Potworna sprawa - Kilczuk Katarzyna - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Potworna sprawa ebook i audiobook

Kilczuk Katarzyna

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

– Lucek, poczekaj! – zawołała. – Czy ty chcesz, żebym szukała z tobą jakiegoś potwora? Przecież my nie jesteśmy rycerzami. Wiem, że twój tata się na nich zna, ale ja się boję! One są straszne!

– A widziałaś jakiegoś?

– Nie, ale mama mówiła…– …że są niebezpieczne i atakują ludzi – dokończył zdanie Lucek. – Mówiłaś mi to już ze sto tysięcy razy. Nie to nie! Idę sam.

Ojciec Lucka, badacz potworów zostaje niesłusznie aresztowany przez wojska króla. Chłopiec chce go uwolnić. Rusza z przyjaciółmi na misję odnalezienia potwora. Na każdym kroku spotkają ich jednak trudności. Gdy już znajdują potwora, okazuje się, że nie są w stanie się z nim porozumieć. A może pomoże w tym zaszyfrowana wiadomość w notatkach ojca?

Tymczasem okoliczni mieszkańcy zapadają na tajemniczą chorobę - niemożycę. Choroba dotyka także małą córkę króla. Lucek odkrywa, że kolejny raz, to właśnie potwór może okazać się pomocny i przynieść lekarstwo na chorobę. Jednak potwór został pojmany! Czy uda się chłopcu uwolnić potwora, wyleczyć mieszkańców i przekonać króla, by ten uwolnił jego ojca?

Jest to historia o przyjaźni, miłości, walce i pokonywaniu własnych lęków. Przede wszystkim to opowieść, z której czytelnik dowiaduje się, że nie należy oceniać po pozorach oraz, że cechy, których w sobie nie lubimy, mogą nieoczekiwanie stać się naszymi atutami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 78

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 0 min

Lektor: Jan Marczewski

Oceny
4,8 (41 ocen)
34
4
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sigmati

Dobrze spędzony czas

Giit
00
Hubertwariacik

Całkiem niezła

Dziękuję bardzo Hubert Borowski 😍😘
00
Burbonetka

Nie oderwiesz się od lektury

super potworzasty audiobook- Zosia, 7 lat
00
Julia_mistrz

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna.
00

Popularność




1

Lucek znów poczuł jakiś nieopisany smutek. Tak bardzo pragnął się spotkać z tatą. Minął już tydzień, od kiedy strażnicy królewscy zabrali mężczyznę. Chłopiec czuł, że mimo swojego młodego wieku tylko on może pomóc ojcu. Miał jeden problem. Kompletnie nie wiedział jak.

Lucjan pamiętał dzień zatrzymania taty jak przez mgłę. Był przerażony. Ręce mu się trzęsły. Bez przerwy płakał i krzyczał. Ku jego zdziwieniu twarz ojca nie wyrażała niepokoju. ,,Czy tata się tego spodziewał? Dlaczego o niczym mi nie powiedział?'' – zastanawiał się chłopiec. Był w szoku. Mama musiała mu wieczorem wszystko na spokojnie wytłumaczyć.

– Synku, pamiętaj, że twój tata nie zrobił nic złego... On po prostu wykonywał swoją pracę. Potwory były zawsze dla niego bardzo ważne. – Zamyśliła się. – Teraz natrafił na bardzo ciekawy okaz i liczył na to, że uda mu się przekonać ludzi do potworów. Chciał wszystkim udowodnić, jak bardzo przydatne dla nas mogą być ich właściwości.

Chłopiec uświadomił sobie, że oprócz strachu o los taty czuje zwykłą złość.

– Wiem, że uwielbia potwory – odpowiedział Lucek. – Ja to wszystko wiem. Ale nie rozumiem, dlaczego go zabrali? Czemu tata nie jest bibliotekarzem albo hydraulikiem, albo... albo... szewcem? Przecież wtedy nikt nie zamknąłby go w więzieniu!

– Nasz król nie lubi, gdy ktoś mu się sprzeciwia. Uważa, że potwory są niebezpieczne. Każdy, kto nie podziela jego zdania, trafia do królewskich lochów.

