Odessa dla romantyków - Borys Tynka - ebook

Odessa dla romantyków ebook

Tynka Borys

3,0

Opis

Książka Odessa dla romantyków stanowi swoiste zaproszenie do odbycia spaceru po Odessie. Wypełniona jest bogatą treścią i miłością do miasta, które kilka wieków temu było niewielką tatarską warownią, a obecnie przyciąga swoją historią, mitami, legendami, anegdotami, pieśniami, specyfiką i kolorytem.

Recenzje:

Odessa posiada swoją niepowtarzalną atmosferę. Miłość do niej jest również swoja, unikatowa. Jako odesianka gratuluję autorowi, który potrafił przekształcić naszą niepowtarzalność w słowo pisane. Wspaniała i interesująca książka. Napisana z miłością do Odessy.

Svitlana Zaitseva-Velykodna - odesianka, prezes Związku Polaków na Ukrainie Oddział im. A. Mickiewicza w Odessie

Odessa dla romantyków to książka, którą czyta się z wypiekami na twarzy. Autor bardzo osobiście i emocjonalnie opisuje to niezwykłe czarnomorskie miasto. Zdecydowanie warto, wraz z autorem wybrać się na spacer po tym niezwykłym zakątku świata, w którym przebywali m.in. Julian Ursyn Niemcewicz, Józef Ignacy Kraszewski czy Adam Mickiewicz.

Tomasz Róg - dziennikarz, twórca serwisu internetowego licznikgeigera.pl -

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 624

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (2 oceny)
1
0
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by Borys Tynka & e-bookowo

Projekt okładki: Anna Tynka

 

 

ISBN: 978-83-8166-191-1

 

 

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

 

 

 

 

 

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 20121

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Odessa

„To ona! Witaj, stary, niegdyś przez Greków kolonizowany i opływany brzegu, brzegu przemyślnym znany Genueńczykom i Wenetom, przez Olgierdów i Witołdów zawojowany niegdyś, przez ich następców marnie stracony, na którego stepie pasły się długie lata tatarskie trzody koni, owiec i dromaderów, gdzie długo nie było życia, nie rozlegał się inny odgłos nad «Ałłach!» Nogajców i Turków, nad krzyk bojowy Jedysańców i skrzypienie arb tatarskich. Witaj mi […] ziemio dziś dla całego kraju, nie do jednego należąca już rodu, całym prowincjom dająca ruch, życie, handel, pieniądze. Witaj mi, ziemio deptana przez Sarmatów, Scytów, Getów, Daków, Greków, Tatarów, Genueńczyków, Polaków, Turków, Szwedów, Rosjan, Niemców, po której biegli Tatarzy […]. Witaj mi, ziemio i porcie, coś powstał z niczego […], a dziś rozdajesz życie, zapładniasz kraj ogromny. Witaj!”1.

Każdy z nas posiada swoje ukochane miejsce na Ziemi, a przynajmniej większość z otaczających nas osób stara się takie miejsce odnaleźć. Zakątek, który staje się dla wielu dopełnieniem ich życia, zazwyczaj zaczyna się od ogromnego zauroczenia. Zauroczenie stopniowo zamienia się w miłość. Miłość szczerą, niepowtarzalną, ogarniającą wszystko, co wokół się znajduje. Wiktor Gienadijewicz Kirkiewicz w swojej wspaniałej książce Kijów dla romantyków2 (ros. Киев для романтиков) napisał, że miłość wiąże się nierozerwalnie z ludzkim życiem. Wspaniałe i prawdziwe słowa. W szkole człowiek nie jest w stanie nauczyć się kochać, dorosłe życie nauczy kochać… życie. Mijając się na ulicy, siedząc w jednym tramwaju, chodząc do tego samego sklepu czy też biblioteki, ludzie dotykają się jedynie spojrzeniem. Każdy człowiek ma w sobie pewną dawkę romantyzmu. Jedni odkrywają go niezwykle szeroko, drudzy ukrywają całkiem nieświadomie, kolejni zaś, znając swoją romantyczną duszę, bronią się przed jej uzewnętrznieniem.

Józef Ignacy Kraszewski zbliżając się do Odessy, tak wspominał później tą chwilę:

„[…] Poznajesz już, czujesz, że się zbliżasz ku wielkiemu miastu, po ruchu, po coraz gęstszych domach i karczmach, po wysadach drogi, która piaszczystym i wyschłym limanu łożyskiem wiedzie cię do Odessy. Obie jej strony otaczają siane laski topoli, tamarysów, akacji mile uśmiechających się po pustyni stepowej […]”3.

Nigdy nie będę w stanie opisać swoich pierwszych wrażeń, tak jak uczynił to wybitny polski pisarz, co nie przeszkodzi mi jednak spróbować, choć w niewielkim stopniu oddać to, co czuję, gdy zbliżam się do swojej ukochanej.

Ludzie kochają siebie i jest to pojęcie znane jako narcyzm czy też skrajny egoizm. Kochają zwierzęta, kochają sztukę, historię, kochają znanych artystów. Kochają również zakątki na Ziemi, które chcieliby odwiedzić, lecz los tak ułożył ich życie, że zapewne większości z nich nigdy nie zobaczą. To tak jak z własnym cieniem. Kiedy świeci słońce, to cień staje się dopełnieniem człowieka. Gdy słońce chowa się za chmurami, brakuje człowiekowi własnego cienia. Nie zauważa tego, ale pozostaje bez niezwykle ważnego i cennego dopełnienia. Walentin Katajew miał rację, pisząc: „[…] Łódź bez żagla, a człowiek bez duszy to jedno […]”4.

Człowiekowi samotność wychodzi czasami na dobre. Nie czuję się osobą samotną, aczkolwiek chwile, które spędziłem w Odessie w samotności, należą do chwil beztroskich, pozbawionych jakichkolwiek zmartwień.

Wspomniałem, że całe życie człowiek szuka swojego ukochanego miejsca na Ziemi. Jestem ogromnym szczęściarzem, mi się w końcu udało. Być może nieco przypadkowo, trochę chaotycznie, ale jednak znalazłem to miejsce. Moim ukochanym zakątkiem na Ziemi stało się miasto położone na północnym wybrzeżu Morza Czarnego. Pokochałem je całym sercem i chciałbym wam o nim opowiedzieć. Początki tej miłości były banalne, jednak w miarę upływu czasu i kolejnych odwiedzin wpadłem dosłownie po same uszy. Tak, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Miłość ta związana jest ze zdradą, niewinną, czystą, nikomu niesprawiającą krzywdy. Zwariowałem, przyznając się do niej? Nie, staram się być szczerym. Jak inaczej opisać uczucie, gdy wracając do rodzinnego domu, człowiek zaczyna już po drodze zastanawiać się, jak z niego uciec, aby przybyć do niej, aby ją ponownie odwiedzić…

Długo zastanawiałem się, jak przedstawić to niezwykłe miasto, jak je opisać w sposób wzbudzający intrygę i zainteresowanie. Miasto, które jak żadne inne na świecie ma w sobie tak ogromną ilość charyzmy odczuwalną zresztą na każdym kroku, czy to w nazwach ulic, czy też w samej jego historii. Oczywiście, będę bardzo zazdrosny, gdy okaże się, że ukochana przygarnie do siebie jeszcze większą ilość kochanków. Gdy wszyscy jej kochankowie, łącznie ze mną, zaczną za nią tęsknić, będę czuł się zapewne niezbyt komfortowo, będę jednak wiedział, że ona jest i traktuje wszystkich sprawiedliwie, każdego kocha tak samo. Odessę należy słuchać, dlatego proszę, wygodnie usiądźcie i posłuchajcie…

Podobno każdy człowiek może napisać książkę, która będzie opowiadać o nim samym. Zaczynam utwierdzać się w fakcie, iż każdy, kto odwiedził Odessę, może napisać o niej książkę, gdyż będzie ona opowiadać również o nim. Chcę, aby powstała książka o miłości do pewnego miejsca. Chciałbym ponownie przejść przez fale moich wspomnień, przekroczyć pewne granice, nie tylko te otoczone granicznym drutem kolczastym i ograniczone szlabanem. Gdy mężczyzna poznaje kobietę, to zapewne również usiłuje dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Chce wiedzieć, jaki posiada ona numer telefonu, gdzie mieszka, jakie filmy lubi oglądać, jakie książki czyta, jakie uwielbia kwiaty, z kim się spotyka, jaką słucha muzykę… Najważniejsze jest natchnienie. Wiera Inber, pisarka urodzona w Odessie stwierdziła niegdyś, że natchnienie jest umiejętnością doprowadzenia się do stanu najbardziej odpowiadającemu pracy5.

Ktoś kiedyś stwierdził, że książka powinna być tak napisana, aby czytelnik wątpił w istnienie autora. W tej książce chciałbym, aby było nieco inaczej, trochę nietypowo. Autor istnieje i nie da się go ukryć. Informacje, które chcę przekazać, nie będą bezuczuciowe, będą one wypełnione tęsknotą, pragnieniem, miłością, złością, a czasami ogromną zazdrością. O Odessie nie da się pisać inaczej. Książkę wypełnią moje wspomnienia spacerów, wspomnienia wieczorów, podczas których niczym mały chłopiec siedziałem na plaży zapatrzony w piętrzące się fale Morza Czarnego. Gdy przewracając strony książek czytanych w miejskim sadzie, ulicy Deribasowskiej czy też na Nadmorskim bulwarze, patrzyłem na świecące latarnie umożliwiające mi dalsze ich przerzucanie. Będą to w większości również ważne fakty i niezwykle ciekawe informacje. Bez nich nie mogę przedstawić wam miasta, które zasłużyło wyjątkowo na wysłuchanie jego historii i poznanie osób z nim związanych.

Czy to samo czuł człowiek, na którego słowa będę bardzo często się powoływał? Józef Ignacy Kraszewski będzie niezwykłym towarzyszem naszych wspólnych spacerów. Będzie stanowił w pewnym sensie ogniwo łączące odległą przeszłość z teraźniejszością. On wszakże wspominał:

„Wieczorem morze ukazało mi się znowu z dotąd nie widzianą przeze mnie fizjonomią. Oświecał je księżyc, a pod jego światłem drżącym fantastycznie malowały się stojące w porcie okręty. O, ileż to różnych obrazów w jednym morza kawałku! Ląd nigdy ani tyle, ani tak dziwnie mienić się nie może. Kto by pod względem malowniczym tylko uważał morze, mógłby książkę o nim napisać, a tysiąc obrazów stworzyć […]”6.

