16,22 zł
Amanda nigdy nie miała łatwego życia. Jedyne, co pamięta z dzieciństwa to
pijanego ojca i przerażający płacz mamy. Kiedy stała się dojrzałą kobietą,
poznała mężczyznę, który miał stać się dla niej nowym, lepszym życiem.
Niestety, po kilku latach małżeństwa jej życie zaczyna przeistaczać się w
koszmar. Mąż zamienia się w bezdusznego kata, a ona w ofiarę. Nie radzi
sobie i każdego dnia ślepo wierzy, że kiedyś to się zmieni i będzie szczęśliwa.
Kiedy kolejny raz znęca się nad nią, nie wytrzymuje i roztrzęsiona wybiega na
ulicę. Wpada na mężczyznę, który chwilę później, wyrywa ją z objęć sadysty.
Zaczyna łączyć ich niezwykła więź. Oboje poznają smak namiętnego
pożądania i bezwarunkowej miłości. Jednak los jest przewrotny...
Jak potoczy się jej życie?
Ile będzie jeszcze w stanie znieść?
Ta książka będzie dla Was emocjonalną podróżą po przykrej rzeczywistości.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 153
ANNA MYTYK
Nowe Życie
Opracowanie graficzne okładki:
Marcin Mytyk
Opracowanie tekstu:
Autor
Korekta:
Aleksandra Szoć
Skład i łamanie:
Autor
Wszystkie postacie w tej książce są
fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do
osób rzeczywistych jest całkowicie
przypadkowe.
Copyright© Anna Mytyk
ISBN: 978-83-943425-4-8
Rozdział I
To znowu się stało. Kolejny raz wy-
mierzył mi cios prosto w twarz. Już
nawet nie mam siły z nim walczyć.
Wolę zejść mu z oczu, zanim znowu
będzie chciał się na mnie wyżyć.
Zbiegam po schodach naszego bloku i
mijam starszą panią z kotem na rę-
kach.
- Dzień dobry - mówi staruszka,
nie odrywając wzroku od mojej
spuchniętej twarzy. Marszczy cien-
kie, siwe brwi, widząc mój wygląd.
Na pierwszy rzut oka widać, że jest
empatyczną, starszą babcią, która z
całą pewnością ma wiele wnucząt,
którym poświęca swój czas.
–Dzień dobry - odpowiadam i wy-
cieram łzę spływającą po policzku.
–Odejdź od niego, moje dziecko. -
Przez chwilę zatrzymuję się i patrzę
w jej znużone oczy. - Wiem, co mó-
wię. Też miałam męża alkoholika.
Dopóki będziesz wracać i udawać, że
nic się nie stało, będzie robił, co
chce. Odejdź od niego, to jedyny
sposób, w jaki możesz się uchronić. -
Starsza kobieta otworzyła drzwi od
swojego mieszkania i weszła do
środka zostawiając mnie samą, po-
grążoną we własnych myślach.
– To nie takie proste - mówię so-
bie pod nosem, po czym wychodzę z
klatki. Idę miarowym tempem, jednak
po chwili czuję krople deszczu i za-
czynam biec. Miasto jest puste, a ci
którzy właśnie chadzają jego ulicami
albo spieszą komuś na spotkanie albo
są ślepo zakochani. Przebieram noga-
mi coraz szybciej, aż zupełnie niespo-
dziewanie wpadam na mężczyznę wy-
chodzącego z kawiarni. Upadam na
asfalt.
–Przepraszam - mówię cicho i
podnoszę na niego wzrok.
– Nic pani nie jest? - Podaje mi
dłoń i pomaga wstać z mokrego
chodnika.
– W porządku, a panu nic się nie
stało? - Zadaję to pytanie i zupełnie
niespodziewanie czuję mrowienie w
całym ciele, na widok jego przenikli-
wego spojrzenia.
Mężczyzna stojący przede mną ma
ciemnobrązowe włosy, postawną i
umięśnioną sylwetkę, śnieżnobiałe
zęby, szaroniebieskie oczy i jest pie-
kielnie seksowny. Ciekawe, o czym
myśli patrząc na moje długie i rozczo-
chrane, kasztanowe włosy, pobladłą
twarz i jakieś stare ciuchy, w których
wybiegłam z domu.
