Pułapka życia - Klaudia Morawa - ebook

Pułapka życia ebook

Klaudia Morawa

3,8

Opis

Dwie kobiety. Dwa charaktery. Dwie orientacje seksualne.
Czy przeciwieństwa pozwolą połączyć siły w walce o życie siedmioletniego chłopca?
Dla Nikki, doświadczonej detektyw, to nie tylko walka z czasem, lecz przede wszystkim zmagania z własnymi słabościami.
Dla Jennifer to nowa ścieżka kariery, która nie zapowiada się zbyt obiecująco.
Tę książkę czyta się jak scenariusz. Zwroty akcji, dialogi, minimum opisów sprawią, że nie zechcecie jej odłożyć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 277

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (4 oceny)
2
1
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by Klaudia Morawa

Autor: Klaudia Morawa

Tytuł: Pułapka życia

Projekt okładki – Anna Podymska, Paweł Uniejewski

Redakcja – Jacek Żybura

Korekta – Elżbieta Sokołowska | korektelka.pl

Skład i łamanie – Maciej Torz | munda.pl

ISBN druk 978-83-951788-2-5

ISBN MOBI 978-83-951788-3-2

ISBN EPUB 978-83-951788-4-9

ISBN PDF 978-83-951788-5-6

Wydawca: Studio Suite 77

Biłgoraj 2018

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszelkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Rodzinie, Eli…

Elu, nie ma słów,

aby opisać Ciebie i Twoją pracę

Drogi Czytelniku!

Trzymasz w rękach dwa lata mojego życia – tyle zajęło stworzenie całości. Pierwszy wyraz tej książki pojawił się nieoczekiwanie, kolejne zdania powstawały między dyżurami na bloku operacyjnym – między smutkiem a radością, natomiast ostatnią kropkę postawiłam tuż przed życiowymi zmianami.

To nie tylko kilkaset białych stron z literkami. To kilkaset bezcennych dla mnie stron. W trakcie pisania tej książki spotkałam wiele osób, które wzbogaciły moją osobowość.

Były upadki, były wzloty, ale – w przeciwieństwie do jednej z głównych bohaterek, Nikki – zawsze wierzę w drugiego człowieka. Dla mnie nie ma ważniejszej wartości niż druga osoba. Dowodem na to były minione dwa lata.

Lubię przełamywać stereotypy i eksperymentować, czego odzwierciedleniem jest ta książka. Nie znajdziesz w niej ani opisów przyrody, ani miejsc akcji. Są tylko pojedyncze wyrazy, które opisują środowisko bohaterów. Nie dlatego, że nie potrafię oddać wyglądu drzewa czy ulicy, ale dlatego, że pozostawiam przestrzeń dla wyobraźni.

Znajdziesz jednak wiele dialogów, chaosu, wątków, bo takie właśnie jest życie. Nie żyjemy wyłącznie w miejscu pracy; mamy również życie prywatne i zróżnicowane problemy. Moi bohaterzy często wsiadają i wysiadają z samochodu, idą ulicą, piją kawę, uśmiechają się. Znajdziesz powtórzenia, bo każdego dnia wykonujemy te same czynności.

Kilka linijek wyżej napisałam, że najcenniejszą wartością w moim życiu jest drugi człowiek. To on był główną motywacją do napisania tej książki. A konkretnie były to osoby homoseksualne. Z myślą o nich powstał ten tekst, choć często słyszałam: „Lesbijki…? Serio…?”.

Im częściej słyszałam negatywne opinie o osobach homoseksualnych, tym bardziej motywowałam się do skończenia książki.

W kręgu moich znajomych osoby homoseksualne niczym się nie różnią od osób heteroseksualnych. Są tak samo wrażliwe i skłonne do pomocy. Tym mocniej boli stygmatyzacja, której doświadczają każdego dnia.

Dla mnie nie ma znaczenia orientacja mojej znajomej, ale znaczenie mają jej uczucia.

Nie zamierzam nikogo nawracać ani mówić mu, jak ma żyć i co ma myśleć. Wątek homoseksualny pojawił się właśnie dlatego, że nie można pomijać osób nieheteronormatywnych. Żyli wśród nas. Żyją wśród nas. I będą żyć wśród nas. Zasługują na szacunek. Na role w filmach. Na miejsca w książkach. Na wątki w serialach.

