12,99 zł
17 września 1939 roku Armia Czerwona uderzyła na Polskę na całej długości wschodniej granicy II Rzeczypospolitej (ponad 1400 km). Inwazję poprzedziło szczegółowe wywiadowcze rozpoznanie potencjału militarnego polskich sił wojskowych i przygotowanie zakrojonych na szeroką skalę aresztowań polskiej elity państwowej. Atak został przeprowadzony z ogromną siłą na dwóch frontach. Polakom zacięcie zmagającym się od 1 września z armią III Rzeszy został wbity nóż w plecy. Sytuację dodatkowo pogarszała dyrektywa Naczelnego Wodza marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego o unikaniu walk z jednostkami Armii Czerwonej i wycofywaniu oddziałów WP do Rumunii i na Węgry. Mimo to liczne oddziały stawiły opór najeźdźcy. O nich jest ta książka.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Ostry dzwonek telefonu. Jeden, drugi, trzeci… Pełniący nocny dyżur radca Ignacy Jankowski podniósł słuchawkę.
– Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej – powiedział.
– Tu sekretariat towarzysza Potiomkina. Chciałbym mówić z ambasadorem.
– O tej porze?
– Tak, to bardzo pilne.
– Chwileczkę, zaraz go obudzę.
Wyrwany z pierwszego snu ambasador Wacław Grzybowski spojrzał na zegar. Była 2.15. Co się stało? – pomyślał. – Czego oni mogą tak nagle chcieć?
– Słucham.
– Tu sekretariat towarzysza Potiomkina. Komisarz ma powiadomić was o ważnym oświadczeniu naszego rządu. Czy możecie przyjechać do niego o godzinie trzeciej?
– Tak. Mogę się co najwyżej kilka minut spóźnić.
– W porządku, przekażę.
Grzybowski, 52-letni, wysoki, szczupły mężczyzna o lekko siwiejących skroniach, zastanawiał się chwilę, jaki strój przewiduje etykieta na tę nietypową porę: już nie wieczór, a jeszcze nie rano. Zdecydował się na tużurek, ten najbardziej wszechstronny ubiór wszystkich dyplomatów. Polecił zbudzić kierowcę, przygotować samochód, a Jankowskiemu powiedział, że będzie mu potrzebny wraz z attaché wojskowym pułkownikiem Stefanem Brzeszczyńskim i oficerem szyfrowym na godzinę czwartą.
Pełniący służbę przy bramie ambasady milicjant spojrzał na wyjeżdżający samochód, zasalutował i, najwyraźniej zaskoczony, pobiegł do telefonu. Ambasador uśmiechnął się: po raz pierwszy od czasu objęcia placówki w Moskwie będzie jechał bez zwykłej „obstawy”…
Był przygotowany na złe wiadomości. Przez kilka ostatnich dni ukazywały się w „Prawdzie” i „Izwiestiach” artykuły gwałtownie atakujące Polskę z powodu jej polityki w stosunku do Białorusinów i Ukraińców. Ten sam temat podjęły rozgłośnie radiowe. Podawano równocześnie przypadki naruszeń granicy przez polskie samoloty wojskowe. W zestawieniu z poufnymi wiadomościami o zakrojonej na szeroką skalę mobilizacji ambasador miał podstawy do przypuszczeń, że pod takim czy innym pretekstem nastąpić może wypowiedzenie polsko-sowieckiego paktu o nieagresji. Rzeczywistość miała się okazać o wiele gorsza.
W siedzibie Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych oczekiwał już I zastępca komisarza, Władimir Potiomkin, który po kilku słowach oficjalnego powitania odczytał przybyłemu tekst noty podpisanej przez przewodniczącego rady Komisarzy Ludowych Wiaczesława Mołotowa. Brzmiała ona:
„Wojna polsko-niemiecka ujawniła wewnętrzne bankructwo państwa polskiego. W ciągu 10 dni działań wojennych Polska utraciła wszystkie swoje ośrodki przemysłowe i kulturalne. Warszawa nie jest już stolicą Polski. Rząd polski jest w rozkładzie i nie okazuje żadnych oznak żywotności. Oznacza to, że państwo polskie i jego rząd przestały istnieć. Dlatego też układy zawarte między ZSRS a Polską straciły swą ważność.
