KotoPiramidon - Dorota Mularczyk - ebook

KotoPiramidon ebook

Dorota Mularczyk

4,5

Opis

Jest lipiec. Świeżo po przeprowadzce do nowego domu, znudzony, dziesięcioletni Marcel rysuje na kartce bloku rysunkowego wymyślonego kumpla. Dopiero co przeglądał encyklopedię dla dzieci i nie miał się z kim podzielić wrażeniami po przeczytaniu informacji na temat egipskich piramid. Bardzo go zaintrygowały i przepełniły swoją tajemniczością. Poczuł ogromną chęć zobaczenia ich na własne oczy i rozwiązać największą zagadkę tysiącleci - Co tak na prawdę w sobie kryją?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 107

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Dorota Mularczyk

KotoPiramidon

© Copyright by

Dorota Mularczyk

ISBN e-book 978-83-7859-841-1

ISBN druk 978-83-7859-842-8

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2017

 

I Nietypowy kumpel

Było deszczowe lipcowe popołudnie, cisza w domu, a dziesięcioletni Marcel leżał na dywanie i przeglądał encyklopedię dla dzieci. Była tak ładnie wydana, że aż z ciekawością chciało się przewrócić kolejną kartkę. Rzucił okiem w stronę okna i westchnął.

– Co tu robić, jak nie ma co robić? I jeszcze ten deszcz. Mógłby padać ze sto metrów dalej, to chociaż wyszedłbym do ogródka, w piłkę pograć ze ścianą. Taka pogoda w wakacje? – pokręcił głową – Nudy. Że też te wczasy nad morzem musiały się tak szybko skończyć.

Marcel nie miał rodzeństwa i najczęściej jego kompanami do zabawy były... same zabawki. Tuż przed wakacjami rodzice zakończyli budowę domu i szybko się wprowadzali, żeby zdążyć przed wyjazdem. Teraz czuł się bardzo obcy w nowym miejscu i wcale nie chciał wychodzić z domu. Dobrze, że chociaż był ten ogródek, można było w nim poszaleć, ale zaraz za ogródkiem zaczynał się las. Wieczorami, gdy patrzył na ciemną ścianę drzew nieraz przeszedł mu dreszcz po plecach. Właśnie „zatrzymał” się na starożytnym Egipcie i z zaciekawieniem zaczął czytać informacje.

– Piramidy, Sfinks, faraoni, rydwany ognia... Kto wie co tak na prawdę działo się w tamtych czasach? A może to wszystko co piszą to zwykła bujda, może piramidy chowają jednak w sobie nieziemskie tajemnice. Podejrzewam, że ci, którzy coś odkryli nie chcą się dzielić swoimi rewelacjami z innymi, zatrzymują je dla siebie. Ja w każdym razie wiem, że tam coś jest! – pomyślał sobie i na głos powtórzył: – Na stówę, że tam coś jest!

– Gdzie, kochanie? – spytała babcia wchodząc do pokoju. Opiekowała się Marcelem podczas nieobecności rodziców.

– Tam! W piramidach! – spojrzał na babcię z miną odkrywcy.

– Tam? Tam jest tylko pełno kurzu, skarbie. – Uśmiechnęła się. – Położę się na chwilę, dobrze? Pobawisz się sam? – Jasne. – a gdy babcia wyszła z pokoju dodał – Zawsze bawię się sam.

Popatrzył na kredki, blok rysunkowy i uśmiechnął się pod nosem.

– Zaraz będę miał kumpla! I to będzie taki kumpel, że..., że będzie aż fajny!

Zaczął rysować. Najpierw było kółko, po tym ptasie nóżki i nastroszona czuprynka na górze. Przyjrzał się krytycznie, nie umiał rysować twarzy.

– Będziesz miał grzywkę. – Dorysował taką, żeby zakrywała oczy, ale zaraz się poprawił. – Dużą grzywkę. – Grzywka zrobiła się do miejsca, gdzie powinny znajdować się usta, – Hmm. – Usta też nigdy mu dobrze nie wychodziły. – Umówmy się, że fryzjer wyjechał na urlop. – Po czym cała kula została pokryta grzywką. – I będziesz się nazywał... Bąbel.

Gdy zakończył rysowanie przyjrzał się z dumą kumplowi.

– I będziesz umiał... – myślał przez chwilę – będziesz umiał znikać. O tak. – Przewrócił kartkę rysunkiem w dół. Będziesz moim kumplem i będę mógł cię zabrać ze sobą wszędzie.

Ponownie położył go przed sobą i powiedział:

– Jeszcze będziesz umiał... – ale tak bardzo zakręciło go w nosie, że w momencie kichnięcia, z jego ust wyskoczyło słowo – czarować. – Przetarł nos grzbietem ręki i spojrzał na kumpla, ale już go tam nie było.

