8,00 zł
Akcja opowiadania dzieje się w latach 90-tych XXI wieku. Ale nie tylko. Przeniesiemy się również w czasie o dwa tysiące lat do przodu i wylądujemy wraz z członkami załogi statku kosmicznego „Stamina 6” na planecie Trapist 1d, a także cofniemy się do epoki renesansu, aby spotkać się na chwilę z najsławniejszym lekarzem i astrologiem wszech czasów. Czy wydarzenia z tych rożnych okresów historycznych mogą mieć ze sobą jakiś związek? Aby się tego dowiedzieć trzeba sięgnąć po to opowiadanie z pogranicza fantasy i science fiction. Moim zamiarem było napisać je ciekawe, łatwe w odbiorze i przyciągające uwagę czytelnika. Czy się udało? Zachęcam Cię do własnej oceny.
Głównymi bohaterami są Markus i Leart, dwaj podstarzali informatycy, pracujący w szwajcarskiej firmie ubezpieczeniowej. Wraz z Iloną, swoją koleżanką z pracy, przez przypadek, dokonują epokowego odkrycia. Odkrycia, które ma potencjał przewartościowania sensu życia wszystkich ludzi na Ziemi. Staje się ono również źródłem wielkich zmian ich własnej egzystencji. Przemieni Markusa i Learta z tych, którzy czekają na zbliżającą się emeryturę, po to aby dożyć na niej reszty swoich dni, przyjmując życie jako stan dokonany, w ludzi zgoła innych,u których dzieją się rzeczy niespodziewane i zaskakujące nawet ich samych.
Czy słyszałeś potencjalny czytelniku o fetyloetyloaminie? To hormon wytwarzany przez przysadkę mózgową. Ma duże znaczenie dla losów Markusa i nie jest obojętny innym uczestnikom tych wydarzeń. Istotną rolę w fabule tego opowiadania odegra również aplikacja pod nazwą Metyda (w mitologii greckiej roztropna ale również przewrotna córka Okeanosa i Tetydy) uruchomiona na komputerze kwantowym jednego z renomowanych, szwajcarskich ośrodków medycznych. Jej działanie wymknęło się spod kontroli.
To tyle, co chciałbym zdradzić, aby zachęcić do lektury. Ale ujawnię również swój sekret. Jest pewna uniwersalna wartość, która stanowi klucz do sensu większości tekstów, które napisałem. To uniwersalne i jedyne w mojej ocenie istotne pojęcie w tajemniczym i nadzwyczajnym zjawisku ludzkiej inteligencji. W tym szczególnym, trójwymiarowym uniwersum, w jakim przyszło nam wyewoluować, w języku polskim występuje pod znaczeniem słowa: „Miłość”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 252
OSTATNIA KARTKA
KALENDARZA
Opowiadanie science-fiction
Andrzej Sławski
Katowice 2025
ISBN 978-83-962599-5-0
Katowice
Wydanie prywatne – Progras
Wydanie I Nakład 30
Wydrukowano: JKB Print Warszawa
Projekt okładki i nota: Małgorzata Wiencek
Teraz Panie zabierz mi proszę, moje życie,
albowiem lepsza dla mnie śmierć niż życie.
Księga Jonasza (4,2–3)
– O, Ethan, dawno cię nie widziałem, bardzo dawno, jak się czujesz?
– Jak na 300 letniego dziadka, to chyba całkiem nieźle. Wybudziłem się cztery godziny temu. Przeszedłem badania medyczne. Jak wyglądam?
– Wciąż wyglądasz na swoje 26 lat. Ja już nie śpię od wczoraj. Ból głowy zupełnie mi przeszedł, krwawienie z nosa też. Większość załogi już nie śpi.
– Ty też wyglądasz normalnie. Wszyscy przetrwali hibernację?
Ethan się uśmiechnął.
– Tak, dziewczyny też, jeśli o to pytasz. Mia była tu przed chwilą, ale chyba o tobie zapomniała.
– Cooo???
– Dobra, żartuję przecież. Za godzinę mamy zebranie w mesie. Już tam się zbierają. Dowódca będzie przemawiał.
– Zostawili cię tu samego?
– Dam sobie radę.
Jayden z ciekawością patrzył na monitor. Był jednym z ostatnich wybudzonych po hibernacji.
– Jesteśmy na stabilnej orbicie?
