Przeminął ten dzień cz.3 seria Maria - Monika Koszewska - ebook

Przeminął ten dzień cz.3 seria Maria ebook

Monika Koszewska

3,9

Opis

Akcja powieści rozpoczyna się w samolocie, którym główna bohaterka, trzydziestoletnia atrakcyjna singielka, wraca z Kijowa. Właśnie rozstała się ze swoim chłopakiem.

Dobrze, że świeciło słońce, przynajmniej nie wyglądałam jak blondi, która stylizuje się na celebrytkę chodząc w okularach w pochmurny dzień. Bez nich też się zbyt dobrze nie prezentowałam, rozmazany makijaż, podkrążone oczy i ta mina smutnego królika z opuszczonymi uszami. Po co ja ryczę, przecież łzy niczego nie zmienią. Oszukał mnie, nie można temu zaprzeczyć. Wybiegłam z mieszkania i nie pozwoliłam, żeby mnie dogonił na lotnisku i się wytłumaczył, przecież to była moja decyzja. Wiem, płaczę, bo jest mi najzwyczajniej w świecie przykro.

Na lotnisku Chopina w Warszawie zagaduje ją przystojny doktor weterynarii, z którym poleci do Gdańska. Czy będzie jak w piosence śpiewanej przed laty przez Kasię Sobczyk i Czerwono-Czarnych: Jesteś to jesteś, a jak Cię nie ma to też niewielki kram? Czy Marii uda się zapomnieć o Mikołaju, czy on tak łatwo pozwoli jej odejść? Co na to jej przyjaciele i wrogowie? Mikołaj jest prezesem firmy, której tak wiele poświęciła. Zostać i narażać się na kolejne zranienia, czy rzucić i zacząć wszystko od początku? Nad Zaciszem też się niebo zachmurzyło. Czyżby znaleziono trupa w garażu?

Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedź w tomie nawiązującym do poprzednich: Kiedyś nadejdzie ten dzień i Nadszedł ten dzień. Warto je poznać, bo każdy z bohaterów ma swoją barwną historię i na trzecim tomie się ona nie skończy. Przygoda z Moniką Koszewską to sama przyjemność, jej książki czyta się lekko, niemal jednym tchem. Sprawnie poprowadzona narracja i błyskotliwe dialogi nie pozwalają na odłożenie rozpoczętej lektury na później

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 331

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (7 ocen)
2
3
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kazia1234

Dobrze spędzony czas

polecam
00
KatarzynaDziwosz

Dobrze spędzony czas

trochę flaki z olejem po dwóch pierwszych częściach
00
Dziubcius

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna tak jak poprzednie części
00
2323aga

Z braku laku…

Trzecia część historii i dalej końca nie widać. Najsłabsza część - nudna, nic ciekawego się nie dzieje i jak dla mnie za dużo przypadków zaburzeń psychicznych.
00

Popularność




Rozdział 1

Powrót do domu

Lot z Kijowa do Warszawy tradycyjnie trwał godzinę i dwadzieścia sześć minut. Dla mnie był to najdłuższy lot w moim życiu. Na lotnisku w Warszawie samolot czekał na swoją kolejkę. Wcześniej była mgła, samoloty nie mogły wylądować, zrobił się tłok. Czekaliśmy kolejne dwadzieścia minut. Ledwo co zdążyłam na lot do Gdańska.

Dobrze, że świeciło słońce, przynajmniej nie wyglądałam jak blondi, która stylizuje się na celebrytkę, chodząc w okularach w pochmurny dzień. Bez nich też się zbyt dobrze nie prezentowałam, rozmazany makijaż, podkrążone oczy i ta mina smutnego królika z opuszczonymi uszami. Po co ja ryczę, przecież łzy niczego nie zmienią. Oszukał mnie, nie można temu zaprzeczyć. Wybiegłam z mieszkania i nie pozwoliłam, żeby mnie dogonił na lotnisku i się wytłumaczył, przecież to była moja decyzja. Wiem, płaczę, bo jest mi najzwyczajniej na świecie przykro.

– Przepraszam, coś się stało, źle się pani czuje, może pomogę?

– W czym chce mi pan pomóc?

– Proszę się nie denerwować, widzę, że ma pani trzy torby, ja tylko jedną. Pewnie spieszy się pani na samolot do Gdańska.

– Bo jest pan mężczyzną i nie musi się stroić, jak to mają w zwyczaju kobiety. Choć znam, jednego, który też przykładał dużą wagę do stroju i nawet mi to odpowiadało.

– To z jego powodu pani płacze?

– Pan zawsze taki ciekawski? Ja nie płaczę, mam zapalenie spojówek, łzy same mi lecą po policzkach.

– Bardziej wiarygodna wersja to nadwrażliwość na światło, dlatego przemieszcza się pani po terminalu w okularach?

Cieszyłam się, że świeci słońce i będę mogła w naturalny sposób pomykać w przeciwsłonecznych, tylko nie pomyślałam, że muszę przejść przez budynek. Gdzie ja mam głowę? No jak to, gdzie? Straciłam rozum w grudniu, a teraz muszę szybko go odzyskać.

– Ma pan może wodę?

– Nie, ale mogę szybko kupić, tam jest kiosk. Ciepłą czy zimną?

– Lodowatą i najlepiej całe wiadro.

– Pani żartuje, prawda?

– Nie, mówię poważnie i proszę wylać mi na głowę, muszę szybko odzyskać rozum.

– Śmiech przez łzy, to takie rozkoszne, szczególnie w wydaniu takiej kobiety jak pani.

– Mówienie o mnie, że jestem rozkoszna, z pana strony jest nierozważne. Kiedyś pani doktor tak się do mnie zwróciła podczas wizyty. Proszę zgadnąć jakie były tego konsekwencje?

– Nie mam pojęcia.

– To była moja ostatnia wizyta, więcej nie miałyśmy nieprzyjemności się spotkać.

– Przepraszam, nie chciałem pani urazić.

– Nie musi mnie pan przepraszać, trochę drażliwa jestem dzisiaj, mam zły dzień. To ja przepraszam, pan chce mi podać pomocną dłoń, a ja jestem nieuprzejma. Nie jestem wredna z natury.

– Chyba pani żartuje? Nawet nie śmiałbym o pani tak pomyśleć. To ja się źle zachowałem, napastuję nieznajomą kobietę i nawet się nie przedstawiłem. Pani pozwoli, Maurycy Kalinowski.

