Przewodnik po zbrodni według grzecznej dziewczynki - Holly Jackson - ebook + książka
BESTSELLER

Przewodnik po zbrodni według grzecznej dziewczynki ebook

Holly Jackson

4,5

48 osób interesuje się tą książką

Opis

Sprawa jest zamknięta. Pięć lat temu uczennica Andie Bell została zamordowana przez swojego chłopaka - Sala Singha. Policja wie, że to był on. Wszyscy w mieście to wiedzą.

Ale dorastająca w tym samym miasteczku Pippa Fitz-Amobi nie jest tego taka pewna. Kiedy wybiera tę sprawę jako temat swojego ostatniego rocznego projektu w szkole, zaczyna odkrywać tajemnice, które ktoś w mieście desperacko chce pozostawić w ukryciu. Wkrótce szkolne zadanie przeradza się w śmiertelne zagrożenie.

Trzymający w napięciu i uzależniający thriller dla młodych dorosłych. W porywającym tempie wciąga w wir tajemnic, uprzedzeń i sekretów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 443

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2726 ocen)
1762
737
196
26
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Synshvne

Nie oderwiesz się od lektury

To było świetne! Muszę przyznać, że emocje towarzyszące mi podczas czytania ostatnich rozdziałów to była jakaś mieszanka wybuchowa i momentami aż wstawałam z łóżka i chodziłam po pokoju trawiąc informacje, które przed chwilą wyczytałam. Myślę, że na długo pozostanie w mojej pamięci i sumiennie mogę polecić.
110
Moooneta

Całkiem niezła

Jak na thriller YA, było dobrze. Takie książki rządzą się swoimi prawami i trzeba je oceniać według adekwatnych kryteriów. Było na tyle dobrze, że przeczytałam całość w jeden dzień, bo mnie wciągnęło. A jednak… Pip była wkurzająca, nierealistyczna (jak zresztą cała jej rodzina i wiele innych postaci) i dość wyblakła, jeśli chodzi o cechy charakteru inne niż głupi upór i przemądrzałość. No i na pewno uwierzę w to, że absolutnie wszyscy odpowiadają na wszystkie jej pytania, bo robi SZKOLNY PROJEKT. Lol. Wiem, wiem, suspension of disbelief, ale i tak to było już dużo za dużo. XD Tymczasem będę kontynuować serię, a ten tom oceniam na 3,5*, bo podobało mi się rozwiązanie zagadki i to, że autorka podrzucała wystarczająco dużo tropów, by czytelnik nie mógł od razu wszystkiego odkryć.
Oszka84

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo wciągającą książka z ciekawą formą narracji. Dzięki temu czytelnik ma wgląd w sam środek myśli bohaterki i śledztwo które prowadzi. Akcja przemyślana, zagęszczająca się fabuła sprawia, że nie można oderwać się od lektury. Główna bohaterka skradła moje serce! Polecam i gnam do drugiej części.
70
Sabinaczyta1

Nie oderwiesz się od lektury

Najlepsza książka o śledztwie w małym miasteczku, jaką ostatnio czytałam. Polecam ogromnie. Ilość wątków i poszlak jest akurat, żeby samemu móc wyciągać wnioski, a odkrywanie kolejnych warstw historii ze zdeterminowaną i pełną wiary w swoją misję Pippą, daje naprawdę dużego kopa emocji. Na pewno przeczytam kiedyś jeszcze raz!
70
martairmina

Nie oderwiesz się od lektury

MEGA! Ciężko się od niej oderwać :)
50

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: A GOOD GIRL’S GU­IDE TO MUR­DER
First pu­bli­shed in Great Bri­tain in 2019 by Eg­mont UK Li­mi­ted, The Yel­low Bu­il­ding, 1 Ni­cho­las Road, Lon­don, W11 4AN Text co­py­ri­ght © 2019 by Holly Jack­son The Au­thor has as­ser­ted her mo­ral ri­ghts.
Prze­kład: ER­NEST KAC­PER­SKI
Re­dak­tor pro­wa­dzący: ANETTA RA­DZI­SZEW­SKA
Re­dak­cja: KA­TA­RZYNA MA­LI­NOW­SKA
Ko­rekta: AGNIESZKA TRZEB­SKA-CWA­LINA
Opra­co­wa­nie okładki: MI­CHA­LINA PA­CZYŃ­SKA
DTP: TYPO 2 Jo­lanta Ugo­row­ska
© Co­py­ri­ght for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa Sp. z o.o. War­szawa 2019 All ri­ghts re­se­rved.
Wy­da­nie I
Wszyst­kie prawa za­strze­żone. Prze­druk lub ko­pio­wa­nie ca­ło­ści albo frag­men­tów książki moż­liwe jest tylko na pod­sta­wie pi­sem­nej zgody wy­dawcy.
ISBN 978-83-8154-347-7
Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa Sp. z o.o. 00-807 War­szawa, Al. Je­ro­zo­lim­skie 94 tel. 22 379 85 50, fax 22 379 85 51 e-mail: wy­daw­nic­two@zie­lo­na­sowa.plwww.zie­lo­na­sowa.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Pip wie­działa, gdzie miesz­kali.

Wszy­scy w Lit­tle Kil­ton wie­dzieli.

Było tak, jakby mia­sto miało swój na­wie­dzony dom. Prze­cho­dzący obok lu­dzie przy­spie­szali kroku, a zdu­szone słowa wię­zły im w gar­dłach. Wra­ca­jące ze szkoły roz­krzy­czane dzieci zbie­rały się przy po­se­sji, do­da­jąc so­bie śmia­ło­ści, żeby pod­biec do głów­nej bramy i po­ło­żyć na niej dłoń. Kto bę­dzie na tyle od­ważny?

Jed­nak dom nie był na­wie­dzony przez du­chy. Po pro­stu troje smut­nych lu­dzi usi­ło­wało pro­wa­dzić w nim swoje do­tych­cza­sowe ży­cie. Ta­kie jak wcze­śniej. Nie było żad­nych mi­ga­ją­cych świa­teł ani prze­wra­ca­ją­cych się krze­seł. Je­dy­nie wy­ma­lo­wany czarną farbą na­pis „Szu­mo­winy” i okna po­wy­bi­jane ka­mie­niami.

Pip za­wsze się za­sta­na­wiała, dla­czego nie chcieli się wy­pro­wa­dzić. Nie dla­tego, że mu­sieli, bo prze­cież nie zro­bili nic złego. Nie ro­zu­miała tylko, jak można żyć w ten spo­sób.

Pip wie­działa mnó­stwo róż­nych rze­czy, na przy­kład, że hip­po­po­to­mon­stro­se­squ­ipe­da­lio­fo­bia to fa­chowe okre­śle­nie lęku przed dłu­gimi sło­wami; wie­działa, że dzieci przy­cho­dzą na świat bez rzepki; bez­błęd­nie re­cy­to­wała z pa­mięci cy­taty z Pla­tona i Ka­tona; i wie­działa, że ist­nieją cztery ty­siące od­mian ziem­nia­ków. Nie wie­działa tylko, skąd ro­dzina Sin­ghów czer­pie siłę, żeby wciąż tam miesz­kać.

