Polska. Opowieść o dziejach niezwykłego narodu 966-2008 - Adam Zamoyski - ebook

Polska. Opowieść o dziejach niezwykłego narodu 966-2008 ebook

Adam Zamoyski

0,0
49,90 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Bestsellerowe dzieje Polaków – do czytania jednym tchem!

Żywiołowa i dramatyczna opowieść znakomitego historyka. Książka napisana z rozmachem, przejrzyście i w sposób zrozumiały dla każdego, przy tym nie bez osobistych, czasem kontrowersyjnych opinii – co czyni ją jeszcze atrakcyjniejszą.

Znajdziemy tu politykę, wojny, kulturę, problemy religijne i historię zmieniającego się społeczeństwa. Adam Zamoyski opowiada historię Polaków z dwojakiej perspektywy: Polaka, rodzinną tradycją przywiązanego do polskiej kultury, i Anglika, który obserwuje nas z zewnątrz. I dostrzega to, co w rodzimej historii najbardziej światłe, wyjątkowe, tragiczne, ale i to, co mało chwalebne.

Styl Adama Zamoyskiego jest świeży i niezwykle przyjazny – książkę czyta się jak swobodny list od przyjaciela. Doskonałe wprowadzenie dla tych, którzy nie znają historii Polski, i źródło inspiracji dla tych, którym wydaje się, że znają ją aż za dobrze.

Anne Applebaum, "The Spectator"

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 540

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ty­tuł ory­gi­nału: Po­land. A Hi­story
Opieka re­dak­cyjna: JO­LANTA KOR­KUĆ
Re­dak­cja: PAU­LINA OR­ŁOW­SKA
Ko­rekta: EWA KO­CHA­NO­WICZ, LI­DIA TI­MO­FIEJ­CZYK, ANETA TKA­CZYK, DO­ROTA TRZCINKA
Wy­bór ilu­stra­cji: MAR­CIN STA­SIAK
Opra­co­wa­nie map: AN­DRZEJ NAJ­DER
Opra­co­wa­nie gra­ficzne: RO­BERT KLE­EMANN
Fo­to­gra­fia na okładce: ko­pia ob­razu J. Brandta Skła­da­nie sztan­da­rów z 1905 r. au­tor­stwa Pio­tra Wa­ler­skiego, fot. Piotr Wa­ler­ski.
Re­dak­tor tech­niczny: BO­ŻENA KOR­BUT
Co­py­ri­ght: © Adam Za­moy­ski, 2009 © Co­py­ri­ght for the Po­lish trans­la­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2011
Wy­da­nie dru­gie
ISBN 978-83-08-07813-6
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl Księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

PO CO TŁU­MA­CZYĆ I WY­DA­WAĆ PO POL­SKU HI­STO­RIĘ NA­SZEGO KRAJU PI­SANĄ W AN­GLII DLA CU­DZO­ZIEM­CÓW? Sam się nad tym za­sta­na­wia­łem, a z po­czątku na­wet by­łem prze­ciw. Ale już raz da­łem się na­mó­wić na wy­da­nie pol­skie wcze­śniej­szej syn­tezy, która, ku mo­jemu zdzi­wie­niu, zo­stała bar­dzo do­brze przy­jęta. Chyba wła­śnie dla­tego, że była pi­sana w kli­ma­cie an­giel­skim i że spo­gląda na nasz kraj i na­sze dzieje z ze­wnątrz. Obecna książka jest tro­chę inna. Po­wstała wła­ści­wie przez przy­pa­dek, po­nie­waż naj­pierw mój wy­dawca an­giel­ski chciał tylko wzno­wić po­przed­nią, a ja, przej­rzaw­szy ją, zo­rien­to­wa­łem się, że zu­peł­nie nie na­daje się do na­szych cza­sów – choć była pi­sana tylko ćwierć wieku temu.

Hi­sto­ria, a ra­czej jak jest poj­mo­wana, leży u sedna toż­sa­mo­ści każ­dego na­rodu i ma ogromny wpływ na to, jak on się za­cho­wuje. Dla nas Po­la­ków jest to nie­zmier­nie istotne, po­nie­waż spo­sób, w jaki od pra­wie trzy­stu lat poj­mu­jemy na­sze dzieje, waha się dra­ma­tycz­nie pod wpły­wem wy­pad­ków, nad któ­rymi nie mamy żad­nej kon­troli. Przez cały okres roz­bio­rów, a po­tem znów pod oku­pa­cją nie­miecką i póź­niej so­wiecką aż po 1989 rok pol­scy hi­sto­rycy ba­dali prze­szłość w du­żym stop­niu z po­trzeby wy­tłu­ma­cze­nia na­szych nie­po­wo­dzeń i „ku po­krze­pie­niu serc” (stąd za­pewne bie­rze się ten nie­zno­śny splot kom­plek­sów wyż­szo­ści i niż­szo­ści, który jest jedną z naj­gor­szych na­szych cech na­ro­do­wych). W XIX wieku, pod­czas gdy inne na­rody spi­sy­wały swe dzieje jako opo­wieść po­stępu i po­wo­dze­nia, two­rząc piękne mity na­ro­dowe, my­śmy się bo­ry­kali z na­szą klę­ską i szu­kali po­cie­sze­nia w me­sja­ni­zmie. Te­raz wi­dzę, że ta moja wcze­śniej­sza książka w ja­kiejś mie­rze także po­wsta­wała pod wpły­wem ta­kich po­trzeb.

W 1989 roku na­ród pol­ski wy­zwo­lił się i od­zy­skał nie­pod­le­głość, więc te dą­że­nia na­gle znik­nęły. Mało tego. Kiedy w la­tach osiem­dzie­sią­tych XX wieku trzeba było opi­sy­wać coś, co się za­koń­czyło ka­ta­strofą, sta­ra­jąc się wy­tłu­ma­czyć, jak do niej do­szło, te­raz na­le­żało opi­sać coś, co się za­koń­czyło trium­fem. Już nie było po­trzeby ubo­le­wać nad li­be­rum veto (po­nie­waż do­pro­wa­dziło do ka­ta­strofy), tylko je opi­sy­wać jako cie­kawy fe­no­men, który w ja­kimś sen­sie może na­wet się przy­czy­nił do osta­tecz­nego triumfu.

W 1989 roku oswo­bo­dzi­li­śmy się spod jarzma so­wiec­kiego, ale nie wy­zwo­li­li­śmy się od na­ło­gów psy­cho­lo­gicz­nych, w które uzbro­ili­śmy się przez te dłu­gie lata nie­po­wo­dzeń i upo­ko­rzeń. Zbio­rowe po­ję­cie na­szej hi­sto­rii na­dal ce­chuje cały ze­staw emo­cjo­nal­nych i pseu­do­re­li­gij­nych od­ru­chów, które prze­szka­dzają w uczci­wej i zrów­no­wa­żo­nej dys­ku­sji na jej te­mat. Ta książka jest skromną próbą uwol­nie­nia się od nich i cho­ciaż dużo ją łą­czy z po­przed­nią, zu­peł­nie ina­czej pod­cho­dzi do wielu rze­czy, szcze­gól­nie do tych okre­sów i te­ma­tów, które wy­da­wały się do­tych­czas naj­bar­dziej bo­le­sne i wy­ma­ga­jące de­li­kat­nego trak­to­wa­nia. Pi­sząc ją, sta­ra­łem się wy­zbyć emo­cji, ob­ser­wo­wać chłod­nym okiem za­równo aspekty bu­du­jące, jak i kom­pro­mi­tu­jące, po­ważne i dzi­waczne, tra­giczne i śmieszne, i wy­daje mi się, że ta­kie spoj­rze­nie na na­szą wspólną prze­szłość żad­nemu Po­la­kowi nie może za­szko­dzić.

Adam Za­moy­ski

Lon­dyn, luty 2011

I

Lud­ność, te­ry­to­rium i ko­rona

WŚRE­DNIO­WIE­CZU, KIEDY LU­DZIE LU­BILI PRO­STE WY­JA­ŚNIE­NIA, ROZ­PO­WSZECH­NIONY W POL­SKIM FOLK­LO­RZE MIT GŁO­SIŁ, ŻE NA­RÓD NIE­MIECKI ZO­STAŁ SPRO­WA­DZONY NA ZIE­MIĘ PRZEZ OD­BYT PON­CJU­SZA PIŁATA. Nie ist­nieje rów­nie przy­datne i pro­ste po­da­nie do­ty­czące ge­nezy na­rodu pol­skiego, a jego po­czątki są ta­jem­ni­cze także dla jego naj­bliż­szych są­sia­dów.

Więk­szość lu­dów Eu­ropy wy­ło­niła się z epoki mrocz­nych dzie­jów w dro­dze wza­jem­nego od­dzia­ły­wa­nia po­le­ga­ją­cego na tym, że cel­tyccy mnisi z Ir­lan­dii prze­no­sili re­li­gię rzym­ską do Nie­miec, a skan­dy­naw­scy Wi­kin­go­wie łą­czyli An­glię i Fran­cję z Sy­cy­lią i świa­tem arab­skim lub pły­wali w górę ru­skich rzek do Ki­jowa i Kon­stan­ty­no­pola. Na­to­miast ob­szar bę­dący obec­nie Pol­ską eg­zy­sto­wał w próżni.

Po­dob­nie jak wschod­nia część Nie­miec, Cze­chy i Sło­wa­cja ów te­ren był za­sie­dlony przez ple­miona sło­wiań­skie. Kupcy rzym­scy, któ­rzy już w I wieku przy­by­wali tu z po­łu­dnia, po­szu­ku­jąc bursz­tynu, zwa­nego „zło­tem Pół­nocy”, za­no­to­wali, że za­miesz­ki­wały go „po­ko­jowe ludy rol­ni­cze, ży­jące w sta­nie «wiej­skiej de­mo­kra­cji»”. Naj­licz­niej­szą spo­łecz­ność sta­no­wili „miesz­kańcy pól”, czyli Po­la­nie. Ist­nieją też pewne po­szlaki wska­zu­jące na to, że w VI wieku ob­szar ten zo­stał za­jęty lub czę­ściowo za­sie­dlony przez Sar­ma­tów, wo­jow­ni­cze ple­mię z czar­no­mor­skich ste­pów. Nie­wy­klu­czone, że wła­śnie spo­śród nich wy­wo­dziła się na­rzu­cona Po­la­nom nowa klasa rzą­dząca lub przy­naj­mniej ka­sta wo­jow­ni­ków.

Tak czy owak „miesz­kań­ców pól” osła­niały od świata ze­wnętrz­nego inne na­rody sło­wiań­skie. Pół­nocni Po­mo­rza­nie i przed­sta­wi­ciele in­nych ple­mion utrzy­my­wali za po­śred­nic­twem Wi­kin­gów sto­sunki han­dlowe z więk­szo­ścią Eu­ropy i świa­tem arab­skim. Na po­łu­dniu żyli Wi­śla­nie – a to ata­ko­wani, a to ewan­ge­li­zo­wani przez wy­zna­ją­cych chrze­ści­jań­stwo Cze­chów. Usy­tu­owani na za­chód od Po­lan Łu­ży­cza­nie i Ślę­ża­nie wal­czyli i han­dlo­wali z Niem­cami i Sa­sami. Dzięki ta­kim stre­fom bu­fo­ro­wym Po­la­nie mo­gli się cie­szyć nie­za­kłó­co­nym spo­ko­jem aż do ósmego, a na­wet dzie­wią­tego stu­le­cia.

Z in­nymi za­chod­nimi Sło­wia­nami łą­czyła Po­lan wspólna mowa, nieco od­mienna od ję­zy­ków, któ­rymi po­słu­gi­wali się po­ło­żeni na po­łu­dniowy za­chód Czesi i za­miesz­ku­jący Ruś Sło­wia­nie wschodni. Wszyst­kie te ple­miona były bar­dzo przy­wią­zane do re­li­gii opar­tej na wie­rze w te same bó­stwa, przy czym Po­la­nie od­da­wali rów­nież cześć dzie­łom na­tury – drze­wom, rze­kom i ka­mie­niom – wie­rząc, że są to sie­dziby ich boż­ków lub – rza­dziej – krę­gom albo bu­dow­lom, które uwa­żali za święte. Wspólna wiara róż­nych ple­mion nie miała cha­rak­teru struk­tu­ral­nego czy hie­rar­chicz­nego i nie była ele­men­tem jed­no­czą­cym po­li­tycz­nie. Od są­sied­nich lu­dów róż­niła Po­lan rzą­dząca nimi elita – dy­na­stia Pia­stów usta­no­wiona w Gnieź­nie w IX wieku.

W dru­giej po­ło­wie dzie­wią­tego i na po­czątku dzie­sią­tego stu­le­cia ksią­żęta pia­stow­scy stop­niowo zwięk­szali swą do­mi­na­cję nad są­sia­dami, któ­rych więk­szość na­ra­żona była na różne nie­bez­pie­czeń­stwa i na­ci­ski ze strony świata ze­wnętrz­nego – to uła­twiało pia­stow­skim wład­com pod­po­rząd­ko­wa­nie słab­szych ple­mion. W X wieku Pia­sto­wie spra­wo­wali już wła­dzę na znacz­nych ob­sza­rach. Au­tor pierw­szego wia­ry­god­nego, pi­sa­nego źró­dła in­for­ma­cji o ich pań­stwie, miesz­ka­jący w Hisz­pa­nii ży­dow­ski po­dróż­nik Ibra­him ibn Ja­kub, twier­dził, że książę Mieszko na­rzu­cił swym pod­da­nym sto­sun­kowo roz­wi­nięty sys­tem fi­skalny, a do­mi­na­cję za­pew­niły mu sieć wa­row­nych gro­dów oraz stała ar­mia zło­żona z trzech ty­sięcy jezd­nych.

Na te wła­śnie grody i ry­ce­rzy na­tknął się w 955 roku król Niem­ców Otto I. Po tym jak od­niósł wiele zwy­cięstw nad wschod­nimi są­sia­dami i umoc­nił swe gra­nice za po­mocą bu­fo­ro­wych pań­ste­wek, zwa­nych mar­chiami, prze­kro­czył Łabę i po­su­wa­jąc się na wschód, roz­bi­jał nie­wiel­kie siły sło­wiań­skich wo­jow­ni­ków. Z tą chwilą skoń­czył się dla Po­lan okres izo­la­cji, a książę Mieszko nie mógł dłu­żej igno­ro­wać ze­wnętrz­nego świata.

Tym bar­dziej nie mógł so­bie na to po­zwo­lić po roku 962, w któ­rym Otto I otrzy­mał z rąk pa­pieża Jana XII ko­ronę ce­sa­rza rzym­skiego. Akt ten, choć w grun­cie rze­czy o cha­rak­te­rze sym­bo­licz­nym, miał nie­ba­ga­telne zna­cze­nie – przy­zna­wał ce­sa­rzowi zwierzch­nic­two nad Ko­ścio­łem. Mieszko do­ce­niał po­li­tyczne i kul­tu­ralne ko­rzy­ści, ja­kie chrze­ści­jań­stwo przy­nio­sło są­sied­niemu pań­stwu cze­skiemu. Poza tym przy­ję­cie no­wej re­li­gii, która rów­no­cze­śnie sta­łaby się w rę­kach księ­cia cen­nym na­rzę­dziem po­li­tycz­nym, wy­da­wało się je­dy­nym spo­so­bem unik­nię­cia wojny z ce­sa­rzem. W 965 roku Mieszko uzy­skał zgodę ce­sa­rza na po­ślu­bie­nie cze­skiej księż­niczki Do­brawy, a w na­stęp­nym, 966, ochrzcił się wraz z ca­łym swoim dwo­rem. W ten spo­sób księ­stwo Po­lan stało się czę­ścią świata chrze­ści­jań­skiego.

