Przekleństwo homo sapiens. Dlaczego myślenie zabija - Justin Gregg - ebook

Przekleństwo homo sapiens. Dlaczego myślenie zabija ebook

Gregg Justin

3,8
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 310

Data ważności licencji: 3/4/2027

Oceny
3,8 (12 ocen)
3
5
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Weganka_i_Tajga
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Czy człowiek, to tak naprawdę takie super zwierzę, które jest ponad innymi? Jak świadczy o nas fakt, że wiemy, że zwierzęta cierpią tak samo jak dzieci a jednak okrutnie je traktujemy np. w hodowlach przemysłowych? Czy nasz intelekt, mowa, samoświadomość są czymś wyróżniającym spośród innych zwierząt? A może, to nie zwierzęta są niżej niż my tylko my jesteśmy zbyt głupi żeby zrozumieć zwierzęta i poznać ich intelekt. Genialna książka, która w naukowy sposób uczy gatunek ludzki pokory.
21
AroGlen

Z braku laku…

Nie wnosi za wiele. Jeśli już naprawdę nie masz, czego czytać.
10
mery-lu

Całkiem niezła

czy człowiek jest lepszy od zwierząt? czy myślenie naprawdę daje na przewagę? dowiesz się z tej książki sporo o zwierzętach ich odczuwaniu świata oraz o ludziach naszych sposobach a ułatwianie sobieżycia i niszczenie innych.
00



Za­pra­szamy na www.pu­bli­cat.pl
Ty­tuł ory­gi­nałuIf Nie­tz­sche Were a Na­rwhal What Ani­mal In­tel­li­gence Re­ve­als About Hu­man Stu­pi­dity
Pro­jekt okładki NA­TA­LIA TWARDY
In­fo­gra­fiki© De Cor­re­spon­dent
Ko­or­dy­na­cja pro­jektuPA­TRYK MŁY­NEK
Re­dak­cjaELŻ­BIETA SPA­DZIŃ­SKA-ŻAK
Ko­rektaIWONA HU­CHLA
Re­dak­cja tech­nicznaLO­REM IP­SUM – RA­DO­SŁAW FIE­DO­SI­CHIN 
Co­py­ri­ght © 2022 by Ju­stin Gregg Po­lish edi­tion © Pu­bli­cat S.A. MMXXIII (wy­da­nie elek­tro­niczne)
Wy­ko­rzy­sty­wa­nie e-bo­oka nie­zgodne z re­gu­la­mi­nem dys­try­bu­tora, w tym nie­le­galne jego ko­pio­wa­nie i roz­po­wszech­nia­nie, jest za­bro­nione.
All ri­ghts re­se­rved
ISBN 978-83-271-6465-0
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
jest zna­kiem to­wa­ro­wym Pu­bli­cat S.A.
PU­BLI­CAT S.A.
61-003 Po­znań, ul. Chle­bowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: of­fice@pu­bli­cat.pl, www.pu­bli­cat.pl
Od­dział we Wro­cła­wiu 50-010 Wro­cław, ul. Pod­wale 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: wy­daw­nic­two­dol­no­sla­skie@pu­bli­cat.pl

O TEJ KSIĄŻCE

Osza­ła­mia­jąca i urze­ka­jąca lek­tura. Au­tor wy­ja­śnia, co zdol­no­ści po­znaw­cze zwie­rząt mó­wią o na­szych nie­do­stat­kach.

ADAM GRANT, au­tor książki Bun­tow­nicy. Biz­ne­sowi in­no­wa­to­rzy zmie­niają świat

W tej zaj­mu­ją­cej, na­pi­sa­nej z po­lo­tem pu­bli­ka­cji Ju­stin Gregg nie tylko sta­wia kon­tro­wer­syjne tezy, które warto po­trak­to­wać po­waż­nie, lecz także wy­snuwa zdu­mie­wa­jące, skła­nia­jące do my­śle­nia wnio­ski. (...) Nie­które przed­sta­wione tu kon­cep­cje z za­kresu ko­gni­ty­wi­styki no­szą zna­miona ge­niu­szu.

WALL STREET JO­UR­NAL, Da­vid P. Ba­rash

Gregg, na­uko­wiec pro­wa­dzący ba­da­nia w te­re­nie, jest bez wąt­pie­nia wia­ry­god­nym prze­wod­ni­kiem po świe­cie zwie­rząt, a po­nadto po­trafi prze­ka­zać spe­cja­li­styczną wie­dzę w ja­sny i zro­zu­miały spo­sób. (...) Dzięki temu daje nam ła­twą w od­bio­rze lek­turę, a przy oka­zji za­biera nas na czę­sto za­ska­ku­jącą wy­cieczkę do gra­nic świa­do­mo­ści.

THE TI­MES

Au­tor ana­li­zuje ludz­kie i zwie­rzęce funk­cje po­znaw­cze, szu­ka­jąc od­po­wie­dzi na py­ta­nie, dla­czego ludzki umysł wy­ewo­lu­ował do my­śle­nia pro­ble­mo­wego.

FI­NAN­CIAL TI­MES

Ta dow­cipna po­pu­lar­no­nau­kowa pu­bli­ka­cja za­biera nas na po­ucza­jącą wy­prawę w świat zwie­rzę­cego be­ha­wioru. Jest przy­stęp­nie i uro­czo na­pi­sana, daje fa­scy­nu­jący wgląd w dzia­ła­nie umy­słu i zdol­no­ści po­znaw­czych.

PU­BLI­SHERS WE­EKLY

W tej fa­scy­nu­ją­cej po­pu­lar­no­nau­ko­wej pracy Gregg zgłę­bia róż­nice mię­dzy in­te­li­gen­cją lu­dzi i zwie­rząt. (...) Przy­stępna i rze­czowa książka, która pro­wo­kuje do my­śle­nia.

THE OB­SE­RVER

Znajdź­cie so­bie wy­godną ka­napę, bo długo bę­dzie­cie na prze­mian śmiać się i głów­ko­wać. Po­rów­nu­jąc w tej ar­cy­cie­ka­wej książce kró­le­stwo zwie­rząt i lu­dzi, Ju­stin Gregg, ba­dacz del­fi­nów, skła­nia czy­tel­nika do roz­my­ślań mię­dzy in­nymi na te­mat świa­do­mo­ści śmierci oraz emo­cjo­nal­no­ści. Czy na pewno je­ste­śmy tacy by­strzy, jak nam się wy­daje?