–Mnie nic, ale pani jest cała prze-
moknięta. Proszę, niech pani wejdzie
do środka i napije się ze mną kawy. -
Patrzę na niego i nie wiem jak mam
się zachować. Dopiero, co dostałam
łomot od swojego męża alkoholika, a
teraz mam iść na kawę z obcym męż-
czyzną?
– Proszę - powtarza, patrząc w
moje czerwone oczy i otwiera przede
mną drzwi. Spoglądam niepewnie i
po chwili odpowiadam cicho.
Już po paru minutach siedzimy na-
przeciw siebie przy stoliku, a kelner-
ka przynosi nam wcześniej zamówio-
ne ciepłe napoje.
– Dobrze. - Wchodzę do środka.
–Nie chciałbym być ciekawski,
ale wygląda pani na kogoś, kto
przed momentem doznał czegoś
przykrego. Czy aby na pewno do-
brze się pani czuje? - Nerwowo
mieszam kawę srebrną łyżeczką i
uciekam wzrokiem na drugi koniec
sali. Ależ jest wścibski, dlaczego
miałabym mu opowiadać, co dzieje
się w moim życiu?
– To nic takiego. - Zerkam na
jego seksowną twarz i czuję się
dziwnie. Ten mężczyzna jest inny,
czuję się onieśmielona.
– No cóż, nie będę naciskał. Jed-
nak, jeżeli mógłbym pani w jakikol-
wiek sposób pomóc...
– Dziękuję. - Uśmiecham się lek-
ko i biorę łyk kawy.
– Jak pani na imię? - Odwza-
jemnia leniwy uśmiech i zauwa-
żam, że jest niezwykle wyluzowany
– nie to, co ja. Odczuwam napięcie
w całym ciele.
– Amanda, a pan? Jak panu na
imię? - Czuję, jak na policzek wy-
pełza krwisty rumieniec.
– Nazywam się Radosław Ma-
jewski. Może przejdźmy na ,,ty”?
Będzie prościej. - Uśmiecha się
dwuznacznie, a ja podaję mu rękę i
kolejny raz wypowiadam swoje
imię.
– Miło mi cię poznać, Amando.
- Kiedy dotykam jego dłoni, moje
ciało obiega dziwny dreszcz ekscy-
tacji. Nigdy żaden mężczyzna tak na
mnie nie działał.
– Czym się zajmujesz, na co
dzień? - Pyta zupełnie normalnie, a
ja nadal jestem spięta.
– Jestem zwykłą sekretarką, nic
szczególnego i ciekawego. A ty?
Czym się zajmujesz? - Upijam ko-
lejny łyk kawy i spoglądam na nie-
go spod długich rzęs.
– Mam swoją firmę, także nic, co
mogłoby cię zaciekawić. Sama rozu-
miesz, papierkowe sprawy.
– Jesteś mężatką? - Zerka na
obrączkę, która lśni na moim palcu.
– Niestety tak. - Odpowiadam,
wzdychając.
– Niestety? - Otwiera szeroko
oczy, jakby nie rozumiał mojego
przygnębienia.
– Moje małżeństwo to bagno, z
którego nie mogę się wydostać. -
Przez moment zapominam, że roz-
mawiam z zupełnie obcą mi osobą i
wydaje mi się, że jestem zbyt wielo-
mówna.
– Skoro jest ci źle, dlaczego nie
odejdziesz od męża?
– To nie jest takie proste. On... -
Urywam w połowie zdania i ucie-
kam wzrokiem.
– Czy on cię krzywdzi? - Jego
dłoń ląduję na mojej, a ja sztywnieję,
czując jego opuszki palców, lekko
gładzące skórę mojej dłoni.
Czuję się dziwnie, a serce uderza mi
tak mocno, że mam wrażenie, jakbym
miała za chwilę zemdleć.
– Przepraszam, ale chyba zbyt
dużo już powiedziałam. - Spusz-
czam wzrok na podłogę i czuję się
zażenowana.
– Nie przepraszaj. Wiem, że się
nie znamy i pewnie mi nie ufasz, ale
jeżeli mógłbym ci pomóc... - Nadal
gładzi moją dłoń, a ja nie wiem, jak
się zachować.