Tu­taj, w Kil­ton, pod cię­ża­rem ludz­kich spoj­rzeń, wśród wy­po­wia­da­nych wy­star­cza­jąco gło­śnym szep­tem ko­men­ta­rzy i są­siedz­kich po­ga­wę­dek, które ni­gdy nie prze­ra­dzały się w dłuż­sze roz­mowy.

Okrut­nym zrzą­dze­niem losu dom stał nie­opo­dal miej­sco­wego li­ceum, do któ­rego daw­niej cho­dzili An­die Bell i Sal Singh, a gdzie za kilka ty­go­dni, kiedy na­brzmiałe sierp­niem słońce za­nu­rzy się we wrze­śnio­wym chło­dzie, Pip miała po­wró­cić, żeby roz­po­cząć na­ukę w ostat­niej kla­sie.

Pip przy­sta­nęła i po­ło­żyła dłoń na bra­mie wjaz­do­wej, wy­ka­zu­jąc się więk­szą od­wagą niż po­łowa dzie­cia­ków z mia­steczka. Omio­tła wzro­kiem ścieżkę pro­wa­dzącą do wej­ścia. Nie była długa, za­le­d­wie kilka me­trów, ale od jej końca do miej­sca, w któ­rym stała Pip, wy­da­wała się nie­zmie­rzoną ot­chła­nią. Moż­liwe, że to był bar­dzo zły po­mysł. Wzięła to pod uwagę. Po­ranne słońce grzało mocno, a ona czuła, jak spodnie za­czy­nają się kleić do jej ud. Po­mysł zły albo po­mysł śmiały. Ale prze­cież naj­więk­sze umy­sły w hi­sto­rii za­wsze nad bez­pie­czeń­stwo prze­kła­dały od­wagę, a ich słowa sta­no­wiły po­datny grunt na­wet dla naj­gor­szych po­my­słów.

Szo­ru­jąc po­de­szwami bu­tów po bez­kre­snej ścieżce, do­tarła do drzwi i – po chwili za­sta­no­wie­nia, czy jest pewna tego, co robi – za­pu­kała trzy­krot­nie. Pa­trzyło na nią jej pełne na­pię­cia od­bi­cie. Dłu­gie ciemne włosy, wy­sma­gane pa­lą­cym słoń­cem i nieco po­ja­śniałe na koń­ców­kach, twarz blada mimo ty­go­dnia spę­dzo­nego nie­dawno na po­łu­dniu Fran­cji, zie­lone oczy o prze­ni­kli­wym i męt­nym spoj­rze­niu go­to­wym na kon­fron­ta­cję.

Do­szedł do niej brzęk spa­da­ją­cego łań­cu­cha i dwu­krotne prze­krę­ce­nie zamka. Drzwi się otwo­rzyły.

– Słu­cham? – ode­zwał się ktoś przez szparę w drzwiach.

Pip za­mru­gała. Wie­działa, że po­winna prze­stać się wpa­try­wać, ale nie mo­gła się po­wstrzy­mać. Tak bar­dzo przy­po­mi­nał Sala. Tego, któ­rego znała z wia­do­mo­ści te­le­wi­zyj­nych i zdjęć w pra­sie. Tego, który blak­nął w jej mło­dzień­czej pa­mięci. Ravi miał czarne, po­tar­gane i przy­cze­sane na bok włosy swo­jego brata, grube łu­ko­wate brwi i dę­bowy od­cień cery.

– Słu­cham? – po­wtó­rzył.

– Hm... – Było już za późno, żeby bły­snąć uro­kiem oso­bi­stym. Głowę miała za­prząt­niętą jego doł­kiem w pod­bródku, do­kład­nie ta­kim jak u niej, a któ­rego nie miał Sal. Poza tym, od kiedy ostatni raz go wi­działa, zro­bił się jesz­cze wyż­szy. – Eee, prze­pra­szam, cześć – wy­beł­ko­tała i nie­zgrab­nie po­ma­chała, czego na­tych­miast po­ża­ło­wała.

– Cześć...

– Cześć, Ravi... – od­parła. – Ja... Nie znasz mnie... Je­stem Pippa Fitz-Amobi. By­łam kilka klas ni­żej od cie­bie, za­nim od­sze­dłeś ze szkoły.

– Ro­zu­miem...

– Tak się za­sta­na­wia­łam... Czy mo­gła­bym za­jąć ci jedną se­kundkę? Zna­czy... Nie se­kundkę... Wiesz, to taka współ­cze­sna jed­nostka czasu, taka pra­wie jedna setna set­nej... To może... Mógł­byś mi po­świę­cić kilka na­stę­pu­ją­cych po so­bie krót­kich chwil?

Tak wła­śnie się za­cho­wy­wała, kiedy była zde­ner­wo­wana lub po­sta­wiona pod ścianą. Wy­rzu­cała z sie­bie se­rię bez­u­ży­tecz­nych zdań przy­bie­ra­ją­cych po­stać kiep­skich żar­tów. I jesz­cze jedno – zde­ner­wo­wana Pip z prze­sad­nym wy­szu­ka­niem i nie­udol­nie sta­rała się po­rzu­cić klasę śred­nią, wpa­da­jąc w ta­nią imi­ta­cję wyż­szych sfer. Czy kie­dy­kol­wiek na po­waż­nie użyła okre­śle­nia „se­kundka”?

– Co? – spy­tał zbity z tropu Ravi.

– A zresztą nie­ważne, wy­bacz. – Pip nieco ochło­nęła. – Wiesz, wła­śnie pra­cuję nad PR-em i...

– Nad czym?

– Pro­jekt roz­sze­rzony w szkole, nie­obo­wiąz­kowy, poza pro­gra­mem... Można wy­brać do­wolny te­mat.

– Aha. Ni­gdy tak da­leko nie za­sze­dłem. Rzu­ci­łem na­ukę naj­wcze­śniej, jak się dało.

– Tak... I po­my­śla­łam, że może mógł­byś od­po­wie­dzieć na kilka py­tań.

– Na jaki te­mat? – od­parł, marsz­cząc ciemne brwi.

– Wiesz... Tego, co wy­da­rzyło się pięć lat temu.

Ravi wes­tchnął gło­śno, a jego usta wy­krzy­wiły się w gry­ma­sie tłu­mio­nego gniewu.

– Po co? – wy­rzu­cił z sie­bie.

– Po­nie­waż my­ślę, że twój brat tego nie zro­bił. I za­mie­rzam to udo­wod­nić.

.

Pippa Fitz-Amobi

1.08.2017 r.

Dzien­nik pro­jektu roz­sze­rzo­nego.Wpis pierw­szy

Wy­wiad z Ravi Sin­ghiem, pią­tek po po­łu­dniu (przy­go­to­wać py­ta­nia).

Spi­sać wy­wiad z An­gelą John­son.

