Praktyka modlitwy wstawienniczej - Praca zbiorowa - ebook

Praktyka modlitwy wstawienniczej ebook

zbiorowa praca

0,0

Opis

Jak wygląda modlitwa wstawiennicza? Jak się do niej przygotować i ją poprowadzić? Jaka jest rola tego, kto wstawia się do Jezusa za potrzebującą osobą?

Z tej książki dowiesz się, że i ty możesz prowadzić taką modlitwę. Jednak każde służenie drugiemu człowiekowi powinno zaczynać się od twojej osobistej relacji z Bogiem. Bez tego nie ma co zaczynać!

W modlitwie wstawienniczej niezmiernie istotne jest otwarte serce, wrażliwość na potrzeby innych i umiejętność słuchania. Gdy człowiek potrzebujący modlitwy prosi cię o pomoc i spotyka się ze zrozumieniem – samo to przynosi mu już wielką ulgę. Ta książka pomoże ci zobaczyć, czego pragnie drugi człowiek. Dzięki niej uwierzysz, że w mocy Boga możesz mu bardzo wiele dać!

Książka porusza też kilka innych tematów, które wzbogacą twoją wiedzę na temat modlitwy wstawienniczej:

#lęki #uwolnienie #ezoterykaachrześcijaństwo #pokusy #modlitwazamiasto #patrolmodlitewny #rozeznanie #świadectwo

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 203

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ta książ­ka jest ta­nia.

KU­PUJ LE­GAL­NIE.

NIE KO­PIUJ!

pra­ca zbio­ro­wa

PRAK­TY­KA

MO­DLI­TWY

WSTA­WIEN­NI­CZEJ

Ma­te­ria­ły for­ma­cyj­ne

z se­sji „Jed­ność w róż­no­rod­no­ści”

Wol­bórz, luty 2007 r.

pod re­dak­cją o. Mar­ci­na Gry­za SJ

Ni­hil ob­stat: L. dz. 2007/79/P

Za po­zwo­le­niem

Prze­ło­żo­ne­go Pro­win­cji Wiel­ko­pol­sko-Ma­zo­wiec­kiej

To­wa­rzy­stwa Je­zu­so­we­go – o. Da­riu­sza Ko­wal­czy­ka SJ

War­sza­wa, 23 sierp­nia 2007 r.

Książ­ka nie za­wie­ra błę­dów teo­lo­gicz­nych

Re­dak­cja

Mar­ta Mu­szyń­ska

Ko­rek­ta

Jo­an­na Sztau­dyn­ger

Gra­fi­ka i skład

Bo­gu­mi­ła Dzie­dzic

© by Moc­ni w Du­chu

Łódź 2015

Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne

ISBN 978-83-61803-25-6

OŚRO­DEK OD­NO­WY W DU­CHU ŚWIĘ­TYM

Moc­ni w Du­chu – Cen­trum

90-058 Łódź, ul. Sien­kie­wi­cza 60

tel. 42 288 11 53

moc­ni.cen­trum@je­zu­ici.pl

www.od­no­wa.je­zu­ici.pl

Za­mó­wie­nia

tel. 42 288 11 57, 797 907 257

moc­ni.wy­daw­nic­two@je­zu­ici.pl

www.od­no­wa.je­zu­ici.pl/sklep

Wy­da­nie trze­cie

o. Mar­cin Gryz SJ

Wpro­wa­dze­nie

„Jed­ność w róż­no­rod­no­ści” – te sło­wa są przy­wo­ły­wa­ne naj­czę­ściej, kie­dy od­no­si­my się do rze­czy­wi­sto­ści ob­da­ro­wa­nia czło­wie­ka przez Boga. Róż­no­rod­na jest gama da­rów i cha­ry­zma­tów Du­cha Świę­te­go. Jak wie­my, cha­ry­zma­ty są udzie­la­ne dla do­bra i po­żyt­ku wspól­no­ty, w któ­rej gro­ma­dzi­my się w imię Je­zu­sa, a tym sa­mym dla do­bra i po­żyt­ku ca­łe­go Ko­ścio­ła. W ten spo­sób spo­glą­da­my na mo­dli­twę wsta­wien­ni­czą, któ­ra zna­la­zła szcze­gól­ne miej­sce w gru­pach Od­no­wy w Du­chu Świę­tym na ca­łym świe­cie.

Ty­tu­łem „Jed­ność w róż­no­rod­no­ści” zo­sta­ła na­zwa­na se­sja do­ty­czą­ca wła­śnie mo­dli­twy wsta­wien­ni­czej. Od­by­ła się ona w Wol­bo­rzu w dniach 3-6 lu­te­go 2007 roku, a zor­ga­ni­zo­wał ją Ośro­dek Od­no­wy w Du­chu Świę­tym z Ło­dzi. Mo­dli­twa wsta­wien­ni­cza zna­na jest od po­cząt­ku ist­nie­nia Ko­ścio­ła, jed­nak w róż­nych mo­men­tach dzie­jów od­kry­wa­ne są jej od­mien­ne for­my. Ce­lem se­sji było uka­za­nie daru mo­dli­twy wsta­wien­ni­czej w róż­no­rod­no­ści form, ja­kie Duch Święty daje nam dzi­siaj.

Za­ło­że­niem or­ga­ni­za­to­rów se­sji nie było przed­sta­wie­nie wszyst­kich form tej mo­dli­twy. Dla­te­go w książ­ce znaj­dzie­my wy­po­wie­dzi osób, któ­re da­ną for­mę zna­ją i prak­ty­ku­ją w gru­pach Od­no­wy w Du­chu Świę­tym. Dzie­lą się wie­dzą z teo­rii i prak­ty­ki tej mo­dli­twy, jak rów­nież się­ga­ją do spo­strze­żeń i do­świad­czeń wie­lu zna­nych cha­ry­zma­ty­ków (np. o. Emi­lie­na Tar­dif­fa, o. Rufu­sa Pe­re­iry, o. Jó­ze­fa Ko­złow­skie­go, ks. An­drze­ja Gre­f­ko­wi­cza i in­nych).

W książ­ce znaj­dzie­my od­po­wie­dzi na py­ta­nia, jak wy­glą­da mo­dli­twa wsta­wien­ni­cza, jak ją po­pro­wa­dzić, jak się do niej przy­go­to­wać, jaka jest rola tego, kto wsta­wia się do Je­zu­sa za po­trze­bu­ją­cą oso­bą. Jest też mowa o mo­dli­twie o uzdro­wie­nie we­wnętrz­ne, mo­dli­twie za mia­sta, mia­stecz­ka i wsie. War­to za­po­znać się z kon­fe­ren­cja­mi do­ty­czą­cy­mi za­gro­żeń New Age i mo­dli­twy o uwol­nie­nie. Dzi­wić może obec­ność na se­sji dwóch kon­fe­ren­cji o lę­kach. Po co taki te­mat? Po pro­stu po to, by się nie bać. Cho­dzi­ło o „od­de­mo­ni­zo­wa­nie” lę­ków i prze­ka­za­nie wie­dzy na ich te­mat.