MEN’S JO­UR­NAL, Best Sum­mer Re­ads

Sy­piąc za­baw­nymi cie­ka­wost­kami, Gregg wy­ka­zuje raz po raz, że w kon­kur­sie na in­te­li­gen­cję zwie­rzęta mogą nas zo­sta­wić da­leko w tyle.

THE GLOBE AND MAIL

Au­tor za­warł tu dow­cipny, lecz za­ra­zem nie­po­ko­jący akt oskar­że­nia, wy­mie­rzony w po­czu­cie ludz­kiej wyż­szo­ści.

GE­NE­TIC LI­TE­RARY PRO­JECT

Jak to jest być nie­to­pe­rzem, psz­czołą albo plu­skwą? Ju­stin Gregg otwiera nam okno, przez które mo­żemy pod­pa­trzyć pracę umy­słów in­nych istot. Bu­rzy przy tym wiele roz­po­wszech­nio­nych mi­tów o ludz­kiej wy­jąt­ko­wo­ści. Sta­wia pro­wo­ka­cyjną tezę, że ludzki spo­sób my­śle­nia jest z pew­no­ścią bar­dzo zło­żony, lecz by­naj­mniej nie naj­do­sko­nal­szy, a uni­kalne ce­chy czło­wieka mogą wręcz przy­czy­nić się do za­głady na­szego ga­tunku. Prze­kleń­stwo homo sa­piens to lek­tura bu­dząca w rów­nej mie­rze po­dziw, co po­korę.

DA­VID ROB­SON, au­tor ksią­żek The In­tel­li­gence Trap i The Expec­ta­tion Ef­fect

Książkę tę de­dy­kuję Ranke de Vries – mo­jej żo­nie, przy­ja­ciółce na całe ży­cie i nie­za­wod­nej to­wa­rzyszce w każ­dej ry­zy­kow­nej wy­pra­wie

.

Zwy­kłe zwie­rzęta z pew­no­ścią nie mo­głyby się tak za­cho­wy­wać. Trzeba się uro­dzić czło­wie­kiem, żeby osią­gnąć praw­dziwą głu­potę[1*].

Terry Prat­chett

WPRO­WA­DZE­NIE

Fry­de­ryk Wil­helm Nie­tz­sche (1844–1900) miał wspa­nia­łego wąsa i oso­bliwy sto­su­nek do zwie­rząt. Z jed­nej strony im współ­czuł, są­dząc, iż są głu­pie „przez ohydną łap­czy­wość (...) ślepo, za­wzię­cie trzy­mać się wła­snego ży­cia...”[1] – pi­sał w Nie­wcze­snych roz­wa­ża­niach. Uwa­żał, że zwie­rzęta brną mo­zol­nie przez ży­cie, nie­świa­dome, co ro­bią i dla­czego to ro­bią. Co gor­sza, brak im in­te­li­gen­cji, aby móc od­czu­wać przy­jem­ność lub cier­pie­nie rów­nie mocno jak lu­dzie[2]. Dla ta­kiego fi­lo­zofa eg­zy­sten­cjal­nego jak Nie­tz­sche to istny kosz­mar; wszak przez całe ży­cie usi­ło­wał od­na­leźć w cier­pie­niu głęb­szy sens. Ale rów­no­cze­śnie za­zdro­ścił zwie­rzę­tom, że nie od­czu­wają dusz­nych nie­po­ko­jów. Pi­sał:

Przyj­rzyj się stadu na pa­stwi­sku tuż obok cie­bie: nie wie ono, co zna­czy „wczo­raj”, a co – „dzi­siaj”; ska­cze z miej­sca na miej­sce, żre, od­po­czywa, trawi, znowu ska­cze, i tak od świtu do zmierz­chu, dzień po dniu; ze swą chę­cią i obo­jęt­no­ścią tkwi ono nie­jako na krót­kiej smy­czy, mia­no­wi­cie przy­wią­zane do kołka da­nej chwili, przeto ani me­lan­cho­lijne, ani prze­sy­cone. Czło­wie­kowi nie­ła­two na to pa­trzeć, po­nie­waż, mimo szczę­ścia, pu­szy się przed zwie­rzę­ciem fak­tem, że wy­wyż­sza go czło­wie­czeń­stwo, a za­ra­zem zerka nie bez pew­nej za­wi­ści – sam pra­gnie bo­wiem ży­wota bez prze­sytu i wol­nego od bólu, pra­gnie da­rem­nie, bo nie po zwie­rzę­cemu[3].

Nie­tz­sche ża­ło­wał, że nie jest głupi jak krowa (bo nie mu­siałby wów­czas roz­my­ślać nad eg­zy­sten­cją), lecz za­ra­zem ża­ło­wał krów, tak głu­pich, że nad eg­zy­sten­cją nie roz­my­ślają. To wła­śnie ro­dzaj dy­so­nansu po­znaw­czego, z któ­rego ro­dzą się wiel­kie idee. Bo­ry­ka­jąc się z bez­sen­sem ni­hi­li­zmu, nasz bo­ha­ter za­pi­sał się na kar­tach fi­lo­zo­fii wy­zwa­niem rzu­co­nym na­tu­rze prawdy i mo­ral­no­ści oraz znaną de­kla­ra­cją, że Bóg umarł. Ale wkład ten zo­stał oku­piony ogromną ceną – ru­iną ży­cia pry­wat­nego i roz­pa­dem oso­bo­wo­ści (cho­dzący przy­kład na to, jak zbyt wiele głę­bo­kich do­cie­kań może prze­orać mózg).

W dzie­ciń­stwie Nie­tz­sche do­świad­czał nie­zno­śnych, wy­nisz­cza­ją­cych bó­lów głowy, przez które ca­łymi dniami był nie­zdolny do funk­cjo­no­wa­nia[4]. U szczytu aka­de­mic­kiej ka­riery cier­piał na prze­wle­kłą de­pre­sję, nę­kały go ha­lu­cy­na­cje i my­śli sa­mo­bój­cze. W roku 1883, tym sa­mym, w któ­rym uka­zało się jego słynne dzieło Tako rze­cze Za­ra­tu­stra, ma­jąc lat trzy­dzie­ści dzie­więć, uznał się za „sza­leńca”. Jego kon­dy­cja psy­chiczna wciąż się po­gar­szała, choć ka­riera fi­lo­zofa kwi­tła. W 1888 roku Nie­tz­sche wy­na­jął od swego przy­ja­ciela, Da­vide Fina, nie­wiel­kie miesz­ka­nie w cen­trum Tu­rynu. Po­mimo gwał­tow­nego na­si­le­nia cho­roby do końca roku na­pi­sał jesz­cze trzy książki[5]. Któ­re­goś wie­czoru Fino zaj­rzał przez dziurkę od klu­cza do miesz­ka­nia Nie­tz­schego, by uj­rzeć, że ten „krzy­czy, ska­cze i tań­czy po ca­łym po­koju, cał­kiem nagi, jakby sam od­gry­wał dio­ni­zyj­ską or­gię”[6]. Nie­tz­sche nie spał do rana, wy­bęb­niał łok­ciem na pia­ni­nie fał­szywe me­lo­die i śpie­wał nie do końca za­pa­mię­tane li­bretta wa­gne­row­skich oper. Był twór­czym ge­niu­szem, ale zde­cy­do­wa­nie nie czło­wie­kiem zdro­wym na umy­śle. I fa­tal­nym są­sia­dem.

