Poezye - Konstanty Piotrowski - ebook

Poezye ebook

Konstanty Piotrowski

0,0

Opis

Konstanty Piotrowski (pisał także pod ps. Konst. P., P., P****; ur. około 1790, zm. po 1863 – polski tłumacz literatury angielskiej, poeta. Autor wyboru sonetów Williama Shakespeare'a, Johna Miltona i George'a Gordona Byrona. Publikował w latach 1816-1850. Utwory, które zawiera niniejsza publikacja to: Julia Potocka, Zakonnik, Messyasz, Wódz w więzieniu, Elegia, Maryja s. Kom... P., List Heloizy do Abelarda, s Tragiedyi Adyssona monolog Katona, Ody: Oda na śmierć Aloizego Felińskiego, Ostatni człowiek, Czułość poety. Nadzieje nieśmiertelności, Moc przeczucia, Do złota, Bajki: Myszy myślące, Zioła, Portret, Występek i Cnota, Pańskie Łowy, Wiersze różne: Dykamor, Z Lorda Byrona, Obraz Miłości do J.F., Do Karoliny z hrabiow Rzewuskich Sobańskiej, Do Ludwiki z Rosciszewskich Xiężnej Trubeckiej, Pożegnanie Xięstwa Dymitrostwa Czetwertyńskich, Sonety.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 86

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

 

Poezye Konstantego Piotrowskiego

 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Tekst wg edycji z roku 1836.

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7950-708-5

 

 

 

JULIA POTOCKA

 

POWIEŚĆ

 

 Osnowę tej powieści wyjąłem – z opisów wojen Kozackich Rabina Zasławskiego współczesnego tych dziejów świadka i historyka, tłómaczonych z Hebrajskiego przez Pana Sterna i umieszczonych w pamiętnikach Warszawskich. Mówi on iż w mieście Niemirowie zdarzenie niżej opisane miało miejsce. Wiadomo także z historyi iż Jerzy Chmielnicki syn Bohdana został mnichem. Pozwoliłem sobie te dwa wypadki połączyć. Nadałem Pannie nazwisko Potockiej; familii znakomitej przez kilka wieków z historyą stale złączonej w tamtych stronach zamieszkałej. – Daleki jestem od pochwalenia samobójstwa, tak niezgodnego z zasadami Świętej naszej Religii – i opiewam go tylko jak czyn historyczny.

 

I.

 

Już na połsferzu świata cicha noc milczała,

Na wałach Niemirowa, ustaje huk działa.

Zwyciężyli Kozaki. – W wściekłej zajadłości,

Noc tę straszną zrobili ohydą ludzkości.

Wyżebrać niezdołają życia starce, dziatki,

O zgrozo! ciągną ludzi jak bydło na jatki,

Zalała w nich ognistych napojów obfitość,

Święte miejsca! gdzie mieszka sumienie i litość.

 

Jedni s ciągnących jeszcze dech wnętrzności snują,

Drudzy nagłazach, gardła żyjących piłują.

Silną prawicą w górę wyrzucone dziecie,

Pod gwiazdami niewinne wyzionęło życie.

Lub ugodzona gruzem ułamanej skały,

Pełne słodyczy dusze w kolebkach wylały.

Wszędzie w miescie płynęły krwi zdroje obfite,

Nie mogły brać jej, ziemi wnętrzności już syte,

Z licznych ulic te straszne połączone scieki,

Jako nowe strumienie leciały do rzeki.

Nieszczęśliwych bez broni, i wojska pomocy,

Nie ocaliła ufność w ociemnieniach nocy.

Uciekających góry ni sadzone gaje,

Zakryć nie mogą; wszystkich światła noc wydaje.

Gdy więcej krwi wylewać srodzy sił nie mieli,

Resztę dawszy więzieniom, strudzeni usnęli.

 

II.

 

Gdy zeszło słońce na plac trupami zaległy,

Psy zgłodniałe s przy ległych okolic się zbiegły.

Nieostygłych ciał jeszcze, drgające kawały,

Z zażartą zajadłością s paszczęk sobie rwały.

Tych którzy wczoraj życiem i krasą jaśnieli,

Pies, ptak, i robak szczątki między siebie dzieli;

A okrutne kozactwo zbrodni ow plac krwawy,

Obrało miejscem godów, i głośnej zabawy.

Okażcle krzyknął jeden, czyj łuk lepiej strzela,

Natychmiast z więzień dano dzieci Izraela.

Patrząc wniebo w śmierteinej ustrojeni bieli,

Drząc, wściekłym barbarzyńcóm jako cel stanęli.

Już do strón łuków, zgubne przykładali strzały,

Wtem w powietrzu hetmańskie sztandary powiały.

 

Gdy na te okrucieństwa Jerzy okiem rzucił,

Od strasznego widoku twarz swoję odwrócił.

„Nigdym rzekł wbojach waszej zemsty niewstrzymywał,

„Tylekroć z wamim we krwi nieprzyjacioł pływał,

„Pomnicie Źołte-wody i ten dzień pomnicie,

„Gdy Potocki dzielności konia winien życie.

„Ale po walkach pastwić się nad niewinnemi,

„Jest okryć się ohydą w oczach całej ziemi.

„Dzieci mé! wbojach bądźcie jako lwy krwiożerce,

„A po zwycięstwach miejcie miłosierdzia serce“.

Na grozny wyraz wodza, na głos dobrze znany,

Posłuszna tłuszcza, strzały schowała w kołczany,

A Izraele na pół umarłe od trwogi,

Padły przed nim na ziemię, ze swojemi bogi.

 

III.

 

Już ziemia w uroczyste odziała się cienie,

Przyszła chwila wytchnienia – spoczęło Stworzenie.

Ucichły góry, pola, lasy; rzeczne wały,

Na miękkich brzegowiskach roskosznie drzymały;

Sen swój balsam na troski lał żyjących dzienne,

Sam tylko Jerzy łoże utłaczał bezsenne.

Tysiąc straż życia jego pilnuje dokoła,

Sen do udręczonego wduszy przyjść niezdoła.

Nie pomaga dóm pyszny, jedwabiem obity,

Jest jad, co tak żre serce, jak szatę mól skryty.

Wyszedł z swych progów. Ten sam był porządek świata,

W wielkiej bani taż lampa świeciła bogata.

Gwiazdy jak dyamenty lskniły się wbłękicie,

Toż łagodne powietrze trzymające życie.

 

Gdy ziemię co raz nową człek nęka pożogą,

Natura dobroczynna jednąż idzie drogą!

Kurzącej się krwi, jeszcze nie oschłe strumienie,

Domy jak puszcze, głuche wiodące milczenie,

Tyle morderstw! Jerzego duszę troską poi,

Nie drzał przed człekiem, spojrzeéina niebo się boi.

Niebo, ziemia, cokolwiek w łonie swojem kryje,

Silnie mówią do duszy jego że Bóg żyje.

Bóg co s każdej blizniego łzy każe zdać sprawę,

A tutaj popłynęły takie rzeki krwawe!.

Ktoż jest tylu klęsk sprawcą? z jakiej to przyczyny,

Wyszli zbrojne z swych domów rozległych pól Syny?.

Kto ich uzbrajał mieczem wśród spokojnej pracy?

Jerzy i Ojciec jego, a oba Polacy.

Hasłem swobody kryjąc własnej zemsty cele,

Utaiwszy ród – toczą krew, krzywd swych mściciele!

 

Ledwie dni kilkanaście oręża powodzeń,

Jleż łez popłynęło, i ile krwi wzbrodzeń!

„Gdzież rzekł morze tak wielkie? zdrój tak dobroczynny

Coby z rąk naszych zmyły, kroplę krwi niewinnej?

Lecz nie długo tém cnoty uczuciem żyć zdołał,

Wezbrała straszna zemsta, z wściekłością zawołał,

„Co? ja żałować będę wrogów mego domu!

„Sprawców naszych niedoli, boleści, i sromu!

„Niechaj z nieba pioruny, obłok po obłoku.

„Niech spada na mą głowę; nie cofnę już kroku.

„Chwieje się słaba wiatrem, kołysana trzcina,

„Chmielnicki nie mięknieje, karku nieugina“.

Nie jedną tylko troskę w łonie swojem kryje,

W najezdcy piersiach, serce roskochana bije,

Mury tutejsze kryją Julią ulubioną,

Możeż go ona kochać – będzież jego żoną?

 

W jakiejże dziś jej oczóm stawi się postaci?

Podaż smiało prawicę, zlaną krwią jey braci?

On zna jej dumę, jej wstręt do srogich mscicieli,

On kozak! grubą rękę dawać się osmieli?

I zgryzoty sumienia i serca zapały,

Jak silne wichry morzem tą duszą miotały.

„Serce miłości niezna najmniejszego skrycia,

„Pójdę rzekł i opowiem wszystkie tajnie życia,

„Gdy to wyznanie, wstrętu w jey sercu nie zmaże,

„Zwycięzca do ołtarzy slubnych iść jej każę“.

 

IV.

 

Czołu pooranemu cierpień tylu ciosy,

Słodkiemi były kilka kropel swiezej rosy;

Sercu gorejącemu miłości płomieniem,

Słodko było odetchnąć chłodném nocy tchnieniem,

 

Szedł Jerzy cichą ziemią – na życie uspione,

Wszędzie sen ponarzucał milczenia zasłonę.

We wszystkich domach gruba ciemność panowała,

W jednem tylko Julij oknie lampa tlała,

Ona tylko skonczyła modły swe gorące,

Jerzy drzący wydobył z siebie slowa drzące,

„Niekochałbym cię gdybym wszystko nie powiedział,

„Sądzisz Julio wielki między nami przedział,

„Pochodzisz z rodu który wysoko jest czczony,

„W świetnym tym stanie prawodawczym do korony,

„Którego tylko można osięgnąć nabycie,

„W bojach krwi swej przelewem, jam także wziął życie,

„Jestem Polskim szlachcicem. Kto wszystko utraci,

„Unika szczęsnych, szuka niedoli współbraci,

„Gdzie ziemia jak piastunka hojną piersią żywi,

„Rosili jarzmo potem, blizni nieszczęsliwi.

 

„Przybiegłem tam, w ich mowie wyrzekłem dwa słowa,

„Obrali mię swym wodzem, i wojna gotowa.

„Łatwości ich powstania zjasniać ci nie trzeba,

„Ciemni oni; lecz mogą wznosić wzrok do Nieba.

„Dawnych praw nie naruszam, mscicieli nie bronię,

„Bóg osądzi tę sprawę, na wieczności łonie.

„Nie pytaj się Julijo! jaki traf, sprowadził,

„Żem kochanego Króla i Ojczyznę zdradził.

„Rzuć okiem w serce moje tam ujrzysz żałości,

„Lecz coż stało się... losu wyrzucone kości.

„Kocham cię.. chcę twej ręki.. niech to nieprzestrasza

„Iż mój dóm i byt leżą na ostrzu pałasza,

„W pomyslnośoi me wszystkie bogactwa posiędziesz,

„W przeciwnośoiach, tą piersią zasłonioną będziesz,

„Obciążonemu łupem swieżego pogromu,

„Będziesz gwiazdą wiodącą me kroki do domu.

 

– „Ocaliłeś mi życie, tyś Pan mego losu,

„Posłusżna woli twojej, czekam twego głosu,

„Chcesz wyznania miłości nieszczęsnej dziewicy,

„Nie badaj, ach! nie badaj, zostaw w tajemnicy,

„Wszak Ojczyzna ma jeszcze święte prawa do mnie,

„Lituj się nad mą bracią, i pamiętaj o mnie“.

To rzekłszy białą dłonią z słodkiem przymileniem,

Dotknęła jego ręki – tem lekkiem dotknieniem,

Uczuł wrażenie szczęścia, które powtorzyła,

Każda kropla krwi jego, każda jego żyła,

Umilkły swieże troski, zsklepiły się rany,

Rzeski jakby do życia nowego skąpany,

„Tak rzekł, pojutrze Xiężyc gdy ćmy zjasni szare,

„Ja mej gwiezdzie w Swiątyni zaprzysięgnę wiarę.

„Smierć jedna te zamiary zniszczyćby zdołała,

„Gdyby się świat zapalił, gdyby ziemia drzała,

 

„Dusza ma wprzedsiewzięciu dotrwa niewzruszoną,

„Tak Julijo pojutrze będziesz moją żoną“.–

 

V.

 

Ojciec Kajetan już lat sędziwych używa,

Z wyschłych lic broda jak snieg biała na pierś spływa,

Od onej chwili, kiedy z światem zrobił przedział,

Nie o domie i lubej rodzinie niewiedział;

Całym jego majątkiem, wszystkiemi skarbami,

Gruba suknia, krzyż z drzewa, i Xięga z modłami.

Codziennie s pierwszą wiosną na przyległej łące,

Z świętą myślą, dwschodzące napotykał słońce;

Lub zgrubiałemi dłońmi wonne kwiaty zrywał,

Sok z nich tłoczył, i rany nędzarzóm oblewał.

Często w więzienia albo pod słomianą strzechę,

W imieniu Zbawiciela, niosł świętą pociechę;

 

Lub wszedłszy w kazalnicę w swej prostej odzieży,

Przypominał Królowi jako żyć należy,

Gdy bracia jego blizką burzą przestraszeni,

Wszyscy pędem ubiegli z klasztornych swych cieni,

On sam został – dla jednej swej owczarni duszy,

Gotów nędze wytrzymać i srogie katuszy.