Mieszko dą­żył jed­nak do re­ali­za­cji wła­snych ce­lów, nie­rzadko sprzecz­nych z za­mie­rze­niami Ce­sar­stwa. Chciał uzy­skać kon­trolę nad jak naj­więk­szym ob­sza­rem wy­brzeża Mo­rza Bał­tyc­kiego. Wkro­czył więc na Po­mo­rze, co do­pro­wa­dziło do kon­fron­ta­cji z mar­gra­bią nie­miec­kiej Mar­chii Pół­noc­nej, który w imie­niu Ce­sar­stwa usi­ło­wał pod­bić ten ob­szar. Mieszko zwy­cię­żył go pod Ce­dy­nią w 972 roku, a cztery lata póź­niej do­tarł do uj­ścia Odry. W tej sy­tu­acji mar­gra­bia we­zwał na po­moc swego no­wego władcę, Ot­tona II, który sta­nął na czele wy­prawy skie­ro­wa­nej prze­ciwko Po­la­kom. W 976 roku Mieszko po­ko­nał rów­nież jego, umac­nia­jąc tym sa­mym swoją wła­dzę na ca­łym Po­mo­rzu. Książę kro­czył da­lej na za­chód, do­póki nie na­po­tkał na swo­jej dro­dze Duń­czy­ków, któ­rzy w dro­dze eks­pan­sji prze­su­wali gra­nice swego pań­stwa na wschód. Tym­cza­sem przy­pie­czę­to­wał też do­bre sto­sunki z no­wymi są­sia­dami, wy­da­jąc córkę Świę­to­sławę za króla Szwe­cji i Da­nii Eryka. (Po śmierci męża Świę­to­sława po­ślu­biła Swena Wi­dło­bro­dego, króla Da­nii, i uro­dziła mu syna Ka­nuta, który od­wie­dził Pol­skę w 1014 roku, by ze­brać od­dział trzy­stu jezd­nych, ma­jący mu do­po­móc w po­now­nym pod­boju An­glii).

Mieszko – pierw­szy władca chrze­ści­jań­skiej Pol­ski – od­no­sił suk­cesy mi­li­tarne. Nie za­nie­dby­wał przy tym dy­plo­ma­cji, wcią­ga­jąc do re­ali­za­cji swych pla­nów tak od­le­głe pań­stwa, jak le­żący w Hisz­pa­nii mau­re­tań­ski Ka­li­fat Kor­doby. Jego ostat­nim przed­się­wzię­ciem było przy­łą­cze­nie ziem na­le­żą­cych do Ślę­żan. W 990 roku spo­rzą­dził do­ku­ment Da­gome iu­dex okre­śla­jący gra­nice jego pań­stwa. Za­de­dy­ko­wał go świę­temu Pio­trowi, a pa­pieża uczy­nił gwa­ran­tem bez­pie­czeń­stwa we­wnętrz­nego w pań­stwie pol­skim.

Głowa Ko­ścioła oka­zała się bar­dzo cen­nym sprzy­mie­rzeń­cem syna i na­stępcy Mieszka, Bo­le­sława Chro­brego, który gor­li­wie kon­ty­nu­ował dzieło ojca. W 996 roku na dwo­rze Bo­le­sława po­ja­wił się mnich o imie­niu Adal­bert, uro­dzony jako cze­ski książę Woj­ciech. Był wy­słan­ni­kiem pa­pieża Grze­go­rza V, który zle­cił mu mi­sję na­wra­ca­nia Pru­sów, nie­sło­wiań­skiego ludu za­miesz­ku­ją­cego wy­brzeże Bał­tyku – Bo­le­sław przy­jął go za­tem z na­le­ży­tymi ho­no­rami. Po krót­kim po­by­cie na pol­skim dwo­rze mi­sjo­narz wy­ru­szył na spo­tka­nie z Pru­sami, lecz ci ry­chło po­zba­wili go ży­cia. Na wieść o tym pol­ski książę skie­ro­wał do Prus po­słów, któ­rzy wy­ku­pili zwłoki Woj­cie­cha, po­dobno za ilość złota rów­no­wa­żącą wagę ciała za­kon­nika, a na­stęp­nie po­cho­wał je w gnieź­nień­skiej ka­te­drze.

Na­stępca pa­pieża Grze­go­rza V, Syl­we­ster II, do­wie­dziaw­szy się o tym zda­rze­niu, ka­no­ni­zo­wał Woj­cie­cha. Pod­niósł też die­ce­zję gnieź­nień­ską do rangi ar­cy­bi­skup­stwa i utwo­rzył nowe bi­skup­stwa we Wro­cła­wiu, w Ko­ło­brzegu i Kra­ko­wie. Było to w isto­cie rów­no­znaczne ze stwo­rze­niem pol­skiej pro­win­cji Ko­ścioła, nie­za­leż­nej od spra­wu­ją­cej nad nią pier­wot­nie zwierzch­ność ar­chi­die­ce­zji mag­de­bur­skiej. Wzmoc­niło to nie­pod­wa­żal­nie pol­skie pań­stwo, bo struk­tury ko­ścielne były wów­czas naj­waż­niej­szymi in­stru­men­tami łącz­no­ści i nad­zoru. Pierw­sze ist­nie­jące na te­re­nie Pol­ski pa­ra­fie po­wsta­wały obok zam­ków, ośrod­ków kró­lew­skiej ad­mi­ni­stra­cji, i stały się po­mo­stem mię­dzy wła­dzą świecką a re­li­gijną. Ich rolę pod­kre­śla na­wet ety­mo­lo­gia pol­skiego słowa „ko­ściół”, które wy­wo­dzi się od ła­ciń­skiego ca­stel­lum – wa­row­nia, za­mek.

Frag­ment Drzwi Gnieź­nień­skich, ok. 1170 roku. W ko­lej­nych kwa­te­rach przed­sta­wione zo­stały: mę­czeń­ska śmierć św. Woj­cie­cha, wy­sta­wie­nie jego zwłok oraz wy­ku­pie­nie ciała bi­skupa przez Bo­le­sława Chro­brego.

Nowy ce­sarz, Otto III, przy­ja­ciel za­równo świę­tego Woj­cie­cha, jak i pa­pieża Syl­we­stra II, przy­był w roku 1000 z piel­grzymką do Gnie­zna, by od­wie­dzić grób za­mor­do­wa­nego mi­sjo­na­rza. Kro­ni­karz Gall Ano­nim jego wi­zytę opi­sał w na­stę­pu­ją­cych sło­wach:

„Bo­le­sław przy­jął go tak za­szczyt­nie i oka­zale, jak wy­pa­dało przy­jąć króla, ce­sa­rza rzym­skiego i do­stoj­nego go­ścia. Al­bo­wiem na przy­by­cie ce­sa­rza przy­go­to­wał prze­dziwne [wprost] cuda; naj­pierw hufce prze­różne ry­cer­stwa, na­stęp­nie do­stoj­ni­ków roz­sta­wił jak chóry, na ob­szer­nej rów­ni­nie, a po­szcze­gólne, z osobna sto­jące hufce wy­róż­niała od­mienna barwa stro­jów. A nie była to [ta­nia] pstro­ka­ci­zna byle ja­kich ozdób, lecz naj­kosz­tow­niej­sze rze­czy, ja­kie można zna­leźć gdzie­kol­wiek na świe­cie. Bo za cza­sów Bo­le­sława każdy ry­cerz i każda nie­wia­sta dwor­ska za­miast su­kien lnia­nych lub weł­nia­nych uży­wali płasz­czy z kosz­tow­nych tka­nin, a skór, na­wet bar­dzo cen­nych, choćby były nowe, nie no­szono na dwo­rze bez [pod­szy­cia] kosz­tow­nego i bez zło­tych frędzli. Złoto bo­wiem za jego cza­sów było tak po­spo­lite u wszyst­kich jak [dziś] sre­bro, sre­bro zaś było ta­nie jak słoma. Zwa­żyw­szy jego chwałę, po­tęgę i bo­gac­two, ce­sarz rzym­ski za­wo­łał w po­dzi­wie: «Na ko­ronę mego ce­sar­stwa! To, co wi­dzę, więk­sze jest, niż wieść gło­siła!». I za radą swych ma­gna­tów do­dał wo­bec wszyst­kich: «Nie go­dzi się ta­kiego i tak wiel­kiego męża, jakby jed­nego spo­śród do­stoj­ni­ków, księ­ciem na­zy­wać lub hra­bią, lecz [wy­pada] chlub­nie wy­nieść go na tron kró­lew­ski i uwień­czyć ko­roną». A zdjąw­szy z głowy swój dia­dem ce­sar­ski, wło­żył go na głowę Bo­le­sława na [za­da­tek] przy­mie­rza i przy­jaźni, i za cho­rą­giew trium­falną dał mu w da­rze gwóźdź z krzyża Pań­skiego wraz z włócz­nią świę­tego Mau­ry­cego, w za­mian za co Bo­le­sław ofia­ro­wał mu ra­mię świę­tego Woj­cie­cha. I tak wielką owego dnia złą­czyli się mi­ło­ścią, że ce­sarz mia­no­wał go bra­tem i współ­pra­cow­ni­kiem ce­sar­stwa i na­zwał go przy­ja­cie­lem i sprzy­mie­rzeń­cem na­rodu rzym­skiego”.

Otto III przy­je­chał nie tylko po to, by mo­dlić się przy gro­bie swego ka­no­ni­zo­wa­nego przy­ja­ciela. Chciał oce­nić siłę Pol­ski i usta­lić jej sta­tus w ło­nie Świę­tego Ce­sar­stwa Rzym­skiego Na­rodu Nie­miec­kiego. To, co zo­ba­czył, zro­biło na nim naj­wy­raź­niej wiel­kie wra­że­nie, gdyż uznał, że kraj ten nie po­wi­nien być trak­to­wany jako lenne księ­stwo, lecz tak jak Niemcy i Wło­chy, czyli jako nie­za­leżne kró­le­stwo.

Kiedy jed­nak Ot­tona III za­stą­pił na tro­nie mniej szla­chetny Hen­ryk II, owa nie­za­leż­ność zo­stała za­gro­żona. Kon­cep­cja sil­nego księ­stwa pol­skiego nie mie­ściła się ani w nie­miec­kiej, ani w cze­skiej ra­cji stanu, dla­tego Niemcy roz­po­częli nową ofen­sywę na pań­stwo pol­skie, wspo­ma­gani na po­łu­dniu przez Cze­chów, a na pół­nocy przez po­gań­skie ple­miona sło­wiań­skie. Bo­le­sław naj­pierw sto­czył z Hen­ry­kiem II zwy­cię­ską bi­twę, a po­tem za­czął wy­wie­rać dy­plo­ma­tyczną pre­sję na Cze­chy, za­wie­ra­jąc so­jusz z Wę­grami, a także na sa­mego Hen­ryka, na­wią­zu­jąc dy­na­styczne po­ro­zu­mie­nie z pa­la­ty­nem Lo­ta­ryn­gii. Na­ci­skany ze wszyst­kich stron ce­sarz mu­siał przy­stać na za­war­cie po­koju w Bu­dzi­szy­nie w 1018 roku, mocą któ­rego od­dał Pol­sce nie tylko sporne te­ry­to­ria nad Łabą, lecz rów­nież całe Mo­rawy.

Bo­le­sław Chro­bry, po­dob­nie jak jego oj­ciec, nie spo­czął na lau­rach. Wy­dał swą córkę za księ­cia Świa­to­pełka, władcę Wiel­kiego Księ­stwa Ki­jow­skiego. Kiedy na Rusi wy­buchł bunt i Świa­to­pełk zo­stał wy­gnany ze sto­licy, Bo­le­sław wy­stą­pił zbroj­nie w obro­nie swego zię­cia. Przy oka­zji za­gar­nął pas ziemi od­dzie­la­jący jego po­sia­dło­ści od Rusi Ki­jow­skiej oraz część ziem le­żą­cych po­mię­dzy Bu­giem i Sa­nem, dzięki czemu roz­sze­rzył swą wła­dzę na wschód.

Pol­ska była te­raz du­żym pań­stwem, a jej su­we­ren­ność nie ule­gała wąt­pli­wo­ści. Aby pod­kre­ślić to jesz­cze do­bit­niej, Bo­le­sław ko­ro­no­wał się w ka­te­drze gnieź­nień­skiej na króla Pol­ski. Jed­nak po jego śmierci oka­zało się, że nowo po­wstałe pań­stwo nie po­tra­fiło kon­ty­nu­ować mo­car­stwo­wej po­li­tyki Mieszka i Bo­le­sława, a także nie było w sta­nie za­adap­to­wać ich zdo­by­czy. Sy­tu­ację kom­pli­ko­wało, że po wstą­pie­niu na tron syna Bo­le­sława Chro­brego Mieszka II dały się od­czuć silne se­pa­ra­ty­styczne ten­den­cje w po­szcze­gól­nych re­gio­nach kraju.

Pod­czas gdy nowy król usi­ło­wał za­cho­wać jed­ność swego pań­stwa, jego za­wistni bra­cia uzy­skali po­par­cie Ki­jowa, obie­cu­jąc od­dać Rusi te­reny mię­dzy Bu­giem a Sa­nem, oraz zdo­byli przy­chyl­ność Ce­sar­stwa, pro­po­nu­jąc zwrot te­re­nów za­gar­nię­tych przez ich ojca Bo­le­sława Chro­brego. Bez więk­szego trudu oba­lili Mieszka II, który w 1031 roku mu­siał ucie­kać z kraju. Nie­szczę­sny wy­gna­niec wpadł w ręce cze­skich ry­ce­rzy, któ­rzy we­dług re­la­cji pol­skiego kro­ni­ka­rza Galla Ano­nima „rze­mie­niami skrę­po­wali mu ge­ni­ta­lia, tak że nie mógł już pło­dzić [po­tom­stwa]”. Choć Miesz­kowi udało się po­wró­cić i od­zy­skać tron, nie zdo­łał na nowo zjed­no­czyć pań­stwa. Zmarł w 1034 roku.

Jego syn Ka­zi­mierz I, zwany Od­no­wi­cie­lem, nie od­niósł więk­szych suk­ce­sów i rów­nież mu­siał ucie­kać z kraju, kiedy wy­bu­chła wojna do­mowa. Cze­ski książę Brze­ty­sław wy­ko­rzy­stał tę oka­zję i do­ko­nał zbroj­nego na­jazdu na Pol­skę. Za­jął Gnie­zno, z któ­rego usu­nął nie tylko atry­buty pol­skiej Ko­rony, lecz rów­nież wy­wiózł do Pragi ciało świę­tego Woj­cie­cha. Byt Pol­ski jako su­we­ren­nego pań­stwa zo­stał po­waż­nie za­gro­żony.

W cza­sach, w któ­rych gra­nice były wła­ści­wie teo­re­tyczne, róż­nice kul­tu­rowe nie­okre­ślone, a kon­cep­cje na­ro­do­wo­ści do­piero się ro­dziły, za­równo pierw­szy cze­ski kro­ni­karz Ko­smas z Pragi, jak i współ­cze­sny mu mnich Gall Ano­nim wi­dzieli swoje na­rody jako naj­więk­szych wro­gów. Ro­dzi to py­ta­nie, ja­kie na tym eta­pie dzie­jów na­da­jemy zna­cze­nie ta­kim ter­mi­nom jak „Pol­ska” oraz ta­kim po­ję­ciom jak „Po­lacy”, „Niemcy” i „Czesi”. Gra­nice, je­śli ist­niały, miały cha­rak­ter płynny i zmie­niały się za każ­dym ra­zem, kiedy ten czy inny władca do­cho­dził siłą swych praw. Róż­nice et­niczne nie na­rzu­cały szcze­gól­nej lo­jal­no­ści – Niemcy wal­czyli mię­dzy sobą rów­nie czę­sto jak ze Sło­wia­nami, któ­rzy z ko­lei nie­ustan­nie to­czyli we­wnętrzne wojny. A do tego owe róż­nice nie były wy­raź­nie okre­ślone. Kiedy Niemcy oku­po­wali zie­mie się­ga­jące aż do Odry, wy­mie­szali się w ta­kim stop­niu ze Sło­wia­nami, że lud­ność póź­niej­szej Bran­den­bur­gii, ko­lebki ger­mań­skich mi­tów ra­so­wych, była po pro­stu na­ro­do­wo­ściową mie­szanką. A gdy ob­szar na­zwany póź­niej Me­klem­bur­gią stał się czę­ścią nie­miec­kiego świata, sło­wiań­ska klasa rzą­dząca prze­ro­dziła się w nie­miecką ary­sto­kra­cję. Tym­cza­sem władcy Pol­ski wie­lo­krot­nie za­wie­rali związki mał­żeń­skie z Niem­kami.

