59,00 zł
Książka w 13 rozdziałach przedstawia pomidora w bardzo różnych kontekstach. Od historii, językoznawstwa, pierwszych wzmianek w tekstach europejskich, w tym polskich, sztuki malarskiej przez ewolucję, genetykę, amatorską uprawę, a na właściwościach zdrowotnych skończywszy. Książkę kończy Kalendarium Pomidora, czyli zestawienie najważniejszych wydarzeń od 100 mln lat temu do czasów bieżących. To pierwsza na rynku polskim tego typu publikacja. Bogato ilustrowana, wszechstronna, obowiązkowa pozycja dla miłośników i hodowców pomidorów, która kompleksowo i przystępnie opisuje zagadnienia związane z pomidorem.
Aztekowie, według historyków, jako pierwsi udomowili pomidora, ale czy tylko Aztekowie? Jaka była kultura rolna Azteków? Dlaczego w raju azteckim rósł pomidor? Jakie były pierwsze wzmianki konkwistadorów o pomidorze? Czy kanibalizm rytualny w sosie pomidorowym jest historycznym faktem? Rolnictwo to najlepszy wynalazek człowieka. Kiedy i gdzie człowiek udomowił pomidora i inne rośliny? Różnorodność nazewnictwa pomidora na świecie ukazuje szlaki dystrybucji handlowej i oddziaływań kulturowych sprzed wieków. Mapy nazw "pomidor" a mapy geopolityczne na świecie. Aztekowie w języku nahuatl nazywali pomidora xitomatl (czytaj: szitomatl), ale jaka metafora mezoamerykańskiej wyobraźni tkwi u podstaw tej nazwy? Jaki jest najlepszy wiersz o pomidorze? Kiedy po raz pierwszy napisano w polskim języku słowo pomidor? Najstarsza polska koncepcja pochodzenia pomidora? Najstarszy przepis na zupę pomidorową w Polsce? Kiedy powstała pierwsza ilustracja z wizerunkiem pomidora w sztuce światowej i polskiej?
Czy ostatni król Polski spożywał pomidory? Co to znaczy pomidor Melendeza? Jakie renesansowo-barokowe zielniki znały już pomidora? Czy był wśród nich polski zielnik? Dlaczego jeden z dzikich krewnych pomidora nosi nazwę polskiego profesora Tadeusza Chmielewskiego? Jakie geny spowodowały powstanie pomidora uprawnego?
Czytelnik znajdzie tu także unikalne receptury autora na biologiczne preparaty ochronne, żywieniowe, opis wpływu bakterii, niektórych owadów i grzybów na uprawę pomidora. Czym różnią się nawozy sztuczne od nawozów organicznych? Co i o czym "gada" się w glebie? Wyczerpujący opis amatorskiej uprawy w ogrodzie.
Jak się nazywa jeden z najsilniejszych w przyrodzie antyoksydantów i dlaczego występuje w pomidorze? Jaki bank na świecie w swojej biznesowej misji powołuje się na pomidora?
Rewolucja francuska, Salem, kolonizacja kosmosu, dinozaury, meteoryty, Antarktyda... - jaki mają związek z pomidorami?
To tylko garstka pytań, na które znajdziesz odpowiedzi w tej niezwykłej książce, liczącej ponad 530 stroni i 120 ilustracji.
Spis treści
Wstęp 5
1. Pierwsze spotkanie z pomidorem, czyli zaludnienie Ameryki 11
2. Nie tylko Aztekowie 23
3. Krótka konkwista 53
4. Rolnictwo, czyli najlepszy wynalazek człowieka 73
5. Mapy onomastyczne nazwy „pomidor” 93
6. Etymologia pierwszej nazwy pomidora: xitomatl 105
7. Język, pismo, pomidor 121
8. Pomidor w najstarszych tekstach 135
9. Pomidor w polskich tekstach 189
10. Ilustracje pomidora 233
11. Ewolucja, klasyfikacja, genetyka 277
12. Amatorska uprawa pomidorów 355
13. Pomidor i zdrowie 481
Subiektywne kalendarium pomidora 501
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Trudno sobie wyobrazić lato bez pomidorów, tak samo jak trudno wyobrazić sobie świat bez Słońca. Zrywane w popołudnie, niepodlewane od dwu dni, gdy ostygną po upalnym skwarze, krojone błyszczą w słońcu, a wokół rozchodzi się niezrównany aromat i wreszcie smak przeszywający na wskroś wszelki podstęp. Każdy smakuje pomidora według własnych upodobań. W lecie na surowo z oliwą z oliwek i serem długodojrzewającym, z kawałkami daktyla, dla większości z nas pomidor jest smakową eureką. Czosnek, zioła, bazylia, rozmaryn, sól kamienna, która ma co najmniej dwieście milionów lat… Greckie panta rhei i rzymskie eheu w jednym, dziedzictwo Śródziemia, chociaż ani Grekom, ani Rzymianom w starożytności nie było dane zaznać tego smaku. Czerwone, wytrawne wino, a w pobliżu fasolka szparagowa, przyjaciółka pomidora jeszcze z azteckiego raju, i papryczka chili. Obok, pod gołym niebem, wylegują się w słońcu koty – jaguary, a z ciepłym zmierzchem wita nas na tarasie fruczak, słowiański koliberek i przez chwilę poczujesz, że przybyła tu cała Mezoameryka.