– Dziękuję, ale wolałabym wyjść
z tego sama. Posłuchaj, robi się ciem-
no, a ja muszę wracać do domu. Mój
mąż, on... No cóż, nie lubi, kiedy
zbyt długo mnie nie ma.
– Oczywiście. Odprowadzę cię,
nie masz parasola, a ja owszem. -
Uśmiecha się życzliwie i wstaje z
miejsca.
– Dobrze, mieszkam niedaleko. -
Pomaga mi nałożyć płaszcz, po czym
otwiera przede mną drzwi.
Chwilę później jesteśmy pod jed-
nym parasolem, na tyle blisko, że
ocieramy się o siebie ubraniem.
Idąc obok tego mężczyzny czuję się
nieswojo. Mam wrażenie, że troszczy
się o mnie bardziej, niż kiedykolwiek
ktoś mógł się troszczyć. Wychowałam
się w trudnej rodzinie, a z dzieciństwa
pamiętam tylko płacz mamy i wrzask
ojca, który podobnie jak mój mąż
mnie, bił mamę.
– To tutaj. - Zatrzymujemy się
pod blokiem w stylu dawnych ka-
mienic.
– Posłuchaj, nie chciałbym być
nachalny, ale czy jest możliwość,
abyśmy się jeszcze kiedyś spotkali? -
Przez moment patrzę w jego oczy i
bez słowa zastanowienia wyciągam z
torebki kawałek kartki i długopis.
Szybko notuję swój numer telefonu
i podaję tajemniczemu mężczyźnie.
- Proszę, jeżeli będziesz miał
ochotę, możesz zadzwonić. Jednak
pamiętaj, że mam męża. - Ostatni
raz patrzę w jego seksowne i tak
bardzo pociągające oczy, po czym
wchodzę do klatki.
Kiedy jestem pod drzwiami, słyszę
dźwięk bitego szkła i przez chwilę
waham się, czy aby na pewno po-
winnam wejść do domu. Przecież nie
mogę pałętać się po ulicy, tylko dla-
tego, że w domu mam furiata, które-
go hobby polega na biciu swojej
żony! Otwieram po cichu drzwi i
wchodzę do środka. Ledwo zdążam
zdjąć płaszcz i buty, a on już dopada
mnie i dociska do ściany, dusząc.
Wyrywam się, ale na próżno, bo
przecież jest dużo silniejszy ode
mnie. Nagle puszcza mnie w mo-
mencie, kiedy prawie tracę cały od-
dech i uderza z otwartej ręki w poli-
czek.
– Gdzie byłaś, szmato? -
mówi przez zaciśnięte zęby.
– Dlaczego to robisz? - Zaczy-
nam szlochać, ale jego to nie rusza.
To sadysta... Kiedy podnosi rękę,
aby wymierzyć mi kolejny cios,
szybko otwieram drzwi na korytarz
i to, co widzę, bardzo mnie zaskaku-
je.
– Zostaw ją! - Radek obezwład-
nia mojego pijanego męża i dociska
go do podłogi.
– Dzwoń na policję, Amando! -
Stoję przerażona w progu mieszkania
i nie mogę opanować desperacji.
– Nie mogę, to mój mąż... - Kryję
twarz w dłoniach, chcąc pozbyć się
resztek strachu, który mnie paraliżuje.
– Widzisz, jaka wierna z niej
suka? - Śmieje się szyderczo wie-
dząc, jak bardzo jestem słaba.
– Zamknij się! - Dociska go
jeszcze mocniej do podłogi.
– Amanda! Na boga! On się nad
tobą znęca, dzwoń na policję. Już
nigdy cię nie skrzywdzi. - Patrzę na
niego i toczę walkę sama ze sobą.
Co mam robić, do cholery? Kiedy
się czegoś bardzo boisz, to zapadasz
w stan umysłowej hibernacji. Lęk
staje się na tyle silny, że przestajesz
normalnie funkcjonować. Tego stra-
chu nie można przełamać niczym,
ponieważ zamykasz się w sobie i
myślisz już tylko o tym, co on zrobi
z tobą następnym razem.
Podświadomie wyczekujesz już ko-
lejnego ciosu, bo dobrze wiesz, że
nadejdzie i nie będziesz w stanie się
uchronić. Tym razem jest tak
samo...
Jednak Radek ma rację, to sadysta
nie zasługuję na kolejną szansę. Zbyt
wiele wycierpiałam, muszę się prze-
łamać. Wpadam więc do mieszkania
i nerwowo przeszukuję torebkę.
Szybko wystukuję na klawiaturze te-
lefonu numer alarmowy, po czym
opowiadam dyspozytorce, jakie zda-
rzenie miało miejsce i proszę o przy-
słanie patrolu.
Kiedy policja wyprowadza Igora
z mieszkania, czuję się dziwnie.
Smutek miesza się z żalem, bólem,
rozgoryczeniem...
– Jak się czujesz? - Mężczyzna,
którego poznałam zaledwie przed
chwilą, gładzi mój policzek.
– Lepiej, dziękuję ci. - Spoglądam
w jego obłędnie uwodzicielskie oczy i
nagle dociera do mnie, że ten facet
zrobił coś, czego ja nie odważyłam się
zrobić przez kilka lat...
– Nie chcę zostawiać cię teraz
samej... Może pojedziesz ze mną?
Mieszkam sam, oczywiście nie po-
myśl sobie, że mam na myśli coś
złego...
– Posłuchaj, jestem ci wdzięcz-
na, ale chyba nie mogę... Nie znamy
się, oprócz kilku zamienionych słów
i tej dziwnej sytuacji z moim mę-
żem... Sam rozumiesz. - Czuję się
zakłopotana. Nie boję się, że ten ta-
jemniczy mężczyzna może okazać
się czarnym charakterem. Boję się,
że pozwolę sobie myśleć, że jest
szansa, aby między nami zrodziło
się coś więcej. Chociaż znamy się
zaledwie chwilkę, budzi we mnie
nieokiełznane emocje.
– Wiem, że to zbyt szybko, ale
nie mogę cię zostawić... Kiedy je-
steś obok, budzisz we mnie coś,
czego nigdy nie czułem. Może to
nie przypadek, że wpadliśmy na sie-
bie. Może tak miało być, nie mam
pojęcia. Jedyne, czego jestem pe-
wien to tego, że nie pozwolę cię
skrzywdzić i nie zostawię cię. Pomi-
mo tego, że jesteś mi obca, coś w
głębi serca podpowiada mi, że za-
czynasz znaczyć coś więcej. To cho-
re, wiem, ale uwierz mi, że jeszcze
nigdy nie doświadczyłem czegoś
podobnego.
Kiedy dociera do mnie to, co
właśnie usłyszałam, przeszywa
mnie dreszcz. Czy to możliwe?
Dwoje nieznajomych wpada na sie-
bie zupełnie przypadkiem i mają być
sobie przeznaczeni? Takie rzeczy
dzieją się tylko w bajkach, a życie
niestety nią nie jest.
– Powiedz coś, proszę... - Chwy-
ta moją dłoń i jeszcze bardziej po-
głębia spojrzenie.
– Nie znamy się, jestem ci
wdzięczna za pomoc, ale... - Zupełnie
niespodziewanie jego usta lądują na
moich.
Przez chwilę odwzajemniam ten
pocałunek, jednak szybko dociera
do mnie, co się dzieje i odpycham
go od siebie.
– Wybacz, ale nie mogę. - Od-
wracam się i wchodzę do mieszka-
nia, zamykając za sobą drzwi. Kie-
dy jestem w pokoju, siadam przy
stole, na którym jest mnóstwo pu-
stych butelek po alkoholu. Nadal nie
potrafię się otrząsnąć po tym, co za-
ledwie przed paroma minutami mia-
ło miejsce. Szczypię się w policzek,
bo nie dowierzam, że to dzieje się
naprawdę. Zupełnie obcy mężczy-
zna, który ratuje mi skórę, a później
mnie całuje? To nie dla mnie...
Sprzątam butelki ze stołu i postana-
wiam nieco ogarnąć mieszkanie.
Kiedy jest już nieco czyściej, posta-
nawiam, że odpocznę. Potrzebuję
snu, ostatnio nie miałam zbyt wiele
czasu na odpoczynek. Kładę się do
łóżka, nawet nie mam siły na kąpiel.
Kiedy zamykam oczy, śnię o nim i o
jego tajemniczych oczach i ustach...
Rozdział II
Biegnę, ale nie mam już sił. On
mnie dogania i powala na ziemię.
– Nie! Błagam cię, nie! - krzy-
czę.
Uderza mnie z całej siły, a ja nie
jestem w stanie nawet zareagować.
– Myślałaś, że ci daruję? Jesteś
tylko marną wywłoką, która nie po-
trafi sobie z niczym poradzić. Sły-
szysz? Jesteś nikim, suko!
– Dlaczego mi to robisz? Dla-
czego? - Kulę się jak bezbronne
dziecko, które nigdy nie zaznało mi-
łości. Boję się...
– Dlaczego? Bo kiedyś cię ko-
chałem, a ty nie dałaś mi tego, co
powinnaś była dać. - Odwraca się i
zostawia mnie samą wśród tego ca-
łego syfu dookoła, jakim jest nasze
mieszkanie.
Twarz ocieka mi krwią, a z oczu
płyną łzy. Żałuję, że nie wniosłam
oskarżenia do prokuratury. Przecież
to mój mąż...
Budzę się, czuję jak bardzo
opuchnięta jest moja twarz. Nagle
słyszę wibracje telefonu. Ledwo
podnoszę się z łóżka i sięgam po
komórkę z nocnego stolika.
Numer, który się wyświetla, nie
jest mi znany.
– Słucham? - Mówię ochrypłym
głosem.
– Witaj, przepraszam za późną
porę, ale nie mogłem się powstrzy-
mać. - Głos w słuchawce jest znajo-
my, to Radek.
– Witaj, co u ciebie? - Zadaję to
pytanie, ponieważ nic innego, nie
przychodzi mi do głowy.
Jego głos dociera do najskrytszych
zakamarków moich zmysłów i parali-
żuje mnie.
– Dobrze, poza tym, że nie
mogę przestać myśleć o jednej oso-
bie...
– Radek, nie jestem w nastroju
do żartów, ani flirtu. Mój mąż jest
ze mną... Nie złożyłam oskarżenia,
znowu mnie pobił... Wiem, że źle
zrobiłam, ale ja nie potrafię się mu
przeciwstawić. Poznałam cię i
wszystko zaczęło wyglądać inaczej,
ale nie potrafię zmienić tego, że się
go boję... Nie potrafię, jestem zbyt
słaba, aby móc walczyć. On i tak
mnie dopadnie, a jeżeli będę się
przeciwstawiać, będzie jeszcze gor-
szy... - Zastanawiam się chwilę nad
swoimi słowami, po czym dodaję z
roztargnieniem. - Boże, jaka ja je-
stem żałosna, on ma rację. Jestem
nikim... - Do oczu napływają mi łzy.
– Nie mów tak! Posłuchaj,
wiem, że się go boisz, ale nie mo-
żesz tak żyć. Proszę, pozwól sobie
pomóc... Czy on teraz śpi?
–
Tak, ale co to za różnica? -
pytam, pociągając nosem.
–
Posłuchaj uważnie. Weź po ci-
chu najpotrzebniejsze rzeczy i wyjdź
z mieszkania. Będzie czekać na ciebie
taksówka, która zabierze cię do mnie.
Proszę, pozwól sobie pomóc. - Przez
chwilę zastanawiam się nad tym, co
powinnam zrobić. Wiem, że ma rację,
ale w mojej głowie panuje istny bała-
gan, w którym nie potrafię odnaleźć
racjonalnej odpowiedzi na żadne py-
tanie.
– Dobrze - w końcu odpowia-
dam, wzdychając.
– Obiecuję, że nie pozwolę cię
skrzywdzić.
– Nie wiem dlaczego, ale ufam
ci od pierwszej chwili, w której cię
zobaczyłam - Mój głos drży i wiem,
że nie będzie mi łatwo przejść przez
piekło, jakie czeka mnie z Igorem.
Będzie się mścił, ale mam dość jego
awantur i ciągłych przepychanek.
