Porucznik Borewicz. Brudna sprawa. Tom 7 - Krzysztof Szmagier - ebook

Porucznik Borewicz. Brudna sprawa. Tom 7 ebook

Krzysztof Szmagier

0,0
3,15 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Opowiadanie oparte na motywach scenariusza serialu „07 zgłoś się”. Z pewnością przypomni przygody przystojnego porucznika Borewicza, przed którym drżał świat przestępczy PRL-u.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 38

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Strona redakcyjna

KRZYSZTOF SZMAGIER

Porucznik Borewicz

Brudna sprawa

Opowiadanie na motywach scenariusza serialu „07 zgłoś się”

Tom 7

Warszawa 2012

ISBN 978-83-62964-50-5

Copyright © Krzysztof Szmagier

Copyright © for this edition by AGOY.PL

AGOY.PL Piotr Cholewiński

www.agoy.pl

Wszelkie

Brudna sprawa

Małe, otoczone obskurnymi kamienicami podwórze powoli zasypywał śnieg. Jego jedyną ozdobę stanowiły metalowy trzepak i obłażąca z farby figura świętego. W niektórych oknach zapalały się już światła.

Przed wejściem do oficyny stanął mężczyzna w średnim wieku. Niczym szczególnym się nie wyróżniał. Ubrany skromnie w szarą jesionkę, wyglądał jak urzędnik lub majster. Twarz miał skupioną, napiętą, nie mógł się zdecydować, co zrobić. Nerwowym ruchem poprawił okulary. W końcu rozejrzał się i wszedł do kamienicy naprzeciwko. W ręku ściskał dużą, mocno wypchaną skórzaną teczkę.

Ruszył na górę wytartymi drewnianymi schodami. Rozejrzał się uważnie i stanął na półpiętrze. Spojrzał przez okno. W narożnym pokoju oficyny paliło się światło. Niedokładnie zaciągnięta stora częściowo odsłaniała wnętrze. W pokoju dostrzegł młodą kobietę. Miała jasne długie włosy i zgrabną sylwetkę. Akurat zakładała koronkowy stanik. Po chwili usiadła, chyba przed lustrem, i zaczęła robić makijaż.

Mężczyzna uchylił okno, przetarł rękawiczką zewnętrzną pokrytą szronem stronę szyby i znów obserwował mieszkanie.

Dziewczyna skończyła się malować. Wstała. Była tylko w bieliźnie. Zaczęła się ubierać. Obserwował ją z napiętą twarzą. W pewnym momencie ruszył w dół. Wyszedł na podwórze i znów stanął niezdecydowany. Na dźwięk kroków odwrócił się, przeszedł parę metrów i ponownie zawrócił. Wszedł na klatkę, otworzył teczkę i wyjął z niej prostokątny pakunek owinięty w papier. Rozluźnił krawat i wszedł schodami na górę.

Na dzwonek długo nikt nie odpowiadał. Wreszcie usłyszał szczęk klucza w zamku. Przesunięcie zasuwy. Kobieta, którą podglądał, otworzyła drzwi, dopinając bluzkę. Spieszyła się.

– To ty – powiedziała niechętnie. W pierwszym odruchu chciała zamknąć drzwi. Przeszkodził jej, wstawiając nogę. Popatrzyła wrogo.

– Napisałam ci, żebyś nie przyjeżdżał. Czego jeszcze chcesz? Spieszę się.

Mężczyzna patrzył na nią niepewnie, prosząco.

– Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Może chociaż pozwolisz, że wejdę. Pięć godzin stałem w pociągu.

Wzruszyła ramionami, ale zostawiła niedomknięte drzwi i odeszła w głąb mieszkania. Mężczyzna zamknął drzwi, zdjął kapelusz, wytarł starannie buty i niezdecydowanie podążył za nią. Trzymając przed sobą kapelusz, położył na stole pudełko i sięgnął do teczki po kryształowy wazon. Niepewnie cofnął się do przedpokoju.

