Pulp Magazyn #14 (06/2025) - opracowanie zbiorowe - ebook

Pulp Magazyn #14 (06/2025) ebook

Opracowanie zbiorowe

0,0

Opis

Pulp magazyn to mocna dawka popkulturowej rozrywki i wiedzy. Czekają na was opowiadania, wywiady, recenzje i felietony.

Temat numeru to „Wszyscy spodziewają się… zemsty!” Juliana Jelińskiego, a w tekście „Moja polonistka zdobywa Himalaje” Łukasz Kucharczyk pisze o zemście (nie tylko) w fantastyce. Natomiast Mateusz Kapusta stawia pytanie „Co potrafi dobrze napędzić bohatera?” i odpowiada, dlaczego zemsta. Sylwia Zimowska robi przegląd planszówek z negatywną interakcją w tekście „Złośliwość kontrolowana”.

Na wywiad z Warwickiem Davisem zaprasza Julian Jeliński.

Możecie też przeczytać recenzje i artykuły autorstwa m.in. Klaudii Sołdyńskiej, Juliana Jelińskiego, Marty Sobieckiej, Tomasza Skupnia czy Marcina Kończewskiego.

Ponadto teksty naszych stałych felietonistów: Marcina Świątkowskiego „O kosmicznym marksizmie i końcu historii”, Krzysztofa A. Zajasa „Prywatny generator grozy”. A także felieton autorstwa Marcina Mortki „Kazachstan a sprawa polska” w nowym cyklu “Sprawy Przegapione”.

W czerwcu zapraszamy na opowiadania autorstwa: Bartłomieja Malinowskiego, Marcina Świątkowskiego i Wojciecha Moski.

Nad formatem audio czuwa reżyser dźwięku - Marcin Kardach.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 166

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Spis treści:

WSTĘPNIAK • Kuba Ćwiek
TEMAT NUMERU: Julian Jeliński • Wszyscy spodziewają się… zemsty!
Łukasz Kucharczyk • Moja polonistka zdobywa Himalaje. O zemście (nie tylko) w fantastyce
Mateusz „Gucio1846” Kapusta • Co potrafi dobrze napędzić bohatera? Zemsta!
MAGIA I TEORIA: Sylwia Zimowska • Złośliwość kontrolowana – gry planszowe z negatywną interakcją
MAGIA I TEORIA: Marcin Świątkowski • O kosmicznym marksizmie i końcu historii – Asimov, cykl Fundacja
OKIENKO GROZY: Krzysztof A. Zajas • Prywatny generator grozy
WYWIAD Z WARWICKIEM DAVISEM: Najbardziej przydałaby mi się niewidzialność
SPRAWY PRZEGAPIONE: Marcin Mortka • Kazachstan a sprawa polska
Agnes Tołoczmańska • Dlaczego boimy się duchów?
OPOWIADANIE: Bartłomiej Malinowski • Dzwoneczek
OPOWIADANIE: Marcin Świątkowski • Aspekt niedokonany bojowanie byt nasz
OPOWIADANIE: Wojciech Moska • Słowizm
RECENZJA: Rafał Wagner • „Władca much” Aimée de Jongh na motywach powieści Williama Goldinga, czyli jak opowiedzieć stary koszmar na nowo i nie stracić ani kropli jego jadu
RECENZJA: Tomek „Skryba” Skupień • Sprawiedliwość z kampera
RECENZJA: Tomek „Skryba” Skupień • Jak tworzyć… i nie tworzyć
RECENZJA: Marta Sobiecka • Fatalne zauroczenie
RECENZJA: Julian Jeliński • Grom z jasnego… Marvela?
RECENZJA: Marcin Kończewski • Galaktyczne poczucie satysfakcji
RECENZJA: Marcin Kończewski • Studio – Hollywood pod mikroskopem i na haju
RECENZJA: Klaudia Sołdyńska • Clair Obscur: Expedition 33 – sztuka walki ze śmiercią
RECENZJA: Klaudia Sołdyńska • Blue Prince – spadek z instrukcją obsługi
RECENZJA: Mateusz „Gucio1846” Kapusta • The Precinct – zagraj w GTA, ale po tej dobrej stronie barykady

■ Jakub Ćwiek

Prawdopodobnie — bo nie mam na to ścisłych danych, a jedynie intuicję podpartą obserwacją — trzy najpopularniejsze motywy w szeroko rozumianej popkulturze to: Miłość, Walka o sprawiedliwość i dobro — UWAGA, BO WJEŻDŻA TEMAT NUMERU — Zemsta.

