Recenzje, szkice, rozprawy literackie 1947-1956. Dzieła zebrane t. 2 - Gustaw Herling-Grudziński - ebook

Recenzje, szkice, rozprawy literackie 1947-1956. Dzieła zebrane t. 2 ebook

Gustaw Herling-Grudziński

0,0
59,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Drugi tom wydania krytycznego Dzieł zebranych jednego z największych pisarzy polskich XX wieku, współzałożyciela i wieloletniego członka redakcji „Kultury” paryskiej, autora wielkich świadectw minionego wieku: Innego Świata oraz Dziennika pisanego nocą. Książka zawiera rozproszone artykuły opublikowane przez pisarza podczas pobytu w Anglii, głównie w tygodniku „Wiadomości” oraz w miesięczniku „Kultura”, a także innych pismach, np. „Lwów i Wilno”.

Gustaw Herling-Grudziński pisze krytycznie . o Kwiatach polskich Tuwima, Murach Jerycha Brezy i Matce Joannie od Aniołów Iwaszkiewicza, rozplątuje gordyjskie Węzły życia Nałkowskiej, prowadzi rozważania na temat twórczości Orwella, Conrada i Miłosza, komentuje bieżące wydarzenia i sytuację polityczną w kraju oraz na emigracji. Do tej pory w ramach Dzieł zebranych pisarza, nakładem Wydawnictwa Literackiego, ukazał się tom Recenzje, szkice, rozprawy literackie 1935-1946. W przygotowaniu jest druga część tomu drugiego, zawierająca artykuły, szkice i wystąpienia Gustawa Herlinga-Grudzińskiego z lat 1957-2000 oraz niepublikowane dotąd felietony pisarza wygłaszane w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa (1953-1968).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1132

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Opieka redakcyjna serii: BARBARA GÓRSKA
Redakcja tomu: BARBARA GÓRSKA
Adiustacja: HENRYKA SALAWA
Korekta: DANUTA BEDNARSKA, EWA KOCHANOWICZ, WERONIKA KOSIŃSKA, ANNA RUDNICKA, ALEKSANDRA SZCZEPAN, LIDIA TIMOFIEJCZYK
Zebranie tekstów: ZDZISŁAW KUDELSKI
Układ: PAULINA SIENIUĆ
Wybór zdjęć: WŁODZIMIERZ BOLECKI, MIROSŁAW WÓJCIK
Bibliografia: ZDZISŁAW KUDELSKI
Opracowanie bibliografii: PAULINA SIENIUĆ
Projekt okładki, stron tytułowych i opracowanie typograficzne: MAREK PAWŁOWSKI
Układ zdjęć: WŁODZIMIERZ BOLECKI
Redakcja techniczna: BOŻENA KORBUT
Skład i łamanie: Edycja
Lista wszystkich osób opracowujących Dzieła Zebrane znajduje się w tomie XV
Fotografie na stronach 472–476 pochodzą ze zbiorów Archiwum Gustawa Herlinga-Grudzińskiego przy Fondazione „Biblioteca Benedetto Croce” w Neapolu.
Zasady wydania, posłowie oraz inne elementy dodatku krytycznego do tomów pierwszego, drugiego i trzeciego zostaną umieszczone w tomie trzecim.
Zrealizowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
© The Estate of Gustaw Herling-Grudziński © Copyright by Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-07224-0
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.

Recenzje, szkice,rozprawy literackie1947–1956

Federico García Lorca[1]w przekładach Józefa Łobodowskiego[2]

Federico García Lorca został uznany przez międzynarodową publiczność czytelników i krytyków jako pisarz, poeta i artysta dopiero po lipcu 1936, tzn. w chwili, kiedy przestał już istnieć jako twórca, zginął bowiem, zamordowany w Granadzie przez oddziały gen. Franco[3], w pierwszych dniach wojny domowej. Dlatego to jego nazwisko znalazło się wśród poetów i pisarzy europejskich bardziej nowoczesnych i nowatorskich niż on: cytowano go jednym tchem z Eugeniem Montalem[4] i T.S. Eliotem[5], podczas gdy jego dzieło, chociaż reprezentujące niewątpliwie szczyt najnowszej literatury hiszpańskiej, nie jest prawdziwym odnowieniem poezji i teatru poetycznego i można je odnieść raczej do czasów Rainera Marii Rilkego[6] w Niemczech, Paula Valéry’ego[7] we Francji, jeżeli nie bezpośrednio do samego d’Annunzia[8] we Włoszech.

W okresie tym reprezentantem poezji hiszpańskiej był przedsiębiorczy Ramón del Valle Inclán[9], pisarz może mniej emfatyczny niż d’Annunzio, lecz jeszcze bardziej od niego przywiązany do szukania efektów zewnętrznych, poszukiwacz malowniczości (pittoresco), przeładowany motywami dekadenckimi. Następujący po nim bezpośrednio Antonio Machado[10] i Juan Ramón Jiménez[11], przezwyciężywszy tematykę dekadencką, zmusili poezję hiszpańską do zawarcia się w kręgu stosunków pomiędzy pamięcią a naturą, nostalgią a naturą. Nadało to poezji hiszpańskiej, nadmiernie przywiązanej do efektów dźwiękowych swej mowy, większą wizualność i ruch. Zwłaszcza u Jiméneza dostrzega się wypracowany impresjonizm obrazów, nigdy bezpośrednich, a które jednak stwarzają wrażenie bezpośredniości dzięki doskonałej tonacji osiągniętej przez grę dźwięków. Młody Lorca, który w roku 1917 pisał swoje pierwsze wiersze, całym swym olbrzymim talentem naśladował Jiméneza.

Dalszy rozwój Lorki aż do r. 1935 (Llanto por Ignacio Sánchez Mejías)[12] prowadził poezję hiszpańską do prawie nie istniejącej w niej przedtem ostrości wyrazu lirycznego. Stosunek pomiędzy pamięcią a naturą i nostalgią a naturą stawał się niewyczerpanym źródłem przeżyć niezwykle wrażliwego poety. Łatwość kojarzenia obrazów przygotowała teren dla najbardziej niezwykłych i ryzykownych powiązań. Możliwości przechodzenia od obrazu do obrazu wzrastały. A zarówno w tych skojarzeniach, jak i w przejściach nie było zdania, które by nie miało na celu wzmożenia przejrzystości wizualnej, nawet tam, gdzie było ono tylko zapełnieniem luki w śpiewie. Doszedł więc Lorca do osiągnięcia absolutnej wizualności wiersza, połączonej z uzupełniającym ją wykończeniem dźwiękowym, jak w piosence ludowej. I dlatego nie zabrakło w Madrycie i w Buenos Aires głosów, które z uznaniem samego Lorki dążyły do wytłumaczenia pozornych nielogiczności jego poezji jako literackiego odpowiednika malarstwa Picassa. W rzeczywistości jednak tkwił on nadal w impresjonizmie. U twórców bardziej nowoczesnych, jak Montale i Eliot, głos poety stawał się „pionowy”, wzbijał się od dołu wzwyż lub odwrotnie – z niebios do piekła lub z piekła do niebios, bez dodawania naturalistycznego akompaniamentu natury; u Lorki, mimo zawrotnego przyśpieszenia skojarzeń, pozostał dominującym głos „poziomy”, „ruch naprzód i wstecz”, określony zawsze przez czysto zewnętrzną wizualność przedmiotów naturalnych i w istocie przez tę zewnętrzność uwarunkowany. I poruszał się on z pełną świadomością odbieranych doznań, niekiedy zadowalając się łatwymi efektami, poszukiwaniem elegancji i wykwintności nawet.

Najoczywistszym dowodem zewnętrzności Lorki, pomimo intensywności tak wzniosłej jak w Llanto por Ignacio lub tak delikatnej jak w Dialogo del Amarga[13], jest jego teatr poetycki, komedie i dramaty, gdy jego poezja przechodzi próbę zastosowań o długim oddechu. Zachowuje się tam Lorca jak Hofmannsthal[14] albo d’Annunzio (lub, dodajmy, Wyspiański, zwłaszcza Wyspiański z Klątwy i Sędziów): postacie, środowisko, motywy wyjmuje on jakby z literatury naturalistycznej i „upiększa” je; „upiększa” arabeskami swego niezwykle osobistego świata wizualności poetyckiej. Nie umniejsza to bynajmniej faktu, że najgłośniejszy z jego dramatów, Bodas de sangre (Krwawe zaślubiny)[15], jest najwyższym osiągnięciem w tym rodzaju. Ale nie należy zapominać, że w całości poezja Lorki jest równie odległa od dramatycznych wyżyn poezji Mordu w katedrze[16] T.S. Eliota jak Figlia di Iorio[17] d’Annunzia.

Federico García Lorca, ur. w Fuentevaqueros (Granada)[18] w r. 1899, studiował w Almerii, Granadzie i Madrycie. Pisał wiersze, pieśni, komedie i dramaty (większość z nich ukazała się pośmiertnie), malował (pierwsza jego wystawa w Barcelonie – 1927) oraz był reżyserem i twórcą teatru w rodzaju wędrownej Reduty Osterwy[19]. Wiele lat spędził w obu Amerykach. Zginął rozstrzelany przez oddziały gen. Franco w Granadzie, w lipcu 1936, w pierwszych dniach rewolty faszystowskiej.

Opracowane na podstawie szkicu krytyka i powieściopisarza włoskiego Elia Vittoriniego[20].

„Z dymem pożarów”[1]

Najbardziej bezlitosne i chłoszczące karty Legendy Młodej Polski[2] poświęcone są polskiej bezdziejowości. Rozumiał przez nią Brzozowski[3] „widmo Rejtana, strzegące progu każdej polskiej spiżarni i każdej narodowej alkowy”, rozumiał „psychologię Polaka, który swoją przymusową niedojrzałość przekuł we własnych oczach w pewien gatunek wyższości, który z niewoli swej i bezwładu uczynił olimpijski spokój i naprawdę wierzył, że w jego wyjałowionej głowie wszystko jest tak powietrzne i błahe nie dlatego, że świat rzeczy poważnych pozostał poza granicami jego woli i działania, lecz dlatego że w ogóle nic trudnego i głębokiego nie istnieje”[4].