Dzien­nik ma na celu prze­gląd wszel­kich prze­szkód, które na­po­ty­kamy pod­czas śledz­twa, opi­sa­nie po­czy­nio­nych po­stę­pów oraz omó­wie­nie zre­ali­zo­wa­nych za­ło­żeń i pod­su­mo­wa­nie ich w ra­por­cie koń­co­wym. Mój dzien­nik bę­dzie nieco inny: mam za­miar re­je­stro­wać wszystko, co do­ty­czy mo­jego śledz­twa, sprawy za­równo istotne, jak i te mniej ważne, po­nie­waż wciąż nie wiem, jak bę­dzie wy­glą­dać mój ra­port koń­cowy. Nie wiem także, co się okaże warte uwagi. Nie mam ja­sno spre­cy­zo­wa­nego celu. Po­trze­buję czasu, żeby się prze­ko­nać, w ja­kim miej­scu się znajdę pod ko­niec do­cho­dze­nia, i ja­kie wnio­ski będę mo­gła wy­cią­gnąć z ze­bra­nego ma­te­riału (to chyba za­czyna przy­po­mi­nać pa­mięt­nik!).

Mam tylko na­dzieję, że nie bę­dzie to opra­co­wa­nie, które za­ry­so­wa­łam pod­czas roz­mowy z pa­nią Mor­gan. Obym mo­gła po­ka­zać prawdę. Co na­prawdę przy­da­rzyło się An­die Bell 20 kwiet­nia 2012 roku? A po­nie­waż – jak pod­po­wiada mi in­tu­icja – Sa­lil „Sal” Singh jest nie­winny, kto ją za­bił?

Nie mam pew­no­ści, czy uda mi się roz­wi­kłać tę za­gadkę i wska­zać mor­dercę An­die. Nie je­stem ofi­ce­rem po­li­cji, który ma do­stęp do taj­nych ma­te­ria­łów są­do­wych. Nie je­stem na­iwna. Jed­nak li­czę na to, że uda mi się od­kryć nowe fakty i rze­czowe prze­słanki, które do­pro­wa­dzą do za­kwe­stio­no­wa­nia winy Sala, a także udo­wod­nić, że za­mknię­cie sprawy bez po­głę­bio­nego do­cho­dze­nia było po­myłką po­li­cji.

Moje me­tody pracy będą na­stę­pu­jące: roz­mowy ze wszyst­kimi, któ­rzy mieli bli­ski zwią­zek ze sprawą, ob­se­syjne śle­dze­nie po­dej­rza­nych w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych i dzi­kie, DZI­KIE do­my­sły.

[PANI MOR­GAN NIE MOŻE TEGO ZO­BA­CZYĆ!]

Pierw­szym eta­pem ni­niej­szego pro­jektu jest za­tem zba­da­nie, co przy­da­rzyło się An­die Bell, zna­nej wszyst­kim jako An­die, i opi­sa­nie oko­licz­no­ści, ja­kie to­wa­rzy­szyły jej za­gi­nię­ciu. Te in­for­ma­cje za­mie­rzam po­zy­skać z ar­ty­ku­łów pra­so­wych oraz kon­fe­ren­cji, które w tam­tym cza­sie or­ga­ni­zo­wała ko­menda po­li­cji.

[Tu­taj wpi­sać wszyst­kie źró­dła. Oszczęd­ność czasu!]

Sko­pio­wane z pierw­szej wia­do­mo­ści, która po­ja­wiła się po za­gi­nię­ciu:

„An­drea Bell, lat 17, za­miesz­kała w Lit­tle Kil­ton, hrab­stwo Buc­kin­gham, wy­szła z domu w ostatni pią­tek i do tej pory nie wró­ciła.

Za­gi­niona od­da­liła się z miej­sca za­miesz­ka­nia sa­mo­cho­dem marki Peu­geot 206 ko­loru czar­nego. Miała przy so­bie te­le­fon. Z domu nie za­brała żad­nych ubrań. Po­li­cja stwier­dziła, że jej za­gi­nię­cie jest nie­ty­powe.

Cały week­end po­li­cja pro­wa­dziła po­szu­ki­wa­nia w oko­licz­nych la­sach. An­drea, zwana An­die, to biała ko­bieta o wzro­ście 170 cen­ty­me­trów i dłu­gich blond wło­sach. Przy­pusz­cza się, że tam­tej nocy miała na so­bie ciemne je­ansy i krótki nie­bie­ski swe­ter[1]”.

Ko­lejne ar­ty­kuły za­wie­rały wię­cej szcze­gó­łów. Usta­lono miej­sce, gdzie po raz ostatni wi­dziano An­die żywą, a także okre­ślono przy­bli­żoną go­dzinę jej do­mnie­ma­nego upro­wa­dze­nia.

Ostat­nią osobą, która „wi­działa An­die Bell, była jej sio­stra Becca. Było to 20 kwiet­nia 2012 roku około go­dziny 22.30[2]”.

Tę in­for­ma­cję po­twier­dziła po­li­cja pod­czas kon­fe­ren­cji pra­so­wej we wto­rek 24 kwiet­nia: „Dzięki za­pi­sowi z ka­mery mo­ni­to­ringu miej­skiego za­mon­to­wa­nej na bu­dynku banku STN przy High Street w Lit­tle Kil­ton udało się usta­lić, że sa­mo­chód An­die od­je­chał spod jej domu około go­dziny 22.40[3]”.

We­dług jej ro­dzi­ców, Ja­sona i Dawn Bel­lów, An­die „miała ich ode­brać z wie­czor­nego przy­ję­cia o go­dzi­nie 00.45”. Kiedy An­die się nie po­ja­wiła i nie można było się z nią skon­tak­to­wać, pań­stwo Bel­lo­wie za­częli dzwo­nić do jej zna­jo­mych, żeby się do­wie­dzieć, czy kto­kol­wiek wie, gdzie może prze­by­wać ich córka. W so­botę o go­dzi­nie 03.00 „Ja­son Bell za­dzwo­nił na po­li­cję i zgło­sił jej [An­die] za­gi­nię­cie[4]”.

A za­tem co­kol­wiek się stało tam­tej nocy z An­die Bell, miało miej­sce mię­dzy go­dziną 22.40 a 00.45. Wkle­jam tu­taj wczo­raj­szą roz­mowę te­le­fo­niczną z An­gelą John­son.

Roz­mowa z An­gelą John­son, pra­cow­nicą biura osób za­gi­nio­nych

An­gela:

Słu­cham?

Pip:

Dzień do­bry, czy roz­ma­wiam z An­gelą John­son?

An­gela:

Tak, to ja. Czy to Pippa?

Pip:

Tak, chcia­łam bar­dzo po­dzię­ko­wać za od­po­wiedź na mój mejl.

An­gela:

Nie ma za co.

Pip:

Czy nie ma pani nic prze­ciwko, że­bym na­gry­wała na­szą roz­mowę? Chcia­ła­bym za­łą­czyć ją do swo­jego pro­jektu.

An­gela:

Nie ma pro­blemu. Z góry prze­pra­szam, ale mogę po­świę­cić ci tylko dzie­sięć mi­nut. Co chcia­ła­byś wie­dzieć w kwe­stii osób za­gi­nio­nych?

Pip:

In­te­re­suje mnie to, co się dzieje, kiedy ktoś zgła­sza czy­jeś za­gi­nię­cie. Ja­kie są pro­ce­dury i pierw­sze kroki po­dej­mo­wane przez po­li­cję?

