Porwał mnie Polak - Zet Ski - ebook

Porwał mnie Polak ebook

Zet Ski

5,0

Opis

Spojrzenie na drogę życiową, zamieszkałej w Polsce Finki. Lata młodości, okres okupacji 1939—1945 w Finlandii, Niemczech, przyjazd do Polski, kłopoty, radości z tym związane.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 60

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Zet ‌Ski

Porwał mnie Polak

Niezwykła ‌historia 90-cio letniej ‌głogowianki

© Zet ‌Ski, 2017

Spojrzenie ‌na drogę ‌życiową, ‌zamieszkaĺej w Polsce Finki. ‌Lata młodości, okres okupacji ‌1939—1945 ‌w Finlandii, ‌Niemczech, przyjazd ‌do ‌Polski, ‌kłopoty, radości z tym związane.

ISBN 978-83-8104-644-2

Książka ‌powstała w inteligentnym systemie ‌wydawniczym ‌Ridero

Wszystko ‌przemija. To wiemy na ‌pewno. Co czeka ‌nas po drugiej ‌stronie granicy? ‌Wierzę, że dobrym ‌ludziom spokój duszy będzie ‌dany. Czy ‌ja należę do ‌tych ‌dobrych? Życie, chociaż ‌trudne, trzeba przeżyć. Każdy, ‌ja ‌także, ‌żył ‌po swojemu. ‌Drogę, którą ‌otrzymałam ‌trzeba przejść do końca. Nie ‌wierzę, że ‌o wszystkim decydujemy sami. Życiem ‌kieruje przypadek, los, ‌zbieg ‌okoliczności. Teraz, gdy zbliżam ‌się do tej niewidzialnej ‌granicy, sięgam myślami ‌wstecz. Myślę o dniach, latach, ‌które przeżyłam. Czasami ‌wydaje ‌mi się, że ‌to nie ‌jestem ja, ta ‌mała, chuda ‌dziewczynka z ciemnymi ‌włosami. Oczami widzącymi ‌surowe życie w dalekiej Finlandii. ‌Oczami, które większą ‌część swojego ‌życia rozkoszowały się ‌życiem w nowej ‌Ojczyźnie. Tutaj nie marzły ‌mi ręce, jak ‌wówczas, ‌gdy ‌zimą chodziłam ‌do szkoły. ‌Tutaj wiele rzeczy ‌było innych.

Mieszkałam z mamą ‌nad ‌rzeką KIVIOJA. W drewnianym domu, ‌w którym był ‌jeden ‌pokój i jeden, ‌ogrzewający ‌nas zimą, ‌piec. Był zawsze ‌ciepły, pachniał wiejskim ‌chlebem ‌i ciastem, które mamusia ‌piekła. W przedpokoju ‌skrzynia na odzież i druga, mniejsza, na żywność. Mniejsza skrzynia, zimą, pełna była mrożonych borówek. W soboty mamusia rozmrażała dużą porcję, którą posypywałam cukrem i jadłam z apetytem.