Ten zbiór kon­fe­ren­cji dla wie­lu bę­dzie przy­po­mnie­niem, dla in­nych wy­mia­ną do­świad­czeń, a tak­że po­mo­cą w prak­ty­ko­wa­niu mo­dli­twy wsta­wien­ni­czej. Za­chę­cam za­in­te­re­so­wa­nych do uważ­nej lek­tu­ry, a po prze­czy­ta­niu – do spo­tkań z oso­ba­mi, któ­re tą mo­dli­twą po­słu­gu­ją, aby ro­ze­zna­wać, czy sa­me­mu po­słu­gi­wać, a je­śli tak, to w ja­kiej for­mie. Waż­ne, by na­bie­rać głęb­szej zna­jo­mo­ści tego daru.

Dzię­ku­ję mów­com: Le­nie Wen­do­łow­skiej (mo­dli­twa wsta­wien­ni­cza w ma­łych gru­pach), An­nie Ma­rii Kusz (mo­dli­twa o uzdro­wie­nie we­wnętrz­ne), Eli Po­zor­skiej i Mag­da­le­nie Ja­siń­skiej (mo­dli­twa za mia­sta), o. Jac­ko­wi T. Gra­na­tow­skie­mu SJ (kon­fe­ren­cje o lę­kach), ks. To­ma­szo­wi Owczar­ko­wi, In­dze Po­zor­skiej i Gra­ży­nie Ol­czyk (mo­dli­twa o uwol­nie­nie).

Dzię­ku­ję Du­cho­wi Świę­te­mu, że w tym cza­sie dał nam roz­po­znać, jak wie­le nam po­trze­ba po­słu­szeń­stwa Je­zu­so­wi i Jego Sło­wu, by stać się szla­chet­nym na­rzę­dziem w Jego ręku. Uświa­do­mił też nam, że naj­waż­niej­sza jest mi­łość Boga do czło­wie­ka wy­ra­żo­na przez Ta­jem­ni­cę Wcie­le­nia, Krzy­ża i Zmar­twych­wsta­nia Je­zu­sa z Na­za­re­tu, by czło­wiek do­znał ła­ski uzdro­wie­nia i uwol­nie­nia, aby żył zdro­wy i wol­ny na du­chu i cie­le, aby żył we­dług Du­cha Bo­że­go.

AMDG et BVMH

Lena Wen­do­łow­ska

Mo­dli­twa wsta­wien­ni­cza w ma­łych gru­pach

KO­CHAJ CZŁO­WIE­KA, A ZO­BA­CZYSZ CUDA!

Ko­chaj czło­wie­ka! Każ­de­go! Nie tyl­ko ro­dzi­nę i przy­ja­ciół, ale tak­że tych, któ­rzy wy­da­ją się obo­jęt­ni, nie­przy­jem­ni, któ­rzy nas nie­na­wi­dzą i prze­śla­du­ją. Taka nie­ogra­ni­czo­na mi­łość może po­cho­dzić tyl­ko od Boga, może wy­pły­wać tyl­ko z Prze­naj­święt­sze­go Źró­dła Jego Ser­ca i o taką mi­łość, któ­ra sama w so­bie już jest cu­dem, mó­dl­my się nie­ustan­nie.

Phi­lip­pe Mą­dre przy­ta­cza sło­wa Mar­ty Ro­bin, któ­ra tuż przed śmier­cią, w 1981 r. po­wie­dzia­ła: „Trze­ba mieć śmia­łość pro­sić Boga o wie­le. Nasz świat tego po­trze­bu­je. Je­śli cho­dzi o cuda, to wkrót­ce na­dej­dzie go­dzi­na Boga”.

My oczy­wi­ście nie szu­ka­my cu­dów, szu­ka­my Daw­cy, któ­ry jest mi­ło­ścią i je­śli On za­go­ści w na­szym ser­cu, bę­dzie­my ko­chać i Jego, i lu­dzi, i sie­bie, i wszyst­ko, co zo­sta­ło przez Nie­go stwo­rzo­ne.

Świę­ta s. Fau­sty­na umie­ści­ła na po­cząt­ku wiel­kiej mo­dli­twy – li­ta­nii wy­sła­wia­ją­cej Boże mi­ło­sier­dzie –sło­wa: „Mi­łość Boża – kwia­tem, a mi­ło­sier­dzie – owo­cem”. A więc mi­łość, któ­rą wle­wa w na­sze ser­ca Bóg, owo­cu­je mi­ło­sier­dziem. To sens na­szej po­słu­gi.

By wejść w kli­mat na­szych roz­wa­żań, po­służ­my się też sło­wa­mi Da­nie­la Ange: „Świę­ty Ko­ściół to szpi­tal ludz­ko­ści, w któ­rym za­bój­cy sta­ją się świę­ty­mi”. Praw­da, jak te­raz na­sze ser­ca sta­ły się otwar­te i wraż­li­we i jak bar­dzo to zda­nie umoc­ni­ło w nas pra­gnie­nie by­cia na­rzę­dziem Pana?

CIA­ŁO I DU­SZA

Za­nim za­cznie­my oma­wiać pro­ble­my zwią­za­ne z po­słu­gą w mo­dli­twie wsta­wien­ni­czej, chcia­ła­bym naj­pierw po­wie­dzieć kil­ka słów o zdro­wiu, cho­ro­bie i cier­pie­niu, bo­wiem nie­zro­zu­mie­nie tych kwe­stii jest czę­stą przy­czy­ną du­cho­wej ba­rie­ry dla uzdro­wie­nia.

Czło­wiek to ta­jem­ni­cza jed­ność du­cha, du­szy i cia­ła. Tak wie­rzy­li i tak poj­mo­wa­li He­braj­czy­cy. Po­dob­nie dzi­siej­sza teo­lo­gia, me­dy­cy­na i psy­cho­lo­gia mó­wią o czło­wie­ku, śle­dząc rów­no­wa­gę lub jej brak jako wy­raz zdro­wia lub cho­ro­by.

W na­sze cia­ło, ule­pio­ne z pier­wiast­ków stwo­rzo­nej przez sie­bie ma­te­rii, tchnął Pan Bóg swe­go du­cha, w któ­rym wy­rył swo­je po­do­bień­stwo i swój ob­raz. A więc: duch – jest tym, co we mnie wiecz­ne; du­sza – to mój umysł, emo­cjo­nal­ność; cia­ło – to, co ziem­skie i chwi­lo­we.

Zdro­wie to do­sko­na­ła har­mo­nia cia­ła, du­cha i du­szy. Cho­ro­ba jest złem, któ­re do­ty­ka ca­łe­go czło­wie­ka – jego cia­ło, du­szę a tak­że i du­cha. Ję­zyk bi­blij­ny mówi wów­czas o cho­rym wnę­trzu czło­wie­ka.Cho­ro­by cia­ła, du­szy i du­cha są ze sobą ści­śle zwią­za­ne. Naj­czę­ściej, i jest to pra­wie re­gu­ła – cho­ro­ba du­szy leży u pod­staw cho­ro­by fi­zycz­nej.