I tak też jest tym razem.

PS1 Jeżeli masz negatywny stosunek do osób homoseksualnych, są dwa wyjścia: albo pozbędziesz się tej książki, albo ją przeczytasz i zadasz sobie pytanie…

PS2 Jeżeli chcesz podzielić się swoją opinią, napisz do mnie na adres: [email protected]. Będzie mi miło, jeżeli podzielisz się zdjęciem książki w mediach społecznościowych i oznaczysz swój wpis hasztagiem #pułapkażycia.

Zatłoczone miasto. Liście palm, przez które prześwitują promienie słoneczne, rzucają cień na ścieżkę rowerową. Po ścieżce biegnie mężczyzna. Popycha rolkarzy i rowerzystów. Co chwilę odwraca się, aby sprawdzić, jak daleko znajduje się detektyw Nikki Black.

Czarna marynarka detektyw wyróżnia ją z tłumu kolorowo ubranych ludzi. Na czole policjantki pojawiają się krople potu i zatrzymują w wyżłobieniach po zmarszczkach. Słychać przyspieszony, niespokojny oddech. Widok głodzonego i bitego chłopca, który wciąż ma przed oczami, dodaje jej sił. Desperacko przyspiesza.

– Policja! – krzyczy. – Policja! Z drogi!

Żaden z przechodniów nawet nie próbuje zatrzymać podejrzanego.

Czarny uprzywilejowany pojazd jedzie równolegle do uciekiniera, lecz mężczyzna nagle zbiega ze ścieżki rowerowej na zatłoczoną plażę. Jego stopy zapadają się w mokrym piasku.

Detektyw jest coraz bliżej. Przyspiesza i po chwili dopada zbiega.

Mężczyzna próbuje się wyrwać, jednak policjantka przyciska kolanem jego plecy i błyskawicznie zakłada mu kajdanki.

– Michaelu Brownie – mówi – jesteś aresztowany za uprowadzenie Paula Reeda.

Rozmowę przerywają dwaj inni detektywi, którzy właśnie nadbiegli.

– Wstawaj! – odzywa się jeden z nich, nieco otyły mężczyzna, i przejmuje zatrzymanego.

Jako najstarszy w wydziale Rob Moore cieszył się poważaniem wśród detektywów. Jego niski wzrost był częstym tematem żartów policjantów.

Zatrzymany nadal stawiał opór, więc z drugiej strony podszedł do niego detektyw Santiago Gonzales, Latynos, który od siedmiu lat był partnerem Moore’a. Jego ciemna karnacja i delikatne rysy twarzy powodowały, że kobiety wzdychały na jego widok.

Mocno pociągnął mężczyznę.

– Już! – powiedział. – Ruszaj się!

Michael odwrócił się, aby spojrzeć na Nikki. Niespodziewanie odchrząknął, po czym splunął jej w twarz.

– Zdzira. – Detektywi tylko tyle usłyszeli, bo resztę słów zagłuszył ryk Nikki, która doskoczyła do mężczyzny i zaczęła okładać go pięściami.

Rob próbował odciągnąć koleżankę.

– Uspokój się! – powiedział stanowczo. – Ogarnij się i wracaj na posterunek – dodał.

Dołączył do partnera, który razem z podejrzanym zmierzał w kierunku samochodu.

– Koniec przedstawienia – powiedziała Nikki do tłumu gapiów.

Szła plażą. Ocean był pełen surferów. Na widok młodych mężczyzn, którzy cieszą się wolnością i przestrzenią, poczuła, że jest uwięziona w swoim ciele i nie umie nawet docenić kolejnego sukcesu zawodowego.

Usiadła na piasku w mokrych, brudnych spodniach. Zdjęła buty i marynarkę. Położyła głowę na kolanach. Długie czarne włosy zakryły jej zmęczone, zapadnięte oczy. Odgarnęła je szorstkimi dłońmi i zaczęła przyglądać się dzieciom, które beztrosko bawiły się na brzegu. Zamknęła oczy i pomyślała o ostatnim urlopie, który razem z Philipem i Becką spędziła na Hawajach. Poczuła napływające łzy, ale dźwięk telefonu przywrócił ją do rzeczywistości. Zebrała rzeczy i udała się do służbowego samochodu.