– Miło mi, Maria…

– Cóż za piękne imię! Domyślam się, że nie lubi pani kiedy się je zdrabnia.

– Może przejdźmy na ty, bo wnioskuję, że pan również leci do Gdańska i jesteśmy na siebie skazani przez najbliższe siedemdziesiąt minut.

– Od razu skazani, a może – wbrew pozorom – jestem duszą towarzystwa i nie pozwolę, żebyś się smuciła, a każde wypowiedziane przeze mnie zdanie rozbawi cię do łez.

– Łez to ja mam już dzisiaj pod dostatkiem, obawiam się, że wszystkie wypłakałam.

– To będą łzy radości, a nie smutku.

Dotychczas tylko jednemu mężczyźnie udawało się mnie doprowadzać do łez, nadal to robi, tylko tym razem nie są to łzy szczęścia. Odnoszę wrażenie, że straciłam kontrolę nad swoimi oczami, krople same lecą mi po policzkach. Powinnam zacząć o nim myśleć jak o czymś najgorszym, co mi się w życiu przytrafiło, ale nie potrafię.

– Mario, jesteś?

– Przepraszam, Maurycy, zamyśliłam się…

– Świeża historia?

– Nie rozumiem pytania…

– Chyba nie płaczesz bez powodu.

– Ja nie płaczę.

– Nie, łzy same ciekną ci po policzkach.

– Proszę, nie rozmawiajmy o tym. Nie mam w zwyczaju zwierzać się obcym osobom. A tak na marginesie, obiecałeś, że będziesz mnie rozśmieszał, a obawiam się, że nie zdążysz, bo musimy już wchodzić na pokład samolotu.

Pozbyłam się intruza, chociaż nie ukrywam, że rozmowa z nim sprawiała mi przyjemność. Nie jest nachalnym zarozumialcem, wprost przeciwnie, stara się być delikatny i uczynny, nie musiałam taszczyć tej nieporęcznej walizki, którą dostałam w prezencie od Mikołaja. To będzie pierwsza rzecz, którą wyrzucę po przyjeździe do domu. Marzę już o wygodnym fotelu, kocu i lampce wina. Zupełnie zapomniałam o moim czworonożnym przyjacielu, nie byłabym dobrą mamą. Przecież muszę odebrać Białasa, chyba że Piotruś z Pawłem stwierdzą, że nie nadaję się do tej roli i mi go nie oddadzą.

– Przykro mi, ale chyba nie zagłębisz się w lekturze. Co chciałaś czytać?

– Na tym miejscu przed chwilą siedziała kobieta.

– Dobrze, że użyłaś czasu przeszłego, siedziała, zamieniłem się z nią miejscami, przecież ci obiecałem, że będziesz dzisiaj płakać ze śmiechu.

– Niewinni nie ponoszą kary.

– Brzmi złowieszczo.

– Lubię głównego bohatera, obawiam się, że dzisiaj mogłabym się z nim utożsamić.

– Jest prokuratorem, policjantem?

– Nie, skądże, biznesmenem, a przy okazji likwiduje tych, którzy wyrządzili mu krzywdę, a ja dzisiaj do mojej listy krzywdzicieli dodałam kolejne osoby, chyba powinnam je zacząć wykreślać.

– Wybaczanie ludziom nie jest oznaką słabości.

– A kto tu powiedział o wybaczeniu? Na pewno nie ja.

– Podejrzewam, że nie jesteś mściwą osobą, taka delikatna, wrażliwa kobieta…

– A co ty o mnie wiesz? Nie można oceniać człowieka po pozorach. Ja jednego oceniłam i mam za swoje. Było tak pięknie… niespodzianki, miłe słowa, prezenty. Wszyscy mnie ostrzegali, ale ja byłam ślepa. Może rzucił na mnie jakiś urok? Po co ja ci to mówię? Bez sensu.

– Daj spokój, nieraz pomaga, jak się człowiek komuś wyżali.

– Mnie nie pomoże i przestań mnie męczyć. Przyczepiłeś się do mnie, nie pytając czy mam ochotę na towarzystwo i wygłaszasz mi morały. Nigdy nie odniosłeś wrażenia, że świat zaczął ci się walić na głowę? Jutro obudzę się rano i nic już nie będzie takie jak miało być. Nadzieja umiera ostatnia i właśnie jutro wyprawię jej pogrzeb.

– Niespełniony muzyk zagra na trąbce marsz pogrzebowy?

– Powinna lecieć Metallica „Master of Puppets”, ale ten, którego będę chowała, nie zasłużył na taki utwór, klasykę gatunku zostawię na inną okazję.

– To możesz puścić kiedy będziesz wykonywała wyrok. Tylko pamiętaj, czarny kombinezon z ceraty, rękawiczki z talkiem, chyba najlepiej czerwone, żeby komponowały się z całością. Wyglądasz na kobietę, która przywiązuje wagę do szczegółów w ubiorze. Proszę, uśmiechnęłaś się. Nie rób buzi w podkówkę, to nie w porządku.

– Dzisiaj nic nie jest w porządku.

– Nie przesadzaj, jak patrzę na twoje dłonie, to odnoszę wrażenie, że nie jesteś ogrodnikiem.

– Chyba ogrodniczką.

– Jesteś zwolenniczą feminizacji języka?

– O czym ty mówisz?

– Należysz do kobiet, którym zależy na uwzględnieniu żeńskich końcówek przy określaniu zawodów?

–Wprost przeciwnie,uważam to za głupotę. Generalnie kobiety, które nazywają siebie feministkami robią sobie krzywdę i otoczeniu też.

– To ciekawa teoria. Jeszcze z taką się nie spotkałem.

– Nie mogłeś się z nią spotkać, bo znasz mnie od godziny. Właśnie, zaraz lądujemy. Nawet wodą nie poczęstowali.

– Stewardesa przechodziła, ale dałem jej dyskretnie sygnał, żeby zostawiła cię w spokoju, obawiałem się, że dołączy do twojej listy osób do likwidacji, a wspominałaś, że zrobiło się na niej tłoczno. Dwa zero.

– Gramy w jakąś grę?

– Tak, i przegrywasz! Chyba tego nie lubisz?

– Jak mogę przegrywać w grę, do której nie znam zasad?

– Dobrze cię wyczułem, nie lubisz przegrywać! Na tej liście są ludzie, z którymi przegrałaś?

– Ja nigdy nie przegrywam! Ponoszę chwilowe porażki, upadam po to, żeby się podnieść. Nic nie dzieje się bez przyczyny.

