79,90 zł
Patologia transformacji – książka, która wstrząsnęła sumieniem III RP
„Kapitalizm bez etyki to nowa forma kolonializmu” – pisał prof. Witold Kieżun, wybitny ekonomista, powstaniec warszawski i myśliciel, którego głos wciąż rezonuje w polskiej debacie publicznej.
Po raz pierwszy wydana w 2012 roku, Patologia transformacji stała się jednym z najbardziej kontrowersyjnych i przenikliwych głosów krytycznych wobec polskiej drogi do kapitalizmu. Kieżun bezkompromisowo obnażał mechanizmy grabieży majątku narodowego, dominacji międzynarodowego kapitału i błędy elit politycznych, które ukształtowały III Rzeczpospolitą.
To nie tylko książka. To manifest sumienia, który po śmierci autora w 2021 roku nabrał jeszcze większej mocy. Dla jednych – ostrzeżenie. Dla innych – inspiracja do budowania Polski sprawiedliwej, suwerennej i solidarnej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 600
Rok wydania: 2025
Redakcja: Anna Goryńska
Korekta: Ewa Turek
Skład i łamanie: JOLAKS – Jolanta Szaniawska
Opracowanie e-wydania: Karolina Kaiser |
Projekt okładki i grafika: Sebastian Cabaj | instagram.com/pan_cabaj
Copyright © 2013 for this edition by Poltext Sp. z o.o.
All rights reserved.
Wydanie w nowej szacie graficznej
Warszawa 2025
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
Poltext Sp. z o.o.
wydawnictwoprzeswity.pl
ISBN 978-83-8175-802-4 (epub)
ISBN 978-83-8175-803-1 (mobi)
Ostrość krytyki jest wyrazem odpowiedzialności i miłości. Mądrze kochający rodzice oczekują od swych dzieci więcej niż od innych. Tylko rodzice głupio kochający są zachwyceni wszystkim, co ich dzieci robią. My powinniśmy naszą Ojczyznę kochać mądrze.
Władysław Bartoszewski (2005)
Program Jeffreya Sachsa i Davida Liptona zakłada (…) nagły i śmiały skok w gospodarkę rynkową. Ten skok spowoduje ostre zmiany cen, które jednak ustabilizują się w ciągu kilku miesięcy, a braki na rynku będą wyeliminowane. Realne dochody robotników będą chronione. (…) Starannie przygotowany program nie musi oznaczać spadku poziomu życia.
Czy w Polsce jest możliwy gospodarczy cud, „Gazeta Wyborcza”, 24 sierpnia 1989
Wyjaśniam, że niczego nie należy tworzyć. Wszystkie jednostki organizacyjne i przyszłe instytucje powiatowe już są i zawsze były, bo nikt ich nie ruszał z miejsca, gdzie kiedyś były zbudowane (…) urzędników też nie przybędzie.
prof. Michał Kulesza o reformie powiatowej (1994)
Nic nie tworzę. Ja tylko posiadam. To my ustalamy zasady, przyjacielu. Wiadomości, wojna, pokój, głód, zamieszki, nawet cena spinacza do papieru – wszystko to zależy od nas. Wyciągamy królika z kapelusza, a reszta świata siedzi i zastanawia się, jakim cudem nam się to udało. Chyba nie jesteś aż tak naiwny, by wierzyć, że żyjemy w demokracji, co? To przecież wolny rynek.
Gordon Gekko, filmWall Street(1987)
W czasach, gdy krytyka neoliberalnych dogmatów oznaczała środowiskową i zawodową banicję, Kieżun odważył się postawić pytanie o rzeczywiste koszty i beneficjentów wolnorynkowej rewolucji roku 1989. Dziś, po ponad trzech dekadach od rozpoczęcia transformacji, jego głos brzmi jeszcze mocniej i aktualniej. Stawia bowiem fundamentalne pytanie o suwerenność – o to, czy w warunkach neoliberalnej hegemonii Polska może być w pełni niepodległym państwem, czy jedynie półkolonią Zachodu, zależną już nie od Moskwy, lecz od wielkiego zagranicznego kapitału.
Witold Kieżun nie był marksistowskim ideologiem – wręcz przeciwnie. Pochodził ze szlacheckiej, inteligenckiej rodziny. Walczył w Powstaniu Warszawskim (jego zdjęcie z ciężkim karabinem maszynowym stało się jednym z symboli walk w 1944 roku) i cudem uniknął śmierci w sowieckim łagrze. Po wojnie wybrał drogę, którą obrało wielu żołnierzy Armii Krajowej – włączył się w odbudowę Polski z ruin. Najpierw pracował w Narodowym Banku Polskim, a później poświęcił się pracy naukowej, zajmując się problematyką zarządzania i organizacji.
W 1980 roku wyjechał z kraju, by wykładać na zagranicznych uniwersytetach. Wiadomość o upadku komunizmu zastała go w odległym Burundi, gdzie pełnił funkcję dyrektora projektu ONZ dotyczącego modernizacji krajów Afryki Środkowej. Tam spotkał afrykańskiego biznesmena, który niedawno wrócił z Polski. Zachęcał on Kieżuna do wspólnego interesu przy prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, tłumacząc, że łapówki wręczane polskim oficjelom były wielokrotnie niższe niż te, które trzeba było płacić w Afryce.
To brutalne doświadczenie okazało się kluczowe dla zrozumienia, jak Kieżun postrzegał polską transformację. Jego perspektywa była głęboko krytyczna wobec współczesnego kapitalizmu w jego neoliberalnym wydaniu. W analizie Kieżuna Polska zajmuje miejsce łudząco podobne do krajów afrykańskich – również ofiar wielkiej gry mocarstw. Tym razem jednak podbój nie odbywał się za pomocą działań wojskowych, lecz poprzez bardziej subtelną grę ekonomiczną. Kieżun przekonuje, że Polska po 1989 roku stała się niemal dosłownie kolonią zagranicznego kapitału. Mienie państwowe zostało sprzedane za symboliczne „paciorki”, a stery kraju przejęła skorumpowana nomenklatura i nowa inteligencka elita, często bardziej doktrynerska niż kompetentna.
Kieżun patrzy na transformację nie tylko z perspektywy ekonomisty, lecz także świadka wydarzeń – i to sprawia, że jego narracja jest gęsta, mięsista i pełna barw. Znał wielu głównych bohaterów przemian osobiście. Część z nich była jego rówieśnikami, lecz zazwyczaj reprezentowali pokolenie młodsze – to, które dziś określamy mianem babyboomers. Kieżun opisuje m.in. swoje osobiste doświadczenia ze znacznie młodszym od niego Leszkiem Balcerowiczem. Nie ukrywa niskiej oceny charakteru i kompetencji „ojca”, a właściwie egzekutora, doktryny szokowej. Na wielu stronach krytykuje dyletanctwo i partyjniactwo ekipy solidarnościowej. Jako znawca problematyki organizacji i zarządzania musiał z dużym rozczarowaniem obserwować, że nowa władza – wywodząca się z opozycji – zamiast kierować się kryteriami kompetencji, obsadzała kluczowe stanowiska w państwie osobami z własnego kręgu towarzyskiego.
Z niesmakiem opisuje również okoliczności, w jakich przywódcy solidarnościowej opozycji przyjęli plan szokowej reformy gospodarczej autorstwa młodego amerykańskiego ekonomisty Jeffreya Sachsa. Decyzja ta zapadła podczas suto zakrapianej alkoholem imprezy. Kieżun – podobnie jak wielu innych obserwatorów – nie mógł wyjść ze zdumienia, że trzydziestokilkuletni ekonomista, pozbawiony większego doświadczenia i znaczących sukcesów (jego wcześniejsze reformy w Boliwii zakończyły się niepowodzeniem), mógł stworzyć projekt, który zaważył na losach kilkudziesięciu milionów Polaków. Sachs działał pod opieką miliardera i spekulanta George’a Sorosa, który widział w Polsce laboratorium przemian dla całego bloku wschodniego. Dla Kieżuna, człowieka o ogromnym doświadczeniu naukowym i organizacyjnym, sposób działania nowych władz musiał być nie tylko rozczarowujący, lecz wręcz szokujący. Z perspektywy współczesnego czytelnika historia ta brzmi niemal nieprawdopodobnie – jak scenariusz filmu sensacyjnego z Jamesem Bondem w roli głównej – a jednak wydarzyła się naprawdę.
Książka Kieżuna jest namacalnym dowodem, że istniała alternatywa wobec terapii wstrząsowej, a ówczesne grono krytyków Leszka Balcerowicza wcale nie było nieliczne. Autor na kartach Patologii transformacji przypomniał te postacie, które protestowały przeciwko zacietrzewionym twórcom reform, niechętnym zmianie kursu nawet pod naporem bolesnej rzeczywistości. „Bolszewicki liberalizm” twórców przemian ustrojowych doprowadził do gigantycznych, niepotrzebnych ludzkich ofiar. W 2012 roku, gdy Patologia transformacji ukazała się po raz pierwszy, bezrobocie wciąż było dwucyfrowe – mimo gigantycznej emigracji z Polski na Zachód. Transformacja i jej patologie wciąż trwały.
Kieżun nie tylko poddawał ustrój społeczno-gospodarczy krytyce, lecz także proponował konkretne reformy państwa. Część z nich może dziś wydawać się naiwna – mało kto stawia obecnie za wzór amerykańską demokrację z jej większościowym systemem wyborczym. Można jednak doskonale zrozumieć niechęć autora do polskiego systemu partyjnego i politycznego. Wciąż pozostaje aktualna jego krytyka reformy samorządowej, która doprowadziła do powstania rozbudowanej, często dublującej się struktury administracyjnej, z setkami niepotrzebnych powiatów na czele.
Pierwsze wydanie Patologii transformacji ukazało się w czasie, gdy krytyka przemian ustrojowych istniała jedynie na bardzo dalekich peryferiach debaty publicznej. Niestety, od tamtej pory niewiele się w tej kwestii zmieniło. Wciąż pokutuje przekonanie, że nie istniała alternatywa dla planu Balcerowicza, a skala patologii nie była wcale tak wielka. Pozycje krytyczne wobec transformacji rzadko trafiały do szerszego obiegu i do dziś funkcjonują niemal jak białe kruki. Można tu wspomnieć o książkach Z deszczu pod rynnę. Meandry polskiej prywatyzacji (2007) Jacka Tittenbruna oraz Polska Transformacja (2009; a właściwie www.polskatransformacja.pl) autorstwa Tadeusza Kowalika.
Będąc studentem socjologii, a następnie pisząc doktorat o przemianach zachodzących w łonie polskiej opozycji lat 80. XX wieku, czytając autorów krytycznych wobec transformacji, czułem się niemal jak archeolog z XIX wieku próbujący rozwikłać egipskie hieroglify. Chociaż posługiwali się językiem faktów, ich słowa tak bardzo nie przystawały do obowiązującej legendy niedawnych wydarzeń, że zdawały się opisywać alternatywną rzeczywistość. Jednak to oni przedstawiali prawdę, a my żyliśmy w iluzji – w świecie stworzonym przez media, większość akademików oraz polskie elity polityczne, które niemal w całości, bez słowa krytyki, zaakceptowały plan terapii szokowej.
Kieżun przypomina, że zasady gry w gospodarce wolnorynkowej ustala nie ten, kto pracuje, lecz ten, kto posiada: fabryki, zakłady przemysłowe, linie produkcyjne i ziemię. Kapitał ma swoją narodowość. Dziś może to brzmieć jak truizm, jednak Kieżun był jednym z pierwszych, którzy odważyli się głośno wypowiedzieć tę niewygodną dla wielu prawdę. Nie trzeba było niszczyć polskiego przemysłu, rozbijać gospodarstw rolnych ani skazywać miliony ludzi na bezrobocie i emigrację – to były zbędne koszty. W imię czego? Na to pytanie Kieżun nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Korupcja – owszem – istniała, lecz nie tłumaczy wszystkiego. Dlaczego Polska została potraktowana w sposób przypominający dawne kolonie zachodnich mocarstw, mimo że nigdy żadną kolonią nie była? Dlaczego teoria kolonialna tak trafnie opisuje kondycję naszego kraju? Odpowiedź na to pytanie z pewnością nie przypadnie do gustu żadnej ze stron dzisiejszego politycznego sporu. Dopóki jednak nie zostanie ona znaleziona, stery do rządzenia naszym krajem pozostaną poza jego granicami.
