Pięć milionów zgaszonych gwiazdek. Listy poczętego dziecka do swojej Mamy - Enzo Di Natali - ebook

Pięć milionów zgaszonych gwiazdek. Listy poczętego dziecka do swojej Mamy ebook

Enzo Di Natali

0,0

Opis

„Miałem zaledwie kilka tygodni. Ile dokładnie? Nie wiem. Czy je pamiętasz? Pewnie dwanaście. I oznajmiłem swoją obecność... Czy wiesz, mamo, dlaczego o mnie myślisz, nawet jeśli nigdy nie wspominasz mojego imienia? Ponieważ żyję w Tobie. W Twoich wspomnieniach? Z pewnością. Ale nie tylko w Twojej pamięci, moja mamo. Jestem obecny w Tobie, w Twoim ciele, poprzez moje komórki. Między mną a Tobą, piękna mamusiu, istnieje biologiczna więź, którą będziemy utrzymywać razem, dopóki będziesz żyła na tej planecie. Jestem w Tobie”.

Książka w sposób poetycki i bardzo przystępny, miejscami również wzruszający, dotyka kwestii poczętego życia i jego ochrony.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 101

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Enzo Di Natali

Pięć milionówzgaszonych gwiazdek

Listy poczętego dziecka do swojej Mamy

Tytuł oryginału

Cinque milioni di stelline spente

Lettere di un bambino mai nato alla sua mammina

© Romana Editorial, S.L., 2010

© Vincenzo Di Natali, 2010

© Wydawnictwo „Bernardinum”, Sp. z o.o., 2024

Tłumaczenie: Wiesława Dzieża

Redakcja i korekta tekstu polskiego:

Ewa H. Kowalewska

Human Life International Polska

Druga korekta:

Anna Lisiewicz

Na okładce:

Adobe Stock/Natali

Wydawnictwo „Bernardinum” Sp. z o.o.

83-130 Pelplin, ul. Biskupa Dominika 11

tel. 58 536 17 57

[email protected]

www.bernardinum.com.pl

e-book ISBN 978-83-8333-223-9

Skład, druk i oprawa:

Drukarnia Wydawnictwa „Bernardinum” Sp. z o.o., Pelplin

Nie widziała światła

słońca

Dziewięć miesięcy

Radośnie oczekiwana

Przez całe życie

Mama o niej

Pamięta

Dedykuję

mojej siostrzyczce,

której nie poznałem.

Wprowadzenie

Tytuł i podtytuł mówią już wszystko.

Nic więcej nie trzeba.

Porządek listów? Żaden.

Były pisane według okoliczności dnia.

Życie płynie dalej i tak zostawmy…

Autor

Mama!

Na zawsze… To słowo jest dla mnie Twoim imieniem. Chciałbym zachwycać się samym dźwiękiem tych dwóch sylab i dwukrotnie powtarzanych głosek „m” i „a””. Mama! To jest właśnie Twoje imię: Mama, moja Mama.

Podobno „a” jest pierwszą literą alfabetu, którego uczą się dzieci. Kiedy mama z uśmiechem bierze na ręce swoje cudowne, słodkie dziecko, unosi je i pociera jego maleńki nosek, ono jest szczęśliwe, uśmiecha się, mruga oczkami i gaworząc mówi: a… a… a… a… a. I tak samo śpiewa mama układając je do snu.

Jednak ja nie miałem możliwości, aby radośnie zawołać do Ciebie, Mamo! A przecież mój język rozwijał się prawidłowo. Naprawdę nie miałem żadnej genetycznej wady. Mówię prawdę, a ona jest więcej warta niż wszystkie skomplikowane aparatury w naukowych laboratoriach. Tak, Mamusiu, ja nie byłem chory i przez całe życie mógłbym powtarzać Twoje przepiękne imię: Mama! Powiem więcej: wymawianie Twojego imienia nigdy by mnie nie zmęczyło.

