Przetrwają najżyczliwsi. Jak ewolucja wyjaśnia istotę człowieczeństwa? - Brian Hare, Vanessa Woods - ebook + audiobook

Przetrwają najżyczliwsi. Jak ewolucja wyjaśnia istotę człowieczeństwa? ebook i audiobook

Brian Hare, Vanessa Woods

4,2
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł

TYLKO U NAS!
Synchrobook® - 2 formaty w cenie 1

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym. Zamów dostęp do 2 formatów, by naprzemiennie czytać i słuchać.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Najpopularniejsza interpretacja teorii ewolucji Karola Darwina głosi, że przetrwają tylko najsilniejsi. Dlatego prześcigamy się w wymyślaniu nowych rodzajów broni, nowych sztuk walki i sposobów obrony. Czy słusznie?

Brian Hare i Vanessa Woods rozprawiają się z błędnym rozumieniem myśli Darwina. Wyjaśniają, że z ewolucyjnego punktu widzenia najkorzystniejszą strategią jest przyjaźń. Opisują dotychczasowe odkrycia naukowe i eksperymenty psychologiczne, wyciągają wnioski z własnych badań nad zdolnością współpracy u różnych gatunków zwierząt oraz nad relacjami ludzi z psami. Przyglądają się także mrocznej stronie ludzkiej natury. Analizując przyczyny wojen i ludobójstw, zastanawiają się, jak to możliwe, że jesteśmy najbardziej tolerancyjnym, a jednocześnie najokrutniejszym gatunkiem na Ziemi.

Szukając odpowiedzi na to pytanie, należy cały czas pamiętać o tym, co tak naprawdę miał na myśli Darwin: sekret naszego przetrwania leży nie w tym, ilu wrogów pokonaliśmy, lecz w tym, ilu przyjaciół udało nam się zdobyć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 328

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 30 min

Lektor: Brian Hare Vanessa Wood

Oceny
4,2 (110 ocen)
50
41
11
6
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
agnieszkazukowska

Nie oderwiesz się od lektury

Głęboki przekaz dla obecnych i przyszłych pokoleń ludzi zapominająch, że życzliwość to potęga większa niż władza.
20
Mozdzon

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa lektura. Interesujące spojrzenie na ewolucje człowieka. Szybko i przyjemnie sie czyta, a treść poparta jest wieloma naukowymi źródłami. Jedynie od strony technicznej słabo, bo nie ma odnośników do przypisów, a również zawierają sporo treści.
20
Sengatime

Całkiem niezła

Autorzy powtarzają opis wielokrotnie przytaczanych w innych książkach badań. Dla osób wcześniej nie interesujących się tematem, bardzo przyjazna książka, dla mnie to była tylko powtórka.
00
Alutkaaa_

Z braku laku…

Niestety nie spodobała mi się. Być może oczekiwałam czegoś innego
00
Rzeshoot

Nie oderwiesz się od lektury

Czytało mi się ją świetnie. Bardzo polecam!
00

Popularność




© Co­py­ri­ght by Co­per­ni­cus Cen­ter Press, 2022 Co­py­ri­ght © 2020 by Brian Hare and Va­nes­sa Wo­ods. All ri­ghts re­se­rved.
Ty­tuł ory­gi­nal­nySu­rvi­val of the Frien­dliest: Un­der­stan­ding Our Ori­gins and Re­di­sco­ve­ring Our Com­mon Hu­ma­ni­ty
Re­dak­cja języ­ko­wa i ko­rek­taMi­ro­sław Rusz­kie­wicz
Opra­co­wa­nie gra­ficz­ne na pod­sta­wie ory­gi­na­łuSzy­mon Drob­niak
Ilu­stra­cja na okład­ce© Ab­bey Los­sing
SkładME­LES-DE­SIGN
ISBN 978-83-7886-638-1
Wy­da­nie I
Kra­ków 2022
Co­per­ni­cus Cen­ter Press Sp. z o.o. pl. Szcze­pa­ński 8, 31-011 Kra­ków tel. (+48) 12 448 14 12, 500 839 467 e-mail: mar­ke­[email protected] Ksi­ęgar­nia in­ter­ne­to­wa: http://ccpress.pl
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Dla wszyst­kich lu­dzi

E plu­ri­bus unum

(łac. Z wie­lu je­den)

Wpro­wa­dze­nie

Był rok 1971. Sie­dem­na­ście lat po tym, jak w spra­wie Brown prze­ciw­ko Ra­dzie Edu­ka­cji orze­czo­no, że se­gre­ga­cja ra­so­wa w szko­łach jest nie­zgod­na z kon­sty­tu­cją, w pla­ców­kach w ca­łym kra­ju wci­ąż pa­no­wał cha­os.

Dzie­ci wy­wo­dzące się z mniej­szo­ści mu­sia­ły ła­pać au­to­bus, aby do­stać się z jed­nej stro­ny mia­sta na dru­gą. W prak­ty­ce ozna­cza­ło to, że wsta­wa­ły dwie go­dzi­ny wcze­śniej niż dzie­ci bia­łe. Ich ro­dzi­ny, je­śli tyl­ko mo­gły so­bie na to po­zwo­lić, wy­sy­ła­ły je do pry­wat­nych szkół, więc w pu­blicz­nych pla­ców­kach po­zo­sta­ły je­dy­nie naj­bied­niej­sze z nich. W kla­sach szkol­nych było tak wie­le wro­go­ści na tle ra­so­wym, że dzie­ci nie mia­ły zbyt­niej chęci do na­uki. Wy­cho­waw­cy, ro­dzi­ce, po­li­ty­cy, dzia­ła­cze na rzecz praw oby­wa­tel­skich i pra­cow­ni­cy so­cjal­ni przy­gląda­li się temu wszyst­kie­mu z prze­ra­że­niem.

Car­los[1*] był w pi­ątej kla­sie szko­ły pu­blicz­nej w Au­stin w Tek­sa­sie. An­giel­ski był jego dru­gim języ­kiem. Od­po­wia­dał więc na py­ta­nia, jąka­jąc się, a kie­dy dzie­ci wy­śmie­wa­ły się z nie­go, jąkał się jesz­cze bar­dziej. Stał się wy­co­fa­ny i rzad­ko się od­zy­wał.

Wie­lu eks­per­tów z dzie­dzi­ny nauk spo­łecz­nych prze­wi­dy­wa­ło, że znie­sie­nie se­gre­ga­cji w szko­łach będzie nie­kwe­stio­no­wa­nym suk­ce­sem. Za­kła­da­no, że gdy dzie­ci w kla­sie znaj­dą się na tym sa­mym, rów­nym po­zio­mie, bia­łe dzie­ci w mo­men­cie uko­ńcze­nia szko­ły będą mniej ra­si­stow­skie nie tyl­ko w sto­sun­ku do mniej­szo­ści et­nicz­nych w szko­łach, ale wo­bec wszyst­kich, z któ­ry­mi ze­tkną się w pó­źniej­szym ży­ciu. Na­to­miast dzie­ci wy­wo­dzące się z mniej­szo­ści otrzy­ma­ły­by pierw­szo­rzęd­ną edu­ka­cję, któ­ra przy­go­to­wa­ła­by je do pe­łnej suk­ce­sów ka­rie­ry za­wo­do­wej.

Jed­nak gdy psy­cho­log El­liot Aron­son przyj­rzał się Car­lo­so­wi i jego ko­le­gom z kla­sy, do­strze­gł za­sad­ni­czy pro­blem. Dzie­ci w tej kla­sie nie były so­bie rów­ne. Bia­li wy­cho­wan­ko­wie byli le­piej przy­go­to­wa­ni, po­sia­da­li lep­sze przy­bo­ry i byli bar­dziej wy­po­częci. Wie­lu na­uczy­cie­li uczy­ło dzie­ci z grup mniej­szo­ścio­wych po raz pierw­szy i w ze­tkni­ęciu z no­wy­mi pod­opiecz­ny­mi było tak samo skon­ster­no­wa­nych jak bia­li ucznio­wie. Na­uczy­ciel Car­lo­sa, wi­dząc, jak bar­dzo mu do­ku­cza­no, nie chciał sta­wiać go w trud­nej sy­tu­acji. Prze­stał więc wy­wo­ły­wać go do od­po­wie­dzi. Tym sa­mym nie­umy­śl­nie od­izo­lo­wał go jesz­cze bar­dziej. Z ko­lei inni na­uczy­cie­le nie ży­czy­li so­bie dzie­ci wy­wo­dzących się z grup mniej­szo­ścio­wych w swo­ich kla­sach. Na­wet je­śli nie ro­bi­li nic, by za­chęcać bia­łe dzie­ci do bez­li­to­snych drwin, to nie ro­bi­li rów­nież nic, aby je po­wstrzy­mać.

W tra­dy­cyj­nej kla­sie dzie­ci nie­ustan­nie ry­wa­li­zu­ją ze sobą o uzna­nie na­uczy­cie­la. Ten nie­odłącz­ny kon­flikt – w któ­rym suk­ces jed­ne­go dziec­ka sta­no­wi za­gro­że­nie dla in­ne­go – sam w so­bie może pro­wa­dzić do po­wsta­nia nie­sprzy­ja­jące­go śro­do­wi­ska. In­te­gra­cja jesz­cze na­si­li­ła pro­blem. Wie­le bia­łych dzie­ci uczęsz­cza­ło do szko­ły od lat. Po­strze­ga­ły one swych ko­le­gów z grup mniej­szo­ścio­wych jako in­tru­zów, do tego gor­szych od nich. Dzie­ci z grup mniej­szo­ścio­wych, co zro­zu­mia­łe, czu­ły się za­gro­żo­ne.

Aron­so­no­wi uda­ło się prze­ko­nać na­uczy­cie­la Car­lo­sa, by spró­bo­wał no­we­go roz­wi­ąza­nia. Za­miast na­uczy­cie­la spra­wu­jące­go nie­po­dziel­nie wła­dzę nad całą kla­są, ko­goś, kto za­da­je py­ta­nie, wy­ró­żnia jed­nych, a lek­ce­wa­ży po­zo­sta­łych, Aron­son za­su­ge­ro­wał prze­ka­zy­wa­nie ma­łych por­cji wie­dzy i zwi­ąza­nych z nią ko­rzy­ści ka­żde­mu ucznio­wi.

W trak­cie jed­nej z lek­cji kla­sa Car­lo­sa uczy­ła się o dzien­ni­ka­rzu Jo­se­phie Pu­lit­ze­rze. Aron­son po­dzie­lił kla­sę na sze­ścio­oso­bo­we gru­py. Ka­żdy czło­nek gru­py Car­lo­sa za­po­znał się z frag­men­tem bio­gra­fii Pu­lit­ze­ra, a pod ko­niec ćwi­cze­nia dzie­ci od­py­ty­wa­no z ca­łe­go ży­cio­ry­su. Car­los był od­po­wie­dzial­ny za środ­ko­we lata ży­cia Pu­lit­ze­ra. Kie­dy na­de­szła jego ko­lej, by po­wie­dzieć, cze­go się na­uczył, jak zwy­kle za­czął się jąkać, a dzie­ci na­śmie­wa­ły się z nie­go. Asy­stent Aron­so­na rzu­cił od nie­chce­nia: „Je­śli chce­cie, mo­że­cie mó­wić ta­kie rze­czy, ale to nie po­mo­że wam w opa­no­wa­niu środ­ko­we­go frag­men­tu bio­gra­fii Jo­se­pha Pu­lit­ze­ra, a za oko­ło dwa­dzie­ścia mi­nut będzie­cie zda­wać eg­za­min z jego ży­cio­ry­su”.