Dziś, po latach, książka Kieżuna nabiera nowego znaczenia. Nie jest już tylko głosem w sporze o przeszłość, ale ostrzeżeniem przed powtarzaniem tych samych błędów. Patologia transformacji pozostaje jednym z najważniejszych dokumentów polskiego rozczarowania wolnością, która przyszła zbyt brutalnie i na cudzych warunkach.
dr Jan Śpiewak, autor książek Patopaństwo (2025) i Ukradzionemiasto (2017)
Niniejsza książka mieści się ramach problematyki ogólnopolskiego Seminarium Krytycznej Teorii Organizacji dla kadry naukowej w Akademii Leona Koźmińskiego (dawniej Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego), powstałego w 1996 roku z inicjatywy Rektora Andrzeja K. Koźmińskiego, a prowadzonego przez Tadeusza Pszczołowskiego i Witolda Kieżuna. Po śmierci Tadeusza Pszczołowskiego w roku 1999 jego miejsce zajął Wojciech Gasparski. Dotychczasowe wyniki pracy seminarium zostały opublikowane w trzech książkach[1].
Patologia transformacji poświęcona jest idei pokazania negatywnej, patologicznej strony procesu renesansu kapitalizmu w Polsce na tle światowej, agresywnej gry międzynarodowego kapitału ery neoliberalizmu. Część pierwsza to teoretyczne rozważania nad istotą patologii organizacji w świetle naukowej literatury. Część druga jest relacją kolejnych form procesu kształtowania się postaw społeczeństwa polskiego w, bez mała 45-letnim, okresie rządów komunistycznych i światowej sławy fenomenu etosu Solidarności. Część trzecia obejmuje opis procesu światowej dekolonizacji i – na jej tle – antypolskiej polityki prezydenta Franklina Delano Roosevelta w czasie II wojny światowej, a następnie okrutnej rekolonizacji na terenie Afryki Centralnej. Kolejna część obejmuje analizę kapitalistycznej neokolonizacji transformującej się Polski ze zbiorem krytycznych ocen tzw. Wielkiego Przełomu. Dla zachowania pełnego autentyzmu cytuję najistotniejsze fragmenty. Dalsza część poświęcona jest udowodnieniu, że reformy administracyjne postkomunistycznej Polski miały charakter patologiczny. Zakończenie stanowi skromny zarys radykalnych usprawnień zarządzania publicznego w Polsce. Książka w niektórych fragmentach ma charakter opisu obserwacji uczestniczącej zarówno w Afryce Centralnej, jak i w innych częściach globu.
Pani Annie Goryńskiej za niezwykle sprawną pracę redakcyjną i życzliwą pomoc przy kształtowaniu struktury mojej książki składam serdeczne podziękowanie.
W prakseologicznej teorii organizacji i zarządzania sprawność definiujemy jako realizację, w satysfakcjonującym stopniu, trzech podstawowych jej walorów: efektywności – jako synonimu skuteczności, a więc stopnia realizacji założonych celów, ekonomiczności – stosunku wartości wyniku użytecznego do kosztów, etyczności – zgodności działania ze społecznie uzasadnionym systemem wartości. W naszych rozważaniach, w kręgu kultury łacińskiej i bizantyjskiej, nawiązuje ona do aksjologii judeo-chrześcijańskiej. Zjawiska będące antytezą sprawności określane są w literaturze przedmiotu jako dysfunkcje, dewiacje czy defekty. Empiryczno-indukcyjna analiza zmierza do określenia ich charakteru, skali, oceny stopnia szkodliwości, powszechności występowania i znalezienia istotnych przyczyn ich powstania. Stąd już bezpośrednia droga do teoretycznego uogólnienia i do pragmatyki usprawnienia.
W przypadku braku choćby najmniejszej skuteczności inne walory sprawności nie odgrywają już roli. Tak więc oceniając sprawność jakichś działań, ustalamy ich hierarchię według stopnia skuteczności, a następnie działania o równym stopniu skuteczności hierarchizujemy według stopnia realizacji dalszych walorów. Pojęcie sprawności jest więc stopniowalne w skali wyznaczonej przez skuteczność i przez inne walory sprawności. Należy jednak zwrócić uwagę, że w prakseologicznej aparaturze pojęciowej występuje szereg dodatkowych walorów sprawności, takich jak sumienność, dokładność, systematyczność.
Tadeusz Kotarbiński (2003) wprowadza też pojęcie śląskiego pochodzenia, będące synonimem zbioru dodatkowych walorów sprawności – spolegliwość. Można więc skonstruować continuum, którego ekstrema wyznaczy z jednej strony optimum sprawności (100% realizacji podstawowych i dodatkowych walorów sprawności), z drugiej – maksymalna niesprawność jako optimum patologii.
Występują tu sytuacje analogiczne do znanych w medycynie, w której continuum jest ilustracją przejścia od totalnej choroby do stanu pełnego zdrowia. Patologiczne ekstremum to stan śmierci klinicznej, a więc granicznej sytuacji, z której jednak możliwe jest jeszcze przejście do stanu zdrowia. W organizacji za ekstremum patologii umownie można przyjąć również „śmierć kliniczną” organizacji, która już prawie nie działa, ale może jeszcze odżyć. Stąd też, operując jakościową klasyfikacją, można by mówić o krańcowej niesprawności i o stopniowym jej zmniejszaniu w procesie usprawniania na drodze do optimum sprawności.
Powstaje jednak zagadnienie progu bariery sprawności, który określa granice zjawisk organizacyjnych uznanych za patologiczne. Chcąc go teoretycznie ustalić, musimy dokonać analizy skutków działania celowego, które jest przedmiotem zainteresowań prakseologii i prakseologicznej teorii organizacji i zarządzania.
Jan Zieleniewski (1964) opracował przejrzystą strukturę skutków zamierzonego, a więc świadomie podjętego dla osiągnięcia jakiegoś celu, działania ludzkiego.
Tabela 1. Struktura skutków działania
Skutki działania
Niezależnie od ich oceny
Zamierzone
Niezamierzone
Główne
Uboczne
Oceniane pozytywnie
Cel główny osiągnięty w wyznaczonym stopniu
Cele uboczne osiągnięte w oznaczonym stopniu
Pozytywne niespodzianki
Wynik użyteczny
Oceniane negatywnie
Koszty działania
Koszty, które się rzeczywiście przyczyniły do wyniku użytecznego
Straty cząstkowe
Straty nieuniknione
Marnotrawstwo
Źródło: Zieleniewski (1964, s. 220).
Niezależnie od oceny utylitarnej można je podzielić na główne i uboczne zamierzone. Natomiast według przyjętego kryterium oceny – na pozytywne i negatywne. Ocenione pozytywnie dzielimy również na główne, stanowiące osiągnięcie celu głównego, i uboczne, realizujące zadania uboczne, podrzędne w stosunku do celu głównego. Taki podział jest sprawdzalny pragmatycznie, z reguły bowiem w teleologicznym działaniu można wyróżnić rodzinę o różnej wartości utylitarnej. Poza pozytywną realizacją celowych działań możliwe są tzw. pozytywne niespodzianki, miłe, niezamierzone skutki działania.
Skutki działania oceniane negatywnie to koszty działania, które rzeczywiście przyczyniły się do wyniku użytecznego. W rozważaniach organizacyjnych bierzemy pod uwagę koszty zarówno materialne, jak i moralne. Występuje więc tu różnica w stosunku do częstej jednostronnej, jedynie ekonomicznej interpretacji kosztów. Koszty działania dzielimy na rzeczywiście przyczyniające się do wyniku użytecznego, niezbędne do osiągnięcia celu działania i na straty, a więc takie koszty, które zostały poniesione, ale nie były niezbędne do osiągnięcia celu działania. Można je z kolei podzielić na nieuniknione, powstałe na skutek niemożliwych do wcześniejszego przewidzenia sytuacji, którym, przy istniejącym stanie wiedzy, nie można było zapobiec, i na marnotrawstwo, będące wynikiem nieodpowiedzialnego działania, do którego można i nie powinno się było dopuścić.
Jeszcze raz warto podkreślić, że marnotrawstwo może mieć charakter materialny i moralny. Mierzenie strat moralnych i porównywanie ich w określonych sytuacjach z wymiernymi stratami ekonomicznymi jest niejednokrotnie przedsięwzięciem trudnym, nawet w kręgu tej samej kultury. W praktyce jednak stale dokonujemy takich ocen, decydując, czy się coś „opłaci” z punktu widzenia efektu ekonomicznego, czy moralnego.
Z powyższych rozważań wynika, że w działaniu prakseologicznie sprawnym minimalizujemy marnotrawstwo. Należy jednak podkreślić, że istnieje określona granica społecznej akceptacji marnotrawstwa. W normalnych warunkach działania i przy zachowaniu maksymalnej staranności nie można bowiem uniknąć pewnych strat, które teoretycznie są do uniknięcia. Na przykład z praktyki bankowej wiadomo, że kasjerzy dokonujący licznych i dużych operacji pieniężnych czasami wykazują pewne niedobory (manka kasowe). W związku z tym istnieje utrwalony bankowy zwyczaj tzw. dodatku kasjerskiego w formie dotacji pieniężnej za każdy przepracowany dzień. Podobnie ustala się określone limity ubytków, np. artykułów spożywczych w handlu na tzw. rozkurz, dopuszczalne limity braków w magazynach czy transporcie, czy grani czną, 3-procentową inflację i graniczny 60-procentowy w stosunku do PKB dług publiczny państw członkowskich Unii Europejskiej. Sytuacja z 2010 roku, kiedy dług publiczny Grecji osiągnął 124,9% PKB, a dalsze 11 krajów również, choć w niższym stopniu, przekroczyło tę granicę, ma oczywiście charakter patologiczny. Jest to wyraz realistycznej postawy formalizującej granice społecznej tolerancji marnotrawstwa (straty).
Na podstawie dokonanej morfologii prakseologicznych pojęć można ustalić operacyjną definicję pojęcia patologii organizacji, przydatną dla projektowania, funkcjonowania i kontroli systemu zarządzania.
Patologia organizacji jest jej względnie trwałą niesprawnością, która powoduje marnotrawstwo, w sensie ekonomicznym i (lub) moralnym przekraczające granice społecznej tolerancji.
Należy jednak zwrócić uwagę, że granice społecznej tolerancji w stosunku do wielkości marnotrawstwa są zmienne, zależne od poziomu i charakteru kultury społecznej, moralnej, organizacyjnej i technicznej. Dlatego też ta definicja jest przedmiotem krytyki ze strony Ryszarda Stockiego (2005, s. 49). Twierdzi on, że „wadą tej definicji jest odwołanie do społecznego dowodu słuszności, czyli społeczna tolerancja traktowana jako kryterium normalności, ze względu na ogromne przyzwolenie społeczne na patologie, jako patologiczne wskazane byłyby nieliczne organizacje”.
W związku z tym proponuje on następującą definicję: „patologią jest każda dysfunkcja w organizacji, taka, która nie pozwala na osiągnięcie realistycznych, wyznaczonych dla danej organizacji i zgodnej z dobrem społecznym celów w zakładanym czasie i przy określonych środkach”. Moim zdaniem ta definicja odwołuje się z kolei do wielu pojęć wymagających dalszego precyzyjnego zdefiniowania, takich jak: dysfunkcja, realistyczne cele, dobro społeczne. W mojej definicji społeczne uznanie skali marnotrawstwa ma charakter sformalizowany, taki jak podane przykłady: oficjalnego limitu rozkuszu, limity dodatku kasjerskiego, deficytu budżetowego czy długu państwowego. Również samo pojęcie marnotrawstwa jest precyzyjnie zdefiniowane. Oczywiście skala sformalizowanego, dopuszczalnego marnotrawstwa jest funkcją kultury danego środowiska. Na przykład tradycja bakszyszu w społecznościach arabskich nie jest formalnie tolerowana w Europie, aczkolwiek tzw. prowizja, a więc jakaś korzyść materialna za załatwienie konkretnej sprawy w biznesie, była i jest zwyczajowo akceptowana w różnych krajowych kulturach europejskich. Ma więc rację Ryszard Stocki, mówiąc o relatywizmie ocen społecznych.
Jedną z szeroko omawianych form patologii organizacji jest tzw. negatywna autonomizacja, która obejmuje m.in.:
zmianę celu głównego na uboczny lub inny cel główny,
zmianę sposobu działania,
taką zmianę celów, w której środek działania (cel pośredni) staje się celem głównym (Kieżun 1971; Pszczołowski 1978).
