Pisklak - Zuzanna Orlińska - ebook + książka

Pisklak ebook

Zuzanna Orlińska

4,3

Opis

To najtrudniejsze lato w niedługim jeszcze życiu Klary. Na świat przychodzi jej ciężko chory brat, bezbronny jak pisklę, które wypadło z gniazda, ojciec i matka są pogrążeni w rozpaczy, a do ruin pobliskiego domu wprowadzają się dwaj tajemniczy chłopcy opuszczeni przez rodziców. Czy w chwili próby dziewczyna będzie umiała dokonać właściwego wyboru?

Ta poruszająca powieść o dojrzewaniu – do miłości, lecz także do odpowiedzialności i odwagi – została wyróżniona w 20. edycji Ogólnopolskiej Nagrody im. Kornela Makuszyńskiego.

Zuzanna Orlińska – absolwentka Wydziału Grafiki warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, pisarka, ilustratorka, laureatka nagrody Guliwer w Krainie Olbrzymów (2013), mama Szymona i Julka. Jest autorką „Matki Polki” i „Pisklaka” wyróżnionych w Konkursie Literackim im. Kornela Makuszyńskiego, „Ani słowa o Zosi” (II nagroda w Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren) i „Cierpień sięciolatka”. Za „Starego Noego” otrzymała Nagrodę Literacką im. Kornela Makuszyńskiego. Ze starszym synem dzieli pasję historyczną, która dała początek powieściom „Detektywi z klasztornego wzgórza” oraz „Z Bożej łaski Jadwiga, król”. Z kolei wyróżniony w konkursie Polskiej Sekcji IBBY (2017) „Biały teatr Panny Nehemias” napisała dla siebie samej, dwunastoletniej w 1984 roku.

Wanda Orlińska (ur. 1942 – zm. 2017) – uzyskała dyplom z wyróżnieniem w pracowni profesora Jana Marcina Szancera na Wydziale Grafiki warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Zajmowała się ilustracją książkową, a także malarstwem sztalugowym oraz grafiką użytkową. Brała udział w wielu wystawach w kraju i za granicą, m.in. w Berlinie, Stuttgarcie, Bratysławie, Belgradzie, Londynie. Przez lata współpracowała z większością polskich oficyn publikujących literaturę dla dzieci i młodzieży. Jej ilustracje dla młodszych odbiorców to zazwyczaj delikatne i pełne subtelnego humoru akwarele, dla starszych – sugestywne szkice piórem i tuszem, które wyróżnia dynamiczna kreska. Artystka szczególnie ceniła realistyczne środki wyrazu, a jej pogodne portrety dzieci i zwierząt należą do najbardziej rozpoznawalnych w polskiej grafice wydawniczej. Zilustrowała kilkadziesiąt książek, w tym wiele pozycji z serii „Poczytaj mi, mamo”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 150

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (52 oceny)
25
20
6
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




ZuzannaOrlińska
Pisklak Fragment
Wydawnictwo NASZA KSIĘGARNIA

Zajrzyj na strony

www.nk.com.pl

Znajdź nas na Facebooku

www.facebook.com/WydawnictwoNaszaKsiegarnia

Piątek

Mrrr – oznajmiła Księżniczka Ptahnofru i wyszła przez okno.

Po niebie z gniewnym burczeniem przetaczała się burza bez deszczu. Dopiero kiedy grzmoty ucichły, sypnęło drobnymi kropelkami. Na poddaszu załopotało niedomknięte skrzydło okna.

To było o wpół do piątej rano.

*

Dwie godziny później Klara budzi się ponownie. Leży przez chwilę z szeroko otwartymi oczami, nie poznając miejsca, w którym się znajduje.

Ach, tak. Pokój mamy. Kuba polecił jej przenieść się tutaj, bo na górze przecieka dach. Pewnie trzeba będzie tu pomieszkać przez jakiś czas, zanim Kuba go naprawi. Zanim wróci mama.