Odmówiono mi radości, drgającej w dźwiękach strun głosowych, jaką jest całkowicie wypełnione miłością słowo „mama”.

Nie pozwolono mi się urodzić!

Nie przeżywaj tego tak bardzo. Ja dobrze wiem, że nie jesteś ani oprawcą, ani katem. Tak bardzo kochasz życie. To nie Ty mnie odrzuciłaś. To inni źle Ci doradzali, straszyli i opowiadali tak wiele bzdur, że się poddałaś. Co powiedzieli? Może przypomnę o tym trochę później. Teraz chcę, abyś wiedziała, że bardzo Cię kocham, bardzo... nieskończenie…

2 listopada – Dzień zaduszny

Och, jak mi smutno. Dzisiaj jest 2 listopada, dzień modlitwy za dusze zmarłych. Mnóstwo ludzi odwiedza mogiły swoich bliskich. Cmentarze są pełne kwiatów. Jak pięknie pachną! Cudownie! Tyle kolorów i kształtów! Cmentarz wygląda jak kwiatowy ogród, jakby wróciła wiosna a nie późna jesień.

Powietrze jest świeże, niebo błękitne, niezwykle błękitne. Zamyśleni ludzie chodzą między grobami szukając swoich bliskich. Nic nie mówią, nie krzyczą. W ciszy pokrytego kwiatami cmentarza słychać tylko skrzypienie ich butów.

Wzruszone mamy odwiedzają groby dzieci. Bramę cmentarza przechodzą ze łzami w oczach. Przynoszą bukiety kolorowych kwiatów: czerwonych, białych, żółtych…. Jeszcze nigdy nie było tyle wiosny jesienią!

Ta matka siedzi przy grobie swojego dziecka od samiutkiego ranka. Tak wiele razy tuliła zdjęcie swego synka zrobione już w aucie, gdy wyjeżdżali. Ale ja nie znam się na markach samochodów, na silnikach, pojemności cylindrów i na rodzajach karoserii.

Taki jestem smutny, Mamusiu! Już prawie wieczór, powoli zmienia się kolor nieba. Palą się znicze. Cmentarz powoli pustoszeje. Smutne mamy muszą wrócić do swoich domów, przecież przez cały dzień bez jedzenia czuwały przy grobach swoich dzieci. Modliły się, wspominały i rozmawiały z nimi. Jedna z nich, wpatrując się w zdjęcie swego utraconego dziecka, opowiadała mu tak wiele wspomnień! Szkoda, że tego nie słyszałaś. Można by zapełnić cały pamiętnik.

Ale ja jestem bardzo smutny. Dlaczego? Ty do Mnie nie przyszłaś!

Jestem taki niemądry. Przecież nie miałem szczęścia urodzić się, więc i grobu nie mam. Tak bardzo chciałbym mieć własny grób. Każdy kto by przechodził obok niego mógłby wspomnieć, pozdrowić, pomodlić się.

Jak mówi wielki włoski poeta Ugo Foscolo, „ani pogrzebu, ani grobu nie miałem”. Uznano mnie za „odpad medyczny” i wykorzystano w produkcji kosmetyków. Później Ci o tym napiszę. Czy wiesz, co zrobili z moim maleńkim ciałkiem? Może gdybyś wcześniej wiedziała, co się ze mną stanie…

Ale dzisiaj w Dniu Zadusznym chcę tylko być blisko Ciebie. Patrzeć na Ciebie. Być z Tobą.

Czy wiesz, że płakałem? Tyle dzieci było razem ze swoimi mamusiami. Ja byłem sam. Żadnych odwiedzin. Nie przyszedł ani mój brat, który już jest duży, ani mój Tata. Nawet dziadkowie nie przyszli.

Nikt nie przyszedł! Jestem sam i tak bardzo mi smutno. A Ty w Dniu Zadusznym nawet o mnie nie pomyślałaś. Nie, to nie tak! Wiem, że głęboko w sercu jednak o mnie pamiętasz, ale nie możesz mnie odwiedzić, bo nawet nie wiesz, co się ze mną stało. Ja przecież nie mam grobu.

