli tak, to na czym on po­le­gał i w czym się prze­ja­wiał oraz ja­kie były jego skut­ki, tak dla du­cho­wień­stwa, jak i dla so­cja­li­stów, wol­no­my­śli­cie­li i wie­rzą­cych?

 Mó­wiąc: wie­rzą­cy, pra­wie z re­gu­ły mia­łem na my­śli wy­znaw­ców re­li­gii rzym­sko­ka­to­lic­kiej. Sto­su­nek so­cja­li­stów wy­zna­nia moj­że­szo­we­go i pro­te­stanc­kie­go do sa­crum nie jest przed­mio­tem roz­wa­żań, przede wszyst­kim dla­te­go, iż nie po­zo­sta­wi­li oni po so­bie ta­kiej ilo­ści świa­dectw źró­dło­wych, by moż­na było pro­wa­dzić szcze­gó­ło­wą ana­li­zę i bu­do­wać uogól­nie­nia.

 Od­da­jąc tę książ­kę do rąk Czy­tel­ni­ków pra­gnę ser­decz­nie po­dzię­ko­wać prof. dr An­nie Żar­now­skiej, któ­rej pro­po­zy­cje i sło­wa za­chę­ty nie po­zo­sta­ły bez wpły­wu na osta­tecz­ny kształt książ­ki. Za wni­kli­we oce­ny i cen­ne uwa­gi wi­nie­nem wdzięcz­ność ks. prof. dr. hab. Da­nie­lo­wi Ol­szew­skie­mu, prof. dr. hab. Mi­cha­ło­wi Śli­wie, oraz ko­le­gom An­drze­jo­wi Ja­go­dziń­skie­mu i Jac­ko­wi Ste­fań­skie­mu. Osob­ne sło­wa po­dzię­ko­wa­nia kie­ru­ję do prof. dr. hab. An­drze­ja Ba­na­cha, Dzie­ka­na Wy­dzia­łu Hi­sto­rycz­ne­go UJ, za życz­li­wą po­moc.

Roz­dział 1

Socjaliści a praktyki religijne

1. Duchowieństwo katolickie wobec praktykujących socjalistów

Spo­śród czyn­no­ści re­li­gij­nych szcze­gól­ne miej­sce w ży­ciu ka­to­li­ków zaj­mo­wa­ły ta­kie prak­ty­ki, jak chrzest, pierw­sza ko­mu­nia św., bierz­mo­wa­nie, ślub, po­grzeb ¹. Wy­zna­cza­ły one waż­ne mo­men­ty ży­cia i śmier­ci. Na­zy­wa­no je tak­że jed­no­ra­zo­wy­mi, ini­cja­cyj­ny­mi bądź ob­ra­zo­wo „ry­ta­mi przej­ścia”. Udział w tych prak­ty­kach ina­czej wy­glą­dał w Hisz­pa­nii czy Ir­lan­dii, a ina­czej we Fran­cji, Bel­gii czy Niem­czech. W tej dru­giej gru­pie kra­jów mniej czy bar­dziej po­waż­na część lud­no­ści, zwłasz­cza w re­gio­nach sil­nie uprze­my­sło­wio­nych i zur­ba­ni­zo­wa­nych, o prze­wa­dze lud­no­ści ro­bot­ni­czej, nie ko­rzy­sta­ła w ogó­le z po­słu­gi ko­ściel­nej.

 Dla księ­dza Sta­ni­sła­wa Sto­ja­łow­skie­go, któ­ry w roku 1897 prze­by­wał we Fran­cji, było to praw­dzi­wym szo­kiem, „po­ło­wa tych­że [tj. ro­bot­ni­ków — A. Ch.] — wspo­mi­nał — spo­ga­nia­ła pra­wie zu­peł­nie; żyją bez ślu­bów, dzie­ci nie chrzczą, do ko­ścio­ła nie cho­dzą itp.” ² Po­czy­nio­ne przez nie­go i in­nych ob­ser­wa­cje po­twier­dzi­ły pro­wa­dzo­ne w kil­ka­dzie­siąt lat póź­niej dro­bia­zgo­we ba­da­nia na­uko­we. Wy­ka­za­ły one m.in., iż w pół­noc­nej Fran­cji w po­szcze­gól­nych dziel­ni­cach ro­bot­ni­czych miast 10–25 pro­cent lud­no­ści było wów­czas nie­ochrz­czo­nej, oko­ło 20–30 pro­cent mał­żeństw bra­ło tyl­ko ślub cy­wil­ny, a w Li­mo­ges w 1907 r. na­wet 48,5 pro­cent. W roku 1901 w Bru­ay i Lie­vin 7,8 pro­cent dzie­ci nie było u pierw­szej ko­mu­nii. W Car­maux w 1903 roku od­no­to­wa­no 21,5 pro­cent po­grze­bów świec­kich, ale z tego tyl­ko 12,6 pro­cent ko­biet. W Se­ra­ing koło Li­ège w Bel­gii 64 pro­cent po­grze­bów na po­cząt­ku wie­ku XX od­by­wa­ło się w ob­rząd­ku świec­kim, a 23 pro­cent dzie­ci było nie­ochrz­czo­nych. W Bruk­se­li w roku 1898 12,6 pro­cent po­grze­bów I kla­sy mia­ło cha­rak­ter cy­wil­ny ³.

 Jed­nak­że obok re­gio­nów w znacz­nej mie­rze zde­chry­stia­ni­zo­wa­nych mamy i ta­kie, gdzie fala la­icy­za­cji jesz­cze nie do­tar­ła (przy­naj­mniej do cza­su za­koń­cze­nia I woj­ny świa­to­wej), gdzie spa­dek udzia­łu wier­nych w prak­ty­kach jed­no­ra­zo­wych nie prze­kra­czał kil­ku pro­cent. Mo­że­my tak­że od­no­to­wać ist­nie­nie nie­ma­łych róż­nic mię­dzy re­gio­na­mi prze­my­sło­wy­mi le­żą­cy­mi sto­sun­ko­wo bli­sko sie­bie oraz mię­dzy po­szcze­gól­ny­mi za­wo­da­mi. Przy­kła­do­wo spa­dek prak­tyk re­li­gij­nych był znacz­nie więk­szy we fran­cu­skim Nor­dzie niż w są­sied­niej, bli­skiej Lim­bur­gii, w po­łu­dnio­wym niż w pół­noc­nym Luk­sem­bur­gu, więk­szy wśród hut­ni­ków niż gór­ni­ków i włók­nia­rzy.

 W owym cza­sie w Pol­sce — jak wy­ka­za­ły pro­wa­dzo­ne przez ks. Da­nie­la Ol­szew­skie­go ba­da­nia — trzy sa­kra­men­ty: chrzest, mał­żeń­stwo i ostat­nie na­masz­cze­nie były przyj­mo­wa­ne przez wier­nych re­gu­lar­nie ⁴. Pro­cent uchy­la­ją­cych się był niż­szy niż w co­ty­go­dnio­wych na­bo­żeń­stwach nie­dziel­nych czy w spo­wie­dzi i ko­mu­nii wiel­ka­noc­nej. „Na­wet je­śli nie speł­nia­li oni [tj. wier­ni — A. Ch.] obo­wiąz­ków re­li­gij­nych, chrzty, ślu­by i po­grze­by od­by­wa­ły się z udzia­łem księ­dza” ⁵. Je­dy­nie uro­czy­sta pierw­sza ko­mu­nia świę­ta od nie­daw­na wpro­wa­dzo­na nie była jesz­cze po­wszech­nie prak­ty­ko­wa­na, po­dob­nie jak bierz­mo­wa­nie w za­bo­rze ro­syj­skim, al­bo­wiem bi­sku­pi, ze wzglę­du na trud­no­ści w po­dró­żo­wa­niu czy­nio­ne im przez wła­dze, nie wszę­dzie mo­gli do­trzeć. W su­mie nasz kraj na­le­żał do tych re­gio­nów Eu­ro­py, gdzie zmia­ny w po­sta­wach wier­nych wo­bec prak­tyk jed­no­ra­zo­wych były nie­znacz­ne, sła­bo za­uwa­żal­ne.

 W Pol­sce prak­ty­ko­wa­no, poza oczy­wi­ście mo­ty­wa­mi re­li­gij­ny­mi, ze wzglę­dów ro­dzin­nych, dla przy­kła­du wła­snych dzie­ci, z musu i z przy­zwy­cza­je­nia, ze stra­chu i z na­ka­zu, aby sza­no­wać „pa­miąt­kę daw­nych cza­sów”, by nie zna­leźć się w kon­flik­cie z są­sia­da­mi, zna­jo­my­mi, z wła­dza­mi szkol­ny­mi, ad­mi­ni­stra­cyj­ny­mi i ko­ściel­ny­mi oraz z obo­wią­zu­ją­cym usta­wo­daw­stwem. Na­le­ży prak­ty­ko­wać, gdyż czło­wiek znaj­du­ją­cy się poza Ko­ścio­łem zo­sta­je na­pięt­no­wa­ny nie tyl­ko przez lo­kal­ne wła­dze du­chow­ne, ale i wraż­li­wą na to ka­to­lic­ką opi­nię pu­blicz­ną. Zro­śnię­cie się ży­cia spo­łecz­ne­go, oby­cza­jów z ży­ciem Ko­ścio­ła po­wo­do­wa­ło, iż spo­łecz­no­ści ka­to­lic­kie sta­wa­ły się so­jusz­ni­ka­mi pro­bosz­czów, były czyn­ni­kiem pre­sji i na­ci­sku, zwłasz­cza w mniej­szych miej­sco­wo­ściach.

 Istot­ny wpływ na udział warstw „oświe­co­nych” w czyn­no­ściach re­li­gij­nych mia­ły mo­ty­wy na­ro­do­we, bo­daj­że naj­sil­niej pod­kre­śla­ne w za­bo­rze pru­skim. Uczest­ni­cze­nie w ży­ciu sa­kra­men­tal­nym oraz ce­re­mo­niach re­li­gij­no-na­ro­do­wych po­czy­ty­wa­no jako obo­wią­zek wo­bec prze­śla­do­wa­nej przez za­bor­ców spra­wy pol­skiej, jako ma­ni­fe­sta­cje na­szej od­ręb­no­ści. Od­stęp­stwo od Ko­ścio­ła było kwa­li­fi­ko­wa­ne jako re­ne­ga­cja i od­stęp­stwo od pol­sko­ści. Swo­ją dro­gą wła­dze za­bor­cze, pru­skie i ro­syj­skie, swo­imi za­rzą­dze­nia­mi utrud­nia­ją­cy­mi wy­ko­ny­wa­nie prak­tyk re­li­gij­nych na­wet wol­no­my­śli­cie­li za­pę­dza­ły do ko­ścio­łów. Sy­tu­acja za mie­dzą, w Cze­chach, była zu­peł­nie od­mien­na. Tam wol­no­my­śli­cie­le prze­ciw­ni ka­to­lic­kiej ger­ma­ni­za­tor­skiej Au­strii, jak nie­gdyś hu­sy­ci, a póź­niej pro­te­stan­ci, byli świa­dec­twem woli trwa­nia na­ro­du i toż­sa­mo­ści na­ro­do­wej.

 W na­szym kra­ju czę­sto­tli­wość udzia­łu wier­nych w nie­któ­rych prak­ty­kach pod­no­sił fakt, iż były obo­wiąz­ko­we. Obo­wiąz­ko­we były re­ko­lek­cje dla na­uczy­cie­li w Ga­li­cji i na­bo­żeń­stwa w świę­ta pań­stwo­we dla żoł­nie­rzy i urzęd­ni­ków. W nie­któ­rych re­jo­nach Pol­ski rów­nież ro­bot­ni­cy oraz mło­dzież gim­na­zjal­na (w Kró­le­stwie i w za­bo­rze au­striac­kim) byli zmu­sza­ni do uczest­ni­cze­nia w na­bo­żeń­stwach ⁶.

 A jak na tle po­wszech­ne­go uczest­ni­cze­nia w prak­ty­kach jed­no­ra­zo­wych wy­glą­da­li so­cja­li­ści? Pol­skie par­tie ro­bot­ni­cze nie pro­wa­dzi­ły żad­nych ba­dań, nie prze­pro­wa­dza­ły we­wnętrz­nych son­da­ży na te­mat sto­sun­ku ich człon­ków do wia­ry re­li­gij­nej, do prak­tyk kul­to­wych ⁷. Dla­te­go je­ste­śmy ska­za­ni na sza­cun­ki. Moż­na je spo­rzą­dzić dzię­ki in­for­ma­cjom za­cho­wa­nym w źró­dłach, a nade wszyst­ko w opar­ciu o po­sia­da­ne dane o struk­tu­rze wy­zna­nio­wej par­tii so­cja­li­stycz­nych. Po­zwa­la­ją nam stwier­dzić, iż nie­za­leż­nie od cza­su hi­sto­rycz­ne­go, re­gio­nu czy za­bo­ru prze­wa­ża­ją­ca więk­szość uczest­ni­ków ru­chu so­cja­li­stycz­ne­go w Pol­sce bra­ła udział w prak­ty­kach jed­no­ra­zo­wych ⁸.

 Wśród prak­ty­ku­ją­cych wi­dzi­my nie tyl­ko głę­bo­ko wie­rzą­cych — co zro­zu­mia­łe, ale — co mniej zro­zu­mia­łe — obo­jęt­nych re­li­gij­nie, a na­wet pew­ną część tych, któ­rzy się uwa­ża­li za wol­no­my­śli­cie­li. Tyl­ko nie­licz­ni spo­śród nich — poza gru­pą „ofi­cjal­nych” wol­no­my­śli­cie­li — de­cy­do­wa­li się na od­rzu­ce­nie ko­ściel­ne­go ślu­bu czy po­grze­bu. Li­czo­no się jed­nak po­wszech­nie z opi­nią pu­blicz­ną i opi­nią ro­dzin.