Po­gląd nie­któ­rych wcze­snych oj­ców Ko­ścio­ła, że cia­ło i du­szę moż­na roz­pa­try­wać od­dziel­nie, że du­sza jest uwię­zio­na w cie­le i musi się wy­zwo­lić ze złe­go cia­ła, któ­re na­le­ży ka­rać i umar­twiać, wy­wo­dzą się z po­gań­skich my­śli Pla­to­na i sto­ików a po­tem z he­re­tyc­kich my­śli ma­nichej­czy­ków. Ha­sło „cia­ło to wróg” zo­sta­ło jesz­cze wzmoc­nio­ne przez Kar­tezju­sza i jan­se­ni­stów. Do ta­kie­go po­dej­ścia mógł skło­nić tak­że fakt, iż św. Hie­ro­nim w Wul­ga­cie prze­tłu­ma­czył grec­kie sło­wo „zba­wić”, „uzdro­wić” na ła­ciń­skie „zba­wić”, „ura­to­wać”, pod­kre­śla­jąc jedy­nie aspekt du­cho­wy. W No­wym Te­sta­men­cie nie ma mowy, że Je­zus przy­szedł „zba­wić du­sze”. On przy­szedł zba­wić lu­dzi, ich cia­ła i du­sze, bo du­sza nie jest za­mknię­ta w wię­zie­niu, ale miesz­ka w domu cie­le­snym.

Aż do XV w., przez po­nad 1500 lat, gło­szo­no, że naj­do­sko­nal­szym spo­so­bem oka­za­nia mi­ło­ści Bogu jest cier­pie­nie, choć prze­cież całe Pi­smo Świę­te gło­si, że naj­wyż­szym prze­zna­cze­niem czło­wie­ka i wy­ra­zem jego mi­ło­ści jest wy­chwa­la­nie Pana i od­da­wa­nie Mu czci.

Cho­ro­ba, cier­pie­nie i śmierć są skut­ka­mi grze­chu pier­wo­rod­ne­go, a we­szły na świat przez za­wiść dia­bła. Ni­gdzie w No­wym Te­sta­men­cie nie do­strze­ga­my Chry­stu­sa na­ma­wia­ją­ce­go cho­re­go, aby żył ze swo­ją cho­ro­bą, aby ra­do­wał się z cier­pie­nia albo oka­zy­wał cier­pli­wość, po­nie­waż cho­ro­ba po­ma­ga w zba­wie­niu.

W ser­cach i umy­słach lu­dzi za­gnieź­dzi­ła się i do­tąd po­ku­tu­je po­gań­ska kon­cep­cja Boga, któ­ry jak po­gań­skie bó­stwo może być uła­go­dzo­ny przez cier­pie­nie. Dla­te­go czę­sto lu­dzie nie mo­dlą się o uwol­nie­nie od bólu, a gdy przy­cho­dzi nie­szczę­ście w po­sta­ci cho­ro­by, mó­wią: „to wola Boża”. Ci sami lu­dzie, są­dząc, że Bóg nie bę­dzie skłon­ny ich wy­słu­chać, po uzdro­wie­nie uda­ją się do le­ka­rza, a tak­że do cza­row­ni­ków i świa­ta du­chów. Jak po­wie­dział Mac­Nutt: „Bło­go­sła­wie­ni ci, któ­rzy ni­cze­go nie ocze­ku­ją, oni bo­wiem nie będą roz­cza­ro­wa­ni”.

Jesz­cze dziś, na­wet w na­szych gru­pach mo­dli­tew­nych, cho­ciaż co­raz rza­dziej, sły­szy się stwier­dze­nie: „Bóg zsy­ła cho­ro­bę”. Bóg nie zsy­ła cho­ro­by, choć do­pusz­cza ją i wy­pro­wa­dza z niej do­bro, np. by wy­pró­bo­wać wier­ność Hio­ba. Ale to, że wy­pro­wa­dza do­bro ze zła nie ozna­cza, że cho­ro­ba jest do­brem. W NIE­BIE NIE BĘ­DZIE ŻAD­NYCH CHO­RÓB! W Ewan­ge­liach nie ma żad­nej su­ge­stii, że Je­zus ra­do­śnie przyj­mo­wał cho­ro­bę lub uzna­wał ją za coś do­bre­go, ze­sła­ne­go od Boga.

Zwy­kle czło­wiek moc­niej uwiel­bia Boga, gdy jest zdro­wy a nie cho­ry! Czło­wiek wol­ny od cho­ro­bo­wych ogra­ni­czeń fi­zycz­nych, psy­chicz­nych i du­cho­wych, jest wol­ny, aby wy­sła­wiać Boga ca­łym ser­cem, umy­słem i du­szą.

W No­wym Te­sta­men­cie Je­zus swy­mi czy­na­mi świad­czy, że cier­pie­nie nie po­cho­dzi od Boga. Od Boga po­cho­dzi uzdro­wie­nie! Bóg nas ko­cha! Jego mi­łość prze­wyż­sza mi­łość mat­czy­ną (Iz 49, 15) i mi­łość ojca (Mt 8, 16-17). Nie jest On nie­do­stęp­nym Oj­cem na gó­rze Sy­naj, ale w Je­zu­sie Chry­stu­sie stał się czło­wie­kiem po­dob­nym do nas we wszyst­kim z wy­jąt­kiem grze­chu. A Je­zus, nasz je­dy­ny Zba­wi­ciel, umi­ło­wał każ­de­go bez wy­jąt­ku, ca­łe­go czło­wie­ka od­ku­pił, ca­łe­go pra­gnie za­nu­rzyć w oce­anie swo­je­go mi­ło­sier­dzia i uzdra­wia­ją­cej mi­ło­ści, wszyst­kie na­sze cho­ro­by wziął na krzyż i pra­gnie le­czyć wszyst­kich lu­dzi przez uzdro­wie­nie od czte­rech ro­dza­jów zła: grze­chu, cho­rób du­szy, cho­rób fi­zycz­nych i nie­wo­li złych du­chów.

CIER­PIE­NIE OD­KU­PIEŃ­CZE

Cho­ro­ba może mieć na nas dwo­ja­ki wpływ.Może nas uczy­nić świę­ty­mi albo przez nią mo­że­my stać się zgorzk­nia­li – za­le­ży to od we­wnętrz­nej po­sta­wy i zdol­no­ści do mo­dli­twy z wia­rą.