*

Szkic, z którego wyjęte są powyższe myśli, nosi nazwę Polska zdziecinniała[5] i jest słynnym już dzisiaj atakiem na twórczość Sienkiewicza. Nie o autora Trylogii tylko chodzi jednak Brzozowskiemu. Poza tą hipotetyczną konstrukcją kryje się prawda o całym, jakże potężnym, nurcie literatury polskiej, który z szału uczynił świętość narodową, z niewiedzy naukę ścisłą, z nieświadomości sakrament polskiego Kościoła, z irracjonalnych porywów dogmat patriotyczny. Gdzież jest na świecie literatura, w której by myśl była tak pogardzana na rzecz uczucia, jasne i konsekwentne działanie na rzecz bohaterskiej młócki na oślep, trud zwycięstwa na rzecz glorii zwycięstwa, mądrość i doświadczenie klęski na rzecz masochistycznego upajania się klęską? Gdzie jest literatura tak tłumnie zaludniona przez świętych, a tak jednocześnie tragicznie opuszczona przez zwykłych ludzi? Tak wiecznie bezgraniczna, a tak w gruncie rzeczy ograniczona? „Formą znieprawienia duchowego” nazwał to Brzozowski. „Czyni bowiem stanem nieodpowiedzialnego posiadania, bezmozolnego użycia to, co człowiek wytrwałą i tragiczną pracą wywalczył”[6]. Uraczono nas niedawno nowym dopływem do tego nurtu. Ukazał się tom opowiadań Goetla pn. Kapitan Łuna[7].

*

Temat powstania warszawskiego znika powoli z łamów prasy polskiej. Takie są zmienne koleje losu każdego nie dość jeszcze zobiektywizowanego wydarzenia historycznego pod piórem publicystów. I dobrze się stało, że przestaliśmy nareszcie rozważać w naiwnych kategoriach sporu „kto winien” zjawisko, które poza wszystkim przecież było także spontanicznym wystąpieniem politycznym ludu Warszawy. Ale od pisarzy, którzy biorą powstanie warszawskie na swój warsztat literacki, mamy prawo żądać czegoś więcej; mamy prawo żądać, aby pokazali nam jego problematykę.

*

Na próżno szukałby czytelnik tej problematyki w książce Goetla. Oto tradycyjna sceneria i oto główne osoby dramatu: mały ziemiański dworek na peryferiach Warszawy w opowiadaniu Szopen. Wszystko jak za dawnych, dobrych czasów. „Zacisze, wdzięk, osamotnienie przeszło moje wszelkie oczekiwania. Pan Konstanty powitał mnie z godziwą kordialnością rodaka, występując w roli ni to gospodarza domu, ni to kustosza narodowych cenności i pamiątek. W domu zastałem już gości, wcale sympatycznych. Jakiś architekt, jakiś lekarz, jakiś społecznik, zagmatwany po uszy w podziemnej robocie. Robili wrażenie bywalców. Skąd się tu wzięli? Prawdopodobnie znikąd... tak jak ja”[8].

*

Owo „znikąd” nie jest tylko brakiem dokładnego adresu. Jest dumnym określeniem poszlacheckiej, inteligenckiej fanfaronady narodowej i nieokreśloności społecznej, jest biletem wizytowym ludzi, na którym zamiast korony z pałkami widnieć by mógł wspaniały, prawie rodowy tytuł: bywalec. Bywalec sprawy polskiej. Tajemniczy nocny gość, który wchodzi bez pukania, ma zagadkową twarz przesłoniętą tarczą milczenia, gardzi życiem własnym i innych i znika równie niespodzianie, jak przyszedł. „Bo takie są moje obyczaje” – mógłby powtórzyć za swym arcywzorem i patronem, Przełęckim[9]. Jakaż to kapitalna ilustracja do książeczki Chałasińskiego o Genealogii społecznej inteligencji polskiej![10]

Na tle tego zacisznego, przepełnionego muzyką Szopenowską saloniku zaczyna się dziać dziwna sprawa. Oczy wszystkich, i męża, i bywalców, przykuwa tajemnicza postać pani Renaty. W pani Renacie jest dla odmiany jakieś „coś”. „To coś w pani Renacie” (jakże bogaty jest ów dramatyczny słownik zaimków, opisujących i wyrażających polskie gusła narodowe!), „ukryte i nieuchwytne, dochodziło do osobliwego wyrazu z chwilą, gdy panna Sabina popisywała się Szopenem”[11].

*

Z początku sądzimy, że owo „coś” ma jakiś sens erotyczny. Ale gdzie tam! Pani Renata chce po prostu „jąć się czegoś, przylgnąć tam, wejść w ten tok”[12]. (Rzecz dzieje się przed wybuchem powstania). Tak więc rozmowa narratora z panią Renatą, rozmowa, po której mieliśmy prawo spodziewać się jakichś dreszczyków erotycznych, zamienia się w nudny dialog narodowy, w którym tyleż jest przebiegłej i aluzyjnej galanterii męskiej, co zalotnej paplaniny kobiecej. Pani Renata dopomina się o wzięcie udziału w tym czymś, jak kobieta, która nie może znieść myśli, że jakiś bal odbędzie się bez niej. „Proszę pani – powiada głucho narrator – z panią nie ma rozmowy, jak nie ma rozmowy z płomieniem. Niech pani pozwoli, że ja sobie to rozważę”[13]. Tak się kończy ów flirt patriotyczny. Reszta jest jasna. Warszawa walczy i ogarnia swym płomieniem dworek na Marymoncie, panią Renatę, salonik z fortepianem i Szopena.

*

Inne opowiadanie: Contre coeur[14]. Bohater wbrew rozsądkowi, wbrew własnej niewierze w celowość powstania rzuca się w wir walki i pod koniec znajduje, że „nie żył contre coeur”[15]. Że miały sens i „tamte dni, i cały świat”[16]. W noweli Bohater skromny, cichy człowiek wzbija się na szczyty poświęcenia i samozaparcia, bo też zagrało w nim nagle „coś”. W opowiadaniu tytułowym powracający z zagranicy do kraju kapitan idzie do lasu, bo dostrzega na horyzoncie swego miasteczka rodzinnego łunę; łunę, która stała się dlań od września obsesją. I być może to opowiadanie ma u Goetla najprawdziwszy wydźwięk psychologiczny. Sprawy bowiem proste, sprawy, o których powinny rozstrzygać nasze myśli i uczucia, uważa on w gruncie rzeczy za tajemnicze i podziwu godne... obsesje.

Odwaga? Zapewne. „Pierwszą z historycznych form psyche polskiej była wsparta na sobie, nie znająca przyrody, prawa, nauki, pracy – odwaga” (Brzozowski). I jeszcze: „Nie to, czego nie chcesz, lecz jak umiesz chcieć, nie od czego się uchylasz, lecz co tworzysz, jak i co budujesz i co o twoich budowach sądzi wiecznie obecna i coś swojego tworząca pozaludzka moc, oto są zagadnienia”[17].

*

W kraju szedł do niedawna koncentryczny ogień prasy reżymowej i niereżymowej na opuszczone pozycje powstania warszawskiego.

Właśnie dlatego musimy żądać, aby stało się ono w literaturze polskiej nie jaśniepańskim gestem i niezrozumiałą dla całego świata fantazją „romantyczną”, rozgrywającą się w oparach muzyki Szopenowskiej i na tle krwawej łuny – ale zagadnieniem. Zagadnieniem, które próbował postawić tragicznie i rozstrzygnąć daremnie – cały, tym razem naprawdę c a ł y, naród polski.

„Bój napowietrzny”[1]

Dnia 14 czerwca br. czterdziestu pisarzy polskich przebywających na emigracji podpisało uchwałę, zobowiązując się w niej dobrowolnie i niejako p r o g r a m o w o nie „ogłaszać w pismach i wydawnictwach kierowanych przez władze narzucone utworów swoich, dawnych i nowych”[2].

Tę „dramatyczną, jeśli nie tragiczną decyzję” poprzedza krótka analiza sytuacji politycznej w kraju, w której czytamy: „W Polsce, opanowanej przez Sowiety i rządzonej przez władze narzucone z Moskwy, nie istnieje wolność myśli i słowa. Ruch wydawniczy jest kierowany lub nadzorowany przez te władze, które popierają to, co im służy, a tępią wszystko inne. Jak we wszystkich dziedzinach życia, tak i w tej, szczególnie dotkliwie i złowrogo, Polska jest krajem pozbawionym wolności, bez względu na przejściowe pozory [...]. Naród polski, jak poprzednio przeciwko najazdowi niemieckiemu, tak obecnie przeciw najazdowi rosyjskiemu i jego rzeczywistej wszechwładzy w kraju walczy o wolność wszelkimi dostępnymi mu sposobami. Tą częścią narodu polskiego, której zadaniem jest otwarta walka o wolność, całość i niepodległość, jest emigracja polityczna. Pisarzom na obczyźnie, którym dane są inne niż pisarzom w kraju warunki pracy, przypadają w tej walce z tradycji i z istoty ich powołania obowiązki wyraźne i doniosłe”. Zgromadzeni na walnym zebraniu w Londynie pisarze „uchylając świadomie, w imię wyższych wskazań narodowych, możliwość natychmiastowego, lecz obcą wolą kierowanego docierania do czytelnika w kraju, co jest żywiołowym pragnieniem każdego piszącego, nie zaniedbają żadnego wysiłku, aby ich głos swobodny był słyszany w niewolnym i cierpiącym kraju”. Postanowienie swoje pisarze polscy na obczyźnie uważają za „wyraz i formę walki”.