 Prak­ty­ku­jąc, wol­no­my­śli­cie­le pod­no­si­li — i tak wy­so­ką w Pol­sce — licz­bę tych, któ­rzy uczest­ni­czy­li w ży­ciu re­li­gij­nym. Ozna­cza­ło to, iż ilość ko­ściel­nych chrztów, ślu­bów, po­grze­bów była wyż­sza niż wie­rzą­cych. Udział w prak­ty­kach — tym sa­mym — nie po­kry­wał się ze sta­nem re­li­gij­no­ści spo­łe­czeń­stwa. Na­le­ży jed­nak pod­kre­ślić, iż dla so­cja­li­stów — wy­znaw­ców wol­nej my­śli, chrzest, ślub ko­ściel­ny czy re­li­gij­ny po­grzeb były to je­dy­nie czyn­no­ści za­pi­sa­ne w na­szej na­ro­do­wej tra­dy­cji i oby­cza­jach.

 Wy­peł­nia­nie przez so­cja­li­stów — nie tyl­ko for­mal­nie bę­dą­cych na ło­nie Ko­ścio­ła, ale i głę­bo­ko wie­rzą­cych — prak­tyk ini­cja­cyj­nych nie za­wsze było spra­wą pro­stą ze wzglę­du na prze­szko­dy i trud­no­ści, ja­kie im czy­ni­li ka­pła­ni. Już w koń­cu lat dzie­więć­dzie­sią­tych, a tym bar­dziej w ostat­nich la­tach po­prze­dza­ją­cych wy­buch I woj­ny świa­to­wej być zde­kla­ro­wa­nym człon­kiem par­tii so­cja­li­stycz­nej i jed­no­cze­śnie brać czyn­ny udział w ży­ciu sa­kra­men­tal­nym, zwłasz­cza w prak­ty­kach jed­no­ra­zo­wych, nie było ła­two, gdyż w mia­rę za­ostrza­nia się kon­flik­tu mię­dzy Ko­ścio­łem a so­cja­li­sta­mi du­chow­ni we wszyst­kich trzech za­bo­rach co­raz czę­ściej utrud­nia­li prak­ty­ko­wa­nie. Dusz­pa­ste­rze nie­jed­no­krot­nie od­ma­wia­li im — twier­dząc, że są nie­wie­rzą­cy­mi — ślu­bów, spo­wie­dzi i po­chów­ku chrze­ści­jań­skie­go, a ich dzie­ciom chrztu czy bierz­mo­wa­nia. Je­den z księ­ży pod­czas ka­za­nia sta­now­czo stwier­dził, że nie wol­no ich cho­wać na cmen­ta­rzu ani w ogó­le w zie­mi, bo „świę­ta zie­mia ich wy­rzu­ci” ⁹. Czę­sto nie byli też do­pusz­cza­ni do chrztów w roli oj­ców chrzest­nych, do ślu­bów w roli druż­by czy świad­ka ¹⁰.

 Ska­la tego nie była jed­na­ko­wa w po­szcze­gól­nych za­bo­rach. Róż­ni­ce, ja­kie w tym wzglę­dzie ist­nia­ły, od­zwier­cie­dla­ły, mniej czy bar­dziej pre­cy­zyj­nie, stan na­pię­cia w sto­sun­kach Ko­ścio­ła z wy­znaw­ca­mi no­wej ide­olo­gii. Prze­to naj­czę­ściej z ta­ki­mi po­sta­wa­mi mo­gli­śmy się spo­tkać w Ga­li­cji i na Ślą­sku Cie­szyń­skim, gdzie stan ka­płań­ski był bo­jo­wy i upo­li­tycz­nio­ny, a kon­flikt mię­dzy nim a PPSD miał prze­bieg szcze­gól­nie ostry. Ina­czej to wy­glą­da­ło w za­bo­rze pru­skim. Tam rza­dziej mo­gli­śmy re­je­stro­wać przy­pad­ki ta­kich za­cho­wań księ­ży. Naj­sła­biej, poza la­ta­mi 1905–1908, sły­chać było skar­gi so­cja­li­stów w za­bo­rze ro­syj­skim. Re­wo­lu­cjo­ni­ści Kró­le­stwa Pol­skie­go i Li­twy mu­sie­li się kon­spi­ro­wać nie tyl­ko przed wła­dza­mi car­ski­mi, ale tak­że przed du­cho­wień­stwem, w ogó­le przed pol­skim spo­łe­czeń­stwem. Dla­te­go księ­ża nie za­wsze mo­gli zda­wać so­bie spra­wę, iż w kon­kret­nym przy­pad­ku mają do czy­nie­nia z so­cja­li­stą. Jaw­ność ży­cia po­li­tycz­ne­go w za­bo­rze pru­skim, a zwłasz­cza w Ga­li­cji, zna­ko­mi­cie uła­twia­ła ka­pła­nom roz­po­zna­nie sta­nu świa­do­mo­ści po­li­tycz­nej i przy­na­leż­no­ści or­ga­ni­za­cyj­nej swo­ich pa­ra­fian. Lecz na­wet w za­bo­rze au­striac­kim sto­so­wa­ny przez tam­tej­sze du­cho­wień­stwo front od­mo­wy prak­tyk re­li­gij­nych so­cja­li­stom nie był taki so­li­dar­ny. Wy­jąt­ki od tej po­sta­wy wca­le nie były rzad­kie i od­osob­nio­ne.

 Księ­ża w celu uza­sad­nie­nia swo­je­go po­stę­po­wa­nia po­wo­ły­wa­li się na bul­le i en­cy­kli­ki pa­pie­skie, na li­sty pa­ster­skie i ku­ren­dy bi­sku­pów, wresz­cie na obo­wią­zu­ją­cy ko­deks pra­wa ka­no­nicz­ne­go. Się­ga­li na­wet po przy­kła­dy z od­le­głych dzie­jów Ko­ścio­ła, jak choć­by do św. Am­bro­że­go, któ­ry nie wpu­ścił do ko­ścio­ła sa­me­go ce­sa­rza, póki ten nie od­pra­wił prze­pi­sa­nej po­ku­ty ¹¹. So­cja­li­ści od­po­wia­da­li, iż to wszyst­ko praw­da, lecz te ko­ściel­ne prze­pi­sy praw­ne, któ­re od­no­szą się do osób nie­wie­rzą­cych, nie mogą wo­bec nich mieć żad­ne­go za­sto­so­wa­nia, gdyż w po­waż­nej mie­rze są oni prze­cież pra­wo­wier­ny­mi ka­to­li­ka­mi.

 „Ka­to­lik je­stem — po­wia­da je­den z chrzest­nych — so­cja­li­sta i wia­rę na­szą po­wa­żam… A ksiądz na to: So­cja­li­sta nie jest ka­to­li­kiem” ¹². Był to dia­log po­wie­la­ny nie­skoń­czo­ną ilość razy na prze­strze­ni kil­ku­dzie­się­ciu lat — łącz­nie z la­ta­mi I woj­ny świa­to­wej, we wszyst­kich trzech za­bo­rach, choć naj­czę­ściej w au­striac­kim. Na tym przy­kła­dzie i sze­re­gu in­nych, po­dob­nych, wi­dać siłę od­dzia­ły­wa­nia czar­ne­go ste­reo­ty­pu so­cja­li­sty bez­boż­ni­ka, na­igra­wa­ją­ce­go się z za­sad re­li­gii rzym­skiej. Ka­to­lik i za­ra­zem so­cja­li­sta uczest­ni­czą­cy w prak­ty­kach re­li­gij­nych, w świa­do­mo­ści nie tyl­ko zresz­tą du­chow­nych, był usy­tu­owa­ny zu­peł­nie poza ste­reo­ty­pem, był czymś nie­po­ję­tym i na pew­no fał­szy­wym. Ra­ził swo­ją „he­re­tyc­ką” po­sta­wą.

 Dla tej czę­ści pol­skich ka­pła­nów, któ­rzy byli uwi­kła­ni w kon­flikt z so­cja­li­sta­mi, był to ste­reo­typ dość wy­god­ny. Zwal­niał ich od we­ry­fi­ko­wa­nia, czy aby dany so­cja­li­sta jest, czy nie jest wie­rzą­cym. Oczy­wi­ście to jesz­cze nie zna­czy­ło, iż wszy­scy księ­ża tak w peł­ni i bez­kry­tycz­nie wie­rzy­li w jego praw­dzi­wość. Prze­gląd pra­sy ko­ściel­nej chrze­ści­jań­sko-spo­łecz­nej, li­stów pa­ster­skich do­wo­dzi, że zda­wa­no so­bie spra­wę — i to cał­kiem do­brze — z fak­tu, iż w par­tiach so­cja­li­stycz­nych po­waż­na część to wie­rzą­cy i prak­ty­ku­ją­cy. Nie­mniej ra­cje ide­olo­gicz­ne i po­li­tycz­ne de­cy­do­wa­ły o tym, iż ste­reo­typ ten ka­pła­ni nie tyl­ko pod­trzy­my­wa­li, ale i upo­wszech­nia­li. Uogól­nia­nie jed­nost­ko­wych przy­pad­ków i prze­no­sze­nie ne­ga­tyw­nych opi­nii na ca­łość ru­chu so­cja­li­stycz­ne­go, wię­cej, na całą le­wi­co­wo zo­rien­to­wa­ną część spo­łe­czeń­stwa pol­skie­go, sta­ło się prak­ty­ką trwa­łą. Do tego jesz­cze po­wró­ci­my.

 Od­mo­wa przez nie­któ­rych księ­ży sa­kra­men­tów i in­nych po­sług re­li­gij­nych była po­dyk­to­wa­na — jak się wy­da­je — w za­sad­ni­czej mie­rze chę­cią po­wstrzy­ma­nia roz­wo­ju i zna­cze­nia ru­chu so­cja­li­stycz­ne­go (czy lu­do­we­go), ru­chu, któ­ry z per­spek­ty­wy Ko­ścio­ła wy­glą­dał na co­raz bar­dziej nie­bez­piecz­ny. Strach przed re­wo­lu­cja­mi, któ­re w koń­cu wie­ku XVIII i w wie­ku XIX przy­bie­ra­ły po­stać an­ty­kle­ry­kal­ną, a na­wet an­ty­re­li­gij­ną, nie mógł tu być bez zna­cze­nia. W od­mo­wie wzglę­dy po­li­tycz­ne od­gry­wa­ły więc rolę pierw­szo­pla­no­wą. Dla­te­go nie­jed­no­krot­nie wa­run­kiem do­pusz­cze­nia do prak­tyk re­li­gij­nych było wy­rze­cze­nie się „bez­boż­nych” po­glą­dów, po­nie­cha­nie pre­nu­me­ro­wa­nia pra­sy so­cja­li­stycz­nej i lu­do­wej, a w pew­nym okre­sie pra­sy Sto­ja­łow­czy­ków itp. Jest fak­tem, iż ła­twiej było nie­raz uzy­skać roz­grze­sze­nie za pi­jań­stwo i kra­dzież niż za czy­ta­nie za­ka­za­nych i wy­klę­tych pism, za udział w ży­ciu or­ga­ni­za­cji so­cja­li­stycz­nych (czy lu­do­wych).

 Du­chow­ni od­ma­wia­li po­chów­ku ko­ściel­ne­go czy ślu­bu nie tyl­ko so­cja­li­stom, ale rów­nież lu­do­wcom dzia­ła­ją­cym na wsi ga­li­cyj­skiej i kró­le­wiac­kiej, dzia­ła­czom na­ro­do­wym na Ślą­sku, Po­mo­rzu, War­mii. W cza­sie I woj­ny świa­to­wej bi­skup kie­lec­ki Au­gu­styn Ło­siń­ski uchy­lał się od da­wa­nia po­sług re­li­gij­nych, m.in. po­grze­bów, le­gio­ni­stom Pił­sud­skie­go. Ko­ściół sto­so­wał też boj­kot wo­bec nie­któ­rych przed­sta­wi­cie­li pol­skiej kul­tu­ry i sztu­ki, któ­rzy czy to ze wzglę­du na swo­je an­ty­kle­ry­kal­ne po­glą­dy, czy wol­no­my­śli­ciel­ską po­sta­wę byli po­zba­wie­ni m.in. po­chów­ku chrze­ści­jań­skie­go.

 Z ta­ki­mi po­sta­wa­mi mo­gli­śmy się też spo­tkać do­syć czę­sto w ka­to­lic­kich kra­jach Eu­ro­py Po­łu­dnio­wej, a tak­że w ta­kich kra­jach pro­te­stanc­kich jak Szwe­cja czy Da­nia. Na­to­miast w zla­icy­zo­wa­nych re­gio­nach Fran­cji, Bel­gii czy Nie­miec je­dy­nie spo­ra­dycz­nie mo­gli­śmy się z nimi ze­tknąć. Tam­tej­sze lo­kal­ne ko­ścio­ły ka­to­lic­kie były już wów­czas w wy­raź­nej de­fen­sy­wie. Dla­te­go przy­cho­dzą­cych do ko­ścio­ła nie py­ta­no, kim są, ja­kie po­glą­dy po­li­tycz­ne wy­zna­ją i skąd po­cho­dzą.

 W Pol­sce po­sta­wa pro­bosz­czów za­sad­ni­czo (cze­mu ską­d­inąd trud­no się dzi­wić) była zgod­na ze sta­no­wi­skiem bi­sku­pów Kró­le­stwa, za­bo­ru pru­skie­go i Ga­li­cji. Ci ostat­ni, w spe­cjal­nych ku­ren­dach, pierw­si za­czę­li wy­kli­nać lu­do­wców, so­cja­li­stów i in­nych nie­do­wiar­ków i ra­dy­ka­łów. Gro­żo­no im wiecz­nym po­tę­pie­niem. Klą­twa po­zba­wia­ła moż­li­wo­ści ko­rzy­sta­nia z sa­kra­men­tów, co zwłasz­cza na wsi i w mniej­szych mia­stach mo­gło się rów­nać zu­peł­nej izo­la­cji. „Ko­bie­ty są stra­szo­ne — pi­sa­no — że im mę­żów po­cho­wa­ją po śmier­ci pod pło­tem” ¹³. Po­nad­to per­spek­ty­wa nie­otrzy­ma­nia roz­grze­sze­nia, a co za tym idzie — wi­zja po­tę­pie­nia wiecz­ne­go i po­chów­ku obok prze­stęp­ców i sa­mo­bój­ców nie mo­gła nie ro­bić wra­że­nia. W Ga­li­cji w ślad za klą­twa­mi szło „ra­mię świec­kie”, sta­ro­sto­wie, pro­ku­ra­to­rzy, sę­dzio­wie, nę­ka­jąc wy­klę­tych kon­fi­ska­ta­mi, wię­zie­niem śled­czym, za­ka­za­mi zgro­ma­dzeń, sto­wa­rzy­szeń itp.