Źró­dłem kon­fliktu, który le­żał u pod­staw wro­giej po­stawy Po­la­ków wo­bec Cze­chów i Ce­sar­stwa, była kwe­stia po­zy­cji Pol­ski w świe­cie chrze­ści­jań­skim. W ciągu stu pięć­dzie­się­ciu lat od usank­cjo­no­wa­nia przez Ot­tona III mo­nar­szych am­bi­cji Bo­le­sława Chro­brego sta­tus Pol­ski po­zo­sta­wał nie­pewny. Ce­sar­stwo wie­lo­krot­nie usi­ło­wało zde­gra­do­wać kraj do rangi swego wa­sala, ale ten wal­czył o za­cho­wa­nie su­we­ren­no­ści. Od­bi­ciem po­szcze­gól­nych sta­diów tej ba­ta­lii może być spo­sób ty­tu­ło­wa­nia pol­skich wład­ców przez ów­cze­sne źró­dła za­chod­nie. W za­leż­no­ści od sy­tu­acji po­słu­gi­wali się oni ter­mi­nami: dux (wo­je­woda), prin­ceps (książę) lub rex (król). Teo­re­tycz­nie tego typu kwe­stie ty­tu­larne, mimo wła­snych we­wnętrz­nych kon­flik­tów i wo­jen, roz­strzy­gało Ce­sar­stwo. Pol­ski mo­nar­cha mógł jed­nak wzmac­niać swą po­zy­cję, roz­bu­do­wu­jąc siłę wła­snego pań­stwa po­przez za­biegi o po­par­cie in­nych państw lub za­war­cie so­ju­szu z pa­pie­żem wy­mie­rzo­nego prze­ciwko ce­sa­rzowi. Owe kon­flikty za­ostrzyły się jesz­cze w ciągu stu lat, ja­kie upły­nęły od roku 1058, czyli od śmierci Ka­zi­mie­rza I.

Ka­zi­mierz, od­zy­skaw­szy tron w 1039 roku, uczy­nił swą tym­cza­sową sto­licą Kra­ków. Gwa­ran­cjami bez­pie­czeń­stwa Gnie­zna le­żą­cego w cen­tral­nym punk­cie ziemi Po­lan, czyli Wiel­ko­pol­ski, były nie­na­ru­szal­ność gra­nicy na Od­rze i do­mi­na­cja Pol­ski na Po­mo­rzu od pół­nocy i na Ślą­sku od po­łu­dnia. Los Kra­kowa, sto­licy Ma­ło­pol­ski, za­le­żał w więk­szym stop­niu od sy­tu­acji, jaka pa­no­wała w Ki­jo­wie, niż od tego, co działo się na Po­mo­rzu. Za­równo Ka­zi­mierz, który po­ślu­bił sio­strę ki­jow­skiego księ­cia, jak i jego syn Bo­le­sław II Śmiały, rów­nież żo­naty z przed­sta­wi­cielką tej mo­nar­szej ro­dziny, zwró­cili oczy na Wschód, a Bo­le­sław dwu­krot­nie zaj­mo­wał Ki­jów w imie­niu swego wuja Iza­sława. Waż­nym ele­men­tem pol­skiej po­li­tyki stały się też Wę­gry, które były na­tu­ral­nym sprzy­mie­rzeń­cem prze­ciwko Cze­chom i Ce­sar­stwu. Przy oka­zji sta­no­wiły one istotne ogniwo wiel­kiej sieci pa­pie­skiej dy­plo­ma­cji wy­mie­rzo­nej w Ce­sar­stwo, a się­ga­ją­cej od Pol­ski aż po Hisz­pa­nię. Przy­łą­cza­jąc się do tej ko­ali­cji, Bo­le­sław od­niósł jesz­cze jedną ko­rzyść: pa­pież przy­znał mu prawo do ko­rony, którą mógł wło­żyć na swą głowę w 1076 roku.

Przy­ja­zne sto­sunki króla z pa­pie­stwem ule­gły gwał­tow­nemu ochło­dze­niu już trzy lata po tym wy­da­rze­niu. Nie­spełna sto lat po bły­sko­tli­wym wzlo­cie swego imien­nika, który za­wdzię­czał ka­rierę świę­temu Woj­cie­chowi, Bo­le­sław Śmiały stra­cił tron z po­wodu in­nego ka­no­ni­zo­wa­nego póź­niej przed­sta­wi­ciela Ko­ścioła. Prze­ciwko kró­lowi zmó­wiła się grupa ma­gna­tów, czyli część naj­wyż­szej war­stwy stanu ry­cer­skiego, do któ­rej na­le­żał bi­skup kra­kow­ski Sta­ni­sław. Kiedy Bo­le­sław do­wie­dział się o spi­sku, za­re­ago­wał nie­zwy­kle gwał­tow­nie, ska­zu­jąc na śmierć kilku kon­spi­ra­to­rów, z bi­sku­pem włącz­nie. Ta de­cy­zja wzbu­dziła po­wszechne obu­rze­nie, a nie­szczę­sny mo­nar­cha mu­siał się zrzec tronu na rzecz swego brata Wła­dy­sława Her­mana. Za­mor­do­wa­nie bi­skupa (ka­no­ni­zo­wa­nego w 1258 roku) pod­wa­żyło pre­stiż pol­skiej dy­na­stii do tego stop­nia, że w 1085 roku ce­sarz Hen­ryk V po­zwo­lił cze­skiemu księ­ciu Wra­ty­sła­wowi II ogło­sić się kró­lem Czech i Pol­ski. Choć akt ten miał zna­cze­nie czy­sto sym­bo­liczne, sta­no­wił dla pol­skiego władcy wielki afront.

Chry­stus na ma­je­sta­cie z Sa­kra­men­ta­rza ty­niec­kiego, II poł. XI wieku.

Wła­dy­sław Her­man nie po­tra­fił ogra­ni­czyć ro­sną­cej po­tęgi miej­sco­wych moż­no­wład­ców, któ­rzy uwa­żali, że po śmierci pa­nu­ją­cego mo­nar­chy Pol­ska po­winna zo­stać po­dzie­lona mię­dzy jego dwóch sy­nów. Ale kiedy Wła­dy­sław umarł w 1102 roku, jego młod­szy syn Bo­le­sław Krzy­wo­usty wy­gnał swego brata Zbi­gniewa z kraju. Jak su­ge­ruje przy­do­mek tego pierw­szego, nie od­zna­czał się on wielką urodą, był za to zdolny. Choć rzą­dził pod­da­nymi silną ręką, szybko zy­skał so­bie ich sza­cu­nek, a twarde rządy uła­twiała mu bie­głość w spra­wach woj­sko­wych. W 1109 roku od­niósł zwy­cię­stwo nad si­łami ce­sa­rza i księ­cia cze­skiego w bi­twie na Psim Polu pod Wro­cła­wiem, zmu­sza­jąc obu do re­zy­gna­cji z rosz­czeń te­ry­to­rial­nych wo­bec Pol­ski. Za­jął też zbroj­nie Po­mo­rze, na któ­rym stop­niowy na­pór Niem­ców zmniej­szył z bie­giem lat wpływy Pol­ski. Do tego od­zy­skał te­reny się­ga­jące do Odry i za nią, aż do wy­spy Ru­gii.

W ostat­nich la­tach pa­no­wa­nia Bo­le­sław wy­ru­szył z woj­skiem na po­moc swym wę­gier­skim so­jusz­ni­kom i po­niósł klę­skę, w wy­niku któ­rej do­szło do po­now­nych ak­tów agre­sji ze strony Czech. Grupa moż­no­wład­ców wy­ko­rzy­stała tę sy­tu­ację i zmu­siła Krzy­wo­ustego do spo­rzą­dze­nia po­li­tycz­nego te­sta­mentu, mocą któ­rego Pol­ska zo­stała po­dzie­lona na księ­stwa. Każ­dym z nich miał wła­dać je­den z jego pię­ciu sy­nów. Po­mo­rze, któ­rego władcy byli póź­niej bli­sko spo­krew­nieni z Pia­stami, ale nie po­cho­dzili z ich głów­nej li­nii, otrzy­mało rów­no­rzędny sta­tus. Naj­star­szy zaś syn Bo­le­sława Wła­dy­sław miał rzą­dzić nie tylko wła­snym księ­stwem, lecz rów­nież nie­wiel­kim, ale teo­re­tycz­nie naj­waż­niej­szym księ­stwem kra­kow­skim i spra­wo­wać zwierzch­nic­two nad po­zo­sta­łymi dziel­ni­cami. Po śmierci Bo­le­sława Krzy­wo­ustego w 1138 roku kraj stał się więc płasz­czy­zną po­li­tycz­nego eks­pe­ry­mentu, ma­ją­cego do­pro­wa­dzić do kom­pro­misu mię­dzy ten­den­cjami re­gio­na­li­stycz­nymi a na­tu­ral­nym po­czu­ciem kształ­tu­ją­cej się wspól­noty na­ro­do­wej i wy­mo­gami po­li­tycz­nej jed­no­ści.

Mimo czę­stych za­kłó­ceń pro­cesu suk­ce­sji i wy­ni­ka­ją­cych z nich po­dzia­łów kraju owo po­czu­cie jed­no­ści było oparte głów­nie na dy­na­stii Pia­stów. Po­cho­dzący z niej władcy stwo­rzyli do końca je­de­na­stego stu­le­cia prze­szło osiem­dzie­siąt gro­dów i nadali gro­dom ku­piec­kim kró­lew­skie akty lo­ka­cyjne gwa­ran­tu­jące im prawa oraz ochronę. Za­chę­cali miesz­kań­ców do za­stą­pie­nia han­dlu wy­mien­nego sys­te­mem opar­tym na bi­tych przez mia­sto mo­ne­tach i za­pew­niali bez­pie­czeń­stwo nie­zbędne do stwo­rze­nia na te­re­nie ca­łego kraju mię­dzy­na­ro­do­wych szla­ków han­dlo­wych. Ta­kie mia­sta jak Kra­ków (od 1040 roku sto­lica kraju), San­do­mierz, Ka­lisz, Wro­cław, Po­znań i Płock prze­ży­wały wów­czas okres roz­kwitu.

Jed­no­czył też Ko­ściół, który od­gry­wał za­sad­ni­czą rolę w sze­rze­niu no­wych me­tod pro­duk­cji, ro­mań­skiego stylu w ar­chi­tek­tu­rze oraz w wiel­kim stop­niu przy­czy­niał się do roz­po­wszech­nie­nia kul­tury i edu­ka­cji, za­pew­nia­jąc wie­dzę tech­niczną i ad­mi­ni­stra­cję oraz kształ­cąc przy­szłych księży i mło­dych człon­ków stanu ry­cer­skiego. Pro­ces ten na­brał jesz­cze więk­szego roz­pędu z chwilą przy­by­cia do Pol­ski be­ne­dyk­ty­nów, któ­rych klasz­tor w Tyńcu nad Wi­słą po­cho­dzi z dru­giej po­łowy XI wieku, a póź­niej nor­ber­ta­nów i cy­ster­sów. Przy więk­szo­ści świą­tyń po­wsta­wały szkoły, pol­scy stu­denci zaś mo­gli do woli po­dró­żo­wać po kon­ty­nen­cie w po­szu­ki­wa­niu wie­dzy. W tym cza­sie po­ja­wiła się też miej­scowa, ła­ciń­ska chan­son de ge­ste (pieśń o bo­ha­ter­skim czy­nie), a w la­tach 1112–1116 po­wstała w Kra­ko­wie pierw­sza pol­ska kro­nika na­pi­sana przez Galla Ano­nima, za­pewne be­ne­dyk­tyń­skiego za­kon­nika po­cho­dzą­cego z Pro­wan­sji.

Pierw­sza strona z naj­star­szego za­cho­wa­nego rę­ko­pisu Kro­niki Galla Ano­nima, tzw. Ko­deks Za­moy­skich, po 1340 roku.

Ist­nieje jed­nak zde­cy­do­wana roz­bież­ność mię­dzy wiel­kim wpły­wem Ko­ścioła na roz­wój edu­ka­cji, czy na­wet wy­da­rze­nia po­li­tyczne, a jego znacz­nie skrom­niej­szymi osią­gnię­ciami na polu czy­sto re­li­gij­nym. Po­gań­skie kulty prze­trwały ofi­cjalne przej­ście kraju na chrze­ści­jań­stwo, co na­stą­piło w 966 roku, w ciągu na­stęp­nych dwu stu­leci wie­lo­krot­nie się od­ra­dzały, czemu to­wa­rzy­szyło pa­le­nie ko­ścio­łów i mor­do­wa­nie księży. Re­likty po­gań­stwa były szcze­gól­nie wi­doczne na Po­mo­rzu, które za­cho­wy­wało pe­wien sto­pień au­to­no­mii mimo na­ci­sków Pol­ski i Ce­sar­stwa, które chciały je so­bie pod­po­rząd­ko­wać.

Przy­czyną nie­sku­tecz­no­ści dzia­łań pol­skiego Ko­ścioła w kwe­stiach du­cho­wych był po­wszechny brak gor­li­wo­ści re­li­gij­nej. Do­wo­dzi tego choćby pol­ska re­ak­cja na apele Rzymu wzy­wa­jące do udziału w wy­pra­wach krzy­żo­wych. Orę­dzie pa­pie­skie prze­ko­nało tylko nie­licz­nych wład­ców, do któ­rych na­le­żał książę Hen­ryk San­do­mier­ski. Książę Le­szek Biały wy­ja­śnił zaś w dłu­gim li­ście do zwierzch­nika Ko­ścioła, że ani on, ani ża­den sza­nu­jący się pol­ski ry­cerz nie da­dzą się na­kło­nić do wy­prawy do Ziemi Świę­tej, po­nie­waż – jak ich po­in­for­mo­wano – nie ma tam ani wina, ani miodu, ani na­wet piwa. Do po­zo­sta­nia w domu skła­niała też miesz­kań­ców Pol­ski agre­syw­ność po­ja­wia­ją­cych się na jej gra­ni­cach po­gan – Pru­sów i Li­twi­nów. Nie po­dej­mo­wano jed­nak żad­nych prób na­wró­ce­nia tych nie­pro­szo­nych go­ści. Tym, co ewen­tu­al­nie mo­gło skło­nić eu­ro­pej­skich ry­ce­rzy i po­dą­ża­ją­cych za nimi osad­ni­ków do za­mor­skich wy­praw na te­ren Pa­le­styny i ob­sza­rów nad­bał­tyc­kich, była da­jąca się za­uwa­żyć w okre­sie śre­dnio­wie­cza eks­plo­zja po­pu­la­cyjna, która pro­wa­dziła do prze­lud­nie­nia nie­któ­rych te­re­nów. Nie do­ty­czyło to jed­nak Po­la­ków. Słabo za­lud­niona Pol­ska nie po­trze­bo­wała więk­szego roz­pro­sze­nia miesz­kań­ców, a jej władcy wręcz z za­do­wo­le­niem wi­tali ży­dow­skich, nie­miec­kich i cze­skich imi­gran­tów, któ­rzy przy­czy­niali się do roz­woju rze­mio­sła.