Uchwała ta, której założenia ideologiczne oraz bezpośrednie i bardziej uchwytne pobudki praktyczne wyjaśnione zostały w tydzień później w artykułach Tymona Terleckiego[3] i Stefanii Zahorskiej[4], przeszła w pierwszej chwili bez echa. Powitały ją tylko prześmiewki nadwornych skrybów reżymowych w kraju[5] i – co znacznie bardziej zastanawiające – listowne głosy krytyki ze strony pisarzy i ludzi jak najdalej od tego reżymu stojących. Dopiero parę odważnych wystąpień frankfurckiej „Kroniki”[6] wywołało na łamach „Dziennika Polskiego” w Londynie istną burzę w szklance wody[7]. Posypały się artykuliki i listy do redakcji, które – jak to zwykle bywa w piśmie codziennym, dysponującym niewielką ilością miejsca – nie wyszły jednak poza ton czysto deklaratywny: nie podpisałem, bo uważam... podpisałem, bo wierzę...[8] A tymczasem uchwała Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie jest zagadnieniem, które wymaga szerszego omówienia, i oglądana we właściwej perspektywie może się stać punktem wyjścia do prześledzenia i zrewidowania naszego stosunku do kraju i naszej racji bytu na obczyźnie.

I

Uważam, że uchwała Związku Pisarzy jest (a) niemoralna, (b) wynika z uproszczonego obrazu sytuacji w kraju, (c) opiera się na koncepcji getta kulturalnego na emigracji, (d) zrywa pomiędzy nami i krajem jedną z ostatnich więzi duchowych i kulturalnych.

Postaram się kolejno dowieść prawdziwości wszystkich tych twierdzeń.

Uchwała z 14 czerwca jest n i e m o r a l n a w stosunku do pisarzy na emigracji, w stosunku do pisarzy w  kraju i w stosunku do całego kraju.

Byłoby truizmem dowodzić, że „zdrada klerków”, o której pisał po pierwszej wojnie światowej Julian Benda[9], pogłębiła się w naszych oczach jeszcze bardziej i osiągnęła chyba swój szczytowy punkt nasilenia. To, co niepokoiło Bendę, jest w porównaniu z zaangażowaniem politycznym współczesnych pisarzy dziecinną igraszką. Nie ma dziś pisarza, który mógłby o sobie powiedzieć z czystym sumieniem: ja stoję z boku, mnie to wszystko nic nie obchodzi, ja bronię „prawdy transcendentnej”. Pisarze polscy, którzy pozostali na emigracji, dokonali więc już wyboru politycznego przez sam fakt tej decyzji, opowiedzieli się politycznie, i ten ich krok można interpretować tylko dwojako: albo jako akt pełnej samowiedzy politycznej, albo jako wyraz zamaskowanego dążenia do wygody osobistej. Innej interpretacji nie ma i w dalszych naszych rozważaniach stajemy oczywiście bez wahania na gruncie tej pierwszej.

Co z niej wynika? Oprócz doraźnego zachłyśnięcia się patriotycznym gestem – rzecz bardzo groźna. Jeżeli rozwój życia politycznego na całej kuli ziemskiej zmierza ku stopniowej i zda się nieuchronnej likwidacji „klerkizmu” – to rola prawdziwych pisarzy polegać musi nie na jej przyspieszaniu, ale na jej opóźnianiu. Znaczy to, że pisarz, który w czasach szalejącej na całym świecie burzy politycznej nie chce lub nie może schronić się pod parasol swej rzekomej apolityczności – musi przynajmniej pilnie uważać, aby nie „znacjonalizowano” zupełnie trzech jego ostatnich wolności: prawa własnego i niezależnego osądu rzeczywistości, w której żyje, prawa swobodnego wyboru formy i środków wyrazu artystycznego oraz prawa wyboru dróg, jakimi zamierza dotrzeć do czytelnika. To są trzy ostatnie filary sumienia wolnego pisarza. To jest ostatnia linia obrony niezależnego pisarstwa. Jeżeli i ona zostanie przerwana, pisarze staną się urzędnikami reżymów lub doktryn, w zasięgu których działają i tworzą.

Rzecznicy uchwały twierdzą, że powzięta ona została in articulo mortis. In articulo mortis czego? Podobno odporności i jednolitości grupy polskich pisarzy emigracyjnych w obliczu najazdu Borejszy kusiciela. Wiadomo już, że paru pisarzy poszło do Borejszy, a paru zamierzało to zrobić.[10] Uchwała więc pomyślana była jako napiętnowanie tych, którzy poszli, i powstrzymanie tych, którzy się wybierali. Szczególnej pikanterii dodaje uchwale fakt, że podpisał ją również profesor Władysław Studnicki[11], który, jak wiadomo, „chodził” w czasie wojny do Franka. Przypuszczam, że jeżeli nie pociągnięto go dotąd przed sąd Rzeczypospolitej lub co najmniej pod pręgierz opinii publicznej, to jedynie dlatego, że chodził do Franka nie aby Polaków gubić, ale aby ich – w swoim oczywiście mniemaniu – ratować. Wynikałoby z tego, że twórcy uchwały uznawali w swej podświadomości rozróżnienie pomiędzy tym, c o człowiek robi, i tym, j a k to robi. Jeżeli tak, to powinni by również uznać, że ważny jest nie sam f a k t spotkania z Borejszą, ale c e l tego spotkania. Nie sama (jakże słuszna i uzasadniona) chęć drukowania w kraju, ale to, c o i na j a k i c h  w a r u n k a c h pisarz emigracyjny chce w kraju wydrukować.

Wydaje mi się więc, że uchwała godzi w dobre imię pisarza polskiego na emigracji, bo niejako in blanco wyraża mu votum nieufności. Biorąc w obronę wysoki standard moralny emigracji, zrodziła się właściwie z milczącego założenia, że ten standard jest niski, bardzo niski. Że nie można mieć absolutnie żadnej pewności, co zrobi, jak się zachowa i na co się zgodzi taki emigracyjny królik, gdy wypadnie mu stanąć oko w oko z Borejszą[12] kusicielem.

Jeżeli tak jest naprawdę, to uchwała nic tu nie pomoże. Kto chciał zostać Conradem[13] w spódnicy i przy zupełnej prawie obojętności na sprawy polskie potraktować kraj jako rynek zbytu dla swoich książek – ten już to zrobił. Kto zaś „chciałby, ale się boi” – zrobi to nieco później. A Conrada, jak wiadomo, uważa się za pisarza angielskiego, który opuścił na zawsze Polskę, i jego stosunek do spraw polskich bada się nie jako problem narodowo-moralny, ale jako fenomen psychologiczno-literacki.

Jeżeli natomiast tak nie jest – a musimy wierzyć, że tak nie jest, bo w przeciwnym razie nie moglibyśmy brać ani uchwały, ani pisarzy polskich na emigracji na serio – to pozostaje jedno kryterium: kryterium sumienia i godności pisarza. Jeśli żywimy w stosunku do pisarza nie totalistyczną podejrzliwość, ale demokratyczne zaufanie, to musimy również wierzyć, że znalazłszy się w walce, będzie on znał cenę swej ludzkiej godności i swego pisarskiego powołania. Że wykreśli sobie s a m granicę, poza którą nie wyjdzie nigdy w swych usiłowaniach dotarcia do czytelnika w kraju: nie zgodzi się mianowicie na przystosowaną do potrzeb reżymu cenzurę swych utworów i podkreśli wyraźnie, że fakt wydrukowania jego utworu w kraju nie będzie miał wpływu na to, co i jak pisać on będzie dalej na emigracji. Z tymi dwoma zastrzeżeniami nie wolno pisarzowi polskiemu na emigracji wyrzec się ani jednej sposobności dotarcia do czytelnika w kraju.

Uchwała jest niemoralna w stosunku do pisarzy w kraju, bo zakładając, że „tą częścią narodu polskiego, której zadaniem jest otwarta walka o wolność, całość i niepodległość, jest emigracja polityczna” oraz że „pisarzom na obczyźnie, którym dane są inne niż pisarzom w kraju warunki pracy, przypadają w tej walce z tradycji i z istoty ich powołania obowiązki wyraźne i doniosłe” – przewiduje w tej walce dla pisarzy w kraju mniejszą niejako rolę i mniejsze znaczenie. Nie wiem, czy to jest prawda, czy tylko wytwór gorączkowo pracującej wyobraźni. Ale gdyby nawet tak było, to nie należało tego mówić. Każdy człowiek, który brał udział w jakiejkolwiek walce, np. na froncie, wie, jak niemoralną rzeczą byłoby mówić artylerzyście, że z istoty jego powołania przypadają mu w porównaniu z piechurem mniej doniosłe i mniej wyraźne obowiązki w natarciu. Zwłaszcza że jak dotychczas naprawdę nie wiadomo, kto w tej walce jest piechurem, a kto artylerzystą dalekiego zasięgu.

Uchwała jest niemoralna w stosunku do całego kraju. Pomijam tu fakt, że żaden normalny pisarz nie ma prawa pozbawiać p r o g r a m o w o czytelnika możliwości korzystania z wytworów jego sztuki. Weźmy inny, znacznie lepszy przykład. Nie ma chyba Polaka na emigracji, który by się szczerze nie cieszył z pozyskania przez Polskę nowych ziem na zachodzie. Jest to dla Polski jedna z niewielu jasnych stron tej wojny i radość z tych ziem poniemieckich, zaludnianych przez polskich chłopów, robotników i inteligentów, przesłania nawet chwilami pamięć o konfiguracji politycznej, w jakiej to pozyskanie nastąpiło. Słowem, niezależnie od dalszego biegu wydarzeń politycznych, i naszym także zdaniem, Polska musi te ziemie utrzymać i ściśle je ze sobą zespolić. Wątpię, czy istnieje na emigracji umysł tak krystalicznie abstrakcyjny, aby sądzić, że w razie zmiany sytuacji światowej należałoby ten sowiecki „dar Danaów”[14] najpierw zwrócić Niemcom, a potem go od nich idealnie czystymi rękami na nowo wywalczyć. Co my tu na emigracji możemy zrobić, aby te ziemie zostały przy Polsce? Nie możemy ich zaludniać, bo siedzimy za granicą – to prawda. Możemy natomiast myśl o prawie Polski do ziem odzyskanych głosić wśród obcych. Możemy również robić wszystko, co w naszej mocy, aby każdy Polak, który osiadł na Zachodzie, wczepił się jak najgłębiej pazurami, wkorzenił się w tę ziemię. Od tego chyba między innymi zależy, czy tam przetrwa, czy nie da się stamtąd wyrwać z korzeniami, gdy zadmą inne wiatry. Musi mu na to starczyć sił, które poza argumentami rozumowymi daje także wiara, że te ziemie były niegdyś nasze. Tę wiarę głoszą m.in. dwie przedwojenne książki: Na tropach Smętka[15] Wańkowicza i Ziemia gromadzi prochy[16] Kisielewskiego. Ich autorzy przebywają za granicą i jeden co najmniej (Kisielewski), podpisując uchwałę z 14 czerwca, zobowiązał się „nie ogłaszać w wydawnictwach kierowanych przez władze narzucone utworów swoich d a w n y c h i nowych”.