W sezonie letnim częstym gościem w dzień bywają ropuchy, jeśli koty śpią, a żaby w nocy. W namiocie roją się niezliczone rodzaje owadów, nasze płazy w zamian za gościnę odwzajemniają się trzebieniem uciążliwych ślimaków i insektów, a biedronki, osy i pająki dokarmiają swoje pociechy uciążliwymi mączlikami. Ubożuchne żółcienie kwiatów pomidora odwiedzają trzmielowate i wszystko wokół wibruje i brzęczy jak na łące… Warto od czasu do czasu potrząsnąć kwiatkami; pomidory są samopylne, a w namiocie wiatr ma ograniczone pole działania. W Chinach powstał zawód zapylacza gęsim piórem, bowiem środki chemiczne stosowane w rolnictwie wytruły naturalnych, owadzich zapylaczy. Jeśli nie masz pióra, zapylaj pędzelkiem o miękkim włosiu lub zamontuj wentylatory – zapylą i ochłodzą uprawę wirami powietrza.
Pomidor i inne rośliny nabierają witalnej mocy podczas przesilenia letniego w czerwcu, kiedy noc jest najkrótsza w roku. Jest wówczas silny, jędrny, zdrowy, żarłoczny i korzysta z niespotykanych w rejonach, z których pochodzi, nadmiarowych porcji światła słonecznego. W lipcu i sierpniu raczy nas hojnie plonami i zachwyca widokiem nawet małe dzieci, które próbują wyszukanymi słowami po raz pierwszy nazwać to niezwykłe zjawisko pośród zielonych liści. W letni dzień z rana kładziemy plastry pomidora na rozgrzaną oliwę w patelni, koniecznie z grzybem, jak zalecał po raz pierwszy w Europie wenecki lekarz – przyrodnik Matthioli w 1544 r., uwspółcześniamy o dwa ząbki czosnku, parę plasterków czerwonej cebuli, no i jajka, oczywiście tylko od kur szlachetnych, które zaznały boski smak dżdżownicy. Dla równowagi przyrody w tym samym okresie nasilają się inwazje obcych do raju: bakterii, wirusów, grzybów, owadów i jeśliby przechylały szalę na swoją stronę, ta sama przyroda rodzi ich antagonistów.
Zdarza się, że w drugiej połowie września ptaki przygotowujące się do odlotów odwiedzają plantację lub namiot na chwilę, aby posilić się przed podróżą dojrzałym, miękkim miąższem pomidora – i niech tak będzie!, bo rośliny próbują powiększać swój zasięg terytorialny, wszak nie mają odnóży… W ten sam sposób tysiące lat temu dziki pomidor podróżował z niegościnnych, zachodnich wybrzeży andyjskich do równika i dalej na północ aż do Meksyku, gdzie został udomowiony. W drugiej połowie września traci witalność, jesienna równonoc klimatu umiarkowanego, charakterystyczna dla strefy równikowej, boleśnie przypomina, skąd pochodzi. Przestaje rosnąć, aż w końcu, wraz z krótszym dniem i dłuższą nocą, pomidor powoli umiera. Najpierw liście, szczególny organ mowy, później łodyga, która próbuje gdzieniegdzie zakwitać, ale bez szans na powodzenie wykształcenia dojrzałego owocu, jakby wierzył, że znowu rozpocznie się ten fascynujący okres czerwcowej obfitości słońca dni długich. I rozwijałby się tak bez końca, i zakwitał, i owocował, niczym winorośl, bo jest z natury byliną, ewolucyjnie spokrewniony z winoroślą, jednak niska temperatura, która rzadko występuje w naturalnych siedliskach pochodzenia, jest bezlitosnym kresem życia. Receptory odbierają sygnał końca, metabolizm ustaje, elektrownia komórkowa zwalnia i gaśnie, ale pozostają drogocenne nasiona, szczególnie starych odmian pomidorów (tzw. Scheda, Heritage), które mają moc ponownych narodzin w następnym obrocie Ziemi wokół Słońca. W namiocie można przedłużyć życie pomidora, trochę kwiatów zakwitnie i wykształci małe, zielone owoce, które trzeba będzie zerwać w gasnącym słońcu października, owinąć w papier i zanieść na strych, a jak dobrze pójdzie, to może na Świętego Mikołaja będzie można uraczyć się ich bladym smakiem, rzadziej na Boże Narodzenie, ale będzie to smak powierzchowny, nie na wskroś, bez ciepła i światła słonecznego.