An­gela:

Kiedy ktoś za­dzwoni pod nasz nu­mer i zgłosi za­gi­nię­cie, po­li­cja bę­dzie się sta­rała usta­lić jak naj­wię­cej szcze­gó­łów w celu osza­co­wa­nia stop­nia ry­zyka da­nego przy­padku, za­nim po­dej­mie od­po­wied­nie kroki. Pierw­sze in­for­ma­cje, które są nie­zbędne do iden­ty­fi­ka­cji, to imię, na­zwi­sko, ry­so­pis, ubra­nia, w któ­rych dana osoba była wi­dziana po raz ostatni; czy po­ru­szała się po­jaz­dem, a je­śli tak, to ja­kim; na­stęp­nie opis oko­licz­no­ści za­gi­nię­cia oraz in­for­ma­cja, czy po­do­bne wy­padki miały miej­sce w prze­szło­ści. Dzięki uzy­ska­nym in­for­ma­cjom po­li­cja jest w sta­nie usta­lić, czy ma do czy­nie­nia ze sprawą ni­skiego, śred­niego czy wy­so­kiego ry­zyka.

Pip:

Ja­kie oko­licz­no­ści kwa­li­fi­kują zgło­sze­nie jako sprawę wy­so­kiego ry­zyka?

An­gela:

Na przy­kład młody wiek lub nie­peł­no­spraw­ność osoby za­gi­nio­nej. A je­śli znik­nię­cie jest nie­ty­powe, naj­praw­do­po­dob­niej tej oso­bie grozi nie­bez­pie­czeń­stwo.

Pip:

Czyli kiedy za­gi­niona ma sie­dem­na­ście lat, a w prze­szło­ści ni­gdy nie zda­rzyła jej się ucieczka z domu, sprawa zy­skuje sta­tus wy­so­kiego ry­zyka?

An­gela:

Zde­cy­do­wa­nie, szcze­gól­nie że mamy do czy­nie­nia z osobą nie­let­nią.

Pip:

Ja­kie kroki po­dej­muje wtedy po­li­cja?

An­gela:

W ta­kim przy­padku do miej­sca za­miesz­ka­nia osoby za­gi­nio­nej na­tych­miast wy­sy­łany jest pa­trol. Za­da­niem ofi­cera jest ze­bra­nie ko­lej­nych in­for­ma­cji, ta­kich jak kon­takty do przy­ja­ciół, zna­jo­mych, part­nera lub part­nerki, prze­pro­wa­dza się wy­wiad o sta­nie zdro­wia, a także za­zna­ja­mia z sy­tu­acją fi­nan­sową za­gi­nio­nego, na przy­kład nu­mer karty kre­dy­to­wej jest ko­nie­czny do śle­dze­nia ewen­tu­al­nych wy­płat go­tówki w ban­ko­ma­tach. Prosi się także o ak­tu­alne zdję­cia, a w przy­pad­kach naj­wyż­szego ry­zyka po­biera próbki DNA, które mogą po­słu­żyć do dal­szych ba­dań kry­mi­na­li­stycz­nych. Za zgodą wła­ści­cieli do­mów do­ko­nuje się rów­nież prze­szu­ka­nia miej­sca za­miesz­ka­nia, co po­zwala spraw­dzić, czy za­gi­niona osoba nie ukrywa się w jed­nym z po­miesz­czeń lub... nie zo­stała tam ukryta wbrew jej woli. Bie­rze się pod uwagę każdą moż­li­wość. To stan­dar­dowa pro­ce­dura.

Pip:

To zna­czy, że po­li­cja na­tych­miast spraw­dza wszel­kie prze­słanki, które mo­głyby świad­czyć o tym, że osoba za­gi­niona pa­dła ofiarą prze­stęp­stwa?

An­gela:

Jak naj­bar­dziej. Je­śli oko­licz­no­ści za­gi­nię­cia są po­dej­rzane, ofi­ce­ro­wie dzia­łają zgod­nie z za­sadą: „Tam, gdzie wąt­pli­wo­ści, tam moż­liwe mor­der­stwo”. Oczy­wi­ście bar­dzo nie­wielki od­se­tek zgło­szo­nych za­gi­nięć koń­czy się w tak tra­giczny spo­sób. Mimo to pro­ce­dura już na wstęp­nym eta­pie na­ka­zuje zbie­rać wszel­kie do­wody tak, jakby było to po­stę­po­wa­nie w kie­runku za­bój­stwa.

Pip:

A je­śli po prze­szu­ka­niu głów­nego miej­sca za­miesz­ka­nia za­gi­nio­nej osoby nie po­ja­wiają się żadne nie­po­ko­jące wska­zówki?

An­gela:

Wtedy prze­cze­suje się oko­licę, kon­tak­tuje z ope­ra­to­rem sieci te­le­fo­nicz­nej, prze­py­tuje są­sia­dów i przy­ja­ciół, każ­dego, kto może do­star­czyć ja­kich­kol­wiek in­for­ma­cji. Je­śli za­gi­nię­cie do­ty­czy osoby mło­dej, na­sto­let­niej, nie można za­kła­dać, że ro­dzice będą znali wszyst­kich jej zna­jo­mych. Ró­wie­śnicy sta­no­wią świetną bazę kon­tak­tów. Wiesz, cho­dzi o po­ta­jemne mi­ło­ści, tego typu zna­jo­mo­ści. Waż­nym ele­men­tem jest rów­nież śle­dze­nie ma­te­ria­łów pra­so­wych. Re­la­cje za­warte w me­diach mogą nie­kiedy sta­no­wić cenne źró­dło in­for­ma­cji.

Pip:

Ro­zu­miem, że w przy­padku za­gi­nię­cia sie­dem­na­sto­latki po­li­cja dość szybko na­wią­zuje kon­takt z jej chło­pa­kiem i resztą zna­jo­mych?

An­gela:

Ależ oczy­wi­ście. Prze­py­tuje się jak naj­wię­cej osób, po­nie­waż w przy­padku ucieczki można za­ło­żyć, że osoba zgło­szona jako za­gi­niona ukrywa się u któ­re­goś z bli­skich przy­ja­ciół.

Pip:

Na któ­rym eta­pie śledz­twa po­li­cja uznaje, że od tej pory w grę wcho­dzi tylko po­szu­ki­wa­nie ciała?

An­gela:

Cóż... Czas nie jest tu... Bar­dzo cię prze­pra­szam, ale mu­szę koń­czyć. Wzy­wają mnie na spo­tka­nie.

Pip:

Ro­zu­miem i dzię­kuję za po­świę­cony czas.

An­gela:

Je­śli jesz­cze bę­dziesz miała ja­kieś py­ta­nia, na­pisz wia­do­mość. Od­po­wiem naj­szyb­ciej, jak będę mo­gła.

Pip:

Tak zro­bię. Jesz­cze raz dzię­kuję.

An­gela:

To na ra­zie.

W in­ter­ne­cie zna­la­złam na­stę­pu­jące sta­ty­styki:

Osiem­dzie­siąt pro­cent osób za­gi­nio­nych od­naj­duje się w ciągu 24 go­dzin.

Dzie­więć­dzie­siąt sie­dem pro­cent od­naj­duje się w ciągu pierw­szego ty­go­dnia.

Dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć pro­cent spraw wy­ja­śnia się w ciągu roku.

Zo­staje je­den pro­cent.

Je­den pro­cent za­gi­nio­nych ni­gdy się nie od­naj­dzie.

Ale jest jesz­cze jedna liczba, którą na­leży wziąć pod uwagę: za­le­d­wie ćwierć pro­cent za­gi­nięć to przy­padki śmier­telne[5].