II

Obracaliśmy się dotychczas wśród zagadnień z zakresu etyki pisarskiej lub z jej pogranicza. Musimy teraz przejść do jądra całego problemu, do próby zrekonstruowania obrazu kraju i emigracji, który czterdziestu pisarzom polskim na obczyźnie podyktował decyzję podpisania uchwały z 14 czerwca.

Dla każdego uważnego czytelnika uchwały i komentarzy do niej jasnym się staje od razu, że zaciążył nad nią fatalnie duch szukania analogii historycznych do dawnych emigracji i chęć przedłużenia XIX-wiecznej tradycji popowstaniowej. Wydaje mi się, że tu właśnie tkwi źródło błędu.

Pamiętamy piękne powiedzenie emigranta Słowackiego o tym, że jego twórczość poetycka bierze udział w „boju napowietrznym, który o narodowość naszą się toczy”.

Jakie to były czasy? Nowsza socjologia wykazuje ponad wszelką wątpliwość, że emigracja popowstaniowa dała początek formacji społecznej, którą nazywamy dziś inteligencją. Zwrócił na to uwagę już Brzozowski[17], wspomniał o tym niedawno prof. Chałasiński[18] w swojej Genealogii społecznej inteligencji polskiej[19], pisał na ten temat przed wojną świetny krytyk Ludwik Fryde w studium Brzozowski jako ideolog inteligencji polskiej. „Na emigracji – twierdził Fryde[20] – z rozbitków narodu szlacheckiego utworzyło się pierwsze pokolenie inteligencji polskiej”. Na emigracji powstał nowy typ Polaka, przechowującego wygnaną z granic kraju ideę Polski we własnym duchowym depozycie, we własnych przeżyciach patriotycznych, mistycznych i artystycznych. Mała grupka ludzi, oderwanych od codziennego życia narodu, w sztuce, rozmyślaniach i apostolstwie podtrzymywała płomień idealnej Polski. Polska jako akt wiary i wytwór myśli rosła nie na swej naturalnej glebie, gdzie dogorywała właśnie kultura szlachecka, ale na paryskim bruku, w duszach swych emigracyjnych wyznawców.

Był to szczególny wypadek tworzenia się grupy społecznej nie w myśl praw rozwoju ekonomicznego, ale na planie rozwoju narodowego. Jeżeli przyjąć encyklopedyczne określenie, że inteligencja jest „tą częścią narodu, która ma aspiracje do bezinteresownego myślenia”, to trzeba przyznać, że pierwsze zastępy emigracyjnej inteligencji polskiej posiadły istotnie przywilej bezinteresownego myślenia o Polsce. Dzięki temu właśnie outsiderzy macierzystej warstwy społecznej przemienili się w wizjonerskich przywódców „dziewiczych” klas społecznych, które wchodziły dopiero na arenę dziejów.

Badacze stosunków społecznych w Europie XIX wieku twierdzą, że załamanie się tej idealistycznej postawy romantycznej nastąpiło w okresie Wiosny Ludów, a więc w latach 1848–1849. Badacze analogicznych zagadnień w Polsce wywodzą, że u nas zjawisko to przypada na rok 1905. Obie te hipotezy cechuje wspólne przeświadczenie, że wypadki historyczne postawiły idealistyczną elitę inteligencką wobec dylematu: albo dołączyć do wyzwoleńczego ruchu proletariatu we wszystkich jego przejawach – narodowych, społecznych i ekonomicznych, albo stać się porzuconymi i zawiedzionymi kochankami klas społecznych, które w ogniu walki pozbyły się na szczęście ciężaru swego „dziewictwa”. Koestler[21] w interesującym szkicu o inteligencji (The Yogi and the Commissar) określa ten dylemat jako konieczność dźwignięcia przez inteligencję „the burden and the privilege of responsibility”, co w przekładzie na język polski należałoby raczej oddać jako „obowiązek i przywilej u c z e s t n i c t w a”.

Jak te sprawy wyglądają dzisiaj? Prawie cały naród polski żyje, pracuje i dostępnymi mu środkami walczy o wolność w granicach swego własnego kraju. W atmosferze niewoli, ucisku politycznego i szalejącego faszyzmu „ludowego” czyni to również lwia część inteligencji polskiej. Są wśród niej ludzie, którzy się ześwinili i którzy postąpiliby dokładnie tak samo w każdym innym ustroju politycznym: prostytutka nie wybiera przecież kochanków, określa jedynie wysokość stawki. „Prof. Konstanty Grzybowski – powiedział ktoś dowcipnie – wcale się nie zmienił[22]. A czy to jego wina, że reżymy się zmieniają?” Ale poza tą bandą karierowiczów istnieje przecież cała masa inteligentów pracujących: lekarzy, uczonych, inżynierów, nauczycieli i pisarzy, którzy swój wysiłek w ramach narzuconej rzeczywistości krajowej uważają za „wyraz i formę walki”. Czy można tym ludziom, czy można całemu narodowi polskiemu doradzać w tej sytuacji tylko tyle, aby „trwał niezłomnie i czekał”? Czy można robotnikowi polskiemu, który na terenie swojej fabryki walczy przeciwko wszechwładzy PPR, powiedzieć, że to „nie ma znaczenia”? Czy można inżynierowi polskiemu, który odbudowuje Warszawę, powiedzieć, że to „dla obcych”? Czy można wreszcie pisarzowi polskiemu, który ogłosił artykuł demaskujący krętactwo intelektualne reżymowych pismaków, powiedzieć, że to „i tak nic nie pomoże”? Myślę, że nie można. I to wcale nie dlatego, że byłoby to niemoralne, ale dlatego, że byłaby to n i e p r a w d a.

Istniejący w Polsce stan rzeczy zaatakował nasze życie narodowe w sposób znacznie bardziej groźny i dotkliwy niż niewola XIX wieku. Uderzył bowiem nie w skórę, ale w rdzeń, w najdrobniejsze żyłki krwiobiegu, w najczulsze unerwienia. Wszędzie tam, gdzie płynie ledwie dostrzegalny strumyk życia społecznego, ekonomicznego, kulturalnego i naukowego – toczy się walka o opóźnienie tempa sowietyzacji. Każdy, kto bierze w niej udział, ma to poczucie i ceni je sobie. Oczekuje zaś od emigracji nie sceptycznej aprobaty, ale pomocy. Jeżeli niezależny pisarz w kraju ogłasza na łamach stosunkowo niezależnego pisma krajowego dość (jak na panujące w Polsce stosunki) odważny artykuł, a jednocześnie dowiaduje się, że pisarz polski na emigracji uważałby drukowanie w tym samym piśmie za rzecz poniżej własnej godności narodowej i pisarskiej – to jedno z dwojga: musi nabrać albo wstrętu do samego siebie, albo niechęci do swego kolegi z emigracji. I wówczas właśnie powstaje groźba, że wyrwa spowodowana długoletnią rozłąką przebiegać będzie nie tak, jak tego chce prof. Stroński[23], to znaczy pomiędzy okupantem i narodem (w kraju i na wygnaniu), ale dokładnie tak, jak sobie to wyobraża Józef Czapski[24], tzn. pomiędzy krajem i emigracją.

Być może wolelibyśmy, aby sytuacja w kraju była „jaśniejsza” i bardziej „jednoznaczna”: z jednej strony samotna „Kuźnica”[25], a z drugiej samotny i milczący naród polski. Ale tak nie jest. Pomiędzy nadczerwienią i ultrafioletem istnieje jeszcze cała tęcza kolorów innych, bo takie są prawa życia, które cudem uniknęło śmierci. Dzisiejsza niewola jest totalna i obrona przeciwko niej musi być również totalna, na wszystkich odcinkach działania i twórczości. Polska stała się po tej wojnie zbyt powszechnym przeżyciem całego narodu, aby oderwawszy się od ziemi, mogła zbiec jako wartość czysto duchowa na londyński lub paryski bruk. Toteż czasy, w których trwał „bój napowietrzny” małej garstki emigrantów, przechowujących i wzbogacających depozyt Polski we własnych wygnańczych duszach – należą już do przeszłości. Powtórzenie tej roli po latach, które na inteligencję nałożyły „obowiązek i przywilej uczestnictwa”, uczyniłoby z dzisiejszej emigracji literackiej nie źródło siły narodowej i mocy moralnej, ale getto kulturalne. Obawiam się, że na takiej właśnie niewyznanej przesłance getta kulturalnego oparła się uchwała z 14 czerwca.

Rzecznicy uchwały obawiają się, że drukowanie w kraju stwarzałoby jeszcze jeden „pozór wolności”, której w Polsce nie ma. Z tymi „pozorami wolności” jest tak: albo ich jest za dużo i wtedy przestają być pozorami, a stają się prawdziwą wolnością, albo ich jest za mało i wtedy jeden więcej czy jeden mniej nie ma żadnego znaczenia. Jeśli chodzi o kraj, to jest ich tam, niestety, stanowczo za mało i będzie coraz mniej. Człowiek więc odczuwający coraz dotkliwszą niewolę w Polsce nie będzie szukał dowodów jej istnienia w zachowaniu się pisarzy polskich na emigracji, ale w zachowaniu się bezpieki i PPR w kraju. Pisarze polscy zostali na emigracji, żeby za granicami Polski pisać to, czego w Polsce pisać nie wolno. Właściwy sens ich decyzji jest może w tej chwili dla kraju nieczytelny i mało przejrzysty, ale przyjdzie czas, gdy ukaże się w całej pełni. Już teraz natomiast powinni do kraju pisać to, co jeszcze ciągle pisać w nim wolno. Powinni to uczynić w imię zachowania ostatniej więzi kulturalnej łączącej ich z krajem i dla dobra literatury polskiej, która wyszła z tej wojny tak strasznie okaleczona i zubożona.