– To okropne. Przecież on tam jest z jakimiś rabusiami i... i... takimi, co zabijają.

– Tak, synku. Ja też się o niego martwię. – Mama przytuliła Lucka mocniej i dodała: – Ale wiem, że on sobie tam poradzi.

– Gdybym tylko był taki odważny jak tata i znalazł tego potwora...!

– Synku, już wystarczy, że tata ma kłopoty. Obiecaj mi... Nie zrobisz nic bez mojej wiedzy!

Lucek nie odpowiedział.

– Słyszysz? Obiecaj! – ponaglała mama.

– No dobra... Obiecuję.

Tej nocy chłopiec długo nie mógł zasnąć. W rozmowie zapewnił mamę, że nie będzie niczego samodzielnie próbował. Kochał ją najbardziej na świecie, ale już postanowił. Wyruszy na poszukiwania tego potwora. Udowodni, że tata miał rację.

Nie mógł się doczekać, aż podzieli się swoim pomysłem z Kaliną. Znali się niemal od urodzenia i obiecali sobie, że będą dla siebie jak brat i siostra. ,,Choćby nie wiem co! Na zawsze!'' – przypominał sobie słowa przyjaciółki.

Z samego rana Lucek pobiegł do domu Kaliny. Co chwila potykał się o wystające na drodze kamienie. Chłopiec miał jasne długie włosy. Bardzo nie lubił ich obcinać, przez co jego wiecznie za długa grzywka zasłaniała oczy i przyczyniała się do upadków. Jego kolana były zawsze obdrapane i przyozdobione siniakami w różnych stadiach gojenia. Lucek był wysoki jak na swój wiek, a do tego bardzo szczupły. Kiedy biegł, miało się wrażenie, że ręce nie nadążają za nogami.

Chłopiec był bardzo podekscytowany. Wiedział, że Kalina pomoże mu we wszystkim, co wymyślił, i dochowa tajemnicy. Tak jak wtedy, gdy założył się z Kubą, że uda mu się wspiąć na najwyższe drzewo...

***

– Jestem pewien, że nie dasz rady wdrapać się na tę sosnę! – powiedział zaczepnie Kuba.

– Założysz się? O co? – dopytywał Lucek, choć szczerze, gdyby mógł, też postawiłby na to, że faktycznie sobie nie poradzi.

– Jak dasz radę, to będę odrabiał za ciebie wszystkie zadania domowe przez cały następny tydzień!

– Przez dwa? – licytował się Lucek.

– No dobra.

Lucjan nie cierpiał zadań domowych, chętnie więc przystąpił do próby. Splunął na dłonie, złapał rękami najniższych gałęzi, podciągnął się i zahaczył nogami o najbliższy konar. Na jego szczęście drzewo było mocno rozgałęzione i z niewielkim wysiłkiem chłopiec pokonywał kolejne piętra. ,,Nie patrz w dół, nie patrz w dół'' – powtarzał sobie w głowie.

Gdy Lucek wdrapał się na sam czubek sosny, czerwony ze złości Kuba zawołał:

– No, dobra! Wygrałeś!

Lucek jednak nie potrafił okazać swojej radości – w tym momencie spojrzał w dół. Dotarło do niego, jak wysoko się znalazł. Strach go sparaliżował.

– Lucek! Co ty tam robisz?! – zawołała Kalina, która właśnie wyszła z pobliskiego sklepu. – Zgłupiałeś?

Nie potrafił wydusić z siebie słowa. Miał wrażenie, że spadnie, jeśli wykona najmniejszy ruch.

– Wygrałeś! Złaź! – krzyknął Kuba.

,,Łatwo powiedzieć'' – pomyślał Lucek.

– Po co on tam wszedł? – dopytywała zdezorientowana Kalina, gdy podeszła do Kuby.

– Założył się ze mną...

– Przecież on ma lęk wysokości – zmartwiła się.

– Teraz to widzę. Mogłem się założyć, że Lucek nie da rady zejść – zaśmiał się Kuba.

Kalina już go nie słuchała. Podeszła do drzewa i zawołała:

– Lucek! Udało ci się wejść, to i zejdziesz. Musisz odtworzyć dokładnie te same ruchy co przy wchodzeniu.