Wolałbym, aby tego święta w ogóle nie było. Dla mnie to najsmutniejszy dzień. Przecież to okropne, że nikt o mnie nie pamięta. Nie dostaję kwiatów. To jest przerażająco smutne!

Widziałem człowieka, który kładł kwiaty na starych, zapomnianych grobach. Jeden z nich był aż z końca XIX wieku. Należał do o. Franciszka, który był księdzem, a może nawet prałatem. Pewnie kiedyś był ważny, ale zapomniano o nim. Ten pan na jego grobie położył kwiat. Bardzo piękny. „Jaki on szczęśliwy” – pomyślałem. Ja nigdy nie dostałem takiego upominku.

Dzisiaj rano cmentarz odwiedził pewien człowiek i położył kwiaty tam, gdzie był pochowany jego braciszek. Ten chłopczyk miał zaledwie 12 miesięcy i nazywał się Piotruś. Pewnego dnia ugryzł go wstrętny robal. Powstało zakażenie. Wtedy jeszcze nie znano antybiotyków i Piotruś umarł. Z jego grobu nie pozostało prawie nic. Ale jego brat, dzisiaj już starszy pan, pamięta o nim i zawsze w Dniu Zadusznym przynosi mu kwiaty.

Moje komórki w ciele mojej mamy

Najdroższa Mamo! Wiem, że o mnie myślisz!

Kiedy siadasz z Lilą przy stole, często się zamyślasz. Przypominasz sobie tamtą niezapomnianą chwilę, gdy zastanawiałaś się czy jesteś w ciąży. Niedowierzałaś i jak większość kobiet wmawiałaś sobie, że to się nie mogło stać, bo przecież wszystko robiłaś zgodnie z zaleceniami lekarza. W końcu kupiłaś test ciążowy. Czy pamiętasz, jaka się zrobiłaś czerwona, gdy zrozumiałaś, że jesteś w ciąży? Przyznaj jednak, że chociaż niedowierzałaś i byłaś bardzo zagubiona, to jednak w głębi serca byłaś szczęśliwa. To przecież była wielka sprawa. To ja się począłem!

Wybacz mi Mamo, zapomniałem. Mój umysł jest taki maleńki. Nie mogę sobie przypomnieć, ile miałem wtedy tygodni. Zaledwie kilka. A może Ty pamiętasz? Pewnie dwanaście. Ale mniejsza o to.

Czy wiesz, Mamo, dlaczego ciągle o mnie myślisz, chociaż nigdy nie mówisz o tym głośno? Ponieważ ja nadal żyję w Tobie!

W Twoich wspomnieniach? Na pewno. Ale nie tylko! Jestem obecny w Tobie, gdyż w Twoim ciele pozostały moje komórki, które się nazywają macierzyste. Między mną a Tobą istnieje biologiczna więź, która nas nie rozłączy dopóki będziesz żyła na tym świecie.

Jakoś tak jestem z Tobą „wymieszany”.

Wydaje Ci się to dziwne? Przecież wiesz, że z nieba wszystko mogę zobaczyć. Widzę wszystko, co Wy tam robicie na ziemi. Na przykład wczoraj wybrałem się na konferencję poświęconą embrionalnym komórkom macierzystym. Właśnie odbywała się w Rzymie. Och, Mamo, jak tam było dużo ludzi! Biolodzy, filozofowie, prawnicy, teolodzy, politycy. Bardzo wielu. Usiadłem sobie w pierwszym rzędzie i starałem się uważnie wysłuchać tego wszystkiego, co mówili. Ależ to było nudne! A jakich naukowych słów używali! Chyba nikt niczego nie rozumiał, a na pewno ja. Przecież nie miałem szczęścia chodzić do szkoły i studiować.