Bój o Polskę nie jest napowietrzny, jest raczej bardzo naziemny. Trudno odróżnić, co w nim jest „walką otwartą”, a co walką z ukrycia. Można nie osiągnąć żadnych wyników w próbach dopomożenia mu z emigracji, a l e  n i e  w o l n o  s i ę  o d e ń  p r o g r a m o w o  o d g r a d z a ć.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Przypisy, komentarze, glosy do tekstów

Federico García Lorca w przekładach Józefa Łobodowskiego – oprac. Jan Zieliński

[1] Pierwodruk: „Kultura” 1947, nr 1, s. 73–75.

Federico García Lorca (1898–1936) − hiszpański poeta, dramaturg, malarz i reżyser, zamordowany przez faszystów.

[2] Józef Łobodowski (1909–1988) – poeta, prozaik, publicysta, tłumacz literatury hiszpańskiej i rosyjskiej. Przed wojną związany z awangardą wileńską skupioną wokół Czechowicza oraz ze środowiskiem radykalnej lewicy. W 1932 r. zakłada i przez krótki czas redaguje dwa radykalne pisma kulturalne „Barykady” (1932) i „Dźwigary” (1934–1935). Autor m.in. tomów: Słońce przez szpary (1929), Gwiezdny psałterz (1930), O czerwonej krwi (1931). Istotną zmianę poetyki (zbliżenie do katastrofizmu i Żagarów) i politycznych poglądów Łobodowskiego przyniosły tomy: Rozmowa z Ojczyzną (1935) i Demonom nocy (1936), za który otrzymał Nagrodę Młodych Polskiej Akademii Literatury w 1937 r. Jednym z najważniejszych wątków podejmowanych stale przez pisarza była problematyka polsko-ukraińska (m.in. Złota Hramota, 1954 i Pieśń o Ukrainie, 1959); propagował pojednanie obydwu zwaśnionych narodów. Uważał się za kontynuatora polskiej romantycznej szkoły ukraińskiej. Żołnierz kampanii wrześniowej. Internowany na Węgrzech, zbiegł do Francji, gdzie wydawał w obozie dla internowanych żołnierzy powielaczowy miesięcznik „Wrócimy”. Następnie nielegalnie przedostał się do Hiszpanii – aresztowany przez straż graniczną, spędził półtora roku w więzieniu w Figueras. W Hiszpanii mieszkał do końca życia. Po wojnie nieprzejednany antykomunista, był jednym z założycieli i głównych współpracowników Sekcji Polskiej Radia Madryt. Współpracował stale z londyńskimi „Wiadomościami” (cykl felietonów Worek Judaszów), z „Orłem Białym” i paryską „Kulturą” oraz „Zeszytami Historycznymi”. Publikował także prozę, m.in.: trylogię wspomnieniową Komysze (1955), W stanicy (1958), Droga powrotna (1961), oraz wspomnienia Żywot człowieka gwałtownego (1997). (J.Ch.N.)

[3] Francisco Franco y Bahamonde (1892–1975; zw. El Caudillo, Wódz) − hiszpański polityk, przywódca przewrotu przeciwko rządowi republikańskiemu (1936–1939), szef państwa hiszpańskiego (1936–1975), przewodniczący Falangi, od 1947 regent królestwa Hiszpanii.

[4] Eugenio Montale (1896–1981) − włoski poeta, dziennikarz i krytyk muzyczny, laureat literackiej Nagrody Nobla (1975). Początkowo zwolennik faszyzmu, w 1925 podpisał manifest intelektualistów antyfaszystowskich. Jego tomy Ossi di seppia (1925 – Chrząstki mątwy) i Le occasioni (1939 – Okazje) uważane są za szczytowe osiągnięcia dwudziestowiecznej poezji włoskiej.

[5] Thomas Stearns Eliot (1888–1965) − poeta, dramaturg i eseista angielski, laureat literackiej Nagrody Nobla (1948), jeden z głównych twórców literatury modernistycznej.

[6] Rainer Maria Rilke (1875–1926) – austriacki pisarz, związany głównie z symbolizmem. Rozgłos i uznanie zyskał dzięki Pieśni o miłości i śmierci korneta Krzysztofa Rilke (1906, wyd. pol. 1919) – opowieści prozą przesyconej elementami balladowymi. Jego nastrojowa, wyrafinowana poezja poświęcona była problemom egzystencjalnym, tragizmowi istnienia, tematom miłości i śmierci (zbiory: Księga obrazów, 1902, wyd. pol. 1927; Księga godzin, 1905, wyd. pol. 1935; Nowe wiersze, cz. I–II, 1907–1908, wyd. pol. 1935). Za najwybitniejsze dzieła Rilkego uznawane są Elegie duinejskie (1923, wyd. pol. 1930) i Sonety do Orfeusza (1923, wyd. pol. 1961).

[7] Paul Ambroise Valéry (1871–1945) – francuski poeta i eseista, członek Akademii Francuskiej, prezes francuskiego Pen Clubu, od 1937 r. prowadził katedrę poetyki w Collège de France, kontynuator tradycji poetyckiej Mallarmégo. Uprawiał hermetyczną, intelektualną poezję poddaną klasycznym rygorom formalnym. Autor. m.in. poematu Młoda Parka (1917), zbioru wierszy Charmes (1922), tomu eseistyki Wieczór z panem Teste (1896).

[8] Gabriele d’Annunzio (1863–1938) − poeta, dramaturg i prozaik włoski, uosobienie dekadentyzmu w literaturze i w życiu; uważany za prekursora faszyzmu włoskiego.

[9] Ramón María del Valle–Inclán (1866–1936) − dramaturg, poeta i powieściopisarz hiszpański, zaliczany do Pokolenia 98. Początkowo uprawiał poezję symbolistyczną, później zaczął stosować eksperymenty formalne. Politycznie skłaniał się ku anarchizmowi.

[10] Antonio Machado (1875–1939) − poeta hiszpański, jeden z ważniejszych autorów Pokolenia 98, na przełomie XIX/XX w. mieszkał w Paryżu, gdzie obracał się w kręgach symbolistów.

[11] Juan Ramón Jiménez (1881–1958) − poeta hiszpański, laureat literackiej Nagrody Nobla (1956), zwolennik „poezji czystej” (poesia pura). W 1936 opuścił z powodów politycznych Hiszpanię, od 1951 do śmierci mieszkał na Puerto Rico.

[12]Llanto por Ignacio Sánchez Mejías (1935) – Płacz na śmierć Ignazia Sáncheza Mejíasa, elegia Lorki napisana po śmierci jego przyjaciela, torreadora i pisarza (1891–1934), który zmarł na gangrenę, przebity rogiem byka.

[13]Dialogo del Amarga (właśc. Diálogo del Amargo) – poetycki dialog Lorki, który ukazał się w tomie Poema del cante jondo (nap. 1921, opubl. 1931 – Poemat głębokiej pieśni). Amargo jest imieniem znaczącym (Gorzki, Zgorzkniały).

[14] Hugo von Hofmannsthal (1874–1929) − austriacki poeta, prozaik, dramaturg i eseista, jeden z głównych twórców wiedeńskiego modernizmu. Jako dramaturg nawiązywał do tradycji średniowiecznych misteriów i do twórczości Calderóna.

[15]Bodas de Sangre (Krwawe zaślubiny) – tragedia Lorki (1932). W Polsce sztuka grana pt. Krwawe gody (przeł. M. Jastrun) i Wesele krwi (przeł. Marrodán Casas).

[16]Mord w katedrze (Murder in the Cathedral, 1935) − dramat poetycki T.S. Eliota oparty na dziejach zabójstwa biskupa Thomasa Becketa w 1170.

[17]Figlia del Jorio (wł. La Figlia di Iorio, 1903) − Córka Ioriów, dramat w trzech aktach Gabriela d’Annunzio, także tytuł opery wedle tej sztuki, skomponowanej przez Alberta Franchettiego (1906).

[18] Fuentevaqueros (Granada) – Lorca przyszedł na świat w miasteczku Fuente Vaqueros w prowincji Granada 5 VI 1898.

[19] Reduta Osterwy – zespół teatralny, założony w 1919 w Warszawie przez aktora i reżysera Juliusza Osterwę (właśc. Juliusza Maluszka, 1885–1947) oraz geologa Mieczysława Limanowskiego (1876–1948); w l. 1925–1929 prowadził działalność objazdową (z siedzibą w Wilnie), wystawiając m.in. Księcia Niezłomnego Calderóna/Słowackiego.

[20] Elio Vittorini (1908–1966) − włoski prozaik, tłumacz (głównie z j. ang.) i edytor. Przed wojną „lewicowy faszysta”. Później członek Włoskiej Partii Komunistycznej (do 1951). Za jego najlepszą powieść uchodzi Conversazione in Sicilia (1941 – Rozmowa na Sycylii), której tytuł pobrzmiewa w tytułach rozmów W. Boleckiego z G. Herlingiem-Grudzińskim (Rozmowy w Dragonei, 1997, Rozmowy w Neapolu, 2000). W czasie wojny działał w ruchu oporu. W 1945 przez kilka miesięcy prowadził w Mediolanie dziennik „L’Unità”, a następnie założył dla wydawcy Einaudiego pismo „Il Politecnico”, w którym bronił niezależności intelektualistów od polityki. Wdał się na tym tle w polemikę z przywódcami komunistycznymi, co doprowadziło do upadku pisma w 1947. Opublikował w swoim przekładzie dramat Lorki Bodas de sangre (Nozze di sangue, 1942). Herling-Grudziński korzystał ze wstępu Vittoriniego do tej edycji.

„Z dymem pożarów” – oprac. Maciej Urbanowski

[1] Pierwodruk: „Robotnik Polski w Wielkiej Brytanii” 1947, nr 7, s. 15.

