Niewolnicy modernizacji - Narożniak Michał - ebook
NOWOŚĆ

Niewolnicy modernizacji ebook

Narożniak Michał

0,0

Opis

W swojej książce Michał Narożniak opisuje tradycyjne i nowoczesne systemy pracy, dialogu społecznego czy mentalności, które przenikają ze sobą do takiego stopnia, że ich rozgraniczenie staje się niemal niemożliwe. Swoje rozważania podpiera konkretnymi przykładami z XIX-wiecznych osad górniczych na Kielecczyźnie. Dla autora kluczowe stają się związki między nowoczesnością a tradycyjnymi systemami społecznymi – feudalizm współistniejący z kapitalizmem, praca pańszczyźniana z najemną, gospodarka naturalna z pieniężną. Ponadto w książce nie zabraknie analizy zachowań ludzi, ich biologicznych warunków życia i kształtujących się w nich mechanizmów oporu i przetrwania.

Patronat medialny nad książką sprawuje:

gloskultury.pl

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 242

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Pew­nego dnia pod ko­niec maja 1853 roku Łu­kasz Re­klew­ski, na­czel­nik Za­kła­dów Gór­ni­czych Okręgu Wschod­niego, mu­siał udać się do wsi Tum­lin, aby oso­bi­ście zba­dać dra­ma­tyczną po­noć sy­tu­ację tam­tej­szych wło­ścian. Mieli oni ży­wić się mię­sem zde­chłych koni, co było su­rowo za­ka­zane ze względu na ry­zyko wy­wo­ła­nia epi­de­mii. Na­czel­nik nie wi­dział co prawda w za­cho­wa­niu miesz­kań­ców Tum­lina nic wy­jąt­ko­wego, ale roz­kaz wy­ko­na­nia re­wi­zji wy­pły­nął od sa­mego dy­rek­tora Ko­mi­sji Rzą­do­wej Przy­cho­dów i Skarbu. Tak wy­soko po­sta­wieni urzęd­nicy in­te­re­so­wali się tą wsią ze względu na to, że chłopi tum­liń­scy swoją pańsz­czy­znę od­ra­biali na rzecz Za­kła­dów Wiel­kiego Pieca w Sam­so­no­wie, jed­nego z naj­waż­niej­szych pań­stwo­wych przed­się­biorstw gór­ni­czo-hut­ni­czych w le­żą­cym na Kie­lec­czyź­nie okręgu wschod­nim, za który od­po­wie­dzialny był wła­śnie na­czel­nik Re­klew­ski. Jed­nym z jego głów­nych za­dań był nad­zór nad wło­ścia­nami ze wszyst­kich tych wsi, które dzier­ża­wiło gór­nic­two od Za­rządu Dóbr Pań­stwo­wych. Tum­lin, wraz z całą gminą Sam­so­nów, po­dob­nie jak wiele in­nych w Gu­berni Ra­dom­skiej, był jedną z nich. Za­kłady prze­my­słowe nie mo­gły funk­cjo­no­wać bez pracy pańsz­czyź­nia­nej, a ta nie­stety nie mo­gła być wy­ko­ny­wana przez wło­ścian wy­cień­czo­nych gło­dem.