Dzie­ci szyb­ko zro­zu­mia­ły, że nie ry­wa­li­zu­ją z Car­lo­sem, lecz go po­trze­bu­ją. De­ner­wo­wa­nie Car­lo­sa tyl­ko utrud­nia­ło mu wy­ja­śnia­nie tego, cze­go się na­uczył. Sta­ły się więc uprzej­my­mi roz­mów­ca­mi, de­li­kat­nie wy­ci­ąga­jący­mi od nie­go to, co wie­dział. Po kil­ku ty­go­dniach ta­kiej pra­cy nad ró­żny­mi pro­jek­ta­mi Car­los czuł się wśród po­zo­sta­łych dzie­ci bar­dziej kom­for­to­wo. One rów­nież sta­ły się wo­bec nie­go bar­dziej przy­ja­źnie na­sta­wio­ne.

Aron­son wpro­wa­dził me­to­dę „kla­sy-ukła­dan­ki”, w któ­rej ka­żde dziec­ko w gru­pie wno­si in­dy­wi­du­al­ny wkład w lek­cję1. Wy­star­czy­ło sto­so­wać tę me­to­dę kil­ka go­dzin ty­go­dnio­wo, aby przy­nio­sła ona za­ska­ku­jące efek­ty. Po za­le­d­wie sze­ściu ty­go­dniach Aron­son stwier­dził, że za­rów­no dzie­ci bia­łe, jak i wy­wo­dzące się z grup mniej­szo­ścio­wych bar­dziej lu­bi­ły człon­ków wła­snej gru­py „ukła­da­jącej”. Nie­za­le­żnie od ich rasy. Do tego bar­dziej lu­bi­ły szko­łę i po­pra­wi­ła się ich sa­mo­oce­na. Dzie­ci w ob­rębie wła­snej gru­py ła­twiej wczu­wa­ły się w sy­tu­ację in­nych. Osi­ąga­ły rów­nież lep­sze wy­ni­ki w na­uce niż dzie­ci z klas kon­ku­ren­cyj­nych. Naj­wi­ęk­szą po­pra­wę od­no­to­wa­no wśród dzie­ci wy­wo­dzących się z mniej­szo­ści. Me­to­dy ucze­nia opar­te na wspó­łpra­cy były po­wta­rza­ne z po­dob­ny­mi wy­ni­ka­mi, raz za ra­zem, w set­kach ró­żnych ba­dań i w ty­si­ącach klas w ca­łych Sta­nach Zjed­no­czo­nych2, 3, 4, 5.

Prze­trwa­nie naj­le­piej do­sto­so­wa­nych

Wspó­łpra­ca sta­no­wi klucz do na­sze­go prze­trwa­nia jako ga­tun­ku, po­nie­waż w toku ewo­lu­cji zwi­ęk­sza­ła na­sze do­sto­so­wa­nie. Jed­nak w któ­ry­mś mo­men­cie hi­sto­rii „do­sto­so­wa­nie” za­częto uto­żsa­miać wy­łącz­nie ze spraw­no­ścią fi­zycz­ną. W wa­run­kach śro­do­wi­ska na­tu­ral­ne­go, zgod­nie z lo­gi­ką, im je­steś wi­ęk­szy i bar­dziej go­to­wy do wal­ki, tym mniej­sza szan­sa, że inni będą z tobą za­dzie­rać, i tym wi­ęk­szy suk­ces od­nie­siesz. Mo­żesz po­sia­dać na wy­łącz­no­ść naj­lep­sze po­ży­wie­nie, zna­le­źć naja­trak­cyj­niej­szych part­ne­rów i spło­dzić naj­wi­ęcej po­tom­stwa. Mo­żli­we, że żad­na ze zdro­wo­roz­sąd­ko­wych teo­rii opi­su­jących ludz­ką na­tu­rę nie wy­rządzi­ła wi­ęcej szkód – oraz nie jest jed­no­cze­śnie bar­dziej błęd­na – niż „prze­trwa­nie naj­sil­niej­szych”. Przez ostat­nie pó­łto­ra wie­ku „prze­trwa­nie naj­sil­niej­szych” sta­ło się pod­sta­wą roz­ma­itych ru­chów spo­łecz­nych, zmian wpro­wa­dza­nych w kor­po­ra­cjach oraz skraj­nych, wol­no­ryn­ko­wych po­glądów. Uży­wa­no go jako ar­gu­men­tu za znie­sie­niem rządu i do osądza­nia ca­łych grup lu­dzi jako gor­szych, a na­stęp­nie uspra­wie­dli­wia­nia wszel­kich okru­cie­ństw, któ­re z tego wy­ni­ka­ły. Jed­nak za­rów­no dla sa­me­go Dar­wi­na, jak i wspó­łcze­snych bio­lo­gów „prze­trwa­nie naj­le­piej przy­sto­so­wa­nych” od­no­si się do cze­goś bar­dzo kon­kret­ne­go – zdol­no­ści do prze­trwa­nia i po­zo­sta­wie­nia po so­bie zdol­ne­go do prze­ży­cia po­tom­stwa.

Idea, że sil­ni i bez­względ­ni prze­trwa­ją, pod­czas gdy sła­bi wy­gi­ną, utrwa­li­ła się w zbio­ro­wej świa­do­mo­ści wraz z pu­bli­ka­cją pi­ąte­go wy­da­nia O po­wsta­wa­niu ga­tun­ków Ka­ro­la Dar­wi­na w 1869 roku. Dar­win na­pi­sał w nim, że jako przy­bli­że­nie ter­mi­nu „do­bór na­tu­ral­ny”, „[p]rze­tr­wa­nie naj­le­piej przy­sto­so­wa­nych jest bar­dziej do­kład­ne, a cza­sem rów­nie wy­god­ne”.

Dar­wi­na nie­ustan­nie zdu­mie­wa­ły licz­ne przy­kła­dy przy­ja­zne­go na­sta­wie­nia i wspó­łpra­cy, któ­re ob­ser­wo­wał w przy­ro­dzie. Od­no­to­wał, że „te spo­łecz­no­ści, któ­re skła­da­ją się z naj­wi­ęk­szej licz­by naj­bar­dziej przy­ja­źnie na­sta­wio­nych człon­ków, będą naj­le­piej funk­cjo­no­wać i do­cze­ka­ją się naj­wi­ęcej po­tom­stwa”6. Za­rów­no Dar­win, jak i wie­lu bio­lo­gów, któ­rzy po­szli w jego śla­dy, udo­ku­men­to­wa­ło, że ide­al­nym spo­so­bem na wy­gra­ną w ewo­lu­cyj­nej grze jest mak­sy­ma­li­zo­wa­nie przy­ja­zne­go na­sta­wie­nia tak, aby wspó­łpra­ca kwi­tła7, 8, 9.

Po­gląd gło­szący „prze­trwa­nie naj­sil­niej­szych”, któ­ry wci­ąż po­ku­tu­je w zbio­ro­wej wy­obra­źni, może być fa­tal­ną stra­te­gią prze­trwa­nia. Ba­da­nia wska­zu­ją, że by­cie naj­wi­ęk­szym, naj­sil­niej­szym i naj­bar­dziej wred­nym zwie­rzęciem może się wi­ązać z wy­so­kim po­zio­mem stre­su przez całe ży­cie10. Stres do­świad­cza­ny w gru­pie spo­łecz­nej uszczu­pla bi­lans ener­ge­tycz­ny or­ga­ni­zmu, osła­bia układ od­por­no­ścio­wy i zmniej­sza licz­bę po­tom­stwa11. Agre­sja jest rów­nież kosz­tow­na, gdyż ka­żda wal­ka zwi­ęk­sza szan­sę, że zo­sta­niesz ran­ny, a na­wet za­bi­ty12, 13. Taki ro­dzaj spraw­no­ści fi­zycz­nej może pro­wa­dzić do osi­ągni­ęcia sta­tu­su sam­ca alfa, ale rów­nie do­brze może spra­wić, że two­je ży­cie będzie „sa­mot­ne, bied­ne, bez sło­ńca, zwie­rzęce i krót­kie”14, 15, 16. Przy­ja­zne na­sta­wie­nie, de­fi­nio­wa­ne jako pe­wien ro­dzaj za­mie­rzo­nej lub nie­za­mie­rzo­nej wspó­łpra­cy czy po­zy­tyw­ne­go za­cho­wa­nia wo­bec in­nych, jest tak po­wszech­ne w na­tu­rze, po­nie­waż sta­no­wi tak po­tężny me­cha­nizm. W przy­pad­ku lu­dzi może to być rów­nie pro­ste, jak zbli­że­nie się do ko­goś i chęć na­wi­ąza­nia kon­tak­tu, lub rów­nie skom­pli­ko­wa­ne, jak czy­ta­nie w my­ślach dru­giej oso­by, aby wspól­nie osi­ągnąć cel7.

To pre­hi­sto­rycz­na stra­te­gia. Mi­lio­ny lat temu mi­to­chon­dria były tyl­ko dry­fu­jący­mi bak­te­ria­mi, do­pó­ki nie do­sta­ły się do wnętrza wi­ęk­szych ko­mó­rek. Mi­to­chon­dria i wi­ęk­sze ko­mór­ki po­łączy­ły siły, sta­jąc się bak­te­ria­mi, któ­re wspo­ma­ga­ją funk­cje ko­mó­rek w cia­łach zwie­rząt17. Twój mi­kro­biom, któ­ry umo­żli­wia or­ga­ni­zmo­wi mi­ędzy in­ny­mi tra­wie­nie po­kar­mu, pro­duk­cję wi­ta­min i roz­wój or­ga­nów, jest wy­ni­kiem po­dob­ne­go, wza­jem­nie ko­rzyst­ne­go part­ner­stwa mi­ędzy mi­kro­ba­mi a two­im cia­łem18. Kwia­ty po­ja­wi­ły się pó­źniej niż wi­ęk­szo­ść ro­ślin, ale to ko­rzyst­ne dla obu stron in­te­rak­cje z owa­da­mi, któ­re je za­py­la­ły, spra­wi­ły, że od­nio­sły tak duży suk­ces19. Obec­nie do­mi­nu­ją w na­szym kra­jo­bra­zie. Mrów­ki, któ­rych masę sza­cu­je się na jed­ną pi­ątą masy wszyst­kich zwie­rząt lądo­wych na Zie­mi, mogą two­rzyć su­per­or­ga­ni­zmy li­czące do 50 mi­lio­nów osob­ni­ków, któ­re funk­cjo­nu­ją jako po­je­dyn­cza jed­nost­ka spo­łecz­na20.

