Nowe Życie - Anna Mytyk - ebook

Nowe Życie ebook

Mytyk Anna

3,0
16,22 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Amanda nigdy nie miała łatwego życia. Jedyne, co pamięta z dzieciństwa to
pijanego ojca i przerażający płacz mamy. Kiedy stała się dojrzałą kobietą,
poznała mężczyznę, który miał stać się dla niej nowym, lepszym życiem.
Niestety, po kilku latach małżeństwa jej życie zaczyna przeistaczać się w
koszmar. Mąż zamienia się w bezdusznego kata, a ona w ofiarę. Nie radzi
sobie i każdego dnia ślepo wierzy, że kiedyś to się zmieni i będzie szczęśliwa.
Kiedy kolejny raz znęca się nad nią, nie wytrzymuje i roztrzęsiona wybiega na
ulicę. Wpada na mężczyznę, który chwilę później, wyrywa ją z objęć sadysty.
Zaczyna łączyć ich niezwykła więź. Oboje poznają smak namiętnego
pożądania i bezwarunkowej miłości. Jednak los jest przewrotny...
Jak potoczy się jej życie?
Ile będzie jeszcze w stanie znieść?
Ta książka będzie dla Was emocjonalną podróżą po przykrej rzeczywistości.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB

Liczba stron: 153

Oceny
3,0 (4 oceny)
1
0
1
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



ANNA MYTYK

Nowe Życie

Opracowanie graficzne okładki:

Marcin Mytyk

Opracowanie tekstu:

Autor

Korekta:

Aleksandra Szoć

Skład i łamanie:

Autor

Wszystkie postacie w tej książce są

fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do

osób rzeczywistych jest całkowicie

przypadkowe.

Copyright© Anna Mytyk

ISBN: 978-83-943425-4-8

Rozdział I

To znowu się stało. Kolejny raz wy-

mierzył mi cios prosto w twarz. Już

nawet nie mam siły z nim walczyć.

Wolę zejść mu z oczu, zanim znowu

będzie chciał się na mnie wyżyć.

Zbiegam po schodach naszego bloku i

mijam starszą panią z kotem na rę-

kach.

- Dzień dobry - mówi staruszka,

nie odrywając wzroku od mojej

spuchniętej twarzy. Marszczy cien-

kie, siwe brwi, widząc mój wygląd.

Na pierwszy rzut oka widać, że jest

empatyczną, starszą babcią, która z

całą pewnością ma wiele wnucząt,

którym poświęca swój czas.

–Dzień dobry - odpowiadam i wy-

cieram łzę spływającą po policzku.

–Odejdź od niego, moje dziecko. -

Przez chwilę zatrzymuję się i patrzę

w jej znużone oczy. - Wiem, co mó-

wię. Też miałam męża alkoholika.

Dopóki będziesz wracać i udawać, że

nic się nie stało, będzie robił, co

chce. Odejdź od niego, to jedyny

sposób, w jaki możesz się uchronić. -

Starsza kobieta otworzyła drzwi od

swojego mieszkania i weszła do

środka zostawiając mnie samą, po-

grążoną we własnych myślach.

– To nie takie proste - mówię so-

bie pod nosem, po czym wychodzę z

klatki. Idę miarowym tempem, jednak

po chwili czuję krople deszczu i za-

czynam biec. Miasto jest puste, a ci

którzy właśnie chadzają jego ulicami

albo spieszą komuś na spotkanie albo

są ślepo zakochani. Przebieram noga-

mi coraz szybciej, aż zupełnie niespo-

dziewanie wpadam na mężczyznę wy-

chodzącego z kawiarni. Upadam na

asfalt.

–Przepraszam - mówię cicho i

podnoszę na niego wzrok.

– Nic pani nie jest? - Podaje mi

dłoń i pomaga wstać z mokrego

chodnika.

– W porządku, a panu nic się nie

stało? - Zadaję to pytanie i zupełnie

niespodziewanie czuję mrowienie w

całym ciele, na widok jego przenikli-

wego spojrzenia.