Ja­dąc do Tum­lina z Su­che­dniowa, gdzie miał kan­ce­la­rię, na­czel­nik Re­klew­ski spo­tkał na dro­dze swo­jego dłu­go­let­niego ad­wer­sa­rza, wójta gminy Sam­so­nów, Woj­cie­cha Su­li­mier­skiego. To wła­śnie on po­in­for­mo­wał wła­dze o zaj­ściach w Tum­li­nie. Zresztą bez prze­rwy wy­sy­łał ra­porty do Gu­ber­na­tora Ra­dom­skiego albo do Ko­mi­sji Rzą­do­wej Przy­cho­dów i Skarbu o dra­ma­tycz­nej nę­dzy, w ja­kiej żyją wło­ścia­nie, i o krzyw­dach, któ­rych do­znają przy od­ra­bia­niu pańsz­czy­zny. Zda­niem Re­klew­skiego ro­bił to z po­wodu nie­na­wi­ści do gór­nic­twa. Kiedy tylko mógł, rzu­cał za­tem kłody pod nogi urzęd­ni­kom w za­kła­dach sam­so­now­skich. Na­czel­nik prze­ko­nany był na­wet, że wójt pod­bu­rza wło­ścian i na­ma­wia ich, żeby od­ma­wiali od­ra­bia­nia pańsz­czy­zny. Praw­do­po­dob­nie więc i tym ra­zem prze­sa­dzał w swych ra­por­tach i w Tum­li­nie sy­tu­acja ma­te­rialna nie była aż taka zła, a je­śli rze­czy­wi­ście miesz­kańcy wsi do­pu­ścili się ja­kichś „zdroż­no­ści” z po­wodu nę­dzy, to od­po­wie­dzial­ność ciąży nie na na­czel­niku, ale wła­śnie na wój­cie, któ­rego obo­wiąz­kiem jest czu­wać nad po­rząd­kiem w swo­jej gmi­nie. Do­dat­ko­wym ele­men­tem ca­łej sprawy było to, że wło­ścia­nie nie­dawno otrzy­mali do po­działu 50 srebr­nych ru­bli, wła­śnie po to, by wspo­móc ich w trud­nej sy­tu­acji. Pie­nią­dze te mu­siały tra­fić w nie­wła­ściwe ręce, skoro na­dal we wsi pa­nuje taka bieda. Za to nie­do­pa­trze­nie rów­nież, zda­niem na­czel­nika, praw­do­po­dob­nie od­po­wie­dzialny był wójt gminy.

Z tych oto po­wo­dów na­czel­nik Re­klew­ski po­sta­no­wił ukryć przed wój­tem Su­li­mier­skim praw­dziwy cel swo­jej po­dróży do Tum­lina. Nie chciał, aby ten był obecny pod­czas re­wi­zji, więc oświad­czył mu, że do wsi udaje się w celu udzie­le­nia po­mocy ma­te­rial­nej naj­bied­niej­szym miesz­kań­com. Ta wia­do­mość bar­dzo ucie­szyła wójta Su­li­mier­skiego. Uznał, że nie wy­maga to jego obec­no­ści, zwłasz­cza że wła­śnie je­chał w spra­wach służ­bo­wych do Bo­dzen­tyna. Po­wie­dział tylko na­czel­ni­kowi Re­klew­skiemu, żeby oprócz Tum­lina udał się jesz­cze do Ko­ło­mani, Ja­na­szowa i Ja­siowa, któ­rych miesz­kańcy też po­trze­bują wspar­cia, i od­je­chał w swoją stronę.

Gdy na­czel­nik w końcu do­tarł do Tum­lina, we­zwał do sie­bie księ­dza pro­bosz­cza, soł­tysa oraz star­szych go­spo­da­rzy i oświad­czył im, jaki jest cel jego wi­zyty. Ksiądz Kli­ma­szew­ski był oso­bi­ście za­an­ga­żo­wany w całą sy­tu­ację, bo jego klacz była jedną ze zje­dzo­nych. Ule­gła wy­pad­kowi przy oźre­bie­niu i nie dało się jej ura­to­wać. Wtedy Waw­rzy­niec Gu­ras, miej­scowy wy­rob­nik, który słu­żył cza­sem przy pa­ra­fii, ko­piąc groby, po­pro­sił pro­bosz­cza, aby mógł ra­zem z żoną i dwójką dzieci po­ży­wić się mię­sem zmar­łej kla­czy. Pro­boszcz zgo­dził się, a po­nie­waż sły­szał, że nie był to je­dyny po­dobny przy­pa­dek w tym cza­sie we wsi, na­pi­sał w tej spra­wie do wójta Su­li­mier­skiego, który z ko­lei ‒ po spo­rzą­dze­niu wraz z wło­ścia­nami pro­to­kołu z zaj­ścia ‒ prze­ka­zał wia­do­mo­ści o sy­tu­acji w Tum­li­nie Ko­mi­sji Rzą­do­wej Przy­cho­dów i Skarbu.

Pierw­szą czyn­no­ścią, ja­kiej pod­jął się we wsi na­czel­nik Re­klew­ski wspól­nie z pro­bosz­czem i przed­sta­wi­cie­lami gro­mady, było spraw­dze­nie po­ziomu za­moż­no­ści wszyst­kich 112 go­spo­darstw w Tum­li­nie. Cho­dził od domu do domu, za­pi­sy­wał imię i na­zwi­sko każ­dego wła­ści­ciela oraz oce­niał jego stan ma­te­rialny. Uznał, że zde­cy­do­wana więk­szość z nich jest „zu­peł­nie przy­zwo­ita”, czy­sta i za­dbana, nie ma więc we wsi pro­blemu po­wszech­nej biedy.