Tak okropnie się nudziłem, że obiecałem sobie, że już nigdy więcej nie pójdę na taki naukowy zjazd, trudny do zrozumienia dla zwykłych ludzi. Chciałem wyjść i nawet byłem już blisko drzwi, gdy ktoś powiedział, że embrionalne komórki macierzyste pozostają w ciele matki przez całe jej życie. Czy jesteś w stanie to sobie wyobrazić?

Kochana Mamo! Usłyszałem Twoje drogie imię i natychmiast zawróciłem. Nawet wprawiłem kogoś w osłupienie, gdy spojrzał na mnie w drzwiach i zapytał czy zamierzam wejść czy wyjść. Chciałem zająć swoje miejsce, ale było zajęte. Nie przejmowałem się jednak i po prostu usiadłem sobie na schodkach, tuż koło mównicy. Ten włoski profesor nazywał się Mancuso. Tak było napisane na kartce stojącej koło niego.

Wyjaśniał, że dziecko w łonie matki już po kilku (chyba pięciu) dniach od poczęcia w embrionalnym stadium blastuli zaczyna wytwarzać w węźle zarodkowym bardzo silne komórki, które nazywał macierzystymi. Te komórki nie pozostają tylko wewnątrz embrionu. Duża ich część się wydostaje. Pewnie to tylko moja refleksja, bo tego nie powiedział prof. Mancuso, ale wydaje mi się, że te komórki pragną zawierać nowe znajomości.

Dokąd one idą? To naprawdę nadzwyczajne, Mamo! One zaczynają krążyć w ciele swojej mamy!

Czemu to służy? Prof. Mancuso powiedział, że są potrzebne, aby pomagać matce podczas dziewięciu miesięcy ciąży. Czy wiedziałaś o tym? Ja nie! Podobno okres ciąży jest dla organizmu matki bardzo trudny.

Jak ciężko muszą pracować serce i nerki mamy! Jak trudną pracę wykonują: wątroba, płuca i układ trawienny! Dziecko chce jej pomóc, więc mówi: Nie bój się kochana Mamo, teraz ja Ci daję moje najsilniejsze komórki macierzyste, które staną się komórkami Twojego serca, trzustki, krwi i nerwów. Krótko mówiąc zamienią się w różne komórki Twoje ciała.

Czy zrozumiałaś, Mamo? Ja, taki maleńki jak łebek od szpilki, miałem bardzo silne komórki, które Tobie podarowałem, aby Ci pomogły w czasie wielu tygodni ciąży.

Ale to nie koniec dobrych wiadomości. Wiesz, dlaczego? Otóż prof. Mancuso zaręcza, że te komórki embrionalne już na zawsze pozostają w ciele matki.

Czy zdajesz sobie z tego sprawę, Mamusiu?

Na całe życie!

Te komórki, zawierające mój osobisty, unikalny kod genetyczny DNA, inny od Twojego, pozostają w Twoim ciele, w Twoim sercu przez wszystkie dni Twojego życia.

Na zawsze jestem w Tobie obecny, bo Twoje serce bije z moimi komórkami. Jesteśmy silnie połączeni. Czy ktokolwiek jest w stanie nas rozdzielić?

To mnie bardzo pociesza! Moje komórki, z moim indywidualnym i unikalnym DNA żyją w Tobie. Są w Twoim wielkim i nieskończonym sercu Matki. Mojej Mamy!

Ten sam profesor powiedział jeszcze, że te komórki embrionalne w organizmie matki nie pozostają bierne, tak jakby nie chciały „jeść chleba bez pracy”. One pomagają funkcjonalność Twoim narządom. To są naprawdę bardzo silne komórki.

Kochana Mamusiu! Tak bardzo Cię kocham! Bardzo, bardzo! Chcę, żebyś zawsze była piękna i nigdy nie chorowała. Powiem moim komórkom, żeby się nie oszczędzały i zawsze były gotowe stawiać czoło takim złym mikrobom, które wywołują choroby. Te komórki, które Ci podarowałem, gdy byłem taki maleńki, jak główka od szpilki, będą Cię strzegły. I zawsze będą gotowe oddać za Ciebie swoje życie.