 Środ­kiem na­ci­sku na so­cja­li­stów i lu­do­wców (jak wów­czas mó­wio­no „za­stra­sza­nia”) była też naj­bliż­sza ro­dzi­na po­ucza­na przez księ­ży, jak po­win­na po­stę­po­wać w sto­sun­ku do po­tę­pia­nych i jak od­wró­cić po­tę­pie­nie. W cza­sie ka­zań wzy­wa­no na­wet żony, by opusz­cza­ły „bez­boż­nych” mę­żów, co so­cja­li­ści na­tych­miast du­chow­nym wy­ty­ka­li jako świa­dec­two dzia­ła­nia na szko­dę ro­dzi­ny. Du­cho­wień­stwo wspie­ra­ła pra­sa ko­ściel­na, chrze­ści­jań­sko-de­mo­kra­tycz­na, en­dec­ka. „Szcze­gól­nie ape­lu­je­my do ma­tek i żon — pod­kre­ślał «Gór­no­ślą­zak» — aby nie po­zwa­la­ły mę­żom i sy­nom po­zo­sta­wać z so­cja­li­sta­mi” ¹⁴.

 Pod wpły­wem tej pre­sji jed­ni wy­rze­ka­li się swej dzia­łal­no­ści i po­glą­dów, ale inni, zwłasz­cza ro­bot­ni­cy z du­żych ośrod­ków prze­my­sło­wych i in­te­li­gen­ci, nie ustę­po­wa­li, a kon­se­kwen­cją ak­cji księ­ży była ich trwa­ła nie­chęć w sto­sun­ku do Ko­ścio­ła oraz osła­bie­nie wię­zi z re­li­gią. Czę­sto po­wta­rza­ją­ce się ta­kie sy­tu­acje sta­wa­ły się źró­dłem nie koń­czą­cych się po­le­mik. So­cja­li­ści — za­rów­no wie­rzą­cy, jak i nie­wie­rzą­cy — so­li­dar­nie twier­dzi­li, iż po­glą­dy po­li­tycz­ne lu­dzi są ich spra­wą pry­wat­ną, dla­te­go nie mogą być prze­szko­dą w wy­peł­nia­niu prak­tyk kul­to­wych, któ­re na­le­żą do obo­wiąz­ków osób wie­rzą­cych. „Ksiądz nie ma pra­wa od­ma­wiać sa­kra­men­tów — pi­sa­li. — Ze stro­ny księ­dza była to sa­mo­wo­la” ¹⁵. Umoż­li­wie­nie wie­rzą­cym peł­ne­go udzia­łu w prak­ty­kach re­li­gij­nych uwa­ża­li za „świę­ty obo­wią­zek” ka­pła­nów.

 Zaj­mu­jąc ta­kie sta­no­wi­sko, pol­scy so­cja­li­ści kie­ro­wa­li się przede wszyst­kim wzglę­da­mi po­li­tycz­ny­mi. W ich prze­ko­na­niu bo­wiem wal­ka o peł­ny do­stęp wie­rzą­cych do prak­tyk kul­to­wych, bez ogra­ni­czeń i prze­szkód, jest istot­nym ele­men­tem w sze­ro­kiej ak­cji na rzecz de­mo­kra­cji i po­sze­rze­nia sfe­ry wol­no­ści po­li­tycz­nych. Po­wo­dze­nie w tej wal­ce ozna­cza­ło wy­trą­ce­nie z rąk du­cho­wień­stwa istot­ne­go środ­ka pre­sji na wie­rzą­cych człon­ków par­tii so­cja­li­stycz­nych.

 So­cja­li­ści bro­ni­li się przed po­zba­wie­niem ich pra­wa do prak­tyk re­li­gij­nych roz­ma­icie: proś­bą, groź­bą, prze­kup­stwem. W szcze­gól­nych wy­pad­kach po­zy­wa­li do sądu tych du­chow­nych, któ­rzy od­mó­wi­li im po­słu­gi ko­ściel­nej.

 Kie­dy wszyst­kie środ­ki „per­swa­zji” za­wo­dzi­ły, wie­rzą­cy so­cja­li­ści sta­ra­li się chrzcić swo­je dzie­ci, za­wie­rać związ­ki mał­żeń­skie, grze­bać swo­ich bli­skich w in­nych pa­ra­fiach bądź w klasz­to­rach. Ga­li­cyj­ski „Me­ta­lo­wiec” ra­dził, aby ro­bot­ni­cy „w celu spo­wia­da­nia się nie uda­wa­li się do głu­pich, ale do mą­drych za­stęp­ców Chry­stu­sa, któ­rych jest dużo i któ­rzy ob­rzę­dów re­li­gij­nych i so­cja­li­stom udzie­la­ją” ¹⁶. Po­stę­po­wa­no tak je­dy­nie w osta­tecz­no­ści, wią­za­ły się z tym bo­wiem nie­ma­łe kosz­ty i kło­po­ty. Nie za­wsze po­szu­ki­wa­nia no­wych pa­ra­fii i księ­ży na­wet w więk­szych mia­stach koń­czy­ły się po­wo­dze­niem, zwłasz­cza w wy­pad­ku po­grze­bów, gdzie czas ze zro­zu­mia­łych wzglę­dów miał roz­strzy­ga­ją­ce zna­cze­nie. Prze­to zda­rza­ły się sy­tu­acje, jak choć­by w przy­pad­ku zmar­łe­go w 1896 r. sym­pa­ty­ka PPSD Izy­do­ra Mich­no, iż w Kra­ko­wie nie zna­lazł się ani je­den ksiądz, któ­ry by ze­chciał przy­naj­mniej „po­kro­pić”. „Jest to akt ze­msty za prze­ko­na­nia. Nie mo­gąc ży­we­go zła­mać — mó­wił na po­grze­bie Igna­cy Da­szyń­ski — na tru­pie wy­war­li swą ze­mstę sza­tań­ską. Wo­bec ma­je­sta­tu śmier­ci nie będę wda­wał się w kry­ty­kę, nie będę są­dził, kto praw, a kto krzyw… na sąd bo­ski od­sy­łam krzyw­dzi­cie­li, nie­chaj ich są­dzi Bóg” ¹⁷. Ta­kich przy­kła­dów moż­na było w Ga­li­cji spo­tkać wię­cej. Do­ty­czy­ły nie tyl­ko po­grze­bów, ale i in­nych prak­tyk — czę­ściej na­wet lu­do­wców, ukra­iń­skich ra­dy­ka­łów niż so­cja­li­stów. W su­mie jed­nak, poza nie­licz­ny­mi wy­jąt­ka­mi, po­szu­ki­wa­nia życz­li­wych ka­pła­nów koń­czy­ły się po­wo­dze­niem.

 Człon­ko­wie par­tii so­cja­li­stycz­nych w swo­jej ma­sie od­by­wa­li prak­ty­ki re­li­gij­ne tak jak inni wie­rzą­cy ka­to­li­cy. Dla­te­go ta spra­wa mniej nas bę­dzie in­te­re­so­wa­ła. W tym miej­scu po­zwa­la­my so­bie ode­słać Czy­tel­ni­ków do prac hi­sto­rycz­nych, któ­re tym się bli­żej zaj­mo­wa­ły ¹⁸. Na­to­miast na­sza uwa­ga sku­pi się na tych wszyst­kich dzia­ła­niach i przed­się­wzię­ciach so­cja­li­stów, któ­re zmie­rza­ły do re­form usta­wo­daw­stwa cy­wil­ne­go w za­bo­rze ro­syj­skim i w Ga­li­cji oraz wy­pra­co­wa­nia no­wych wzo­rów la­ic­kiej ob­rzę­do­wo­ści. Pre­zen­tu­jąc po­szu­ki­wa­nia pol­skich so­cja­li­stów w obu tych kwe­stiach, chcie­li­by­śmy tak­że przed­sta­wić ana­lo­gicz­ne, po­dej­mo­wa­ne przez or­ga­ni­za­cje sku­pio­ne w II Mię­dzy­na­ro­dów­ce. Mają one nam po­ka­zać, jak da­le­ko i w ja­kim kie­run­ku szli inni, gdzie prze­bie­ga­ła ów­cze­sna gra­ni­ca po­szu­ki­wań ma­ją­cych na celu wy­two­rze­nie kul­tu­ry la­ic­kiej oraz wpro­wa­dze­nie usta­wo­daw­stwa, któ­re by sa­tys­fak­cjo­no­wa­ło śro­do­wi­ska le­wi­co­we. Są­dzi­my, iż po­zwo­li to nam le­piej zro­zu­mieć spe­cy­fi­kę pol­skie­go so­cja­li­zmu.

2. Pierwszy sakrament czy „czerwony chrzest”?

Chrzest — zgod­nie z na­uką Ko­ścio­ła — jest sa­kra­men­tem włą­cze­nia czło­wie­ka do spo­łecz­no­ści wier­nych, jest pierw­szym sa­kra­men­tem. W ży­ciu Po­la­ków, w tym i pol­skich so­cja­li­stów, zaj­mo­wał szcze­gól­ne miej­sce, a jego zna­cze­nie da­le­ko wy­bie­ga­ło poza war­to­ści i tre­ści czy­sto re­li­gij­ne. W okre­sie za­bo­rów bo­wiem co­raz czę­ściej chrzest wi­dzia­no jako akt włą­cze­nia do spo­łecz­no­ści ka­to­lic­kiej, ale i pol­skiej. Wy­da­je się to zro­zu­mia­łe, po­nie­waż na­ro­dy pa­nu­ją­ce w dwóch pań­stwach za­bor­czych, Ro­sji i Pru­sach, wy­zna­wa­ły inną wia­rę. Ro­sja­nie pra­wo­sław­ną, Pru­sa­cy naj­czę­ściej ewan­ge­lic­ką. Z tego po­wo­du ma­ho­me­ta­nin Alek­san­der Sul­kie­wicz — wie­lo­let­ni czło­nek CKR PPS, przy­ja­ciel Jó­ze­fa Pił­sud­skie­go — żo­na­ty z kal­win­ką, ochrzcił swo­je dzie­ci w Ko­ście­le ka­to­lic­kim, któ­ry był dla nie­go i jemu po­dob­nych przede wszyst­kim Ko­ścio­łem pol­skim. Chrzest w Pol­sce peł­nił tak­że rolę słu­żeb­ną wo­bec wzro­stu po­czu­cia toż­sa­mo­ści na­ro­do­wej Po­la­ków, przede wszyst­kim wśród lud­no­ści chłop­skiej i ro­bot­ni­czej.

 So­cja­li­ści — zwłasz­cza ro­bot­ni­cy i rze­mieśl­ni­cy — na oj­ców chrzest­nych chęt­nie za­pra­sza­li zna­nych dzia­ła­czy i przy­wód­ców par­tii so­cja­li­stycz­nych — a ci, jak każe tra­dy­cja, wy­ra­ża­li zgo­dę. Dla­te­go udział w tej ce­re­mo­nii wca­le nie mu­siał do­wo­dzić ich re­li­gij­no­ści. W Ga­li­cji mile wi­dzia­nym oj­cem chrzest­nym był Igna­cy Da­szyń­ski, w czym się prze­ja­wia­ła jego wy­jąt­ko­wa po­pu­lar­ność. Wy­stę­po­wał on w tej roli po ostrych star­ciach i spię­ciach z du­cho­wień­stwem, któ­re nie chcia­ło w nim wi­dzieć do­bre­go, przy­kład­ne­go ka­to­li­ka. Na emi­gra­cji oj­cem chrzest­nym dzie­ci pol­skich so­cja­li­stów by­wał Ka­zi­mierz Kel­les-Krauz.

 To, że ro­bot­ni­cy wy­bie­ra­li chrzest­nych dla swo­ich dzie­ci spo­śród osób ze śro­do­wisk znacz­nie wy­żej od nich usy­tu­owa­nych w hie­rar­chii so­cjal­nej, świad­czy­ło o prze­ła­my­wa­niu do­tych­cza­so­wych ba­rier spo­łecz­nych. Chrzty w spo­łecz­no­ści wy­znaw­ców no­wej „do­brej no­wi­ny” sprzy­ja­ły de­mo­kra­ty­za­cji. Poza par­tia­mi so­cja­li­stycz­ny­mi po­dob­ne sy­tu­acje mo­gły się zda­rzyć tyl­ko spo­ra­dycz­nie, bo­wiem, mimo znie­sie­nia róż­nic sta­no­wych i praw­nych, po­szcze­gól­ne śro­do­wi­ska w Pol­sce da­lej żyły w krę­gu „swo­ich”.

 Pod­czas chrztów obok naj­bliż­szej ro­dzi­ny nie­jed­no­krot­nie by­wa­li bliż­si i dal­si zna­jo­mi. Tym sa­mym uro­czy­stość ta ze ści­śle pry­wat­nej sta­wa­ła się pu­blicz­ną oka­zją do spo­tka­nia człon­ków lo­kal­nej or­ga­ni­za­cji. Pod­czas chrztu syna ro­bot­ni­ka i dzia­ła­cza PPS Bo­le­sła­wa Bil­skie­go asy­sto­wał cały War­szaw­ski Ko­mi­tet Ro­bot­ni­czy na cze­le z chrzest­nym Ja­nem Stró­żec­kim. Chrzty z udzia­łem osób z krę­gu lo­kal­nych or­ga­ni­za­cji so­cja­li­stycz­nych mia­ły waż­ne zna­cze­nie w za­bo­rze ro­syj­skim ze wzglę­du na ogra­ni­czo­ne tam moż­li­wo­ści kon­tak­tów par­tyj­nych oraz ko­mu­ni­ko­wa­nia się człon­ków or­ga­ni­za­cji. Sta­wa­ły się za­tem in­sty­tu­cją za­stęp­czą sku­pia­ją­cą ży­cie to­wa­rzy­skie i par­tyj­ne. Spo­tka­nia z oka­zji chrztów słu­ży­ły iden­ty­fi­ka­cji z gru­pą do­tych­czas czę­sto sze­rzej nie zna­ną i — co jest szcze­gól­nie istot­ne — osła­bia­ły wy­stę­pu­ją­ce u wie­lu ro­bot­ni­ków po­sta­wy an­ty­in­te­li­genc­kie ¹⁹.