Tej problematyce poświęcono w klasycznej literaturze amerykańskiej i polskiej wiele opracowań monograficznych (Kieżun 1978). Za interesowanie tym tematem wynika m.in. z powszechnej akceptacji teleologicznego charakteru organizacji i świadomości wpływu celu na jej strukturę i funkcjonowanie. Joseph August Literrer (1963) pisze: „Organizacja jest tworzona dla realizacji jakiegoś celu (…). Cel ów jest nie tylko racją jego istnienia, ale ma głęboki wpływ na wewnętrzną strukturę organizacji”. Plastycznie wyraża również myśl o celu jako kwalifikatorze organizacji: „Relacja między celami a organizacją jest analogiczna do relacji między celem budynku a jego konstrukcją. (…) adekwatność budynku będzie w dużym stopniu określona przez to, jak dobrze służy celowi, dla którego został wzniesiony. Podobnie jest z organizacją: jej cel lub zamierzenia określają wiele jej cech i służą jako miara adekwatności organizacji”.
Hans Vaihinger (1924), jeden z najwybitniejszych niemieckich kantystów, zastanawiając się nad „celem myślenia”, usiłował dociec, skąd się bierze „nieokiełzana żądza poszukiwania przyczyn”. Próbując odpowiedzieć na to pytanie, sformułował „prawo przerastania środków nad cele”.
Zdaniem Vaihingera jest to prawo występujące częściej niż nawet prawo grawitacji; obejmuje bowiem swoim zasięgiem też świat psychiczny, a polega na tym, że czynność, która pierwotnie była jedynie środkiem do celu, staje się celem sama w sobie i „odbiera siły pierwotnemu celowi”. Stąd też i myślenie będące najpierw środkiem do osiągnięcia konkretnych celów życiowych stopniowo stawało się celem samym w sobie, prowadząc do bezużytecznych i czasem szkodliwych rozważań nad zagadnieniami nierozwiązywalnymi, bezsensownymi, takimi jak pytania o początek ruchu, o sens świata, o stosunek ruchu i czucia.
Ten tok rozumowania stał się dla Vaihingera podstawą sformułowania tezy o objęciu świadomością świata „nie wtedy, gdy nad jego zagadkami rozmyślamy, ale gdy w nim działamy”.
W moich rozważaniach nie są jednak ważne wnioski wyprowadzane ze sformułowanego prawa w odniesieniu do roli myślenia, które już były mocno krytykowane przez Zieleniewskiego i nie są zgodne z filozofią współczesnego zarządzania, gdzie właśnie myśl, wiedza, koncepcja są podstawowym kapitałem organizacji i podstawą sprawnego działania. Warto natomiast zauważyć, że samo to prawo jest próbą uogólnienia patologicznej deformacji celu, aczkolwiek deterministyczny akcent tkwiący w jego sformułowaniu nie znajduje pełnego empirycznego potwierdzenia (zob. Zieleniewski 1933).
Cytowani twórcy ideologii materializmu dialektycznego niechętnie również analizowali problem przemieszczenia się celów w skali makroorganizacyjnej, stymulując, bez mała 200 lat później, w poważnym stopniu aktualną ideologię alterglobalizmu. W koncepcji Karola Marksa klasowe burżuazyjne państwo nie realizuje celów afirmowanych przez całe społeczeństwo, jest ono swoistą pasożytniczą naroślą na żywej tkance organizmu społecznego. Osiąga więc nie te cele, które są wyznaczone w programach wyborczych. Burżuazja wygłasza hasła nierealizowane w praktyce, występuje bowiem zjawisko negatywnej autonomizacji monopolistycznego kapitału. Podobnie Włodzimierz Lenin (1951) poddał krytyce wielkie monopole wciągające świat w orbitę swoich własnych partykularnych interesów, niezgodnych z formułowanymi celami realizacji społecznego zapotrzebowania.
Psycholog i filozof niemiecki Wilhelm Wundt (1912) w swoim dziele o etyce przedstawił koncepcję „heterogonii” celów, która potwierdza się dość często w pragmatyce współczesnego życia publicznego.
Jego zdaniem poczynania ludzkie często powodują skutki odmienne od celów, którymi służyły. Powstają skutki nieprzewidziane, które z kolei wytwarzają nowe pobudki, a więc i nowe cele. W ten sposób tworzy się zjawisko tymczasowości celów: nie ma i nie może więc być stałych celów działania. Według Wundta prawidłowość ta stanowi podstawowe prawo rozwoju kultury. Jego koncepcja nie dotyczy jednak bezpośrednio zjawiska przemieszczania się celów w sensie zmiany ich hierarchii (cele pośrednie stają się celami końcowymi), lecz zjawiska faktycznej niemożności osiągania założonych celów, powstania nieprzewidywalnych skutków działania.
W gruncie rzeczy koncepcja Wundta ma charakter fatalistyczny; występuje instytucjonalna niemożność realizacji całości założonych celów, większość z nich poprzez mechanizm dewiacyjno-genetyczny przetwarza się w cele odmienne, z których też większość nie będzie realizowana. Ten metafizyczny ewolucjonizm pozostaje w konflikcie z optymizmem prakseologicznej koncepcji sprawnej realizacji założonego celu, jednak, jak to zobaczymy w toku analizy procesu polskiej transformacji, nie jest tak odległy od rzeczywistości.
Problem przemieszczenia celów zainteresował również Jamesa G. Marcha i jedynego noblistę z dziedziny organizacji i zarządzania, Herberta Simona (March, Simon 1964). Punktem wyjścia ich rozważań jest zagadnienie podziału pracy, który wymaga przeprowadzenia analizy środków i celów. Określone środki działania stają się celami pomocniczymi, które mogą być przydzielane poszczególnym jednostkom organizacyjnym. Jednostka mająca realizować cele pomocnicze wykazuje skłonność do pomijania innych celów pomocniczych, nieobjętych zasięgiem jej działania. Powstaje bowiem przesunięcie „centrum uwagi”. Jednostka określa sytuację, w której się znajduje, w sposób jednostronny, uproszczony, właśnie z punktu widzenia osiąganych przez siebie celów pomocniczych, nawet gdy te ostatnie są sprzeczne z celami większej organizacji.
Ta skłonność ulega wzmocnieniu przez co najmniej trzy mechanizmy poznawcze. Pierwszy z nich dotyczy osoby podejmującej decyzje, drugi – jednostki organizacyjnej, trzeci – środowiska, w którym ta jednostka działa:
Mechanizm indywidualnego wzmocnienia wiąże się z udowodnioną psychologicznie tendencją do subiektywnego widzenia rzeczywistości w obrębie określonego układu odniesienia. Spostrzeżenia niezgodne z nim zostają „odfiltrowane” przed dojściem do świadomości albo ulegają odpowiedniej interpretacji, lub „racjonalizacji” usuwającej rozbieżność. Istnieje tu idealne sprzężenie zwrotne między układem odniesienia a treścią spostrzeżeń.
Mechanizm wzmacniający jednostronność widzenia, tkwiący w samej jednostce organizacyjnej to „charakter łączności wewnątrz grupy”, który powoduje skupienie informacji przez zbieranie jej od osób o jednolitej identyfikacji organizacyjnej i zawodowej, a więc podlegających jednolitemu procesowi „odfiltrowania” lub interpretacji spostrzeżenia.
Trzeci czynnik wzmacniający jednostronność widzenia to niejednakowy odbiór bodźców pochodzących z odmienności otaczającego środowiska. Spostrzeżenia odnoszące się do środowiska zostają zdeformowane, zanim jeszcze poddane będą „odfiltrowaniu” przez układ odniesienia obserwatora. Sprzedawcy przebywają w środowisku klientów, pracownicy finansowi w środowisku bankierów, każdy widzi zupełnie odmienny wycinek świata.
Do tych przykładów Marcha i Simona dodałbym problem postrzegania świata przez oligarchię i „ludzi ulicy”, których widzenie świata jest zupełnie odmienne.
Jednostronność widzenia tłumaczy zjawisko preferencji celów pomocniczych w oderwaniu od celów podstawowych.
Z punktu widzenia interesującej nas problematyki przemieszczania się celów istotna jest dalsza konstrukcja celów operacyjnych i nieoperacyjnych. Te ostatnie to cele o charakterze ogólnym (niedookreślone), np. dążenie do powszechnego dobrobytu, a więc niemające jednoznacznego miernika umożliwiającego porównania innych alternatyw, a wiążące się z konkretnym działaniem przez wprowadzenie i realizację celów pomocniczych, które stają się w ten sposób celami operacyjnymi.
Przy potrzebie dokonania wyboru działania cele ogólniejsze zostają zastąpione przez cele pomocnicze, właśnie dlatego, że mają charakter operacyjny. W ten sposób działa też mechanizm przemieszczania celów podstawowych z pomocniczymi.
Problemem przemieszczania się celów zajmował się również Robert K. Merton (1957, s. 199). Sformułował on tezę o zwiększeniu się internalizacji przepisów organizacyjnych, które wprowadzone dla osiągnięcia konkretnych celów organizacyjnych stają się wartością samą w sobie, niezależnie od realizacji tych celów. W ten sposób mnoży się liczba wydawanych przepisów, a samo ich wydanie staje się podstawą pozytywnej oceny.
Patologiczne zjawisko przetwarzania się środków w cele same w sobie omawiają również Peter Michael Blau i W. Richard Scott (2003). Według nich polega ono na taktycznej zmianie celów w stosunku do pierwotnych, w związku z presją otoczenia, np. w organizacji politycznej, gdzie następuje pewne odejście od początkowego programu, chociażby przez przyjęcie postawy bardziej umiarkowanej i bardziej zachowawczej w celu przeciwstawienia się naciskowi wrogiego otoczenia.
Klasyczną literaturę europejską dotyczącą fenomenu patologii organizacyjnej reprezentuje Michel Crozier (1967). W Biurokracja. Anatomia zjawiska pisze: „Współczesnemu postępowi standaryzacji, przewidywania i w ogóle racjonalizacji towarzyszy w sposób paradoksalny coraz większa zależność od niezbędnego personelu, który o wiele łatwiej, niż to było dawniej, może zachować autonomiczne podejście do wytyczonych celów”. Autor widzi tu problem oporu ze strony ludzi, który powoduje dewiacje celu instytucji przez odpowiednie jego przetwarzanie i przystosowywanie do zautonomizowanych partykularnych interesów -orientacji. Cele-zadania nie odpowiadają w pełni celom-orientacjom pracowniczym.
Opór stawiany przez ludzi ma genezę m.in. w zjawiskach kulturowych. „Patologiczne objawy w organizacji są spowodowane względną sprzecznością pomiędzy celami, do których dążą organizacje (i które kształtują się zgodnie z zasadami racjonalności) a środkami kontroli społecznej określonymi przez zachowanie pierwotne i charakterystyczne wartości systemu kulturowego”.
Michel Crozier widzi w przemieszczeniu również niezbędny środek zabezpieczenia się danej grupy przeciwko innym grupom i całej organizacji. Uciążliwość regulaminów i bezosobowość zadań wprowadzają, zdaniem Croziera, „rytualizację” działań poszczególnych grup i autonomizację ich celów grupowych: „izolacja każdej warstwy (szczebla) umożliwia jej sprawowanie kontroli nad wszystkim, co wchodzi w zakres jej interesów i pozwala na lekceważenie ogólnych celów organizacji (…) można pójść jeszcze dalej i powiedzieć, że chcąc uzyskać lepsze wyniki przetargu z resztą organizacji, dana warstwa (szczebel) powinna twierdzić, że spełniane przez nią funkcje stanowią cel sam w sobie. W tym aspekcie rytualizm członków grupy staje się ważnym elementem w jej strategii, pozwala grupie afirmować jej odrębność, twierdzić, że jej szczególne cele są celami ogólnymi albo są decydującymi celami pośrednimi, od których osiągnięcia zależy uzyskanie celów ogólnych”.
Konkludując, dla M. Croziera zagadnienie przemieszczenia celów i rozbieżności między postulowanymi a realizowanymi przez poszczególne grupy celami ma następujące obiektywne przyczyny obrazujące instytucjonalny konflikt między sztywnością i rygoryzmem biurokracji a żywą materią postaw i uczuć ludzi w niej działających:
określone tradycje kulturowe,
strategię grupy wyznaczającą linię działania w swoim interesie, przez próbę narzucenia swego partykularnego celu jako celu ogólnego.
