Poezja naszych dni, tom 5 - Antologia - ebook

Poezja naszych dni, tom 5 ebook

Antologia

0,0

Opis

Poezja naszych dni to zbiór wierszy opublikowanych przez Wydawnictwo Borgis w ramach projektu, którego celem było stworzenie antologii poezji współczesnej podejmującej tematy bliskie człowiekowi XXI wieku.

W książce znalazło się 210 utworów 55 poetów – są to teksty zarówno debiutantów, jak i pisarzy mogących pochwalić się sporym dorobkiem literackim. Autorzy reprezentują różne pokolenia, wykonują różne zawody, pochodzą z różnych zakątków Polski, zatem spojrzenie każdego z nich na otaczającą nas rzeczywistość jest inne i niepowtarzalne. Różnorodna jest również tematyka wierszy – mówią one o miłości i rozmaitych jej obliczach, opiewają piękno natury, ale też pokazują kruchość naszej egzystencji. Kilka z nich nawiązuje także do kondycji współczesnego człowieka, któremu przyszło żyć w dzisiejszych niestabilnych czasach – w cieniu niedawnej epidemii koronawirusa i w obliczu wciąż toczącej się wojny w Ukrainie.

Pomimo swej odmienności wszystkie teksty opublikowane w piątym tomie antologii „Poezja naszych dni” składają się na portret świata, w którym żyjemy, gdzie problemy codzienności są równie ważne jak ponadczasowe uczucia i wartości.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 121

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Redaktor prowadzący

Monika Bronowicz-Hossain

Redakcja i korekta

Agata CzaplarskaEwa TadrowskaMonika Bronowicz-Hossain

Opracowanie graficzne i skład

Marzena Jeziak

Projekt okładki

Aleksandra Sobieraj

© Copyright to anthology by Borgis 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone

Wydanie I

Warszawa 2023

ISBN 978-83-67642-57-6

ISBN (e-book) 978-83-67642-58-3

Wydawca

Borgis Sp. z o.o.ul. Ekologiczna 8 lok. 10302-798 [email protected]/borgis.wydawnictwowww.instagram.com/wydawnictwoborgis

Druk: Sowa Sp. z o.o.

Spis treści

Od Wydawcy 9

AUTORZY

A.S. Pilewicz 11

Danuta Baczul 17

Agatka Bronecka 27

Aneta Bujanecka-Panko 33

Melania Bytowska 41

Alicja Chlebicka 51

Magdalena Dogan 61

Anna Magdalena Filipiak 67

Aneta Fryśna 75

Franciszek Gembalik 83

Karolina „Kika” Górska 91

Elżbieta Grabarczyk 97

Elżbieta Hałat 107

Kinga Hryc 115

Karolina Iskierka 123

Adam Jasiński 135

Ewa Kaczmarek 143

Klaudia Kania 153

Agnieszka Krupicka 159

Maria Kujawa-Szymonowicz 165

Regina Maria Kusak 173

Klaudia Kusińska 183

Adam Ladziński 193

Edward Lecheta 203

Grażyna Lipska-Matuszak 211

Weronika Mazur 219

Jacek Mroczek 227

Justyna Nadwodna 237

Damian Olejniczak 243

Justyna Piec-Głogowska 251

Wiesław Piechocki 259

Piotr Tułacz 271

Józefa Agnieszka Podkówka 283

Kacper Podwojski 293

Paulina Prokop 305

Aleksandra Przyłucka 313

Klaudia Rygiel-Witkoś 321

Milena Salamon 327

Olga Siwczyńska 335

Helena Skonieczka 341

Weronika Sobolewska 349

Maciej Sołtysik 355

Patrycja Starzewska 361

Teresa Supernak 367

Agnieszka Supernat 373

Dominika Szrejder 379

Grzegorz Unierzyski 385

Małgorzata Walczak 391

Robert Wochna 399

Patryk Wojtas 405

Aleksandra Wołowiec 421

Kinga Wójcik 429

Joanna Zawadzka 441

Andrzej Zawadzki 451

Beata Zielińska 459

Jedyną rzeczą, która może uratować świat,jest odzyskanie świadomości o świecie.właśnie czyni poezjaAllen Ginsberg

Oddajemy w ręce czytelników książkę, która jest efektem wspólnej pracy ludzi wrażliwych na brzmienie i znaczenie słów. Dziś, kiedy naszą komunikację zdominowały krótkie, proste zdania wysyłane w mailach lub SMS-ach, poezja staje się sposobem na przywrócenie piękna dialogu z drugim człowiekiem, nawet jeśli rozmawiamy z kimś, kogo nie widzimy, kogo nie potrafimy dotknąć lub usłyszeć. Ale na tym polega wyjątkowość wierszy. Dzięki temu, że twórczość poetycka jest tak intymnym, osobistym i delikatnym sposobem wyrażania siebie, jesteśmy w stanie zaufać poetom, w których widzimy ludzi czujących i wiedzących więcej, chcących dzielić się z innymi swoimi emocjami i doświadczeniem.

Antologia „Poezja naszych dni” tom 5 to zbiór niezwykły: jego autorzy piszą bowiem o codzienności, eksplorują przestrzeń naszych wspólnych doświadczeń, w których pojawiają się najróżniejsze emocje ‒ te pozytywne, związane z nadzieją na lepszą przyszłość, ale też i takie, które odczuwamy wtedy, gdy nie wszystko układa się zgodnie z naszymi planami. Autorzy „Poezji naszych dni” dzielą się swoim życiem, budując ponadczasową przestrzeń wspólnej refleksji o świecie, przywracając tym samym poezji należyte miejsce w literackim dialogu o sprawach ważnych, bo dotyczących człowieka.

Wydawca

A.S. Pilewicz na stałe mieszka i pracuje w Wielkiej Brytanii. Pasjonatka życia w zdrowiu i harmonii. Autorka podcastu „Randki z życiem”. Z zamiłowania podróżniczka. Laureatka konkursu na opowiadanie kryminalne w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału Wrocław 2023, w którym zdobyła specjalną nagrodę za najlepsze oddanie klimatu miasta.

Wiersze:

Być Muzą

Okno na świat

Wspomnienia

Jestem, Jesteś

Być Muzą

Pozwól mi miły być twoją Muzą

Najpiękniejszą w ogrodzie różą

Twoją księżniczką co czeka na Ciebie

Gwiazdą świecącą na niebie

Dobrym słowem w dni złe

Co rozwesela serce twe

Twoją jedyną łzą

Bo przecież i one potrzebne są

Pozwól mi być przy tobie

W zdrowiu i w chorobie

Być twoim przyjacielem

Nie proszę przecież o wiele

Pozwól mi być tak z tobą

Bym zawsze była sobą

Okno na świat

Bez osądzeń pośpiechu i strachu

Widzę w nim tylko spokój i radość

Okno na świat

Odpycham się od skał

Od przeszłości i żalu

I patrzę w toń morskich fal

Po drugiej stronie tylko cisza

I krople wody czyste jak łza

Horyzont w tle

I nieskończoność barw

Zapach wiatru i marzeń

Widzę w nim wszystko

Co pragnę zobaczyć

To moje okno na świat…

Wspomnienia

Wspomnienia wskrzeszają melancholię.

Pełne ulotnych zdarzeń otwierają zabliźnione rany.

Szloch dławi gardło.

Serce jak miasto ruin, zniszczony Babilon, umarło.

Ale tylko po to, by kiedyś znów ożyć.

Zacząć bić, choć może nie tak samo.

Nieznanym dotąd rytmem odradzającego się świata.

Nie ma w nim lęku, strachu przed jutrem.

Jest tylko dzisiaj, szczęśliwa chwila.

Ulotna, ale prawdziwa.

Jestem, Jesteś

Zakochuję się codziennie w sobie.

W dziecięcym uśmiechu pełnym szczerości.

W radosnym spojrzeniu budzącym ranek.

W atomach, białkach, pierwiastkach,

komórkach, częściach ciała.

Wszystkie są ważne.

Żadna z nich nie jest gorsza ani lepsza.

Jestem, jaka jestem.

Cud stworzenia.

Anioł, któremu ktoś ukradł skrzydła.

Odkrywam Twój świat.

Twój zapach. Aromat ciszy.

Oddech życia.

Tęsknotę w twoich oczach.

Słowa niewypowiedziane na dnie twego serca.

W twoim uśmiechu ‒ radość.

W dotyku ‒ pragnienie zatrzymania czasu.

Jesteś, jaki jesteś!

Cud stworzenia.

Anioł, któremu ktoś ukradł skrzydła.

Danuta Baczul absolwentka pedagogiki na Uniwersytecie Wrocławskim. Autorka wierszy, opowiadań, tekstów piosenek i bajek dla dzieci. Publikowała w prasie lokalnej, czasopismach pedagogicznych i wydaniach zbiorowych. Autorka tomików poetyckich „Skrawki Czasu” i „Na przekór”. Dwukrotna laureatka Literackiej Przepustki „Zwierciadła” oraz konkursu „Wrocław w twórczości poetyckiej nauczycieli”.

Wiersze:

Czarna sukienka

Wzór na życie

Dusze starych domów

Byłeś, będziesz

Czarna sukienka

Lubisz grać rolę małej czarnej.

Domagasz się wtedy tego medalionu

na długim łańcuchu i wysokich szpilek.

Wracasz ze mną nad ranem lekko zawiana

z kroplą martini przy dekolcie.

W taksówce nie pozwalasz mi zasnąć.

Obie trzymamy fason.

Pamiętasz? Bal Sylwestrowy.

Biegłyśmy środkiem nocy,

byle prędzej do domu.

Potem razem w łóżku

do świtu z butelką ginu.

Wtulałam się w ciebie,

a ty kurczowo trzymałaś dla mnie jego zapach.

Dziękuję,

że towarzyszysz mi na pogrzebach,

dzielnie trwając pod czarnym kapeluszem.

Kurczysz się w zimnej kaplicy.

Obie mamy dreszcze przy „dobrym Jezu”.

Nie mogę ci obiecać,

że zabiorę cię ze sobą

w tę ostatnią podróż

nie wiadomo dokąd.

Nie upomnę się o ciebie już wtedy.

Póki co

zapraszam cię do teatru.

Wzór na życie

Niedokładność życia:

ulotność losu,

przypadek.

Próbuję obliczyć

prawdopodobieństwo zdarzeń

i pierwiastek niestabilności emocjonalnej

proporcjonalnie do wzrostu napięcia.

Usiłuję podnieść do kwadratu

pogodę ducha,

a intensywność uczuć do potęgi entej.

Pojemność duszy dzielę

przez współczynnik kolejnych pomyłek,

obliczam powierzchnię ryzyka

pomnożoną przez ułamek optymizmu.

Każdego dnia potykam się

o kolejne niewiadome.

Zatrważa mnie

mnogość cyfr, numerów i kodów.

Przyspieszenie czasu

przerasta moje możliwości.

Matematyka życia:

równanie z mnogością zmiennych

z powszechnie znanym wynikiem.

Dusze starych domów

Stare domy mają dusze na strychach.

Zasnute pajęczynami.

Zapomniane.

Dusze starych domów wiedzą,

gdzie zatrzymał się czas.

W blasku księżyca

oglądają czarno-białe zdjęcia,

czytają pożółkłe listy

z różowymi pieczęciami wstążek.

W zupełności wystarcza im

towarzystwo konia na biegunach

i ołowianych żołnierzy.

Czasami wspinam się po stękających schodach.

Poręcz pręży grzbiet,

drzwi wzdychają,

kiedy przestępuję próg do przeszłości.

Drewniany koń

trzyma na wodzy oba bieguny,

żołnierzykom zamierają ołowiane serca.

Niepotrzebnie.

Moja dusza skulona na ramieniu,

siada ze mną na zakurzonym kufrze.

Oddychamy głęboko.

Tu, gdzie stanął czas,

nie grozi nam

uparty zgiełk codzienności.

Byłeś, będziesz

Za oknem spaceruje jesień,

na drzewach płoną złote liście.

Czas stanął w miejscu, a ja tęsknię

do lat, gdy byłeś obok, przy mnie.

Idziemy brzegiem, szumią fale,

gorący piasek stopy parzy.

Dajesz mi muszle niczym skarby

i odgadujesz, o czym marzę.

Wiemy,

że każdy dzień to obietnica,

spokojny wieczór przy kominie,

nasza piosenka, twoje słowa,

że przecież zawsze będziesz przy mnie.

Byłeś

moim marzeniem i spełnieniem,

balsamem duszy w niepogodę,

ciepłym uśmiechem w chwili szczęścia,

tarczą na troski i na trwogę.

Za oknem każda pora roku

bez ciebie smutna i nijaka.

Czas stanął w miejscu i czasami

pozwala mi za tobą płakać.

Agatka Bronecka z wykształcenia i pasji nauczycielka w przedszkolu. Wielbicielka muzyki i literatury.

Wiersze:

Prosecco eliksir prawdy

Ktoś

Życie

Ja

Prosecco eliksir prawdy

Kiedy alkohol się leje, kieliszek za kieliszkiem

Często ludzie umiaru nie mają i wtedy na odwagę się zbierają

Mówią i mówią

Co im ślina na język przyniesie

Często takiego słowotoku dostają

Aż jadem plują

I wtedy nasuwa się pytanie…

Czy to, co mówią, to prawda

Która kiedyś boleć przestanie?

Czy to alkohol przemawiać może

I jutro zapomną, co mówili o tej porze?

Ktoś

Kiedy przyłożysz głowę do poduszki i zamkniesz swoje oczy…

Zaczną pojawiać się złe duszki…

I wmówią ci, że wszystko jest przecież twoją winą

Bo jesteś bardzo złą dziewczyną.

O nikim nie myślisz wcale, tylko o sobie

I masz mocno dużo słów w swojej głowie

Które nie pozwalają Ci zasnąć

Życie

Składasz swoje obietnice, a ja Ci zaufałam skrycie…

Powiedziałam Ci swoje tajemnice…

Próbowałam dotrzymywać słowa…

A tylko notowałam w zeszycie….

Nie rozumiałam, a uczyłam się…

Nie słuchałam, a zapamiętałam…

Nie rozmyślałam, a rozwikłałam…

Bratnią duszą parę osób nazwałam,

Ale tak naprawdę, co ja sobie myślałam…

Tak łatwo te słowa wypowiedziałam…

No właśnie, bo co? Co ja sobie myślałam?

Idiotkę z siebie zrobiłam, bo bardzo, ale to bardzo się pomyliłam

Taką właśnie konwersację prowadzi z nami Życie…

Życie obiecuje…

Życie uczy…

Życie psuje…

Ja

Nie chcę być książką, z której czyta się bez najmniejszego wysiłku…

Nie chcę być zagadką, która jest prosta do rozwiązania…

Nie chcę być zapisaną kartką papieru tylko do odczytania…

Nie chcę być książką ocenianą po okładce…

Chcę być takim rozdziałem książki, do którego wracasz tylko dzięki zakładce…

Chcę być białą kartką papieru systematycznie zapisywaną niewidzialnym tuszem…

Chcę być trudną książką docenioną przez miłośnika literatury,

Który przy rozwiązywaniu jej będzie przeżywał katusze?!

Aneta Bujanecka-Panko pochodzi z małej miejscowości o niebiańskiej nazwie Raj. Wiersze pisze od 10. roku życia, czyli już prawie 20 lat. Uwielbia silić się na słowo i za słówka łapać.

Wiersze:

Przerosłość

Już prawie nie oddycham

Niematematyczny

Przerosłość

Napiszę wiersz o jesieni

Bo jesień to dla mnie zakochanie

Rozstanie z latem nie było przyjemne

Co się stało, jak wiesz, się nie odstanie

Pod paznokciami tylko piasek

Suchy piasek między palcami

Kruchymi zdaniami rozsypane

Na wietrze oddechów pożądanie

W krainie zdarzeń niebanalne

Policzków do siebie przytulanie

Krople potu na czole opiekane

Kiedy słońce zaleje całą plażę

W końcu słowa mają kilka znaczeń

Jeśli zima przymrozi moje serce

Niech przyjdzie ta kolejna

Niech wszystko znów odmarznie

Napiszę o wiośnie piosenkę

Niech ta przykra aura pęknie

Niech się zrobi znowu cieplej

Chociaż to co było, tego już nie będzie

Już prawie nie oddycham

Już prawie nie oddycham

To jak cisza ukojona

Serce rytm wybija jeszcze

Jeszcze żyję

Chociaż konam

Ułamki mijają sekund

Nut już też zgliszcza

Jeszcze jestem trochę żywa

Trochę już umilkłam

Nie tylko Ty na trzy mnie dzielisz

Na środek, koniec i początek

Jeszcze jestem Twoim ja

A historii już jest wątek

O czym mówić będziesz

Kiedy mnie przywita Wiatr

Rozdmuchanym biciem serca

Czy to tak?

Już prawie nie oddycham

Ta tuk tam, ta tuk tam

Rym ostatni ulatywał

Twoim głosem, moje ja

Niematematyczny

Choć mało mi ciebie, od kiedy jesteś,

Najlepiej jest siebie zwyczajnie znać,

Znakiem na dłoni, wersem w piosence,

Muzyką, rytmicznym graniem na dwa,

Twoim oddechem, moją melodią,

Logicznym składem chemicznych zdań,

Przekazem od przypadku nie przez przypadek,

Dzielonym, mnożonym, niematematycznym „ja”,

Przelanych na papier w antologii zdarzeń,

Perspektywie na bliską niepoliczalność lat,

Odkreślanymi myślnikami spełnianych marzeń,

Niskim, nieoczywistym znakiem na tak,

Choć dajesz mi siebie, po trochu biorę,

Łapczywie zabieram treść nieznanych dat,

Zazdroszczę i głaszczę nowość wszystkich pojęć,

Poznaję, próbuję, chociaż dreszcze mam,

Przenoszone na ręce, moje małe serce,

Otulałeś jak kocyk, no i ciepłe masz,

Amplitudą w umiarze, ponad wymiar szczęście,

Wyrosło już duże, żeby o nie dbać,

Wodą z naszych zdarzeń, wszystkim ponad czasem,

Nieuniknionych splotów, zapomnianych w czas,

Żeby z sobą być i żeby być razem,

Dojrzało na dobre, owocem ty i ja.

Melania Bytowska poetka i pisarka urodzona w Krakowie, mieszkająca w Budapeszcie. Prowadzi podcast „Mel Mówi” poświęcony zdrowiu ciała i umysłu. Absolwentka studiów magisterskich na kierunku filologia węgierska na Uniwersytecie Jagiellońskim. Autorka wierszy z serii „Wiersze krzyczane szeptem” oraz kolekcji „Pragnę od niechcenia” dostępnej na Instagramie pod adresem @pragneodniechcenia.

Wiersze:

*** (Tamten stół, cały z drewna, a na nim ślady wyjazdów za kartkę…)

*** (Nocą okna naszego metra…)

*** (Tamte liche drzwi…)

*** (Gdy wokoło bywa ciemno…)

***

Tamten stół, cały z drewna, a na nim ślady wyjazdów za kartkę.

Nie posyłaliśmy ich nikomu, leżały stosem tylko dla nas,

Adresowane do nadawców samowystarczały.

Miewaliśmy rośliny, które rosły dziko, niepodlane,

Kaskadami kradły wilgoć pustki.

I dziś przy moim stole, innym niż tamten, przy którym

My zwykliśmy siadać,

I w towarzystwie innym,

Zbieram kurz, kichając słabnę.

Pośród tnących palce kartek, których nikt nie czyta,

Nawet papier nie ma się dla kogo rozłożyć.

Siedząc w chwilach hermetycznie pakowanych,

Patrzę na ogrody słoikowe, podlewane łzami.

Opowiadam ci o wczoraj,

Nagle wstajesz, mówiąc że przyjdziesz do mnie jutro znowu,

Usiąść tu raz jeszcze, byś i ty mógł, jak to śmiesz twierdzić,

Z czasem zyskać na znaczeniu.

Zamykam za tobą drzwi, siadam przy stole,

Tym samym, przy którym razem siedzieliśmy,

I rozpaczam, ile bym dała, by do tego wrócić.

***

Nocą okna naszego metra

Przewijają wierzby pełne gruszek,

Ugięte pod ich ciężarem, dumne z własnej siły.

Nagle wstaję, bo to moja stacja.

O włos bym się zapomniała.

Wysiadam w starym mieście.

Gdzie nasze tramwaje o nowych liczbach,

Nic mi niemówiących, jadą w inne strony.

I nic i nikt tu do mnie nie przemawia,

Bo jest po prostu cicho.

To taki smak jak ma miętowa czekolada.

Dziwna i lubią ją starzy ludzie.

Trochę jak mleczna, ta sprzed lat,

Trochę świeża, jak to, co się jeszcze nie zdarzyło.

Starzy ludzie lubią wspominać i dużo wiedzą,

Jak to, że metra nie ma nocą,

A pochylone wierzby po prostu płaczą.

***

Tamte liche drzwi,

Zawsze, nigdy

Niedomknięte ‒

Wychodzi na to samo,

Bo znaczyły nam to samo.

Ogród drzew chroniących od upału,

Gdzie po kamiennych płytach biegały bose dzieci.

Niegdyś gotowane mleko wpadało tu oknami.

One, niezauważone, kradły dżem,

Wypatrując dywanów, żyły życiem elfów.

Mijały Cię tam zastawione stoliki,

Gdzie wiecznie suszą się owoce dzikich róż.

Krasnalowa wskazówka na białej kartce,

Że wszystko ma swój czas,

Więc i róż nikt tu nie pośpiesza.

W beczce deszczu pływają owoce drzew nad nami,

Niewyjęte, bo wpadły tam same,

Więc dokładnie tam powinny były być.

W żabiej trawie stoi tu huśtawka.

Mimo że zepsuta, cudownie nawet nie drgnie.

Jej zawiasy nie tykają,

Choć rama, wpływem słońca, zmienia kolor.

W swoim czasie, lecz na stałe.

Kładliśmy się, zamykając oczy popołudniowym snem.

I co było dalej, już czasem nie pamiętam.

Wybudziło mnie tykanie drzwi mojego ogrodu

I spalone mleko na kuchence.

***

Gdy wokoło bywa ciemno

I my gasimy światła.

Wtapiamy się w noc

I stajemy się bezkarni.

Dwoje sędziów sądu niczyjego.

Siadamy wtedy przy sobie,

Jak dzieci, które robią coś,

Czego robić im nie wolno.

Niewyprowadzane szczenięta,

Patrzą nocą przez to samo okno.

W mieszkaniu naprzeciwko

Nic się nie ukryje,

Bo żyje, i niewinnie nie próbuje.

My patrzymy. Tamci tańczą.

Gotują razem co wtorek.

W niedziele nigdy ich nie ma.

Winnym wzrokiem, patrząc na nich,

Mówiłeś mi jak to niebezpiecznie,

Gdy wokoło tylu podglądaczy,

Bezczelnie zostawiać nam szczeliny,

Pokazywać, czego w oknie

Widzieć nie wypada.

Mglisty śmiech, bo to my żyjemy,

Że życiem nieswoim, nikt nie mówił.

Szczelinowe szczenięta,

Dziś patrzą w inne okna,

Bo i ja piję wino, patrzę na nich.

I myślę, czy nas ktokolwiek by podglądał,

Skoro nawet ja nie chcę na nas patrzeć.