I nie trzeba tu specjalnego geniusza, by wykazać, że dwa pierwsze to ludzki plan A — każdy chce kochać i żyć w fajnym, uczciwym świecie. Zemsta natomiast to pan Wolf, który wchodzi do gry, gdy jadąc autostradą ku szczęściu nagle… podskoczysz na wyboju. Pamiętacie tę scenę w Pulp Fiction, prawda?

Ktoś mógłby teraz powiedzieć: Chwila, ale przecież motyw zemsty i walki o sprawiedliwość to to samo.

Poniekąd.

Bo to trochę tak, jakby dwóch kolegów pomagało ściągać koleżance na matmie. I Kazik robi to, bo wie, że Gosia mieszka na wsi, ostatnio musi pomagać ojcu w polu i przez to nie mogła się nauczyć do ważnego sprawdzianu, a to zdecydowanie przeczy jego pojmowaniu równych szans. A Józek daje Gosi ściągnąć, bo jest ładna i jak on jej pomoże, to ona będzie z nim chodzić, o czym dowie się Jolka, jego była dziewczyna, która ostatnio zdradziła go z Karolem. I jak ta pinda Jolka teraz zobaczy, że Józek chodzi z Gosią… No, rozumiecie różnicę, nie? Efekt ten sam — Gosia zaliczy sprawdzian. Ale historie jednak zupełnie inne.

Bo zemsta powinna być osobista i emocjonalna. To dlatego tak nas właśnie kręci. Daj mi człowieka, który poświęca się, żeby uratować świat przed zagładą ze strony sztucznej inteligencji — tak, Tomku Cruzie, na Ciebie patrzę — i powiem meh, nuda. Dajcie typa, który wściekł się i zrobił krwawą jatkę, bo zabili mu psa żony? Dawać tego więcej!!!

I oczywiście niby wiemy, że "zanim wstąpisz na drogę zemsty, wykop dwa groby" i terapia jest mimo wszystko tańsza i efektywniejsza niż napieprzanie po mieście z białą czaszką na piersi, ale mimo to możemy tysiąc razy oglądać Hamleta, Hrabiego Monte Christo, Wicka, czy Charlesa Brosnona który życzy wszystkim śmierci. Mamy świadomość pustki i sznura jaka zostanie bohaterom, gdy już dopełnią odwetu, a mimo to trzymamy kciuki za Pannę Młodą na jej drodze ku Billowi i czujemy ciarki, gdy generał Maximus Decimus Meridius, dowódca Armii Północy, generał Legionu Feliks i lojalny sługa prawdziwego cesarza Marka Aureliusza poprzysięga zemstę za zamordowaną żonę i syna.

Dlaczego tak? Bo każdy z nas zderzył się w życiu ze ścianą niesprawiedliwości i chciałby mieć poczucie, że może ją zburzyć. Że może, cytując chłopaków z Baraków powiedzieć: Nie powinienem tego robić, ale…

I choć oczywiście nikt z nas nie chciałby zapłacić ceny na wejście, to jednak chcemy wierzyć, że gdy przyjdzie co do czego, po prostu rozniesiemy w pył wszystkich krzywdzicieli. Że ich zaboli. Że choć przez chwilę poczują frustrację, a potem poniżenie i strach, którego sami kazali nam doświadczać. Że najpierw ich wykończymy, a na koniec naplujemy na ich groby.

A potem przychodzi taki Oldboy i mówi nam czym tak naprawdę jest zemsta.

Zapraszam do lektury najnowszego numeru Pulp kochani. Z tą adnotacją, że jeśli któryś tekst Wam się nie spodoba, albo Was urazi, napiszcie o tym do nas. Dogadamy się, serio. Nie musicie od razu kruszyć wielkim młotem betonowej wylewki w piwnicy.

Wasz Kuba

TEMAT NUMERU

■ Julian Jeliński

Wszyscy spodziewają się… zemsty!