Ka­żde­go roku rzu­cam[2*] swo­im stu­den­tom wy­zwa­nie, aby spró­bo­wa­li wy­ko­rzy­stać teo­rię ewo­lu­cji do roz­wi­ązy­wa­nia pro­ble­mów świa­ta. W tej ksi­ążce rzu­ci­li­śmy ta­kie wy­zwa­nie so­bie sa­mym. To ksi­ążka o przy­ja­źni i o tym, jak to jest mo­żli­we, że sta­ła się ona ko­rzyst­ną stra­te­gią z ewo­lu­cyj­ne­go punk­tu wi­dze­nia. To rów­nież ksi­ążka o zro­zu­mie­niu zwie­rząt – tu­taj psy ode­gra­ją głów­ną rolę. Czy­ni­ąc to, mo­że­my le­piej zro­zu­mieć sie­bie. Jest to też od­kry­wa­nie dru­giej stro­ny na­sze­go przy­ja­zne­go na­sta­wie­nia: zdol­no­ści do by­cia okrut­nym dla tych, któ­rzy nie są na­szy­mi przy­ja­ció­łmi. Je­śli uda nam się po­jąć, w jaki spo­sób taka dwo­ista na­tu­ra ewo­lu­owa­ła, mo­że­my zna­le­źć nowe, sku­tecz­ne spo­so­by na spo­łecz­ne i po­li­tycz­ne po­la­ry­zo­wa­nie się spo­łe­cze­ństwa, któ­re za­gra­ża li­be­ral­nym de­mo­kra­cjom na ca­łym świe­cie.

Naj­bar­dziej przy­ja­ciel­scy z lu­dzi

Mamy ten­den­cję do my­śle­nia o ewo­lu­cji jako pew­nej hi­sto­rii stwo­rze­nia. Czy­mś, co wy­da­rzy­ło się jed­no­ra­zo­wo i daw­no temu, a po­tem było kon­ty­nu­owa­ne w spo­sób li­nio­wy. Jed­nak ewo­lu­cja nie sta­no­wi zgrab­nej li­nii form ży­cia po­stępu­jących w kie­run­ku rze­ko­mej „do­sko­na­ło­ści” Homo sa­piens. Wie­le ga­tun­ków od­nio­sło wi­ęk­szy suk­ces niż my. Żyły mi­lio­ny lat dłu­żej od nas i wy­da­ły na świat dzie­si­ąt­ki in­nych ga­tun­ków, któ­re prze­trwa­ły do dziś.

W trak­cie ewo­lu­cji li­nii Homo, od chwi­li gdy odłączy­li­śmy się od ostat­nie­go wspól­ne­go przod­ka z bo­no­bo i szym­pan­sa­mi zwy­czaj­ny­mi[3*], oko­ło 6–9 mi­lio­nów lat temu, po­wsta­ły dzie­si­ąt­ki ró­żnych ga­tun­ków. Zgod­nie ze świa­dec­twa­mi ko­pal­ny­mi i do­wo­da­mi ge­ne­tycz­ny­mi przez wi­ęk­szo­ść z oko­ło 200 000 do 300 000 lat ist­nie­nia Homo sa­piens za­miesz­ki­wa­li­śmy pla­ne­tę z co naj­mniej czte­re­ma in­ny­mi ga­tun­ka­mi lu­dzi21. Nie­któ­rzy z nich mie­li mó­zgi, któ­re były rów­nie duże jak na­sze lub na­wet wi­ęk­sze. Je­śli wiel­ko­ść mó­zgu sta­no­wi­ła­by klucz do suk­ce­su, to inne ga­tun­ki lu­dzi po­win­ny prze­trwać i roz­wi­jać się tak samo jak my. Za­miast tego ich po­pu­la­cje po­zo­sta­wa­ły sto­sun­ko­wo nie­licz­ne, a tech­no­lo­gia – cho­ciaż im­po­nu­jąca w po­rów­na­niu z wy­twa­rza­ną przez „nie-lu­dzi” – była ogra­ni­czo­na. W pew­nym mo­men­cie wszyst­kie wy­gi­nęły.

Na­wet gdy­by­śmy byli je­dy­nym ga­tun­kiem lu­dzi[4*] wy­po­sa­żo­nym w duże mó­zgi, na­dal mu­sie­li­by­śmy ja­koś wy­ja­śnić lukę, któ­ra obej­mu­je co naj­mniej 150 000 lat po­mi­ędzy po­ja­wie­niem się Homo sa­piens w za­pi­sie ko­pal­nym a eks­plo­zją na­szej po­pu­la­cji i kul­tu­ry. Mimo że ce­chy fi­zycz­ne, któ­re od­ró­żnia­ły nas od in­nych ga­tun­ków lu­dzi, były obec­ne od po­cząt­ku na­szej ewo­lu­cji, na­sza kul­tu­ra nie roz­wi­nęła się w pe­łni przez co naj­mniej 100 000 lat od po­ja­wie­nia się w Afry­ce. W tym cza­sie zda­rza­ły się osza­ła­mia­jące prze­bły­ski tech­no­lo­gii, z któ­rej mie­li­śmy po­tem za­sły­nąć: sta­ran­nie i sy­me­trycz­nie ob­ro­bio­ne ostrza, przed­mio­ty ma­lo­wa­ne czer­wo­nym pig­men­tem czy wi­sior­ki z ko­ści i musz­li. Przez ty­si­ące lat te in­no­wa­cje po­ja­wia­ły się, ale z ja­ki­chś po­wo­dów nie zdo­ła­ły się upo­wszech­nić22, 23, 24.

Gdy­by­ście 100 000 lat temu ob­sta­wia­li, któ­ry z ga­tun­ków lu­dzi prze­trwa, nie by­li­by­śmy pew­nym kan­dy­da­tem do zwy­ci­ęstwa. Bar­dziej praw­do­po­dob­nym trium­fa­to­rem by­łby Homo erec­tus, któ­ry opu­ścił Afry­kę już 1,8 mi­lio­na lat temu, aby stać się naj­bar­dziej roz­po­wszech­nio­nym ga­tun­kiem na Zie­mi. Przed­sta­wi­cie­le Homo erec­tus byli od­kryw­ca­mi i wo­jow­ni­ka­mi, któ­rzy prze­trwa­li bar­dzo wie­le. Sko­lo­ni­zo­wa­li wi­ęk­szo­ść pla­ne­ty, a gdzieś po dro­dze na­uczy­li się, jak kon­tro­lo­wać ogień, któ­re­go uży­wa­li do ogrze­wa­nia, ochro­ny i go­to­wa­nia.

Przed­sta­wi­cie­le Homo erec­tus byli pierw­szym z ga­tun­ków lu­dzi, któ­rzy zręcz­nie uży­wa­li wy­ra­fi­no­wa­nych, ka­mien­nych na­rzędzi, w tym aszel­skich to­po­rów wy­cio­sa­nych z su­row­ców ta­kich jak kwarc, gra­nit czy ba­zalt25, 26. Ro­dzaj ska­ły wy­zna­czał spo­sób ob­rób­ki – odłu­py­wa­nie lub cio­sa­nie frag­men­tów, a wy­ni­kiem były przy­po­mi­na­jące kszta­łtem łzę ostre jak brzy­twa na­rzędzia. Wy­ko­na­ne tak pi­ęk­nie, że kie­dy lu­dzie na­tra­fi­li na nie ty­si­ące lat pó­źniej, byli prze­ko­na­ni, iż zna­le­zio­ne ka­mie­nie mają nad­przy­ro­dzo­ne moce. Homo erec­tus był świad­kiem po­wsta­nia i upad­ku wie­lu ga­tun­ków i prze­trwał dłu­żej niż ja­ki­kol­wiek inny ga­tu­nek, włącza­jąc w to nasz.

100 000 lat temu wci­ąż uży­wa­my tej sa­mej sie­kie­ry, któ­rą Homo erec­tus wy­na­la­zł pó­łto­ra mi­lio­na lat przed na­szym po­ja­wie­niem się. Do­wo­dy ge­ne­tycz­ne su­ge­ru­ją, że na­sza po­pu­la­cja mo­gła zmniej­szyć się do po­zio­mu bli­skie­go wy­gi­ni­ęcia27, 28, 29. Homo erec­tus praw­do­po­dob­nie my­ślał, że je­ste­śmy tyl­ko ko­lej­ną, prze­jścio­wą no­win­ką w plej­sto­ce­nie.

Prze­wi­ńmy te­raz opo­wie­ść szyb­ko do przo­du, do okre­su 75 000 lat temu. Homo erec­tus na­dal jesz­cze żyli, ale ich tech­no­lo­gia nie była już zbyt za­awan­so­wa­na. W tym cza­sie mo­żna się było do­my­ślać, że za­miast nich suk­ces od­nio­są ne­an­der­tal­czy­cy, któ­rzy dys­po­no­wa­li mó­zga­mi po­dob­ny­mi do na­szych pod względem roz­mia­ru lub na­wet wi­ęk­szy­mi. Byli rów­nie wy­so­cy, ale ci­ężsi – wi­ęk­szo­ść ich do­dat­ko­wej masy sta­no­wi­ły mi­ęśnie. Ne­an­der­tal­czy­cy byli praw­dzi­wy­mi wład­ca­mi epo­ki lo­dow­co­wej. Cho­ciaż tech­nicz­nie rzecz bio­rąc byli wszyst­ko­żer­ni, w prak­ty­ce po­zo­sta­wa­li ra­czej mi­ęso­żer­ca­mi, co ozna­cza, że mu­sie­li być rów­nież zręcz­ny­mi my­śli­wy­mi. Ich głów­ną broń sta­no­wi­ła dłu­ga i ci­ężka włócz­nia, prze­zna­czo­na do za­da­wa­nia cio­sów z bli­skiej od­le­gło­ści. Mi­ęso­żer­cy za­zwy­czaj po­lu­ją na zwie­rzęta mniej­sze od sie­bie. Ne­an­der­tal­czy­cy po­lo­wa­li zaś na wszyst­kich du­żych ro­śli­no­żer­ców epo­ki lo­dow­co­wej. Ich ofia­rą pa­da­ły głów­nie je­le­nie, re­ni­fe­ry, ko­nie i by­dło, ale zda­rza­ło się, że po­lo­wa­li na­wet na, znacz­nie sil­niej­sze od lu­dzi, ma­mu­ty23.

Ne­an­der­tal­czy­kom da­le­ko było do ste­reo­ty­pu gło­śno po­chrząku­jących ja­ski­niow­ców. Dzie­li­my z nimi wa­riant genu FO­XP2, któ­ry jest od­po­wie­dzial­ny za drob­ne ru­chy mo­to­rycz­ne nie­zbęd­ne do mowy30. Grze­ba­li zma­rłych, opie­ko­wa­li się cho­ry­mi i ran­ny­mi, a cia­ła ozda­bia­li pig­men­tem i bi­żu­te­rią wy­ko­na­ną z musz­li, piór i ko­ści. Je­den z ne­an­der­tal­czy­ków zo­stał po­cho­wa­ny z bli­sko trze­ma ty­si­ąca­mi pe­reł, któ­re zdo­bi­ły ubra­nie ze skó­ry zwie­rzęcej. Jej frag­men­ty zo­sta­ły wpraw­nie roz­ci­ągni­ęte i zszy­te w je­den ka­wa­łek31. W ja­ski­niach umiesz­cza­li ma­lo­wi­dła przed­sta­wia­jące mi­tycz­ne stwo­rze­nia. U swo­je­go schy­łku uży­wa­li wie­lu na­rzędzi po­dob­nych do tych, któ­ry­mi dys­po­no­wał nasz ga­tu­nek23.

Kie­dy Homo sa­piens po raz pierw­szy spo­tkał przed­sta­wi­cie­li ne­an­der­tal­czy­ków, ich po­pu­la­cja była naj­wi­ęk­sza w ca­łej swo­jej hi­sto­rii. Po­nie­waż byli do­brze przy­sto­so­wa­ni do zim­na, za­stąpi­li nas, gdy ucie­ka­li­śmy z Eu­ro­py w ob­li­czu nad­ci­ąga­jące­go lo­dow­ca. Je­śli 75 000 lat temu mia­łbyś po­sta­wić pie­ni­ądze na to, kto prze­trwa nie­pew­ny kli­mat przy­szłych ty­si­ąc­le­ci, to ne­an­der­tal­czy­cy by­li­by do­brym ty­pem.