– Też jestem takiego zdania. Generalnie nie mam w zwyczaju zaczepiać kobiet na lotnisku, ale kiedy cię zobaczyłem, szarpiącą się z walizką, do której podchodziłaś z wyjątkową nienawiścią, pomyślałem, że los zesłał mnie, żebym ci pomógł.

– W czym miałeś mi pomóc?

– Kiedy podchodziłem do ciebie nie miałem pojęcia, ale teraz już wiem – zapobiec w zabiciu walizki.

– Maurycy, nie obraź się, ale chrzanisz. Na mnie takie teksty nie działają. Uśmiechnęłam się, bo to, co powiedziałeś, przez chwilę wydawało się mi zabawne, ale to był tylko śmiech w afekcie, paramimia. A, nie wiesz co to znaczy, przepraszam, mam przyjaciółkę psychiatrę, ona lubi używać fachowych określeń. Właśnie moje dziecko dzisiaj jest u Weroniki, bo chłopcy pojechali na wycieczkę.

– Masz dziecko?

– Można tak powiedzieć. Dziękuję za towarzystwo i przykro mi, że wziąłeś mnie za inną osobę niż jestem. A tak na marginesie, ty też wracasz z Kijowa?

– Nie, z Madrytu.

Rozdział 2

Odseparowany jak Axl Rose

Madryt wsiadł do taksówki i pojechał w siną dal. Ja uruchomiłam swojego białego rumaka, z którym niedługo będę musiała się rozstać i obrałam kierunek: Sopot. Wracałam przez miasto, bałam się, że ze złości mogę przycisnąć na obwodnicy i jeszcze spowoduję wypadek. Nie martwię się o siebie, tylko o innych uczestników ruchu drogowego.

Maurycy do samego końca nie chciał odpuścić. Cwaniaczek, myślał, że wyrwie kobietę ze złamanym sercem, a ja nie zamierzam rzucać się w ramiona jakiegoś palanta, który na siłę próbował być zabawny.

– Mario, może dasz się zaprosić na kawę? Ja bardzo lubię dzieci.

– Nie bierz tego osobiście, ale muszę ci podziękować.

– Podziękujesz jak wypijesz! Proszę, daj mi swoją wizytówkę, zadzwonię do ciebie, teraz będzie wiele słonecznych dni, spróbuję wyciągnąć cię na spacer, pewnie wychodzisz z dzieckiem.

– Maurycy, jeżeli jest nam dane jeszcze kiedyś się spotkać to zapewne nastąpi taki dzień. Dziękuję za towarzystwo, miłego dnia!

– Nie chcę być nachalny. W takim razie tobie również życzę miłego dnia.

Dla mnie chyba już żaden dzień nie będzie miły. Odnoszę wrażenie, że dzisiaj świat się dla mnie skończył. A miało być tak pięknie. W sumie było, ale się skończyło. Maria, opanuj się, przestań płakać! Czy Mikołaj jest wart twoich łez? Jakby widział teraz ciebie zapłakaną, to miałby pewność, że ci na nim zależy, a przecież tak nie jest, czy się mylę? Cholera jasna, kobieto, weź się w garść! Jesteś silna, już tyle nieszczęść cię w życiu spotkało! Upadałaś i się podnosiłaś, a teraz będziesz rozpamiętywać jakiegoś nic nie wartego kłamcę? Niech wraca do tej swojej Swietłany, która jedyne – co potrafi – to wyciągać od niego pieniądze. Jej nie przeszkadza to, czym on się zajmuje, najważniejsze jest, żeby w portfelu i garderobie się wszystko zgadzało. Może mężczyźni lubią kobiety bez ambicji, które chcą być traktowane jak księżniczki, same od siebie nic nie dając. Ona nawet nie potrafiła samodzielnie kolacji przygotować, bo po co, kiedy może to zrobić gosposia? Może to one mają rację? Zapomniałam włączyć telefon!

– Mario, proszę, odbierz telefon!

I co jeszcze, mam pozwolić mu dalej łgać? Co mi powie, że nie powiedział prawdy, bo obawiał się, że nie będę chciała się z nim związać?

– Ja naprawdę cię kocham. Chciałem ci o wszystkim powiedzieć, ale nie było okazji.

Chyba pęknę ze śmiechu, spędziliśmy ze sobą tyle dni i nocy, a on pisze, że nie było okazji. I co jeszcze?

– Sądzę, że musimy poczekać i zobaczyć.

Na co on chce czekać? To już koniec! Nikt nie będzie się mną bawił, nie jestem marionetką! Jestem żywym stworzeniem, inteligentnym! O, proszę, chłopak mnie zranił i w końcu jestem w stanie powiedzieć o sobie coś pozytywnego.

– Zabrałaś mi wszystko. Może znajdziesz inną drogę, inny dzień. Wiesz, zbyt wiele razy wskakiwałem do rzeki, żeby zrobić z niej dom.

To jest chwyt poniżej pasa, pisać do mnie wiadomości słowami piosenki GunsN’Rose. Jeszcze wczoraj wieczorem próbowałam swojego talentu wokalnego, wydzierając się razem z Axlem. Tak, to są słowa z „Estranged”.

Niczego nie zabrałam, nawet ten twój samochodzik ci oddam, trudno, może jeszcze kiedyś będzie mi dane taki sobie kupić. Najgorsze jest to, że nie potrafię o nim myśleć negatywnie. Ja go kocham! To tylko złudzenie. Czy to była miłość, czy tylko kochanie?

– Nie będę cię już męczyć, kiedy podejmiesz decyzję, że chcesz mi dać szansę się wytłumaczyć, to napisz lub zadzwoń. Pamiętaj, wszystko, co robiłem, było w trosce o ciebie. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Wiem, że nie można cię nieskończenie przekonywać, bo jesteś uparta jak muł. Proszę, nie myśl, że mi na tobie nie zależy. Doskonale wiesz, że tak nie jest. Zmieniłaś moje życie, jesteś moim porankiem i nocą.

Bardzo dobrze, nie męcz mnie, bo i tak nic nie wskórasz. Po co do mnie piszesz, kiedy jadę samochodem?

Dzisiaj wszystko i wszyscy grają mi na nerwach, zwłaszcza tak zwani niedzielni kierowcy.

– Ty głupia babo, nie wiesz do czego służy kierunkowskaz? Skręcając w lewo wajchę trzeba opuścić na dół! To takie trudne?! Głupia blondyna! Przez takie idiotki jak ty mówią kawały o blondynkach. Co się krzywisz?

