Opowieści o początkach - Opracowanie zbiorowe - ebook

Opowieści o początkach ebook

Opracowanie zbiorowe

0,0

Opis

Przed Wami wywiady z założycielami terapii Gestalt. ,,Opowieść o początkach” pokazują co inspirowało twórców i od czego wszystko naprawdę się zaczęło.

Rozmowy opisują osobiste przeżycia i historie osadzone w rzeczywistości XX w.
Możemy poznać założycieli nie tylko od strony teorii jaką współtworzyli, ale także w bardzo intymnych wypowiedziach dotyczących ich życia.
„Słuchając, jak opowiadasz o swojej relacji z Fritzem, rozumiem, jak sądzę, nieco głębiej, dlaczego w początkowym okresie swojego istnienia terapia Gestalt nie potrafiła zająć się kwestią intymności z jakąkolwiek duszą i dlaczego tak bardzo celebrowała silną jednostkę, ale nie wspólnotę i nie więź. Myślę, że pokazuje to również, dlaczego tak ważne jest, aby teoria podlegała rewizji i była rozwijana przez wiele osób, a nie była wytworem tylko jednej osoby.’’ (fragment książki)

”Ziarna terapii Gestalt zostały zasiane, gdy utworzona w 1948 roku „grupa edukacyjna” zaczęła spotykać się co tydzień w Nowym Jorku. Grupa ta stała się zalążkiem nowojorskiego Instytutu Terapii Gestalt (The New  York Institute for Gestalt Therapy), który został założony w 1952 roku, co zbiegło się z publikacją „Gestalt Therapy”. Członkami założycielami grupy byli Paul Weisz, Paul Goodman, Elliot Shapiro, Frederick i Laura Perls, Sylvester „Buck” Eastman oraz Isadore From. Spośród tej grupy tylko Isadore From i Paul Goodman oraz Frederick i Laura Perls zaczęli nauczać teoretycznych założeń terapii Gestalt poza pierwotną grupą.
„Spośród występujących tu osób żyją jeszcze tylko Erv Polster i syn Perlsów, Stephen. Pozostali pojawiają się w transkrypcjach wywiadów, nagrywanych „na żywo” przez osoby, które dobrze ich znały i głęboko ceniły ich talenty kliniczne i teoretyczne”.

Joe Wysong The Gestalt Journal Press

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 191

Rok wydania: 2022

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału: An oral history of Gestalt therapy

Copyright by © 1988 by The Gestalt Journal Press

Copyright © fot the Polish translation by Urszula Krasny, 2022

Copyright © for this edition by Oficyna Zwiążek Otwarty, 2022

Redakcja: Dorota Śrutowska

Korekta: Joanna Wysłowska

Opieka redakcyjna: Katarzyna Kurska-Wilk

Projekt okładki: Paweł Sky (www.pawelsky.pl)

Wydanie I

Warszawa 2022

ISBN 978-83-959403-9-2

Oficyna Związek Otwarty

ul. Kaliska 5/6, 02-316 Warszawa

www.oficynazwiazekotwarty.pl

[email protected]

Wstęp

Pierwotne wydanie książki Opowieści o początkach. Wywiady z twórcami Gestalt (An Oral History of Gestalt Therapy) zawierało wywiady z Laurą Perls, Isadore’em Fromem, Ervingiem i Miriam Polsterami oraz Elliottem Shapiro. Do tej edycji specjalnej dołączono dwa dodatki: wywiad z Frederickiem (Fritzem) Perlsem oraz wykład wygłoszony w 1993 roku przez syna Perlsa, Stephena, na dorocznej 15. Konferencji The Gestalt Journal.

