3,15 zł
Opowiadanie oparte na motywach scenariusza serialu „07 zgłoś się”. Z pewnością przypomni przygody przystojnego porucznika Borewicza, przed którym drżał świat przestępczy PRL-u.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 53
KRZYSZTOF SZMAGIER
Porucznik Borewicz
Dlaczego pan zabił moją mamę?
Opowiadanie na motywach scenariusza serialu „07 zgłoś się”
Tom 8
Warszawa 2012
ISBN 978-83-62964-51-2
Copyright © Krzysztof Szmagier
Copyright © for this edition by AGOY.PL
AGOY.PL Piotr Cholewiński
www.agoy.pl
Wszelkie
Wstający świt delikatnym światłem rozświetlał wysokie urwisko nad brzegiem morza w Orłowie. Stojący nieruchomo na skraju skarpy mężczyzna spojrzał w dół i rzucił się do ucieczki.
Blisko brzegu, w płytkiej wodzie między kamieniami leżała martwa kobieta.
Mężczyzna dobiegł do samochodu i ostro, aż wozem rzuciło na bok, ruszył w stronę lasu. Po chwili warkot silnika ucichł.
Słaba fala kołysała przy brzegu zwłoki. Po chwili wstające słońce oświetliło delikatnie pnie sosen. Wokół panowała cisza.
***
Dwa dni później miejscowa prasa zamieściła informację o znalezieniu niezidentyfikowanych zwłok kobiety w wieku około 50 lat. Jak ustalono w ostatnich dniach nie było zgłoszenia o żadnym zaginięciu osoby w tym wieku.
***
Kartka owinięta była przezroczystym celofanem. Niewprawną ręką dziecka wypisano na niej pięć słów: DLACZEGO ZABIŁ PAN MOJĄ MAMĘ.
Borewicz odłożył kartkę na biurko majora.
– No? – spojrzał wyczekująco major.
– Kartkę pisało dziecko – zaczął Borewicz.
– Bystrzy jesteście. Wyrabiacie się tak przy poruczniku Zubku? Jeszcze trochę – major wykrzywił się z politowaniem – a będą o was mówić, jak moja wnuczka: dobry jak wafel, gryźć nie trzeba.
– Wydaje się, że dziecko jest zaniepokojone.
– Tego to ja też się domyślam. Może coś więcej?
– Są dwie możliwości. Albo dziecko naczytało się niedozwolonych książek i ma bardzo bujną wyobraźnię, albo jest to smutne dziecko, które myśli jak dorosły.
– Teraz już lepiej. Zajmiecie się tą sprawą. Podobno lubicie dzieci?
Borewicz spojrzał na majora i westchnął.
– Czy przypuszcza pan, że to może mieć związek ze sprawą tej utopionej kobiety nad Wisłą?
– Między innymi. Kartkę przysłał mi kierownik hotelu. Leżała na korytarzu.
– Taki pedant czy stary kawaler? – zapytał z drwiną Borewicz.
– Wdowiec, syna stracił w Powstaniu – powiedział chłodno major. – Tylko od czasu, jak znaleziono pod łóżkiem dwa tysiące dolarów, do których nikt się nie chciał przyznać, każe sobie przynosić każdą kartkę czy list znalezione w sprzątanych pokojach.
– I do tej pory nie było żadnego zgłoszenia o zaginięciu?
– Od pierwszej kartki jutro będzie akurat trzy miesiące.
– I nadal nie wiadomo, kto to jest?
– Nie. No to… do roboty.
Borewicz spojrzał jeszcze raz na kartkę: DLACZEGO PAN ZABIŁ MOJĄ MAMĘ.
– Aha, jeszcze jedno – major popatrzył surowo. – Poruszono to wczoraj na kierownictwie. Ten ostatni jest wysokim działaczem partyjnym. Skarga dotarła bardzo wysoko.
– Zachował się po chamsku.
– Od tego są patrole mundurowe. Byliście w lokalu prywatnie. A poza tym ten wasz prawy sierpowy zaczyna być zbyt znany. Wiecie, że nam ostatnio patrzą na ręce. Facet przez parę minut nie odzyskiwał przytomności. Zabraniam wdawania się w jakiekolwiek bójki. To was może kosztować najbliższy awans. Jesteście oficerem, a nie awanturnikiem. A wyjaśnienia, że po to Pan Bóg dał mi ręce, żeby nie zawracać dupy patrolom, przestały mnie interesować. Jak i forma wyjaśnień. Zjeżdżaj – zakończył ostro.
Borewicz przyjął nadgorliwie postawę zasadniczą i wyszedł z gabinetu.
***
Hotelowy korytarz przysłaniały pootwierane drzwi. Pośrodku stał wózek pełen rolek papieru toaletowego mydeł i ręczników. Borewicz rozmawiał cierpliwie ze starszą kobietą w kolorowym uniformie sprzątaczki. Zubek w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie. W pomiętym kapeluszu, nieświeżej koszuli, nie dopiętej jesionce raził wyglądem na korytarzu eleganckiego hotelu.
– Jak często sprząta się pokoje?