Jesienią i zimą koimy tęsknotę za pomidorami, podgrzewając przecier okraszony oliwą, czosnkiem i suchą bazylią. Spożywamy wówczas jedno z najsmaczniejszych i najcenniejszych lekarstw na świecie – likopen. Marzec, przedwiośnie i wiosna to czas troskliwej opieki oraz przygotowań do uprawy kolejnego pokolenia pozyskanego z nasion naszych ulubionych słońc ubiegłorocznej galaktyki.
Kiedyś królowały odmiany z cienką skórką, bardziej soczyste, a obecnie z grubą, aby nie pękały przy mechanicznym zbiorze i w transporcie. Ten pierwszy ma najlepsze walory smakowe, dlatego obecny agrobiznes na wszelkie sposoby upodabnia pomidory niedojrzałe do dojrzałych, niesmaczne do smacznych, aby długo i powierzchownie wyglądały atrakcyjnie jak hollywoodzkie aktorki. Jakość pomidora w sklepie stanowi niezłą diagnozę stanu kultury, szacunku do człowieka i przyrody w społeczeństwie.
Najpierw łowiectwo, później rolnictwo umożliwiły ludziom obserwowanie świata w logicznej spójności. Dzisiejszy człowiek ery cyfrowej ma ograniczony kontakt z rzeczywistością przyrody. Tracąc zdolność logicznego myślenia, jest podatny na uproszczone wizje świata. Samodzielna uprawa pomidorów jest jedną z wielu dróg powrotu.
Pomidornik, czyli pomidorowy podróżnik, to przewodnik po trzynastu pomidorowych podróżach, czyli tylu ile do dziś występuje we wschodnich Andach dzikich przodków pomidora wraz z nim samym. Będą to podróże przebiegające przez obszary historii, cywilizacji mezoamerykańskich, językoznawstwa, rolnictwa, malarstwa, literatury, ewolucji biologicznej i w końcu praktyki amatorskiej uprawy oraz zdrowia. Pomidornik kończy się Subiektywnym Kalendarium ciekawych zdarzeń z historii pomidora. Podróże nie są ze sobą ściśle powiązane, możesz rozpocząć od której chcesz, każda jest odrębną wędrówką, każdy rozdział kończy się krótką ciekawostką „Okno w oknie”, którą spotkaliśmy mimochodem podczas ostatniej podróży, i nie zawsze dotyczy pomidora, a może stać się mapą kolejnej wędrówki...
Miłego po(mi)d(o)różowania!
Solanum Arcanum
Kiedy ludzka stopa po raz pierwszy stanęła na ziemiach Ameryki? Kim byli ci pierwsi ludzie? To ich potomkowie, wśród ogromnej różnorodności roślin obu kontynentów, odkryli dzikiego pomidora i go udomowili. Kiedy dokładnie dotarli tam pierwsi ludzie?
W tej kwestii długo obowiązywała koncepcja First Clovis, głosząca, że pierwsi ludzie dotarli z Azji do Ameryki 13 tys. lat temu, zaś „człowiek z Clovis” to najstarsze w obu Amerykach zachowane szczątki ludzkie odkryte podczas budowy autostrady w latach 30. XX w. i ocalone przez miejscowego nauczyciela w miejscowości Clovis, stan Nowy Meksyk. Obok szczątków kostnych odnaleziono kamienne groty strzał o subtelnym, niepowtarzalnym, obustronnym kształcie. Kulturę Clovis uznano za najstarszą kulturę kontynentów amerykańskich, bowiem jej artefakty odnaleziono w obu Amerykach. Pomostem do wędrówki homo sapiens z Azji do Ameryki był region Cieśniny Beringa. Obecnie, w dobie interglacjału, dwa kontynenty są oddzielone cieśniną o głębokości ok. 80 m i szerokości ok. 140 km, ale w okresach zlodowaceń (glacjałów) bywał szlakiem lądowym do Ameryki. Na kontynentach amerykańskich odnajdywano jednak w XX w. starsze stanowiska archeologiczne pobytu człowieka niż w Clovis, ale bez dowodów kostnych. Nowy Meksyk o suchym klimacie posiada doskonałe warunki do zachowania się materiału szkieletowego. Fosylizacja kości w środowisku o dużej wilgotności – a takie warunki panują w Mezoameryce i większej części Ameryki Południowej – jest praktycznie niemożliwa. Metody datowania węglem są wciąż doskonalone1. Chronologię archeologicznych stanowisk bytowania człowieka (bez ludzkich szczątków) w amerykańskich odkrywkach zlokalizowanych w XX w., a doprecyzowano w XXI. Wyniki tych ustaleń rzucają nowe światło na zasiedlenie Ameryki przez naszych przodków.