Cza­sa­mi ce­lem Je­zu­sa może być cier­pie­nie od­ku­pień­cze, bar­dzo owoc­ne dla nas i dla in­nych (por. Hbr 12, 3-11; Jk 1, 2-4, 12; 1 P 1, 6-7; 4, 12-13).Taki cha­rak­ter mia­ło cier­pie­nie św. Paw­ła, czy Tymo­te­usza. Od­ku­pień­cze cier­pie­nie jest jed­nak ra­czej wy­jąt­kiem niż re­gu­łą, bo­wiem nie każ­dy i nie w każ­dym cza­sie po­wo­ła­ny jest do tego przez Boga. Świę­ty Pa­weł cierń i oścień w swym cie­le na­zy­wa po­słań­cem sza­ta­na, a nie bło­go­sła­wień­stwem Boga, a krzyż łą­czy z prze­śla­do­wa­nia­mi i trud­no­ścia­mi w gło­sze­niu dzie­ła apo­stol­skie­go.

Nie moż­na zgło­sić się na ochot­ni­ka, by cier­pieć i nieść krzyż za swo­ich bli­skich, czy po­ma­gać Je­zu­so­wi nieść krzyż, na któ­rym są grze­chy i cier­pie­nia mi­liar­dów lu­dzi z wie­lu ty­siąc­le­ci.

Sa­mo­wol­ne się­ga­nie po krzyż Chry­stu­so­wy jest pew­ne­go ro­dza­ju prze­ja­wem py­chy i szyb­ko moż­na prze­ko­nać się, że po­tę­ga róż­no­ra­kich cier­pień jest nie do wy­trzy­ma­nia. Tyl­ko Jego ofia­ra nie­sie od­ku­pie­nie win, tyl­ko On wziął na krzyż na­sze grze­chy, cho­ro­by i śmierć, tyl­ko On umarł za na­sze zło, i po to wła­śnie przy­szedł na świat.

Je­dy­ną po­mo­cą, jaką mo­że­my Mu ofia­ro­wać, to nieść swój wła­sny krzyż cier­pie­nia, łą­czyć go z cier­pie­nia­mi Je­zu­sa i pro­sić Go, by wy­pro­wa­dził z nie­go do­bro, a gdy bę­dzie cięż­ko, nie wsty­dząc się swej sła­bo­ści, wo­łać z po­ko­rą o po­moc, o ulgę w cier­pie­niu, o cud uzdro­wie­nia. Wie­my, że je­ste­śmy Jego dzieć­mi, a więc za­cho­wuj­my się jak dzie­ci. Dziec­ko bie­gnie do ojca z naj­mniej­szym cier­pie­niem swo­im lub bra­ta. Prze­cież Je­zus mó­wił: „pro­ście, a bę­dzie wam dane” i ni­gdy nie po­wie­dział: „pro­ście o wszyst­ko, tyl­ko nie o uzdro­wie­nie, bo wasz Oj­ciec pra­gnie, aby­ście cier­pie­li”. Waż­ne, aby być szcze­rym przed Nim i mó­wić to, co my­śli­my i czu­je­my. Nie mu­si­my spra­wiać Mu przy­jem­no­ści na­szym cier­pie­niem, gdyż On zna na­sze ser­ca. A o tym, że cho­ro­ba ma cha­rak­ter od­ku­pień­czy świad­czy głę­bo­ki po­kój w ser­cu, brak śla­dów uża­la­nia się, po­ma­ga­nie in­nym.

Wie­le miej­sca w Ewan­ge­lii po­świę­co­no Je­zu­so­wej po­słu­dze uzdro­wie­nia i roz­mo­wom z tym zwią­za­nym. Uzdra­wia­nie więc zaj­mo­wa­ło waż­ne miej­sce w pu­blicz­nej dzia­łal­no­ści Je­zu­sa, a tak­że było czymś do­nio­słym w oczach Ewan­ge­li­stów. To dzię­ki tym zna­kom i cu­dom po­twier­dza­ją­cym Jego sło­wa, gro­ma­dzi­ły się wie­lo­ty­sięcz­ne tłu­my, a Jego na­uka cie­szy­ła się szcze­gól­nym uzna­niem. „Zdu­mie­wa­li się Jego na­uką, uczył ich bo­wiem jak ten, któ­ry miał wła­dzę, a nie jak ucze­ni w Pi­śmie” (Mk 1, 22).

W wie­lu miej­scach Pi­sma Świę­te­go czy­ta­my: „Przy­szli słu­chać Je­zu­sa, a On uzdro­wił ich ze wszyst­kich cho­rób i sła­bo­ści”. Ów­cze­śni Ży­dzi przy­cho­dzi­li do Nie­go, by do­świad­czyć uzdro­wie­nia i zo­ba­czyć uzdro­wie­nie in­nych. Byli też cie­ka­wi, co On ma do po­wie­dze­nia o ży­ciu, re­li­gii i pro­ble­mach spo­łecz­nych. Ale ser­ca ich otwie­ra­ły się wte­dy, gdy od­czu­wa­li Jego mi­łość, współ­czu­cie i zro­zu­mie­nie po­par­te uwol­nie­niem od zła, któ­rym jest cier­pie­nie, a tak­że współ­czu­cie wo­bec nie­do­stat­ków by­to­wych (Mt 14, 14 –„zli­to­wał się nad nimi”; Mt 15, 32 – „żal Mi tego tłu­mu....nie mają co jeść”; Mt 20, 34 – nie­wi­do­mi pod Je­rychem – „Je­zus więc zdję­ty li­to­ścią do­tknął ich oczu”; Łk 7, 13 – cier­pie­nie wdo­wy z Nain – „na jej wi­dok Pan uża­lił się nad nią”;J 11, 33, 35 i 38 – smu­tek z po­wo­du śmier­ci Ła­za­rza). Zwróć­my uwa­gę, że za­nim Pan roz­po­czy­na uzdro­wie­nie, przy­glą­da się. On pa­trzy ze współ­czu­ciem! Tym współ­czu­ciem i mi­ło­sier­dziem ob­da­rzył swo­ich uczniów, któ­rym w Jego imię a więc z Jego Ser­cem, roz­ka­zał uzdra­wiać cho­rych. Przy­pa­trz­my się dwóm frag­men­tom:

Łk 9, 1-6 i Łk 10, 9: „Wte­dy zwo­łał Dwu­na­stu, dał im moc i wła­dzę nad wszyst­ki­mi zły­mi du­cha­mi i wła­dzę le­cze­nia cho­rób. I wy­słał ich, aby gło­si­li kró­le­stwo Boże i uzdra­wia­li cho­rych”.

Mk 16, 20: „Oni zaś po­szli i gło­si­li Ewan­ge­lię wszę­dzie, a Pan współ­dzia­łał z nimi i po­twier­dzał na­ukę zna­ka­mi, któ­re jej to­wa­rzy­szy­ły”.

Te frag­men­ty dają ob­raz współ­za­leż­no­ści gło­sze­nia Ewan­ge­lii i po­słu­gi uzdro­wie­nia:

Po­słusz­ni Jego na­ka­zo­wi gło­sze­nia Do­brej No­wi­ny ca­łe­mu świa­tu w tro­sce o zba­wie­nie każ­de­go czło­wie­ka i my mamy włą­czyć się w po­słu­gę mo­dli­twy o uzdro­wie­nie. Ale mu­si­my za­py­tać: czy mamy po­wo­ła­nie do współ­czu­cia?

