Rosyjska księżniczka. Dziedzictwo. Tom 1 - Skabara Monika - ebook + audiobook
BESTSELLER

Rosyjska księżniczka. Dziedzictwo. Tom 1 ebook i audiobook

Skabara Monika

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Dwa zwaśnione gangi z różnych zakątków świata. Sojusz, za który najwyższą cenę zapłaci ona.

Sasza Askarowa, jedyna córka rosyjskiego mafiosa, to kobieta, z którą się nie zadziera. Wychowana twardą ręką w żelaznej dyscyplinie, teraz jest prawdziwą maszyną do zabijania. Kiedyś stanie na czele mafii na miejscu swojego ojca.

Antonio Morinello, syn włoskiego capo, ma Saszę na celowniku. Zrobi wszystko, żeby ją zdobyć. W ramach rozejmu między rodzinami zmusza jej ojca do oddania mu córki.

Sasza nie jest jednak typem kobiety, którą można sobie przekazywać jak trofeum. Czy ślub, który połączy te dwie rodziny, położy kres wojnie między rosyjską i włoską mafią?

_____

O autorce:

Monika Skabara – mama, żona, pisarka i… funkcjonariuszka Straży Granicznej. Kiedy nie pisze, trenuje karate, słucha starego rocka i maluje obrazy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 239

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 6 min

Lektor: Monika Skabara

Oceny
4,5 (3658 ocen)
2454
719
359
99
27
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Alex_Monti91

Całkiem niezła

hmmm... początkowo stwierdziłam że mam kolejna książkę która pochłonie mnie w całości. W połowie stwierdziłam że trochę za szybko się tam wszystko dzieje. Potem czytałam bo skoro zaczęłam to szkoda przerywać .
20
wodkiiwina123

Nie oderwiesz się od lektury

....
00
sebek2893

Nie oderwiesz się od lektury

piękna
00
Basia961014

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo fajna książka polecam wszystkim
00
Kasia_Stangenberg

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna. Pozostanie w pamięci na długo. Mrocza i jednocześnie bardzo wciągająca.
00

Popularność




Prolog

Osiemnaście lat wcześniej

Ocierałam płynące z oczu łzy i biegłam korytarzem za szybko idącym mężczyzną. Było ciemno i znowu się wywróciłam, raniąc kolana i rwąc białe rajstopki.

– Papo, poczekaj na mnie! – zawołałam i pociągnęłam nosem.

– Szybciej! – warknął. – Nie będę tracić na ciebie całego dnia!

Wstałam i podbiegłam do niego. Nie odwrócił się w moją stronę i dalej przemierzał korytarz szybkim krokiem. Zatrzymał się przed brzydkimi drzwiami. Otworzył je i machnął ręką, każąc mi wejść do środka. W małym pokoju stało metalowe łóżko, mała szafka, stara lampka i jakaś skrzynia. Rozejrzałam się. Nic z tego nie rozumiałam.

– Papo, czemu tu przyszliśmy?

– Dziecko, jeśli jeszcze raz odezwiesz się niepytana, pożałujesz – powiedział cicho.

Spojrzałam na swoje śliczne białe buty, które teraz były brudne i zarysowane w jednym miejscu.

– To będzie twój pokój. Od dzisiaj będziesz mieszkać tutaj, w szkole z internatem.

– Ale ja nie chcę – odpowiedziałam żałośnie.

Silne uderzenie w twarz odrzuciło mnie pod ścianę. Wybuchnęłam płaczem i skuliłam się na podłodze.

– Jesteś żałosna – wypluł ojciec. – Tu cię nauczą, jak się zachowywać.

Nie oglądając się na mnie, wyszedł i trzasnął drzwiami. Usłyszałam, że przekręca klucz w zamku. Nie wiedziałam, jak bardzo znienawidzę ten dźwięk.