Nazywam się Indigo Montoya. Zabiłeś mojego ojca. Przygotuj się na śmierć! [Narzeczona dla księcia]

I dokonam na nich srogiej pomsty w strasznych karach i poznają, że Ja jestem Pan, gdy wywrę na nich swoją zemstę. [Ezechiel 25-17, Pulp Fiction]

Ciężko zmierzyć się z tematem zemsty w kinie. W końcu inspirowała ona filmowców od ponad stu lat, wcześniej poetów, pisarzy, a nawet bogów (Stary Testament to materiał na minimum dekalogię filmów). Już w roku 1908 powstała pierwsza filmowa adaptacja powieści Hrabia Monte Christo i od tego czasu motyw zemsty nigdy nie opuścił nas na dłużej.

Pewnie każde z nas ma swój ulubiony film o zemście, mściciela najbliższego sercu, najlepszy plan wyrównania rachunków. W końcu mamy z czego wybierać. Możemy skupić się tylko na klasycznych dziełach literatury i przypomnieć filmowe inkarnacje dzieł Szekspira (szczególnie w wydaniu japońskim, od Akiry Kurosawy) albo walkę Hektora z Achillesem w wydaniu Erica Bany i Brada Pitta z Troi. Możemy iść za innym tytanem literatury Robertem E. Howardem i spojrzeć na Conana barbarzyńcę mszczącego się na typie, co lubi się czasem przemienić w węża o głosie Dartha Vadera. Możemy spojrzeć na komiksy, które stały za Krukiem, w którym zemsta przychodzi zza grobu, V jak Vendetta, gdzie ma rewolucyjny charakter, czy Spawnem, gdzie łączy się z wojną Nieba z Piekłem. Możemy w końcu powiedzieć, że liczy się tylko zemsta, gdy egzekwuje ją Marlon Brando w Ojcu chrzestnym.

Ale możemy też zaszaleć i zastanowić się, czy dałoby się przygotować artykuł poświęcony tylko jednemu aktorowi. I, co chyba nie powinno być zaskakujące, okazuje się to banalnie proste. Wybieramy Samuela L. Jacksona i rozwija się przed nami… kilkadziesiąt tytułów, które możemy dzielić na podkategorie. Podkategoria współpracy z Tarantino (Pulp Fiction, Jackie Brown, Django, a jakby się uprzeć, to i Kill Bill oraz Bękarty wojny, ponieważ jest wymieniony w napisach, chociaż tylko słyszymy jego głos przez chwilę), podkategoria dramatów z przesłaniem (Rób co należy oraz Mo’ Better Blues Spike’a Lee, Paragraf 187, Czas zabijania); podkategoria filmów akcji (Szklana pułapka 3, której oryginalny tytuł to Die Hard with a Vengeance, Shaft z roku 2000); podkategoria filmów Marvela (nie zliczymy, ile razy zemsta napędza fabułę w MCU, a Nick Fury grany przez Samuela pojawia się w aż 12 filmach z tego uniwersum); podkategoria thrillerów i kryminałów (Chłopaki z ferajny, Dzielnica Lakeview), a nawet podkategoria adaptacji dalekowschodnich (remake Oldboya oraz Kite).

To ponad dwadzieścia filmów. I wiecie, co jest w tej liście najlepsze? Że nie jest kompletna! Celowo pominąłem animacje z Samuelem albo tytuły, które jeszcze do nas nie dotarły, jak The Unholy Trinity. Pominąłem też Park Jurajski, w którym dinozaury mszczą się za zniewolenie przez dziadka bawiącego się w boga. W tym drugim przypadku przyznaję, moja interpretacja fabuły może tycio odbiegać od tej powszechnie przyjętej. Ale tylko odrobinę, ponieważ motyw zemsty dinozaurów na aroganckich ludziach już na poważnie pojawia się w Zaginionym świecie (zarozumiały Peter Ludlow staje się pokarmem dla dzieciątka T-Rexa) oraz w Jurassic World (biedny Vic Hoskins, nie miał szans z welociraptorami). Dinozaury mszczą się też na strażnikach w Dinosaur Prison, zanim wyruszą podbijać Wielką Brytanię obdarzone supermocami, w tym umiejętnością ziania ogniem czy niewidzialnością. Stop! Muszę się powstrzymać, zanim odpłynę w stronę analizy motywu zemsty w filmach o dinozaurach i zdradzę wam, że jestem po stronie dinozaurów…