„Z dymem pożarów” – z Chorału (1847) Kornela Ujejskiego.

[2]Legenda Młodej Polski. Studia o strukturze duszy kulturalnej – zbiór szkiców S. Brzozowskiego poświęconych głównie krytycznej egzegezie postaw polskiej inteligencji oraz literatury Młodej Polski, wydany w 1910.

[3] Stanisław Brzozowski (1878–1911) – krytyk literacki, filozof, publicysta, powieściopisarz. Podczas studiów na Uniwersytecie Warszawskim aresztowany za działalność antycarską i osadzony w więzieniu. Jako krytyk literacki debiutował w 1900 roku na łamach „Przeglądu Filozoficznego”, następnie współpracował m.in. z „Głosem”, „Krytyką”, „Naprzodem”. Wczesne prace utrzymane były w duchu modernistycznym, sygnałem przezwyciężenia idei Młodej Polski był manifest My młodzi („Głos” 1902). Inspirowany przez twórczość Żeromskiego, w swoich kampaniach publicystycznych przeciwko Sienkiewiczowi (Henryk Sienkiewicz i jego stanowisko w literaturze współczesnej, 1903) oraz Przesmyckiemu-Miriamowi propagował społeczno-ideowe funkcje literatury. W 1903 r. ogłosił Filozofię czynu – wykład własnego systemu filozoficznego, w którym wolność jednostki i jej podmiotowe istnienie konstytuowane są przez czyn, nieskrępowaną twórczość. Pod wpływem wydarzeń z 1905 r. zmodyfikował teorię „filozofii pracy”, wprowadzając do własnego systemu pojęcie pracy, rozumianej jako wysiłek zbiorowości – jedyny zdolny zmienić historię ludzkości. Postrzeganą z nowej perspektywy syntezę kultury uprzedniej epoki przedstawił w Legendzie Młodej Polski. Studiach o strukturze duszy kulturalnej (1910). W 1907 r. wyjechał do Włoch i tu pozostał do końca życia. Działalność krytyczną i literacką przerwało oskarżenie Brzozowskiego o współpracę z ochraną (zdecydowanie zaprzeczał zarzutom, po jego stronie opowiedzieli się m.in. Irzykowski, Nałkowska, Żeromski, Przybyszewski i Orkan; proces sądowy nie rozstrzygnął zasadności oskarżenia). W ostatnich latach pojęcie pracy w jego systemie filozoficznym uległo kolejnej modyfikacji – pod wpływem Georges’a Sorela i Henriego Bergsona – stając się elementem irracjonalistycznej filozofii życia (Kultura i życie, 1907). Wyrazem zainteresowania literaturą angielską oraz modernizmem katolickim były ostatnie pisma Brzozowskiego: Głosy wśród nocy (1912), opatrzony własnym wstępem przekład Przeświadczenia wiary J.H. Newmana. Oprócz działalności krytycznej i publicystycznej (Współczesna powieść polska, 1906; Współczesna krytyka literacka w Polsce, 1907) Brzozowski był również powieściopisarzem; za życia ogłosił m.in.: Pod ciężarem Boga (1901), Wiry (1904–1905), Płomienie (1907), Sam wśród ludzi (1911); pozostawił niedokończoną Książkę o starej kobiecie (1908–1910) oraz Pamiętnik (1913). (M.W.+M.U.)

[4] S. Brzozowski, Legenda Młodej Polski. Studia o strukturze duszy kulturalnej, oprac. J. Bahr, Kraków 1997, t. I, s. 59, 60.

[5] Rozdział III Legendy Młodej Polski.

[6] S. Brzozowski, Legenda Młodej Polski, s. 64.

[7] F. Goetel, Kapitan Łuna, Wydawnictwo „Gryf”, Londyn−Rzym 1947, 162 s. i 2 nl. [przyp. G.H.-G.].

[8] F. Goetel, Szopen, w: Kapitan Łuna, kompilacja cytatów ze s. 10 i 11.

[9] Por. „Złotą sławę swoją podeptałem nogami, bo takie są moje obyczaje” (S. Żeromski, Uciekła mi przepióreczka..., w: Antologia dramatu polskiego 1918–1978, oprac. S.W. Balicki, S. Marczak-Oborski, Warszawa 1981, t. I, s. 99); Przełęcki, główny bohater tragikomedii Żeromskiego, w ten sposób uzasadnia rezygnację ze swego szczęścia osobistego, bo tylko tak może ocalić sprawę budowy wiejskiego uniwersytetu w zamku w Porębianach.

[10] Właśc. J. Chałasiński, Społeczna genealogia inteligencji polskiej, Warszawa 1946; książkę tę Herling-Grudziński recenzował, zob. Genealogia teraźniejszości polskiej, DZ I, 463–469.

[11] F. Goetel, Szopen, s. 11.

[12] Tamże, s. 40; cytat niedokładny, por. „Chciałabym tam przylgnąć, wejść już w ten tok. Jąć się czegoś. Każdej roboty”.

[13] Tamże, s. 40.

[14]Contre coeur (franc.) – dosł. wbrew sercu; tytuł opowiadania F. Goetla z tomu Kapitan Łuna (s. 67–102).

[15] F. Goetel, Contre coeur, s. 101 („Już wiedział, że nie żył contre coeur”).

[16] Tamże, s. 101 („Rozłożył ręce, jakby chciał ogarnąć Krystkę, szpitalik, tamte dni i cały świat”).

[17] S. Brzozowski, Legenda Młodej Polski, s. 78, 68.

Bój napowietrzny – oprac. Rafał Habielski

[1] Pierwodruk: „Robotnik Polski w Wielkiej Brytanii” 1947, nr 11–12, s. 3–4.

Powinno być: „bój nadpowietrzny”, passus z tekstu J. Słowackiego Kilka słów odpowiedzi na artykuł pana Z.K. o poezjach Juliusza Słowackiego („Kordian świadczy, żem jest rycerzem tej nadpowietrznej walki, która się o narodowość naszą toczy”), cyt. za: J. Słowacki, Dzieła wszystkie, red. J. Kleiner, W. Floryan, t. III, Warszawa 1952, s. 198.

[2] Pełny tekst uchwały oraz nazwiska sygnatariuszy opublikował londyński „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” 1947, nr 47, 7 VII.

[3] T. Terlecki, O standard moralny emigracji, „Wiadomości” 1947, nr 25/64.

[4] S. Zahorska, Połów dusz, tamże.

[5] W „Odrodzeniu” (1947, nr 40/149, 24 VII) ukazała się notatka Dokument obłędu. Uchwała pisarzy emigracyjnych, zawierająca wyrwane z kontekstu zdanie deformujące sens uchwały oraz nazwiska sygnatariuszy.

[6] W „Kronice” o uchwale pisano po raz pierwszy w VIII 1947, relacjonując wypowiedź Witolda Olszewskiego z lipcowego numeru miesięcznika „Salamandra” (Zmowa nieobecnych, nr 34, 24 VIII). Jakiś czas później głos zabrali Jerzy Z. Kędzierski, przychylnie odnosząc się do decyzji Związku (Dyskusja na temat uchwały pisarzy, nr 38, 21 IX), oraz, krytycznie, Klaudiusz Hrabyk (Czy wieża Babel?, nr 39, 28 IX).

[7] Autor ma prawdopodobnie na myśli artykuł Antoniego Bogusławskiego (przewodniczącego Związku Dziennikarzy Polskich na Obczyźnie) – Tym, co nie rozumieją uchwały Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” 1947, nr 231, 29 IX. W „Kronice” zareagował nań Klaudiusz Hrabyk – List do Antoniego Bogusławskiego, nr 42, 19 X.

[8] Mowa o listach do redakcji Jana Bielatowicza (nr 232, 30 IX) oraz Melchiora Wańkowicza (nr 237, 6 X) – obaj, podobnie jak Grudziński i Stanisław Mackiewicz, nie podpisali uchwały i wyrażali swój sceptyczny do niej stosunek. W „Dzienniku” w tej sprawie wypowiedział się również Karol Zbyszewski (Niepotrzebna uchwała, nr 236, 4 X).

[9] Książka Juliena Bendy (1867–1956) La trahison du clercs, 1927 (Zdrada klerków) oskarżała intelektualistów, że zdradzili swoje powołanie do bezinteresowności i niezaangażowania na rzecz działań politycznych.

[10] Jedną z przyczyn podjęcia uchwały była wizyta w Londynie, w VI 1947, Jerzego Borejszy – szefa Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik” oraz nadzorcy i kreatora krajowego życia kulturalnego. Zwrócił się on do niektórych pisarzy przebywających poza krajem, nie zaangażowanych w działalność polityczną, z propozycją wydania w kraju ich książek przedwojennych oraz powstałych po 1939.