Rozdział 1

Uwielbiałam biegać po Central Parku. Śliczne przecinające się alejki dawały złudzenie, że można tam biegać bez końca. Zielone trawniki, piękne krzewy, drzewa i spacerujący ludzie. Cudownie było móc przez moment czuć się wolną i anonimową. Chłonęłam takie chwile, czerpiąc z nich tyle radości, ile się tylko dało. Tamtego dnia po raz pierwszy, odkąd przyleciałam do Nowego Jorku, biegałam bez ogona, który towarzyszył mi wszędzie, gdzie tylko się udawałam. W uszach miałam słuchawki i pędziłam przed siebie, zanurzając się w ryczących rockowych nutach Guns N’ Roses. Ubrałam się w ciemne legginsy i za dużą bluzę, schowałam długie, rude włosy pod czapką i ukryłam twarz pod naciągniętym kapturem, by zniknąć w tłumie innych biegaczy. Przecinałam ścieżki, które poznawałam od kilku tygodni, i szybkim tempem biegłam dalej. Musiałam dać upust stresowi, który ostatnio wyciskał mi tlen z płuc. Mój zegarek miał wbudowany GPS, a ludzie mojego ojca kontrolowali każdy mój krok. Gdy dobiegłam do obrzeży parku, postanowiłam zmienić trasę i ruszyłam nieco wolniej chodnikiem – wzdłuż kamienic i dość spokojnej ulicy. Wydarzenia ostatnich dni, ciągłe naciski ojca i presja nie dawały mi spokoju. Czy istniał choćby cień szansy, żeby jakoś z tego wybrnąć? Może… O cholera! Nie zauważyłam brakującego kawałka chodnika. Lecąc twarzą w dół, poczułam ostry ból w kostce i wylądowałam na ziemi. Wiele lat ćwiczeń dało o sobie znać i bez problemu udało mi się wyhamować upadek na rękach, nie tracąc przy tym połowy twarzy i uzębienia.

– Do diabła… – mruknęłam pod nosem. Spróbowałam się podnieść, ale ból w kostce skutecznie mi to uniemożliwił.

Poczułam na sobie czyjeś dłonie i po chwili stałam na nogach. Nie zdążyłam nawet zareagować, a ręce zniknęły z mojej talii tak szybko, jak się pojawiły.

– Hej, nic ci nie jest? – usłyszałam za sobą głęboki męski głos.

Włoski na karku stanęły mi dęba, a całe ciało pokryło się gęsią skórką. Powoli odwróciłam się do mężczyzny, który stał za mną. Moje oczy się rozszerzyły. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego faceta. Wysoki, potężnie zbudowany, ubrany na czarno, o włosach w kolorze węgla, oliwkowej skórze i oczach ciemnych niczym piekielna otchłań.

Odsunęłam się od niego o krok, a moją kostkę ponownie przeszył ostry ból. Starałam się nie skrzywić, w końcu to nie pierwszy taki uraz, i nie najgorszy, jakiego się dorobiłam w ciągu dwudziestu trzech lat życia. Zadarłam głowę, żeby spojrzeć mężczyźnie prosto w twarz, jednocześnie dotykając zegarka, aby wezwać wsparcie.

– Nic mi nie jest, dziękuję – odpowiedziałam chłodno i zaczęłam się odwracać, żeby jak najszybciej odejść. 

Nieznajomy wzbudzał we mnie niepokój, a już dawno nauczyłam się słuchać instynktu, który jak do tej pory nigdy nie zawiódł. A teraz moje przeczucia aż krzyczały, żeby uciekać, bo stojący przede mną człowiek emanował mroczną energią. Gdy tylko się od niego odsunęłam, chwycił mnie zdecydowanym ruchem za nadgarstek i odwrócił z powrotem do siebie.

– Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem. – Patrzył na mnie przenikliwym, oceniającym wzrokiem.

– Puść. – Wyszarpnęłam rękę. – I nigdy więcej nie waż się mnie dotknąć – warknęłam w jego stronę.

Kątem oka zauważyłam nadjeżdżającego land rovera i chyba pierwszy raz ucieszyłam się na widok mojej „straży przybocznej”. Aleksiej wysiadł z samochodu i podszedł szybkim krokiem. Jurij wyszedł od strony kierowcy i stał napięty, gotowy w każdej chwili bronić mnie przed niebezpieczeństwem.

– Wszystko dobrze? – zapytał ochroniarz z ciężkim rosyjskim akcentem, podchodząc do nas i odciągając mnie od nieznajomego.

Szybko oceniłam, że byli podobnie zbudowani. Wiedziałam jednak, że mój człowiek był najlepiej wyszkolonym spośród ludzi ojca, i mimo że go nie znosiłam, to doceniałam, że zapewniał mi bezpieczeństwo.

– Tak, odwieź mnie do domu. – Odwróciłam się, nie zaszczycając obcego ani jednym spojrzeniem.