Pozbawiona kierownictwa Polska stała się dogodnym polem dla wszelkiego rodzaju przypadków i niespodzianek, które mogą stanowić zagrożenie ZSRS. Z tych powodów rząd sowiecki, który dotychczas pozostawał neutralny, nie może dłużej zachowywać tej postawy wobec takiej rzeczywistości. Rząd sowiecki nie może dłużej obojętnie patrzeć na to, że pokrewne mu narody ukraiński i białoruski, które żyją na terytorium Polski, zostały pozostawione swemu losowi.
W tych okolicznościach rząd sowiecki nakazał dowództwu Armii Czerwonej wydać wojskom rozkaz przekroczenia granicy w celu wzięcia w obronę życia i mienia ludności zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi.
Równocześnie rząd sowiecki oświadcza, iż gotów jest użyć wszelkich środków, aby wywikłać naród polski z nieszczęsnej wojny, w którą został on wciągnięty przez swoich nierozumnych kierowników, i zapewnić mu warunki spokojnego życia”.
Gdy skończył, ambasador odpowiedział mu po chwilowym namyśle:
– Odmawiam przyjęcia do wiadomości treści tej noty i przekazania jej mojemu rządowi. Wyrażam najbardziej kategoryczny protest przeciwko jej treści i formie. Jest to jednostronne zerwanie istniejących i wiążących obydwa państwa układów, a w szczególności zawartego w lipcu tysiąc dziewięćset trzydziestego drugiego roku paktu o nieagresji, którego ważność wygasa dopiero z końcem tysiąc dziewięćset czterdziestego piątego roku. Żaden z argumentów, zmierzających najwidoczniej do potraktowania tych układów jako świstka papieru, nie wytrzymuje krytyki. Mam zupełnie pewne i aktualne informacje, że głowa państwa polskiego i jego rząd znajdują się na terytorium Rzeczypospolitej. Funkcjonowanie rządu jest z natury rzeczy ograniczone w wyniku trwającej wojny, ale nie to jest w tej chwili najistotniejsze. Suwerenność państwa istnieje tak długo, dopóki walczy jego wojsko, a nie będzie pan chyba utrzymywał, że armia polska już się nie bije…
Grzybowski nie zgodził się również z przedstawioną mu oceną położenia mniejszości narodowych. Stwierdził, że ta ludność czynnie udowodniła swoją solidarność z Polską w jej wojnie przeciwko Niemcom. Wspomniał o formowanym legionie czeskim, który także przyłączył się do tej walki.
– Wielokrotnie w naszych rozmowach apelował pan do słowiańskiej solidarności – mówił. – W świetle tych faktów chciałbym zapytać: a gdzie jest wasza słowiańska solidarność? Podczas wielkiej wojny terytoria Serbii i Belgii były okupowane, lecz nikomu do głowy nie przyszło, aby z tego powodu uznawać układy z tymi państwami za nieistniejące. Napoleon był kiedyś w Moskwie, lecz tak długo, jak istniała i walczyła armia Kutuzowa, uważano, że Rosja nie upadła.
– Panie ambasadorze – przerwał Potiomkin – weźmie pan na siebie ciężką odpowiedzialność przed historią w razie nieprzyjęcia dokumentu tak wielkiej wagi. Chciałbym ponadto dodać, że rząd sowiecki nie ma już w Polsce swego przedstawiciela, a w związku z tym tylko tą drogą, za pana pośrednictwem, możemy zakomunikować rządowi polskiemu powziętą decyzję.
– Gdybym zgodził się na przekazanie tej noty swojemu rządowi, byłoby to dowodem braku szacunku nie tylko dla niego, lecz także dla rządu sowieckiego – odparł Grzybowski. – Mam oczywiście obowiązek poinformowania mojego rządu o agresji, prawdopodobnie już popełnionej, ale niczego więcej nie zrobię. Mam również nadzieję, że wasz rząd mimo wszystko powstrzyma Armię Czerwoną od zbrojnego najazdu, gdy nasze wojska nadal stawiają opór Niemcom, walczą w obronie ojczyzny.
– Najwidoczniej nie bierze pan pod uwagę krytycznego położenia i niemożności zahamowania niemieckiego naporu. Na podstawie własnych źródeł informacji rząd sowiecki doszedł do przekonania, że wojska niemieckie nieuchronnie dojdą do granic ZSRS.
