Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kiedy Ania dostaje propozycję prowadzenia klimatycznego pensjonatu nad jeziorem Como, uznaje, że to świetna okazja, żeby zająć się pracą i zapomnieć o tym, co wydarzyło się na jej ślubie. Podczas przyjęcia weselnego zamiast życzeń od gości wyemitowany został seks pana młodego ze świadkową. Ania chciała się zapaść pod ziemię. Po kilku godzinach małżeństwa już wiedziała, że będzie musiała się rozwieść.
Bez wahania przyjmuje zaproszenie do Włoch. Wkrótce po przyjeździe poznaje zabójczo przystojnego Alessandro, dla którego szybko traci głowę. Jednak mężczyzna bawi się jej uczuciami. Raz sprawia wrażenie zainteresowanego nią, a następnego dnia udaje, że jej nie zna. Kiedy Ania ma już wracać do Polski, poznaje sekret Alessandra i… postanawia zostać.
CZY ODDANIE SERCA PRZYSTOJNEMU WŁOCHOWI OKAŻE SIĘ DOBRĄ DECYZJĄ?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 242
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 6 godz. 11 min
Lektor: Mikołaj Roznerski
Największą ceną miłości jest jej strata...
Rozdział 1
Jak to nie sprzeda mi pan biletu? – Ania powoli zaczynała tracić kontrolę nad swoimi emocjami. – Przecież do zamknięcia kas zostało jeszcze pięć minut. Potrzebuję dostać się nad jezioro Como. – Mocno gestykulowała, wspierając tym samym swój łamany włoski.
– Bardzo mi przykro, ale nie było już żadnych klientów, więc zamknąłem kasy dziesięć minut temu. Nic z tym nie zrobię. – Wysoki brunet o typowo włoskiej urodzie wypowiadał te zdania ze stoickim spokojem, patrząc dziewczynie głęboko w oczy.
– Przecież to tylko i wyłącznie pana dobra wola. Ostatnia kolejka odjeżdża pięć minut po północy. Przez pana tutaj utknę. – Ania nie poddawała się i niemalże zaczęła krzyczeć.
Włoch tylko się uśmiechnął, uwydatniając dołeczki w policzkach, pokrytych kilkudniowym gęstym zarostem, i wzruszył ramionami na znak bezradności.
– Bardzo pana proszę. – Do jej oczu napłynęły łzy. – Jeden bilet...
Niestety Włoch był nieugięty. Bez słowa zajął się podliczaniem pieniędzy z kasy, absolutnie ignorując Anię.
– Palant – burknęła pod nosem w swoim ojczystym języku. – Ech, a Becia mówiła, że Włosi są tacy przystojni i mili. Przystojni może i tak, ale złośliwi jak cholera.
Mężczyzna podniósł głowę i uśmiechnął się do niej, szczerząc przepiękne zęby.
Lotnisko było niemalże opustoszałe. Samolot Ani wylądował dwadzieścia minut przed północą i nie miał prawie pasażerów. Momentami czuła się jak podczas jakiegoś horroru, brakowało tylko bandyty biegającego z nożem, który wyrwałby jej torebkę z jedynymi pieniędzmi, jakie miała. Resztkami sił opadła na ławeczkę opierającą się o ścianę.
– Wszystko miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze. Nawet Como mnie odrzuca. – Ania zakryła swoją twarz dłońmi i powstrzymywała się od wybuchu płaczu.
Istniały jeszcze dwie opcje dotarcia do Rosa dei Venti, małego pensjonatu znajdującego się na wzgórzu jeziora Como. Taksówka lub wynajęcie auta.
Ania drugi raz podeszła do kasy biletowej, bo – jak się okazało – ten sam przystojny, ale jakże mało empatyczny Włoch zarówno sprzedawał bilety na kolejkę, jak i wynajmował auta.
– Ykhm – chrząknęła, chcąc przyciągnąć wzrok Włocha. – W takim razie chciałabym wynająć auto na dobę.
– Niestety wypożyczamy auta na minimum dwie doby – odparł mężczyzna.
Zagotowało się w niej. Powstrzymywała się od wybuchu złości.
Im dłużej stała naprzeciwko niego i próbowała okiełznać emocje, tym bardziej dostrzegała, jaki jest przystojny. Miał czarne lekko kręcone włosy, idealny prosty nos, zadbany zarost i jasnozielone oczy. Kolor oczu i wzrost (jakieś sto dziewięćdziesiąt centymetrów) sugerowały, że nie jest rdzennym Włochem.
Westchnęła z rezygnacją.
– Dobrze, to poproszę na dwie doby.
– Bardzo mi przykro, ale wynajem aut zakończył się piętnaście minut temu.
– Słucham? Nie wierzę... Kurwa! – Aż przeklęła.
– Wynajem aut zakończył się piętnaście minut temu. – Mężczyzna od niechcenia powtórzył zdanie.
– Zrozumiałam, ale to, co pan teraz robi, to kpina! Prócz pana tu nikogo nie ma, jest pan zwykłym, zgorzkniałym, złośliwym „fiutem”. – Oczywiście słowo „fiut” wypowiedziała w języku polskim.
– Wiem, co oznacza słowo „fiut” – burknął Włoch.