Fuj, niepomalowane paznokcie, roztrzepane włosy! Nic dziwnego, sama siebie nie jest w stanie ogarnąć to nie można od niej wymagać, że za kierownicą sobie poradzi. Kurczę, myślę, jak sfrustrowana kobieta. Muszę zejść na ziemię, wytrzeć twarz, żeby sąsiedzi nie zadawali głupich pytań. Jeszcze korek na Czyżewskiego, po co ja tędy jechałam, tutaj zawsze jest problem z płynnym przejazdem. Zachciało mi się jechać Polanki. Za każdym razem popełniam ten sam błąd!

Nienawidzę. No właśnie, tylko czego? Chyba wszystkiego, całego świata, każdego drzewa w Dolinie Radości, budynków, które mi go przypominają, ludzi, którzy idą po ulicy trzymając się za ręce.

– Cześć, Weroniko!

– Mario, wszystko w porządku?

– A co ma być, pani psychiatro, nie w porządku? Zaraz odbiorę Białasa, jak dobrze pójdzie będę za pięć minut na Zaciszu.

– Na pewno?

– Tak, był mały korek w Oliwie, ale sytuacja już opanowana. Wjeżdżam na Niepodległości. O, kolejna kretynka, nie to kretyn i czego suszysz zęby?!

– Mario, zaczynam się o ciebie martwić. Dzwonił do mnie Mikołaj.

– Nie wierzę.

– Tak, mówił, że masz jakieś kłopoty w pracy i prosił, żebym się tobą zaopiekowała.

– Dobrze, że nie zadzwonił do Ewy.

– Masz jakieś kłopoty? Potrzebujesz porady mecenasa?

– Nie mam żadnych kłopotów, niepotrzebnie cię denerwował. Jak byłby mi potrzebny mecenas, to trzeźwy, a na naszą sąsiadkę zbytnio nie można liczyć. Wysoki sądzie, przepraszam, że krzywo założyłam strój Hermiony, ale Harry za bardzo machał różdżką. Miało być hokus pokus, a wyszło pokus hokus.

– Brakowało mi twoich żartów, Białas też się za tobą stęsknił.

– Weronika, nie ściemniaj, on nawet nie zdążył się do mnie przyzwyczaić. Pewnie po tych kilku dniach mnie nie pozna. Nawet nie będzie chciał iść ze mną do domu. O, kur…

– Co się stało?

– Muszę kończyć, z suszarką stali i mnie wysuszyli.

– Ile jechałaś?

– Zdecydowanie za szybko. Chyba jednak będziesz musiała wylać Ewie kubeł zimnej wody na głowę, może mi być potrzebna.

– Miejmy nadzieję, że nie będzie tak źle. Tylko się nie kłóć, bądź miła dla pana policjanta.

– Co ty za dyrdymały opowiadasz? Byłaś wczoraj na różańcu i się nawróciłaś?

– Daj spokój, wtedy to był incydent. Teraz już wiem, że nie można z nimi dyskutować.

– Dyskutować, pęknę ze śmiechu, wyzwałaś go od różnych. Adam musiał interweniować, bo by cię zamknęli za obrażanie funkcjonariusza.

– Było, minęło, nie popełniaj tego samego błędu. Obawiam się, że jesteś w takim stanie, że niewiele ci brakuje, żeby się odpalić. Pamiętaj, policjant, to nie Dorotka, nie można wchodzić z nimi w potyczki słowne.

– Tak jest, mamusiu, naprawdę, muszę się rozłączyć, on już sterczy przy moim samochodzie.

– Dzień dobry, starszy aspirant Cyprian Czadowy. Co panią tak śmieszy?

– Dzień dobry, ja po prostu taka śmieszka jestem.

– Piła pani alkohol?

– Tak, od dwunastu lat jestem pełnoletnia.

– Proszę sobie nie żartować. Dokumenty do kontroli i proszę przygotować się na dmuchanko.

– Przepraszam, o czym pan mówi? Chyba nie wypada policjantowi składać niemoralnych propozycji obywatelce.

– Pani coś paliła.

– O co to, to nie! Może raz wzięłam macha na imprezie, ale generalnie wystrzegam się takich używek.

– To wciągała nosem.

– Tak, zanieczyszczone od spalin samochodowych powietrze w Kijowie.

– Gdzie?

– Kijów, stolica Ukrainy, państwa, które leży w centrum Europy Wschodniej. Jak patrzy pan na mapę świata, to wschód jest po prawej stronie.

– Jest pani niegrzeczna.

– Co to to nie, panie Czadowy.

– I po co ten głupi uśmieszek, dobrze się pani bawi?

– O to samo chciałam zapytać pana aspiranta. Dobrze zapamiętałam pański stopień służbowy?

– Jak się pani nie uspokoi będziemy musieli panią odwieźć na posterunek policji, przeprowadzić badanie na obecność narkotyków.

– Na pewno nie będę publicznie siusiać. Proszę powiedzieć za co zostałam zatrzymana, pouczyć i puścić do domu. Dziecko na mnie czeka.

– Matka i taka nieodpowiedzialna! Wstydziłaby się pani!

– Proszę mnie tutaj nie pouczać. Wystarczy, że moja psychiatra robiła mi wykłady i mówiła, jak mam z panem rozmawiać. Lekarze są dobrymi teoretykami, a jak do czego przychodzi, ich nauki się nie sprawdzają. Wydusi pan z siebie, panie aspirancie, za co zostałam zatrzymana? Przepraszam, że się śmieję, ale ma pan czadowe nazwisko. Już to ktoś panu mówił?

– Pani jest nienormalna czy tylko taką udaje?

– Myśli pan, że normalna kobieta przyjaźniłaby się z psychiatrą? Nie, to niemożliwe!

– Została pani zatrzymana za przekroczenie prędkości, jechała pani osiemdziesiąt kilometrów na godzinę w terenie zabudowanym, tym swoim białym cackiem. Pewnie, kiedy mąż pani kupował samochód to nie pomyślał, że ten model jest dla pani za szybki.

– Nic panu do tego, a poza tym, to jest samochód służbowy. To o ile przekroczyłam prędkość? Proszę pokazać pomiar. A może się panu tylko wydawało? Coś się stało, ma pan minę nietęgą?

– Mamy małe problemy techniczne.

– To ja też coś mam dla pana.

– Chce pani odpowiadać za próbę przekupstwa?