Śmiejesz się, Mamusiu? Mówisz, że nie możesz przyjąć takiego daru?

O nie! Ty musisz go przyjąć, bo one w Tobie po prostu są. Ale to moje komórki, a ja im rozkazuję, aby Ciebie strzegły.

Puste miasto

Kochana Mamo! Co czułaś, gdy przedwczoraj wędrowałaś przez kompletnie opustoszałe miasteczko, w którym upłynęło Twoje dzieciństwo? Nic nie musisz mówić, przecież jestem w Tobie. Znajdujące się w Twoim sercu moje komórki macierzyste wyczuły Twój smutek.

Tak, Mamusiu, nie możesz zaprzeczyć, że Twoje serce zamarło, gdy ujrzałaś, że Twoje miasto tak opustoszało. Żadnego hałasu ani oznak życia. Drzwi pozamykane. Nawet bramy ludzie bali się pozostawić otwarte. Brama do Twojego domu także była zamknięta. Hermetycznie zamknięta! Zimne światło stojących przy ulicach, samotnych latarni sprawiało, że to miasteczko sprawiało jeszcze bardziej ponure wrażenie.

Kochana Mamo! Powracało wiele miłych wspomnień, gdy mijałaś te znajome domy i myślałaś: „tutaj mieszkała Joasia, tam obok Witek i Józek, a naprzeciwko jego brat Grzesiek. Przy każdej bramie wspominałaś jednego z drogich Twemu sercu przyjaciół, z którym spędziłaś część swojego dzie­ciństwa.

Te wspomnienia zazdrośnie przechowujesz w swoim sercu. Ale teraz to miasteczko jest puste! A Ty nie jesteś szczęśliwa, widząc jak jest wyludnione. Już go nie rozpoznajesz; już nie jest Twoje. Wydało Ci się zupełnie obce, chociaż domy i ulice nadal są te same. Ale nie ma tam już osób, które znałaś. Wielu z nich przeniosło się już na „lepszy świat”. Tak się mówi, prawda? Nie wiem. Załóżmy, że tak.

Dlaczego to miasto jest tak puste, że przypomina ponurą i srogą zimę? Och, Mamo, odpowiedź jest prosta, tam już nie ma dzieci. Te, które się rodzą, a jest ich naprawdę bardzo niewiele, tak szybko dojrzewają, że trudno je dostrzec wśród dorosłych. Na dodatek te nieliczne dzieci są porozrzucane daleko od siebie i często boją się ze sobą spotykać. Nie są w stanie nawet stworzyć paczki podwórkowych przyjaciół czy drużyny piłkarskiej.

Czy wiesz, że aby zagrać w nogę, potrzebnych jest 22 piłkarzy: jedenaście plus jedenaście. Czy w tym wyludnionym miasteczku znajdzie się dwudziestu dwóch chłopaków w tym samym wieku! Dzisiaj to bardzo trudne, praktycznie prawie niemożliwe.

Znajdziesz nie więcej niż trzynastu, a może tylko piętnastu chłopaków, ale będą w różnym wieku. Dziesięcioletni chłopak nigdy nie zagra w piłkę z sześcioletnim maluchem. Ci chłopcy nie mają wyboru, muszą grać sami ze sobą. A współczesna technika, która produkuje gry komputerowe, powoduje, że stają się jeszcze bardziej osamotnieni. Zabawki dla jedynaków to dzisiaj świetny interes.

Jak ma na imię Twój bratanek, Mamo? Nie pamiętam… A, tak, Piotr. Otóż Piotrek, zamknięty w swoim pokoju, spędza całe popołudnia przed komputerem, grając w jakąś ogłupiającą grę. Sam się bawi i sam cieszy się ze zwycięstwa. Ważny jest tylko on i jego gra. Wszystko jest takie osamotnione. Ten Twój bratanek, Mamo, wydaje mi się trochę niemądry, chociaż jest moim kuzynem. Odkąd bawi się tą samotną grą, tak właśnie nazywaną: single player, stał się tak samo głupi, jak ta gra, a może nawet jeszcze głupszy.

W czasach Twojego dzieciństwa, Mamusiu, wszystko było inne. Ileż to zabaw wciągało Ciebie i Twoje przyjaciółki! Przypomnij sobie te wszystkie Wasze zabawy! Ty przy nich prawie fruwałaś z radości. Byłeś najodważniejsza.

Nie wstydź się, Mamo, wspominać swoje dziecięce rozrywki. Była taka gra, która zaczynała się od wyliczanki, którą recytowałaś Ty albo Twoja przyjaciółka: Entliczek, pentliczek, czerwony stoliczek, na kogo wypadnie, na tego bęc!

Nie śmiej się, bo nie będę dalej opowiadać. Inna gra nazywała się… nazywała się… „klasy”. Ale nazwa! Rysowało się na ziemi kwadraty. Każdy według kolejności stawał tyłem i rzucał mały kamyk, taki płaski. Później trzeba było go kopać skacząc na jednej nodze tak, aby nie stanął na żadnej linii.

Bawiłyście się także na drodze. Starsi ludzie z okolicy doskonale Was wszystkich znali. A Wy znaliście ich. Oni nie byli smutni. Obserwując jak skaczecie, wspominali własne dzieciństwo i dawne szczęśliwe lata, jak to wspomina Lamparty w swojej piosence:

Z sąsiadkami zasiada na schodach staruszka,

spotykając je tam, gdzie gubi się dzień;

o swoich dobrych czasach opowiada,

gdy na święta się stroiła,

gdy jeszcze była smukła i zdrowa,

zawsze wieczorami do tańca gotowa

przeżywać razem te wspaniałe chwile.

Mamusiu! Dzisiaj ptaki już nie ćwierkają w Twoim miasteczku. Kiedyś tak radośnie świergotały! Dlaczego? Bo Wy młodzi, pełni życia, radości, nadziei i pogody ducha zapraszaliście je do porannych treli.

Nawet kogut śpiewał. Pamiętasz? Każdego ranka, jak tylko zaczynało świtać, długo wyśpiewywał swoje kukuryku. A jak długo ten kogut piał! Dla kogo tak się wysilał? Dla Ciebie Mamo, wspaniałej dziewczyny. Starał się przypomnieć Ci, że trzeba wstawać i iść do szkoły. Droga była długa i kręta, zimą także błotnista, ale on zawsze budził Cię z radością. A dla kogo kogut ma dzisiaj śpiewać? On wie, że nie ma dzieci, więc już nie pieje.

Miasto jest bezbarwne.

Miasto jest puste.

Miasto jest ciche.

W tym mieście dzieci nie biegają.

W tym mieście dzieci nie płaczą.

W tym mieście dzieci się nie śmieją.

Gdzie są dzieci?

Chleba było mało, ale dzieci dużo!

Kochana Mamo! Naprawdę trudno to zrozumieć. Twoje pokolenie jest chyba najbardziej zadziwiające w całej historii ludzkości.

Dlaczego? Prawdę powiedziawszy powodów jest wiele, ale pisząc do Ciebie ten krótki list, chcę zwrócić uwagę na jeden z nich. O innych napiszę Ci później.

Droga Mamo! Przecież wiesz, że miałaś dużo rodzeństwa. U Twojego Taty było Was siedmioro: trzech chłopaków i cztery dziewczyny: wujek Janek, wujek Józek, wujek Łukasz, ciocia Marysia, ciocia Danka, ciocia Fela i Ty.

Dziadek Julian pracował we własnym gospodarstwie. Miał kilka hektarów ziemi i codziennie ciężko harował. Jednak otoczony pełną miłości troską Babci Meli, był szczęśliwym człowiekiem! Jakaż to była wspaniała kobieta, ta Babcia Mela! Nigdy nie traciła ducha, chociaż kłopotów jej nie brakowało.

Twoja rodzina nie była bardzo liczna. Obok mieszkał szewc, który miał dziewięcioro dzieci. Tamta rodzina była liczna, ale Wasza wcale nie. W tamtych czasach rodzina z siedmiorgiem dzieci była zupełnie typowa.

Czasami brakowało Wam nawet chleba. Nie miałaś tych wszystkich dziwactw, które dzisiaj posiada Twój, bawiący się samotnie, syn. Miałaś lalkę, którą wcześniej bawiła się Twoja najstarsza siostra, a przed nią kolejna siostra. Wiem, że byłaś szczęśliwa, Mamusiu.

O czym to chciałem do Ciebie napisać? Och, przepraszam rozkojarzyłem się. Wracam więc do głównego tematu. Chodziło mi o to, że w czasach Twojego dzieciństwa nie zawsze wystarczało chleba. Ale tak naprawdę nie przymieraliście głodem. Prawdą jest także to, że nigdy w świecie nie odważyłabyś się upuścić na ziemię choćby małego, nawet maleńkiego okruszka chleba. Nie pozwalało na to surowe spojrzenie Babci Meli.

Chleb! Nazywano go błogosławieństwem Bożym. Wystarczało, że nie padał deszcz. Susza oznaczała klęskę nieurodzaju, która miała poważne następstwa. Wtedy od lutego, a czasem nawet już od Bożego Narodzenia nie mieliście w spiżarni ani trochę pszenicy. Trzeba było czekać aż minie przednówek: długa wiosna i początek lata, aby po żniwach zjeść kromkę wymarzonego chleba z dojrzałego ziarna. Wtedy kończył się głód. Czy pamiętasz, Mamusiu, ile to wieczorów szłaś do łóżka z pustym brzuchem?

Pomimo to Dziadkowie mieli radosną odwagę wydać na świat siedmioro dzieci. Dzisiaj chleba jest pod dostatkiem, ale dawniej większość ludzi cierpiała z powodu jego braku. Nie było dnia, aby nie myśleli o tym, jak rozwiązać ten problem. Wielu ojców musiało emigrować za pracą i na długo rozstawać się ze swoją rodziną. Mówiło się nawet, że ktoś „pojechał za chlebem”.

Czyż nie jest to wielka sprzeczność? W czasach, gdy mój Dziadek i wielu ubogich ludzi musiało „wyjeżdżać za chlebem”, z radosną ufnością rodzili dzieci, a potem karmili je tym chlebem, na który pracowali w pocie czoła. W tamtych czasach ten drogocenny chleb krojono i pajdami rozdzielano dzieciom, które siedziały wokół stołu. Ale najpierw gospodyni czyniła na nim znak Krzyża Świętego.

Minęło już wiele czasu i jakoś dzisiaj nikt nie mówi, że „wyjechał za chlebem”. Czyżby to wyszło z mody? Pewnie tak. Dzisiaj przecież chleba jest pod dostatkiem.

Historia pokazuje, że ludzie zawsze z trudem zdobywali codzienny chleb i nigdy nie wyrzucali go do śmieci. Wyrzucać chleb!

Na placu między blokami stała tabliczka, na której ktoś napisał: „wyrzucanie śmieci zabronione”. Ale pewna kobieta, zupełnie nie zważając na ten napis, wyrzuciła dwie torby. Czy wiesz, Mamo, co w nich było? Chleb!

Biedny chlebie, jak smutno skończyłeś! Po raz pierwszy w historii ludzkości nie zostałeś doceniony jako Boże błogosławieństwo, ale stałeś się śmieciem.