– Tak, wszystko przebiega prawidłowo.
– Jaka wysokość?
– 280 km.
– I co?
– Siadaj koło mnie i patrz. Zaraz będzie wschodzić Trapist.
Jayden usiadł koło Ethana przed dużym monitorem kamery głównej. Byli jednymi z 68 członków załogi Staminy 6, która właśnie dotarła do celu swojej podróży. Zadaniem Ethana, nawigatora misji, jest wybór właściwego miejsca do lądowania. Nie musi się śpieszyć. Ma na to cały miesiąc. Obaj zamilkli i patrzyli jak zahipnotyzowani na wschód gwiazdy systemu planetarnego. Był to czerwony karzeł o nazwie Trapist 1. Światło sto razy słabsze od ziemskiego Słońca, oświetliło powierzchnię planety, do której odkrywcy dotarli po niemal 300 letniej podroży. Przed nimi, na monitorze zajmującym całą ścianę kabiny sterowniczej ukazał się piękny, bardzo plastycznie oświetlony, zupełnie dziki krajobraz. Powierzchnia pokryta była łańcuchami górskimi, poprzecinanymi głębokimi parowami rzecznych wąwozów, a na horyzoncie wyłonił się wodny ocean. Wszystko skąpane w czerwonym świetle sprawiało hipnotyzujące pięknem, ale również niepokojące wrażenie. Nie było niczego, co mogłoby się wydawać nie stworzone przez naturę. Nagle, znad horyzontu, na tle pomarańczowego nieba, wyłoniła się kolejna planeta układu. Wydawała się być bliżej niż ziemski Księżyc od Ziemi.
W czerwonym świetle wyraźnie dało się rozpoznać elementy topografii.
– Patrz na to! Jak blisko!
Jayden krzyknął.
– Wiem, to Trapist – 1e. Nasz sąsiad. Jest ich tu więcej. Musimy się przyzwyczaić. Na pewno polecimy tam w odwiedziny.
Znowu obaj spojrzeli w dół na powierzchnię, nad którą orbitowali.
– Ile wody!
– Właśnie.
– Atmosfera?
– Ciśnienie nieco mniejsze od ziemskiego. Nie znam jeszcze dokładnego składu, ale jest azot, i sporo tlenu.
– Jest tlen?
– Tak.
– Ciekawe skąd, a temperatura?
– Średnia temperatura 4,8 stopnia Celsjusza.
– Da się oddychać?
– Tak, ale z dodatkiem tlenu z butli.
– A bez butli?
– Trudno powiedzieć, raczej ciężko, ale niewykluczone.
– Ethan, a życie?
– Na razie nic nie ma. Gdyby było, wybudzono by nas znacznie wcześniej.
Po dwudziestu minutach statek minął ocean. Zaraz za nim z gęstych chmur wyłonił się płaskowyż, a potem kolejny łańcuch górski.
– Ten płaskowyż ma nazwę?
– Ma numer nadany przez automatyczny skaner. Zanim nas wybudzono, komputer zeskanował powierzchnię planety i nazwał główne formacje topograficzne. Stamina krąży już wokół Trapista od dwóch tygodni. Ocean to O2, ten łańcuch górski to M324, a ten płaskowyż to NW4386. To ułatwi nam nawigację i wybór miejsca do lądowania.
Nagle Jayden zwrócił na coś uwagę.
– Patrz tam, co to?
– Gdzie?
– No tam, na końcu tego płaskowyżu. Tego NW4386.
Ethan popatrzył z zainteresowaniem.
– Nie widzisz?
– A rzeczywiście, to ciekawe, chyba krater?
– Krater?