 W za­bo­rze pru­skim (i w pań­stwie pru­skim) usta­wy z roku 1873 i 1875 opar­ły pra­wo ro­dzin­ne na za­sa­dach la­ic­kich. Usta­wą z 1875 roku wpro­wa­dzo­no obo­wią­zek wpi­su nowo na­ro­dzo­nych dzie­ci w urzę­dach pań­stwo­wych. Nie­zgło­sze­nie w okre­ślo­nym ter­mi­nie było ka­ral­ne. Prze­to w świe­tle pa­nu­ją­ce­go usta­wo­daw­stwa chrzest dziec­ka w ko­ście­le za­le­żał wy­łącz­nie od do­brej woli ro­dzi­ców. Ci, któ­rzy zde­cy­do­wa­li się nie chrzcić, nie byli przez wła­dze pań­stwo­we sank­cjo­no­wa­ni. Tym sa­mym jed­nak dziec­ko po­zo­sta­wa­ło poza Ko­ścio­łem i poza pol­skim spo­łe­czeń­stwem. Prze­to tam­tej­si so­cja­li­ści pol­scy, bez wy­jąt­ku, chrzci­li swo­je dzie­ci. PPSzp trak­to­wa­ła to jako ich spra­wę pry­wat­ną. Nie od­ra­dza­ła chrztu, nie wzy­wa­ła do jego za­nie­cha­nia.

 W za­bo­rze au­striac­kim re­je­stra­cja dzie­ci, któ­re się na­ro­dzi­ły, wraz z chrztem do­ko­ny­wa­ła się w obiek­tach sa­kral­nych. Je­dy­nie ci, któ­rzy ofi­cjal­nie wy­stą­pi­li z Ko­ścio­łów, mo­gli za­pi­sy­wać swo­je dzie­ci w urzę­dach pań­stwo­wych. Wśród nich kil­ku­na­stu to człon­ko­wie bądź sym­pa­ty­cy PPSD. Po­dob­nie w sy­tu­acjach praw­nie skom­pli­ko­wa­nych, w wy­pad­kach pra­wem nie prze­wi­dzia­nych bądź gdy wy­zna­nia były bar­dzo od­mien­ne, wpi­su do­ko­ny­wa­ło się w in­sty­tu­cjach pań­stwo­wych. W su­mie licz­ba tych, któ­rzy z ta­kiej moż­li­wo­ści mo­gli sko­rzy­stać, była nie­wiel­ka. Dla­te­go PPSD (po­dob­nie jak cała so­cjal­de­mo­kra­cja au­striac­ka) od władz pań­stwo­wych żą­da­ła peł­ne­go usta­wo­daw­stwa la­ic­kie­go, któ­re by wpro­wa­dzi­ło obo­wiąz­ko­wy wpis dzie­ci w urzę­dach cy­wil­nych tak jak w Pru­sach. Poj­mo­wa­no to jako wstęp do peł­ne­go roz­dzia­łu Ko­ścio­ła od pań­stwa. Jed­nak­że aż do koń­ca dzie­jów pań­stwa au­stro-wę­gier­skie­go spra­wa ta nie zo­sta­ła praw­nie ure­gu­lo­wa­na.

 Na­to­miast w Kró­le­stwie Pol­skim i na Li­twie chrzty dla wy­znaw­ców re­li­gii chrze­ści­jań­skich mia­ły cha­rak­ter ob­li­ga­to­ryj­ny. Akty cy­wil­ne spo­rzą­dza­ła ad­mi­ni­stra­cja ko­ściel­na, tym sa­mym re­je­stra­cja dzie­ci od­by­wa­ła się w ko­ścio­łach w po­łą­cze­niu z chrztem (w wy­pad­ku wy­znań chrze­ści­jań­skich). Pol­scy so­cja­li­ści po­dob­nie jak i po­zo­sta­li miesz­kań­cy tego ob­sza­ru Pol­ski nie mie­li za­tem wy­bo­ru.

 Ten stan rze­czy nie mógł za­do­wo­lić tam­tej­szych par­tii ro­bot­ni­czych: PPS, SDK­PiL, PPS-Pro­le­ta­riat. Uwa­ża­ły one bo­wiem, iż na­le­ży — choć­by wzo­rem Fran­cji czy Prus — wpro­wa­dzić usta­wo­daw­stwo la­ic­kie oraz do­pro­wa­dzić do roz­dzia­łu pań­stwa i Ko­ścio­ła. Zda­wa­ły so­bie jed­nak spra­wę, że zmia­ny te mogą mieć do­pie­ro miej­sce w mo­men­cie de­mo­kra­ty­za­cji Ro­sji. Wcze­śniej były mało praw­do­po­dob­ne. Wi­do­ki na nie po­ja­wi­ły się wraz z re­wo­lu­cją 1905–1907 roku. Prze­to po­czy­na­jąc od tego cza­su, so­cja­li­ści żą­da­li wpro­wa­dze­nia cy­wil­nych me­tryk i znie­sie­nia „przy­mu­su chrzcze­nia dzie­ci”. Ist­nie­ją­ca sy­tu­acja była dla nich świa­dec­twem uci­sku su­mie­nia, któ­ry „jest naj­gor­szą for­mą uci­sku” ²⁰. W kwe­stii su­mie­nia — pod­kre­śla­no — wszy­scy mu­szą być rów­ni. W tej spra­wie pol­scy so­cja­li­ści za­rów­no nie­wie­rzą­cy, obo­jęt­ni re­li­gij­nie, jak i wie­rzą­cy byli zgod­ni.

 Jed­nak­że zmia­ny w usta­wo­daw­stwie ro­dzin­nym wpro­wa­dzo­ne wów­czas przez wła­dze car­skie mia­ły cha­rak­ter dru­go­rzęd­ny. Od lat re­wo­lu­cji je­dy­nie dla wy­znań nie­chrze­ści­jań­skich i chrze­ści­jań­skich, któ­rych sta­tus jesz­cze nie był praw­nie ure­gu­lo­wa­ny, obo­wiąz­ki spo­rzą­dza­nia akt sta­nu cy­wil­ne­go, na­ro­dzin, rów­nież ślu­bu i zgo­nów na­le­ża­ły do władz miej­skich i gmin­nych. Ewen­tu­al­ne wpro­wa­dze­nie usta­wo­daw­stwa la­ic­kie­go (m.in. obo­wiąz­ko­wy wpis dzie­ci, któ­re się na­ro­dzi­ły, w urzę­dach pań­stwo­wych) za­pew­ne nie ozna­cza­ło­by jesz­cze, iż so­cja­li­ści wol­no­my­śli­cie­le zre­zy­gno­wa­li z nie­obo­wią­zu­ją­cych ich wte­dy chrztów. Jak do­wo­dzą przy­kła­dy z za­bo­ru pru­skie­go, au­striac­kie­go oraz emi­gra­cji, so­cja­li­ści z Kró­le­stwa i Li­twy przy­pusz­czal­nie za­cho­wa­li­by się po­dob­nie, a licz­ba tych, któ­rzy by zre­zy­gno­wa­li z ko­ściel­ne­go chrztu, by­ła­by za­pew­ne nie­wiel­ka.

 Roz­gra­ni­cze­nie czyn­no­ści re­li­gij­nych i świec­kich w za­bo­rze pru­skim, a we wspo­mnia­nych wy­żej przy­pad­kach rów­nież w Ga­li­cji, ozna­cza­ło, iż ro­dzi­na re­je­stru­ją­ca na­ro­dzi­ny dziec­ka w urzę­dzie pań­stwo­wym mo­gła, zgod­nie z obo­wią­zu­ją­cym usta­wo­daw­stwem, pro­po­no­wać zu­peł­nie nowe, nie sto­so­wa­ne do­tych­czas imio­na. W za­bo­rze pru­skim PPSzp nie wspo­mi­na­ła jed­nak o tym, po­dob­nie jak nie wspo­mi­na­ła o no­wych imio­nach dzie­ci nada­wa­nych w kra­jach Eu­ro­py Za­chod­niej. Na­to­miast PPSD za­chę­ca­ła ro­bot­ni­ków do nada­wa­nia swo­im dzie­ciom imion świec­kich, ale w ko­ścio­łach. W świe­tle ma­te­ria­łów źró­dło­wych, któ­ry­mi dys­po­no­wa­li­śmy, nie wy­da­je się, by czy­nio­no to czę­sto. Zresz­tą, jak moż­na było przy­pusz­czać, pro­po­zy­cja ta nie zo­sta­ła do­brze przy­ję­ta przez śro­do­wi­ska ro­bot­ni­cze, rze­mieśl­ni­ków. Za­pew­ne żony i mat­ki so­cja­li­stów tak­że prze­ciw temu opo­no­wa­ły. W spo­ra­dycz­nych wy­pad­kach (Ga­li­cja, Śląsk Cie­szyń­ski), gdy już się zde­cy­do­wa­no na nada­nie dziec­ku imie­nia świec­kie­go, z ko­lei księ­ża na to się nie zga­dza­li ²¹. Lecz na­wet w sil­nie zla­icy­zo­wa­nych re­gio­nach Fran­cji czy Bel­gii zda­rza­ło się, iż księ­ża od­ma­wia­li udzie­le­nia chrztu dziec­ku, gdy jego ro­dzi­ce pro­po­no­wa­li imię świec­kie, nie­ist­nie­ją­ce w ka­len­da­rzu ko­ściel­nym. Jed­nak wów­czas tam­tej­sza pra­sa so­cja­li­stycz­na: „La Voix des Tra­va­il­leurs”, „La Pe­ti­te Répu­bli­que”, su­ro­wo ich po­tę­pia­ła. W obu tych kra­jach pra­sa od­no­to­wy­wa­ła rów­nież na­zwi­ska tych urzęd­ni­ków pań­stwo­wych, któ­rzy od­ma­wia­li za­pi­sa­nia pro­po­no­wa­nych imion dla dzie­ci, ich zda­niem zbyt re­wo­lu­cyj­nych i an­ty­re­li­gij­nych, jak przy­kła­do­wo: „Lu­ci­fer, Bla­nqui, Ver­cin­ge­to­rix” ²². Chwa­li­ła na­to­miast tych, któ­rzy po­stę­po­wa­li ina­czej i ak­cep­to­wa­li imio­na się­ga­ją­ce tra­dy­cji rzym­skiej, cza­sów po­gań­skich czy dzie­jów so­cja­li­zmu (np. En­gels) ²³.

 Przed ro­kiem 1918 nie tyl­ko w Pru­sach, ale rów­nież i w in­nych pań­stwach eu­ro­pej­skich, ta­kich jak Fran­cja, Bel­gia czy Ho­lan­dia, ist­niał obo­wią­zek wpi­sa­nia dzie­ci w urzę­dach pań­stwo­wych. Mu­sie­li tego do­peł­nić wszy­scy, ka­to­li­cy, pro­te­stan­ci, wy­znaw­cy re­li­gii moj­że­szo­wej, nie­wie­rzą­cy. Na­to­miast póź­niej­szy chrzest — w przy­pad­ku chrze­ści­jan — był spra­wą pry­wat­ną, nad­obo­wiąz­ko­wą. W tych pań­stwach — po­czy­na­jąc od lat osiem­dzie­sią­tych XIX stu­le­cia — so­cja­li­ści, rów­nież anar­chi­ści, wol­no­my­śli­cie­le, prze­sta­li się za­do­wa­lać ist­nie­ją­cym la­ic­kim usta­wo­daw­stwem, ale za­czę­li roz­wa­żać pro­blem od­po­wied­niej, we­dług nich naj­sto­sow­niej­szej, opra­wy dla uro­czy­stej re­je­stra­cji dziec­ka w urzę­dach sta­nu cy­wil­ne­go. Jed­nak­że aż do za­koń­cze­nia I woj­ny świa­to­wej pra­ce kon­cep­cyj­ne nad mo­de­lem ta­kiej uro­czy­sto­ści nie wy­szły z fazy wstęp­nej. Je­dy­nie wy­znaw­cy wol­nej my­śli wy­ka­zy­wa­li za­in­te­re­so­wa­nie dla ta­kiej „wol­no­my­śli­ciel­skiej” opra­wy. Na­to­miast wie­rzą­cy byli jej sta­now­czo prze­ciw­ni. Ak­cep­to­wa­li oni — bo nie mie­li wy­bo­ru — obo­wiąz­ko­wy wpis dziec­ka w urzę­dzie sta­nu cy­wil­ne­go, ale nie mo­gli się zgo­dzić na udział, wraz ze swo­imi dzieć­mi, w ate­istycz­nej uro­czy­sto­ści.

 W tej sy­tu­acji pra­ce za­chod­nio­eu­ro­pej­skich so­cja­li­stów wol­no­my­śli­cie­li po­szły w kie­run­ku stwo­rze­nia tzw. „chrztów czer­wo­nych”.

 Naj­pierw po­szcze­gól­ni so­cja­li­ści wol­no­my­śli­cie­le pró­bo­wa­li to czy­nić „na wła­sną rękę”, póź­niej, po­cząw­szy od lat dzie­więć­dzie­sią­tych, za­czę­ły się tym zaj­mo­wać spe­cjal­nie w tym celu po­wo­ła­ne in­sty­tu­cje, jak przy­kła­do­wo Sto­wa­rzy­sze­nie Chrztów Cy­wil­nych czy Sto­wa­rzy­sze­nie Ro­dzin La­ic­kich. Gru­po­wa­ły one nie tyl­ko człon­ków par­tii so­cja­li­stycz­nych, choć za­zwy­czaj sta­no­wi­li oni krę­gi kie­row­ni­cze. Rów­nież w pra­sie so­cja­li­stycz­nej, anar­chi­stycz­nej, wol­no­my­śli­ciel­skiej oraz pod­czas kon­gre­sów So­cja­li­stycz­nej Wol­nej My­śli ape­lo­wa­no do pra­cy nad two­rze­niem ta­kie­go ce­re­mo­nia­łu „chrztu”, któ­ry by w spo­sób naj­peł­niej­szy wy­ra­żał tre­ści la­ic­kie i so­cja­li­stycz­ne. Miał on być jed­no­cze­snym świa­dec­twem — i to wy­ra­żo­nym w spo­sób ma­ni­fe­sta­cyj­ny — ze­rwa­nia wszel­kie­go związ­ku ze „sta­rym” chrze­ści­jań­skim po­rząd­kiem rze­czy.