Część z moich wspomnień zapewne wyda wam się nudna, dziwna, śmieszna, irytująca, może nawet nieco głupia. Kto nie odwiedził nigdy tego niezwykle charyzmatycznego miejsca, traci na samym początku lektury, książka jednak powstała po to, aby to zmienić. Po jej przeczytaniu zrozumiecie doskonale, co chciałem nią przekazać. Postaram się opowiedzieć o tym urokliwym zakątku z głębi mojego serca, tak jak potrafi opowiadać o swojej kochance kochający ją kochanek. Któż inny zrobi to lepiej? Tylko kochanek jest w stanie ocenić suknię, w której kochanka wybiera się na uroczystą kolację, tylko on może pogładzić jej włosy, gdy wiatr delikatnie zburzy tak długo układaną fryzurę. Wiktor Kirkiewicz w swojej książce o Kijowie zwrócił się do czytelnika z propozycją poszukiwania miasta, którego nie ma. W przypadku Odessy jest całkowicie na odwrót. Zapraszam was na poszukiwanie miasta, które istnieje, żyje swoim życiem, oddycha czarnomorskim powietrzem. Przecież: „Odessa nie lęka się prawdy, a żądać może tylko, aby jej oddano sprawiedliwość”7.

Od czego zacząć? Najlepiej od początku – doradzą jedni, inni zaproponują, abym odpuścił sobie początek i zaczął od najważniejszego. Najważniejszym, najcenniejszym bohaterem będzie miasto, miasto niezwykłe, choć młode, nieprzeciętne, choć nasycone wieloma smutnymi wydarzeniami, najpiękniejsze, choć budowane w szerokim suchym stepie.

Odessa… Sama nazwa kryje w sobie tajemnicę, którą chciałoby się natychmiast odsłonić. To nie jest takie proste, to nie jest jedna z kolejnych przygód popularnego bohatera, to jest niezwykła podróż owładnięta pragnieniem ponownego spotkania. Wielu z was zapewne pomyśli, że trafiło na książkę napisaną przez wariata. Tak, jestem wariatem. Od 2008 r., czyli od pierwszego mojego przyjazdu do Odessy, zwariowałem na jej punkcie. Zwariowałem na tyle, że nie wyobrażam sobie życia bez niej, bez jej mieszkańców – moich przyjaciół, bez cienia drzew rosnących na odeskich ulicach, bez książek opowiadających o mieście i związanych równocześnie z odeskimi poetami i pisarzami, bez filmów – niektórych bardzo smutnych, ale również tych wesołych. Wszystko to opowiem, zdradzę szczegóły miłości, do której nie wstydzę się przyznać, która trwa już tyle lat i na którą pozwalają mi do pewnego stopnia moi bliscy.

Włożyłem w napisanie tej książki całe swoje serce, wszystkie swoje emocje, chcąc przedstawić Odessę taką, jaka jest ona naprawdę. Moim ogromnym pragnieniem było opowiedzenie historii miasta oraz wspólny spacer po jego ulicach. Chciałbym, aby każdy, kto sięgnie po nią, po jej przeczytaniu pokochał te cudowne miejsca, i mam szczerą nadzieję, że książka zachęci do ich odwiedzenia, powodując równocześnie, że po powrocie do rodzinnego domu pojawi się tęsknota i pragnienie ponownej podróży.

Aby poczuć Odessę, należy poznać historię ziemi, na której ona powstała, trochę wojowniczą, trochę romantyczną, zawsze jednak prawdziwą, przepełnioną bólem i cierpieniem, radością i słońcem, krwią i winem. Należy poznać historię ludzi, którzy tę historię tworzyli. Jest to historia zwykłych kupców, pierwszych burmistrzów Odessy, pierwszych kolonistów – ludzi, którzy ze zwykłego suchego stepu stworzyli miejsce niezwykłe, przyciągające zarówno biednych, jak i bogatych, zdrajców i patriotów, uczciwych i kryminalistów. Charyzma tej krainy odzwierciedla jej dążenie do zdobycia pierwszeństwa, odzwierciedla pot i łzy pierwszych osadników, a także tych, którzy kiedyś te ziemie musieli opuścić. Odessa zamieszkiwana była od samego początku przez ludzi, których połączyły ich dzieje, przyszłość i mieszanka kulturowa. Zauważa to każdy, kto choć raz odwiedził to miasto, zauważył również Józef Ignacy Kraszewski:

„[…] W Odessie nie ma nikogo miejscowego, wszyscy są przybylcy, nikt więc za złe drugiemu nie ma, że przybył z drugiego końca świata lub wygląda, jakby z niego przychodził […]”8.

W Odessie bywam bardzo często i równie często zastanawiam się, czym jest to spowodowane. Za każdym razem przeważa chęć ponownego spaceru po znajomych zaułkach, parkach, plażach, skwerach, ale czy to wszystko? Kiedy to się zaczęło? Pamiętam swoją pierwszą wizytę w Odessie w 2008 r. i spacery po zacienionych ulicach do chwili obecnej wzbudzają we mnie oczywistą nostalgię.

Dzisiejszą Odessę zna praktycznie cały świat. Miasto, które kilka wieków temu było niewielką tatarską warownią, przyciąga turystów zarówno ukraińskich, jak i zagranicznych. Przyciąga swoją historią, mitami, legendami, anegdotami, pieśniami, swoją specyfiką i kolorytem. Większość osób pragnących odwiedzić Odessę na pewno słyszała o schodach Potiomkinowskich, ulicy Deribasowskiej czy też wspaniałych, choć niekoniecznie najczystszych odeskich plażach. Każda ulica w tym mieście, każdy pomnik, każda kamienica to oddzielna opowieść. Ciepła morska bryza wita przyjezdnych na każdym rogu, nawet jeżeli jest to tylko wytwór ich wyobraźni. Odessa stała się najbardziej charyzmatycznym miejscem na wybrzeżu Morza Czarnego, a także potężnym portem targowym i w późniejszym okresie morską bazą floty ukraińskiej. W mieście, które stało się legendą, panuje niepowtarzalny klimat, który natchnął wielu pisarzy, poetów, muzyków i malarzy. Uważano niegdyś, że aby stać się znanym artystą, należy urodzić się w Odessie. Nieco później powtarzano, że aby urodzić się w Odessie, trzeba być oczywiście niezwykłym szczęściarzem, a szczęście pozwoli stać się artystą. Należy oddychać jej powietrzem, nasiąknąć jej charakterem i atmosferą. Życie w tym mieście uczy być sobą, uśmiechać się, widzieć wszędzie piękno i cieszyć się każdą chwilą. Odessa zawsze pozostanie zagadką, którą chciałoby się rozwiązywać bez końca, i miejscem, które należy odwiedzić przynajmniej raz w życiu. Odessa to przede wszystkim ludzie, cudowni, życzliwi, z ogromnym i specyficznym poczuciem humoru. To kierowcy marszrutek, babcie na Priwozie, handlarze na Starokonnym bazarze.

Od samego początku pozwalano tutaj na więcej, przez co miasto przyciągało zarówno wielkie talenty, jak i kryminalistów oraz awanturników. Położenie geopolityczne zapewniło Odessie niepowtarzalne oblicze, lecz równocześnie stało się przyczyną wielu wzlotów i upadków. Wojny, choroby, wewnętrzne walki o władzę, a także żydowskie pogromy były dla czarnomorskiego portu niezwykle ciężkimi przeżyciami. Należy o tym pamiętać, odwiedzając okolice Czumnej góry, spacerując po Nadmorskim bulwarze, czy też spoglądając na morski dworzec ze znajdującym się na nim pomnikiem poświęconym żonom marynarzy. Należy również pamiętać o tym, że Odessa to nie tylko cudowne w swojej urodzie historyczne centrum miasta, ale również biedne dzielnice Mołdawanka, Słobodka i Peresyp. To również plaże zapełnione w okresie letnim przez turystów, bazary, które nie sposób ominąć, zakątki przesycone sztuką, opera, muzea oraz teatry.

Perła na morzu, południowa Palmira, południowa stolica, mały Paryż, to tylko kilka z określeń tego unikalnego miejsca. Mieszanka morza, słońca, czystego powietrza oraz dobrego humoru odczuwalna jest tutaj na każdym kroku, czyniąc z Odessy miejsce szczególne i niepowtarzalne.

Miasto przyciąga obecnie tysiące osób swoim niezwykłym klimatem, ciepłym morzem oraz słonecznymi plażami. Odessa przywita każdego z otwartymi rękoma bez względu na porę roku. Najkorzystniejszą porą na wyjazd do Odessy jest niewątpliwie okres od maja do sierpnia. W mieście panuje wówczas cudowna, słoneczna pogoda i wyjątkowa atmosfera, choć spacery po Odessie mają swój fascynujący urok o każdej porze roku i o każdej porze dnia i zapewniam każdego, że pozostanie w waszej pamięci równie spacer w jesienny wieczór po Nadmorskim bulwarze, zimowa, lodowata bryza na plaży Otrada czy też poranna kawa na pachnącej wiosną ulicy Deribasowskiej.

Po upadku Związku Radzieckiego w 1991 r. miasto pozostało w obszarze Ukrainy. Obudziło się wówczas z letargicznego snu i przypomniało sobie o swojej wyjątkowości. W 1994 r. ulice ponownie powróciły do wcześniejszych, historycznych nazw. Podczas politycznego kryzysu w latach 2013–2014 Odessa stała się jedną z aren walk pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami Euromajdanu. Tragicznym stał się dzień 2 V 2014 r. W tym dniu zwolennicy integracji z Unią Europejską podpalili budynek związków zawodowych położony na Kulikowym Polu w pobliżu dworca kolejowego, przez co dziesiątki bezbronnych ludzi straciło życie. Jest to niezwykle smutny epizod, który stanowi widoczną skazę, na twarzy wydawałoby się współcześnie tolerancyjnego miasta. Przyjaciele proszą mnie często, abym do tych wydarzeń nie wracał. Z szacunku dla nich zrobię to bardzo oględnie, choć należy oczywiście bezwzględnie pamiętać o szacunku dla ofiar, które w ten majowy słoneczny dzień straciły swoje życie.

Historia Odessy tworzy się na naszych oczach. Jej południowy temperament odczuwalny jest na każdym rogu. Trudne chwile wydaje się, że są już za nią. Obecnie Odessa przyciąga turystów z całego świata swoim wyjątkowym obliczem. Jest jednym z większych europejskich portów, a z pewnością największym morskim portem Ukrainy.

