Ryngraf z trupią czaszką - Feliks Sikorski - ebook

Ryngraf z trupią czaszką ebook

Feliks Sikorski

0,0

Opis

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych

Cykl Druga Wojna Światowa

Zeszyt 7/84

Bohaterowie | Operacje | Kulisy

  • dramatyczne wydarzenia największych zmagań wojennych w historii
  • przełomowe, nieznane momenty walk
  • czujnie strzeżone tajemnice pól bitewnych, dyplomatycznych gabinetów, głównych sztabów i central wywiadów

Książka dostępna w zasobach:

Fundacja Krajowy Depozyt Biblioteczny

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 109

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




FELIKS SIKORSKI

RYNGRAF  Z TRUPIĄ  CZASZKĄ

WYDAWNICTWO MINISTERSTWA OBRONY NARODOWEJ

Okładkę projektował

EDMUND MANCZAK

 

Redaktor

WIESŁAWA ZANIEWSKA-ORCHOWSKA

 

Redaktor techniczny

BARBARA KLAMROWSKA

 

© Copyright by Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej Warszawa 1973

 

ISBN 83-11-07056-3

 

Printed in Poland

 

Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej. Warszawa 1984 r.

 

Wydanie II. Nakład 150.000 + 170 egz. Objętość 4,25 ark. wyd., 4,57 ark. druk. Papier offsetowy V ki., 55 g z roli 84 cm z Głuchołaskich Zakładów Papierniczych. Oddano do składu w grudniu 1983 r. Druk ukończono w maju 1984 r. Wojskowe Zakłady Graficzne w Warszawie. Zam. nr 5255.

 

Cena zł 18.— M-27

„BURY“ ATAKUJE W RACIBORACH

Kapitan Feliks Skowroński, szef wydziału operacyjnego pułku Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Białymstoku, patrzy w okno. Koła wagonu zmieniają rytm. Za parę minut Małkinia. Połowa drogi z Warszawy do Białegostoku.

Wzdłuż toru zaspy śniegu. Na równinie, przeciętej czarną kreską lasu, szare, samotnie rozrzucone po polach chałupy.

Kapitan poprawia pasek torby polowej. Marznące dłonie chowa do kieszeni płaszcza. Odruchowo zaciska palce prawej ręki na zimnej stali pistoletu z nabojem wprowadzonym do komory. Wystarczy wyszarpnąć go z kieszeni i zwolnić bezpiecznik. W roku 1946 życie bardzo często zależy od tego, kto szybciej potrafi oddać pierwszy strzał.

Pociąg mija Małkinię. W wagonach przepełnienie. Mężczyźni w cywilnych ubraniach, kobiety otulone grubymi chustkami w kratę i dzieci drzemiące na kolanach matek. W tłumie podróżnych przeważają wojskowi. Szeregowi, podoficerowie i oficerowie. Jadą służbowo, wracają z urlopu albo udają się w kilkudniowe odwiedziny do swoich najbliższych. Niektórzy uzbrojeni w automaty. Wśród nich z pewnością znajdują się łącznicy, wiozący pocztę ze sztabu KBW w Warszawie.

Żołnierz z orkiestry białostockiego pułku KBW gra na harmonii. Ktoś opowiada najnowsze dowcipy.

Kapitan Skowroński zamyka oczy. Czuje dziwny, Właściwie niczym nie uzasadniony niepokój. Może to po prostu zmęczenie. Jeszcze przez chwilę przysłuchuje się rozmowie dwóch żołnierzy. Jeden z nich opowiada, jak pewnej nocy kilkunastu bandytów ubranych w wojskowe mundury... Akordeonista nuci półgłosem najmodniejszy przebój o chryzantemach złocistych w kryształowym wazonie.

Gwałtowny zgrzyt hamulców wyrywa kapitana z sennego odrętwienia. Z półki spada jakaś paczka niedbale przewiązana papierowym sznurkiem. Kobieta siedząca w głębi przedziału, załamującym się ze zdenerwowania głosem, wyjaśnia:

— Pewnie znowu kogoś przejechali. Ostatnim razem, jak jechałam tą trasą, pod pociąg wpadła jedna dziewczyna...

— Nikogo nie przejechali — prostuje mężczyzna w futrzanej czapce nasuniętej głęboko na oczy. — Nie widzi pani, że wojsko zatrzymało pociąg? Pewnie będą sprawdzać dokumenty. Widocznie banda pojawiła się w okolicy.