Pań­stwo, z chwilą śmierci Bo­le­sława Krzy­wo­ustego po­dzie­lone na pięć księstw, ule­gało dal­szemu roz­człon­ko­wa­niu. Naj­star­szy z sy­nów Bo­le­sława, Wła­dy­sław – wy­ko­rzy­stu­jąc swą po­zy­cję władcy Kra­kowa – pod­jął próbę zjed­no­cze­nia, ale na­tra­fił na opór nie tylko ze strony braci, lecz rów­nież miej­sco­wych moż­no­wład­ców. W ciągu na­stęp­nych stu lat ko­lejni rzą­dzący w sto­licy ksią­żęta oka­zy­wali się co­raz mniej zdolni do eg­ze­kwo­wa­nia swego for­mal­nego zwierzch­nic­twa, aż w końcu zre­zy­gno­wali z po­dej­mo­wa­nia ta­kich prób. Do tego różne odłamy kró­lew­skiej ro­dziny two­rzyły lo­kalne dy­na­stie, co w przy­pad­kach, kiedy władcy pró­bo­wali za­dbać o in­te­resy swych po­tom­ków, pro­wa­dziło do po­działu pier­wot­nie ist­nie­ją­cych pię­ciu księstw (Wiel­ko­pol­ska, Ma­zow­sze i Ku­jawy, Ma­ło­pol­ska oraz Śląsk) na jesz­cze mniej­sze jed­nostki ad­mi­ni­stra­cyjne.

Przy­czyną roz­bi­cia dziel­ni­co­wego była nie tylko ro­dzinna ry­wa­li­za­cja. Re­gio­nalni moż­no­władcy i rzą­dzący więk­szymi mia­stami pra­gnęli au­to­no­mii, a ten­den­cje de­cen­tra­li­za­cyjne szły w pa­rze z żą­da­niami spra­wie­dliw­szego po­działu wła­dzy. Wła­dy­sław Wiel­ko­pol­ski, zwany La­sko­no­gim, pod­jął wpraw­dzie am­bitną próbę od­zy­ska­nia po­zy­cji księ­cia Kra­kowa, ale po­tężni moż­no­władcy zmu­sili go do przy­zna­nia im znacz­nych przy­wi­le­jów na mocy układu w Cieni za­war­tego w 1228 roku, czyli za­le­d­wie trzy­na­ście lat po pod­pi­sa­niu przez króla An­glii po­dob­nego do­ku­mentu, na­zwa­nego Wielką Kartą Wol­no­ści.

Ist­niała jed­nak za­sad­ni­cza róż­nica mię­dzy an­giel­skimi a pol­skimi moż­no­wład­cami. Wła­dza an­giel­skich czy fran­cu­skich feu­da­łów po­cho­dziła od króla i sta­no­wiła ele­ment sys­temu lenno-wa­sal­nego. W Pol­sce ni­gdy nie przy­jął się sys­tem feu­dalny w jego roz­wi­nię­tej za­chod­nio­eu­ro­pej­skiej for­mie, do­ty­czył on tu tylko nie­licz­nych przed­sta­wi­cieli szlachty przy­by­łych z za­chodu Eu­ropy. To spra­wiało, że pol­skie spo­łe­czeń­stwo pod wie­loma wzglę­dami róż­niło się od spo­łe­czeństw in­nych państw kon­ty­nentu.

W Pol­sce naj­wyż­szą war­stwą spo­łeczną było ry­cer­stwo, które dzie­dzi­czyło sta­tus i zie­mię. Człon­ko­wie stanu ry­cer­skiego mu­sieli słu­żyć w ar­mii króla i pod­po­rząd­ko­wy­wać się wy­ro­kom jego try­bu­na­łów, ale na swych zie­miach spra­wo­wali su­we­renną wła­dzę. Sto­so­wali się do zwy­cza­jo­wych praw kraju, ius Po­lo­ni­cum, opar­tych wy­łącz­nie na pre­ce­den­sach, i tor­pe­do­wali wy­siłki Ko­rony zmie­rza­jące do wpro­wa­dze­nia cu­dzo­ziem­skich struk­tur są­dow­ni­czych. Ni­żej od ry­ce­rzy stali przed­sta­wi­ciele kilku warstw spo­łecz­nych, mię­dzy in­nymi wła­dycy, czyli ry­ce­rze bez ty­tułu szla­chec­kiego, i pa­no­sze, bę­dący czymś w ro­dzaju śred­nio­rol­nych chło­pów. Chłopi byli prze­waż­nie wolni i mo­gli awan­so­wać na wyż­szy po­ziom struk­tury spo­łecz­nej. Choć upra­wiana przez nich zie­mia na­le­żała do feu­da­łów, to pod­le­gali oni do­kład­nie okre­ślo­nemu prawu. Nie­liczni chłopi pańsz­czyź­niani uzy­skali w pierw­szej po­ło­wie XIII wieku więk­szy za­kres swo­bód oso­bi­stych i z re­guły nie byli jak na za­cho­dzie Eu­ropy przy­wią­zani do ziemi. Wpro­wa­dze­nie trój­po­lówki, która przy­jęła się na po­czątku XIII wieku i spo­wo­do­wała dy­na­miczny roz­wój rol­nic­twa, przy­czy­niło się do zróż­ni­co­wa­nia sy­tu­acji mię­dzy tymi, któ­rzy po­sia­dali zie­mię, a tymi, któ­rzy jej nie mieli. Pierwsi za­częli się bo­ga­cić, dru­dzy byli zmu­szeni do ży­cia z pracy rąk. Choć biedni chłopi uzy­skali więk­szy za­kres swo­bód i ochronę prawną, wzro­sło ich eko­no­miczne uza­leż­nie­nie.

Mia­sta tym­cza­sem rzą­dziły się wła­snymi pra­wami. Więk­szość po­wstała na mocy spe­cjal­nych do­ku­men­tów lo­ka­cyj­nych, które gwa­ran­to­wały im sze­roki za­kres au­to­no­mii. W miarę roz­woju przy­cią­gały cu­dzo­ziem­ców – Niem­ców, Wło­chów, Wa­lo­nów, Fla­man­dów i Ży­dów – któ­rych obec­ność sprzy­jała zwięk­sze­niu nie­za­leż­no­ści miast. Niemcy przy­nie­śli z sobą nowe prawo, ius Teu­to­ni­cum, które zo­stało w 1211 roku wpro­wa­dzone na te­re­nie miast ślą­skich, a póź­niej – w zmo­dy­fi­ko­wa­nej for­mie jako prawo mag­de­bur­skie – na ob­sza­rze ca­łej Pol­ski. Owe za­sady, re­gu­lu­jące po­stę­po­wa­nie w spra­wach kry­mi­nal­nych, cy­wil­nych oraz han­dlo­wych, pod­kre­ślały, że ob­szar le­żący w ob­rę­bie mu­rów da­nego mia­sta jest ad­mi­ni­stra­cyj­nie i le­gi­sla­cyj­nie nie­za­leżny od kraju, na któ­rego te­re­nie mia­sto się znaj­duje, a jego miesz­kańcy sta­no­wią od­rębną klasę spo­łeczną. To samo do­ty­czyło ro­sną­cej po­pu­la­cji ży­dow­skiej, która w 1264 roku otrzy­mała od Bo­le­sława Po­boż­nego spe­cjalne przy­wi­leje, tak zwane sta­tuty ka­li­skie. Uzna­wały one wszyst­kich Ży­dów za se­rvi ca­me­rae (pod­da­nych Skarbu) i za­pew­niały im ochronę władcy. Był to pierw­szy z se­rii przy­wi­le­jów, które miały za­pew­nić Ży­dom sta­tus grupy na­ro­do­wo­ścio­wej rzą­dzą­cej się wła­snymi pra­wami.

Brak struk­tury lenno-wa­sal­nej spra­wiał, że nie ist­niały na­tu­ralne ka­nały eg­ze­kwo­wa­nia wła­dzy cen­tral­nej. Kró­lew­ska zwierzch­ność opie­rała się nie – jak w po­zo­sta­łych kra­jach Eu­ropy – na lo­kal­nych wa­sa­lach, lecz na mia­no­wa­nych przez króla do­stoj­ni­kach pań­stwo­wych – kasz­te­la­nach. Ty­tuł ten wy­wo­dził się ety­mo­lo­gicz­nie od kró­lew­skich zam­ków (kasz­teli), w któ­rych spra­wo­wali oni w imie­niu mo­nar­chy wła­dzę są­dow­ni­czą, ad­mi­ni­stra­cyjną i mi­li­tarną. W 1250 roku pol­skimi zie­miami za­rzą­dzało po­nad stu kasz­te­la­nów, ale po po­dzia­łach kraju ich zna­cze­nie, wraz ze zna­cze­niem wła­dzy cen­tral­nej, znacz­nie zma­lało. Upraw­nie­nia kasz­te­la­nów prze­szły w ręce peł­no­moc­ni­ków po­szcze­gól­nych ksią­żąt, czyli wo­je­wo­dów.

Ta od­mien­ność pol­skiego sys­temu od norm eu­ro­pej­skich nie jest bez zna­cze­nia. W od­róż­nie­niu od Czech, które stały w ob­li­czu po­dob­nych wy­zwań i wy­bo­rów, Pol­ska nie zo­stała w pełni włą­czona do struk­tury eu­ro­pej­skich państw, przez co pod wzglę­dem roz­woju nie do­trzy­my­wała im kroku. Za­cho­wała za to więk­szy sto­pień nie­za­leż­no­ści. Mimo że zo­stała po­dzie­lona na księ­stwa, pol­skie spo­łe­czeń­stwo było bar­dziej jed­no­lite i spójne niż spo­łe­czeń­stwa in­nych państw. Nie pod­dano go pro­ce­som mie­sza­nego zwierzch­nic­twa, w wy­niku któ­rych znaczne ob­szary Fran­cji pod­le­gały wła­dzy króla An­glii, nie­które re­jony Nie­miec były pod­po­rząd­ko­wane dy­na­stii fran­cu­skiej, a Wło­chy prze­cho­dziły ko­lejno w ręce nor­mandz­kich, fran­cu­skich i nie­miec­kich wład­ców. I za­pewne wła­śnie dzięki temu Pol­ska prze­trwała jako sa­mo­dzielny or­ga­nizm po­li­tyczny.

II

Mię­dzy Wscho­dem a Za­cho­dem

W1241 ROKU HORDY LE­GEN­DAR­NEGO DŻYN­GIS-CHANA, KTÓ­RYMI DO­WO­DZIŁ TE­RAZ JEGO WNUK BATU, PRZE­LAŁY SIĘ WIELKĄ FALĄ PRZEZ WSCHOD­NIĄ EUROPĘ. Ogniem i mie­czem pod­biły księ­stwa po­łu­dnio­wej Rusi, a po­tem po­dzie­liły się na dwie siły ude­rze­niowe. Więk­sza z nich wdarła się na Wę­gry, a mniej­sza plą­dro­wała Pol­skę. Woj­ska księ­stwa ma­ło­pol­skiego sta­wiły jej czoło pod Chmiel­ni­kiem, ale zo­stały po­ko­nane i zdzie­siąt­ko­wane. Książę kra­kow­ski Bo­le­sław Wsty­dliwy uciekł na po­łu­dnie, aż na Mo­rawy.

Ta­ta­rzy złu­pili Kra­ków, a po­tem po­gnali ku za­cho­dowi, by za­ata­ko­wać Śląsk. Tam­tej­szy książę, Hen­ryk Po­bożny, zgro­ma­dził wszyst­kie swe siły, we­zwał na po­moc woj­ska z Wiel­ko­pol­ski, za­trud­nił od­dział za­cięż­nych ry­ce­rzy i uzbroił na­wet gór­ni­ków z ko­palni złota w Zło­to­ryi. 8 kwiet­nia 1241 roku wy­pro­wa­dził ar­mię z Le­gnicy i za­gro­dził drogę nad­cią­ga­ją­cym Ta­ta­rom. Nada­rem­nie. Jego woj­ska zo­stały po­ko­nane, a on sam po­ćwiar­to­wany.

Na szczę­ście dla za­chod­niej Eu­ropy Ta­ta­rzy skrę­cili na po­łu­dnie, by po­łą­czyć się z ro­da­kami oku­pu­ją­cymi Wę­gry, gdzie do­ści­gnęła ich wia­do­mość o śmierci chana Uge­deja. W tej sy­tu­acji zre­zy­gno­wali z eks­pan­sji na za­chód i wró­cili tam, skąd przy­szli. Choć ni­gdy wię­cej nie pod­jęli próby pod­boju Eu­ropy, w ciągu na­stęp­nych trzech stu­leci trzy­mali w swym jarz­mie całą Ruś i na­dal nę­kali Pol­skę. W 1259 roku splą­dro­wali Lu­blin, San­do­mierz, By­tom i Kra­ków. Wró­cili w roku 1287, wy­rzą­dza­jąc po­dobne znisz­cze­nia. Grozę tych na­jaz­dów wier­nie przed­sta­wiły ów­cze­sne kro­niki, le­gendy i pie­śni, a pa­mięć o nich pod­trzy­muje do dziś hej­nał z kra­kow­skiej wieży ma­riac­kiej – grana co go­dzinę me­lo­dia za­wsze urywa się w mo­men­cie, w któ­rym gar­dło trę­ba­cza prze­biła kie­dyś ta­tar­ska strzała. W pol­skiej tra­dy­cji bar­ba­rzyń­ski na­jeźdźca ze wschodu wciąż jest sym­bo­lem wszyst­kiego, co naj­gor­sze.

Na­jazdy ta­tar­skie una­ocz­niły bez­sil­ność po­dzie­lo­nego kraju. Choć po­szcze­gólne księ­stwa łą­czyła wspól­nota in­te­re­sów, nie uzgad­niały one wła­snych po­czy­nań i nie­przy­ja­ciel mógł ko­lejno roz­gra­miać ich woj­ska. Kiedy nie­bez­pie­czeń­stwo ze strony Ta­ta­rów ze­szło na dal­szy plan, owa sła­bość dziel­ni­co­wych wład­ców za­częła być wi­doczna na prze­ciw­le­głych, pół­noc­nych krań­cach kraju. Tam na­ro­dził się bo­wiem nowy wróg – odziany w sta­lową zbroję i ozdo­biony czar­nym krzy­żem.

Pol­ska była kra­jem chrze­ści­jań­skim już od dwu­stu lat, więk­szość jed­nak te­re­nów po­ło­żo­nych na po­łu­dnie i wschód od wy­brzeży Bał­tyku na­dal za­miesz­ki­wali po­ga­nie. Ob­szary te sta­no­wiły wi­dow­nię za­cię­tych walk to­czo­nych przez Da­nię i inne kró­le­stwa skan­dy­naw­skie, Bran­den­bur­gię i pol­skie księ­stwa gdań­sko-po­mor­skie oraz ma­zo­wiec­kie. Ry­wa­li­zu­jący z sobą władcy Da­nii, Bran­den­bur­gii i in­nych nie­miec­kich księstw sta­rali się pod­bić te­ren, znany póź­niej jako Me­klem­bur­gia, wraz z jego cen­nym por­tem Liu­bice, dzi­siaj Lu­beka. Nieco da­lej na wschód, gdzie wy­brzeże Mo­rza Bał­tyc­kiego za­krzy­wia się ku pół­nocy, Duń­czycy i Skan­dy­na­wo­wie wdzie­rali się zbroj­nie na zie­mie Li­twi­nów, Ło­ty­szy i Żmu­dzi­nów, a także Kur­land­czy­ków. Tym­cza­sem Po­lacy to­czyli walki z in­nymi miesz­kań­cami wy­brzeża – Pru­sami. Choć głów­nym mo­ty­wem dzia­łań wszyst­kich na­jeźdź­ców była chęć zdo­by­cia ziemi i no­wych ryn­ków zbytu, to miej­scowi bi­skupi usi­ło­wali, co prawda bez więk­szego prze­ko­na­nia, stroić je w szaty wy­praw mi­syj­nych. Aż w końcu Ber­nard z Cla­irvaux, póź­niej­szy święty, za­czął na­wo­ły­wać w swych ka­za­niach do kru­cjaty obej­mu­ją­cej całą Eu­ropę.