Bio­rąc pod uwagę jego za­in­te­re­so­wa­nie zwie­rzęcą na­turą, cał­kiem zgrab­nie się składa, że to wła­śnie koń stał się przy­czyną osta­tecz­nego za­ła­ma­nia psy­chicz­nego fi­lo­zofa, z któ­rego już się nie pod­niósł. Trze­ciego stycz­nia 1889 roku Nie­tz­sche prze­cha­dzał się na Piazza Carlo Al­berto w Tu­ry­nie, kiedy zo­ba­czył do­roż­ka­rza okła­da­ją­cego ba­tem swo­jego ko­nia. Wstrzą­śnięty, za­lał się łzami, za­rzu­cił ra­miona na szyję zwie­rzę­cia, a po­tem osu­nął się na bruk. Fino, który pra­co­wał w po­bli­skim kio­sku z ga­ze­tami, zna­lazł go tam i od­pro­wa­dził do miesz­ka­nia[7]. Nie­szczę­sny fi­lo­zof po­zo­stał w sta­nie ka­ta­to­nii przez kilka dni, za­nim umiesz­czono go w za­kła­dzie dla umy­słowo cho­rych w Ba­zy­lei. Ni­gdy nie od­zy­skał pełni władz umy­sło­wych.

Naj­wy­raź­niej koń z Tu­rynu stał się ostat­nim gwoź­dziem do trumny dla jego de­li­kat­nej kon­dy­cji psy­chicz­nej[8]. Wiele spe­ku­lo­wano na te­mat pod­łoża cho­roby psy­chicz­nej Nie­tz­schego, która pod ko­niec jego ży­cia przy­jęła po­stać w pełni roz­wi­nię­tej de­men­cji. Mo­gła to być prze­wle­kła in­fek­cja sy­fi­li­tyczna, która uszko­dziła mózg, albo dzie­dziczna de­men­cja wie­lo­za­wa­łowa (CA­DA­SIL – mó­zgowa au­to­so­malna ar­te­rio­pa­tia z pod­ko­ro­wymi za­wa­łami i leu­ko­en­ce­fa­lo­pa­tią) wy­zwa­la­jąca całe spek­trum ob­ja­wów neu­ro­lo­gicz­nych, w miarę jak tkanka mó­zgowa po­woli ob­umiera i za­nika[9]. Nie­za­leż­nie od me­dycz­nej przy­czyny nie ma wąt­pli­wo­ści, że pro­blemy psy­chia­tryczne po­tę­go­wał ge­niusz fi­lo­zofa, który pchał go do po­szu­ki­wa­nia sensu, piękna i prawdy we wła­snym cier­pie­niu i zmu­szał, by pła­cił za to zdro­wiem.

Czy Nie­tz­sche był zwy­czaj­nie zbyt by­stry? Gdy spoj­rzymy na in­te­li­gen­cję z per­spek­tywy ewo­lu­cji, bę­dziemy mieli po­wody są­dzić, że zło­żone my­śle­nie we wszel­kich jego for­mach wy­stę­pu­ją­cych w kró­le­stwie zwie­rząt czę­sto bywa cię­ża­rem. Je­śli mo­żemy wy­cią­gnąć ja­kąś lek­cję z bo­le­snego ży­wota Fry­de­ryka Wil­helma Nie­tz­schego, to brzmi ona na­stę­pu­jąco: na­zbyt in­ten­sywne pro­cesy my­ślowe nie­ko­niecz­nie przy­no­szą zy­ski.

A gdyby tak Nie­tz­sche był mniej skom­pli­ko­wa­nym zwie­rzę­ciem, nie­zdol­nym do głę­bo­kiej za­dumy nad na­turą eg­zy­sten­cji? Jak ten koń z Tu­rynu albo któ­raś z krów, któ­rym i współ­czuł, i za­zdro­ścił? Lub choćby na­rwa­lem, jed­nym z mo­ich ulu­bio­nych stwo­rzeń mor­skich? Ab­sur­dal­ność sa­mej wi­zji na­rwala do­świad­cza­ją­cego kry­zysu eg­zy­sten­cjal­nego jest klu­czem do zro­zu­mie­nia, co jest nie tak z ludz­kim my­śle­niem i dla­czego zwie­rzęta ro­bią to wła­ści­wiej. Aby na­rwal mógł cier­pieć nie­tz­sche­ań­skie psy­chozy, mu­siałby osią­gnąć za­awan­so­wany po­ziom świa­do­mo­ści wła­snej eg­zy­sten­cji. Mu­siałby wie­dzieć, że jest śmier­telny – ska­zany na śmierć w nie tak znowu da­le­kiej przy­szło­ści. Tym­cza­sem do­wody na to, że na­rwale (czy ja­kie­kol­wiek zwie­rzęta inne niż lu­dzie) mają in­te­lek­tu­alny po­ten­cjał wy­star­cza­jący, by uzmy­sło­wić so­bie wła­sną śmier­tel­ność, są – jak zo­ba­czymy w trak­cie lek­tury tej książki – wąt­pliwe. I wbrew po­zo­rom jest to dla nich cał­kiem ko­rzystne.

Czym jest in­te­li­gen­cja?

Ist­nieje za­ska­ku­jąca prze­paść po­mię­dzy tym, jak lu­dzie ro­zu­mieją świat i go do­świad­czają, a tym, jak ro­bią to zwie­rzęta. W isto­cie ni­gdy nie było wąt­pli­wo­ści, że w na­szych czasz­kach dzieje się coś, co nie za­cho­dzi w czasz­kach na­rwali. Po­tra­fimy wy­sy­łać ro­boty na Marsa. Na­rwale tego nie po­tra­fią. Po­tra­fimy zna­leźć sens śmierci. Na­rwale nie. Co­kol­wiek po­zwala na­szym mó­zgom czy­nić ta­kie cuda, ewi­dent­nie jest owo­cem cze­goś, co na­zy­wamy in­te­li­gen­cją.