Jed­nak ja­kieś 50 000 lat temu bieg wy­da­rzeń od­wró­cił się na na­szą ko­rzy­ść. Pod­czas gdy aszel­ska sie­kie­ra słu­ży­ła ka­żde­mu z ga­tun­ków lu­dzi przez po­nad mi­lion lat, tyl­ko Homo sa­piens roz­wi­nął nie­po­rów­ny­wal­nie bar­dziej zło­żo­ne na­rzędzia. Udo­sko­na­la­jąc drew­nia­ne włócz­nie ne­an­der­tal­czy­ków, wy­two­rzy­li­śmy broń mio­ta­jącą – ro­dzaj mio­ta­cza włócz­ni z po­nad pó­łme­tro­wym, drew­nia­nym uchwy­tem, któ­ry wy­strze­li­wał strza­ły nie­mal dwu­me­tro­wej dłu­go­ści. U ich szczy­tu znaj­do­wa­ły się za­ostrzo­ne ka­mie­nie lub ko­ści, wy­drążo­ne na jed­nym ko­ńcu i osa­dzo­ne na drew­nia­nym trzon­ku32. Fi­zy­ka dzia­ła­ła na tej sa­mej za­sa­dzie co w przy­pad­ku chuc­kit – po­pu­lar­nej wśród wła­ści­cie­li psów wy­rzut­ni do pi­łe­czek. Na­wet je­śli by­łeś bar­dzo sil­ny, stan­dar­do­wą włócz­nią mo­głeś rzu­cić na od­le­gło­ść kil­ku me­trów. Ener­gia zgro­ma­dzo­na u pod­sta­wy mio­ta­cza włócz­ni po­zwa­la na­to­miast na wy­rzut na od­le­gło­ść oko­ło 90 me­trów z pręd­ko­ścią prze­kra­cza­jącą 160 ki­lo­me­trów na go­dzi­nę. Mio­ta­cze włócz­ni zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wa­ły ło­wiec­two, po­zwa­la­jąc nam wy­kro­czyć poza ludz­ki sta­tus ro­śli­no­żer­ców i po­lo­wać na ofia­ry, któ­re la­ta­ły, pły­wa­ły i wspi­na­ły się na drze­wa. Od tej chwi­li mo­gli­śmy za­bi­jać ma­mu­ty bez ry­zy­ka by­cia za­dep­ta­nym lub dźgni­ętym przez ich kły. Mio­ta­cze włócz­ni udo­sko­na­li­ły rów­nież spo­sób, w jaki chro­ni­li­śmy sie­bie sa­mych. Mo­gli­śmy wy­strze­lić włócz­nię w kie­run­ku sza­blo­zęb­ne­go dzi­kie­go kota czy wro­go na­sta­wio­ne­go czło­wie­ka i za­da­wać po­wa­żne ob­ra­że­nia z bez­piecz­nej od­le­gło­ści. Wy­twa­rza­li­śmy też ostre szpi­kul­ce do bro­ni, na­rzędzia do ry­cia, ostrza do ci­ęcia czy wier­tła do prze­bi­ja­nia po­wierzch­ni. Mie­li­śmy do dys­po­zy­cji ko­ścia­ne har­pu­ny, sie­ci do po­ło­wu ryb i pu­łap­ki, a ta­kże si­dła za­sta­wia­ne na pta­ki i małe ssa­ki. Ne­an­der­tal­czy­cy, mimo ol­brzy­mich suk­ce­sów w po­lo­wa­niu, ni­g­dy nie sta­li się czy­mś wi­ęcej niż mi­ęso­żer­ca­mi śred­niej ran­gi. W na­szym przy­pad­ku wy­po­sa­że­nie w nową tech­no­lo­gię uczy­ni­ło z nas naj­gro­źniej­szych z dra­pie­żni­ków. W du­żej mie­rze od­por­nych na ata­ki dra­pie­żni­ków in­nych ga­tun­ków.

Po wy­ru­sze­niu z Afry­ki szyb­ko roz­prze­strze­ni­li­śmy się po Eu­ra­zji. W ci­ągu kil­ku ty­si­ęcy lat by­li­śmy na­wet w sta­nie do­trzeć do Au­stra­lii. Ta mo­zol­na prze­pra­wa wy­ma­ga­ła pla­no­wa­nia i gro­ma­dze­nia żyw­no­ści na pod­róż, któ­rej cza­su nie dało się prze­wi­dzieć, za­bra­nia ze sobą na­rzędzi, któ­re mo­gły­by na­pra­wić nie­prze­wi­dzia­ne szko­dy czy po­zy­ski­wać nie­zna­ny wcze­śniej po­karm, oraz roz­wi­ązy­wa­nia przy­szłych, obec­nych tyl­ko w wy­obra­źni pro­ble­mów, ta­kich jak uzu­pe­łnia­nie za­pa­sów wody pit­nej na mo­rzu. Ci pierw­si że­gla­rze mu­sie­li być w sta­nie ko­mu­ni­ko­wać swo­je za­mia­ry w naj­drob­niej­szych szcze­gó­łach, co skło­ni­ło nie­któ­rych an­tro­po­lo­gów do wy­su­ni­ęcia hi­po­te­zy, że w tym cza­sie dys­po­no­wa­li­śmy już w pe­łni ukszta­łto­wa­ną mową33.

Co naj­bar­dziej zdu­mie­wa­jące, ci że­gla­rze mu­sie­li wy­wnio­sko­wać, że ist­nie­je ja­kiś ob­szar poza ho­ry­zon­tem. Być może ana­li­zo­wa­li mi­gra­cje wędrow­nych pta­ków lub wi­dzie­li dym z na­tu­ral­nych po­ża­rów bu­szu w od­da­li. Na­wet je­śli tak było, mu­sie­li so­bie wy­obra­zić, że jest gdzieś miej­sce, do któ­re­go mogą do­trzeć.

Oko­ło 25 000 lat temu szan­se na prze­trwa­nie były już wy­ra­źnie po na­szej stro­nie. Za­miast wie­ść ży­cie zmie­nia­jących miej­sce po­by­tu no­ma­dów, ży­li­śmy w obo­zo­wi­skach wy­pe­łnio­nych set­ka­mi lu­dzi. Te­ren obo­zo­wi­ska był po­dzie­lo­ny we­dług funk­cji: spe­cjal­ne miej­sca prze­zna­czo­no do za­bi­ja­nia zwie­rząt, inne do go­to­wa­nia, spa­nia czy wy­rzu­ca­nia od­pad­ków. By­li­śmy do­brze odży­wie­ni i dys­po­no­wa­li­śmy na­rzędzia­mi do mie­le­nia i tłu­cze­nia mi­ęsa, po­zwa­la­jący­mi nam na prze­twa­rza­nie i ob­rób­kę żyw­no­ści, któ­ra w prze­ciw­nym ra­zie by­ła­by nie­ja­dal­na, a na­wet szko­dli­wa. Mie­li­śmy do dys­po­zy­cji rów­nież pa­le­ni­ska do go­to­wa­nia, pie­ce do pie­cze­nia i me­to­dy na prze­cho­wy­wa­nie żyw­no­ści w trud­nych cza­sach33.

Za­miast udra­po­wa­ne­go i lu­źno zwi­ąza­ne­go fu­tra, za spra­wą cien­kich igieł z ko­ści no­si­li­śmy praw­dzi­we ubra­nia. Przy­tul­ne i ob­ci­słe kom­bi­ne­zo­ny chro­ni­ły nas przed śnie­giem. Dzi­ęki nim mo­gli­śmy le­piej zno­sić mro­zy, bez ko­niecz­no­ści ewo­lu­cji ol­brzy­mie­go za­po­trze­bo­wa­nia ka­lo­rycz­ne­go, jak w przy­pad­ku ne­an­der­tal­czy­ków34. Tak wy­po­sa­że­ni mo­gli­śmy podążać na pó­łnoc na­wet w mro­źnych okre­sach epo­ki lo­dow­co­wej i osta­tecz­nie skie­ro­wać się w stro­nę obu Ame­ryk. Jako pierw­si lu­dzie w hi­sto­rii, któ­rzy od­by­li taką pod­róż.

Jed­nak ten okres, okre­śla­ny obec­nie jako gór­ny pa­le­olit, był nie­zwy­kły nie tyl­ko ze względu na licz­ne ulep­sze­nia w za­kre­sie wy­twa­rza­nej bro­ni czy po­pra­wę wa­run­ków ży­cia35. To wła­śnie w tym cza­sie za­częli­śmy po­zo­sta­wiać do­wo­dy na ist­nie­nie uni­ka­to­wych form ludz­kie­go po­zna­nia, zwłasz­cza na­szych po­sze­rza­jących się sie­ci spo­łecz­nych36. Śla­dy wy­ko­ny­wa­nej z musz­li bi­żu­te­rii są znaj­do­wa­ne set­ki ki­lo­me­trów w głębi lądu, co su­ge­ru­je, że przed­mio­ty bez war­to­ści użyt­ko­wej były albo war­te prze­trans­por­to­wa­nia, albo zo­sta­ły po­da­ro­wa­ne przez ko­goś in­ne­go, kto pod­ró­żo­wał po jed­nym z pierw­szych szla­ków han­dlo­wych37, 38.

Ma­lo­wa­li­śmy zwie­rzęta na ska­łach tak zręcz­nie, że kon­tu­ry ka­mie­nia zda­ją się fa­lo­wać pod ci­ęża­rem ich ciał i na­da­ją mu złu­dze­nie trój­wy­mia­ro­wo­ści. W miej­scach, któ­re dziś mo­że­my okre­ślić mia­nem pierw­szych kin, ścia­ny ja­ski­ni zdo­bią po­do­bi­zny bi­zo­na z ośmio­ma no­ga­mi, któ­ry zda­je się ga­lo­po­wać w bla­sku ognia. Wy­da­je się, że ilu­stro­wa­li­śmy na­wet za po­mo­cą dźwi­ęku: py­ski koni otwar­te w rże­niu, lwy przed­sta­wio­ne w po­ło­wie ryku i no­so­ro­żce ude­rza­jące się gło­wa­mi tak gwa­łtow­nie, że mo­żna nie­mal usły­szeć zgrzyt ich ro­gów. Nie tyl­ko na­śla­do­wa­li­śmy ży­cie, ale rów­nież wy­obra­ża­li­śmy so­bie i uwiecz­nia­li­śmy mi­tycz­ne stwo­rze­nia – ko­bie­tę z gło­wą lwa czy mężczy­znę z cia­łem żu­bra39, 40.

To no­wo­cze­sne za­cho­wa­nia. W tym okre­sie wy­gląda­li­śmy i za­cho­wy­wa­li­śmy się już jak lu­dzie wspó­łcze­śni. Na­sza kul­tu­ra i tech­no­lo­gia na­gle sta­ły się o wie­le bar­dziej po­tężne i wy­ra­fi­no­wa­ne niż w przy­pad­ku ja­kie­go­kol­wiek in­ne­go ga­tun­ku czło­wie­ka. Ale jak do tego do­szło? Co się z nami sta­ło i dla­cze­go przy­tra­fi­ło się to tyl­ko na­sze­mu ga­tun­ko­wi?