Twarz Ani pokryła się purpurą. Postanowiła, że do końca będzie udawać twardą.
– Tak? A niby co? – Wlepiła w niego swoje duże oczy, ozdobione gęstymi rzęsami.
– Myśli pani, że mało Polaków przewija się przez to lotnisko? Akurat was to łatwo poznać.
– Nas?! Jakich nas? – oburzyła się.
– Polaków. Klniecie jak szewc. Proszę już stąd odejść, bo wezwę ochronę. Na zewnątrz powinna zostać jeszcze jedna taksówka.
„Nie noooo, jeszcze tego by brakowało, żeby taksówka mi odjechała”. – Ania przestraszyła się nie na żarty. Mocno chwyciła walizkę i nią szarpnęła, kierując się do wyjścia.
– Dzięki – rzuciła mimowolnie i wyszła przed lotnisko.
Faktycznie stała tam jedna jedyna taksówka. Na szczęście wokół nie było żywego ducha i Ania wiedziała, że nie musi z nikim toczyć o nią wyścigu jak w filmie Szybcy i wściekli. Chłód panujący na zewnątrz był nieprzyjemny. Była w szoku, że w maju w tym rejonie Włoch jest zaledwie siedem stopni.
Otworzyła drzwi czarnej limuzyny i zaczęła po włosku:
– Buonasera[1].
– Occupato[2] – od razu odpowiedział jej kierowca.
Zignorowała jego słowa i wygodnie rozsiadła się we wnętrzu taksówki.
– Occupato – powtórzył taksówkarz.
– Nie przyjmuję żadnego słowa odmowy. Nie sprzedaliście mi biletu na kolejkę, auta wynająć też nie chcieliście. Jak mam się zatem w środku nocy dostać do Rosa dei Venti? Jak? No jak? Nie wysiądę z taksówki, póki mnie pan tam nie zawiezie.
W taksówce zapanowała cisza. Ania była w szoku, że Włosi okazali się tak aroganccy i że jej uroda, tak egzotyczna dla nich, nic tu nie pomogła. Za niedługo skończy dwadzieścia siedem lat, a jej życie w ciągu doby legło w gruzach.
Mężczyzna obrócił się i ciężko westchnął. Wiedziała już, że to nie wróży nic dobrego.
„Cholera. Nie dotrę tam dzisiaj” – pomyślała z rezygnacją. Kosmyki blond włosów opadły na jej twarz, na której malowało się nie tylko zmęczenie, lecz także cierpienie. A do niebieskich oczu napłynęły łzy.
– Mówi pani: Rosa dei Venti? To będzie dwieście euro i prawie dwie godziny drogi, zdaje sobie pani z tego sprawę?
– Tak. Zapłacę. Nie mam wyjścia.
Mężczyzna ostentacyjnie wysiadł z taksówki. Bała się, że siłą zechce ją z niej wyciągnąć, ale tylko schował jej bagaż. Odpalił silnik, a ona wreszcie mogła wyluzować. Nakryła się obszerną jeansową kurtką i przez okno próbowała dostrzec uroki Włoch. Jednak na próżno, ciemność i mgła zasłaniały wszystko. Poza tym trasa z lotniska wcale nie była urokliwa. Kiedy zrobiło jej się odrobinę cieplej, a ciało się rozluźniło, zasnęła.
Obudziła się dopiero pod pensjonatem.
– Jesteśmy na miejscu. – Taksówkarz wyrwał ją z przyjemnego snu.
Było ciemno, jednak stary pensjonat był rozjaśniony żółtymi lampionami. Trochę przypominał mały żółtawy pałacyk. Znajdował się na wzniesieniu, otoczony był krzewami i innymi budynkami. Drogi wokół były wąskie i kręte. Wystarczył jeden zły ruch, by runąć kilkanaście metrów w dół wprost do jeziora Como.
Ania stała z walizką przy nodze i przez moment zastanawiała się, jakim cudem wjeżdżają i gdzie parkują tutaj auta. Po chwili jednak wzięła głęboki wdech i przekroczyła próg malutkiego hotelu. Na wejściu przywitała ją młoda dziewczyna.
– Witam, mam na imię Viola. Czekałam na panią. Pani Ana? Prawda?
– Anna – szybko ją poprawiła. – Tak to ja.
– To największy pokój, jaki mamy. Mamy nadzieję, że będzie pani zadowolona z pobytu u nas.
Dziewczyna wręczyła jej stary wielki klucz z drewnianą kulką i wyrytym na niej numerem trzynaście.
– Wspaniale! Trzynastka! Dobra passa trwa – burknęła sarkastycznie pod nosem, po czym pociągnęła za sobą ciężką walizkę. Nie zwracała kompletnie uwagi na to, jak wygląda wnętrze pensjonatu, chciała po prostu położyć się spać.
Kiedy weszła do pokoju, od razu runęła na łóżko. Postanowiła, że wszystkim zajmie się jutro. Zdziwiła się tylko, że zamiast kołdry dostała koc zawinięty w poszewkę.
– Zgłupieli tu już do reszty – wymamrotała. Owinęła się ciasno, jak owija się niemowlę prosto po cesarce, i zasnęła.