– Dwa razy dziennie.
– O której godzinie znalazła pani tę kartkę?
– Po południu. Kartka leżała w pobliżu kosza na śmiecie. Tak jakby ktoś chciał ją tam wyrzucić, a nie trafił.
– Ile jest koszy w tym korytarzu?
– Na korytarzu są cztery.
– Praktycznie więc kartkę mógł wyrzucić do kosza każdy z mieszkańców pierwszego piętra... Proszę sobie przypomnieć – pytał dalej Borewicz – czy w ostatnich dwóch dniach mieszkał tu ktoś, kto zwróciłby pani uwagę, ktoś zachowujący się w sposób wskazujący na zdenerwowanie, może ktoś specjalnie podniecony?
– Podnieconych to tu jest, proszę pana, dużo. Tu mieszka dużo cudzoziemców, za nimi stale włóczą się jakieś dziewczyny, latają po korytarzach jak oparzeni. Niektóre to nawet w majtkach. To są eleganccy panowie, mają tyle koszul, że nigdy ich nie piorą, tylko codziennie zmieniają na nowe.
– Rozumiem – z powagą potwierdził Borewicz. – Czy jest możliwe, żeby kartka leżała na korytarzu przez kilka dni? – spytał po chwili.
– Jak pan może o mnie tak źle myśleć? Ja sprzątam bardzo dokładnie, ale nie miałam dyżuru przez trzy dni, to można inne zostawiały. To mała kartka, leżała w kącie, mogły nie zauważyć.
– Dziękuję.
Pożegnali kobietę i ruszyli korytarzem w stronę wind.
– A pan jak często zmienia koszule? – zwrócił się nagle do Zubka.
– A daj pan spokój. Zagraniczne dziwadła.
– Na piętrze jest pięćdziesiąt pokoi. Przyjmując, że kartka mogła leżeć kilka dni – mamy paręset osób do przesłuchania. Wszystko pewnie cudzoziemcy, przyjezdni, bo przecież warszawiak ciągle nie ma prawa wynająć pokoju w hotelu.
– Przyzwoity człowiek nie musi szukać noclegu poza domem.
Borewicz spojrzał się na Zubka z politowaniem.
– Jak ja się mogłem z panem zaprzyjaźnić – mruknął Borewicz.
– Chodźmy obejrzeć książkę meldunkową.
***
Zubek siedział w hallu, obserwując ludzi. Recepcja dużego hotelu to ciekawe miejsce, pełne dziwnych ludzi i zdarzeń. Zubek rozglądał się z niesmakiem. Irytowały go zwłaszcza ładne dziewczyny kręcące się po hotelu.
Po chwili zjawił się Borewicz.
– Spisałem trochę nazwisk – zaczął Zubek.
– Tylko trochę? – zdziwił się Borewicz.
– Czterdziestopięcioosobową wycieczkę emerytowanych nauczycielek z Anglii skreśliłem. Wszystkich kawalerów też – powiedział to jak rzecz oczywistą.
– Słusznie.
Zubek spojrzał podejrzliwie.
– Nieżonaci mają na ogół inne możliwości pozbycia się kobiety bez używania trucizny.
– Wziąłem kilka nazwisk Włochów, ale też bez przekonania.
Borewicz westchnął z dezaprobatą.
– Włosi urządzają się tu bez komplikacji i mają o wiele zabawniejsze sposoby spędzania czasu niż mordowanie dzieciom matek. Zobaczymy – zakończył, oglądając się za mocno wydekoltowaną pod futrem dziewczynę w mini.
– Powykreślałem i kobiety. W sumie mamy 80 mężczyzn, z tego 30 turystów zagranicznych.
– Nieźle jak na wolną sobotę – westchnął Borewicz.
***
Borewicz rozmawiał przez telefon, kiedy major wszedł do pokoju. Porucznik wstał.
– Siedźcie. Co słychać?
– Po eliminacji mam na liście 60 cudzoziemców i 8 Polaków. Wykreśliłem dwóch krajowców: jeden notowany waluciarz. Ci nie mordują, to im się po prostu nie opłaca, i jeden bigamista. Taki najwyżej żeni się jeszcze raz, co w najgorszym wypadku grozi nowym małżeństwem i karą do dwóch lat. Pozostało mi z tego kilkadziesiąt osób. Traktuję sprawę serio, mimo że – przyznam się panu majorowi – bez większego przekonania.
– I co dalej? – z lekką naganą w głosie zapytał major.
– Wysłałem wczoraj polecenie do komend wojewódzkich, żeby ustalili, czy nie znaleziono podobnych listów w innych hotelach, i sprawdzili mi paru panów.
– Wiem. Bo właśnie mam dla was wiadomość z Poznania. Mają identyczną kartkę – major spojrzał na telefonogram. – Znaleziono ją w pokoju Barbary Kałuckiej, aktorki, nigdzie nie pracującej, lat 24. Dziś rano – rzucił kartkę na biurko. – Kazałem już zarezerwować wam miejsce na najbliższy samolot.
– Dziękuję.
***
Borewicz