*

To, co po­zwo­li­ło nam roz­wi­jać się da­lej, pod­czas gdy po­zo­sta­łe ga­tun­ki lu­dzi wy­gi­nęły, to ro­dzaj po­znaw­czej su­per­mo­cy: szcze­gól­ny typ wspó­łpra­cy okre­śla­ny jako ko­mu­ni­ka­cja opar­ta na wspó­łpra­cy. Po­zo­sta­je­my eks­per­ta­mi w za­kre­sie wspó­łpra­cy z in­ny­mi lu­dźmi, na­wet nie­zna­jo­my­mi. Po­tra­fi­my ko­mu­ni­ko­wać się z kimś, kogo ni­g­dy nie spo­tka­li­śmy, roz­ma­wiać o wspól­nym celu i pra­co­wać ra­zem, aby go osi­ągnąć. Jak mo­żna się spo­dzie­wać, szym­pan­sy są wy­ra­fi­no­wa­ne po­znaw­czo w wie­lu aspek­tach, w ja­kich są rów­nież lu­dzie. Jed­nak po­mi­mo licz­nych po­do­bie­ństw trud­no im zro­zu­mieć, kie­dy ko­mu­ni­ka­cja ma po­móc w osi­ągni­ęciu wspól­ne­go celu. Ozna­cza to, że tak in­te­li­gent­ne zwie­rzęta jak szym­pan­sy ce­chu­je nie­wiel­ka zdol­no­ść do syn­chro­ni­zo­wa­nia za­cho­wań, ko­or­dy­no­wa­nia od­mien­nych ról, prze­ka­zy­wa­nia in­no­wa­cji, a na­wet ko­mu­ni­ka­cji wy­kra­cza­jącej poza kil­ka pod­sta­wo­wych pró­śb. W przy­pad­ku na­sze­go ga­tun­ku wszyst­kie te umie­jęt­no­ści roz­wi­ja­my, za­nim za­cznie­my cho­dzić lub mó­wić, i to one sta­no­wią bra­mę do zło­żo­ne­go świa­ta spo­łecz­ne­go i kul­tu­ro­we­go. Po­zwa­la­ją podłączyć na­sze umy­sły do umy­słów in­nych i dzie­dzi­czyć wie­dzę wie­lu po­ko­leń. Są pod­sta­wą wszel­kich form kul­tu­ry i na­uki, w tym wy­ra­fi­no­wa­ne­go języ­ka, ja­kim się po­słu­gu­je­my. To wła­śnie zwar­te gru­py po­sia­da­jących kul­tu­rę lu­dzi roz­wi­nęły za­awan­so­wa­ną tech­no­lo­gię. Homo sa­piens byli w sta­nie roz­kwi­tać w ob­sza­rach nie­do­stęp­nych dla po­zo­sta­łych in­te­li­gent­nych ga­tun­ków lu­dzi, po­nie­waż je­ste­śmy do­sko­na­li w szcze­gól­nym ro­dza­ju wspó­łpra­cy.

Kie­dy roz­po­czy­na­łem stu­dio­wa­nie świa­ta zwie­rząt, by­łem tak skon­cen­tro­wa­ny na ry­wa­li­za­cji, że na­wet nie przy­szło mi do gło­wy, że ko­mu­ni­ka­cja czy przy­ja­źń mo­gły od­gry­wać ja­kąkol­wiek rolę w ewo­lu­cji po­znaw­czej. Nie tyl­ko w przy­pad­ku in­nych zwie­rząt, ale rów­nież nas sa­mych. By­łem prze­ko­na­ny, że wy­jąt­ko­we umie­jęt­no­ści ma­ni­pu­la­cji lub oszu­ki­wa­nia in­nych mogą wy­ja­śnić ewo­lu­cyj­ne do­sto­so­wa­nie zwie­rzęcia. Od­kry­łem jed­nak, że by­cie mądrzej­szym nie wy­star­cza. Na­sze emo­cje od­gry­wa­ją ogrom­ną rolę w tym, co uwa­ża­my za sa­tys­fak­cjo­nu­jące, bo­le­sne, atrak­cyj­ne czy od­py­cha­jące. Na­sze pre­fe­ren­cje do roz­wi­ązy­wa­nia pew­nych grup pro­ble­mów pe­łnią tak samo istot­ną funk­cję w kszta­łto­wa­niu na­sze­go po­zna­nia jak zdol­no­ści ob­li­cze­nio­we mó­zgu. Naj­bar­dziej wy­ra­fi­no­wa­ne ro­zu­mie­nie sy­tu­acji spo­łecz­nych, pa­mi­ęć i stra­te­gie nie po­mo­gą w in­no­wa­cji, je­śli nie będą wspó­łdzia­łać, wy­ko­rzy­stu­jąc umie­jęt­no­ść ko­mu­ni­ka­cji opar­tej na wspó­łpra­cy z in­ny­mi.

Na­sze przy­ja­zne na­sta­wie­nie ewo­lu­owa­ło w wa­run­kach sa­mo­udo­mo­wie­nia7.

Udo­mo­wie­nie nie jest tyl­ko wy­ni­kiem do­bo­ru sztucz­ne­go, do­ko­ny­wa­ne­go przez czło­wie­ka, któ­ry wy­bie­rał okre­ślo­ne zwie­rzęta do ho­dow­li. To rów­nież re­zul­tat dzia­ła­nia do­bo­ru na­tu­ral­ne­go. W na­szym przy­pad­ku pre­sja se­lek­cyj­na by­ła­by na­kie­ro­wa­na na przy­ja­zne na­sta­wie­nie – albo w stro­nę in­ne­go ga­tun­ku, albo w stro­nę wła­sne­go. To isto­ta tego, co na­zy­wa­my sa­mo­udo­mo­wie­niem. To ono dało nam prze­wa­gę w przy­ja­znym na­sta­wie­niu, któ­rej po­trze­bo­wa­li­śmy, by od­nie­ść suk­ces, gdy inne ga­tun­ki lu­dzi wy­gi­nęły. Jak do­tąd ob­ser­wo­wa­li­śmy je u nas sa­mych, u psów i u na­szych naj­bli­ższych ku­zy­nów – bo­no­bo. Ta ksi­ążka opi­su­je od­kry­cie, któ­re po­łączy­ło te trzy ga­tun­ki i po­mo­gło nam zro­zu­mieć, jak sta­li­śmy się tym, kim je­ste­śmy obec­nie.

Gdy lu­dzie[5*] sta­li się bar­dziej przy­ja­źni, mo­gło się do­ko­nać prze­jście od ży­cia w ma­łych gru­pach li­czących po 10–15 osob­ni­ków, jak w przy­pad­ku ne­an­der­tal­czy­ków, do ży­cia w wi­ęk­szych gru­pach li­czących sto lub wi­ęcej osób. Na­wet bez wi­ęk­szych mó­zgów na­sze licz­niej­sze i le­piej zor­ga­ni­zo­wa­ne gru­py ła­two wy­gry­wa­ły ry­wa­li­za­cję z in­ny­mi ga­tun­ka­mi lu­dzi. To na­sza wra­żli­wo­ść wo­bec in­nych umo­żli­wi­ła wspó­łpra­cę i ko­mu­ni­ka­cję w co­raz bar­dziej zło­żo­ny spo­sób, któ­ry wy­nió­sł na­sze zdol­no­ści kul­tu­ro­we na nowy po­ziom. Mo­gli­śmy wpro­wa­dzać in­no­wa­cje i dzie­lić się nimi szyb­ciej niż kto­kol­wiek inny. Po­zo­sta­łe ga­tun­ki lu­dzi nie mia­ły szans.

Jed­nak na­sze przy­ja­zne na­sta­wie­nie ma rów­nież mrocz­ną stro­nę. Kie­dy czu­je­my, że gru­pa, któ­rą ko­cha­my, jest za­gro­żo­na przez inną gru­pę, je­ste­śmy w sta­nie odłączyć za­gra­ża­jącą nam gru­pę od na­szej umy­sło­wej sie­ci, co umo­żli­wia de­hu­ma­ni­za­cję in­nych lu­dzi. Tam, gdzie w nor­mal­nych wa­run­kach znaj­do­wa­ły­by się em­pa­tia i wspó­łczu­cie, nie znaj­du­je­my nic. Nie­zdol­ni do em­pa­tii wo­bec za­gra­ża­jących nam ob­cych, nie po­tra­fi­my dłu­żej po­strze­gać ich jako bli­źnich. Sta­je­my się wte­dy zdol­ni do naj­wi­ęk­szych okru­cie­ństw. Je­ste­śmy za­rów­no naj­bar­dziej to­le­ran­cyj­nym, jak i naj­bar­dziej bez­li­to­snym ga­tun­kiem na pla­ne­cie7.

Re­to­ry­ka prze­pe­łnio­na de­hu­ma­ni­za­cją kwit­nie w naj­lep­sze w Kon­gre­sie Sta­nów Zjed­no­czo­nych, któ­ry obec­nie jest bar­dziej spo­la­ry­zo­wa­ny niż w okre­sie woj­ny se­ce­syj­nej41. Były re­pu­bli­ka­ński czło­nek Izby Re­pre­zen­tan­tów Jim Le­ach ze sta­nu Iowa stwier­dził: „W ku­lu­arach re­pu­bli­ka­nie mó­wią na­praw­dę dziw­ne rze­czy o de­mo­kra­tach”42. Były de­mo­kra­tycz­ny se­na­tor Tom Da­schle z Da­ko­ty Po­łu­dnio­wej po­wie­dział, że „te nie­for­mal­ne spo­tka­nia sta­ły się pod­sta­wą po­dzia­łu »my–oni« i po­de­jścia w sty­lu »za­bij ich«”42. Me­dia spo­łecz­no­ścio­we upu­blicz­ni­ły taki ro­dzaj wro­go­ści. Kie­dy za­cy­to­wa­no wy­po­wie­dź Do­nal­da Trump Jr.: „Mur gra­nicz­ny jest jak ogro­dze­nie w zoo chro­ni­ące cię przed zwie­rzęta­mi”, de­mo­kra­tycz­na kon­gres­men­ka Il­han Omar z Min­ne­so­ty od­po­wie­dzia­ła: „Im wy­żej wspi­na się ma­łpa, tym bar­dziej wi­dać jej ty­łek”.

Jesz­cze nie­daw­no Wa­szyng­ton był o wie­le bar­dziej przy­ja­znym miej­scem. Pre­zy­dent Ro­nald Re­agan zwy­kł za­pra­szać na drin­ka do Bia­łe­go Domu za­rów­no de­mo­kra­tów, jak i re­pu­bli­ka­nów, „tyl­ko po to, by opo­wia­dać dow­ci­py”43. De­mo­kra­ci i re­pu­bli­ka­nie pod­ró­żo­wa­li ra­zem sa­mo­cho­da­mi z ro­dzin­nych miej­sco­wo­ści do Wa­szyng­to­nu, ja­dąc całą noc i zmie­nia­jąc się za kie­row­ni­cą. „Kłó­ci­li­śmy się jak cho­le­ra w Izbie Re­pre­zen­tan­tów – za­uwa­żył Dan Ro­sten­kow­ski, de­mo­kra­tycz­ny kon­gres­men z Il­li­no­is – ale tej sa­mej nocy gra­li­śmy w gol­fa”43. Kie­dy Re­agan za­dzwo­nił do spi­ke­ra Izby Tipa O’Ne­il­la po szcze­gól­nie ostrej wy­mia­nie zdań, Tip po­wie­dział: „Przy­ja­cie­lu, to po­li­ty­ka. Po szó­stej znów mo­że­my być przy­ja­ció­łmi”44.