Co sprawia, że tak kochamy ten motyw w filmach? Dlaczego pojawia się zarówno w najlepszych, jak i najtańszych produkcjach? Dlaczego nie ma roku bez dziesiątek produkcji, których scenariusz oparty jest na jakiejś wersji zemsty? Czy to nasza wewnętrzna potrzeba, której nie możemy zrealizować w życiu? Jak to ujął Francis Bacon – „zemsta jest rodzajem dzikiej sprawiedliwości”. A my, jako ludzie żyjący w społeczeństwie, praktycznie nigdy jej nie doświadczamy. Nie widzimy, że jak ktoś zrobi coś złego, to zawsze spotka go za to kara. I filmy pozwalają nam chociaż przez chwilę poczuć sens i sprawiedliwość. Nawet jeżeli jest ona dzika, nieokiełznana i brutalna. Przywraca poczucie porządku w tym chaotycznym wszechświecie, w którym przyszło nam żyć. W świecie, który nie może się kierować zasadami zemsty, ponieważ, jak to ujął Thomas Hobbes, prowadziłoby to do wojny każdego z każdym, czyli rozpadu społeczeństwa.

Cóż zatem nam zostaje innego, niż skierować wzrok na srebrne ekrany przed nami i przejść katharsis razem z wyimaginowanymi bohaterami. I chyba nikt tego lepiej nie zrozumiał niż Quentin Tarantino, tworząc swoją „trylogię zemsty” (nie mylić z tą prawdziwą od Park Chan-wooka, w której skład wchodzą Pan Zemsta, Oldboy i Pani Zemsta). Chociaż wielu reżyserów przed nim sprawiło, że z satysfakcją obserwowaliśmy, jak skrzywdzony bohater (lub antybohater) wymierza sprawiedliwość nawet najbardziej brutalnymi środkami (Sergio Leone dał nam to chociażby w Dawno temu na Dzikim Zachodzie, Sam Peckinpah w Nędznych psach, a Mike Hodges w Dopaść Cartera), Tarantino dodał do tej układanki element społecznej lub kulturowej traumy.

W Django niewolnik zabiera bicz zarządcy plantacji i smaga nim go, zanim wymierzy mu sprawiedliwość strzałem prosto w serce. Wielu widzów w Stanach Zjednoczonych (ale i poza nimi) wracało do kina tylko dla tej jednej sceny. Dla tej innej wersji ich historii, w której najbrutalniejsi zbrodniarze otrzymują to, na co zasługują. I Tarantino podniósł stawkę w kolejnym filmie, Bękartach wojny, gdzie grupa żołnierzy żydowskiego pochodzenia sieje postrach na froncie, by na końcu zamordować i spalić samego Adolfa Hitlera. Nie zrozumcie mnie źle – to nie pierwszy film w historii kina, w którym Hitler został zamordowany (albo zombie Hitler, albo Hitler – reptilianin), ale siła Bękartów… polegała na wykorzystaniu konwencji filmu historycznego, budowania wiarygodnego świata oraz silnej motywacji bohaterów (i bohaterki, ponieważ do zemsty nie doszłoby bez pomocy Shosanny).

Pozostaje ostatni film z trylogii: Pewnego razu w… Hollywood. W tym przypadku tu zemsta staje się metaforyczna i wykracza poza świat kina. Tarantino niejako mści się na Mansonie, ratując Sharon Tate i bezceremonialnie mordując członków jego sekty. Jednocześnie ratując niewinność i piękno tamtej ery Hollywood i nie pozwalając, by ta okrutna zbrodnia zmieniła kino na zawsze. W Pewnego razu… katharsis przechodzili nie tylko widzowie, ale i sam reżyser.

Nie dajcie się jednak zwieść powyższym akapitom! Tarantino ani nie wymyślił tego przepisu, ani nie stworzył ostatniego, najlepszego filmu z motywem zemsty. Ponieważ ten motyw potrafi się kryć nawet w filmach, których o to nie podejrzewaliście. Nawet w animacjach dla dzieci. W Iniemamocnych okazuje się, że złoczyńca, Syndrom, to dzieciak, który całe życie marzył, by zostać superbohaterem, ale poczuł się odrzucony przez Pana Iniemamocnego. I w dodatku okazuje się, że samo „odrzucenie” jest bardzo wątpliwe, a emocje dziecka sprawiły, że Syndrom inaczej zapamiętał to kształtujące go spotkanie ze swoim idolem. Pixar potrafi opowiadać o zemście (a przy okazji – kto gra jedną z głównych ról w tym filmie? Samuel L. Jackson!). Co więcej, film nie kończy się podaniem sobie dłoni i wyjaśnieniem nieporozumień. Dochodzi do anihilacji Syndroma, którego superplan niestety się nie powodzi.