To on prze­ko­nał pa­pieża Alek­san­dra III do wy­ko­rzy­sta­nia krzy­żow­ców z pół­nocy Eu­ropy na tym te­re­nie, a nie w Ziemi Świę­tej, i na­kło­nił go do wy­da­nia w 1171 roku bulli gwa­ran­tu­ją­cej ry­ce­rzom wal­czą­cym z po­gań­skimi Sło­wia­nami lub Pru­sami ta­kie same dys­pensy i od­pu­sty, ja­kie otrzy­my­wali ich bra­cia zwal­cza­jący Sa­ra­ce­nów. Za­leta in­sty­tu­cji kru­cjaty po­le­gała na tym, że każdy miej­scowy książę, to­czący de facto pry­watną wojnę z wro­gami, mógł za zgodą swego bi­skupa re­kru­to­wać cu­dzo­ziem­skich ry­ce­rzy, któ­rzy wal­czyli za jego sprawę jako nie­opła­cani wo­jow­nicy. Zaś po­ten­cjalne owoce tej kru­cjaty za­ostrzały ape­tyty za­równo Duń­czy­ków, jak i Po­la­ków czy Niem­ców. I choć pierw­sza kru­cjata pół­nocna za­koń­czyła się nie­po­wo­dze­niem, to po­gań­scy Sło­wia­nie za­miesz­ku­jący Po­mo­rze Za­chod­nie byli w ciągu na­stęp­nego pół­wie­cza stop­niowo ujarz­miani przez Niem­ców i Duń­czy­ków.

W pierw­szych la­tach XIII wieku ksią­żęta ma­zo­wieccy po­dej­mo­wali zbrojne wy­prawy na zie­mie pru­skie; pro­wo­ko­wały one ich miesz­kań­ców do od­we­to­wych na­jaz­dów na te­ry­to­ria ksią­żęce. In­te­resy ksią­żąt ma­zo­wiec­kich wy­ma­gały więc me­to­dycz­nego po­dej­ścia do dzia­łań mi­li­tar­nych w Pru­sach. Je­dyne ar­mie zdolne spro­stać temu za­da­niu sta­no­wiły za­kony ry­cer­skie, z któ­rych naj­słyn­niej­sze – tem­pla­riu­sze i jo­an­nici – do­wio­dły swej przy­dat­no­ści w Pa­le­sty­nie. Bi­skup Rygi stwo­rzył w roku 1202 Za­kon Ry­ce­rzy Chry­stu­so­wych, znany le­piej jako brac­two ka­wa­le­rów mie­czo­wych, ma­jący mu uła­twić pod­bi­ja­nie i na­wra­ca­nie Ło­ty­szy. Bi­skup Prus, ko­rzy­sta­jąc z apro­baty księ­cia Kon­rada Ma­zo­wiec­kiego, po­szedł nie­ba­wem w jego ślady, za­kła­da­jąc do­brzyń­ski Za­kon Ry­ce­rzy Chry­stu­so­wych, który stał się re­gu­larną ar­mią pol­skich „mi­sji” dzia­ła­ją­cych na te­re­nie Prus. Była to jed­nak ar­mia zbyt mała, by speł­nić sta­wiane jej wy­ma­ga­nia.

Kon­rad Ma­zo­wiecki, do­strze­ga­jąc po­trzebę bar­dziej ra­dy­kal­nego roz­wią­za­nia pro­blemu, pod­jął w 1226 roku kroki, któ­rych kon­se­kwen­cje dla Pol­ski i Eu­ropy miały się oka­zać ka­ta­stro­falne. We­zwał Za­kon Szpi­tala Naj­święt­szej Ma­rii Panny Domu Nie­miec­kiego w Je­ro­zo­li­mie, znany jako za­kon krzy­żacki, do za­ło­że­nia swej głów­nej sie­dziby w Chełm­nie i wspar­cia jego dzia­łań na rzecz pod­boju pru­skich ziem. Za­ło­żony w pa­le­styń­skiej Akce za­kon, ko­pia za­konu tem­pla­riu­szy, za­re­ago­wał po­zy­tyw­nie na pro­po­zy­cję pro­wa­dze­nia dzia­łal­no­ści mi­syj­nej bli­sko miej­sca po­cho­dze­nia swych człon­ków. Z tego po­wodu pod­jął się nieco wcze­śniej za­da­nia obrony Wę­gier przed na­jaz­dami Ta­ta­rów, lecz wkrótce król An­drzej II, oba­wia­jąc się ich po­li­tycz­nych am­bi­cji, wy­gnał Krzy­ża­ków ze swego kraju.

Oferta z Pol­ski wy­da­wała się za­kon­ni­kom bar­dzo ko­rzystna, jed­nak wielki mistrz Her­mann von Salza tym ra­zem po­sta­no­wił za­bez­pie­czyć ich przy­szłość. Uzy­skał od ce­sa­rza Fry­de­ryka II i pa­pieża Grze­go­rza IX do­ku­menty upo­waż­nia­jące za­kon do pod­boju Prus, nada­nia im sta­tusu pa­pie­skiego lenna i za­trzy­ma­nia ich w swo­ich rę­kach po wieczne czasy. Za­nim Kon­rad Ma­zo­wiecki uświa­do­mił so­bie, z kim ma do czy­nie­nia, od­krył, że dzier­żawa te­re­nów, które wy­na­jął Krzy­ża­kom w ziemi cheł­miń­skiej, za­mie­niła się w prawo wła­sno­ści.

Her­mann von Salza, który na­dal nie tra­cił z oczu Ziemi Świę­tej, uwa­żał po­cząt­kowo pru­ski te­atr dzia­łań za sprawę dru­go­rzędną. W 1229 roku wy­słał tam garstkę swych ry­ce­rzy, a w la­tach 1232–1233 inny ich od­dział uczest­ni­czył w ogło­szo­nej przez do­mi­ni­ka­nów kru­cja­cie prze­ciwko Pru­som, w któ­rej wzięli udział oprócz se­tek nie­miec­kich ry­ce­rzy liczni pol­scy ksią­żęta, mar­gra­bio­wie Me­is­sen i Bran­den­bur­gii, książę Au­strii oraz król Czech. Za­an­ga­żo­wa­nie Krzy­ża­ków wzro­sło w 1237 roku, kiedy prze­jęli oni zwierzch­ność nad za­ko­nem ka­wa­le­rów mie­czo­wych. Ci pierwsi byli za­chę­cani do więk­szego udziału w spra­wach tego re­gionu przez ko­lej­nych pa­pieży, któ­rzy chcieli po­łą­czyć ak­cję na­wra­ca­nia bał­tyc­kich po­gan z wcią­ga­niem na łono rzym­skiego Ko­ścioła jak naj­więk­szych po­łaci pół­noc­nej Rusi.

Re­ali­zu­jąc te za­mie­rze­nia, za­kon krzy­żacki or­ga­ni­zo­wał co­roczne wy­prawy zbrojne (rey­sas) prze­ciw po­ga­nom. Brali w nich udział kró­lo­wie, ksią­żęta i ry­ce­rze, pra­gnący wy­wią­zać się z obo­wiązku no­sze­nia broni w służ­bie Chry­stusa. Owe wy­prawy były czymś w ro­dzaju sa­fari dla przy­jezd­nych moż­no­wład­ców, któ­rzy trak­to­wali udział w kru­cja­tach nie tylko jako chrze­ści­jań­ski obo­wią­zek, lecz rów­nież jako wo­jenną przy­godę. Dzia­łal­ność za­konu wy­wie­rała na nich tak do­bre wra­że­nie, że przy­zna­wali mu zie­mie w swych po­sia­dło­ściach i po­pie­rali go na fo­rum dy­plo­ma­tycz­nym. Ale na­si­le­nie zbroj­nej ak­tyw­no­ści mi­sjo­nar­skiej w tym re­gio­nie pro­wa­dziło siłą rze­czy do kon­flik­tów, gdyż w dziele na­wra­ca­nia po­gan uczest­ni­czyły już nie tylko Da­nia, Szwe­cja, Nor­we­gia i księ­stwa pol­skie, lecz rów­nież po­wsta­jące pań­stwo li­tew­skie oraz dwie ru­skie pro­win­cje – no­wo­grodzka i mo­skiew­ska.

Do 1283 roku zo­stała pod­bita prze­wa­ża­jąca część Prus. Choć osie­dlali się tam liczni nie po­sia­da­jący do­tąd ziemi pol­scy i nie­mieccy ry­ce­rze, ob­sza­rem tym za­rzą­dzał za­kon krzy­żacki. Krzy­żacy zbu­do­wali ogromną twier­dzę w Mal­borku, wiele zam­ków roz­sia­nych na ca­łym te­re­nie pro­win­cji oraz port w El­blągu, który miał uła­twiać kon­takty han­dlowe ze świa­tem. Oka­zali się też sku­tecz­nymi ad­mi­ni­stra­to­rami, gdyż za­konna dys­cy­plina za­po­bie­gała ko­rup­cji, a mo­na­styczna struk­tura za­pew­niała kon­ty­nu­ację, któ­rej bra­ko­wało dy­na­stycz­nym pań­stwom uwi­kła­nym w spory do­ty­czące dzie­dzi­cze­nia czy za­rzą­dza­nym przez nie­od­po­wie­dzial­nych albo nie­udol­nych wład­ców. Rządy ry­ce­rzy za­kon­nych były po­cząt­kowo dość li­be­ralne. Sta­rali się nie na­rzu­cać siłą chrze­ści­jań­stwa rdzen­nym miesz­kań­com tych ziem, lecz na­kła­niać ich do do­bro­wol­nego na­wra­ca­nia się, i byli na tyle prag­ma­tyczni, że w ra­zie po­trzeby ze­zwa­lali miej­sco­wym po­ga­nom na udział w swych zbroj­nych ak­cjach. Ale po­wta­rza­jące się bunty i przy­padki po­wrotu do po­gań­stwa z bie­giem czasu skło­niły Krzy­ża­ków do za­ję­cia bar­dziej ra­dy­kal­nej po­stawy, która do­pro­wa­dziła do nie­mal cał­ko­wi­tej eks­ter­mi­na­cji au­to­chto­nów.

Z punktu wi­dze­nia księstw pol­skich w ciągu pięć­dzie­się­ciu lat uciąż­li­wych są­sia­dów, ja­kimi byli Pru­so­wie, za­stą­piło spraw­nie zor­ga­ni­zo­wane pań­stwo. Samo w so­bie nie za­gra­żało wpraw­dzie pol­skim księ­stwom, ale jego po­wsta­nie sta­no­wiło jedno z ogniw łań­cu­cha wy­da­rzeń, które miały na­ra­zić Pol­skę na po­ważne nie­bez­pie­czeń­stwo.

Sto lat wcze­śniej, w roku 1150, zmarł ostatni sło­wiań­ski książę Brenny, a jego miej­sce za­jął Nie­miec. Utwo­rzona wów­czas Mar­chia Bran­den­bur­ska pro­wa­dziła eks­pan­sję na wschód, wbi­ja­jąc klin mię­dzy pań­stwa Sło­wian bał­tyc­kich – i okrą­ża­jąc szcze­ciń­skiego księ­cia Bo­gu­sława, który był zmu­szony uznać nie­miecką do­mi­na­cję – a pań­stewka po­ło­żone na po­łu­dniu, ta­kie jak małe księ­stwo lu­bu­skie, które zo­stało na­tych­miast wcie­lone do Bran­den­bur­gii. W 1226 roku Bran­den­bur­gia za­jęła San­tok, a w 1271 – Gdańsk, roz­sze­rza­jąc ob­szar swego pań­stwa w taki spo­sób, że gra­ni­czyło ono z zie­miami za­konu krzy­żac­kiego. W na­stęp­nym roku Po­lacy od­zy­skali za­równo Gdańsk, jak i San­tok, ale nie po­tra­fili ze­pchnąć na­pie­ra­ją­cych Niem­ców z po­wro­tem na li­nię Odry. Z twier­dzy ber­liń­skiej, zbu­do­wa­nej w 1231 roku nad Szprewą, mar­gra­bio­wie bran­den­bur­scy spo­glą­dali na wschód i wy­ko­rzy­sty­wali każdą oka­zję, by po­sze­rzyć w tam­tym kie­runku swoje te­ry­to­rium.

Przy­by­wali też na te te­reny ko­lo­ni­za­to­rzy z ca­łych Nie­miec, po­szu­ku­jąc ziemi i oka­zji do wzbo­ga­ce­nia się. Byli za­zwy­czaj życz­li­wie przyj­mo­wani przez pol­skich wład­ców, w re­zul­ta­cie pod ko­niec XIII wieku nie­miecka więk­szość zdo­mi­no­wała nie tylko ta­kie mia­sta Ślą­ska i Po­mo­rza, jak Wro­cław czy Szcze­cin, ale na­wet sto­licę kraju, czyli Kra­ków. Na Ślą­sku i Po­mo­rzu na­pływ bez­rol­nych nie­miec­kich ry­ce­rzy i chło­pów od­czu­wano rów­nież na ob­sza­rach wiej­skich, co miało wpływ na ogra­ni­cze­nie mo­ty­wa­cji i zdol­no­ści miej­sco­wych pia­stow­skich wład­ców do opo­wia­da­nia się po stro­nie po­dzie­lo­nej Pol­ski. Owi po­mniejsi władcy mu­sieli skła­dać da­ninę każ­demu, kto był na tyle silny, by na­rzu­cić im przy­mus ko­rzy­sta­nia ze swej ochrony. Ksią­żęta po­mor­scy, oskrzy­dleni przez nie­miec­kie pań­stwa i osła­bieni przez nie­miecką więk­szość na te­re­nie miast – szcze­gól­nie ak­tywną w han­ze­atyc­kich ośrod­kach, ta­kich jak Szcze­cin czy Star­gard – byli zmu­szeni ko­lejno uzna­wać za swego su­we­rena nie księ­cia kra­kow­skiego, lecz nie­miec­kiego ce­sa­rza. Pro­ces ten osła­bił także więk­sze pol­skie księ­stwa, co mocno za­gro­ziło ich su­we­ren­no­ści. W 1300 roku cze­ski król Wa­cław wkro­czył do Wiel­ko­pol­ski i z ce­sar­skim bło­go­sła­wień­stwem ko­ro­no­wał się na pol­skiego króla.

Na­jazdy ta­tar­skie do­star­czyły więc po­tęż­nych ar­gu­men­tów zwo­len­ni­kom po­łą­cze­nia pol­skich księstw w jedno kró­le­stwo, a lęk przed za­le­wem Niem­ców i in­nych cu­dzo­ziem­ców na­si­lił ten­den­cje zjed­no­cze­niowe. W 1311 roku Czesi, przy współ­udziale czę­ści miesz­kań­ców mia­sta, za­jęli Kra­ków – rok póź­niej pol­skie woj­ska go od­biły i wów­czas spę­dziły w jedno miej­sce wszyst­kich kra­ko­wian. Tym, któ­rzy nie po­tra­fili pra­wi­dłowo po­wtó­rzyć trud­nych do wy­mó­wie­nia pol­skich słów, ob­ci­nano głowy.

Ten­den­cje zjed­no­cze­niowe po­pie­rał rów­nież Ko­ściół. Do tej pory nie od­gry­wał on więk­szej roli po­li­tycz­nej, za­do­wa­la­jąc się funk­cjami ad­mi­ni­stra­cyj­nymi. Pod rzą­dami pierw­szych Pia­stów bi­skupi byli je­dy­nie do­stoj­ni­kami, któ­rzy nie po­sia­dali wła­snych wpły­wów. Roz­pad pań­stwa na od­dzielne księ­stwa zmie­nił ten stan rze­czy, gdyż po­szcze­gólni ksią­żęta za­częli za­bie­gać o po­par­cie miej­sco­wych bi­sku­pów. Ci szybko zo­rien­to­wali się, że pol­skie księ­stwa mogą być wchło­nięte przez Cze­chy lub Niemcy, a wów­czas pol­ski Ko­ściół utraci swój au­to­no­miczny sta­tus, pod­jęli więc kroki zmie­rza­jące do za­ha­mo­wa­nia peł­za­ją­cej ger­ma­ni­za­cji. Pod­czas sy­nodu w Łę­czycy w 1285 roku przy­jęli re­zo­lu­cję sta­no­wiącą, że na­uczy­cie­lami w przy­ko­ściel­nych szko­łach mogą być je­dy­nie Po­lacy.