W Ameryce Południowej najbardziej wysuniętą na południe odkrywką jest chilijskie Monte Verde z 1977 r. (45 st. szer. S) datowane na 14,8 tys. lat, ale odkrywka z 1997 r. z niższych warstw datowana jest już na 33–35 tys. lat temu2. Jaskinia Toca de Tira Peia w Brazylii datowana jest na 22 tys. lat3, w Ameryce Północnej jaskinia Point w Oregon na 14,4 tys. lat4, Buttermilk Creek na 15,5 tys. lat5, słynna kanadyjska Blue Fish Cave6 na 24 tys. lat, a meksykańskie stanowisko z 2020 r. – jaskinia Chiquihuite – datowane jest na 30 tys. lat7. To tylko niektóre przykłady kwestionujące hipotezę First Clovis, która jest wizją człowieka zdobywającego Amerykę podczas końca ostatniej epoki lodowcowej rozpoczętej ok. 14–15 tys. lat temu. Potwierdzone znaleziska archeologiczne bytowania człowieka bez dowodów kostnych wskazują na to, że pierwsze zasiedlenia rozpoczęły się jeszcze podczas glacjału, który nadszedł około 36 tys. lat temu.
Zasiedlanie Ameryk nie odbywało się tylko szlakiem Beringii. Wiemy o powstaniu pierwszych osad wikingów ok. X w. w Ameryce Północnej; prawdopodobnie niewielkie grupki pierwszych ludzi mogły przybyć również z płd.-wsch. Azji, Polinezji lub Australii ok. 30 tys. lat temu bezpośrednio drogą morską. Były to jednak bardzo nieliczne populacje. Pomimo tego że kultura Clovis nie była pierwszą kulturą paleoindiańską, to jej znaczenie polega na tym, że jako jedyna osiągnęła tak duży zasięg terytorialny, a charakterystyczne groty i narzędzia w stylu Clovis znajdujemy w obu Amerykach. Narzędzia obróbkowe z innych stanowisk nie są wykonane tak precyzyjnie i nie posiadają takiego zasięgu terytorialnego. Z tym faktem wiąże się najciekawsza hipoteza zasiedlenia poza szlakiem Beringii, której autorem jest antropolog Denis Stanford. Uważał, że kultura Clovis była kontynuacją kultury solutrejskiej z Europy, a jej przedstawiciele przemieścili się pieszo lub prymitywnymi łódeczkami wzdłuż południowych obrzeży ogromnego lądolodu północnego, jaki powstał w linii od kanału La Manche do Nowej Funlandii w Ameryce Północnej, ok. 18–20 tys. lat temu. Kultura solutrejska pojawiła się w Europie po kulturze oryniackiej (20–40 tys. lat temu) i gwałtownie zniknęła ok. 18 tys. lat temu. Stanford sugeruje, że przedstawiciele kultury solutrejskiej wyruszyli w poszukiwaniu nowych terenów na zachód przez Atlantyk obrzeżami lądolodu. Jednym z dowodów na pokrewieństwo kultur Clovis i solutrejskiej jest według niego podobieństwo wzornictwa narzędzi, a szczególnie subtelnej linii kamiennych grotów z charakterystycznym, obustronnym ostrzeniem. Specjaliści twierdzą, że podobna stylistyka nie mogła powstać w historii dwa razy niezależnie od siebie.
Istnieje analogiczna hipoteza podobieństwa kultury Majów z kulturą mykeńską z Krety, co miałoby świadczyć o przedhistorycznym, dalekomorskim kontakcie tych dwu kultur via Atlantyk. Brak jednak na to przypuszczenie przekonujących dowodów oprócz inklinacji estetycznych dotyczących charakterystycznego koloru niebieskiego w obu kulturach po przeciwnych stronach Atlantyku.