Zatrzymała się przed dużym szarym budynkiem, który przypominał więzienie. Brakowało jedynie krat w oknach oraz masywnego ogrodzenia. Spojrzała w górę. W gąszczu kilkudziesięciu okien dostrzegła to jedno, przez które zwykle patrzyła na ruchliwą drogę oraz ulubioną cukiernię policjantów.

Poprawiała potargane włosy i zamierzała wejść na schody, gdy zauważyła młodą blondynkę zmierzającą w jej stronę. Skrzywiła się, widząc czerwone szpilki.

– Ciężki dzień? – zapytała z uśmiechem nieznajoma. Szła wyprostowana. Wysokie obcasy nie przeszkadzały jej poruszać się z gracją po betonowych stopniach.

– A co ty możesz o tym wiedzieć? – odpowiedziała z sarkazmem Nikki i ostentacyjnie wypluła przed siebie gumę do żucia.

Blondynka posłała jej piorunujące spojrzenie, ale nic nie odpowiedziała.

Po wejściu do pokoju detektywów Black powiesiła marynarkę na obrotowym krześle stojącym przy biurku i schowała broń do szuflady.

Pomieszczenie było duże i przestronne. Ściany porażały jaskrawym odcieniem bieli. Małe okna często wywoływały frustrację detektywów – zwłaszcza w godzinach popołudniowych, kiedy promienie słoneczne chowały się za murami.

Nikki schyliła się pod biurko, aby wyjąć pożółkły karton, ale gdy zobaczyła niechlujnie wystające dokumenty, kopnęła go na poprzednie miejsce.

Porwała pusty karton, podeszła do tablicy, która stała na środku, i szybko zaczęła zdejmować przyczepione do niej zdjęcia. Poczuła wzrok na swoich plecach. Odwróciła się.

Santiago Gonzales, trzydziestoletni Latynos, który przystanął obok Roba siedzącego za biurkiem, nie mógł powstrzymać śmiechu.

– Co wam tak wesoło? – warknęła.

– Kolejna sprawa zamknięta – odrzekł Santiago i rozsiadł się na sąsiednim fotelu. Rob wstał i podszedł do Nikki.

– Dobra robota! – powiedział, klepiąc ją po plecach.

Nikki rzuciła mu tylko spojrzenie. Wskazała głową sąsiednie pomieszczenie, z którego machał do niej Rick, muskularny Afroamerykanin po pięćdziesiątce.

– Dywanik wzywa – westchnęła. – Po raz kolejny.

Postawiła pudło na biurku i swobodnym krokiem przeszła do biura kapitana i stanęła w drzwiach.

Rick siedział na szerokim skórzanym krześle. Wydawał się lekko zdenerwowany. Promienie słoneczne, odbijające się od łysiny na czubku jego głowy, łagodziły rysy jego twarzy i nadawały mu wygląd dobrotliwego staruszka. Nikki, która znała go najdłużej z zespołu, wiedziała, że to tylko pozory.

– Wejdź – powiedział.

– Coś pilnego? – zapytała zaczepnie.

– Usiądź – uciął.

Wstał, zamknął za nią drzwi i wrócił na swoje miejsce.

Nie wiedział, jak rozpocząć rozmowę. To wpatrywał się w detektyw, to błądził wzrokiem po niewielkim pomieszczeniu.

– Dziwnie się zachowujesz – powiedziała Black. Siadła i założyła nogę na nogę.

– Słuchaj, Nikki, chcę ci o czymś powiedzieć… – zaczął, gdy rozległo się pukanie.

W drzwiach stanęła blondynka, którą detektyw spotkała przed wejściem na posterunek.

– W samą porę, Jennifer – powiedział kapitan z ulgą. – Nikki, to jest Jennifer. Jennifer Robbins.

– Zdążyłyśmy się poznać – odpowiedziała Black, ignorując wyciągniętą rękę.