– Ale nawet najbardziej pesymistyczne oceny położenia wojskowego nie mogą zwolnić waszego rządu z dwustronnie podpisanych umów i zobowiązań. Wojna dopiero się zaczyna, nie można wykluczyć, że posuwanie się Niemców w głąb Polski będzie im przysparzać rosnących trudności. Proszę sobie przypomnieć rok tysiąc osiemset dwunasty…
– No cóż, wobec stanowiska, jakie pan zajął, muszę całą sprawę przedyskutować z moim rządem.
– Proszę bardzo, poczekam.
Oczekiwanie trwało do godziny 4.30. Potiomkin wrócił do swego gabinetu z posępną miną i oświadczył:
– Przekazałem swoim zwierzchnikom z jak największą dokładnością wszystko, co mi pan powiedział. Rząd sowiecki nie może jednak zmienić raz powziętej decyzji.
– Wobec tego ja także pozostanę przy tym, co oznajmiłem. Mogę jedynie poinformować swój rząd o fakcie agresji. Żegnam.
Grzybowski nie przyjął zatem noty, zachował własny pogląd na bieg wydarzeń i po powrocie do ambasady, wkrótce po godzinie 5.00 nadał radiogram do urzędującego na Pokuciu ministra spraw zagranicznych Józefa Becka, który zapoznał się z jego treścią około godziny 11.00. W ambasadzie tymczasem odbyła się narada. Zebrani jednogłośnie stwierdzili, że wskutek nowej sytuacji, zaskakującej dla strony polskiej, należy niezwłocznie zażądać wiz wyjazdowych. Dalszy pobyt personelu ambasady w Moskwie stawał się bezcelowy, mogły natomiast wystąpić nieprzewidziane komplikacje, utrudniające wyjazd do Polski.
Jak doszło do tych dramatycznych, brzemiennych w następstwa wydarzeń pamiętnego dnia 17 września 1939 roku?
Strategicznym, dalekosiężnym celem Adolfa Hitlera jako przywódcy III Rzeszy było zdobycie dla narodu niemieckiego wystarczającej – w jego mniemaniu – przestrzeni życiowej. Dał temu wyraz w książce „Mein Kampf”, będącej swego rodzaju biblią ruchu narodowosocjalistycznego, i głosił ten pogląd przy innych okazjach, szermując hasłem „naprawy krzywd traktatu wersalskiego”. Od sloganów i pogróżek przeszedł wreszcie do czynów.
Po wchłonięciu Austrii i rozwiązaniu za zgodą mocarstw zachodnich „problemu sudeckiego”, już od jesieni 1938 roku skierował swój wzrok na Polskę, licząc początkowo na jej ustępstwa w kwestii Gdańska i eksterytorialnej arterii komunikacyjnej na Pomorzu. Gdy w maju 1939 roku, po kilku wcześniejszych sondażach, otrzymał wyrażoną przez ministra Becka kategoryczną odpowiedź odmowną, zdecydował się na rozstrzygnięcie zbrojne. Hitler nie miał złudzeń, że tym razem nie dojdzie do powtórzenia „wariantu czeskiego” – bezkrwawej aneksji, zapoczątkowanej na mocy układu monachijskiego. Postanowił zatem odizolować Polskę nie tylko od jej zachodnich sprzymierzeńców, lecz także od Wschodu. Nie chciał zwłaszcza dopuścić do utworzenia koalicji swych głównych przeciwników z udziałem Związku Sowieckiego, co mogło postawić Niemcy w obliczu wojny na dwa fronty.