Powoli podeszłam do samochodu, starając się nie utykać i nie pokazywać po sobie, że cierpię z powodu kontuzji. Aleksiej otworzył drzwi. Gdy się zbliżyłam, żeby wejść do środka, chwycił moje przedramię i warknął:

– Co ty sobie, kurwa, wyobrażasz? Głupia, rozpieszczona dziewucho, narażasz się na niebezpieczeństwo, biegając sama! Czy ten facet coś ci zrobił? – Nie ukrywał zdenerwowania.

Zapomniał jednak o czymś. To ja byłam tu szefową, a on tylko ochroniarzem. Krew zaszumiała mi w uszach na tak jawny brak szacunku. W ułamku sekundy wyszarpnęłam rękę i chwyciłam go za szczękę, wbijając w nią palce i zbliżając do siebie jego twarz.

– To był pierwszy i ostatni raz, kiedy mnie dotknąłeś – powiedziałam cichym głosem, który ciął niczym ostrze. – Rozumiesz?

Aleksiej głośno przełknął ślinę. Przez chwilę patrzyłam mu w oczy, po czym puściłam go i wsiadłam do samochodu. Gdy drzwi się za mną zamknęły, rozejrzałam się po okolicy, ale nieznajomego mężczyzny nigdzie nie było. Zupełnie jakby nic się przed chwilą nie wydarzyło. Aleksiej i Jurij wsiedli do samochodu i ruszyliśmy do domu. W połowie drogi zadzwoniłam do rodzinnego lekarza.

– U mnie za trzydzieści minut – rzuciłam i rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź.

Totalna beznadzieja. Nienawidziłam tu być. Nienawidziłam być sobą. Księżniczka mafii i jedyna dziedziczka Michaiła Askarowa. I ja niby byłam rozpieszczona?! Dobre sobie. Gdy kilka miesięcy temu ojciec uznał, że czas zacząć wprowadzać mnie do świata wielkiej rodziny, zostałam przysłana do Stanów. Odebrałam najlepsze wykształcenie, więc po rosyjskim akcencie nie było nawet śladu. Nikt by się nie domyślił, skąd pochodzę i co przeżyłam. Wspomnienia nieproszone zalały mój umysł.

* * *

Rosja.

Szkoła z internatem.

Kilkanaście lat wcześniej

Siedziałam pochylona nad książką do nauki języka angielskiego i czytałam uważnie tekst, który polecono mi opanować. Był upstrzony trudnymi do wymówienia słowami, a łaciński alfabet wciąż sprawiał mi kłopoty. Przygryzłam dolną wargę, skupiając się maksymalnie i starając się nie zwracać uwagi na kurczący się czas. Wiedziałam, że niedługo po mnie przyjadą. Powtarzałam sobie wszystko raz po raz, gdy usłyszałam na korytarzu ciche kroki. Odruchowo się spięłam, w duchu licząc na to, że może tym razem nie idą po mnie. Niestety, moje czcze modlitwy ponownie nie zostały wysłuchane. Dźwięk przekręcanego w zamku klucza przeciął ciszę, która panowała w moim pokoiku. Podniosłam głowę i z całych sił starałam się opanować drżenie ciała. On nie lubił, gdy pokazywałam strach, a ja potwornie się go bałam i robiłam wszystko, żeby się na mnie nie złościł. 

Brzydki, łysy mężczyzna wszedł do pokoiku. Długo mi się przyglądał w milczeniu, jakby czekając na mój błąd, na mój strach. Wpatrywałam się w niego, siedząc nieruchomo na łóżku. W końcu jego twarz wykrzywiła się w okrutnym uśmiechu, ukazując dziury po brakujących zębach. Gdy pochylił się w moją stronę, aby chwycić mnie za obolałe ramię, moja twarz znalazła się niebezpiecznie blisko przerażającego tatuażu, który wyłaniał się zza jego koszulki. 

– Mam nadzieję, że znowu nic nie umiesz, głupia dziewucho. Uczyłaś się tak długo, że zacząłem się już nudzić. Rusz się! – warknął, po czym szarpnął mnie do góry i pociągnął za sobą do drzwi.

Wlókł mnie jak szmacianą lalkę przez labirynty krętych korytarzy, aż do sali, gdzie czekał na mnie nauczyciel języka angielskiego. Stanęłam przed nim na drżących nogach i zaczęłam recytować zapamiętany tekst, wkładając całą swoją siłę w poprawne wymawianie słów. 