Ziarna terapii Gestalt zostały zasiane, gdy utworzona w 1948roku grupa edukacyjna zaczęła się co tydzień spotykać w Nowym Jorku. Grupa ta stała się zalążkiem nowojorskiego Instytutu Terapii Gestalt (The New York Institute for Gestalt Therapy), który został założony w 1952 roku. Wydarzenie to zbiegło się z opublikowaniem książki Gestalt Therapy. Członkami założycielami grupy byli Paul Weisz, Paul Goodman, Elliott Shapiro, Frederick i Laura Perlsowie, Sylvester (Buck) Eastman oraz Isadore From. Spośród nich tylko Isadore From i Paul Goodman oraz Frederick i Laura Perlsowie zaczęli nauczać teoretycznych założeń terapii Gestalt poza pierwotną grupą.

Kiedy Frederick Perls wziął swój pierwszy dłuższy „urlop” i wyjechał z Nowego Jorku do Los Angeles, poprosił Isadore’a Froma, aby dołączył do niego jako nauczyciel wspomagający. Mieli biuro w pobliżu Hollywood Boulevard i założyli grupę szkoleniową, którą wspólnie prowadzili. W ciągu niespełna roku Perls opuścił Kalifornię i przekazał swoich uczniów oraz pacjentów Fromowi, który mieszkał w Los Angeles przez dwa lata, praktykując i ucząc terapii Gestalt. W 1952 roku From postanowił wyjechać w dłuższą podróż do Europy. Na wieść o tej decyzji Perls poprosił go o znalezienie tam psychologa i urologa, którzy czytali o terapii Gestalt i byliby zainteresowani szkoleniem.

From przebywał w Europie w latach 1952–1953, prowadząc pierwszy program nauczania terapii Gestalt poza Stanami Zjednoczonymi. Europejskie seminaria i programy Froma rozrosły się do tego stopnia, że w końcu kupił dom na południu Francji, który stanowił bazę dla jego europejskiej działalności dydaktycznej aż do 1984 roku, kiedy to zaczął ograniczać swoje nauczanie głównie do Stanów Zjednoczonych.

Inni trenerzy Gestalt zaczęli odwiedzać Europę prawie dwie dekady później, ale żaden z nich nie wywarł tak dużego wpływu jak From na rozwój terapii Gestalt w Europie. (From miał ogromną liczbę studentów z ponad dwudziestu pięciu krajów europejskich oraz innych części świata, którzy przez ponad trzydzieści lat przyjeżdżali do Europy specjalnie po to, by się u niego uczyć).

W 1953 roku grupa z Cleveland w stanie Ohio, która uczestniczyła w warsztatach prowadzonych przez Frederi-cka Perlsa, poprosiła Perlsa, Laurę Perls, Paula Goodmana, Paula Weisza i Isadore’a Froma o uruchomienie programu szkoleniowego. Powstał on w 1954 roku w formie Instytutu Gestalt w Cleveland.

Isadore From od 1954 roku był zaangażowany w tworzenie pierwszych programów szkoleniowych z zakresu terapii Gestalt w Nowym Jorku, Kalifornii, Cleveland i Europie.

Inny członek oryginalnej grupy edukacyjnej, Elliott Shapiro, został reformatorem edukacji. Jego pracę opisał Nat Hentoff w klasyku Our Children are Dying.

Rozwijając Instytut w Cleveland i działalność szkoleniową, Erving i Miriam Polsterowie, kluczowi członkowie kadry Cleveland i autorzy Gestalt Therapy Integrated, pracowali na rzecz światowego uznania dla terapii Gestalt.

Spośród postaci występujących w książce żyją jeszcze tylko Erving Polster i syn Perlsów Stephen. Rozmowy z pozostałymi to transkrypcje wywiadów nagrywanych przez osoby, które dobrze ich znały i wysoko ceniły ich talenty kliniczne oraz teoretyczne.

Joe Wysong, The Gestalt Journal Press

Rozmowa z Frederickiem Perlsem przeprowadzona przez Jamesa Simkina

Wywiad został przeprowadzony w 1967 roku w domu Fredericka Perlsa w Instytucie Esalen w Big Sur w Kalifornii.