Rozdział 2
Obudził ją śpiew ptaków, szum wentylatora i jasne promienie słońca uderzające wprost w jej oczy. Kilka chwil zajęło jej zrozumienie, gdzie się znajduje. Powoli i uważnie rozglądała się po pokoju, w którym miała spędzić najbliższe tygodnie. Ściany były pokryte mozaiką w kolorze brudnej pomarańczy, wisiały na nich obrazy z wypukłymi rzymskimi posągami.
„Co Rzym ma do Como?” – zastanawiała się.
Pod oknem ustawiono dębowe, ręcznie robione i wyraźnie ciężkie biurko. Nad nim wisiał mały telewizor. Szafa też nie była zbyt wielka.
Ania przeciągnęła się kilka razy i weszła do łazienki. Prysznic był mniejszy niż te w pociągach nocnych, nie było nawet mydła ani żadnych kosmetyków, do których była przyzwyczajona, bywając w innych hotelach.
– Boże, w co ja się wpakowałam? To jest ten największy pokój? Dramat – gadała do siebie, podczas gdy ciepłe krople porannego prysznica otulały jej ciało. – Aua! – krzyknęła, gdy nagle z natrysku popłynął wrzątek, a chwilę później strzeliła lodowata woda. – Super, widzę, że limit normalnej wody to trzy minuty. W sumie to tyle, ile trwała gra wstępna z moim byłym – próbowała rozśmieszyć sama siebie.
Dochodziła godzina dziewiąta, kiedy postanowiła zejść na śniadanie. Tym razem użyła staromodnej windy, zamykającej się od wewnątrz na drzwiczki. Musiała zjechać na poziom -1, na którym znajdowała się restauracja. W hotelu nie było żywego ducha. Pierwsze, co jej się rzuciło w oczy, to mały, kameralny basen z błękitną wodą. W samym sercu pensjonatu. Otoczony był on budynkiem i typowymi włoskimi metalowymi krzesłami. Wszystko było stare, ale jakże urokliwe. Jak na tych wszystkich filmach na Instagramie. Urokliwie i pięknie. Westchnęła.
– Witaj, moja droga – usłyszała donośny męski głos. Domyśliła się, że to wołał właściciel pensjonatu, Luciano. – Ty z pewnością jesteś Ania. Becia tak wiele mi o tobie opowiadała.
Mężczyzna miał na sobie lniane beżowe spodnie i zapiętą na ostatnie trzy guziki koszulę. Widać było, że mimo podeszłego wieku nadal czuje się sexy i eksponuje swój pokryty siwymi włosami tors.
Podszedł do niej i – jak wymagała włoska kultura – pocałował ją trzy razy.
– Mów do mnie Luciano. – Uścisnął ją serdecznie. – A to jest nasza Viola, póki co jedyna najwspanialsza recepcjonistka. – Wskazał palcem na młodą kobietę.
– Poznałam ją wczoraj, bardzo miła dziewczyna – odpowiedziała Ania.
– Chodź, oprowadzę cię, żebyś wiedziała co i jak. Dodatkowe ręce przydadzą nam się do pomocy, bo za tydzień zaczyna się sezon i mamy zarezerwowane wszystkie pokoje.
– Wszystkie? – Ania nawet choćby chciała, nie ukryłaby swojego zdziwienia.
– Wszystkie.
Luciano w kilkanaście minut oprowadził ją po całym pensjonacie. Znajdowały się w nim trzydzieści dwa pokoje, mały, ale jakże urokliwy basen i restauracja, do której schodzili się nie tylko goście pensjonatu, lecz także miejscowi. Rosa dei Venti słynęła z najlepszych ręcznie robionych makaronów w mieście.
– Kochanie, pomożesz Violi, czasami zastąpisz ją na recepcji. Czasami też zajmiesz się basenem, by zgarnąć spadające do niego liście, przygotować pokój. Będzie co robić.
Na twarzy Ani pojawił się grymas zniesmaczenia. Wiedziała, że jedzie tutaj, by pomóc przyjacielowi Beci, ale nie spodziewała się, że będzie musiała występować w roli gosposi i sprzątaczki.
– A jak moja kochana Becia się ma? – zapytał. – Od lat nie chce mnie odwiedzić. – W jego głosie można było wyczuć smutek.
– Becia jak to Becia. W ferworze. Wstąpiła do jakiegoś kółka emerytów, gdzie ma co tydzień potańcówki. Też chciałam, by ze mną tutaj przyjechała, ale powiedziała, że nie chce, „by dogoniły ją demony przeszłości” – odparła.
Mężczyzna przypatrywał jej się uważnie, zachowując kamienną twarz.
– Demony, powiadasz? Ja bym tak tego nie nazwał. – Ciężko westchnął. – No nic. Koło południa przyjedzie mój syn Alessandro. Pojedziemy z nim do centrum na zakupy, pokażemy ci okolicę. A teraz masz czas dla siebie. Rozgość się.
Przez chwilę Ania zaczęła się zastanawiać, jak może wyglądać Alessandro. Czy jest podobny do swojego ojca? Wysoki i męski. A może jest typowym włoskim makaroniarzem z nadprogramowymi kilogramami i odstającym brzuchem?