Nie­stety, po­mimo na­szego głę­bo­kiego prze­ko­na­nia o wy­jąt­ko­wo­ści ludz­kiej in­te­li­gen­cji, tak na­prawdę nikt nie ma zie­lo­nego po­ję­cia, czym ta in­te­li­gen­cja jest. (To nie tylko elo­kwentny wstęp do przy­zna­nia, że nie ma do­brej de­fi­ni­cji ro­bo­czej. Cho­dzi mi o to, że na­wet nie je­ste­śmy pewni, czy in­te­li­gen­cję można uznać za mie­rzalne zja­wi­sko.

Przyj­rzyjmy się sztucz­nej in­te­li­gen­cji (AI). Od pew­nego czasu po­dej­mu­jemy próby stwo­rze­nia pro­gra­mów kom­pu­te­ro­wych lub sys­te­mów ro­bo­tycz­nych, które będą – jak sama na­zwa wska­zuje – in­te­li­gentne. Ale ci sami lu­dzie, któ­rzy z za­pa­łem two­rzą sztuczną in­te­li­gen­cję, już znacz­nie mniej ocho­czo dają się skło­nić do zde­fi­nio­wa­nia, czym ona jest. W ostat­nich ba­da­niach, w któ­rych wzięło udział 567 wy­bit­nych eks­per­tów w dzie­dzi­nie AI, nie­wielka więk­szość (58,6 pro­cent) zgo­dziła się, że de­fi­ni­cja za­pro­po­no­wana przez twórcę AI Pei Wanga jest jak do­tąd naj­lep­sza[10]:

Istotą in­te­li­gen­cji jest za­ło­że­nie ad­ap­ta­cji do śro­do­wi­ska przy po­sia­da­niu nie­wy­star­cza­ją­cej wie­dzy i za­so­bów. W związku z po­wyż­szym in­te­li­gentny sys­tem po­wi­nien po­le­gać na skoń­czo­nej po­jem­no­ści ob­li­cze­nio­wej, pra­co­wać w cza­sie rze­czy­wi­stym, być otwarty na nie­ocze­ki­wane za­da­nia i uczyć się przez do­świad­cze­nie. Ta ro­bo­cza de­fi­ni­cja in­ter­pre­tuje in­te­li­gen­cję jako formę „względ­nej ra­cjo­nal­no­ści”[11].

In­nymi słowy, aż 41,4 pro­cent spe­ców od sztucz­nej in­te­li­gen­cji uważa, że w ogóle nie o to w niej cho­dzi. W spe­cjal­nym wy­da­niu „Jo­ur­nal of Ar­ti­fi­cial Ge­ne­ral In­tel­li­gence” dano szansę dzie­siąt­kom ko­lej­nych eks­per­tów, aby od­nie­śli się do de­fi­ni­cji Wanga. Nie bę­dzie chyba za­sko­cze­niem kon­klu­zja wy­daw­ców: „je­śli czy­tel­nicy spo­dzie­wali się kon­sen­susu w spra­wie de­fi­ni­cji sztucz­nej in­te­li­gen­cji, bę­dziemy mu­sieli ich roz­cza­ro­wać”[12]. W ca­łym śro­do­wi­sku, które zaj­muje się two­rze­niem sztucz­nej in­te­li­gen­cji, nie ma i ni­gdy nie bę­dzie zgody co do tego, czym jest in­te­li­gen­cja. Nie­do­rzeczne, prawda?

Tak przy oka­zji: psy­cho­lo­gia wcale nie ra­dzi so­bie le­piej. Hi­sto­ria de­fi­nio­wa­nia in­te­li­gen­cji jako po­je­dyn­czej ce­chy ludz­kiego umy­słu nie na­pawa otu­chą. Dwu­dzie­sto­wieczny an­giel­ski psy­cho­log Char­les Edward Spe­ar­man za­pro­po­no­wał wpro­wa­dze­nie tak zwa­nego czyn­nika ogól­nej in­te­li­gen­cji (czyn­nika g) jako na­rzę­dzia, dzięki któ­remu można wy­tłu­ma­czyć, dla­czego dzieci, które spraw­nie roz­wią­zują je­den ro­dzaj te­stów psy­cho­me­trycz­nych, zwy­kle nie mają rów­nież pro­ble­mów z in­nym ro­dza­jem ta­kich te­stów[13]. Teo­ria gło­siła, że musi to być ja­kaś mie­rzalna wła­ści­wość ludz­kiego umy­słu i nie­któ­rzy lu­dzie po pro­stu mają jej wię­cej niż inni. To wła­śnie mie­rzą te­sty IQ lub SAT. Kiedy dasz ta­kie te­sty do roz­wią­za­nia lu­dziom na ca­łej kuli ziem­skiej, nie­za­leż­nie od ich za­ple­cza kul­tu­ro­wego, okaże się, że istot­nie, nie­któ­rzy wy­róż­niają się we wszel­kich aspek­tach. Ale nie ma zgody co do tego, czy wy­niki za­leżą od po­je­dyn­czej wła­ści­wo­ści ludz­kiego umy­słu – czyn­nika g – który od­po­wiada za my­śle­nie, czy też czyn­nik g jest je­dy­nie wy­god­nym na­rzę­dziem, za po­mocą któ­rego opi­su­jemy cały ogromny ze­staw zdol­no­ści po­znaw­czych ko­lek­tyw­nie kłę­bią­cych się w na­szej gło­wie. Czy każda z tych zdol­no­ści po­znaw­czych działa nie­za­leż­nie i tylko przez przy­pa­dek jest ści­śle sko­re­lo­wana z in­nymi, czy też ist­nieje ja­kiś ma­giczny pro­szek in­te­li­gen­cji, który roz­py­lony nad ca­łym sys­te­mem spra­wia, że wszystko działa le­piej? Tego nie wiemy. U sa­mych pod­staw stu­diów nad in­te­li­gen­cją ludz­kiego umy­słu leży ja­skrawa nie­ja­sność, o czym w ogóle roz­ma­wiamy.