Frederick Peris: Bardzo się boję, że ktoś mnie prześwietli [śmiech].

James Simkin: Och. To jest dokładnie to, co chciałbym zrobić – prześwietlić cię. Chciałbym mieć na taśmie coś, co jest wyrazem ciebie.

F.P.: Cóż, pierwszym wyrazem jest to, że mam tremę i lęk przed wywołaniem wrażenia, jakim jestem łajdakiem czy sukinsynem [śmiech]. A podstawowa trema to ta, którą zwykle mam, kiedy jestem zdezorientowany. Nie wiem, co robić i jak postępować z ludźmi. I wtedy muszę kalkulować, zastanawiać się nad tym… Ale wystarczy sama myśl, żeby być zadowolonym, żeby patrzeć i widzieć, i być niegrzecznym – i wtedy dzieją się różne rzeczy.

J.S.: To może zacznijmy od tego, kiedy po raz pierwszy wprowadzono pojęcie „terapia Gestalt”?

F.P.: W moim rękopisie, który powstał mniej więcej w 1949 roku, nie miałem jeszcze tytułu… ani pomysłu. A ponieważ psychologia Gestalt jako podstawa koncepcyjna była dla mnie tak użyteczna, chciałem mieć tytuł „terapia Gestalt”, na przekór Laurze i Goodmanowi. Byli oni przeciwni takiej nietypowej nazwie.

Jestem bardzo rad, że się jej trzymałem. Czuję bowiem, że im bardziej poznaję życie i im więcej dowiaduję się o naszym zachowaniu, tym bardziej uświadamiam sobie, że bez podstawowego uznania figur nie można zmienić tego, jak funkcjonują. Niemożliwe jest nawet zrozumienie jedności człowieka i natury.

J.S.: Wspomniałeś w tym kontekście o Laurze i Paulu Goodmanie. W którym momencie Paul Goodman pojawił się w twoim życiu?

F.P.: To jest bardzo zabawne. Po raz pierwszy dowiedziałem się o Paulu Goodmanie, kiedy byłem w RPA i przeczytałem jego artykuł. Omawiał w nim, jak sprawdzają się różne podejścia do psychoterapii.

Poczułem się bardzo zazdrosny i pomyślałem: „Ten facet wydaje się mieć dość szeroką perspektywę. Chciałbym go poznać i zobaczyć, jak przyjmie moje pomysły”.

A kiedy przyjechałem do Nowego Jorku w 1946 roku, spotkałem przypadkowo dziewczynę, która go znała. Spotkaliśmy się i znaleźliśmy wiele wspólnych tematów. Potem pracował z nami, zwłaszcza z Laurą.

Kiedy siedziałem nad rękopisem, podziwiałem w innych ludziach umiejętność formułowania i wyrażania pomysłów, które przychodzą do głowy pod wpływem chwili, i podziwiałem to zwłaszcza u Paula Goodmana.

Po tym, jak moja książka Ego, Hunger and Aggression nie odniosła zbyt dużego sukcesu, pomyślałem, że nie jestem dobrym pisarzem. Postanowiłem więc podzielić tekst, pozwalając Ralphowi Hefferline’owi na przeprowadzenie zaprojektowanych przeze mnie eksperymentów. Zrobił to na Uniwersytecie Columbia i zebrał odpowiedzi oraz reakcje. Natomiast Paul Goodman miał zająć się częścią teoretyczną.

Paul Goodman miał spory wkład w powstanie tej książki. W istocie nie sądzę, by był w stanie docenić to, co zrobił. Podjął wiele zasadniczych tematów i postawił antytezę tezy. Rozwinął ideę polaryzacji i myślę, że pod tym względem wykonał kawał wspaniałej roboty.

J.S.: Powiedziałeś, że w 1946 roku przyjechałeś tu z RPA i że już w RPA czytałeś Paula Goodmana.

F.P.: Tak.

J.S.: Czy twoim zamiarem było przyjechać tutaj z RPA?

