Państwo czy rewolucja - Andrzej  Friszke - ebook

Państwo czy rewolucja ebook

Andrzej Friszke

3,9

Opis

Setna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości pozostała niewykorzystaną szansą na namysł wokół procesów, które doprowadziły do wydarzenia najważniejszego bodaj w XX-wiecznej historii Polski. Książka prof. Andrzeja Friszke to bezprecedensowa próba przedstawienia polskich komunistów, nie jako zbrodniarzy czy władców PRL-u, ale jako jednej z sił, które współtworzyły nowoczesne państwo polskie.


W powszechnej świadomości współczesnych Polaków komunizm został utożsamiony wyłącznie ze zbrodniami. Zanikła podstawowa wiedza o ideologii, jaką niósł, a w przestrzeni publicznej stał się synonimem wszelkiego zła, z którym dowolnie można utożsamiać zjawiska uznane za negatywne, np. świeckość albo gender. Szeroko rozpowszechniana w ostatnich latach ideologia nacjonalistyczno-klerykalna, a zarazem narodowo-ludowa, zastępuje wykład historii serią schematów i obrazków sławiących bohaterstwo patriotycznych Polaków. Eliminuje się przy tym opis podziałów społecznych, sporów ideowych, realiów, w których toczył się proces historyczny. Już nawet nie czytanka dla maluczkich, ale prostackie klisze i fałszywe mity mają zastąpić historię Polski. […]

 

fragment wstępu

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 980

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (9 ocen)
4
3
0
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

W powszechnej świadomości współczesnych Polaków komunizm został utożsamiony wyłącznie ze zbrodniami. Zanikła podstawowa wiedza o niesionej przez niego ideologii, a w przestrzeni publicznej stał się synonimem wszelkiego zła, z którym dowolnie można utożsamiać zjawiska uznawane przez pewne grupy za negatywne, na przykład świeckość albo gender. Szeroko rozpowszechniana w ostatnich latach ideologia nacjonalistyczno-klerykalna, a zarazem narodowo-ludowa, zastępuje wykład historii serią schematów i obrazków sławiących bohaterstwo patriotycznych Polaków. Eliminuje się przy tym opis podziałów społecznych, sporów ideowych i realiów, w których toczył się proces historyczny. Już nawet nie czytanka dla maluczkich, ale prostackie klisze i fałszywe mity mają wystarczyć zamiast historii Polski. Następuje eliminacja ówczesnego pluralizmu z pamięci społecznej i przekazu wychowawczego; klei się sztancę, w której Piłsudskiemu amputowano pół życiorysu, dzięki czemu staje się niemal narodowo-konserwatywnym endekiem. Wymazywana jest pamięć o niepodległościowym ruchu socjalistycznym, ale też o ruchu ludowym czy chadeckim, jak również świadomość licznych dylematów i trudności wiążących się z utworzeniem i ustabilizowaniem istnienia państwa.

Stulecie odzyskania niepodległości zostało zmarnowane, nie odbyła się żadna poważna ani nośna debata o okolicznościach największego w XX wieku dla Polaków wydarzenia. Ten nihilizm historyczny ma pewne podstawy obiektywne. Coraz mniejsza grupa młodych ludzi jest zainteresowana wnikaniem w szczegóły, ważeniem racji; wystarcza im prosty schemat, obowiązkowo oznaczony kryteriami: dobro, zło. Całkowicie zmieniona struktura społeczna, zanik wielkoprzemysłowej klasy robotniczej, wzbogacenie się wsi i zmniejszenie różnic w stylach życia utrudniają rozumienie realiów społecznych sprzed 100 lat. Osłabło znaczenie inteligencji, zarówno jej pozycji społecznej, jak i siły odziaływania. Tym trudniej więc zrozumieć, że kiedyś była to warstwa najważniejsza, a odbudowy państwa dokonano w istocie jej rękami, choć wspólnie z elitami innych warstw społecznych, zwłaszcza robotniczej.

W tak rozbitej pamięci historycznej możliwe są różne mitologizacje, przekłamania i manipulacje, wymyślanie tradycji, podmienianie faktów, kreowanie kłamstw. Propaganda nacjonalistyczna próbuje powyższymi metodami budować nową świadomość narodową, mającą odniesienia nie do prawdziwej historii, a jedynie do mitów, którymi ma się żywić „godność narodowa” prostego ludu.

W tak budowanej „pamięci narodowej” brakuje miejsca na pokazywanie nieoczywistości, na przykład dziejów polskich ruchów politycznych, których aktywność przyczyniała się do odbudowywania społeczeństwa, tworzenia nowoczesnej świadomości narodowej i zorganizowania państwa polskiego. Owe ruchy – socjalistyczny, narodowo-demokratyczny, ludowy – pozostawały w sporze, bo różne niosły wyobrażenie o tym, co możliwe, co potrzebne, różną przedstawiały hierarchię wartości, a dzięki tym odmiennościom formowała się XX-wieczna świadomość polityczna i narodowa Polaków. W owym sporze i praktycznych działaniach niezwykle ważne miejsce zajmowała demokratyczna i niepodległościowa lewica, i to jej przypadła najważniejsza rola w zbudowaniu pod koniec 1918 roku państwa polskiego. Ona też potrafiła w krytycznych miesiącach licznych zagrożeń związać z państwem najaktywniejszą część robotników i chłopów, dzięki czemu zdołano ustabilizować istnienie państwa.

Wówczas przegrał nurt komunistyczny, od początku odrzucający potrzebę i możliwość odbudowania państwa, marzący natomiast o powszechnej rewolucji, która połączy różne narody i da początek zupełnie innej zasadzie organizowania się ludzi. Komunizm był utopią, ale opierał się na racjonalnych przesłankach, a jego utopijność objawiała się w miarę realizacji jego projektu ustrojowego. W latach, o których mowa, miał dużą zdolność mobilizacyjną i zdawał się być projektem nie mniej utopijnym niż na przykład zamiar zbudowania państwa polskiego po stuleciu jego rozbiorów.

Badająca ten okres Aleksandra Leinwand wskazała, że opisane tu dzieje były rywalizacją dwóch marzeń: o zbudowaniu państwa i o powszechnej rewolucji[1]. Oba marzenia radykalnie kontrastowały z rzeczywistością Europy i świata do 1914 roku. Nadzieje na ich spełnienie były właściwie irracjonalne, choć marzyciele starali się tworzyć obliczenia i przepowiednie dające pozory prawdopodobieństwa, a niekiedy pewności upragnionego rozwoju wypadków. Wokół tych nadziei budowano wyobraźnię ludzi, którzy przejęli się owymi marzeniami i zdecydowali się poświęcić im życie. Marzenia wykluczały się jednak wzajemnie – albo państwo polskie, albo powszechna rewolucja. Do ich starcia dojdzie w 1918 roku.

Jeśli ktoś uznaje – jak niżej podpisany – odbudowanie państwa polskiego za najważniejszy fakt polityczny w polskiej historii XX wieku, umożliwiający też uformowanie nowoczesnego narodu polskiego oraz rozwój społeczno-ekonomiczny, ocena pomysłów i działań polskich komunistów musi być negatywna. Nie powinna natomiast całkowicie wykluczać zainteresowania tym nurtem politycznym, oznaczać eliminowania go z dziejów polskich dylematów, sporów, wyobrażeń. Komuniści byli częścią polskiego społeczeństwa, także polskiej inteligencji, a dla wielu niekomunistów – punktem odniesienia, choć zwykle negatywnym. Po 1918 roku stanęli przed zasadniczym dylematem: współudział w tworzeniu państwa czy walka z nim w imię powszechnej rewolucji, przy czym chodziło o rewolucję rosyjską. W ten sposób spór ideowy i polityczny zyskał nowy, dramatyczny wymiar. Wybór między Polską, choćby niesprawiedliwą społecznie, a Rosją, stał się fundamentalny. Integralny związek z jakąkolwiek Rosją oznaczałby przedłużenie epoki zaborów, zagrażał tożsamości narodowej, możliwości rozwoju państwa i kształtowania nowoczesnego narodu. Przekreślał też orientację zachodnią rozumianą jako wybór kultury, zasad relacji między jednostką a państwem, reguł prawa, oddzielenia wierzeń ideologicznych (na przykład religii czy quasi-religii) od zasad działania aparatu państwa. Z tych zasadniczych względów cywilizacyjnych Rosja była od dawna największym wrogiem Polski, a integracja z nią niosła groźbę utraty tożsamości. Porwani wizjami rewolucji i tworzenia nowego społeczeństwa komuniści nie potrafili zauważyć, że rosyjski komunizm staje się nową ideologiczną odsłoną rosyjskiego imperializmu.

Po stuleciu zaborów, a zwłaszcza po edukacji w rosyjskiej szkole, język rosyjski znali wszyscy choć minimalnie wykształceni obywatele, a konieczność posługiwania się nim w kontaktach z administracją, różnymi jej służbami czy w wojsku powodowała, że stawał się drugim językiem dla prawie całego społeczeństwa. Część młodzieży polskiej kończyła rosyjskie szkoły wyższe. Tworzyło to też osmozę w przepływie myśli ideologicznej, prawnej, ekonomicznej, w kulturze. Wydarzenia w Rosji i dotyczące ich komentarze były naturalną częścią zainteresowań i mogły budzić emocje, a także chęć współudziału. Podobnie w zaborze pruskim Polacy powszechnie znali język niemiecki, szkoły niemieckie kształciły młodych ludzi, silne i naturalne było oddziaływanie niemieckich prądów myślowych i kultury. Ustanowienie państwa w 1918 roku do pewnego stopnia przecinało te powiązania, ale zainteresowania oraz biegłość językowa pozostawały. Był to istotny komponent polskich tożsamości tego pokolenia i warto go uwzględnić, gdy mowa o udziale Polaków w rosyjskiej rewolucji.

Niniejsza książka skoncentrowana jest wyłącznie na zaborze rosyjskim, gdyż radykalny nurt socjalizmu, a następnie komunizmu rozwijał się tylko na tych terenach. Dopiero po 1920 roku komuniści podejmą działalność w dawnej Galicji, a w byłym zaborze pruskim będzie to aktywność minimalna.

Historia polskiego komunizmu podlegała w PRL mitologizacji i rytualizacji, związanym z aktualnymi potrzebami legitymizacyjnymi reżimu. W 1948 roku spór o „słuszność” linii SDKPiL bezpośrednio doprowadził do kryzysu politycznego i oskarżenia bardziej krytycznego wobec esdeckiej tradycji Gomułki o odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne. Do 1956 roku propagowano „słuszność” SDKPiL i KPP, jednak niemal bez przywoływania nazwisk przywódców w 1937 roku oskarżonych przez Stalina o zdradę i zamordowanych. Ich rehabilitacja na fali destalinizacji pozwoliła na spersonalizowanie dziejów ruchu, ale nadal wykład dziejów miał dowodzić „słuszności” linii partii i jej dorastania do „jedynie słusznych” koncepcji Lenina. Eliminowano z tego wykładu wszystko, co zaburzało oficjalny obraz, nadal też utrzymywano negatywną ocenę II Rzeczypospolitej jako państwa „burżuazyjnego” i opresyjnego, skoncentrowanego na wyzysku mas i prześladowaniach ich obrońców, przy czym konsekwentnie rację mieli tylko komuniści. Wszystko to oznaczało fałszowanie historii. W efekcie stała się ona odpychająca, sprzeczna z odczuciami większości odbiorców.