Gdzie w tym wszyst­kim jest miej­sce An­die Bell? Nie­ustanne ba­lan­so­wa­nie w prze­dziale od 0,25 do 1 pro­centa. Ułam­kowe od­de­chy, płyt­sze i głęb­sze, ogra­ni­czone do dwóch miejsc po prze­cinku.

Tym­cza­sem więk­szość uznaje, że An­die do­łą­czyła do „Klubu 0,25”, mimo że jej ciała ni­gdy nie od­na­le­ziono.

A dla­czego? Sal Singh – oto dla­czego.

Pip ode­rwała dło­nie od kla­wia­tury. Jej palce wska­zu­jące za­wi­sły nad li­te­rami „d” i „l”. Przy­słu­chi­wała się do­bie­ga­ją­cemu z dołu ha­ła­sowi. Ude­rze­nie, cięż­kie kroki, dźwięk trą­cych o po­sadzkę pa­zu­rów, nie­po­wstrzy­many chło­pięcy śmiech. Po chwili wszystko stało się ja­sne.

– Jo­shua! Dla­czego pies ma na so­bie moją ba­ti­kową ko­szulkę?! – Dał się sły­szeć do­no­śny krzyk Vic­tora, a jego głos po­szy­bo­wał do po­koju Pip, prze­bi­ja­jąc pan­cerz dy­wanu.

Pip par­sk­nęła krót­kim śmie­chem, wci­snęła skrót „Za­pisz do­ku­ment” i za­mknęła lap­top. Była to ta pod­nio­sła chwila w ciągu dnia, kiedy błogi spo­kój prze­ry­wał huczny po­wrót ojca do domu. On nie po­tra­fił być ci­cho. Jego szept roz­brzmie­wał w dru­gim końcu po­koju, gromki śmiech i to­wa­rzy­szące mu mia­rowe ude­rze­nia dłoni w ko­lano zry­wały do­mow­ni­ków na równe nogi. A w każde święta, bez żad­nych wy­jąt­ków, Pip bu­dziła się, kiedy w środku nocy „bez­sze­lest­nie” się za­kra­dał, żeby pod­ło­żyć pre­zenty pod cho­inkę. Jej oj­czym był ży­wym za­prze­cze­niem sub­tel­no­ści.

Tym­cza­sem na par­te­rze roz­gry­wały się dziwne sceny. Jo­shua bie­gał mię­dzy po­ko­jami, kuch­nią a ko­ry­ta­rzem, za­no­sząc się śmie­chem. Tuż za nim po­dą­żał Bar­ney, gol­den re­trie­ver, przy­stro­jony w krzy­kliwą ko­szulkę ojca, tę w ośle­pia­jąco zie­lone wzory, którą przy­wieźli z ostat­nich wa­ka­cji w Ni­ge­rii. Prze­szczę­śliwy zwie­rzak śli­zgał się po wy­po­le­ro­wa­nym dę­bo­wym par­kie­cie, war­cząc ra­do­śnie przez zęby. Sza­lony ma­ra­ton za­my­kał Vic­tor, po­stawny, nie­mal dwu­me­trowy męż­czy­zna ubrany w szary trzy­czę­ściowy gar­ni­tur Hugo Bossa, uga­nia­jący się za chłop­cem i jego psem i wy­rzu­ca­jący z sie­bie dzi­kie salwy śmie­chu. Kre­skówka do­mo­wej pro­duk­cji.

– Lu­dzie, ja tu pró­buję od­ra­biać lek­cje! – ode­zwała się Pip, w ostat­niej chwili od­ska­ku­jąc, żeby unik­nąć zmie­ce­nia przez roz­pę­dzony ludzko-zwie­rzęcy taj­fun.

Bar­ney za­trzy­mał się na chwilę, to zna­czy wy­ha­mo­wał łbem na jej pisz­czeli, po czym przy­go­to­wał się do skoku na ka­napę, na któ­rej po zde­rze­niu wy­lą­do­wali Vic­tor z Jo­shem.

– Cześć, sło­neczko – od­parł Vic­tor, ude­rza­jąc ręką w obi­cie.

– Cześć, tato. Tak ci­chutko wsze­dłeś, że na­wet nie za­uwa­ży­łam two­jej obec­no­ści.

– Ko­cha­nie, je­steś zbyt mą­dra na od­grze­wa­nie sta­rych żar­tów.

Pip usia­dła na ka­na­pie. Czuła, jak po­du­chy to za­pa­dają się, to uno­szą pod jej udami, po­ru­szane fa­lu­ją­cym ryt­mem za­dy­szki, która wciąż wstrzą­sała Jo­shem i jego tatą. Chło­piec za­czął grze­bać pal­cem w pra­wej dziurce nosa, a Vic­tor szyb­kim ru­chem ode­pchnął jego dłoń.

– Jak ci mi­nęły te dni? – za­py­tał Vic­tor, sa­dza­jąc Jo­sha przy grze plan­szo­wej o pił­ka­rzach, w którą chło­piec grał wcze­śniej.

Pip ock­nęła się z za­my­śle­nia. Sły­szała już to wszystko w sa­mo­cho­dzie, kiedy od­wo­ziła Jo­sha z klubu. Słu­chała w roz­tar­gnie­niu jed­nym uchem, kiedy tre­ner na za­stęp­stwie z nie­do­wie­rza­niem wpa­try­wał się w jej li­lio­wo­białą skórę po tym, jak wska­zała, który z dzie­wię­cio­lat­ków to jej brat. „Tak, je­stem jego sio­strą”, po­twier­dziła.

Po­winna była przy­wyk­nąć do po­włó­czy­stych spoj­rzeń lu­dzi pró­bu­ją­cych zro­zu­mieć jej ro­dzinne po­wią­za­nia, liczby i nie­ja­sne słowa wy­ryte na jej drze­wie ge­ne­alo­gicz­nym. To oczy­wi­ste, że ten wielki Ni­ge­ryj­czyk był jej oj­czy­mem, a Jo­shua – przy­rod­nim bra­tem. Jed­nak Pip nie lu­biła tych okre­śleń, były zbyt zimne, tech­niczne. Lu­dzie, któ­rych ko­chasz, nie są rów­na­niem ma­te­ma­tycz­nym, nie można ich ob­li­czyć, do­dać, od­jąć, trzy­mać na wy­cią­gnię­cie ręki z do­kład­no­ścią dwóch miejsc po prze­cinku. Vic­tor i Josh to nie trzy ósme, na­wet nie czter­dzie­ści pro­cent ro­dziny. Byli nią w stu pro­cen­tach. To tata i nie­zno­śny bra­ci­szek.

Jej bio­lo­giczny oj­ciec, po któ­rym no­siła na­zwi­sko Fitz, zgi­nął w wy­padku sa­mo­cho­do­wym, kiedy Pip miała dzie­sięć mie­sięcy. I cho­ciaż nie­kiedy zda­rzało jej się przy­ta­ki­wać z uśmie­chem, gdy matka py­tała, czy pa­mięta, jak oj­ciec nu­cił przy my­ciu zę­bów albo jak śmiał się, kiedy dru­gim wy­po­wie­dzia­nym przez nią sło­wem była „kupa”, nie pa­mię­tała go wcale. Cza­sem bywa, że pa­mię­tamy nie dla sie­bie, tylko po to, aby ktoś się uśmiech­nął. Ta­kie kłam­stwa są do­zwo­lone.