Mężczyzna stojący przede mną ma

ciemnobrązowe włosy, postawną i

umięśnioną sylwetkę, śnieżnobiałe

zęby, szaroniebieskie oczy i jest pie-

kielnie seksowny. Ciekawe, o czym

myśli patrząc na moje długie i rozczo-

chrane, kasztanowe włosy, pobladłą

twarz i jakieś stare ciuchy, w których

wybiegłam z domu.

–Mnie nic, ale pani jest cała prze-

moknięta. Proszę, niech pani wejdzie

do środka i napije się ze mną kawy. -

Patrzę na niego i nie wiem jak mam

się zachować. Dopiero, co dostałam

łomot od swojego męża alkoholika, a

teraz mam iść na kawę z obcym męż-

czyzną?

– Proszę - powtarza, patrząc w

moje czerwone oczy i otwiera przede

mną drzwi. Spoglądam niepewnie i

po chwili odpowiadam cicho.

Już po paru minutach siedzimy na-

przeciw siebie przy stoliku, a kelner-

ka przynosi nam wcześniej zamówio-

ne ciepłe napoje.

– Dobrze. - Wchodzę do środka.

–Nie chciałbym być ciekawski,

ale wygląda pani na kogoś, kto

przed momentem doznał czegoś

przykrego. Czy aby na pewno do-

brze się pani czuje? - Nerwowo

mieszam kawę srebrną łyżeczką i

uciekam wzrokiem na drugi koniec

sali. Ależ jest wścibski, dlaczego

miałabym mu opowiadać, co dzieje

się w moim życiu?

– To nic takiego. - Zerkam na

jego seksowną twarz i czuję się

dziwnie. Ten mężczyzna jest inny,

czuję się onieśmielona.

– No cóż, nie będę naciskał. Jed-

nak, jeżeli mógłbym pani w jakikol-

wiek sposób pomóc...

– Dziękuję. - Uśmiecham się lek-

ko i biorę łyk kawy.

– Jak pani na imię? - Odwza-

jemnia leniwy uśmiech i zauwa-

żam, że jest niezwykle wyluzowany

– nie to, co ja. Odczuwam napięcie

w całym ciele.

– Amanda, a pan? Jak panu na

imię? - Czuję, jak na policzek wy-

pełza krwisty rumieniec.

– Nazywam się Radosław Ma-

jewski. Może przejdźmy na ,,ty”?

Będzie prościej. - Uśmiecha się

dwuznacznie, a ja podaję mu rękę i

kolejny raz wypowiadam swoje

imię.

– Miło mi cię poznać, Amando.

- Kiedy dotykam jego dłoni, moje

ciało obiega dziwny dreszcz ekscy-

tacji. Nigdy żaden mężczyzna tak na

mnie nie działał.

– Czym się zajmujesz, na co

dzień? - Pyta zupełnie normalnie, a

ja nadal jestem spięta.

– Jestem zwykłą sekretarką, nic

szczególnego i ciekawego. A ty?

Czym się zajmujesz? - Upijam ko-

lejny łyk kawy i spoglądam na nie-

go spod długich rzęs.

– Mam swoją firmę, także nic, co

mogłoby cię zaciekawić. Sama rozu-

miesz, papierkowe sprawy.

– Jesteś mężatką? - Zerka na

obrączkę, która lśni na moim palcu.

– Niestety tak. - Odpowiadam,

wzdychając.

– Niestety? - Otwiera szeroko

oczy, jakby nie rozumiał mojego

przygnębienia.

– Moje małżeństwo to bagno, z

którego nie mogę się wydostać. -

Przez moment zapominam, że roz-

mawiam z zupełnie obcą mi osobą i

wydaje mi się, że jestem zbyt wielo-

mówna.

– Skoro jest ci źle, dlaczego nie

odejdziesz od męża?

– To nie jest takie proste. On... -

Urywam w połowie zdania i ucie-

kam wzrokiem.

– Czy on cię krzywdzi? - Jego

dłoń ląduję na mojej, a ja sztywnieję,

czując jego opuszki palców, lekko

gładzące skórę mojej dłoni.

Czuję się dziwnie, a serce uderza mi

tak mocno, że mam wrażenie, jakbym

miała za chwilę zemdleć.

– Przepraszam, ale chyba zbyt

dużo już powiedziałam. - Spusz-

czam wzrok na podłogę i czuję się

zażenowana.