Nie wiem, gdzie popełniłam błąd, ale poczuwszy pierwsze uderzenie, wiedziałam, że znowu mi się nie udało. Znowu pojawił się akcent, którego miałam się pozbyć. Drewniany kij spadał na moje plecy raz za razem, wyciskając z moich oczu łzy i wyduszając szloch. Im bardziej płakałam, tym mocniej mnie bił. W końcu nie miałam już siły i poddałam się ogarniającej mnie ciemności… Byłam taka słaba…

* * *

Gdy zatrzymaliśmy się na podjeździe rezydencji, wysiadłam z samochodu i nadal nie okazując cienia bólu, poszłam do swojej sypialni, gdzie czekałam na lekarza.

Doktor Borysow, starszy, siwiejący mężczyzna, dokładnie zbadał moją lekko opuchniętą kostkę.

– Panienko Askarowa, to niewielkie skręcenie. Proszę smarować maścią i przyłożyć lód. Do jutra powinno być wszystko dobrze.

– Dziękuję, doktorze Borysow, tak zrobię. Jurij odprowadzi pana do wyjścia. – Chłodno skinęłam głową, dając ochroniarzowi znak, żeby wykonał polecenie.

Gdy za lekarzem zamknęły się drzwi, zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam, że to połączenie z Moskwy.

– Halo. – Odebrałam. 

Nie musiałam pytać, kto to. Byłam pewna, że to ojciec.

– Sasza. – Zimny głos ojca sprawił, że napięłam się jak struna. – Wyjaśnij, co się stało.

– Potknęłam się, upadłam, nadwyrężyłam kostkę. To nic poważnego – zdałam spokojnie relację.

– Dlaczego biegałaś sama? Czy mam ci przypomnieć, jakie jest twoje zadanie? – Ton miał spokojny, ale ja wyraźnie słyszałam w nim groźbę.

– Nie, papo, więcej tego nie zrobię – powiedziałam, starając się, aby mój głos zabrzmiał równie spokojnie i zimno, mimo że czułam, jak ręce pocą mi się na myśl o tym, w jaki sposób mógłby mnie ukarać.

– Nie, nie zrobisz. A ten mężczyzna? Kim on był? – Ojciec nie owijał w bawełnę.

Jego ludzie na pewno zdali mu bardzo dokładny raport z tego, co zastali, gdy po mnie przyjechali.

– Nie wiem, papo, pomógł mi się podnieść i zniknął, gdy pojawili się ochroniarze. – Ani słowem nie wspomniałam o tym, co poczułam, gdy nieznajomy mnie dotknął. 

Znając charakter ojca, najpierw wyładowałby na mnie swój gniew, że pozwoliłam się dotknąć, a później przekopałby połowę Nowego Jorku, żeby odnaleźć nieznajomego.

– Hm… Jesteś gotowa na jutro? – zapytał, błyskawicznie zmieniając temat i odrobinę zbijając mnie tym z tropu.

– Oczywiście. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik – zapewniłam. 

Lepiej, żeby nie miał żadnych wątpliwości. Gdyby przyszło mu do głowy tu przyjechać… To byłaby istna katastrofa!

– Dobrze. Chłopcy wiedzą, co mają robić. Nie zawiedź mnie, Sasza, rozumiesz?

– Tak, papo.

Nie doczekałam się pożegnania ani nawet odrobiny uczucia. Ale było to dla mnie całkowicie normalne. Ojciec rozłączył się, nie zwlekając.

Odetchnęłam głęboko i poszłam powoli pod prysznic. Pozwoliłam, żeby gorąca woda zmyła ze mnie pot, brud i cierpienie. Wykąpana położyłam się, wzięłam leki przeciwbólowe i zasnęłam, starając się odpędzić niepokój przed nadchodzącym dniem.

Rozdział 2

Jak zwykle sama zjadłam śniadanie w jadalni i pijąc kawę, przeglądałam najnowsze informacje ze świata. W połowie porannego rytuału wszedł Iwan Kryłow, prawa ręka ojca.

– Sasza – przywitał się, lekko skinąwszy mi głową.

Nie odpowiedziałam, zaszczycając go jedynie przelotnym spojrzeniem. Skupiłam uwagę z powrotem na czytanym artykule.

– Przygotuj się, za dwadzieścia minut masz telekonferencję. O drugiej przychodzą styliści. O piątej chłopcy zawiozą cię na miejsce. Będę ci towarzyszyć na dzisiejszej gali i wprowadzę cię w towarzystwo.