– A jak ci idzie z pro­jek­tem? – Vic­tor od­wró­cił się do niej, ścią­ga­jąc ko­szulkę z psiego grzbietu.

– W po­rządku – od­parła. – Na ra­zie spraw­dzam oko­licz­no­ści i spi­suję prze­my­śle­nia. Dzi­siaj rano wi­dzia­łam się z Ra­vim Sin­ghiem.

– I co?

– Był za­jęty, ale po­wie­dział, że­bym przy­szła w pią­tek.

– Ja bym nie szedł – ode­zwał się Josh ostrze­gaw­czo.

– Dla­tego że je­steś przed­wcze­śnie osą­dza­ją­cym, nie­doj­rza­łym chłop­cem, który wciąż wie­rzy, że świa­tłami dro­go­wymi ste­rują miesz­ka­jące w nich małe lu­dziki. – Pip spoj­rzała na niego z po­bła­ża­niem. – Sin­gho­wie nie zro­bili nic złego.

– Jo­shua – wtrą­cił się Vic­tor – wy­ob­raź so­bie, że wszy­scy osą­dzają cię tylko dla­tego, że twoja sio­stra coś prze­skro­bała.

– Ona skro­bie tylko prace do­mowe.

Pip chwy­ciła po­duszkę i zręcz­nym ru­chem ci­snęła nią pro­sto w twarz brata. Vic­tor zła­pał chłopca w chwili, gdy ten pró­bo­wał ode­grać się na sio­strze, i za­czął ła­sko­tać go w boki.

– Dla­czego mama jesz­cze nie wró­ciła? – spy­tała Pip i do twa­rzy wciąż za­klesz­czo­nego w oj­cow­skim uści­sku Jo­sha przy­sta­wiła stopę w gru­bej skar­pe­cie, jesz­cze bar­dziej go tym roz­draż­nia­jąc.

– Pro­sto po pracy po­je­chała na spo­tka­nie Czy­tel­ni­czego Klubu We­so­łych Ma­mu­siek – od­parł Vic­tor.

– To zna­czy, że... dzi­siaj na ko­la­cję pizza? – za­su­ge­ro­wała Pip.

I w jed­nej chwili mię­dzy ro­dzeń­stwem opadł bi­tewny kurz. Oboje znów grali w tej sa­mej dru­ży­nie. Chło­piec ze­rwał się na równe nogi i za­rzu­cił sio­strze ra­miona na szyję, zer­ka­jąc bła­gal­nie na ojca.

– Niech wam bę­dzie – ska­pi­tu­lo­wał Vic­tor i z uśmie­chem po­kle­pał syna po ple­cach. – Od cze­goś musi ro­snąć dupa.

– Tato! – jęk­nęła Pip, prze­kli­na­jąc sie­bie, że na­uczyła go tego wy­ra­że­nia.

.

Pippa Fitz-Amobi

2.08.2017 r.

Dzien­nik pro­jektu roz­sze­rzo­nego.Wpis drugi

Na pod­sta­wie sa­mych ar­ty­ku­łów pra­so­wych trudno usta­lić prze­bieg póź­niej­szych wy­da­rzeń z wie­czoru, kiedy za­gi­nęła An­die Bell. Nie­które luki będę mu­siała za­peł­nić swo­imi do­my­słami i plot­kami, za­nim ob­raz wy­kry­sta­li­zuje się dzięki ko­lej­nym wy­wia­dom. Mam na­dzieję, że Ravi i Na­omi, bli­scy przy­ja­ciele Sala, będą mo­gli mi po­móc.

We­dług tego, co po­wie­działa An­gela, po ze­bra­niu ze­znań od człon­ków ro­dziny An­die i do­kład­nym prze­szu­ka­niu ich domu po­li­cja naj­praw­do­po­dob­niej za­częła prze­py­ty­wać przy­ja­ciół za­gi­nio­nej.

Po grun­tow­nym prze­ko­pa­niu się przez hi­sto­rię pro­fili na Fa­ce­bo­oku do­szłam do wnio­sku, że naj­lep­szymi przy­ja­ciół­kami An­die były nie­ja­kie Chloe Burch oraz Emma Hut­ton. A oto do­wód:

Te wpisy po­ja­wiły się dwa ty­go­dnie przed znik­nię­ciem An­die. Zdaje się, że ani Chloe, ani Emma już nie miesz­kają w Lit­tle Kil­ton. [Wy­słać pry­watną wia­do­mość? Spy­tać, czy zgo­dzą się po­ga­dać przez te­le­fon?]

W pierw­szy week­end po za­gi­nię­ciu (21 i 22 kwiet­nia) Emma i Chloe wiele zro­biły, żeby na­gło­śnić sprawę na Twit­te­rze pod ha­słem #szu­ka­my­An­die. Chyba nie jest zbyt du­żym nad­uży­ciem za­ło­że­nie, że po­li­cja skon­tak­to­wała się z obiema dziew­czy­nami jesz­cze w pią­tek w nocy lub so­botę rano. Ja­kie były ich ze­zna­nia, tego nie wiem. Może uda mi się do nich do­trzeć.

Na­to­miast wia­domo, że po­li­cja roz­ma­wiała z ów­cze­snym chło­pa­kiem An­die. Na­zy­wał się Sal Singh, lat 18, ra­zem z An­die miał za­cząć na­ukę w ostat­niej kla­sie li­ceum. Ofi­ce­ro­wie skon­tak­to­wali się z nim w so­botę. Ko­mi­sarz Ri­chard Haw­kins po­twier­dził, że prze­słu­cha­nie Sa­lila Sin­gha od­było się 21 kwiet­nia. Py­tano go, gdzie prze­by­wał po­przed­niej nocy, szcze­gól­nie w go­dzi­nach przy­pusz­czal­nego za­gi­nię­cia An­die[6].

Tam­tej nocy Sal znaj­do­wał się w to­wa­rzy­stwie przy­ja­ciół w domu Maksa Ha­stingsa. Ra­zem z nim byli tam: Na­omi Ward, Jake Law­rence, Mil­lie Simp­son i sam Max. W przy­szłym ty­go­dniu mu­szę po­twier­dzić te in­for­ma­cje u Na­omi, ale zdaje się, że Sal ze­znał, ja­koby opu­ścił dom Maksa około go­dziny 00.15 i po­szedł do sie­bie. Jego oj­ciec (Mo­han Singh) po­twier­dził, że „Sal wró­cił do domu około go­dziny 00.50[7]”. Uwaga: We­dług Go­ogle od­le­głość mię­dzy do­mem Maksa (Tu­dor Lane) a Sala (Grove Place) to ja­kieś pół go­dziny mar­szu.

Pod­czas week­endu, po prze­słu­cha­niu wszyst­kich, któ­rzy tam­tego wie­czoru ba­wili się w domu Maksa, po­li­cja po­twier­dziła praw­dzi­wość ze­znań Sala. Wy­dru­ko­wano pla­katy z wi­ze­run­kiem za­gi­nio­nej. W nie­dzielę roz­po­częły się wy­wiady wśród są­sia­dów[8].