Zajęła stolik nad basenem, a chwilę później przed jej nosem pojawił się rogalik posypany cukrem pudrem i cappuccino.
– Caffe e cornetto, kultowe włoskie śniadanie – powiedziała Viola, stawiając przed jej nosem filiżankę. – Normalnie podałabym ci espresso, ale wiem, że jesteś z Polski. Prawdziwy Włoch zamówi cappuccino tylko do godziny jedenastej, no najpóźniej do jedenastej trzydzieści.
– Dlaczego? – Ania ugryzła rogalika. Smak pysznego ciasta sprawił, że zrobiło jej się błogo.
– Włosi uważają, że mleko spożywane po tym, gdy zegar przekroczy południe, źle się trawi. Jaki jest więc największy kawowy grzech nieświadomych turystów? – zaśmiała się Viola. – Zamówić cappuccino późnym popołudniem lub wieczorem, a już szczególnie do takiego posiłku jak pizza czy owoce morza. Możesz przyprawić kelnera o stan przedzawałowy – zaczęła głośno chichotać. – To wino się tu pije jak wodę.
Ani nie było do śmiechu. Nienawidziła czarnej kawy. Kiedy wzięła kolejny kęs rogalika, na jej bluzkę spadło pistacjowe nadzienie.
– Cholera – burknęła do siebie. – O matko, jakie to nadzienie jest pyszne! – rozpływała się, oblizując usta. – Już wiem, co będę jadła codziennie na śniadanie.
– I wrócisz z nadprogramowymi kilogramami. – Viola była naprawdę radosną dziewczyną, uśmiech nie schodził jej z twarzy. – Cieszę się, że jesteś i że mi pomożesz. – Ponownie uśmiechnęła się do niej szeroko i poszła na recepcję, przy której zaczęła tworzyć się mała kolejka.
Ania jeszcze przez chwilę delektowała się rogalikiem i kawą. Patrzyła na taflę czystej basenowej wody. Sceneria była iście włoska, basen otoczony fuksjami, które na dobre rozkwitły, niebo przejrzyste i błękitne. Powoli zaczęło robić się upalnie. Nagle do oczu Ani zaczęły napływać łzy. Jeszcze kilka tygodni temu wyobrażałaby sobie, że siedzi w tak pięknej scenerii z Robertem, że dzielą się rogalikiem, a on palcem z jej ust zgarnia nadmiar nadzienia. Dziś wspomnienia po jej wieloletnim partnerze to zgliszcza.
Zacisnęła zęby i obiecała sobie, że nie uroni już przez niego ani jednej łzy.
Rozdział 3
Piętnaście minut później przebierała się w swoim pokoju w cienką i bardzo obcisłą sukienkę w kolorze khaki. Od lat wiedziała, że ten kolor podkreśla jej urodę. Postanowiła, że dziś będzie wyglądać naprawdę dobrze. Wytuszowała rzęsy, kości policzkowe podkreśliła bronzerem, a włosy związała w niedbały kok. Kilka kosmyków spadało jej na twarz, co sprawiało, że była nie tylko urocza, lecz także uwodzicielska. Po śniadaniu stwierdziła, że odtąd nie będzie korzystać z windy, musi jej unikać, by rogaliki nie poszły jej w boczki. Zeszła więc schodami.
Między piętrami stał Luciano i żywiołowo rozmawiał z mężczyzną, który nie chciał jej wczoraj sprzedać biletów na kolejkę. Już się w niej gotowało, już chciała na niego nakrzyczeć, kiedy Luciano z uśmiechem na twarzy ją zawołał.
– Poznaj mojego syna.
– To twój syn? – powiedziała zimnym tonem, patrząc na przystojnego wysokiego mężczyznę.
– Tak, przystojny, prawda? – odpowiedział Luciano, klepiąc chłopaka po ramieniu.
– Może i przystojny, ale cham i burak, jakich mało...
– Alessandro.
Mężczyzna, jak gdyby nigdy nic chciał ucałować Anię na powitanie, lecz ta się wycofała.
– Jesteś bezczelny! – krzyknęła.
– Słucham? Przepraszam, ale we Włoszech mamy taki zwyczaj, że witamy się, całując w policzek i to trzy razy.
– A ty teraz to żarty sobie ze mnie stroisz? – wypaliła, nie kryjąc zdenerwowania.
– Nie rozumiem. – Mężczyzna faktycznie wyglądał na zdezorientowanego.
– Jesteś mi winien dwieście euro! Nie sprzedałeś mi wczoraj biletu na pociąg i przez ciebie z lotniska musiałam jechać tu taksówką!
– Przepraszam, ale ja naprawdę cię nie kojarzę... Jak mógłbym nie sprzedać biletu tak pięknej kobiecie jak ty?
„Nie no, wariat sobie ze mną pogrywa. Co jest z tymi facetami?” – W jej głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Wszystko wskazywało na to, że Alessandro naprawdę jej nie poznał.
Starszy mężczyzna tylko się uśmiechnął.