[11] Władysław Gizbert Studnicki (1867, w Dyneburgu – 1953, w Londynie) – polityk i publicysta orientacji proniemieckiej. Zesłany na Syberię za działalność socjalistyczną, po powrocie działał w PPS, potem w ruchu ludowym i narodowym, do którego zraził go rusofilizm. Opublikował Od socjalizmu do nacjonalizmu (1904), Sprawa polska (1910), w której opowiedział się za niepodległą Polską w oparciu o państwa centralne. W II RP jeden z najwybitniejszych publicystów i analityk spraw niemiecko-rosyjskich. Opublikował książki: System polityczny Europy a Polska (1935), Kwestia Czechosłowacji a Racja Stanu Polski (1938), Wobec nadchodzącej drugiej wojny światowej (1939), w której przewidział, że Anglia i Francja nie wywiążą się ze swych zobowiązań sojuszniczych, skazując Polskę na samotną walkę z Niemcami. Książkę skonfiskowano. W 1939 napisał do władz niemieckich Memoriał w sprawie odtworzenia Armii Polskiej i w sprawie nadchodzącej wojny niemiecko-sowieckiej, a w 1940 Memoriał dla Rządu Niemieckiego w sprawie polityki okupacyjnej w Polsce (zob niżej). Aresztowany przez gestapo, internowany, zwolniony po upadku Francji. Więziony przez gestapo na Pawiaku w 1941–1942. Do końca wojny zwolennik idei polsko-niemieckiej współpracy politycznej i wojskowej. Po wojnie aż do śmierci przebywał na emigracji. Zob. J. Mackiewicz, Władysław Studnicki, „Kultura” 1965, nr 12, przedr. w: J. Mackiewicz, B. Toporska, Droga Pani, Londyn 1984, s.60–70. „Mimo wszystko przypuszczałem, że w polityce niemieckiej nastąpią radykalne zmiany, gdy pod wpływem wojny na zachodzie i na wschodzie Niemcy przyjdą do przekonania, że anektowanie tak rozległych obszarów Polski jest absurdem. Sądziłem, że przystąpienie Rosji Sowieckiej do wojny uczyni ich dostępnymi dla tej myśli. Wiedziałem, że ta wojna może zakończyć się dla nas wyzwoleniem lub zagładą, że zwycięstwo Rosji Sowieckiej przyniesie zagładę. Zdawało się, że Niemcy muszą wyjść zwycięsko z wojny na wschodzie, natomiast że wojnę na zachodzie przegrają, gdy wystąpią Stany Zjednoczone. Myśl o wojnie z Rosją Sowiecką była mą ulubioną ideą. [...] Ze łzami nadziei w oczach słuchali Polacy obwieszczenia przez radio o rozpoczynającej się wojnie. Wierzono, że odzyskamy niepodległość. Znów przychodzili do mnie ludzie wszystkich kierunków dla omawiania położenia politycznego. Wiedziałem, że przed zmianą kursu nie można postawić aktywnego udziału naszego w wojnie przeciwko Rosji Sowieckiej. Obawiałem się sabotażu. Wiedziałem, że w kraju istnieje agentura sowiecka, a w Londynie agentura angielska, obawiałem się, że pchać będą do sabotażu. Przez moich przyjaciół udało mi się zamówić w prasie codziennej artykuły przeciwko sabotażowi pod hasłem neutralności. Po konferencji z przedstawicielami ruchu podziemnego otrzymałem rezolucję, że naród polski w obecnych warunkach, wobec wojny niemiecko-sowieckiej zachowuje neutralność. Proszono mnie, bym o tej rezolucji powiadomił władze niemieckie. Spełniłem prośbę dodając, że takie stanowisko społeczeństwa polskiego musi wykluczyć odpowiedzialność zbiorową za sabotaże, które mogą być prowokacją, i że powinno to wywołać rewizję polityki oraz masową amnestię. Wręczyłem to przedstawicielowi sztabu, z którym od kilku tygodni utrzymywałem stosunki, podając zapiski o polityce okupacyjnej pchającej Polskę w objęcia Sowietów. Otrzymałem podziękowanie oraz przyrzeczenie od głównodowodzącego wojsk w Polsce, że postulaty moje zostaną omówione z Frankiem. W kilka dni potem zostałem aresztowany i odwieziony na Pawiak, gdzie przesiedziałem 14 miesięcy. [...] Na pierwszym przesłuchaniu doniósł mi urzędnik gestapo [...] żąda albo mego przeniesienia się na stałe do Niemiec, albo trzymania mnie w więzieniu. [...] [Wybrałem wyjazd do Niemiec]. Po kilku dniach zawiadomił mnie, że wobec prowadzenia przeze mnie propagandy wśród inteligencji niemieckiej przeciw polityce Niemiec w Polsce, pobyt mój w Niemczech jest niewskazany i mam pozostać w więzieniu” (W. Studnicki, Z tragicznych dni. Aneksje i wojna z Sowietami, „Wiadomości” 1947, nr 41 ⟨80⟩, s. 2). Wcześniejsze fragmenty wspomnień Studnickiego ukazały się w nrach: 58, 61, 64, 67, 70, 72, 74.

[12] Jerzy Borejsza (pierwotne nazwisko Beniamin Goldberg, 1905–1952) – działacz polityczny i kulturalny, przed II wojną związany najpierw z anarchistami, potem z komunistami; w latach 30. działacz KPP, publicysta m.in. „Wiadomości Literackich”, „Sygnałów”, „Czarno na białym”, wydał też książkę Hiszpania (1873–1937) (1937); po wybuchu II wojny znalazł się we Lwowie, gdzie z nadania władz sowieckich kierował najpierw Ossolineum, a potem miejscową filią Wydawnictw Mniejszości Narodowych ZSRR. Po zajęciu Lwowa przez Niemców znalazł się w Moskwie; był instruktorem politycznym na froncie, współpracował z polskojęzyczną prasą sowiecką („Nowe Widnokręgi”, „Wolna Polska”), na której łamach brał udział w kłamstwie katyńskim. W l. 1944–1948 stworzył koncern wydawniczy „Czytelnik”, a następnie kierował nim, publikując w wysokich nakładach prasę (m.in. „Rzeczpospolita”, „Odrodzenie”, „Twórczość”, „Kuźnica”) oraz liczne książki. Zgodnie z tytułem swego głośnego szkicu z 1945 deklarował się jako zwolennik „rewolucji łagodnej”, starając się przyciągać do „Czytelnika”, a pośrednio do polityki kulturalnej Polski Ludowej pisarzy reprezentujących rozmaite opcje ideowe. Po 1948, odsunięty od kierowania „Czytelnikiem”, był stopniowo marginalizowany, do czego dodatkowo przyczyniły się jego kłopoty zdrowotne, związane z wypadkiem samochodowym, jakiemu uległ w 1949. Jego młodszym bratem był Józef „Jacek” Różański (1907–1981), działacz komunistyczny, od 1947 pułkownik i dyrektor Departamentu Śledczego MBP, odpowiedzialny za prześladowania działaczy i żołnierzy podziemia, a od 1948 prowadzący równie brutalnymi metodami walkę z tzw. gomułkowszczyzną. Herling-Grudziński wielokrotnie wracał do postaci Jerzego Borejszy. Widział w nim „mistrza korupcji” i „arcykoruptora”, reprezentanta „miękkiego stalinizmu”, „oświeconego komunistę”, który na powierzonym mu „odcinku literatury” myślał o pisarzach raczej jak o przekupnych (i dyspozycyjnych) literatach dworskich niż „inżynierach dusz”. O tym, że omal się z nim nie spotkał w okupowanym przez Sowiety Lwowie, gdy z rekomendacji Ortwina szukał pracy w Ossolineum, opowiadał W. Boleckiemu w Rozmowach w Dragonei (s. 122–123). W najnowszej biografii Borejszy Eryk Krasucki pisze, że w VII 1947 w orbicie jego zainteresowania znalazł się na krótko sam Herling-Grudziński, ale sprawa jego ewentualnego przyjazdu do Polski szybko upadła, zob. E. Krasucki, Międzynarodowy komunista. Jerzy Borejsza. Biografia polityczna, Warszawa 2009, s. 130–131. (M.U.)

[13] Joseph Conrad (właśc. Teodor Józef Konrad Korzeniowski; 1857–1924) – pisarz angielski polskiego pochodzenia, marynarz, kapitan floty handlowej, podróżnik. W dzieciństwie dzielił z rodzicami zesłanie w głąb Rosji (1862–1867); wcześnie osierocony, wychowywał się w Krakowie i Lwowie u wuja Tadeusza Bobrowskiego. W wieku 17 lat opuścił Polskę, od 1878 r. służył w brytyjskiej marynarce handlowej, od 1886 jako kapitan; pływał m.in. do Australii, po Morzach Archipelagu Malajskiego. Od 1894 r. poświęcił się pracy pisarskiej. Pierwszą opublikowaną książką było Szaleństwo Almayera (1895, I wyd. pol. 1923 pt. Fantazja Almayera), do najwybitniejszych zalicza się: Murzyna z załogi „Narcyza”, Lorda Jima (1900, wyd. pol. 1904), Jądro ciemności (1902, wyd. pol. 1925), Smugę cienia (1917, wyd. pol. 1925), Tajnego agenta (1907, wyd. pol. 1908), W oczach Zachodu (1911, wyd. pol. 1925).

Zob. m.in.: Jessie Conrad, Józef Conrad, przeł. W. Nałęcz-Korzeniowska, Kraków 1959, s. 479.

[14] Dar Danaów, dar przynoszący nieszczęście – Timeo Danaos et dona ferentes (łac.) – lękam się Danaów, nawet gdy przynoszą dary; w Eneidzie Wergiliusza słowa Laokoona na widok drewnianego konia pozostawionego przed murami Troi.

[15] M. Wańkowicz, Na tropach Smętka, reportaż z podróży po Prusach Wschodnich, należących wówczas do Niemiec i stopniowo pozbawianych śladów polskości; wyd. pierwsze 1936.

[16] J. Kisielewski, Ziemia gromadzi prochy, reportaże z podróży po Niemczech, w tym po ziemiach dawniej słowiańskich; wyd. pierwsze 1939, przed wybuchem wojny. Do 1945 książka kilkakrotnie wznawiana poza krajem oraz w podziemiu, w okupowanej Polsce.