Na straży takiego wykładu stała partia i jej działacze powołani do budowania obrazu przeszłości – Tadeusz Daniszewski, Józef Kowalski, Henryk Malinowski i inni. Wychodzące spod ich pióra lub pod ich kontrolą monografie i roczniki „Z Pola Walki” oddawały takie przesłanie. Niemniej po 1956 roku poststalinowska odwilż skutkowała także większą otwartością na publikowanie dokumentów i wspomnień oraz wycinkowych opracowań. Zachowują one znaczną wartość dokumentacyjną, choć interpretacje i podsumowania musiały być zgodne z zasadniczym przekazem o wyższości KPP nad wszystkimi innymi nurtami politycznymi oraz wyrażać pełną akceptację rewolucji rosyjskiej, jak i polityki partii sowieckiej. W konfliktach Polski i Rosji sowieckiej rację zawsze przyznawano Rosji. Pod tą presją część historyków związanych z partią próbowała zamykać swoje badania na cezurze 1917/1918 roku i w tym okresie – mniej obciążonym koniecznością wykazywania jedynej słuszności bolszewików – rekonstruować dzieje przy zastosowaniu metodologii pozytywistycznej: fakty, dużo faktów, to one mają przemawiać do czytelnika, komentarze autora powinny być powściągliwe. Tak konstruowali swoje prace Feliks Tych, Jan Kancewicz, Aleksander Kochański i Walentyna Najdus. Tej ostatniej udało się objąć taką metodologią niezwykle trudny politycznie okres działań komunistów w Rosji w latach 1917–1920, a pod koniec życia przedstawić szczegółową analizę relacji między SDKPiL a partią rosyjską od początku istnienia do 1918 roku. Wszyscy oni byli ideowo związani z PZPR, ale zachowywali szacunek dla faktów i reguł zawodu historyka. Ich publikacje, dziś właściwie zapomniane, odczytane na nowo tworzą podstawową bazę źródłową poniższego opracowania.

Podejmując ten temat, sięgnąłem do zebranych przez historyków partyjnych po 1956 roku relacji i wspomnień, a także dokumentów, względnie ich kopii, znajdujących się zwłaszcza w teczkach personalnych działaczy komunistycznych. Materiał ten, przeważnie życiorysy ludzi, zapisy ich wspomnień, często opowieści o innych osobach, w małym stopniu wykorzystany w dawniejszych opracowaniach, stał się istotny przy pisaniu niniejszej książki. Można przykładowo wymienić wspomnienia Leona Ferszta, jednego z czołowych działaczy SDKPiL, które nawet w części nie doczekały się publikacji w PRL. Uniemożliwiały ją zapewne podejrzenia, które zaprowadziły Ferszta w 1949 roku do więzienia, co było w PRL niestandardowym losem działacza komunistycznego. Jego zeznania o dawnej działalności złożone w śledztwie, a po zwolnieniu w 1956 roku spisany rękopis, wyróżniają się wśród źródeł dotyczących dziejów SDKPiL. Nie ukazały się drukiem, gdyż autor odbiegał od wyidealizowanego obrazu partii, użytecznego politycznie, i obszernie relacjonował wewnętrzne konflikty i tarcia. Inne relacje składane w Zakładzie Historii Partii rzadko miały podobną wartość, działacze zwykle chcieli się przyczynić do utrwalenia wyidealizowanego obrazu ruchu, nieraz jednak podawali interesujące szczegóły, niekiedy zaburzające lansowany obraz ruchu.

Zmiany wewnętrzne w bloku sowieckim i PZPR widoczne już w połowie lat 60. prowadziły do nowych utrudnień w badaniach, a nawet zbieraniu materiałów źródłowych. Otworzone po 1956 roku możliwości zbierania materiałów w archiwach ZSRR, w tym w aktach personalnych, z czego mogli skorzystać partyjni historycy (innych do takich poufności nie dopuszczano), zostały drastycznie ograniczone. W niektórych teczkach osobowych polskich komunistów znajdujemy zatem ślady korespondencji Tadeusza Daniszewskiego i innych z „radzieckimi towarzyszami”; pojawiają się fotokopie pisanych w ZSRR przed wojną życiorysów, ale tylko w wybranych przypadkach. Wiele teczek jest prawie pustych. Powód wydaje się oczywisty. Większość znanych działaczy komunistycznych została zamordowana przez Stalina, a od upadku Chruszczowa (1964) mówienie o zbrodniach Stalina stało się nieprawomyślne, niepotrzebne, źle widziane, wreszcie – niecenzuralne. Nowa „linia” została podchwycona także w Warszawie i radykalnie zredukowano zakres zbieranych relacji; wiele wątków działalności nie zostało więc udokumentowanych, choć ludzie nadal żyli. Świadectwa złożone po 1964 roku należą do rzadkości.

Zmiana dawała się zauważyć także w treściach głównego pisma poświęconego dziejom ruchu robotniczego – „Z Pola Walki”. Już od lat 1963–1964 materiały dokumentacyjne i szczegółowe opracowania dotyczące ruchu komunistycznego drukowano rzadziej, a trudne sprawy omijano. Na dotychczasowej „fali” ukazało się jeszcze kilka monografii czy wydawnictw źródłowych, ale rok 1968 niósł kolejną cezurę. Antysemicka fala moczarowska uderzała w dawnych kapepowców, eliminowała ich z aparatu PZPR, a wraz z tym historia ich partii przestała być istotna. Moczarowcy przeciwstawiali komunistom przedwojennym czy przebywającym podczas wojny w ZSRR narrację o PPR i Gwardii Ludowej jako najważniejszym segmencie przeszłości legitymizującym władzę. Badania nad dawnym ruchem komunistycznym i zbieranie materiałów do jego dziejów utraciły priorytet, a nawet stały się niepopularne. Zakład Historii Partii przy KC PZPR utracił większość pracowników i właściwie zamarł. Przetrwało na szczęście archiwum, a wokół niego zgromadzono większość ocalałych pracowników dawnego Zakładu. Nadal wychodziło „Z Pola Walki”, choć wartość zamieszczanych w nim materiałów była bardzo nierówna.

Tendencja ta trwała w latach 70., kiedy PZPR próbowała zyskać legitymizację ogólnonarodową. Zrewidowano wówczas najbardziej krzywdzące oceny II Rzeczypospolitej, otworzono możliwości badania różnych nurtów politycznych, co zaowocowało często znakomitymi monografiami. Opracowania dotyczące ruchu komunistycznego były nieliczne i tylko wyjątkowo odnosiły się do okresu sprzed 1920 roku. Stopniowo tradycja polskiego komunizmu obumierała, społecznie była zupełnie nienośna, w wersji popularnej dostosowana do potrzeb szkolenia partyjnego jako jego nie najważniejsza część. Wybitnym osiągnięciem badawczym tego okresu był jednak Słownik biograficzny działaczy polskiego ruchu robotniczego, opracowany według wszelkich kryteriów obowiązujących historyka i ukazujący się pod redakcją Feliksa Tycha. Trzy jego tomy (trzeci opublikowany już po przełomie 1989 roku) objęły litery A–K, biogramy z dalszej części alfabetu nie zostały opracowane; szczęśliwie najważniejsze postacie ruchu zostały przedstawione w Polskim Słowniku Biograficznym, wydawanym przez Polską Akademię Nauk.

Komunizm i jego wyznawcy podlegali ewolucji, niektórzy tracili wiarę, weryfikowali poglądy, dostrzegali sprawy wcześniej niezauważane, ale większość się przed tym broniła, nie chcąc utracić sensu życia i poczucia identyfikacji z partią, z towarzyszami. Komuniści w toku działalności wytwarzali bowiem mocną więź wzajemną, poczucie wspólnoty, silnej opozycji wobec zewnętrznego świata, ludzi innych ideowości. Mieli poczucie misji, wzajemnie utwierdzali się w przekonaniu, że są na właściwej drodze, dokonali słusznych wyborów, a jeśli stały się rzeczy złe, nawet straszne – jak szczególnie drastyczna masakra działaczy w ZSRR w 1937 roku – były to błędy i nieszczęścia niezmieniające zasadniczo słusznego kierunku. Immunizowanie na zewnętrzną krytykę oraz dyscyplina nakazująca, by ufać partii na każdym etapie, chroniły ich przed potrzebą weryfikacji postępowania i namysłem nad słusznością wyborów. Może zdolność do krytycznej refleksji po 1956 roku byłaby większa, gdyby nie zależność partii od Moskwy, gdyby ZSRR nie postrzegano jako „ojczyzny proletariatu”, ale nie mając takiego stosunku do Rosji, nie byliby komunistami.

Przy pisaniu tej książki obficie wykorzystałem opracowania historyków tego nurtu, a zarazem zestawiłem je z zebranymi po 1956 roku relacjami, w ogromnej większości niepublikowanymi. Szeroko uwzględniłem prasę wydawaną w latach I wojny światowej i pierwszych latach niepodległości. Prasa jest znakomitym źródłem pozwalającym ustalać fakty, ich kolejność, daty, przypomnieć wydarzenia zapomniane, nieodnotowywane w opracowaniach. Jest też autentycznym głosem z przeszłości, jaki wówczas brzmiał i docierał do odbiorców, by ich przekonać. Głosy komunistów zestawiłem z głosami socjalistów, by ukazać różnice w spojrzeniach na Polskę, rewolucję, państwo, cele ruchu robotniczego, prawa ludzi, sens polityki, perspektywę przyszłości. Ten spór był autentyczny, wynikał z głębokich przekonań i miał zasadnicze konsekwencje praktyczne. Był to spór na lewicy, dotyczył ludzi odwołujących się do zbliżonej aksjologii, choć wówczas okazywało się, że ich wartości i związane z nimi cele polityczne i społeczne radykalnie się rozchodzą.

*

Datą otwierającą poniższą opowieść jest rok 1892. Powstała wtedy Polska Partia Socjalistyczna, która wysunęła postulat niepodległości Polski. Utworzona kilka miesięcy później Socjal-Demokracja Królestwa Polskiego stanowczo go odrzucała. Wówczas zarysowała się główna oś sporu: państwo czy rewolucja. Wyznaczała ona opozycję między dwoma nurtami polskiego ruchu robotniczego odwołującego się do idei socjalizmu. W ciągu następnego ćwierćwiecza te dwa nurty rywalizowały w środowisku robotniczym i młodej lewicowej inteligencji, ścierały się, polemizowały; do współpracy nie doszło nigdy, bo dojść nie mogło. Spór „państwo czy rewolucja” był zasadniczy, określał odmienność celu, sensu działania i osobistego poświęcenia dla sprawy. Bezpośrednie starcie nastąpi w listopadzie 1918 roku, kiedy państwo polskie powstanie z decydującym udziałem niepodległościowych socjalistów. Ich oponenci nie uznają tego faktu – zapatrzeni w rosyjską rewolucję, będą głosili potrzebę rewolucji także w Polsce i czynnie ją przygotowywali.