***
Doktor zastygł nieruchomo, uważnie wpatrując się w dobrze widoczne dzisiaj, gwiaździste niebo. Była godzina druga i w mieście wygasły już światła, co dodatkowo poprawiało warunki badań astronomicznych. Był sam na strychu domu, czyli w swojej pracowni, w której prowadził obserwacje każdej bezchmurnej nocy. Choć korzystał tylko z prostych przyrządów, nie przeszkadzało mu to w pozyskaniu sobie znaczącego uznania w środowisku współczesnych astrologów. Teleskop wynaleziono ponad 100 lat później. Michel, bo tak miał na imię, wpatrzony był w gwiazdozbiór Wodnika, słabo widoczny na jesiennym niebie. Starał się całą swoją duszą łączyć z głosem gwiazd, których znaki tak dobrze nauczył się rozumieć. Utyskiwał nieco, że starość odbiera mu już ostrość zmysłów, jaką jeszcze niedawno posiadał. Czasem przerywał obserwacje, uważnie coś notując. Często skupiał uwagę na tej szczególnej części nieba. Nie rozumiał dlaczego tak jest. Zawsze obserwując Wodnika był spokojny, odprężony i całkowicie oddany swojej fascynacji. Zastygał w medytacji, czasem na wiele minut. Dzisiaj było tak samo, ale nagle coś się zmieniło. Najpierw zbladł, a po kilku sekundach jego twarz zapłonęła rumieńcem emocji. Upadł na kolana i zakrył twarz rękoma w wielkiej egzaltacji. Jego dłonie drżały. Zwrócił się w myślach z pytaniem do Boga, którego tak bardzo kochał i w którego szczerze wierzył.
– „Panie mój, dlaczego uznałeś, że powinienem również o tym wiedzieć?”
Przerwał badania i położył się na łóżku. Tej nocy nie zasnął ani na chwilę. Wspominając całe swoje życie, zamknął je w myślach końcową klamrą.
***
– Pani Gamella! Pani Gamella!
– Co się dzieje? Kto śmie nas budzić w środku nocy?!
– Pani Gamella. Anno otwórz, proszę!
Powstało zamieszanie. Domownicy lekko wystraszeni zaczęli się budzić. Zapalono świece na świeczniku stojącym na stole w salonie. Kobiecy głos za drzwiami nie ustawał w nawoływaniu o pomoc. Anna podeszła i odryglowała ciężką zasuwę zamykaną na noc. Z obawą lekko uchyliła drzwi wejściowe. Uderzył ją chłód styczniowej nocy. Za drzwiami stała mieszczanka w średnim wieku. Anna nie widziała dobrze, ale wydawało jej się, że zna ją z widzenia. Mieszkała na sąsiedniej ulicy. Była przejęta i zapłakana.
– Anno błagam, proszę poprosić doktora. Niech ratuje moją córkę.
– Pani Judyta? Prawda? Bo po ciemku nie rozpoznaję.
– Tak to ja. Mieszkam na sąsiedniej ulicy. Proszę mi pomóc.
– Ale co się stało?
– Proszę nakłonić doktora, żeby przyszedł do mojej córki. Jest bardzo chora, ma gorączkę, ciężko oddycha. Boję się, że nie dożyje do rana.
Anna wciąż stała w drzwiach, ale uchyliła je szerzej.
– Ale Judyto, wszyscy wiedzą, że on już nie praktykuje. Jest słaby, ma swoje lata. Nie chodzi już do chorych.
– Tak wiem, dlatego błagam panią o pomoc. Niech go pani poprosi. Może dla mojej córki zrobi wyjątek. Tylko on może jej pomóc.
– Wejdź do środka, pójdę z nim porozmawiać. Jest u siebie na górze.
Anna wpuściła Judytę, rozpytała trochę i poszła po schodach do pracowni doktora. Spędzał w niej wiele godzin. W dzień sporządzał lecznicze mikstury, a w nocy prowadził obserwacje astronomiczne. Laboratorium było bogato wyposażone. Sława dokonań doktora przekraczała już granice Francji. W pracowni miał również swoje dodatkowe łóżko. Wiele nocy w nim przespał, nie chcąc budzić Anny. Często prowadził obserwacje i badania aż do świtu.
– Michel, śpisz?
– Już nie. Obudziliście mnie. Co to za zamieszanie?
– To Judyta, sąsiadka z ulicy obok.
– Czego chce?
– Błaga, żebyś przyszedł do jej córki.
– Co jej jest?
– Gorączkuje już drugi tydzień. Ma biegunkę. Jest tak słaba, że nie potrafi sama wstać z łóżka. Jej stan wciąż się pogarsza.
– Lekarz był?
– Jakiś był, ale nic jej nie pomógł.
– Przecież wszyscy wiedzą, że już nie chodzę do ludzi.
– No tak.
– Dobrze, zaraz zejdę, tylko się ubiorę i wezmę co trzeba.
Po chwili doktor zszedł na dół.
– Judyto prowadź.