– Nie przepraszaj. Wiem, że się

nie znamy i pewnie mi nie ufasz, ale

jeżeli mógłbym ci pomóc... - Nadal

gładzi moją dłoń, a ja nie wiem, jak

się zachować.

– Dziękuję, ale wolałabym wyjść

z tego sama. Posłuchaj, robi się ciem-

no, a ja muszę wracać do domu. Mój

mąż, on... No cóż, nie lubi, kiedy

zbyt długo mnie nie ma.

– Oczywiście. Odprowadzę cię,

nie masz parasola, a ja owszem. -

Uśmiecha się życzliwie i wstaje z

miejsca.

– Dobrze, mieszkam niedaleko. -

Pomaga mi nałożyć płaszcz, po czym

otwiera przede mną drzwi.

Chwilę później jesteśmy pod jed-

nym parasolem, na tyle blisko, że

ocieramy się o siebie ubraniem.

Idąc obok tego mężczyzny czuję się

nieswojo. Mam wrażenie, że troszczy

się o mnie bardziej, niż kiedykolwiek

ktoś mógł się troszczyć. Wychowałam

się w trudnej rodzinie, a z dzieciństwa

pamiętam tylko płacz mamy i wrzask

ojca, który podobnie jak mój mąż

mnie, bił mamę.

– To tutaj. - Zatrzymujemy się

pod blokiem w stylu dawnych ka-

mienic.

– Posłuchaj, nie chciałbym być

nachalny, ale czy jest możliwość,

abyśmy się jeszcze kiedyś spotkali? -

Przez moment patrzę w jego oczy i

bez słowa zastanowienia wyciągam z

torebki kawałek kartki i długopis.

Szybko notuję swój numer telefonu

i podaję tajemniczemu mężczyźnie.

- Proszę, jeżeli będziesz miał

ochotę, możesz zadzwonić. Jednak

pamiętaj, że mam męża. - Ostatni

raz patrzę w jego seksowne i tak

bardzo pociągające oczy, po czym

wchodzę do klatki.

Kiedy jestem pod drzwiami, słyszę

dźwięk bitego szkła i przez chwilę

waham się, czy aby na pewno po-

winnam wejść do domu. Przecież nie

mogę pałętać się po ulicy, tylko dla-

tego, że w domu mam furiata, które-

go hobby polega na biciu swojej

żony! Otwieram po cichu drzwi i

wchodzę do środka. Ledwo zdążam

zdjąć płaszcz i buty, a on już dopada

mnie i dociska do ściany, dusząc.

Wyrywam się, ale na próżno, bo

przecież jest dużo silniejszy ode

mnie. Nagle puszcza mnie w mo-

mencie, kiedy prawie tracę cały od-

dech i uderza z otwartej ręki w poli-

czek.

– Gdzie byłaś, szmato? -

mówi przez zaciśnięte zęby.

– Dlaczego to robisz? - Zaczy-

nam szlochać, ale jego to nie rusza.

To sadysta... Kiedy podnosi rękę,

aby wymierzyć mi kolejny cios,

szybko otwieram drzwi na korytarz

i to, co widzę, bardzo mnie zaskaku-

je.

– Zostaw ją! - Radek obezwład-

nia mojego pijanego męża i dociska

go do podłogi.

– Dzwoń na policję, Amando! -

Stoję przerażona w progu mieszkania

i nie mogę opanować desperacji.

– Nie mogę, to mój mąż... - Kryję

twarz w dłoniach, chcąc pozbyć się

resztek strachu, który mnie paraliżuje.

– Widzisz, jaka wierna z niej

suka? - Śmieje się szyderczo wie-

dząc, jak bardzo jestem słaba.

– Zamknij się! - Dociska go

jeszcze mocniej do podłogi.

– Amanda! Na boga! On się nad

tobą znęca, dzwoń na policję. Już

nigdy cię nie skrzywdzi. - Patrzę na

niego i toczę walkę sama ze sobą.

Co mam robić, do cholery? Kiedy

się czegoś bardzo boisz, to zapadasz

w stan umysłowej hibernacji. Lęk

staje się na tyle silny, że przestajesz

normalnie funkcjonować. Tego stra-

chu nie można przełamać niczym,

ponieważ zamykasz się w sobie i

myślisz już tylko o tym, co on zrobi

z tobą następnym razem.