Postanowiłem kiedyś, że książka ta będzie stanowić swoistą odpowiedź Wiktorowi Kirkiewiczowi, znakomitemu kijowskiemu krajoznawcy, autorowi jednej z najpiękniejszej według mnie książki o Kijowie Kijów dla romantyków. Ta wspaniała pozycja oddaje ducha stolicy Ukrainy, a autor w sposób niezwykły opowiada historię miasta, zapraszając równocześnie czytelnika na spacer po jego ulicach, podczas którego historia Ukrainy przeplata się z historią innych narodów. Czy moją książkę będzie można ocenić, jako klasyczną odpowiedź, czy też bardziej jako próbę odpowiedzi? Nie jestem upoważniony, aby to oceniać. Na to jest jeszcze za wcześnie. Zapewne byłoby lepiej, gdybym potraktował swoją książkę jako propozycję nawiązania związku uczuciowego. Jeżeli ktoś tak bardzo kocha Kijów, jak robi to Wiktor Kirkiewicz, to przecież bez problemu odnajdziemy człowieka, który podobnym szalonym, aczkolwiek szczerym uczuciem pokochał Odessę. Znalazłem tego kogoś… To ja, Polak odwiedzający Odessę kilkanaście razy w roku, planujący kolejny wyjazd już podczas powrotu do domu. Chciałbym zatrzymać się, spojrzeć daleko przed siebie i swoimi słowami opowiedzieć o ukochanym miejscu na Ziemi, opowiedzieć o Odessie, która ogarnęła wszystkie moje zmysły i spowodowała, że moje życie nabrało rozpędu i uległo ogromnej przemianie.

Konstantin Paustowski, autor wspaniałej powieści Czas wielkich oczekiwań, napisał w swojej książce uważanej za encyklopedię odeskiego życia:

„[…] może na całej kuli ziemskiej życie upływa zgodnie z jakimiś prawami, ale co się tyczy Odessy, ręczyć za to nie podobna.

[…] Odessa jest wariackim miastem, gdzie wszystko jest możliwe […]”9.

Po co? Dlaczego? Z jakiego powodu? Niby proste pytania a tak trudno znaleźć na nie jednoznaczne odpowiedzi. Spróbuję na wszystkie te pytania odpowiedzieć, spróbuję opisać swój stan umysłu. Tak potoczyło się moje życie, że równolegle z popełnianymi wieloma życiowymi błędami odkryłem piękno cudownej Ukrainy i wiem, że nigdy nie pozbędę się tego uczucia tęsknoty i ogromnej miłości. Zacznijmy jednak od początku…

Powtórzę raz jeszcze, każdy szuka swojego miejsca na Ziemi. Jednym się to udaje, drudzy niestety ponoszą sromotną porażkę, ale nie oznacza to, że się poddają. W życiu nie wszystko udało mi się, tak jak sobie wcześniej to zaplanowałem. Wiele razy cieszyłem się z wygranej, wielokrotnie również musiałem wstawać z kolan, na które upadłem na własne zresztą życzenie. Jest taki moment w życiu każdego człowieka, gdy zaczyna on zdawać sobie sprawę, że coś go ominęło. Gdzieś tam i kiedyś tam, podświadomość podpowiedziała mi, że powinienem coś zmienić w swoim życiu, choć sam wówczas nie wiedziałem, jak się do tego zabrać.

Ciepły, wiosenny wieczór w Odessie wart jest każdego grzechu. Wiatr, który czujesz wtedy na twarzy wita spacerujących i wspólnie z nimi wędruje po mieście, zaglądając we wszystkie napotkane po drodze podwórka. Jak wspaniale byłoby urodzić się w Odessie. Później mógłbym chwalić się tym faktem, bez cienia wstydu. Zapewne wiele osób chciałoby się urodzić w tym mieście, jednak nie wszystkim się to udaje, nie wszyscy mogą doznać tego szczęścia i ogromnego zaszczytu. Kto ma wpływ na to, że rodzą się tutaj wyjątkowi ludzie? Morze? Czyste morskie powietrze? Słońce? Może wpływ na to miał wielki rosyjski poeta Aleksander Siergiejewicz Puszkin, który miał szczęście przebywać w młodej Odessie i równocześnie tworzyć w niej swoje wspaniałe i nieśmiertelne utwory. Artyści tworzący w Odessie, o których będzie później mowa rozsławili miasto na cały świat i Odessa jest z nich dumna, każdego roku nagradzając symboliczną gwiazdą na alei sławy kolejnego z nich.

Każde miasto powinno mieć swoje oblicze. Ponoć miasto, które pozbyło się swojego oblicza, traci swój cenny charakter. Odessa jest miastem, które swoje oblicze odkrywa podczas każdego z moich przyjazdów. Obliczem Odessy są wspaniałe reprezentacyjne kamienice w centrum miasta zamieszkane niegdyś przez lekarzy, inżynierów, adwokatów, artystów i studentów, to zaniedbane domy na Mołdawance będącej schronieniem dla biednych czy też przemysłowe tereny na Peresypie i Słobodce, gdzie swoje domy zbudowali przed laty robotnicy.

Miasto, które mogło nazywać się Odessos, a do dziś nosi dumnie nazwę Odessa, zadziwia na każdym kroku. Zapraszam do odkrywania jego uroków, do odsłaniania jego twarzy schowanej czasami, nie wiedzieć czemu, za ciemną woalką. Zapewne prowokacyjnie, czasami nieudolnie, zawsze jednak po to, aby zazdrosny kochanek powoli mógł ją odsłonić.

Za lata swojego istnienia Odessa wzbogaciła się o niezwykle bogatą historię związaną nie tylko z rodzimą literaturą. Historia ta nasycona jest nazwiskami poetów, pisarzy, krytyków literackich oraz dramaturgów. Wielu z nich, jak na starej fotografii udokumentowało życie starej Odessy, na stronach swoich powieści, w wersach utworów poetyckich umieścili część miasta z jego kulturą i tradycjami oraz ludźmi, bez których Odessa nigdy by nie powstała. Pamiętała o tym Wiera Inber, pisząc:

„[…] Ci ludzie żyli. Wielu z nich przeszło i znikło bezpowrotnie, jakby nogi ich nigdy nie deptały lekkiej siwej trawy przy drodze. Ślad ich istnienia zachował się tylko na stronicach tej książki. Widziałam tych ludzi i o nich chciałam opowiedzieć”10.

Odessa się zmienia, czas jej w tym nieco pomaga, zresztą trudno oczekiwać, aby było inaczej. Życie i upływ czasu zmienia każdego z nas, czy tego chcemy tego, czy też nie. Nie muszę nikogo przekonywać, że z życia trzeba korzystać. Należy cieszyć się każdą chwilą i z każdej minuty wycisnąć jak najwięcej szczęścia i uśmiechu. Odessa jest takim miejscem, gdzie wielu z was zapomni o codziennych zmartwieniach.

Dzieła literackie odeskich twórców stają się ogniwem łączącym upływający czas z historią tego miejsca. Jeżeli cień człowieka jest jego dopełnieniem, to dopełnieniem dzieła artysty będzie czytelnik. Było tak od wieków i upływ czasu w tym przypadku nie ma na to wpływu. Zmieniają się nazwy ulic, placów, zaułków, lecz nie zmieniają się tytuły książek i nazwiska autorów. To my jesteśmy historią, a książki pomagają nam ją przekazać następnemu pokoleniu. Literatura w pewnym sensie ochroniła historię Odessy, pozwoliła badać ją na nowo, pozostawiła otwartą furtkę dla wszystkich, którzy chcieliby ją lepiej poznać. Okazuje się, że dzieje miasta są o wiele ważniejsze od życia ich mieszkańców. A może odwrotnie? Przecież miasto nie mogłoby żyć bez mieszkańców, a bez mieszkańców nie byłoby miasta. Ludzie umierają, pozostają jednak kamienice, w których mieszkali i ulice, po których niegdyś spacerowali. Kamienice są pełne wspomnień, lecz w przeciwieństwie do człowieka nie mogą o nich opowiedzieć.

Wszyscy doskonale wiedzą, że poznawanie świata przez człowieka zaczyna się od dotyku. Nieco później człowiek zaczyna używać zmysłu węchu i słuchu. Umiejętność czytania zdobywamy z czasem, dzięki poznawaniu podstawowych procesów myślenia i postrzegania rzeczywistości. Nauczanie początkowe zaczyna się od książki. Książki pomagają w rozwoju wyobraźni, to niezaprzeczalny fakt. Czytając ciekawą książkę, wyobrażamy sobie głównych bohaterów, sceny z ich życia, otoczenie, w którym spędzają wolny czas. Nasze zmysły pomagają nam umiejscowić samych siebie w miejscach, które widzimy oczami naszej wyobraźni. Odessa od wieków była bohaterką wielu wspaniałych utworów literackich. Dzięki nim możecie poczuć jej klimat i koloryt, wciągnąć czyste morskie powietrze, a także zrozumieć jej mieszkańców. Uwierzcie, żadna z proponowanych przeze mnie powieści nie wyda wam się zbędna a każde słowo oraz zdanie w niej zapisane pozostanie w waszej pamięci. Realistyczny obraz pozwoli podzielić się Odessą z innymi, tak jak ja to robię, dzieląc się nią z wami.

W przypisach znajdziecie tytuły książek i filmów, którymi chciałbym się z wami podzielić, zabierając was w literacko-filmową podróż. Podczas wspólnych spacerów opowiadam o Odessie, bardzo często na podstawie dzieł literackich, które w niej powstały i które istnieją w polskim przekładzie. Mam na myśli takich autorów jak m.in. Aleksander Puszkin, Józef Ignacy Kraszewski, Ilja Ilf, Eugeniusz Pietrow, Izaak Babel, Walentin Katajew, Konstantin Paustowski, Iwan Bunin, Aleksander Kozaczyński, Anna Achmatowa, Iwan Franko, Łesia Ukrainka, Maksym Gorki, Wiera Inber, Nikołaj Gogol, Anton Czechow, Szołem Alejchem, Lew Sławin, Włodzimierz Majakowski, Włodzimierz Żabotyński, Korniej Czukowski czy też Jurij Olesza. Nie jestem w stanie odmówić samemu sobie, aby przejść się po znajomych ulicach kolejny raz, wspominając jednocześnie pisarzy i poetów, którzy urodzili się w Odessie bądź tych, dla których pobyt w Odessie miał ogromny wpływ na ich późniejszą twórczość, a także tych, którzy jedynie spacerowali po odeskich zaułkach. Zapewne wszystko to miało wpływ na to, że pod koniec 2019 r. Odessa dołączyła do prestiżowego grona Miast Literatury UNESCO.

