Rzymskie odcienie miłości - Magdalena Wala - ebook + książka

Rzymskie odcienie miłości ebook

Magdalena Wala

0,0
39,90 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

BYCIE KOBIETĄ W STAROŻYTNYM RZYMIE TO NIE LADA WYZWANIE

Rok 70 p.n.e., Rzym. Felicja po śmierci ojca trafia na dwór zamożnego wuja i zostaje wyswatana. Choć każda dziewczyna na jej miejscu nie posiadałaby się z radości na myśl o poślubieniu przystojnego i troskliwego Serwiusza, młodziutka i nieznająca życia Felicja robi wszystko, by temu zapobiec.

Od feralnej nocy poślubnej dzieli ją tylko tydzień i choć czasu pozostało niewiele, to w głowie narzeczonej mnożą się pomysły, jak uniknąć nadchodzącego nieszczęścia w ramionach przyszłego męża.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 350

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Moim rodzicom

Prolog

Rok 81 p.n.e. Gdzieś nad Vistulą

Ptaki nagle ucichły. W puszczy, wypełnionej do tej pory rozmaitymi szmerami, pohukiwaniami i śpiewami, zapadła nagła cisza. Marek Emiliusz gwałtownym gestem uniósł w górę pięść. Na ten znak oddział miał poruszać się wyjątkowo ostrożnie i pozostawać w pełnej gotowości. Do walki. Do obrony. Aby przetrwać i powrócić do domu.

Rzymianie nie musieli długo czekać. Zakrwawiony mężczyzna niespodziewanie wyszedł zza krzaków. Potknął się na wystającym korzeniu, upadł i prawie wpadł pod kopyta koni. Marek ledwo zdążył wstrzymać swego wierzchowca, aby ów nie stratował leżącego na wąskiej ścieżce mężczyzny. Ubrany w płócienną krótką tunikę i gacie1 barbarzyńca otarł z oczu cieknącą z rany na głowie krew. Ciężko oddychał. Wreszcie podniósł się i spoglądając błagalnie na Emiliusza, zaczął gwałtownie gestykulować. Wskazywał na zarośla, z których wybiegł chwilę wcześniej. W tym samym momencie wraz z wiatrem do nozdrzy Marka napłynął mocny zapach dymu. Rzymianin miał tylko nadzieję, że pochodził z palenisk jakiejś osady. Pożar puszczy zajmował ostatnie miejsce w jego planach.

Cóż tym razem Parki postawiły na jego drodze? Zasadzkę, śmierć, a może jednak błogosławieństwo?

Właśnie wracał ze swojej pierwszej i ostatniej zarazem wyprawy handlowej. Ryzyko się opłaciło, choć brat odwodził go od tego pomysłu. Zamiast skorzystać z majątku rodziny, Marek chciał sam zdobyć pieniądze konieczne do objęcia urzędów. Miast zdać się na handel z Celtami, postanowił wyruszyć nad morze, skąd czerpano bursztyn. Teraz juczne konie wiozły nabyte od poławiaczy kilogramy tego kruszcu. Karawany strzegli ci sami oddani weterani, którzy wcześniej służyli pod rozkazami Marka. Najlepszej setce oferował udział w wyprawie i zyski z niej płynące. Gdy wróci do Rzymu, kupi ziemię w okolicach Pompei. Dyktator Sulla2 obiecał ją swemu trybunowi w podziękowaniu za wierną służbę. Marka cieszyło przebywanie poza stolicą. Stała się ostatnio nieprzyjemnym miejscem. Wszyscy, którzy cokolwiek znaczyli, obawiali się chwili, kiedy przeczytają swoje imię na liście proskrypcyjnej, co było równoznaczne z wyrokiem śmierci i utratą majątku. Rodzinie Marka, dzięki jego służbie u dyktatora, na szczęście nic nie groziło. Natomiast świadomość, że życie straciło wielu zacnych Rzymian, była dla Marka Emiliusza nad wyraz przykra. Zwłaszcza że z niektórymi wspólnie służył w legionach.

Nagle jeden z byłych legionistów zawołał ostrzegawczo. Zza drzew wysypali się barbarzyńcy. Dwóch konnych i dwudziestka pieszych zatrzymała się, widząc na swej drodze opancerzonych obcych. Uzbrojeni byli we włócznie, ubrani w kaftany, płócienne gacie oraz łapcie wiązane rzemykami aż do kolan. Jeden z ich dowódców dał sygnał do ataku, a barbarzyńcy z krzykiem rzucili się na Rzymian.

Głupcy!

Jego zahartowani w bojach, okryci pancerzem składającym się z żelaznych segmentów żołnierze szybko ustawili się w szyk zbrojny i ruszyli na swoich wrogów. Marek Emiliusz ze spokojem przypatrywał się brutalnej walce. Był pewien, że jego interwencja nie będzie potrzebna. Rzymianie z zabójczą precyzją kłuli wroga włóczniami, a gdy doszło do zwarcia dwóch grup, cięli gladiusami3. Choć był zajęty walką, kątem oka zauważył, że napotkany chwilę przed atakiem mężczyzna chwycił za nóż i cisnął go w stronę siedzącego na koniu barbarzyńskiego dowódcy. Broń dosięgła celu i utkwiła w prawym ramieniu mężczyzny. Jego otwarte usta świadczyły o krzyku bólu, który jednak rozpłynął się w zgiełku walki. Dowódca upuścił dość duży tłumoczek, który upadł w pobliskie krzewy. Wyraźnie wściekły schylił się, żeby go podnieść, ale w tym czasie jedna z włóczni przeleciała koło jego głowy. Widząc, że jego pobratymcy przegrywają, spiął konia i szybko zniknął za drzewami.

Po krótkiej walce prawie wszyscy barbarzyńcy leżeli pokonani na ziemi. Marek gestem wezwał znającego tutejszą mowę niewolnika, by przesłuchał drugiego konnego. Wrogi wojownik był ranny, ale szybko odpowiadał na zadawane mu pytania. Jak się okazało, grupa stanowiła eskortę kapłana tutejszej bogini. Wracali po wypełnieniu zadania powierzonego im przez Radę Starszych. Gdy krótko potem natknęli się na Rzymian, chcieli ich pojmać, a następnie złożyć w ofierze swojej bogini – Jantarowej Pani. Zachłyśnięci sukcesem wyprawy byli pewni, że bogini im sprzyja, ochroni i zapewni zwycięstwo. Tymczasem skończyli pokonani. Nie rozumieli dlaczego, ponieważ odzyskali jej własność. Powinni cieszyć się przychylnością Jantarowej Pani, zapewnić sobie dobre plony i zdrowie. Może do klęski przyczyniło się złamanie przez kapłana słowa danego Dziwnie, jak tłumaczył woj, a bogini pomściła krzywdę swej służebnicy.

Marka nie interesowało, kim była Dziwna. Gdy skończył przesłuchiwać barbarzyńcę, jeden z weteranów przyniósł tłumoczek, porzucony przez kapłana i jednocześnie dowódcę, który uciekł z pola bitwy. Emiliusz był ciekawy, dla jakiego skarbu ryzykował on życie.

Po odsunięciu materiału przeżył szok. Spod płótna wyjrzały duże, zapłakane, zielone oczy osadzone w szczupłej twarzyczce dziecka. Dziecię miało skrępowane ręce i nogi, a w ustach knebel. Chyba tylko dzięki przychylności bogów się nie udusiło!

– Czyje ono? – rzucił do rannego.

Niewolnik przetłumaczył jego pytanie i przekazał otrzymaną odpowiedź:

– Pochodzi z osady, nikt ważny.

Marek nie uwierzył, ale też nie dociekał. Po odsunięciu sznurów i zwojów materiału zauważył warkocze. Kapłan przetrzymywał dziewczynkę. Mężczyzna żałował, że go nie złapano, bo osobiście by go ukrzyżował. Wojna to jedna rzecz. Krzywdzenie małych dziewczynek – zupełnie inna.

– Poprowadzisz nas do jej rodziców – rozkazał, zamierzając po drodze oddać porwane dziecko.

Ranny tylko pokręcił głową i zaczął coś tłumaczyć. Niewolnik słuchał uważnie.

– Tylko ona przeżyła. Jej osadę spalono dzisiaj z rozkazu kapłana. Najpierw zamknęli rodziców i podpalili chatę, potem puścili z dymem resztę. Stąd ten smród – przetłumaczył.

Marek szybko objął spojrzeniem najbliższe otoczenie. Ten, który rzucił nożem w kapłana, również zniknął. Emiliusz rozejrzał się uważnie, ale nie zauważył mężczyzny wśród leżących barbarzyńców. Musiał uciec. Spojrzał ponownie na pokonanych i zaczął wydawać rozkazy wojskowym. Nakazał zabrać lekko rannych z karawaną. Miał zamiar sprzedać ich jako niewolników. Zapewni mu to dodatkowy zysk. Ciężko rannych się dobije. Otulił swoim płaszczem przerażone dziecko. Skoro nie ma rodziców, ją również zabierze.

1 Gacie – dolna część męskiego stroju, odpowiednik naszych spodni.

2 Lucjusz Korneliusz Sulla – zwycięski wódz w wojnie z Mitrydatesem, królem Pontu; po krwawej wojnie domowej został dyktatorem w 82 roku p.n.e. i sprawował ten urząd do 79 roku p.n.e.