Podświadomie wyczekujesz już ko-

lejnego ciosu, bo dobrze wiesz, że

nadejdzie i nie będziesz w stanie się

uchronić. Tym razem jest tak

samo...

Jednak Radek ma rację, to sadysta

nie zasługuję na kolejną szansę. Zbyt

wiele wycierpiałam, muszę się prze-

łamać. Wpadam więc do mieszkania

i nerwowo przeszukuję torebkę.

Szybko wystukuję na klawiaturze te-

lefonu numer alarmowy, po czym

opowiadam dyspozytorce, jakie zda-

rzenie miało miejsce i proszę o przy-

słanie patrolu.

Kiedy policja wyprowadza Igora

z mieszkania, czuję się dziwnie.

Smutek miesza się z żalem, bólem,

rozgoryczeniem...

– Jak się czujesz? - Mężczyzna,

którego poznałam zaledwie przed

chwilą, gładzi mój policzek.

– Lepiej, dziękuję ci. - Spoglądam

w jego obłędnie uwodzicielskie oczy i

nagle dociera do mnie, że ten facet

zrobił coś, czego ja nie odważyłam się

zrobić przez kilka lat...

– Nie chcę zostawiać cię teraz

samej... Może pojedziesz ze mną?

Mieszkam sam, oczywiście nie po-

myśl sobie, że mam na myśli coś

złego...

– Posłuchaj, jestem ci wdzięcz-

na, ale chyba nie mogę... Nie znamy

się, oprócz kilku zamienionych słów

i tej dziwnej sytuacji z moim mę-

żem... Sam rozumiesz. - Czuję się

zakłopotana. Nie boję się, że ten ta-

jemniczy mężczyzna może okazać

się czarnym charakterem. Boję się,

że pozwolę sobie myśleć, że jest

szansa, aby między nami zrodziło

się coś więcej. Chociaż znamy się

zaledwie chwilkę, budzi we mnie

nieokiełznane emocje.

– Wiem, że to zbyt szybko, ale

nie mogę cię zostawić... Kiedy je-

steś obok, budzisz we mnie coś,

czego nigdy nie czułem. Może to

nie przypadek, że wpadliśmy na sie-

bie. Może tak miało być, nie mam

pojęcia. Jedyne, czego jestem pe-

wien to tego, że nie pozwolę cię

skrzywdzić i nie zostawię cię. Pomi-

mo tego, że jesteś mi obca, coś w

głębi serca podpowiada mi, że za-

czynasz znaczyć coś więcej. To cho-

re, wiem, ale uwierz mi, że jeszcze

nigdy nie doświadczyłem czegoś

podobnego.

Kiedy dociera do mnie to, co

właśnie usłyszałam, przeszywa

mnie dreszcz. Czy to możliwe?

Dwoje nieznajomych wpada na sie-

bie zupełnie przypadkiem i mają być

sobie przeznaczeni? Takie rzeczy

dzieją się tylko w bajkach, a życie

niestety nią nie jest.

– Powiedz coś, proszę... - Chwy-

ta moją dłoń i jeszcze bardziej po-

głębia spojrzenie.

– Nie znamy się, jestem ci

wdzięczna za pomoc, ale... - Zupełnie

niespodziewanie jego usta lądują na

moich.

Przez chwilę odwzajemniam ten

pocałunek, jednak szybko dociera

do mnie, co się dzieje i odpycham

go od siebie.

– Wybacz, ale nie mogę. - Od-

wracam się i wchodzę do mieszka-

nia, zamykając za sobą drzwi. Kie-

dy jestem w pokoju, siadam przy

stole, na którym jest mnóstwo pu-

stych butelek po alkoholu. Nadal nie

potrafię się otrząsnąć po tym, co za-

ledwie przed paroma minutami mia-

ło miejsce. Szczypię się w policzek,

bo nie dowierzam, że to dzieje się

naprawdę. Zupełnie obcy mężczy-

zna, który ratuje mi skórę, a później

mnie całuje? To nie dla mnie...

Sprzątam butelki ze stołu i postana-

wiam nieco ogarnąć mieszkanie.