Taki Kon­gres był w sta­nie roz­wi­ązy­wać pro­ble­my. Wpro­wa­dza­no i uchwa­la­no wte­dy wi­ęcej ustaw niż obec­nie. Wi­ęcej osób gło­so­wa­ło po­nad po­dzia­ła­mi. W 1967 roku re­pu­bli­ka­nie i de­mo­kra­ci wspól­nie za­twier­dzi­li usta­wę o pra­wach oby­wa­tel­skich, naj­wa­żniej­szą usta­wę z po­li­ty­ki spo­łecz­nej XX wie­ku. De­mo­kra­ci wspó­łpra­co­wa­li rów­nież z re­pu­bli­ka­na­mi, by uchwa­lić plan po­dat­ko­wy Re­aga­na, naj­bar­dziej zna­czącą re­for­mę po­dat­ko­wą we wspó­łcze­snej hi­sto­rii.

Wte­dy, w 1995 roku, na sce­nie po­ja­wia się Newt Gin­grich, mło­dy re­pu­bli­ka­ński kon­gres­men z Geo­r­gii, któ­ry opra­co­wu­je plan ode­bra­nia de­mo­kra­tom wła­dzy, jaką mie­li w Kon­gre­sie przez po­nad 40 lat. Jego teo­ria za­kła­da­ła, że tak dłu­go, jak dłu­go Kon­gres dzia­ła, wy­bor­cy nie będą od­czu­wać po­trze­by zmia­ny par­tii, któ­ra w nim rządzi. Jak stwier­dził: „Trze­ba zbu­rzyć sta­ry po­rządek, aby usta­no­wić nowy”45.

Głów­ną tak­ty­ką New­ta Gin­gri­cha jako spi­ke­ra Izby pod ko­niec lat dzie­wi­ęćdzie­si­ątych było wpro­wa­dze­nie roz­wi­ązań, któ­re mia­ły spra­wić, aby przy­ja­źń mi­ędzy re­pu­bli­ka­na­mi i de­mo­kra­ta­mi sta­ła się trud­na, je­śli nie nie­mo­żli­wa. Za­czął po pro­stu od zmia­ny ty­go­dnia pra­cy w Wa­szyng­to­nie z pi­ęciu do trzech dni, tak aby przed­sta­wi­cie­le re­pu­bli­ka­nów mo­gli spędzać wi­ęk­szo­ść cza­su w swo­ich okręgach, kon­tak­to­wać się z wy­bor­ca­mi i po­zy­ski­wać fun­du­sze. To po­su­ni­ęcie utrud­ni­ło przy­ja­źń mi­ędzy dwie­ma gru­pa­mi – mniej­sza licz­ba kon­gres­me­nów prze­no­si­ła ro­dzi­ny do Wa­szyng­to­nu46. Jak pi­sze po­li­to­log Nor­man Orn­ste­in: „Kie­dyś w week­en­dy człon­ko­wie Kon­gre­su cały czas byli gdzieś w po­bli­żu, urządza­li przy­jęcia, a ich dzie­ci ko­ńczy­ły te same szko­ły (...). Nie mamy z tym już do czy­nie­nia”42, 47.

Na Ka­pi­to­lu Gin­grich za­ka­zał re­pu­bli­ka­nom wspó­łpra­cy z de­mo­kra­ta­mi za­rów­no w ko­mi­sjach, jak i na par­kie­cie Izby. Kie­dy re­pu­bli­ka­nie mó­wi­li o de­mo­kra­tach lub Par­tii De­mo­kra­tycz­nej, za­le­ca­no im uży­wa­nie de­hu­ma­ni­zu­jące­go języ­ka wy­wo­łu­jące­go obrzy­dze­nie, cha­rak­te­ry­zo­wa­nie opo­zy­cji przy­miot­ni­ka­mi ta­ki­mi jak „zgni­li­zna” lub „cho­ry”48. Sam Gin­grich często po­rów­ny­wał de­mo­kra­tów do na­zi­stów49. Gdy wpro­wa­dził re­pu­bli­ka­nów na to nowe i wro­gie te­ry­to­rium, wie­lu de­mo­kra­tów ocho­czo po­szło w jego śla­dy. Nie było już wi­ęcej po­ro­zu­mień wy­pra­co­wa­nych za za­mkni­ęty­mi drzwia­mi, dwu­par­tyj­nych spo­tkań czy nie­for­mal­nych roz­mów w ku­lu­arach. Z cza­sem za­sa­dy, któ­re Gin­grich wpro­wa­dził w Izbie, tra­fi­ły do Se­na­tu50.

Jak opi­su­je swo­ją za­ży­ło­ść z nie­ży­jącym już se­na­to­rem Joh­nem McCa­inem z Ari­zo­ny były se­na­tor Joe Bi­den z De­la­wa­re: „John i ja pro­wa­dzi­li­śmy dys­ku­sje w la­tach dzie­wi­ęćdzie­si­ątych. Prze­cha­dza­li­śmy się i do­słow­nie sie­dzie­li­śmy obok sie­bie albo po stro­nie de­mo­kra­tów, albo re­pu­bli­ka­nów (...) by­li­śmy wte­dy (...) kar­ce­ni przez przy­wód­ców na­szych ugru­po­wań za to, że ze sobą roz­ma­wia­my i sie­dzi­my obok sie­bie, oka­zu­jąc przy­ja­źń w środ­ku de­ba­ty (...) po re­wo­lu­cji Gin­gri­cha w la­tach dzie­wi­ęćdzie­si­ątych. Wte­dy już nikt nie chciał, że­by­śmy prze­sia­dy­wa­li ra­zem, to wte­dy wszyst­ko za­częło się zmie­niać”51.

W mia­rę jak na wzgó­rzu upa­dał wza­jem­ny sza­cu­nek, na­rzędzia, któ­re wcze­śniej umo­żli­wia­ły ne­go­cja­cje i kom­pro­mis, zo­sta­ły oczer­nio­ne. „Becz­ki wie­przo­we”[6*] – pro­jek­ty fi­nan­so­wa­ne przez rząd fe­de­ral­ny, przy­no­szące ko­rzy­ści sto­sun­ko­wo nie­wiel­kiej licz­bie lu­dzi – wy­szły z mody. „Becz­ki wie­przo­we” mogą się wy­da­wać mar­no­traw­stwem, ale sta­no­wią nie­wiel­ką część bu­dże­tu fe­de­ral­ne­go i były zwy­kle klu­czo­we w prze­py­cha­niu wa­żnych ustaw. Po­li­to­log Sean Kel­ly usta­lił, że za­kaz wy­dat­ków w ra­mach „be­czek wie­przo­wych” z 2010 roku za­blo­ko­wał me­cha­ni­zmy, któ­re spra­wia­ły, iż Kon­gres funk­cjo­no­wał52. Po wpro­wa­dze­niu za­ka­zu ka­żde­go roku uchwa­la­no nie­mal sto ustaw mniej. Po­li­ty­cy, po­zba­wie­ni mar­chew­ki, któ­ra skła­nia­ła do za­wie­ra­nia kom­pro­mi­su, mie­li mniej­sze szan­se na suk­ces. Tak jak ucznio­wie w kla­sie, w któ­rej pa­nu­je ry­wa­li­za­cja, człon­ko­wie ró­żnych par­tii do­strze­gli, że nie są już od sie­bie za­le­żni, i od­mó­wi­li wspó­łpra­cy.

W li­be­ral­nej de­mo­kra­cji po­li­tycz­ni ry­wa­le nie mogą so­bie jed­nak po­zwo­lić na to, by zo­stać wro­ga­mi53. Na­wi­ązy­wa­nie kon­tak­tów to­wa­rzy­skich uczło­wie­cza ry­wa­li. Wspó­łpra­ca, ne­go­cja­cje czy za­ufa­nie – obec­nie tak rzad­kie w Wa­szyng­to­nie – sta­ją się w ta­kich oko­licz­no­ściach mo­żli­we.

Hi­po­te­za sa­mo­udo­mo­wie­nia nie jest tyl­ko ko­lej­ną opo­wie­ścią o stwo­rze­niu. To po­tężne na­rzędzie, któ­re może po­móc nam ukró­cić na­szą skłon­no­ść do de­hu­ma­ni­zo­wa­nia in­nych. To rów­nież ostrze­że­nie i przy­po­mnie­nie, że aby prze­trwać i roz­wi­jać się da­lej, mu­si­my po­sze­rzyć na­szą de­fi­ni­cję przy­na­le­żno­ści.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

Przy­pi­sy

Wpro­wa­dze­nie

1 E. Aron­son, S. Pat­noe, Co­ope­ra­tion in the Clas­sro­om: The Jig­saw Me­thod, Pin­ter & Mar­tin, Lon­don 2011.
2 D.W. John­son, G. Ma­ruy­ama, R. John­son, D. Nel­son, L. Skon, Ef­fects of Co­ope­ra­ti­ve, Com­pe­ti­ti­ve, and In­di­vi­du­ali­stic Goal Struc­tu­res on Achie­ve­ment: A Meta-Ana­ly­sis, „Psy­cho­lo­gi­cal Bul­le­tin” 1981, nr 89, s. 47.
3 D.W. John­son, R.T. John­son, An Edu­ca­tio­nal Psy­cho­lo­gy Suc­cess Sto­ry: So­cial In­ter­de­pen­den­ce The­ory and Co­ope­ra­ti­ve Le­ar­ning, „Edu­ca­tio­nal Re­se­ar­cher” 2009, nr 38, s. 365–379.
4 M.J. Van Ry­zin, C.J. Ro­seth, Ef­fects of Co­ope­ra­ti­ve Le­ar­ning on Peer Re­la­tions, Em­pa­thy, and Bul­ly­ing in Mid­dle Scho­ol, „Ag­gres­si­ve Be­ha­vior” 2019.
5 C.J. Ro­seth, Y.-k. Lee, W.A. Sal­ta­rel­li, Re­con­si­de­ring Jig­saw So­cial Psy­cho­lo­gy: Lon­gi­tu­di­nal Ef­fects on So­cial In­ter­de­pen­den­ce, So­cio­co­gni­ti­ve Con­flict Re­gu­la­tion, Mo­ti­va­tion, and Achie­ve­ment, „Jo­ur­nal of Edu­ca­tio­nal Psy­cho­lo­gy” 2019, nr 111, s. 149.
6 Ch. Dar­win, De­scent of Man, and Se­lec­tion in Re­la­tion to Sex, new edi­tion, Prin­ce­ton Uni­ver­si­ty Press, Prin­ce­ton, NJ 1981; kse­ro­ko­pia ory­gi­na­łu: Mur­ray Pu­bli­shing, Lon­don 1871.
7 B. Hare, Su­rvi­val of the Frien­dliest: Homo sa­piens Evo­lved via Se­lec­tion for Pro­so­cia­li­ty, „An­nu­al Re­view of Psy­cho­lo­gy” 2017, nr 68, s. 155–186.