Współ­czu­cie jest wy­le­wa­niem ży­cia z tego miej­sca w nas, gdzie miesz­ka Bóg, a więc z miej­sca zdol­ne­go „wskrze­sić bliź­nie­go” w sfe­rze, w któ­rej był „umar­ły”. Cho­dzi o współ­czu­cie wo­bec tego, kto ma żyć, a któ­re­go ży­cie fi­zycz­ne, psy­chicz­ne lub du­cho­we jest za­gro­żo­ne. Czy mamy po­wo­ła­nie do współ­czu­cia, któ­re jest dzie­łem ła­ski Bo­żej, pra­gnie­niem prze­ka­za­nia ży­cia, bu­dze­niem ży­cia, le­cze­niem za­da­nych ran?

Uzdro­wie­nie jest jak znak wy­sła­ny przez Du­cha Świę­te­go do lu­dzi przez lu­dzi, aby uświa­do­mi­li so­bie ogrom­ną mi­łość Boga, aby uwie­rzy­li w obec­ność ży­we­go Boga i za­pra­gnę­li na­wró­ce­nia. Bóg nie po­trze­bu­je zna­ków, ale wie, że na­sza na­tu­ra się ich do­ma­ga. Gdy od­kry­wa­my praw­dę Jego bli­skiej obec­no­ści, to jed­nym z jej pierw­szych owo­ców jest na­sze uzdro­wie­nie i ra­do­sne za­ak­cep­to­wa­nie praw­dy, że czło­wiek zo­stał oca­lo­ny przez Chry­stu­sa. Zo­sta­li­śmy zna­le­zie­ni i ura­to­wa­ni! Bez świa­do­mo­ści tej praw­dy nie mo­że­my do­ko­nać wiel­kich rze­czy. Już pierw­si chrze­ści­ja­nie gło­si­li: Na­wróć się! Daj się uzdro­wić do koń­ca Chry­stu­so­wi. Przyj­mij praw­dę, że On cie­bie zna­lazł i oca­lił. Zmień swo­je ży­cie i za­nurz się w Du­chu Mi­ło­ści!

Ja­kie są dro­gi uzdro­wie­nia?

1. Sa­kra­men­ty.

2. Prze­ba­cze­nie.

3. Wy­sła­wia­nie Pana – naj­le­piej we wspól­no­cie (co­ty­go­dnio­we spo­tka­nie po­win­no dzia­łać jak mu­su­ją­ca ta­blet­ka wi­ta­min; gdy na­le­jesz wody, nic się nie dzie­je, do­pie­ro gdy wrzu­ci­my ta­blet­kę, woda bu­rzy się).

PO­SŁU­GA UZDRA­WIA­NIA

Oso­by po­słu­gu­ją­ce mo­dli­twą wsta­wien­ni­czą po­win­ny:

1. Znać wła­sne pro­ble­my i dą­żyć do ich roz­wią­za­nia.

2. Mieć wol­ność od pra­gnie­nia po­ma­ga­nia, bo je­śli pcha nas coś do po­słu­gi, to ra­czej nie jest to bez­in­te­re­sow­na mi­łość.

Cha­ry­zmat mo­dli­twy wsta­wien­ni­czej to nie­za­słu­żo­ny dar ła­ski Bo­żej i nie uświę­ca on oso­by, któ­ra się mo­dli i ko­rzy­sta z tego daru dla in­nych. Jed­nak od spo­so­bu jego „uży­wa­nia” za­le­żą na­sze uświę­ce­nie i wzrost na­sze­go oso­bi­ste­go ży­cia du­cho­we­go. Wraz z za­an­ga­żo­wa­niem w po­słu­gę, z co­raz więk­szą mocą udzie­la­ny jest cha­ry­zmat wia­ry. Je­zus prze­cież po­wie­dział:

„Tym zaś, któ­rzy uwie­rzą, te zna­ki to­wa­rzy­szyć będą: na cho­rych ręce kłaść będą i ci od­zy­ska­ją zdro­wie” (Mk 16, 17-18). Je­zus nie po­wie­dział: „tym, któ­rzy są świę­ci...”, ale mó­wił o wie­rzą­cych.

Oj­ciec Tar­dif tłu­ma­czył, że do tej po­słu­gi głów­nie po­wo­ła­ne są oso­by uzdro­wio­ne i te, któ­re z wi­docz­nym skut­kiem szcze­gól­nie za­an­ga­żo­wa­ły się w mo­dli­twę o uzdro­wie­nie in­nej oso­by. Mówi, że to po­wo­ła­nie do­ty­czy szcze­gól­nie tych cier­pień, z któ­rych sami zo­sta­li uwol­nie­ni i uzdro­wie­ni. Wie­my, że do mo­dli­twy o uzdro­wie­nie Je­zus we­zwał wszyst­kich wie­rzą­cych i je­śli nie ma prze­szkód du­cho­wych, każ­dy może mo­dlić się nad cho­rym. Ra­czej cho­dzi tu o więk­szą wia­rę mo­dlą­cego się.

Zwy­kle oso­ba od­po­wie­dzial­na za mo­dli­twę w gru­pie za­pra­sza do mo­dli­twy po ro­ze­zna­niu, nie kie­ru­jąc się oso­bi­sty­mi sym­pa­tia­mi, czy usta­lo­ną opi­nią po­słu­gu­ją­ce­go. Tu waż­ne jest, aby zo­ba­czyć, jak wy­glą­da­ją re­la­cje z in­ny­mi, roz­mo­wy, czy oso­ba ma wła­sny plan i pra­gnie­nie wła­dzy.

Mo­dli­twa o uzdro­wie­nie jest da­rem Boga i aby z nim współ­pra­co­wać, trze­ba się pod­dać pew­nym ry­go­rom i zdy­scy­pli­no­wa­niu w po­świę­ce­niu cza­su na mo­dli­twę oso­bi­stą.

Po­słu­gę trze­ba za­nu­rzyć w ży­ciu kon­tem­pla­cyj­nym, bo nie ma owo­ców bez cza­su spę­dzo­ne­go z Bo­giem, tyl­ko dla Nie­go i tyl­ko z Nim, bez we­wnętrz­ne­go słu­cha­nia Du­cha Świę­te­go, któ­ry chce mó­wić do na­szych serc, kształ­to­wać, po­uczać, umac­niać i oży­wiać. Je­śli nie do­świad­czysz tego oso­bi­ste­go spo­tka­nia i słu­cha­nia, to jak mo­żesz usły­szeć Go na mo­dli­twie za cho­re­go?