Z jednej strony opowiada się o Odessie bardzo łatwo, z drugiej niezwykle ciężko. Łatwo, dlatego, iż teksty poświęcone miastu wypełnione są bogatą treścią i miłością, ciężko, gdyż Odessa wypełniona jest w takim stopniu bogatą historią, że przekazać ją w całości jest praktycznie niemożliwe. Człowiek jest zawsze głodny wrażeń, więc dla czytelnika będzie to wyśmienita uczta, podczas której będzie można popróbować niezwykle rzadkich smaków. Ulice Odessy wiele widziały, wiele mogą opowiedzieć. Jakiż byłby ze mnie romantyk, jeżeli nie cofnąłbym się w czasie. Będzie to dosyć ciekawy eksperyment. Romantyka to ponoć tajemniczy urok jakichś zjawisk, miejsc, zdarzeń, więc spróbuję podzielić się własnymi wrażeniami w sposób poufały, gdyż tylko tak będzie można zrozumieć to miasto widziane moimi oczyma. Maluję miasto, będąc równocześnie malarzem nieszczęśliwym, gdyż będąc w Odessie z przerwami, jestem zmuszony kochać ją na odległość. Zapraszam serdecznie, Odessa dla romantyków…

„[…] Głupia rzecz – życie... takie cudowne: zaproponujcie mi, abym je powtórzył – powtórzę, jakie było, dokładnie, ze wszystkimi smutkami i obrzydliwościami, jeśli można będzie ponownie zacząć je od Odessy.”11

Za każdy łyk wody…

Na palcach jednej ręki mógłbym policzyć ilość moich przyjazdów do Odessy samochodem. Najczęstszym środkiem transportu był w moim przypadku zawsze pociąg. Traktuję podróż pociągiem od wielu lat, jako swoistą kwintesencję wyjazdów na Ukrainę i choć moi ukraińscy przyjaciele słysząc to, często uśmiechają się pod nosem, zdania swojego nie zmienię. Uwielbiam chwile oczekiwania we Lwowie, Kijowie lub Charkowie na nocny pociąg do Odessy a później przeżywam niesamowicie moment przyjazdu na odeski dworzec. Cudowne uczucie. Powolne przygotowanie do wyjścia z wagonu, drżące ręce, głowa zajęta myślami, że już za chwilę dotrę do upragnionego celu mojej kolejnej podróży. Widzę to uczucie również w oczach innych pasażerów i nieważne, czy są to osoby mieszkające w Odessie, czy też podobnie jak ja odwiedzające ją nie pierwszy raz. Są też wśród nas nowicjusze. Ich bardzo łatwo rozpoznać. Siedzą w przedziale z twarzami przyciśniętymi do szyby, oczekując na dotarcie do miejsca, o którym zapewne dużo czytali, a na pewno dużo słyszeli. Pociąg do dworca kolejowego w Odessie dojeżdża zawsze bardzo powoli, tak jakby chciał dać do zrozumienia, że robi to celowo i wiedząc, że jeszcze chwilę musimy wytrzymać. Mija kilka kolejnych minut. Za oknem widzę powoli ruiny starych zakładów przemysłowych. Znam je z poprzednich wyjazdów. Po prawej stronie mijamy Kulikowe Pole. Już prawie jesteśmy, tak, widzę tory kolejowe kończące się u celu podróży.

Dworzec kolejowy w Odessie zachwyca każdego i co dziwne i zarazem zastanawiające, nie jest to według mnie uczucie związane z jego wyglądem. Dworzec mieści się w dosyć przyjemnym, aczkolwiek monumentalnym budynku. Gdy widzę go, zawsze towarzyszy mi uczucie ogromnej radości. W moim przypadku marzenia spełniają się po upływie kolejnych dni lub tygodni od ostatniej podróży. Przecież już za chwilę będę spacerował po znajomych do ostatniego drzewa ulicach, na których wspólnie z mieszkańcami Odessy toczy się powoli moje życie. Nigdzie na świecie nie ma takiego słodkiego morskiego powietrza jak w Odessie, więc moje uczucia nie powinny nikogo specjalnie dziwić.

Pociąg zatrzymujący się na odeskim dworcu trafia w ślepą uliczkę. Większość dworców na świecie, które miałem okazję odwiedzić, przyjmuje pociągi, z których wysiadają i wsiadają kolejni pasażerowie, a pociąg następnie kontynuuje trasę. W Odessie wygląda to nieco inaczej, jakże by mogło być w tym wybitnie wyróżniającym się miejscu. Tory kolejowe kończą się właśnie tutaj, a mieszkańcy Odessy trafnie zauważają, że po przybyciu do Odessy nie ma sensu kontynuować dalszej podróży i ja zgadzam się z nimi całkowicie. Jest to najwspanialsza ślepa uliczka na świecie w dniu przyjazdu, najbardziej okrutna w dzień powrotu.

Wita mnie zawsze zgiełk, nawoływania taksówkarzy i kierowców marszrutek. Najlepiej szybko chwycić walizkę lub torbę podróżną i nie oglądając się za siebie, udać się w kierunku budynku dworca, który robi wrażenie zarówno od strony torów kolejowych, jak i od strony miasta i mimo wszystko powinien się jednak podobać. Choć marzenie grafa Michaiła Woroncowa, aby w Odessie uruchomić kolej żelazną, nie spełniło się za jego życia, to w 1863 r. w Sankt Petersburgu podjęto decyzję o budowie połączenia kolejowego pomiędzy tymi dwoma ważnymi miastami. Pierwszy budynek dworca w Odessie budowano w latach 1879-1883. Obecny budynek dworca został wybudowany na podstawie projektu rosyjskiego architekta Wiktora Szretiera. W czasie II wojny światowej poprzedni budynek został zniszczony przez wycofujące się wojska rumuńskie. Budowa nowego dworca trwała od listopada 1950 r. do lipca 1952 r. Uroczyste jego otwarcie miało miejsce 12 VII 1952 r. Nad wejściem głównym, obok powiewającej flagi ukraińskiej można zobaczyć trzy daty – jest to rok 1905 w pamięć o pierwszej rewolucji, rok 1917 w pamięć o rewolucji październikowej oraz rok 1944 – rok wyzwolenia Odessy spod okupacji rumuńskiej. Na szczycie budynku odeskiego dworca widoczna jest grupa rzeźb, w której centrum znajduje się posąg kobiety z gołębiem pokoju w rękach. Posąg ma symbolizować bohaterstwo mieszkańców Odessy w czasie II wojny światowej. Jeżeli chodzi o praktyczne aspekty dworca, to znajduje się na nim praktycznie wszystko, co jest niezbędne dla każdego pasażera, od poczty po salon fryzjerski, aptekę, przechowalnię bagażu, kioski z produktami spożywczymi i pamiątkami, restauracje i kawiarnie. Może nie są one lokalami luksusowymi, niemniej jednak są, a to chyba najważniejsze. Zapomniałem wspomnieć o pokojach hotelowych oraz możliwości wzięcia prysznica po podróży.

Co dziwne, w środku budynku dworca kolejowego jest zawsze bardzo cicho. Poza nim słychać zawsze szum ogromnego miasta, a w środku cisza. Wychodząc z budynku dworca, zawsze mam to samo uczucie. Niewyobrażalna radość, uśmiech na twarzy. Nie przeszkadzają mi natarczywi taksówkarze proponujący tani przejazd czy też panie usiłujące wmówić mi, że pokoje które oferują do wynajęcia, znajdują się przy samej plaży. Do jednego ucha wpada mi głos z głośnika nawołujący pasażerów do wsiadania do marszrutki zmierzającej na plac targowy 7 kilometr, do drugiego – krzyki kierowców marszrutek oferujących przejazd do miejscowości leżących na obrzeżach Odessy.

I ten oszałamiający chaos komunikacyjny na ogromnym rondzie położonym wokół przydworcowego skweru. Dźwięk klaksonów, pisk hamulców, zgrzyt torów tramwajowych. Kakofonia dźwięków, które nie przyprawiają o zawrót głowy, lecz powodują, że chce się żyć, chce się pobyć kilka dni wśród tego hałaśliwego szumu. W pierwszym momencie wydaje się, że wokół nas panuje ogromny komunikacyjny chaos, jednak po dłuższej obserwacji okazuje się, że wszystko odbywa się bardzo sprawnie i bezkolizyjnie. Na ulicach przylegających do dworca kolejowego znajdują się przystanki marszrutek. Nieco dalej można dojrzeć tory tramwajowe, które aż proszą się, aby skorzystać z nich, natychmiast, bez chwili zwłoki. Przecież pędzi po nich tramwaj numer 5, stary jak sama Odessa, zmierzający niepowtarzalną trasą po Francuskim bulwarze w kierunku Arkadii.

Zdarzało mi się kilkakrotnie dotrzeć do Odessy w środku nocy, bardzo często wczesnym porankiem. Miasto wówczas spało lub dopiero zaczynało budzić się ze snu. Zdarzało mi się czekać na pierwszą marszrutkę, stojąc na jednym ze znajdujących się w pobliżu dworca kolejowego przystanków i obserwować miasto, które przeciąga się, przygotowując do kolejnego dnia. Bywały chwile, że wsiadałem do marszrutki, tylko po to, aby po prostu pojeździć po pustych ulicach. Zimą dosyć długo czekałem na wschodzące słońce, latem napawałem się świeżym letnim powietrzem i czasami zasypiałem z głową opartą o szybę pędzącego rozklekotanego autobusu. Czasami obudził mnie dźwięk porannego tramwaju lub sygnał z przycumowanego w porcie statku. Dla jednych dzień się zaczynał, i to jeszcze jak. Inni byli już w pracy od kilku godzin. Pewnego razu wsiadłem do pierwszej lepszej marszrutki, tak aby „pospacerować” razem z jej kierowcą po ulicach miasta. Obudziłem się w oddalonej o kilka kilometrów od centrum Odessy Fontance. Z początku nie wiedziałem, gdzie jestem, zresztą nie mogłem wiedzieć, byłem tam pierwszy raz. Okazało się później, że znalazłem się w cudownym miejscu, w pobliżu niezwykłej plaży. Zapewniam was, poranny rześki zapach morza zastąpi najmocniejszą kawę.

Wychodząc z budynku dworca kolejowego, widzę zawsze przed sobą skwer, leżący w obrębie ogromnego placu przydworcowego. Często siadam na jednej z ławek, wsłuchując się w uliczny ruch, wyobrażając sobie, jak życie toczyło się na miejscu, w którym się znajduję. Skwer nosi nazwę skweru Puszkina i rozciąga się z niego cudowny widok na ulicę Puszkina prowadzącą prosto do centrum Odessy. Ulicą spacerował niegdyś Aleksander Siergiejewicz, może jego stopy dotykały ziemi, na której teraz ja się znalazłem? Skwer nosił wcześniej potoczne nazwy – skwer Dworcowy oraz Przydworcowy. Po wojnie, na środku skweru ustawiono popiersie Józefa Stalina, który „cieszył” swoim surowym obliczem mieszkańców i przyjeżdżających. Teraz stoi na nim fontanna, oczywiście wyłączona w okresie zimowym, działająca jednak latem. W pobliżu fontanny stoją posągi lwów, które witają podróżnych i chronią bezdomnych biedaków śpiących na pobliskich ławkach.