Dzieciństwo moje płynęło spokojnie. Miałam to czego pragnęłam. Nie marzyłam o rzeczach nieosiągalnych, cieszyłam się tym co mam. Miałam lalki, kołyskę, którą zrobił mi wujek Matti. Mamusia nauczyła mnie szyć lalkom ubranka. Miałam harmonijkę na której uczyłam się grać. Dużo śpiewałam a potem słuchałam pochwał mamy. Niestety, nie wiedziałam jeszcze, że kompletnie pozbawiona jestem słuchu. To, że zostanę piosenkarką wiedziałam od momentu, gdy pierwszy raz w życiu usłyszałam muzykę w radio. Osobą, która jako jedna z pierwszych miała radio w domu była moja nauczycielka. Czasami zapraszała nas do domu, gdzie siedząc na podłodze, słuchaliśmy bajek. Po zakończeniu lekcji, gdy okno jej mieszkania było otwarte i słychać było muzykę, siadałam na brzegu ścieżki i słuchałam. Potrafiłam siedzieć i słuchać bardzo długo. O tym, że nie zostanę piosenkarką zorientowałam się po stopniach z wychowania muzycznego. Były poniżej krytyki. Miłość do muzyki pozostała we mnie do dzisiaj. Podziwiam potrafiących grać czy też śpiewać. Niestety, nie wszystkim wspomniane zdolności są dane. W szkole, podczas różnych uroczystości, deklamowałam wiersze. Moje rysunki oglądać można było na wystawach szkolnych. Uczyłam sie dobrze, nikt nie musiał mi pomagać. Jedyny minus chodzenia do szkoły, to chłopcy. Dokuczali mi, przezywali „pchłą”. Wszystko z powodu chudych nóg i czarnych włosów. Większość to blondynki i blondyni. Ciemna karnacja to wyjątek, stąd docinki. Kiliki, o dwa lata starsza siostra, była uczennicą tej samej szkoły. Nie mieszkała wówczas z nami Była moim przeciwieństwem. Silna, uparta, nie bojąca się niczego. Broniła mnie przed chłopcami. Bali się jej, bo zawsze atakowała i biła pięściami tych, którzy mnie krzywdzili. Na przerwach międzylekcyjnych nie bawiła się z dziewczynkami tylko z chłopcami. Z nimi grała w piłkę, biegała. Chłopcy chętnie brali ją do swoich drużyn. Gdy pożegnała szkołę, zostałam sama. Czułam się samotnie, wiedziałam, że nikt mnie nie obroni przed tymi, którzy dokuczali. W tym czasie szkoła zaczęła wydawać posiłki /kanapki, obiady/, dzieciom z biedniejszych domów. Moja mama zatrudniła się w charakterze kucharki. Byłam szczęśliwa z tego powodu i znów bezpieczna. Nie dostawałam kanapek ponieważ należałam do rodzin lepiej sytuowanych. Dostawałam od mamy płatki owsiane, które w szkole gotowała. Do tego cukier, porcję masła, mleko. Kanapki miałam z domu. Często wymieniałam je z siostrą na ciemny chleb, posmarowany grubo masłem, który był bardzo smakowity. Siostrze oddawałam białe pieczywo. Dobrze jeździłam na nartach. Potrafiłam nawet skakać. Pamiętam jedne zawody. Wyjechaliśmy na nie saniami. Dwie dziewczynki i trzech chłopców. Jedną z dziewcząt była moja skromna osoba. Było bardzo zimno a przy tym padał śnieg. Koń biegł szalenie szybko, pamiętam do dziś wesoło dzwoniące dzwonki. Po jednej z zakończonych konkurencji biegowych w której brałam udział, ogłaszano wyniki: Pierwsze miejsce zajęła Kirsti… W tym momencie serce moje zaczęło bić radośnie. Byłam z siebie ogromne dumna. Wierzyłam, że zostałam zwyciężczynią. Niestety, nie wyczytano mojego nazwiska lecz konkurentki. Przeżyłam pierwsze w życiu rozczarowanie. Za zajęcie drugiego miejsca otrzymałam nagrodę, 3 marki fińskie. Mój pierwszy zarobek.

Lato na północy, to najpiękniejsza pora roku mimo, że bardzo krótka. Białe noce, pływanie w rzece, zbieranie jagód, kwiaty wodne, śpiew ptaków, żurawie… Często, przebywając na łące, trafiałam na ptasie gniazda. Widziałam złożone do wylęgu malutkie jaja. Mama zawsze mówiła, że nie wolno dotykać gniazd bo ptaszek będzie bał się do swojego domku wrócić. Przyjemność sprawiało mi obserwowanie latających szybko jaskółek. Kładłam się na trawie miękkiej jak aksamit i obserwowała.

Jesień to czas odlotu ptaków do ciepłych krajów. Na łące zbierało się ich tysiące. Często siadałam na kamieniu obserwując je. Siedziałam bardzo blisko, nie bały się mnie. Słuchałam ich mowy. Podziwiałam kormorany, które w podróż do cieplejszych krajów zabierały na grzbiecie swoje potomstwo Tak bardzo chciałam lecieć z nimi. Był jeden warunek. Musiała być ze mną mama.