Zamierzony zwrot w zdecydowanie dotychczas antykomunistycznej polityce III Rzeszy trafił – jak miało się niebawem okazać – na podatny grunt. Od czasu układu monachijskiego spoglądano na Francję i Wielką Brytanię z podejrzliwością, nie wierząc ani w szczerość deklarowanej przez te mocarstwa chęci powstrzymania niemieckiej ekspansji, ani też w skuteczność stosowanych w tym celu metod postępowania. Przemawiając na XVIII Zjeździe Partii Komunistycznej w maju 1939 roku, sowiecki dyktator Józef Stalin oświadczył, że ZSRS jest zwolennikiem wzmocnienia stosunków ze wszystkimi państwami na zasadzie wzajemnego poszanowania interesów i nie da się wciągnąć w konflikty przez „podżegaczy wojennych, którzy przywykli do tego, by inni wyciągali za nich kasztany z ognia”. W całym jego wystąpieniu nie było żadnych akcentów antyniemieckich, a właśnie w czasie trwania zjazdu Hitler wydał rozkaz zajęcia Czech i utworzył satelickie państwo słowackie. Programowy referat Stalina odczytano w Berlinie jako zapowiedź zmiany kursu w dotychczasowych stosunkach sowiecko-niemieckich. Nie były to tylko gabinetowe spekulacje, skoro już w maju i czerwcu Wiaczesław Mołotow, następca Litwinowa na stanowisku komisarza spraw zagranicznych, odbył dwie rozmowy z ambasadorem Niemiec w Moskwie, Friedrichem von Schulenburgiem, i obaj zgodnie uznali, że mimo istniejących różnic układ o przyjaźni i neutralności z 1926 roku między tymi państwami w istocie nie wygasł i mógłby być podstawą nowego porozumienia. Zarysowała się realna perspektywa dalszej wymiany zdań i zbliżenia stanowisk, niezachwiana z powodu podjętych później w Moskwie sowiecko-francusko-brytyjskich rokowań wojskowych. Przebiegały one od początku w atmosferze wzajemnych uprzedzeń i utknęły w martwym punkcie, gdy 1 sierpnia komisarz obrony Kliment Woroszyłow wysunął propozycję wyrażenia zgody na przemarsz Armii Czerwonej przez obszar Polski i Rumunii. Nieuczestnicząca w rokowaniach strona polska uznała, że w sprawie o tak kluczowym znaczeniu rząd ZSRS powinien zwrócić się drogą dyplomatyczną do Warszawy. Na żadne pośrednictwo negocjatorów francuskich i brytyjskich, nieupoważnionych do występowania w charakterze oficjalnych rzeczników stanowiska Moskwy, nie mogła udzielić zgody. Wyłaniały się na tym tle także inne wątpliwości i obawy. „Nie mamy gwarancji, że Rosjanie, raz wszedłszy na nasze ziemie na wschodzie, wezmą w ogóle udział w wojnie” –oświadczył minister Beck w przekazanej 19 sierpnia francuskiemu ambasadorowi w Warszawie negatywnej odpowiedzi.
Impas w rokowaniach nie pozostał bez echa w Berlinie.
16 sierpnia minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop przedstawił propozycję zawarcia niemiecko-sowieckiego paktu o nieagresji, pośrednictwa w normalizacji stosunków sowiecko-japońskich oraz wspólnej gwarancji dla państw nadbałtyckich. Dwa dni później Mołotow poinformował o zgodzie rządu ZSRS na zawarcie układu, który powinien regulować wszystkie kwestie wzajemnych interesów we wschodniej Europie. Sugerował jednocześnie przybycie Ribbentropa do Moskwy 26 lub 27 sierpnia. Hitler wysłał wówczas osobisty list do Stalina, prosząc o przyspieszenie tej wizyty: pierwotny termin ataku na Polskę wyznaczony był na 26 sierpnia…
Ostatecznie Ribbentrop przyleciał do Moskwy 23 sierpnia i jeszcze tego dnia, po zgodnie i pośpiesznie przeprowadzonych rokowaniach, pakt o nieagresji został zawarty. Rzeczywiste intencje i następstwa tego porozumienia zawierał załączony do niego „Tajny protokół dodatkowy” następującej treści:
„Z okazji podpisania paktu o nieagresji między Rzeszą Niemiecką a Związkiem Socjalistycznych Republik Sowieckich, niżej podpisani pełnomocnicy obu Stron poruszyli w ściśle poufnej wymianie zdań sprawę wzajemnego rozgraniczenia stref interesów obydwu stron. Wymiana ta doprowadziła do następujących ustaleń:
W wypadku terytorialno-politycznych przekształceń na obszarach należących do państw bałtyckich (Finlandia, Estonia, Łotwa i Litwa) północna granica Litwy tworzy automatycznie granicę strefy interesów Niemiec i ZSRS, przy czym obie Strony uznają roszczenia Litwy do rejonu Wilna.