Po ka­no­ni­za­cji Sta­ni­sława, bi­skupa kra­kow­skiego za­bi­tego na roz­kaz króla Bo­le­sława Śmia­łego i w 1253 roku ob­wo­ła­nego pa­tro­nem Pol­ski, mnich Win­centy z Kielc spi­sał ży­wot świę­tego, uzna­jąc cu­downe zro­śnię­cie się jego po­ćwiar­to­wa­nego ciała za sym­bo­liczne pro­roc­two za­po­wia­da­jące zjed­no­cze­nie po­dzie­lo­nej Pol­ski. Po­dob­nie pa­trio­tycz­nych uczuć można się do­pa­trzyć w spi­sa­nej na po­czątku XIII wieku kro­nice in­nego bi­skupa kra­kow­skiego, Win­cen­tego Ka­dłubka, oraz w bar­dziej wia­ry­god­nej Kro­nice Wiel­ko­pol­skiej, która wy­szła spod pióra pew­nego po­znań­skiego księ­dza w la­tach osiem­dzie­sią­tych XIII wieku.

Nie­któ­rzy z udziel­nych ksią­żąt, po­dej­mu­jąc to prze­sła­nie, po­sta­no­wili od­stą­pić od za­sady dzie­dzicz­no­ści i wy­brać ze swego grona naj­wyż­szego władcę, który miał spra­wo­wać rządy w Kra­ko­wie. Pierw­szym ta­kim mo­nar­chą zo­stał Hen­ryk Pro­bus ze Ślą­ska, a po jego śmierci w 1290 roku Kra­ków prze­szedł w ręce księ­cia gnieź­nień­skiego, Prze­my­sława II, który w 1295 roku ko­ro­no­wał się na­wet na króla Pol­ski, ale kilka mie­sięcy póź­niej zo­stał zgła­dzony przez wy­słan­ni­ków z Bran­den­bur­gii. W roku 1296 jego miej­sce za­jął książę z li­nii ku­jaw­skiej, Wła­dy­sław Ło­kie­tek, który miał się stać jed­nym z naj­bar­dziej za­słu­żo­nych pol­skich mo­nar­chów.

W 1300 roku, po cze­skim na­jeź­dzie na Pol­skę, Wła­dy­sław mu­siał na ja­kiś czas uciec z kraju i po­dą­żyć do Rzymu w po­szu­ki­wa­niu so­jusz­ni­ków. Jak su­ge­ruje jego przy­do­mek, był męż­czy­zną nie­wiel­kiej po­stury, ale wie­dział, czego chce, i po­tra­fił to osią­gnąć, kon­se­kwent­nie re­ali­zu­jąc swoje plany. Pa­pie­stwo było wów­czas uwi­kłane w je­den z dłu­go­trwa­łych kon­flik­tów z Ce­sar­stwem, więc na an­ty­ce­sar­skiego pol­skiego księ­cia spo­glą­dało z życz­li­wo­ścią. Wła­dy­sław za­bie­gał też o po­par­cie Ka­rola Ro­berta An­de­ga­weń­skiego, by­łego króla Ne­apolu i Sy­cy­lii, który wstą­pił nie­dawno na tron Wę­gier. Dzięki po­par­ciu pa­pieża Ło­kie­tek przy­pie­czę­to­wał ów so­jusz, wy­da­jąc za An­de­ga­weń­czyka swoją córkę. Na­stęp­nie, za­pew­niw­szy so­bie rów­nież przy­chyl­ność ksią­żąt Ha­li­cza i Wło­dzi­mie­rza, wy­ru­szył do Pol­ski, by od­bić swój kraj z rąk Cze­chów.

W 1306 roku Wła­dy­sław Ło­kie­tek za­jął Kra­ków, a w 1314 Gnie­zno, zy­sku­jąc w ten spo­sób kon­trolę nad dwiema naj­waż­niej­szymi pro­win­cjami kraju. Trze­cia z nich, Ma­zow­sze, uznała jego zwierzch­ność. W 1320 roku zo­stał kró­lem Pol­ski, pierw­szym, który ko­ro­no­wał się w Kra­ko­wie. Za­wie­ra­jąc so­ju­sze ze Szwe­cją, z Da­nią i księ­stwami po­mor­skimi, ze­pchnął Bran­den­bur­gię do de­fen­sywy, a po­tem przy­stą­pił do walki z za­ko­nem krzy­żac­kim. Ten ostatni zna­lazł się w trud­nej sy­tu­acji, gdyż po zdo­by­ciu Akki przez Sa­ra­ce­nów w 1291 roku stra­cił swą główną sie­dzibę. Za­rzuty po­sta­wione w 1307 roku tem­pla­riu­szom, na któ­rych wzo­ro­wali się Krzy­żacy, a na­stęp­nie roz­wią­za­nie tego za­konu i bru­talne prze­śla­do­wa­nie jego człon­ków były groź­nym ostrze­że­niem dla wszyst­kich sto­wa­rzy­szeń, które ro­sły w siłę. Wła­dy­sław bez­zwłocz­nie oskar­żył Krzy­ża­ków przed pa­pie­skim są­dem nie tylko o na­pady i akty prze­mocy, lecz rów­nież o prze­stęp­stwo znacz­nie cięż­sze, po­le­ga­jące na nie­wy­peł­nia­niu swo­jej mi­sji. Wy­rok pa­pie­ski był nie­po­myślny dla za­konu, a sam fakt po­sta­wie­nia za­rzu­tów jego człon­kom zmu­sił ich do zła­go­dze­nia po­stę­po­wa­nia.

Główna sie­dziba Krzy­ża­ków, która po upadku Akki mie­ściła się w We­ne­cji, czyli w miej­scu uła­twia­ją­cym ko­lejne kru­cjaty na te­ren Ziemi Świę­tej, zo­stała w 1309 roku po­spiesz­nie prze­nie­siona do le­żą­cego na Po­wi­ślu Mal­borka. Prusy stały się te­raz nie przy­czół­kiem krzy­żow­ców, lecz sa­mo­dziel­nym pań­stwem, i miały roz­strzy­gać swe spory z są­sia­dami nie przed pa­pie­skimi są­dami, lecz na po­lach bi­tew. W po­ro­zu­mie­niu ze swym sprzy­mie­rzeń­cem, Ja­nem Luk­sem­bur­skim, kró­lem Czech, Za­kon na­je­chał na Pol­skę. Ślą­ski książę Bolko I Świd­nicki za­trzy­mał Cze­chów, a Wła­dy­sław wy­ru­szył na spo­tka­nie wojsk krzy­żac­kich i w roku 1331 po­ko­nał je w krwa­wej bi­twie pod Płow­cami. Zbyt słaby, by wy­ko­rzy­stać swe zwy­cię­stwo, nie zdo­łał na­rzu­cić pol­skiego zwierzch­nic­twa Po­mo­rzu i Ślą­skowi, gdzie Niemcy utrzy­mały swą he­ge­mo­nię. Mimo to Wła­dy­sław Ło­kie­tek zdo­łał przed śmier­cią (1333) zjed­no­czyć cen­tralne pro­win­cje kraju i usta­no­wić przy­naj­mniej no­mi­nalne zwierzch­nic­two nad wie­loma in­nymi ob­sza­rami. Jego syn Ka­zi­mierz III, zwany Wiel­kim (1333–1370), kon­ty­nu­ował sku­tecz­nie dzieło ojca i roz­wiał wszel­kie wąt­pli­wo­ści do­ty­czące su­we­ren­no­ści Pol­ski.

Po­mógł mu w tym wy­jąt­kowo sprzy­ja­jący zbieg oko­licz­no­ści. Mia­no­wi­cie: na więk­szo­ści ob­sza­rów Eu­ropy na­głe ochło­dze­nie znisz­czyło za­siewy i ob­ni­żyło plony, zaś Pol­ska prze­żyła wów­czas okres ła­god­nego ocie­ple­nia, które za­pew­niło nie tylko wspa­niały uro­dzaj, lecz rów­nież stwo­rzyło wa­runki do uprawy śród­ziem­no­mor­skich owo­ców, a na­wet wy­robu wina. Kiedy wojna stu­let­nia de­wa­sto­wała naj­bo­gat­sze kraje za­chod­niej Eu­ropy i do­pro­wa­dzała do kry­zysu fi­nan­so­wego na­wet w pań­stwach tak od­le­głych, jak Wło­chy, Pol­ska nie brała udziału w dłu­go­trwa­łych kon­flik­tach. Z ko­lei epi­de­mia czar­nej śmierci, która za­ata­ko­wała w la­tach 1347–1350 pra­wie cały kon­ty­nent, nie do­tarła do więk­szo­ści pol­skich ziem. Lud­ność An­glii, Fran­cji, Włoch, Skan­dy­na­wii, Wę­gier, Szwaj­ca­rii, Nie­miec i Hisz­pa­nii zmniej­szyła się prze­szło o po­łowę. Prze­ra­ża­ją­cym spu­sto­sze­niom po­czy­nio­nym przez epi­de­mię to­wa­rzy­szył po­wszechny głód, który wy­wo­łał exo­dus z miast, a uchodźcy włó­czyli się po Eu­ro­pie, za­bie­ga­jąc o żyw­ność i bez­pieczne schro­nie­nie. Na do­miar złego po­szu­ki­wa­nie ko­złów ofiar­nych, od­po­wie­dzial­nych rze­komo za epi­de­mię, po­cią­gnęło za sobą naj­więk­szą w dzie­jach śre­dnio­wie­cza falę an­ty­se­mi­ty­zmu. Ży­dzi, któ­rym udało się ją prze­żyć, ucie­kali w po­pło­chu głów­nie na wschód. Liczba miesz­kań­ców Pol­ski wzra­stała, gdyż wszyst­kich po­szko­do­wa­nych wi­tano w niej z otwar­tymi rę­kami, zmu­sza­jąc ich je­dy­nie do przej­ścia kwa­ran­tanny.

Ka­zi­mierz był od­po­wied­nim władcą na owe po­myślne czasy. Ten przy­stojny, sil­nie zbu­do­wany męż­czy­zna o sze­ro­kim czole i buj­nym uwło­sie­niu miał praw­dzi­wie mo­nar­szą apa­ry­cję, łą­czył też w so­bie od­wagę i de­ter­mi­na­cję z lu­bież­no­ścią i za­mi­ło­wa­niem do wy­gód. Za­radny władca wzniósł ka­te­dry w Kra­ko­wie i Gnieź­nie, zbu­do­wał 65 no­wych wa­row­nych miast, a także ufor­ty­fi­ko­wał 27 ist­nie­ją­cych i stwo­rzył 53 nowe zamki. Zmie­nił bieg Wi­sły pod Kra­ko­wem i prze­ko­pał ka­nał łą­czący wie­lic­kie ko­pal­nie soli ze sto­licą. W 1347 roku sko­dy­fi­ko­wał cały sys­tem ist­nie­ją­cych praw, two­rząc dwie księgi – sta­tuty piotr­kow­skie dla Wiel­ko­pol­ski i sta­tuty wi­ślic­kie dla Ma­ło­pol­ski. Zre­for­mo­wał sys­tem fi­skalny, stwo­rzył cen­tralną kan­ce­la­rię pań­stwa i ure­gu­lo­wał sy­tu­ację na rynku pie­nięż­nym, prze­pro­wa­dza­jąc w 1388 roku re­formę mo­ne­tarną. Na te­re­nie miast po­wstały dzięki niemu związki rze­mieśl­ni­ków, ce­chy. Roz­sze­rzył po­nadto prawo mag­de­bur­skie. Przy­znał spe­cjalne przy­wi­leje miesz­ka­ją­cym w pol­skich mia­stach Or­mia­nom i stwo­rzył fi­skalne, prawne, a na­wet po­li­tyczne in­sty­tu­cje prze­zna­czone dla Ży­dów.

Te po­su­nię­cia były fun­da­men­tem pod po­myślną przy­szłość kraju. Pol­skie mia­sta zy­skały po­kaźną liczbę kup­ców i bie­głych rze­mieśl­ni­ków, a na­pływ Ży­dów umoż­li­wił funk­cjo­no­wa­nie ban­ków i in­nych usług. To z ko­lei na­pę­dziło roz­wój wy­twór­czo­ści oraz eks­plo­ata­cję nowo od­kry­tych złóż rudy że­la­znej, oło­wiu, mie­dzi, sre­bra, cynku, siarki i soli ka­mien­nej, do­pro­wa­dza­jąc w re­zul­ta­cie do uspraw­nie­nia tech­no­lo­gii gór­nic­twa. Tra­dy­cyjny ze­staw to­wa­rów eks­por­to­wych, ta­kich jak zboża, by­dło, skóry, drewno i inne pro­dukty le­śne, po­sze­rzył się o wy­roby rze­mieśl­ni­cze, na przy­kład sukno, które do­cie­rało na za­cho­dzie aż do Szwaj­ca­rii.

Fi­gurka przed­sta­wia­jąca Ka­zi­mie­rza Wiel­kiego, ok. 1370 roku.

Na­si­lały się też kon­takty ze świa­tem ze­wnętrz­nym, głów­nie dzięki Ko­ścio­łowi, któ­rego mi­syjna i edu­ka­cyjna dzia­łal­ność wy­ma­gała spro­wa­dza­nia do kraju księży – cu­dzo­ziem­ców, pod­czas gdy pol­skich wy­sy­łano za gra­nicę. Nie­któ­rzy z nich, na przy­kład brat Be­ne­dic­tus Po­lo­nus, do­cie­rali aż do sto­licy mon­gol­skiego chana Gu­juka (1245), ale więk­szość je­chała na stu­dia, wy­bie­ra­jąc naj­czę­ściej uni­wer­sy­tety w Bo­lo­nii i Pa­ryżu. Król Ka­zi­mierz oso­bi­ście dbał o roz­wój na­uki i kul­tury i stwo­rzył pod­stawy ich roz­kwitu – do któ­rego miało dojść w na­stęp­nym stu­le­ciu – za­kła­da­jąc w 1364 roku Aka­de­mię Kra­kow­ską. Uczel­nia ta, która po­wstała tuż po pra­skim Uni­wer­sy­te­cie Ka­rola, a przed uni­wer­sy­te­tami w Wied­niu i He­idel­bergu, była drugą tego ro­dzaju uczel­nią w środ­ko­wej Eu­ro­pie. W od­róż­nie­niu od więk­szo­ści uni­wer­sy­te­tów an­giel­skich, fran­cu­skich i nie­miec­kich, które po­wstały na ba­zie in­sty­tu­cji re­li­gij­nych, na­śla­do­wała wzorce wło­skie i po­dob­nie jak uni­wer­sy­tety w Pa­dwie czy Bo­lo­nii miała cha­rak­ter świecki.

Ka­zi­mierz dbał o roz­wój go­spo­dar­czy kraju i sprzy­jał roz­wo­jowi na­uki i sztuki, lecz nie za­nie­dby­wał by­naj­mniej po­li­tyki za­gra­nicz­nej. Odzie­dzi­czył kró­le­stwo obej­mu­jące 106 ty­sięcy ki­lo­me­trów kwa­dra­to­wych i po­sze­rzył je do roz­miaru 260 ty­sięcy. To­czył wojny z Ja­nem Luk­sem­bur­skim, kró­lem Czech, z któ­rym ry­wa­li­zo­wał o prawa do Ślą­ska. Po­ko­nał go osta­tecz­nie w 1345 roku, rok przed bi­twą pod Crécy, w któ­rej ów nie­szczę­sny, nie­wi­domy mo­nar­cha zgi­nął w star­ciu z księ­ciem Wa­lii. Po­tem Ka­zi­mierz skie­ro­wał swą uwagę na wschód.

Na­jazdy ta­tar­skie, do któ­rych do­cho­dziło w po­przed­nim stu­le­ciu, zmio­tły z po­wierzchni ziemi Wiel­kie Księ­stwo Wło­dzi­mier­skie (wcze­śniej ki­jow­skie), a mniej­sze ru­skie księ­stewka prze­trwały tylko dla­tego, że zgo­dziły się skła­dać do­roczną da­ninę osia­dłym na po­łu­dniu Rusi Ta­ta­rom. Dwa z nich, ha­lic­kie i wło­dzi­mier­skie, przy­le­gały do po­łu­dniowo-wschod­niej gra­nicy Pol­ski. Oba były po­łą­czone z Pol­ską unią dy­na­styczną, a kiedy w 1340 roku li­nia ksią­żąt ha­lic­kich wy­marła, Ka­zi­mierz wcie­lił jej po­sia­dło­ści do swego kró­le­stwa.