Udo­mo­wie­nie z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie nie zmniej­sza, jak kie­dyś sądzo­no, in­te­li­gen­cji, lecz zwi­ęk­sza przy­ja­zne na­sta­wie­nie. Kie­dy ja­kiś ga­tu­nek zwie­rzęcia zo­sta­je udo­mo­wio­ny, prze­cho­dzi wie­le zmian, któ­re wy­da­ją się zu­pe­łnie ze sobą nie­po­wi­ąza­ne. Ten wzo­rzec zmian – zwa­ny syn­dro­mem udo­mo­wie­nia – może prze­ja­wiać się w kszta­łcie twa­rzy, wiel­ko­ści zębów, pig­men­ta­cji ró­żnych części cia­ła lub sie­rści, a ta­kże w zmia­nach hor­mo­nów, cy­klu re­pro­duk­cyj­ne­go i ukła­du ner­wo­we­go. To, co od­kry­li­śmy w na­szych ba­da­niach, to fakt, że może to rów­nież zwi­ęk­szyć zdol­no­ść ga­tun­ku do ko­or­dy­na­cji i ko­mu­ni­ka­cji z in­ny­mi.

Wszyst­kie te po­zor­nie przy­pad­ko­we zmia­ny są zwi­ąza­ne z roz­wo­jem. Mó­zgi i cia­ła udo­mo­wio­nych ga­tun­ków roz­wi­ja­ją się ina­czej niż u mniej przy­ja­znych ga­tun­ków, z któ­rych wy­ewo­lu­owa­ły. Za­cho­wa­nia, któ­re uła­twia­ją two­rze­nie wi­ęzi spo­łecz­nych, ta­kie jak za­ba­wa, u ga­tun­ków udo­mo­wio­nych po­ja­wia­ją się wcze­śniej i utrzy­mu­ją się dłu­żej niż u in­nych bli­sko spo­krew­nio­nych ga­tun­ków – często aż do okre­su do­ro­sło­ści.

Ba­da­nia nad udo­mo­wie­niem u in­nych ga­tun­ków po­zwo­li­ły nam zro­zu­mieć, w jaki spo­sób praw­do­po­dob­nie wy­ewo­lu­owa­ła na­sza wła­sna su­per­moc po­znaw­cza.