– Skoro już się znacie, to zbierajmy się i jedźmy na targ. Trzeba kupić świeże pomidory i kilka rzeczy do restauracji. Turyści powoli zaczynają się zjeżdżać. – Luciano trącił syna łokciem. Ten zmierzył Anię od stóp do głów, zatrzymując się na jej piegach, które mimo makijażu przebijały się przez podkład.
– Jesteś piękna. Ten twój mąż to kretyn – wypalił.
– Słucham? – wzdrygnęła się, jakby ktoś odarł ją z prywatności. Była święcie przekonana, że Becia nie wspomniała nikomu o incydencie sprzed kilku dni.
– Jesteś śliczna – powtórzył i puścił do niej oczko.
Nie wierzyła w jego słowa. Nie wierzyła już w nic, co padało z ust mężczyzn. Zapewnienia o miłości do grobowej deski to wszystko zwykły bullshit.
Wyciągnęła z torebki telefon komórkowy i oniemiała. Na Boga, zapomniała, że w samolocie włączyła tryb samolotowy i dotąd tego nie zmieniła. Od razu zaczęły napływać do niej dziesiątki wiadomości. Najwięcej od Roberta.
Gdzie jesteś?
Wybacz mi.
Kocham cię nad życie. Daj mi szansę, błagam.
Jesteś?
Zablokowałaś mnie?
To kilka z wielu esemesów, jakie przysłał, prócz tego dziesiątki razy próbował się dodzwonić. Była też wiadomość od cioci Beci.
Mam nadzieję, że szybko się zaaklimatyzowałaś? Poznałaś już Luciana i Alessandra?
Tak, ciociu. Luciano jest wspaniały, a Alessandro to buc. Pięknie tu jest. Może dołączysz do mnie? Luciano o ciebie pytał. Chyba mu się podobasz.
Pozdrów go i powiedz, że nie będę kusić losu.
Uśmiechnęła się pod nosem, przekazując mężczyźnie wiadomość od swojej ukochanej ciotki. Luciano tylko chrząknął z wyraźną rezygnacją. Przez myśl przeszło jej, że być może kiedyś byli kochankami i on zranił jej serce, dlatego ona nie chce tu przyjechać. Ale z drugiej strony, gdyby tak było, to przecież nie wysyłałaby jej do mężczyzny, który ją zawiódł?
Rozdział 4
Właśnie tak wyobrażała sobie włoski targ. Stragany wypełnione świeżymi warzywami, wszędzie gwar. Ludzie próbują i kosztują dobrodziejstw ziemi. Krzyczą coś do siebie po włosku – oczywiście tego dokładnie nie rozumiała, ale wszystko wydawało jej się takie bajkowe. Chłonęła urok Włoch.
– Ciao, Alessandro! – Z tłumu zaczął krzyczeć mężczyzna, machać rękoma tak dynamicznie, jakby się topił. Ania się do niego uśmiechnęła, jednak zbiła ją z tropu reakcja Alessandra, który przymrużył oczy, jakby z daleka niedowidział. Zerknął chłodno na mężczyznę i go zignorował.
– Czemu go olałeś? – spytała zaciekawiona.
– Nie olałem.
– Nie odmachałeś mu.
– Nie odmachałem, bo go nie znam – odpowiedział zwięźle i dalej przebierał w świeżo złowionych ostrygach.
Wyjął jedną z nich, otworzył i z chlustem wypił.
– Jaka pyszna! – Pomlaskał z zachwytem. – Chcesz? – W mgnieniu oka otworzył kolejną. – Poproszę trzy kilo! – krzyknął do sprzedawcy.
Ania uwielbiała owoce morza, lecz nigdy nie miała okazji spróbować ostrygi prosto z wody.
– Boże, miałeś rację... to jest pyszne – mlaskała jak on.
– Chodź, weźmiemy jeszcze świeże jajka i bazylię, Aniu – zawiesił głos. – Piękna z ciebie kobieta, bije od ciebie ciepło. Powiedz mi, jak to się stało, że wylądowałaś tutaj? To znaczy, wiem, co się stało, ten twój mąż to straszny kretyn, ale uwierz mi, że z czasem mu jeszcze za to podziękujesz i wspomnisz moje słowa.
Ania zamarła, miała nadzieję, że nikt nie wie, co wydarzyło się kilka dni wcześniej. Nagle cała sytuacja znów stanęła jej przed oczami.
– Wyjdź, kochanie, spod tej kołdry. Proszę cię... – Ciocia Becia była nieugięta. Gwałtownymi ruchami próbowała ściągnąć ze swojej ulubienicy nakrycie. Mimo sędziwego wieku, bo wkrótce kończyła siedemdziesiąt lat, miała werwy co niemiara.
– Nie! Chcę się zapaść pod ziemię, zniknąć, nie żyć! – Anka histeryzowała i przykrywała się bladoróżową poszewką.
– Kochanie, ty mu jeszcze za to wszystko podziękujesz. Zobaczysz.
– Coooo? Ja mu podziękuję?! – Anka mocnym ruchem zrzuciła z siebie kołdrę i zrobiła się cała purpurowa. Jej dziwaczny wygląd potęgował rozmazany makijaż i rozwalone włosy, które jeszcze do niedawna były tak perfekcyjnie spięte. Wyglądała trochę jak Harley Quinn, dziewczyna słynnego Jokera. – Ja mu podziękuję? – powtórzyła. – Za co? Za ośmieszenie i poniżenie mnie przed całą rodziną, znajomymi?