F.P.: Tak. Nawiązałem kontakt ze Stanami Zjednoczonymi. Już wcześniej byłem w Stanach. W 1923 roku mieliśmy hiperinflację w Niemczech i odwiedził nas jakiś daleki krewny. Zaproponował mi przyjazd do Stanów, ale nie czułem się tu dobrze. Zamierzałem ponownie podejść do egzaminu lekarskiego. Zacząłem się do niego przygotowywać.

Nie wiem, czy z powodu trudności językowych, czy też dlatego – mówiąc szczerze – że Amerykanie wydali mi się infantylni, prymitywni i naiwni, ale nie czułem się tu jak w domu. Do tego doszły kłopoty z moją siostrą w Niemczech, więc chętnie skorzystałem z okazji, żeby wyjechać ze Stanów i wrócić do Niemiec.

J.S.: Wspomniałeś o siostrze. Czy masz lub miałeś jeszcze jakieś inne rodzeństwo?

F.P.: Miałem jeszcze starszą siostrę, która – z tego, co wiem – zginęła w obozie koncentracyjnym. Moja mama zmarła w drodze do obozu koncentracyjnego. Miała osiemdziesiąt cztery lata, chorowała na cukrzycę. Los mojego ojca też nie jest do końca znany. Słyszałem, że na krótko przed wywózką dostał zapalenia płuc.

Siostra, która jeszcze żyje, mieszkała w Nowym Jorku i jest tą, którą lubiłem. Drugiej siostry w ogóle nie lubiłem, nie dogadywałem się z nią. Więc powiedzieć, że smucę się z powodu jej śmierci, byłoby obłudą, a ja raczej czuję się bezduszny niż obłudny.

J.S.: Interesuje mnie to, co powiedziałeś, że myślałeś o ponownym przystąpieniu do egzaminu lekarskiego w 1923 roku.

F.P.: Tak.

J.S.: Miałeś już dyplom lekarza.

F.P.: Dyplom lekarza uzyskałem w Niemczech. Egzamin główny zdałem w 1920 roku, a doktorat zrobiłem chyba w 1921.

J.S.: Czyli poszedłeś na studia medyczne zaraz po pierwszej wojnie światowej?

F.P.: Na studia medyczne poszedłem jeszcze przed pierwszą wojną. Wtedy był taki skondensowany semestr. Pojechałem na front. Zostałem odesłany z powrotem, żeby zaliczyć „fizyczne”, jak je nazywali, średnie egzaminy medyczne, a potem znowu wyjechałem.

W tym czasie byłem tylko sanitariuszem w stopniu sierżanta. Po roku zostałem podporucznikiem, a w końcu porucznikiem. Po powrocie z wojny mieliśmy skrócone plany zajęć, więc w jednym roku mogliśmy zrobić cztery semestry. Byłem więc w stanie sporo nadrobić.

J.S.: I, jak pamiętam, poznałeś Laurę, kiedy robiłeś studia podyplomowe.

F.P.: Tak. Poznałem Laurę we Frankfurcie nad Menem w 1926 roku, kiedy byłem asystentem w Instytucie dla Żołnierzy z Uszkodzeniami Mózgu Kurta Goldsteina.

J.S.: To chyba właśnie tam po raz pierwszy zapoznałeś się z psychologią Gestalt.

F.P.: Tak. W tamtym czasie we Frankfurcie nad Menem istniała niesamowita społeczność. Byli to prawdziwi egzystencjaliści i gestaltyści. Tylko że w tamtym czasie nie miałem zbyt wielu kontaktów z egzystencjalistami, takimi jak Martin Buber, Paul Tillich i… kto tam jeszcze był, Max Scheler, filozof. Słyszałem jego wykłady.

Ale tym, co mnie zafascynowało, było podejście Gestalt, które zerwało z fragmentarycznym myśleniem w uzyskiwaniu perspektywy. Edward Kochman był pierwszym człowiekiem, który zrewolucjonizował neurologię z punktu widzenia psychologii Gestalt.