– Nie dam rady! – panikował chłopiec, ale obecność Kaliny bardzo mu pomagała. Był wdzięczny losowi, że zesłał mu ją do pomocy.

– Dasz radę! – przekonywała dziewczynka. – Schodź gałąź po gałęzi. Nie myśl o tym, że jesteś na górze. Rób to tak, jakbyś za każdym razem był już o krok od ziemi.

,,Dziewczyna, a jak mądrze gada!'' – pomyśleli jednocześnie Kuba i Lucek.

Chłopiec przystąpił do schodzenia, bardzo ostrożnie, piętro po piętrze, a Kalina nieustannie go dopingowała. Gdy dotknął ziemi, oboje skakali w górę z radości. To właśnie wtedy Lucjan przekonał się, że Kalina jest mądra, zaradna i można na nią liczyć w każdej, nawet z góry przegranej sytuacji.

***

– Kalina! Kalina! Gdzie jesteś? – wołał od progu.

Nagle z okna wyjrzała mama Kaliny. Chłopiec ucieszył się na jej widok. Tak bardzo przypominała mu jego mamę. Była ciepła i serdeczna. Tym razem jednak wizyta Lucka jej nie ucieszyła.

– Odejdź stąd! Moja córka nie będzie się więcej z tobą zadawać. Twój ojciec sprzeciwił się królowi. Ja nie potrzebuję kłopotów.

– Ale... – Chłopiec czuł, że nogi się pod nim uginają. Słowa mamy Kaliny były jak pomyje wylane na głowę. Tak bardzo potrzebował teraz wsparcia, pomocnej dłoni, a odmówiono mu ich, zanim jeszcze zdołał o nie poprosić.

– Żadnego ,,ale''! Z Kaliną już o tym rozmawiałam. Sama powiedziała, że tak będzie lepiej.

Chłopiec się zawahał. Chciał krzyczeć, ale powiedział tylko cicho:

– Przepraszam. – I powoli udał się w kierunku domu. Kątem oka zauważył Kalinę w oknie. Była bardzo smutna.

,,No po prostu super! Tata w więzieniu, Kalina nie może ze mną rozmawiać'' – myślał. Był pewien, że to mama przyjaciółki zabroniła jej wspólnych spotkań. Nie wierzył, że dziewczynka mogła się na to zgodzić tak po prostu. Rodzice mają jednak swoje sposoby. To oni ustalają reguły.

Gdy wrócił do domu, nie wiedział, co robić. Przecież nie mógł zgodzić się na to, by tata już na zawsze został w więzieniu. Pod nieobecność mamy zajrzał do pracowni ojca. Znajdowała się w niej ogromna liczba książek, niektóre poustawiane na półkach, inne bez ładu rozrzucone na biurku. Wszędzie stały małe figurki przedstawiające potwory. Lucek przypomniał sobie, jak nieraz bawił się nimi, podczas gdy tata pisał coś w zielonym zeszycie.

– Wiem! – zawołał. – Muszę znaleźć notatnik taty. Na pewno czegoś się z niego dowiem.

W Lucku wezbrała nowa energia. Od razu zaczął szukać zeszytu. Przeglądał między książkami, za szafkami, na biurku, pod biurkiem. Ani śladu. Postanowił wyobrazić sobie, że jest swoim tatą. Naśladował jego ruchy. Ponownie wszedł do pokoju i odtwarzając zachowanie ojca, wykonał zamaszysty ruch ręką. Uświadomił sobie, że tata zawsze nosił przy sobie taką małą skórzaną torbę, którą zrzucał z ramienia tuż po wejściu do pracowni.

– No tak! – wrzasnął. – Notatnik jest w jego brązowym tobołku!

Spojrzał na kanapę i zauważył dobrze znaną skórzaną sakwę, z której wystawał zielony zeszyt.

– Jest! – krzyknął i chwycił znalezisko. Nie mógł uwierzyć w to, co tam znalazł.