– Na zdrowie.

– Dziękuję. – Marcel odpowiedział machinalnie, ale zaraz znieruchomiał. W pokoju oprócz niego nie było nikogo. Rozejrzał się.

– Czego szukasz? – spytał obcy głos.

Marcel zerwał się na równe nogi.

– Kto to?

– Ja.

– Co za „ja”?

– No ja.

– Gdzie jesteś?

– Tu.

– Gdzie „tu”? Nie widzę!

– Bo kazałeś mi być niewidzialnym.

– Zaraz, zaraz. – Marcel przetarł ręką czoło. – Chyba nic mi się nie stało przez to kichnięcie.

– Tobie nic. Mnie zdmuchnęło i... o!

Marcel obejrzał kartkę na obie strony.

– Nie ma cię tu – stwierdził oglądając kartkę z obu stron.

– Celna uwaga – odpowiedział głos.

– Słuchaj... – Szare komórki Marcela zaczęły właściwie pracować. – Skoro kazałem ci być niewidzialnym, to teraz masz być widzialny.

Na podłodze, tuż przed chłopcem pojawiło się coś kulistego, potarganego i wyglądało dokładnie tak jak zostało narysowane na kartce.

Marcel odchrząknął i podrapał się za uchem przyglądając się uważnie kumplowi.

– Co jest? – spytał Bąbel.

– Chyba się nie popisałem z tymi nogami. Umiesz latać?

– A mam umieć?

– Masz.

Bąbel uniósł się na wysokość twarzy Marcela i powiedział:

– To była trzecia i ostatnia możliwość jaką mogłeś dla mnie wymyślić.

– Chyba już i tak wystarczy. – Uśmiechnął się Marcel. – Jeśli nie śpię i dzieje się to na prawdę to..., to ..., to to jest rewelacja! Masz ręce?

– Wszystko mam.

– To uszczypnij mnie.

Bąbel podleciał do wystawionej ręki Marcela i maleńka rączka uszczypnęła go.

– Auć! To boli!

– Sam chciałeś.

Marcel usiadł po turecku na podłodze przy encyklopedii i spytał:

– Co umiesz? Znaczy, co wiesz? Bo mam nadzieję, że nie będę musiał cię wszystkiego uczyć.

– Umiem dokładnie to co ty.

– Ufć. – Marcel podparł brodę ręką. – Tyle co ja znaczy też, że nie więcej niż ja.

– Yhy.

– Wiesz, zanim się pojawiłeś, próbowałem rozwiązać zagadkę piramid.

– I co, udało ci się?

– Nie, ale ... – spojrzał na komputer – można by ściągnąć więcej informacji z Internetu.

– Ej ty! Masz kumpla? – spytał Bąbel.

Marcel popatrzył nieprzytomnie na niego, ale zaraz zrozumiał o co chodzi. – Nooo, już mam.

– Kumpel umie czarować?

– A umie?

– Umie. Jaki masz problem?

Marcel zadarł wysoko nos, popatrzył w sufit i zażartował:

– Chciałbym się znaleźć w starożytnym Egipcie u podnóża piramidy.

II Gdzie my jesteśmy?

Zdążył wypowiedzieć te słowa, gdy zakręciło mu się w głowie. Przymknął oczy, otrząsnął się i... poczuł ciepły powiew wiatru. Spojrzał zdziwiony na Bąbla, ale ten już nie siedział na dywanie, siedział na piasku, a tuż za nim sporych rozmiarów piękny, rudy kot. Kot popatrzył na chłopca znudzonym wzrokiem, ziewnął i powiedział.

– Następni. Znowu będą mi się pałętać po terenie. Żadnej intymności. – Polizał łapkę i ruszył w swoim kierunku.

– Kto to powiedział? – zdziwił się Marcel – Bąbel, to ty?

– Nie. To ten sierściuch.

Kot znieruchomiał.

– Sierściuch? – Odwrócił się przodem do Bąbla. – Tyś śmiał nazwać mnie „sierściuch”? A coś ty za jeden? – Jego głos był pełen oburzenia. Podszedł do Bąbla i pacnął go łapką.

– Ty! – Bąbel się obruszył. – Łapy przy sobie!

Kot opuścił głowę na wysokość swojego rozmówcy, zmrużył oczy i prychnął:

– Jak zechcę, to każę cię... – przyjrzał mu się dokładnie – to każę cię wyskubać.

Bąbel aż podskoczył.

– Ty..., ty... Ty to mi możesz! Możesz mi najwyżej powiedzieć dzień dobry panie Bąblu.

– Zaraz, zaraz. – Marcel nie bardzo mógł oswoić się z myślą, że rozumie co mówi kot. – Czy ty umiesz mówić po mojemu, czy ja rozumiem po twojemu?