Grot to dzieło kultury solutrejskiej (z lewej strony, domena publiczna National Archeological Museum in France), z prawej grot kultury Clovis (https://historycooperative.org/clovis-people/)Precyzyjnie wykonane ostrza w stylu kultury Clovis stosowali Aztekowie jeszcze w XVI w., od których Hiszpanie pozyskali udomowione pomidory i dostarczyli je do Europy. Aztecki oszczep zwany atlatlem posiadał podobny rodzaj ostrza. Atlatle były miotane ze specjalnych wyrzutni trzymanych w dłoni wojownika. Podobne wyrzutnie były stosowane jeszcze w walkach z hiszpańskimi konkwistadorami. Zasięg miotania atlatlem pozwalał na trafienie celów oddalonych nawet o 250 m, podczas gdy zasięg tradycyjnego oszczepu ma zasięg ok. 100 m. Atlatl miotał pociski z większą siłą, co pozwalało przebić skórę mamuta, bowiem był używany podczas polowań na megafaunę przez Paleoindian.
Czy udomowienie pomidora można przypisać naszym europejskim przodkom kultury solutrejskiej? Współczesne badania genetyczne potwierdzają, że tylko szlaki lądowe z Azji do Ameryki przez Beringię umożliwiały migrację dużych populacji, ponieważ materiał genetyczny z Clovis jest najbardziej spokrewniony ze współczesnymi Indianami, którzy genetycznie pochodzą od ludów syberyjskich, a rozdzielenie tych populacji mogło mieć miejsce około 15–25 tys. lat temu. Według genetyków populacyjnych minimalna liczba osobników gwarantująca przetrwanie i rozwój populacji to 5 tys. Wystarczyłoby zatem 5 tys. przybyszów, koczowników, którzy, podążając za stadami wędrujących zwierząt, zasiedliliby amerykańskie tereny w kilku falach.
W jaki sposób podwodny obszar dzisiejszej Cieśniny Beringa stał się szlakiem lądowym? Pierwsi ludzie Ameryki rozstali się ze swoimi przodkami w Azji syberyjskiej nie dlatego, że cieśnina zamarzła, a wręcz przeciwnie. Przechodzili ten obszar suchą stopą, nie mając świadomości, że kiedykolwiek było tutaj morze.
Podczas zlodowacenia skumulowane czapy lodu obniżyły poziom mórz nawet o 100 m, zasysając wodę z płycizn, ponieważ objętość zamarzniętej wody jest większa niż w stanie płynnym o około 10%. Z płycizn oceanu wyłonił się niewielki kontynent zwany Beringią. Był to obszar o rozmiarach 5 tys. km na 1 tys. km i powierzchni ok. 5 mln km2. Beringię zasiedliła najpierw roślinność i zamieniła w ogromne pastwisko dla megafauny. Włochate mamuty, olbrzymie leniwce, stada dzikich koni przemierzały przestrzenie nowej krainy. Za wielkimi stadami fauny, ich życiodajnym tłuszczem i ciepłymi skórami podążały z Azji cierpliwie maleńkie sylwetki pierwszych ludzi. Przebywszy Beringię, dotarli na ogromne połacie lodowców Ameryki Północnej, które powiększały swoją grubość przez wciąż padający i zamarzający śnieg epoki lodowcowej. Niektórzy z nich podejmowali wyzwanie i wędrowali dalej, biorąc ze sobą zapasy tłuszczu i ciepłych skór. Pierwsze szlaki wędrówek po pokonaniu śnieżnego pomostu dzisiejszych Aleutów musiały prowadzić przybrzeżnym lądem i przybrzeżnymi wodami półwyspów Alaski i Jukonu, a nie środkiem lodowca, bo tylko tam istniały warunki do przeżycia. Jak wskazują siedliska bytowania, pierwsze grupki ludzi mogły wkroczyć na kontynent amerykański już podczas epoki lodowcowej około 35 tys. lat temu, gdy tereny Ameryki Północnej pokrywała dwukilometrowa warstwa lodu (w Europie człowiek przebywał już 7–10 tys. lat). W tak trudnych warunkach, bez dostępu do pożywienia, długa wędrówka przez środek kontynentu była niemożliwa. Ludzie potrzebowali pożywienia, rodziły się dzieci, gdzieś trzeba było pomieszkiwać i tworzyć kulturę jako przekaz strategicznych informacji dla kolejnych pokoleń. Pokrywa lodowca nie posiadała zasobów dla takiego życia, dlatego zmierzali w niezmordowanym trudzie z północy na południe przybrzeżem oceanu, od szlaku mroźnych wiatrów Arktyki i Alaski przez obszar, gdzie powstanie w przyszłości San Francisco, Los Angeles, przez Półwysep Kalifornijski, Mezoamerykę, Przesmyk Panamski, parną Amazonię, chłodne łańcuchy Andów, aż w końcu pierwszy z nich dotarł do niespokojnej Ziemi Ognistej i… zawrócił. Prawdopodobnie w tym czasie nastąpiło pierwsze spotkanie człowieka z dzikim gatunkiem pomidora, gdzieś na zachodnim wybrzeżu andyjskim. W okolicach przylądka Pariñas, tam dzikie owoce pomidora były czerwone, a dalej na południe, na wyżynach – zielone. Załóżmy, że około 25–30 tys. lat temu człowiek poznał po raz pierwszy smak dzikiego pomidora, który nie był niezbędnym pokarmem jak mięso, ale był smacznym i zdrowym dodatkiem do diety jak owoce runa leśnego. Dla pierwszej fali zasiedlenia „przybrzeżnym szlakiem pacyficznym” góra McKinley (6194 m n.p.m.), najwyższy szczyt Ameryki Północnej, była miejscem szczególnym. Największy kierunkowskaz na horyzoncie ukazywał dwie różne drogi do przyszłości: na zamarzniętą północ i wschód oraz morskim przybrzeżem Pacyfiku na ciepłe południe.