W polskiej literaturze z okresu przed transformacją mamy wiele koncepcji teoretycznych z jednoczesną bogatą inwentaryzacją konkretnych patologicznych sytuacji. Wiąże się to z dynamicznym rozwojem prakseologicznej teorii organizacji i zarządzania (Kieżun 2002), której „złoty wiek” w Polsce zapoczątkował Tadeusz Kotarbiński swoim Traktatem o dobrej robocie (1955).
Jan Zieleniewski (1975), opisując zjawisko negatywnej autonomizacji, zwrócił uwagę na niebezpieczeństwo „przybierania przez partykularne cele jednostek regulujących i pomocniczych (które to cele są w istocie tylko środkami do celów instytucji rozpatrywanej w szerszym przedziale) pozorów celów końcowych. Proces ten, sprowadzający się do przerastania środków ponad celami, można opisać także jako tendencję do autonomizacji pomocniczych i regulujących jednostek organizacyjnych, wskutek niedostrzegania przez kierowników i pracowników szerszych przedziałów instytucji, w szczególności kręgu zewnętrznego”. Jako przykład J. Zieleniewski wskazuje pomocnicze jednostki księgowości, których negatywna autonomizacja polega na tym, że stawiają sobie dodatkowe zadania, nieistotne dla realizacji podstawowego celu instytucji, wykonują przepisy dla nich samych, sporządzają np. bilans z dużą liczbą analitycznych załączników, ale kosztem znacznego opóźnienia, co dla kierownictwa jest niekiedy mniej cenne niż szybka informacja księgowa, natychmiast po zamknięciu roku. Inny przykład autonomizacji to jednostka utworzona do wykonywania ad hoc zadań kontrolnych, która chwilowo niewykorzystana przez kierownictwo zaczyna kontrolować dla kontroli.
Niejednokrotnie źródłem tych zjawisk jest nadmierny wzrost poszczególnych jednostek pomocniczych, powodujący stwarzanie sobie fikcyjnych zadań, które z kolei uzasadniają „konieczność dalszego rozwoju”. Zieleniewski omawia też fenomen nadmiernej formalizacji, zbyt dużej liczby różnego rodzaju aktów normatywnych, jako wyraz przerastania środków nad celami.
Zagadnieniem przemieszczania się celów pomocniczych zajmowała się również Jadwiga Staniszkis (1969). Uważa ona, że tej problematyki nie można rozpatrywać w oderwaniu od systemu bodźców i ocen działających w organizacji. „Zdarza się, że określony bodziec wywołuje zachowanie, które ma doprowadzić do stanu pożądanego ze względu na założone funkcje organizacji. Gdy bodziec nie wygasa mimo zmienionych warunków, gdy w dalszym ciągu nagradza się zachowanie niedoprowadzające do realizacji założonych funkcji, pożądany staje się nie ostateczny stan, lecz działanie, które było pomyślane jako środek prowadzący do jego osiągnięcia (…) ograniczoność środków materiałowych i finansowych umożliwia przerodzenie się różnorodności celów pomocniczych w trwałe partykularyzmy. Możemy wyróżnić przejawy partykularyzmu poszczególnych szczebli w obrębie zarówno jednej hierarchii organizacyjnej, jak i całych pionów organizacyjnych”.
Na patologiczne zjawisko wykonywania przepisów dla przepisów z lęku o sankcje za ich niewykonanie zwraca uwagę Salomea Kowalewska. Jest to specyficzna autonomizacja, obejmująca funkcjonowanie nie jednostki organizacyjnej, lecz formy działania organizacyjnego. „Lęk przed skutkami przekroczenia przepisów spowodował uznanie ich za cel sam w sobie przy zobojętnieniu na pierwotne cele, które dzięki tym przepisom należało osiągnąć” (Kowalewska 1962, s. 104). Autorka twierdzi jednak, że przemieszczenie celów i środków w instytucji wywołuje oburzenie jako protest przeciwko biurokratycznemu stylowi pracy, który pozwala zasłaniać się przepisami przed odpowiedzialnością i uchylać się od wykonywania istotnych zadań.
Autonomizacja, której różne postacie opisywane w literaturze naukowej z okresu przed polską transformacją zostały powyżej przedstawione, występuje w następujących podstawowych formach, nawiązujących do przemienności założonego celu organizacji (Kieżun 1971):
zamiany celu głównego na uboczny lub inny cel główny powodujący marnotrawstwo w skali społecznej przekraczające granice dopuszczalnej tolerancji,
zmiany sposobu działania, która choćby nawet nie spowodowała zmiany celu głównego, jest przyczyną marnotrawstwa w skali społecznej przekraczającego granice dopuszczalnej tolerancji,
takiej zmiany celu, w której środek działania staje się celem głównym, równorzędnym albo prawie równorzędnym z głównym, powodując marnotrawstwo w skali społecznej przekraczające granice dopuszczalnej tolerancji,
zachwianie niezbędnej równowagi między funkcjami podstawowymi a regulacyjnymi i pomocniczymi.
Wyodrębnioną formą patologii organizacji jest negatywna fikcja organizacyjna, czyli autonomizacja fikcji, teoretycznie zdefiniowana przez Witolda Jarzębowskiego (1978, s. 99). Zwraca on jednak uwagę na wieloznaczność terminu „fikcja”, pochodzącego od łacińskiego czasownika fingo, fingere – tworzyć, kształtować, udawać, zmyślać. W języku polskim przyjęły się dwa ostatnie znaczenia. W języku potocznym „fikcja” oznacza „coś, co jest niezgodne z prawdą, oczywisty fałsz, czasem nawet przestępstwo (fikcyjne świadectwo lekarskie, fikcyjna posada, sfingowany dokument)”.
Cytowany już niemiecki filozof H. Vainhinger (1924) stworzył kierunek filozoficzny zwany fikcjonizmem. Twierdził, że w nauce mamy do czynienia tylko z fikcjami – „są nimi wszystkie ogólne pojęcia i teorie, schematy, modele, personifikacje i hipotezy, kategorie etyki (»głos sumienia«, »wolność woli«), pojęcia matematyczne (próżnia, punkt, linia itp.), pojęcia prawne, statystyczne (np. przeciętny człowiek), ekonomiczne (np. homo oeconomicus – sprowadzenie przez Adama Smitha wszystkich praw ekonomicznych do materialnego egoizmu). Istnieją poza tym fikcje w świecie pozanaukowym, tkwiące w mitach i sztuce, różne konwencjonalne kłamstwa tworzące fikcje polityczne, oficjalne, kurtuazyjne” (Jarzębowski 1978).
Filozoficzne koncepcje Vaihingera były krytykowane jako totalne negowanie wartości nauki (Zieleniewski 1933; Szumski 1969; Jarzębowski 1978), słusznie jednak zwracają uwagę na odgrywanie pewnej nienegatywnej roli przez fikcję w rozumowaniu naukowym i w nauczaniu. „Fikcje (w znaczeniu pojęcia, wyobrażenia, któremu nic nie odpowiada w rzeczywistości) wprowadza się ze względów metodologicznych jako wzorzec, do którego zbliżają się pewne zjawiska zachodzące w rzeczywistości”. Fikcje tego rodzaju, tzw. modele i typy idealne, jak np. typ idealny biurokracji Maxa Webera, to fikcje heurystyczne, które nie mają w pełni adekwatnych odpowiedników w rzeczywistości, ale które reprezentują pewne walory odkrywcze, inwencyjne lub dydaktyczne.
Filozof amerykański Morris Raphael Cohen (1931) twierdzi, że wszystkie hipotezy naukowe, dopóki nie są zweryfikowane, noszą w sobie elementy fikcji związanej z myśleniem abstrakcyjnym. Z socjologicznego punktu widzenia istnieje też ścisły związek fikcji z rytualizacją życia społecznego, pewną formą postępowania i nazewnictwa, jak np. nazywanie brytyjskiej wojennej marynarki „Flotą Jej Królewskiej Mości” (Jarzębowski 1978a, s. 103). W praktyce demokracji socjalistycznej mieliśmy cały repertuar fikcyjnej tytułomanii, począwszy od całej serii bałwochwalczych określeń „Wodza Postępowej Ludzkości Józefa Stalina”. W reasumpcji swoich rozważań Witold Jarzębowski (1978, s. 103) formułuje następującą definicję autonomicznej negatywnej fikcji organizacyjnej:
„Przez negatywne fikcje organizacyjne rozumiemy takie formalne układy organizacyjne, które nie odpowiadają konkretnej rzeczywistości i zostały zastąpione przez formalne układy rzeczywiście istniejące, które z jednej strony powodują, a z drugiej zaś są wyłącznie utrzymywane przez działania pozorne. Innymi słowy jest to taki podsystem istniejący w ramach danego systemu, który nie spełnia żadnej funkcji w stosunku do realizacji celu systemu. Istotne jest w tej definicji iunctim między fikcją organizacyjną (fikcyjnym układem organizacyjnym) a działaniami pozornymi. Tylko wtedy, gdy one występują, czyli jeśli w celu utrzymania jakiegoś układu wykonywane są działania pozorne, można mówić o negatywnych fikcjach organizacyjnych, traktując je jako zjawisko patologiczne i to jedynie, gdy społeczny koszt działań pozornych jest wyższy niż jakakolwiek relatywna celowość utrzymania fikcji organizacyjnej”.
W dalszym ciągu swych rozważań Jarzębowski trafnie określa możliwe skutki negatywnych fikcji organizacyjnych jako wysokie materialne i moralne koszty społeczne i demoralizujący wpływ na członków organizacji poprzez tworzenie postaw, w których większą wagę przywiązuje się do działań pozornych niż do rzetelnych, faktycznych osiągnięć. Problem upowszechnienia fikcyjnych postaw, obrazowo przedstawianych przez Krystynę Daszkiewicz (1971) jako postawy „kuglarza”, stał się w komunistycznej Polsce podstawą degeneracji etosu pracy i autentyzmu realizacji założonych celów działania.
Typowe patologie zarządzania publicznego w mniejszym czy większym stopniu występujące nawet w najlepiej ocenianych strukturach organizacyjnych to obok negatywnej fikcji organizacyjnej symboliczni Czterej Jeźdźcy Apokalipsy Biurokracji: Gigantomania, Luksusomania, Korupcja i Arogancja Władzy (Kieżun 2000).
Gigantomania to tendencja do permanentnego liczbowego wzrostu jednostek organizacyjnych, zwiększania stanu zatrudnienia i mnożenia bytów organizacyjnych. Wiąże się ona z ambicją rozszerzania zakresu władzy, której istotnym wyznacznikiem jest wielkość kierowanej jednostki organizacyjnej i związane z nią gratyfikacje pieniężne, tytuł służbowy, warunki pracy. Jest to więc efekt naturalnej tendencji polepszania swego bytu zarówno w sferze materialnej, jak i psychologicznej. Tradycyjnym wyznacznikiem rangi pozycji w sformalizowanej hierarchii każdego typu jest liczba osób służbowo podporządkowanych, zobowiązanych do wykonywania poleceń przełożonego. To kryterium jest sprawdzalne zarówno w tradycyjnej Weberowskiej biurokracji, jak i we współczesnych strukturach sieciowych. Gigantomanię określa, we właściwy sobie malowniczy sposób, wybitny uczony, profesor Uniwersytetu we Fryburgu o. Józef Maria Bocheński (2008, s. 131): „urzędnicy są potężną klasą złożoną w większości z pasożytów i wyzyskiwaczy (…) urzędnikom chodzi w rzeczywistości o interesy ich klasy, urzędnicy mają bowiem naturalną skłonność do rozmnażania się jak królik. Aby zapewnić posady swoim kuzynom i przyjaciołom, starają się, by się ukazywały coraz to nowe ustawy i rozporządzenia. Klasa urzędników jest rodzajem raka społecznego, który rozrasta się kosztem zdrowego społeczeństwa i jak rak zabija go, jeśli nie położy się tamy jego rozwojowi”.