J.S.: Okres od około 1926 roku do pojawienia się Adolfa Hitlera i twojego wyjazdu do Anglii jest dla mnie czystą kartą.

F.P.: Sytuacja była taka: około 1925 roku zacząłem pracować z psychoanalitykami. Najpierw była to Karen Horney, potem pojechałem do Frankfurtu i pracowałem z Clarą Happel. Aż uznała, że jestem gotowy, a był to rok 1927.

Pojechałem do Wiednia na superwizję. Pracowałem z Helene Deutsch, Eichmannem.

J.S.: Same kobiety.

F.P.: Nie, nie. Eichmann jest mężczyzną.

J.S.: Ach. Ale poza Eichmannem same kobiety?

F.P.: Tak było. Tak, tak. Stamtąd wróciłem, jak mi się wydaje, do Niemiec i objąłem jakieś stanowisko w szpitalu psychiatrycznym. Ale czułem się niekompletny w mojej pracy. Tak, ten czas nie jest dla mnie całkiem jasny. Nie wiem, co wtedy robiłem.

Wiem, że był to okres między Wiedniem a ślubem z Laurą.

Nadal byłem bardzo mocno zaangażowany w psychoanalizę. Najpierw pracowałem z Hardnichem, tak około półtora roku, ale nie mogłem się z nim dogadać. Nigdy się nie odzywał, a ja czułem, że jest zupełnie sterylnie.

Poszedłem więc do Karen Horney i omówiłem z nią tę sytuację. Powiedziała mi, że jedynym facetem, który jej zdaniem mógłby być dla mnie odpowiedni, byłby Wilhelm Reich. Rozpocząłem więc terapię z Wilhelmem Reichem, która trwała około dziewięciu miesięcy, aż do czasu, gdy pojawił się Hitler.

Z Wilhelmem Reichem poczułem, że nareszcie znalazłem coś dla siebie. To, co jeszcze dostałem, to były seminaria. Miałem swoich pierwszych pacjentów. Pamiętam też, że na seminarium Karen Horney była bardzo zadowolona i cieszyła się ze sposobu, w jaki potraktowałem niektóre przypadki z punktu widzenia charakterologicznego i osobowościowego, a nie z punktu widzenia pamięci kompleksu.

J.S.: Pamiętam, jak mówiłeś, że w 1933 roku, kiedy Hitler doszedł do władzy, byłeś pewien, że chcesz wyjechać, i że…

F.P.: Och, ja to wszystko widziałem jako kwestię nienawiści. I rozmawialiśmy o tym wcześniej, o wyjeździe z Niemiec, o wyjeździe do Hiszpanii czy innego miejsca, które wydawało się oferować więcej przestrzeni do oddychania.

Trudność polegała na tym, że w 1932 roku dopiero co się ustatkowaliśmy, pobraliśmy się, mieliśmy dom, a Laura miała cenne meble wykonane z najróżniejszych wspaniałych afrykańskich gatunków drewna.

Widzisz, byłem postrzegany jako czarna owca w jej rodzinie. Laura należała do klasy średniej, może trochę bogatej, miała niemieckie pochodzenie.

Jej rodzice bardzo starali się nie dawać mi na początek żadnych pieniędzy. Myślę, że zdawali sobie sprawę, że wydałbym je, stracił, nie zaoszczędził. Jedyną rzeczą, którą dostaliśmy od jej rodziny, a która mi się spodobała, był mały samochód. Był to pierwszy samochód, jaki miałem. Wcześniej miałem tylko motory i rowery.

A potem w Berlinie nadal cieszyłem się prostym życiem, które mieliśmy od pierwszej wojny światowej. Wspaniałą atmosferą. Naprawdę wierzyliśmy, że uda nam się stworzyć na nowo świat, Bauhaus, Die Brücke, dadaizm – to wszystko pochodziło stamtąd. Żyłem w tym kręgu.

Potem byłem w pewnym sensie politycznie zaangażowany, próbując doprowadzić do ich zjednoczenia. Charlie McCarthy, komunista, mógł powstrzymać Hitlera, gdyby nie był tak zazdrosny i nie wolał zabijać się z innymi, zamiast zabić zagrożenie ze strony Hitlera. A potem, po tym, jak Reichstag…

J.S.: To było podpalenie…

F.P.: Zdecydowałem, że wyjadę. Zdałem sobie sprawę, że oni znowu zaczynają maszerować. Zaczynają wojnę światową. Pomyślałem, że żadne miejsce nie jest wystarczająco oddalone od tego, co się dzieje. Planowałem uciec do Holandii. Gdy tam się znalazłem, wykorzystałem mój pobyt do wykonania pewnej pracy. Przeprowadzałem analizy kontrolne z Karlem Landauerem, który niestety później został złapany przez nazistów. On miał pozwolenie na pracę w tym kraju dzięki osobie, która mieszkała w RPA. Mnie nie udało się uzyskać takiego pozwolenia.

Ernest Jones poprosił o nauczających psychoanalityków do RPA. Kilka osób chciało pojechać, a mnie poproszono, by za nich poręczyć1. Kiedy Jones i mi złożył propozycję wyjazdu, z radością ją przyjąłem.

W tym czasie korespondowałem już z kimś, kto chciał mi pomóc w przyjeździe do Stanów, ale wciąż miałem alergię z poprzednich czasów [śmiech]. Więc wolałem Południową Afrykę. To był też dość romantyczny pomysł, żeby pojechać do Afryki.

J.S.: Nie jestem pewien, gdzie to było, ale pamiętam, że był taki okres, kiedy mówiłeś, że wdałeś się w dyskusję z księżniczką, a ja miałem wrażenie, że byłeś wtedy w Anglii.

F.P.: Nie, nie. To było w Afryce Południowej.

J.S.: Aha.

F.P.: To była Maria Bonaparte, która była jednym z czołowych analityków tamtych czasów i dobrą przyjaciółką Zygmunta Freuda. Chcesz poznać szczegóły tej historii?

J.S.: Czy wcześniej miałeś jakiś bezpośredni kontakt z Freudem?

F.P.: Wcześniej nie. Wcześniej miałem tylko kontakt z Instytutem Psychoanalitycznym w Wiedniu. To oczywiście nie mogło być wtedy, gdy w 1936 roku pojechałem do Mariańskich Łaźni czytać gazetę „The Psychoanalytical Conquest”. To były bardzo ciekawe czasy.

Nauczyłem się już wtedy latać i byłem świeżo po zakupie własnej maszyny. Chciałem odbyć pierwszy lot, a potem wrócić do RPA i polecieć dalej do Czechosłowacji na Conquest, wielkie publiczne wydarzenie, które lubiłem. Ale nie udało się, więc popłynąłem tam łodzią.

I tu, powiedziałbym, przyszło pierwsze głębokie rozczarowanie psychoanalitykami. Przedstawiłem pracę na temat oporów oralnych i choć kilka osób doceniło ją, większość powiedziała: „Nie, to nonsens. Opory są zawsze analne. Inne opory po prostu nie mogą istnieć”.

W tym czasie poznałem Freuda, odwiedziłem go i byłem naprawdę zaskoczony gwałtownością tego człowieka. Teraz rozumiem, że był on masowo zaczepiany przez ludzi, którzy czegoś od niego chcieli – spotkać się z nim i tak dalej, więc był defensywny.

Ale wiem, że nawet w kontaktach z innymi rodzicami zawsze odgrywał rolę bardzo gwałtownego, odrzucającego.

1 Chodzi przypuszczalnie o pisemne zobowiązanie strony trzeciej, że osoba, której dotyczy poręczenie, będzie przestrzegać prawa danego kraju – przyp. tłum.