W wypadku terytorialno-politycznego przekształcenia terytoriów należących do Państwa Polskiego, strefy interesów Niemiec i ZSRS będą rozgraniczone w przybliżeniu przez linię Narew – Wisła – San. Zagadnienie, czy interesy obu Stron czynią pożądanym utrzymanie odrębnego Państwa Polskiego i jakie mają być granice tego państwa, może być ostatecznie rozstrzygnięte dopiero w toku dalszych wydarzeń politycznych, w każdym razie obie Strony rozważą tę sprawę w drodze przyjaznego porozumienia.
Jeśli idzie o Europę Południowo-Wschodnią, to strona sowiecka podkreśla swoje zainteresowanie Besarabią. Ze strony niemieckiej stwierdza się zupełne désintéressement odnośnie tego terytorium.
Protokół niniejszy traktowany będzie przez obie Strony jako ściśle tajny.
Podpisali: za rząd Rzeszy Niemieckiej J. von Ribbentrop, jako pełnomocnik rządu ZSRS W. Mołotow”.
31 sierpnia na nadzwyczajnej sesji Rady Najwyższej ZSRS jednogłośnie ratyfikowano zawarty układ. Jego nieoficjalny załącznik, oznaczający wykreślenie Polski z mapy Europy, pozostawał jeszcze w cieniu i nie podlegał żadnej dyskusji. Decydując się na takie ułożenie stosunków z rządem III Rzeszy, Stalin kierował się własnym wyrachowaniem. Sojusz wojskowy z mocarstwami zachodnimi niósł groźbę uwikłania Związku Sowieckiego w wojnę z Niemcami, porozumienie z Hitlerem zapewniało znacznie większe korzyści kosztem niewielkiego wysiłku Armii Czerwonej. Układ pozwalał na zajęcie wyczekującego stanowiska w rozpoczynającej się wojnie, otwierał drogę do przesunięcia zachodniej granicy na głębokim przedpolu Białorusi i Ukrainy, rozszerzał dostęp do Bałtyku, zapewniał wreszcie przywrócenie normalnych stosunków z Japonią, co nastąpiło po zakończeniu sprowokowanego przez nią zatargu zbrojnego na Dalekim Wschodzie. W tych uwarunkowaniach tkwiła istota polityki Stalina, który u progu wojny odrzucił wszelkie skrupuły prawne i moralne wobec wymienionych w pakcie Ribbentrop–Mołotow państw trzecich.
Nieuniknioną konsekwencją tego układu stała się dla Związku Sowieckiego konieczność zbrojnego wystąpienia i zagarnięcia obszarów położonych na wschód od linii rozgraniczenia interesów, a także znalezienia formuły, która mogłaby usprawiedliwić inwazję przed światową opinią publiczną. Te kwestie podnoszone były w wymianie depesz dyplomatycznych na linii Moskwa–Berlin, wobec Polski zastosowano początkowo grę pozorów. Już drugiego dnia wojny ambasador Mikołaj Szaronow zwrócił się do ministra Becka z zapytaniem, dlaczego Polska nie wszczęła jeszcze pertraktacji w sprawie dostaw materiałów wojennych ze Związku Sowieckiego, a takie obietnice czynił komisarz obrony Kliment Woroszyłow w swym wywiadzie, zamieszczonym 27 sierpnia na łamach dziennika „Izwiestia”. Beck niezwłocznie polecił ambasadorowi Grzybowskiemu zbadanie tej oferty. Okazało się, że w opinii rządu sowieckiego sytuacja uległa zmianie na skutek przystąpienia do wojny Francji i Wielkiej Brytanii. W grę mogła wchodzić wyłącznie sprawa zakupu surowców. Dla strony polskiej nawet i to nie było bez znaczenia, postanowiono więc delegować wiceprezesa Stowarzyszenia Eksportowego Przemysłu Wojennego, majora Kazimierza Zarębskiego, w celu przeprowadzenia wstępnych rozmów. Wyjechał on do ZSRS dopiero 12 września i po kilkudniowym pobycie w Kijowie udał się do Moskwy, gdzie przybył 17 września, już po rozmowie Grzybowskiego z Potiomkinem.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki