Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
183 osoby interesują się tą książką
Opis wydawcy.
Krótkie opowiadanie dla dorosłych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 80
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
@ Iwona Feldmann „Noc z szefową”
@ Wydawnictwo „Krople Czasu”, Tarnowskie Góry 2023 Redakcja: Dla Wydawnictwo „Krople Czasu” AK
Korekta: Kamila Kalan
Okładka: Projektownia Radzionków
ISBN 978-83-67572-82-8
Wszystkie wydarzenia są jedynie wytworem wyobraźni autorki, natomiast podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe. Nie zezwala się na kopiowanie i udostępnianie opowiadania bez zgody Wydawnictwa, a szczególnie w serwisach hostingowych. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Wydanie I
Wydawca: Wydawnictwo Krople Czasu
Kontakt: [email protected]
NOC Z SZEFOWĄ
Iwona Feldmann
Lily
Siedziałam w sali konferencyjnej na ósmym piętrze firmowego wieżowca w centrum miasta. Wokół mnie znajdowało się sześciu facetów w drogich garniturach, każdy ze swoim asystentem. Byłam tu jedyną kobietą, chociaż w firmie na wysokim stanowisku pracowała jeszcze Rosy – w dziale finansów. Dzisiaj miejsce kobiety było puste, za to jej dyrektor usiadł przy mnie, po mojej prawej stronie. Frank Delinger z zamiłowaniem odliczał dni do emerytury i jednocześnie doskonale zarządzał finansami. Kawałek dalej, u szczytu stołu, siedział nasz prezes – Carter Bellamy. Ten z kolei był niezwykle charyzmatyczny, pewny siebie i, co trudno było przegapić, cholernie seksowny. Oglądała się za nim cała rzesza kobiet i każda chciałaby być panią Bellamy. Wszyscy wiedzieli, że jakiś czas temu się rozwiódł i od tamtego momentu stał się zgryźliwy i niedostępny.
Miałam przystojnego prezesa i mogłam patrzeć na niego częściej niż inne kobiety w firmie, ale z takiego patrzenia nie wychodziło nic dobrego. Naoglądałam się w swoim życiu biurowych romansów i dramatów, a happy endów było zdecydowanie mniej. Nie było ich ani w moim przypadku, ani wśród znajomych. Szczęście nas omijało.
Dlatego, widząc to wszystko na co dzień, utwierdzałam się w przekonaniu, że faceta muszę szukać poza firmą. Tu nie szukałam i nie zamierzałam szukać. Nawet gdyby pojawił się ktoś interesujący, nie miało to sensu – wikłanie się w biurowe układy, ryzykowanie niezręczności, a potem może jeszcze plotek i komentarzy? Nie, dziękuję. To nie dla mnie.
Z mężczyznami tak bywało, że chcieli być zdobywcami, a zaliczenie babki na wysokim stanowisku było dla nich wyzwaniem: zalicz i porzuć. Nie mogłam sobie na to pozwolić i nie dopuszczałam do takiego spoufalania się w pracy.
Siedziałam więc w tej sali z resztą zarządu i brałam udział w dyskusjach na różne tematy. To, co dotyczyło działu handlowego i poszczególnych kontraktów, miałam w jednym palcu, więc się nie bałam żadnej konfrontacji.
Nagle mój prezes poruszył się niespokojnie i odebrał telefon. W ciszy, która zapanowała, słychać było kobiecy głos, ale słowa brzmiały niewyraźnie i nie dało się nic zrozumieć. Widziałam skupienie na jego twarzy, gdy wysłuchiwał monologu swojej rozmówczyni, a potem się rozłączył. Z zastanowieniem postukał komórką w blat stołu i wstał ze swojego miejsca.
– Przepraszam, sprawy rodzinne – wyjaśnił, ewidentnie zbierając się do wyjścia.
– Czy coś się stało? – zapytał Frank. Był najstarszy z nas wszystkich i przyjaźnił się z Carterem, chociaż mógłby być jego ojcem.
– Nic takiego, mam gości. Rodzina czeka na mnie w moim gabinecie – wyjaśnił.
– Brzmi poważnie – stwierdził starszy pan.
Przez chwilę zastanawiałam się, o jaką rodzinę chodzi, może o byłą żonę, bo matka się tutaj nie pojawiała, a reszta bliskich mieszkała podobno we Włoszech.
Carter uśmiechnął się niechętnie i smutno, ale musiałam przyznać, że w tym momencie i tak wyglądał niczym model z „Vogue’a”. Tacy faceci jak on bardzo mi się podobali, ale wiedziałam, że mogą być niebezpieczni. Sama się kiedyś o tym przekonałam i nie pozwolę się wciągnąć kolejny raz.
– Załatwię wszystko i wieczorem spotkamy się na przyjęciu w Grand Hotelu – oświadczył Carter. – Proszę, dokończ zebranie zgodnie z harmonogramem, a potem idźcie już do domu – dodał, spoglądając uważnie na dyrektora finansowego.
– Oczywiście – odpowiedział Frank, kiwając głową na zgodę. Po tylu latach pracy dokładnie wiedział, co robić i jak prowadzić takie spotkania.
– To dobrze – mruknął i wyszedł.
Gdy drzwi za mężczyzną zamknęły się cichym kliknięciem, w sali konferencyjnej panowała cisza. Nikt się nie spodziewał, że szef wyjdzie z tak ważnego zebrania kwartalnego. Jak widać, w jego życiu było coś ważniejszego niż praca.
Delinger spojrzał na mnie porozumiewawczo, a potem ogarnął wzrokiem resztę rozmówców.
– Panie i panowie – zaczął. – Kończmy to spotkanie. Poproszę tylko o konkrety i bez bajek, oczekuję precyzyjnego odpowiadania na moje pytania.
Takie zagrania lubiłam. Stawiał w ten sposób tych elegancików do pionu i żaden z nich nie marudził. Szkoda, że wśród młodszej generacji facetów nie było już takich jak Frank – zdecydowanych i z autorytetem.
Po pięciu kwadransach zbieraliśmy się do wyjścia. Bardzo się z tego cieszyłam, bo wiedziałam, że w biurze zastanę jeszcze Ksenię, swoją asystentkę, która zda mi dokładne sprawozdanie z tego, co wydarzyło się podczas mojej nieobecności. Tak szczerze, nie lubiłam tych zebrań, bo podczas takich nasiadówek mogłabym zrobić dużo więcej, ale Frank uczył mnie cierpliwości i delegowania zadań z taką precyzją, że powinnam mu za to tylko dziękować.
Co my zrobimy, jak pójdzie na emeryturę?! Nawet nie chciałam o tym myśleć!
Chwilę później byłam już na swoim piętrze i stałam przy biurku Kseni.
– Jak spotkanie? – zapytała.
– Jak zwykle – odparłam, przeglądając papiery, które mi podała. Jakieś pisma do zatwierdzenia, podania dziwnej treści, na których poprzyklejała kolorowe fiszki, gdzie i co mam podpisać lub co z tym zrobić. Najbardziej podobały mi się te z kółkiem, które oznaczały: do zapoznania i do kosza.
– Czyli było nudno – podsumowała.
– Można tak powiedzieć – potwierdziłam, zamykając teczkę pełną makulatury.
– Widzę, że jednak było coś ciekawego – chwyciła w lot.
Podniosłam na nią wzrok. Miała w sobie wschodni wdzięk i precyzję – jak sama powtarzała, wyuczoną jeszcze na Litwie, zanim wyjechała z rodziną na Zachód.
Była ode mnie starsza o dwa lata i niesamowicie zorganizowana. Wyglądała tak, jakby właśnie wyszła od fryzjera: idealnie wyprostowane blond włosy, beżowa, zakładana sukienka, która przyciągała wzrok płci przeciwnej.
A ja?
Ciemne włosy spięte w ciasny kok, granatowy kostium, delikatny makijaż z odrobiną tuszu na rzęsach. Nigdy nie miałam czasu na jakieś wielkie malowanie. Miałam ważniejsze sprawy – kontrakty do sfinalizowania. Bo to ja byłam tutaj szefową.
– Nic takiego, po prostu Carter odebrał jakiś telefon i wyszedł pod koniec zebrania.
Asystentka z wrażenia aż otworzyła buzię i zrobiła wielkie oczy.
– Słyszałam o tej awanturze! – zawołała półszeptem, aby nikt postronny jej nie usłyszał.
– Awanturze? – Tym razem to ja się zdziwiłam. – O czym ty mówisz? – zapytałam, wpatrując się w nią intensywnie.
Kobieta wstała ze swojego fotela na kółkach i podeszła do mnie bliżej.
– Podobno wyrzucił z gabinetu własną matkę. Krzyczał coś, że nikt nie będzie go szantażował.
– Żartujesz! – szepnęłam, podekscytowana taką wiadomością. – Matkę?
Potrząsnęła głową.
– Podsłuchałam w damskiej łazience – przyznała. – Podobno czegoś od niego chciała, ale on nie znosi jej obecnego męża i nie ma zamiaru niańczyć przyrodniego rodzeństwa.
– I o tym wszystkim rozmawia się w toalecie? – Nie mogłam uwierzyć. O niektórych tajemnicach nawet ja nie wiedziałam, a one były swobodnie omawiane w takim miejscu!
– Tam zawsze huczy od plotek, a tę słyszałam przypadkiem, jak jego sekretarka przekazywała komuś innemu.
Rzuciłam kilka spojrzeń na boki, aby upewnić się, czy nikt nas nie słucha, i zapytałam:
– Chodzisz do łazienki na piętro zarządu?
– Miałam akurat coś do załatwienia – odparła z zadowoleniem Ksenia i puściła do mnie oko.
Odchrząknęłam, przestąpiłam z nogi na nogę i dodałam:
– Informuj mnie w tej sprawie na bieżąco.
– Oczywiście, szefowo – zgodziła się i uśmiechnęła szeroko.
Ruszyłam do swojego gabinetu.
Byłam bardzo ciekawa tego, co się właściwie stało, bo Carter był bardzo związany z rodziną ojca, a o tej od strony matki nic nie wiedziałam. Dbał o wszystkich, a przynajmniej tak słyszałam. Coś naprawdę musiało go wyprowadzić z równowagi, że tak zareagował.
Zaszyłam się w swoim pokoju, usiadłam za biurkiem i wpatrywałam się w ekran laptopa, gdzie liczby w arkuszu kalkulacyjnym układały się w idealne kolumny. Kolejny raport, kolejny zestaw danych, a ja musiałam to ogarnąć najlepiej, jak tylko się da, bo po takiej awanturze szef będzie jutro bardzo upierdliwy wobec pracowników. Znałam go i byłam pewna, że odreaguje na nas wszystkich i przepyta, aby znaleźć dziurę w całym. Panikowałam przez chwilę, a potem zdałam sobie sprawę, że jutro jest sobota, więc dam radę się przygotować na poniedziałek, a do tego czasu może mu przejdzie.
Firma była areną walki – nie tylko dla Cartera, ale zwłaszcza dla moich uroczych kolegów w garniturach, którzy tylko czekali, aż się potknę. Byłam pewna, że mówili za moimi plecami, że jestem tu tylko dlatego, że według standardów jakaś kobieta musi być w zarządzie. Patrzyli na mnie z powątpiewaniem, jakby rzucali mi wyzwanie. „Pokaż, że nie jesteś tu tylko po to, żeby ładnie wyglądać, Whitmore”, mówiły ich spojrzenia. Byli też i tacy, którzy przy innych ludziach próbowali podważać moje kompetencje i dogadywali mi. Na szczęście potrafiłam się bronić i nie zostawiałam – na przykład na takim Johnie, kierowniku logistyki – suchej nitki.
Miałam dwadzieścia dziewięć lat, za dwa miesiące kolejne urodziny, a wciąż się czułam, jakbym walczyła o odrobinę szacunku w tym miejscu.
Drzwi do gabinetu otworzyły się z hukiem. Ksenia wparowała do środka z tym swoim szerokim uśmiechem i kubkiem kawy w ręku.
– Lily, zapomniałam zapytać o dzisiejszy wieczór! Oczywiście, idziesz na firmową maskaradę! – zaczęła roztaczać przede mną obraz tego wieczoru, kreśląc ręką w powietrzu jakieś wzory i jednocześnie opisywała swoje wizje. – Sala w Grand Hotelu, wszyscy w maskach, półmrok i zero korporacyjnej sztywności. Możesz się wyluzować, nikt nie będzie wiedział, że to ty!
Przewróciłam oczami. „Wyluzować się?” To słowo wypadło z mojego słownika jakieś pięć lat temu, kiedy zaczęłam piąć się po szczeblach kariery.
– Nie mam czasu na imprezy. Po tym, co mi opowiedziałaś o CEO, facet w poniedziałek zrobi nam piekło. Muszę zebrać wszystkie dane i przestudiować kilka raportów. Wiesz jaki on jest. Przekaż ludziom w biurze, że wszystkie dane mają do mnie spłynąć do końca dnia.
– Może on też wyluzuje na tej imprezie i odpuści – zauważyła.
– To i tak nic nie da. Przemagluje mnie w sprawie kontraktu z Solarisem, który wisi na włosku, a te pacany od Travisa, już ostrzą sobie zęby, żeby przejąć projekt, jeśli coś pójdzie nie tak. Nie dam rady – podkreśliłam na koniec.
Widziałam, że to jej nie przekonało.
– Serio, Lily? – Oparła się o krawędź mojego biurka, niby spokojnie popijając kawę. – Słuchaj, młoda to ty nie jesteś, a na dodatek żyjesz, jakbyś miała sześćdziesiątkę.
– Co? – Wzdrygnęłam się, słysząc takie porównanie.
– Jeden wieczór w maskach nie zrujnuje ci kariery. Możesz być, kim chcesz: tajemniczą divą, femme fatale, kimkolwiek! Nikt nie będzie wiedział, że to ty. Na jeden wieczór przestaniesz być tą perfekcyjną panią dyrektor i będziesz się dobrze bawić.
– Właśnie o to chodzi – odparłam, unosząc wzrok. – Nie mogę ryzykować. Wiesz, jak to działa. Jeśli moi konkurenci albo któryś z ich kumpli zobaczą mnie, jak się zabawiam…
– Przecież ty się w ogóle nie zabawiasz! – wtrąciła.