Kot ze zdziwieniem podniósł głowę.

– Czy to znaczy, że będziesz rozumiał i wykonywał moje rozkazy?

– Hola, hola! – Marcel się wyprostował. – Że niby dlaczego miałbym to robić?

– Boś jest mym podwładnym. Ten też. – Wyniosłym spojrzeniem wskazał Bąbla.

– Ooo. Widzę, że umiesz wysoko zadzierać nosa. – Popatrzył na Bąbla, rozejrzał się i spytał: – Coś ty zrobił? Gdzie jest mój dywan? A, w ogóle, gdzie jest mój dom? Dopiero co cię narysowałem, a ty już rozrabiasz?

– Chciałeś do Egiptu to go masz – obruszył się Bąbel.

– Zaraz, chwileczkę, spokój. – Chłopiec się zastanowił. – Przeniosłeś nas do Egiptu?

– Nooo... – zaczął niepewnie Bąbel. – I trochę w czasie.

– Do przodu czy do tyłu? – dopytywał się Marcel.

– Do tyłu.

– Ile?

– Kilkaaa...

– Miesięcy czy... lat? – spytał przerażony chłopiec.

– Kilka... – Bąbel odchrząknął i dokończył już dużo ciszej – tysięcy lat.

Marcel złapał się za głowę.

– Rrrany koguta! Co babcia powie jak się obudzi?! Co ja jej powiem jak...? O nie! – Popatrzył groźnie na Bąbla. – Powiedz, że umiesz nas stąd przenieść z powrotem do domu!

– Umiem.

– To na co czekasz?

– Bo chciałeś rozwiązać jakąś zagadkę. – Teraz Bąbel się zniecierpliwił.

Kot przyglądając się krytycznym wzrokiem obojgu wreszcie się odezwał cedząc słowa.

– Czy ja któremuś z was pozwoliłem zabrać głos?

– Kotku. – Marcel dotknął palcem kociego nosa. – Czy coś cię przypadkiem nie uwiera w móżdżek? – Przyjrzał mu się z uwagą. – Jak na ciebie wołają?

– Jam jest Cezar – odpowiedział wyniośle kot.

– No to słuchaj Cezar, zmiataj stąd, bo mój kumpel zamieni cię w... szczura.

Cezar spojrzał na Bąbla pełen oburzenia.

– Nie odważysz się.

– Chcesz sprawdzić? – spytał zadziornie Bąbel.

– Jesteś zbyt nisko urodzony, abym miał ochotę przestawać z tobą.

– Ty napuszony rudzielcu! Złaź z chmur, bo nosem niebo rysujesz! – nastroszył się Bąbel.

– Panowie! – Marcel miał dość. – Pozwólcie, że przerwę wam tą miłą pogawędkę. Pan kot Cezar pójdzie łapać swoje egipskie myszy, a pan Bąbel odwróci kota ogonem. – Spojrzał na Cezara i szybko się poprawił. – Znaczy, chciałem powiedzieć, odtransportuje nas do domu.

– Się robi – mruknął Bąbel.

Zakręciło się Marcelowi w głowie i znów znalazł się na swoim dywanie. Już chciał z ulgą odetchnąć, gdy tuż obok siebie usłyszał przeraźliwy koci wrzask.

III Kartka dla babci

Ten dźwięk, skierowany prosto w ucho chłopca, zadziałał niczym uderzenie w głowę. Aż bał się sprawdzić, czy jego podejrzenia okażą się prawdziwe, ale groźne prychnięcie kota rozwiało wszelkie wątpliwości.

– Jak śmiałeś?! Masz mnie natychmiast wypuścić z tej klatki! Gdzie ja jestem?!

– O, przepraszam, – Marcel już zdążył dojść do siebie po szoku – to jest mój pokój w moim domu, a nie klatka.

– Współczuję serdecznie, – kot uniósł głowę z wyższością – ale i tak nie masz prawa mnie więzić. Może przesadziłem z tym wyskubywaniem jednak najpierw należało spytać, czy przyjmuję zaproszenie.

Marcel rozłożył ręce.

– Teraz to już bez znaczenia. – Spojrzał na Bąbla. – Może raczysz się wytłumaczyć?

– Chyba stał za blisko – odpowiedział niepewnie. – No, co? Jestem początkującym wehikułem czasu. Na drugi raz już będę wiedział jaki mam „zasięg rażenia”. – Zrobił kilka kroków w stronę Cezara i całkiem poważnie powiedział: – Wybacz porwanie. – Po czym odwrócił się do Marcela. – A ty, jeśli nadal chcesz rozwiązywać zagadki, to kicaj z karteczką do babci, że wyszedłeś na chwilę i żeby się nie martwiła.