Opisując wydarzenia od jesieni 1918 roku do jesieni 1919 roku, nie mniejszą uwagę skupiam na Polskiej Partii Socjalistycznej i jej zaangażowaniu w tworzenie państwa, ukazując też spór i ostrą rywalizację z komunistami o przywództwo w ruchu robotniczym. Ten spór i tę rywalizację uważam za kluczowy wątek w procesie tworzenia państwa polskiego, poniekąd rozstrzygający o jego przyszłości. Socjaliści tworzyli główną siłę lewicy niepodległościowej, której przywódcą był Piłsudski; nadali państwu charakter republikański, prawa polityczne wszystkim obywatelom, wprowadzili podstawowe prawa społeczne. Dokonywali tego w sporze i konfrontacji z prawicą narodową z jednej, a z komunistami z drugiej strony. Najważniejsze rozstrzygnięcia nastąpiły do wyborów w styczniu 1919 roku, dopełnieniem było zbudowanie dominacji socjalistów na lewicy i marginalizacja komunistów, co dokonało się w ciągu 1919 roku. Tym samym państwo uzyskało stabilność, choć lewicowy projekt ustrojowy przegrywał. Dla ludzi lewicy było to bolesne, ale istnienie państwa demokratycznego przedkładali ponad determinację w realizacji dążeń klasowych czy ideologicznych. Wierzyli, że wytrwała praca nad budowaniem demokracji i aktywności społecznej na różnych polach musi z czasem przynieść ograniczenie dominacji klas posiadających oraz prawicowych projektów ideologicznych, zwłaszcza nacjonalizmu, odpychającego od państwa wielką część obywateli.

W latach 1919–1920 ścierały się już nie programy i wizje przyszłości, lecz realne działania. Wojna z bolszewikami ustawi te dwie formacje w zasadniczym i fundamentalnym konflikcie lojalności – za państwem polskim czy za rosyjską rewolucją. Zwycięstwo Polski w wojnie z bolszewicką Rosją zamykało dylemat. Polska się obroniła, państwo się obroniło i mogło dalej egzystować, komuniści ponieśli klęskę, rewolucja nie wybuchła, Armia Czerwona została odepchnięta na wschód. Cezurą zamykającą jest więc koniec 1920 roku i podpisanie pokoju z Rosją sowiecką w Rydze 18 marca 1921 roku. Komuniści nie zaakceptowali tego wyniku, nadal odrzucali niepodległe państwo polskie, a wizja rewolucji wciąż motywowała ich do działania.

*

Jedną z inspiracji autora do podjęcia tematu było całkowicie dowolne posługiwanie się w czasach nam współczesnych słowami „komunizm” czy „komuniści”. Najczęściej klasyfikujemy w ten sposób ludzi rządzących w PRL. Nie jest to całkiem nieuprawnione, gdyż nieraz tak o sobie mówili, ale nawet przegląd trudności badania dziejów ruchu pokazuje, że istnieje potrzeba odpowiedzi na pytania: czym był dawny komunizm? z jakimi poglądami się wiązał? jak określał swoją specyfikę? jakie miejsce w historii zajmował? Dopiero gdy tych odpowiedzi udzielimy, zrozumiemy ewolucję, przemiany, które prowadziły do ukształtowania się reżimu w powojennej Polsce i jego cech polityczno-ideologicznych.

Chciałbym czytelników uprzedzić, że nigdy nie miałem związków z komunistyczną tradycją, nie miał ich także nikt z moich krewnych. Do podjęcia tematu skłoniła mnie wyłącznie ciekawość historyka. Nie mogę natomiast zaprzeczyć, że wychowałem się w tradycji lewicy niepodległościowej piłsudczyków i demokratycznych socjalistów. Z tych też tradycji mógł czerpać ruch wolnościowy w czasach mojej młodości, a występujący w tej książce działacze PPS Edward Lipiński i Adam Szczypiorski byli jako nestorzy założycielami w 1976 roku Komitetu Obrony Robotników. Od niego zaczęła się kolejna walka o Polskę niepodległą i demokratyczną, zakończona wielkim sukcesem odrodzenia państwa w roku 1989.

Społeczeństwo Królestwa Polskiego w końcu XIX wieku

Na progu XX wieku nic nie zapowiadało, że Polska może się odrodzić jako państwo niepodległe. Powstanie styczniowe zostało stłumione 30 lat wcześniej i pozostała po nim pamięć carskiego terroru oraz tak drastycznego ograniczenia swobód narodowych, że zagrażało to przetrwaniu polskości.

Czym była wtedy polskość? Nie ma łatwej odpowiedzi na to pytanie. Przynależność do narodu, czyli do wspólnoty obejmującej różne regiony, mającej wspólną tradycję, pamięć o zlikwidowanym państwie, odczuwało najwyżej 30 procent mówiących po polsku. W większości byli to potomkowie rodzin szlacheckich, które czciły pamięć o swych przodkach – uczestnikach sejmów Rzeczypospolitej, potem walczących o Polskę w powstaniach. Podmiotem narodowej historii było, nie jak na zachodzie Europy, „organizujące naród państwo, lecz bezpaństwowy naród”[2]. Od XVII wieku Rzeczpospolita znalazła się – przeciwnie niż kraje na zachód od Łaby – w strefie dominacji rolnictwa i nawrotu pańszczyzny. Agraryzacja gospodarki i upadek miast wpłynęły na zwiększenie dystansów społecznych. Z czasem rozluźniły się kontakty z Zachodem, pielęgnowała je już tylko nieliczna elita szlachecka. „Chłopów, co normalne we «wschodnim feudalizmie», dzieliła od szlachty – zwłaszcza w centrum i na wschodzie Rzeczypospolitej – rosnąca przepaść. Powstawały «dwa narody». Ostre przeciwstawienie chłopskie na «my i panowie» (Polacy), znane z XVIII w. umocniło się” – pisał historyk Tadeusz Łepkowski[3].

Szczególna rola szlachty została podważona najpierw po powstaniu listopadowym: po przeprowadzeniu weryfikacji liczebność stanu szlacheckiego w Królestwie Polskim zmniejszyła się z 300 tysięcy do 17 tysięcy, wraz z rodzinami było to około 50 tysięcy[4]. Następnie swoje zrobiły postęp ekonomiczny, stopniowa likwidacja społeczeństwa stanowego, uwłaszczenie chłopów w zaborze rosyjskim (1864), carskie represje oraz wyrastanie nowych warstw, coraz więcej znaczących w życiu społecznym. W konsekwencji pozycja materialna i polityczna szlachty (ziemiaństwa) przetrwała dzięki autonomii narodowej w zaborze austriackim, a w wyniku sojuszu z mieszczaństwem i bogatym chłopstwem w Wielkopolsce, ale w zaborze rosyjskim było z tym znacznie gorzej. Po 1863 roku szlachtę dotknęły ciężkie represje, wiele folwarków zbankrutowało, brak samorządu i stanowcza rusyfikacja nie pozwalały na odegranie roli politycznej. Aż dwie trzecie osób należących do stanu szlacheckiego znalazło się w miastach Królestwa. Ci, którzy w majątkach pozostali, byli grupą zróżnicowaną materialnie. Obok liczących tysiące hektarów ziemi i doinwestowanych latyfundiów większość folwarków w Królestwie borykała się z różnymi trudnościami finansowymi, a wielu dawnych szlachciców było już tylko dzierżawcami lub oficjalistami. Szlachta, nawet zubożała, miała silne poczucie własnej wartości i solidarności, odgradzającej ją od ludzi niższego stanu, nawet jeśli wykształconych czy majętnych.

Polityka caratu hamowała nabywanie świadomości ogólnonarodowej przez chłopów. Roman Wapiński zauważył, że na większości obszarów Rzeczypospolitej „najczęstszym rodzajem więzi społecznej była więź lokalna, często nie wykraczająca poza granice gminy lub parafii”. Wyrażała się ona w identyfikacji: jestem tutejszy, jestem chłopem-rolnikiem, jestem katolikiem. „Sądzę, że przynajmniej do czasów I wojny światowej ten typ autoidentyfikacji był najbardziej rozpowszechniony”[5]. Ocena ta dotyczy przede wszystkim chłopów i mieszkańców małych miast, choć istniały poważne różnice między zaborami. W środkowej Galicji najważniejszym w XIX wieku wystąpieniem chłopskim, a więc doświadczeniem zbiorowym, była rabacja w 1846 roku, niezwykle brutalny akt zemsty klasowej, wyrażającej zarazem fundamentalny podział „my i panowie (Polacy)”. Chłopi dokonali masowych i okrutnych zbrodni na szlachcie szykującej się do powstania. Potrzeba było dwóch pokoleń, aby w Galicji narodził się klasowy, ale konstruktywny ruch ludowy. W Królestwie Kongresowym w 1904 roku na mniej więcej milion gospodarstw chłopskich blisko 700 tysięcy zajmowało powierzchnię trzech–czterech hektarów, a więc niewystarczającą do utrzymania rodziny. Większość potrzebowała dzierżawy ziemi „pańskiej” w zamian za odrobek na polach dziedzica. W tym obszarze powstawały liczne spory i napięcia. Do wystąpień chłopskich nie doszło, ale też do początku XX wieku nie zaznaczyły się żadne próby samoorganizacji chłopów, co nie może dziwić wobec braku warunków prawno-politycznych pod carskimi rządami.

Poczucie świadomości narodowej chłopów postępowało, zwłaszcza w warunkach ucisku narodowego (zruszczenie gmin), ale świadomość identyfikacji szerszej niż lokalna i klasowa rozwijała się bardzo wolno, także dlatego, że w Kongresówce 65 procent ludności nie umiało czytać ani pisać, a wśród chłopów ten odsetek był jeszcze wyższy. Przełamywać ten stan rzeczy przez wnoszenie oświaty mogła jedynie szlachta w szkółkach przydworskich, ale było to utrudnione wskutek istnienia antagonizmów i nieufności między dworem a wsią. W pewnym stopniu konflikt ten, jak i problem analfabetyzmu, mogło łagodzić duchowieństwo. Poczucie identyfikacji chłopów pozostawało na poziomie etnicznym, ludowej kultury, religii i obyczaju, ale także dystansu i niechęci do szlachty (ziemiaństwa), a więc także do „ich” dawnego państwa, opartego na stosunkach pańszczyzny i poddaństwa[6]. By mogło nastąpić przejście chłopów z poziomu identyfikacji etnicznej i lokalnej do ogólnonarodowej, potrzebne było intensywne działanie warstw oświeconych, posługujących się kategoriami ogólnonarodowej tożsamości i tradycji, względnie działanie instytucji państwa wraz z całym systemem oświaty i wspólnych instytucji. W tworzeniu poczucia identyfikacji państwowej uczestniczyło, wobec braku państwa polskiego, państwo obce, także przez kształtowanie kultury i tożsamości „wyższej” niż lokalna i etniczna, czego przykładem jest ewolucja poczucia narodowego Mazurów i Ślązaków. W relacjach z Rosjanami natomiast zasadniczą barierą była całkowita odrębność katolicyzmu od prawosławia pod względem językowym, obrzędowym i kulturowym. Procesy asymilacyjne między Polakami a Rosjanami miały więc charakter śladowy.