– Ja, skądże! Chciałam tylko panu zaproponować, żebyśmy zapomnieli o wszystkim i każdy poszedł, no może niepoprawnie to ujęłam, pojechał w swoją stronę.

– Ale mi się trafił przypadek. Jak z panią mąż wytrzymuje?

– Nie wytrzymuje.

– Może powinna pani nad sobą popracować? Taka moja rada.

– Nie wytrzymuje, bo ja nie mam męża. Jestem singielką. Nie, skończyłam trzydzieści lat, to już chyba starą panną. Tak na mnie mówią moje ciotki. Znów będzie gadanie: „Maria, dziecko, kochanie, dlaczego znów jesteś sama? Nie można tak bez końca przebierać!”. Skąd one mogą wiedzieć, same pośpieszyły się z wyborem i przez całe życie narzekają na tych swoich mężów. Po co im to było? A pan ma żonę?

– Nie mam, jestem kawalerem.

– Na oko moich ciotek, to starym kawalerem. Proszę się nie obruszać, to nie ja powiedziałam. Aż dziwne, że żadna panna nie chciała mieć czadowego nazwiska. Czy mogę już jechać, bo muszę do toalety?

– A badanie alkomatem?

– Proszę się nie trudzić i tak nic nie wykaże, szybko krew mi krąży, już dawno wywietrzało. Wczoraj wieczorem wypiłam dwie lamki szampana. Ostatnie dwie w moim życiu!

– Dobrze, już niech pani jedzie, tylko proszę nogę z gazu. Będzie się pani mi dzisiaj śniła!

– Będę nieskromna, jak powiem, że dzisiaj kilku mężczyznom się przyśnię. Jednemu, mam nadzieję, jako koszmar.

– To będzie nas dwóch.

– Nie, zapewne, temu – jak on się nazywał – a, już wiem, Maurycemu, również.

– Też jako koszmar?

– Miłego wieczoru, panie władzo, naprawdę proszę pomyśleć nad zmianą nazwiska! Zawsze może pan przyjąć małżonki. O, może skończą się panu problemy z kobietami, jak zacznie im mówić o tym, że marzy, żeby przyjąć po ślubie ich nazwisko. Gorzej jak się znajdzie jakaś, za przeproszeniem Ruchalska.

– Jest pani niemożliwa.

– Zaiste.

Rozdział 3

Nie ma większego nieszczęścia niż przyjaciółka psychiatra

– Kiedy przyjechałaś?

– Parę minut temu, aspirant Czadowy mnie przetrzymał.

– Dlaczego od razu nie przyszłaś po Białasa?

– Mała niedyspozycja, musiałam skorzystać z toalety.

– Jeśli przystojny ten policjant to jesteś usprawiedliwiona.

– Nie był przystojny, wprost przeciwnie, nieapetyczny.

– To dlaczego mówisz, że jest czadowy.

– Bo on się nazywa Cyprian Czadowy. Co ci tak wesoło? Niewiele brakowało, a bym za podobny uśmieszek dostała mandat.

– No to rozumiem, że cię wkurzył.

– Nie dość, że głupio się nazywa, to jeszcze robił dziwne, denerwujące miny. Pryszczaty idiota. Ja rozumiem, że w budżetówce nie zarabiają dużo, ale chyba na wizytę u dermatologa powinien mieć.

– Mogłaś dać mu wizytówkę Mateusza.

– To już na sto procent odwieźliby mnie na komisariat. I tak się odgrażał, że podda mnie badaniu na obecność narkotyków, ale powiedziałam mu, że nie będę na żądanie siusiać do pojemniczka.

– Jak cię znam, to dałaś mu popalić, chłopak będzie miał uraz. Możesz zdjąć okulary, żaluzje są przymknięte, słońce nie razi.

– Nie, po tym locie mam problem ze spojówkami.

– Z powodu podrażnienia spojówek masz taki głos?

– Jestem zmęczona podróżą, samolot z Kijowa miał opóźnienie, z trudem zdążyłam na lot do Gdańska, jeszcze jakiś dziwny gość się do mnie przyczepił, usiadł obok mnie i opowiadał farmazony, próbował być zabawny, nie mogłam się zdrzemnąć.

– Od kiedy śpisz w samolocie?

– Ludzie się zmieniają.

– Mario, pamiętaj, że jestem psychiatrą i twoją przyjaciółką, znam cię lepiej niż ty sama siebie. Proszę, bez krętactwa, co się stało?

– Co się miało stać? Po prostu jestem zmęczona. Białasa trzeba nakarmić, czy już jadł? Kiedy był na dworze? Na jak długie spacery mam z nim chodzić?

– Nie zmieniaj tematu. Coś z Mikołajem? Dlatego do mnie dzwonił? To nie jest kwestia spraw zawodowych, bo z niejednego kłopotu w pracy wychodziłaś obronną ręką, powtarzając za każdym razem: „co nas nie zabije, to mnie wzmocni, a Justę osłabi”.

– Naprawdę, wszystko w porządku. Widzisz, nie przybiegł do mnie. Nie potrafię być panią nawet dla psa. Chyba to nie był najlepszy pomysł, żeby realizować moje marzenia i kupować mi czworonoga.

– To był najlepszy pomysł, kiedy staniesz na nogi będziesz najlepszą panią na świecie. Przecież jak ty się za coś bierzesz to robisz to na sto dwadzieścia procent.

– Masz rację, wszystko, za co się wezmę, robię z przytupem.

Dotyczy to też moich związków. Jaka ja jestem naiwna, co ja sobie wyobrażałam? Kijowski książę zainteresował się sierotką Marysią i teraz będziemy żyli długo i szczęśliwie. Wszyscy mnie ostrzegali, a ja byłam ślepa. Chyba muszę iść do okulisty i na terapię, żeby po raz kolejny nie wpakować się w toksyczny związek. Jak on mógł mnie tak okłamywać? Jestem ciekawa czy dobrze się bawił. Pewnie codziennie kładł się z uśmiechem na ustach i myślał sobie: "niby taka inteligentna, a naiwna".

– Mario, jesteś?

– Przecież stoję przed tobą. Masz problemy ze wzrokiem? Może pójdziesz ze mną do okulisty. W duecie będzie taniej.

– Powiesz, co się stało, czy mam zadzwonić do Mikołaja?

– Nigdzie nie dzwoń.

– Dlaczego?