Do dzisiaj pamiętam ptaka, który wznosił się bardzo wysoko i ciągle krążył wydając przy tym dziwny, taki smutny głos. Pytałam mamy jak nazywa się ten ptak. Odpowiedziała, że „STARA PANNA”. Do dzisiaj nie wiem jaka była jego rzeczywista nazwa. Pierwsze narty dostałam, nie zimą, nie. Dostałem jesienią, gdy pierwszy raz szłam do szkoły. Wykonał je wujek Matti. Na tych nartach jeździłam zimą do szkoły. Niezastąpiony wujek Matti zrobił także dwie wędki, którymi z siostrą po zajęciach szkolnych, łowiłyśmy ryby. Wędkowaniem zajmowali się także chłopcy. Mieli oni swoje miejsca, gdzie wędki chowali. Najczęściej była to stara stodoła. Kilikki znała ich schowki. Pewnego dnia, po zajęciach szkolnych, kazała mi biec za sobą. Nie chciała powiedzieć dlaczego. Biegłyśmy bardzo szybko.. Zatrzymałyśmy się przy starej szopie. Tam kazała mi obserwować czy chłopcy nie idą. Sama powyciągała ich wędki i połamała. Gdy zakończyła, wzięłyśmy swoje wędki i zaczęłyśmy łowić jakby nigdy nic. Okropnie się bałam, że chłopcy zorientują się, że to ona i ją zbiją. Całe szczęście, że nie pomyśleli, że to siostry sprawka. Zdziwieni byli zdarzeniem, ale przez myśl im nie przeszło, że sprawczyni szkody to moja siostra. Do dzisiaj nie wiem dlaczego to zrobiła. Pamiętam jej spokojną twarz i odpowiedź, że nie wie kto to zrobił.

Zima to Boże Narodzenie, gwiazdka, prezenty, słodycze, choinka, mróz, śnieg, lód. Mile wspominam każdą gwiazdkę. Przychodziła Kiliki. Pamiętam mróz, który spowodował głębokie zamarznięcie rzeki. Wodę mieliśmy z topionego śniegu. Każdego dnia trzeba było palić w piecu aby było ciepło. W końcu zabrakło suchego drewna a mokre nie chciało się palić. Gdy sytuacja stawała się niebezpieczna, mama powiedziała, że idziemy po drzewo do pieca. Nie pytałam dokąd, poszłam za mamą. Szłyśmy dość długo. W końcu zatrzymaliśmy się przed szopą wykonaną z belek, w której przechowywane było siano. Mama wyciągnęła jedną belkę dla mnie a dwie dla siebie. Wracałyśmy do domu ciągnąć je za sobą. Pamiętam, że była wówczas piękna, księżycowa noc. Pamiętam też ciepło, które ogarnęło pokój po rozpaleniu pieca.

Czasami bardzo chciałam mieć ojca. Mama tłumaczyła, że nie ma ojca. Później dowiedziałam się i zrozumiałam dlaczego tak jest. Dostawałyśmy od niego paczki a w nich zabawki, ubranka i listy z zapytaniem jak chowają się dziewczynki. Co miesiąc przysyłał czek, dzięki któremu nigdy nie byłyśmy głodne i miałyśmy się za co ubrać. Podczas jednego z wyjazdów do Oulu, miasta położonego 45 km od mojego miejsca zamieszkania, mama zabrała mnie do sklepu, gdzie kupiła mi płaszcz z futrzanym kołnierzem, skórzaną czapkę wykończoną futrem. Nawet nauczycielka podziwiała mój nowy płaszcz. Siostra i ja byłyśmy zawsze ładnie ubrane. Niedaleko domu była duża, wilgotna łąka. Sąsiad, pan w podeszłym wieku, który był jej właścicielem, często łąkę kosił. Wjeżdżał na nią koniem ciągnącym kosiarkę. Pewnego razu podniósł mnie, wziął na kolana i jeździliśmy razem. Byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Miałam ojca. Już wcześniej zwracałam się do niego „tatuś”. Nigdy ‘dziadek, zawsze „tatuś” Wspólne koszenie łąki i ja na jego kolanach upewniły mnie tylko w przekonaniu, że tak jest rzeczywiście.

Mimo, że siostra często mi dokuczała, bawiłam się z nią. To ona, gdy miałam 5 lat, nauczyła mnie czytać. Potem miała już swoje koleżanki. Nie chodziłyśmy razem na spacery czy pływać. Płakałam często, że nie mogę wyjść z nią i jej koleżankami, że muszę pozostać w domu z mamusią. Potem, gdy zaczęłam chodzić do szkoły, miałam już swoje koleżanki. Szczególnie Inga, dziewczyna mała i otyła, mieszkająca po drugiej stronie rzeki była mi bliska. Inga bardzo szybko biegała. Gdy jej nie było, uwielbiałam bawić się lalkami.

Wczesne lata to także nauka szydełkowania oraz robótki na drutach. Uczyła mnie mamusia. Gdy poszłam do szkoły, dziewiarstwo nie było dla mnie tajemnicą. Bardzo lubiłam i do dzisiaj lubię prace szydełkowe.