Powoli dopiłam kawę i odłożyłam na stół iPada.

– Znaleźliście kreta? – zapytałam cicho.

Kryłow spiął się, słysząc to pytanie. Cała jego postawa zmieniła się na sztywną i niepewną, ale nadal patrzył prosto na mnie.

– Nie, wciąż nad tym pracujemy.

– Hm… – Przekrzywiłam głowę. – Sądzisz, że udział w gali jest zabezpieczony na tyle, że nic nas nie zaskoczy?

Iwan zaczął kręcić się niespokojnie, a mięsień na jego policzku zadrgał bezwiednie.

– Czy jesteś przygotowany na każdą okoliczność? Odpowiedz mi, Iwan. Nie powtórzę pytania. – Tonem głosu dałam mu do zrozumienia, że stąpa po cienkim lodzie.

– Tak, jestem pewny, że będziesz bezpieczna. Budynek w środku i na zewnątrz będzie obstawiony zarówno naszymi najlepszymi ludźmi, jak i Irlandczykami. Nikt nie wejdzie i nie wyjdzie bez naszej wiedzy.

Popatrzyłam na niego bez słowa. Wiedziałam, że wymowne milczenie zawsze było lepsze niż niepotrzebne strzępienie języka. Iwan miał świadomość, że jeśli popełni błąd, to jego głowa spadnie pierwsza.

– Wyjdź, muszę się przygotować do rozmowy.

Gdy bez słowa opuścił pomieszczenie, pozwoliłam sobie na cichy oddech. Przeszłam do gabinetu, zasiadłam za wielkim dębowym biurkiem i przygotowałam się do czekającego mnie zadania. Odwróciłam się w stronę ekranu i zaakceptowałam przychodzące połączenia. Mężczyźni widoczni w osobnych okienkach siedzieli spięci, czekając na moje słowa.

– Panowie – przywitałam ich krótko. – Mamy dzisiaj naprawdę niewiele czasu. Borys, jak wyglądają sprawy przejęcia fabryk na Uralu? 

– Fabryki zostały przejęte w osiemdziesięciu procentach. Myślę, że do końca miesiąca uda nam się zamknąć ten temat i ruszymy z produkcją.

– Hm… A pracownicy? – dopytywałam.

– Nikt nie sprawiał problemów. Wydają się wręcz zadowoleni, że Bereszczenko nie jest już ich szefem.

– Dobrze. Bardzo dobrze… Nikołaj – zwróciłam się do drugiego z mężczyzn. – Flota w Odessie, jak sytuacja? 

– Mieliśmy małe problemy z tutejszą służbą graniczną, ale udało się ich przekonać, że nie stanowimy problemu. – Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.

– Ile nas to kosztowało?

– Tyle samo co ostatnio. Ukraińcy nie cenią się zbyt wysoko, jeśli chodzi o takie sprawy.

Pokiwałam głową z uznaniem i skierowałam uwagę na kolejnego rozmówcę.

– Adam, jak sytuacja w Polsce? 

– Granica nie jest już przeszkodą. Pozyskaliśmy kilka osób i jak na razie szlak działa bez zarzutów. 

– Niemcy nie stanowią problemu?

– Zmieniliśmy trasę i poprowadziliśmy ją przez granicę czesko-niemiecką. Łatwiej ominąć kontrolę na ziemi niczyjej. 

– Vrezh – zwróciłam się do ostatniego człowieka. – Co słychać u was? 

– To zależy, czy kasa się zgadza. – Ciemnowłosy uśmiechnął się paskudnie. – Wiesz, jak jest. Robisz przelew, są pieniążki i wszystko jest tak, jak trzeba. W razie opóźnienia wydajność naszych usług może być znacznie mniejsza.

Zacisnęłam szczęki, tłumiąc gniew. Musiałam utrzymać taki stan rzeczy, a podgrzewanie atmosfery i kłótnie nie były teraz moim priorytetem. Ten facet i jego pewność siebie działali mi na nerwy, ale z drugiej strony szanowałam go za jego podejście. Nie właził mi w tyłek jak pozostali i nie trząsł portkami na mój widok. 