W społeczeństwie stanowym pozycja prawna i przywódcza szła w parze z wysoką pozycją materialną. Tymczasem rozwijający się zwłaszcza od połowy XIX wieku kapitalizm i powstawanie nowych fortun przemysłowców kreowały warstwę ludzi majętnych, często znacznie bogatszych nawet od bardzo zamożnych szlachciców ziemian. W Polsce burżuazja była jednak nieliczna, w większości pochodzenia obcego, niemieckiego, nieraz żydowskiego, i nie czuła się przewodnikiem życia narodowego. Kronenberg, Rotwand, Wawelberg i Bloch należeli do wyjątków, przynajmniej w tym pokoleniu[7]. Na początku XX wieku do kapitału obcego należało 25 procent zakładów przemysłowych, wytwarzających 60 procent produkcji przemysłowej Królestwa i zatrudniających 69 procent robotników[8]. Ludzie majętni, także polscy przemysłowcy, ale też ziemianie, nie zamierzali ryzykować konfliktów z caratem. Popierali ugodę, niektórzy wręcz demonstrowali lojalizm, jak 60 przedstawicieli znakomitych rodów polsko-litewskich, którzy w 1904 roku uczestniczyli w odsłonięciu pomnika Katarzyny II w Wilnie. Podobnym lojalizmem było zebranie miliona rubli w charakterze prezentu dla cara Mikołaja II. Twórcy polskiej industrializacji pomnażanie swoich majątków zawdzięczali przynależności Królestwa do Rosji, czyli wielkiego rynku Wschodu, co określało, niezależnie od innych spraw, ich perspektywę.

Królestwo Polskie pozostawało w ogromnej przewadze krajem rolniczym. W 1911 roku 60 procent spośród 12 milionów mieszkańców należało do stanu chłopskiego. Zarazem jednak druga połowa wieku, a szczególnie jego koniec, przyniosły dynamiczny rozwój przemysłu i związanych z nim miast. Największym była Warszawa, zamieszkana w 1897 roku przez ponad 600 tysięcy osób (w latach 1870–1914 nastąpił wzrost z 266 tysięcy do 870 tysięcy); połowa z nich w okresie popowstaniowym napłynęła ze wsi, z Kresów, byli wśród nich chłopi, ziemianie, Żydzi. Na początku XX wieku 55 procent ludności Warszawy było Polakami i katolikami, 2,3 procent ewangelikami pochodzenia niemieckiego szybko się polonizującymi, blisko 40 procent Żydami, a 4 procent Rosjanami. Na drugie pod względem wielkości miasto Królestwa wyrosła Łódź: 314 tysięcy mieszkańców w 1897 roku, w tym 46,4 procent Polaków, 30 procent Żydów, 21 procent Niemców oraz 2,4 procent Rosjan (przed 1914 rokiem Łódź osiągnęła pół miliona mieszkańców, w tym 51 procent Polaków, w większości robotników i rzemieślników chłopskiego pochodzenia, 32 procent Żydów, 15 procent Niemców i 1,4 procent Rosjan).

Dzięki powstaniu kolei warszawsko-wiedeńskiej szybko rozwijały się miasta Zagłębia Dąbrowskiego: Sosnowiec (118 tysięcy w 1914 roku), Zawiercie, Dąbrowa Górnicza, a także Częstochowa (70 tysięcy w 1908 roku). Przyrost ludności następował w wyniku rekrutacji, głównie ze wsi, robotników do zakładanych fabryk i hut. Większość mieszkańców była Polakami i katolikami, liczba ludności żydowskiej w tych miastach nie przekraczała 20–30 procent. Przemysł Królestwa miał charakter wyspowy, rozwijał się tylko w niektórych miastach – prócz wymienionych ośrodków także w Radomiu i Zagłębiu Staropolskim. Sieć kolejowa, zwłaszcza wspomniana kolej warszawsko-wiedeńska, ale także jej odnoga do Łodzi, tworzyła możliwość przemieszczania się ludzi, dowożenia gazet, a więc przełamywania izolacji i prowincjonalizmu.

Warszawa była ośrodkiem polskiej inteligencji (około 17 tysięcy pracowników umysłowych), ściągało do niej wielu ziemian, także z Kresów (8 procent ludności niestałej), ale zarazem zamieszkiwali ją w większości ubodzy rzemieślnicy, sklepikarze, robotnicy różnych kategorii; około 40 procent było analfabetami. W Warszawie działało na początku XX wieku ponad 500 fabryk i zakładów, w tym 258 „większych”. Istniały też rosyjski Cesarski Uniwersytet Warszawski z ponad tysiącem studentów oraz od 1898 roku Politechnika, a także inne szkoły wyższe[9]. W pozostałych miastach Kongresówki szkół wyższych nie było.

W miastach, zwłaszcza szybko się rozwijających, rosły nowe grupy społeczne. Właścicieli niewielkich warsztatów pracy, sklepów, kamienic, ale też wykonujących różne usługi pracowników kantorów i firm, określano pojemnym określeniem „drobnomieszczaństwo”. Zamożniejsi drobnomieszczanie zbliżali się do drobnej burżuazji, ubożsi, na przykład rzemieślnicy – do robotników. Do tej samej pojemnej warstwy zaliczyć można różne kategorie specjalistów, buchalterów, pracowników sklepów, administratorów, a także urzędników miejskich i prywatnych, nauczycieli, pracowników służb medycznych. Będą oni niezbędni w funkcjonowaniu nowego społeczeństwa miejskiego, ale znajdą się na różnych poziomach zamożności i statusu społecznego. Była to grupa niejednorodna pod względem pochodzenia społecznego, języka i religii, przeważali w niej Polacy, ale istotną część tworzyli Żydzi, Niemcy oraz Rosjanie; tych ostatnich państwo faworyzowało.

Postępowanie władz carskich zmierzało do eliminacji Polaków z tych dziedzin aparatu państwa, które są naturalne dla ludzi wykształconych. I tak na przykład w 1897 roku w rządowych szkołach męskich Królestwa (gimnazjach) było zatrudnionych 512 nauczycieli, w tym 314 wyznania prawosławnego, 111 katolickiego, 34 ewangelickiego, 4 mojżeszowego. W szkołach żeńskich na 308 nauczycieli było zaledwie 48 katolików. Żadna ze 145 wychowawczyń nie była katoliczką. W 1905 roku na stanowiskach prezesów, wiceprezesów, sędziów okręgowych, sędziów pokoju, prokuratorów, podprokuratorów zatrudniano 534 prawosławnych, 35 ewangelików i zaledwie 24 katolików. Na Uniwersytecie Warszawskim polska kadra naukowa stopniała z 40 osób w 1886 roku do 20 w roku 1899. Polacy zajmowali stanowiska niższych rang w sądach gminnych, w kancelariach sądów itd., ale nawet w adwokaturze trwał proces wypierania Polaków przez Rosjan[10]. Opresyjna polityka caratu powodowała, że dążenie do zmiany istniejącego stanu rzeczy, uzyskania większej wolności narodowej, co najmniej autonomii, stało się naturalną potrzebą polskiej inteligencji. A odzyskanie państwa było jej marzeniem.

Najważniejszą i aspirującą do przewodnictwa kulturalnego i społecznego grupą była inteligencja. Odgrywała tym większą rolę, im bardziej od spraw społecznych i narodowych – inaczej niż w państwach narodowych – dystansowała się burżuazja i traciło wpływy ziemiaństwo, a warstwa urzędnicza była narzędziem obcego panowania. Do inteligencji należeli ludzie wykształceni, nieliczni w porównaniu z innymi grupami. W 1844 roku Karol Libelt napisał o niej: „ci wszyscy, co troskliwsze i rozleglejsze odebrawszy po szkołach wyższych i instytutach wychowanie, stoją na czele narodu jako uczeni, urzędnicy, nauczyciele, duchowni, przemysłowi, zgoła którzy mu przewodzą wskutek wyższej swojej oświaty”[11].

Literatura dotycząca inteligencji jest obszerna, zawiera też analizy granic oddzielających tę grupę społeczną od burżuazji, drobnomieszczaństwa i ziemiaństwa. Nie każdy urzędnik ani nie każdy duchowny był przecież inteligentem i z pewnością nie każdy „przemysłowy”; do inteligencji zaliczano natomiast wielu lekarzy, dziennikarzy, inżynierów, artystów, przez Libelta niewymienionych. Przeglądu różnych grup inteligencji warszawskiej w końcu XIX wieku oraz źródeł jej społecznej rekrutacji dokonała Janina Żurawicka. Jej analizy prowadzą do wniosku, że ogromna większość osób wykonujących zawody inteligenckie pochodziła z rodzin szlacheckich, względnie mieszczańskich, ale będących w drugim pokoleniu potomkami szlachty. Istniał też kilkuprocentowy dopływ do tej warstwy ze środowiska mieszczan wyznań luterańskiego i mojżeszowego.

Nie wszyscy inteligenci kończyli szkoły wyższe, choć zwykle przynajmniej przez czas krótki studiowali. Jerzy Jedlicki, wnikliwie analizujący dzieje i poglądy inteligencji XIX wieku, pisał: „«inteligencja w pojęciu polskim» to są przechowalnicy narodowej pamięci, twórcy i propagatorzy idei patriotycznych i socjalnych, literatury i sztuki wcale nie koniecznie elitarnej, za to koniecznie wzorotwórczej, mobilizującej, albo pocieszycielskiej”[12]. W innym miejscu streszczał wyobrażenia pozytywistów:

inteligencja określana była nie przez swoją kondycję, lecz przez swoją misję. Misję podwójną, bo spełnianą zarazem w dziele przekształcania świadomości i etyki społecznej i w dziele przekształcania warunków życia samego. Pospolicie tedy pisało się – aż po koniec wieku, i później jeszcze – o inteligencji jako umysłowej awangardzie stającej „na czele duchowych interesów ogółu”, jako sile twórczej, co idzie przed narodem, bierze na siebie odpowiedzialność za los wspólny, jest – albo ma być – „dźwignią postępowego rozwoju”[13].

Zaliczani więc byli do niej ci, co mają „samowiedzę”, mogą zastąpić anachroniczną szlachtę, muszą więc być od niej i od Kościoła niezależni. Andrzej Mencwel dodaje: „jeśli Rzeczpospolita wówczas istniała jako byt niewidzialny, lecz realny, to znaczy duchowo doświadczany, działo się to głównie za sprawą inteligencji i jej postaw”[14].

Ludwik Hass zwracał uwagę na stosunek inteligentów do wykonywanej pracy. Była nie tylko źródłem utrzymania, ale także sensem życia, dawała poczucie pełnienia misji – narodowej, kulturowej, społecznej lub innej. Łączyły też inteligentów obowiązujące zachowania, maniery, postawy życiowe, na przykład odrzucanie kultu pieniądza, podkreślanie niematerialnych celów życia i aktywności[15]. Zamożność, osiągane dochody nie nobilitowały w hierarchii tej warstwy. Wręcz przeciwnie, bywały podejrzane, sprzeczne z etosem, mogły wskazywać na samolubstwo, karierowiczostwo, a więc przeczyły sensowi inteligenckiej misji. Pojęcie etosu inteligenckiego wiązało się ze służebnością wobec społeczeństwa (różnie definiowanego), a literatura – kluczowo ważna w kształtowaniu tego etosu – podsuwała wzory zachowań, zobowiązań, stylu życia. W największym może stopniu dla omawianego tu pokolenia ten katalog zobowiązań sformułował Stefan Żeromski.