Z pokolenia na pokolenie przekazywano zalecenia: „kiedy ujrzycie przed sobą świętą górę z białym szczytem utkwionym w niebie – stańcie twarzą na wprost tak, żeby za plecami mieć zachodzące słońce. Wędrujcie drogą w przeciwnym kierunku do serca, rozmawiajcie z duchami morza i wędrujcie w stronę, gdzie podczas dnia słońce stoi najwyżej na niebie, aż w końcu dotrzecie do raju – zielonego, bez śniegu i białego mrozu; ale biada wam, jeśli pomylicie drogi, bo pochłonie was na zawsze wieczna, biała śmierć, co zamienia wszystko w kamienie…”
Wędrowali nie tylko przybrzeżnym lądem, ale także kleconymi łódkami na trudnych odcinkach, znanymi już w paleolicie, wciąż wzdłuż wybrzeża, żywiąc się darami oceanu i wypływających rzek. Tworzyli w przybrzeżnych jaskiniach pierwsze siedliska, osady na amerykańskiej ziemi. Obecnie trudno do nich dotrzeć, ponieważ znajdują się pod poziomem wód Pacyfiku, który od czasu glacjału podniósł się około 100 m.
Grot to dzieło kultury solutrejskiej (z lewej strony, domena publiczna National Archeological Museum in France), z prawej grot kultury Clovis (https://historycooperative.org/clovis-people/)Nadchodzące ocieplenie (interglacjał) spowodowało powolną izolację Ameryk poprzez ponowne podniesienie poziomu mórz, a także pęknięcie pokrywy lodowej wzdłuż Kordylierów i Gór Skalistych, w efekcie czego powstały dwa lodowce, a pomiędzy nimi długi, lądowy korytarz wiodący prosto na południe kontynentu północnoamerykańskiego. Nowy szlak interglacjalny dla przybywających z Beringii. Wędrując z północy na południe kontynentu, korytarz powoli rozszerzał się, a po ok. 2 tys. km był już rozwarty na 400 km. Oczom pierwszych koczowników musiał ukazać się widok zapierający dech w piersiach: wielkie, zielone pastwiska z pasącymi się zwierzętami nieznającymi dotąd człowieka, tereny z bagnami i jeziora obfite w ryby oraz wszelkie ptactwo. Ziemia amerykańska podczas ocieplenia rozwarła się w swej lodowatej gardzieli na północy, wydając z miłością pierwszych koczowniczych synów na ciepłe łono południa. Archeolog Jack Ives zobrazował drogi zasiedlenia Ameryki z Azji dwiema autostradami: wybrzeże zachodnie było autostradą nr 1, a korytarz międzylodowcowy autostradą nr 2. Tą pierwszą podążali pierwsi zdobywcy podczas glacjału, szlakiem lądów i wód przybrzeżnych zachodniego wybrzeża. Autostrada nr 2 „korytarzem w pękniętym lodowcu” otworzyła się o wiele później, podczas interglacjału, ocieplenia ok. 7–8 tys. lat temu, trwającego w zasadzie do dzisiaj. Kontynentalny lodowiec o grubości 2–3 km, który pokrywał całą dzisiejszą Kanadę i północne obszary USA aż do doliny rzeki Ohio i dzisiejszego Nowego Jorku, pod wpływem ciepła przełamał się. Pokrywa lodu podzieliła się na dwa lodowce: zachodni – kordylierski i wschodni – lauretański. Kordylierski powoli osunął się w wody Pacyfiku, a lauretański osiadł na wielkiej równinie, tworząc majestatyczny region Wielkich Jezior. Płd.-wsch. część osunęła się korytem Missisipi i spłynęła w wody Atlantyku do Zatoki Meksykańskiej. Interglacjalny szlak lądowy pękniętego lodowca prowadził wprost do Tenochtitlan, dzisiejszego Meksyku, stolicy Mexików, zwanych później Aztekami. To tam ostatni władca Azteków podjął Hernana Corteza królewską ucztą, na której podano pomidory. W Ameryce Południowej lądolód wił się z południa od Antarktydy dwiema ścieżkami: wschodnią przez Argentynę i zachodnią przez Andy. Andyjski górski jęzor był zacieklejszy, bo osiągnął prawie szerokość geograficzną południowej Kuby, zajmując m.in. część pierwotnych habitatów dzikiego przodka współczesnego pomidora.