Kiedy jest już nieco czyściej, posta-

nawiam, że odpocznę. Potrzebuję

snu, ostatnio nie miałam zbyt wiele

czasu na odpoczynek. Kładę się do

łóżka, nawet nie mam siły na kąpiel.

Kiedy zamykam oczy, śnię o nim i o

jego tajemniczych oczach i ustach...

Rozdział II

Biegnę, ale nie mam już sił. On

mnie dogania i powala na ziemię.

– Nie! Błagam cię, nie! - krzy-

czę.

Uderza mnie z całej siły, a ja nie

jestem w stanie nawet zareagować.

– Myślałaś, że ci daruję? Jesteś

tylko marną wywłoką, która nie po-

trafi sobie z niczym poradzić. Sły-

szysz? Jesteś nikim, suko!

– Dlaczego mi to robisz? Dla-

czego? - Kulę się jak bezbronne

dziecko, które nigdy nie zaznało mi-

łości. Boję się...

– Dlaczego? Bo kiedyś cię ko-

chałem, a ty nie dałaś mi tego, co

powinnaś była dać. - Odwraca się i

zostawia mnie samą wśród tego ca-

łego syfu dookoła, jakim jest nasze

mieszkanie.

Twarz ocieka mi krwią, a z oczu

płyną łzy. Żałuję, że nie wniosłam

oskarżenia do prokuratury. Przecież

to mój mąż...

Budzę się, czuję jak bardzo

opuchnięta jest moja twarz. Nagle

słyszę wibracje telefonu. Ledwo

podnoszę się z łóżka i sięgam po

komórkę z nocnego stolika.

Numer, który się wyświetla, nie

jest mi znany.

– Słucham? - Mówię ochrypłym

głosem.

– Witaj, przepraszam za późną

porę, ale nie mogłem się powstrzy-

mać. - Głos w słuchawce jest znajo-

my, to Radek.

– Witaj, co u ciebie? - Zadaję to

pytanie, ponieważ nic innego, nie

przychodzi mi do głowy.

Jego głos dociera do najskrytszych

zakamarków moich zmysłów i parali-

żuje mnie.

– Dobrze, poza tym, że nie

mogę przestać myśleć o jednej oso-

bie...

– Radek, nie jestem w nastroju

do żartów, ani flirtu. Mój mąż jest

ze mną... Nie złożyłam oskarżenia,

znowu mnie pobił... Wiem, że źle

zrobiłam, ale ja nie potrafię się mu

przeciwstawić. Poznałam cię i

wszystko zaczęło wyglądać inaczej,

ale nie potrafię zmienić tego, że się

go boję... Nie potrafię, jestem zbyt

słaba, aby móc walczyć. On i tak

mnie dopadnie, a jeżeli będę się

przeciwstawiać, będzie jeszcze gor-

szy... - Zastanawiam się chwilę nad

swoimi słowami, po czym dodaję z

roztargnieniem. - Boże, jaka ja je-

stem żałosna, on ma rację. Jestem

nikim... - Do oczu napływają mi łzy.

– Nie mów tak! Posłuchaj,

wiem, że się go boisz, ale nie mo-

żesz tak żyć. Proszę, pozwól sobie

pomóc... Czy on teraz śpi?

Tak, ale co to za różnica? -

pytam, pociągając nosem.

Posłuchaj uważnie. Weź po ci-

chu najpotrzebniejsze rzeczy i wyjdź

z mieszkania. Będzie czekać na ciebie

taksówka, która zabierze cię do mnie.

Proszę, pozwól sobie pomóc. - Przez

chwilę zastanawiam się nad tym, co

powinnam zrobić. Wiem, że ma rację,

ale w mojej głowie panuje istny bała-

gan, w którym nie potrafię odnaleźć

racjonalnej odpowiedzi na żadne py-

tanie.

– Dobrze - w końcu odpowia-

dam, wzdychając.

– Obiecuję, że nie pozwolę cię

skrzywdzić.

– Nie wiem dlaczego, ale ufam

ci od pierwszej chwili, w której cię

zobaczyłam - Mój głos drży i wiem,

że nie będzie mi łatwo przejść przez

piekło, jakie czeka mnie z Igorem.