I oto prze­cho­dzimy do zwie­rząt. Aby uka­zać, jak śli­ski jest te­mat i jak chwiejny kon­cept in­te­li­gen­cji, wy­star­czy za­py­tać be­ha­wio­ry­stę zwie­rzę­cego, dla­czego krowy są in­te­li­gent­niej­sze od go­łębi. Fa­cet taki jak ja od­po­wie mniej wię­cej: „No cóż, nie można w ten spo­sób po­rów­ny­wać in­te­li­gen­cji tak róż­nych ga­tun­ków”, co w wol­nym tłu­ma­cze­niu ozna­cza: „Py­ta­nie jest bez sensu, po­nie­waż nikt nie ma po­ję­cia, czym jest in­te­li­gen­cja ani jak ją mie­rzyć”.

Ale je­śli po­trzebny wam nie­zbity do­wód, że spór ma­jący okre­ślić, czym jest in­te­li­gen­cja, to trudna ba­ta­lia (gra­ni­cząca pra­wie z nie­moż­li­wym), wy­star­czy spoj­rzeć na SETI – po­szu­ki­wa­nie in­te­li­gen­cji po­za­ziem­skiej. Ruch SETI zo­stał za­in­spi­ro­wany przez ar­ty­kuł w „Na­ture” opu­bli­ko­wany w 1959 roku przez Phi­lipa Mor­ri­sona i Giu­seppe Coc­co­niego – dwóch ba­da­czy z Uni­wer­sy­tetu Cor­nella, któ­rzy za­su­ge­ro­wali, że je­śli po­za­ziem­ska cy­wi­li­za­cja ze­chce się z nami skon­tak­to­wać, naj­praw­do­po­dob­niej użyje do tego fal ra­dio­wych. W na­stęp­stwie ar­ty­kułu do­szło do spo­tka­nia na­ukow­ców w Green Bank w Wir­gi­nii Za­chod­niej. Wtedy to, w li­sto­pa­dzie 1960 roku, ra­dio­astro­nom Frank Drake przed­sta­wił słynne „rów­na­nie Drake’a”, czyli próbę osza­co­wa­nia, ile cy­wi­li­za­cji w na­szej Ga­lak­tyce roz­wi­nęło wy­star­cza­jącą in­te­li­gen­cję, aby wy­ge­ne­ro­wać sy­gnał ra­diowy. Samo rów­na­nie jest pełne mocno sza­cun­ko­wych (czy­taj: wy­ssa­nych z palca) czyn­ni­ków – jak choćby przy­bli­żona liczba pla­net zdol­nych pod­trzy­mać ży­cie czy pro­cent tych pla­net, na któ­rych mo­gło wy­ewo­lu­ować in­te­li­gentne ży­cie.

Pro­blem z SETI i rów­na­niem Drake’a po­lega na tym, że nie pró­bują one na­wet po­dać de­fi­ni­cji in­te­li­gen­cji. Wszy­scy spo­dzie­wają się po nas, że ją znamy. To ta rzecz, która spra­wia, że istoty są zdolne do wy­two­rze­nia sy­gnału ra­dio­wego. We­dług tej de­fi­ni­cji lu­dzie nie dys­po­no­wali in­te­li­gen­cją aż do czasu, kiedy w 1896 roku Mar­coni opa­ten­to­wał ra­dio. I prze­staną być in­te­li­gentni za ja­kieś stu­le­cie lub coś koło tego, kiedy trans­mi­sję ca­łej ko­mu­ni­ka­cji od fal ra­dio­wych przej­mie optyka. Głu­pie, prawda? To wła­śnie dla­tego Phi­lip Mor­ri­son nie cier­piał frazy „po­szu­ki­wa­nie po­za­ziem­skiej in­te­li­gen­cji”. Twier­dził, że na­zwa SETI nie­zmien­nie go iry­tuje, po­nie­waż „w ja­kiś spo­sób wy­pa­cza całą sy­tu­ację. To nie in­te­li­gen­cję mo­żemy wy­kryć, lecz ko­mu­ni­kat. Ow­szem, wska­zy­wałby on na in­te­li­gen­cję, ale to tak oczy­wi­ste, że chyba le­piej mó­wić o na­słu­chi­wa­niu sy­gna­łów”[14].

Wszy­scy – ba­da­cze AI, psy­cho­lo­go­wie, be­ha­wio­ry­ści zwie­rzęcy i ba­da­cze z SETI – zga­dzają się co do tego, że in­te­li­gen­cja jest zja­wi­skiem mie­rzal­nym. Nie ma jed­nak zgody co do me­tody jej po­miaru. Z in­te­li­gen­cją jest tak, że od razu ją po­zna­jemy, kiedy ją wi­dzimy. Fale ra­diowe emi­to­wane przez ob­cych? Ja­sne, in­te­li­gen­cja. Kruki uży­wa­jące pa­tyka, żeby wy­dłu­bać mrówki z pnia? No pew­nie, że in­te­li­gen­cja. Ko­man­dor po­rucz­nik Data z filmu Star Trek ukła­da­jący wiersz dla uko­cha­nego kota? To rów­nież in­te­li­gen­cja. Owo po­dej­ście typu „po­znam ją, kiedy ją zo­ba­czę” przy­po­mina słynną me­todę iden­ty­fi­ka­cji por­no­gra­fii sto­so­waną przez sę­dziego Sądu Naj­wyż­szego USA Pot­tera Ste­warta[15]. Wszy­scy wiemy, czym jest in­te­li­gen­cja, po­dob­nie jak wiemy, czym jest por­no­gra­fia. Nad­mierny wy­si­łek wkła­dany w próby zde­fi­nio­wa­nia, czym jest jedno z nich, spra­wia, że lu­dzie za­czy­nają się czuć nie­kom­for­towo. To­też więk­szość od­pusz­cza.

Ja­kie plusy płyną z in­te­li­gen­cji?

W sa­mym sed­nie tej dys­ku­sji o in­te­li­gen­cji, czym­kol­wiek jest i jak­kol­wiek bę­dziemy ją de­fi­nio­wać, leży nie­za­chwiane prze­ko­na­nie, że to coś do­brego. Ma­giczny pro­szek, któ­rym można ob­sy­pać starą nudną małpę albo ro­bota czy ko­smitę i stwo­rzyć w ten spo­sób coś lep­szego. Ale czy po­win­ni­śmy być tak pewni za­let in­te­li­gen­cji? Gdyby in­te­lekt Nie­tz­schego przy­po­mi­nał bar­dziej umy­sło­wość na­rwala – nie­zdol­nego do cią­głych roz­my­ślań nad nie­uchron­nie nad­cho­dzącą śmier­cią – czy nie ła­twiej by­łoby okieł­znać jego sza­leń­stwo, a być może nie do­szłoby do niego wcale? Tak by­łoby le­piej nie tylko dla niego, ale dla nas wszyst­kich. Gdyby Nie­tz­sche uro­dził się na­rwa­lem, być może światu zo­stałby oszczę­dzony kosz­mar dru­giej wojny świa­to­wej i Ho­lo­kau­stu, które, choć nie ce­lowo, za­in­spi­ro­wał.