Kapitan Skowroński, rozpychając podróżnych łokciami, wybiega na korytarz. Przez otwarte okno odczytuje nazwę przystanku kolejowego: Racibory. Mała osada pomiędzy Małkinią a Łapami. Może dwadzieścia metrów od toru stanowisko ckm. Na peronie dwóch ludzi w wojskowych mundurach mierzy z poniemieckich pancerfaustów w okna wagonów. Na śniegu, zalegającym pole poniżej torowisk, leżą uzbrojeni mężczyźni w mundurach żołnierzy WP. Mniej więcej w sile jednego plutonu. To samo po drugiej stronie pociągu.

Przepychający się do wyjścia podróżni wtłaczają kapitana do przedziału. Z peronu dobiegają ostre słowa rozkazu:

— Wychodzić! Wszyscy wojskowi wychodzić na peron! Zdejmować czapki, pasy i płaszcze. Oddawać broń!

Kapitan przez moment przygląda się kamiennym rysom twarzy człowieka wydającego rozkazy. Niski, szczupły brunet z dystynkcjami podporucznika. Na głowie typowa czapka — garnizonówka z wypolerowanym do połysku orzełkiem.

Sterroryzowani żołnierze pospiesznie wychodzą z wagonów. Rzucają na wskazane miejsce czapki, płaszcze, pasy, broń i bagaż osobisty. Ktoś próbuje protestować. Silne uderzenia kolbą w plecy skutecznie łamią wszelkie próby oporu.

— Każdy, kto zdał oporządzenie — wrzeszczy podporucznik — kłaść się twarzą do ziemi. Ci z wojskowych, którzy dobrowolnie nie wyjdą z pociągu, zostaną zastrzeleni.

Pasażerowie z zatrzymanego pociągu osobowego relacji Warszawa — Białystok nie mają już wątpliwości. Kobieta, która kilka minut temu twierdziła, ze chyba znowu kogoś przejechali, trzęsie się z przerażenia.

— Panowie, to nie jest wojsko. Bandyci napadli na pociąg. Panie kapitanie, niech pan szybko wysiada, bo jak pana tu znajdą, wszystkich nas wymordują.

W głowie kapitana plątanina myśli. Jeżeli wyjdzie, przepadnie torba połowa, a z nią ważne dokumenty operacyjne. Liczyć trzeba się również z tym, że mogą go uprowadzić. Bandyci z reguły zabierają oficerów, przesłuchują, a potem strzelają w tył głowy pod pierwszym lepszym drzewem. Ucieczka ze stacji jest niemożliwa. Dookoła puste pola. Biegnącego po śniegu człowieka widać jak na dłoni. Nie, kapitan nie wyjdzie dobrowolnie z wagonu. Zawsze może udawać, że spał i nie słyszał rozkazów. Zdarzają się ludzie, których nawet huk armat nie jest w stanie obudzić. Na wszelki wypadek torbę połową z dokumentami przekaże tamtej kobiecie:

— Jeżeli będę musiał opuścić pociąg, proszę zaopiekować się torbą. Kładę ją pod ławkę, w to miejsce. Gdyby ze mną coś się stało, gdybym nie wrócił, torbę przekaże pani do jednostki wojskowej albo odda w najbliższej komendzie milicji. Rozumie pani?

— Dobrze — kiwnęła głową.

Niebo nad horyzontem ciemnieje. Dokładnie o 15.54 zapadnie wczesny, styczniowy zmierzch. Kierujący akcją ów bandyta z dystynkcjami podporucznika i wypolerowanym do połysku orzełkiem na czapce, przynagla do pośpiechu. Obrabowanym i rozbrojonym żołnierzom nakazuje wsiadać do pociągu.

Z ostatniego wagonu bandyci wyprowadzają trzech mężczyzn ubranych w jesionki. Zatrzymani stają na środku peronu, bezradnie przestępując z nogi na nogę. Na rozkaz herszta kilku uzbrojonych ludzi odprowadza ich do furmanek, stojących na drodze za budynkiem stacyjnym.

Żołnierz z orkiestry pułku KBW usiłuje zabrać akordeon, rzucony na stertę zrabowanych przedmiotów.

— Zostawić, nie ruszać niczego! — bandyta jest wściekły. — Biegiem do wagonu, ty przeklęty psie!

W oczach żołnierza łzy. Stojąc na stopniach wagonu, rzuca półgłosem:

— Czekaj, łobuzie, jeszcze się spotkamy. Nie daruję ci tego akordeonu...

— Nie darujesz? Komu, mnie nie darujesz?! — watażka mierzy z pistoletu. — Nie będziesz miał takiej okazji.

Ciszę zimowego wieczoru rozdziera huk wystrzałów. Szeregowiec Edward Bonneberg spada ze stopni pod koła pociągu. Umiera, śmiertelnie rażony dwoma strzałami w plecy.

Bandyta zarządza koniec akcji. Oddaje kilka strzałów w powietrze. Maszynista zwalnia hamulec. Pociąg odjeżdża w kierunku węzłowej stacji Łapy. Na peronie w Raciborach pozostaje tylko ciało zamordowanego żołnierza.

W szybko zapadającym zmroku dowódca bandy wydaje rozkaz opuszczenia stacji. Gratuluje dowodzącemu akcją, owemu opryszkowi w garnizonowej czapce z gwiazdkami podporucznika. Dwunastoma chłopskimi furmankami, załadowanymi zdobyczą, bandyci odjeżdżają pospiesznie w kierunku miejscowości Sokoły i dalej na Wysokie Mazowieckie.

„Bury” jest wyraźnie zadowolony.

— To była dobra robota — mówi do „Rekina”. — Musimy częściej przeprowadzać takie akcje. Strach, panie kolego, ma wielkie oczy. Im większy strach, tym mniej komunistów... Tych trzech cywilów przesłucham osobiście. Może przed śmiercią powiedzą coś ciekawego. Wiedzieliśmy, że będą jechali tym pociągiem, a że uchodzą za peperowskich ważniaków, ich śmierć odstraszy od działania innych...

Gdy tylko pociąg zatrzymał się w Łapach, kapitan Skowroński telefonicznie zawiadomił dowódcę pułku KBW w Białymstoku, podpułkownika Dembowskiego, o napadzie w Raciborach. Podpułkownik natychmiast wysłał na miejsce wypadku grupę rozpoznawczą. Pościg za bandą nie przyniósł, niestety, żadnych rezultatów. Chłopi, którzy wieźli jej członków furmankami, nie chcieli zeznawać. Bandyci zagrozili śmiercią, a w takich wypadkach do głosu dochodził zwykły strach i ludzie po prostu woleli milczeć. Władza ludowa nie była jeszcze w stanie zapewnić im bezpieczeństwa, natomiast bandyci — „chłopcy z lasu”, jak sami siebie wówczas nazywali — w każdej chwili mogli powrócić z pistoletami w garści.

W tej sytuacji grupa rozpoznawcza niewiele mogła zdziałać. Po bezskutecznym przeszukaniu wiosek i zagajników, nie znajdując nigdzie śladów bandy, powróciła do Białegostoku. W jednym z samochodów, przykryte pokrowcem, leżało ciało zamordowanego szeregowca Bonneberga.

Nazajutrz kapitan Skowroński osobiście zrelacjonował podpułkownikowi Dembowskiemu przebieg wypadków w Raciborach.

— Ustalono ponad wszelką wątpliwość — wyjaśnił zebranym oficerom dowódca pułku KBW — że piętnastego stycznia napadu dokonały połączone oddziały „Burego” i „Rekina”. Akcję przeprowadzono przede wszystkim w celu zdobycia typowego umundurowania, utrudniającego odróżnienie bandytów od żołnierzy KBW. Poza tym działaniom „Burego” i jego zastępcy, „Rekina”, przyświecają określone motywy polityczne. Bandyckie podziemie usiłuje zastraszyć miejscową ludność i zmusić ją do sabotowania wszelkich zarządzeń władzy ludowej. Nasze zadanie sprowadza się zatem do możliwie szybkiego zlikwidowania wszelkich band działających na terenie województwa białostockiego. W pierwszej kolejności wyrywać będziemy zęby „Buremu” i „Rekinowi”...

DWIE STRONY BARYKADY

W roku 1945 jednym z najbardziej zagrożonych przez działalność wrogiego Polsce demokratycznej podziemia było województwo białostockie. W powiatach białostockim, łomżyńskim, wysokomazowieckim, sokolskim i grajewskim nie zdołano mimo wysiłków powołać zarządów gminnych. Wszelkie próby organizowania lokalnych organów władzy państwowej były natychmiast likwidowane przez oddziały bandyckiego podziemia. Obywatelom usiłującym realizować wytyczne Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej nieustannie groziła utrata życia.