8 R. Kurz­ban, M.N. Bur­ton-Chel­lew, S.A. West, The Evo­lu­tion of Al­tru­ism in Hu­mans, „An­nu­al Re­view of Psy­cho­lo­gy” 2015, nr 66, s. 575–599.
9 F. de Waal, Pe­ace­ma­king Among Pri­ma­tes, Ha­rvard Uni­ver­si­ty Press, Cam­brid­ge, MA 1989.
10 R.M. Sa­pol­sky, The In­flu­en­ce of So­cial Hie­rar­chy on Pri­ma­te He­alth, „Scien­ce” 2005, nr 308, s. 648–652.
11 N. Sny­der-Mac­kler, J. Sanz, J.N. Kohn, J.F. Brin­kworth, S. Mor­row, A.O. Sha­ver, J.-C. Gre­nier, R. Pi­que-Regi, Z.P. John­son, M.E. Wil­son, So­cial Sta­tus Al­ters Im­mu­ne Re­gu­la­tion and Re­spon­se to In­fec­tion in Ma­ca­qu­es, „Scien­ce” 2016, nr 354, s. 1041–1045.
12 C. Drews, Con­te­xts and Pat­terns of In­ju­ries in Free-Ran­ging Male Ba­bo­ons (Pa­pio cy­no­ce­pha­lus), „Be­ha­vio­ur” 1996, nr 133, s. 443–474.
13 M.L. Wil­son, C. Bo­esch, B. Fruth, T. Fu­ru­ichi, I.C. Gil­by, C. Ha­shi­mo­to, C.L. Ho­ba­iter, G. Hoh­mann, N. Itoh, K.J.N. Ko­ops, Le­thal Ag­gres­sion in Pan Is Bet­ter Expla­ined by Ad­ap­ti­ve Stra­te­gies than Hu­man Im­pacts, „Na­tu­re” 2014, nr 513, s. 414.
14 T. Hob­bes, Ele­men­ty fi­lo­zo­fii, przeł. Cz. Zna­mie­row­ski, PWN, War­sza­wa 1956, s. 110.
15 F. de Waal, Chim­pan­zee Po­li­tics: Po­wer and Sex Among Apes, Johns Hop­kins Uni­ver­si­ty Press, Bal­ti­mo­re 2007.
16 L.R. Ge­squ­ie­re, N.H. Le­arn, M.C.M. Si­mao, P.O. Ony­an­go, S.C. Al­berts, J. Alt­mann, Life at the Top: Rank and Stress in Wild Male Ba­bo­ons, „Scien­ce” 2011, nr 333, s. 357–360.
17 M.W. Gray, Mi­to­chon­drial Evo­lu­tion, „Cold Spring Har­bor Per­spec­ti­ves in Bio­lo­gy” 2012, nr 4, a011403, opu­bli­ko­wa­ne on­li­ne: 1 wrze­śnia, 10:1101/csh­per­spect.a011403.
18 L.A. Da­vid, C.F. Mau­ri­ce, R.N. Car­mo­dy, D.B. Go­oten­berg, J.E. But­ton, B.E. Wol­fe, A.V. Ling, A.S. De­vlin, Y. Var­ma, M.A. Fi­sch­bach, S.B. Bid­din­ger, R.J. Dut­ton, P.J. Turn­baugh, Diet Ra­pi­dly and Re­pro­du­ci­bly Al­ters the Hu­man Gut Mi­cro­bio­me, „Na­tu­re” 2014, nr 505, s. 559–563, opu­bli­ko­wa­ne on­li­ne: 23.01.2014, 10:1038/na­tu­re­12820.
19 S. Hu, D.L. Dil­cher, D.M. Ja­rzen, Ear­ly Steps of An­gio­sperm-Pol­li­na­tor Co­evo­lu­tion, „Pro­ce­edings of the Na­tio­nal Aca­de­my of Scien­ces” 2008, nr 105, s. 240–245.
20 B. Höl­l­do­bler, E.O. Wil­son, The Su­per­or­ga­nism: The Be­au­ty, Ele­gan­ce, and Stran­ge­ness of In­sect So­cie­ties, W.W. Nor­ton, New York 2009.
21 B. Wood, E.K. Boy­le, Ho­mi­nin Ta­xic Di­ver­si­ty: Fact or Fan­ta­sy?, „Ame­ri­can Jo­ur­nal of Phy­si­cal An­th­ro­po­lo­gy” 2016, nr 159, s. 37–78.
22 A. Po­well, S. Shen­nan, M.G. Tho­mas, Late Ple­isto­ce­ne De­mo­gra­phy and the Ap­pe­aran­ce of Mo­dern Hu­man Be­ha­vior, „Scien­ce” 2009, nr 324, s. 1298–1301.
23 S.E. Chur­chill, Thin on the Gro­und: Ne­an­der­tal Bio­lo­gy, Ar­che­olo­gy, and Eco­lo­gy, vol. 10, John Wi­ley & Sons, Ho­bo­ken, NJ 2014.
24 A.S. Bro­oks, J.E. Yel­len, R. Potts, A.K. Beh­ren­smey­er, A.L. De­ino, D.E. Le­slie, S.H. Am­bro­se, J.R. Fer­gu­son, F. d’Er­ri­co, A.M.J.S. Zip­kin, Long-Di­stan­ce Sto­ne Trans­port and Pig­ment Use in the Ear­liest Mid­dle Sto­ne Age, „Scien­ce” 2018, nr 360, s. 90–94.
25 N.T. Boaz, Dra­gon Bone Hill: An Ice-Age Saga of Homo Erec­tus, ed. by R.L. Cio­chon, Oxford Uni­ver­si­ty Press, Oxford–New York 2004.
26 C. Ship­ton, M.D. Pe­tra­glia, In­ter-con­ti­nen­tal Va­ria­tion in Acheu­le­an Bi­fa­ces, w: Asian Pa­le­oan­th­ro­po­lo­gy: From Afri­ca to Chi­na and Bey­ond, ed. by C.J. Nor­ton, D.R. Braun, Sprin­ger, New York 2011, s. 49–55.
27 W. Amos, J.I. Hof­f­man, Evi­den­ce That Two Main Bot­tle­neck Events Sha­ped Mo­dern Hu­man Ge­ne­tic Di­ver­si­ty, „Pro­ce­edings of the Roy­al So­cie­ty B: Bio­lo­gi­cal Scien­ces” 2009.
28 A. Ma­ni­ca, W. Amos, F. Bal­lo­ux, T. Ha­ni­ha­ra, The Ef­fect of An­cient Po­pu­la­tion Bot­tle­necks on Hu­man Phe­no­ty­pic Va­ria­tion, „Na­tu­re” 2007, nr 448, s. 346–348.
29 S.H. Am­bro­se, Late Ple­isto­ce­ne Hu­man Po­pu­la­tion Bot­tle­necks, Vol­ca­nic Win­ter, and Dif­fe­ren­tia­tion of Mo­dern Hu­mans, „Jo­ur­nal of Hu­man Evo­lu­tion” 1998, nr 34, s. 623–651, opu­bli­ko­wa­ne on­li­ne: 1.06.1998.
30 J. Krau­se, C. La­lu­eza-Fox, L. Or­lan­do, W. Enard, R.E. Gre­en, H.A. Bur­ba­no, J.-J. Hu­blin, C. Hän­ni, J. For­tea, M. De La Ra­sil­la, The De­ri­ved FO­XP2 Va­riant of Mo­dern Hu­mans Was Sha­red with Ne­an­der­tals, „Cur­rent Bio­lo­gy” 2007, nr 17, s. 1908–1912.
31 F. Schrenk, S. Mül­ler, C. Hemm, P.G. Je­sti­ce, The Ne­an­der­thals, Ro­utled­ge, Lon­don–New York 2009.
32 S.E. Chur­chill, J.A. Rho­des, The Evo­lu­tion of the Hu­man Ca­pa­ci­ty for ‘Kil­ling at a Di­stan­ce’: The Hu­man Fos­sil Evi­den­ce for the Evo­lu­tion of Pro­jec­ti­le We­apon­ry, w: The Evo­lu­tion of Ho­mi­nin Diets, ed. by J.-J. Hu­blin, M.P. Ri­chards, Sprin­ger, New York 2009, s. 201–210.
33 B. Da­vies, S.H. Bic­kler, Sa­iling the Si­mu­la­ted Seas: A New Si­mu­la­tion for Eva­lu­ating Pre­hi­sto­ric Se­afa­ring, w: Across Spa­ce and Time: Pa­pers from the 41st Con­fe­ren­ce on Com­pu­ter Ap­pli­ca­tions and Qu­an­ti­ta­ti­ve Me­thods in Ar­cha­eolo­gy, Perth, 25–28 March 2013, Am­ster­dam Uni­ver­si­ty Press, Am­ster­dam 2015, s. 215–223.
34 O. Sof­fer, Re­co­ve­ring Pe­ri­sha­ble Tech­no­lo­gies Thro­ugh Use Wear on To­ols: Pre­li­mi­na­ry Evi­den­ce for Up­per Pa­le­oli­thic We­aving and Net Ma­king, „Cur­rent An­th­ro­po­lo­gy” 2004, nr 45, s. 407–413.
35 J.F. Hof­fec­ker, In­no­va­tion and Tech­no­lo­gi­cal Know­led­ge in the Up­per Pa­le­oli­thic of Nor­thern Eu­ra­sia, „Evo­lu­tio­na­ry An­th­ro­po­lo­gy: Is­su­es, News, and Re­views” 2005, nr 14, s. 186–198.
36 O. Bar-Yosef, The Up­per Pa­le­oli­thic Re­vo­lu­tion, „An­nu­al Re­view of An­th­ro­po­lo­gy” 2002, nr 31, s. 363–393.
37 S. McBre­ar­ty, A.S. Bro­oks, The Re­vo­lu­tion That Wasn’t: A New In­ter­pre­ta­tion of the Ori­gin of Mo­dern Hu­man Be­ha­vior, „Jo­ur­nal of Hu­man Evo­lu­tion” 2000, nr 39, s. 453–563.
38 M. Van­ha­eren, F. d’Er­ri­co, C. Strin­ger, S.L. Ja­mes, J.A. Todd, H.K. Mie­nis, Mid­dle Pa­le­oli­thic Shell Be­ads in Isra­el and Al­ge­ria, „Scien­ce” 2006, nr 312, s. 1785–1788.
39 G. Cur­tis, The Cave Pa­in­ters: Pro­bing the My­ste­ries of the World’s First Ar­ti­sts, An­chor, New York 2007.
40 H. Val­la­das, J. Clot­tes, J.-M. Ge­ne­ste, M.A. Gar­cia, M. Ar­nold, H. Ca­chier, N. Ti­snérat-La­bor­de, Pa­la­eoli­thic Pa­in­tings: Evo­lu­tion of Pre­hi­sto­ric Cave Art, „Na­tu­re” 2001, nr 413, s. 479.
41 N. McCar­ty, K.T. Po­ole, H. Ro­sen­thal, Po­la­ri­zed Ame­ri­ca: The Dan­ce of Ide­olo­gy and Une­qu­al Ri­ches, MIT Press, Cam­brid­ge, MA 2016.
42 Ch. Gib­son, Re­sto­ring Co­mi­ty to Con­gress, re­fe­rat za­pre­zen­to­wa­ny w Sho­ren­ste­in Cen­ter on Me­dia, Po­li­tics and Pu­blic Po­li­cy, Ha­rvard Ken­ne­dy Scho­ol, 1.01.2011, https://sho­ren ste­in­cen­ter.org/re­sto­ring- -co­mi­ty-to-con­gress/.
43 C. News, CBS News, 2010.
44 J.A. Far­rell, Tip O’Ne­ill and the De­mo­cra­tic Cen­tu­ry: A Bio­gra­phy, Lit­tle Brown, New York 2001.
45 R. Stra­han, Le­ading Re­pre­sen­ta­ti­ves: The Agen­cy of Le­aders in the Po­li­tics of the U.S. Ho­use, Johns Hop­kins Uni­ver­si­ty Press, Bal­ti­mo­re 2007.
46 J. Ha­idt, The Ri­gh­te­ous Mind: Why Good Pe­ople are Di­vi­ded by Po­li­tics and Re­li­gion, Vin­ta­ge, New York 2012.
47 Po­li­ty­cy, któ­rzy miesz­ka­ją w Wa­szyng­to­nie, są kry­ty­ko­wa­ni jako tzw. car­pet­bag­gers [pe­jo­ra­tyw­ne okre­śle­nie, ja­kie­go po­łu­dniow­cy uży­wa­li w sto­sun­ku do miesz­ka­ńców Pó­łno­cy – Jan­ke­sów, pod­ró­żu­jących na Po­łud­nie w okre­sie re­kon­struk­cji, tj. od 1865 do 1877 roku – przyp. tłum.] (C. Ra­asch, Whe­re do U.S. Se­na­tors ‘live,’ and does it mat­ter?, „St. Lo­uis Post-Di­spatch”, 2.09.2016) i „po­zba­wie­ni kon­tak­tu” z wy­bor­ca­mi (A. De­la­ney, Li­ving Lar­ge of Ca­pi­tal Hill, Huf­fing­ton Post, 31.07.2012). Jed­nak po­sia­da­nie człon­ków Kon­gre­su miesz­ka­jących w tym sa­mym miej­scu zbu­do­wa­ło­by mi­ędzy nimi re­la­cje. Jak po­wie­dział Orn­ste­in: „je­śli sto­isz przy li­nii bocz­nej me­czu pi­łki no­żnej z ko­le­gą z na­prze­ciw­ka i jego wspó­łma­łżon­ką, trud­niej ci będzie oczer­niać go jako wcie­le­nie dia­bła, kie­dy wej­dziesz do gry” (Ch. Gib­son, Re­sto­ring Co­mi­ty to Con­gress). By­cie częścią tej sa­mej spo­łecz­no­ści może przy­wró­cić po­czu­cie wspól­nych do­świad­czeń i wspól­ne­go celu, któ­re utra­ci­li nasi przed­sta­wi­cie­le. Je­śli kon­takt z na­szy­mi przed­sta­wi­cie­la­mi nie jest mo­żli­wy, to przy­naj­mniej po­wi­nien ist­nieć kon­takt mi­ędzy pra­cow­ni­ka­mi. Nie­wie­le osób wie, że nasz rząd jest kie­ro­wa­ny głów­nie przez ide­ali­stycz­nych mło­dych lu­dzi w wie­ku dwu­dzie­stu kil­ku lat, ma­jących na­dzie­ję na do­ko­na­nie zmian w na­szej de­mo­kra­cji. Sku­tecz­no­ść na­szych przed­sta­wi­cie­li jest po­wi­ąza­na z ja­ko­ścią tego za­ple­cza (J. McCra­in, Le­gi­sla­ti­ve Staff and Po­li­cy­ma­king, Emo­ry Uni­ver­si­ty, 2018). To ci mło­dzi lu­dzie do­star­cza­ją swym przed­sta­wi­cie­lom in­for­ma­cji, te­ma­tów do roz­mów i pra­so­wych brie­fin­gów. Kie­dy dzwo­nisz lub od­wie­dzasz swo­je­go przed­sta­wi­cie­la, mło­dy pra­cow­nik od­bie­rze te­le­fon lub spo­tka się z tobą. Gdy sły­szysz po­li­ty­ka wy­gła­sza­jące­go prze­mó­wie­nie na kon­fe­ren­cji pra­so­wej, to wła­śnie czło­wiek z owe­go za­ple­cza je przy­go­to­wał. Pra­cow­ni­cy ad­mi­ni­stra­cyj­ni miesz­ka­ją w jed­nym z naj­dro­ższych ob­sza­rów w Sta­nach Zjed­no­czo­nych i nie otrzy­mu­ją pra­wie żad­ne­go wy­na­gro­dze­nia, nie­któ­rzy za­ra­bia­ją ja­kieś 20 000 do­la­rów rocz­nie. Kie­dy roz­ma­wia­łem z jed­nym z mo­ich by­łych stu­den­tów, któ­ry jest pra­cow­ni­kiem biu­ro­wym se­na­to­ra USA, po­wie­dział, że ist­nie­je bar­dzo nie­wie­le oka­zji, aby pra­cow­ni­cy re­pu­bli­ka­nów i de­mo­kra­tów na­wi­ąza­li ja­kie­kol­wiek re­la­cje. Ni­g­dy nie zja­dł na­wet lun­chu z pra­cow­ni­kiem z in­nej par­tii. Je­śli star­sze po­ko­le­nie jest zbyt moc­no ugrun­to­wa­ne w obec­nej po­la­ry­za­cji, nie trze­ba wie­le, by zbli­żyć do sie­bie tych bar­dziej otwar­tych mło­dych lu­dzi. Wie­lu z nich będzie w po­li­ty­ce przez dzie­si­ęcio­le­cia. Dzi­ęki przy­ja­źniom, a na­wet przy­pad­ko­wym zna­jo­mo­ściom będą w sta­nie osi­ągnąć to, cze­go nie uda­ło się osi­ągnąć ich bar­dziej do­świad­czo­nym star­szym ko­le­gom. Jed­nak nie da­jąc im szan­sy, na­ra­ża­my się na jesz­cze wi­ęk­szą po­la­ry­za­cję w przy­szło­ści.
48 N. Gin­grich, Lan­gu­age: A Key Me­cha­nism of Con­trol, „In­for­ma­tion Cle­aring Ho­use” 1996.
49 D. Corn, T. Mur­phy, A Very Long List of Dumb and Aw­ful Things Newt Gin­grich Has Said and Done, Mo­ther Jo­nes 2016.
50 S.M. The­riault, D.W.J.T.J.o.P. Roh­de, The Gin­grich Se­na­tors and Par­ty Po­la­ri­za­tion in the U.S. Se­na­te, „The Jo­ur­nal of Po­li­tics” 2011, nr 73, s. 1011–1024.
51 J. Bi­den, Re­marks: Joe Bi­den, Na­tio­nal Con­sti­tu­tion Cen­ter, 16.10.2017, opu­bli­ko­wa­ne on­li­ne: https://con­sti­tu­tion­cen­ter.org/li­ber­ty-me­dal/me­dia-info/re­marks-joe-bi­den.
52 S.A. Frisch, S.Q. Kel­ly, Che­ese Fac­to­ries on the Moon: Why Ear­marks Are Good for Ame­ri­can De­mo­cra­cy, Ro­utled­ge, Lon­don–New York 2015.
53 C.R. Sun­ste­in, Can It Hap­pen Here?: Au­tho­ri­ta­ria­nism in Ame­ri­ca, Dey Stre­et Bo­oks, New York 2018.
[1*] Imię zo­sta­ło zmie­nio­ne.
[2*] Mimo że Brian i Va­nes­sa wnie­śli rów­no­mier­ny wkład w po­wsta­nie tej ksi­ążki, kon­cen­tru­je­my się na ba­da­niach Bria­na, dla­te­go gdy uży­wa­my sfor­mu­ło­wań w pierw­szej oso­bie licz­by po­je­dyn­czej, mamy na my­śli Bria­na.
[3*]   Au­tor kon­se­kwent­nie roz­ró­żnia chim­pan­zee (Pan tro­glo­dy­tes, szym­pan­sa zwy­czaj­ne­go) oraz bo­no­bo (Pan pa­ni­scus, szym­pan­sa ka­rło­wa­te­go, bo­no­bo), pod­czas gdy w języ­ku pol­skim bar­dzo często uży­wa się tyl­ko na­zwy ro­dza­jo­wej (szym­pans). We wszyst­kich istot­nych kon­tek­stach ja­sno okre­ślam, o któ­ry ga­tu­nek cho­dzi (przyp. tłum.).
[4*] Au­tor w przy­pad­ku ho­mi­ni­nów (czło­wie­ko­wa­tych) sto­su­je ter­min „ga­tun­ki lu­dzi”. Do ho­mi­ni­nów na­le­ży Homo sa­piens i nasi przod­ko­wie, gru­pa wy­ma­rłych ga­tun­ków, któ­ra jest bar­dziej spo­krew­nio­na z czło­wie­kiem niż z szym­pan­sem (przyp. tłum.).
[5*] Nota od au­to­ra: Je­śli nie za­zna­czo­no ina­czej, okre­śle­nie „czło­wiek” od­no­si się do na­sze­go ga­tun­ku Homo sa­piens.
[6*] „Becz­ki wie­przo­we” (pork bar­rel) to fun­du­sze wpro­wa­dza­ne do bu­dże­tu fe­de­ral­ne­go przez po­szcze­gól­nych usta­wo­daw­ców, prze­zna­czo­ne na spe­cjal­ne pro­jek­ty lub wa­żne dla ich wy­bor­ców cele (przyp. tłum.).