3 Gladius – krótki miecz rzymskich legionistów.

Rozdział II

Felicyta była wykończona i marzyła tylko o jednym. O chwili oddechu od koszmarnej pani domu i jej równie strasznej córeczki. Dopiero teraz zrozumiała, dlaczego niektórzy obywatele sprzedają się w niewolę. Jak znajdą sobie pana, który jest lepszy od takiego pomiotu Plutona, to ich życie niewolnika jest po prostu usłane różami! Bo tylko do stworzeń w domenie boga podziemi mogła porównać te dwie. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy, jakie miała w życiu szczęście. Niestety dwa miesiące wcześniej jej przybrany ojciec nagle zmarł. Felicyta lub Felicja, jak była często nazywana przez najbliższych, znalazła się w domu jego brata, którego wcześniej słabo znała. Sam Quintus, jej nowy opiekun, był podobny do brata, odrobinę onieśmielający, ale zarazem uprzejmy.

Nie można było jednak powiedzieć tego samego o jego żonie i jej rodzince. Oszołomiona utratą jedynej bliskiej osoby snuła się po domu przez jakieś dwa tygodnie. Po tym czasie pani domu zdecydowała o końcu jej żałoby. Stary Grek – niewolnik, który z rozkazu ojca dbał o jej wykształcenie, został sprzedany lub gdzieś odesłany. Sierocie, a do tego kobiecie, nie było ono przecież do niczego potrzebne. Ponieważ cały majątek ojca przechodził na jego brata, została całkowicie zdana na łaskę nowego opiekuna. Odtąd musiała zarobić na swoje utrzymanie. W przeciwnym wypadku zostanie wyrzucona na ulicę. W związku z tym zajmowała się córkami państwa: Emilią i Porcją, służąc im oraz ucząc sztuki czytania i pisania. Gdybyż tylko chodziło o tę pierwszą, westchnęła. Emilia była cudownym dzieckiem, radosnym i na dodatek chętnym do nauki. Córka pani Klodii, Porcja, okazała się, delikatnie mówiąc, mało zdolna i na dodatek złośliwa. Miała nieładny zwyczaj kopania Felicji, jeśli ta zrobiła coś, co młodej arystokratce nie odpowiadało. Poza czasem nauki całe dnie spędzała na wypełnianiu najrozmaitszych poleceń Porcji. To, że w pobliżu było z dwudziestu bezczynnych niewolników, nie przeszkadzało ani Klodii, ani jej córce. Niewolnicy słono kosztowali, o niewolników trzeba dbać. Przez nią natomiast dochodziło tylko do strat.

W Felicji zaczynała narastać desperacja. Wczoraj Porcja nie poprzestała na kopniakach. Gdy jej dyktando zostało negatywnie ocenione przez nauczycielkę, ta została przez panienkę uderzona w twarz. Kiedy poszła poinformować o zajściu jej matkę, otrzymała policzek jeszcze od niej, żeby zapamiętała, gdzie znajduje się jej miejsce w domostwie. Miała wypełniać wszystkie polecenia tak, by Porcja była zadowolona. Poza tym zagrożono jej chłostą, jeśli ponownie ośmieli się poskarżyć. Gdy przypomniała sobie muskularne ramiona niewolnika, który zajmował się w domostwie wymierzaniem dyscypliny, zadrżała. Nie miała najmniejszej ochoty na takie spotkanie. Wcale a wcale.

Zostało jej już tylko jedno – po uczcie musi odważyć się porozmawiać z panem domu. Albo przynajmniej poprosić o rozmowę. W jej obecnej sytuacji lepsze są nawet najgorsze wiadomości niż ciągła niepewność. Może senator powie, co mogłaby robić, żeby zarobić na swoje utrzymanie i nie być narażona przy tym na szykany. Musiała skorzystać z takiej możliwości, dopóki obiady spożywała z rodziną. Prawdę powiedziawszy, dziwiło ją to niepomiernie, ponieważ według pani domu znajda bez posagu miała w domu gorszą pozycję niż niewolnik.

Tymczasem szukała miejsca, w którym mogłaby przeczekać aż do wieczornego posiłku. Ukrycie się w sypialni nie wchodziło w grę, bo będzie to pierwsze miejsce, które sprawdzą podczas poszukiwań. Wybrała więc łaźnię. W pomieszczeniu służącym do kąpieli parowych znajdowała się wnęka z ławą. Ponieważ w środku panował półmrok i na dodatek kłębiła się tam para utrudniająca widoczność, istniała duża szansa, że nie zostanie przez nikogo znaleziona.