Po za­ła­ma­niu ner­wo­wym Nie­tz­sche spę­dził rok w za­kła­dzie psy­chia­trycz­nym w Je­nie, nim po­wró­cił do ro­dzin­nego domu w Na­um­burgu pod opiekę matki Fran­zi­ski. Był w na wpół ka­ta­to­nicz­nym sta­nie i wy­ma­gał sta­łego do­zoru. Gdy po sied­miu la­tach zaj­mo­wa­nia się sy­nem Fran­zi­ska zmarła, pie­czę nad Fry­de­ry­kiem prze­jęła jego sio­stra Eli­sa­beth. Za­wsze za­bie­gała o ak­cep­ta­cję brata, ale ten przez całe ży­cie ją igno­ro­wał. Kiedy byli dziećmi, prze­zy­wał ją „lamą”, naj­wy­raź­niej dla­tego, iż lamy to tak „głu­pie i uparte stwo­rze­nia”, że kiedy są źle trak­to­wane, prze­stają jeść i „leżą w pia­chu, póki nie zdechną”[16].

Na nie­szczę­ście dla Nie­tz­schego (i reszty świata) Eli­sa­beth była skrajną na­cjo­na­listką. Wraz z mę­żem Bern­har­dem För­ste­rem po­ma­gała w 1887 roku bu­do­wać w Pa­ra­gwaju mia­sto Nu­eva Ger­ma­nia. W za­my­śle miało sta­no­wić spek­ta­ku­larny przy­kład spo­łecz­no­ści opar­tej na wyż­szo­ści rasy aryj­skiej; nowy Va­ter­land. För­ster nie krył się ze swoim an­ty­se­mi­ty­zmem. Kie­dyś na­pi­sał, że Ży­dzi są „pa­so­ży­tami na ciele Nie­miec”[17]. Jed­nakże Nu­eva Ger­ma­nia wkrótce upa­dła. Pierwsi aryj­scy osad­nicy wy­marli na sku­tek ma­la­rii, głodu i cho­rób roz­no­szo­nych przez pchły[18] – pa­so­żyty by­naj­mniej nie me­ta­fo­ryczne, które ra­do­śnie że­ro­wały na an­ty­se­mic­kich cia­łach.

Upo­ko­rzony upad­kiem osady Bern­hard po­peł­nił sa­mo­bój­stwo, a jego żona wró­ciła do Nie­miec i za­jęła się opieką nad bez­rad­nym bra­tem. Sam Nie­tz­sche nie był an­ty­se­mitą i wy­po­wia­dał się z po­gardą za­równo o an­ty­se­mi­tach, jak i fa­szy­stach[19]. Ale kiedy za­jęła się nim sio­stra, był już czę­ściowo spa­ra­li­żo­wany i nie mógł mó­wić – nie był więc w sta­nie pro­te­sto­wać. Po jego śmierci w sierp­niu 1900 roku Eli­sa­beth prze­jęła pełną kon­trolę nad spu­ści­zną fi­lo­zofa i mo­gła wy­ko­rzy­stać jego pi­sma tak, by pa­so­wały do wy­zna­wa­nej przez nią ide­olo­gii.

Aby za­ist­nieć na fali umac­nia­ją­cego się w Niem­czech fa­szy­zmu, przej­rzała stare no­tatki Nie­tz­schego i wy­dała po­śmiertne dzieło za­ty­tu­ło­wane Wola mocy[20], które na­stęp­nie roz­pro­wa­dziła wśród swych fa­szy­stow­skich przy­ja­ciół jako uspra­wie­dli­wie­nie dla ich agre­syw­nej ide­olo­gii, za­kła­da­ją­cej pod­po­rząd­ko­wa­nie (a na­stęp­nie wy­ma­za­nie) „słab­szych ras”. Mimo iż, aby zro­zu­mieć idee brata, po­trzebny był jej na­uczy­ciel w oso­bie au­striac­kiego fi­lo­zofa Ru­dolfa Ste­inera, sam Ste­iner zaś uznał, że „jej ro­zu­mo­wa­niu brak ele­men­tar­nej lo­gicz­nej spój­no­ści”[21], Eli­sa­beth od­no­siła wiel­kie suk­cesy, przed­sta­wia­jąc brata jako pre­kur­sora na­ro­do­wego so­cja­li­zmu. Na po­czątku lat trzy­dzie­stych dwu­dzie­stego wieku każdy, kto się li­czył w par­tii na­zi­stow­skiej, od­by­wał piel­grzymkę do Ar­chi­wum Nie­tz­schego w We­ima­rze, które za­ło­żyła Eli­sa­beth, by pro­mo­wać prace brata – z któ­rych część sfał­szo­wała[22]. Kiedy w 1935 roku zmarła, była już tak po­pu­larna wśród człon­ków na­zi­stow­skiego re­żimu, że w jej po­grze­bie uczest­ni­czył sam Adolf Hi­tler.

Jak­kol­wiek by spoj­rzeć, fi­lo­zo­ficzne idee Nie­tz­schego były klu­czowe dla po­wsta­nia i suk­cesu par­tii na­zi­stow­skiej w Niem­czech, a także dla uspra­wie­dli­wie­nia Ho­lo­kau­stu. I to po­mimo faktu, że sam Nie­tz­sche po­gar­dzał an­ty­se­mi­ty­zmem i naj­praw­do­po­dob­niej nie­na­wi­dziłby na­zi­stów[23], za­le­ca­jąc, że na­leży się „po­zbyć z kraju an­ty­se­mic­kich dur­niów”[24]. Słu­żąc jako me­dyk w woj­nie fran­cu­sko-pru­skiej, Nie­tz­sche dość się na­oglą­dał okro­pieństw i wy­warło to na niego głę­boki wpływ. Nie był fa­nem prze­mocy. Z całą pew­no­ścią od­rzu­cał prze­moc pod au­spi­cjami pań­stwa, którą wy­ko­rzy­sty­wały szo­wi­ni­styczne ru­chy po­li­tyczne w ro­dzaju na­ro­do­wego so­cja­li­zmu. Mimo iż sam wzy­wał do „fi­lo­zo­fo­wa­nia mło­tem”[25], był po­wszech­nie znany jako miły, ła­godny czło­wiek o nie­na­gan­nych ma­nie­rach[26]. Co by się zga­dzało: pa­mię­tajmy, że mó­wimy o czło­wieku, który do­znał kom­plet­nego za­ła­ma­nia ner­wo­wego, wi­dząc że ktoś krzyw­dzi ko­nia.

To wszystko po­ka­zuje nam ogromny man­ka­ment ludz­kiej in­te­li­gen­cji. Po­tra­fimy (i czę­sto to ro­bimy) uży­wać in­te­lektu, by od­kry­wać se­krety wszech­świata. Two­rzymy fi­lo­zo­ficzne teo­rie oparte na kru­cho­ści i ulot­no­ści ży­cia. Ale po­tra­fimy także – i czę­sto to ro­bimy – wy­ko­rzy­sty­wać te se­krety, aby siać śmierć i znisz­cze­nie. Wy­pa­czamy stwo­rzone teo­rie, by móc uspra­wie­dli­wić wła­sne okru­cień­stwo. Wraz ze zro­zu­mie­niem, jak zbu­do­wany jest świat, przy­cho­dzi wie­dza o tym, jak go znisz­czyć. Lu­dzie mają za­równo zdol­ność do zra­cjo­na­li­zo­wa­nia lu­do­bój­stwa, jak i tech­niczne moż­li­wo­ści do jego prze­pro­wa­dze­nia. Eli­sa­beth För­ster-Nie­tz­sche użyła pism swego brata – owocu osza­ła­mia­ją­cego in­te­lektu – aby uza­sad­nić świa­to­po­gląd, który do­pro­wa­dził do śmierci mię­dzy in­nymi sze­ściu mi­lio­nów Ży­dów[27]. W tej kwe­stii lu­dzie w ogóle nie przy­po­mi­nają na­rwali. Na­rwale nie bu­dują ko­mór ga­zo­wych.

Święty Mac­Guf­fin

In­te­li­gen­cja nie jest bio­lo­gicz­nym fak­tem. Ta idea ludz­kiej wy­jąt­ko­wo­ści na polu in­te­lek­tu­al­nym czy be­ha­wio­ral­nym nie znaj­duje po­twier­dze­nia w na­uce. Czu­jemy gdzieś w głębi du­szy, że in­te­li­gen­cja ist­nieje i jest do­bra. Ale kiedy spoj­rzymy na wszyst­kie spo­soby, dzięki któ­rym nie-ludz­kim ga­tun­kom udaje się prze­trwać na tej pla­ne­cie – te wszyst­kie osza­ła­mia­jące roz­wią­za­nia, na które wpa­dły, by roz­wią­zać pro­blemy, ja­kie sta­wia przed nimi śro­do­wi­sko – staje się ja­sne, że na­sze od­czu­cia nie wy­trzy­mują wni­kliw­szej ana­lizy. In­te­li­gen­cja to Święty Graal, a wła­ści­wie Mac­Guf­fin[2*] – pe­wien kon­cept, za któ­rym go­nimy, stu­diu­jąc ludz­kie, zwie­rzęce czy sztuczne umy­sły. Kon­cept, który od­wo­dzi nas od re­al­no­ści na­tury. Rze­czy­wi­sto­ści, w któ­rej do­bór na­tu­ralny ani razu nie dzia­łał w celu wy­se­lek­cjo­no­wa­nia bio­lo­gicz­nej ce­chy, którą mo­gli­by­śmy okre­ślić jako „in­te­li­gen­cję”. Rze­czy­wi­sto­ści, w któ­rej na­sze zdol­no­ści in­te­lek­tu­alne i tech­no­lo­giczne – efekt kom­bi­na­cji wielu zdol­no­ści po­znaw­czych, nie­ob­cych i in­nym ga­tun­kom – nie oka­zują się ani tak istotne, ani wy­jąt­kowe, jak do­tąd wie­rzy­li­śmy. Rze­czy­wi­sto­ści, w któ­rej na Ziemi roi się od au­to­rów ta­kich stra­te­gii prze­ży­cia, że lu­dzie mogą im tylko za­zdro­ścić.

To bę­dzie książka o in­te­li­gen­cji – nie­ważne, czy uznamy ją za coś do­brego, czy wręcz prze­ciw­nie. Są­dzę, iż więk­szość z nas wie­rzy, że in­te­li­gen­cja (co­kol­wiek to słowo dla cie­bie zna­czy) jest z na­tury do­bra. Za­wsze pa­trzy­li­śmy na świat – i na war­tość in­nych za­miesz­ku­ją­cych go zwie­rząt – przez pry­zmat wła­snego piętna ludz­kiej in­te­li­gen­cji. Co się sta­nie, gdy stłu­mimy ten głos krzy­czący o wy­jąt­ko­wo­ści na­szego ga­tunku, a za­miast tego po­słu­chamy, co inne ga­tunki mają nam do po­wie­dze­nia? Co, je­śli przy­znamy, że z ewo­lu­cyj­nego punktu wi­dze­nia nie­które tak zwane osią­gnię­cia ludz­ko­ści są ra­czej do bani? Wszystko sta­nie na gło­wie: krowy, ko­nie czy na­rwale, uzna­wane do­tąd za mniej „ku­mate”, okażą się ge­niu­szami. Kró­le­stwo zwie­rząt eks­plo­duje na­gle piękną, pro­stą my­ślą, która zna­la­zła ele­ganc­kie roz­wią­za­nia na prze­trwa­nie.

Co nam daje in­te­li­gen­cja? To py­ta­nie drę­czyło Nie­tz­schego, tak samo jak drę­czy mnie. Prze­ko­najmy się, czy zdo­łamy ra­zem na nie od­po­wie­dzieć.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

PRZY­PISY

Wpro­wa­dze­nie
[1] F. Nie­tz­sche, Nie­wcze­sne roz­wa­ża­nia, przeł. M.L. Ka­li­now­ski, Vis-à-vis, War­szawa 2020, s. 234.
[2] „Zdolni do głęb­szego my­śle­nia lu­dzie za­wsze – od nie­pa­mięt­nych cza­sów – współ­czują zwie­rzę­tom, jako że (...) nie po­sia­dają tyle siły, iżby ostrze cier­pie­nia ob­ró­cić prze­ciw te­muż, po czym do swego bytu za­sto­so­wać oso­bliwą wy­kład­nię me­ta­fi­zyczną”. Tamże.
[3] Tamże, s. 95.
[4] D. He­mel­soet, K. He­mel­soet, D. De­vre­ese, The neu­ro­lo­gi­cal il­l­ness of Frie­drich Nie­tz­sche, „Acta Neu­ro­lo­gica Bel­gica” 2008, 108 (1), s. 9.
[5]Ecce homo, Zmierzch bo­żyszcz i An­ty­chry­sta.
[6] J. Young, Frie­drich Nie­tz­sche: A phi­lo­so­phi­cal bio­gra­phy, Cam­bridge Uni­ver­sity Press 2010, s. 531.
[7] Tamże.
[8] Ist­nieją opi­nie, że hi­sto­ria z tu­ryń­skim ko­niem to mit.
[9] D. He­mel­soet, K. He­mel­soet, D. De­vre­ese, dz. cyt.
[10] D. Mo­nett, C.W.P. Le­wis, Get­ting cla­rity by de­fi­ning Ar­ti­fi­cial In­tel­li­gence–A Su­rvey, w: Phi­lo­so­phy and The­ory of Ar­ti­fi­cial In­tel­li­gence, red. V.C. Mul­ler, SA­PERE t. 44, Sprin­ger, Ber­lin 2018, s. 212–214.
[11] P. Wang, What Do You Mean by “AI”?, w: Ar­ti­fi­cial Ge­ne­ral In­tel­li­gence 2008. Pro­ce­edings of the First AGI Con­fe­rence, Fron­tiers in Ar­ti­fi­cial In­tel­li­gence and Ap­pli­ca­tions, red. P. Wang, B. Go­ert­zel, S. Fran­klin, vol. 171, IOS Press, Am­ster­dam 2008, s. 362–373.
[12] D. Mo­nett, C.W. Le­wis, K.R. Thó­ris­son, Wstęp do wy­da­nia spe­cjal­nego JAGI: On De­fi­ning Ar­ti­fi­cial In­tel­li­gence. Ko­men­ta­rze i od­po­wiedź au­tora, „Jo­ur­nal of Ar­ti­fi­cial Ge­ne­ral In­tel­li­gence” 2020, 11 (2), s. 1–100.
[13] C. Spe­ar­man, “Ge­ne­ral In­tel­li­gence” Ob­jec­ti­vely De­ter­mi­ned and Me­asu­red, „Ame­ri­can Jo­ur­nal of Psy­cho­logy” 1904, 15 (2), s. 201–293.
[14] https://www.aip.org/hi­story-pro­grams/niels-bohr-li­brary/oral-hi­sto­ries/30591-1.
[15] P. Lat­t­man, The Ori­gins of Ju­stice Ste­wart’s ‘I Know It When I See It’, „Wall Street Jo­ur­nal”, blog praw­ni­czy na The Wall Street Jo­ur­nal On­line (do­stęp: 31.12.2014).
[16] C. Die­the, Nie­tz­sche’s si­ster and The will to po­wer: a bio­gra­phy of Eli­sa­beth För­ster-Nie­tz­sche’, Uni­ver­sity of Il­li­nois Press, t. 27, 2003.
[17] H. Salmi, Die Sucht nach dem ger­ma­ni­schen Ideal. Bern­hard För­ster (1843–1889) als We­gbe­re­iter des Wa­gne­ri­smus, „Ze­it­schrift für Ge­schicht­swis­sen­schaft” 1994, 6, s. 485–496.
[18] K. El­li­son, Ra­cial pu­rity dies in the jun­gle Vi­sion: Fo­un­ders saw their Pa­ra­gu­ayan set­tle­ment as a place that wo­uld spawn a race of Aryan su­per­men. But they didn’t take into ac­co­unt di­se­ase, heat and in­bre­eding, „The Bal­ti­more Sun”, 10.09.1998, https://www.bal­ti­mo­re­sun.com/news/bs-xpm-1998-09-10-1998253112-story.html.
[19] B. Le­iter, Nie­tz­sche’s Ha­tred of ‘Jew Ha­tred’, re­cen­zja pracy R.C. Ho­lub, Nie­tz­sche’s Je­wish Pro­blem: Be­tween Anti-Se­mi­tism and Anti-Ju­da­ism, „The New Ram­bler”, 21.12.2015.
[20] F.W. Nie­tz­sche, Der wille zur macht: ver­such einer umwer­thung al­ler wer­the (stu­dien und frag­mente). Kilka pol­skich wy­dań, m.in. Vis-à-vis, War­szawa 2022.
[21] B. Ma­cin­tyre, For­got­ten Fa­ther­land: The Se­arch for Eli­sa­beth Nie­tz­sche, A & C Black 2013.
[22] W. San­ta­niello, Nie­tz­sche, God, and the Jews: his cri­ti­que of Ju­deo-Chri­stia­nity in re­la­tion to the Nazi myth, SUNY Press 2012.
[23]Nie­tz­sche, god­fa­ther of fa­scism?: on the uses and abu­ses of a phi­lo­so­phy, red. J. Go­lomb, R.S. Wi­strich, Prin­ce­ton Uni­ver­sity Press 2009.
[24] G. So­uth­well, A be­gin­ner’s gu­ide to Nie­tz­sche’s Bey­ond good and evil, John Wi­ley & Sons 2009.
[25] F. Nie­tz­sche, Zmierzch bo­żyszcz, czyli jak fi­lo­zo­fuje się mło­tem, wyd. pol. m.in. Vis-à-vis, War­szawa 2022.
[26] Mój są­siad i znawca Nie­tz­schego Dan Ahern okre­śla go jako „mi­łego, ła­god­nego, do­brze wy­cho­wa­nego czło­wieka, wbrew po­zo­rom wcale nie mi­zan­tropa”.
[27]Do­cu­men­ting Num­bers of Vic­tims of the Ho­lo­caust and Nazi Per­se­cu­tion, Uni­ted Sta­tes Ho­lo­caust Me­mo­rial and Mu­seum, 4.02.2019.
[1*] T. Prat­chett, Pi­ra­midy, przeł. P.W. Cho­lewa, Pró­szyń­ski i S-ka, War­szawa 2011, s. 120.
[2*] Mac­Guf­fin to słowo wy­trych, ozna­cza przed­miot lub cel na­pę­dza­jący fa­bułę i mo­ty­wu­jący do dzia­ła­nia bo­ha­te­rów filmu (przyp. tłum.).