– Zrobię wszystko, by uczynić
cię szczęśliwą. Teraz pakuj się szyb-
ko, zanim on się obudzi...
– Dobrze, za piętnaście minut
będę na zewnątrz.
Co ja wyprawiam? Przecież my się
nie znamy... Potrząsam głową, kiedy
wspominam, co znowu zrobił mi Igor.
Nie mam wyjścia, muszę uciekać...
Kiedy pakuję swoje rzeczy, mój mąż
przekręca się z boku na bok, jęcząc
coś przez sen. Przez moment staję nad
łóżkiem i patrzę na wrak tego człowie-
ka. Boże, jak do tego doszło... Kiedyś
wszystko wyglądało zupełnie inaczej.
Igor był świetnym facetem, mę-
żem i przyjacielem, ale problemy z
firmą doprowadziły do tego, że sto-
czył się na samo dno. Może gdyby
nie popadł w takie długi, przez które
zresztą sprzedał swoją firmę, byłby
innym człowiekiem.
Jednak nic nie usprawiedliwi
tego, że od dwóch lat regularnie się
nade mną znęca.
Dobrze, że nie mamy dzieci, przy-
najmniej nic mnie przy nim nie trzy-
ma. Wychodzę z mieszkania bez
uczuć, jedyne, co w tej chwili czuję,
to niepewność przed przyszłością,
ale chyba nic nie może być gorsze
od tego, czego doświadczałam przez
ostatnie dwa lata. Kiedy jestem pod
blokiem, dostrzegam czekającą już
na mnie taksówkę.
Ostatni raz zerkam na okna, na-
szego mieszkania i widzę starszą
Panią, która znacząco kiwa głową w
moją stronę.
Wsiadam do auta i zatrzaskuję za
sobą drzwi.
Myśli, które pojawiają się w mojej
głowie powodują drżenie rąk. Myślę
o mężczyźnie, do którego właśnie
zmierzam i boję się, że wydarzy się
coś, co na zawsze odmieni moje ży-
cie. Kierowca doskonale wie, pod jaki
adres się kierować. Jedziemy w ci-
szy, nie zaczyna bezsensownych dys-
kusji na temat pogody, podatków, czy
innych rzeczy, jak zwykle bywa z tak-
sówkarzami.
Kiedy zatrzymujemy się w tym
mroku, dociera do mnie, że Radek
nie jest osobą, która musiała być
kiedykolwiek od kogoś zależna.
Dom, pod którym właśnie się
znajduję, jest ogromny w kolorze
kremowej bieli. W oczy rzuca się
ogromny taras i nieprzyzwoicie
ogromne, szklane drzwi i okna.
Przez chwilę waham się, czy oby
na pewno dobrze zrobiłam, zgadza-
jąc się tu przyjechać.
Przecież zupełnie się nie znamy...
Jednak tak naprawdę nie mam żadnej
osoby, do której mogłabym uciec.
Powoli podchodzę do furtki, przy
której jest zamontowany domofon.
Niepewnie naciskam mały guziczek.
– Witaj, Amando. - Jego głos,
jest niezwykle miękki i zbija mnie
nieco z tropu. Ten mężczyzna działa
na mnie uderzająco. Furtka się
otwiera, a ja zaczynam cała drżeć.
Niepewnym krokiem podchodzę
do drzwi, rozglądając się dookoła i
podziwiając widoki. Musi być obrzy-
dliwie bogaty... - stwierdzam ze zdzi-
wieniem.
Czuję się niezręcznie. Teraz rozu-
miem, dlaczego nie chciał nic powie-
dzieć w kawiarni. Kiedy usłyszał, że
jestem zwykłą sekretarką, nie chciał
mnie przestraszyć swoją wyniosło-
ścią.
– Witaj, bardzo się cieszę, że tu
jesteś. - Bierze torbę, którą trzymam
w ręce i stawia na podłodze w
ogromnym przedpokoju.
– Pozwól, że pomogę ci się ro-
zebrać. - Delikatnie kładzie ręce na
moich ramionach i pomaga mi zdjąć
płaszcz.
