Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
“Poezje dla dzieci do lat siedmiu” to zbiór wierszy Marii Konopnickiej, poetki i nowelistki okresu realizmu. Jest ona uznawana za jedną z najwybitniejszych polskich pisarek.
W skład tego zbioru wchodzi ponad 100 wspaniałych i ponadczasowych wierszyków dla dzieci.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 53
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wydawnictwo Avia Artis
2021
To książeczka osobliwa. Jak kwiat pachnie, jak ptak śpiewa, Przysiągłbyś, że sama gada,
I coś dzieciom opowiada.
Pójdziemy w pole, w ranny czas;
Młode traweczki, witam was! Młode traweczki zielone, Poranną rosą zroszone.
Długoście spały twardym snem, Pod białym śnieżkiem, w polu tem; Teraz główeczki wznosicie, Bo przyszło słońce i życie.
Patataj! Patataj!
Pojedziemy w cudny kraj! Tam, gdzie Wisła modra płynie, Zboża szumią na równinie, Pojedziemy, patataj! A jak zowie się ten kraj?
Mówi niania, że w dąbrowie
Chodzą dodnia aniołowie, A gdzie stąpną nóżką bosą, Tam zakwita kwiat pod rosą.
Gdybym kiedy rano wstała, Tobym wszystko to widziała, Bo gdy się tak w łące bawię, Ślad anielski drży na trawie.
I czego im braknie? I czego im trzeba?
Słoneczko przyświeca z wysokiego nieba. Słoneczko przyświeca, ptaszę przyśpiewuje, Kruczek w trawie siedzi, Zosieńki pilnuje.
Leci pliszka
Z pod kamyszka: — Jak się macie dzieci! Już przybyła Wiosna miła, Już słoneczko świeci! Poszły rzekiW kraj daleki, Płyną het do morza; A ja śpiewam, A ja lecę, Gdzie ta ranna zorza!
Nasza czarna jaskółeczka
Przyleciała do gniazdeczka Przez daleki kraj, Bo w tem gniazdku się rodziła, Bo tu jest jej strzecha miła, Bo tu jest jej raj!
A ty, czarna jaskółeczko, Nosisz piórka na gniazdeczko, Ścielesz dziatkom je! Ścielże sobie, ściel, niebogo, Chłopcy pójdą swoją drogą, Nie ruszą go, nie!
Bociek, bociek leci! Dalej, żywo dzieci! Kto bociana w lot wyścignie, Temu kasza nie ostygnie. Kle, kle, kle, kle, kle.
Bociek dziobem klaska: — Wyjdźcież, jeśli łaska! Niech zobaczę, niech powitam, Niech o zdrowie się zapytam. Kle, kle, kle, kle, kle.
— A ty, boćku stary, Piórek masz do pary; Żaby je liczyły w błocie, Naliczyły cztery krocie. Kle, kle, kle, kle, kle!
Nim skończyły liczyć, Już je zaczął ćwiczyć. — Oj bocianie, miły panie, Miejże dla nas zmiłowanie! Kle, kle, kle, kle, kle!
Jabłoneczka biała Kwieciem się odziała; Obiecuje nam jabłuszka, Jak je będzie miała.
Mój wietrzyku miły, Nie wiej z całej siły, Nie otrącaj tego kwiecia, Żeby jabłka były.
Minęła nocka, minął cień, Słoneczko moje, dobry dzień! Słoneczko moje kochane, W porannych zorzach rumiane!
Minęła nocka, minął cień, Niech się wylega w łóżku leń, A ja raniuchno dziś wstanę, Zobacz słonko rumiane.
W naszym ogródeczku Są tam śliczne kwiaty: Czerwone różyczki I modre bławaty. Po sto listków w róży, A po pięć w bławacie; Ułożę wiązankę I zaniosę tacie. A tata się spyta: — Gdzie te kwiaty rosną? — W naszym ogródeczku, Gdziem je siała wiosną.
Brzęczą pszczółki nad lipiną Pod błękitnem niebem; Znoszą w ule miodek złoty, Będziem go jeść z chlebem.
A wy, pszczółki pracowite, Robotniczki boże! Zbieracie wy miody z kwiatów, Ledwo błysną zorze.
A wy pszczółki, robotniczki, Chciałbym ja wam sprostać, Rano wstawać i pracować, Byle miodu dostać!
Siny dym się wije Pod lasem, daleko; Tam pastuszki ognie palą I kartofle pieką.
A Żuczek waruje, Łapki sobie grzeje; Krówki ryczą, porykują, Dobrze im się dzieje.
— A, mój Żuczku miły, Obszczekuj od szkody, Bo jak wyjdzie pan ekonom, Będąż tobie gody!
Młode gąseczki, młode, Zbrodziły modrą wodę, Zbrodziły modre stawy, Chcą teraz świeżej trawy.
A te gąski siodłate Wyszczypały sałatę, Wyszczypały lebiodę, Poszły z krzykiem na wodę.
A tu Kasia, nieboże, Ustrzec gąsek nie może, Jak się za nią puściły, Tak umyka co siły.
Jaskółeczko. Jaskółeczko. Weź mnie na swe siodełeczko, Nieś mnie swemi pióry Za morza, za góry, Na sam koniec świata, Gdzie babulki chata.
Muszę przynieść duchem Złotą igłę z uchem I jasne jedwabie, Żeby pomóc żabie.
Łupu, cupu! łupu, cupu! Cepami w stodole; Poczerniało, posmutniało Nasze czyste pole. Łupu, cupu! łupu, cupu! Tęgo bijmy w snopy! Będziem mieli tej pszeniczki Po dwa korce z kopy. Łupu, cupu! łupu, cupu! Aż ręce ustały; Ta pszeniczka, sandomierka, Słynie na świat cały!
A kto tę choinkę Zasiał w ciemnym lesie? — Zasiał ci ją ten wiaterek, Co nasionka niesie.
— A kto tę choinkę Ogrzał w ciemnym boru? — Ogrzało ją to słoneczko Z niebieskiego dworu.
— A kto tę choinkę Poił w ciemnym gaju? — Jasne ją poiły rosy I woda z ruczaju.
— A kto tę choinkę Wyhodował z ziarna? — Wychowała ją mateńka, — Ziemia nasza czarna!
Jasne słonko, mroźny dzień, A saneczki deń, deń, deń, Aż koniki po śniegu Zagrzały się od biegu.
Jasne słonko, mroźny dzień, A saneczki deń, deń, deń, A nasz Janek w złym sosie, Bo gila ma na nosie.
Hu! hu! ha! Nasza zima zła! Szczypie w nosy, szczypie w uszy, Mroźnym śniegiem w oczy prószy, Wichrem w polu gna! Nasza zima zła!
Hu! hu! ha! Nasza zima zła! Płachta na niej długa, biała, W ręku gałąź oszroniała, A na plecach drwa... Nasza zima zła!
Hu! hu! ha! Nasza zima zła! A my jej się nie boimy, Dalej śnieżkiem w plecy zimy, Niech pamiątkę ma. Nasza zima zła!
A widzicie wy zmarźlaka, Jak się to on gniewa; W ręce chucha, pod nos dmucha, Piosenek nie śpiewa.
— A czy nie wiesz, miły bracie, Jaka na to rada, Gdy mróz ściśnie, wicher świśnie, Śnieg na ziemię pada?
Oj, nie w ręce wtedy dmuchaj, Lecz serce zagrzewaj, Stań do pracy, jak junacy, I piosenkę śpiewaj!
Równo, równo, jak po stole, Na łyżewkach wdal... Choć wyskoczy guz na czole, Nie będzie mi żal!
Guza nabić — strach nie duży, Nie stanie się nic; A gdy chłopiec zawsze tchórzy, Powiedzą, że fryc!
Jak powiedzą, tak powiedzą, Pójdzie nazwa w świat; Niech za piecem tchórze siedzą, A ja jestem chwat!
DZIECI.
— Lisku! lisku! gdzieś to hasał?
LIS.
Gąskim, panie, w polu pasał. Pasałem je w polu, Pasałem w boru, Oddałem je wszystkie Pani do dworu.
DZIECI.
Lisku! lisku! kłamiesz, wasze! Zjadłeś wszystkie gąski nasze. A teraz uciekaj, Dalej do jamy! Bo jak cię złapiemy, To pieprzu damy!
Lis ucieka do mety, dzieci gonią.
tadzio: A ja jestem ogrodniczek,