Dla przy­kła­du, sio­stra Brie­ge Mc­Ken­na przy­go­to­wu­je się do po­słu­gi trzy go­dzi­ny po­przez:

1. Oso­bi­stą mo­dli­twę:

– uwiel­bia, wysła­wia Boga, a je­śli ma trud­no­ści – mo­dli się psal­ma­mi uwiel­bie­nia,– czy­ta Pi­smo świę­te, naj­czę­ściej czy­ta­nia z dnia– mo­dli się na ró­żań­cu,– roz­ma­wia z Je­zu­sem, pa­trząc na Jego ob­raz. Sio­stra Brie­ge mówi, że nie jest ła­two trwać przed Pa­nem (ta­kie wy­zna­nie do­da­je nam otu­chy, praw­da?). Cza­sem mo­że­my być znu­dze­ni, nie mieć nic do po­wie­dze­nia, mieć wra­że­nie, że nic się nie dzie­je. Mimo to „bądź z Nim, wejdź w Jego obec­ność! Nie­waż­ne, co ro­bisz dla Nie­go, waż­ne, co On chce zro­bić dla cie­bie”.

2. Czer­pa­nie ze źró­dła – z sa­kra­men­tów Eu­cha­ry­stii i po­jed­na­nia.

3. Trwa­nie we wspól­no­cie.

O. De­Gran­dis ra­dzi: „czy­taj na te­mat uzdro­wie­nia, roz­ma­wiaj z Bo­giem na mo­dli­twie o uzdro­wie­niu, za­cznij się mo­dlić za cho­rych, a zo­ba­czysz rze­czy wspa­nia­łe”.

Przy­go­to­wa­nie do mo­dli­twy wsta­wien­ni­czej jest bar­dzo po­trzeb­ne i, jak ra­dzi o. He­ron, do­brze jest co­dzien­nie od­dać ją rano Bogu, by w ra­zie na­głej po­trze­by po­słu­ga była już po­le­co­na Panu.

Oso­ba po­słu­gu­ją­ca we­zwa­na jest do nie­ustan­nej mo­dli­twy o wia­rę, prze­ba­cze­nie, po­ko­rę, mi­łość, ofiar­ność, cier­pli­wość, o dar ro­ze­zna­nia, aby błęd­nie nie zro­zu­mieć cho­re­go i sy­tu­acji, by nie udzie­lić nie­wła­ści­wej rady lub mo­dlić się o nie­wła­ści­we rze­czy (o. He­ron), o dar mą­dro­ści sło­wa a nade wszyst­ko o dar słuchania.

SŁU­CHA­NIE

Słu­cha­nie jest naszym sła­bym punk­tem w ży­ciu mo­dli­tew­nym. Mo­dli­twa po­win­na być dia­lo­giem z Bo­giem, a czę­sto jest mo­no­lo­giem. Mały Sa­mu­el mó­wił: „Mów Pa­nie, bo słu­ga Twój słu­cha” (1 Sm 3, 1),a my: „Słu­chaj Pa­nie, Twój słu­ga mówi”.

Na­sza mo­dli­twa to nie tyl­ko od­czy­ty­wa­nie go­to­wych mo­dlitw, bo to jest roz­mo­wa nie­na­tu­ral­na, sztucz­na. Ta­kie mo­dli­twy obo­wią­zu­ją w cza­sie li­tur­gii. My zaś mamy roz­ma­wiać z Nim na te­mat co­dzien­nych sy­tu­acji ży­cia, na­ra­dzać się we wszyst­kim, bo wie­my, że Ten, któ­ry nas ko­cha, pra­gnie na­sze­go do­bra.

Gdy na­uczy­my się żyć nie­ustan­ną mo­dli­twą, trwać w obec­no­ści Tego, któ­ry miesz­ka w nas, to jest w nas we­wnętrz­ne wo­ła­nie do Du­cha Świę­te­go, by przy­szedł i otwo­rzył nas na dary mą­dro­ści i ro­zu­mu, by­śmy od­czu­li Boży za­miar oka­za­nia współ­czu­cia oso­bie cier­pią­cej. Słu­cha­nie jest bar­dzo waż­ne.

Mac­Nutt ra­dzi, by jed­nym uchem słu­chać cho­rej oso­by, a dru­gie ucho od­dać do dys­po­zy­cji Boga, by usły­szeć, czy je­ste­śmy po­wo­ła­ni do tego, aby mo­dlić się za daną oso­bę wła­śnie w tym cza­sie.

Mówi rów­nież, że nie­któ­rzy wie­dzą, iż mają się mo­dlić na pod­sta­wie od­czu­cia cie­pła, prze­pły­wu jak­by elek­trycz­no­ści, a inni mają od­czu­cie po­ko­ju lub ra­do­ści. Na­to­miast nie­po­wo­ła­ni od­czu­wa­ją zim­no, nie­po­kój, cię­żar. Bywa też tak, że sami prze­ży­wa­my trud­ne chwi­le – żalu, zło­ści, za­zdro­ści itp., to­też trze­ba mieć umie­jęt­ność po­wie­dze­nia: „nie”. Z dru­giej stro­ny po­win­ni­śmy za­ło­żyć, że Bóg na­tchnął cho­rych, by pro­si­li o mo­dli­twę. Trze­ba wów­czas to ro­ze­znać lub usta­lić inny ter­min.

WSPÓŁ­CZU­CIE I WSPÓŁ­OD­CZU­WA­NIE

Jest pew­na róż­ni­ca mię­dzy tymi dwo­ma okre­śle­nia­mi. Współ­od­czu­wa­nie to po­ru­sze­nie Du­cha Świę­te­go. Tego nie moż­na so­bie „sfa­bry­ko­wać”. To ła­ska po­cho­dzą­ca od Boga i roz­la­na w ser­cach, jed­no­czą­ca z tymi, któ­rzy są cho­rzy psy­chicz­nie czy fi­zycz­nie (Phi­lip­pe Ma­dre), to pra­gnie­nie do­bra, któ­re masz głę­bo­ko w ser­cu bez odro­bi­ny chę­ci „po­ka­za­nia się” przed in­ny­mi. Ma­dre mówi też, że kie­dy moc Du­cha za­czy­na dzia­łać za spra­wą współ­czu­cia, wte­dy umac­nia cho­re­go, któ­ry wzra­sta w wie­rze, na­wet o tym nie wie­dząc. Moc „współ­czu­cia jest „ewan­ge­lią cier­pie­nia” – po­ma­ga do­strzec Boga.

Pa­mię­tać trze­ba też, by głos współ­czu­cia nie za­stę­po­wał gło­su Boga. Oso­by po­słu­gu­ją­ce nie są gru­pą psy­cho­te­ra­peu­tycz­ną, by wzru­sze­nie cho­re­go mu­sia­ło wy­wo­ły­wać ja­kąś spe­cjal­ną re­ak­cję ze stro­ny mo­dlą­cych się. Po­słu­gu­ją­cy nie po­win­ni też opie­rać się na wła­snych do­świad­cze­niach, a zwłasz­cza opo­wia­dać o nich. Lu­dzie przy­cho­dzą­cy na mo­dli­twę nie przy­cho­dzą po to, by roz­wią­zy­wa­no ich pro­ble­my. Przy­cho­dzą do Je­zu­sa, któ­ry ocze­ku­je, by­śmy byli Jego na­rzę­dzia­mi, ka­na­ła­mi, przez któ­re prze­pły­wa Jego łaska. I tyl­ko tyle.