Natychmiast zaczęła wprowadzać w życie swój plan. Niezauważona przez domowników przemknęła przez perystyl. Gdy dostrzegła nadchodzącą niewolnicę, przycupnęła na chwilę w krzewach zasadzonych obok fontanny. Następnie otworzyła drzwi do łaźni. Przeszła szybko przez przebieralnię, minęła baseny z zimną i gorącą wodą i była już na miejscu. Westchnęła z ukontentowaniem. Nareszcie bezpieczna. Przynajmniej przez jedno popołudnie!

Weszła do swojej ulubionej wnęki. Niestety nie mogła zostawić tuniki w przebieralni. Ściągnęła więc ją, rozłożyła na kamiennej ławie i próbowała nie myśleć o tym, że za chwilę cała się pomoczy. Jakoś dotrze w niej do sypialni, która na szczęście była usytuowana blisko łaźni.

Oparła się o ścianę i zaczęła dumać nad swym smutnym położeniem. Kopniaki Porcji były niczym wobec niepokojących błysków w oczach jej starszego brata. Dziś nie ograniczył się do patrzenia. W korytarzu przy atrium złapał ją za rękę i zaproponował opiekę w zamian za to, że będzie dla niego miła. Nie bardzo rozumiała, o czym mówił, ponieważ zawsze traktowała go bardzo uprzejmie, nie chcąc narażać się na reprymendę ze strony Klodii. Nie wiedziała też, na czym polegałaby taka opieka. Ale dobrowolne oddanie się pod władzę Marka Porcjusza nie wchodziło w grę. Instynktownie czuła, że nic dobrego dla niej z tego nie wyniknie. Nie miała co prawda posagu, ale nikt jej nie może zmusić do ciągłego przebywania w towarzystwie mężczyzny, którego nie lubiła i którego się obawiała.

Gdyby żył jej ojciec! W stosunku do niego również czuła rozżalenie. Wychowywał ją jak własną córkę, więc mógł lepiej zabezpieczyć jej byt. Nie, nie mogła być niesprawiedliwa. Musiał pomyśleć o niej, ponieważ w przeciwnym wypadku wylądowałaby na ulicy. Obecnie miała przynajmniej dach nad głową.

Pogrążona w myślach początkowo nie zauważyła ruchu w sąsiednim pomieszczeniu. Słysząc fragmenty rozmowy, podniosła gwałtownie głowę. Skupiła się. Na pewno w łaźni przebywał mężczyzna w towarzystwie przynajmniej dwóch kobiet. Obcy, bo głosy łaziebnych były jej znane, natomiast jego zdecydowanie nie. Tylko że przed obiadem nikt nie korzysta z łaźni! Czyżby niespodziewanie przyjechał jakiś gość? Wtuliła się głębiej w czerń pomieszczenia, kładąc stopy na ławie i przyciskając do tułowia uda. Zebrała tunikę i schowała za plecami, by błysk bieli nie zdradził jej kryjówki. Nagrzany kamień zaczął nieprzyjemnie parzyć ją w nagie pośladki i stopy. Przesunęła szatę tak, by choć niewielka część materiału leżała na ławie i oddzieliła od źródła gorąca przynajmniej jej pupę. Żeby tylko nie została odkryta, bo chyba umarłaby ze wstydu. Mniejsza o niewolnice, ale przebywał tam mężczyzna. Sama nie wiedziała, co lepsze? Ten obcy czy Marek? Dlaczego to nie mógł być Tytus lub senator? Dlaczego ma ostatnio takiego pecha? Dlaczego Fortuna przestała jej sprzyjać?

Bogowie! Teraz jeszcze cała grupa weszła do środka. Felicja pospiesznie skuliła się jeszcze bardziej i zamknęła oczy. Łaziebne przyniosły ze sobą lampki oliwne i ustawiły je na trójnogach. W pomieszczeniu zrobiło się jaśniej, ale jej wnęka nadal pozostawała poza kręgiem światła. „Oby mnie nie zauważył, oby mnie nie zauważył”, powtarzała sobie w duchu. Na wszelki wypadek otworzyła oczy i… zamarła. Mężczyzna stojący w oparach był zupełnie nagi. Felicja widywała już obnażonych do przepaski niewolników, ale nigdy z tak bliska i nigdy nie wyglądali tak…, tak…! Sama nie wiedziała, jak ma określić swoje pierwsze wrażenie.

Groźnie?

Potężnie?

W mroku nie widziała dokładnie rysów twarzy, ale ciało musieli mu rzeźbić sami bogowie. Wpatrywała się w niego już bez skrępowania, tak by nie pominąć żadnego szczegółu. Był wysoki, złożony z samych mięśni, które grały pod skórą, kiedy niewolnice drewnianymi deszczułkami zbierały pot z brudem z jego skóry. Ciało w świetle lśniło wilgocią i aż prosiło, aby je dotknąć. Tors miał umięśniony i gładki, pozbawiony włosów, brzuch płaski. Kępki owłosienia pokazały się pod jego pachami, gdy podniósł ręce, aby ułatwić dostęp do boków. Mięśnie pięknie układały się pod skórą. Felicja żałowała, że nie jest rzeźbiarzem, który mógłby w pełni oddać witalność jego postaci. Nagle jedna z niewolnic, do tej pory przed nim klęcząca, podniosła się i Felicji ukazała się reszta jego ciała, dotychczas ukryta przed jej wzrokiem. Linia włosów zaczynała się na jego podbrzuszu i biegła niżej, aż do…

Bogowie!

Zawstydzona zamknęła gwałtownie oczy. „Więc to ukrywają mężczyźni pod przepaskami!”, pomyślała. Mówiąc sobie w duchu, że ma nie być tchórzem i skorzystać z nadarzającej się okazji, znów rozchyliła powieki, aby się przekonać, że najbardziej interesujące ją miejsce zostało zakryte przez głowę niewolnicy. Obiema rękami dociskał jej czerep do siebie i wydawał z siebie jakieś gardłowe dźwięki. „Dziwny sposób czyszczenia”, stwierdziła w myślach, pochylając się w lewo, by mieć lepszy widok.

Nagle oderwał łaziebną od siebie. Szarpnął kobietę do góry, obrócił się z nią i przycisnął jej plecy do ściany. Następnie zakleszczył jej nogi na swoich biodrach i miarowo zaczął się do niej przyciskać i odsuwać. Felicja miała przed oczami całe jego nagie ciało. Tym razem od tyłu. Duże, mocne i umięśnione. Gdy się kołysał, była oczarowana widokiem jego poruszających się w kłębach pary muskułów. Światłocień nadawał całemu spektaklowi niemalże artystyczną wymowę. Tymczasem Incja, Felicja rozpoznała łaziebną, zaczęła się miotać pod mężczyzną, jednocześnie wydając z siebie coraz głośniejsze jęki, które szybko przerodziły się w wołane ochrypłym głosem błagania, aż urosły do krzyku.

Co się dzieje?

Na początku myślała, że to jakiś dodatkowy sposób czyszczenia albo egzotyczny taniec, ale obecnie miała wrażenie, że jest świadkiem czegoś zgoła innego. Głośnie wrzaski niewolnicy nie świadczyły o jej zadowoleniu. Wręcz przeciwnie! Cokolwiek jej robił, musiało sprawiać niewolnicy olbrzymi ból, doszła do wniosku. I nawet biedulka nie mogła zaprotestować, tylko pokornie znosić takie traktowanie.

Felicja natychmiast przestała być nim oczarowana i siedziała zmartwiała z oburzenia. Skoro nie spodobał mu się sposób, w jaki go obmywała, to mógł jej powiedzieć, a nie od razu krzywdzić nieszczęsną, i to tak okrutnie. Felicja tylko raz słyszała, jak kobieta krzyczy w podobny sposób. Gdy z rozkazuKlodii niewolnica, która podczas obcinania paznokci niechcący zraniła panią, otrzymała dziesięć plag przywiązana do słupa. Do dziś pamiętała krwawe ślady na jej plecach. Ten brutal na pewno był jakimś krewnym pani domu. Bez wątpienia!

Jakiż musiał być zepsuty, skoro sam torturował kobietę, zamiast przekazać ją w ręce odpowiedzialnego niewolnika, który wymierzyłby jej karę adekwatną do przewinienia. Kiedyś jej ojciec w rozmowie z innym Rzymianinem wspominał, że są tacy, którym przyjemność sprawia krzywda innych. Obcy musiał należeć do takich osób.

„Nieszczęsna Incja”, pomyślała i poczuła nagłą falę współczucia. Niestety,zło już zostało wyrządzone, a teraz musiała zadbać o własną skórę. Nie miała najmniejszej ochoty podzielić losu niewolnicy, zwłaszcza że po karze łaziebna osunęła się na kolana i gdy już przestała cicho jęczeć, skulona oddychała ciężko. Zaś on… Coś w sposobie, jaki układało się jego ciało, mówiło jej, że promieniuje zadowoleniem. Mężczyzna był piękny, ale prawdziwy z niego potwór! I pomyśleć, że tak gardziła Markiem Porcjuszem. Obcy tymczasem rozsiadł się wygodnie na ławie, owinąwszy sobie biodra kawałkiem płótna podanym przez niewolnice.

– Możecie odejść. – W ciszy jego głos miał siłę grzmotu.

Niewolnice ukłoniły się i opuściły pomieszczenie. Incja ledwo powłócząc nogami.

Felicja bezwiednie zatrzęsła się. Prosiła wszystkich miłosiernych bogów, żeby wyszedł, ale jakoś mu się nie spieszyło. Rozsiadł się wygodnie i przymknął oczy. Miała nadzieję, że w ciszy nie dosłyszy bicia jej serca. Nagle znów usłyszała jego głos.

– No, panienko, podobało się przedstawienie? A może miałaś ochotę się przyłączyć?

On mówił do niej! Felicja pisnęła, jednym ruchem porwała tunikę i rzuciła się do wyjścia, w biegu wciskając się w szatę. Zdecydowanie nie chciała być przez niego w jakikolwiek sposób karana. Dopiero gdy znalazła się w swojej sypialni, zaczęła się modlić do bogów, aby już nigdy się nie spotkali.

„Proszę, proszę… Pierwszy dzień w domu i już niespodziewane atrakcje”, pomyślał Serwiusz i rozparł się wygodnie na ławie. Najpierw został uwiedziony przez niewolnicę w łaźni. Nie żeby się specjalnie opierał… W wojsku miał długie przerwy, nim znalazł chwilę na zaspokojenie naturalnych popędów. Jednak jakość tych nielicznych spotkań była… Rzymianki mogą się schować! Incja natomiast skorzystała z okazji, żeby wskrzesić ich quasi-związek. Może liczyła na to, że zajdzie w ciążę? Przecież właściciel nie chciałby, by jego wnuk urodził się jako niewolnik. Pomny sztuczek łaziebnych zastosował metodę, o której dowiedział się na wschodzie. Wysunąć się, nim wytrysną z niego jakiekolwiek płyny. Dopiero gdy rozsiadł się wygodnie, zauważył kobiecy kształt ledwie widoczny w ciemnościach. Doszedł do wniosku, że jakaś niewolnica zrobiła sobie chwilę przerwy, licząc na pustkę w pomieszczeniach łaźni. Musiał ją trochę zaskoczyć swoim pojawieniem się. Podczas ucieczki nieznajomej przez moment w nikłym świetle widział jej sylwetkę. Trzeba przyznać, że była niczego sobie. Smukła, dość wysoka, ze ślicznymi, zgrabnymi nogami i jędrnym ciałem. Gdy już się ożeni, żona na pewno nie będzie miała nic przeciwko dodatkowej niewolnicy. Ojciec, jak zobaczy, że syn posłusznie się zgadza na wszystkie jego plany, zrobi mu ten prezent. Trochę ambrozji też mu się od życia należy.

Felicja ledwie zdążyła się przebrać w suchą tunikę, gdy do jej sypialni wpadła wściekła pani domu. Była to wysmukła trzydziestokilkuletnia kobieta o wydatnym, podkreślonym przez krój tuniki biuście. Na powitanie uderzyła dziewczynę w twarz.

– Gdzieś się podziewała, ty leniwa dziewucho! Senator wydaje ucztę, roboty mnóstwo, Porcja czeka na czesanie, a ty błąkasz się nie wiadomo gdzie. Ruszaj żwawo albo każę cię wychłostać.

Felicja wciąż była w szoku, więc nie protestowała, tylko trzymając się za obolały policzek, ruszyła w stronę sypialni Porcji. Sama Porcja przywitała ją okrzykiem:

– Nareszcie! – Następnie usiadła na łożu i zażądała doboru odpowiedniej i twarzowej fryzury.

Odpowiednia i twarzowa fryzura składała się z góry loków nad czołem i węzłów wykonanych z włosów z tyłu głowy. W to wszystko Felicja wpięła złotą przepaskę, pomogła Porcji zmienić lnianą tunikę na jedwabną oraz zawiesić mały szmaragd na szyi. Przy wieszaniu klejnotu na chwilę zamarła. Poznała bowiem swój prezent na ostatnie urodziny. Mała dama wzruszyła tylko ramionami.

– Tobie nie jest już do niczego potrzebny. A ja na uczcie nie mogę się pokazać bez klejnotów.

Oczywiście Porcja, która miała niespełna dziesięć lat, bez klejnotów pokazać się nie mogła. Felicji, która oficjalnie cieszyła się statusem członka rodziny i była od trzech lat dorosła, nie pozostawiono wyboru. Miarka się przebrała. Postanowiła po posiłku porozmawiać z senatorem o swoim statusie i o zmarłym ojcu. Jeśli zaś pan domu dalej pozwoli ją tak traktować, odejdzie. Zażąda zwrotu prezentów otrzymanych od ojca, by je sprzedać i z tych pieniędzy początkowo się utrzymać. Była wykształcona, więc może znajdzie zatrudnienie i opiekę w jakimś domu z aspiracjami.

Istniała też mała szansa, że senator przez wzgląd na pamięć brata ułożyjej małżeństwo. Założenie rodziny z kimś zupełnie obcym nie było szczytem marzeń Felicji, ale jednocześnie stanowiło dla niej najlepsze wyjście. Męska protekcja miałaby stały charakter, a ona zyskałaby własny dom. Świetnie zdawała sobie sprawę, że w Rzymie kobieta nie była w stanie przetrwać bez ochrony mężczyzny. Może jedynie z wyjątkiem westalek… I zdecydowanie to rozwiązanie było lepsze, niż wydająca polecenia i nagany Klodia. Nawet za cenę utraty prawa decydowania o sobie, ponieważ wraz z zawarciem małżeństwa znalazłaby się pod kompletną władzą męża. Choć w obecnej sytuacji i tak nie była w stanie korzystać z przywileju swobodnego rozporządzania sobą.

Gdy zakończyła toaletę Porcji, miała niewiele czasu, żeby przygotować się do obiadu. Upięła tylko rozpuszczone włosy w węzeł na głowie, narzuciła szafirową tunikę i biegiem ruszyła do jadalni, omijając zygzakiem fontanny w perystylu. Zatrzymała się przy samych drzwiach i chciała z godnością wkroczyć do pomieszczenia. Niestety, zahaczyła nogą o wychodzącego z jadalni niewolnika i swe efektowne wejście zakończyła ślizgiem po marmurowej podłodze sfinalizowanym u stóp Klodii. Ta uśmiechnęła się jadowicie.

– Dziecko, nie musisz mi składać hołdu w ten sposób. Nie jesteś niewolnicą.

Quintus, słysząc ton żony, ściągnął brwi. Klodia natychmiast zaczęła się tłumaczyć.

– Sam widzisz, jaka ta dziewczyna jest niezgrabna i pozbawiona jakichkolwiek manier. To prawdziwa dzikuska. Nieraz ci mówiłam, że ma zły wpływ na dziewczynki.

Felicja tymczasem usiłowała pozbierać się z podłogi. Czyjeś silne ramię jej w tym pomogło. Uśmiechnęła się z wdzięcznością do Tytusa.

– Nic ci się nie stało? – spytał z troską.

– Nic, dziękuję bardzo – wyszeptała i po chwili dodała, wyjaśniając sytuację panu domu: – Przepraszam, byłam trochę zapracowana. Nie chciałam się spóźnić na obiad i stąd to zamieszanie.

Senator z uśmiechem przyjął jej wyjaśnienia.

– Nie szkodzi, dziecko. Następnym razem nie pracuj tak dużo, pamiętaj, że od obowiązków mamy niewolników. Ty jesteś członkiem rodziny.

– Cóż takiego ważnego robiłaś, że weszłaś w tak dramatyczny sposób? – zainteresował się Tytus.

– Układałam Porcji włosy – powiedziała, nim zdążyła ugryźć się w język.

Wzrok wszystkich obecnych skierował się na kunsztowną fryzurę dziewczynki, która uśmiechała się z zadowoleniem.

– Trochę zbyt wykwintna jak na ten wiek – skrytykował senator. – Następnym razem, moja droga, będę cię prosił, by twoja córka nie nosiła się w sposób, jaki jej nie przystoi.

– Tak, panie – potaknęła posłusznie żona, rzucając Felicji spojrzenie, które obiecywało zemstę. – Skoro jednak jesteśmy już wszyscy, możemy zacząć posiłek.

Senator pokręcił głową.

– Niech wstrzymają się z wnoszeniem przekąsek. Czekamy na jeszcze jednego domownika. A otóż i on – dodał na widok Serwiusza, który w tym momencie wszedł do jadalni.

Zapanowała cisza. Matka z córką spojrzeniem omiotły gościa od stóp do głów. Marek Porcjusz, widząc go ubranego w prostą tunikę i płaszcz, uśmiechnął się wzgardliwie. Sam pojawił się w długiej tunice haftowanej w złote palmy, spiętej agrafami w kształcie liści palmowych. Pan domu postanowił przedstawić sobie domowników. Felicja stała z wbitym w podłogę wzrokiem.

– To moja żona Klodia, jej dzieci: Porcja, Marek Porcjusz i Tyberiusz Porcjusz oraz wychowanica mojego brata Felicja Emilia, która znajduje się pod moją opieką. A ten młody mężczyzna to mój młodszy syn Serwiusz Emiliusz, który dziś wrócił do domu – zwrócił się do zebranych.

Towarzystwo zaczęło sadowić się na łożach. Środkowe miejsca zajęli Quintus z żoną, po jego prawej stronie ułożył się wygodnie Tytus. Marek ruszył ku ostatniemu, ale został wstrzymany ruchem ręki senatora.

– Tam usiądzie mój młodszy syn. Połóżcie się za Tytusem.

Marek wbił wściekły wzrok w nowo przybyłego i powlókł się na gorsze, jego zdaniem, miejsce. Za nim ułożył się jego młodszy brat, a Emilia i Porcja zajęły swoje miejsca na stołeczkach przy łożu senatora. Tylko Felicja stała w bezruchu. Jej stałe miejsce zostało zajęte przez braci Porcji. Miała właśnie wysłać niewolnika po dodatkowy stołek, gdy usłyszała głos senatora.

– Połóż się koło Serwiusza, moje dziecko.

Podniosła głowę i zamarła, wykonując tylko pół kroku. Na wskazanym łożu spoczywał, wpatrując się w nią intensywnie, mężczyzna z łaźni. Tak podpowiadała jej wyostrzona nagle intuicja i łomoczące dziko w piersi serce.

Klodia gestem przywołała niewolników, którzy ściągali sandały państwa i wodą z płatkami róż obmywali z kurzu ich stopy. Kolejni niewolnicy zaczęli wnosić jajka. To właśnie nimi tradycyjnie rozpoczynano wieczorny posiłek, który nazywano cena14.

I to by było na tyle, jeśli chodzi o zrobienie dobrego wrażenia na nieznanej części rodziny i na narzeczonej. Wszystko przez fantazje z nieznajomą z łaźni w roli głównej. Fantazje dość szybko przekształciły się w sen i oto wchodził do jadalni ostatni. Szybko dokonał przeglądu zgromadzonych osób. Na widok Emilii doznał szoku. Była już prawie dorosła, ubrana w szmaragdową tunikę i białą pelerynkę. Stała obok drugiej dziewczynki, będącej mniej więcej w tym samym wieku. Po krótkim przeglądzie jej stroju i fryzury doszedł do wniosku, że ta mała to nic dobrego. Pani domu, odziana i uczesana dużo skromniej, uśmiechała się do niego słodko. Była bardzo ładna i nie dziwił się już, że ojciec się ożenił. Ciekawe tylko, jaki miała charakter. Sądząc po dzieciach, tu spojrzał na starszego przybranego brata, nienajlepszy. Głupiec pokazał się w stroju zarezerwowanym dla zwycięskiego wodza celebrującego triumf. Młodszy Porcjusz za to nie patrzył na nikogo, zajęty tekstem spisanym na tabliczce.

Widok ostatniej, nieznanej mu osoby, zapierał dech w piersiach. A więc tak wyglądała przyszła żona… Dokonał pobieżnego przeglądu. Ubrana i uczesana bardzo skromnie, stała ze spuszczoną głową i nikomu nie patrzyła w oczy. Zastanawiał się, czy jest taka cnotliwa, czy taka wstydliwa? Dość wysoka, przypominała mu gazelę, którą oglądał podczas pobytu w Afryce. Jej włosy, o rzadko spotykanej barwie, przypominały blask księżyca w letnią noc. Gdyby była niewolnicą, zapłacono by za nią dziesiątki tysięcy sestercji. Policzki miała lekko zarumienione, zaś usta kolorem przypominały sprowadzane przez Lukullusa wiśnie. Wszystkie myśli o niewolnicy spotkanej w łaźni usunął na bok. Był zaintrygowany. Jeśli dziewczyna miała równie słodki charakter jak wygląd, to był ulubieńcem bogini Fortuny, o Weście, bogini domowego ogniska, nie wspominając.

Quintus patrzył na niego ironicznie, wskazując mu miejsce. Spojrzał wyzywająco na ojca, gdy już ułożył się na łożu. On już na pewno, co do ślubu, żadnych obiekcji mieć nie będzie. W tej sytuacji nie mógł się doczekać nocy poślubnej.

Jego przyszła żona zastygła i spłoszona wpatrywała się w miejsce obok Tytusa, które zajął Marek, a za nim Tyberiusz. Doszedł do wniosku, że tam zazwyczaj siedziała. Usłyszał głos senatora polecający jej spocząć na jego łożu. Spojrzał na ojca z wdzięcznością, następnie wbił wzrok w zbliżającą się powoli Felicję. Po raz pierwszy zobaczył jej szmaragdowe oczy. Nagle zmarszczył brwi, bo dziewczyna wyglądała na przerażoną. Co gorsza z każdym krokiem posuwała się w jego stronę wolniej. Dlaczego, u licha, tak się go bała? Przecież wcale go nie znała, a dopiero niebawem mieli poznać się lepiej. Czyżby każdy obcy mężczyzna ją tak przerażał? Serwiusz się uspokoił. „To tylko zdenerwowanie młodej dziewicy, która staje wobec nieznanego”, pomyślał. To, że poznali się dopiero dzisiaj, też nie świadczyło na jego korzyść. Wybił sobie z głowy erotyczne myśli związane z osobą przyszłej żony. Będzie musiał być bardzo ostrożny i cierpliwy, postanowił w duchu, prezentując narzeczonej łagodny uśmiech.