– Masz piękny dom... - Mówię
cicho, rozglądając się nie po miesz-
kaniu, a po pałacu. Staram się ukryć
podziw.
Widzę, że w ogromnym holu wi-
szą eleganckie obrazy, a na wprost
drzwi wejściowych umieszczone są
ogromne schody ze złotymi porę-
czami. Dom jest przestronny i nie-
zwykle elegancki. Wszystko jest za-
dbane i dosadnie dopasowane.
– Dziękuję. W nim się wychowa-
łem. Proszę, chodź do salonu, napije-
my się wina. Może jesteś głodna? Je-
śli tak, pani Joasia przygotuje ci coś
pysznego. - No tak, ma gosposię, jak-
by inaczej.
– Nie dziękuję, nie jestem głod-
na - mówię spokojnie, siadając na
krześle, które Radek odsuwa przede
mną.
To niesłychane, że są na tym świe-
cie dżentelmeni. Przez moment czuję
się dziwnie, bo nie przywykłam do ta-
kiego traktowania.
– Jak się czujesz? - Siada obok
mnie i kładzie rękę na mojej.
– Już dobrze. Miałeś rację, a ja
znowu zrobiłam to samo... - Spusz-
czam wzrok na podłogę.
– Hej, rozumiem to. Teraz na-
prawimy wszystko. - Łapie mnie za
podbródek, zmuszając tym samym,
do spojrzenia w jego oczy.
– Naprawimy? - Literuję ten
wyraz, bo nie bardzo wiem, co on
może naprawić.
Przecież to moje popieprzone ży-
cie.
– Tak, chyba nie sądzisz, że zo-
stawiłbym cię z tym samą? - Kręci
głową, a jego zmysłowe wargi lekko
się unoszą.
– Nie mogę obciążać cię swo-
imi problemami... - Staram się
ukryć fakt, że jego gestykulacja i
niezwykle seksowne usta bardzo
mnie pociągają i na moment odry-
wam wzrok, wbijając go w podłogę.
– Przestań, poradzimy sobie ra-
zem. Teraz napijmy się odrobinę wina
i zapomnijmy chociaż na moment o
tym, co było.
Nagle do salonu wchodzi kobieta
w średnim wieku. Ma na sobie grana-
towy fartuszek, przez co przypomina
typową gosposię. Jej włosy są luźno
upięte w kok. Twarz ma lekko pobla-
dłą, co sprawia, że wygląda na młod-
szą. Jej promienny uśmiech bezwa-
runkowo rzuca się w oczy.
– Dobry wieczór pani - mówi
miękko i życzliwie się uśmiecha,
przyglądając się mi uważnie.
– Dobry wieczór. - Odwzajem-
niam uśmiech.
– Panie Radosławie, wszystko
jest gotowe. Jutro będę o dziesiątej
tak, jak Pan prosił.
– Dobrze, Pani Joanno. Proszę je-
chać do domu i odpocząć, a jutro ma
Pani wolne. - Uśmiechają się do sie-
bie, po czym kobieta wychodzi, że-
gnając się w bardzo wyniosły i kultu-
ralny sposób.
– To właśnie Pani Joanna. Nie
musisz się nią przejmować, jest na-
prawdę w porządku.
– Bardzo urocza kobieta. - Ki-
wam głową i nagle nasze spojrzenia
się krzyżują.
Czuję jak serce zaczyna szybciej
bić. Nagle robi mi się sucho w ustach.
Przez chwilę nic nie mówimy, zawie-
szając się w swoich oczach.
– Przyniosę wino. -
Przerywa tę dziwną grę spojrzeń i
wstaje z miejsca.
– Dobrze. - Poprawiam się na
krześle, odgarniając włosy opadają-
ce na policzek.
– Białe czy czerwone? - Uśmie-
cha się i dostrzegam, że się zarumie-
nił.
– Czerwone.
Po chwili siedzimy na kanapie z
lampkami wina i atmosfera wydaje
się nieco luźniejsza.
– Wiesz, przepraszam za ostatni
pocałunek... - Zaczyna mówić, gła-
dząc przy tym kciukiem brzegi kie-
liszka.
– Ja po prostu...
– Wiem, ja też to czuję... -
Przerywam i chyba wino zaczyna
uderzać