Będzie się mścił, ale mam dość jego

awantur i ciągłych przepychanek.

– Zrobię wszystko, by uczynić

cię szczęśliwą. Teraz pakuj się szyb-

ko, zanim on się obudzi...

– Dobrze, za piętnaście minut

będę na zewnątrz.

Co ja wyprawiam? Przecież my się

nie znamy... Potrząsam głową, kiedy

wspominam, co znowu zrobił mi Igor.

Nie mam wyjścia, muszę uciekać...

Kiedy pakuję swoje rzeczy, mój mąż

przekręca się z boku na bok, jęcząc

coś przez sen. Przez moment staję nad

łóżkiem i patrzę na wrak tego człowie-

ka. Boże, jak do tego doszło... Kiedyś

wszystko wyglądało zupełnie inaczej.

Igor był świetnym facetem, mę-

żem i przyjacielem, ale problemy z

firmą doprowadziły do tego, że sto-

czył się na samo dno. Może gdyby

nie popadł w takie długi, przez które

zresztą sprzedał swoją firmę, byłby

innym człowiekiem.

Jednak nic nie usprawiedliwi

tego, że od dwóch lat regularnie się

nade mną znęca.

Dobrze, że nie mamy dzieci, przy-

najmniej nic mnie przy nim nie trzy-

ma. Wychodzę z mieszkania bez

uczuć, jedyne, co w tej chwili czuję,

to niepewność przed przyszłością,

ale chyba nic nie może być gorsze

od tego, czego doświadczałam przez

ostatnie dwa lata. Kiedy jestem pod

blokiem, dostrzegam czekającą już

na mnie taksówkę.

Ostatni raz zerkam na okna, na-

szego mieszkania i widzę starszą

Panią, która znacząco kiwa głową w

moją stronę.

Wsiadam do auta i zatrzaskuję za

sobą drzwi.

Myśli, które pojawiają się w mojej

głowie powodują drżenie rąk. Myślę

o mężczyźnie, do którego właśnie

zmierzam i boję się, że wydarzy się

coś, co na zawsze odmieni moje ży-

cie. Kierowca doskonale wie, pod jaki

adres się kierować. Jedziemy w ci-

szy, nie zaczyna bezsensownych dys-

kusji na temat pogody, podatków, czy

innych rzeczy, jak zwykle bywa z tak-

sówkarzami.

Kiedy zatrzymujemy się w tym

mroku, dociera do mnie, że Radek

nie jest osobą, która musiała być

kiedykolwiek od kogoś zależna.

Dom, pod którym właśnie się

znajduję, jest ogromny w kolorze

kremowej bieli. W oczy rzuca się

ogromny taras i nieprzyzwoicie

ogromne, szklane drzwi i okna.

Przez chwilę waham się, czy oby

na pewno dobrze zrobiłam, zgadza-

jąc się tu przyjechać.

Przecież zupełnie się nie znamy...

Jednak tak naprawdę nie mam żadnej

osoby, do której mogłabym uciec.

Powoli podchodzę do furtki, przy

której jest zamontowany domofon.

Niepewnie naciskam mały guziczek.

– Witaj, Amando. - Jego głos,

jest niezwykle miękki i zbija mnie

nieco z tropu. Ten mężczyzna działa

na mnie uderzająco. Furtka się

otwiera, a ja zaczynam cała drżeć.

Niepewnym krokiem podchodzę

do drzwi, rozglądając się dookoła i

podziwiając widoki. Musi być obrzy-

dliwie bogaty... - stwierdzam ze zdzi-

wieniem.

Czuję się niezręcznie. Teraz rozu-

miem, dlaczego nie chciał nic powie-

dzieć w kawiarni. Kiedy usłyszał, że

jestem zwykłą sekretarką, nie chciał

mnie przestraszyć swoją wyniosło-

ścią.

– Witaj, bardzo się cieszę, że tu

jesteś. - Bierze torbę, którą trzymam

w ręce i stawia na podłodze w

ogromnym przedpokoju.

– Pozwól, że pomogę ci się ro-

zebrać. - Delikatnie kładzie ręce na

moich ramionach i pomaga mi zdjąć

płaszcz.

– Masz piękny dom... - Mówię

cicho, rozglądając się nie po miesz-

kaniu, a po pałacu. Staram się ukryć

podziw.

Widzę, że w ogromnym holu wi-

szą eleganckie obrazy, a na wprost

drzwi wejściowych umieszczone są

ogromne schody ze złotymi porę-

czami. Dom jest przestronny i nie-

zwykle elegancki. Wszystko jest za-

dbane i dosadnie dopasowane.

– Dziękuję. W nim się wychowa-

łem. Proszę, chodź do salonu, napije-

my się wina. Może jesteś głodna? Je-

śli tak, pani Joasia przygotuje ci coś

pysznego. - No tak, ma gosposię, jak-

by inaczej.

– Nie dziękuję, nie jestem głod-

na - mówię spokojnie, siadając na

krześle, które Radek odsuwa przede

mną.

To niesłychane, że są na tym świe-

cie dżentelmeni. Przez moment czuję

się dziwnie, bo nie przywykłam do ta-

kiego traktowania.

– Jak się czujesz? - Siada obok

mnie i kładzie rękę na mojej.

– Już dobrze. Miałeś rację, a ja

znowu zrobiłam to samo... - Spusz-

czam wzrok na podłogę.

– Hej, rozumiem to. Teraz na-

prawimy wszystko. - Łapie mnie za

podbródek, zmuszając tym samym,

do spojrzenia w jego oczy.

– Naprawimy? - Literuję ten

wyraz, bo nie bardzo wiem, co on

może naprawić.

Przecież to moje popieprzone ży-

cie.

– Tak, chyba nie sądzisz, że zo-

stawiłbym cię z tym samą? - Kręci

głową, a jego zmysłowe wargi lekko

się unoszą.

– Nie mogę obciążać cię swo-

imi problemami... - Staram się

ukryć fakt, że jego gestykulacja i

niezwykle seksowne usta bardzo

mnie pociągają i na moment odry-

wam wzrok, wbijając go w podłogę.

– Przestań, poradzimy sobie ra-

zem. Teraz napijmy się odrobinę wina

i zapomnijmy chociaż na moment o

tym, co było.

Nagle do salonu wchodzi kobieta

w średnim wieku. Ma na sobie grana-

towy fartuszek, przez co przypomina

typową gosposię. Jej włosy są luźno

upięte w kok. Twarz ma lekko pobla-

dłą, co sprawia, że wygląda na młod-

szą. Jej promienny uśmiech bezwa-

runkowo rzuca się w oczy.

– Dobry wieczór pani - mówi

miękko i życzliwie się uśmiecha,

przyglądając się mi uważnie.

– Dobry wieczór. - Odwzajem-

niam uśmiech.

– Panie Radosławie, wszystko

jest gotowe. Jutro będę o dziesiątej

tak, jak Pan prosił.

– Dobrze, Pani Joanno. Proszę je-

chać do domu i odpocząć, a jutro ma

Pani wolne. - Uśmiechają się do sie-

bie, po czym kobieta wychodzi, że-

gnając się w bardzo wyniosły i kultu-

ralny sposób.

– To właśnie Pani Joanna. Nie

musisz się nią przejmować, jest na-

prawdę w porządku.

– Bardzo urocza kobieta. - Ki-

wam głową i nagle nasze spojrzenia

się krzyżują.

Czuję jak serce zaczyna szybciej

bić. Nagle robi mi się sucho w ustach.

Przez chwilę nic nie mówimy, zawie-

szając się w swoich oczach.

– Przyniosę wino. -

Przerywa tę dziwną grę spojrzeń i

wstaje z miejsca.

– Dobrze. - Poprawiam się na

krześle, odgarniając włosy opadają-

ce na policzek.

– Białe czy czerwone? - Uśmie-

cha się i dostrzegam, że się zarumie-

nił.

– Czerwone.

Po chwili siedzimy na kanapie z

lampkami wina i atmosfera wydaje

się nieco luźniejsza.

– Wiesz, przepraszam za ostatni

pocałunek... - Zaczyna mówić, gła-

dząc przy tym kciukiem brzegi kie-

liszka.

– Ja po prostu...

– Wiem, ja też to czuję... -

Przerywam i chyba wino zaczyna

uderzać