– Dlatego, że to już przeszłość. Zaliczyłam kolejną porażkę. Jestem beznadziejna, do końca życia będę pracoholiczką nałogowo uprawiającą sport. À propos sportu, nie orientujesz się, kiedy będę mogła zacząć biegać z Białasem?

– Z tego co wiem do fitness clubu nie można przyprowadzać zwierząt.

– Ja nie chcę z nim biegać po bieżni tylko na deptaku.

– W weekendy.

– Nie w tygodniu? Rano siłownia, a po południu bieganie. Przecież powiedziałam, że będę teraz nałogowo uprawiać sport.

– Czyli będziesz o dwudziestej wracała z pracy i później szła biegać…

– Nie będę już tak późno wracać z pracy.

– Nie chcesz mówić co się stało, to nie mów. Wiem, że wymuszanie na tobie zeznań do niczego nie doprowadzi. Białas powinien dostać dziesięć deko mięsa około dwudziestej. I pamiętaj, że z takim maluchem wychodzi się na spacer co dwie godziny. Połóż w domu matę, najlepiej na kaflach, u nas siusiał w kuchni, ale u Ewy w przedpokoju. Musisz sprawdzić, gdzie sobie upatrzy miejsce na toaletę i tam mu wyściel.

– Jeśli będę z nim chodziła co dwie godzimy, to po co mam kłaść dywaniki w domu?

– Takie maluchy mają ochotę na siusianie w najmniej oczekiwanym momencie. Masz dla siebie coś do jedzenia?

– Nie będę dzisiaj jadła, nie mam apetytu, straciłam go rano i chyba szybko nie odzyskam.

– Jutro, kiedy będziesz w pracy, ja przed południem wyjdę z małym, po południu jest dyżur Piotrusia. Nawet nie wyobrażasz sobie jak się chłopak zaangażował. Ostatnio cieszył się, że niedługo będą wakacje i będzie ci mógł pomagać. Powiedział, że jak wyjedziesz z Mikołajem to może u ciebie zamieszkać i zająć się Białasem. Już nawet wstępnie rozmawiał z Ewą.

– Nie będzie żadnych wakacji, z żadnym Mikołajem, czy ty mnie w ogóle słuchasz? Zapomniałam, psychiatrzy mówią to, co chcą, żeby pacjent usłyszał, zbytnio nie zważając na jego uczucia i potrzeby.

– Jak mam ciebie słuchać, gdy nie chcesz nic powiedzieć? Jak dobrze zauważyłaś, jestem psychiatrą, a nie wróżką.

– To szkoda.

– Co masz na myśli?

– Nic, przepraszam, dzisiaj nie jestem sobą. A może to właśnie jest mojeprawdziwe oblicze: złośliwa, zgorzkniała, jakby to powiedziały moje ciocie, "stara panna"…

– Dobrze, otrzyj łzy i idź do domu. Chcesz wino?

– Mam w domu stojak wypełniony po brzegi. Mikołaj ostatnio zrobił zakupy.

– Tylko nie rozbijaj butelek, jak chcesz mogę je od ciebie zabrać na przechowanie. I nie puszczaj na cały regulator GunsN’Roses, bo Ewka leży skacowana.

– Kiedy słyszę, że ona nadal pije to mi przechodzi ochota. Zrobię sobie popcorn, najwyżej jutro piętnaście minut dłużej pobiegam. Nie…

– Co nie? Może chcesz posiedzieć u mnie i jak stwierdzisz, że jest dobry moment, porozmawiamy.

– Nie, pójdę z Białasem na spacer, a później pojadę na godzinę do siłowni. Muszę odreagować.

– Mario, nie obraź się, ale nie wyglądasz wyjściowo. Masz spuchnięte oczy, czerwone powieki i drży ci głos. Wiesz jak się skończy to twoje bieganie?

– Będę spocona. Założę grubą bluzę i przyjadę do domu się wykąpać, żeby Białas nie musiał być zbyt długo sam.

– Tylko ci się wydaje, że jesteś na tyle silna, że wszystko zostawisz przed drzwiami clubu. Tak naprawdę będziesz biegać, wspominać, analizować i płakać. Wypłacz się w domu. Dzisiejszy dzień ogłoś wolnym od treningu. Przecież mówiłaś, że starasz się raz w tygodniu taki robić. Uwierz mi, dzisiaj jest ten dzień.

Tak, teraz będą wszyscy mnie pouczać, mówić mi co mam, a czego nie mam robić. Dobrze, że Weronika nie powiedziała, że ostrzegała mnie przed Mikołajem. Pojawił się znikąd. Nagle porzucił swoją ukraińską narzeczoną i poszukał sobie przylądka u kobiety, od której tak wiele w firmie zależy. Nie ukrywajmy, to nie wynika z mojego poczucia wyższości, ale prawda jest taka, że to ode mnie i mojego zespołu zależy sprzedaż. Eliksir może wyprodukować najlepsze kosmetyki do pielęgnacji, a linia Piramid może mieć najlepszą kolorówkę na świecie. Tylko nikt nie kupi tych produktów jak nie będzie wiedział o ich istnieniu. I jeszcze jeden ważny szczegół, opakowanie. Ludzie kupują oczami, a ja z Aliną stworzyłam małe dzieła sztuki. I tak, Mario, trzymaj! Głowa do góry, dziecko pod pachę! I kto tu jest na szczycie, partner, który cię oszukiwał, czy ty? No właśnie, ja, naiwna kobieta! Niech się skończy ten dzień! Świetnie, wraca stan sprzed siedmiu lat, a obiecałam sobie, że będę celebrować każdy dzień, a nie modlić się o jego zakończenie z nadzieją, że jutro będzie lepiej.

Jak to śpiewa Kasia Kowalska? Co może przynieść nowy dzień, dla ciebie płacz a dla mnie śmiech. Tylko obawiam się, że w moim przypadku będzie odwrotnie, mi przyniesie płacz…

Rozdział 4

Och, Karol…!

– Cześć Justa, cóż za piękna, kwiecista sukienka, czyżbyś była na zakupach?

– Już wróciłaś, miałam nadzieję, że zabawisz dłużej w Kijowie. Czyżby Mikołaj otworzył oczy i zobaczył twoje prawdziwe oblicze?

– Zwroty grzecznościowe ciebie nie obowiązują? No cóż, jak się pewnych zwyczajów z domu nie wyniesie to na starość już człowieka nikt nie jest w stanie nauczyć.

– Cała ty, już na dzień dobry musisz dopiec!

– Ja tylko przypominam ci, jakie zasady w społeczeństwie obowiązują. Jeżeli tak bardzo zależy ci na śledzeniu mojego kalendarza, to zawsze możesz podejść do Grażynki i zapytać o daty moich wyjazdów i powrotów.

– Oczywiście, ona zapewne chętnie mnie poinformuje.

– Jeżeli będzie uważała to za stosowne, a informacje, o które prosisz, za niezbędne dla działania firmy. A tak na marginesie, bilet powrotny miałam zabukowany na wczoraj i wróciłam zgodnie z planem. Czy mogę ci jeszcze w czymś pomóc?

– Nie oczekuję od ciebie pomocy.

– To nie stój na środku korytarza, bo ja czasu nie wygrałam na loterii i chciałabym swobodnie wejść do biura.

Już widzę tryumf Justy, kiedy dowie się, że odchodzę z firmy. Radości nie będzie końca. Na pewno przedstawi siebie jako idealną kandydatkę na moje stanowisko. Jest tak pewna siebie, że zacznie pakować biurko przed pójściem do Karola. No cóż, w tym rozdaniu, to ona zwycięży. Nie lubię przegrywać, ale trzeba płacić za naiwność i to niemałą cenę.

– Cześć Grażynko, szef u siebie?

– Tak.

– Zapytaj proszę, czy nie znalazłby dla mnie paru minut.

– Dla ciebie zawsze. Jak tylko przyjechał do biura, to wspominał, że musi się z tobą pilnie spotkać. Z tego co zrozumiałam, chodzi o jakiś nowy projekt. Bodajże fundusz kupuje nową linię produkcyjną.

– Obawiam się, że sprawa mnie nie dotyczy.

– O czym ty mówisz? Kto jak nie ty jest w stanie wprowadzić z przytupem na rynek nowy produkt? Ja jestem tylko asystentką, może się nie znam na biznesie, ale wiem na pewno, że odkąd zaczęłaś pracować w Eliksirze, firma rozkwitła.

– Rozkwitła, bo znalazł się nowy inwestor, który nie ma oporów przed inwestowaniem.

– Najpierw był sukces Hydro Eliksiru, a później pojawił się nowy właściciel. Gdyby Eliksir był tonącym okrętem, to nikt by nie chciał wsiąść na jego pokład.

A ja z tego pokładu, pięknego wycieczkowca, który wypłynął na szerokie wody i przemierza morza i oceany, jestem zmuszona zejść na ląd. Najgorsze jest to, że muszę zrobić to bardzo szybko. Opuszczę pokład w najbliższym z możliwych portów, czyli zapewne po trzymiesięcznym okresie wypowiedzenia. Nie podejrzewam, że zgodzą się na odejście za porozumieniem stron. Nawet nie wiem, czy byłabym w stanie porzucić pracę z dnia na dzień. Jedyne, czego jestem pewna to, że potrzebuję kilku dni urlopu. Musi trochę popiołu opaść po wybuchu wulkanu. W tym momencie nie jestem w stanie przychodzić do biura. Łzy same napływają mi do oczu. Jezu, jaką ja jestem kretynką?! Jakie ja buty włożyłam? Jakby w mojej szafie była tylko jedna para szpilek, granatowe Jimmy Choo.

– Maria, dzień dobry! Dobrze, że przyszłaś. Dlaczego nie wchodzisz do pokoju?

– Dzień dobry, Karolu. Właśnie Grażynka miała cię zapytać, czy mogę.

– Co za pytanie?! Ty możesz zawsze! Dzisiaj w szczególności ciebie potrzebuję. Najwyraźniej szykuje się nam nowe wyzwanie.

– Od kiedy?

– Jeszcze nie mamy podpisanej umowy, ale musimy się przygotować.

– Kiedy dostałeś informację, że będziemy wprowadzać nowy produkt?

– Wczoraj, późnym wieczorem.

– Tak myślałam. Mikołaj szybko działa. Jak go znam, to kupienie nowej firmy zajmie mu parę dni.

– To nie nowa firma tylko linia produkcyjna. Marki nie kupujemy, ma bardzo słabą renomę na rynku.

– Z powodu niskiej jakości?

– Jakość dałoby się jakość wybronić. Jest jedno małe „ale”.

– Niskie ceny produktów.

– Widzę, że już przystąpiłaś do analizy…

– Spaczenie zawodowe, robię to podświadomie, nawet idąc do sklepu. Najczęściej zmieniłabym opakowania większości kosmetyków, nazwy i ekspozycje. Wiesz jaki największy błąd popełniają firmy kosmetyczne?

– Czyżbym nie wiedział?

– Produkty powinny mieć wyboldowane: przeciw zmarszczkom, nawilżające, odświeżające.

– Dobrze, że nie mają.

– Dlaczego?

– Gdyby miały, mogłyby stanowić konkurencję dla naszych kosmetyków, dzięki temu nie mamy konkurencji.

– My, czyli Eliksir.

– Tak, marka, która za sprawą twojej ciężkiej pracy triumfowała na rynku. A teraz właściciel ma dla nas nowy produkt do wypromowania. Kur…, nie zaskoczyłem! Ty o wszystkim wiesz!

– Nie rozumiem, o czym powinnam wiedzieć?

– Powiedziałaś, że Mikołaj szybko działa. Powiedział ci! Od stycznia go o to prosiłem, zaraz po tym jak kupił udziały w Eliksirze i powołał mnie na prezesa zarządu. Od początku uważałem, że to nie najlepszy pomysł, ukrywać przed pracownikami, kto jest właścicielem. Po co były te cyrki?!

– Chyba już wiesz po co?

– Tak, ze względu na ciebie. Ale ty jesteś rozsądną kobietą, znasz swoją wartość i masz świadomość, że to dzięki swojej pracy i umiejętności kierowania zespołem, większość Polek zna naszą markę. Wyniki sprzedaży mówią same za siebie. Dział wysyłek indywidualnych prosił o zatrudnienie dodatkowych osób.

– Znacznie wzrosła sprzedaż internetowa.

– Miło to słyszeć.

– To kolejny twój sukces.

– Niestety nie jest w stanie wyrównać porażki…

– Mamy jakieś problemy z kontrahentem?

– Nic mi o tym nie wiadomo. Gdyby coś się działo to ty, Karolu, byłbyś pierwszą osobą, która by o tym wiedziała. A jakby dotarło to do Justy, to by tak szybko biegła do ciebie, że poodpadałyby jej kwiaty z sukienki.

– Co ona znów wymyśliła? Dlaczego kobiety mają tak skrajny gust? Jedne ubierają się z wyczuciem, jak ty, ale większość, do których zalicza się również Justa, to skrajne bezguście.

– Mam na myśli kwiaty namalowane na materiale jej sukienki.

– Powiedzmy, że nadążam, ale ty coś kiepsko wyglądasz?

– Odchodzę z pracy.

– Już teraz, czy za parę miesięcy? No proszę, jaki ten Mikołaj szybki! Przepraszam, nie powinienem tak mówić, jakby nie patrzeć to mój przełożony.

– Mikołaj nie jest szybki, nawet nie zdążył mnie dogonić na lotnisku. Jak już sobie tak szczerze rozmawiamy. Składam dzisiaj wypowiedzenie. Mam je zostawić na twoim biurku czy w kadrach?

– Maria, o czym ty mówisz!? Rozumiem, posprzeczaliście się, to się zdarza, ale żeby od razu odchodzić z pracy, to dziecinada!

– I kto tu mówi o dziecinadzie? Szef, który przez parę miesięcy ukrywał przed całą firmą, kto jest jej właścicielem?

– Wykonywałem polecenie służbowe. Gdybyś od początku wiedziała, że Mikołaj jest właścicielem, odeszłabyś z firmy. Wiedział co robi, nakazując mi dyskrecję.

– Gdybym wiedziała, nie wchodziłabym z nim w osobiste relacje.

– Cała Maria, rozsądek i ambicje przedłożyłaby nad uczucie.

– Karol, a co ty możesz o mnie wiedzieć? Jesteś moim przełożonym od kilku miesięcy, nie masz pojęcia jaką jestem osobą. Jakimi zasadami kieruję się w życiu prywatnym i zawodowym.

– Dzięki doświadczeniu, jakie posiadam, zdążyłem cię bardzo dobrze poznać. Pewnie nie wiedziałaś, bo nie chwalę się tym dyplomem na prawo i lewo, ale skończyłem psychologię. Pewnego dnia stwierdziłem, że jeśli mam zarządzać ludźmi to muszę wiedzieć jak ludzie mogą się zachowywać i jak na ich postępowanie wpływa otoczenie.

– Rozumiem, że przeprowadziłeś dogłębną analizę mojej osoby. Co tam ci wyszło?

– Jesteś bardzo zdolną, pracowitą kobietą, która nie wierzy w siebie. Dla mnie jesteś geniuszem sprzedaży, marketingu. Jesteś w stanie sprzedać szare mydło jako najbardziej ekskluzywny kosmetyk pielęgnacyjny na świecie. Chcesz to wszystko zostawić? Eliksir i Piramid bez ciebie to już nie będzie ta sama firma.

– Nie chcę, żeby ktokolwiek, kiedykolwiek zarzucił mi, że robię karierę, bo związałam się z właścicielem firmy. Do wszystkiego dochodziłam sama, przynajmniej tak mi się wydawało.

– Tak było, przecież linia Hydro Eliksir wypłynęła na długo przed tym zanim Mikołaj kupił udziały. W stu procentach, pastelowe kosmetyki, bez których nie mogą żyć kobiety, to twoja zasługa. Teraz będziesz miała szansę stworzyć linię kosmetyków do włosów, które śmiało będą mogły konkurować z drogimi, zagranicznymi markami. Jestem przekonany, że z Szymonem stworzycie kolejny produkt, bez którego kobiety nie będą się mogły obyć. Jest tylko jedno zagrożenie.

– Jakie?

– Za jakiś czas będziemy musieli zapewnić ci ochronę, bo konkurencja cię znienawidzi.

– Przepraszam, Karolu, polubiłam cię, uwielbiam moje dziewczyny, Grażynkę. Przychodzenie do firmy do tej pory sprawiało mi wielką przyjemność, nie wyobrażałam sobie dnia bez pracy. O czym świadczy to, że mam do wykorzystania zaległy urlop z przeszło dwóch lat.

– Maria, jeszcze raz cię proszę, nie działaj pochopnie. Weź kilka dni wolnego, zrób sobie analizę SWOT i wtedy podejmij decyzję.

– Już ją podjęłam, analizę zrobiłam w samolocie.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

„Kiedyś nadejdzie ten dzień” cz. 1

29-letnia Maria jest szefową działu marketingu w dużej firmie kosmetycznej. Jej optymizm i kreatywność sprawiają, że świetnie radzi sobie z nowymi wyzwaniami, których w tej branży nie brakuje. Kiedy podejmuje się ambitnego planu zwiększenia sprzedaży i wprowadzenia na rynek innowacyjnej linii kosmetyków, osiągnięcie celu staje się dla niej najważniejsze. Wymaga ono jednak ogromnego zaangażowania, wielu nieprzespanych nocy i mnóstwa poświęceń. Sytuacji nie ułatwia fakt, że w firmie jest ktoś, komu najwyraźniej bardzo zależy na tym, by cały projekt okazał się porażką…

„Nadszedł ten dzień” cz. 2

Maria, energiczna 30-latka pracująca w dużej firmie kosmetycznej Eliksir, ani na chwilę nie zwalnia tempa. Po powrocie ze służbowego wyjazdu do Kijowa jest już niemal pewna, że w końcu znalazła mężczyznę, z którym chce stworzyć poważny związek. Mikołaj, oczarowany Marią od pierwszego spotkania, nieustannie stara się udowodnić, jak bardzo mu na niej zależy. Tymczasem w firmie sporo się dzieje. Większość udziałów przejmuje tajemniczy fundusz inwestycyjny, a pomysł wprowadzenia na rynek nowej marki kosmetycznej wydaje się Marii równie intrygujący, co ryzykowny. Czy uda jej się pogodzić ambitne plany zawodowe z życiem osobistym? I czy miłość może iść w parze z karierą?

Przeminął ten dzień Wydanie pierwsze, ISBN: 978-83-965672-7-7 © by Monika Koszewska, Sopot 2022

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakichkolwiek fragmentów tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Moniki Koszewskiej.

Redakcja i korekta: dr Anna Małgorzata Pycka Okładka: Zofia Koryto

Wydawnictwo: 1 PUNKT Sp. z o.o. ul. Emilii Plater 19; 81-777 Sopot

Zapraszamy na strony:www.monikakoszewska.plwww.facebook.com/monikakoszewskaautorkawww.instagram.com/monikakoszewska_pisarka

Kup książkę: www.monikakoszewska.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk