Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Gazy bojowe po raz pierwszy zastosowano na większą skalę w trakcie pierwszej wojny światowej. Przed wybuchem drugiej wojny światowej wielkie mocarstwa miały ogromne ilości broni chemicznej. Po wybuchu konfliktu żadna z walczących stron nie zdecydowała się na jej użycie. Produkcji jednak nie wstrzymano i nieustannie powiększano zapasy. Autor książki próbuje odkryć przyczyny takiego postępowania i dociec, czy nie było prób użycia broni chemicznej w czasie największego światowego konfliktu zbrojnego.
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 2 godz. 54 min
Lektor: Jacek Jońca
– Przechodzę teraz do najistotniejszej części dzisiejszego raportu… – szef OSS1, pułkownik William Donnovan, sięgnął po kilka kolejnych kartek gęsto wypełnionych pismem maszynowym. Zgodnie z ustalonym zwyczajem ostatni punkt jego wystąpienia podczas cotygodniowych narad w gabinecie prezydenta z udziałem kierowniczego gremium sił zbrojnych USA dotyczył tajnych badań i doświadczeń, prowadzonych w państwach osi, zwłaszcza w Niemczech i Japonii. Była to już wyłączna domena wywiadu, bo tylko z jego źródeł przenikały co pewien czas informacje o wysiłkach nieprzyjaciela nad opracowaniem nowych typów broni, amunicji i sprzętu, jeszcze niewdrożonych do produkcji seryjnej, ale już znajdujących się w różnych fazach projektów, prototypów bądź poddawanych intensywnym próbom poligonowym. Tym razem przedmiotem uwagi zebranych miała być broń szczególnego rodzaju, najgroźniejsza ze znanych i po raz pierwszy użyta w końcowym okresie I wojny światowej.
– Od dłuższego czasu – kontynuował Donnovan – nasza sieć sygnalizuje o niepokojących postępach Niemców w prowadzonych przez nich przygotowaniach do użycia chemicznych środków bojowych, to znaczy gazów. Zdołaliśmy już uzyskać pod tym względem dosyć pełny i przejrzysty obraz sytuacji, którego lekceważyć nie można. Wnioski przedstawię później, na wstępie chciałbym bowiem przypomnieć właściwości broni chemicznej. Jak wiadomo, dla życia ludzkiego najgroźniejsze są, a raczej były do niedawna, oznaczane żółtym krzyżem gazy żrąco-parzące, jak iperyt lub luizyt, oraz wyróżniana krzyżem zielonym grupa gazów duszących w rodzaju fosgenu czy chloropikryny. Niemcy przywiązują wagę także do innych, pozornie mniej groźnych, rodzajów chemicznych środków bojowych. Gazy łzawiące, występujące u nich pod fabryczną nazwą O-Salz albo handlową Omega, mają zmusić zaatakowanych do założenia masek, utrudniając im w ten sposób orientację i ograniczając zdolność do wykonania wysiłku fizycznego. Zupełnie przeciwne zadanie mają inne gazy drażniące z grupy oznaczonej krzyżem niebieskim, jak np. adamsit. Działając na śluzówkę nosa i gardła powodują gwałtowny kaszel, toteż bardzo mała ich ilość, jaka przy wdechu dostaje się do dróg oddechowych, powoduje konieczność zrzucenia maski. Produkcję gazów bojowych wznowiono w Niemczech po dojściu do władzy partii narodowosocjalistycznej. Przygotowania do wojny z użyciem gazów prowadzone były jednak już znacznie wcześniej, czego wyrazem może być nacisk, jaki dowództwo Reichswehry kładło na rozwój tzw. Nebeltruppen, oddziałów rakietowych miotaczy pocisków do kładzenia zasłon dymnych i rozsiewania chemicznych środków bojowych. Inne doświadczenia prowadzono nad rozpylaniem gazów z samolotów oraz stosowaniem niewielkich przenośnych pojemników do skażania terenu.
W tysiąc dziewięćset trzydziestym czwartym roku dowództwo sił zbrojnych wykupiło przedsiębiorstwo Montanindustrie GmbH, za pośrednictwem którego mogło odtąd finansować oraz ukierunkowywać działalność niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Wysokość prowadzonych poprzez Montanindustrie inwestycji wzrosła z około szesnastu milionów marek w tysiąc dziewięćset trzydziestym piątym roku do przeszło miliarda w roku tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym. Zarówno Montanindustrie, jak i osławiony koncern chemiczny I.G. Farbenindustrie, odegrały decydującą rolę w przygotowaniu i rozwinięciu produkcji gazów bojowych.
– Może nieco dokładniej – przerwał dowódca marynarki, admirał Ernest King. – nie interesuje nas sama nazwa koncernu, skądinąd dobrze znana, ale to, co się za nią kryje.
– To stara historia. Kilka czołowych niemieckich przedsiębiorstw chemicznych, jak znana firma farmaceutyczna Bayer czy wytwórnia barwników Hoechst powołały do życia w tysiąc dziewięćset dwudziestym szóstym roku Industriegemeinschaft der deutschen Teerfarbfabriken, wspólnotę interesów niemieckiego przemysłu barwników anilinowych. IG Farbenindustrie czy IG Farben to skróty tej nazwy. Właśnie zakłady IG Farben w Ludwigshafen wyprodukowały w tysiąc dziewięćset trzydziestym szóstym roku pierwsze tony gazu łzawiącego, chloroacetofenonu, którego wytwarzanie podjęła wkrótce potem fabryka w Seeltze koło Hanoweru. Kolejnym etapem było zbudowanie w Ammendorf nowego zakładu, wytwarzającego różne odmiany gazu parzącego, iperytu, skąd przekazano go do składnic Wehrmachtu w tysiąc dziewięćset trzydziestym ósmym roku po raz pierwszy. W tym czasie rozpoczął pracę w Lödenburg inny, nowy zakład, gdzie produkowano gaz drażniący arsinol. Wspomniałem o tym, że gazy parzące były przez wiele lat najgroźniejszym rodzajem chemicznego środka bojowego. Tymczasem w latach trzydziestych udało się niemieckim naukowcom pracującym nad otrzymaniem nowych środków owadobójczych odkryć wyjątkowo toksyczne właściwości pochodnych organicznego kwasu fosforowego. Tak powstał zupełnie nowy rodzaj gazów bojowych, porażających centralny układ nerwowy. Dla dokładnego zrozumienia tej sprawy potrzebny byłby obszerny wykład, powiem więc tylko, że ta brązowa substancja paruje w powietrzu i dostać się może do organizmu zarówno przez drogi oddechowe, jak i przez skórę. Jeden, dwa miligramy wchłoniętego gazu powodują uporczywe, silne bóle głowy, osłabiając zdolność koncentracji, pięć, dziesięć miligramów skurcze mięśni, osłabienie wzroku i upośledzenie systemu przewodzenia sygnałów nerwowych, a więcej niż piętnaście miligramów całkowite porażenie systemu oddychania i śmierć. Od tego gazu nie chroni żadna ze stosowanych obecnie masek przeciwgazowych. Na skalę laboratoryjną otrzymano go po raz pierwszy w tysiąc dziewięćset trzydziestym siódmym roku, a przeprowadzone wkrótce potem doświadczenia na zwierzętach wykazały wyjątkową jego toksyczność: gdy dla fosgenu śmiertelne stężenie wynosiło trzy tysiące pięćset miligramów w metrze sześciennym powietrza, to w tym przypadku wystarczało tylko czterysta miligramów. Mieliśmy sporo trudności z jego rozszyfrowaniem. W różnych meldunkach występowały nazwy: Z-Stoff, Trilon-83, Gelan, Grünring-3 lub Stoff-100. Teraz wiemy, że były to używane w różnych stadiach badań i eksperymentów kryptonimy tego samego preparatu wytwarzanego obecnie pod nazwą Tabun. Wynalazcą jego jest niejaki doktor Gerhard Schrader. Zdobyliśmy o nim trochę informacji, może się to przydać. Wiek, czterdzieści lat, od tysiąc dziewięćset trzydziestego roku pracuje w ośrodku badawczym firmy Bayer w Wuppertal-Elberfeld w Westfalii. Jest on także współtwórcą innego gazu, który od jego nazwiska i nazwisk współpracowników: Ambrosa, Rittera i Lindego otrzymał nazwę „Sarin”, choć stosowano także i inne, jak T-46 lub T-114. Jest on czterokrotnie silniejszy od Tabunu!
W dalszej części swego raportu William Donnovan dość szczegółowo omówił dalszy rozwój produkcji gazów w Niemczech.
Poinformował zebranych, że produkcja ich wymagała zastosowania szczególnych środków ostrożności i specjalnych technologii, stąd zapadła decyzja wytwarzania ich w nowych zakładach. Szukając właściwej lokalizacji, brano pod uwagę przede wszystkim odległość od brytyjskich baz lotniczych. Wybór padł na niewielkie miasteczko Brzeg Dolny nad Odrą na północ od Wrocławia, gdzie w 1939 roku rozpoczęto wstępne prace. Wstrzymano je po zwycięstwie nad Francją, wznowione zostały po napaści na Związek Radziecki.
Równolegle ze wzrostem produkcji Wehrmacht pod względem organizacyjnym przygotowywał się do wojny chemicznej. Już w 1938 roku istniały dwa liniowe dywizjony rakietowych moździerzy i wkrótce utworzono dwa dalsze, które w chwili wybuchu wojny dysponowały stu miotaczami wzór 35. Każdy z nich mógł w ciągu jednej minuty wystrzelić na odległość trzech kilometrów do piętnastu dziesięciocentymetrowych pocisków o wadze siedmiu kilogramów. Koszt takiego miotacza wynosił tysiąc pięćset marek, na jego wyprodukowanie potrzeba było tylko dwieście godzin roboczych. W razie potrzeby masowa produkcja nie przedstawiałaby większych trudności.
Do skażenia terenu skonstruowano półgąsienicowe pojazdy ze zbiornikami o pojemności dziewięciuset litrów, jak też samochody z przyczepami, przy pomocy których można było rozsiewać w ciągu sekundy jeden kilogram chemicznego środka bojowego.
Przygotowania takie prowadziła także i Luftwaffe. Ponieważ praktyczne doświadczenia wykazały wkrótce, że bezpośrednie rozsiewanie środków chemicznych z samolotów, wymagające wykonywania lotów na bardzo małych wysokościach i z niewielką prędkością, nie może być stosowane we współczesnych warunkach bojowych – przystąpiono do produkcji dwustupięćdziesięciokilogramowych bomb, zawierających obok niewielkiego ładunku wybuchowego, także sto pięćdziesiąt litrów gazu bojowego w płynnej postaci. Pozorujące zastosowanie gazów bojowych jednostki miotaczy, pionierów i lotnictwa uczestniczyły we wszystkich większych przedwojennych ćwiczeniach Wehrmachtu.
Mówiąc o niemieckich poglądach na możliwości zastosowania gazów bojowych, Donnovan podkreślił, że Niemcy będą dążyć w działaniach obronnych do stworzenia szerokiej skażonej strefy zaporowej na podejściach do własnych pozycji, natomiast podczas działań zaczepnych do zbombardowania miast w kraju przeciwnika w celu zakłócenia pracy w przemyśle, sparaliżowania komunikacji oraz wywołania paniki wśród ludności.
Jakkolwiek Wehrmacht już w chwili wybuchu wojny dysponował znacznymi ilościami chemicznych środków bojowych, to jednak z początku użycie ich uważano w niemieckim kierownictwie politycznym i wojskowym za zbędne, wobec szybkich zwycięstw w kolejnych kampaniach. Za niedostateczne uważano natomiast zabezpieczenie ludności cywilnej. Do 1942 roku wyprodukowano 28 milionów masek przeciwgazowych, co wystarczało dla około 40 procent ludności. Poza tym jakość masek przeznaczonych dla cywilów znacznie odbiegała od jakości masek wojskowych. Gdy te ostatnie chroniły na przykład przed chloropikryną przez 35 minut, to cywilne tylko 18 minut. W odniesieniu do fosgenu porównanie to było jeszcze bardziej niekorzystne, wynosząc w wypadku maski wojskowej 31 minut, natomiast cywilna chroniła tylko 5 minut.
Rozbudowa przemysłu gazów trujących trwała cały czas. Do istniejących zakładów doszły jeszcze: Wolfen w Saksonii, gdzie wytwarzano fosgen, Hüls, gdzie produkowano iperyt, i Hahnenberg, tam gazy drażniące. Fabryka iperytu w Trostberg koło Gendorf rozpoczęła produkcję w maju 1942 roku, pod koniec tegoż roku zatrudniała już 1750 robotników i przeszło 300 pracowników umysłowych. Jak na wysoce zautomatyzowany zakład chemiczny była to liczba znaczna, świadcząca o masowej produkcji. Koszt tej budowy przekroczył 100 milionów ówczesnych marek.
Duże nakłady finansowe poniesiono w związku z budową zakładów w Dyhernfurth. Z końcem 1942 roku pracowało tam już blisko tysiąc robotników i przeszło stu pracowników umysłowych. W najbardziej niebezpiecznym dla zdrowia dziale napełniania płynnym gazem pocisków artyleryjskich zatrudniono więźniów obozów koncentracyjnych. We wrześniu 1942 roku rozpoczęto tu wytwarzanie tabunu, równocześnie przystępując do wznoszenia następnej części zakładów, gdzie miał być produkowany sarin. Przy robotach budowlanych pracowało tam trzy tysiące więźniów.