– Podziękujesz mu za danie tobie szansy na lepsze życie. „Żeby mogło być lepiej, najpierw musi być gorzej”. – Becia puściła do niej oczko.
– A może przypomnijmy sobie, co wydarzyło się jeszcze kilka godzin temu. – Anka wlepiła w ciotkę błękitne oczy i zmienionym głosem zaczęła parodiować swoją świadkową. – „Tak przepięknej ceremonii zaślubin nie widziałam chyba nigdy”. – Chrząknęła, jakby miała zaraz się udusić.
Becia aż się zaśmiała pod nosem.
– A jak jej się oczy zaszkliły! Widziałaś tę grę aktorską?! A ja, kretynka, myślałam, że ze wzruszenia... A tej kłamliwej suce po prostu płakać się chciało, że jej... że jej kochaś ślub bierze!!!
Ania się wzdrygnęła.
– Aniu, wyglądasz przepięknie i takiej przepięknej miłości do grobowej deski wam życzę. – Kaśce ze wzruszenia ścisnęło gardło.
Cała sala patrzyła tylko na nią. Nie była to dla niej nowość, była najlepszą przyjaciółką panny młodej i jak to zwykle w takich duetach bywa, tą ładniejszą – typowa piękność. Szczupła, z dużymi krągłymi piersiami i charyzmą, która biła od niej z daleka.
– Dziękujemy, Kasiu – odpowiedział Robert, chwytając swoją świeżo poślubioną małżonkę za rękę.
Ania tylko się uśmiechnęła. Czekała na ten dzień całe życie. Odkąd skończyła dziesięć lat, wiedziała, jak będzie wyglądał jej ślub. Nad jeziorkiem, w altance, a wesele pod przezroczystym namiotem jak w amerykańskich filmach. Królowały odcienie złota i pudrowego różu, a z sufitu zwisały żywe białe kwiaty.
– Mam dla was jeszcze jedną niespodziankę. Wraz z zebranymi gośćmi przygotowaliśmy dla was pamiątkowy filmik z życzeniami.
Salwa braw rozbrzmiała po całej sali. Wszyscy oczekiwali na zmontowany film.
Nagle wszystko ucichło, a brawa zamieniły się w cichy szept.
– Wyłączcie to! Proszę to wyłączyć! – zaczął krzyczeć Robert, a jego twarz pokryła się purpurą.
Anka patrzyła tylko na niego. Zamarła. Przez chwilę nie wiedziała nawet, czy oddycha. Słyszała jedynie szepty ludzi, które brzmiały jak brzęczenie os w ulu.
– Wyłączcie to, do cholery!!! – Robert krzyczał jeszcze głośniej. Ale jak na złość projektor się zaciął.
Kaśka wybałuszyła oczy, nie wiedziała, jak mogło dojść do takiej pomyłki. Zamiast pięknego wzruszającego filmiku o miłości Ani i Roberta cała sala zobaczyła jej sekstaśmę nagraną przez Roberta na kilka dni przed weselem.
Stu pięćdziesięciu gości było świadkami, jak Anka dwie godziny po ceremonii zaślubin dowiedziała się, że jej mąż zdradzał ją z jej najlepszą przyjaciółką i zarazem świadkową.
Chcąc uniknąć jeszcze większego poniżenia, zapłakana wybiegła z sali weselnej.
– Ania, zaczekaj, to nie tak – próbowała ją zatrzymać Kaśka, która w ciągu sekundy została znienawidzona przez całą rodzinę panny młodej. Jej mina jednak zdradzała wszystko. Ulgę. Ulgę, że jej przyjaciółka wreszcie się dowiedziała.
Robert nie zareagował. Opadł jedynie na krzesło w białym pokrowcu. Przyglądał się reakcjom ludzi. Inni polewali sobie dalej wódkę, jak gdyby nigdy nic. Jeszcze inni w popłochu wychodzili z sali. Kaśka stała jak sparaliżowana, do Roberta nikt nie chciał podejść, a on założył nogę na nogę i z kamiennym wyrazem twarzy patrzył. Patrzył przed siebie i czekał na rozwój wydarzeń. Na końcu sali wypatrzył Kaśkę.
– Zrobiłaś to celowo?! – krzyknął nagle, czerwieniąc się jak rozwścieczone dziecko, które nie dostało lizaka. – Chciałaś, by Anka się dowiedziała! Przyznaj się! Chciałaś mnie mieć tylko dla siebie, jakby te pół roku było ci mało! Zniszczyłaś wszystko! – zaczął wrzeszczeć i zrzucać ze stołu talerze, odtrącił krzesło, które z impetem upadło na ziemię, po czym podszedł do Kaśki. Biły od niego złość i nienawiść. Przed najgorszym powstrzymali go jego koledzy. Złapali go we dwóch, a Kaśka uciekła. Gdyby nie oni... mogło to się skończyć tragicznie. Chwycił butelkę wódki i zaczął ją pić, tak jakby była zwykłą wodą.