Tę fabułę skrupulatnie powtarza Marvel od 2008 roku. Można w ciemno zgadywać motywację kolejnego złoczyńcy: został oszukany przez Tony’ego Starka i teraz się zemści. Albo: został skrzywdzony przez poprzednią Czarną Panterę i teraz się zemści. Albo: czuje się skrzywdzony i niekochany przez Odyna i teraz się zemści. Albo: Captain Marvel zniszczyła jej planetę, to teraz się zemści. Albo: zły czerwony prezydent trzymał go w więzieniu, więc teraz się zemści. I tak od siedemnastu lat. Zresztą nie dziwmy się, skoro schemat działa, a my dalej kupujemy tony popcornu i coli, to po co go zmieniać?

Jestem pewien, że część czytających z rosnącym niepokojem śledzi tekst, nie widząc swojego ulubionego tytułu albo tego filmu, bez którego „żaden artykuł o zemście nie ma sensu”. Jednocześnie wiem, że lista tych „niezbędnych” filmów jest niezwykle długa. Ponieważ zemsta pojawia się w filmach częściej niż chłopak z przeszłości w komediach romantycznych. I nieważne, czy mówimy o boksie, gdy Rocky musi pomścić śmierć Mickeya (w części trzeciej) oraz Apolla (czwartej), futbolu amerykańskim, gdy mścimy się na strażnikach więziennych (Najdłuższy jard i jego remake Wykiwać klawisza), czy starożytnym Rzymie, gdy Maximus mści się na Kommodusie (Gladiator). Zemsta nie ma ograniczeń i nie jest wybredna. Mówi się, że najlepiej smakuje na zimno, ale jest równie pyszniutka po odgrzaniu w mikrofalówce o trzeciej w nocy (Szczęki 4: zemsta albo remake Życzenia śmierci).

Zatem nieważne, czy wolisz dekonstrukcję motywu (Memento, Obiecująca. Młoda. Kobieta., Zaginiona dziewczyna), poważne traktowanie go (Monachium, Sicario, Leon zawodowiec), wizje horrorowe (Carrie, Uciekaj!) czy wplątanie w komedie (Nieoczekiwana zmiana miejsc, Od dziewiątej do piątej, Narzeczona dla księcia) – masz z czego wybierać. I potwierdzisz absolutnie każde swoje wyobrażenie o zemście. O cenie, smaku, kosztach czy nawet bezsensowności. Każde. Poza jednym. Jeżeli będziesz szukał filmu, w którym opłaca się zabić psa i w którym za tę zbrodnię nie czeka zemsta sroga oraz pełna strasznych kar, to się mylisz. W tej jednej kwestii bogowie i kino są zgodni. Życie jednego szczeniaka warte jest siedemdziesiąt siedem istnień ludzkich, czego nauczył nas film dokumentalny z roku 2014 – John Wick. W tej sytuacji musimy przedstawić się, wyjaśnić przyczynę i… wywrzeć na nich swoją zemstę.