Owo roz­sze­rze­nie gra­nic Pol­ski na po­łu­dniowy wschód oka­zało się za­równo nie­unik­nione, jak i trwałe. Prze­nie­sie­nie sto­licy z Gnie­zna do Kra­kowa, do któ­rego do­szło dwie­ście lat wcze­śniej, za­częło się od­bi­jać na po­li­tyce Pol­ski. Te­raz król spo­glą­dał na swe zie­mie z nieco in­nego punktu wi­dze­nia, a naj­więk­szymi wpły­wami na dwo­rze cie­szyli się ma­ło­pol­scy moż­no­władcy, tak zwani pa­no­wie kra­kow­scy.

We wschod­niej roz­grywce stawką były nie tylko zdo­by­cze te­ry­to­rialne. Dez­in­te­gra­cja Księ­stwa Ki­jow­skiego przy­czy­niła się do po­wsta­nia próżni po­li­tycz­nej, która nie­uchron­nie przy­cią­gała uwagę Pol­ski, tym bar­dziej że ob­sza­rem tym in­te­re­so­wało się od dawna inne pań­stwo – Li­twa.

Li­twini na­le­żeli do na­ro­dów bał­tyc­kich, po­dob­nie jak Pru­so­wie i Ło­ty­sze, z któ­rymi są­sia­do­wali. Pru­so­wie i Ło­ty­sze zo­stali pod­po­rząd­ko­wani przez za­kon ka­wa­le­rów mie­czo­wych i za­kon krzy­żacki, Li­twini na­to­miast opie­rali się wszel­kim pró­bom pod­boju ich kraju. Na Li­twie rzą­dziła prag­ma­tycz­nie oce­nia­jąca sy­tu­ację dy­na­stia, go­towa za­wrzeć po­kój z za­ko­nem krzy­żac­kim i przy­jąć z jego rąk chrze­ści­jań­stwo, by zy­skać sprzy­mie­rzeńca prze­ciwko Rusi No­wo­grodz­kiej, albo ochrzcić się za po­śred­nic­twem no­wo­grodz­kich Ru­si­nów, by po­ko­nać przy ich po­mocy Krzy­ża­ków. Ten spo­sób upra­wia­nia po­li­tyki był tak prze­bie­gły i nie­prze­wi­dy­walny, że ża­den z są­sia­dów Li­twy nie mógł so­bie po­zwo­lić na uśpie­nie czuj­no­ści. Po upadku Rusi Ki­jow­skiej Li­twini prze­jęli ogromne po­ła­cie bez­pań­skiej ziemi. W 1362 roku ich władca, wielki książę li­tew­ski Ol­gierd, po­ko­nał Ta­ta­rów w bi­twie pod Si­nymi Wo­dami, a w na­stęp­nym roku za­jął Ki­jów.

W ciągu nie­ca­łych stu lat pań­stwo li­tew­skie czte­ro­krot­nie po­więk­szyło swój ob­szar, co wzbu­dziło lęk jego są­sia­dów. Wy­wo­łało też pro­blemy, nad któ­rymi li­tew­scy władcy nie po­tra­fili już za­pa­no­wać. Nie byli bo­wiem w sta­nie za­rzą­dzać tak ol­brzy­mim ob­sza­rem, za­miesz­ka­nym przez chrze­ści­jań­skich Sło­wian, któ­rzy no­ta­bene mieli w końcu de­mo­gra­ficzną prze­wagę nad Li­twi­nami. Zaj­mu­jąc wspo­mniane ru­skie zie­mie, Li­twini na­ra­zili się na te­ry­to­rialny kon­flikt z Ta­ta­rami, na dru­gim zaś fron­cie mu­sieli sta­wiać czoło Krzy­ża­kom, któ­rzy za wszelką cenę usi­ło­wali ich zmiaż­dżyć. Ru­skie księ­stwa były wo­bec nich wrogo na­sta­wione, Po­lacy zaś, któ­rych gra­nica z Li­twą stała się te­raz bar­dzo długa, mieli już dość spo­ra­dycz­nych wy­pa­dów na nad­gra­niczne ob­szary. Li­twa po­trze­bo­wała so­jusz­nika. Jego wy­bór był naj­waż­niej­szym za­da­niem sto­ją­cym przed wiel­kim księ­ciem li­tew­skim Jo­gajłą, który wstą­pił na li­tew­ski tron w 1377 roku. Wy­da­rze­nia tego roku po­sta­wiły w ob­li­czu dy­le­matu rów­nież Pol­skę, choć z nieco in­nych po­wo­dów.

Ka­zi­mierz Wielki zmarł w 1370 roku. Czte­ro­krot­nie żo­naty, nie do­cze­kał się mę­skiego po­tomka i zo­sta­wił tron swemu sio­strzeń­cowi Lu­dwi­kowi An­de­ga­weń­skiemu, kró­lowi Wę­gier. Ten ostatni wziął udział w po­grze­bie wuja, a po­tem wró­cił na Wę­gry, po­zo­sta­wia­jąc w Kra­ko­wie swoją matkę, sio­strę zmar­łego króla, która miała rzą­dzić Pol­ską w jego imie­niu. Nie mo­gła jed­nak spra­wo­wać wła­dzy bez po­par­cia moż­nych Ma­ło­pol­ski, pa­nów kra­kow­skich. Ci wy­ko­rzy­stali sprzy­ja­jący mo­ment, by zdo­być więk­szy udział nie tylko w rzą­dze­niu kra­jem, lecz rów­nież w pro­ce­sie okre­śla­nia jego sta­tusu.

Od po­czątku XIV wieku doj­rze­wała bo­wiem nowa kon­cep­cja pań­stwa pol­skiego, zro­dzona z prze­ko­na­nia, że su­we­ren­ność nie po­winna być wią­zana z osobą mo­nar­chy, lecz z kon­kret­nym ob­sza­rem geo­gra­ficz­nym. Na­zwano ów te­ren Co­rona Re­gni Po­lo­niae – Ko­roną Kró­le­stwa Pol­skiego – a obej­mo­wał on wszyst­kie pol­skie zie­mie, na­wet te, które zna­la­zły się pod wła­dzą in­nych państw. W 1374 roku pol­ska szlachta wy­mo­gła na królu Lu­dwiku tak zwany przy­wi­lej ko­szycki, który pod­kre­ślał nie­po­dziel­ność owego dzie­dzic­twa i od­bie­rał pa­nu­ją­cemu moż­li­wość re­zy­gna­cji z ja­kiej­kol­wiek jego czę­ści. Jej przed­sta­wi­ciele wy­bie­gali my­ślami w przy­szłość, po­nie­waż król Lu­dwik rów­nież nie miał mę­skiego po­tomka.

Lu­dwik An­de­ga­weń­ski był jed­nak oj­cem dwóch có­rek. Star­szą z nich, Ma­rię, wy­dał za Zyg­munta Luk­sem­bur­skiego i za­kła­dał, że to on obej­mie tron pol­ski. Młod­sza, Ja­dwiga, była przy­rze­czona Wil­hel­mowi Habs­bur­gowi, który miał rzą­dzić Wę­grami. Ale po śmierci Lu­dwika w roku 1382 pa­no­wie kra­kow­scy od­mó­wili pod­po­rząd­ko­wa­nia się woli zmar­łego króla i za­częli re­ali­zo­wać wła­sne plany.

Od­rzu­cili kan­dy­da­turę za­męż­nej już Ma­rii i spro­wa­dzili jej dzie­się­cio­let­nią wów­czas sio­strę Ja­dwigę do Kra­kowa, gdzie w 1384 roku zo­stała uko­ro­no­wana. W spo­rzą­dzo­nym z tej oka­zji do­ku­men­cie za­zna­czono wy­raź­nie, że Ja­dwiga otrzy­muje ty­tuł króla (rex). Kro­ni­karz Jan Dłu­gosz za­no­to­wał: „Pol­scy pa­no­wie i pra­łaci byli tak nią ujęci, tak wielce i szcze­rze ją ko­chali, że za­po­mi­na­jąc pra­wie o swej mę­skiej god­no­ści, nie czuli żad­nego wstydu czy po­ni­że­nia, iż są pod­da­nymi tak wdzięcz­nej i cno­tli­wej damy”. W rze­czy­wi­sto­ści trak­to­wali ją przede wszyst­kim jako na­rzę­dzie swej woli i cał­ko­wi­cie igno­ro­wali jej ży­cze­nia. Kiedy młody Wil­helm Habs­burg przy­był do Kra­kowa, by do­cho­dzić swych praw wy­ni­ka­ją­cych z obiet­nicy mał­żeń­stwa, za­mknęli ją na zamku wa­wel­skim. Próby spo­tka­nia się z na­rze­czoną speł­zły na ni­czym, to­też Wil­helm opu­ścił Pol­skę, a pol­scy moż­no­władcy roz­po­częli przy­go­to­wa­nia do ślubu Ja­dwigi z in­nym kan­dy­da­tem. Ich wy­bór padł na Jo­gajłę, wiel­kiego księ­cia li­tew­skiego.

Kon­cep­cja unii mię­dzy Pol­ską a Li­twą kieł­ko­wała rów­no­le­gle w obu pań­stwach. W sierp­niu 1385 roku pod­pi­sano w Kre­wie pod­sta­wowy do­ku­ment. Bar­dziej szcze­gó­łowe po­ro­zu­mie­nia za­warto w Woł­ko­wy­sku w stycz­niu 1386 roku, a kilka ty­go­dni póź­niej w Lu­bli­nie. 12 lu­tego Ja­giełło, jak brzmiało po pol­sku jego imię, wje­chał do Kra­kowa, a trzy dni póź­niej zo­stał ochrzczony jako Wła­dy­sław. 18 lu­tego po­ślu­bił Ja­dwigę, 4 marca zaś zo­stał ko­ro­no­wany na króla Pol­ski.

Karta z Psał­te­rza flo­riań­skiego, ko­niec XIV wieku. Psał­terz spo­rzą­dzony zo­stał dla kró­lo­wej Ja­dwigi, za­wiera tek­sty psal­mów po ła­ci­nie oraz w ję­zy­kach pol­skim i nie­miec­kim.

Akt unii w Kre­wie, 14 sierp­nia 1385 roku.

III

Ja­giel­loń­ska przy­goda

KRÓ­LOWA JAD­WIGA ZMARŁA MŁODO, NIE URO­DZIW­SZY SWEMU MĘ­ŻOWI PO­TOMKA. Ale owoce jej mał­żeń­stwa z Wła­dy­sła­wem Ja­giełłą były bar­dzo ob­fite. Co naj­waż­niej­sze, zwią­zek ten był po­dzwon­nym za­konu krzy­żac­kiego – wraz z chrztem Li­twy prze­stała ist­nieć po­trzeba or­ga­ni­zo­wa­nia kru­cjat, a co się z tym wiąże, rów­nież ra­cja bytu ry­ce­rzy za­kon­nych. Unia dwóch wro­gich państw, które za­kon w prze­szło­ści czę­sto pod­bu­rzał prze­ciwko so­bie, jesz­cze bar­dziej skom­pli­ko­wała jego sy­tu­ację.

Krzy­żacy nie po­zo­stali bierni i pod­jęli próbę roz­bi­cia tego przy­mie­rza. Nie­świa­do­mie po­mógł im w tym sam Ja­giełło, czy­niąc re­gen­tem Li­twy swego wście­kle am­bit­nego i nie­prze­wi­dy­wal­nego ku­zyna Vy­tau­tasa – Wi­tolda. Stał on na czele se­pa­ra­ty­stycz­nej frak­cji po­gan, która sprze­ci­wiała się unii z Pol­ską, opo­wia­dała się za przy­ję­ciem chrztu z rąk Krzy­ża­ków i dą­żyła do so­ju­szu z Za­ko­nem. Choć ten snuł in­trygi zwią­zane z Wi­tol­dem i ne­go­cjo­wał z Wła­dy­sła­wem, nie mógł na dłuż­szą metę unik­nąć kon­fron­ta­cji z po­łą­czo­nymi si­łami Po­la­ków i Li­twi­nów. Do­szło do niej pod­czas wojny w la­tach 1409–1410, za­koń­czo­nej dru­zgo­cącą klę­ską Krzy­ża­ków w bi­twie pod Grun­wal­dem, pod­czas któ­rej woj­skami so­jusz­ni­ków do­wo­dzili już wspól­nie Wła­dy­sław i Wi­told.

Była to jedna z naj­dłuż­szych i naj­bar­dziej krwa­wych bi­tew śre­dnio­wie­cza. Wielki mistrz Ulrich von Jun­gin­gen i wszy­scy, z wy­jąt­kiem jed­nego, przy­wódcy za­konu, zgi­nęli. Całe Prusy zo­stały po­dane Po­la­kom na ta­le­rzu. Ja­giełło jed­nak – ku roz­pa­czy pol­skich do­wód­ców – zwle­kał z po­ści­giem za Krzy­ża­kami, a w pod­pi­sa­nym póź­niej trak­ta­cie za­żą­dał od nich prze­ka­za­nia Li­twie Żmu­dzi (nie za­pew­nia­jąc Pol­sce żad­nych zdo­by­czy te­ry­to­rial­nych) oraz wy­pła­ce­nia w go­tówce ogrom­nej kon­try­bu­cji, którą za­gar­nął dla sie­bie (I po­kój to­ruń­ski w 1411 roku). Dzie­sięć lat póź­niej za­kon po­now­nie roz­po­czął wojnę, po­now­nie zo­stał po­ko­nany – i po­now­nie unik­nął więk­szych strat. W 1454 roku wy­mie­rzony prze­ciw Za­ko­nowi bunt po­pie­ra­nych przez Pol­skę miej­sco­wych ry­ce­rzy i miast stał się za­rze­wiem ko­lej­nej wojny, która trwała aż trzy­na­ście lat. Krzy­żacy zo­stali po­bici, ale i tym ra­zem oca­lili swój byt, za­wie­ra­jąc II po­kój to­ruń­ski (1466), mocą któ­rego Pol­ska prze­jęła wy­brzeże w oko­li­cach Gdań­ska i El­bląga, War­mię, a na­wet twier­dzę Mal­bork. Nie do­pro­wa­dziła jed­nak do roz­wią­za­nia za­konu, który prze­niósł sie­dzibę do Kró­lewca i za­cho­wał resztę swych ziem, sta­jąc się wa­sa­lem pol­skiego króla. Ta wy­ro­zu­mia­łość mo­gła wy­dać się za­ska­ku­jąca, szcze­gól­nie wo­bec bez­względ­no­ści, z jaką Krzy­żacy pro­wa­dzili wojnę, do­pusz­cza­jąc się gwał­tów i mor­dów, a na­wet pa­ląc ko­ścioły. W sto­sun­kach mię­dzy Pol­ską a Krzy­ża­kami od­biły się jed­nak echa ogól­no­eu­ro­pej­skiej de­baty do­ty­czą­cej kwe­stii re­li­gij­nych.

Za­kon krzy­żacki miał przed­sta­wi­cieli i zwo­len­ni­ków na wszyst­kich dwo­rach i był mi­strzem w dzie­dzi­nie pro­pa­gandy. Upar­cie roz­po­wszech­niał opi­nię, że zwią­zek Ja­dwigi z Wil­hel­mem Habs­bur­giem zo­stał skon­su­mo­wany, a za­tem jej mał­żeń­stwo z Wła­dy­sła­wem Ja­giełłą było ak­tem bi­ga­mii. Twier­dził też, nie bez pew­nej ra­cji, że rze­kome na­wró­ce­nie Li­twy było grą po­zo­rów, a ka­to­liccy ry­ce­rze pol­scy sta­no­wili pod Grun­wal­dem tylko cząstkę ar­mii, zło­żo­nej z li­tew­skich po­gan, chrze­ści­jan wschod­niego ob­rządku, a na­wet mu­zuł­ma­nów (Ta­ta­rów, któ­rzy osie­dli na Li­twie nieco wcze­śniej). Za­kon su­ge­ro­wał tym sa­mym, że ar­mia Wła­dy­sława Ja­giełły nie była bar­dziej chrze­ści­jań­ska niż ar­mia Sa­la­dyna.