 Do roku 1918 nie uda­ło się wy­pra­co­wać jed­ne­go, po­wszech­nie obo­wią­zu­ją­ce­go mo­de­lu ta­kiej uro­czy­sto­ści, choć­by w ob­rę­bie jed­ne­go pań­stwa ²⁴. Nie­mniej war­to zwró­cić uwa­gę na nie­któ­re, naj­czę­ściej po­wta­rza­ją­ce się ich ce­chy. Naj­waż­niej­szy był wspól­ny cel. Nie­za­leż­nie, czy mia­ły one miej­sce w Zu­ry­chu, Lil­le, Lie­ge czy Dreź­nie, wpro­wa­dza­ły dziec­ko, nową oso­bę, do ro­dzi­ny so­cja­li­stów wol­no­my­śli­cie­li, do świa­ta la­ic­kie­go, wol­ne­go od do­gma­tów — jak mó­wio­no — „ko­me­dii re­li­gij­nych”. Wspól­ny też był czas i miej­sce. Za­zwy­czaj uro­czy­sto­ści od­by­wa­ły się w nie­dzie­lę, choć oczy­wi­ście nie ze wzglę­du na sza­cu­nek dla dnia świę­te­go, ale z po­wo­dów prag­ma­tycz­nych: umoż­li­wia­ła ona bo­wiem licz­niej­szy udział oraz nada­wa­ła ob­rzę­dom cha­rak­ter pod­nio­sły i świą­tecz­ny. Mia­ły one miej­sce w wy­na­ję­tych sa­lach urzę­du cy­wil­ne­go (sale ślu­bów). Ale nie za­wsze było to moż­li­we. Wów­czas urzą­dza­no „czer­wo­ne chrzty” w lo­ka­lach to­wa­rzystw wol­no­my­śli­ciel­skich, klu­bach so­cja­li­stycz­nych i ro­bot­ni­czych, w re­stau­ra­cjach i ka­wiar­niach, nie­kie­dy w miesz­ka­niach pry­wat­nych. Uro­czy­ste „chrzty” od­by­wa­ły się z udzia­łem de­le­ga­tów re­pre­zen­tu­ją­cych po­szcze­gól­ne lo­kal­ne spo­łecz­no­ści so­cja­li­stów wol­no­my­śli­cie­li róż­nych miast. Łącz­nie w ta­kiej ce­re­mo­nii uczest­ni­czy­ło na­wet do ty­sią­ca osób! Re­pre­zen­tan­ci tych śro­do­wisk i re­gio­nów przy­by­wa­li nie tyl­ko, by za­ma­ni­fe­sto­wać swo­ją so­li­dar­ność, ale by na miej­scu za­po­znać się z cha­rak­te­rem tych im­prez. Moż­na by po­wie­dzieć, iż w ce­lach in­struk­ta­żo­wych.

 „Czer­wo­ny chrzest” był uro­czy­sto­ścią, któ­rej głów­ni bo­ha­te­ro­wie, dzie­ci, li­czy­ły so­bie co naj­mniej po dwa, czte­ry, sie­dem lat. Były i star­sze. Chrzty nie­mow­ląt na­le­ża­ły do rzad­ko­ści. Ro­dzi­ce uwa­ża­li, iż dzie­ci po­win­ny już po­sia­dać pew­ną świa­do­mość spraw, któ­re się wo­kół nich dzie­ją. Do tego ich zresz­tą przez te kil­ka lat mie­li przy­go­to­wy­wać. „Chrzest” po­prze­dza­ła przy­się­ga ro­dzi­ców oraz ro­dzi­ców chrzest­nych. Przy­się­ga­li, iż będą czu­wać nad wy­cho­wa­niem dziec­ka w du­chu ide­ałów so­cja­li­stycz­nych i wol­no­my­śli­ciel­skich. Na­stęp­nie usta dziec­ka zwil­ża­no wi­nem (bądź in­nym pły­nem przy­go­to­wa­nym spe­cjal­nie na tę uro­czy­stość), „wi­nem bra­ter­stwa”, wy­mie­nia­jąc jed­no­cze­śnie od­po­wied­nie sło­wa-za­klę­cia. Po za­koń­cze­niu tej ce­re­mo­nii wy­gła­sza­no sto­sow­ne prze­mó­wie­nia na te­mat wa­lo­rów no­wej świec­kiej re­li­gii ²⁵. Na­za­jutrz pra­sa przy­no­si­ła opi­sy „chrztów” wraz z tek­sta­mi lub omó­wie­nia prze­mó­wień. Sta­no­wi­ły one do­brą oka­zję do upo­wszech­nie­nia wol­no­my­śli­ciel­skich ide­ałów. Jed­nak­że były to ak­cje nie tyl­ko an­ty­re­li­gij­ne i an­ty­kle­ry­kal­ne, ale rów­nież po­li­tycz­ne. Oka­za­ły się być frag­men­tem, i to cał­kiem istot­nym, dzia­łal­no­ści nie­któ­rych so­cja­li­stycz­nych par­tii za­chod­nio­eu­ro­pej­skich.

 Do za­koń­cze­nia I woj­ny świa­to­wej wspo­mnia­ne sto­wa­rzy­sze­nia, in­sty­tu­cje oraz par­tie nie za­no­to­wa­ły jed­nak szcze­gól­nych suk­ce­sów ²⁶. W kra­jach Be­ne­luk­su, rów­nież w Niem­czech, ta­kie ce­re­mo­nie or­ga­ni­zo­wa­no do­syć nie­re­gu­lar­nie. Częst­sze były we Fran­cji, w więk­szych aglo­me­ra­cjach miej­skich, zwłasz­cza od roku 1905, tj. roz­dzia­łu Ko­ścio­ła od pań­stwa. W ogó­le wzrost za­in­te­re­so­wa­nia tą kwe­stią roz­po­czął się od spra­wy Drey­fu­sa. Wów­czas to lu­dzie le­wi­cy, so­cja­li­ści, ra­dy­ka­ło­wie, w „chrztach” la­ic­kich i in­nych po­dob­nych uro­czy­sto­ściach za­czę­li wi­dzieć ma­ni­fe­sta­cje an­ty­kle­ry­kal­ne i an­ty­re­li­gij­ne ²⁷. Lecz na­wet we Fran­cji mimo wzro­stu po­pu­lar­no­ści uro­czy­stych „chrztów” nie sta­ły się one jesz­cze czymś co­dzien­nym. Da­lej nada­wa­no im wy­mia­ry wy­da­rze­nia. Nie wpro­wa­dzo­no na­wet osob­ne­go sło­wa, któ­re by pre­cy­zyj­nie okre­śla­ło cha­rak­ter i sens tej uro­czy­sto­ści. Naj­czę­ściej mó­wio­no: nowy la­ic­ki „czer­wo­ny chrzest” ²⁸.

 W su­mie, aż do roku 1918, efek­ty upo­wszech­nia­nia świec­kich ce­re­mo­nii nie były na mia­rę wkła­da­nej w nie pra­cy przy­go­to­waw­czej, kon­cep­cyj­nej, środ­ków pie­nięż­nych. Ich po­my­sły oka­za­ły się zbyt mało ory­gi­nal­ne i atrak­cyj­ne, by mo­gły li­czyć na szer­sze zro­zu­mie­nie i ak­cep­ta­cję na­wet krę­gów wol­no­my­śli­ciel­skich. Jak moż­na są­dzić, nowa li­tur­gia nie po­bu­dza­ła wy­obraź­ni w wy­star­cza­ją­cym stop­niu, nie da­wa­ła uczest­ni­kom od­po­wied­niej sa­tys­fak­cji. Nie­któ­rych na­wet draż­ni­ła swo­ją ba­nal­no­ścią, po­spo­li­to­ścią, sza­blo­no­wo­ścią. W od­czu­ciu wie­lu była nie­uda­nym na­śla­dow­nic­twem ce­re­mo­nii ka­to­lic­kich czy, jak nie­jed­no­krot­nie utrzy­my­wa­no, ich pa­ro­dią. W ce­re­mo­nii la­ic­kiej i w re­li­gij­nej sto­so­wa­no bo­wiem po­dob­ne ge­sty, sło­wa, sym­bo­le i zna­ki.

 Za­bie­gi pro­pa­gan­do­we nie­któ­rych eu­ro­pej­skich par­tii so­cja­li­stycz­nych były skie­ro­wa­ne nie tyl­ko do wol­no­my­śli­cie­li, ale rów­nież i do tych, któ­rzy zna­leź­li się jak­by w po­ło­wie dro­gi, ode­szli już od Ko­ścio­ła, ale jesz­cze nie za­ak­cep­to­wa­li ide­ałów wol­nej my­śli. Par­tie te nie po­le­ca­ły im jesz­cze no­wych „chrztów”, ale za­chę­ca­ły do zre­zy­gno­wa­nia z chrztu dzie­ci w ko­ścio­łach. „La Voix de Tra­va­il­leurs” ape­lo­wał: „To­wa­rzy­sze, tro­chę od­wa­gi… na­sze dzie­ci doj­rze­wa­ją cał­kiem do­brze bez bło­go­sła­wień­stwa na­szych księ­ży” ²⁹. Rze­czy­wi­ście przy­by­wa­ło ta­kich, co po za­re­je­stro­wa­niu dziec­ka w urzę­dzie sta­nu cy­wil­ne­go or­ga­ni­zo­wa­li w domu lub na wol­nym po­wie­trzu świę­ta ro­dzin­ne z udzia­łem naj­bliż­szych. Je­den z so­cja­li­stów wspo­mi­nał, iż był „chrzczo­ny pod gru­szą” ³⁰. Uro­czy­sto­ści te utrzy­ma­ne były w kli­ma­cie tra­dy­cyj­nym, choć tre­ści, ja­kie im to­wa­rzy­szy­ły, były już nowe. Nie mia­ły na­to­miast po­sta­ci fety o ma­ni­fe­sta­cyj­nie an­ty­re­li­gij­nym cha­rak­te­rze. Mia­ły ozna­czać przy­ję­cie dziec­ka do ro­dzi­ny bądź też ma­łej lo­kal­nej spo­łecz­no­ści.

 So­cja­li­ści dzia­ła­ją­cy w Wiel­ko­pol­sce, na Po­mo­rzu, na Ślą­sku oraz w Ga­li­cji bli­żej się tymi za­gad­nie­nia­mi nie zaj­mo­wa­li. Je­dy­nie spo­ra­dycz­nie w swo­ich dru­kach, w ca­ło­ści bądź we frag­men­tach, przy­ta­cza­li for­mu­łę świec­kie­go „chrztu” wraz z opi­sem ca­łej uro­czy­sto­ści prak­ty­ko­wa­nej we Fran­cji ³¹. Wspo­mi­na­li też o po­szu­ki­wa­niach so­cja­li­stów fran­cu­skich, bel­gij­skich i nie­miec­kich, któ­re mia­ły przy­nieść wy­pra­co­wa­nie kon­cep­cji „czer­wo­nych chrztów”. Być może, w ten spo­sób pra­gnę­li oni uświa­do­mić pol­skim ro­bot­ni­kom, rze­mieśl­ni­kom, chło­pom — ska­lę i za­sięg dzia­łal­no­ści tam­tej­szych so­cja­li­stów na polu usta­wo­daw­stwa la­ic­kie­go i no­wej świec­kiej ob­rzę­do­wo­ści. Czy ich to po­bu­dza­ło do bar­dziej zde­cy­do­wa­nych kro­ków w wal­ce o zre­for­mo­wa­nie usta­wo­daw­stwa cy­wil­ne­go oraz do wzmo­że­nia ak­cji an­ty­kle­ry­kal­nych — w świe­tle do­stęp­nych prze­ka­zów źró­dło­wych trud­no jest stwier­dzić.

 Na­to­miast nic nie wska­zu­je na to, by pol­scy so­cja­li­ści mie­li ja­kie­kol­wiek za­mia­ry upo­wszech­nia­nia no­wych „chrztów”. Zda­wa­li so­bie spra­wę, że w wa­run­kach pol­skich jest to nie­moż­li­we. Były to pro­ble­my tak od­le­głe od tego, czym żyli pol­scy ro­bot­ni­cy, gór­ni­cy, rze­mieśl­ni­cy, i tak nie­zgod­ne ze sta­nem ich wraż­li­wo­ści re­li­gij­nej i po­boż­no­ści, iż nie mo­gły zna­leźć miej­sca w bie­żą­cej dzia­łal­no­ści uświa­da­mia­ją­cej.

 Pol­scy so­cja­li­ści za­bo­ru ro­syj­skie­go i au­striac­kie­go wal­czy­li o zmia­ny w usta­wo­daw­stwie cy­wil­nym, o to, co w wie­lu in­nych kra­jach było już obo­wią­zu­ją­ce. Da­le­cy byli jed­nak od pro­pa­go­wa­nia „czer­wo­nych chrztów”. Trud­no zresz­tą było eks­pe­ry­men­to­wać tam, gdzie usta­wo­daw­stwo w ogó­le nie do­pusz­cza­ło do re­je­stra­cji dzie­ci w urzę­dach pań­stwo­wych (za­bór ro­syj­ski), bądź na nie­wiel­ką ska­lę (Ga­li­cja). Lecz na­wet w za­bo­rze pru­skim, gdzie ist­nia­ły ta­kie moż­li­wo­ści, tego nie czy­nio­no. Wszyst­ko to świad­czy­ło o ska­li róż­nic w sto­sun­ku do ob­rzę­do­wo­ści kul­to­wej oraz no­wej, la­ic­kiej, pol­skie­go i fran­cu­skie­go czy bel­gij­skie­go świa­ta pra­cy. Ani na Ślą­sku, ani w Wiel­ko­pol­sce nie było też pol­skich sto­wa­rzy­szeń la­ic­kich czy na rzecz chrztów cy­wil­nych. Pod tym wzglę­dem były to ob­sza­ry zu­peł­nie dzie­wi­cze.