W większości inteligenci wywodzili się z warstwy szlacheckiej, przeważnie z rodzin zubożałych; uzyskanie wyższego wykształcenia miało zapobiec deklasacji. Po przodkach dziedziczyli przekonanie o szczególnej odpowiedzialności za sprawy kraju. Uzupełniały tę grupę dzieci mieszczan, które dzięki wykształceniu awansowały niekoniecznie w sferze materialnej, ale w hierarchii prestiżu. Bycie inteligentem dawało prestiż, przede wszystkim w oczach innych inteligentów, choć niekoniecznie w kręgach burżuazji i ziemiaństwa. „W światopoglądzie ówczesnych ludzi lekarz w drabinie społecznej stał niżej od właściciela kiepskiego nawet folwarku” – wspominała dawna ziemianka[16]. Od ostatniej ćwierci XIX wieku inteligencję istotnie zasilali zasymilowani do polskiej kultury Żydzi. Inteligenci zgodnie z ideami pozytywizmu odrzucali przesądy etniczne, więc otwarcie na jednostki obcego religijnie pochodzenia było powszechnie akceptowane. Zacznie się to zmieniać na gorsze później, zwłaszcza na początku XX wieku. Niemały dodatek do polskiej inteligencji wnosili przybysze z rodzin o niemieckiej genealogii. Znikomy był dopływ do tej warstwy z rodzin chłopskich lub robotniczych.

Formowanie się inteligencji bardzo często związane było z budzeniem nonkonformizmu, czemu sprzyjały reguły nauczania i zachowania w carskich szkołach. Zwrócił na nie uwagę – formułując też wiele innych tez i obserwacji dotyczących inteligencji – Bohdan Cywiński:

na początku wszystkich zespołowych inicjatyw uczniowskich znajdowały się wspólne książki. Książki, których posiadać, czytać i rozpowszechniać nie było wolno. Ta nielegalność lektur miała dwa niejako stopnie. Pierwszy wynikał z […] przepisów i okólników, był wyrazem niechęci władz gimnazjalnych do samodzielnego, pozaszkolnego poszukiwania wiedzy. Odnosił się jednak do książek, które w zasadzie miały prawo obywatelstwa w Kongresówce, toteż czytanie tego rodzaju publikacji było wystąpieniem przeciwko zaleceniom i regulaminom szkolnym, ale nie stanowiło przestępstwa wobec prawa. Gorzej działo się z książkami, nie opatrzonymi w ogóle sakramentalną formułą: Dozwoleno cenzuroju. To już była sprawa poważniejsza, stawiająca posiadacza i czytelnika w konflikcie z kodeksem karnym i czyniąca zeń przestępcę politycznego. A do tej kategorii książek należały […] zarówno literatura i historia Polski, wydawana na emigracji lub w Galicji i z reguły nie mająca w Kongresówce debitu, jak i […] rosyjskie i polskie broszury socjalistyczne. Istnienie więc tajnej biblioteczki było przestępstwem i automatycznie obciążało wszystkich wtajemniczonych. Tam więc, gdzie pojawiały się wspólne książki, musiały się, chcąc nie chcąc, uformować konspiracje i zalążek organizacji uczniowskiej[17].

Uczniowskie kółka samokształceniowe były rozpowszechnione w gimnazjach. W wielu życiorysach osób aktywnych społecznie, politycznie, w życiu umysłowym inteligentów pojawiają się jako pierwsze doświadczenie zaangażowania. Treść tych lektur i związanych z nimi dyskusji porządkowała wyniesione z domu poczucie tożsamości, świadomości kulturalnej, wiedzy historycznej; prowadziła też do określania różnych problemów współczesności, zagadnień przyrodniczych (w tym teorii Darwina), filozoficznych, ekonomicznych. Kółka samokształceniowe, równoległe do zajęć oficjalnych, i związane z nimi lektury trwały następnie wśród studentów rosyjskiego przecież uniwersytetu.

Pod koniec XIX wieku świadomość ogólnonarodowej jedności miała przede wszystkim inteligencja i powiązana z nią warstwa ziemiańska oraz część mieszczaństwa. Inteligencja przenosiła i weryfikowała tradycje narodowe, a także próbowała określać cele polityczne. Inteligenci wnosili do szerszych warstw idee, dążenie do uświadomienia kulturalnego, społecznego, politycznego, proponowali i tworzyli zaczątki organizacji, byli ich przewodnikami. Inteligenci przenosili do Polski nowe idee z Zachodu: pozytywizm, uznanie dla nauki i kultury wysokiej, idee społeczne oparte na dociekaniach naukowych, w tym marksizm.

Polscy inteligenci mieli zróżnicowane poglądy. Większość chyba nie szukała identyfikacji ideologicznych, poprzestawała na pragnieniu krzewienia kultury, oświaty, samowiedzy narodowej, pamięci o tradycji. Ci, którzy się angażowali, bywali konserwatystami (zwłaszcza w Galicji i Poznańskiem), liberałami, ale w latach 70. i 80. pojawił się wśród inteligenckiej młodzieży nurt socjalistyczny, marksistowski, zwracający uwagę na robotników. Rywalizował z odwoływaniem się do chłopów jako potencjalnych mas narodu. Jerzy Jedlicki zauważył, że w połowie lat 80. nastąpił zwrot w postrzeganiu celów inteligencji:

Dotąd pytano, czy lekarz ma chorych, których leczy, czy adwokat ma klientów […] czy nauczyciel ma uczniów […]. Teraz, w tej nowej perspektywie, specjalności stają się drugorzędne, nieważne. Głównym zadaniem inteligencji jako takiej, lub tylko „inteligentnego proletariatu”, bez względu na rodzaj odebranego wykształcenia, stać się ma wytwarzanie myśli społecznej, idei, świadomości narodowej lub klasowej[18].

Klasa robotnicza Królestwa rozwijała się liczebnie wraz z rozwojem przemysłu Królestwa. Ważną cezurą było wprowadzenie w 1877 roku przez Rosję taryf celnych na artykuły i wyroby żelazne, co spowodowało przeniesienie na teren Królestwa lub otworzenie zakładów hutniczych i metalowych, głównie w Zagłębiu Dąbrowskim. Innym czynnikiem rozwoju liczebnego klasy robotniczej był kryzys rolny lat 80., kiedy spadły ceny zboża i część chłopów musiała szukać podstaw utrzymania w miastach. Elżbieta Kaczyńska, autorka najważniejszej pracy o robotnikach tego czasu, obliczyła, że w przemyśle w 1890 roku zatrudniano 150 tysięcy robotników, w 1900 roku już 300 tysięcy, a w 1913 roku – 400 tysięcy[19]. Ludwik Hass podawał, że robotników przemysłowych było 75 tysięcy w 1871 roku i 428,8 tysiąca w 1913 roku. W 1879 roku w trzech wielkich okręgach – łódzkim, warszawskim i sosnowiecko-częstochowskim – pracowało 58 procent ogółu robotników przemysłowych Królestwa, w 1913 roku zaś już blisko 77 procent[20].

Andrzej Jezierski obliczył, że w 1913 roku 33,5 procent spośród około 200 tysięcy robotników przemysłowych Królestwa było zatrudnionych w okręgu łódzkim, 22,7 procent w Zagłębiu Dąbrowskim, 21 procent w okręgu warszawskim, a 5 procent w okręgu staropolskim[21]. Ogromna różnica – 200 tysięcy albo 400 tysięcy robotników przemysłowych – wynika z odmiennych metod obliczeń, ale też dużej płynności w tej grupie społecznej. Część robotników podejmowała w fabrykach pracę sezonową, a latem wracała na wieś; istnieją też wątpliwości, jak liczyć chałupników, rzemieślników pracujących w systemie nakładczym.

Większość robotników pochodziła ze wsi, z rodzin chłopskich lub robotników rolnych, ale część była rzemieślnikami, którzy nie potrafili utrzymać swych bankrutujących warsztatów i przechodzili na status robotników (w latach 1866–1897 około 34 tysięcy osób). Jako wykwalifikowaną siłę roboczą twórcy fabryk często sprowadzali Niemców, zwłaszcza w Łodzi czy do górnictwa i hutnictwa Zagłębia; ich liczbę Kaczyńska szacuje w tych zakładach nawet na 50–70 procent, z czego połowa miała być Ślązakami[22]. Kilkunastoprocentową grupę robotników tworzyli Żydzi, skoncentrowani w większości w zakładach prowadzonych przez Żydów, gdyż tylko tam przysługiwała sobota jako dzień wolny od pracy. Hass obliczał, że w przemyśle drobnym i rzemiośle blisko 40 procent robotników pochodziło ze środowiska żydowskiego[23]

Największą grupą zawodową byli włókniarze – w 1910 roku 37 procent ogółu zatrudnionych w przemyśle; wraz z robotnikami fabryk konfekcyjnych to aż 43 procent. Dalsze grupy to metalowcy (18 procent) oraz górnicy i hutnicy (11 procent). Na zróżnicowanie warunków pracy wpływało zatrudnienie w dużym albo małym zakładzie. W okręgu łódzkim 3 procent zakładów zatrudniających ponad 500 pracowników dawało pracę 52 procentom robotników miasta. W Warszawie nie było tak wielkich zakładów, robotnicy pracowali w zakładach małych i średnich (blisko połowa w miejscach zatrudniających 100–500 pracowników). Wśród wielkich fabryk wyróżniały się łódzkie zakłady Scheiblera (6,6 tysiąca pracowników w 1908 roku), Poznańskiego (6,7 tysiąca), zakłady żyrardowskie (12 tysięcy), fabryka Krusche i Ender w Pabianicach (4,6 tysiąca), huty Bankowa i „Katarzyna” w Sosnowcu (po 3,5 tysiąca).

Koncentracja robotników miała istotne znaczenie społeczne. Elżbieta Kaczyńska pisze:

Małą załogę łatwiej było zastąpić w razie strajku, zaburzenia wśród robotników wielkiej fabryki miały zawsze szeroki odzew społeczny. W dużym skupisku najchętniej i najłatwiej podejmowano agitację socjalistyczną, najszybciej rozchodziła się prasa nielegalna. Zakłady duże opierały się na racjonalnych zasadach organizacji pracy, wymagały wprowadzenia różnego rodzaju urządzeń socjalnych, wysokie zyski pozwalały na stosowanie pewnych ulg i koncesji na rzecz robotników. W ślad za strukturą zatrudnienia szło wyraźne zróżnicowanie proletariatu pod względem poziomu dochodów, trybu życia, stopnia rozwoju świadomości klasowej[24].