2

Kraina, w której przyszło żyć Luckowi, nosiła oryginalną nazwę. Na te okolice mówiono Przymierze. Owo „przymierze” zawarte zostało pomiędzy ludźmi i potworami, których niegdyś żyło tu bardzo wiele. Ludzie zobowiązali się, że nie będą przeszkadzać potworom, a nawet że będą im przekazywać nadwyżkę zbiorów. Potwory natomiast miały nie atakować ani ludzi, ani hodowanych przez nich zwierząt. Do zgody tej doszło za panowania króla Skarabeusza Piątego, który był niezwykle mądry. Wyróżniał się tym, że słuchał swoich poddanych i starannie dobierał współpracowników. Tak, współpracowników! Bycie królem to nie tylko życie w luksusach, noszenie ciężkiej korony i siedzenie na tronie. To również odpowiedzialna praca, której efektem są zadowoleni i żyjący w spokoju poddani. Tak więc Skarabeusz miał specjalnego doradcę do spraw niesamowitych stworzeń. Zasłynął on umiejętnością porozumiewania się z potworami. Jak łatwo się domyślić, taką moc mają tylko nieliczni. Nie da się tego nauczyć, z tym trzeba się urodzić. Doradca wraz z królem zaginęli w nieznanych okolicznościach podczas wyprawy do sąsiedniej krainy. Tajemnica związana z tym wydarzeniem nadal nie została rozwikłana. Od tamtego czasu nikt nie potrafił porozumiewać się z potworami, a ludzie wybrali nowego króla. Nazywał się Garmir Pierwszy i miał zupełnie inne podejście do przymierza potworno-ludzkiego.

O tym później. Wszak Lucek odnalazł coś niezwykłego w zeszycie swojego taty.

Zaskoczony chłopiec wertował notatnik. Wypieki na twarzy i przyspieszony oddech sygnalizowały, że treść zapisków wciąga go do środka zeszytu.

– Jak to? Czy to możliwe? – mówił do siebie. Zaczął nerwowo spacerować po pokoju i czytał dalej. Po chwili zapytał:

– Tato? Dlaczego nic mi o tym nie powiedziałeś?

Nagle Lucek usłyszał znajomy dźwięk. Ktoś otwierał drzwi wejściowe.

„O nie! To pewnie mama! Nie może mnie tu zobaczyć! Co robić?” – prawie spanikował. Zabrał szybko notatnik i wybiegł z pokoju taty. W kuchni udawał, że przygotowuje sobie kanapki.

– Co robisz? – zapytała mama, wszedłszy do pomieszczenia.

– Kolację.

– Co? – dopytywała.

– No… kolację… – powtórzył Lucek. Starał się, aby jego głos zabrzmiał jak najbardziej naturalnie.

– Czy dzisiaj jest jakieś święto?

– Nie. Dlaczego pytasz?

– Nigdy w życiu nie szykowałeś sobie kolacji. Co się takiego wydarzyło?

Chłopiec próbował wymyślić coś sensownego, coś, w co mama uwierzy i da mu spokój.

– Chcę ci pomóc, mamusiu. Teraz, gdy nie ma taty, ja muszę pełnić obowiązki mężczyzny w tym domu.

– Mój bohater. – Mama mocno przytuliła syna, ale spoglądała na niego podejrzliwie.

Gdy wspólnie przygotowywali posiłek, Lucek nie przestawał myśleć o zapiskach w notatniku. Jedna z informacji najbardziej nie dawała mu spokoju.

– Mamo…? – zaczął nieśmiało.

– Tak, Lucku?

– Opowiesz mi o dziadku?

– A co tu opowiadać? Sam go zapytaj. Przecież wiesz, gdzie mieszka.

Mama najwyraźniej nie miała ochoty na historie z przeszłości. Chłopiec jednak nie odpuszczał.

– Nie chodzi mi o dziadka Kazimierza. Ja pytam o dziadka Jaromira – uściślił.

– Aha – odpowiedziała mama i zamyśliła się. – Niestety nie miałam okazji go poznać. Zaginął, zanim spotkałam twojego tatę. Znam go tylko z opowieści. Słyszałam, że był bardzo mądry. Przecież został doradcą króla.

Po chwili ściszonym głosem dodała:

– Ludzie mówią, że miał tę niesamowitą umiejętność. Potrafił rozmawiać…

– …z potworami – dokończył zdanie Lucek.