■ Łukasz Kucharczyk

Moja polonistka zdobywa HimalajeO zemście (nie tylko) w fantastyce

Każdemu Batmanowi jego Joker

Powiadają, że zemsta najlepiej smakuje na zimno. Ciężko pojąc sens tych słów, gdy człowiek jest jeszcze młody, a krew gotuje mu się w żyłach niczym lawa pod ziemską skorupą. Wtedy wszystko chce się tu i teraz, natychmiast. Z czasem dopiero życie uczy, że „to trzeba na spokojnie, synek”. Gdy dowiedziałem się o wiodącym temacie tego numeru „Pulp Magazynu” przed oczami stanęła mi Ona. Niewysoka, drobna, zasuszona, z czarnymi ślepiami schowanymi za grubymi denkami okular. Moja polonistka mnie nie znosiła tak bardzo, że w końcu podświadomie zacząłem jej przyznawać rację. Kto nie przeczytał Pana Tadeusza? No któż inny jak nie Kucharczyk. I choć dzień wcześniej patrzyłem na karmiącą ptaki Zosię, choć strzepywałem mrówki z sukni Telimeny, choć przecież i ja tam byłem i wino piłem wraz z Jankielem, to miała rację. Zapytała mnie o tabakierę księdza Robaka, a ja nie pamiętałem, że widniał na niej wizerunek Napoleona. Zosia nakarmiła ptactwo i bez mrugnięcia okiem zniknęła za drzwiami, Telimena wybrała Hrabiego, a Jankiel nie częstował już dłużej winem. Wszystko to rozmyło się jak łzy na deszczu i widziałem tylko Małego Wodza, który kpił z mej niewiedzy, nieumiejętności skupiania się na kluczowych przecież szczegółach. Kucharczyk zawsze rozmawiał, zawsze przeszkadzał, nieraz przekraczając przy tym granice czasu i przestrzeni – raz kazała mi się, siłą przyzwyczajenia, wynosić z klasy, choć akurat wtedy leżałem w domu z grypą. Czymże jednak są drobne utrudnienia wynikające z doczesności naszej materii wobec perspektywy światów możliwych, piętrzących się w nieskończoność? Moja polonistyka wyznawała teorię kwantową, na długo nim ta stała się modna, nim przeniknęła szeroko do królestwa popkultury. Nasz grande finale, charleston nienawiści, walc niechęci nastąpił podczas wycieczki do Sejmu. Kazała zebrać się uczniom w kółku, akurat rozmawiałem z kolegą. Wykrzyczała mi w twarz, że nigdy nie słucham, że nie potrafię się dostosować. Stojący obok przyjaciel, również przecież mający za nic kółkowy dyktat, nie usłyszał nic. Stwierdził potem, że wtedy zrozumiał, że ona naprawdę mnie nie znosi. Sceneria tego doświadczenia była bardzo symboliczna – w końcu któż lepiej niż politycy pokazuje nam, że życie nie jest sprawiedliwe?

Pierwszego w życiu papierosa zapaliłem, gdy sprawdziła mój zeszyt. Dym otulił mnie jak najlepszy płaszcz, ale nie potrafił uspokoić rozedrganego serca, nie był w stanie wymazać wspomnień krzyków i naigrywań. Notatek nie robię do dziś, zupełnie odwrotnie sprawy mają się z paleniem. W trzeciej klasie nieśmiało zacząłem myśleć o studiowaniu polonistyki. Pomimo nieustannych starć wciąż czytałem, pisałem, marzyłem. Tuż przed maturą dowiedziałem się, że jeśli zdam rozszerzenie, to ona wejdzie na Himalaje. Challenge accepted, jak powiedziałby bohater jednego z niegdyś kultowych seriali. Właściwie nie wiem, czy słowo „zemsta” jest w tym wypadku odpowiednie. Przypominają mi się słowa Franka Castle’a granego przez Thomasa Jane’a w Punisherze z 2004 roku: „To nie jest zemsta. Zemsta nie jest istotną motywacją, to emocjonalna odpowiedź. Nie, nie zemsta. Kara”. Nie wdając się w filozoficzne dywagacje o płynnej granicy oddzielającej oba pojęcia, należy zaznaczyć, że często tak naprawdę chodzi o bardzo prywatną, wewnętrzną vendettę. Udowodnienie, że ktoś nie miał wobec nas racji. O samooczyszczenie, katharsis, którym wcale nie musi towarzyszyć skąpane w ogniu niebo i wszechobecne wybuchy bomb. W finalnej części wyjaśnię, na czym poległa moja „zemsta”. Wpierw jednak, odwracając znany z science ficton schemat, spróbujmy zaprojektować przeszłość, jej różne warianty. Oczywiście bazując na znanych tekstach kultury, gdzie naczelnym motywem jest właśnie pragnienie odwetu.