– I nie jesteś na mnie zła? – zapytał z nadzieją kapitan.

– Co masz na myśli?

– Będziemy razem pracować. – Jennifer zrobiła krok w stronę Nikki i uśmiechnęła się przyjaźnie. – Jestem twoją nową partnerką!

– Słucham…?!

– Jennifer jest od dzisiaj twoją nową partnerką.

– Chyba żartujesz!

– Uważaj na słowa…

– Nie będę z nią pracować! – krzyknęła Nikki. – Tylko spójrz, wygląda jak modelka na wybiegu, a nie detektyw elitarnego wydziału.

Oprócz czerwonych szpilek kobieta miała na sobie elegancką białą bluzkę, czerwoną marynarkę oraz dopasowane czarne spodnie.

– Dziękuję za komplement – rzuciła Jennifer. Miała nadzieję, że rozładuje napięcie.

– Nie ma mowy! – Nikki zaczęła energicznie chodzić po pomieszczeniu i kręcić głową.

– Koniec taryfy ulgowej! – odezwał się niespodziewanie Rick. – Jestem już zmęczony twoim zachowaniem. Albo pracujesz z Robbins, albo przenoszę cię do patrolu. Decyzja należy do ciebie!

Nikki posłała kapitanowi wściekłe spojrzenie i wyszła.

Jennifer stała nieruchomo. Nie wiedziała, co powiedzieć.

Kapitan wstał. Widząc jej zaniepokojoną minę, dotknął delikatnie jej ramienia.

– Jest najlepszym detektywem – powiedział – ale przeżyła ciężkie momenty. Musisz jej wybaczyć.

– Chyba nie mam wyjścia.

– Zatrudniłem cię, bo wierzę, że dasz sobie radę – dodał, otwierając przed nią drzwi.

Wrócił do biurka i jak gdyby nic się nie stało, zaczął wypełniać dokumentację.

Po wyjściu z gabinetu kapitana Jennifer stanęła na środku pokoju detektywów i zaczęła się rozglądać.

Santiago zerwał się na jej widok.

– Pomóc w czymś? – zapytał z uśmiechem. Na jego kanciastej twarzy utworzyły się dwa duże dołki.

– Zastanawiam się, które biurko jest wolne.

– Mogę odstąpić swoje. – Wskazał blat pełen papierków po słodyczach.

– Jest za małe dla nas dwojga – usłyszał w odpowiedzi. – O, już widzę! Dzięki! Jestem Jennifer Robbins.

– Santiago Gonzales, miło mi. Co sprowadza do nas tak piękną kobietę?

Rob siedzący w kącie parsknął śmiechem. Patrzył na swojego partnera, niższego o głowę od nowej koleżanki, i nie mógł powstrzymać śmiechu.

– Jestem partnerką detektyw Black.

W pomieszczeniu nastała cisza. Mężczyźni wymienili zaskoczone spojrzenia.

– Wybacz, myślałem, że przeprowadzasz jakąś kontrolę. – powiedział Santiago i lekko się zaczerwienił.

– Niestety, ale nie – odparła Jennifer i odsłoniła marynarkę. – Jak widzisz, mam broń i odznakę.

Gonzales nie mógł uwierzyć, że szeregi ich jednostki zasiliła kobieta o wyglądzie modelki.

– Poznałaś już mojego partnera, teraz kolej na starszego pana. – Najstarszy detektyw przerwał tę niezręczną konwersację. – Rob Moore.

– A myślałam, że jesteś jego ojcem – zażartowała Jennifer, wyciągając rękę.

– Już cię lubię – odrzekł Moore, który jako jedyny w wydziale nosił garnitur.

Siedząc w pokoju socjalnym, Nikki obserwowała kolegów. Poczuła się zazdrosna o początek ich relacji z nową partnerką.

– Detektyw Robbins! – zawołała stanowczym tonem.

Jennifer niezwłocznie do niej podeszła.

– Koniec tych romansów. Jesteś tutaj, aby pracować.

– Spokojnie, Nikki… – zaczęła Jennifer.

– Dla ciebie detektyw Black.

Uśmiech znikł z twarzy blondynki.