 Pol­skie par­tie so­cja­li­stycz­ne tyl­ko zdaw­ko­wo in­for­mu­ją­ce o no­wej la­ic­kiej ob­rzę­do­wo­ści „wy­rę­cza­ła” pra­sa za­cho­waw­cza, któ­ra za eu­ro­pej­ską po­da­wa­ła sen­sa­cyj­ne wia­do­mo­ści na te­mat no­wych form chrztu prak­ty­ko­wa­nych przez so­cja­li­stów. Nie­jed­no­krot­nie też ci ostat­ni za­prze­cza­li, de­men­to­wa­li, ale przy­kre wra­że­nie po­zo­sta­wa­ło. W przed­dzień woj­ny m.in. pra­sa roz­pi­sy­wa­ła się na te­mat „chrztu so­cja­li­stycz­ne­go” sze­ścio­mie­sięcz­nej cór­ki jed­ne­go z so­cja­li­stów bry­tyj­skich, któ­ry miał się od­być w oko­li­cach Lon­dy­nu. Prze­wod­ni­czą­cy ze­bra­nia miał nadać dziew­czyn­ce imię „Róży Le­śnej” i przy­jąć do par­tii „wol­no­ści, rów­no­ści, bra­ter­stwa”, po czym miał wło­żyć na jej gło­wę czer­wo­ną cza­pecz­kę ³².

3. Komunia święta czy „cywilna”?

Uro­czy­sta pierw­sza ko­mu­nia św. była po chrzcie ko­lej­nym waż­nym wy­da­rze­niem re­li­gij­nym w ży­ciu dziec­ka. W Pol­sce na prze­ło­mie wie­ku XIX i XX za­czy­na­ła ona od­gry­wać co­raz więk­szą rolę. Miał w tym swój udział za­rów­no Ko­ściół ka­to­lic­ki, jak i do­ro­śli, któ­rzy wagę tego fak­tu w ży­ciu dziec­ka chcie­li szcze­gól­nie pod­kre­ślić i uwy­pu­klić. Przy­stę­pu­jąc do pierw­szej ko­mu­nii św. dziec­ko zdo­by­wa­ło nowe pra­wa, ale i nowe obo­wiąz­ki w Ko­ście­le. Sta­wa­ło się jego peł­no­praw­ną cząst­ką. Zbli­ża­ło się do Isto­ty Naj­wyż­szej — Boga. Sama uro­czy­stość mia­ła głę­bo­ko za­paść w świa­do­mość mło­de­go czło­wie­ka.

 Jaki był sto­su­nek pol­skich so­cja­li­stów do uro­czy­sto­ści pierw­szej ko­mu­nii św.? Z nie­zbyt licz­nych prze­ka­zów źró­dło­wych, przede wszyst­kim ze wspo­mnień, ma­te­ria­łów pa­mięt­ni­kar­skich, ko­re­spon­den­cji wy­ni­ka, iż pro­blem ten in­te­re­so­wał ich o tyle, o ile mia­ło to zwią­zek z ich dzieć­mi. O ko­mu­nii św., jako o sa­kra­men­cie, bli­żej się nie wy­po­wia­da­li. Dla wie­rzą­cych so­cja­li­stów udział dzie­ci w tej uro­czy­sto­ści był czymś tak na­tu­ral­nym, że nie czu­li się w obo­wiąz­ku (tak jak w wy­pad­ku po­grze­bów) uza­sad­nia­nia i wy­ja­śnia­nia swo­je­go po­stę­po­wa­nia. Mo­że­my chy­ba przy­jąć, pa­mię­ta­jąc o struk­tu­rze wy­zna­nio­wej par­tii so­cja­li­stycz­nych, iż zde­cy­do­wa­na więk­szość dzie­ci pol­skich so­cja­li­stów uczest­ni­czy­ła w uro­czy­sto­ści pierw­szej spo­wie­dzi i w ko­mu­nii św.

 Na­to­miast przy­kła­do­wo we Fran­cji (o któ­rej dys­po­nu­je­my bliż­szy­mi in­for­ma­cja­mi) udział w tej uro­czy­sto­ści dzie­ci so­cja­li­stów był czymś spo­ra­dycz­nym, był wy­da­rze­niem, a udział dzie­ci przy­wód­ców par­tii sen­sa­cją, jak choć­by w przy­pad­ku cór­ki Je­ana Jau­rèsa, jed­ne­go z naj­bar­dziej zna­nych przy­wód­ców fran­cu­skie­go i mię­dzy­na­ro­do­we­go ru­chu ro­bot­ni­cze­go. O tym roz­pi­sy­wa­ła się pra­sa roz­ma­itych kie­run­ków, a fran­cu­scy blan­ki­ści i al­le­ma­ni­ści Jau­rèsa po­tę­pi­li. W ich oczach prze­stał być uczest­ni­kiem ru­chu so­cja­li­stycz­ne­go, bo­wiem „czyn” jego cór­ki był świa­dec­twem wy­cho­wa­nia w du­chu re­li­gij­nym.

 Pod tym wzglę­dem — jak się wy­da­je — Fran­cja była kra­jem bar­dziej oso­bli­wym i spe­cy­ficz­nym niż ty­po­wym. W są­sied­niej Ita­lii było już zu­peł­nie ina­czej. We Fran­cji zda­rza­ły się na­wet wy­pad­ki po­bi­cia przez gru­py an­ty­re­li­gij­ne, sku­pia­ją­ce głów­nie anar­chi­stów, ale i so­cja­li­stów, dzie­ci bio­rą­cych udział w uro­czy­stej ko­mu­nii św. ³³ Był to ko­lej­ny do­wód na ist­nie­nie po­waż­nych róż­nic w par­tiach sku­pio­nych w II Mię­dzy­na­ro­dów­ce.

 W Pol­sce ta ce­re­mo­nia re­li­gij­na znaj­do­wa­ła się cał­ko­wi­cie poza za­in­te­re­so­wa­nia­mi par­tii so­cja­li­stycz­nych. Naj­praw­do­po­dob­niej uzna­ły, że jest to we­wnętrz­na spra­wa Ko­ścio­ła i osób wie­rzą­cych. Ale musi się po­ja­wić py­ta­nie, dla­cze­go nie uzna­ły za spra­wę pry­wat­ną chrztów, ślu­bów i po­grze­bów? Od­po­wiedź wy­da­je się sto­sun­ko­wo pro­sta. W za­bo­rze ro­syj­skim i czę­ścio­wo au­striac­kim były to bo­wiem uro­czy­sto­ści ob­li­ga­to­ryj­ne dla wszyst­kich, wie­rzą­cych i nie­wie­rzą­cych. Za­tem so­cja­li­ści, zwłasz­cza wol­no­my­śli­cie­le, nie mo­gli nad tym przejść do po­rząd­ku dzien­ne­go. Na­to­miast ko­mu­nia św. była tą ce­re­mo­nią re­li­gij­ną, któ­ra mo­gła in­te­re­so­wać tyl­ko wie­rzą­cych i prak­ty­ku­ją­cych. Nie­wie­rzą­cych zu­peł­nie nie do­ty­czy­ła. Z tej przy­czy­ny tak­że so­cja­li­ści nie py­ta­li o jej sens i cha­rak­ter, nie wal­czy­li o wpro­wa­dze­nie jej świec­kiej wer­sji, nie utrud­nia­li uczest­ni­cze­nia w niej dzie­ciom człon­ków par­tii. Ten to­le­ran­cyj­ny wo­bec wie­rzą­cych i „nie­za­bor­czy” sto­su­nek do ko­mu­nii św. wy­raź­nie od­bie­gał od za­sy­gna­li­zo­wa­nych wy­żej po­staw so­cja­li­zmu fran­cu­skie­go.

 We Fran­cji, Niem­czech, Bel­gii już w la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych w krę­gach so­cja­li­stycz­nych, rów­nież wśród anar­chi­stów i wol­no­my­śli­cie­li, zro­dził się po­mysł or­ga­ni­zo­wa­nia świec­kich uro­czy­sto­ści dla dzie­ci i mło­dzie­ży, któ­re to w wy­obra­że­niach ich po­my­sło­daw­ców i póź­niej­szych or­ga­ni­za­to­rów mia­ły za­stą­pić uro­czy­stą pierw­szą ko­mu­nię św. i bierz­mo­wa­nie ³⁴. Jak się oka­za­ło, dro­ga od kon­cep­tu do jego urze­czy­wist­nie­nia nie była da­le­ka i jesz­cze przed koń­cem wie­ku XIX za­czę­to or­ga­ni­zo­wać wiel­kie uro­czy­sto­ści, świę­ta dzie­ci i mło­dzie­ży. Dla młod­szych dzie­ci, 11–12-let­nich — świę­to do­ra­sta­nia, na­zy­wa­ne też „cy­wil­ną ko­mu­nią” bądź „pierw­szą ko­mu­nią czer­wo­ną”, a dla mło­dzie­ży 14–15-let­niej — świę­to doj­rze­wa­nia. Obie te uro­czy­sto­ści trak­to­wa­no jako ma­ni­fe­sta­cje pięk­na, do­bra, mło­do­ści i od­wa­gi, jako im­pre­zy o jed­no­znacz­nie an­ty­re­li­gij­nym i an­ty­kle­ry­kal­nym cha­rak­te­rze.

 Świę­ta te cha­rak­te­ry­zo­wa­ły się wiel­ką wy­staw­no­ścią i pom­pą. W ten spo­sób chcia­no „prze­li­cy­to­wać” ce­re­mo­nie re­li­gij­ne. Ce­lem or­ga­ni­za­to­rów było wcią­gnię­cie do prac wstęp­nych, przy­go­to­waw­czych jak naj­więk­szej licz­by ko­biet. Jak do­tych­czas sta­ły one z boku, tyl­ko w nie­wiel­kim stop­niu uczest­ni­czy­ły w two­rze­niu no­wej świec­kiej re­li­gii, la­ic­kich ce­re­mo­nia­łów i ob­rzę­dów. Cho­dzi­ło — jak pi­sa­no — o przy­bli­że­nie im idei po­stę­pu i eman­cy­pa­cji mo­ral­nej ³⁵.

 Pod­czas tych świąt dzie­ci oraz mło­dzież ubra­ne na czer­wo­no, trzy­ma­jąc w ręku te­goż ko­lo­ru chu­s­ty, skła­da­ły przy­rze­cze­nia, że w swo­im ży­ciu będą się kie­ro­wać ide­ała­mi so­cja­li­stycz­ny­mi i la­ic­ki­mi. Na­stęp­nie z rąk or­ga­ni­za­to­rów otrzy­my­wa­ły spe­cjal­ne dy­plo­my upa­mięt­nia­ją­ce te uro­czy­sto­ści oraz me­da­le. Były i atrak­cyj­ne po­sił­ki, na­po­je, sło­dy­cze, roz­da­wa­no na­gro­dy rze­czo­we, or­kie­stra gra­ła me­lo­die od­po­wied­nie do po­wa­gi tej uro­czy­sto­ści ³⁶. Jak wi­dać, ele­men­ty lu­dycz­ne zde­cy­do­wa­nie prze­wa­ża wy­staw­ność — to mia­ły być atu­ty no­wych la­ic­kich uro­czy­sto­ści. Wszyst­ko od­by­wa­ło się, po­dob­nie jak „chrzty” świec­kie, naj­czę­ściej w nie­dzie­lę.

 Świę­ta mło­do­ści sta­ły się do­brą oka­zją do mo­bi­li­zo­wa­nia ener­gii i chę­ci dzia­ła­nia wszyst­kich tych, któ­rym dro­gie były ide­ały so­cja­li­zmu i wol­nej my­śli. Dla­te­go waż­nym ich frag­men­tem były prze­mó­wie­nia an­ty­re­li­gij­ne, któ­re koń­czy­ły część ofi­cjal­ną. Na­zy­wa­no je „ka­za­nia­mi”. Świę­ta mło­do­ści, po­dob­nie jak „czer­wo­ne chrzty”, nie uzy­ska­ły więk­szej po­pu­lar­no­ści ³⁷. Jak się oka­za­ło, ka­to­li­cyzm ze swo­imi ob­rzę­da­mi i ce­re­mo­nia­ła­mi bro­nił się do­syć sku­tecz­nie, na­wet w sil­nych ośrod­kach pro­pa­gan­dy kul­tu­ry la­ic­kiej.

 Pol­scy so­cja­li­ści nie tyl­ko nie za­mie­rza­li or­ga­ni­zo­wać zu­peł­nie no­wych la­ic­kich świąt mło­do­ści, ale w swo­ich dru­kach, po­dob­nie jak i pod­czas spo­tkań z ro­bot­ni­ka­mi, nie za­miesz­cza­li tak­że ja­kich­kol­wiek uwag na te­mat świąt re­wo­lu­cyj­nych, prak­ty­ko­wa­nych w cza­sach Wiel­kiej Re­wo­lu­cji Fran­cu­skiej, w okre­sie Wio­sny Lu­dów, Ko­mu­ny Pa­ry­skiej czy fe­to­wa­ne­go — od lat osiem­dzie­sią­tych — no­we­go świę­ta eman­cy­pa­cji ludu. So­cja­li­ści pol­scy ani nie chcie­li, ani nie mo­gli po­zwo­lić so­bie na otwar­te pro­pa­go­wa­nie la­ic­kiej ob­rzę­do­wo­ści. Nie chcie­li, gdyż nie mie­ści­ło się to wśród za­sad­ni­czych za­dań pro­gra­mo­wych. Ta spra­wa in­te­re­so­wa­ła ich o tyle, o ile mo­gła przy­bli­żyć osią­gnię­cie wła­snej wi­zji ustro­jo­wej. Nie mo­gli rów­nież, na­wet gdy­by to le­ża­ło bez­po­śred­nio w ich in­te­re­sie, gdyż spo­wo­do­wa­ło­by to oczy­wi­sty kon­flikt z ro­bot­ni­ka­mi, chło­pa­mi, rze­mieśl­ni­ka­mi, któ­rych chcie­li do swe­go ru­chu po­zy­skać.

 Upo­wszech­nie­nie tre­ści i ce­re­mo­nii la­ic­kich, or­ga­ni­zo­wa­nie ak­cji ma­ją­cych na celu osła­bie­nie re­li­gij­no­ści zo­sta­ło­by od­czy­ta­ne jako na­ru­sze­nie przy­ję­tej przez wszyst­kie pol­skie par­tie ro­bot­ni­cze za­sa­dy „pry­wat­no­ści” re­li­gii. Sto­su­nek do uro­czy­stej ko­mu­nii św. jest tego do­brym przy­kła­dem.