– Mam pomysł, kochanie – powiedziała Becia następnego dnia. – Jutro mieliście z Robertem jechać w podróż poślubną. Masz aż miesiąc urlopu, nie wyobrażam sobie, żebyś wróciła teraz do pracy. Musisz zniknąć, wycofać się, poczekać, aż sprawa przycichnie. Jedź do Włoch, nad jezioro Como. Mój stary przyjaciel ma tam mały hotelik nad tym jeziorem. Prowadzi go wraz z synem, przyda im się pomoc, a ty zajmiesz czymś głowę. Zmienisz klimat, otoczenie. A może zakochasz się we Włoszech? – Becia zachichotała, poprawiając koralową pomadką swoje usta. – Co ty na to?
W ten oto sposób Ania znalazła się w jednym z najpiękniejszych miejsc na świecie. A dziś chodziła po targu z przystojnym, lecz trochę gburowatym Włochem. Wdychała upojne zapachy nieznanych roślin i kwiatów. Niestety mimo tak pięknej scenerii jej myśli co rusz wracały do Roberta. Nie mogła zrozumieć, jak ten ułożony mężczyzna, z którym dzieliła łoże przez ponad pięć lat, mógł ją zdradzić. I to z jej najlepszą przyjaciółką.
– Przepraszam, że przerwę ci to zamyślenie, ale naprawdę niczego nie podejrzewałaś przed ślubem? – Alessandro wyglądał na szczerze zaintrygowanego. – Widziałem takie memy ślubne albo słyszałem plotki, że pan młody podczas wesela uprawiał seks ze świadkową, ale nigdy nie spotkałem kogoś, kto naprawdę to przeżył. Wydawało mi się, że to bujdy. – Spojrzał na nią z pewnym zakłopotaniem, może nawet z troską.
Ania wiedziała, że przez długi czas nie uniknie takich pytań. Becia ją na to przygotowała. Wzięła duży wdech i spojrzała mu prosto w oczy.
– Wręcz przeciwnie, cieszyłam się, że mój narzeczony i moja przyjaciółka tak dobrze się dogadują.
Alessandro chrząknął, jakby nie wierzył w to, co usłyszał.
– No co? Dla mnie to było ważne, by się lubili – zaczęła się tłumaczyć.
– A wierzysz w przyjaźń damsko-męską? – Alessandro nagle odwrócił się w jej stronę i znienacka stanęli twarzą w twarz. Dystans został skrócony do tego stopnia, że Ania czuła nie tylko, jak mężczyzna ciężko oddycha, lecz także woń małosolnego ogórka, którego Alessandro przed chwilą kosztował. Cofnęła się. To był wynik skrępowania.
– Tak, wierzę – odpowiedziała niepewnie i bardzo cicho.
– A ja nie.
– Dlaczego?! – oburzyła się.
– Kiedyś próbowałem przyjaźnić się z moją byłą, Poliną, ale finalnie chyba zakochała się we mnie jeszcze bardziej, więc nie polecam. – Uśmiechnął się zawadiacko.
– Chyba nie rozumiem już związków damsko-męskich. – Rozłożyła ręce. – Skoro mój nudny facet był zdolny do takiego zachowania...
– Nudny? Twój mąż był nudny? – Alessandro sięgnął po świeżą kolendrę i zaczął ją wdychać.
– No tak. – Nagle pod nosem Ani znalazła się owa zieleń. – Mmm, jak pięknie pachnie...
– Pokażę ci przez ten miesiąc wszystko, co we Włoszech najpiękniejsze. Rozkochasz się w tym mieście, a o dupku zapomnisz. Już ja o to zadbam. Poza tym zobaczysz, że on będzie żałował, a ta twoja przyjaciółeczka skończy marnie, a już na pewno nie z nim... – powiedział to z taką pewnością, z jaką wróżki wróżą z kart.
– Tak naprawdę to marzę tylko o jednym...
– O czym? – Znów wbił w nią swoje zielone oczy. Tym razem ich spojrzenie spotkało się, a ją przeszedł dziwny dreszcz podniecenia.
– Chciałabym o nim zapomnieć. – Rozpłakała się, lecz próbowała się powstrzymać, więc niemalże dławiła się swoimi łzami.
– No już nie rycz. – Alessandro objął ją umięśnionym ramieniem. – Mówię ci, że jeszcze mu za to podziękujesz. Może nie dziś i nie za tydzień, ale za jakiś czas na pewno. – Puścił do niej oczko i poklepał ją po ramieniu. – I zapamiętaj sobie jedno zdanie: jeśli zauważysz, że jesteś w dołku, pierwsza rzecz, jaką musisz zrobić, to przestać kopać.
Spojrzała na niego dziwnie, nie spodziewała się, że może być z niego taki filozof. Chrząknęła.
– Robert był zwyczajnym facetem. Pracował, to znaczy nadal pracuje w IT, w takiej małej mało znanej korporacji. Zawsze mi mówił, że jego praca jest nudna jak jego koledzy. Nie lubił imprez ani wyjazdów integracyjnych, których w ostatnim czasie miał całkiem sporo. – W jej głowie nagle zapaliła się czerwona lampka. – Jakieś pół roku temu do jego korporacji dołączyła Kaśka, moja świadkowa. Mało mówili o pracy, ale dzięki niej miałam pewność, że na tych wyjazdach nic się nie dzieje, bo Kaśka zdawała mi relacje, kiedy Robert szedł spać.