Przed budynkiem dworca zatrzymują się marszrutki dowożące pasażerów na bazar o nazwie 7 kilometr. Niezwykłe miejsce i bardzo ważny etap w historii miasta. Na bazar 7 kilometr pojadę innym razem, warto jednak wspomnieć kilka słów o tym szczególnym miejscu. Powstał on w 1989 r. z inicjatywy osób, które wracając z zagranicznych podróży, usiłowały sprzedać zakupione tam towary. Handel przywożonymi z zagranicy towarami był oczywiście w czasach Związku Radzieckiego niezgodny z prawem, jednak ówczesne władze bardzo często przymykały na niego oczy. Odessa, jako portowe miasto, zawsze odznaczała się na tle innych radzieckich miast. Mieszkało tutaj tysiące marynarzy, którzy przywozili z rejsów dosłownie wszystko, od gum do żucia, dżinsów, bielizny, kaset magnetofonowych po prezerwatywy, baterie, kolorowe czasopisma. Towar przywożony przez marynarzy był rozchwytywany w błyskawicznym tempie. W sklepach brakowało wielu produktów, głównie butów i odzieży, a te występujące w sprzedaży były fatalnej jakości, więc nietrudno się domyśleć, że popyt na nie był ogromny. Większość mieszkańców Odessy zna dzisiaj bazar 7 kilometr jako miejsce, gdzie można niedrogo kupić odzież, buty i inne przedmioty codziennego użytku. Są to dosyć często podrobione towary. Bazar 7 kilometr uważany jest za największy tego typu plac w Europie. Znajduje się on w odległości siedmiu kilometrów od centrum Odessy w kierunku Owidiopola, stąd jego nazwa. Pracuje na nim około 60 000 osób i każdego dnia odwiedza go od 100 000 do 350 000 kupujących nie tylko z Ukrainy, ale także z Mołdawii, Białorusi oraz Rosji. Na 7 kilometrze pracują obywatele około 30 narodowości. W administracji placu pracuje około 1500 osób, z czego samych osób sprzątających jest 400. Bazar 7 kilometr jest jednym z największych płatników podatków na terenie Ukrainy.

Marszrutki zazwyczaj wysadzają pasażerów na dużym parkingu znajdującym się przy samym wejściu na teren bazaru. Już z daleka widać ogromną ilość kontenerów, w których toczy się codzienne życie tysięcy mieszkańców Odessy. Mam oczywiście na myśli prowadzony w nich handel. Po wejściu na bazar, jak spod ziemi pojawiają się osoby o wschodnim wyglądzie. Tak naprawdę to nie wiem, jakiej są oni narodowości. Zajmują się ponoć wymianą walut, naprawdę ciężko ich jednak zrozumieć. Do centrum miasta można wrócić marszrutkami, które odjeżdżają z tego samego parkingu, na które wcześniej przyjechały.

Odessę odwiedza ogromna ilość turystów z różnych stron świata, a języki, jakimi porozumiewają się mieszkańcy stanowią swoisty kocioł. Na bazarze 7 kilometr usłyszycie język chiński, ormiański, turecki, ukraiński, rosyjski, a bardzo często również polski. Z pewnością w Odessie nikt nie obrazi się, jeśli całkiem nieświadomie zwrócicie się do niego w swoim ojczystym języku. Mieszkańcy Odessy znani są z unikalnego odeskiego żargonu. Bardzo silny wpływ na język mieszkańców Odessy miała mieszanka języka francuskiego, greckiego, włoskiego, ukraińskiego oraz rosyjskiego. Wpływ języka jidysz również nie był bez znaczenia. Co ciekawe, nazwa miasta wymawiana w języku rosyjskim brzmi zupełnie inaczej w ustach rodowitego mieszkańca Kijowa niż w ustach mieszkańca Mołdawanki, jednej z historycznych dzielnic Odessy.

W pobliżu dworca kolejowego położony jest ogromny plac wyłożony kostką brukową. Ułatwieniem dla przechodniów są przejścia podziemne prowadzące w kierunku ulic biegnących po drugiej stronie skweru i skrzyżowania wokół niego. Przejściem podziemnym można przedostać się w okolice wspomnianego placu. W przejściu znajdują się stoiska z pamiątkami, jakich jest wiele w Odessie. Po wyjściu z przejścia podziemnego trafiam natychmiast w jedno z moich ulubionych miejsc. Jest to niewielki bazar z książkami. Sprzedawcy rozkładają swoje książki na niewielkim murku biegnącym wzdłuż chodnika. Nie ukrywam, że uwielbiam to miejsce. Mógłbym godzinami spacerować po nim, wciągając zapach drzew pomieszany z zapachem starych książek, które oferują sprzedawcy. Ostatnio zacząłem kolekcjonować stare książki opowiadające o historii Odessy i jest to miejsce, w którym najczęściej się w nie zaopatruję. Wydaje mi się, że na Ukrainie książki są w dalszym ciągu niezwykle popularne. Są one przede wszystkim tanie i zapewne cena zwiększa zapotrzebowanie na nie. Uważny kupujący może tutaj zdobyć niezwykle ciekawe pozycje, wiem coś o tym. Na mojej półce znalazło się wiele książek, które naprawdę ciężko zdobyć i które stały się częścią mojej interesującej i z każdym dniem rosnącej kolekcji. Sprzedawcy oferują swoje książki w tekturowych kartonach, warto jednak zatrzymać się na chwilę, aby powoli przewertować je i znaleźć coś dla siebie. Nie zapominajcie o targowaniu się, nie warto z tego rezygnować, nie tylko z oszczędności, ale również dla zasady i poczucia kolorytu miasta.

Ogromny plac pokryty praktycznie w całości charakterystyczną kostką brukową nosi nazwę Kulikowe Pole. Plac powstał na samym początku XIX w. Był on wielokrotnie wykorzystywany przez wojska, które kwaterowały w pobliżu. Początkowo ziemia, na której powstał plac, należała do rodu Kulikowych, zamożnych właścicieli ziemskich. Kulikowe Pole stanowi swoisty kwadrat o powierzchni około dziesięciu hektarów, położony pomiędzy ulicami Średniofontańską, Pirogowską, Kanatną i Włoskim bulwarem.

Kulikowe Pole to obecnie jeden z największych historycznych placów w Odessie. Odbywały się na nim różnego rodzaju ćwiczenia oraz musztry. W pobliżu placu znajdował się również urząd celny oraz pierwsze miejskie więzienie wybudowane w 1823 r. przez włoskiego architekta Simona Tomasini w stylu średniowiecznego zamku z czterema okrągłymi basztami w każdym z rogów. Na Kulikowym Polu, na przełomie XIX i XX w. grzebano zwłoki więźniów, którzy zginęli podczas egzekucji w pobliskim więzieniu. Grzebanie zwłok odbywało się zazwyczaj w tajemnicy i bez udziału rodziny i osób postronnych. W 1918 r. plac był świadkiem krwawych wydarzeń związanych z rewolucją nazwaną później styczniowym powstaniem. Rewolucjoniści, którzy zginęli w czasie gwałtownych starć, zostali później pogrzebani w jednej zbiorowej mogile, która znajduje się od strony ulicy Kanatnej. 21 I 1918 r. do mogiły spuszczono trumny z ciałami 117 rewolucjonistów. Na miejscu mogiły znajduje się obecnie pomnik, którego autorami są architekt Topuz oraz rzeźbiarz Krawczenko. Pomnik niestety dosyć często staje się ofiarą dewastacji. Farbami zamalowywane są napisy umieszczone na nim oraz symbole minionej epoki.

Tak opisuje uroczysty pogrzeb Walentin Katajew w powieści Zimowy wiatr:

„Grzebano wszystkich razem – we wspólnej mogile na środku Kulikowego Pola.

Nadeszła odwilż.

Dzień był mokry, zgniły, przypominający raczej późną jesień, a nie koniec stycznia.

Nad miastem ciągnęły nisko czarne chmury. Czasami zaczynał kropić kapuśniaczek. Kondukt żałobny, ciągnący się przez kilka dzielnic, posuwał się przez całe miasto, skręcając z Chersońskiej na Preobrażeńską, z Preobrażeńskiej na Derybasowską, a stąd na Puszkinowską i tą prostą jak strzała ulicą, po mokrej niebieskawej jezdni z granitowej kostki, do dworca, w którego białej fasadzie ział w miejscu starego zegara czarny, okrągły otwór, ślad po pocisku armatnim, który trafił prosto w tarczę. […]

Robotnicy z przedmieść, oddziały wojskowe, resztki kurzeni hajdamackich, załogi okrętowe, rybacy, rzemieślnicy, chłopi z podmiejskich wsi, chutorów i osad, studenci nieśli na barkach lub wysoko nad głową – swoich zmarłych”12.

Na początku XX w. plac coraz częściej był wykorzystywany w celach rozrywkowych. Występowały na nim cyrki, świętowano hucznie Nowy Rok, Boże Narodzenie, Wielkanoc. Po II wojnie światowej Kulikowe Pole ozdobiono kwietnikami, a wokół placu zasadzono drzewa. W 1958 r. na placu wybudowano monumentalny budynek, będący obecnie zamkniętą siedzibą związków zawodowych. W 1967 r. w samym centrum placu odsłonięto pomnik Lenina i jego nazwę zmieniono na plac Rewolucji Październikowej. Autorami potężnego pomnika był rzeźbiarz Manizer oraz architekci Rozyn, Łapin i Wołkow. Pomnik miał wysokość 10 metrów i został wykonany z jasnoszarego granitu. Figura Lenina miała ponad sześć metrów wysokości. W jednej z książek znanego odeskiego wydawnictwa wydanej w 1984 r. można znaleźć następujący opis pomnika wodza rewolucji: „[…] W majestatycznej pozie wodza odbija się pewność siebie i zryw: głowa wysoko podniesiona, twarz uduchowiona myślą i wolą, wzrok skierowany w przyszłość”13. W 1990 r. władze miasta postanowiły ożywić stuletnią tradycję i wykorzystać Kulikowe Pole, jako miejsce festynów, dziecięcych świąt, turniejów, dyskotek, występów popularnych artystów. W 2006 r. usunięto z placu pomnik Lenina. Trafił on do niezwykłego miejsca, w którym na brak towarzystwa nie może narzekać. Mam na myśli niezwykłe Muzeum Monumentów, w którym zgromadzono popiersia i pomniki przywódców Związku Radzieckiego zebrane z całej Ukrainy. Muzeum znajduje się w miejscu o nazwie Frumushika Nowa.

Kulikowe Pole stało się obecnie geograficznym centrum miasta. Chodzą słuchy, że pod powierzchnią placu planowana jest budowa centrum targowo-rozrywkowego, jednak nie widziałem, aby odbywały się jakiekolwiek prace zmierzające w tym kierunku. Zwróćcie uwagę na wymalowane na brukowanej alei przecinającej plac linie ułatwiające oddziałom wojskowym i zapewne również pojazdom poruszanie się w zwartym szyku. Widziałem na placu wesołe miasteczka, jednak nigdy nie zobaczyłem na nim musztry lub defilady wojsk. Wzdłuż alei rosną liczne drzewa, powodując, że miejsce to stało się kolejnym miejsce dla odpoczynku.

Podczas politycznego kryzysu w latach 2013–2014 Kulikowe Pole nieświadomie posłużyło jako arena walk pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami Euromajdanu. Tragicznym dniem stał się dzień 2 V 2014 r. W tym dniu, zwolennicy integracji z Unią Europejską podpalili budynek związków zawodowych, przez co dziesiątki bezbronnych ludzi straciło życie.