Kaczyńska podzieliła robotników na cechujące się odrębnościami społecznymi grupy: 1) właściwy proletariat przemysłowy zatrudniony w dużych i zmechanizowanych fabrykach, 2) robotnicy o tradycjach rzemieślniczych zatrudnieni w małych, ale zmechanizowanych zakładach miejskich, 3) robotnicy chłopi, nadal związani ze wsią i nietraktujący pracy w fabryce jako stałej, 4) chałupnicy. Grupa pierwsza dominowała w zakładach przemysłowych Królestwa, druga w fabrykach metalowych, garbarniach i konfekcji, trzecia w przemyśle rolno-spożywczym, ale też górniczo-hutniczym Zagłębia Staropolskiego, czwarta głównie we włókiennictwie[25]. Odrębnym problemem jest udział kobiet robotnic, obliczany na 46 procent ogółu zatrudnionych w przemyśle, najwięcej w okręgu łódzkim (38 procent). Kobietom płacono około połowy zarobku mężczyzn.

Warunki pracy w państwie rosyjskim były uregulowane nielicznymi normami. W 1882 roku zakazano zatrudniania dzieci poniżej dwunastego roku życia i nakazywano stosowanie ośmiogodzinnego dnia pracy dla młodzieży. W 1885 roku w zbliżony sposób uregulowano pracę kobiet. W 1886 roku unormowano zasady najmu robotników, obowiązek zawierania umów, wywieszania regulaminów fabrycznych i wydawania robotnikom książeczek pracy. W 1897 roku określono maksymalny dzień roboczy na 11,5 godziny na dobę. W 1903 roku wprowadzono przymusowe ubezpieczenie od nieszczęśliwych wypadków. Stosowanie przepisów miała oceniać inspekcja pracy. Rozwinęła się ona od lat 90., ale i tak nie obejmowała górnictwa ani hutnictwa. W nikłym stopniu kontrolowała też warunki w mniejszych fabrykach. W 1888 roku łódzkie fabryki z własnej inicjatywy zaczęły ubezpieczać robotników – z możliwości tej skorzystała mniej więcej połowa zatrudnionych w przemyśle łódzkim. „W większości fabryk Królestwa Polskiego dzień roboczy był o 1–1,5 godz. dłuższy niż na zachodzie Europy i ½–1 godz. dłuższy, niż na Śląsku, ale o tyleż krótszy od czasu pracy robotników rosyjskich i od ustawowego maksimum, wynosił bowiem na ogół 10,5 godz. efektywnego czasu pracy. […] Jeżeli jednak doliczyć przerwy, w czasie których robotnik pozostawał na terenie fabryki, to po powrocie do domu zostawał mu już tylko czas na sen”[26]. Nie istniały urlopy, było za to wiele świąt kościelnych lub państwowych; po odliczeniu niedziel i świąt pozostawało 288–292 dni pracy rocznie.

Złe warunki mieszkaniowe i sanitarne dotyczyły wszystkich warstw społecznych poza najbogatszymi. W Warszawie w 1889 roku 64 tysiące osób zajmowały mieszkania uznawane za „anormalne”, na przykład sutereny czy komórki. W suterenach na jedną izbę przypadały cztery osoby, zaledwie 4 procent mieszkań miało własne ustępy, a w 1 procencie były łazienki. Przed 1914 rokiem 25 procent nieruchomości nie było podłączonych do kanalizacji, a 47 procent – do elektryczności[27]. W tych warunkach szerzyły się choroby, zwłaszcza gruźlica i choroby weneryczne. Ponad 15 procent zmarłych stanowiły ofiary chorób epidemicznych. Poprawienie tego stanu rzeczy wymagało olbrzymich inwestycji, możliwych do realizacji tylko odcinkami. Próby takie podejmowali fabrykanci, budując osiedla dla robotników (między innymi Scheibler w Łodzi, Zakłady Żyrardowskie, w Warszawie niektórzy fabrykanci lub działacze społeczni, na przykład Wawelbergowie).

Działania ludzi bogatych zmierzające do poprawy warunków życia biedoty, zwłaszcza robotników, wynikały z pobudek etycznych, często religijnych, ale także pragmatyki postępu ekonomicznego. W wielkich fabrykach istniała potrzeba zatrzymania w pracy dobrych robotników, kompetentnych w swoim fachu, a tacy bywali obiektem zainteresowania konkurencji. Z tych samych względów inicjowano pewne formy douczania, przełamywania analfabetyzmu czy tworzenia jakichś form opieki medycznej. W latach 90. duże firmy zaczęły budować szpitale, urządzać izby przyjęć, zatrudniać lekarzy i felczerów, a także zakładać apteki, budować łaźnie i przedszkola. W 1890 roku około jednej trzeciej fabryk zatrudniało pomoc lekarską, z czasem ten odsetek rósł. Robotnicy mieli więc łatwiejszy dostęp do pomocy medycznej niż inni obywatele, jeśli uwzględnić, że w 1910 roku jeden lekarz przypadał na 1,5 tysiąca mieszkańców miast albo 30 tysięcy mieszkańców wsi[28]. Kapitalizm w swoich najnowocześniejszych formach przynosił zatem prócz wyzysku postęp w warunkach życia, choć relatywny i ograniczony.

Kapitalizm rozsadzał także dawną obyczajowość, tradycyjne wzory zachowań, w tym religijnych. Zmiany związane z postępem technologicznym, na przykład możliwość podróży koleją czy upowszechnienie druku, wpływały na zmiany religijności wiejskiej. Polska religijność XIX wieku formowała się pod wpływem romantyzmu, idei mesjanistycznych; początkowo oddziaływały one na elity konserwatywne, ultramontańskie. W drugiej połowie stulecia zredukowany do najprostszych wątków mistycyzm odcisnął wyraźne piętno na stylu i obyczajowości religijnej chłopów. „Dużą rolę odegrała tutaj literatura dewocyjna, pieśni kościelne, kult Matki Boskiej Królowej Polski i pielgrzymki do sanktuariów, które zaczęły pełnić rolę ośrodków narodowej tradycji”[29]. Procesje parafialne, wyjścia na odpusty do sąsiednich parafii, a w drugiej połowie wieku dzięki połączeniom kolejowym masowe pielgrzymki, tworzyły społeczno-kulturowe formy religijności. „Sanktuaria lokalne gromadziły na uroczystościach kościelnych od kilku do kilkunastu tysięcy pątników, sanktuaria regionalne – dziesiątki tysięcy, natomiast na jubileuszach i koronacjach cudownych obrazów były setki tysięcy. W latach 1855–1914 na Jasną Górę przybywało rocznie 700–1000 pielgrzymek i 300–400 tysięcy pątników”. Znaczny procent druków rozprowadzanych na wsiach i w małych miejscowościach to literatura dewocyjna.

Kształtująca się w tych warunkach społeczno-kulturowych religijność miała specyficzny rys: „ignorancja w sprawach wiary, przywiązanie do zabobonów i spełnianie praktyk «nałogowo tylko i z rutyny»”. Jak zauważa autorka tej analizy Anna Barańska, nie ukształtowała się odrębna religijność miast, „które raczej przyjmowały tradycje przynoszone przez ludność migrującą ze wsi, niż narzucały jej swoje wzorce”. W środowisku robotniczym nie odnotowano wyraźnego spadku religijności, choć niewielka liczba kościołów w rozwijających się nowych miastach i dzielnicach miała swoje konsekwencje. Najbardziej zsekularyzowaną warstwą była inteligencja. Oddziaływały na nią idee scjentyzmu, pozytywizmu, socjalizmu, a religijność ludowa z opisanymi wyżej przejawami była dla inteligencji trudna do przyjęcia, choć istniał oczywiście – jak zwykle – wachlarz postaw, od radykalnego odrzucenia religii jako ciemnoty i zabobonu, do dystansu, braku zainteresowania, przekonania o zanikaniu takich obrzędów i zachowań w miarę postępu oświaty.

Rytuały religijne polskich wsi były czynnikiem integrującym i tworzącym pewien rodzaj poczucia narodowego. Zarazem jednak pogłębiały dystanse zwłaszcza na pograniczach, gdzie następowało zetknięcie z innymi wyznaniami i kulturami. Na wschodnich rubieżach Kongresówki pogłębiał się dystans między katolikami a prawosławnymi; próbował na nim wygrywać carat. Procesom separacji etnicznej Polacy starali się przeciwstawiać na terenach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, które istniało w poczuciu kilkusetletniej tradycji. Polacy, głównie szlachta i inteligencja, także księża, mieli na tym terenie poczucie podwójnej przynależności – do polskiej wspólnoty języka i kultury oraz do litewskości, rozumianej jako tradycja państwowa odrębna od „koroniarzy” (dawnych mieszkańców Korony, w tym mieszkańców Kongresówki). Istniało więc przekonanie o naturalnym pluralizmie narodowym tej ziemi, gdzie prócz Polaków żyją Litwini (etniczni), Białorusini i Żydzi, a także mniejsze grupy, na przykład Tatarzy. Polska szlachta (a za nią inteligencja) miała poczucie przewagi materialnej i kulturowej, realizowanej paternalistycznie. „Uznając prawo Litwinów i Białorusinów do samostanowienia, krajowcy uważali, że żywioł polski, najbardziej wyrobiony politycznie, powinien przyczynić się do rozwoju innych współżyjących na terytoriach b. Wielkiego Księstwa narodów. Świadomość przynależności do polskiego kręgu kulturowego krajowców ustępowała przeważnie […] pierwszeństwa świadomości historycznej” – pisał Juliusz Bardach[30].

Od końca XIX wieku rozwijał się, zwłaszcza na Żmudzi, narodowy ruch litewski o chłopskim podłożu, zmierzający do narodowej integracji Litwinów i odseparowania się od polskiego (polonizującego) wpływu kulturalnego. Oparcie ruch ten znajdował wśród księży katolickich, głównie chłopskiego pochodzenia, którzy – jak w Kongresówce – próbowali łączyć ludowe zwyczaje i rytuały z religią. Nabrał siły i znaczenia w trakcie I wojny światowej, gdy ustąpił rosyjski ucisk, dotkliwy dla wszystkich zamieszkujących ten obszar narodowości. Podobny proces nie rozwinął się wśród Białorusinów, po części katolików, a po części prawosławnych. Ci drudzy byli pod silną presją rusyfikacyjną; u tych pierwszych polski kler próbował zachować poczucie więzi z językiem i kulturą polską, ale rozumianą zwykle w duchu tradycji krajowych. Na terenie Wielkiego Księstwa nacjonalistyczne rozumienie polskości nie cieszyło się popularnością.

Wpływ tego kresowego rozumienia polskości sięgał także do centrum kraju, dotyczył ludzi, którzy z Litwy się wywodzili, na przykład Józefa Piłsudskiego i Mieczysława Niedziałkowskiego. Ich patriotyzm był pogodzony ze zróżnicowaniem kresowym, dziedziczonym po I Rzeczypospolitej. W praktyce zderzał się z wąskim, etnicznym rozumieniem polskości, w którym język i katolicki obyczaj odgradzały od innych, „obcych”.