Osobliwością izolacji biologicznej kontynentów amerykańskich jest m.in. ewolucja gatunku konia, łac. Equus, którego zabrakło Aztekom, Majom i Inkom w kluczowej konfrontacji z hiszpańskimi konkwistadorami. Jak na ironię gatunek Equus pojawił się pierwszy raz ok. 1–2 mln lat temu w Ameryce Północnej, a stąd w cyklach glacjalnych koń przedostawał się na stepy Eurazji przez Beringię. Dzięki tym migracjom przetrwał do dzisiaj, ponieważ jego los w Ameryce został przesądzony. Amerykański koń był jedną z wielu ofiar wymierania megafauny, być może także z powodu polowań z użyciem grotów Clovis, miotanych z atatlów. 10 tys. lat temu dziki gatunek konia przestał istnieć w swojej amerykańskiej kolebce, a jego udomowienie nastąpiło dopiero w Eurazji ok. 6 tys. lat temu. Koń jednak powrócił do Ameryki w XVI w. drogą morską na pokładach hiszpańskich galeonów podczas konkwisty, wzbudzając powszechny zachwyt i przerażenie. W przekazach azteckich był określany jako jeleń, którego dosiadają biali bogowie. Na kontynentach amerykańskich wielkie wymieranie megafauny (słonie, konie, lwy, tygrysy, gepardy) trwało ok. 5 tys. lat (7–12 tys. lat temu), dużo później niż w Europie (40–100 tys. lat temu). W Europie i w Ameryce przyczynił się do ich zagłady inny interglacjał. Wyobrażenia wymarłej, amerykańskiej megafauny przechowały się fragmentarycznie w mitach tamtejszych kultur, między innymi Azteków, którzy kultywowali epokę tzw. gigantów w historii świata. Hiszpańska konkwista była dla konia powrotem do biologicznej kolebki, a wkład, jaki wnieśli jeźdźcy hiszpańscy podczas potyczek militarnych z ludami Mezoameryki, był decydujący – Indianie bardzo szybko stali się jednymi z najlepszych hodowców i jeźdźców konnych na świecie.
Rytm ochłodzeń i ociepleń, czyli glacjałów i interglacjałów, jest również rytmem migracji istot żywych. Ocieplenia powodowały izolacje, a ochłodzenia migracje. Ten rytm jest jak biologiczna śluza przepustowa dla łaknących nowych przestrzeni pierwszych ludzi, zwierząt, roślin. Izolacja geograficzna Ameryk, która trwa już 8 tys. lat, spowodowała, że ludzie tam mieszkający posiadali jedną z najbardziej odizolowanych kultur i biologii. O ile ruch kontynentów w skali czasowej ewolucji człowieka nie odegrał zauważalnej roli, o tyle cykliczność klimatu Ziemi, podlegająca stałym rytmom zlodowaceń, odegrała rolę fundamentalną. Pierwsze migracje homo sapiens z Afryki datujemy na ok. 200 tys. lat temu. Przez ostatnie 115 tys. lat duże epoki lodowcowe nawiedzały Ziemię co najmniej trzy razy. Obecnie znajdujemy się w końcu kolejnego interglacjału, po którym nastąpi kolejna epoka lodowcowa. John Imbrie z Uniwersytetu Browna8 postulował w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, aby dzięki zwiększonej emisji CO₂ ludzkość przedłużyła obecny interglacjał jeszcze o 23 tys. lat. Obawa przed zlodowaceniem ma swoje dramatyczne uzasadnienie, albowiem w historii naszej planety zdarzył się okres, podczas którego Ziemia była pokryta na całej powierzchni śniegiem i lodem.
