Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 74
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dorota Mularczyk
Pies, który mówi
Copyright © Dorota Mularczyk
ISBN 978-83-7859-839-8
Rok wydania: 2017
Wydawnictwo Internetowe E-bookowo.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Opieka redakcyjna nad projektem: Ilona Dobijańska
Redakcja i korekta: Ilona Dobijańska
Fotografia na okładce: Dorota Mularczyk
Rysunek na stronie tytułowej: Jakub Banasiak, Gimnazjum w Strykowie.
Projekt okładki: Dorota Mularczyk & e-bookowo
Skład: Ilona Dobijańska
Kopiowanie całości albo fragmentu – z wyjątkiem cytatów w artykułach i recenzjach – możliwe tylko za zgodą wydawcy.
– Mamo! – Siedmioletnia Tosia siedziała w oknie patrząc na przejeżdżające samochody. – A co jak koleżanki będą niemiłe?
Mama podeszła do niej, pogładziła po włosach i spytała z troską:
– Dlaczego martwisz się na zapas? Przecież jeżeli ty będziesz miła dla koleżanek, to i one będą miłe dla ciebie.
– Tak. Z Moniką też próbowałam się bawić, ale ona zawsze się do mnie odwracała tyłem.
– Teraz jej nie będzie w twojej klasie.
– Ale tutaj też może się taka znaleźć.
– Dzieci są różne, kochanie. Musisz pamiętać, że też są inne, miłe, takie, które chętnie się z tobą zaprzyjaźnią.
– A wszystkie będą miały tatę?
W życiu Tosi dopiero co rozegrała się tragedia. Nie mogła zrozumieć, dlaczego jej rodzice nie mogą być razem. Przecież było tak miło, z jednej strony mama prowadziła za rękę, a z drugiej strony tata. Teraz jedna ręka będzie pusta. Jej rodzice rozeszli się, a Tosia z mamą przeprowadziły się do dziadków, rodziców mamy, w zupełnie inny rejon miasta. Tutaj było mniej bloków, mniejszy ruch na ulicach, bliżej do parku i więcej przestrzeni. Było ładnie, ale nie było taty. Nie znała tu jeszcze nikogo i nie wiedziała, co z sobą zrobić.
Zbliżał się dzień rozpoczęcia roku szkolnego i Tosia była pełna obaw. Czasami słyszała, że jakieś dziecko nie ma taty, teraz sama znalazła się w takiej sytuacji. Czuła się, jakby część jej życia została odcięta. Miała wrażenie, że gdy ktoś na nią spojrzy od razu będzie widział ten ubytek.
– Pomyślmy o czymś przyjemniejszym – zaproponowała mama.
– Na przykład o czym? – spytała znudzonym głosem dziewczynka.
– Na przykład o twoich urodzinkach. – Mama zajrzała jej w oczy. – Powiedz, co byś chciała?
Ale smutne oczy Tosi same mówiły za siebie. Mama przytuliła ją mocno i szepnęła do ucha:
– Chciałabyś mieć pieska?
Oczy dziewczynki zrobiły się jak pięć złotych, tata nigdy nie chciał się zgodzić na psa w domu.
– Pieska? Prawdziwego pieska? Takiego hauhałka?
– Tak. – Mama widząc radość córeczki, cieszyła się tak samo jak i ona.
– Och mamusiu! Na prawdę mogę mieć pieska? – Ale zaraz trochę spoważniała i spytała: – Ale chyba nie będę musiała ciągle po nim sprzątać? Małe szczeniaczki są milusie, ale cały czas siusiają.
– Możemy wziąć dorosłego pieska ze schroniska – zaproponowała mama. – Tam jest dużo smutnych piesków.
– Oj tak, oj tak! – Tosia klasnęła w rączki, podskakując. – Kiedy idziemy? Kiedy?
– Właśnie skończyłam sprzątać i pomyślałam, żeee... może teraz.
– Hura! Hura! Będę miała pieska! Dużego pieska! Albo jeszcze większego!
– Hola, hola, moja panno, może nie aż tak dużego. – Zaśmiała się mama.
– A jakiego? – Tosia spoważniała.
Mama przyjrzała się córeczce i powiedziała:
– Takiego jakiego sobie wybierzesz.
Tosię i jej mamę do schroniska zawiózł dziadek Tosi, ale wejść nie chciał, powiedział, że poczeka w samochodzie. Tosia weszła więc tylko z mamą.
– Ale dużo piesków! – Rozglądała się po boksach. – I wszystkie mają takie smutne oczka. Mamusiu, ile możemy zabrać do domu?
– Jednego, kochanie.
– Ale przecież wszystkie są smutne!
Mama uśmiechnęła się, pogładziła Tosię po głowie i powiedziała:
– Nie musisz się spieszyć. Dobrze się przyjrzyj i wybierz jednego.