Babci prawie nie pamiętam. Miałam 4 lata, gdy umarła. Bardzo dokładnie pamiętam śmierć dziadka. Zmarł około 7 rano. W dniu pogrzebu otwartą trumnę wystawiono na podwórzu, na wysokim podwyższeniu. Dookoła udekorowana była palącymi się świeczkami. Było mi smutno, ale nie płakałam. Po pogrzebie wszystko się zmieniło. Dzieci dziadka podzieliły spadek. Ziemię, pomieszczenia gospodarcze sprzedano. Pozostał stary koń, którego dziadek trzymał tylko dlatego aby mógł dokończyć żywota w miejscu gdzie całe życie pracował. Była dyskusja co z koniem zrobić. Większość chciała aby konia pozostawić. Jedna z sióstr nie zgodziła się. Konia sprzedano Cyganowi. Po pewnym czasie ktoś doniósł, że Cygan znęca się nad koniem. Bije, zmusza do określonych zachowań. Nie mogła pogodzić się z tym ciocia, która domagała się sprzedaży konia. Męczyło ją sumienie. Konia odkupiono. Zapewniono mu spokojną starość. Po śmierci dziadków mamusia moja została gospodynią w rodzinnym domu. Mieszkał z nami mamy brat, Matti. Wujka bardzo kochałam. Często brał mnie na kolana, kupował cukierki. Był kawalerem. Po pewnym czasie wybudował domu w miejscowości Ritokorpi, 3 km od naszego miejsca zamieszkania. Zamieszkała z nim Kilikki. Po pewnym czasie wróciła, nie chciała tam mieszkać, ale mama nie zgodziła się. Uważała, że siostra powinna u Mattiego pozostać i pomagać w gospodarstwie. Bardzo mamę prosiła, ale ta była nieugięta. Musiała wrócić. Mieszkała tam do momentu gdy się ożenił. To był początek wojny, mamusia sama prosiła ją o powrót. Kilikki była z tego powodu bardzo zadowolona. Wracając ze szkoły spotkałam mamę z nieznanym mi panem. Przedstawiony mi został jako przyszły mąż mamy i mój ojciec. Miałam wówczas prawie 16 lat a mimo to, nie rozumiałam zaistniałej sytuacji. Nie mogłam zrozumieć jak mama, bardziej ode mnie może kochać kogoś obcego. Bardzo to przeżywałam. Mama tłumaczyła, że gdy będę starsza to zrozumiem jej postępowanie. Sprzedany został nasz rodzinny dom i po ślubie przeprowadziliśmy się do męża mamy. Był wdowcem, i jak się potem okazało, wspaniałym człowiekiem. Lubił mnie, ja jego. Uczył mnie jeździć konno. Posiadał gospodarstwo rolne. Wiek 16 lat, to wiek w którym się dojrzewa, ma się różne myśli. Niestety, nie mogłam z nikim porozmawiać na nurtujące mnie tematy. Mama na ten temat nigdy ze mną nie rozmawiała, nie uświadamiała. Gdy zostałam kobietą, cale popołudnie, przestraszona, siedziałam w szopie, na sianie. Dopiero później, koleżanka powiedziały mi, że tak właśnie ma być. To właśnie brat koleżanki, starszy ode mnie, zaproponował mi spotkanie. Koleżanka namawiała mnie abym się zgodziła. Umówiliśmy się na godz. 18-tą, na moście. Pojechałam nowym, ładnym, rowerem. Czekał już. Zaproponował spacer. W pewnym momencie chwycił mnie za rękę. Reakcja moja była gwałtowna. Rękę wyrwałam z jego dłoni tak gwałtownie, że podskoczył przestraszony. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę umawiając się na kolejne spotkanie w niedzielę. Nie mogłam doczekać wieczoru, pojechałam wcześniej. Jego jeszcze nie było. Czekałam długo, nie przyszedł. Pomyślał chyba, że z taką głupią dziewczyną, nie warto tracić czasu. To było moje pierwsze miłosne rozczarowanie. Krótko potem miałam pierwszą komunię, poprzedzoną 6-tygodniowym uczęszczaniem na religię. Pastor był bardzo miłym człowiekiem. Pamiętał moją siostrę, która na religię uczęszczała dwa lata wcześniej. Do jednych zajęć nie byłam przygotowana. Polecił abym została po lekcjach i nadrobiła zaległości. Dodał przy tym, że jestem taka jak siostra, która gdy przyszła do szkoły umiała wszystko a po dwóch tygodniach nie umiała nic. Do komunii dziewczynki przystępowały w czarnych sukniach a chłopcy w czarnych garniturach. To dlatego, że trwała wojna. Przyjmując komunię, nie mogłam powstrzymać łez. Powoli zaczynało się moje dorosłe życie.