– OK, już rozumiem…

– Niczego nie rozumiesz i zapewne niczego nie umiesz – podsumowała Nikki i odwróciła się w stronę ekspresu, aby napełnić kolejny kubek. – Ile masz lat? Dwadzieścia pięć?

– Jakie to ma znaczenie?

– Takie, że jeśli zadaję pytanie, to odpowiadasz na nie.

Jennifer oparła się o futrynę. Wpatrywała się w partnerkę. Nikki miała podkrążone oczy i twarz, na której próżno byłoby szukać makijażu.

– Dwadzieścia osiem – odpowiedziała. – Znak zodiaku również chcesz znać, detektyw Black?

Nikki z hukiem odstawiła kubek na blat i opuściła pokój.

– To sobie porozmawiałyśmy… – powiedziała Jennifer do siebie.

Usłyszała dźwięk wiadomości tekstowej. Na wyświetlaczu telefonu zobaczyła tekst: „Jak tam, kochanie?”. Nie skończyła odpisywać, gdy usłyszała głos kapitana.

– Mamy nową sprawę – powiedział.

Natychmiast otoczyła go trójka detektywów. Jennifer wyszła z pokoju socjalnego i stanęła obok. – Siedmiolatek porwany z Hancock Parku. Rodzicami są Katherina i Jeff Fernandezowie, właściciele firmy produkującej inteligentne rozwiązania dla domu.

– Zaczynamy od Amber Alertu? – zapytał Santiago, wgryzając się w batonik.

– Nie tym razem – odparł kapitan. – Sprawa jest dosyć delikatna.

– Co masz na myśli? – zapytała Nikki.

– Nie znam szczegółów, dlatego Black i Robbins pojadą, aby porozmawiać z rodzicami.

– To jedziemy! – stwierdziła entuzjastycznie Jennifer.

– Tylko bez świateł – rzucił kapitan.

Nikki podeszła do niego.

– Działam od ponad piętnastu lat – zaczęła głosem pełnym złości – i wiem takie rzeczy.

– Wiesz, że to nie było do ciebie.

Black podeszła do swojego biurka. Wzięła marynarkę oraz broń i zaczęła rozglądać się za partnerką. „W takim razie pojadę sama” – uznała, gdy nie zauważyła jej w pokoju.

Ku jej zaskoczeniu Jennifer czekała przed budynkiem. Nikki od razu zwróciła uwagę na jej płaskie buty.

– Gdzie twoje szpilki? Obcas się złamał? – zakpiła.

– Co za spostrzegawczość – mruknęła blondynka.

Ruszyła za partnerką na parking służbowy.

Black, przyzwyczajona do pracy w pojedynkę, nie zwracała na nią uwagi. Podeszła do jednego z czarnych samochodów i zajęła miejsce kierowcy. Otworzyła okno po stronie pasażera.

– Potrzebujesz zaproszenia? – rzuciła.

Jennifer zajęła miejsce.

– Kiedy będę mogła prowadzić? – zapytała.

– Gdy zniknę z wydziału. A to mało prawdopodobne.

Black płynnie wymijała samochody. Nie odzywała się. Jej partnerce cisza wydawała się niezręczna. Najpierw wyglądała przez okno, teraz zaczęła lustrować wnętrze samochodu. Oprócz nawigacji rozpoznała znane jej przełączniki do sterowania sygnalizacjami świetlną oraz dźwiękową, a także komputer policyjny i radio.

Jechały od kilku minut, choć Jennifer miała wrażenie, że minęła wieczność. Po raz kolejny poprawiła się na czarnym skórzanym siedzeniu.

– Dlaczego nikomu nie pozwalasz prowadzić? – zapytała.

Black gwałtownie zmieniła pas. Jennifer chwyciła klamkę, gdy auto niespodziewanie zahamowało.

– Nie twoja sprawa – wycedziła Nikki, odwracając się w jej stronę. – Będę prowadziła samochód niezależnie od tego, czy ci się to podoba czy nie. Zrozumiałaś?

– Tak – odpowiedziała przerażona Jennifer. – Ile w tobie agresji… – dodała ciszej.

– Słucham?

– Gdybyś potrzebowała terapii, mogę ci polecić mojego lekarza.