Alessandro spojrzał na nią z niedowierzaniem.
„Jak mogła być tak głupia, by w stu procentach wierzyć tej Kaśce? Przecież historia sama się napisała” – pomyślał.
– Z Kaśką znałam się od dzieciństwa. Już w przedszkolu chodziłyśmy do tej samej grupy. Zawsze podobali nam się inni faceci.
– No tak, widać właśnie – przerwał jej uszczypliwym komentarzem.
Na jej twarzy pojawił się grymas.
– Ona była inna niż ja. Zawsze wymalowana, wielki biust, natapirowane ciemne włosy, ciemna kreska na oku. Seksapil się z niej wylewał, nawet jak była w dresie. Na imprezach to do niej tabunami podchodzili faceci, ale nie do mnie... ja to... widzisz sam.
– Ty to jesteś po prostu piękna. Wyglądasz jak anioł. Duże niebieskie oczy, mały piegowaty nosek, niewinny uśmiech. Jesteś śliczna i zapamiętaj to. Delikatna i śliczna.
Powiedział to z taką lekkością i pewnością, że jej twarz pokryła się purpurą. Już dawno nie usłyszała tylu ciepłych słów. Tak naprawdę Robert od miesięcy jej nie skomplementował, a ona zapomniała już, jak to jest czuć się pięknie i kobieco. Chyba przyzwyczaiła się do tego, że w wieloletnich związkach przychodzi czas na nudę, marazm i stagnację.
– Widzę się zupełnie inaczej... – W jej głosie wyczuwalny był smutek.
– Niepotrzebnie. Chodź. – Pociągnął ją za rękę i zaprowadził do starszej kobiety, która miała stragan z biżuterią wyrabianą ręcznie. Wisiało tam niewielkie lusterko, ale na tyle duże, że było widać całą twarz. – Widzisz?
– Widzę. – Próbowała mu się wyszarpać, bo czuła się zażenowana całą sytuacją.
– Co widzisz? – Nagle spoważniał.
– Siebie. Zwykłą laskę zdradzoną przez męża. Już dwie godziny po ślubie wiedziałam, że będę rozwódką.
– Ja tu widzę piękną kobietę, subtelną i naturalną, za którą oglądają się wszyscy Włosi na tym targu! I nie rozwódką, bo w takiej sytuacji można ślub unieważnić. Więc nadal możesz być panienką na wydaniu. Potraktuj to jako próbę generalną przed ślubem z tym właściwym mężczyzną.
Jeszcze w ten sposób na całe wydarzenie nie spojrzała. Zamknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła, zauważyła zaniepokojenie na jego twarzy.
– Dobrze się czujesz? – zapytał.
– Wszystko w porządku – odpowiedziała. – Nie, cholera jasna, nie! Nie jest w porządku, jest mi cholernie źle, bo zostałam zdradzona nie przez jedną osobę, a przez dwie. Męża i najlepszą przyjaciółkę. Jeszcze w dodatku patrz. – Wyszarpnęła ze swojej torebki telefon. – On co chwilę do mnie pisze, przeprasza, a ja mam bałagan w głowie. Robert chce, bym do niego wróciła... – zawiesiła głos.
– A ty czego chcesz? – spytał Alessandro łagodnie. Ton jego głosu sprawił, że dziwnie się poczuła. Od dawna nikt nie spytał jej, czego chce.
– Nie wiem – odpowiedziała, zerkając na dzwoniący w jej ręku telefon. Na wyświetlaczu pojawiła się twarz Roberta.
Alessandro zawadiacko się uśmiechnął, wyrywając z jej ręki wibrujący sprzęt.
– Co ty robisz?! – krzyczała, machając jak wariatka.
A ten powolnym krokiem i ze stoickim spokojem podszedł do ostatniego straganu, jaki stał na klifie, i wrzucił telefon do wody.
Ania tylko zauważyła, jak jej najnowszy iPhone szybuje w powietrzu, a sygnał nieodbieranego połączenia niknie. Mężczyzna odwrócił się do niej i otrzepał ręce, jakby zrobił jakieś konkretne porządki.
– No to jeden problem mamy z głowy. – Uśmiechnął się.
Ten jego uśmiech zaczynał działać jej na nerwy. Nie dość, że był zawadiacki i miała wrażenie, że ją podrywa, to jeszcze on sam był bezczelny i za bardzo zadowolony. Wszystko sprawiało mu radość. Czy naprawdę można być tak ciągle uśmiechniętym?
– Czy ty jesteś normalny? – wypaliła, poprawiając włosy. Trzeba przyznać, że zdenerwowana wyglądała naprawdę seksownie. – Wisisz mi siedem tysięcy złotych! Tyle kosztuje nowy iPhone.
Wbił w nią swoje zielone oczy i wyszczerzył białe jak śnieg zęby.
– Nie musisz mi dziękować.
Zagotowała się.
– Nie muszę ci dziękować? Za co? Za to, że nie będę miała kontaktu z rodziną, z Becią... Cholera jasna!