MO­DLI­TWA WSTA­WIEN­NI­CZA

Mo­dli­twa wsta­wien­ni­cza nie po­le­ga na opa­no­wa­niu ja­kiejś tech­ni­ki czy wy­ucze­niu się for­muł. To Je­zus uzdra­wia, nie my! Je­zus w mocy Du­cha! Uzdra­wia w ta­kim cza­sie i w taki spo­sób, w jaki On sam chce. Mo­że­my tyl­ko pro­sić, by w swo­im nie­skoń­czo­nym mi­ło­sier­dziu bło­go­sła­wił lu­dzi uzdra­wia­ją­cym do­ty­kiem mi­ło­ści.

Oj­ciec De­Gran­dis mówi: „Kró­le­stwo Boże to lu­dzie wzy­wa­ją­cy Je­zu­sa z mi­ło­ścią i wia­rą, bę­dą­cy otwar­ty­mi ka­na­ła­mi dla Jego prze­pły­wa­ją­cej, uzdra­wia­ją­cej mocy, gdy słu­żą w ro­dzi­nach i wśród lu­dzi”.

My mamy nieść współ­czu­cie dla cho­rych i wie­rzyć w sło­wa Je­zu­sa. A On chce tyl­ko jed­ne­go: aby­śmy w po­ko­rze uzna­li, jak bar­dzo Go po­trze­bu­je­my, i ufa­li Mu. Na­sza uf­ność opie­ra się na mi­ło­ści Je­zu­sa, któ­ry nas ko­cha i przy­cho­dzi z po­mo­cą na­szej sła­bo­ści, da­jąc nam moc Du­cha Świę­te­go, moc sło­wa, by na­ro­dzić na nowo do ży­cia w Du­chu Świę­tym, wy­zwo­lić z wszel­kiej nie­wo­li i uzdro­wić ich wnę­trze. On wy­ko­rzy­sta na­sze sło­wa, by do­się­gnąć ludz­kich serc, na­sze oczy, by wy­ra­zi­ły mi­ło­sier­dzie i na­sze ręce: „Na cho­rych ręce kłaść będą, i ci od­zy­ska­ją zdro­wie” (Mk 16, 18). To ostat­ni roz­kaz Je­zu­sa.

NA­KŁA­DA­NIIE RĄK

Na­kła­da­nie rąk na cho­re­go wy­ra­ża na­szą mi­łość, współ­od­czu­wa­nie, tro­skę, ale nie moc ener­gii jak w bio­ener­go­te­ra­pii. Ręce moż­na po­ło­żyć na gło­wie, na ra­mie­niu, moż­na chwy­cić się za ręce i – jak ra­dzi o. He­ron w opar­ciu o ewan­ge­lię o uzdro­wie­niu nie­wi­do­me­go (Mk 8, 22-26) – po­ło­żyć na cho­re miej­sce – nie­ko­niecz­nie na skó­rze cho­re­go, by nie było plo­tek i zgor­sze­nia, ale w bli­skiej od­le­gło­ści lub rękę po­ło­żyć na ręce cho­re­go. Za­wsze pa­mię­taj­my, że uzdra­wia Pan Je­zus, że to Jego ręce nio­są uzdra­wia­ją­cy do­tyk, a na­sze dło­nie są tyl­ko jak mówi o. Tar­dif: „Jego rę­ka­wicz­ka­mi”.

Mo­dli­twa wsta­wien­ni­cza to czas nie­spo­dzia­nek, to hi­sto­ria czte­rech, któ­rzy przez otwór w da­chu spu­ści­li na no­szach spa­ra­li­żo­wa­ne­go, aby mógł spo­tkać się z Je­zu­sem. Spo­dzie­wa­li się in­ter­wen­cji wo­bec cho­ro­by cia­ła, a Je­zus do­tknął naj­pierw ta­jem­ni­cy ser­ca cho­re­go.

Oj­ciec Ra­nie­ro Can­ta­la­mes­sa wi­dzi po­słu­gu­ją­cych w mo­dli­twie wsta­wien­ni­czej jako tych, któ­rzy po­mo­gą chro­me­mu wejść do sa­dzaw­ki Be­tes­da, gdy na­stą­pi po­ru­sze­nie wody (por. J 5, 7). A tą wodą jest woda wia­ry.

MO­DLI­TWA „W JĘ­ZY­KACH”

Jest uwiel­bie­niem i od­da­niem Panu chwa­ły, a więc jest bar­dzo waż­na w po­słu­dze. Czę­sto po niej otrzy­mu­je­my dar po­zna­nia. Je­śli ktoś nie wi­dzi u sie­bie ta­kie­go daru, to niech się o nie­go mo­dli.

SPO­CZY­NEK W DU­CHU

( wg o. He­ro­na i o. De­Gran­di­sa)

Tak zwa­ny spo­czy­nek w Du­chu po­win­ni­śmy oce­niać po owo­cach. Na­stę­pu­je wów­czas głę­bo­kie uzdro­wie­nie we­wnętrz­ne, ule­ga­ją spo­wol­nie­niu fi­zycz­ne i psy­chicz­ne funk­cje or­ga­ni­zmu. Wzra­sta wraż­li­wość du­cho­wa, wy­stę­pu­je czę­sto prze­su­wa­nie w wy­obraź­ni ob­ra­zów z ży­cia i uwol­nie­nie wspo­mnień. „Spo­czę­cie” nie po­win­no być prak­ty­ko­wa­ne na wiel­kich, pu­blicz­nych spo­tka­niach, gdyż może wy­zwo­lić głę­bo­kie zra­nie­nia lub uwol­nie­nie złych du­chów. Kar­dy­nał Su­enens wska­zu­je, że czę­sto taka re­ak­cja jest tyl­ko wy­ra­zem emo­cji.

Spo­czy­nek przy­no­si bło­go­sła­wień­stwa, ale może być też nie­bez­piecz­ny, po­nie­waż nie za­wsze jest dzie­łem Du­cha Świę­te­go, pro­wo­ku­je sen­sa­cję, wzma­ga py­chę: „gdy się mo­dli­łem, sta­ło się coś ta­kie­go...”.

GDY CHO­RY PRZYJ­DZIE PRO­SIĆ O MO­DLI­TWĘ

Omó­wię pew­ne ce­chy mo­dli­twy wsta­wien­ni­czej, któ­re zwy­kle prze­ni­ka­ją się, czę­sto po­ja­wia­ją się rów­no­cze­śnie bez z góry usta­lo­ne­go po­rząd­ku, gdyż to Duch Świę­ty pro­wa­dzi mo­dli­twę. Ale jesz­cze uwa­ga – nie moż­na ni­ko­go przy­mu­sić do mo­dli­twy. Każ­dy sam po­wi­nien po­pro­sić o nią, a je­śli tego nie robi, to zna­czy, że tak na­praw­dę nie chce do­tknąć sza­ty Je­zu­sa. A prze­cież nad sa­dzaw­ką Be­tes­da Pan za­py­tał pa­ra­li­ty­ka: „Chcesz uzdro­wie­nia?”. Nie­wi­do­me­go pod Je­rychem za­py­tał: „Co chcesz, abym ci uczy­nił?”. Je­zus wy­raź­nie chciał usły­szeć proś­bę. I dzi­siaj po­trze­bu­je oso­bi­stej współ­pra­cy. W na­szych gru­pach czę­sto ocze­ku­je­my wsta­wien­nic­twa bra­ci, a prze­cież nie cho­dzi o spraw­dza­nie wraż­li­wo­ści czy mi­ło­ści in­nych osób. To oso­ba po­trze­bu­ją­ca ma uka­zać swą nędzę, swój ból i wo­łać do Boga. I to jest isto­ta mo­dli­twy!