Tosia chodziła od boksu do boksu i nie mogła się zdecydować. Wreszcie zauważyła wciśniętego w kąt kudłatego i bardzo wystraszonego psa o nieokreślonej maści. Nie był mały, ale i nie był duży, za to jego sierść była strasznie skudlona i pozlepiana.
– Mamusiu! Popatrz! On wygląda jakby też nie miał taty! I... zobacz! On mnie lubi.
– Skąd ta pewność?
– Jego buzia to mówi.
– Czy to ten jeden? – upewniła się mama.
Tosia pokiwała główką z przekonaniem.
– Będzie miał na imię Ciapek.
– Ciapek?
– Tak! I już!
– Dobrze. Wobec tego idziemy załatwić formalności.
– Idź sama – odpowiedziała Tosia stanowczym tonem. – Ja tu poczekam i porozmawiam z Ciapkiem.
– Zgoda, porozmawiajcie sobie. Zaraz wracam.
Gdy mama poszła, Tosia zbliżyła się do siatki i powiedziała:
– Cześć, mam na imię Tosia, a ty będziesz się nazywał Ciapek. Pojedziesz ze mną do domku i będziemy się razem bawić. Tylko najpierw trzeba będzie cię troszkę umyć i uczesać. Dobrze?
Pies zupełnie jakby zrozumiał, mrugną oczami i mlasnął. Wystawił nos w kierunku Tosi i wciągnął powietrze.
– Hej! Ty mnie rozumiesz!
Pies kichnął.
– Oj! Kiwnąłeś główką! Ale fajnie! Już nie mogę się doczekać kiedy cię przytulę. O, popatrz! Mama idzie z nową obróżką i smyczą.
Pracownik schroniska wszedł do boksu, założył psu obrożę i wyprowadził na smyczy. Podał ją Tosi i powiedział:
– Możesz sama go prowadzić, to wyjątkowo łagodny pies.
Gdy wyszły ze schroniska, dziadek, widząc „chodzącą kupę zlepionych kudłów”, wysiadł z samochodu i z przerażoną miną zapytał:
– Czy szanowne panie chcą zaprosić tego brudaska do samochodu?
– Tak dziadziusiu! Ciapek przecież nie może być przewożony w bagażniku.
– Oczywiście. – Dziadek potarł ręką czoło. – Ale ja... Nie mam nawet żadnego kocyka.
– Nie szkodzi, wezmę go na kolanka.
– Kochanie – mama zaprotestowała. – On jest za duży na kolanka. Tam w kąciku, w klatce wyglądał na... Znacznie mniejszego.
– Mnie też tak wyglądał. Ale to dobrze, będę miała więcej pieska.
– Halo! Proszę pani! – Ze schroniska wybiegł pracownik. – Potrzebuje pani materacyk na siedzenie? Możemy pożyczyć.
– O! – Ucieszył się dziadek. – Jaki pan uprzejmy. Bardzo dziękuję, jutro oddam.
Gdy tylko materac znalazł się na siedzeniu, dziadzio wskazując miejsce, zwrócił się do Ciapka:
– Zapraszam do środka.
Pies wsiadł zajmując wyznaczone miejsce, jakby wszystko rozumiał. Tosia z dumną miną usiadła obok niego i gdy mama i dziadzio już zatrzasnęli drzwi, oświadczyła oficjalnym tonem.
– Możemy jechać do domu.
Całą drogę objaśniała Ciapkowi do czego są przeznaczone mijane budynki.
– Widzisz, to jest hipersupermarket. Tutaj można kupić wszystko, jedzonko dla ciebie też. A to jest warzywniak. Tutaj mamusia kupi włoszczyznę, gdybyś chciał zjeść zupkę. A tutaj są bloki, tu mieszkają ludzie w swoich domkach. No wiesz, takich ludzkich budach. Ty też będziesz w takim mieszkał. A do tego parku będziemy chodzić na spacerki. A tutaj jest sklep z zabawkami i tu ci kupię zabawkę. I piłeczkę też ci kupię i będziemy się razem bawić.
Na chwilę zamilkła patrząc na mijaną szkołę podstawową, do której miała chodzić.
– A tutaj jest szkoła – i z wyrzutem dokończyła – mama każe mi iść do niej za parę dni. A ja nie chcę.
– Skarbie, nie tylko ty idziesz do pierwszej klasy, wszystkie siedmioletnie dzieci idą. Zobaczysz, będzie dobrze. Poznasz nowe koleżanki, nowych kolegów i będziesz im mogła opowiedzieć swoim nowym przyjacielu. Na pewno będzie dumny gdy to zrobisz.
Tosia chwilę pomyślała i po cichu spytała Ciapka:
– Naprawdę będziesz dumny?
Pies spojrzał na dziewczynkę i liznął ją w ucho.
– Mamo, skąd wiedziałaś?
Mama uśmiechnęła się i patrząc ciepło na psa odpowiedziała:
– Mamy dużo wiedzą.