W po­nie­dzia­łek około stu wo­lon­ta­riu­szy po­ma­gało po­li­cji w prze­cze­sy­wa­niu oko­licz­nych la­sów. Wi­dzia­łam ma­te­riał z wia­do­mo­ści te­le­wi­zyj­nych: lu­dzie szli zwar­tym sze­re­giem, wy­krzy­ku­jąc imię za­gi­nio­nej. Póź­niej tego sa­mego dnia wi­dziano, jak ekipa kry­mi­no­lo­gów wcho­dzi do domu pań­stwa Bel­lów[9]. A we wto­rek wszystko się zmie­niło.

Uzna­łam, że do opisu wy­da­rzeń tego dnia, a także na­stęp­nych, naj­le­piej przy­jąć po­rzą­dek chro­no­lo­giczny, mimo że my, miesz­kańcy mia­steczka, po­zna­li­śmy wiele szcze­gó­łów, które nie pa­so­wały do tego po­rządku.

Późny po­ra­nek: Na­omi Ward, Max Ha­stings, Jake Law­rence i Mil­lie Simp­son w cza­sie lek­cji skon­tak­to­wali się z po­li­cją i oświad­czyli, że zło­żyli fał­szywe ze­zna­nia. Przy­znali, że Sal na­kło­nił ich do kłam­stwa, a w noc za­gi­nię­cia An­die Bell opu­ścił dom Maksa około go­dziny 22.30.

Nie mam pew­no­ści, ja­kie pro­ce­dury obo­wią­zują w ta­kich oko­licz­no­ściach, ale przy­pusz­czam, że od tego mo­mentu Sal stał się głów­nym po­dej­rza­nym.

Tym­cza­sem ni­g­dzie nie można go było zna­leźć. Sal nie po­ja­wił się w szkole, nie było go rów­nież w domu. Nie od­bie­rał te­le­fonu. Z póź­niej­szych prze­cie­ków do­wia­du­jemy się, że tego po­ranka Sal wy­słał wia­do­mość do swo­jego ojca, mimo że nie od­po­wia­dał na żadne po­łą­cze­nia przy­cho­dzące. Prasa na­zwała ten ese­mes „wy­zna­niem”[10].

We wto­rek wie­czo­rem je­den z człon­ków ekipy po­szu­ku­ją­cej An­die zna­lazł w le­sie ludz­kie zwłoki. Był to Sal. Po­peł­nił sa­mo­bój­stwo.

Prasa ni­gdy nie po­dała spo­sobu, w jaki chło­pak ode­brał so­bie ży­cie, jed­nak dzięki sile szkol­nych plo­tek po­zna­łam przy­czynę jego śmierci (jak zresztą wszy­scy ucznio­wie na­szego li­ceum). Sal po­szedł do lasu nie­opo­dal swo­jego domu, za­żył dużą dawkę pi­gu­łek na­sen­nych, a głowę owi­nął to­rebką fo­liową, którą dla pew­no­ści zwią­zał na szyi ta­śmą ela­styczną. Udu­sił się po utra­cie przy­tom­no­ści.

Tego wie­czoru pod­czas kon­fe­ren­cji pra­so­wej zor­ga­ni­zo­wa­nej przez po­li­cję nie pa­dło ani jedno słowo o Salu. Śled­czy wy­ja­wili je­dy­nie kilka fak­tów do­ty­czą­cych za­pi­sów z miej­skiego mo­ni­to­ringu. O go­dzi­nie 22.40 ka­mera za­re­je­stro­wała, jak sa­mo­chód An­die od­jeż­dża spod jej domu[11]. W środę po­jazd zo­stał zna­le­ziony przy bocz­nej dro­dze osie­dlo­wej (Ro­mer Close).

Do­piero w na­stępny po­nie­dzia­łek głos za­brała rzecz­niczka pra­sowa ko­mendy po­li­cji, oznaj­mia­jąc: „Dys­po­nu­jemy no­wymi in­for­ma­cjami do­ty­czą­cymi śledz­twa w spra­wie An­die Bell. W wy­niku prze­pro­wa­dzo­nego śledz­twa oraz szcze­gó­ło­wej ana­lizy kry­mi­na­li­stycz­nej mamy mocne pod­stawy, żeby przy­pusz­czać, że młody czło­wiek, Sa­lil Singh, lat 18, był za­mie­szany w upro­wa­dze­nie oraz za­bi­cie An­die Bell. Ze­brane do­wody wy­star­czy­łyby do pod­ję­cia de­cy­zji o jego na­tych­mia­sto­wym aresz­to­wa­niu i oskar­że­niu, gdyby po­dej­rzany nie zmarł przed wsz­czę­ciem pro­ce­dury okre­ślo­nej pra­wem. Obec­nie po­li­cja nie po­szu­kuje ko­lej­nych osób mo­gą­cych mieć ewen­tu­alny zwią­zek ze znik­nię­ciem An­die, jed­no­cze­śnie wy­siłki służb kon­cen­trują się na od­na­le­zie­niu ciała za­gi­nio­nej. Na­sze my­śli kie­rują się ku ro­dzi­nie Bel­lów, którą pro­simy o przy­ję­cie wy­ra­zów naj­głęb­szego współ­czu­cia. Wszy­scy je­ste­śmy zdru­zgo­tani tym, co się wy­da­rzyło”.

Ze­brane do­wody były na­stę­pu­jące:

Przy ciele Sala zna­le­ziono te­le­fon An­die.

Ba­da­nia kry­mi­na­li­styczne wy­ka­zały ślady krwi An­die pod pa­znok­ciami środ­ko­wego i wska­zu­ją­cego palca pra­wej dłoni Sala.

Krew dziew­czyny znaj­do­wała się także w ba­gaż­niku jej sa­mo­chodu.

Od­ci­ski pal­ców Sala, obok tych na­le­żą­cych do An­die i po­zo­sta­łych człon­ków ro­dziny Bel­lów, wy­kryto na ta­blicy roz­dziel­czej oraz kie­row­nicy po­jazdu[12].

Jak przy­znała po­li­cja, do­wody były do­sta­tecz­nie ob­cią­ża­jące, żeby po­sta­wić Sala w stan oskar­że­nia. Po­nadto nie ma żad­nych wąt­pli­wo­ści, że w tym przy­padku sąd wy­dałby wy­rok ska­zu­jący. Jed­nak nie do­szło do żad­nego pro­cesu, nie za­padł ża­den wy­rok. Sal nie żył. I nie mógł się bro­nić. W ko­lej­nych ty­go­dniach pro­wa­dzono dal­sze po­szu­ki­wa­nia w la­sach ota­cza­ją­cych Lit­tle Kil­ton. Do ak­cji wy­ko­rzy­stano psy tro­piące. Nur­ko­wie prze­szu­kali rzekę Kil­bo­urne. Ciała An­die nie od­na­le­ziono.

Sprawę za­gi­nię­cia An­die Bell ofi­cjal­nie za­mknięto w po­ło­wie czerwca 2012 roku[13]. We­dług prawa sprawę można ad­mi­ni­stra­cyj­nie za­mknąć, je­śli do­ku­men­ta­cja uzu­peł­nia­jąca za­wiera do­wody wy­star­cza­jące do ob­cią­że­nia po­dej­rza­nego w przy­padku, gdyby ten nie zmarł przed za­koń­cze­niem do­cho­dze­nia. Śledz­two może zo­stać wsz­częte po­now­nie, je­śli po­ja­wią się nowe do­wody lub wska­zówki mo­gące się przy­czy­nić do roz­woju sprawy[14].