Po kilku minutach Judyta wraz z doktorem stali przy łóżku jej córki. Dziewczynka o imieniu Gabrielle miała 14 lat. Doktor dokładnie ją zbadał. Sprawdził puls, osłuchał piersi, obmacał starannie twardy, nabrzmiały brzuch. Oddychała z trudem. Kontakt z nią był utrudniony, miała wysoka gorączkę. Była bardzo słaba.
– Jak długo to trwa?
– Od 10 dni. Jest coraz gorzej.
– Ma biegunkę?
– Tak, bardzo nasiloną. Musimy jej pomagać, ledwie umie wstać.
– Wiem co jej jest. To poważna sprawa. To gorączka durowa.
– Wyzdrowieje?
– Nie wiem na pewno, ale chyba tak. Jest młoda, ma szanse. Zostawię jej lekarstwa. Gorączka szybko spadnie. Musi leżeć w czystej pościeli. Nasmarujcie jej piersi i plecy tą maścią i ciepło ją przykryjcie. Trzeba tu lepiej nagrzać. Jest dla niej zbyt chłodno. Trzeba sprowadzić zdrową, źródlaną wodę spoza miasta. Będziesz z niej robić napar z ziół, które ci zostawię. Musi dużo i często pić. Trzeba tego dopilnować. Przynajmniej trzy kwarty na dobę. Te pigułki 3 razy dziennie, a krople co 2 godziny. Jutro znowu do niej przyjdę. Musicie bardziej dbać o czystość i nie pić wody z miejskiej studni. Tyle razy każdemu to powtarzam.
– Dziękuję doktorze, jest pan dobrym człowiekiem.
Judyta się rozpłakała. Schorowany doktor wrócił do domu. Zmarzł trochę po drodze. Zaczął kaszleć.
– Michel ktoś do ciebie!
Anna krzyknęła z dołu do męża.
– Kogo tam znowu niesie? Już idę!
Przed domem stał młody mężczyzna w skórzanej kurtce. Trzymał za uzdę dorodnego, choć wyraźnie zmęczonego konia. Widać było, że przyjechał z daleka. Anna z ciekawością zaglądała zza pleców.
– Doktorze, pana zamówienie. Jadę z tym wprost z Florencji, specjalnie do pana.
Doktor wziął do ręki niewielki przedmiot zawinięty w szare płótno.
– Ile mam zapłacić?
– 8 liwrów, zgodnie z umową. Nie będzie pan oglądał?
– Nie, wiem co to jest.
Odliczył 10 liwrów i dał posłańcowi.
– Reszta jest twoja, przebyłeś szmat drogi.
Jeździec się ucieszył i schował srebrne monety do sakiewki. Anna zapytała z ciekawością:
– Pokaż, co kupiłeś? Czy to coś dla mnie?
– Nie, to nie jest dla ciebie. Pokażę ci wieczorem, porozmawiamy o tym – dobrze?
Anna odeszła nieco zawiedziona.
– A jeszcze jedno.
– No co tam?
– Ta Judyta przekazała, że dziewczynce już lepiej. Jest ci bardzo wdzięczna.
Doktor z żoną leżeli razem w łóżku. Był późny wieczór i w domu panowała cisza. Anna położyła głowę na wynędzniałym ramieniu Michela, a ten przytulił ją czule.
– Musimy porozmawiać.
Odezwał się szeptem.
– Muszę ci o czymś powiedzieć.
– Stało się coś?
– Nie, ale chcę, żebyś wiedziała, żebyś nie była zaskoczona.
– O czym powinnam wiedzieć? Czy to ma związek z tą dzisiejszą przesyłką?
Przytulił ją mocniej.
– Po części tak. Anno... moje życie dobiega końca.
Zastygła w przerażeniu.
– Michel, co ty mówisz?
– Tak jest i musisz się z tym pogodzić. Mówię ci, żebyś była na to przygotowana.
– Skąd wiesz?
– Po prostu wiem. To nie stanie się jutro ani za tydzień.
– Kiedy?
– Za pół roku, w lecie, na początku lipca.
– Co ty mówisz? Na pewno się mylisz, nie da się przewidzieć nadejścia śmierci. Nie jesteś śmiertelnie chory. Wiem, że nie jestem, ale wiem również, że to się stanie.
– Od kiedy o tym wiesz?
– Od jesieni.
Anna się rozpłakała.
– Nie płacz, tak musi być, nic na to nie poradzimy. Ja czuję się spełniony, wszystko czego chciałem, udało mi się osiągnąć. Odejdę do Boga. Wiem, że na mnie czeka. Teraz popatrz.
Doktor wstał z łóżka i sięgnął do komody po tajemniczą przesyłkę, która dzisiaj otrzymał. Rozwinął ją i pokazał żonie.
– Co to jest?
– Medalion
– Po co ci on? Jest ładny.
– Jak to się stanie to powiesisz go na mojej szyi. Chcę być z nim pochowany.
– Michel, przestań tak mówić.
Anna się rozpłakała. Po chwili trochę się uspokoiła i przyjrzała się przedmiotowi.
– Co to znaczy? To data? Rok?
– Tak.
– Ma jakieś znaczenie?
– Myślę, że tak.
Doktor położył się znowu i oboje leżeli przytuleni w milczeniu do rana, nie mogąc zasnąć. Anna cicho płakała. Doktor był spokojny. Nie czuł strachu.
***
– Mamo, mamo! Chodź szybko na gorę!
13-letni Cesar, przerażony ciągnął Annę do pracowni doktora.
– Co się dzieje?!
– Ojciec.
– Co?
– Leży na ławce koło łóżka.
Anna pobiegła z synem na górę. Zbiegli się wszyscy domownicy. Doktor był martwy.
***
Anna wraz z najstarszym synem, poszli do pracowni i przeglądali zapiski. Trafili na Kalendarz. Ze zdumieniem razem czytali następujący zapis sprzed kilku miesięcy:
„Nie zostało już nic do zrobienia. Idę do Boga mego. Przybywają najbliżsi, rodzina, bracia krwi. Znajdują mnie na ławce. Martwego”.1**
Potem już, jako jeden z ostatnich zapisków:
„Śmierć jest blisko”.
Anna ze łzami w oczach zamknęła kalendarz. Na okładce widniał starannie wykaligrafowany podpis: „Michel de Nostredame – 1566”.2
***
1 Drogi czytelniku, oddzielmy konfabulacje autora od prawdy historycznej. Prawdą jest, że Nostradamus na kilka miesięcy przed swoją śmiercią napisał w „Kalendarzu”: „...Na ławie u mego łoża znajdą mnie martwego....” I tyle. Nie zapisał daty swojej śmierci, jednak okoliczności znalezienia zwłok odpowiadają jego opisowi.
W chwili pisania tych słów był już ciężko chory. Zmarł 2 lipca 1566 r. Prawdopodobne jest również, że w dniu otwarcia (profanacji) jego grobu w roku tysiąc siedemsetnym, czyli 134 lata po jego śmierci, przy szkielecie znaleziono medalion z wygrawerowanym napisem ”1700”, co wskazywałoby na to, że przewidział to zdarzenie. Cała reszta tej opowieści, czyli przewidzenie daty swojej śmierci oraz okoliczności zakupu medalionu, to historia wymyślona przeze mnie. Źródeł historycznych brak. Przynajmniej ja o nich nie słyszałem. Trzeba tu zaznaczyć, że na potrzeby tego opowiadania, szukałem informacji o profecie i z nieznanych mi powodów, wydane po polsku są niewystarczające. Mnie nie udało się nawet znaleźć pełnego tłumaczenia treści Centurii na polski. Jednak nie mam wątpliwości i piszę to zupełnie szczerze, że Nostradamus posiadał zdolności profetyczne. Słynny czterowiersz (35) z I Centurii:
„Młody lew zwycięży starego,
Na arenie, w pojedynczym turnieju,
W złotej klatce wydrapie mu oczy,
Z dwóch bojów ten jeden pociąga za sobą okrutną śmierć.”
W którym z wyprzedzeniem 4 lat, przewidział okoliczności śmierci francuskiego króla, Henryka II Walezjusza, po prostu rzuca na kolana.
”The Prophecies Of Nostradamus. Wydanie z 2018r. Century I 35
The young lion will overcome the older one, in a field of combat in single fight: He will pierce his eyes in their golden cage;
two wounds in one, then he dies a cruel death.”
2 „Nostradamus: prorok, mistyk i wizjoner” - Kazimierz Jasiński. Artykuł „Rzeczpospolita” 2.11.2017.
Rok 3849.
Rok 1565. Wrzesień,2284 lata wcześniej.
Cztery miesiące później. Rok 1566. Styczeń.
Cover