Pokój wygląda tak, jak mama go zostawiła. Na drzwiach szafy wisi jeszcze jej luźna biała sukienka w delikatne szare prążki. Ubierając się, Klara patrzy na czarno-białe zdjęcie wsunięte za ramę lustra. Na fotografii zrobionej gdzieś w Bieszczadach przeszło piętnaście lat temu delikatna długowłosa blondynka, widziana z profilu, siedzi na wypchanym plecaku, a wysoki okularnik stojący na pierwszym planie z plastikowym bidonem w ręku wpatruje się w nią z zachwytem. Oboje bardzo młodzi, Kuba jeszcze chłopięco pucołowaty, w wymiętej kraciastej koszuli, budzą w Klarze dziwną czułość, jakby byli dziećmi, a nie jej rodzicami.

Już ubrana, otwiera szeroko okno i wyskakuje prosto w skłębiony, mokry gąszcz rdestu i szałwii. Okrąża dom, wychodzi na drogę. Piasek, cętkowany z wierzchu ciemniejszymi plamkami wilgoci, pod spodem jest całkiem suchy i sypki, grzęzną w nim sandały.

Z Szyszkowej skręca się w lewo, a potem, za skrzyżowaniem z Nadrzeczną, zwaną przez mieszkańców Hajłejem, trzeba iść prosto leśną drogą, dumnie zwaną ulicą Pliszki. Przemyty deszczem świat jest nowy, pachnie czystością, słońcem i korą sosen. Po obu stronach drogi drzemią jeszcze w ciszy poranka domki letniskowe różnych rozmiarów i kształtów: zgrzebne budki z dykty z czasów PRL kryte szkodliwym eternitem, rozłożyste drewniane bungalowy, strome góralskie chatki z bali, dziwne budowle wznoszone z betonowych bloczków tak zwanym systemem gospodarczym, a pomiędzy nimi nieliczne nowe, okazałe rezydencje i kilka przedwojennych willi. Spoza ogrodzeń uważnie śledzą Klarę oczy psów, którym o tej wczesnej porze nawet nie chce się szczekać. Jeden tylko nadgorliwy kundel odzywa się piskliwym jazgotem, ale i on milknie, gdy dziewczyna mija jego furtkę.

Droga urywa się nagle na krawędzi Dolinki.

Choćby bywało się tu codziennie, ten widok zawsze zaskakuje: ukryta pośrodku równego szkółkowego lasu płytka niecka, tajemnicze zagłębienie wyściełane najmiększym mchem. Wiosną jest tu biało od konwalii, teraz, późnym latem, zaczynają kwitnąć wrzosy. Porośnięte paprociami zbocza łagodnie schodzą w dół, gdzie wśród starych brzóz, wielkich sosen, zdziczałych drzew owocowych, w gąszczu malin, nawłoci i wysokich traw, kryje się Dom Wariatki.

W latach trzydziestych ubiegłego wieku dom ten musiał być elegancką, nowoczesną willą. Teraz płaski dach zapadł się, żelazna poręcz tarasu skorodowała, okna straszą powybijanymi szybami, a żółtawy tynk odpada całymi płatami, ukazując konstrukcję z drewna, cementu i trzciny.

Dawny sad owocowy poprzerastał akacjami i dzikim bzem, nadal jednak można tu zrywać cierpkie śliwki i ulęgałki. Sam dom i przyległe zabudowania – garaż wraz z czymś w rodzaju magazynku – otoczone są zardzewiałym ogrodzeniem. Metalowa siatka w wielu miejscach jest porozdzierana, sterczą z niej groźne ostre wąsy i pazury, a część płotu od strony garażu, powalona przez złamany konar, legła na ziemi, zmieniona w skłębione druciane zasieki.

Klara wchodzi przez furtkę wiszącą na jednym zawiasie. Mija studnię, wspina się po kilku zmurszałych stopniach, lekko popycha drzwi pozbawione zamka.