Był to dla mnie osobiście niezwykle ciężki okres. Siedząc przed ekranem telewizora, śledziłem relacje z miejsc tak bardzo mi bliskich. Przyprawiały mnie one o ból głowy i czasami, zupełnie nieświadomie łapałem się na wycieraniu łez. Niezwykle przeżywałem te wydarzenia. Wcześniej, na przełomie 2013/2014 roku byłem przerażony tym, co miało miejsce w Kijowie, później rok 2014, śmierć protestujących na kijowskim Majdanie, następnie aneksja Krymu i wydarzenia w Odessie. Szczególnie te ostatnie były dla mnie niezwykle bolesne. Widząc ulice, po których często spacerowałem, niewidoczne często od unoszącego się w powietrzu gęstego dymu, wyobrażałem sobie to, co czują w tej chwili moi przyjaciele. Martwiłem się o nich. Bałem się, że oni również uczestniczą w ulicznych walkach, zastanawiałem się czy nie potrzebują jakiejkolwiek pomocy. Paradoksalnie, wszystko to sprawiło, że pokochałem Ukrainę jeszcze mocniej. Widząc wiązanki kwiatów leżące pod ogrodzeniem postawionym wokół budynku związków zawodowych, który dla wielu stał się ostatnim schronieniem przed kamieniami, butelkami, czy też bronią palną człowiek czuje więź ze wszystkimi, którzy brali udział w tamtym nieszczęsnych wydarzeniach, bez względu na to po czyjej stali stronie. Budynek związków zawodowych nie ochronił wielu z nich przed ogniem i dymem. Straszna śmierć, która ich spotkała, jest niestety skazą na twarzy wydawałoby się tolerancyjnej Odessy, gdzie poglądy, kolor skóry czy przynależność nie mają szczególnego znaczenia. Człowiek człowiekowi wilkiem, potwierdziło się to kolejny raz, w majowe dni 2014 r. Na ogrodzeniu, pod którym leżą wiązanki kwiatów wymalowano farbą nazwiska ofiar tamtych wydarzeń, naklejono również pełną ich listę oraz kilka zdjęć. Przed wejściem do budynku związków zawodowych stoi wysoki maszt z powiewającą na nim ukraińską flagą.

Pomnik Lenina został usunięty z placu w 2006 r., jednak w Odessie można spotkać jeszcze mnóstwo pomników związanych z poprzednią epoką. Wcześniej było ich jeszcze więcej, ale ukraińskie ustawy dekomunizacyjne przyjęte w 2015 r. związane z dekomunizacją oraz państwową polityką pamięci miały wpływ na likwidację wielu z nich. Te, co zostały są dowodem miłości i szacunku do przeszłości i stanowią część kultury ukraińskiego narodu, choć zapewne wiele kolejnych z czasem zostanie usuniętych.

Stojąc na Kulikowym Polu, nie sposób nie zauważyć znajdującej się pod numerem 66 przy ulicy Pantelejmonowskiej wspaniałej cerkwi ze złotymi kopułami. Jest to jedna z piękniejszych odeskich prawosławnych świątyń, monaster Św. Pantelejmona. Jest ona widoczna również z okolic dworca kolejowego, co jeszcze bardziej potęguje ciekawość i zachwyt wszystkich odwiedzających miasto. Cerkiew została poświęcona 10 IV 1896 r. W 1923 r. władza sowiecka nakazała jej zamknięcie. Ponownie cerkiew oddano do użytku wiernych w czasie II wojny światowej 15 VI 1943 r. Było to w czasie okupacji rumuńskiej Odessy. W 1961 r. świątynię zamknięto, aby ponownie zezwolić na odprawianie mszy w 1990 r. Cerkiew robi niezwykłe wrażenie, złote kopuły zadziwiają swoim przepychem, a dźwięk dzwonów cerkiewnych słyszalny jest w rejonie kilku kwartałów. W 1886 r., na rogu dzisiejszej ulicy Pantelejmonowskiej – wcześniej Noworybnej oraz Więziennego zaułka noszącego wówczas nazwę Ziemski, wybudowano dom pielgrzymkowy. W 1876 r. kilku mnichów z monasteru Św. Pantelejmona, położonego na świętej górze Athos, przybyło do Odessy i założyło w tym miejscu dom pielgrzymkowy przeznaczony dla pielgrzymów udających się zarówno do Ziemi Świętej, jak i góry Athos. Wraz z pojawieniem się dworca kolejowego dom pielgrzymkowy stał się niezwykle dogodnym miejscem służącym dla schronienia przybywających do Odessy pielgrzymów. We wspomnianym domu pielgrzymkowym zatrzymywał się niegdyś Konstantin Paustowski oraz Aleksander Grin.

Wychodząc z budynku dworca kolejowego, po lewej stronie od niego znajduje się ogromny plac z zajezdnią tramwajową, sklepami, kawiarniami i restauracjami. Bardzo często odwiedzam to miejsce w oczekiwaniu na wieczorny pociąg do Lwowa, Kijowa lub Charkowa. Szczególnie przyjemnie robi się tutaj na wiosnę i latem, choć pamiętam oczywiście zasypane śniegiem delfiny znajdujące się na środku placu, które zawsze cieszą najmłodszych spacerowiczów. Zimą, ze zrozumiałych powodów fontanny są nieczynne, co nie zmienia klimatu tego miejsca. Plac stał się nowoczesny po generalnej przebudowie. Wcześniej można było kupić na nim różnego rodzaju pamiątki oraz spotkać stoiska z książkami. W Odessie czas płynie bardzo szybko, wszystko wokół się zmienia, nie zawsze jednak zmiany są korzystne dla otoczenia. Wielokrotnie byłem świadkiem jak pośród starych, zabytkowych kamienic wyrastają nowe apartamentowce lub biurowce, burząc całkowicie wcześniejszą zabudowę. Tutaj jest nieco inaczej. Plac robi bardzo sympatyczne wrażenie. Podróżni mogą odpocząć w miłej atmosferze, zaopatrzyć się na drogę, po raz ostatni przed wyjazdem poczuć klimat Odessy. Chciałoby się powiedzieć, Odessa zmienia się na lepsze, lecz niestety tak nie jest. Plac jest jednym z niewielu wyjątków i cieszę się z tego, co tutaj osiągnięto. Gdzieś z daleka słychać szum Priwoza – słynnego bazaru, zgrzyt mijającego nas tramwaju, oraz ryk silników autobusów dochodzący z leżącego po drugiej strony ulicy dworca autobusowego.

Plac z szeregiem sklepów i punktów gastronomicznych nosił niegdyś nazwę placu 9 stycznia, w pamięć o ofiarach wydarzeń z 1905 r. 9 I 1905 r. nazwany został krwawą niedzielą. W tym dniu, na ulice Petersburga wyszło 140 000 robotników. Robotnicy szli ramię w ramię ze swoimi rodzinami, dziećmi, znajomymi. Wszyscy byli ubrani w świąteczne stroje, jak przystało na niedzielny świąteczny dzień. W rękach niesiono wzniesione ku górze portrety panującego cara. Demonstrujący mieli nadzieję, że imperator wyjdzie do nich i wysłucha ich próśb. W pobliżu petersburskiego zimowego dworca carskie wojska zaczęły oddawać w ich kierunku strzały z karabinów. W wyniku ostrzału niewinnych ludzi zginęło od 130 do 200 osób, a rannych zostało 800 osób. Ludzkie trupy były grzebane pod osłoną nocy w wielkiej tajemnicy. Krwawa niedziela zapoczątkowała pierwszą rosyjską rewolucję.

Opuszczając Starosienny plac od strony Priwozu, znajdziemy się na ulicy Wodociągowej. Jest to niezwykle ważna arteria komunikacyjna, która od zawsze miała dla Odessy ogromne znaczenie. Ulica Wodociągowa początkowo nosiła nazwę Fontańskiej, następnie Wielkofontańskiej, później Wodociągowej, a następnie Kotowskiego, 20-lecia Ochrony Przeciwpożarowej, a od 1941 r. ponownie została nazwana ulicą Wodociągową. Niegdyś łączyła Odessę z jej obrzeżami. Pod numerem 1 przy ulicy Wodociągowej znajduje się stara zajezdnia tramwajowa, która funkcjonuje w Odessie od 1908 r. Jest ona niezwykle charakterystyczna i bardzo trudno ją przeoczyć. Otoczona jest rdzawego koloru ogrodzeniem. Ściany zajezdni również mają ten sam kolor. Zajezdnia kilkakrotnie zmieniała swoją nazwę. Do 1917 r. nosiła nazwę Riszeliewskiej, a następnie do 1998 r. Lenina. Budynek administracji zajezdni wybudowany został w 1910 r. W czasie II wojny światowej była ona jedyną działającą zajezdnią w mieście. Obsługuje obecnie wszystkie odeskie linie tramwajowe. Z boku zajezdni znajduje się żelazna brama, przez którą wyjeżdżają na ulice Odessy, charakterystyczne żółto-czerwone tramwaje.

Wspomnę przy okazji o pierwszych trolejbusach, które pojawiły się w Odessie po zakończeniu II wojny światowej. Uroczyste otwarcie pierwszej trasy trolejbusu miało miejsce 7 XI 1945 r. Pierwsza linia była już gotowa w 1941 r., lecz niestety, wybuch wojny uniemożliwił jej uruchomienie. Rumuńskie wojska okupujące Odessę, wywiozły z miasta zarówno oprzyrządowanie, jak i dziesięć nowych trolejbusów przygotowanych wcześniej do obsługi pierwszej trasy. Po wyzwoleniu miasta 10 IV 1944 r. do Odessy wróciły na miejsce nowych trolejbusów stare zniszczone, pochodzące z Rumunii. Rozpoczęto równocześnie modernizację zniszczonej trakcji oraz szkolono przyszłych kierowców. Pierwsza próbna jazda odbyła się 6 X 1945 r., a już od listopada tego samego roku mieszkańcy mogli skorzystać z pierwszej trolejbusowej linii.

Zawód kierowcy trolejbusu jest niezwykle ciężki. Wielokrotnie widziałem, jak musieli oni samodzielnie zakładać tzw. odbierak prądu na przewody trakcyjne. Nadmienię, że w Odessie bardzo wiele kobiet prowadzi trolejbusy. Podobnie jest z tramwajami, jednak w przypadku ich wykolejenia zawsze można liczyć na pomoc pasażerów, czego raz byłem świadkiem w pobliżu niewielkiej pętli tramwajowej przy Arkadii.

Ulica Wodociągowa ciągnie się wzdłuż torów tramwajowych. Zdecydowanie polecam spacer, przy okazji można poznać ciekawe zakątki i miejsca związane z bogatą historią miasta. Kierując się od dworca kolejowego, będziemy szli wzdłuż mijanego po prawej stronie parku Preobrażeńskiego. Opowiem o nim nieco później. Z pewnością, miejscem szczególnie związanym z historią Odessy jest położone po prawej stronie torów tramwajowych ośmiometrowe wzniesienie powstałe wskutek działań człowieka. Potocznie jest ono nazywane Czumną górą. Na szczycie wzniesienia znajduje się charakterystyczny prawosławny krzyż. Wzniesienie powstało na miejscu pochówku ofiar zarazy, która w 1812 r. pochłonęła jedną trzecią ludności miasta. Nie była to pierwsza epidemia dżumy, która pojawiła się w mieście. Odessa jest miastem portowym i ryzyko pojawienia się w niej groźnych chorób zakaźnych istniało od zawsze. Po raz pierwszy dżuma dotarła do Odessy w 1797 r. Przypłynęła ona z Osmańskiego Imperium wraz z pasażerami greckiego statku Święty Mikołaj. Po dotarciu okrętu do portu jego pracownicy rozpoczęli rozładunek. Tragarze bardzo szybko opuścili miejsce rozładunku na wiadomość, że zmarł marynarz należący do załogi statku. Dosyć szybko okazało się, że powodem śmierci marynarza jest dżuma. Kapitan wraz z załogą opuścił statek i miał ponoć na łódce odpłynąć w kierunku Konstantynopola. Statek natychmiast spalono, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się groźnej choroby. Później nastąpił rok 1812…

Po zakończeniu kolejnej wojny rosyjsko-tureckiej do Odessy zaczęły coraz częściej przybywać statki z wielu krajów. Wraz z nimi do miasta dotarła straszna choroba nazywana czarną śmiercią. Dżuma nie oszczędzała nikogo. Umierali na nią biedni, bogaci, młodzi i starzy. Pierwszymi ofiarami epidemii dżumy były artystki miejskiego teatru. 12 XI 1812 r. diuk de Richelieu zarządził w mieście surową kwarantannę, nakazując mieszkańcom, aby ci nie opuszczali swoich domów. Pełna kwarantanna zakończyła się 7 I 1813 r. jednak na koniec epidemii należało poczekać jeszcze kilka miesięcy. Grabarze zwani mortusami, ubrani w stroje impregnowane żywicą i smołą, specjalnymi hakami wyciągali z domów trupy ludzkie. Zarówno ubrania zmarłych oraz należące do nich ozdoby wrzucano do wspólnego grobu znajdującego się na obrzeżach miasta. Domy, z których zabierano zwłoki zabito deskami. Bywały przypadki, że nie zważano na to, iż w domach pozostawali żywi ludzie, błagający o pomoc i niemający szansy na przetrwanie. Był to straszny okres w historii miasta połączony z ogromną ludzką tragedią. Zarazę udało się zwalczyć. Aby uniknąć ponownego wybuchu epidemii i po to, aby nie pozwolić szabrownikom na rozkopywanie straszliwego grobu, w którym znajdowały się spore ilości złota i innych kosztowności pochowanych wspólnie z ofiarami dżumy, grób zasypano ogromną ilością gruzu budowlanego oraz ziemi. Czumna góra przypomina o tej tragicznej karcie historii Odessy. Na jej szczycie znajduje się obecnie stacja pogotowia ratunkowego, rosną liczne drzewa.

Wokół góry Czumnej panuje dosyć ponura atmosfera, co jest oczywiście zrozumiałe. Dodatkową aurę niesamowitości podsycają liczne historie z nią związane. Jedna z nich opowiada o bandzie Grigorija Greka, bardziej znanego jako Czaldon, którym jeszcze kilkanaście lat temu matki straszyły swoje dzieci. Wydarzenia, związane z Czaldonem miały miejsce w 1933 r., w okresie, gdy na terenie Ukrainie panował ogromny głód, sztucznie wywołany przez władzą stalinowską. Wielki Głód w latach 1932–1933 na obszarach wiejskich Związku Radzieckiego spowodował masową zagładę ludności wiejskiej, której zdecydowaną większość stanowili Ukraińcy.

Czaldon przyjechał do Odessy z jednej z biednych wsi położonych na Donbasie i natychmiast po przyjeździe ożenił się z samotną wdową, która mieszkała w niewielkim domu w pobliżu Czumnej góry. Dosyć szybko zebrał on bandę składającą się ze społecznych wyrzutków podobnych do niego. Banda Czaldona nie tylko grabiła i zabijała przypadkowo napotkane osoby, ale co najbardziej przeraża, jadła ich mięso. Mięso, które pozostało niezjedzone członkowie bandy sprzedawali na pobliskim Priwozie, wmawiając kupującym, że jest to świnina. Zbrodnie wyszły na jaw zupełnie przypadkowo. Jedna z mieszkanek Odessy, kobieta wykształcona, biochemik jednego z uniwersytetów, po zakupie mięsa postanowiła je przebadać. Rzekoma świnina została zbadana w biochemicznym laboratorium i po wykryciu jej pochodzenia sprawa została przekazana milicji. Przywódca bandy Czaldon zginął podczas obławy zaś pozostałych członków skazano na śmierć. Ofiarami bandy Czaldona, jak się później okazało padło 26 osób.

Naprzeciwko Czumnej góry znajduje się jeden z najbardziej zaniedbanych rejonów Odessy tzw. Sachalinczyk. Nazwa, jak zapewne się domyślacie nawiązuje do wyspy Sachalin, znajdującej się na Oceanie Spokojnym, która była miejscem katorgi dla kilku tysięcy skazanych przez carski reżim. Z czasem w rejonie tym powstało swoiste przestępcze getto wiecznie tonące w brudzie i pyle. Mieszkali w nim najbiedniejsi mieszkańcy Odessy. W Sachalinczyk w XIX w. zapędzano przestępców. Rejon ten znajdował się w pobliży miejskiego więzienia i dosyć często więźniowie zakuci w kajdany prowadzeni byli przez niego w kierunku portu, aby później na statkach wysłać ich na wspomniany wcześniej Sachalin. Obecnie teren ten charakteryzuje się zaniedbanymi dworami i domami. Wokół leżą porozrzucane śmieci i opony, biegają po błotnistych ulicach bezpańskie psy i koty. W oddali widać nowe wysokie domy mieszkalne, dziwnie kontrastujące z okolicą. Nie będę was straszył. Odwiedziłem rejon Sachalinczyka kilkakrotnie i jest tam bezpiecznie. Zawsze zabierałem ze sobą karmę dla kotów. Jak się później okazywało zawsze brałem jej zbyt mało. Zarówno w rejonie Sachalinczyka jak i w całej Odessie kotów jest całe mnóstwo. Gdy pierwszy raz przyjechałem do Odessy w 2008 r. widziałem wokół siebie jedynie bezpańskie psy. Gdy przyjechałem kolejny raz dwa lata później tylu psów już nie było. Dziwne uczucie. Był to okres związany z przygotowaniami do Mistrzostw Europy w piłce nożnej Euro 2012, które miały się odbyć w Polsce i na Ukrainie. Słyszałem o psach zabijanych w Kijowie, zapewne podobny los spotkał czworonogi w Odessie i miasto przejęły koty. Kotów w Odessie od zawsze było bardzo dużo, jednak po zniknięciu psów ich władza rozszerzyła się na całe miasto. Odessa przez wielu określana jest mianem kociej stolicy. Koty wylegują się na zaparkowanych samochodach, na chodnikach, czy też na odeskich podwórkach. Kolejny symbol miasta.

Aby zobaczyć ruiny starych domów Sachalinczyka, wystarczy skręcić z ulicy Wodociągowej w Szósty Wodociągowy zaułek, a następnie w prawo w ulicę Starofontańską. Wcześniej, w Trzecim Wodociągowym zaułku, w fabryce słodyczy, pracował ponoć Izaak Winnicki – brat słynnego Michaiła Winnickiego, znanego bardziej, jako Miszka Japończyk. Na teren biednego Sachalinczyka można również dojść od strony ulicy Średniofontańskiej. Idąc wzdłuż pobliskich torów kolejowych należy skręcić w zaułek Czechowa a na jego końcu w kolejny zaułek – Wozniesieński.

Pod numerem 18 w zaułku Wosniesieńskim, w rodzinie ubogiego piekarza mieszkała Marusia Tarasenko, żona Ilji Ilfa a właściwie Jechiela-Lejby Fajnzilberga, słynnego pisarza. Ilja Ilf oraz Marusia Tarasenko poznali się w Odessie w 1921 r. Ilf miał wówczas 24 lata i pracował, jako początkujący dziennikarz. Co ciekawe, Marusia była o siedem lat młodsza od Ilfa i była wówczas zakochana w jego starszym bracie Michaile. 7 I 1923 r. Ilja Ilf wyjechał pracować do Moskwy. Dotarła do niego również Marusia i wiosną 1924 r. para wzięła ślub. Ilja Ilf zmarł 8 IV 1937 r. a Marusia, aż do śmierci w 1981 r. już nigdy nie związała się z innym mężczyzną.

Legenda mówi, że w jednym z domów w rejonie Sachalinczyka, pod numerem 12 na Wozniesieńskim zaułku, mieszkała Sonia – Złota Rączka, złodziejka i znana aferzystka. Opisując historię kryminalnej Odessy, nie sposób nie wspomnieć o Sofii Bluwstein bardziej znanej jako wspomniana Sonia – Złota Rączka, urodzonej w Polsce niedaleko Warszawy, w miasteczku Powązki. Mój przyjaciel, historyk, przewodnik i działacz społeczny Aleksander Babicz, właściciel biura podróży Tudoy-Sudoy zwrócił mi niegdyś uwagę, że wycieczki po kryminalnej Odessie stały się o wiele bardziej popularniejsze od wycieczek związanych choćby z literacką Odessą. Przyczyną tego stał się nagły wysyp seriali telewizyjnych opowiadających o przestępczości w mieście.

Sonia – Złota Rączka była przykładem prawdziwej awanturnicy i aferzystki. Informacji związanych z jej prywatnym życiem jest bardzo mało, w przeciwieństwie do informacji dotyczących jej przestępczej działalności. Urodziła się ona ponoć w 1846 r., choć nie ma na to żadnych potwierdzających dokumentów. Wiele źródeł wspomina również, iż przyszła na świat w Odessie w 1879 r. Istnieją również ogromne wątpliwości, co do daty i miejsca śmierci słynnej aferzystki. Jedni uważają, że umarła w 1902 r., drudzy, że w 1948 r. Różnica ogromna.

Sofia Bluwstein znała kilka języków, co pozwoliło jej doskonalić swoją przestępczą działalność. Sofia była kilkakrotnie zatrzymywana przez policję. Niejeden raz była wysyłana do więzienia i niejeden raz udało jej się je opuścić. Nie będąc urodzoną w Odessie, stała się jej legendą, dla wielu jednak wątpliwą.

Nikt nie ma najmniejszych wątpliwości, że Sofia stała się królową złodziei i aferzystów. Jedną z jej pierwszych ofiar był jej własny mąż, któremu urodziła córkę. W 1864 r. Sonia okradła męża i uciekła do Rosji. Potem było już łatwiej, kradzieże walizek w pociągu, okradanie bogatych domów zamieszkiwanych przez rosyjską arystokrację.

Sonia – Złota Rączka stosowała charakterystyczne dla siebie sposoby kradzieży biżuterii. Między innymi pod długimi paznokciami chowała ona nieduże, drogocenne kamienie, a podwiązki służyły jej do przechowywania drogocenności. Potrafiła doskonale zmieniać swój wygląd zewnętrzny. Aferzystka w głównej mierze zajmowała się kradzieżami w hotelach, sklepach jubilerskich oraz pociągach. Potrafiła błyskawicznie przemienić się z wykształconej damy w zakonnicę lub służącą. Do kradzieży używała czasami tresowaną małpę. Najczęściej do grabieży dochodziło w większych miastach Imperium Rosyjskiego – w Moskwie, Petersburgu i oczywiście w Odessie. Dosyć często, odpowiednio wcześniej współpracujący z nią jubiler wykonywał kopie drogich kamieni szlachetnych, które później Sonia przymierzając oryginały, sprytnie wymieniała.

Pierwszy raz odeska policja usłyszała o talencie Sofii po tym, jak pięciu gości hotelu Continental, budząc się rankiem, zauważyło brak w pokoju swoich pieniędzy i innych wartościowych przedmiotów. Taki sposób kradzieży Sonia nazywała guten morgen. Ponoć wyszkoliła ten sposób kradzieży jeszcze w Petersburgu. Za pomocą wytrychu dostawała się ona do pokoju, w którym spał gość hotelowy. Wykorzystując sytuację, przeszukiwała jego walizki oraz kieszenie. Jeśli gość obudził się, Sonia udawała, że nikogo nie zauważyła i jakby nigdy nic szybko rozbierała się równocześnie kładąc się do łóżka. Po chwili, udając zszokowaną, twierdziła, że nieświadomie pomyliła pokoje. Zawsze wykorzystywała swój niesamowity wdzięk i mówiąc: guten morgen, opuszczała pokój wraz z ukradzionymi pieniędzmi. Zdarzały się sytuacje, że gość hotelowy nie uwierzył w historię o pomyleniu pokoi. Takie sytuacje zazwyczaj kończyły się tym, że Sonia spędzała z ofiarą całą noc. Ofiara dopiero po kilku upojnych godzinach orientowała się, że została okradziona.

Dosyć często Sonia doprowadzała swoje ofiary do płaczu, a raz nawet udało jej się doprowadzić jedną z nich do kliniki psychiatrycznej. Takim przykładem może być historia z zuchwałą kradzieżą drogocenności, które należały do odeskiego jubilera Karla von Mela. W maju 1883 r. ładna i dobrze ubrana młoda dama weszła do sklepu jubilera przy ulicy Langerona 8 i przedstawiła się, jako żona znanego psychiatry. Z oferowanych przez jubilera drogocenności wybrała diament, o łącznej wartości 30 000 rubli. Poprosiła, aby biżuteria została dostarczona przez właściciela osobiście na domowy adres psychiatry, gdzie jej bogaty mąż zapłaci za wszystko. W wyznaczonym czasie jubiler z kolekcją diamentów przybył do domu lekarza. Sofia powitała go, po czym odebrała od niego szkatułkę z biżuterią tłumacząc, że chce im się jeszcze dokładnie przyglądnąć. Poprosiła jubilera, aby ten poczekał w gabinecie męża. Po kilku minutach do gabinetu przyszedł psychiatra i zapytał jubilera, w czym może mu pomóc. Jubiler poprosił o wypłacenie 30 000 rubli za wybraną przez jego młodą małżonkę biżuterię. Na polecenie doktora do gabinetu zostali wezwani sanitariusze, którzy zabrali go do szpitala psychiatrycznego. Jak się później okazało, kobieta przyjechała do psychiatry niedługo przed przyjazdem jubilera i przedstawiła się, jako jego żona. Powiedziała, że jej mąż oszalał twierdząc, że wszyscy wokół są mu winni pieniądze za zakup dla żony diamentów. Oszustka oczywiście zniknęła z drogocennościami i nikt jej więcej nie widział.

Sonia – Złota Rączka uwielbiała podróżować i bardzo często odwiedzała Paryż oraz Niceę, ale również widywano ją w Wiedniu, Budapeszcie, Lipsku oraz Berlinie. W Odessie zorganizowała szkołę złodziei, w której żydowskie dzieci będące najczęściej sierotami mogły nauczyć się od doświadczonych złodziei złodziejskiego rzemiosła. Nie była pięknością jednak potrafiła bardzo często zmieniać swoich partnerów. Tak się dziwnie złożyło, że sama zakochała się po uszy w drobnym złodzieju, który wykorzystał ją wielokrotnie, zmuszając do drobnych kradzieży kieszonkowych. Okazało się później, że był on donosicielem pracującym dla policji. Sonia została kolejny raz aresztowana. Stanęła przed sądem, który 19 XII 1880 r., po dziesięciu dniach rozprawy wydał wyrok skazujący. Sonię zesłano na Syberię, do irkuckiej guberni. Sonia dosyć szybko uciekła, lecz nie nacieszyła się zbyt długo wolnością. W grudniu 1885 r. Sonia – Złota Rączka została ponownie aresztowana i osadzona w Smoleńsku. 30 VI 1886 r. uciekła ze smoleńskiego więzienia, dzięki pomocy jednego ze strażników. Po czterech miesiącach została kolejny raz schwytana i latem 1888 r. wysłano ją na Sachalin. Co działo się z Sonią na Sachalinie trudno dokładnie ustalić. Miała ona rzekomo wrócić do Odessy, gdzie umarła pod koniec 1920 r., jednak tak jak wspomniałem wcześniej, data jej śmierci jest kwestią sporną.

Naprzeciwko Czumnej góry, pod numerem 16 przy ulicy Wodociągowej znajduje się jeden z najstarszych zakładów produkcyjnych w Odessie. Jest to Stalkanat – zakład produkujący liny. Na budynku administracyjnym zakładu umieszczono charakterystyczną konstrukcję przedstawiającą ni to człowieka, ni to robota. Konstrukcja w godzinach wieczornych i nocnych jest podświetlana. Kilkaset metrów dalej można obejrzeć charakterystyczny budynek z wieżyczkami stanowiący obecnie zabytek architektury. Należał on wcześniej do Wilhelma Schwabena, który zbudował pierwszy w Odessie wodociąg. Oprócz wspomnianego budynku na przylegającym do niego terenie znajduje się jeszcze kilka zabytkowych miejsc. Cały kompleks został zaprojektowany przez znanych architektów Lwa Włodeka i Siemiona Landesmana. Obecnie znajduje się tutaj stacja wodna zaopatrująca w wodę całą centralną część Odessy. Niestety, nigdy nie udało mi się wejść za wysokie ogrodzenie. Stację wodną oglądałem jedynie od strony ulicy, co nie zmienia jednak faktu, iż robi ona wrażenie.

Odessa zawsze miała ogromny problem z zaopatrzeniem w wodę do picia. Woda, leżąca na małej głębokości była niezdatna do spożycia. Zawierała ona spore ilości szkodliwych dla ludzi minerałów. Dodatkowo, częste susze typowe dla terenów wybrzeża Morza Czarnego drastycznie zmniejszyły i tak już skąpe zapasy wód podziemnych oraz zwiększały ich zasolenie. Pierwszym sposobem na wydobycie wody w Odessie były studnie. Najbardziej dogodnymi miejscami na terenie miasta, gdzie wody gruntowe zalegały na stosunkowo niewielkiej głębokości była tzw. Wodna bałka, obecnie ulica Bałkowska, która biegnie w najdłuższym wąwozie znajdującym się na terenie dzisiejszej Odessy.

Kilka lat po założeniu miasta, w rejonie Wodnej bałki wykopano ponad 20 studni. Wydobytą wodę przewożono do miasta powozami i sprzedawano po dosyć wysokiej cenie. Równocześnie, miasto przeznaczało spore środki na poszukiwanie nowych źródeł i wkrótce niedaleko od morskiego brzegu zostały wykryte źródła świeżej wody, która była znacznie lepszej jakości od tej wydobywanej na terenie Wodnej bałki.

Na przełomie XVIII i XIX w. na południowy zachód od Odessy, na wybrzeżu powstały trzy małe wsie. Powstały one w miejscu, gdzie były dostępne bogate źródła wody pitnej. Wsie zaczęto nazywać Wielką, Średnią oraz Małą Fontanną. Stały się one głównym źródłem zaopatrzenia w wodę dla całego miasta. Początkowo wodę dostarczano za pomocą zaprzężonych w konie powozów, co było zajęciem ciężkim i pracochłonnym. Problem dostawy wody mogło rozwiązać jedynie wybudowanie wodociągu.

Bogaty kupiec Tymoteusz Kowalewski, w latach 40. XIX w. wybudował w okolicy Wielkiej Fontanny specjalną wieżę, której przeznaczeniem było wydobycie wody. Kupiec wybudował również podziemny tunel o długości około 12 kilometrów. W pobliżu ulicy Staroportofrankowskiej i Wielkiej Arnauckiej powstał zbiornik na wodę, z którego za pomocą konnych powozów woda była rozwożona po mieście. Pierwsza dostawa wody pitnej miała miejsce 15 II 1853 r. Kowalewski otrzymał tytuł honorowego obywatela miasta, który był później przekazywany wszystkim jego potomkom w linii męskiej. W pobliżu wieży, rodzina Kowalewskich wybudowała dla siebie dom. Niestety, zasoby wody zmniejszały się i przedsiębiorstwo Kowalewskiego zaczęło upadać i równocześnie popadać w zadłużenie, wskutek czego założyciel popełnił samobójstwo pod koniec lat 60. XIX w. Po objęciu władzy w Odessie przez oddziały Armii Czerwonej potomkowie Tymoteusza Kowalewskiego byli zmuszeni do emigracji za granicę. W latach 30. XX w. wieżę służącą do wydobycia wody pitnej zburzono, tłumacząc to tym, że może ona być punktem orientacyjnym dla wrogiej artylerii w czasie działań wojennych. Warto dodać, że wybrzeże w pobliżu Willi Kowalewskiego jest unikalnym miejscem. Jest to rejon małych rybackich domków, w których zamieszkiwali niegdyś miłośnicy rybołówstwa. Panuje tam cisza i spokój, zmącona od czasu do czasu szumem fal i wiatru błąkającego się pomiędzy rybackimi domami.

Wątek wieży Kowalewskiego wielokrotnie pojawiał się w twórczości odeskich pisarzy. Walentin Katajew w swojej powieści Samotny biały żagiel tak opisał tą dosyć smutną historię:

„Pewien bogacz, pan