Noc z szefową - Iwona Feldmann - ebook
NOWOŚĆ

Noc z szefową ebook

Feldmann Iwona

3,3

183 osoby interesują się tą książką

Opis

Opis wydawcy.

 

 

Powróć do świata „Wakacji z szefem” i poznaj nową, intrygującą historię – tym

razem to ona jest szefową.

 

Lily Whitmore od lat konsekwentnie pnie się po szczeblach kariery w firmie Cartera Bellamy,

nieświadoma, że ktoś bacznie ją obserwuje…

Tajemniczy mężczyzna, którego poznaje podczas firmowego balu maskowego, może spełnić

jej najskrytsze pragnienia lub stać się początkiem kłopotów, które przewrócą jej życie do góry

nogami.

 

Jedna gorąca noc. Jedno spojrzenie. Jeden sekret, który wszystko zmieni.

Czy jesteście gotowi odkryć, co los przygotował dla Lily?

Zanurzcie się w historię pełną napięcia, emocji i nieoczekiwanych zwrotów akcji.

Krótkie opowiadanie dla dorosłych.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 80

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (7 ocen)
1
2
3
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
bata777

Całkiem niezła

Nie spodziewajcie się dobrego zakończenia
01



@ Iwona Feldmann „Noc z szefową”

@ Wydawnictwo „Krople Czasu”, Tarnowskie Góry 2023 Redakcja: Dla Wydawnictwo „Krople Czasu” AK

Korekta: Kamila Kalan

Okładka: Projektownia Radzionków

ISBN 978-83-67572-82-8

Wszystkie wydarzenia są jedynie wytworem wyobraźni autorki, natomiast podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe. Nie zezwala się na kopiowanie i udostępnianie opowiadania bez zgody Wydawnictwa, a szczególnie w serwisach hostingowych. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Wydanie I

Wydawca: Wydawnictwo Krople Czasu

Kontakt: [email protected]

NOC Z SZEFOWĄ

Iwona Feldmann

Lily

Siedziałam w sali konferencyjnej na ósmym piętrze firmowego wieżowca w centrum miasta. Wokół mnie znajdowało się sześciu facetów w drogich garniturach, każdy ze swoim asystentem. Byłam tu jedyną kobietą, chociaż w firmie na wysokim stanowisku pracowała jeszcze Rosy – w dziale finansów. Dzisiaj miejsce kobiety było puste, za to jej dyrektor usiadł przy mnie, po mojej prawej stronie. Frank Delinger z zamiłowaniem odliczał dni do emerytury i jednocześnie doskonale zarządzał finansami. Kawałek dalej, u szczytu stołu, siedział nasz prezes – Carter Bellamy. Ten z kolei był niezwykle charyzmatyczny, pewny siebie i, co trudno było przegapić, cholernie seksowny. Oglądała się za nim cała rzesza kobiet i każda chciałaby być panią Bellamy. Wszyscy wiedzieli, że jakiś czas temu się rozwiódł i od tamtego momentu stał się zgryźliwy i niedostępny.

Miałam przystojnego prezesa i mogłam patrzeć na niego częściej niż inne kobiety w firmie, ale z takiego patrzenia nie wychodziło nic dobrego. Naoglądałam się w swoim życiu biurowych romansów i dramatów, a happy endów było zdecydowanie mniej. Nie było ich ani w moim przypadku, ani wśród znajomych. Szczęście nas omijało.

Dlatego, widząc to wszystko na co dzień, utwierdzałam się w przekonaniu, że faceta muszę szukać poza firmą. Tu nie szukałam i nie zamierzałam szukać. Nawet gdyby pojawił się ktoś interesujący, nie miało to sensu – wikłanie się w biurowe układy, ryzykowanie niezręczności, a potem może jeszcze plotek i komentarzy? Nie, dziękuję. To nie dla mnie.