Z przedsionka dębowe schody prowadzą w górę, na piętro. Teraz już nie można tam wchodzić; przegniły strop grozi zawaleniem, a stare belki trzeszczą ostrzegawczo, gdy się po nich stąpa.

Na wprost wejścia znajduje się duży kwadratowy pokój. Dawniej jego ozdobą musiał być okazały piec kaflowy, ale jakiś wandal porozbijał ozdobne ceramiczne płyty w drobny pył i wyrwał żeliwne drzwiczki. Nie ma tu już żadnych mebli oprócz otwartej na oścież trzydrzwiowej szafy i zdezelowanej wersalki. Po podłodze poniewierają się wywleczone, porzucone w nieładzie rzeczy: niemodne sukienki, płaszcze z zetlałymi futrzanymi kołnierzami, zniszczone damskie buciki. A także książki – dużo książek zmieszanych z ubraniami w jeden zbutwiały kłąb pachnący wilgocią i grzybem.

Drzwi po prawej prowadzą do kuchni. Tam jest najprzytulniej. Nikomu nie udało się zniszczyć solidnego pieca rozpartego w kącie, choć kilka kafli w rogu nadkruszyło się i popękało. Podłoga z surowych desek jest przysypana popiołem i kurzem, ale nieuszkodzona. Drzwi kuchenne prowadzą do małego pomieszczenia z szafą w murze, zapewne niegdyś służącego za spiżarnię.

Zwykle przychodzą tu razem, ale Klara najbardziej lubi być w Dolince sama. Może wtedy pofolgować wyobraźni, nie obawiając się, że przyjaciółka ją wyśmieje. Klara przepada za Hanką, są jednak takie sprawy, o których nawet jej nie potrafi opowiedzieć.

*

Szary zmierzch podchodził pod chatę na Olchowych Bagnach. Mokradło dyszało niezdrowymi oparami. Gdzieniegdzie odzywały się bagienne szelesty, chlupoty, bulgotanie przelewających się mas błota. Tu i ówdzie z mgły wyłaniał się samotny maszt olchy. Bagna, mimo że z pozoru puste, żyły swym ukrytym życiem. Oto olbrzymi, garbaty kształt łosia rozczesywał pasma mgły swymi rosochatymi rogami, tam z kolei długonogi żuraw brodził w czarnej wodzie. Wśród tych tajemniczych, mrocznych zakątków jeden tylko skalisty cypel sprawiał przytulne wrażenie. Stała na nim, a raczej rosła, samotna rozłożysta chata, migocząca żółtym światełkiem wśród cieni zmierzchu.

Emma znała Olchowe Bagna jak własną kieszeń, nieraz przecież przychodziła tu na łowy. Pewnie stąpała po grząskich ścieżkach, aż znalazła się właśnie w tym miejscu, skąd widać już było wskazujące drogę światło. Ruszyła więc dalej, a po chwili stanęła w otwartych drzwiach izby, z której parowała ciepła woń smażonych na wieczerzę ryb. Za stołem, dumnie wyprostowany, siedział młody mężczyzna, wysoki i barczysty. Palił fajkę i czytał pożółkłą ze starości księgę.

– Twój sokół przyniósł mi wiadomość, panie. Chciałeś mnie widzieć? – zapytała Emma.

Szymon Asterling pokiwał głową bez słowa. Z natury był raczej milczący. Otworzył drzwiczki pieca, żeby dorzucić parę patyków do ognia.

Lubiła go najbardziej takiego, jakim był tutaj, w tej starej chacie rybaków i myśliwych. Inny niż we dworze Asterlingów, gdzie stawał się podobny do swoich krewnych, dumnych i wyniosłych.

– Przypadkiem odkryłem dziś twoją tajemnicę – odparł. – Dowiedziałem się z tej starej księgi, że jesteś dzieckiem elfów porwanym z rodzinnego gniazda przez zbirów Władcy.