U zarania dziejów pomsta

Miłość, strach, nienawiść, rozpacz, gniew… gatunek ludzki już u swych początków wykorzystywał literaturę, by mówić o najbardziej uniwersalnych uczuciach. Zmieniają się formy, konwencje, dekoracje, sposoby narracji, rodzaje medium, lecz fundamenty opowieści pozostają niezmienne. Niezależnie czy sięgamy w głąb dziejowych mroków i myślimy o okutanych w skóry starcach opowiadających przy ognisku przekazywane z pokolenia na pokolenie historie, czy siedząc w pociągu, odwracamy głowę i widzimy współpasażera przerzucającego kolejne strony na tablecie lub oglądającego następny odcinek serialu na telefonie. Ewoluują przekaźniki, nie rdzenie tematyczne. I takim rdzeniem z pewnością jest między innymi zemsta. Sięgnijmy do greckiej mitologii. Już przecież w niej czytamy o gniewie bogów, który spadł na Prometeusza. Stworzywszy człowieka z gliny i łez, zatrwożył się tytan, widząc, jak słaby, jak bezbronny jest jego twór. I wykradł bogom ogień, za co drogo zapłacił. Nie lubiący się dzielić Zeus kazał ukracać złodzieja przywiązaniem go łańcuchami do skał Kaukazu, gdzie każdego wschodu słońca przylatywał orzeł i wyjadał tytanowi wątrobę. Należy przy okazji pochwalić bogów za znaczące osiągnięcia w zakresie manipulacji genetycznej, gdyż prometeuszowa wątroba każdego dnia odrastała. Najwidoczniej receptura na odbudowę tkanki musiała przepaść gdzieś w odmętach Historii… Nieszczęsnego tytana wyzwolił dopiero Herakles, a bogowie zostali poczęstowani własnym lekarstwem lata później i wiele światów równoległych dalej. W Ostatnim bohaterze Terry’ego Pratchetta Cohen Barbarzyńca wraz ze swą wierną Srebrną Ordą zamierza wspiąć się na Cori Celesti – dziesięciomilową iglicę stanowiącą oś Dysku. Na jej szczycie znajduje się Dunmanifestin, siedziba bogów. Pierwszy bohater Pratchettowskiego uniwersum skradł stamtąd ogień. Cohen już podczas pierwszego występu na stronicach Blasku fantastycznego był bardzo stary, od dawna na bohaterskiej emeryturze. W Ostatnim bohaterze jest jeszcze starszy. I bardzo zmęczony. Nie mogę się powstrzymać, by nie przytoczyć fragmentu dialogu pomiędzy towarzyszącym Ordzie minstrelem a Cohenem:

Chcecie oddać bogom ogień?

– Tak. Z odsetkami.

– Ale… dlaczego?

[…]

Minstrel zerknął na Cohena, który stał wpatrzony w ziemię.

– Bo… – zaczął Cohen. – Bo pozwolili nam się zestarzeć.

Przywódca i jego Orda giną, odchodzą na własnych zasadach. W płomieniach eksplozji, wybuchu, bohatersko, kradnąc Walkiriom wierzchowce. Pratchett, stetryczałymi dłońmi Cohena, niejako pozwala Prometeuszowi wziąć rewanż na bogach. Jak głosi stare przysłowie Konfucjusza: „Zanim wkroczysz na drogę zemsty, wykop dwa groby”. W pewnym sensie ja również wykradłem mojej polonistce ogień. Być może nawet go zwróciłem. Z odsetkami, choć Walkirie nadal lecą. Na szczęście.

Antyk lubował się w wariacjach na temat odwetu. Jest on przecież naczelną siłą napędzającą fabułę Iliady. Słynna opowieść o wojnie trojańskiej rozpoczyna się od porwania Heleny, żony spartańskiego króla Menelaosa, przez trojańskiego księcia Parysa. Król Sparty prosi o pomoc w pomszczeniu zniewagi, której doznał jego brat Agamemnon, władca Argos i Myken. Na tym jednak wzajemna niechęć i wynikające z niej działania odwetowe się w Iliadzie nie kończą. W trakcie jednej z bitew przywódca Trojan Hektor zabija Patroklosa, przyjaciela achajskiego wojownika Achillesa (wyglądał trochę jak Brad Pitt). Achilles wyzywa Erica Banę… to znaczy Hektora na pojedynek, pokonuje go, a następnie bezcześci jego ciało, przywiązuje je do rydwanu i ciągnie wokół grobu zabitego towarzysza broni. Trudno o bardziej wymowne zobrazowanie tego, czym jest zemsta. I tego, że nawet śmierć potrafi nie zaspokoić płonącej w żyłach nienawiści. Heroiczny pojedynek u murów mitycznego miasta, rydwany, wyczekujące wyniku starcia armie… Brzmi to dumnie, rozpala wyobraźnię, ale w Starachowicach nie miałem ani armii, ani rydwanu, ciężko było nawet o porządny rower. No i miałem jeszcze mniej wspólnego z Achillesem niż obecnie Angelina Jolie z Bradem Pittem. Odpadło.