10 czerwca 1945 roku przybył do Białegostoku 9 pułk KBW, sformowany w końcu maja na polach bielańskich w Warszawie. Do pułku, tworzonego na bazie 1 brygady zaporowej WP, wcielano z reguły żołnierzy doświadczonych i zahartowanych w walce z okupantem oraz z elementami organizującymi sabotaż i dywersję przeciwko Polsce Ludowej, które swą destrukcyjną, wręcz bandycką działalność rozwinęły jednocześnie z wyzwoleniem Lublina, Chełma i Warszawy. Dowództwo KBW właśnie temu pułkowi powierzyło zadanie zaprowadzenia ładu i porządku w województwie białostockim, gdyż sytuacja na tym obszarze wymagała szczególnych kwalifikacji dowódczych, zdyscyplinowania żołnierzy, a przede wszystkim umiejętności prowadzenia walki z leśnymi bandami, polegającej na nieustannym penetrowaniu terenu niewielkimi, ciągle pozostającymi w ruchu grupami operacyjnymi.

W dwa dni po przybyciu do Białegostoku grupy operacyjne 9 pułku wyszły na rozpoznanie, które zmieniało się najczęściej w akcje bojowe, prowadzone wspólnie ze znającymi teren pracownikami Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, milicji i pododdziałami Wojska Polskiego.

Żywotność band nie pozwalała czekać z założonymi rękami. Rozpoznanie terenu trzeba było łączyć z wykrywaniem składów amunicji, broni, kryjówek i likwidowaniem członków podziemia.

Prowadząc zakrojoną na coraz szerszą skalę działalność likwidacyjną dowództwo pułku nie zapomniało o konieczności pozyskiwania i politycznego uświadamiania miejscowej ludności Do wsi i miasteczek województwa wyruszyły grupy propagandowe. Organizowano wiece i defilady oddziałów wojskowych. Przemówienia wojewody i przedstawicieli KBW miały uświadomić zastraszonej ludności sens dziejących się wokół wydarzeń. Pogadanki o znaczeniu Ziem Zachodnich i Północnych, odbudowie gospodarczej nowej Polski, o Rządzie Jedności Narodowej, zbrodniach reakcji rodzimej i zadaniach KBW, stojącego na straży porządku i bezpieczeństwa, kształtowały świadomość społeczeństwa i uzasadniały konieczność przeciwstawiania się podziemiu i udzielania pomocy organom bezpieczeństwa publicznego.

Organizując drobne akcje bojowe i prowadząc ożywioną pracę polityczną sztab 9 pułku jednocześnie zapoznawał się ze strukturą ugrupowań bandyckich. Dowódcy zdawali sobie sprawę z tego, że brak dokładnego rozeznania w terenie i nieznajomość charakteru działających band przynieść może pułkowi jedynie sukcesy doraźne.

W niedalekiej przeszłości na ziemi białostockiej krzyżowały się i nawarstwiały różne tendencje polityczne. Najpierw rządy sanacyjne, w latach 1939—1940 początki władzy radzieckiej, potem hitlerowska okupacja, a po zakończeniu wojny z jednej strony prawowity i powszechnie uznawany przez wszystkich uczciwych Polaków Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, a z drugiej — staczające się na pozycje pospolitego bandytyzmu podziemie, społeczny margines stawiający w swej brudnej grze na Mikołajczyka.

W latach okupacji znaczną siłę podziemia na Białostocczyźnie stanowiła Armia Krajowa, politycznie i organizacyjnie związana z rządem emigracyjnym — reprezentantem interesów polskiej burżuazji.

Na czele Białostockiego Okręgu AK stał pułkownik Władysław Liniarski — „Mścisław”, podlegający bezpośrednio rozkazom Komendy Głównej AK. Okręg, podzielony na inspektoraty i obwody, dysponował liczną, dobrze wyszkoloną kadrą przedwojennych oficerów, podoficerów i podchorążych, a także formalnie istniejącymi oddziałami, które tkwiły w konspiracji.

Oprócz Armii Krajowej istniały i działały w Białostockiem organizacje endeckie, a mianowicie Narodowe Siły Zbrojne oraz Narodowa Organizacja Wojskowa.