Krzy­żacy mieli sporo ra­cji, co na­brało nie­ba­ga­tel­nego zna­cze­nia w kon­tek­ście ogar­nia­ją­cej wów­czas Eu­ropę re­for­ma­cji. Był to na­cjo­na­li­styczny, an­ty­kle­ry­kalny i an­ty­ce­sar­ski ruch, na któ­rego czele stał cze­ski teo­log Jan Hus. Hu­syci utrzy­my­wali bli­skie kon­takty z an­giel­ską sektą lol­lar­dów zło­żoną z uczniów oks­fordz­kiego teo­loga Johna Wy­cliffe’a, a oba te ru­chy zy­skały w Pol­sce wielu zwo­len­ni­ków.

Sprawa sta­nęła na ostrzu noża pod­czas so­boru w Kon­stan­cji zwo­ła­nego w 1415 roku w celu zwal­cza­nia hu­syc­kiej he­re­zji. Za­kon krzy­żacki uznał to spo­tka­nie za ide­alne fo­rum do obrony swych in­te­re­sów. Sta­rał się zdys­kre­dy­to­wać na nim Pol­skę i uza­sad­nić po­trzebę swej mi­sji na­wra­ca­nia po­gan, wy­cho­dząc z za­ło­że­nia, że je­śli zdoła uzy­skać po­par­cie chrze­ści­jań­skiej Eu­ropy, pol­skie próby li­kwi­da­cji Za­konu będą ska­zane na nie­po­wo­dze­nie.

W skład pol­skiej de­le­ga­cji na so­bór w Kon­stan­cji, któ­rej prze­wod­ni­czył Pa­weł Włod­ko­wic z Aka­de­mii Kra­kow­skiej, wcho­dziło wielu Li­twi­nów i schi­zma­ty­ków, któ­rzy wy­wo­łali awan­turę i opo­wie­dzieli się po stro­nie za­konu. Włod­ko­wic wy­pro­wa­dził jed­nak w pole jego przed­sta­wi­cieli i zdo­łał go zdys­kre­dy­to­wać. Ale nie było to jed­no­znaczne zwy­cię­stwo. Krzy­żacy cie­szyli się sze­ro­kim po­par­ciem dy­plo­ma­tycz­nym, któ­rego udzie­lało im mię­dzy in­nymi Ce­sar­stwo, prze­ciwne ze wzglę­dów po­li­tycz­nych unii pol­sko-li­tew­skiej.

Tym­cza­sem wa­runki pol­sko-li­tew­skiego po­ro­zu­mie­nia czę­sto były we­ry­fi­ko­wane. W 1413 roku, po bi­twie pod Grun­wal­dem, pod­pi­sano w Ho­ro­dle nowy trak­tat unijny. Miał on jesz­cze sil­niej zwią­zać z sobą oba pań­stwa i za­wie­rał zgodę pol­skiej szlachty na uzna­nie Li­twi­nów za braci i przy­zna­nie im swo­ich her­bów. W 1430 roku na­stępca Wi­tolda na tro­nie Wiel­kiego Księ­stwa Li­tew­skiego, Świ­dry­giełło, unie­waż­nił wszyst­kie te po­sta­no­wie­nia, za­wie­ra­jąc so­jusz z Krzy­ża­kami i przyj­mu­jąc po­li­tykę an­ty­pol­ską. Dzie­sięć lat póź­niej unia zo­stała for­mal­nie roz­wią­zana, co no­ta­bene nie miało już więk­szego zna­cze­nia, gdyż władcą Li­twy zo­stał w 1446 roku syn króla pol­skiego, który po­now­nie złą­czył oba kraje pod jed­nym ber­łem.

Nie­sta­bilny cha­rak­ter unii był przede wszyst­kim skut­kiem wza­jem­nej nie­przy­sta­wal­no­ści obu jej czło­nów. Pol­ska była opar­tym na wię­zach na­ro­do­wych pań­stwem chrze­ści­jań­skim, po­sia­da­ją­cym roz­wi­nięte in­sty­tu­cje pu­bliczne i silny in­stynkt kon­sty­tu­cyjny. Li­twa – zlep­kiem po­gań­skich Bał­tów i pra­wo­sław­nych Sło­wian rzą­dzo­nym przez au­to­kra­tyczną dy­na­stię. Oba pań­stwa cią­gnęły się wza­jem­nie w prze­ciw­nych kie­run­kach.

W dzie­dzi­nie po­li­tyki za­gra­nicz­nej bar­dziej ak­tywna była Li­twa, a do­kład­niej – dy­na­stia ja­giel­loń­ska. Nie przy­pad­kiem naj­star­szy za­cho­wany list an­giel­skiego króla do władcy Pol­ski po­cho­dzi z 1415 roku, kiedy Hen­ryk V bła­gał Wła­dy­sława Ja­giełłę o po­moc w kon­flik­cie z Fran­cu­zami – unia z Li­twą i zwy­cię­stwo nad za­ko­nem krzy­żac­kim nadały Pol­sce sta­tus po­waż­nego eu­ro­pej­skiego mo­car­stwa. Nic dziw­nego, że ma­jąc za sobą taką siłę, am­bitni Ja­giel­lo­no­wie sta­rali się wy­ko­rzy­stać nada­rza­jące się oka­zje.

Wy­ga­śnię­cie w 1437 roku dy­na­stii luk­sem­bur­skiej, która pa­no­wała w Cze­chach i na Wę­grzech, było zwia­stu­nem no­wej walki o he­ge­mo­nię na ob­sza­rze dzie­lą­cym dwóch no­wych uczest­ni­ków gry po­li­tycz­nej: au­striac­kich Habs­bur­gów i pol­sko-li­tew­skich Ja­giel­lo­nów. Wę­gry, rzą­dzone ko­lejno przez dy­na­stie: an­de­ga­weń­ską, luk­sem­bur­ską i habs­bur­ską, tra­fiły w ręce Ja­giel­lo­nów w 1440 roku, kiedy Ma­dzia­rzy za­ofe­ro­wali swój tron naj­star­szemu sy­nowi Wła­dy­sława Ja­giełły, nie­let­niemu kró­lowi Pol­ski, Wła­dy­sła­wowi III. Wła­dy­sław nie rzą­dził długo ani Pol­ską, ani Wę­grami. Trzy lata po swej ko­ro­na­cji w Bu­dzie zo­stał wcią­gnięty do an­ty­tu­rec­kiego so­ju­szu i w 1444 roku zgi­nął w bi­twie pod Warną nad Mo­rzem Czar­nym. Tron pol­ski prze­jął po nim jego młod­szy brat Ka­zi­mierz IV Ja­giel­loń­czyk, a na wę­gier­skim za­siadł Ma­ciej Kor­win. Po śmierci Ka­zi­mie­rza w roku 1492 wła­dza prze­szła w ręce jego naj­star­szego syna Wła­dy­sława. Nie był wpraw­dzie kró­lem Pol­ski, ale na mocy pod­ję­tej w 1471 roku de­cy­zji cze­skiego par­la­mentu za­sia­dał na tro­nie tego kraju.

Wła­dy­sław II Ja­giel­loń­czyk, król wę­gier­ski. Ilu­stra­cja na kar­cie ty­tu­ło­wej Pa­ne­gi­ry­ków Pawła z Kro­sna, pocz. XVI wieku.

Pod ko­niec XV wieku Ja­giel­lo­no­wie pa­no­wali na jed­nej trze­ciej ob­szaru kon­ty­nentu eu­ro­pej­skiego. Ich gi­gan­tyczne po­sia­dło­ści roz­cią­gały się od Bał­tyku do wy­brzeży Mo­rza Czar­nego i Ad­ria­tyku. Ale za pa­no­wa­nia na­stęp­nego po­ko­le­nia utra­cili wszyst­kie trony, z wy­jąt­kiem pol­skiego, na rzecz Habs­bur­gów. Pol­ska – choć sta­no­wiła przez ja­kiś czas cen­tralny ośro­dek wiel­kiego im­pe­rium – nie wy­cią­gnęła ze swych do­świad­czeń nie tylko po­waż­nych ko­rzy­ści, ale żad­nych war­to­ścio­wych wnio­sków.

Jed­nak, jak szybko od­kryła szlachta, po­sia­da­nie nie­prze­wi­dy­wal­nych, a czę­sto nie­obec­nych kró­lów przy­no­siło kon­kretne ko­rzy­ści. Umoż­li­wiało jej od­gry­wa­nie więk­szej roli w rzą­dze­niu kra­jem. Aspi­ra­cje ko­lej­nych mo­nar­chów zmu­sza­jące ich do za­bie­ga­nia o fun­du­sze i ze­bra­nie woj­ska uła­twiały szlach­cie wy­mu­sza­nie ustępstw, a to ukształ­to­wało ro­dzącą się for­mułę rzą­dów par­la­men­tar­nych.

Za­sada rzą­dze­nia oparta na dą­że­niu do spo­łecz­nego kon­sen­susu w prak­tyce funk­cjo­no­wała już w epoce wcze­snych Pia­stów. Na po­czątku XIII wieku była na tyle ugrun­to­wana, by prze­trwać okres roz­drob­nie­nia dziel­ni­co­wego. W Wiel­ko­pol­sce i na Ma­zow­szu zwo­ły­wano sejmy, pod­czas któ­rych cała szlachta re­gionu uczest­ni­czyła w dys­ku­sjach i gło­so­wa­niach.

Zgoda sej­mów wszyst­kich pro­win­cji była nie­zbęd­nym ele­men­tem pro­cesu zjed­no­cze­nia pol­skich ziem. A kiedy już do tego do­szło, sejmy stały się czę­ścią apa­ratu rzą­dze­nia pań­stwem. Wła­dy­sław Ło­kie­tek zwo­ły­wał je pod­czas swo­ich rzą­dów (1320–1333) czte­ro­krot­nie, a jego na­stępca, Ka­zi­mierz Wielki (1330–1370), ro­bił to nie­mal rów­nie czę­sto, uzna­jąc udział szlachty w po­dej­mo­wa­niu de­cy­zji za pod­stawę swego prawa do spra­wo­wa­nia rzą­dów.

Bez­po­tomna śmierć Ka­zi­mie­rza Wiel­kiego i okres spra­wo­wa­nia re­gen­cji przez Elż­bietę stwo­rzyły sy­tu­ację, w któ­rej naj­bar­dziej wpły­wowa grupa przed­sta­wi­cieli szlachty mo­gła wy­prze­dzić w ry­wa­li­za­cji o przy­wi­leje resztę stanu szla­chec­kiego. Byli to dy­gni­ta­rze pań­stwowi – kasz­te­la­no­wie, spra­wu­jący w imie­niu króla wła­dzę w te­re­nie, oraz wo­je­wo­do­wie, któ­rzy zdo­byli sta­tus sa­mo­dziel­nych za­rząd­ców swo­ich pro­win­cji, w wy­niku czego owe pro­win­cje za­częto na­zy­wać „wo­je­wódz­twami”. Wo­je­wódz­twa, w któ­rych znaczną rolę od­gry­wali zwo­len­nicy lo­kal­nej au­to­no­mii, nie były spraw­nym na­rzę­dziem kró­lew­skiej wła­dzy, więc Wła­dy­sław Ło­kie­tek po zjed­no­cze­niu pań­stwa mu­siał stwo­rzyć nowy szcze­bel kró­lew­skiej ad­mi­ni­stra­cji – urząd sta­ro­sty. Sta­ro­sta był kimś w ro­dzaju kró­lew­skiego peł­no­moc­nika re­pre­zen­tu­ją­cego mo­nar­chę na po­wie­rzo­nym jego wła­dzy ob­sza­rze. Wo­je­wo­do­wie od­gry­wali od tej pory rolę bar­dziej po­li­tyczną niż ad­mi­ni­stra­cyjną i w so­ju­szu z bi­sku­pami za­częli two­rzyć nową oli­gar­chię. Z bie­giem lat nie­któ­rzy z nich zo­stali człon­kami kró­lew­skiej rady, a po śmierci Ka­zi­mie­rza Wiel­kiego wzięli los Pol­ski w swoje ręce, prze­ka­zu­jąc tron Ja­dwi­dze, a nie Ma­rii, i wy­bie­ra­jąc na jej męża Wła­dy­sława Ja­giełłę. Dali przy tym wy­raź­nie do zro­zu­mie­nia, że to oni wy­zna­czą na­stępcę króla. Ich po­zy­cja ule­gła jesz­cze więk­szemu wzmoc­nie­niu, kiedy tenże Ja­giełło nie spło­dził z Ja­dwigą na­stępcy tronu.

Wszy­scy kasz­te­la­no­wie i wo­je­wo­do­wie za­sia­dali w Wiel­kiej Ra­dzie (con­si­lium ma­ius), ale wpływu na de­cy­zje po­li­tyczne za­zdro­śnie strze­gli ci wo­je­wo­do­wie i bi­skupi, któ­rzy wcho­dzili w skład Taj­nej Rady (con­si­lium se­cre­tum). Ty­po­wym ich przed­sta­wi­cie­lem był Zbi­gniew Ole­śnicki, bi­skup kra­kow­ski, se­kre­tarz Wła­dy­sława Ja­giełły, który spra­wo­wał urząd re­genta do czasu osią­gnię­cia peł­no­let­no­ści przez Wła­dy­sława III i był na­uczy­cie­lem jego na­stępcy, Ka­zi­mie­rza Ja­giel­loń­czyka. Ten wy­kształ­cony i ob­da­rzony sil­nym cha­rak­te­rem zwo­len­nik sil­nej kró­lew­skiej wła­dzy no­sił wpraw­dzie kar­dy­nal­ski ka­pe­lusz, ale był uro­dzo­nym po­li­ty­kiem. Re­ali­zu­jąc swe za­mie­rze­nia, łą­czące walkę o do­bro Pol­ski i Ko­ścioła z tro­ską o wła­sne in­te­resy, od­rzu­cał wi­zję pań­stwa, w któ­rej istotną rolę od­grywa kłó­tliwy sejm.

Szlachta nie prze­pa­dała ani za nim, ani za re­pre­zen­to­waną przez niego oli­gar­chią i wy­raź­nie da­wała do zro­zu­mie­nia Ja­gielle, że bez jej po­par­cia nie zdoła on za­pew­nić suk­ce­sji swemu sy­nowi, na­wet je­śli opo­wie­dzą się za nim moż­no­władcy. W ten spo­sób w la­tach dwu­dzie­stych XV wieku wy­mu­siła na nim kilka przy­wi­le­jów i praw, z któ­rych naj­waż­niej­szy był edykt Ne­mi­nem cap­ti­va­bi­mus nisi iure vic­tum, wy­dany w Je­dlni w roku 1430 i za­twier­dzony trzy lata póź­niej w Kra­ko­wie. Do­ku­ment ten, pre­kur­sor­ski wo­bec wy­da­nego póź­niej w An­glii słyn­nego aktu Ha­beas cor­pus act, sta­no­wił, że nie wolno ni­kogo aresz­to­wać ani wię­zić bez wy­roku sądu. Unie­moż­li­wiało to za­stra­sza­nie szlachty przez moż­no­wład­ców i dy­gni­ta­rzy ko­ron­nych. Kiedy stało się ja­sne, że wraz z przy­wi­le­jami do­cho­dzi do ce­sji czę­ści pre­ro­ga­tyw mo­nar­chy, za­częli o nie ry­wa­li­zo­wać szlachta i moż­no­władcy. Ten wy­ścig miał po­dwójny sku­tek: przy­spie­szył roz­wój sys­temu par­la­men­tar­nego i zde­fi­nio­wał wy­raź­nie obie klasy spo­łeczne, z któ­rych miały się z cza­sem wy­kry­sta­li­zo­wać izby wyż­sza i niż­sza.

Zbi­gniew Ole­śnicki u stóp Ma­rii z Dzie­ciąt­kiem. Ry­su­nek z Li­ber An­ti­quus, ok. 1449 roku.