Rozpoczęto też budowę fabryki zwanej „Seewerke” w Falkenhagen niedaleko Frankfurtu nad Odrą W 1943 roku pracowało tam przeszło półtora tysiąca robotników budowlanych i blisko sześciuset monterów zajmujących się instalowaniem urządzeń produkcyjnych.
Mówiąc o strukturze organizacyjnej tej dziedziny przemysłu pułkownik William Donnovan powiedział, że realizację całego programu powierzono IG Farbenindustrie. Powołano tak zwany Komitet C, był to skrót od nazwy „Chemiczne Środki Bojowe”, na którego czele stał chemik, profesor Otto Ambros. Ustalono, że wchodził on także w skład urzędu do spraw surowców przy kierowanym przez Speera Ministerstwie Produkcji Wojennej, dzięki czemu fabryki chemicznych środków bojowych miały stale zapewnione pierwszeństwo w dostawach.
Kierownictwo IG Farben zorganizowało całe specjalistyczne przedsiębiorstwo budowlane pod nazwą „Luranil”, które realizowało wymienione inwestycje. Natomiast dla zarządzania nowymi zakładami utworzono podlegającą także IG Farben firmę Anorgana.
Prace badawcze koncentrowały się w istniejącym od 1934 roku w cytadeli dawnej twierdzy Spandau Laboratorium Obrony Przeciwgazowej, które rozrosło się następnie do składającego się z sześciu zakładów instytutu. Prowadziły je także mniejsze firmy, przeważnie farmaceutyczne, jak Orgacid, Ergenthan, Lonal i wiele innych.
– To ciekawe – zauważył szef sztabu wojsk lądowych, generał George Marshall, odkładając fajkę. – W tej kwestii proponowałbym przygotowanie osobnego dokumentu. Te wszystkie zakłady czy wytwórnie warto dokładniej rozpoznać. Interesuje mnie jednak inne pytanie. Docierają do nas wiadomości, że w obozach koncentracyjnych założonych przez hitlerowców na terenie Polski przystąpiono do masowego zabijania więźniów gazem o nazwie „cyklon”. Co wiemy na ten temat? Czy idzie o jakiś zupełnie nowy, nieznany jeszcze gaz bojowy, czy też o chemiczny środek, który w stężonej dawce powoduje śmierć ludzi?
– Nie obciąłbym formułować wiążących opinii, ale ta druga wersja zdaje się być bardziej prawdopodobna. Przemawia za nią już sam fakt likwidowania więźniów w zamkniętych pomieszczeniach czy raczej komorach, a więc w warunkach sztucznie stworzonych, czego nie wymaga użycie gazu bojowego. O ile nam wiadomo, cyklon produkowany jest na dużą skalę w zakładach podległych bezpośrednio IG Farbenindustrie…
Milczący dotąd prezydent Roosevelt spojrzał uważnie na referującego, jakby właśnie ten szczegół zainteresował go najbardziej.
– Będę oczekiwał bliższych informacji w tej sprawie – powiedział. – Nie wykluczam, że wykorzystamy ją już wkrótce, jeśli sygnały o postępowaniu Niemców w obozach koncentracyjnych będą się powtarzać.
Donnovan skinął głową i dodał:
– Dołożymy wysiłków, aby spełnić polecenia pana prezydenta. W pełni podzielam opinię, że ostrzeżenie nieprzyjaciela, który dopuszcza się masowych morderstw na więźniach, posługując się gazem, byłoby wskazane. Ta sprawa, chciałbym zauważyć, należy jednak do administracji, a nie do wywiadu. Jeśli panowie pozwolą – zmienił ton – przejdę do zasadniczych wywodów. Otóż mamy również meldunki, że w pobliżu obozu w Auschwitz czynione są przygotowania do rozpoczęcia budowy wytwórni, która ma zająć się produkcją dwufosgenu, najsilniejszego obecnie gazu duszącego. Tak więc, jak wynika z całokształtu danych, Niemcy nie szczędzą wysiłków, aby i w tej dziedzinie rozwinąć swoje zaplecze, znane od dawna z wysokiej wydajności. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości, ale wyłania się pytanie, czy według ich kalkulacji jest ono dostatecznie silne, by zaryzykować atak gazowy z wszystkimi jego następstwami…
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Offices of Strategic Services, służba wywiadowcza USA. [wróć]