Naj­waż­niej­sze aspek­ty mo­dli­twy wsta­wien­ni­czej:

MO­DLI­TWA O OCHRO­NĘI JED­NOŚĆ PO­SŁU­GU­JĄ­CYCH

W myśl obiet­ni­cy Je­zu­sa: „Gdzie dwaj z was na zie­mi zgod­nie o coś pro­sić będą, to wszyst­kie­go uży­czy im mój Oj­ciec, któ­ry jest w nie­bie” (Mt 18, 20),zbie­ra­ją się po­słu­gu­ją­cy, za­pro­sze­ni przez oso­bę od­po­wie­dzial­ną, i zwy­kle uma­wia­ją się, któ­ra z nich bę­dzie pro­wa­dzić mo­dli­twę. Ona roz­po­czy­na, koń­czy i na­da­je kie­ru­nek ca­łej mo­dli­twie. Cho­dzi o to, by nie było ba­ła­ga­nu w cza­sie mo­dli­twy. Na przy­kład, trwa­my w mo­dli­twie uwiel­bie­nia, do­pó­ki oso­ba pro­wa­dzą­ca nie za­cznie mo­dli­twy proś­by czy dzięk­czy­nie­nia. Brak jed­no­ści świad­czy, że mo­dlą­cy się nie słu­cha­ją sie­bie na­wza­jem lub wsta­wia­ja się w in­nej in­ten­cji.

Przed po­słu­gą naj­pierw przy­stę­pu­je­my do wspól­nej mo­dli­twy, pro­sząc Pana o jed­ność, mą­drość, mi­łość, ochro­nę sie­bie i bli­skich Krwią Je­zu­sa. Wzy­wa­my też wsta­wien­nic­twa Mat­ki Bo­żej i świę­tych, św. Mi­cha­ła Ar­cha­nio­ła, by oka­za­ła się moc imie­nia Pań­skie­go, Jego Świę­tych Ran, Krwi i Krzy­ża. Mo­dli­twę tę po­dej­mu­je­my przed po­je­dyn­czą po­słu­gą i jed­no­ra­zo­wo przed sze­re­giem mo­dlitw.

Mo­dli­twa o uzdro­wie­nie to wal­ka du­cho­wa. Cza­sa­mi, choć bar­dzo rzad­ko, dzie­ją się przy­kre rze­czy, dla­te­go waż­nym ele­men­tem jest mo­dli­twa o ochro­nę: za mo­dlą­cych się, za tych, nad któ­ry­mi mo­dli­my się, za każ­dą oso­bę bę­dą­cą w tym miej­scu.

Jak mówi ks. Re­czek, je­że­li w Bo­skiej Krwi Pana nie zo­sta­ną za­nu­rze­ni mo­dlą­cy się, lu­dzie zwią­za­ni z nimi wię­za­mi du­cho­wy­mi czy po­kre­wień­stwem, rze­czy i spra­wy – zły to wy­ko­rzy­sta i nie prze­oczy uchy­lo­nej furt­ki. Na­wia­sem mó­wiąc, naj­bar­dziej na­ra­żo­ne są oso­by pra­cu­ją­ce w szpi­ta­lach psy­chia­trycz­nych i po­li­cjan­ci (zło­rze­cze­nia, prze­kleń­stwa, czę­sto sa­mo­bój­stwa).

Do­brze jest też od­dać mocy Zba­wi­cie­la każ­de nie­po­trzeb­ne­go sło­wo, aby zło nie mo­gło z nie­go sko­rzy­stać. „A po­wia­dam wara: Z każ­de­go bez­u­ży­tecz­ne­go sło­wa, któ­re wy­po­wie­dzą lu­dzie, zda­dzą spra­wę w dzień sądu” (Mt 12, 36).

Mo­dli­my się o mi­łość, uf­ność, o wia­rę, o umoc­nie­nie w wie­rze:

„Wszyst­ko, o co pro­si­cie na mo­dli­twie, sta­nie się wam, tyl­ko wierz­cie, że otrzy­ma­cie” (Mk 11, 24).

„Oj­ciec da wam wszyst­ko, o co­kol­wiek po­pro­si­cie w imię Moje” (J 15, 16).

W spra­wie cór­ki Ja­ira Je­zus po­wie­dział: „Wierz tyl­ko, a bę­dzie oca­lo­na” (Łk 8, 50).

„Bło­go­sła­wio­ny, któ­ry nie zwąt­pi we Mnie”(Łk 7, 23).

PY­TA­MY O IMIĘ CHO­RE­GO I IN­TEN­CJĘ

Za­sa­dą jest, że mo­dli­my się nad oso­bą ochrzczo­ną i naj­le­piej po przy­ję­ciu ko­mu­nii świę­tej. O. Ver­lin­de ra­dzi, by dość szcze­gó­ło­wo wy­py­tać oso­bę, lecz świec­kim za­le­ca ostroż­ność, by nie było to po­czy­ta­ne za wścib­stwo. Zwy­kle po­le­ga­my na tym, co Pan ze­chce sam uka­zać.

OD­DA­JE­MY BOGU OSO­BĘ CHO­RĄ,JEJ PO­TRZE­BY I SY­TU­ACJĘ

Mo­dli­my się do Ojca przez Syna w Du­chu Świę­tym i wy­zna­je­my, że wszy­scy je­ste­śmy grzesz­ni­ka­mi i przy­cho­dzi­my ze skru­szo­ny­mi ser­ca­mi. To taki akt po­ku­ty, aby cho­ry wi­dział, że nie „świę­ci” mo­dlą się za nie­go, a my, że­by­śmy cią­gle so­bie przy­po­mi­na­li, że je­ste­śmy grzesz­ni­ka­mi.

Pro­si­my też o prze­ba­cze­nie i prze­ba­cza­my. Oj­ciec Tar­dif mówi, że „prze­ba­cze­nie i proś­ba o prze­ba­cze­nie jest jak chmu­ra za­po­wia­da­ją­ca ży­cio­daj­ny deszcz dla su­chej gle­by”.

WI­TA­MY TRÓJ­CĘ PRZE­NAJ­ŚWIĘT­SZĄ W MO­DLI­TWIE UWIEL­BIE­NIA I DZIĘK­CZY­NIE­NIA