Zawrotne kwoty płynące na nasze konta, nazwy miast, firm, nazwiska dłużników i wspólników… Informacje płynęły strumieniami od każdego z moich rozmówców. Krótka rozmowa zamieniła się w długą dyskusję, a rozwiązanie najbardziej palących problemów zabrało więcej czasu, niż pierwotnie zakładałam.

– Prześlijcie raporty liczbowe. Chcę mieć wszystko czarno na białym. Chciałabym być na bieżąco w przepływach. Informujcie mnie, jeśli będą jeszcze jakieś problemy.

Telekonferencja była skończona. Siedziałam w wielkim fotelu, a moje myśli szybko krążyły wokół najbardziej palącego tematu. Włosi, którzy chcieli się dogadać w sprawie podziału terenu Nowego Jorku, wzbudzali niepokój. Nie ufałam ich zapewnieniom, że chcą sojuszu. Z drugiej strony czułam na plecach oddech Meksykanów. Mieliśmy co prawda poparcie Irlandczyków i cichy sojusz z Japończykami, ale to nadal za mało do walki z Meksykanami. Ci latynoscy skurwiele zebrali w Nowym Jorku małą armię i żeby ich wytępić, potrzebowaliśmy zewrzeć szyki. Do tego dochodził problem kreta, który wynosił najważniejsze informacje, a ja utwierdzałam się w przekonaniu, że nikomu już nie można ufać. Gdybym tylko załatwiła sprawę Włochów, mogłabym odetchnąć.

Pukanie do drzwi wyrwało mnie z rozmyślań. Gospodyni Maria niemal bezszelestnie weszła do gabinetu.

– Panienko, przyszli styliści. Czy mają udać się do sypialni panienki? – zapytała cicho.

Spojrzałam na zegarek. Zasiedziałam się, dochodziła druga, a ja byłam całkowicie nieprzygotowana.

– Tak, zaprowadź ich tam. Czy Anna przyjechała z nimi?

– Tak, panienko.

– Dobrze, już do nich idę.

Poszłam do swojej sypialni. Dziewczyny odpowiedzialne za wyszykowanie mnie na galę właśnie rozkładały potrzebny sprzęt. Anna Fiodorowna, moja jedyna przyjaciółka i projektantka najpiękniejszych strojów wieczorowych, stała pod oknem, układając na manekinie dzisiejszą kreację. Gdy weszłam do środka, głosy zamilkły. Obie stylistki szybko się przywitały, na co odpowiedziałam skinieniem głowy. Anna nie bawiła się w kurtuazję, podbiegła do mnie i zamknęła w mocnym uścisku. W pierwszym momencie zesztywniałam – chyba nigdy się nie przyzwyczaiłam do dotyku innych – ale po chwili udało mi się nieco rozluźnić. Była pierwszą osobą, która nie zważała na moje pochodzenie, i mimo ciążących na mnie zobowiązań bardzo się polubiłyśmy. Szczupła, wysoka blond piękność – była kwintesencją rosyjskiego kanonu urody. Zachwycające, niebieskie oczy zawsze wypełnione ciepłem poruszały moje najgłębsze uczucia.

– Cześć, Saszka, jak się masz? – zapytała, trzymając mnie na odległość wyciągniętych ramion.

– Dobrze, Anno, jak zwykle dobrze – odpowiedziałam zdawkowo, ale uśmiechnęłam się delikatnie. – Wezmę szybki prysznic i będziemy mogły zaczynać.

Ekspresowo się odświeżyłam i wróciłam do pokoju ubrana w bieliznę i satynowy szlafrok. Podczas mojej nieobecności Anna zarządziła tea time. Na stole stały filiżanki, a z imbryczka unosiła się para. Najwyraźniej Maria maczała w tym palce, bo oprócz herbaty na stole stały też świeże owoce oraz nasze ulubione ciasteczka z podwójną czekoladą.

Gdy tylko usiadłam na fotelu, dziewczyny wzięły się do pracy. Odświeżono mi kolor na paznokciach, zrobiono klasyczny kok oraz piękny wyrazisty makijaż, który podkreślał moje jasnoniebieskie oczy. Skończywszy pracę, stylistki zebrały sprzęt i po cichu opuściły sypialnię. Dopiero gdy zostałyśmy same, pozwoliłam masce opaść. Anna usiadła na kanapie i poklepała miejsce obok siebie. Wzięłam filiżankę z herbatą i usiadłam koło niej.

– A teraz odpowiedz mi szczerze: jak sytuacja? – zapytała z troską.