Dziewczyna, nie zwracając na niego uwagi, kończyła się ubierać. Miała może dwadzieścia dwa, dwadzieścia trzy lata. Była wyjątkowo piękna. Mocny makijaż sprawiał, że wyglądała trochę wulgarnie. Patrzyła ostro dużymi, mocno umalowanymi oczyma. W jej sposobie bycia było coś agresywnego. Pozornie zajęta sobą, nie spuszczała oka z przybysza. Mężczyzna stał w milczeniu i wodził za nią oczyma.

– Przywiozłem ci trochę łakoci. Wedlowskie.

Spojrzała przelotnie. Przy bluzce brakowało jej guzika. Zniecierpliwiona zmięła ją i rzuciła na tapczan. Sięgnęła do szafy po sweterek.

Mieszkanie było małe. Jednopokojowe z niewielką kuchnią. Wnętrze stanowiło mieszaninę pokoju sublokatorskiego z tandetnym zachodnim blichtrem. Dwa ogromne plakaty rozebranych dziewczyn na ścianach zasłaniały jakieś dziury. Obok odrapanej szafy stał kolorowy nadmuchiwany fotel. Na ogromnym tapczanie leżał biały pled. Na stole walały się resztki po kolacji na dwie osoby. Mężczyzna nadal stał w drzwiach z teczką i kapeluszem w ręku.

– Ewciu, jak teraz dostałem już mieszkanie – zaczął niepewnie – to moglibyśmy zamieszkać razem... Z łazienką, obudowana wanna, położyłem terrakotę, balkon wychodzi na ogródek, ciepła woda... – wyliczał zachęcająco.

– I pewnie dostałeś 175 zł podwyżki?

– Tak – ucieszył się. – A jak Janiszewska odejdzie na emeryturę, mam zostać zastępcą kierownika działu. Na rękę cztery i pół tysiąca – dodał z dumą – plus premia kwartalna.

Stanęła na moment, patrząc pogardliwie.

– I na raty kupiłeś wersalkę?

Dopiero teraz zorientował się, że dziewczyna z niego drwi.

– Ewuniu, naprawdę moglibyśmy zacząć...

– Myśmy już wszystko skończyli – przerwała – niepotrzebne zaczynając.

Wyjęła z szafy pelisę. Piękne futro ze srebrzystych lisów. Już ubrana sięgnęła po ogromny, kryształowy flakon. Skierowała na siebie silny strumień perfum. Nagle wpadło jej coś do głowy, odwróciła się w jego stronę i prysnęła.

– Powąchaj, jak pachnie wielki świat. Jak dostaniesz podwyżkę, będziesz mógł kupić taki jeden flakon. Zapamiętaj nazwę: Madame Rochas. A teraz spieprzaj stąd – rzuciła wrogo. Zamknęła torebkę i odrzuciła ją na tapczan.

Mężczyzna spuścił głowę, przetarł twarz i cofnął się do drzwi. Ewa pierwsza wyszła na schody, czekając z ręką na klamce. Kiedy powoli ruszył w dół, przekręciła klucz w zamku. Mijając go, rzuciła przez ramię:

– Nie pętaj mi się tu więcej. Nie potrzebuję ani ciebie, ani twojej dobroci i daj mi raz na zawsze święty spokój.

Nie mówiąc do widzenia, szybko zeszła na dół. Na moment zatrzymała się przy drzwiach piętro niżej, jakby nasłuchiwała. Kiedy zorientowała się, że mężczyzna ją obserwuje, zeszła na dół.

Wyjrzał przez okno. Zniknęła w prześwicie bramy. Usta miał zaciśnięte. Zabolało go to, co usłyszał. Ruszył za nią. Przez chwilę szedł ulicą. Z daleka migała mu jasna sylwetka dziewczyny. Ewa skręciła za róg i stanęła na postoju taksówek.

Zatrzymał się koło sklepu, udając, że ogląda wystawę. Kolorowy Święty Mikołaj jechał sankami z wózkiem pełnym kosmetyków.

Po