Czy wiesz, Droga Mamo, co widziałem w jednym z miasteczek? Nie pamiętam dokładnie, gdzie to było. Czekałem tam na kogoś. Na rynku siedziało kilku starszych panów. Przysiedli na murku, gawędzili i czekali aż zegar u fary wybije południe, aby wrócić na obiad do swoich domów. Wtedy jeden z nich powiedział: Wiecie, tam na śmietniku leży pięć połamanych chlebów. Czy wiesz, jakiego kształtu wypieka się chleb w tamtym regionie? To są takie podłużne bochenki, podobne do bagietek. Każdy z nich waży koło kilograma. Wyrzucony chleb! To przecież skandal i wielkie zgorszenie! Babcia Mela bardzo by się oburzyła. Dawnej było to nie do pomyślenia! Jak można wyrzucić do śmieci pięć kilogramów chleba? Właśnie taką porcję Babcia Mela zagniatała w dzieży i piekła w piecu chlebowym. Ten chleb musiał wystarczyć dla całej rodziny na tydzień!

A może Ty także kiedyś wyrzuciłaś kromkę chleba? Może nawet więcej?

Teraz jestem naprawdę bardzo poważny. To straszliwy paradoks. Gdy człowiek ma chleba pod dostatkiem, wyrzuca go do śmieci, bo wie, że nie dostanie za to po gębie od matki czy ojca. Niszczy w ten sposób swoje sumienie i zamyka serce na życie własnych dzieci. Ale tłumaczy się, wmawiając sobie i innym, że nie jest w stanie zapewnić przyszłości ani chleba własnemu potomstwu. A dzieje się to właśnie teraz, gdy wyrzuca się chleb, a każde dziecko otrzyma w spadku dwa albo trzy domy! Nie! Nie! Absolutnie, nie! Takie tłumaczenie jest hipokryzją. Autentyczną obłudą. Odmówiliście nam prawa do urodzenia się, ale nie możecie odebrać nam prawa do prawdy. To Wasze zakłamanie nie pozwoliło nam się urodzić w czasach, gdy po raz pierwszy w historii wyrzuca się chleb. To ponury egoizm zamknął Was na życie.

Kochana Mamo! Nie chcę Cię obrazić, ale czyż Twoje pokolenie nie jest naprawdę ogłupiałe? Dlaczego tak jest? Jeszcze raz powtórzę: wystawnie zastawiliście stół pełen chleba różnych kształtów i smaków: okrągły, wydłużony, chrupiący, owalny, kwadratowy, pełnoziarnisty, ze słonecznikiem, ze śliwkami, z orzechami, z dynią… Ale dla kogo? Kto jest zaproszony? Kogo sadzacie na moim miejscu przy stole, miejscu Waszych dzieci, Waszej krwi? Psy i koty!

To absurd, Mamo! Straszliwy absurd. Lubię zwierzęta, zwłaszcza psy. Koty trochę mniej, bo się boję, że mogłyby mnie podrapać. Ale nie mogę pobawić się z nimi. Chciałbym jednak być przyjęty do rodziny na równi z Twoim psem. Nie, moja pozycja jest znacznie gorsza niż psa. On sobie wygodnie siedzi przy stole na moim miejscu. Moim, bo przecież jestem Twoim synem. I pomimo tego, że nim naprawdę jestem, nie mogę cieszyć się wspaniałym smakiem i pięknem darów, które są na tym stole. Mnie odmówiono prawa do urodzenia się. Czy pustkę, którą tworzy w Tobie moja nieobecność, wypełnia pies?

Dla kogo ten stół jest zastawiony Bożymi darami? Dla psów! To absurd! Co robisz, zamiast pieścić mnie, Twojego synka? Głaskasz psa. Gdy zjadasz jajko na twardo, żółtko dajesz swojemu psu. Gdy jesz kurczaka, najsmaczniejszą częścią, czyli udkiem, częstujesz swojego psa. Dla niego odkładasz także najsmaczniejszy kawałek ryby. I nie przekonuj mnie, że nie kupujesz lodów spe­cjalnie dla niego!

Gdyby Babcia Mela miała te wszystkie Boże dary, które dzisiaj stawiasz na stole, urodziłaby dwa razy więcej dzieci. Ale Ty, Mamo, urodziłaś tylko jednego syna. To dzielny chłopak, ale pozwól, że powiem: rozpieszczony i kapryśny.