Około 18 tys. lat temu Nowa Gwinea była połączona z Australią podobnym pasem lądowym jak Beringia, gdyż lodowe czapy spowodowały spadek poziomu mórz na całym globie. W saharyjskich jaskiniach do dzisiaj podziwiamy na środku pustyni malowidła naskalne sprzed 8 tys. lat, ukazujące lasy pełne zwierząt wszelkich form. W tamtym okresie strefa umiarkowana i podzwrotnikowa, w której dzisiaj żyje większa część ludzkości, zostały „wciśnięte” w strefę równikową przez rozrastające się z obu biegunów czapy lodowców. Nie pierwszy raz w historii strefa życia została ściśnięta na niewielkim pasie lądu. Z kolei w okresach ocieplenia organizmy żywe dokonywały kolejnej rekonkwisty na obszary polodowcowe. W Europie lądolód zanikł całkowicie dopiero ok. 7 tys. lat temu. Cofnięcie się lodowca w Ameryce Północnej o 2 tys. km (od Ohio do Zatoki Hudsona) trwało mniej niż 6 tys. lat w sposób niezauważalny dla istot żyjących: 333 m rocznie, 1 metr dziennie, 5 cm na godzinę… Ślimak porusza się z prędkością 7 m na godzinę.
Tzw. mała epoka lodowcowa, trwająca ze szczególnym nasileniem w latach 1650–1850 miała wpływ również na historię agrarną pomidora w Europie. Zmniejszyła możliwość jego adaptacji i znacznie opóźniła uprawy Solanum lycopersicum szczególnie w krajach położonych na północ od Alp.
Zmiany cykli glacjalnych powodowane są między innymi zmianami aktywności Słońca w aspekcie ruchu Ziemi na orbicie, co jako pierwszy opisał Milankovic (cykle Milankovicia) oraz w aspekcie aktywności termojądrowej Słońca (plamy na Słońcu). Obserwacje okresowych plam słonecznych trwają już od XVII w. Stwierdzono, że im mniejsza ilość grup plam jest obserwowana na Słońcu, tym niższa temperatura występuje na Ziemi, np. minimum Maundera z lat 1650–1700 i minimum Daltona z lat 1810–1845. Na szczęście od roku 1950 notujemy tzw. maksimum słoneczne. Zagadnienia klimatu, jego zmian i zlodowaceń nieustannie stanowią główny temat naukowych debat.
1 Doprecyzowano m.in. okres przybycia homo sapiens do zachodniej Europy na 45 tys. lat temu (Włochy, jaskinia Cavallo), a nie jak przypuszczano wcześniej 40 tys. lat temu.
2 Monte Verde dokumentuje siedliska ludzkie w formie 12 podłużnych domostw z glinianymi tunelami w podłodze służącymi do ogrzewania i przygotowania posiłków. Resztki zachowanych posiłków to dzikie odmiany ziemniaka, owoce morza (osada znajduje się na terenie nabrzeżnym). Brak szczątków ludzkich w innych regionach Ameryk nie oznacza braku bytności człowieka. Monte Verde jest miejscem, w którym pomieszkiwali pierwsi ludzie przybywający tu falami przez tysiące lat w cyklach epoki lodowcowej i epoki ocieplenia.
3 Toca de Tira Peia zawiera kamienne artefakty.
4 Zachowały się skamieniałe koprolity ludzkie i resztki jadłospisu.
5 Zachowały się kamienne narzędzia.
6 Dzięki niezmordowanemu odkrywcy Cinq-Marsowi, który wbrew przyjętym stereotypom, będąc często obiektem kpin i żartów kolegów po fachu, dotrwał do końca potwierdzenia prawidłowości swojego niezwykłego odkrycia. Obecnie artefakty z jaskini Bluefish w Kanadzie datuje się na 24 tys. lat, a nacięcia na końskiej żuchwie potwierdzono jako rezultat ludzkiego sprawstwa. Odkrycie to ostatecznie przekreśliło hipotezę zasiedlenia First Clovis.
7 Zachowały się kamienne obiekty.
8 T.H. van Andel, Historia Ziemi idryf kontynentalny, Warszawa 1991.
Tekst: Adam Binduga
Korekta merytoryczna: prof. dr hab. Janina Gajc-Wolska
Przygotowanie publikacji
Ef Ef Usługi Wydawnicze | ef-ef.pl
Redakcja: Maciej Lidachowski
Korekta: Grzegorz Szczepaniak
Skład i projekt okładki: Ewa Krefft-Bladoszewska
Copyright © Adam Binduga, 2025
ISBN 978-83-976879-1-2 (epub)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, publikowanie irozpowszechnianie utworu bądź jego fragmentów bez zgody autora zabronione.
Wstęp
Pierwsze spotkanie z pomidorem, czyli zaludnienie Ameryki
Ocieplenia, ochłodzenia
Cover