Narodowe Siły Zbrojne (NSZ), pozostające pod wpływem ideologii faszystowskiej, posiadały w Białostockiem dwie odrębne komendy okręgowe. Na czele pierwszej stał Florian Lewicki, pseudonim „Lis” vel „Kotwicz”, vel „Roja”, drugą kierował Mścisławski, pseudonim „Kiliński”. Organizacyjnie komendom okręgowym NSZ podporządkowane były komendy powiatowe i kilka oddziałów bojowych.

Narodowa Organizacja Wojskowa, w skrócie NOW, podporządkowana była Okręgowej Komendzie NOW, występującej« pod kryptonimem „Cyryl”. Działalnością NOW kierował Marian Ostrowski, pseudonim „Bogdan” vel „Morski”, vel „Miecz”, aresztowany we wrześniu 1945 roku. Podobnie jak Narodowe Siły Zbrojne Białostocki Okręg NOW podzielony był na komendy powiatowe, którym podlegały specjalne oddziały bojowe.

17 marca 1944 roku, w czasie gdy teatr działań wojennych szybkimi krokami przemieszczał się ku wschodnim granicom Polski, generał Sosnkowski, naczelny dowódca PSZ na Zachodzie, i generał Bór-Komorowski, komendant główny AK, dążąc do wywołania demonstracji politycznej w ramach planu „Burza” wydali wspólny rozkaz o podporządkowaniu sił podziemia stawiających na rząd emigracyjny Komendzie Głównej AK.

27 lipca 1944 roku wojska 2 Frontu Białoruskiego wyzwalają Białystok. Społeczeństwo polskie przystępuje do organizowania na obszarach wyzwolonych odpowiednich organów władzy terenowej, z dnia na dzień wcielając w życie program Manifestu Lipcowego PKWN. Powstają jednostki Milicji Obywatelskiej i organa bezpieczeństwa publicznego, skupiające przede wszystkim członków PPR, żołnierzy WP i partyzantów Armii Ludowej.

W lipcu 1945 roku pułkownik „Mścisław”, pomimo oficjalnego rozwiązania AK, ale zgodnie z duchem tajnych planów Komendy Głównej, wydaje rozkaz polecający podwładnym kontynuowanie działalności konspiracyjnej na zapleczu Armii Radzieckiej i WP.

Prawdą jest, że po wyzwoleniu Białostocczyzny i oficjalnym rozwiązaniu AK część ugrupowań tej organizacji zaprzestała dalszej działalności konspiracyjnej. Byli żołnierze oddziałów leśnych po złożeniu broni przystępowali do normalnej pracy. Do tych, którzy pozostali w podziemiu, adresuje swój rozkaz z lipca 1945 roku komendant Białostockiego Okręgu AK, „Mścisław”. Poleca im trwać nadal w ścisłej konspiracji, zakazuje opuszczać tereny działania organizacji i zobowiązuje do zajmowania kluczowych stanowisk w administracji, bojkotowania służby wojskowej, stosowania biernego oporu oraz likwidowania działaczy demokratycznych.

Podobne rozkazy wydają swoim organizacjom również pułkownicy „Miecz” i „Kiliński”.

Działalność zbrojna, terror i sabotaż, stanowiące domenę reakcyjnego podziemia po lipcowym rozkazie „Mścisława”, zostają chwilowo zawieszone, gdyż w terenie przebywa zbyt dużo wojska. Główne zadanie sprowadza się obecnie do odbudowy szeregów organizacji poważnie nadszarpniętych odejściem wielu członków oraz do prowadzenia akcji propagandowej, obliczonej na wytworzenie w społeczeństwie Białostocczyzny przekopania o tymczasowości władzy ludowej i dokonanych przez nią zmian ustrojowych. Straszaki „komuny” i „kołchozów” zaliczane są do argumentów niezawodnych.

Po zakończeniu wojny, gdy wojsko nie zdążyło jeszcze wrócić do swoich garnizonów, województwo białostockie na pewien okres zostało pozbawione realnej ochrony przed działalnością band. Reakcja natychmiast wykorzystuje powstałą próżnię i przechodzi do zdecydowanego kontrataku. Wyczyn „Burego” 15 stycznia 1946 roku na przystanku kolejowym w Raciborach jest jednym z pierwszych zwiastunów ożywienia białostockiego podziemia.

Na mocy decyzji „Mścisława” dowódcą wszystkich oddziałów zbrojnych, działających na terenie Okręgu „Pełnia”, zostaje Zygmunt Szendzielarz („Łupaszko”), były dowódca 5 brygady wileńskiej Armii Krajowej.