*

I wtedy Klara to zauważa.

Na kuchni stoją dwa blaszane kubki z niedopitymi resztkami jakiegoś napoju, a obok rondelek z zaschniętą masą, która zanim się przypaliła, musiała być owsianką. Kafle są jeszcze ciepłe, widocznie ktoś niedawno palił w piecu.

I z całą pewnością nie był to Szymon Asterling.

Nagły dreszcz przebiega przez ciało Klary, która rzuca się na oślep do ucieczki, nie oglądając się za siebie, czując w ustach metaliczny smak strachu. Jej serce tłucze się jak oszalałe.

Ktoś mieszka w domu w Dolince! Ktoś tam jest!

Dobiegłszy do drogi, Klara uspokaja się trochę. Zastanawia się gorączkowo, czy powiedzieć o tym Hance.

Powie.

Nie powie.

Nie powie nikomu.

*

Kuba smaży jajka, hipnotyzowany wzrokiem Księżniczki Ptahnofru, siedzącej równiutko, z podkulonymi łapkami, na parapecie kuchennego okna.

– Jadłaś śniadanie?

Klara mamrocze coś niewyraźnie w odpowiedzi. Nie mogłaby teraz niczego przełknąć, tak bardzo ściśnięte ma gardło. Ale on nie daje się oszukać:

– Chodź, chodź. Zrobiłem jajecznicę ze szczypiorkiem – mówi czule jak do małego dziecka.

*

Po śniadaniu Klara idzie na górę, do swojego pokoju. Sporo wody uzbierało się w misce stojącej między łóżkiem a kominem. Plama wilgoci na suficie znacznie się powiększyła. Klara wylewa przez okno wodę z miednicy, bierze koc, poduszkę, kilka książek i zeszyt, w którym potajemnie spisuje sagę rodu Asterlingów. Schodzi do ogrodu i mości sobie wygodne, bezpieczne gniazdo w hamaku rozpiętym między dwiema brzozami. A jednak nie może czytać ani pisać. Zdaje jej się, że Asterlingowie przepadli na zawsze w chwili, w której ktoś obcy wtargnął do ich siedziby.

*

Na obiad Kuba i Klara wybierają się do pani Nory. Jej duży drewniany dom z ogromną przeszkloną werandą, pomalowany na kolor ciemnozielony, należy do najstarszych w tej okolicy. W ogrodzie rosną wysokie sosny, a pod werandą bujne hortensje o kiściach drobnych kwiatków w kolorze pudrowego różu, bladego błękitu, pistacji i śmietanki. Pani Nora mówi, że lubi takie staroświeckie kwiaty. Lubi też bez, lewkonie, ostróżki i maciejkę. Niewysoka, siwowłosa, czarnobrewa, patrzy bystro ciemnymi oczami, które zdają się widzieć wszystko. Kuba opowiadał, że za młodu była nauczycielką. Teraz, na emeryturze, zajmuje się swoim ogrodem, udziela korepetycji, daje lekcje angielskiego i francuskiego. Klarę również uczy, ale całkiem za darmo, bo, jak mówi, nie będzie brała pieniędzy od kogoś, kogo zna od dziecka. Tym bardziej, jeżeli zna od dziecka także jej ojca, a przecież pamięta Kubę jako radosnego bobasa.

– Musisz więcej jeść, drągalu – stwierdza, nakładając mu drugą porcję podsmażanych ziemniaczków, choć dzisiaj Kuba nie jest ani mały, ani wesoły. Siedzi za stołem na słonecznej werandzie z miną dosyć żałosną. – Strasznie wychudłeś ostatnio.

– Ech... – wzdycha tylko Kuba.

– Wiem, wiem. – Sąsiadka kiwa głową. – Ale ty teraz musisz być w dobrej formie. Będziesz musiał pomóc Ani, kiedy wróci ze szpitala. A właśnie, jak tam maleństwo? Czy już wiadomo, kiedy wyjdą?