Luksusomania jest patologicznym we współczesnej rzeczywistości nawiązaniem do tradycji zewnętrznej manifestacji władzy, z bogactwem królewskich rezydencji, strojów, pojazdów i dzieł sztuki. Przeświadczenie o konieczności takiej zewnętrznej manifestacji doprowadziło do paradoksalnego, a jednocześnie, patrząc na rozwój sztuki, pozytywnego fenomenu bogactwa kościołów i różnego typu miejsc kultu chrześcijańskiego, religii objawionej prawdy, głoszącej ideę błogosławieństwa biednych, priorytetu wartości moralnych nad materialnymi, znikomej doczesnej wartości bogactwa materialnego, priorytetu filozofii „być” nad „mieć”. Również komunistyczna rewolucja klasy uciemiężonych, protestu przeciwko supremacji klasy bogatych, zrodzona z kultu jej likwidacji, manifestowała ostatecznie swoją siłę luksusem parad, rezydencji kierownictwa, mundurami generalicji obwieszonej masą orderów z przewagą złotej ornamentacji. Ta typowa cecha większości ludzi, polegająca na zewnętrznym manifestowaniu swojego statusu materialnego i władzy, przejawia się w różnorodnych formach w zarządzaniu publicznym, stanowiąc jedną z typowych patologii również polskiej rzeczywistości w kolejnych powojennych etapach. Były to, ironicznie zwane przez warszawską ulicę „demokratki”, importowane chevrolety dla centralnej partyjnej kadry kierowniczej, później luksusowe gmachy ministerialne, np. Ministerstwa Finansów, z marmurowym korytarzem przed gabinetem ministra, czy wytworne, odosobnione centrum gabinetów kierownictwa Narodowego Banku Polskiego. Wyzyskiwana w ustroju komunistycznym klasa robotnicza szybko wykazała się identycznymi, łatwymi do zaobserwowania, tendencjami.
Korupcja – kolejny potężny Jeździec Apokalipsy – jest znana od początku istnienia rodzaju ludzkiego, począwszy od Adama i Ewy. Według definicji OECD i Banku Światowego (Strapenhurst 1999) jest to: „Nadużycie urzędu publicznego lub funkcji pełnionej w sektorze prywatnym dla korzyści osobistej (…) zamierzone działanie jednej lub kilku osób spośród kierownictwa lub odpowiedzialnych za zarządzanie pracowników lub osób trzecich, w celu osiągnięcia nieuczciwej bądź niezgodnej z prawem korzyści”.
Według Ustawy z dnia 5 sierpnia 2010 roku (Dz.U. z dnia 18 sierpnia 2010), art. 1 pkt 3a: „korupcja jest to czyn polegający na: obiecywaniu, proponowaniu lub wręczaniu, przez jakąkolwiek osobę, bezpośrednio lub pośrednio, jakiejkolwiek nienależnej korzyści osobie pełniącej funkcję publiczną dla niej samej lub dla jakiejkolwiek innej osoby w zamian za działanie lub zaniechanie działania w wykonywaniu jej funkcji”. Trzy dalsze punkty bardzo szeroko definiują korupcję osób służby publicznej i korupcję w ramach działalności gospodarczej.
Korupcja jest przedmiotem licznych badań w skali światowej, a w Polsce nawet przedmiotem wyodrębnionej działalności operacyjnej Centralnego Biura Antykorupcyjnego i aktywnej działalności badawczej i projektodawczej specjalnego urzędu ministerialnego, istniejącego od 2007 roku, który zapowiadał jeszcze w roku 2011 nową ustawę sejmową, zawierającą daleko idące działania zapobiegające tej patologii.
Czwarty Jeździec Apokalipsy – Arogancja Władzy – ma źródło w wielowiekowej tradycji dystansu między władcą a poddanymi, wyrażającej się padaniem na kolana, całowaniem ręki, różną formą ukłonów itp. Te zewnętrzne formy dystansu obecnie już zanikły, choć utrzymał się zwyczaj dygania kobiet przy powitaniu z parą królewską w Wielkiej Brytanii. Tradycja dystansu i, co za tym idzie, często postawa arogancji funkcjonariuszy administracyjnych, rzadziej sektora prywatnego, w relacjach z szeregowym petentem, jest w Polsce często spotykana. Te postawy rozwija również znana instytucja VIP-ów mających specjalne ułatwienia i specjalnie ugrzecznioną obsługę, np. w trakcie podroży samolotem. Dojeżdżając samochodem do lotniska na Okęciu, widzimy informację o drodze dla VIP-ów i oddzielny wjazd do garażu oznaczony „dla VIP”. Podobnie na wszystkich światowych lotniskach są specjalne, luksusowo wyposażone, zamknięte poczekalnie tylko dla VIP-ów, tzn. posiadaczy biletów klasy biznesowej, lub wyróżnionych osób, np. pracownika jakiejś firmy współpracującej z dyrekcją lotniska czy członka miejscowej władzy. W ten sposób doprowadza się do coraz większej segregacji społecznej, sprzyjającej kształtowaniu się postawy arogancji na zasadzie „Czy pan wie, kim ja jestem?”. Ta arogancka postawa w stosunku do petenta jest jeszcze często spotykana w wielu polskich urzędach. W tzw. krajach rozwijających się, np. w Afryce Centralnej, jest to reguła – urzędnik traktuje klienta z pozycji autokratycznego decydenta. Jednym z podstawowych tematów szkolenia kadry administracyjnej krajów Afryki Centralnej była właśnie nauka kulturalnego, życzliwego stosunku do klienta, przejawiającego się w amerykańskim zwrocie „Can I help you?”.
Transformacja jest procesem gruntownego przekształcenia, przemiany obejmującej możliwie największą część organizacyjnej rzeczywistości, a więc struktury zarówno ekonomicznej (Stiglitz 2004), jak i społecznej, kształtujących obraz jej kultury. Totalitarna władza i planowa gospodarka socjalistyczna wykształciłaspecyficzny model homo sovieticus (Tischner 1981). Nowe warunki liberalnej demokracji i wolnego rynku niewątpliwie kształtują odmienne struktury rządzenia państwem i upowszechnienie adekwatnej postawy społecznej. Aby tę odmienność zdefiniować i określić zakres jej patologiczności, konieczna jest świadomość punktu wyjścia, podstawowych elementów społeczno-ekonomiczno-kulturowej rzeczywistości PRL, jego dziedzictwa zakodowanego zarówno w społecznej świadomości, jak i organizacyjnych strukturach sfery zarządzania we wszystkich dziedzinach.
Historię lat 1945–1989 „komunistycznej”, jak nazywa ją Jakub Karpiński (2006), Polski, oficjalnie określanej jako demokracja ludowa, a później Polska Rzeczpospolita Ludowa (PRL) można podzielić na wyraźnie wyodrębnione etapy, stale podporządkowane jednemu celowi „budowy socjalizmu”, ale wykazujące istotne odrębności. Potoczne nazywanie za Karpińskim powojennej Polski lat 1945–1989 komunistyczną nie jest ścisłe, bo formalnie rzecz biorąc, była ona państwem dopiero budującym socjalizm, po zbudowaniu którego miało się dążyć do osiągnięcia etapu, w którym każdy będzie mógł w pełni zaspokoić swoje potrzeby (od każdego według jego możliwości, każdemu według jego potrzeb), a struktura państwowa klasowego społeczeństwa zostanie zlikwidowana. Jednak uproszczona formuła Karpińskiego powszechnie się przyjęła. Będę więc jej używał, mówiąc zarówno o Polsce tego okresu, jak i o kadrze partyjnej komunistycznej partii, eufemistycznie nazwanej Polską Zjednoczoną Partią Robotniczą (PZPR).
Lata 1945–1949 to okres likwidacji opozycji antykomunistycznej, brutalnej, zbrodniczej walki z byłymi żołnierzami AK, to wyrafinowana likwidacja podziemnej reprezentacji emigracyjnego rządu londyńskiego, masowe sądowe egzekucje, deportacje do gułagów radzieckich bojowników antyniemieckiego podziemia (Kieżun 2010a, s. 555). Likwidacja oficjalnej opozycji Polskiego Stronnictwa Ludowego, fałszerstwa referendum i wyborów do Sejmu. Likwidacja Polskiej Partii Socjalistycznej przez jej połączenie z Polską Partią Robotniczą i stworzenie jednej rządzącej Partii: Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej z dwiema, formalnie niemarksistowskimi, satelitarnymi partiami o ograniczonej autonomii: Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym i Stronnictwem Demokratycznym. Jednocześnie stworzenie stowarzyszenia Pax, grupującego proreżymowe środowisko katolików. Fikcyjne tolerowanie roli religii katolickiej, np. w oddziałach wojskowych śpiewających „Kiedy ranne wstają zorze Tobie ziemia, Tobie Boże” czy udział partyjnych PPR-owskich dygnitarzy w procesjach Bożego Ciała. Jednocześnie jest to okres nacjonalizacji przemysłu ciężkiego, bankowości i reformy rolnej likwidującej bez odszkodowania prywatną własność ziemską ponad 50 ha i rozpoczęcie intensywnej odbudowy zniszczonych wielkich miast: Warszawy (Trasa W–Z, Mariensztat), Gdańska, Wrocławia, Szczecina, infrastruktury kolejowej i drogowej, sieci elektrycznych, równolegle wielkiej akcji alfabetyzacji, uczenia czytania i pisania dorosłych analfabetów, intensywnego rozwoju skróconych kursów szkoły średniej i wyższej.
Mimo politycznego, zbrodniczego terroru Służby Bezpieczeństwa i zbrojnej walki na niektórych terenach z poAK-owską wolnościową partyzantką, był to jednocześnie okres daleko idącej mobilizacji społecznej w dziele odbudowy kraju, w widoczny sposób poprawiającej warunki materialnego bytowania przy akceptacji trójsektorowej struktury gospodarki narodowej: państwowej, spółdzielczej i prywatnej. Prywatny sektor obejmujący handel, drobną wytwórczość, rzemiosło, zreformowaną gospodarkę rolną i wydatna pomoc zaopatrzenia indywidualnego przez ONZ-owskie UNRRA (tzw. amerykańskie paczki) były istotnymi czynnikami podwyższenia poziomu konsumpcji społecznej.
Lata 1949–1956 to okres stalinizacji, likwidacji „prawicowego narodowego odchylenia” w PZPR, aresztowanie I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki, marszałka Michała Roli-Żymierskiego i generała Mariana Spychalskiego. Wprowadzenie ostrego kursu nacjonalizacji, „bitwa o socjalistyczny handel”, socjalistyczną własność ziemską – tworzenie wiejskich spółdzielni, nacjonalizacja usług. Wprowadzenie mechanistycznego systemu zcentralizowanego zarządzania, budowa ciężkiego przemysłu i socjalistycznego miasta Nowa Huta przy gigantycznej hucie, walka z Kościołem katolickim, również metodą negatywnej fikcji organizacyjnej przez tworzenie ruchu „księży patriotów” i rozwoju stowarzyszenia PAX, aresztowanie prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Lata 1956–1970 to okres liberalizacji, „odwilży” po krwawo stłumionym buncie w Poznaniu, uwolnienie z więzienia i powrót do władzy Władysława Gomułki po rewolucji w Budapeszcie. Aresztowanie i skazanie dyrektorów departamentu b. Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego: Anatola Fejgina i Józefa/Jacka Różańskiego. Rehabilitacja wielu niewinnie skazanych politycznych więźniów. Reprywatyzacja rolnictwa – jedynie 17% własności rolnej pozostaje w rękach państwa i spółdzielczości produkcyjnej, rozwój prywatnego rzemiosła, tworzenie, wzorem Jugosławii, „samorządu robotniczego” (ustawa z listopada 1956 roku). Pierwsze nieudane próby wprowadzenia „parametrycznej metody” centralnego zarządzania państwową gospodarką (model Oskara Langego).
Rok 1968 wsławił się zarówno protestami studenckimi, jak i „antysyjonistyczną” partyjną czystką w PZPR, powodującą w rezultacie emigrację kilkunastu tysięcy polskich Żydów, wśród nich wybitnych uczonych, działaczy politycznych, a także funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa. Mimo wzrostu produkcji utrzymuje się stale gospodarka niedoboru; w drugiej połowie lat 60. wzmagają się trudności w elemen tarnym zaopatrzeniu, które doprowadzają do strajku w Stoczni Gdańskiej.