Wśród „obcych”, bardziej niż Białorusini, Ukraińcy czy Niemcy, odmienni i oddzieleni od wszystkich byli Żydzi, w sumie około jednej trzeciej ludności wielkich miast. O obcości decydowała niechrześcijańska religia, która tworzyła też cały świat wyobrażeń, obyczajów, kultury żydowskiej, odmienności ubioru. Niezrozumiałe dla innych język, alfabet, święta i obrzędy, zamknięcie tej społeczności, ograniczenie kontaktów z nie-Żydami do spraw kupno–sprzedaż sprzyjały poczuciu obcości, a często niechęci. O izolację od chrześcijańskiego otoczenia, ale też wszelkich prądów, myśli, zachowań laickich, dbali ortodoksyjni rabini. Wokół nich skupiało się życie poszczególnych społeczności, nie tylko religijne. Gmina zorganizowana wokół synagogi starała się zaspokajać wszystkie potrzeby swoich mieszkańców, od narodzin do śmierci. Separacja Polaków i Żydów istniała już na poziomie ulic i dzielnic, odrębności szkół elementarnych o charakterze wyznaniowym, przenosiła się też w sferę osobnych stowarzyszeń handlowych, przemysłowych, bankowych, szpitali i pomocy dla sierot czy chorych.

Żydzi dominowali w handlu i pośrednictwie handlowym, także na większą skalę. Koncentracja Żydów na handlu wynikała z niechęci, a nawet formalnej niemożności zajmowania się takimi zajęciami przez szlachtę, a więc jedynych – do czasu – majętnych Polaków. Podobnie bankowość i pożyczki były dziedzinami zarobkowania hańbiącymi szlachcica, a w konsekwencji znajdowały się w rękach Żydów. Dominowali oni w warsztatach rzemieślniczych zapewniających usługi także dla ludności chrześcijańskiej – jako krawcy, szewcy, rymarze itd. Większość żydowskiego handlu i rzemiosła tworzyły maleńkie jednorodzinne firmy, dające minimalny dochód, który pozwalał na bardzo skromne utrzymanie. Bieda była typowym losem większości Żydów, choć od polskiej biedoty odróżniała ich powszechna umiejętność czytania, pisania i liczenia, zwykle też większa dbałość o higienę, co wynikało z nakazów religijnych.

W konsekwencji relacje polsko-żydowskie ograniczały się do kontaktów handlowych i korzystania z usług rzemieślników. Nie obejmowały sfery towarzyskiej, społecznej, oświatowej. Te ostanie kontakty nawiązywały jednostki asymilujące się do polskości, przez Żydów ortodoksyjnych traktowane jak odstępcy, bezbożnicy, nie-Żydzi. Dopiero pod koniec stulecia, wraz z pojawieniem się żydowskiej elity świeckiej, zdystansowanej od ortodoksów religijnych (tak zwane synagogi postępowe), pojawią się kontakty polsko-żydowskie – głównie w sferze finansowej, przemysłowej, tworzenia szkół średnich dla kształcenia pracowników potrzebnych fabrykom itd.[31] Były to jednak kontakty ograniczone do sfer burżuazji, bogatego mieszczaństwa, prawie nigdy nie prowadziły do głębszej integracji, na przykład do mieszanych małżeństw. Polaków próbujących przekraczać tę granicę własne środowisko określało pogardliwie mianem szabes gojów. Asymilacja dotyczyła więc nielicznych, zarazem brakowało płaszczyzn kontaktów, współdziałania, a choćby i sporu, na płaszczyznach wytwarzanych przez wspólne instytucje samorządowe, gospodarcze, społeczne.

W następstwie tych odrębności między Polakami a Żydami wznosiła się wysoka bariera, poczucie odrębności i obcości było powszechne, utrzymywano kontakty codzienne, ale płytkie. Barierę tę przekraczali nieliczni asymilujący się do polskości inteligenci, napotykający często nieufność, dystans, niechęć, i w zasadzie skazani na drugorzędność wśród Polaków. W środowisku, z którego wychodzili, byli z kolei uważani za odstępców, zdrajców, wyrodne dzieci[32]. Mimo to w Legionach Polskich służyło ochotniczo co najmniej 648 Żydów, większość w I Brygadzie, 58 było oficerami, znaczna część przeszła wcześniej przez ruch strzelecki. Jak wynika z bliższej analizy tej grupy, obok osób głęboko zasymilowanych do polskości, niekiedy związanych też z PPS, byli legioniści o żydowskich imionach i zapewne tożsamości. Pokazuje to, że polskość otwarta, o lewicowej, równościowej, obywatelskiej formule, miała znaczną moc przyciągania[33].

Powyższe uwagi dotyczą jednego zaboru – rosyjskiego, największego, obejmującego większość ziem dawnej Rzeczypospolitej i większość ludności polskiej. Istniały też jednak zabory austriacki i pruski. Zabór austriacki, czyli Galicja i Śląsk Cieszyński, od lat 60. XIX wieku cieszył się autonomią i swobodami narodowymi, a poszerzał się też zakres swobód demokratycznych. Dla polskiej kultury, dla kształcenia, był to Piemont. Społeczeństwo polskie w Galicji było znacznie bardziej zintegrowane, wykształciło też umiejętności legalnego działania w stowarzyszeniach, samorządach, partiach politycznych, sejmie krajowym i parlamencie wiedeńskim. Kontrasty polityczne i narodowe nie były silne, jedynie spór polsko-ukraiński zatruwał atmosferę, aż wybuchł walką zbrojną w listopadzie 1918 roku. Trwająca od 1772 roku, a więc przez ponad wiek, odrębność rozwoju powodowała, że Galicja była dla Polaków z Królestwa „swoja”, ale i „obca”, miała inne problemy, inne odczucia, należała wszak do świata zachodniego z typowymi dla niego urządzeniami życia. Ta odrębność będzie widoczna także po 1918 roku, choć Galicja szybko zintegruje się z resztą kraju na poziomie politycznym.

Nie można tego powiedzieć o zaborze pruskim, w którym jednoznacznie polski charakter zachowywało Poznańskie. Dobrze zagospodarowane, z nowoczesnym rolnictwem, silnym mieszczaństwem, wysokim poziomem oświaty, społecznie i mentalnie różniło się od Kongresówki, ale też od Galicji. Pomorze Gdańskie, które od Rzeczypospolitej odeszło w 1772 roku, było regionem odrębnym, zamieszkanym przez polskich chłopów, w znacznej części Kaszubów, ale też przez Niemców. Ci ostatni przeważali w miastach. Na Górnym Śląsku dominowała ludność autochtoniczna, Ślązacy, posługująca się własną gwarą, od setek lat przynależna do Austrii, potem do Prus. Tu nawet nie mogła istnieć pamięć Rzeczypospolitej, gdyż od Polski ziemie te odpadły jeszcze za Piastów. Poczucie odrębności i związków z polskością kształtowało się dopiero od końca XIX wieku. Ślązacy tworzyli warstwę ludową, mieszczaństwo z reguły miało poczucie przynależności niemieckiej. Gdyby nie nadeszła I wojna światowa, proces integracji warstw ludowych z niemieckością zapewne szybko posuwałby się na Śląsku i na Pomorzu, natomiast Wielkopolska zachowałaby odrębność w ramach państwa niemieckiego, ale też pogłębiałby się dystans względem zaboru rosyjskiego. Różnice w postrzeganiu prawa, kultury życia codziennego, sensu aktywności publicznej, zasad gospodarowania już wówczas były ogromne i zapewne by rosły.

Powyższy przegląd prowadzi do kilku wniosków.

Głębokiej erozji uległo społeczeństwo polskie, jakie istniało do okresu powstania styczniowego. Złamana została dominacja dotychczasowej elity (szlachty), pojawiły się nowe warstwy społeczne o zróżnicowanym statusie, a wraz z nimi zapowiedź powstania nowego układu warstw i hierarchii. Nie można mówić o narodzinach społeczeństwa kapitalistycznego (nowoczesnego), choć pojawiły się jego elementy, zwłaszcza w zachodniej części Kongresówki. Niosły ze sobą zapowiedź dalszej erozji dawnego układu zależności postfeudalnych, opartych na strukturze stanowej dawnego społeczeństwa. Wśród nowych warstw szczególnie istotna politycznie była inteligencja, zarówno jako nośnik norm społecznych, cywilizacyjnych, prawnych, jak i twórca wyobrażeń o pożądanej przyszłości oraz grupa zdolna do uogólnienia sytuacji, doświadczeń, warunków życia warstw plebejskich, a w konsekwencji projektowania dalszych działań. Inteligenci byli też jedyną warstwą zdolną do zweryfikowania i rozpowszechnienia idei wynikających z tradycji dawnej państwowości.

W opisanych realiach społecznych trudno ocenić, czym było pojęcie narodu polskiego jako wspólnoty. Najprostsza definicja, obejmująca większość, musiałaby się ograniczyć do stwierdzenia: ludzie mówiący po polsku. Taka definicja nie dotyczy jednak poczucia wspólnoty ideologicznej obejmującej członków różnych, odległych od siebie i często antagonistycznych warstw czy mieszkańców różnych regionów o odmiennej specyfice. Brakowało wspólnego systemu uczenia i promowania kultury narodowej, gdyż do tego niezbędne było państwo wraz z systemem oświaty; brakowało też wspólnych doświadczeń. Powstania listopadowe i styczniowe były przede wszystkim doświadczeniami szlachty i inteligencji, w minimalnym stopniu dotyczyły warstw ludowych czy burżuazji. Wnieść tę tradycję do myślenia i odczuwania mogła wyłącznie inteligencja, ale na przeszkodzie stało obce i wrogie takiej misji państwo zaborcze. Droga do tworzenia nowoczesnego, a co za tym idzie obejmującego także warstwy ludowe (chłopów, robotników, drobnomieszczaństwo), narodu była więc zablokowana. Indywidualne działania podejmowane przez nieliczne grupy promujące kulturę i oświatę mogły tylko w niewielkim stopniu zmieniać tę sytuację. Aktywność Kościoła w rozwijaniu religijności ludowej przyczyniała się do integrowania ludu, ale raczej w specyficzną formę kulturową, zamkniętą na idee polityczne, także dotyczące nieuchronnych zmian społeczno-ekonomicznych, zmian obyczajowości, horyzontów poznania, tworzenia nowoczesnego narodu złożonego z różnych warstw. Identyfikacja ludowo-religijna tworzyła poczucie wspólnoty, ale nie prowadziła do szukania dróg odbudowy państwa.

Bez istnienia państwa z właściwym mu instrumentarium – systemem prawa, powszechną oświatą, instytucjami, wojskiem, wspólnymi symbolami – wytworzenie się nowoczesnego narodu nie było możliwe. W ówczesnych realiach społecznych, politycznych, ekonomicznych, a także w istniejącej sytuacji międzynarodowej marzenie o państwie polskim wydawało się zupełną abstrakcją. Nie istniały żadne przesłanki wskazujące na to, żeby takie marzenia miały się spełnić. Trudno zatem się dziwić, że takich dążeń nie wysuwały żadne grupy polityczne zastanawiające się nad realną przyszłością. Wnieśli to żądanie na początku lat 90. ludzie młodzi, marzyciele, szukający idei, wierzący, że idee mogą się zmaterializować, choć nie wiadomo kiedy i jak. Wniosła je do polskiego życia maleńka grupa entuzjastów, początkowo całkiem izolowanych, czerpiących siłę z poczucia osadzenia w polskiej tradycji, a zarazem rozumiejących doniosłość dokonujących się w społeczeństwie przeobrażeń.

Ta mała grupa inteligenckich entuzjastów od początku dzieliła się na dwa środowiska: jedno skupione wokół Ligi Polskiej i Ligi Narodowej, drugie wokół Polskiej Partii Socjalistycznej. Pierwsi odrzucali marksizm i koncentrowali się na próbach oddziaływania na chłopów, drudzy odwoływali się do marksizmu, międzynarodowych idei klasowych, adaptowali je do polskich warunków i oddziaływali na robotników. Historia polityczna Polski w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku jest w wielkiej mierze historią interakcji między tymi dwoma rosnącymi w siłę ruchami. Symbolizują je nazwiska Piłsudskiego i Dmowskiego.

Poniższą książkę poświęciłem trzeciemu ruchowi, przeciwstawnemu obu wymienionym, pozostającemu jednak w bezpośredniej interakcji i sporze z PPS. Jego twórcy dokonywali analizy przemian społecznych zachodzących w społeczeństwie Królestwa, ale odrzucali tradycyjne cele – myśl o narodzie i państwie. Tamtą epokę uważali za definitywnie zamkniętą. Refleksję budowali wyłącznie w odniesieniu do kategorii marksizmu, przewidując, że przyszłość będzie zdeterminowana przez rozwój ekonomiczny i wynikający z niej podział klasowy. Ten zaś będzie prowadził do zaniku dotychczasowych państw i narodów, a odrębności języków i kultur będą wtórne wobec podziałów materialnych i klasowych. Przyszłość zależała zatem ich zdaniem od tempa rozwoju i nabywania świadomości klasowej przez robotników, gdyż to oni drogą rewolucji otworzą nową epokę.

Pod koniec XIX wieku marksizm był na zachodzie Europy popularną ideologią, szkołą myślenia o ekonomii i społeczeństwie. Powstawał w sporze z liberalizmem, którego idea wolności, w tym wolności bogacenia się, była według socjalistów skrajnie niesprawiedliwa, akceptowała wyzysk, gigantyczne nierówności, zachowania egoistyczne. Do Polski wniósł nowość, przekroczenie tradycyjnych ograniczeń dotychczasowego patriotyzmu, idealizacji przeszłości, zarazem wyjaśniał dokonujące się zmiany społeczne. Marksiści wskazywali, że rozwijający się przemysł stwarza klasę robotniczą, która stanie się podstawową klasą społeczeństwa kapitalistycznego, a walcząc z burżuazją, niesie postęp, i ostatecznie to ona stworzy sprawiedliwe społeczeństwo, nowy, lepszy świat. Ten mesjanizm klasy robotniczej był dobrze osadzony w wykładzie dziejów formacji społeczno-ekonomicznych, dostarczał też przekonujących narzędzi analizy współczesnego społeczeństwa. Marksizm przesuwał akcent z wyobrażenia dziejów jako zmagań państw i narodów na dzieje zmagań ekonomicznych. Historię pisaną z sentymentem do państw, dynastii, wodzów przenosił w wymiar zimnej analizy zjawisk obiektywnych, dziejących się ponad wolą jednostek. Historycznie istniejące państwa ujmował jako formy i narzędzia działania klas posiadających narzędzia produkcji i tworzących taki porządek polityczno-prawny, który stabilizował ich pozycję społeczno-materialną.

Powyższe spojrzenie na dzieje państw nie pozwalało na sentymentalizm w traktowaniu polskiej przeszłości i było zanegowaniem tradycyjnego patriotyzmu. Pierwsze pokolenie marksistów polskich odmawiało więc angażowania robotników w „sprawę narodową”, wskazując na międzynarodowy charakter marksizmu i określonej przez niego misji klasy robotniczej. Tak rzecz ujmował Ludwik Waryński i krąg jego współpracowników z partii Proletariat (1882). Oponenci Waryńskiego, wśród których wyróżniał się Bolesław Limanowski, czerpiąc z marksizmu, pragnęli wiązać go z tradycją polskiej lewicy patriotycznej. Przełamanie nastąpi w 1892 roku i oba nurty zjednoczą się na gruncie klasowym, socjalistycznym i narodowym zarazem.

Państwo czy rewolucja było zasadniczym dylematem programowym, który dzielił polską lewicę, odwołującą się do tej samej klasy społecznej – proletariatu. Walka o wpływ na robotników, zdolność ich zorganizowania, ukształtowania ich świadomości, popchnięcia w kierunku walki o państwo albo o powszechną rewolucję, wytyczała główną alternatywę polityczną na lewicy. Jak się okaże w listopadzie 1918 roku, wynik tej trwającej ponad dwa dziesięciolecia walki przesądzał o możliwości powstania państwa polskiego. Wówczas bowiem zaszły okoliczności wcześniej niewyobrażalne, które pozwoliły na podjęcie wyzwania, jakim było tworzenie państwa.

[1] A.J. Leinwand, Rewolucja versus niepodległość. Konflikt (z)realizowanych marzeń, [w:] Rok 1918. Odrodzona Polska i sowiecka Rosja w nowej Europie, red. L. Zasztowt, J. Szumski, t. 1, Warszawa 2019.

[2] T. Łepkowski, Rozważania o losach polskich, Londyn 1987, s. 94.

[3] Tamże, s. 96–97.

[4] J. Jedlicki, Klejnot i bariery społeczne, Warszawa 1968, s. 422.

[5] R. Wapiński, Polska i małe ojczyzny Polaków, Wrocław 1994, s. 100–102.

[6] O dramatycznych formach tego poddaństwa, wprawdzie na Kresach, gdzie zapewne przejawiało się ono w brutalniejszej formie niż w Kongresówce, zob.: D. Beauvois, Polacy na Ukrainie 1831–1863. Szlachta polska na Wołyniu, Podolu i Kijowszczyźnie, przeł. E. i K. Rutkowscy, Paryż 1988.

[7] R. Kołodziejczyk, Burżuazja polska w XIX i XX wieku, Warszawa 1979. Por.: L. Skrzydło, Rody fabrykanckie, t. 1–2, Łódź 2000.

[8] A. Jezierski, Historia gospodarcza Polski, Warszawa 1998, s. 184.

[9] J. Żurawicka, Inteligencja warszawska w końcu XIX wieku, Warszawa 1978.

[10] A. Chwalba, Polacy w służbie Moskali, Warszawa–Kraków 1999 (podane liczby na s. 156, 185, 197); J. Żurawicka, Inteligencja warszawska…, dz. cyt., s. 107.

[11] Cyt. za: A. Kłoskowska, Inteligencja w słowie i obrazie własnym, [w:] Inteligencja polska XIX i XX wieku. Materiały z wystawy i sesji naukowej, red. A. Garlicka, J. Jedlicki, Warszawa 1995, s. 127–128.

[12] J. Jedlicki, Wiek dziewiętnasty: inteligencja w pojęciu polskim, [w:] Inteligencja polska XIX i XX wieku, dz. cyt., s. 138.

[13] Tenże, Jakiej cywilizacji Polacy potrzebują, Warszawa 1988, s. 288.

[14] A. Mencwel, Poza „weselem” i „snem o potędze”. Inteligencja polska na progu XX wieku, [w:] Inteligencja polska XIX i XX wieku, dz. cyt., s. 147.

[15] L. Hass, Inteligencji polskiej dole i niedole. XIX i XX wiek, Łowicz 1999, s. 9–10.

[16] Cyt. za: S. Rudnicki, Ziemiaństwo polskie w XX wieku, Warszawa 1996, s. 18.

[17] B. Cywiński, Rodowody niepokornych, wyd. 3, Paryż 1985, s. 32.

[18] J. Jedlicki, Jakiej cywilizacji…, dz. cyt., s. 255.

[19] E. Kaczyńska, Dzieje robotników przemysłowych w Polsce pod zaborami, Warszawa 1970, s. 104. Por.: L. Hass, Polska klasa robotnicza do 1914 r., „Z Pola Walki” 1983, nr 3; tenże, Polska klasa robotnicza 1915–1939, „Z Pola Walki” 1983, nr 4.

[20] L. Hass, Polska klasa robotnicza do 1914 r., dz. cyt., s. 35.

[21] A. Jezierski, Historia gospodarcza Polski, dz. cyt., s. 182.

[22] E. Kaczyńska, Dzieje robotników…, dz. cyt., s. 107.

[23] L. Hass, Polska klasa robotnicza do 1914 r., dz. cyt., s. 38.

[24] E. Kaczyńska, Dzieje robotników…, dz. cyt., s. 116.

[25] Tamże, s. 117.

[26] Tamże, s. 127–131, 143.

[27] Tamże, s. 155.

[28] Tamże, s. 158.

[29] Tu i dalej: A. Barańska, Nowoczesny naród, nowoczesna religijność – przypadek Polski, referat wygłoszony na Zjeździe Historyków Polskich, wrzesień 2019, https://bit.ly/2EYGnaj (dostęp 7 września 2020).

[30] J. Bardach, O dawnej i niedawnej Litwie, Poznań 1988, s. 218.

[31] W. Puś, Żydzi w Łodzi w latach zaborów 1793–1914, Łódź 2001; M. Fuks, Żydzi w Warszawie, Poznań 1997; A. Żbikowski, Żydzi krakowscy i ich gmina w latach 1869–1919, Warszawa 1994; Żydzi w Polsce. Dzieje i kultura. Leksykon, red. J. Tomaszewski, A. Żbikowski, Warszawa 2001.

[32] A. Hertz, Żydzi w kulturze polskiej, Warszawa 2003.

[33] M. Gałęzowski, Na wzór Berka Joselewicza. Żołnierze i oficerowie pochodzenia żydowskiego w Legionach Polskich, przedmowa R. Pipes, Warszawa 2010.

Rozdział I

Czas heroiczny — fundamenty

Szukając odniesień do przeszłości, polscy komuniści zwykle przypominali Wielki Proletariat, partię założoną przez Ludwika Waryńskiego w 1882 roku. Była to faktycznie pierwsza zorganizowana grupa nazywająca się partią, która zamierzała organizować robotników, zwracała się do nich, wysuwała hasła klasowe, odwoływała się do marksizmu, zapowiadała przyszłą rewolucję mającą obalić kapitalizm. Proletariat działał przez kilkanaście miesięcy, w tym czasie nastąpiły aresztowania jego przywódców, także Waryńskiego; skazany na wieloletnie więzienie, umrze w twierdzy szlisselburskiej. Ocalali członkowie partii kontynuowali działalność, sięgnęli też do terroru jako metody walki, co przyczyniło się do tego, że aresztowani w 1884 roku zostali skazani na śmierć i powieszeni na stoku warszawskiej Cytadeli. Proletariat odżegnywał się od głoszenia idei niepodległościowych, poprzestawał na klasowych, co faktycznie będzie go łączyć z późniejszym ruchem rewolucyjnym określanym z czasem jako komunistyczny.