Kuba kręci tylko głową i spłoszony patrzy na Klarę. Nie chce chyba przy niej mówić o zdrowiu Piotrusia.

Po powrocie do domu, kiedy Kuba układa się w swoim pokoju na krótką drzemkę, Klara odbiera esemesa od Hanki. Wszystkie wiadomości od przyjaciółki brzmią tak, jakby bardzo się spieszyła, ale ta jest jeszcze bardziej zdyszana niż zwykle.

Mam cos waznego SUPER chlopak przyjdziesz albo zaraz oddzwon!

Klara oddzwania.

– Co się stało?

– Możesz przyjść? – wyrzuca z siebie przejęta Hanka. – Nie mam jak teraz gadać.

– Zaraz będę.

Kuba drzemie przy wiadomościach z radia. Nic dziwnego, że bywa po południu śpiący, skoro całymi nocami siedzi nad swoją robotą. Klara wybiega z domu i za chwilę jest na Wrzosowej.

Od furtki w głąb ogrodu prowadzi wąska ścieżka ze starych płyt chodnikowych. W poprzek ścieżki stoi skuter Marka, starszego brata Hanki, a z rozrzuconych dookoła narzędzi, brudnych szmat i różnych części niewiadomego przeznaczenia można wnosić, że pojazd właśnie jest naprawiany.

W kuchni przy zlewie Marek myje czarne od smaru ręce.

– Hej! – rzuca Klara. – Jest Hanka?

– U siebie – mruczy pod nosem chłopak. Chociaż podobny do siostry z oczu, włosów i rysów twarzy, charakter ma całkiem inny. Nie lubi wiele mówić i trzyma się raczej z daleka od rozszczebiotanych dziewczyn.

Pokój Hanki wydaje się dziwnie pusty teraz, kiedy jej młodsze siostry wyjechały nad morze z mamą i panem Krzyśkiem.

– Jesteś!

Hanka podchodzi szybko do okna i rozgląda się, jakby chciała mieć pewność, że nikt nie podsłuchuje.

W ogrodzie, pomiędzy starymi śliwami, jaśnieje sukienka babci. Marka nie widać – musi być przy skuterze, bo uruchomiony silnik ryczy tak głośno, że zagłusza słowa Hanki.

– Co mówisz?! – woła Klara.

– W Domu. Wariatki. Ktoś. Mieszka – powtarza dobitnie Hanka.

– Wiesz kto? – pyta Klara, próbując opanować drżenie głosu.

Przyjaciółka kiwa głową, a jej wielkie brązowe oczy, wiecznie jakby smutne, rozbłyskają radosnym blaskiem.

– No. Widziałam go!

– Kto to jest?

– Chłopak. Starszy. Może w wieku Marka...

– Ale co on tam robi?

– Nie chciał mi powiedzieć. Ma ze sobą małego brata.

– Od dawna tam są?

Hanka wzrusza ramionami.

– Oni nie chcą, żeby ktoś się o nich dowiedział, i są ostrożni. Ale ja od razu zrozumiałam, że ktoś tam jest, bo jeszcze się w piecu tliło. To ja wołam: „Klara? Jesteś tu?”. Chociaż od razu poznałam, że to nie ty, bo po co byś paliła w piecu? Bałam się, że to jacyś menele, ale zobaczyłam, że się suszą na sznurku takie małe skarpetki. To wołam znowu: „Jest tu ktoś? Proszę wychodzić, bo zadzwonię po policję!”. No i wtedy on wyszedł.

– Skąd wyszedł?

– Nie wiem dokładnie. Ja stałam przy kuchni, a on zaszedł mnie od tyłu.

– Przestraszyłaś się?

– Aż podskoczyłam! Ale jak się odwróciłam i go zobaczyłam, to mówię ci, szczęka mi opadła.

– Dlaczego?

– Poczekaj, aż go sama zobaczysz. Umówiłam się z nim, że wpadniemy tam razem wieczorem.

– Zwariowałaś?! – Klara złości się nie na żarty. Hanka zawsze ma takie dziwaczne pomysły. Umawia się z zupełnie obcym chłopakiem, nie wie, kto to właściwie jest, a przecież on chyba może być niebezpieczny? – Kuba mówi, żebyśmy tam nie chodziły po zmroku.

– No to Kubie powiemy, że idziesz do mnie. W czym problem?

– Ale...

– Nie wygłupiaj się! Przecież ten chłopak cię nie zje! Tylko z góry uprzedzam, on jest mój. Zaklepuję go sobie. Słyszysz?

– A Damian?

Hanka marszczy brwi.

– Damian to co innego.

– A co?

– A co? A co? – przedrzeźnia ją Hanka. – Co ty w ogóle możesz o tym wiedzieć?

No tak. Co Klara może o tym wiedzieć? Klara, która nigdy w życiu nie miała chłopaka, która wymyśliła sobie Szymona Asterlinga, bo nikt prawdziwy nigdy na nią nie spojrzał.

– Dobrze, już dobrze – mówi. – Pójdziemy tam, jak tak bardzo chcesz.

*

Po całym dniu spędzonym na bagnach Emma powróciła wieczorem do domostwa Asterlingów. W zimnej sieni na kamiennej posadzce leżały psy myśliwskie starego Jana Asterlinga i patrzyły na nią wilgotnymi oczami. Te oczy mówiły jej, że jest tu obca – i że nigdy przez nikogo z tej dumnej, prastarej rodziny nie będzie traktowana jak swoja.

Teraz wiedziała już dlaczego. Nie była jedną z nich. Zdawało jej się, że przeczuwała to od zawsze. Słowa Szymona tylko potwierdziły jej podejrzenia.

Zresztą Emmie nie zależało na żadnym z mieszkańców Zielonego Jaru. Z wyjątkiem Szymona. I w tej właśnie chwili drzwi komnaty otworzyły się, a ona zobaczyła jego wysoką, szczupłą postać. „Szymon Szary” – mówiono o nim, w odróżnieniu od pradziada, Szymona Czarnego. I rzeczywiście był cały szary: szare były jego lśniące jak gwiazdy oczy, włosy miał popielate i szarą jak popiół opończę.

– Dobrze, że wróciłaś – rzekł. – Mam ci coś jeszcze do powiedzenia. Ale pamiętaj, to wielka tajemnica. Wiem już na pewno: w mojej rodzinie jest zdrajca.

W tym momencie w drzwiach za jego plecami stanęła jakaś postać. Emma poznała Olgę, jej dumne usta wykrzywione w nieprzyjemnym grymasie.

– O czym rozmawiacie? – zapytała piękna wampirzyca.

Ciąg dalszy w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Dostępne w wersji pełnej

Text © copyright by Zuzanna Orlińska, 2019

© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 2019

Ilustracja okładkowa i projekt okładki Joanna Rusinek

Tekst Jak uratować pisklaka? Joanna Wajs

Cytaty z powieści Harper Lee Zabić drozda w tłumaczeniu Zofii Kierszys

Redaktor prowadzący Joanna Wajs

Redakcja Joanna Wajs

Korekta Joanna Kończak, Magdalena Szroeder

Korekta plików po konwersji Irmina Garlej

ISBN 978-83-10-13505-6

Plik wyprodukowany na podstawie Pisklak, Warszawa 2019

www.naszaksiegarnia.pl

Wydawnictwo NASZA KSIĘGARNIA Sp. z o.o.

02-868 Warszawa, ul. Sarabandy 24c

tel. 22 643 93 89, 22 331 91 49,

faks 22 643 70 28

e-mail: [email protected]

Plik ePub przygotowała firma eLib.pl

al. Szucha 8, 00-582 Warszawa

e-mail: [email protected]

www.eLib.pl