Z mężczyznami tak bywało, że chcieli być zdobywcami, a zaliczenie babki na wysokim stanowisku było dla nich wyzwaniem: zalicz i porzuć. Nie mogłam sobie na to pozwolić i nie dopuszczałam do takiego spoufalania się w pracy.

Siedziałam więc w tej sali z resztą zarządu i brałam udział w dyskusjach na różne tematy. To, co dotyczyło działu handlowego i poszczególnych kontraktów, miałam w jednym palcu, więc się nie bałam żadnej konfrontacji.

Nagle mój prezes poruszył się niespokojnie i odebrał telefon. W ciszy, która zapanowała, słychać było kobiecy głos, ale słowa brzmiały niewyraźnie i nie dało się nic zrozumieć. Widziałam skupienie na jego twarzy, gdy wysłuchiwał monologu swojej rozmówczyni, a potem się rozłączył. Z zastanowieniem postukał komórką w blat stołu i wstał ze swojego miejsca.

– Przepraszam, sprawy rodzinne – wyjaśnił, ewidentnie zbierając się do wyjścia.

– Czy coś się stało? – zapytał Frank. Był najstarszy z nas wszystkich i przyjaźnił się z Carterem, chociaż mógłby być jego ojcem.

– Nic takiego, mam gości. Rodzina czeka na mnie w moim gabinecie – wyjaśnił.

– Brzmi poważnie – stwierdził starszy pan.

Przez chwilę zastanawiałam się, o jaką rodzinę chodzi, może o byłą żonę, bo matka się tutaj nie pojawiała, a reszta bliskich mieszkała podobno we Włoszech.

Carter uśmiechnął się niechętnie i smutno, ale musiałam przyznać, że w tym momencie i tak wyglądał niczym model z „Vogue’a”. Tacy faceci jak on bardzo mi się podobali, ale wiedziałam, że mogą być niebezpieczni. Sama się kiedyś o tym przekonałam i nie pozwolę się wciągnąć kolejny raz.

– Załatwię wszystko i wieczorem spotkamy się na przyjęciu w Grand Hotelu – oświadczył Carter. – Proszę, dokończ zebranie zgodnie z harmonogramem, a potem idźcie już do domu – dodał, spoglądając uważnie na dyrektora finansowego.

– Oczywiście – odpowiedział Frank, kiwając głową na zgodę. Po tylu latach pracy dokładnie wiedział, co robić i jak prowadzić takie spotkania.

– To dobrze – mruknął i wyszedł.

Gdy drzwi za mężczyzną zamknęły się cichym kliknięciem, w sali konferencyjnej panowała cisza. Nikt się nie spodziewał, że szef wyjdzie z tak ważnego zebrania kwartalnego. Jak widać, w jego życiu było coś ważniejszego niż praca.

Delinger spojrzał na mnie porozumiewawczo, a potem ogarnął wzrokiem resztę rozmówców.

– Panie i panowie – zaczął. – Kończmy to spotkanie. Poproszę tylko o konkrety i bez bajek, oczekuję precyzyjnego odpowiadania na moje pytania.

Takie zagrania lubiłam. Stawiał w ten sposób tych elegancików do pionu i żaden z nich nie marudził. Szkoda, że wśród młodszej generacji facetów nie było już takich jak Frank – zdecydowanych i z autorytetem.

Po pięciu kwadransach zbieraliśmy się do wyjścia. Bardzo się z tego cieszyłam, bo wiedziałam, że w biurze zastanę jeszcze Ksenię, swoją asystentkę, która zda mi dokładne sprawozdanie z tego, co wydarzyło się podczas mojej nieobecności. Tak szczerze, nie lubiłam tych zebrań, bo podczas takich nasiadówek mogłabym zrobić dużo więcej, ale Frank uczył mnie cierpliwości i delegowania zadań z taką precyzją, że powinnam mu za to tylko dziękować.

Co my zrobimy, jak pójdzie na emeryturę?! Nawet nie chciałam o tym myśleć!

Chwilę później byłam już na swoim piętrze i stałam przy biurku Kseni.

– Jak spotkanie? – zapytała.

– Jak zwykle – odparłam, przeglądając papiery, które mi podała. Jakieś pisma do zatwierdzenia, podania dziwnej treści, na których poprzyklejała kolorowe fiszki, gdzie i co mam podpisać lub co z tym zrobić. Najbardziej podobały mi się te z kółkiem, które oznaczały: do zapoznania i do kosza.

– Czyli było nudno – podsumowała.

– Można tak powiedzieć – potwierdziłam, zamykając teczkę pełną makulatury.

– Widzę, że jednak było coś ciekawego – chwyciła w lot.

Podniosłam na nią wzrok. Miała w sobie wschodni wdzięk i precyzję – jak sama powtarzała, wyuczoną jeszcze na Litwie, zanim wyjechała z rodziną na Zachód.

Była ode mnie starsza o dwa lata i niesamowicie zorganizowana. Wyglądała tak, jakby właśnie wyszła od fryzjera: idealnie wyprostowane blond włosy, beżowa, zakładana sukienka, która przyciągała wzrok płci przeciwnej.

A ja?

Ciemne włosy spięte w ciasny kok, granatowy kostium, delikatny makijaż z odrobiną tuszu na rzęsach. Nigdy nie miałam czasu na jakieś wielkie malowanie. Miałam ważniejsze sprawy – kontrakty do sfinalizowania. Bo to ja byłam tutaj szefową.

– Nic takiego, po prostu Carter odebrał jakiś telefon i wyszedł pod koniec zebrania.

Asystentka z wrażenia aż otworzyła buzię i zrobiła wielkie oczy.

– Słyszałam o tej awanturze! – zawołała półszeptem, aby nikt postronny jej nie usłyszał.

– Awanturze? – Tym razem to ja się zdziwiłam. – O czym ty mówisz? – zapytałam, wpatrując się w nią intensywnie.

Kobieta wstała ze swojego fotela na kółkach i podeszła do mnie bliżej.

– Podobno wyrzucił z gabinetu własną matkę. Krzyczał coś, że nikt nie będzie go szantażował.

– Żartujesz! – szepnęłam, podekscytowana taką wiadomością. – Matkę?

Potrząsnęła głową.

– Podsłuchałam w damskiej łazience – przyznała. – Podobno czegoś od niego chciała, ale on nie znosi jej obecnego męża i nie ma zamiaru niańczyć przyrodniego rodzeństwa.

– I o tym wszystkim rozmawia się w toalecie? – Nie mogłam uwierzyć. O niektórych tajemnicach nawet ja nie wiedziałam, a one były swobodnie omawiane w takim miejscu!

– Tam zawsze huczy od plotek, a tę słyszałam przypadkiem, jak jego sekretarka przekazywała komuś innemu.

Rzuciłam kilka spojrzeń na boki, aby upewnić się, czy nikt nas nie słucha, i zapytałam:

– Chodzisz do łazienki na piętro zarządu?

– Miałam akurat coś do załatwienia – odparła z zadowoleniem Ksenia i puściła do mnie oko.

Odchrząknęłam, przestąpiłam z nogi na nogę i dodałam:

– Informuj mnie w tej sprawie na bieżąco.

– Oczywiście, szefowo – zgodziła się i uśmiechnęła szeroko.

Ruszyłam do swojego gabinetu.

Byłam bardzo ciekawa tego, co się właściwie stało, bo Carter był bardzo związany z rodziną ojca, a o tej od strony matki nic nie wiedziałam. Dbał o wszystkich, a przynajmniej tak słyszałam. Coś naprawdę musiało go wyprowadzić z równowagi, że tak zareagował.

Zaszyłam się w swoim pokoju, usiadłam za biurkiem i wpatrywałam się w ekran laptopa, gdzie liczby w arkuszu kalkulacyjnym układały się w idealne kolumny. Kolejny raport, kolejny zestaw danych, a ja musiałam to ogarnąć najlepiej, jak tylko się da, bo po takiej awanturze szef będzie jutro bardzo upierdliwy wobec pracowników. Znałam go i byłam pewna, że odreaguje na nas wszystkich i przepyta, aby znaleźć dziurę w całym. Panikowałam przez chwilę, a potem zdałam sobie sprawę, że jutro jest sobota, więc dam radę się przygotować na poniedziałek, a do tego czasu może mu przejdzie.

Firma była areną walki – nie tylko dla Cartera, ale zwłaszcza dla moich uroczych kolegów w garniturach, którzy tylko czekali, aż się potknę. Byłam pewna, że mówili za moimi plecami, że jestem tu tylko dlatego, że według standardów jakaś kobieta musi być w zarządzie. Patrzyli na mnie z powątpiewaniem, jakby rzucali mi wyzwanie. „Pokaż, że nie jesteś tu tylko po to, żeby ładnie wyglądać, Whitmore”, mówiły ich spojrzenia. Byli też i tacy, którzy przy innych ludziach próbowali podważać moje kompetencje i dogadywali mi. Na szczęście potrafiłam się bronić i nie zostawiałam – na przykład na takim Johnie, kierowniku logistyki – suchej nitki.

Miałam dwadzieścia dziewięć lat, za dwa miesiące kolejne urodziny, a wciąż się czułam, jakbym walczyła o odrobinę szacunku w tym miejscu.

Drzwi do gabinetu otworzyły się z hukiem. Ksenia wparowała do środka z tym swoim szerokim uśmiechem i kubkiem kawy w ręku.

– Lily, zapomniałam zapytać o dzisiejszy wieczór! Oczywiście, idziesz na firmową maskaradę! – zaczęła roztaczać przede mną obraz tego wieczoru, kreśląc ręką w powietrzu jakieś wzory i jednocześnie opisywała swoje wizje. – Sala w Grand Hotelu, wszyscy w maskach, półmrok i zero korporacyjnej sztywności. Możesz się wyluzować, nikt nie będzie wiedział, że to ty!

Przewróciłam oczami. „Wyluzować się?” To słowo wypadło z mojego słownika jakieś pięć lat temu, kiedy zaczęłam piąć się po szczeblach kariery.

– Nie mam czasu na imprezy. Po tym, co mi opowiedziałaś o CEO, facet w poniedziałek zrobi nam piekło. Muszę zebrać wszystkie dane i przestudiować kilka raportów. Wiesz jaki on jest. Przekaż ludziom w biurze, że wszystkie dane mają do mnie spłynąć do końca dnia.

– Może on też wyluzuje na tej imprezie i odpuści – zauważyła.

– To i tak nic nie da. Przemagluje mnie w sprawie kontraktu z Solarisem, który wisi na włosku, a te pacany od Travisa, już ostrzą sobie zęby, żeby przejąć projekt, jeśli coś pójdzie nie tak. Nie dam rady – podkreśliłam na koniec.

Widziałam, że to jej nie przekonało.

– Serio, Lily? – Oparła się o krawędź mojego biurka, niby spokojnie popijając kawę. – Słuchaj, młoda to ty nie jesteś, a na dodatek żyjesz, jakbyś miała sześćdziesiątkę.

– Co? – Wzdrygnęłam się, słysząc takie porównanie.

– Jeden wieczór w maskach nie zrujnuje ci kariery. Możesz być, kim chcesz: tajemniczą divą, femme fatale, kimkolwiek! Nikt nie będzie wiedział, że to ty. Na jeden wieczór przestaniesz być tą perfekcyjną panią dyrektor i będziesz się dobrze bawić.

– Właśnie o to chodzi – odparłam, unosząc wzrok. – Nie mogę ryzykować. Wiesz, jak to działa. Jeśli moi konkurenci albo któryś z ich kumpli zobaczą mnie, jak się zabawiam…

– Przecież ty się w ogóle nie zabawiasz! – wtrąciła.