Lata 1970–1980 to okres po krwawo stłumionym strajku w Gdańsku, upadek władzy Władysława Gomułki. Nowy I sekretarz KC PZPR Edward Gierek wprowadza kierunek „otwarcia na Zachód”, co znajduje odzwierciedlenie w licznych naukowych stypendiach zagranicznych, umowie o likwidacji wiz do Szwecji, Austrii i Finlandii. Poważne zadłużenie kraju kredytami zachodnimi, nieudolnie wykorzystanymi, rozbudowa infrastruktury i szpitalnictwa. Gigantyczne inwestycje w ciężkim przemyśle (Huta Katowice), koncepcja budowy Wielkich Organizacji Gospodarczych. Rozwój myśli organizacyjnej zmierzającej do usprawnienia zarządzania (dobra robota), spłaszczenie struktury administracyjnej przez likwidację powiatów, rozwój drobnego sektora prywatnego (rolnictwo, rzemiosło, drobny handel – ok. 17% dochodu narodowego). Pod koniec tego okresu znowu daleko idąca gospodarka niedoboru i niezaspokojone potrzeby rynkowe, powodujące demonstracje i strajki robotnicze (Radom 1976), brutalnie likwidowane przez aparat bezpieczeństwa.
Lata 1980–1981 to strajk w Stoczni w Gdańsku, fenomen 10-milionowego, Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”, masowa walka o dalszą liberalizację, o wolne związki zawodowe, o „socjalizm z ludzką twarzą”. Poważny kryzys ekonomiczny, daleko idący brak zaopatrzenia, wprowadzenie systemu zaopatrzenia kartkowego.
Lata 1981–1983 to wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku, delegalizacja Solidarności, internowanie jej działaczy, pogłębiający się tragiczny kryzys ekonomiczny, brak zaopatrzenia, próby reform gospodarczych, rozwój podziemnego solidarnościowego ruchu oporu, ostre represje Służby Bezpieczeństwa.
Lata 1983–1989 – podziemna walka zdelegalizowanej Solidarności: ostre, zbrodnicze represje Służby Bezpieczeństwa (m.in. morderstwo księdza Jerzego Popiełuszki i tajemnicze, niewyjaśnione morderstwa kilku innych księży), próby reform ekonomicznych idących w kierunku stopniowego wprowadzenia wolnego rynku. Grudzień 1988 – ustawa o działalności gospodarczej, wprowadzająca możliwość prowadzenia prywatnej działalności gospodarczej na zasadach kodeksu handlowego z 1934 roku. Luty 1989 – Okrągły Stół i umowa o podzieleniu się władzą komunistów z lewicowym środowiskiem opozycji solidarnościowej. Rząd kierowany przez przedstawiciela opozycji reprezentujący nową koalicję: Solidarność, ze Stronnictwem Demokratycznym i Polskim Stronnictwem Ludowym (zmieniona nazwa Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego). Początek procesu transformacji ustrojowej, w założeniu ustroju społecznej gospodarki rynkowej i demokracji.
Syntetyczny przegląd etapów rozwoju ludowej demokracji w Polsce obrazuje realizację procesu politycznej i ekonomicznej „sowietyzacji” Polski, próby stopniowego dostosowania do socjalistycznego modelu Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Zgodnie bowiem z umową trzech aliantów w Teheranie w 1943 roku i w Jałcie w 1945 roku Polska znalazła się w sferze wpływów ZSRR ze stacjonującą w niej Armią Czerwoną.
Bezprecedensowa, limitowana, bezkrwawa rewolucja Solidarności zjednoczyła większość społeczeństwa w oporze przeciwko „błędom i wypaczeniom” totalitarnej władzy partii. Mimo ostrych represji stanu wojennego i późniejszej paroletniej walki z podziemną organizacją Solidarności, doszło do zgody komunistycznego reżymu na częściowe podzielenie się władzą, na podstawie ustaleń z Okrągłego Stołu z opozycją.
Dalszy rozwój sytuacji międzynarodowej, likwidacja Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich i ewakuacja Czerwonej Armii z Polski doprowadziły do uzyskania pełnej niepodległości, ale z aktywnym uczestnictwem kadry PZPR w kierownictwie życia publicznego, formalnie samozlikwidowanej i przekształconej w partię socjaldemokratyczną – SdRP.
System zarządzania państwem miał charakter sieciowej struktury macierzowej równoległych hierarchicznych linii ściśle ze sobą skoordynowanych i kierowanych przez przodującą siłę: partię komunistyczną, eufemistycznie nazwaną w Polsce w roku 1948 Polską Zjednoczoną Partią Robotniczą, która w okresie swojej maksymalnej liczebności miała ponad 3 miliony członków poddanych rygorystycznej partyjnej dyscyplinie. Ideologią partii był fundamentalny materializm dialektyczny, zdecydowanie przeciwny filozofii spirytualistycznej, a w dziedzinie ekonomicznej zcentralizowana gospodarka planowa, mająca w końcowym okresie swojego rozwoju doprowadzić do likwidacji klasy wyzyskującej ludzi pracy, zaspokojenia wszystkich potrzeb nowego bezklasowego społeczeństwa i umożliwić wszystkim ludziom wysoki poziom osobistego, materialnego i moralnego rozwoju. Ideologia partii miała charakter fundamentalny, nietolerancyjny w stosunku do innych koncepcji światopoglądowych, a zwłaszcza związanych z religią. Słynne powiedzenie Lenina, że „Religia to opium dla ludu” było podstawą tej wrogości.
Ideologicznym modelem dla PZPR była Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego, która bezdyskusyjnie akceptowała koncepcje Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina. Po XX Zjeździe Partii w 1956 roku, w którego trakcie Nikita Chruszczow ujawnił zbrodnie Stalina, punktem odniesienia ideologicznego był tzw. marksizm-leninizm. W strukturze celów tego prototypu Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej zakładano ukształtowanie komunistycznej postawy bezklasowego społeczeństwa, a w długofalowej perspektywie zbudowanie światowego systemu komunistycznego i likwidację wszystkich państw narodowych (Constitution of the USSR).
Istotnym problemem filozofii komunistycznej jest system moralny. Negacja wartości kultury judeochrześcijańskich, jak również wszystkich innych religijnego pochodzenia wymagała określenia aksjologii komunizmu. Etykę komunistyczną jednoznacznie zdefiniował Lenin 4 października 1920 roku (Lenin 1931): „Nie wierzymy w Boga i wiemy bardzo dobrze, że są księża, ziemianie i burżuje, którzy występują w imię Boga dla obrony swoich eksploatacyjnych interesów (…) dla nas moralność jest w pełni podporządkowana interesowi klasowej walki proletariatu, mówimy, że wszystko, co służy zniszczeniu starego systemu społecznej eksploatacji, jest moralne. Komunistyczna moralność jest moralnością, która uczestniczy w walce, łączącej wszystkich pracujących przeciwko eksploatacji”. Można więc stwierdzić, że akceptował on w pełni zasadę przypisywaną Machiavellemu (2008), że cel uświęca środki.
Oczywiście ta zasada była jednoznacznie realizowana również przez polskich komunistów. Arcybiskup Józef Życiński (2005a) pisze: „Najnowsze materiały Instytutu Pamięci Narodowej zawierają wstrząsające informacje o procesie Mariana Spychalskiego[2]. Znajduje się w nich taki zarzut, że oskarżony on został o doniesienie do gestapo o podziemnej drukarni Armii Ludowej na ul. Grzybowskiej. Bronił się stwierdzeniem, że zadenuncjował istnienie drukarni Armii Krajowej zgodnie z dyrektywą partyjną informowania gestapo o ujawnionych przez wywiad Armii Ludowej podziemnych działaniach Armii Krajowej. Trzeba pecha, że tajna drukarnia Armii Ludowej funkcjonowała w bezpośrednim sąsiedztwie drukarni AK-owskiej i gestapo omyłkowo ją zlikwidowało”.
Efektem przeświadczenia o jedynie słusznej, prawdziwej, naukowej teorii marksizmu-leninizmu było wykształcenie się fenomenu „syndromu wroga” – formy krytyki odniesionej głównie do dziedziny nauk humanistycznych (aczkolwiek nie tylko, istniała bowiem np. „socjalistyczna nauka biologii”). Punktem wyjścia tego syndromu była teza o permanentnej walce z coraz to nowymi wrogami, pojawiającymi się zgodnie z zasadą, że „kto nie jest z nami, jest przeciw nam”.
Bezwzględność tej walki już dawno określił w słynnej publikacji w moskiewskiej „Prawdzie” wybitny pisarz radziecki, intelektualista i przyjaciel Lenina Maksym Gorki (1930) twierdzeniem, że „jeśli wróg nie poddaje się, to trzeba go zniszczyć”. To hermetyczne przeświadczenie stało się regułą działań komunizmu, liczonych w Polsce ofiarami mordów aparatu bezpieczeństwa, i wykształciło swoisty schemat merytorycznej likwidacji wszelkiej niezależnej myśli w środowisku naukowym (Kieżun 2000). Tym problemem zajął się nieodżałowanej pamięci prof. Marian Mazur, usiłując wspólnie ze mną dokonać ewidencji „strategii syndromu wroga” w polskiej praktyce okresu stalinowskiego i niestety dość często i poststalinowskiego, a nawet i po roku 1989.
Przeprowadziliśmy dokładną analizę wielu przypadków strategii „krytyki naukowej” niszczenia „wrogów”, np. małżeństwa Marii i Stanisława Ossowskich, profesorów Romana Ingardena, Kazimierza Ajdukiewicza, Władysława Tatarkiewicza, Tadeusza Kotarbińskiego, ofiar „antysyjonistycznej ofensywy” w roku 1968 i w późniejszych latach, przeciwko niektórym jednostkom naukowym mającym ambicję samodzielnej, niedoktrynalnej analizy rzeczywistości. Z zachowanych notatek z przeprowadzonych wspólnie badań i dyskusji mogłem zrekonstruować podstawową kategoryzację i szczegółowy opis strategii tej bezwzględnej krytyki cech osobistych (argumentum ad personam).
Strategia „syndromu wroga” obejmowała zestaw negatywnych form krytyki naukowej, takich jak :
świadome złudzenie perspektywiczne, postrzeganie rzeczywistości z perspektywy jednego doktrynalnie ustalonego punktu widzenia, swoista akceptacja zjawiska paralaksy w odniesieniu do zjawisk społeczno-ekonomicznych,
dostosowanie analizowanej treści do założonego stereotypu wrogiej postawy,
akumulacja negatywów, jednostronne ich zmasowanie z zapoznaniem elementów pozytywnych,
ogólnikowość formułowanych zarzutów, brak precyzji,
pochopna generalizacja; jeden negatywny przykład uzasadnia generalną negatywną ocenę,
świadomie błędna ocena związków przyczynowych,
arg
umentum ad verecundiam
, powoływanie się na autorytety z innej dziedziny dla udowodnienia negatywnej oceny (np. autorytety polityczne w sprawach wymagających profesjonalnej, np. ekonomicznej, wiedzy).
Najszerzej jednak stosowana metoda tej „naukowej krytyki” to szeroko rozbudowana metoda argumentum ad personam, w obrębie której spotykamy elementy wymienionych kategorii syndromu wroga, służące poniżeniu adwersarza, zarówno w kategoriach sprawności intelektualnej, jak i postawy moralnej i obywatelskiej. Można tu wymienić następujące typy strategii:
Określenie na początku „polemiki” poglądów „wroga” jako całkowicie błędnych, oczywiście w stosunku do jednej jedynej słusznej idei, przy czym z reguły poglądy „wroga” są przeinaczane, przedstawiane niezgodnie z prawdą lub z intencją autora. Typową metodą tego matactwa jest analiza fragmentów wyrwanych z kontekstu.
Dyskwalifikacja intelektualnej sprawności adwersarza i zakresu posiadanej wiedzy, bo błędne poglądy kompromitują go jako człowieka nauki.
Dyskwalifikacja moralna, zazwyczaj łączona z obelżywą formą określenia „wroga” (niskie pobudki moralne, ukryte niecne zamiary, niskiego rzędu motywy, świadoma chęć „mieszania”, świadoma dezinformacja).
Dyskwalifikacja „genetyczna” (pochodzenie, co robił poprzednio, jakie są jego powiązania klasowe, kontakty zagraniczne).
Przypisywanie głoszonych przez „wroga” poglądów określonej opcji politycznej („wrogowi” nie chodzi o meritum sprawy, a tylko o poparcie wrogiej koncepcji politycznej). Ta sugestia wiązała się z generalną polityzacją wszelkiej działalności; wszystko, co się działo w sferze nauki, kultury i gospodarki miało swój określony charakter i wymiar polityczny, definiowany według struktury życia politycznego. Nie istniała neutralna działalność polityczna, nastawiona np. na osiągnięcie prakseologicznej sprawności (skuteczności i ekonomiczności), relatywizm ocen aksjologicznych i prakseologicznych był funkcją realizacji programów politycznych.
Upowszechnienie skrótowych, nieraz wręcz obraźliwych określeń w stosunku do swoich adwersarzy. Jest to pochodna komunistycznej praktyki skrótowego, obelżywego dyskryminowania swoich wrogów politycznych.
Jugosłowiański marszałek Broz Tito był cenionym bohaterem międzynarodowego komunizmu – jako zwycięzca w walce partyzanckiej z Niemcami, promotor ideologii marksizmu-leninizmu-stalinizmu na Bałkanach i niezawodny przyjaciel Związku Radzieckiego. Pamiętam, jak do Uniwersytetu Jagiellońskiego przyjechała grupa studentów jugosłowiańskich z komunistycznego związku młodzieży i na ogólnym zebraniu studentów zorganizowanym przez komunistyczny Akademicki Związek Walki Młodych (AZWM) rozbrzmiewał entuzjastyczny zbiorowy okrzyk : „Tito – Bierut, Tito – Bierut”.
Raptem jednego dnia sytuacja się zmieniła. Tito okazał się zdrajcą i zawarł porozumienie z USA. Został więc natychmiast „krwawym katem imperializmu”, bohaterem afiszy powszechnie rozlepianych m.in. w oddziałach Narodowego Banku Polskiego, przedstawiających go z nożem w zębach jako okrutnego zbrodniarza. Hasło „kat imperializmu amerykańskiego” stało się obowiązującym synonimem tej wrogiej, obrzydliwej postaci. Tymczasem nowy sekretarz Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego Nikita Chruszczow ujawnił zbrodnie Stalina (zapominając o ujawnieniu swoich zbrodni w stosunku do Polaków, których dokonał jako pierwszy sekretarz Partii na Ukrainie w latach 1939–1940) i złożył wizytę w Belgradzie, uznając Titę znowu za bohatera walki wyzwoleńczej i bohatera światowego komunizmu. W Polsce wydano natychmiast polecenie zniszczenia tysięcy plakatów z wizerunkiem Tity jako krwawego kata imperializmu amerykańskiego. Prezes Narodowego Banku Polskiego od razu wydał zarządzenie do wszystkich oddziałów banku: „Natychmiast zdjąć i zniszczyć wszystkie plakaty przedstawiające błędnie postać marszałka Tity”. Akurat parę tygodni po tym zarządzeniu prezesa odwiedziłem służbowo, jako pracownik centrali banku, oddział w Koszalinie. Przechodząc bocznym ślepym korytarzem, zobaczyłem wiszący na ścianie stary plakat z krwawym katem Tito. Przerażony dyrektor wezwał kierownika administracyjnego i ostro go rugając, kazał natychmiast plakat zdjąć i zniszczyć.
Przed wyjazdem spotkałem kierownika administracyjnego, mojego dawnego kolegę z okresu praktyki studenckiej w Koszalinie. Powiedział mi: „Ja tego plakatu nie zniszczyłem, schowałem go w magazynie, może się znowu kiedyś przyda”.
Rysunek 1.
Matryca struktury równoległych linii władzy (PRL 1980)
Źródło: koncepcja własna.
Struktura organizacyjna partii była podstawowym elementem sieciowo-macierzowej struktury zarządzania państwem. Jako kierownicza siła (partia kieruje – rząd rządzi) obejmowała zasięgiem swego działania całość funkcji państwowych. Źródłem władzy partii był zjazd partii, podczas którego wybierano Biuro Polityczne: pierwszego sekretarza, osobiście kierującego hierarchiczno-macierzowo-sieciową linią organizacji partyjnych i członków Biura Politycznego odpowiedzialnych za funkcjonowanie: aparatu bezpieczeństwa, państwowej i samorządowej (rady narodowe) administracji publicznej i władzy ustawodawczej (Sejm), państwowej gospodarki narodowej, aparatu związków zawodowych i obrony narodowej (rysunek 1).
Hierarchia partyjna centralnie sterowana obejmowała komitety wojewódzkie, powiatowe (zlikwidowane w 1975 roku wraz z powiatami), miejskie, dzielnicowe, gminne i podstawowe organizacje partyjne we wszystkich jednostkach organizacyjnych: administracji publicznej i samorządowej, administracji wojskowej, finansów, gospodarczych (przemysłu, handlu i usług), naukowych i edukacyjnych, w których znajdowało się przynajmniej pięciu członków partii. Komitety i organizacje podstawowe pełniły funkcje kierownicze i kontrolne w formie ustnych sugestii i propozycji decyzji zgodnych z centralnie ustalaną „linią Partii”. Komitety terenowe nadzorowały działalność podstawowych organizacji partyjnych, które w jednostkach gospodarczych również odgrywały rolę kontrolną i stymulującą realizację dyrektyw partyjnych, a także interwencyjną w stosunku do kierownictwa poszczególnych jednostek, sugerując takie czy inne decyzje. Terenowa sieć podstawowych organizacji partyjnych stanowiła również źródło informacji o realizacji planowanych zadań i postawie dyrekcji i pracowników. Formę kierownictwa partii ilustrują poniższe autentyczne, konkretne przykłady.
(Rok 1962) Dyrektor IX Oddziału Miejskiego Narodowego Banku Polskiego w Warszawie, zgodnie z jednoznacznymi zarządzeniami prezesa banku, odmówił udzielenia żądanej kwoty kredytu jednemu z państwowych przedsiębiorstw przemysłu terenowego. Dyrektor przedsiębiorstwa nie akceptował tej decyzji i zgłosił swój sprzeciw sekretarzowi dzielnicowego komitetu PZPR, twierdząc, że brak kredytu spowoduje pozbawienie załogi premii, a co za tym idzie może mieć negatywne skutki polityczne. Sekretarz dzielnicy interweniował u dyrektora oddziału banku, domagając się anulowania jego negatywnej decyzji i nie dał się przekonać rzeczowymi argumentami uzasadnionymi zarządzeniem prezesa banku. Dyrektor oddziału banku prosił więc sekretarza o pisemne wyrażenie swojej opinii. Sekretarz odmówił, przypominając, że partia nie wyraża operacyjnych opinii na piśmie i że tylko dyrektor jest upoważniony do wydawania decyzji kredytowych. Dyrektor oddziału banku zwrócił się więc do prezesa banku z prośbą o decyzję. Prezes potwierdził, że do wydania tego typu decyzji operacyjnych upoważniony jest jedynie dyrektor oddziału i wyjaśnił mu, że jeśli dyrektor oddziału zmieni swoją słuszną decyzję, to Komisja Rewizyjna centrali banku, badając legalność decyzji kredytowych, postawi wniosek o jego odwołanie z zajmowanego stanowiska, który prezes albo akceptuje, albo nie. Jeśli natomiast dyrektor nie podporządkuje się żądaniu sekretarza dzielnicy i nie zmieni swojej decyzji, to sekretarz dzielnicy wystawi dyrektorowi oddziału negatywną opinię polityczną, niezwiązaną bezpośrednio z daną sprawą i wówczas prezes będzie musiał dyrektora zwolnić. Natomiast wniosku Komisji Rewizyjnej prezes banku nie akceptuje, udzielając dyrektorowi jedynie ustnego upomnienia. Wiadomo, jak dyrektor postąpił.
W Katowicach obowiązywała zasada, że jeśli dyrektor kopalni musiał opuścić teren pracy, choćby na parę godzin, miał zawiadamiać o tym sekretarza komitetu miejskiego partii.
Kierownicza rola partii wymagała przyjęcia zasady, że wszystkie ważne stanowiska kierownicze muszą być obsadzone przez członków partii. W ten sposób wykształciła się koncepcja ukształtowania tzw. nomenklatury zespołu kadry kierowniczej niskiego, średniego i wysokiego szczebla, akceptowanego i zarejestrowanego przez odpowiedniej rangi profesjonalne komitety PZPR (gminne, miejskie, wojewódzkie i centralny).
Przed drugą wojną światową ruch komunistyczny w Polsce był bardzo słaby. Istniejąca bezpośrednio po pierwszej wojnie światowej Polska Partia Komunistyczna została zdelegalizowana, a jej nielegalna podziemna kontynuatorka nie miała silnego społecznego poparcia, co wiązało się z tzw. antyjednolitofrontowym podejściem Polskiej Partii Socjalistycznej, głównej siły polskiej lewicy i szeroko upowszechnioną świadomością powiązania komunizmu ze stalinowskim reżymem Związku Radzieckiego. W roku 1937 Stalin wezwał do Moskwy kierownictwo Polskiej Partii Komunistycznej. Partia ta została zlikwidowana, jakoby przeżarta polską kapitalistyczną agenturą, a jej przywódcy zostali pozbawieni życia. W chwili obecnej (2011) znowu istnieje Polska Komunistyczna Partia Polski, w grudniu 2010 roku odbył się w Dąbrowie Górniczej jej III Zjazd, na którym wręczono legitymacje nowym członkom. 7 czerwca 2011 roku uczczono 69. rocznicę urodzin „ojca postępowej Libii Muammara al Kadafiego”.
Zorganizowana w 1942 roku podziemna Polska Partia Robotnicza oficjalnie nie nawiązywała do tradycji KPP, ale w strategicznej koncepcji rozwoju miała realizować jej zadanie doprowadzenia do ustroju socjalistycznego w myśl zasady „od każdego według jego możliwości, każdemu według wyników jego pracy”, a następnie ustroju komunistycznego, którego zmodyfikowana zasada brzmi: „od każdego według jego możliwości, każdemu według jego potrzeb”.
W pierwszym okresie po zakończeniu wojny wezwano do powrotu wszystkich przedwojennych pracowników administracji i życia gospodarczego. Oczywiście nacjonalizacja wielkiego przemysłu i reforma rolna stworzyły nową sytuację strukturalną. Początkowo struktura polityczna Polski miała pozory demokratycznej i wielopartyjnej, obejmując Polską Partię Robotniczą, Polską Partię Socjalistyczną, Polskie Stronnictwo Ludowe, Stronnictwo Demokratyczne i Stronnictwo Pracy. Ich członkowie pełnili funkcje kierownicze w administracji i w znacjonalizowanych przedsiębiorstwach.
Początkowo również na kierownicze stanowiska chętnie angażowano wybitnych fachowców bezpartyjnych, np. byłych wywłaszczonych ziemian na stanowiska kierowników Państwowych Gospodarstw Rolnych czy wybitnych inżynierów na stanowiska dyrektorów znacjonalizowanych fabryk (np. bezpartyjny prof. Andrzej Zalewski był dyrektorem Huty Ostrowiec). Również w Ludowym Wojsku Polskim wiele funkcji kierowniczych przydzielono oficerom wracającym z niewoli czy z emigracji w Anglii (np. gen. Bronisław Prugar-Ketling, gen. Mieczysław Ludwik Boruta-Spiechowicz, gen. Stanisław Tatar, gen. Józef Kuropieska, płk Mieczysław Oborski).
Szybko jednak rozpoczęto dynamiczną akcję przygotowania nowej, komunistycznej kadry przez stwarzanie możliwości szybkiego awansu społecznego młodzieży chłopskiej i robotniczej w myśl popularnego hasła „Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera”. Funkcjonowały krótkie kursy gimnazjalne i studiów wyższych, a także kursy zawodowe na określone stanowiska, np. półroczny kurs dla partyjnych robotników na stanowisko dyrektora oddziału banku. Akurat ten kurs spalił na panewce; jedynie jeden, bardzo ambitny i zdolny robotnik utrzymał się na stanowisku dyrektora oddziału miejskiego NBP w Lublinie.
Szanse szybkiego awansu społecznego mieli jednak tylko ci, którzy zadeklarowali swoją przynależność do partyjnych organizacji mło dzieżowych, początkowo: Związku Walki Młodych, Związku Nieza leżnej Młodzieży Socjalistycznej, Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici” i Związku Młodzieży Demokratycznej. Priorytetową organizacją był jednak Związek Walki Młodych i jej członkowie mieli pierwszeństwo w systemie stypendiów i naboru. Te kryteria zostały uzupełnione systemem preferencyjnych „punktów za pochodzenie” przy egzaminach na wyższe uczelnie. Ten proces ukształtował w poważnym stopniu nową kadrę inteligencką pierwszego pokolenia, już z zapasem wiedzy zawodowej i daleko posuniętą świadomością „socjalistyczną”, występującą przy typowych cechach proletariackiego środowiska, kształtującego kulturalny poziom, niedorastający do środowisk tradycyjnie inteligenckich. Oczywiście taka charakterystyka nie jest trafna w stosunku do pewnego procentu ludzi, którzy adaptowali etos tradycyjnie inteligencki.
Sfałszowane wybory 17 stycznia 1947 roku dały zwycięstwo koalicji PPR, PPS, SD i ukształtowanie nowej struktury politycznej: połączenie wszystkich związków młodzieżowych w jeden Związek Młodzieży Polskiej (ZMP), likwidację Polskiego Stronnictwa Ludowego i stworzenie Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego oraz akceptację dla stworzenia trzeciej partii – Stronnictwa Demokratycznego, połączonego już uprzednio ze Stronnictwem Pracy. W grudniu 1948 roku nastąpiło uroczyste połączenie Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej w jedną partię: Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą (PZPR), która objęła pełną, totalitarną władzę w satelitarnym w stosunku do Związku Radzieckiego, pozbawionym pełnej suwerenności państwie: Rzeczpospolitej Polskiej (później przekształconej w Polską Rzeczpospolitą Ludową), z rzekomo bezpartyjnym, wieloletnim agentem Kominternu, prezydentem Bolesławem Bierutem.
Metodą permanentnego kamuflażu, operowania negatywną fikcją organizacyjną, doprowadzono do wdrożenia jednoznacznego systemu kształtowania elitarnej nomenklatury kierowniczej przy systematycznej likwidacji niepewnych politycznie dotychczasowych kierowników. Na przykład w Ludowym Wojsku Polskim fałszywie oskarżono i rozstrzelano 19 oficerów, w tym szefa Sztabu Artylerii pułkownika Mieczysława Oborskiego, który wrócił do Polski z internowania w Szwajcarii po upadku Francji. Repatriowani generałowie Kuropieska i Tatar zostali również oskarżeni o szpiegostwo i cudem uniknęli śmierci. W przedsiębiorstwach państwowych i w administracji publicznej rozpoczęto akcję systematycznego „wyczyszczania”, opracowując plany wymiany kadry kierownictwa nawet najniższego szczebla. W Narodowym Banku Polskim w latach 1949–1953 zwolniono z pracy bez mała wszystkich pracowników na kierowniczych stanowiskach pochodzących z dawnego przedwojennego Banku Polskiego, o ile nie zademonstrowali swojej prokomunistycznej postawy politycznej, wstępując do PZPR.
W ten sposób ukształtowano system naboru elity określonych stanowisk kierowniczych (nomenklatury) we wszystkich sektorach gospodarki narodowej według paru wariantów w zależności od inicjacji naboru i wysokości szczebla służbowego, na który mógł być powołany dany kandydat. Istniał zestaw stanowisk nomenklatury, które wymagały akceptacji Biura Politycznego PZPR albo Komitetu Centralnego, Komitetu Wojewódzkiego, Miejskiego czy Gminnego. Jeśli dyrektor instytucji państwowej chciał zatrudnić kogoś na stanowisku przewidzianym do akceptacji np. Komitetu Miejskiego, musiał tę kandydaturę uzgodnić z właściwym organem partii.
Procedura „załatwiania zgody” na włączenie do listy nomenklatury przez Komitet Wojewódzki należała z reguły do szefa personalnego instytucji. W praktyce sprawny dyrektor instytucji załatwiał te formalności w bezpośrednim kontakcie osobistym, np. z sekretarzem kompetentnego dla danego stanowiska Komitetu PZPR, z którym z reguły utrzymywał bliskie stosunki towarzyskie. Rolę tego typu stosunków można było ocenić na podstawie badań przeprowadzonych w 1966 roku przez Biuro Studiów Organizacyjnych Centrali Narodowego Banku Polskiego, dotyczących decyzji zwolnienia dyrektorów terenowych oddziałów banku na skutek żądania miejscowych miejskich komitetów PZPR. Okazało się, że w przeważającej większości byli to ludzie nieutrzymujący towarzyskich, „alkoholowych kontaktów” z miejscowym sekretarzem Komitetu Miejskiego PZPR.
Najsprawniejsi dyrektorzy terenowych prowincjonalnych oddziałów banku utrzymywali zazwyczaj bliskie stosunki towarzyskie z sekretarzem Komitetu Miejskiego PZPR i z przewodniczącym miejscowej Rady Narodowej. Terenowe „kliki” (Daszkiewicz 1971, s. 21) wzajemnie popierających się kierowników składały się z reguły z sekretarza Komitetu Miejskiego PZPR, szefa Służby Bezpieczeństwa, przewodniczącego Rady Narodowej i dyrektora miejscowego oddziału Narodowego Banku Polskiego.
W materiałach Biura Studiów Organizacyjnych Centrali NBP (osobiste archiwum autora) czytamy, jak starszy inspektor Rubaszewski, wzór fachowości i uczciwości, referuje wyniki badań przyczyny zwolnień paru dyrektorów terenowych oddziałów NBP na skutek ujemnej oceny ich pracy, dokonanej przez miejscowe Komitety Miejskie PZPR. Dyrektorzy ci złożyli podania o rewizję decyzji do prezesa banku. „We wszystkich omawianych oddziałach stwierdziłem wysoki poziom pracy i wielką sympatię personelu do zwolnionych dyrektorów. Przeprowadziłem wielogodzinne wywiady ze zwolnionymi dyrektorami, którzy wykazali wysoki poziom znajomości problematyki bankowej. Wszyscy zgodnie twierdzili, że negatywna opinia Komitetu Miejskiego PZPR o pracy oddziału nie ma merytorycznego uzasadnienia. Chodziło o to, że żaden z tych dyrektorów nie potrafił nawiązać bliskiego towarzyskiego kontaktu z kierownictwem komitetu. Dyrektorzy innych instytucji miejscowych organizowali od czasu do czasu spotkania z członkami egzekutywy komitetu miejskiego dla rzekomego omówienia jakichś problemów. Te »spotkania« kończyły się poczęstunkiem, suto zakrapianym alkoholem. Dyrektorzy omawianych oddziałów NBP, poważni ludzie traktujący serio swoją pracę, nie czuli potrzeby takiej manipulacji. W dodatku trzech spośród nich oświadczyło, że nie mogą pić alkoholu ze względów zdrowotnych i to stanowiło ich słabą stronę w rozwoju kariery zawodowej. Opinie wszystkich zwolnionych dyrektorów są zbieżne”.
Dyrektor Biura Studiów Organizacyjnych przedstawił ustnie prezesowi banku relację inspektora. Poruszony tą informacją prezes banku wydał decyzję dotyczącą stopniowego przeniesienia zwolnionych dyrektorów do oddziałów w innych miastach, a następnie zreferował tę sprawę osobiście kierownikowi wydziału ekonomicznego Komitetu Centralnego PZPR z sugestią rozesłania do Komitetów Wojewódzkich dyrektyw dotyczących formy kontaktu kierownictwa Komitetów Miejskich z kierownictwem instytucji działających na ich terenie. Mimo obietnicy sporządzenia tego typu dyrektyw prezes banku nigdy nie otrzymał ich kopii.
Nomenklatura lat 40. i 50. w dużym procencie pochodziła z pierwszego pokolenia awansu społecznego, osób reprezentujących niski poziom kwalifikacji zawodowych i wyrobienia życiowego. Za przykład może tu posłużyć kompromitacja dyrektora departamentu Ministerstwa Finansów, w którego służbowym mieszkaniu przy ulicy Traugutta 3 przechowywana była w wannie świnia, źródło smrodu na całej klatce schodowej, przywieziona przez jego rodziców na Święta Wielkanocne. W Centrali NBP większość dyrektorów departamentów i biur pochodziła z awansu społecznego. Byli to ludzie po wyższych studiach, ale dopiero od niedawna adaptowani w środowisku miejskim, bez tradycji intelektualnej, o ograniczonej skali zainteresowań kulturalnych, z całym psychologicznym bagażem chłopskiej psychiki, której najbardziej istotnym elementem był brak punktualności, swobodne traktowanie wagi czasu (Krall 1972). Faktem jest, że bardzo szybko integrowali się z osobami o inteligenckim pochodzeniu, adaptując jednak na pierwszym etapie ujemne cechy, nie tracąc jednocześnie swoich kulturowych zahamowań.
Po przełomie polskiego Października 1956 roku, kiedy krytycznie oceniano niski poziom kwalifikacji nomenklatury, rozpoczął się okres rozwijania idei zarządzania przez wiedzę, nacisku na dalsze dokształcanie się. Na przykład w wojsku ustalono, że oficerowie bez matury muszą ją zdobyć na kursach wieczorowych do 1960 roku pod groźbą zwolnienia z pracy. Rozpoczęta już pod koniec lat 50., początkowo jeszcze bardzo skromna, akcja korzystania ze stypendiów naukowych renomowanych fundacji amerykańskich – Eisenhowera, Forda, Fulbrighta – oraz znaczne ułatwienia w międzynarodowych kontaktach z krajami kapitalistycznymi zaczęły odgrywać poważną rolę w zrozumieniu znaczenia istoty wiedzy w zarządzaniu i spowodowały rozwój idei doskonalenia kadr.
W 1961 roku we współpracy z ONZ-owską Międzynarodową Organizacją Pracy (ILO) powstał naukowy Instytut Doskonalenia Kadr, podległy bezpośrednio Urzędowi Rady Ministrów, który organizował liczne kursy dla kadry kierowniczej i nawiązał współpracę z podobnymi instytutami we Francji (Fontainebleau) i Szwajcarii (Genewa). Dynamizm akcji doskonalenia kadr wyraził się nawet w latach 70. w postaci kursów organizacji i zarządzania dla ministrów, a minister obrony narodowej Wojciech Jaruzelski, niewątpliwie górujący swoim poziomem intelektualnym nad kadrą kierownictwa ministerstw, zorganizował na Poligonie Drawskim specjalne studia dla oficerów sztabu generalnego i specjalną wyjazdową sesję wykładów z zakresu teorii organizacji dla kierownictwa Ministerstwa Obrony Narodowej i Sztabu Generalnego. Ten trend szeroko się rozwijał. Powstała tendencja pisania prac doktorskich przez administracyjną kadrę nomenklatury, np. w Narodowym Banku Polskim w latach 60. już kilku dyrektorów oddziałów operacyjnych uzyskało naukowy tytuł doktora.
W późniejszym okresie, począwszy od lat 60., amerykańska United States Information Agency rozpoczęła dynamiczną akcję organizowania zarówno pobytów stypendialnych finansowanych przez poszczególne amerykańskie fundacje naukowe, jak i projektów współpracy, np. w zakresie zarządzania przedsiębiorstwami (Gosende[3] 1972). Ta działalność miała swoje racjonalne tło polityczne – rozszerzenia prawdziwej wiedzy o potędze USA, o pragmatyce kapitalistycznej ekonomii i demokracji, osłabiającej wiarę w dogmaty diamatu i gospodarki centralnie planowanej.
Lata 70. to realizacja politycznej tezy I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka, związanej z „otwarciem na Zachód” (pierwsza wizyta sekretarza komunistycznej partii Edwarda Gierka w USA, trzy wizyty prezydenta USA w Polsce), likwidacja wiz do Finlandii, Austrii i Szwecji, możliwość legalnej letniej pracy dla polskich studentów w Szwecji, masowe wyjazdy turystyczne do Jugosławii, kraju bardziej niż Polska otwartego dla cudzoziemców. Ukształtowała ona nową sytuację, w której kapitał intelektualny nomenklatury uległ istotnemu wzrostowi. Kształtowało się wyraźnie drugie pokolenie dzieci partyjnej nomenklatury, którym stwarzano możliwości nauki za granicą i pierwszeństwa w uzyskiwaniu stypendiów amerykańskich fundacji. W okresie Polski Ludowej zagraniczny personel ambasad i konsulatów był dobierany pod kątem prokomunistycznej postawy społeczno-politycznej. Były to pozycje zastrzeżone dla nomenklatury, a więc stanowisk wymagających zatwierdzenia przez właściwy Komitet Partyjny, w tym przypadku Wydział Zagraniczny Komitetu Centralnego. Regułą było również łączenie funkcji wicekonsula z zagranicznym agentem służby bezpieczeństwa. Dzieci tego licznego zagranicznego aparatu nomenklatury uczyły się i studiowały oczywiście w krajach pracy swoich rodziców; w ten sposób nabywały wysokich kwalifikacji, znajomości kultury zagranicznej i znajomości obcego języka, kształtując drugie pokolenie nomenklatury na wyższym poziomie intelektualnym.