W okresie okupacji walcząca na Wileńszczyźnie brygada „Łupaszki” zanotowała na swoim koncie kilka udanych akcji przeciwko Niemcom. Realizując „teorię dwóch wrogów” walczyła również z partyzantami radzieckimi.

Po wyzwoleniu Wileńszczyzny przez Armię Radziecką i załamaniu się planu „Burza”, zakładającego przechwycenie władzy w Polsce przez organa Delegatury rządu emigracyjnego w Londynie, podstawowe siły 5 brygady i niektórych innych jednostek zgrupowania wileńskiego AK otrzymują rozkaz przemarszu w województwo białostockie.

„Łupaszko” w krótkim czasie organizuje silne zgrupowanie bojowe, wzorowane na wileńskich doświadczeniach, pozostawiając poszczególnym oddziałom ich tradycyjne nazwy. 5 brygadą wileńską tego zgrupowania dowodzi osobiście, zdobywając wkrótce „sławę” najgroźniejszego

przywódcy bandyckiego podziemia na Białostocczyźnie1.

Od lipca 1945 roku banda „Łupaszki” sieje śmierć i zniszczenie.

4 sierpnia w Białymstoku odbywa się uroczysty pogrzeb czterech żołnierzy 9 pułku zastrzelonych nie opodal wsi Rynki w potyczce z oddziałami „Łupaszki”.

25 sierpnia w miejscowości Choroszcz 25 bandytów morduje żonę i dwie córki byłego przewodniczącego Rady Miejskiej, którego nie było w tym czasie w domu.

Tego samego dnia z rąk członków bandy śmierć ponoszą cztery inne osoby.

29 sierpnia, działająca w rejonie Wysokie Mazowieckie, banda „Lwa” napada na grupę pracowników PUBP. Siedmiu funkcjonariuszy ginie w walce z bandytami.

4 września inna banda ze zgrupowania „Łupaszki” wdziera się do budynku Spółdzielni Rolniczo-Handlowej, zabiera pieniądze, pieczęć i demoluje kancelarię spółdzielni. Zastraszeni członkowie zarządu rezygnują z dalszej działalności.

Nocą z 4 na 5 września oddział „Zygmunta” podpala we wsi Iwanówka zabudowania chłopskie. 28 budynków mieszkalnych zamienia się w zgliszcza, z 30 stodół wypełnionych plonami państwo nie otrzyma ani jednego kilograma zboża.

5 września około godziny trzynastej grupa 11 bandytów wchodzi do domu Józefa Mikołajczyka, zamieszkałego we wsi Strumiany. Plądrują dom, zabierają ubrania i bieliznę oraz żądają wydania broni. Gdy dziewiętnastoletni syn Mikołajczyka oświadcza, że w domu nie przechowują żadnej broni, zostaje przez bandytów zastrzelony.

Grupy operacyjne 9 pułku KBW w pogoni za bandytami przemieszczają się z jednego powiatu do drugiego. Dochodzi do licznych potyczek, podczas których członków podziemia aresztuje się bądź likwiduje w walce. 21 września 10 bandytów zostaje zabitych, a 8 wziętych do niewoli.

Podpułkownik Dembowski, dowódca 9 pułku KBW, wysoki, potężnie zbudowany mężczyzna z wyglądu groźny, a w rzeczywistości człowiek o gołębim sercu — nie jest zadowolony z dotychczasowych osiągnięć pułku.

— Aby odnosić sukcesy — mówi do uczestników kolejnej odprawy — musimy mieć znacznie lepsze rozeznanie aktualnej sytuacji, na bieżąco orientować się w sile i rozmieszczeniu podziemnych organizacji i oddziałów leśnych. Dowództwo KBW powierzyło nam ważne i trudne zadanie: mamy w krótkim czasie wspólnie z organami bezpieczeństwa publicznego, milicji i przy pomocy jednostek wojskowych zaprowadzić ład i porządek w województwie białostockim. Dlatego też nie możemy poprzestać na organizowaniu sporadycznych wypadów grup zwiadowczych. Musimy działać inaczej. — Przerwał na moment i zwróciwszy się do siedzącego pod oknem szczupłego blondyna zaproponował: — A teraz proszę przedstawiciela Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego o szczegółową informację w sprawie aktualnego stanu zagrożenia w województwie...

W czasie gdy w gabinecie Dembowskiego radzono nad ustaleniem najskuteczniejszych sposobów unicestwienia bandyckich ugrupowań, reakcyjne siły AK wchodzą do głębszej konspiracji i we wrześniu 1945 roku zaczynają działać pod szyldem organizacji „Wolność i Niezawisłość”. Cel działania pozostał ten sam — walka z władzą ludową.

WiN wzorem Armii Krajowej utrzymuje ożywione kontakty z NZW, NSZ i mikołajczykowskim PSL. W sytuacji, kiedy nadzieje na rychły konflikt pomiędzy Wschodem i Zachodem zawiodły, należało postawić na Mikołajczyka, którego zwycięstwo w wyborach do Sejmu stwarzało możliwość zalegalizowania podziemnych organizacji. Chcąc przyjść mu z pomocą, reakcja spod znaku WiN, NZW i NSZ rozpoczyna tak zwaną akcję samoobrony. Mówiąc prościej, ogniem i karabinem próbuje zniszczyć wszelkie próby stabilizacji władz demokratycznych w terenie.

Białostocki okręg WiN, zachowując strukturę organizacyjną AK, kontroluje poprzez swoją siatkę terenową i oddziały leśne cały rozległy teren województwa.

W Białymstoku i powiatach białostockim, sokolskim, augustowskim i suwalskim, nadzór nad działalnością komend obwodowych WiN i związanych z nimi band leśnych sprawuje inspektor mjr Aleksander Rybnik („Jerzy”, „Dzik”), pełniący jednocześnie obowiązki zastępcy prezesa okręgu białostockiego WiN.

Majora „Jerzego” łączą codzienne kontakty z NSZ. Kilka lat temu podobno nie odpowiadał mu program tej skrajnie nacjonalistycznej organizacji, nie cofającej się przed współpracą z hitlerowcami, ale teraz wspólny interes polityczny — walka z nowym ustrojem — połączył wszystkich partnerów bez względu na przynależność.

Podległe majorowi bandy działające w północnych regionach województwa i w powiecie białostockim dokonują napadów terrorystycznych i rabunkowych, mordują członków PPR, funkcjonariuszy UB i milicji, podpalają majątki państwowe i gospodarstwa chłopskie.

Do zbrodniczych wyczynów „Jerzego”, przedwojennego oficera KOP rodem z Nowosielc, należy walka stoczona 8 lipca 1946 roku z pododdziałem 1 pułku piechoty w rejonie wsi Czarna Białostocka, w której polegli: zastępca dowódcy pułku do spraw politycznych, kapitan Eugeniusz Oksanicz, podporucznik Bartel i kapral Pochwałko. Z oddziałów „Jerzego” kule wykruszyły wprawdzie 35 ludzi, ale on, kierując się racjami bandyckiego podziemia, uważał, że liczba poległych — ludzi, których sam wciągnął do nielegalnej działalności — nie miała większego znaczenia.

Na styku województw białostockiego, warszawskiego i lubelskiego w imię tych samych „wyższych celów” politycznych wojuje „Zygmunt”, a po jego unieszkodliwieniu władzę przejmują „Wiktor” i „Młot”.

„Wiktor”, wywodzący się z wileńskiej grupy Armii Krajowej, od kwietnia do jesieni 1945 roku jest zwykłym dowódcą oddziału u majora „Łupaszki”. Plutonowy podchorąży przed wojną, w 1945 roku dosługuje się stopnia podporucznika, a w WiN awansuje do stopnia porucznika.

„Wiktorowi” podlega „Młot”, przedwojenny wachmistrz, charakterystycznie powłóczący nogą usztywnioną po nieszczęśliwym upadku z konia. Sztywna noga nie przeszkadza mu jednak kraść, mordować, a w WiN dosłużyć się stopnia porucznika.

Zachodnie powiaty województwa białostockiego kontrolują bandy Kazimierza Kamieńskiego („Huzar”), poruszające się z reguły na osi węzeł kolejowy Łapy — Szepietowo — Wysokie Mazowieckie.