[17] Stanisław Brzozowski (1878–1911) – krytyk literacki, filozof, publicysta, powieściopisarz. Podczas studiów na Uniwersytecie Warszawskim aresztowany za działalność antycarską i osadzony w więzieniu. Jako krytyk literacki debiutował w 1900 roku na łamach „Przeglądu Filozoficznego”, następnie współpracował m.in. z „Głosem”, „Krytyką”, „Naprzodem”. Wczesne prace utrzymane były w duchu modernistycznym, sygnałem przezwyciężenia idei Młodej Polski był manifest My młodzi („Głos” 1902). Inspirowany przez twórczość Żeromskiego, w swoich kampaniach publicystycznych przeciwko Sienkiewiczowi (Henryk Sienkiewicz i jego stanowisko w literaturze współczesnej, 1903) oraz Przesmyckiemu-Miriamowi propagował społeczno-ideowe funkcje literatury. W 1903 r. ogłosił Filozofię czynu – wykład własnego systemu filozoficznego, w którym wolność jednostki i jej podmiotowe istnienie konstytuowane są przez czyn, nieskrępowaną twórczość. Pod wpływem wydarzeń z 1905 r. zmodyfikował teorię „filozofii pracy”, wprowadzając do własnego systemu pojęcie pracy, rozumianej jako wysiłek zbiorowości – jedyny zdolny zmienić historię ludzkości. Postrzeganą z nowej perspektywy syntezę kultury uprzedniej epoki przedstawił w Legendzie Młodej Polski. Studiach o strukturze duszy kulturalnej (1910). W 1907 r. wyjechał do Włoch i tu pozostał do końca życia. Działalność krytyczną i literacką przerwało oskarżenie Brzozowskiego o współpracę z ochraną (zdecydowanie zaprzeczał zarzutom, po jego stronie opowiedzieli się m.in. Irzykowski, Nałkowska, Żeromski, Przybyszewski i Orkan; proces sądowy nie rozstrzygnął zasadności oskarżenia). W ostatnich latach pojęcie pracy w jego systemie filozoficznym uległo kolejnej modyfikacji – pod wpływem Georges’a Sorela i Henriego Bergsona – stając się elementem irracjonalistycznej filozofii życia (Kultura i życie, 1907). Wyrazem zainteresowania literaturą angielską oraz modernizmem katolickim były ostatnie pisma Brzozowskiego: Głosy wśród nocy (1912), opatrzony własnym wstępem przekład Przeświadczenia wiary J.H. Newmana. Oprócz działalności krytycznej i publicystycznej (Współczesna powieść polska, 1906; Współczesna krytyka literacka w Polsce, 1907) Brzozowski był również powieściopisarzem; za życia ogłosił m.in.: Pod ciężarem Boga (1901), Wiry (1904–1905), Płomienie (1907), Sam wśród ludzi (1911); pozostawił niedokończoną Książkę o starej kobiecie (1908–1910) oraz Pamiętnik (1913). (M.W.+M.U.)

[18] zob. w tym tomie przyp. do w. 59 w: „Z dymem pożarów”. Wypowiedź Chałasińskiego zrobiła wrażenie w kraju i na emigracji, gdzie na jej opublikowanie zdecydował się Jerzy Giedroyc, dołączając komentarz Jana Ulatowskiego: Przeszłość i przyszłość inteligencji polskiej, Rzym 1947.

[19] Zob. Genealogia teraźniejszości polskiej, DZ I, 463–469. (M.W.)

[20] Ludwik Fryde (1912–1942) – krytyk literacki, współzałożyciel wraz z Józefem Czechowiczem kwartalnika „Pióro”; działalność krytyczną rozpoczął m.in. na łamach „Bluszczu” (od 1931) i „Drogi”, w której opublikował m.in. rozprawę Utopia Irzykowskiego (1934, nr 4), uważaną za jego właściwy debiut krytyczny. Od 1935 r., w mieszkaniu Zdzisława Libery, u którego wynajmował pokój, prowadził seminarium na temat krytyki literackiej; brali w nim udział m.in. Herling-Grudziński, Krystyna Kuliczkowska, Stefan Lichański. O Frydem Herling-Grudziński wspominał wielokrotnie m.in. w Dzienniku pisanym nocą oraz Najkrótszym przewodniku po sobie samym; łączył postulat moralnego i społecznego zaangażowania z wymogiem artystycznej autonomii i dojrzałości intelektualnej. Podczas okupacji niemieckiej przebywał na Białorusi, aresztowany w 1942 r. i osadzony w więzieniu w Nowogródku, zginął rozstrzelany prawdopodobnie 20 marca. Obszerny wybór twórczości zawiera tom Wybór pism krytycznych, oprac. i wstęp A. Biernacki, Warszawa 1966 (tu m.in.: Problem noweli, Droga klerka, Brzozowski jako ideolog inteligencji polskiej, Conrad i kryzys powieści psychologicznej). W 1939 r. ukazała się przygotowana przez Frydego i A. Andrzejewskiego Antologia współczesnej poezji polskiej. Zob. w DZ I Słowo o przyjacielu.

[21] Arthur Koestler (właśc. Artúr Kösztler, 1905–1983) – angielski prozaik, eseista, dramaturg i dziennikarz. Urodził się w Budapeszcie, w rodzinie węgierskich Żydów; od 1919 r. w Wiedniu, w l. 1926–1929 przebywał w Palestynie. W l. 1931–1938 członek niemieckiej partii komunistycznej. W 1937 r., w czasie wojny hiszpańskiej, którą obserwował jako korespondent prasowy, został schwytany przez falangistów, więziony kilka miesięcy i skazany na śmierć. Po uwolnieniu, dzięki wstawiennictwu rządu brytyjskiego, porzucił dziennikarstwo, wystąpił z partii komunistycznej, a mechanizmy rewolucji i systemu totalitarnego opisał m.in. w powieściach: debiutanckiej Spartakus (The Gladiators, 1939) i najgłośniejszej w jego dorobku Ciemności w południe (Darkness at Noon, 1940), o terrorze sowieckim w l. 1934–1939. Stanowi ona próbę psychologicznej analizy samooskarżeń w moskiewskich procesach pokazowych; postać głównego bohatera, Rubaszowa, wysokiej rangi bolszewika uwięzionego w czasie wielkiej czystki, była wzorowana na autentycznych postaciach tego okresu. Psychologiczna analiza Koestlera (który osobiście represji nie doświadczył) była kwestionowana przez prawdziwych więźniów reżimu stalinowskiego (Aleksandra Weissberga-Cybulskiego, Herlinga-Grudzińskiego i in.). Ponadto opublikował powieści, m.in.: Thieves in the Night (1946), The Call Girls (1972), Bricks to Babel (1980), oraz tomy wspomnień i esejów. Herling-Grudziński tłumaczył (z upoważnienia autora) jego powieść Krucjata bez krzyża (1943, Arrival and Departure), Rzym 1947, wyd. 2 Londyn 1973. Przedruk fragmentu Przyjazd, „Kultura” 1947, nr 1, s. 50–59. (M.U.)

Yogi and the Commissar – (1945) – zbiór esejów politycznych Artura Koestlera podejmujących m.in. temat stalinowskiej Rosji. Figura Komisarza przedstawia polityka, dla którego cele polityczne uświęcają najbrutalniejsze działania prowadzące do ich osiągnięcia; z kolei Joga prezentuje pojemną wizję ludzkiej moralności, która ma szansę wyrwać się z wąskich uwarunkowań polityki.

[22] Aluzja do umiejętności dostosowywania się Konstantego Grzybowskiego (1901−1970) – prawnika, historyka doktryn prawnych, działacza politycznego, po 1945 profesora UJ − do różnych rzeczywistości politycznych. Przed wojną Grzybowski działał w środowisku konserwatywnym, zabiegając o współpracę z władzą. Po 1945 zaakceptował i uzasadniał realia Polski Ludowej.

[23] Stanisław Stroński (1882–1955) – polityk, publicysta, filolog. Profesor UJ, a potem KUL. Po 1918 związany ze Stronnictwem Chrześcijańsko-Narodowym i Narodową Demokracją, poseł na sejm 1922–1935. W l. 1939–1943 wicepremier oraz minister informacji w emigracyjnym rządzie Sikorskiego. Po wojnie działacz emigracyjny. Współzałożyciel m.in. Instytutu Historycznego im. W. Sikorskiego (1945) oraz Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie (1946–1948 prezes). (M.Z.)

[24] Józef Czapski (1896–1993) – brat Marii Czapskiej, malarz, eseista, krytyk literacki. Brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej 1919–1920. Od 1921 r. studiował na krakowskiej ASP pod kierunkiem Józefa Pankiewicza. W 1924 r. wyjechał do Paryża z grupą malarzy określanych jako Komitet Paryski (kapiści). Po powrocie do kraju w 1931 r. kontynuował działalność malarską i krytyczną. Opublikował monografię Józef Pankiewicz. Życie i dzieło. Wypowiedzi o sztuce (1936). Brał udział w kampanii wrześniowej, w 1939 r. aresztowany przez Sowietów. Uratowany od śmierci w Katyniu dzięki interwencji ambasady niemieckiej. Po uwolnieniu w 1941 r. wstąpił do Armii Polskiej. Z rozkazu gen. Władysława Andersa jako szef Biura Opieki zajmował się poszukiwaniem swych „zaginionych” kolegów. Przeżyciom z pobytu w Sowietach poświęcił Wspomnienia starobielskie (1944) oraz Na nieludzkiej ziemi (1949). Następnie Szef Wydziału Propagandy i Informacji przy sztabie Armii Polskiej, współredagował pierwsze numery „Orła Białego”. Brał udział w kampanii włoskiej. Po zakończeniu wojny pozostał na emigracji. Należał do założycieli i głównych autorów „Kultury”. Ponadto opublikował zbiory esejów Oko (1960) oraz Tumult i widma (1981).

[25] „Kuźnica” – miesięcznik, a następnie tygodnik społeczno-kulturalny, założony w 1945, redagowany przez Stefana Żółkiewskiego. Platforma wypowiedzi komunizujących pisarzy i publicystów; zlikwidowany w 1950.

Gustaw Herling-Grudziński Dzieła zebrane

2010 – t. 2: Recenzje, szkice, rozprawy literackie. 1947–1956

2013 – t. 3: Recenzje, szkice, rozprawy literackie. 1957–1998. Felietony i komentarze z Radia Wolna Europa. 1955–1967

2016 – t. 5: Opowiadania wszystkie, vol. 1

         – t. 10: Eseje

2017 – t. 6: Opowiadania wszystkie, vol. 2

         – t. 7: Dziennik pisany nocą, vol. 1

2018 – t. 8: Dziennik pisany nocą, vol. 2

         – t. 11: Rozmowy (w tym Rozmowy w Dragonei i Rozmowy w Neapolu)

         – t. 12: Korespondencja z Jerzym Giedroyciem, vol. 1 (1944–1966)

         – t. 13: Korespondencja z Jerzym Giedroyciem, vol. 2 (1967–1975)

         – t. 14: Korespondencja z Jerzym Giedroyciem, vol. 3 (1976–1996)

2020 – t. 9: Dziennik pisany nocą, vol. 3

         – t. 4: Inny Świat

         – t. 15: Varia