– Tak. Skąd o tym wiesz? – zapytała mama.

– Od ludzi – odparł chłopiec.

„Czyli to prawda. Mój dziadek potrafił porozumiewać się z potworami. Z tego, co tata napisał w notatniku, wynikało, że on też bez problemu rozumiał mowę potworów” – rozmyślał Lucjan. „Jeśli oni dwaj dali radę dogadać się z tymi niesamowitymi istotami, to jest szansa, że i ja to potrafię”.

– Ekstra! – krzyknął znienacka chłopiec.

– Co się z tobą dzieje? – zapytała zaniepokojona mama. Sięgnęła po ścierkę, bo wrzask Lucka przestraszył ją tak, że aż rozlała herbatę.

– Nic, mamuniu. Przepraszam. Muszę wyjść na chwilę. – Lucek szybko wstał od stołu.

– O tej porze?

– To sprawa niecierpiąca zwłoki – rzekł.

Był dumny, że nareszcie miał okazję użyć tego powiedzenia. Pamiętał, że tata tak mówił, gdy miał jakąś pilną rzecz do załatwienia. Początkowo chłopiec martwił się, że ktoś umarł i tata będzie musiał oglądać czyjeś zwłoki. Wszystko się wyjaśniło, gdy Lucek zapytał ojca, czy nie chciałby zmienić pracy, skoro tak często musi oglądać zwłoki, oraz co to za sprawa, że tak bardzo jej nie cierpi. Tata zaśmiał się bardzo głośno. Prawie spadł z krzesła. Śmiał się i śmiał, a gdy ochłonął, wytłumaczył synowi, że w tym powiedzeniu chodzi o „zwłokę”, czyli odkładanie czegoś na później, a całe stwierdzenie oznacza, że jakaś sprawa nie może czekać, trzeba się za nią zabrać natychmiast.

Lucek wybiegł z domu, lecz nie wiedział, z kim mógłby podzielić się zdobytą wiedzą. Pędził przed siebie, a w głowie pojawiały mu się obrazy potworów, które naszkicował tata. Mijał przechodniów. Nagle zorientował się, że nogi same zaprowadziły go pod dom Kaliny.

3

„No tak! Tylko ona to zrozumie” – pomyślał Lucek.

Chłopiec rozejrzał się dookoła, ale nigdzie nie dostrzegł swojej przyjaciółki. Tym razem nie było jej w oknie. Czuł się dziwnie. Z jednej strony chciał skakać z radości, bo być może jest tym, który potrafi rozmawiać z potworami. Z drugiej zaś czuł się bezradny i smutny, gdy myślał, jak duża to odpowiedzialność i jak trudno mu będzie samemu ją nieść.

– Kalina? Gdzie jesteś? – wyszeptał pod nosem.

– Mamusia nie pozwala jej się z tobą spotykać – usłyszał za plecami.

Od razu rozpoznał ten piskliwy głos. To była Helenka, młodsza siostra Kaliny. Miała tę przewagę nad siostrą, że była ulubienicą mamy. Lucek dobrze o tym wiedział i postanowił to wykorzystać.

– Cześć, Helenko. Jak się masz?

– Dziękuję. Mam się dobrze, ale ty chyba nie. Przecież twój tata jest w więzieniu.

– To prawda – odrzekł Lucek. – Wiesz, co poprawi mi humor?

– Truskawki? Lizak? Przytulas? – zgadywała dziewczynka.

„I już wiem, czym cię przekupić” – pomyślał.

– Nie o to mi chodziło, ale wystarczy, że mi pomożesz. Wtedy dostaniesz ode mnie lizaka.

– Ale truskawkowego? – dopytywała Hela.

– Pewnie! Czy możesz przyjść jutro o dwunastej pod sklep z cukierkami?

Dziewczynka skinęła głową, aż podskoczyły dwa brązowe warkoczyki.

– Koniecznie przyprowadź ze sobą Kalinę. Mamusi nic nie mów o tym, że mnie tu dzisiaj spotkałaś.

– Ale to nieładnie!

– A lizaka chcesz?

– Dwa!

– Będą dwa, ale ani mru-mru!