4. Ślub kościelny, świecki czy rewolucyjny konkubinat?

Pol­skie par­tie ro­bot­ni­cze na ce­re­mo­nię ślu­bu w ko­ście­le pa­trzy­ły jak na spra­wę oso­bi­stą wier­nych. „Nie twier­dzi­my — czy­ta­my w «Ga­ze­cie Ro­bot­ni­czej» — by so­cja­lizm zwal­czał ślub ko­ściel­ny jako ob­rzą­dek re­li­gij­ny gwa­ran­tu­ją­cy lu­dziom wie­rzą­cym sa­kra­ment mał­żeń­stwa. Da­le­cy od tego je­ste­śmy… Sko­ro ja­kiś re­li­gij­ny to­wa­rzysz w par­tii chce brać ślub w ko­ście­le, rzecz to jego pry­wat­na i inni to­wa­rzy­sze cho­ciaż­by byli wol­no­my­śli­cie­la­mi ser­decz­nie druż­bo­wać będą mło­dej pa­rze” ³⁸. Choć to tekst z pra­sy PPSzp, jed­nak­że wy­ra­żo­na w nim opi­nia była re­pre­zen­ta­tyw­na dla ca­łe­go pol­skie­go so­cja­li­zmu tej epo­ki.

 Za­tem de­cy­zja o ślu­bie ko­ściel­nym po­zo­sta­wa­ła do uzna­nia każ­de­go człon­ka par­tii. Prak­ty­ku­ją­cy nie spo­ty­ka­li się z za­rzu­tem, iż czy­nią nie­wła­ści­wie. W pra­sie PPSD, zwłasz­cza w związ­ko­wej: „Ga­ze­ta Kra­wiec­ka”, „Me­ta­lo­wiec”, „Ro­bot­nik Drzew­ny” oraz w „Ga­ze­cie Ro­bot­ni­czej” PPSzp, po­ja­wi­ły się na­wet ogło­sze­nia o da­cie i miej­scu ko­ściel­ne­go ślu­bu człon­ków obu tych par­tii so­cja­li­stycz­nych. Do re­wo­lu­cji 1905 roku pra­sa par­tii kon­spi­ra­cyj­nych za­bo­ru ro­syj­skie­go ze zro­zu­mia­łych wzglę­dów o tym nie pi­sa­ła, a póź­niej w la­tach 1905–1907, kie­dy przez pe­wien czas było to moż­li­we, nie czy­ni­ła tego, gdyż inne waż­niej­sze spra­wy ją wów­czas ab­sor­bo­wa­ły.

 Pol­skie par­tie so­cja­li­stycz­ne bli­żej nie wy­po­wia­da­ły się, przy­naj­mniej pu­blicz­nie, w swo­ich środ­kach prze­ka­zu, na te­mat ślu­bów ko­ściel­nych. Sta­ra­ły się nie czy­nić ni­cze­go, co mo­gło­by być trak­to­wa­ne jako ob­ra­za uczuć re­li­gij­nych i god­no­ści osób wie­rzą­cych. To ich róż­ni­ło od fran­cu­skich al­le­ma­ni­stów, blan­ki­stów oraz nie­któ­rych so­cjal­de­mo­kra­tów nie­miec­kich i nor­we­skich, któ­rzy kry­tycz­nie wy­ra­ża­li się o ślu­bach ko­ściel­nych. Uwa­ża­li, że taki nie przy­stoi so­cja­li­stom. Twier­dzi­li, że ce­re­mo­nia ślu­bu ko­ściel­ne­go „jest po­ża­ło­wa­nia god­na”.

 W za­bo­rze ro­syj­skim PPS i SDK­PiL nie po­dej­mo­wa­ły te­ma­tu ślu­bów ko­ściel­nych, ale przy­naj­mniej do lat re­wo­lu­cji nie­wie­le in­te­re­so­wa­ły się kwe­stią ślu­bów cy­wil­nych. Moż­na to uznać za zro­zu­mia­łe, gdyż jesz­cze na prze­ło­mie wie­ków per­spek­ty­wa za­sad­ni­czych prze­obra­żeń w pań­stwie car­skim wy­da­wa­ła się od­le­gła, a tyl­ko z nimi moż­na było wią­zać na­dzie­je na wpro­wa­dze­nie no­wych ślu­bów.

 Do tego mo­men­tu ist­nie­ją­cy stan rze­czy par­tie re­wo­lu­cyj­ne oce­nia­ły jako wy­so­ce nie­za­do­wa­la­ją­cy. Mia­no­wi­cie w Ro­sji, jak i w Kró­le­stwie, nie było moż­li­wo­ści wy­bo­ru ce­re­mo­nii ślu­bu. Je­śli ktoś pra­gnął, by jego mał­żeń­stwo mia­ło w świe­tle obo­wią­zu­ją­ce­go pra­wa cha­rak­ter le­gal­ny, mu­siał za­wrzeć zwią­zek mał­żeń­ski w ko­ście­le (sy­na­go­dze, cer­kwi). W związ­ku z tym „Myśl Nie­pod­le­gła” mo­gła na­pi­sać: „Ko­ściół na­uczył nas, jak skła­dać przy­się­gę kłam­li­wą w cza­sie ślu­bu w ko­ście­le, przed oł­ta­rzem wo­bec przed­sta­wi­cie­li spo­łe­czeń­stwa” ³⁹.

 Do­pie­ro pod­czas burz­li­wych lat 1905–1907 pro­blem la­icy­za­cji pra­wa, w tym i ślu­bów cy­wil­nych, roz­wo­dów, trak­to­wa­ny jako część pro­gra­mu prze­bu­do­wy struk­tu­ral­nej Ro­sji, tra­fił na łamy pism, był rów­nież po­ru­sza­ny w roz­mo­wach pry­wat­nych, pod­czas ze­brań, a na­wet pu­blicz­nych wie­ców. „Try­bu­na Lu­do­wa” SDK­PiL pi­sa­ła, iż „za­sa­da praw­dzi­wej de­mo­kra­cji wy­ma­ga ab­so­lut­ne­go znie­sie­nia tego gwał­tu nad su­mie­nia­mi, tego przy­mu­su za­wie­ra­nia mał­żeństw przez ślub ko­ściel­ny” ⁴⁰. Człon­ko­wie tej par­tii, po­dob­nie jak PPS i PPS-Pro­le­ta­riat uwa­ża­li, że każ­dy po­wi­nien mieć pra­wo wy­bo­ru mię­dzy ce­re­mo­nia­łem la­ic­kim oraz re­li­gij­nym i żad­na oso­ba nie może być przy­mu­sza­na do ślu­bu ko­ściel­ne­go, je­śli nie jest taka jej wola i je­śli nie jest to zgod­ne z jej świa­to­po­glą­dem.

 Żą­da­nie wpro­wa­dze­nia ślu­bów cy­wil­nych opi­nia ka­to­lic­ka i Ko­ściół za­bo­ru ro­syj­skie­go jed­no­znacz­nie za­kwa­li­fi­ko­wa­ły jako skie­ro­wa­ne prze­ciw­ko re­li­gii. Taką oce­nę dyk­to­wał ist­nie­ją­cy stan na­pię­cia mię­dzy obu zwa­śnio­ny­mi stro­na­mi. Sta­wia­ła ona — po­miń­my w tym mo­men­cie pro­blem jej słusz­no­ści — w trud­nej sy­tu­acji wie­rzą­cych człon­ków par­tii so­cja­li­stycz­nych. Z jed­nej stro­ny ocze­ki­wa­no od nich so­li­dar­no­ści z resz­tą so­cja­li­stów, z dru­giej — z Ko­ścio­łem, któ­ry sta­no­wi­li ra­zem z in­ny­mi wie­rzą­cy­mi. Ko­ściół usta­no­wił wy­raź­ną gra­ni­cę mię­dzy nie­wia­rą (ślu­by cy­wil­ne) a wia­rą (ślu­by ko­ściel­ne).

 Par­tie so­cja­li­stycz­ne za­bo­ru ro­syj­skie­go wal­czą­ce o wpro­wa­dze­nie ślu­bów cy­wil­nych pod­kre­śla­ły ich istot­ny wa­lor: są ta­nie, nie wy­ma­ga­ją tak du­żych opłat jak ślu­by ko­ściel­ne, a na­wet mó­wio­no, iż mogą być bez­płat­ne. Przy­pusz­cza­no — i chy­ba słusz­nie — iż może to bez­po­śred­nio za­in­te­re­so­wać nie tyl­ko wol­no­my­śli­cie­li, ale i wie­rzą­cych ⁴¹. Re­wo­lu­cjo­ni­ści z Kró­le­stwa i Li­twy żą­da­jąc wpro­wa­dze­nia ślu­bów cy­wil­nych li­czy­li, że to do­pro­wa­dzi — siłą rze­czy — do za­prze­sta­nia przez du­chow­nych, jak to na­zy­wa­li: „han­dlu ob­rzę­da­mi”. Jak wi­dzi­my, ar­gu­men­ty dok­try­nal­ne i po­li­tycz­ne za ślu­ba­mi cy­wil­ny­mi mie­sza­ły się z bar­dziej przy­ziem­ny­mi, ma­te­rial­ny­mi ⁴².

 Ta ar­gu­men­ta­cja była kie­ro­wa­na pod ad­re­sem wła­snych wy­znaw­ców oraz wszyst­kich tych, któ­rych chcia­no po­zy­skać. Jest zro­zu­mia­łe, iż prze­ko­na­nie ich o po­trze­bie zmian w usta­wo­daw­stwie cy­wil­nym nie mo­gło mieć jesz­cze żad­ne­go wpły­wu na sta­no­wi­sko władz za­bor­czych. Do­daj­my, iż ar­gu­men­ta­cja przy­wo­ły­wa­na przez pol­ską le­wi­cę nie od­bie­ga­ła od tej, jaką się po­słu­gi­wa­li so­cja­li­ści dzia­ła­ją­cy w tych par­tiach eu­ro­pej­skich, gdzie spra­wa ślu­bów cy­wil­nych i roz­wo­dów nie była jesz­cze roz­strzy­gnię­ta.

 Nie oni je­dy­ni i nie pierw­si do­ma­ga­li się la­icy­za­cji pra­wa, już bo­wiem w la­tach sie­dem­dzie­sią­tych i osiem­dzie­sią­tych XIX wie­ku pi­sa­li o tym po­zy­ty­wi­ści war­szaw­scy na ła­mach „Prze­glą­du Ty­go­dnio­we­go” i „Praw­dy” ⁴³. Prze­ko­ny­wa­li nie tyl­ko sło­wem, ale i wła­snym przy­kła­dem. W cza­sie re­wo­lu­cji do tej tra­dy­cji na­wią­zy­wa­ły śro­do­wi­ska Po­stę­po­wej De­mo­kra­cji (pe­de­cji) żą­da­jąc no­we­go pra­wo­daw­stwa cy­wil­ne­go, w tym i ro­dzin­ne­go.

 Szcze­gól­na rola w pro­pa­go­wa­niu świec­kich ślu­bów i w ogó­le no­wych la­ic­kich ob­rzę­dów oraz ce­re­mo­nii przy­pa­da za­ło­żo­ne­mu w roku 1907 Sto­wa­rzy­sze­niu Wol­no­my­śli­cie­li Pol­skich, któ­re gru­po­wa­ło m.in. so­cja­li­stów. Lecz na­wet wol­no­my­śli­cie­le spo­za PPS, SDK­PiL czy PPS-Pro­le­ta­riat zda­wa­li so­bie spra­wę, że trud­no do­pro­wa­dzić do la­icy­za­cji bez struk­tu­ral­nych zmian w pań­stwie. „Wol­na myśl nie może być apo­li­tycz­na — czy­ta­my w wol­no­my­śli­ciel­skim «Pan­te­onie» — … Żad­ne zwal­cza­nie do­gma­tów spo­łecz­nych, żad­na wal­ka o ślu­by cy­wil­ne lub re­for­my praw­ne nie da się odłą­czyć od po­stu­la­tów po­li­tycz­nych” ⁴⁴.

 W okre­sie re­wo­lu­cji 1905–1907 pew­ne na­dzie­je po­kła­da­no w tej czę­ści du­cho­wień­stwa, któ­ra ro­zu­mia­ła spra­wę ro­bot­ni­czą i była jej przy­chyl­na. Spo­dzie­wa­no się, iż ustęp­stwa księ­ży w spra­wie ślu­bów mogą mieć wpływ na osta­tecz­ne de­cy­zje władz car­skich. Dla­te­go pol­scy re­wo­lu­cjo­ni­ści z PPS i SDK­PiL z za­in­te­re­so­wa­niem śle­dzi­li ob­ra­dy zjaz­du du­cho­wień­stwa Kró­le­stwa Pol­skie­go, któ­ry od­był się je­sie­nią 1905 roku. Jak się jed­nak oka­za­ło, jego sta­no­wi­sko wo­bec kwe­stii ślu­bów po­zo­sta­ło nie­zmien­ne. „Więc ci de­mo­kra­ci du­chow­ni — pi­sa­ła «Try­bu­na Lu­do­wa» — chcą po­zo­stać na­dal urzęd­ni­ka­mi sta­nu cy­wil­ne­go” ⁴⁵.

 Wy­da­ne pod pre­sją ru­chu re­wo­lu­cyj­ne­go nowe akty praw­ne w Ro­sji w tym wzglę­dzie nie­wie­le zmie­ni­ły. Po­lep­szy­ły sy­tu­ację praw­ną re­li­gii ka­to­lic­kiej i in­nych wy­znań, de­kla­ro­wa­ły za­sa­dę wol­no­ści wy­zna­nia, ale nie wol­no­ści su­mie­nia w sen­sie rów­no­upraw­nie­nia bez­wy­zna­nio­wo­ści. Nikt nie mógł być poza wy­zna­niem. Ozna­cza­ło to za­kres de­kla­ra­cji bez­wy­zna­nio­wej, nie mó­wiąc o two­rze­niu gmin bez­wy­zna­nio­wych, do cze­go tak zde­cy­do­wa­nie na­wo­ły­wa­no w la­tach 1905–1908. W tej sy­tu­acji miej­scem ślu­bów były je­dy­nie obiek­ty kul­tu. Je­dy­nie w Fin­lan­dii, któ­ra po­zo­sta­wa­ła au­to­no­micz­ną czę­ścią Ro­sji, moż­li­we było wpro­wa­dze­nie w roku 1908 ślu­bów cy­wil­nych.