Krótki prze­ryw­nik ki­nowy: ko­lejny film o su­per­bo­ha­te­rach, do któ­rego obej­rze­nia zmu­sił nas Josh, sto­su­jąc szan­taż emo­cjo­na­lny. Ale po­nie­waż w spra­wie An­die Bell i Sala Sin­gha zo­stał mi do opra­co­wa­nia tylko je­den, już ostatni roz­dział, mo­głam so­bie na to po­zwo­lić.

Osiem­na­ście mie­sięcy od ofi­cjal­nego za­mknię­cia sprawy An­die Bell po­li­cja zło­żyła ra­port na ręce miej­sco­wego ko­ro­nera. W po­dob­nych przy­pad­kach to do niego na­leży de­cy­zja o dal­szym po­stę­po­wa­niu w spra­wie ewen­tu­al­nego za­bój­stwa. Po­dej­muje się ją, bio­rąc pod uwagę praw­do­po­do­bień­stwo, że dana osoba rze­czy­wi­ście nie żyje, a także czas, jaki upły­nął od jej za­gi­nię­cia.

Na­stęp­nie, zgod­nie z pa­ra­gra­fem 15 Ustawy o ko­ro­ne­rach i sę­dziach przy­się­głych z 1988 roku, na biurko mi­ni­stra spra­wie­dli­wo­ści tra­fia po­da­nie o wsz­czę­cie śledz­twa bez klu­czo­wego do­wodu w po­staci ciała. W przy­padku nie­od­na­le­zie­nia zwłok bę­dzie się ono opie­rać głów­nie na do­wo­dach do­star­czo­nych przez po­li­cję oraz opi­nii star­szych ofi­ce­rów śled­czych o do­mnie­ma­nej śmierci osoby za­gi­nio­nej. Do­cho­dze­nie w spra­wie śmierci sku­pia się na przy­czy­nach me­dycz­nych oraz oko­licz­no­ściach, w ja­kich na­stą­pił zgon, i „nie ma na celu po­sta­wie­nia za­rzu­tów lub po­cią­gnię­cia ko­go­kol­wiek do od­po­wie­dzial­no­ści kar­nej[15]”.

Po za­koń­cze­niu do­cho­dze­nia w stycz­niu 2014 roku ko­ro­ner wy­dał wer­dykt stwier­dza­jący za­bój­stwo bę­dące wy­ni­kiem bez­praw­nego i nie­le­gal­nego czynu. Spo­rzą­dzono akt zgonu An­die Bell[16]. Orze­cze­nie ko­ro­nera do­kład­nie ozna­czało, że ofiara zo­stała po­zba­wiona ży­cia w wy­niku „za­bój­stwa, mor­der­stwa, dzie­cio­bój­stwa lub nie­bez­piecz­nego pro­wa­dze­nia po­jazdu[17]”.

Tu­taj wszystko się koń­czy.

An­die Bell ofi­cjal­nie zo­stała uznana za zmarłą, mimo że jej ciała ni­gdy nie od­na­le­ziono. Bio­rąc pod uwagę oko­licz­no­ści, mo­żemy do­mnie­my­wać, że orze­cze­nie ko­ro­nera od­nosi się do mor­der­stwa. Po za­koń­czo­nym do­cho­dze­niu Ko­ronna Służba Pro­ku­ra­tor­ska wy­dała oświad­cze­nie, w któ­rym czy­tamy: „Sprawa prze­ciwko Sa­li­lowi Sin­ghowi opie­ra­łaby się na po­szla­kach oraz do­wo­dach kry­mi­na­li­stycz­nych. W ge­stii pro­ku­ra­tury nie leży usta­le­nie, czy Sa­lil Singh za­bił An­die Bell, czy nie. Ta kwe­stia by­łaby roz­strzy­gnięta przez ławę przy­się­głych[18]”.

A za­tem mimo że nie do­szło do żad­nego pro­cesu, ża­den z ław­ni­ków nie po­wstał i drżą­cym od emo­cji gło­sem, za­ci­ska­jąc spo­cone dło­nie, nie ogło­sił: „My, ława przy­się­głych, uzna­jemy oskar­żo­nego win­nym”; mimo że Sal ni­gdy nie mógł się bro­nić, był wi­nien prze­stęp­stwa. Nie z punktu wi­dze­nia prawa, ale w każ­dym in­nym sen­sie.

Kiedy py­tam lu­dzi w mia­steczku, co się stało z An­die Bell, bez za­sta­no­wie­nia od­po­wia­dają: „Za­bił ją Sa­lil Singh”. Nie „praw­do­po­dob­nie”, nie „przy­pusz­czal­nie”, nie „rze­komo”, nie „zdaje się”. On to zro­bił, mó­wią wprost. Sal Singh za­bił An­die.

A ja nie je­stem taka pewna...

[Na­stępny wpis – jak wy­glą­da­łaby sprawa Sala, gdyby tra­fiła do sądu. Drą­że­nie i szu­ka­nie luk].

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

[1]http://www.gbtn.co.uk/news/uk-en­gland-bucks-54774390.

[2]http://www.the­buc­kin­gham­shi­re­mail.co.uk/news/crime-4839.

[3]http://www.gbtn.co.uk/news/uk-en­gland-bucks-69388473.

[4] For­bes, Stan­ley, 2012, Za­bój­stwo An­die Bell. Hi­sto­ria praw­dziwa, „Kil­ton Mail”, 29 kwiet­nia 2012, 1‒4.

[5]http://www.find­mis­sing­per­son.co.uk/stats.

[6]http://www.gbtn.co.uk/news/uk-en­gland-bucks-78355334.

[7]http://www.gbtn.co.uk/news/uk-en­gland-bucks-78355334.

[8] For­bes, Stan­ley, Trwają po­szu­ki­wa­nia za­gi­nio­nej dziew­czyny, „Kil­ton Mail”, 23 kwiet­nia, 1‒2.

[9]http://www.gbtn.co.uk/news/uk-en­gland-bucks-56479322.

[10]http://www.gbtn.co.uk/news/uk-en­gland-bucks-78355334.

[11]http://www.gbtn.co.uk/news/uk-en­gland-bucks-69388473.

[12]http://www.gbtn.co.uk/news/uk-en­gland-bucks-78355334.

[13]http://www.gbtn.co.uk/news/uk-en­gland-bucks-87366455.

[14] Kra­jowe normy do­ty­czące prze­stęp­czo­ści, https://www.gov.co.uk/go­vern­ment/uplo­ads/sys­tem/uplo­ads/at­tach­men­t_data/file/99584773/ncrs.pdf.

[15]http://www.in­qu­est.uk/help/hand­book/7728339.

[16]http://www.da­ily­new­sroom.co.uk/An­die­Bel­lI­nqu­est/re­por­t57743.

[17]http://www.in­qu­est.uk/help/hand­book/ver­dicts/unlaw­ful­kil­ling.

[18]http://www.gbtn.co.uk/news/uk-en­gland-bucks-95322345.