Napiłam się herbaty i drżącymi ustami wypuściłam powietrze.

– Jeśli pytasz, czy się boję, to nie. Ale jeśli zapytasz, czy czuję niepokój, to owszem – przyznałam cicho.

– Nie znaleźli kreta? – Przyjaciółka otworzyła szeroko oczy.

Pokręciłam głową, potwierdzając jej przypuszczenia. Zamyśliłam się. Siedziałyśmy przez chwilę w milczeniu.

– Wczoraj dzwonił papa – powiedziałam cicho.

Na te słowa Anna poderwała głowę i spojrzała na mnie z napięciem.

– Nie mogę tego spieprzyć, Anno, a wcale nie czuję, jakbym mogła to udźwignąć. I jeszcze ten kret… – Moje słowa nie były głośniejsze od szeptu, a jednak zabrzmiały jak wystrzał. – Drań wynosi informacje o transakcjach, transportach i naszych kontrahentach. Wczoraj kolejny klient zrezygnował z nas na rzecz pieprzonych Meksykanów!

Anna znała mnie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że to oznacza jedno: było źle.

– Co na to Kryłow? – zapytała.

– Twierdzi, że wszystko zabezpieczył, ale nie ufam już nikomu. Sama rozumiesz… – dodałam ze smutnym uśmiechem.

– Będzie dobrze, lisie – nazwała mnie moim przezwiskiem, ściskając dłoń w pocieszającym geście.

– Musi być, bo jeśli coś pójdzie nie tak… – Nie chciałam kończyć myśli.

Dłuższą chwilę trwałyśmy w ciszy, czerpiąc od siebie nawzajem potrzebną siłę. Niestety nasz czas szybko się skończył. Anna pomogła mi włożyć piękną suknię. Przejrzałam się w lustrze. Wow! Głęboka butelkowa zieleń i moja jasna karnacja to zabójczo idealne połączenie! Długa do ziemi, z lejącego materiału i opinająca moje ciało niczym druga skóra. Ach, jest lekka jak piórko! Anna osiągnęła chyba szczyt swoich możliwości.

– Wyglądasz obłędnie – westchnęła przyjaciółka.

– Muszę ci nieskromnie przyznać rację. – Uśmiechnęłam się delikatnie i chwyciłam ją za ręce. – Anno, wyjedź dzisiaj z miasta. Jeśli coś pójdzie nie tak, wracaj do Rosji.

Jej oczy się rozszerzyły, ale nie protestowała. Tak samo jak ja zdawała sobie sprawę, że gdybym nawaliła, to każdy, kto był ze mną powiązany, mógł ponieść konsekwencje. 

Przytaknęła, uściskała mnie na pożegnanie i wyszła. Nie powiedziała, że na pewno wszystko pójdzie dobrze. Nie było potrzeby rzucać tak naiwnych tekstów. W naszym świecie za naiwność płaciło się najwyższą cenę. Wzięłam głęboki oddech, założyłam na twarz codzienną maskę i poszłam do czekającego przed domem samochodu. Jechaliśmy w kolumnie. Zarówno z przodu, jak i za nami jechały samochody z zaufanymi ludźmi. Aleksiej i Jurij przypominali posągi, byli spięci – wyczytałam to z ich oczu. Podjechaliśmy przed olbrzymią rezydencję. Biały budynek był oświetlony z każdej strony. Piękne kolumny, bogato zdobione okiennice, wspaniale utrzymane klomby przy podjeździe były tylko przedsmakiem bogactwa, które kryło się wewnątrz. Aleksiej wysiadł, otworzył drzwi i ruszyliśmy. U szczytu schodów czekał już Iwan ubrany w czarny garnitur. Weszliśmy po marmurowych schodach w tym samym kolorze co elewacja budynku i przeszliśmy przez podwójne mahoniowe drzwi, żeby zdobyć sojuszników w nadciągającej wojnie.

Rozdział 3

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Spis treści:
Okładka
Karta tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23

Redaktor prowadząca: Ewelina Sokalska

Wydawca: Agata Garbowska

Redakcja: Justyna Yiğitler

Korekta: Zyszczak.pl Paulina Zyszczak

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcia na okładce: © Viorel Sima, © Olga Brik (Shutterstock.com)

Copyright © 2020 by Monika Skabara

Copyright © 2020 for the Polish edition

by Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2020

ISBN 978-83-66654-01-3

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: [email protected]

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek