Przekraczam Rubikon - Bob Dylan - ebook

Przekraczam Rubikon ebook

Bob Dylan

0,0

Opis

Imponująca antologia – druga po Dusznym kraju – towarzysząca trwającej 60 lat drodze twórczej Boba Dylana, oświetlająca go przez nowe blendy, ukazująca poetę w procesie artystycznym i ujawniająca aktualność jego dawnych songów. Zbiór piosenek zupełnie nowych, przełamujących ciszę, jaka w twórczości Dylana zapadła po Noblu; takich, do których tłumaczowi Filipowi Łobodzińskiemu dopiero po latach kombinowania udało się złamać kod; wreszcie utworów z lekceważonych lat osiemdziesiątych i innych perełek, które dopiero po latach lśnią pełnym blaskiem. Książkę uzupełniają aneksy z alternatywnymi wersjami piosenek, poetyckimi notkami z okładek płyt oraz mową noblowską Dylana, a także komentarze tłumacza.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 260

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




I.

BALLADA DLA PRZYJACIELA

.

Billy

Billy

Najemnicy z bronią cię zza rzeki śledzą

szeryf tropi ślad twój tuż za miedzą

łowcy nagród ci na karku siedzą

Billy, twoja wolność im nie w smak

Na werandzie całe noce spędzasz

nad kartami aż po świt, odkąd pamiętasz

dawno już chcą posłać cię na cmentarz

Billy, proszę, nie odwracaj się

W ramionach twoich piękna señorita

w ciemnej sieni słodko cię powita

w cień samotny, tam będziecie kwita

Billy, dom masz tak daleko stąd

Oczy z luster patrzą po zabawie

ślad po kuli, blizna, już po sprawie

znów karb na lufie, siódmy sen na jawie

Billy, lecz ty gnasz zupełnie sam

Pat Garrett ponoć twoje ma namiary

więc śpij jak zając, ale nie trać wiary

lada szmer mu zdradzi twe zamiary

lada cień oznacza rychłą śmierć

Gitary ci zagrają wielki finał

mrok w Tularosa spyta, czyja wina

powtórzy echo w Pecos po dolinach

Billy, dom masz tak daleko stąd

Kolejny typek chyłkiem łypie wokół

zabijaka jakiś broń wyciąga w tłoku

stara dziwka z Juárez ma cię na oku

bo myśli, że rozumie cię i zna

Bogacze z Taos już cierpliwość tracą

za twoją głową Garrettowi płacą

Billy, pewnie nie pojmujesz, za co

ma cię zabić ten, co bratem twoim był

Przytul się, jeśli do kogo masz w ogóle

w El Paso posłałeś jednej kulę

może była dziwką, lecz jej niejeden uległ

Billy, od tak dawna kryjesz się

Gitary ci zagrają wielki finał

mrok w Tularosa spyta, czyja wina

powtórzy echo w Pecos po dolinach

Billy, dom masz tak daleko stąd

.

Małpi Król i Pikuś

Tweeter and the Monkey Man

Małpi Król i Pikuś chcieli kasę mieć na czas

więc późną nocą ożenili kokę oraz hasz

tajniakowi, który siostrę miał imieniem Sue

a o dziwo panem serca jej był Małpi Król

Pikuś skautem był, lecz do Wietnamu wzięli ją

i choć innym dziś to wisi, spotkał ją tam ciężki los

oboje czuli, że w New Jersey będą wolni już

więc dziewiątką gnali, wcześniej skradli wóz

Mury padły w krąg

z piekieł dobiegł huk

nie widziałem ich, jak stały

ani gdy runęły w gruz

Na Małpiego Króla tajniak dawno ostrzył ząb

już w dzieciństwie marzył, że zapuszkują go

Sue za żonę gangster Bill wziął, gdy czternaście miała lat

z rezydencji do Małpiego Króla kartki jęła słać

Oślepieni światłem, z piskiem opon wpadli w Raj

zza kółka Pikuś wyskoczyła, na szosie został wrak

tajniak zaparkował, mówi: „Każdy z was tu łże

jak się zaraz nie poddacie, wszystko to się skończy źle”

Mury padły w krąg

z piekieł dobiegł huk

nie widziałem ich, jak stały

ani gdy runęły w gruz

Stanowy glina zza karetki wylazł, ale wtem

Pikuś gnata wzięła i mu przestrzeliła łeb

przy fabryce wymarłej, tam gdzie z pamiątkami kiosk

tajniak przywiązany stał i swój przeklinał los

Nazajutrz tajniak ruszył w pościg, nie zaznawszy snu

całą sprawę brał do siebie, nic go nie obchodził łup

Sue nieraz mu mówiła: „Tyś sam mnie uczył, że

ten w zgodzie z prawem w Jersey jest, kto nie da schwytać się”

Mury padły w krąg

z piekieł dobiegł huk

nie widziałem ich, jak stały

ani gdy runęły w gruz

Gdzieś koło mamra w Rahway na wiór im wysechł bak

tajniak dopadł ich, powiedział: „To się musi skończyć tak”

Sue wybiegła z łóżka, mówi: „Muszę pilnie wyjść”

z szuflady wzięła broń: „Nie pytaj po co, lepiej śpij”

Na miejscu tajniak leżał, w ustach błoto miał i pył

Małpi Król na moście stał, a Pikuś żywą tarczą był

do Małpiego Króla Sue wyrzekła słowa te:

„Pikusia znałam, zanim w dziewczę z Jersey zmienił się”

Mury padły w krąg

z piekieł dobiegł huk

nie widziałem ich, jak stały

ani gdy runęły w gruz

W Jersey City spokój, tylko ktoś gdzieś rąbie drwa

ja w szulerni siedzę, co się zwie Jaskinia Lwa

telewizor w barze ktoś rozwalił w drobny mak

gdy Małpiego Króla pokazali w wiadomościach dnia

Na Florydę się wybiorę, żeby słońca zażyć ciut

tu widoków nie ma, wszystko się zdarzyło już

czasem mi po głowie chodzi Pikuś, czasem Sue

czasem zaś nikt inny – tylko Małpi Król

Mury padły w krąg

z piekieł dobiegł huk

nie widziałem ich, jak stały

ani gdy runęły w gruz

współautorzy: George Harrison, Jeff Lynne, Roy Orbison i Tom Petty

.

Karciarz farciarz Willie

Rambling, Gambling Willie

Słuchajcie mnie, karciarze, wy, co sztuczek znacie sto

o największym z was opowiem tu, jak z nim postąpił los

człek zwał się Will O’Conley, każdy z was go pewnie znał

choć ślubu nigdy nie wziął, dzieci dwa tuziny miał

a ty w dal, Willie, w dal

w tas, Willie, w tas

gdzie dzisiaj ci się farci – tego nie wie żadne z nas

W Białym Domu i w spelunkach znano szelest jego kart

ludzie chętnie grali z nim, lecz tylko jemu sprzyjał fart

gdy ten najszemrańszy karciarz otrzepywał szlaku kurz

żony mężów swych w miasteczku zamykały w mig na klucz

a ty w dal, Willie, w dal

w tas, Willie, w tas

gdzie dzisiaj ci się farci – tego nie wie żadne z nas

Do Nowego Orleanu spłynął Missisipi w dół

tam na krypie „Jackson River Queen” ustawił stół

mówiąc: „Grosz by mi się przydał, dlategom tutaj wpadł”

nad ranem krypę miał na własność, gdy od stołu wstał

a ty w dal, Willie, w dal

w tas, Willie, w tas

gdzie dzisiaj ci się farci – tego nie wie żadne z nas

W górzystym Kolorado, w miasteczku Cripple Creek

zażarty poker szedł przez siedem nocy, siedem dni

dziewięciuset górników dało wciągnąć się w tę grę

Willie miasto miał na własność, gdy pozbierał karty swe

a ty w dal, Willie, w dal

w tas, Willie, w tas

gdzie dzisiaj ci się farci – tego nie wie żadne z nas

Tu jedno jeszcze dodam – Willie złote serce miał

bo wszystkim dzieciom swym i matkom ich pieniądze słał

nie lubił strojów ani złota – mówi gminna wieść

wygrywał, żeby chorym i ubogim pomoc nieść

a ty w dal, Willie, w dal

w tas, Willie, w tas

gdzie dzisiaj ci się farci – tego nie wie żadne z nas

Każdy, kto z nim grywał, potem opowiadał, że

nie sposób rzec, czy Willie prawdę mówi, czy też łże

ktoś przegrał z nim majątek i prawie potem zmarł

Willie nie miał nawet pary, tamten zaś miał kolor z kar

a ty w dal, Willie, w dal

w tas, Willie, w tas

gdzie dzisiaj ci się farci – tego nie wie żadne z nas

Aż przyszedł wieczór, kiedy było ich przy stole trzech

jeden z nich obarczył Willa winą za swój pech

więc strzela prosto w głowę mu – Will pada, chwilę drży

w ręku asy na ósemkach, a na nich kropla krwi

a ty w dal, Willie, w dal

w tas, Willie, w tas

gdzie dzisiaj ci się farci – tego nie wie żadne z nas

Słuchajcie więc, karciarze, co błądzicie tam i sam

bo morał z tej historii płynie jasny, mówię wam

grajcie, póki można, los nieubłagany jest

a ręka umarlaka niesie waszym sztuczkom kres

a ty w dal, Willie, w dal

w tas, Willie, w tas

gdzie dzisiaj ci się farci – tego nie wie żadne z nas

.

Lenny Bruce

Lenny Bruce

Lenny Bruce już zmarł

lecz pośród nas duch jego trwa

Złoty Glob ominął go

na terapię też nie miał szans

był outsiderem

to się wie

większym outsiderem

niż ten, co myśli, że nim jest

Lenny Bruce już zgasł

lecz jego duch będzie zawsze trwał

Może miał kłopoty

może z czymś sobie rady nie umiał dać

lecz wiedział, o czym mówi, bo prawdę znał

i kto go słuchał, nie mógł przestać się śmiać

nie rabował kościołów

dzieciom nie obcinał głów

tylko wpuszczał światło w alkowy tych

co z ambon głoszą wiarę pełną cnót

odpłynął na inny brzeg

tego życia nie mógł znieść

Lenny Bruce już zmarł

żadna zbrodnia nie skalała go

on tylko potrafił zawsze na czas

wygodną pokrywkę zdjąć

raz kiedyś taksówką

jechałem z nim

z półtorej mili

a dla mnie było to jak wiele dni

Lenny Bruce znikł stąd

przeminął tak jak ci, co zabili go

Mówili, że jest chory

bo żył na własnych prawach, z ich reguł kpiąc

on tylko mędrcom dowodził, że

głupcami zwyczajnymi są

metkowali go jak koszule

piętnowali jak stada krów

a on toczył wojnę, w której ból

sprawia również każdy triumf

Lenny Bruce, człek zły

najlepszym waszym bratem był

.

Ballada dla przyjaciela

Ballad for a Friend

Na tor patrzę, czuję ból

parowozu słyszę stuk...

Ten pociąg tu nie wróci już

Mknęły kiedyś dzień i noc

patrzyłem ja i patrzył on...

Ten pociąg gna na cmentarz wprost

Pięknie na Północy jest

pełno gór i rud, i rzek...

Z nim najlepiej czułem się

Lecz zły los dosięgnął go

taką wieść mi przyniósł ktoś...

W smutku więc odszedłem w mrok

Ciężki towar człowiek wiózł

w bok nie patrzył, tylko w przód...

Zostawił go u miasta wrót

Do domu ludzie nieśli go

płacz matki słysząc, siostry szloch...

Głośno łkał kościelny dzwon

.

Sen Boba Dylana

Bob Dylan’s Dream

Przez raj na zachód pociąg mnie wiózł

aż ukołysał mnie stukot kół

i smutny sen przyśnił się mi

moich dawnych przyjaciół i siebie widziałem w nim

Z wilgocią w oczach zaglądałem przez drzwi

do izby, gdzie razem spędzaliśmy dni

przetrwaliśmy w niej wiele deszczów i burz

nasz śpiew i śmiech do świtu nie dźwięczą dziś już

Kapoty wieszaliśmy, gdzie stał stary piec

niejedno słowo padło, brzmiała niejedna pieśń

nie brakło nam niczego, piękny był świat

a jeśli nie był, obracaliśmy to w żart

Młode serce i silne, czy to skwar, czy mróz

starość nie mogła zagrozić nam tu

zabawy nie mogło nigdy zabraknąć nam

dziś wiem, że te wizje żadnych nie miały szans

Czy łatwo odróżnić jest dobro i zło

tak łatwo jak odróżnić światło i mrok?

Decyzje były proste, nikt nie myślał, że

ta jedna wspólna droga rozdzieli się na więcej niż dwie

Ileż od tamtych chwil minęło lat

ile kości pechowych, ile szczęśliwych kart

ile szlaków i ilu na nich przyjaciół ślad

straciłem ich z oczu i dziś idę sam

Żal mi, żal mi, choć próżny to żal

że w izbie tej nie siądzie już żaden z nas

gdybym dziesięć tysięcy wygrał któregoś dnia

oddałbym je natychmiast, żeby mógł wrócić ten czas

.

Pod Górę Zieloną

‘Cross the Green Mountain

Pod Górą Zieloną zmorzył mnie sen

sen-bestia niebiańską spowił pożogą mnie

coś z mórz wychynęło na ludzki brzeg

na kraj wolnych, majętnych rzuciło cień

W oczy druha prawego spoglądam bez łez

zapytuję sam w duchu: czy to już kres?

Żal i szczęście ze wspomnień moja wyławia myśl

dumam o duszach, co w niebie spotkają się dziś

Ołtarze w płomieniach w poprzek kraju i wzdłuż

zza horyzontu wyłania się wróg

już oddali honory, zmarszczył generał brew

czuć, jak się zbliżają, dzielna znów spłynie krew

Znad Atlantyku napływa mgła

w krąg się rozpościera spustoszony kraj

już światło się wzmaga nad setkami dróg

tak swą wolę objawia niewzruszony Bóg

Świat się postarzał, poszarzał już świat

życia lekcję zrozumiesz nie w dzień i nie w dwa

spoglądam i czekam, wsłuchując się w ton

najpiękniejszej z muzyk, płynącej nie stąd

Całun dajcie Dowódcy, on już po wieki śni

walki noc ma za sobą, takoż i znoju dni

mężnie stawał do bitew, dzielnie szedł w każdy bój

a zabiła go kula, którą wystrzelił swój

To ostatnia godzina ostatniego dnia

czuję, oto nadchodzi inny, nieznany świat

duma pryśnie, a chwała stanie u raju wrót

nie zapominajmy najniezwyklejszych cnót

Oto wieczorny rozbrzmiewa dzwon

roje ust plują mową bluźnierczą i złą

o mnie głoście, żem wybrał światła i łaski szlak

i że stałem po stronie prawdy i Bożych praw

Służcie Panu ochotnie, patrzcie wzwyż, patrzcie tam

poza maską ciemności niespodziany jest brzask

wokół traw bujna gęstwa, wokół krwią spływa las

poddać się nie myśleli, każdy z nich w boju padł

Gwiazdy lecą w Alabamie, każdą widziałem z gwiazd

kimkolwiek jesteście, wędrujecie w snach

wychłodły niebiosa, ostry jest mróz

ziemię spętały lody, nie ma porannych zórz

Dzisiaj do matki dotarł list

Postrzał w klatkę piersiową, tak stało w nim

lecz wydobrzeje wkrótce, szpital o niego dba

a on nie wydobrzeje, on przecież zmarł

Mil dziesięć od miasta unosi mnie w dal

światło przedwieczne, nie jest to światło dnia

cichych i przygaszonych, z nas każdy ich znał

każdy bardziej ich kochał, niż przyznać by chciał

II.

ÓW OHYDNY MORD

.

Ciężko w miasteczku Nowy Jork

Hard Times in New York Town

Piękne panie i panowie, coś wam dziś zaśpiewać chcę

zaśpiewam jak należy, choć powiecie mi, że źle

chwilę posłuchajcie, opowiem wam raz-dwa

o mieście na Wschodzie, które każde z nas tu zna

jest ciężko, kiedy trafisz

do miasteczka Nowy Jork

Nie ma to jak mieszkać w mieście Nowy Jork

od Washington Heights aż po Brookliński Most

mrowie się tu kręci, gdzieś przed siebie każdy mknie

kopnie cię, gdy pniesz się w górę, kiedy spadniesz, walnie w łeb

jest ciężko, kiedy trafisz

do miasteczka Nowy Jork

Strasznie długo się jedzie od mostu Golden Gate

do Rockefeller Plaza i do Empire State

pan Rockefeller siedzi pod chmurami jak ptak

poczciwy pan Empire nie odzywa się i tak

jest ciężej niż na wsi

tu w miasteczku Nowy Jork

Od rana szukasz pracy, co zarobek jakiś da

i z tabliczką stoisz, możesz cały dzień tak stać

jak masz dużo forsy, hulasz sobie dzień i noc

jak miedziaka, to zostaje wycieczkowy prom

jest ciężko, kiedy trafisz

do miasteczka Nowy Jork

Pan Hudson przypłynął i tutaj zszedł na brzeg

a poczciwy pan Minuit zapłacił za swój sen

i kupił wam miasto właściwie na pniu

odsprzedałbym je zaraz, gdybym tylko mógł

jest ciężko, kiedy trafisz

do miasteczka Nowy Jork

Weź ze Złotej Kalafonii cały smog

pył dodaj z Oklahomy i pół florydzkich błot

jeszcze kurze kopalniane ze Skalistych Gór

od wszystkiego razem gorszy jest nowojorski brud

oj, ciężko, kiedy trafisz

do miasteczka Nowy Jork

Słuchajcie więc uważnie, zanieście dalej wieść

historię moją znacie i znacie moją pieśń

możecie na mnie rzucić się z powodu moich słów

gdy Nowy Jork opuszczę, na nogi stanę znów

ciężko, kiedy trafisz

do miasteczka Nowy Jork

muzyka tradycyjna

.

Za długo się kryłeś

(You’ve Been) Hiding Too Long

Słuchaj, superpatrioto, co wmawiasz mi, że

najważniejsze w życiu są nienawiść i lęk

że nimi ten kraj kierować ma się

masz siebie na myśli, bo na pewno nie mnie

Przez myśl ci nie przejdzie George Washington

przez myśl ci nie przejdzie Thomas Jefferson

choć przez usta ci przeszli, ja już dobrze wiem

że za tym stoi obłudny twój cel

Skończ te patriotyczne tyrady wreszcie

wygłaszane, gdy sadzasz czarne dzieci w areszcie

mówisz, że dobry czarnuch to ten, który zdechł

i ja mam pójść za tobą? Na pewno nie

Do takiej miłości nie przekonasz nas

wiedz, że twoja pięść nie trafi mnie w twarz

wiedz, że moja dłoń twoich nie weźmie kart

wiedz, że moja stopa na twój nie wstąpi szlak

Stań w pełnym słońcu, nie cofaj się w głąb

czas, by cały świat hipokryzję ujrzał twą

ja nie żartuję, więc nie śmiej się

za długo się kryłeś we flagi cień

.

Siedem klątw

Seven Curses

Stary Reilly skradł wierzchowca

lecz schwytali i skrępowali go

strażnik go łańcuchem skuł, wrzucił w zimny celi dół

i otoczył go więzienny mrok

Gdy do jego córki wieść dotarła

że Reilly za swój czyn zawisnąć ma

wzięła srebra, złota trzos i jechała całą noc

by ze świtaniem u sądu stanąć bram

Spojrzał sędzia na młodą pannę Reilly

i posypały mu się z oczu skry

rzekł: „Ojca twego złoto nie ocali

bo ceną, miła moja, jesteś ty”

„Już jest po mnie – zakrzyknął stary Reilly –

bo on o tobie tylko śni

dreszcz śmiertelny przejdzie mnie, jeśli tylko on cię tknie

błagam, córko, umykaj ile sił”

„Przybyłam, ojcze, by ci pomoc nieść

inaczej cię okrutna czeka śmierć

wybacz, lecz zostanę tu, żeby wet zapłacić mu

i żebyś ty mógł jeszcze długie lata żyć”

Słońce zaszło, na stryczku ptak zakrzyczał

noc zapadła, cień od lasów szedł

mrok zapadł, z gór ciągnęły chmur ławice

mrok zapadł, zapłacony został wet

Zbudziła się, kiedy już świtało

i ujrzała wiszące ojca ciało

oto złamał obietnicę sędzia, który miał dwa lica

bo o jej cześć i słowa swe dbał mało

Na sędziego złego siedem klątw rzuciła:

jeden lekarz niech go nigdy nie wybawi

dwoje oczu niech go nigdy nie zobaczy

trzech znachorów niech go nigdy nie uzdrowi

czworo uszu niech go nigdy nie usłyszy

i pięć murów niech go nigdy nie ukryje

i sześć łopat niech go nigdy nie pogrzebie

siedem śmierci niech go nigdy nie zabije

.

Banda jednej ręki (Piekielny bal!)

Band of the Hand (It’s Hell Time Man!)

Piekielny bal!

Piekielny bal!

Piekielny bal!

Piekielny bal!

Zero szacunku

i wolności

ulicą rządzi tępy mir

kosy i gliny

wjazd do meliny

tak tu mijają dni

System gnije

całkiem jest zepsuty

tu giną ci, co bronią swoich praw

od zawsze tak jest

w tej grze liczy się

tylko to, kto kogo wyżej zna

Piekielny bal!

Piekielny bal!

Piekielny bal!

Piekielny bal!

Dzieciaki tracą życie

z rąk czarnych i białych

kasa paskudny zapach ma

tak erotyczny

tak niepatriotyczny

choć obleka się w Pięćdziesiąt Gwiazd

Szaman-śmieć

w gnój spycha dzieci

w niewolę, na samo dno

tam diler naćpany

da im nirwanę

choć to on zasługuje na zgon

Piekielny bal!

Piekielny bal!

Piekielny bal!

Piekielny bal!

Słuchaj no

Królu Ulicy

może w miękkiej pościeli ostatnią spędzasz noc

alfons musi mieć zysk

polityk musi mieć smycz

nie wypłacisz się, choćby nie wiem co

Rozwalimy ci

ten przybytek wudu

widok będzie, gdy spłonie do cna

jesteśmy u władzy

jesteśmy nowym rządem

przekonasz się, gdy nadejdzie czas

Piekielny bal!

Piekielny bal!

Piekielny bal!

Piekielny bal!

Zaklinam się

na braci z Wietnamu

na wujów, co z Japonią bili się

już zaczęliśmy odliczać

pora się zbliża

za nami prawo stoi, dobrze wiesz

A ty, skarbie

wiem, znasz to na pamięć

nie opowiesz nic, bo dławią cię łzy

lecz kiedyś zaczniesz

mówić przez sen

ja u twego łoża wtedy chcę być

Piekielny bal!

Piekielny bal!

Piekielny bal!

Piekielny bal!

Banda jednej ręki

.

Umrzeć daj na stojąco

Let Me Die in My Footsteps

Nie zmuszą mnie, żebym zszedł w ziemi głąb

choć mówią, że śmierć ma nawiedzić mój dom

i nie dam się zepchnąć w ten ostatni dół

ja z głową wysoko chcę wkroczyć w mój grób

umrzeć daj na stojąco

nim w głębi ziemi znajdę się

Są o wojnach pogłoski, wojny bywały też

a sens życia z wichrem ulatuje gdzieś precz

ludziom zdaje się, że kres dziś może przyjść

więc się uczą umierać, zamiast uczyć się żyć

umrzeć daj na stojąco

nim w głębi ziemi znajdę się

Może mądry nie jestem, lecz i tak dobrze wiem

kiedy mydlą mi oczy i biorą na lep

więc gdy wojna nadejdzie, a wraz z nią świata zgon

mogę umrzeć, byle nad głową mieć nieba skłon

umrzeć daj na stojąco

nim w głębi ziemi znajdę się

Od zawsze są tacy, co siać lubią strach

i o kolejnej wojnie rozprawiają od lat

ja milczałem, słuchając proroctw ich dzień i noc

lecz dziś, Boże, daj, niech słaby mój zabrzmi głos

umrzeć daj na stojąco

nim w głębi ziemi znajdę się

Daj mi z górskich potoków czystą wodę wciąż pić

daj mi łąk zapach łowić i czuć bryzę we krwi

daj mi w trawie wśród liści się układać do snu

daj mi z braćmi w pokoju witać słoneczny wschód

umrzeć daj na stojąco

nim w głębi ziemi znajdę się

I ty też wyjdź na zewnątrz, wielki przed tobą kraj

wodospady, kaniony, szczytów bezkres i wiatr

Nevada, Nowy Meksyk, Arizona, Idaho –

każdy stan niech ci w duszy zagra jak wielki dzwon

umrzesz też na stojąco

nim w głębi ziemi znajdziesz się

.

Gadany blues o trzeciej wojnie światowej

Talkin’ World War III Blues

Niedawno miałem powariowany sen

trzecia wojna światowa rozpętała się

do lekarza poszedłem następnego dnia

myślałem, że może mi radę jakąś da

a on mówi: „To zły sen

ale nie ma się czym przejmować

takie sny to coś, co siedzi tylko we łbie”

Ja na to: „Ej, wojna światowa mi przeorała mózg”

a on: „Siostro, to wariat, zastrzyk mu zrób”

chwycił mnie, ja krzyczę: „Auć!”

na kozetce mi się kazał kłaść

„Niech pan opowiada”

Równo o trzeciej zaczęło się wszystko to

a skończyło niecały kwadrans po

siedziałem w kanałach z jedną babeczką

otworzyłem właz i znalazłem się na wierzchu

dziwiąc się, kto włączył światła

Wylazłem i zacząłem błądzić tu i tam

opuszczonymi ulicami całkiem sam

stanąłem przy parkometrze, zapaliłem i

pomyślałem, zanim zacząłem dalej miastem iść

typowy dzień, co nie?

Aż tu nagle widzę atomowy schron

więc dzwonię i krzyczę, może mi otworzy ktoś

„Głodny jestem, choć fasolki dajcie mi!”

ktoś strzelił z głębi, więc odbiegłem od drzwi

ale gość nie był winien

przecież mnie nie znał

Na rogu, gdzie kiedyś sprzedawano gazety

zobaczyłem faceta

wołam: „Siema, stary, zostałeś ty i ja”

on wrzasnął i zaraz nogę dał

bał się, że jestem komunistą

Patrzę – dziewczyna jakaś przemyka z lewej

więc mówię: „Pobawmy się w Adama i Ewę”

serce mi wali, obejmuję ją w pasie

a ona: „Ej, coś ty, masz hyzia zdaj’się

już raz próbowali i o, do czego doszło”

Salon Cadillaca, wokół żywej duszy

więc do środka bez namysłu ruszam

wsiadam, odpalam i chwilę później

Czterdziestą Drugą sunę na południe

własnym cadillakiem

najlepsze auto na powojenne czasy!

Gdzieś mignęła mi jakaś reklama

zaczynam kręcić więc gałką radia

ale że nie opłaciłem abonamentu

radio niestety milczy jak zaklęte

zamiast tego włączam gramofon

a tam Rock-a-Day Johnny śpiewa

„Niech Wie Tato i Mamusia

Będziemy Się Kochać, Usia-Siusia”

Samotność mnie dopadała już

chciałem zamienić z kimś parę słów

lub sympatyczny głos chociaż usłyszeć

więc do zegarynki dzwonię, bo wkoło cisza

„Długi sygnał oznacza piętnastą zero zero”

gadała tak przez godzinę, to się rozłączyłem

W tym momencie lekarz przerwał mi

„Wie pan, mnie też się coś takiego śni

tylko u mnie jest inaczej, widzi pan

bo jedynym, który u mnie przeżył wojnę, jestem ja

pana tam nie widziałem”

Od jakiegoś czasu także wy

wszyscy miewacie takie sny

każdy się sam po świecie błąka

nikogo innego nie widzi wokół

połowa ludzi może mieć trochę racji przez cały czas

niektórzy ludzie mogą mieć całkowitą rację przez trochę czasu

ale wszyscy ludzie nie mogą mieć całkowitej racji przez cały czas

chyba powiedział to Abraham Lincoln

„Pozwolę wam wejść w moje sny, jak wy mnie wpuścicie do swoich”

to powiedziałem ja

.

Ów ohydny mord

Murder Most Foul

Zdarzyło się to w Dallas, listopad 63

dzień mroczny, dzień hańby na wieki okrył wstyd

prezydent Kennedy wysokiej fali dał się nieść

dobry dzień, by żyć, dobry dzień na śmierć

jak baranka ofiarnego prowadzono go na rzeź

mówi: „Chwila, wiecie, kim jestem, wiecie czy nie?”

„Kim jesteś, bardzo dobrze wiedzą wszyscy tu!”

i gdy wciąż był w aucie, głowę przestrzelili mu

tak po prostu w biały dzień zabili go jak psa

czas zawsze ma znaczenie, wybrali świetnie czas

masz niespłacone długi, termin nadszedł już

zgładzi cię nasza nienawiść, przykryje wzgardy kurz

w twarz rzucimy ci stekiem kłamstw, drwin i kpin

nie myśl sobie, zastąpić cię mamy kim

kiedy z głowy króla płynęła struga krwi

widownię miał ogromną, a nikt nie zobaczył nic

to stało się raptownie, nagle tak, szybko tak

na oczach tłumu, dosłownie w blasku dnia

wyśmienita sztuczka, idealny plan

egzekucja na medal, dech zaparło nam

Wilku, o Wilku, wyj w imieniu wilczych hord

entliczek-pentliczek, oto ów ohydny mord

Ach, śpij, kochanie, główkę już skłoń

przybywają Beatlesi, będą trzymać twoją dłoń

dosiądź poręczy, spuść się na sam dół

weź prom przez rzekę Mersey, znajdź słaby punkt

oto trzech meneli, minęli już was

flagi opuszczone, układankę złożyć czas

Era Wodnika, na Woodstock zbieram się

a potem do Altamont, pod sceną stanę gdzieś

to będą piękne dni, przez okno patrz

za Trawiastym Kopcem zabawa trwa

cement już gotowy, murarz czeka na znak

Panie Prezydencie, Dallas kocha pana wszak

już jedną nogą w baku i do dechy gaz

byle do wiaduktu, tam odetchnąć się da

śpiewa czarny minstrel, tańczy biały klaun

gdy zapada zmierzch, lepiej by nie było tu was

przy czerwonych latarniach gliny szlifują bruk

na ulicy Wiązów koszmar trwa, świadkiem Bóg

w Deep Ellum pilnuj kasy i do domu szybko gnaj

nie pytaj, co dla ciebie może zrobić kraj

pieniądze na stół, banknot łatwo pali się

już park Dealey Plaza, teraz w lewo skręć

ja ruszam na rozstaje, jak najdalej od bram

wiara, nadzieja, miłość umarły właśnie tam

strzelaj, bo ucieka, mierz dobrze i strzel

niewidzialny też może stanowić dobry cel...

Bywaj, Bambusie! Bywaj, Wuju Sam!

Szczerze mówiąc, panno Scarlett, nic to nie obchodzi mnie

a cóż to jest prawda i dokąd poszła precz?

Oswald i Ruby muszą wiedzieć, jasna rzecz

stara sowa rzecze: „Milcz!”, zapamiętaj to

interes to interes, oto ów ohydny mord

Tommy, czy mnie słyszysz? To ja, Pani Kwas

jadę czarnym lincolnem wśród wiwatujących mas

siedzę z tyłu, przy mnie moja żona tuż

przede mną prosta droga poza życie, poza grób

przechylam się w lewo, na jej sukience krew

zaraz, to pułapka, złapaliście mnie

mówimy: nie ma przebacz, bo przebacz nie ma tu

na tej samej ulicy mijaliśmy się dzień po dniu

okaleczyli mu ciało i zabrali gdzieś mózg

co jeszcze mogli zrobić? Podwoili ból

jego dusza przepadła na amen, choć

od pół wieku szukają jej wszędzie, gdzie bądź

wolność, o wolność, dla mnie wolność dziś

wielmożny panie, niestety tylko martwi wolni mogą być

całusy mi prześlij, do rynsztoka wrzuć broń

kłamstw mi już oszczędź i przyśpiesz krok

hej, obudź się, Susie, jedźmy, by śnić

hop za rzekę Trinity, nadziei dać żyć

radio włącz, lecz gałek nie tykaj kilka chwil

szpital Parkland, zostało sześć mil

mam schizy, panno Lizzy, ołów pieści mi skroń

twój magiczny pocisk przeniknął w głąb

zostałem wrobiony jak Billy Kid

z mojej ręki dotąd nie zginął nikt

krew w oku mam i w uchu mam krew

nowe granice odpływają już precz

dzień wcześniej widziałem Zaprudera film

nie zliczę, ile razy go widziałem do dziś

coś okropnego, wstrętnego, samo zło

najpodlejsza rzecz, na jakiej spoczął mój wzrok

zabili go raz i zabili go znów

ofiara z człowieka, rytualny grób

w dniu jego śmierci ktoś tak do mnie rzekł:

„Właśnie się rozpoczął Antychrysta wiek”

Air Force One kołuje, Johnson szykuje się

składa przysięgę, jest trzecia za dwadzieścia dwie

daj znak, gdy uznasz, że lepiej złożyć broń

wiadomo, co jest grane, ów ohydny mord

Co tam, kotku? Co powiedzieć mam?

Duszę tego kraju odebrano nam

zaczynamy z wolna zbliżać się do dna

trzydzieści sześć godzin od Sądnego Dnia

Pan Wilk wieloma językami umie wyć

gardła nie żałuje, nie ma co tu kryć

Panie Wilku, graj mi dzisiaj, chcę byś grał mi tak

zagraj mi, gdy wiezie mnie mój cadillac

graj mi, że „Tylko dobrych spotyka młodo śmierć”

pokaż mi, gdzie Tom Dooley z katem spotkał się

graj Świętego Jakuba i Jakubowy Dwór

zrób lepiej listę, bo nazwisk będzie w bród

graj też Ettę James, graj Wolę stracić wzrok

graj temu, co telepatycznie odbiera wszystko to

graj Johna Lee Hookera, graj Podrap mnie tam

graj dla szefa strip-klubu imieniem Jack

Guitar Slim umie złapać właściwy ton

graj dla mnie i dla Marilyn Monroe

Graj Proszę, nie zrozum mnie źle

graj dla Pierwszej Damy, ma dziś podły dzień

niech gra Don Henley, niech gra Glenn Frey

niech leci do końca, aż po sam kres

graj dla Carla Wilsona, niech cię słyszy gdzieś tam

uważnie wzdłuż Gower Avenue patrząc w dal

graj Tragedię, graj Czekam na zmrok

na miejsce zbrodni weź mnie, do Tulsa weź mnie znów

graj jeszcze i Kolejny gryzie piach

graj Szorstki krzyż, Ufamy Bogu graj

samotnym szlakiem na różowym koniu pędź

stań tam i czekaj, aż mi na części pęknie łeb

graj Tajemniczy pociąg dla Pana Tajemnicy

który jak wyrwane drzewo padł nagle bez życia

graj dla pastora, graj dla wielebnego

graj jeszcze także dla psa bezdomnego

graj Oscara Petersona, graj Stana Getza

graj Błękit nieba, graj Dickey’ego Bettsa

niech gra Art Pepper i Thelonious Monk

Charlie Parker, ten od pokłutych rąk

cały ten hel i Cały ten zgiełk

graj dla Skrzydlaka, co w Alcatraz sczezł

graj Bustera Keatona, graj Harolda Lloyda

graj Bugsy Siegela i Pretty Boy Floyda

graj w numerki, graj bez pardonu

graj Łez pełną rzekę dla pierwszego z bogów

graj Numer dziewięć, graj Sześć i graj X

graj dla Lindsaya i dla Stevie Nicks

niech gra Nat King Cole swego Luzak boya

niech gra W kaczym dole dla Terry’ego Malloya

graj Ich noce i Noc pełną grzechu

do tuzina milionów niech dotrze choć echo

graj Kupca weneckiego, tych, co kupczą śmiercią

dla Lady Makbet graj Stellę po zmierzchu

bez obaw, Panie Prezydencie, pomoc nadejdzie

piekielny dług rośnie, bracia już w kolejce...

Zaraz, jacy bracia? Co mi gadasz o piekle?

„Czekamy, nadchodźcie”, żaden z nich nie ucieknie

wylądował na Love Field, raptem kwadrans trwał lot

więcej nie wystartował, na ziemię skazał go los

stał się wzorem dla wielu, latarnią gasnącą

ofiarą na ołtarzu wschodzącego słońca

graj Za mgłą dla mnie i Ten księżyc zły

graj Memphis w czerwcu i Dziś każdy chwyt

graj Samotność na szczycie i Samotność w walce

graj je dla Houdiniego, co się w grobie obraca

graj Jelly Roll Mortona, zagraj Lucille

graj Jestem jej sterem, graj O tobie sny

graj Księżycową w tonacji Fis-dur

graj Klucz do gościńca, by usłyszał go król

graj Bębny Dumbarton i Przez Georgię marsz

graj mrok, a śmierć przyjdzie, gdy będzie jej czas

graj Buda Powella Kochaj albo idź stąd

graj Krwawy sztandar, graj Ów ohydny mord

.

Dzwony wolności

Chimes of Freedom

Hen, pomiędzy zmierzchu kresem a północy srogą mgłą

biły grzmoty, dach przygodny nas ugościł

piorunów wzniosłe głosy wśród dźwięku siały cień

wyglądało to jak błysk dzwonów wolności

błysk dla wojowników, co nie z walki czerpią moc

błysk dla uchodźców, co bezbronni drżą, przez mroki mknąc

dla ofiarnych kozłów, co w mundurach cierpią w ciemną noc

i patrzyliśmy w ten błysk dzwonów wolności

W wielkim piecu miasta raptem mury się kruszyły w krąg

a my patrzyliśmy, skryci i ciekawi

echo ślubnych dzwonów targane precz przez deszcz

rozpływało się w głosach błyskawic

grzmiało dla złupionych, dla cierpiących pech

grzmiało dla wyrzutków, zagubionych, tych, co czują gniew

grzmiało dla przeklętych, którym w żyłach płonie krew

i patrzyliśmy w ten błysk dzwonów wolności

Wśród bębnienia obłędnego, gdy dziki szalał grad

niebo przeszywały przecudowne wiersze

aż dźwięk dzwonnicy w nawałnicy rozpierzchł się

tylko dzwony gromów biły wciąż na wietrze

biły dla szlachetnych, dla uczonych głów

biły dla strażników, co pilnują myśli, snów i słów

dla malarzy mało wartych, co na swój czas nie trafią znów

i patrzyliśmy w ten błysk dzwonów wolności

Deszcz rozpostarł swe historie w tę katedralną noc

zasłuchanym, obłym, bezkształtnym formacjom

grzmiało dla języków, w których odrętwiała myśl

bo zabrakło oczywistych sytuacji

grzmiało dla tych, co stracili mowę, słuch i wzrok

dla samotnej matki w matni, dziwki zdążającej w mrok

dla banity, który bity, biczowany jest co krok

i patrzyliśmy w ten błysk dzwonów wolności

Choć w zakątku oddalonym błyska biała tafla chmur

i podniosło się mgliste złudzenie

elektryczne groty biły wciąż dla tych, którym wzbrania los

by błądzili, i skazanych na błądzenie

grzmiało dla stęsknionych serc, czystych niczym biel

dla tych, którzy oniemiali wypatrują, gdzie ich cel

dla niewinnych, nieszkodliwych za kratami cel

i patrzyliśmy w ten błysk dzwonów wolności

Czas jakby stanął w miejscu, a my razem z nim

śmiech nas ogarniał, zachwyt zdjął niezwykły

jeszcze raz oczarowani, na ostatni patrząc błysk

zadziwieni, aż grzmoty zamilkły

biły dla chorego, co już przypomina wrak

dla zesłańca, jeńca, odszczepieńca, co niesie krzyż od lat

i dla wszystkich ciemiężonych, jacy przyszli na ten świat

i patrzyliśmy w ten błysk dzwonów wolności