„Huzar”, jeden z najbardziej krwawych i najdłużej ukrywających się hersztów podziemia, pochodził z rodziny bogacza wiejskiego, mieszkającego we wsi Markowo — Wólka. Przedwojenny kapral podchorąży rezerwy, notoryczny kawaler z wyraźnymi skłonnościami do sadyzmu, podczas okupacji dowódca plutonu AK, współdziałał z okupantem, wydając w ręce gestapo działaczy lewicowych i partyzantów radzieckich. Po wyzwoleniu, przyjmując propozycję komendanta Obwodu AK w Wysokiem Mazowieckiem, „Witolda”, pozostał w podziemiu i wkrótce stanął na czele wszystkich band winowskich działających w zachodnich regionach województwa. Skupił wokół siebie przede wszystkim synów bogaczy wiejskich i ludzi spod znaku okupacyjnej organizacji „Miecz i Pług”, głoszącej jawnie faszystowsko-nacjonalistyczny program polityczny.

W ciągu kilku lat po wyzwoleniu bandy „Huzara” dokonały wielu napadów terrorystyczno-rabunkowych, siejąc postrach w zachodnich rejonach województwa białostockiego.

30 października 1945 roku „Huzar” rozbraja posterunek MO w Szulborzu Wielkim i Łapach. Późną jesienią tegoż roku dopuszcza się zabójstwa komendanta powiatowego MO w Wysokiem Mazowieckiem porucznika Stanisława Kani.

W marcu 1946 roku banda „Huzara” w sile 60 ludzi atakuje w Wołkonach pododdział WP, zabijając jednego żołnierza. Również w marcu na stacji Kity rabuje pasażerom zatrzymanego pociągu 700 000 złotych, ubrania, a żołnierzy pozbawia broni. Przy tej okazji „huzarowcy” mordują oficera WP i trzy cywilne osoby.

W kwietniu 1946 roku w kolonii Osse — Bagno ludzie „Huzara” zabijają funkcjonariusza MO, Leona Elsnera, a w czerwcu członka PPR z Dąbrówki, Jana Koca. W Kosowie „Huzar” demoluje posterunek MO zabierając „na pamiątkę” rkm.

Kompanem porucznika „Huzara” w bandyckich wyczynach jest „Młot”, a gdy trzeba, watażka chętnie współpracuje z HSZ. W styczniu 1945 roku ubezpiecza bandę NSZ „Żbika”, a jego ludzie pomagają w zamordowaniu 14 mieszkańców Czyżewa.

„Huzar” ma wysokie mniemanie o swych zdolnościach dowódczych. Chełpi się tym, że w ciągu jednej nocy potrafił przeprowadzić koncentrację kilkudziesięciu ludzi, wykonać zadanie, a w godzinę po zakończeniu akcji zwolnić jej uczestników i poukrywać W terenie. Te umiejętności i doskonała znajomość okolicy powodują, że ręka sprawiedliwości dosięga „Huzara” i wchłonięte przez jego bandę resztki oddziałów „Młota” dopiero w latach 1952—1953.2

*

Na przełomie 1945—1946 roku bandy wrogiego Polsce Ludowej podziemia w wyraźny sposób wzmagają działalność. W województwie białostockim szczególną aktywność wykazują oddziały zgrupowane wokół NSZ, zwłaszcza „Sępa”, działającego w powiecie łomżyńskim, oraz „Burego” i „Rekina”, penetrujące obszar całego niemal województwa, a nawet województw sąsiednich. Aktywnością identyczną z „Burym” i „Rekinem” popisują się winowskie bandy pod dowództwem „Wiktora” i „Młota”, występujące pod nazwą 6 brygady wileńskiej.

Rok 1945 zamknięty zostaje ponurą statystyką. Kroniki białostockiego WUBP zanotowały samych tylko napadów: terrorystycznych — 69, rabunkowych — 39, na żołnierzy KBW i WP — 37, na pociągi — 26, na posterunki i pracowników urzędów bezpieczeństwa publicznego — 55, na spółdzielnie — 12, na kasy kolejowe — 15, ogółem 303 napady.

9 pułk KBW i jednostki WP straciły w ciągu tego roku 25 żołnierzy, nie licząc 66 lekko lub ciężko rannych. W trakcie 294 operacji przeprowadzonych siłami pułku oraz 74 operacji wykonanych przez jednostki 18 DP zginęło również wielu funkcjonariuszy UB i MO.

Bandy, usiłujące uchodzić za oddziały partyzanckie, na przestrzeni roku 1945 w otwartych walkach z organami bezpieczeństwa straciły 117 zabitych i trudną do ustalenia liczbę rannych, przekraczającą w każdym razie 40. W ręce zwalczających bandytyzm grup operacyjnych przeszło 615 jednostek broni, 115 granatów i ponad 120 000 sztuk różnej amunicji. Wielu członków podziemia aresztowano i osądzono.