– Nie wierzę! – krzyknęła Nikki, uderzając rękami w kierownicę. – Z kim ja muszę pracować…!

Wyłączyła sygnalizację awaryjną i z impetem włączyła się do ruchu. Przekręciła pokrętło i po chwili w samochodzie rozległa się muzyka.

Skręciły w strzeżone osiedle. Przed wielką żeliwną bramą stała budka strażnika. Po okazaniu odznak wjechały do jednego z ekskluzywnych miejsc w Los Angeles.

Drogie domy, które mijały, przypomniały Jennifer o dzieciństwie. Większość z nich utrzymano w stylu nowoczesnym, inne wyglądały jak zamki. Przed większością rezydencji rozpościerały się długie podjazdy osłonięte gęsto rosnącą roślinnością.

Dokładnie pamiętała wielki dom, w którym mieszkała razem z rodzicami. Pochłonięci pracą, zapominali o córce. Chociaż miała ogromny pokój i najnowsze zabawki, mogła liczyć jedynie na nianię, która starała się zastępować Jennifer rodziców, wychowywała ją i wspierała.

Kiedy samochód się zatrzymał, dostrzegła nowoczesny dom. W przeciwieństwie do innych budynków był usytuowany blisko drogi, a przed nim na próżno było szukać drzew i krzewów. Otaczał go jedynie idealnie przystrzyżony trawnik.

Odruchowo spojrzała na gładką ścianę, jakby zaraz miała oprzeć o nią rower i na złość rodzicom zniszczyć elewację.

– Robbins, idziemy! – Jej rozmyślania przerwała Nikki. – Robbins!

Jennifer ocknęła się i wysiadła z samochodu. Podeszły do bramy. Na wyświetlaczu interkomu zobaczyły twarz mężczyzny.

– W czym mogę pomóc? – zapytał.

– Detektyw Robbins – powiedziała Jennifer, podnosząc odznakę.

Po chwili usłyszały dźwięk otwieranej bramy.

Za domem ich oczom ukazały się fontanny i bujnie rosnące egzotyczne kwiaty. Miejsce zapierało dech w piersiach.

Przed wejściem czekał trzydziestokilkuletni mężczyzna, który mimo panującego upału miał na sobie garnitur i dopasowany kolorystycznie krawat.

– Jestem Jeff – odezwał się. – Dziękuję, że przyjechałyście.

– Proszę nam opowiedzieć, co się stało – zaczęła Nikki – bo jak dotąd niewiele wiemy.

– Zanim wejdziemy… – zaczął. – Moja żona, Katherina, nie wie, że tutaj jesteście.

Jennifer spojrzała na niego pytająco.

– Proszę nam opowiedzieć wszystko od początku – powtórzyła.

Mężczyzna zasugerował krótki spacer.

– Syn pojechał z nianią do parku – zaczął opowiadać.

– Hancock Parku, tak? – wtrąciła Nikki.

Mężczyzna przytaknął.

– Następnie zadzwonili do nas ze szpitala, że niania Jake’a leży na intensywnej terapii. Kiedy zapytaliśmy, czy z synem wszystko w porządku, usłyszeliśmy, że go nie ma!

– Co było dalej?

– Gdy żona próbowała ustalić, co się stało, odebrałem telefon. Męski głos powiedział, że mają Jake’a i że oddadzą go za milion dolarów. Zagrozili, że jeśli powiadomimy policję, Jake już nigdy do nas nie wróci – dopowiedział drżącym głosem.

– Jeff! – usłyszeli nagle. – Jeff!

Z domu wybiegła kobieta. Miała zaczerwienione oczy i włosy w nieładzie. Sprawiała wrażenie nieobecnej.

– Co się stało, kochanie? – zapytał, tuląc ją mocno.

– Właaaśnie zzzzzadzwonili, żżże Jake sssprawia im kłooopoty – powiedziała, łkając. – Musimy do wieczora zdobyć pieniądze. Musimy…! Kto to jest? – zapytała po chwili, odwracając się w stronę kobiet.

– Kochanie… – zaczął ostrożnie Jeff. – To są panie detektyw, które nam pomogą.