Wciche jego mieszkanie, już wieść doleciała,

Że niezbędnym Julii serce ogniem pała.

Kocha i silnie kocha najezdcę swej ziemi,

Że w krótce z nim się złączy sluby wieczystemi,

Drogie są nader chwile – nie może ich ronić,

ma jeden zna jej losy – musi je odsłonić.

Przy pięknym domie, co był Julii schronieniem,

„Wnosił się ogród; wdzięczny owocem i cieniem.

Obok sosen wyniosłych, żeglarzóm przydatnych,

Rosły brzoskwinie pełne owoców szkarłatnych,

 

Tam lipa rozłożysta wonią kwiatów skromnych,

I wdziękiem pszczół muzyki, nęciła przytomnych.

Babilonka i brzoza po nad rzeczne zdroje,

Złączywszy swe gałęzie, mieszały łzy swoje.

Tam topola podróżna niezmierzonych lądów,

Tam stały wieczne dęby, swiadki Piasta rządów.

Te drzewa niebotyczne, starsze syny ziemi,

Nad drobnemi kwiatami, jak nad dziećmi swemi,

Rozłożyły gałęzi pawilon wspaniały;

Tak iż im żadne burze szkodzić niezdołały.

Tam jasniały wdziękami, róże krosnolice,

Niezapomnij, co zdradza dziewic tajemnice,

Obok tych co wylewa grunt Podola żyzny,

Wędrownice potomstwo odległej Ojczyzny,

Chcąc z nowymi Panami związki swe skojarzyć,

Nie przestały ich wonią i kwiatami darzyć.

 

Tam mirty i szczęsliwe rozmaryny stały,

Że drzeniem uroczystych przeznaczeń czekały.

Płynąca rzeka wonią drzew, kwiatów, karmiona,

Napawała je wdzięczna, z obszernego łona;

Julia chodząc sama, pod starych lip cieniem,

Orzezwiała się kwiatów balsamicznem tchnieniem.

Ojciec Kajetan, wierny w przedsiewzięciach stałych,

Co miał siły, natężał kroki nóg schorzałych.

Szedł spiesznie do ogrodu, a drzwiami małemi,

Poważny wchodząc starzec zginał się do ziemi.

W ulicy ocienionej lipami, i klony,

Znalazł Julją „niech Bóg rzekł będzie pochwalony.

„Pozdrawiam cię dziewico! wieść mię dolecieła,

„Że nie zgaszonym ogniem twoje serce pała,

„Kochasz, i silnie kochasz, najezdcę twej ziemi,

„Że się masz z nim połączyć sluby wieczystemi.

 

„Jesteś panią twych uczuć – nie mogę ich wzbronić,

„Lecz wielką tajemnicę muszę ci odsłonić;

„Słuchaj i zadrzyj – los twój nie jest ci swiadomem,

„(Temi słowy zatrwożył dziewicę jak gromem).

„Gdyś się rodziła matkę objęły

„Na głosy jej cierpienia, na jej płacz niewieści,

„Przyleciał lud, schodzą się kobiety okolne,

„Prosząc Boga, wszyscy łzy ronią mimowolne.

„Pierwsi lekarze, rady złożyli tajemne,

„Użyto wszystkich srodków, wszystkie nadaremne„

„Naprzód lekarze rzekli niemasz już sposobu

„Z dziecięciem we wnętrznościach musi iść do grobu,

„A wszyscy powtorzyli, nie masz już sposobu,

„Z dziecięciem we wnętrznościach, musi iść do grobu,

„Noc była – wszędzie cichość – jam w świątyni czuwał,

„Kaganiec słabe światło po ścianach posuwał,

 

„Wchodzi człek z bladém licem i smutném wejrzeniem,

„Będący raczej zmarłem, niż żywém stworzeniem,

„W twarzy przyniosł tę rospacz taki ból powiadam,

„Jaki okazał pierwszy człek nieszczęsny Adam,

„Gdy mu Anioł ogłosił Boga roskazanie,

„Aby natychmiast Rajskie opuścił mieszkanie.

„Przed obrazem Maryi, cudami licznemi,

„Szeroko rozsławionym, krzyżem legł na ziemi;

„I rzekł Ty panująca na niebiosów szczycie,

„Ratuj... Jeśli ocalisz, i matkę i dziecię,

„Niech to dziecie twą będzie własnością niewziętą,

„Niechaj w Klasztorze spiewa chwałę twoję świętą;

„To był twój Ojciec... Niebo