 Moż­na za­tem po­wie­dzieć, iż so­cja­li­ści nie­wie­rzą­cy, po­dob­nie jak i inni wol­no­my­śli­cie­le — za swe prze­ko­na­nia fi­lo­zo­ficz­ne i świa­to­po­gląd — byli jak­by po­dwój­nie ka­ra­ni. Raz, że mu­sie­li prze­kra­czać bra­my ko­ściel­ne i sta­wać przed ka­pła­nem w celu otrzy­ma­nia sa­kra­men­tu ślu­bu, dwa — byli zmu­sze­ni jesz­cze za to za­pła­cić.

 Dla­te­go też so­cja­li­ści za­bo­ru ro­syj­skie­go, zwłasz­cza ci, któ­rzy re­pre­zen­to­wa­li pierw­sze po­ko­le­nie (lata sie­dem­dzie­sią­te i osiem­dzie­sią­te XIX stu­le­cia), za­cho­wy­wa­li się pod­czas ce­re­mo­nii ślu­bu w ko­ście­le w spo­sób ma­ni­fe­sta­cyj­nie lek­ce­wa­żą­cy. Uwa­ża­li bo­wiem, iż ślub jest czymś ab­so­lut­nie dru­go­rzęd­nym wo­bec uczu­cia, czy na­wet prze­są­dem. W opi­nii spo­łe­czeń­stwa miesz­czań­skie­go byli ni­hi­li­sta­mi, ab­ne­ga­ta­mi, któ­rych roz­po­zna­wa­no po spo­so­bie no­sze­nia bi­no­kli, ucze­sa­niu, wy­so­kich bu­tach.

 Nie­któ­rych spo­śród nich moż­na było tak­że po­znać po czer­wo­nych, z ro­syj­ska no­szo­nych ko­szu­lach, któ­re via Wil­no przy­wę­dro­wa­ły do Kró­le­stwa. No­sił je tak­że (wów­czas bli­ski so­cja­li­zmo­wi agrar­ne­mu) zna­ny póź­niej dzia­łacz en­de­cji Alek­san­der Za­wadz­ki („Pro­kop”). Dziew­czę­ta-so­cja­list­ki ubie­ra­ły się pro­sto i skrom­nie, wzo­ru­jąc się na mod­nych owe­go cza­su chło­po­man­kach, „prze­ciw­sta­wia­jąc się War­sza­wian­kom — pi­sał Lu­dwik Krzy­wic­ki — jak Gru­żew­ska, Da­ni­ło­wi­czów­na” ⁴⁶.

 Byli oni po­ko­le­niem ogar­nię­tym po­czu­ciem mi­sji, któ­rą mie­li do speł­nie­nia, ge­ne­ra­cją o szcze­gól­nej wraż­li­wo­ści na krzyw­dę i nie­spra­wie­dli­wość. Sami sie­bie po­rów­ny­wa­li z pierw­szy­mi mi­sjo­na­rza­mi i apo­sto­ła­mi chrze­ści­jań­stwa, gdyż po­dob­nie jak oni szli z sil­ną wia­rą w słusz­ność tego, co czy­nią, z „do­brą no­wi­ną” w lud. „Było to po­ko­le­nie — wspo­mi­nał Lu­dwik Krzy­wic­ki — dla któ­re­go so­cja­lizm był swe­go ro­dza­ju re­li­gią… i en­tu­zja­ści, któ­rzy wa­ży­li za­mia­ry we­dług sił swo­ich, lecz siły wy­ol­brzy­mia­li we­dług za­mia­rów. Znaj­do­wa­li się jak gdy­by w go­rącz­ce czy­nu, moc­ni wia­rą, że do upra­gnio­ne­go kró­le­stwa spo­łecz­ne­go jest kil­ka lat za­le­d­wie” ⁴⁷. Ide­owa stro­na ru­chu, ofia­ry skła­da­ne w wal­ce, po­świę­ce­nie dla re­wo­lu­cji, to wszyst­ko nie mo­gło być ani zro­zu­mia­ne, ani do­ce­nio­ne przez opi­nię pu­blicz­ną. Poza wą­skim krę­giem przy­ja­ciół z or­ga­ni­za­cji i sym­pa­ty­ka­mi roz­cią­gał się mur nie­chę­ci i ob­co­ści. Mu­sia­ło to wy­wo­łać swo­istą re­ak­cję obron­ną wy­znaw­ców no­wej idei: prze­ko­na­nie, iż są szcze­gól­ni i nie­ty­po­wi, wy­bra­ni przez hi­sto­rię. Go­rycz z fak­tycz­ne­go od­se­pa­ro­wa­nia od spo­łe­czeń­stwa, go­rycz z ży­cia w sek­cie nie mo­gła za­bić wiel­kiej wia­ry w moc ro­bot­ni­ków, wia­ry w swo­ją przy­szłość. „My­śmy — pi­sał Sta­ni­sław Brzo­zow­ski — nie czu­li się wte­dy zwią­za­ni ze świa­tem, nie czu­li­śmy się zo­bo­wią­za­ni do żad­nych tłu­ma­czeń wo­bec nie­go, lecz po pro­stu szli­śmy mu zwia­sto­wać… na­ukę znisz­cze­nia ist­nie­ją­cej krzyw­dy” ⁴⁸.

 Do ko­ścio­ła (czy sy­na­go­gi) ci so­cja­li­ści-no­wo­żeń­cy przy­cho­dzi­li w zwy­kłych, wy­mię­tych i sfa­ty­go­wa­nych ubra­niach, czę­sto nikt im poza świad­ka­mi w tej uro­czy­sto­ści nie to­wa­rzy­szył. W cza­sie sa­mej ce­re­mo­nii ślub­nej za­cho­wy­wa­li się, jak twier­dzi­li du­chow­ni, w spo­sób „urą­ga­ją­cy po­wa­dze uro­czy­sto­ści”. W roku 1878 w War­sza­wie bra­li ślub ko­ściel­ny w ten wła­śnie spo­sób Ka­zi­mierz Hildt z Ma­rią Gay­ów­ną, cór­ką za­ło­ży­cie­la nie­for­mal­nej od stro­ny or­ga­ni­za­cyj­nej gmi­ny bez­wy­zna­nio­wej w War­sza­wie. „Pan mło­dy w pal­to­cie — wspo­mi­na Zyg­munt He­ryng — w głę­bo­kich ka­lo­szach, pan­na mło­da w jesz­cze bar­dziej za­nie­dba­nym stro­ju, z to­reb­ką po­dróż­ną, o ile so­bie przy­po­mi­nam, w ręku. Sto­ją­ce za mną ku­mosz­ki po paru iro­nicz­nych uwa­gach na te­mat tak nie­zwy­kłej ce­re­mo­nii ślub­nej do­szły do wnio­sku, że to ni­hi­li­sta z ni­hi­list­ką się że­nią” ⁴⁹. Opi­nię He­ryn­ga po­twier­dza w swo­ich wspo­mnie­niach Lu­dwik Krzy­wic­ki: „Cha­dzał czę­sto w pal­cie i ka­lo­szach, acz nie było bło­ta na uli­cy — w ta­kim ubio­rze brał ślub” ⁵⁰.

 Ze zna­nych wów­czas so­cja­li­stów rów­nie ob­ra­zo­bur­czo po­trak­to­wa­li ce­re­mo­nię ślub­ną Ed­mund Pło­ski i Ma­ria Onu­fro­wicz w roku 1883. Świad­ków mie­li też szcze­gól­nie od­po­wied­nich, Alek­san­dra Dęb­skie­go i Bro­ni­sła­wa Bia­ło­błoc­kie­go, zna­nych wów­czas so­cja­li­stów wol­no­my­śli­cie­li. W po­dob­ny spo­sób od­by­wa­ły się uro­czy­sto­ści za­ślu­bin poza War­sza­wą, w in­nych mia­stach Pol­ski i poza nią, w więk­szych sku­pi­skach Po­la­ków. O jed­nej z nich wspo­mi­nał Sta­ni­sław No­wak. „Pierw­szy raz w ży­ciu by­łem obec­ny przy tak pro­stej ce­re­mo­nii ślub­nej. Pań­stwo mło­dzi sta­nę­li na stop­niach oł­ta­rza w co­dzien­nych ubra­niach, ona w skrom­nym okry­ciu i w ka­pe­lu­szu na gło­wie, on w szy­ne­lu stu­denc­kim i z czap­ką w ręku, świad­ko­wie rów­nież w szy­ne­lach, na oł­ta­rzu kil­ka świec, poza tym ciem­ność za­le­ga­ła ko­ściół, w ko­ście­le prócz księ­dza, mło­dych, świad­ków ani ży­wej du­szy, ksiądz miał minę bar­dzo za­kło­po­ta­ną” ⁵¹.

 Szcze­gól­ne wra­że­nie mu­sia­ły ro­bić sce­ny, gdy mło­dzi nie wcho­dzi­li ra­zem do ko­ścio­ła, lecz od­dziel­nie, przy czym jed­no przez ko­ściół, dru­gie przez za­kry­stię. W ten spo­sób za­cho­wał się To­masz Sie­mi­radz­ki, ku­zyn słyn­ne­go ma­la­rza, bio­rą­cy ślub z pan­ną Gu­tów­ną w Kiel­cach. „Po­czci­we i sza­now­ne mat­czy­sko — pi­sał ks. T. Czer­wiń­ski — roz­pła­ka­ło się, a ro­dzi­na i ko­le­dzy, ucznio­wie zgor­sze­ni zo­sta­li ta­kim po­spo­li­to­wa­niem uro­czy­sto­ści mał­żeń­skich ślu­bów” ⁵². Byli i tacy, któ­rzy nie za­do­wa­la­li się ma­ni­fe­sta­cyj­nym za­cho­wa­niem się w ko­ście­le, ale po za­koń­cze­niu ce­re­mo­nii ślub­nej prze­ka­zy­wa­li zło­te ślub­ne ob­rącz­ki na cele spo­łecz­ne, choć­by na fun­dusz wol­no­my­śli­ciel­skiej „My­śli Nie­pod­le­głej”.

 So­cja­li­ści wol­no­my­śli­cie­le w ten spo­sób chcie­li pod­kre­ślić, iż ce­re­mo­nia za­ślu­bin ma dla nich je­dy­nie zna­cze­nie for­mal­ne, jest czyn­no­ścią po­zba­wio­ną ja­kich­kol­wiek tre­ści re­li­gij­nych. Trak­to­wa­li ją nie ina­czej niż wi­zy­tę w skle­pie, na tar­gu czy w pod­rzęd­nym biu­rze. „Sym­bo­li­ka ko­ściel­na była nam zu­peł­nie obca. Mie­li­śmy tyl­ko wspól­ne me­try­ki i na tym ab­so­lut­nie ko­niec” ⁵³. Dla­te­go na du­chow­nych udzie­la­ją­cych ślu­bu pa­trzy­li co naj­wy­żej jako na urzęd­ni­ków — i to nie naj­lep­szych — a nie apo­sto­łów re­li­gii Chry­stu­sa. Samą ce­re­mo­nię ko­ściel­ną wi­dzie­li jako przy­kry dla sie­bie obo­wią­zek, nie po­tra­fi­li, a może i nie chcie­li ukry­wać wo­bec niej swo­jej nie­chę­ci. Chcie­li wy­zwo­le­nia ludz­kiej in­dy­wi­du­al­no­ści od wszel­kie­go ro­dza­ju pęt. Ta­kie za­cho­wa­nia były jed­no­cze­śnie do­wo­dem, iż na po­cząt­ku lat osiem­dzie­sią­tych w za­bo­rze ro­syj­skim do­ko­ny­wa­ła się, choć sła­bo z ze­wnątrz za­uwa­żal­na, gdyż ma­sko­wa­na przez oby­cza­je bądź przez prze­pi­sy sta­nu cy­wil­ne­go, de­chry­stia­ni­za­cja czę­ści pol­skiej, ra­dy­kal­nej in­te­li­gen­cji.

 Po­czy­na­jąc od lat dzie­więć­dzie­sią­tych, so­cja­li­ści stop­nio­wo co­raz rza­dziej zdo­by­wa­li się na ta­kie de­mon­stra­cyj­ne ce­re­mo­nie ślub­ne, któ­ry­mi zra­ża­li so­bie oto­cze­nie. Prag­ma­tyzm i więk­sza doj­rza­łość bra­ły górę, co nie zna­czy, by ich po­glą­dy na te­mat ko­ściel­nych ślu­bów ule­gły zmia­nie.

 W Ga­li­cji wśród tam­tej­szych so­cjal­de­mo­kra­tów pro­blem ślu­bów cy­wil­nych czę­ściej roz­pa­try­wa­ny był niż w za­bo­rze ro­syj­skim, ze wzglę­du na ko­rzyst­niej­szą sy­tu­ację po­li­tycz­ną i więk­sze szan­se po­wo­dze­nia. Jed­nak­że au­striac­kie pra­wo ro­dzin­ne, choć re­for­mo­wa­ne, cią­gle da­le­kie było od po­stu­la­tów PPSD. Okre­śla­ło je usta­wo­daw­stwo z lat 1868, 1870, 1874 oraz orze­cze­nia Try­bu­na­łu Ad­mi­ni­stra­cyj­ne­go, ale do koń­ca ist­nie­nia pań­stwa au­stro-wę­gier­skie­go nie były one zbyt ja­sne i nie za­wsze ła­twe do roz­wi­kła­nia, bo­wiem już sys­tem pra­wa mał­żeń­skie­go był we­wnętrz­nie sprzecz­ny w ko­dek­sie ⁵⁴.

 Ślu­by cy­wil­ne mo­gli za­wie­rać je­dy­nie bez­wy­zna­nio­wi, tj. we­dług ter­mi­no­lo­gii au­striac­kiej nie na­le­żą­cy do żad­ne­go praw­nie ure­gu­lo­wa­ne­go wy­zna­nia ⁵⁵. Do­pusz­czal­ne były rów­nież przy