Po obej­rze­niu wszyst­kich do­mostw Re­klew­ski po­sta­no­wił udać się na pa­ra­fię wraz ze star­szy­zną gro­mady i z księ­dzem. Za­żą­dał, aby we­zwani zo­stali do niego ci miesz­kańcy, któ­rzy ży­wili się mię­sem zde­chłych koni. Sta­wiło się przed nim pię­ciu lu­dzi, któ­rzy przy­znali się, że to oni wła­śnie do­pu­ścili się tego czynu. Trzech z nich było, tak samo jak Waw­rzy­niec Gu­ras, wy­rob­ni­kami pra­cu­ją­cymi głów­nie przy po­słu­gach dla bo­gat­szych go­spo­da­rzy oraz przy wy­rę­bie drzewa dla za­kła­dów gór­ni­czych. Z po­zo­sta­łych dwóch je­den utrzy­my­wał się z kra­wiec­twa i pra­co­wał głów­nie w Kiel­cach, a drugi był je­dy­nym w ca­łej gru­pie wła­ści­cie­lem pańsz­czyź­nia­nego go­spo­dar­stwa rol­nego, któ­rego cią­głe w tym cza­sie nie­uro­dzaje do­pro­wa­dziły do ru­iny. Szó­sty męż­czy­zna oskar­żony o zje­dze­nie pa­dliny nie sta­wił się, był bo­wiem dzia­dem cho­dzą­cym po proś­bie i aku­rat prze­by­wał w in­nej wio­sce. Na­czel­nik Re­klew­ski za­cho­wy­wał się kor­dial­nie i do wszyst­kich zwra­cał się z wielką uprzej­mo­ścią. Opo­wia­dał, że mięso koń­skie jest zu­peł­nie zdrowe i że on sam je cza­sem ja­dał.

Po prze­py­ta­niu jesz­cze soł­tysa o to, ja­kie jego zda­niem są po­wody nę­dzy w Tum­li­nie, oraz spo­rzą­dze­niu li­sty wszyst­kich osób, któ­rym roz­dano wspo­mniane 50 ru­bli za­po­mogi, na­czel­nik Re­klew­ski prze­szedł do spi­sa­nia wła­snej opi­nii na te­mat sy­tu­acji w gmi­nie. Za­czął od za­zna­cze­nia, że stan ma­jąt­kowy wło­ścian-go­spo­da­rzy nie jest tak za­trwa­ża­jący, jak to opi­sy­wał wójt Su­li­mier­ski, bo oprócz kilku do­pro­wa­dzo­nych do biedy przez nie­uro­dzaj wszy­scy mieli się cał­kiem nie­źle. Wy­rob­nicy z ko­lei, któ­rzy żyli z pracy na­jem­nej, byli rze­czy­wi­ście w złej sy­tu­acji, jed­nak przede wszyst­kim ze względu na wła­sne nie­dbal­stwo i le­ni­stwo. Mo­gli bo­wiem pra­co­wać za­rob­kowo w gór­nic­twie, lecz nie chcieli zgła­szać się do pracy. Na­czel­nik uznał, że to nie bieda była po­wo­dem, dla któ­rego wło­ścia­nie ży­wili się pa­dliną, ale ich ape­tyt na mięso. Na­stęp­nie Re­klew­ski po­czy­nił kilka uwag w stronę wójta gminy sam­so­now­skiej. Jego zda­niem Su­li­mier­ski prze­sy­łał pi­sma do władz wyż­szych o za­po­mogi dla wło­ścian, o zwol­nie­nie ich od od­robku pańsz­czy­zny, o pod­wyż­sze­nie płac w pra­cach na­jem­nych dla gór­nic­twa i two­rze­nie no­wych za­rob­ków, a jed­no­cze­śnie nie sta­rał się skła­niać wło­ścian do pracy, bo był bo­wiem sam gór­nic­twu nie­przy­chylny. Na­ma­wiał tylko miesz­kań­ców gminy do cią­głych skarg i na­rze­ka­nia. W spra­wie zde­chłych koni wójt Su­li­mier­ski za­warł w swoim pro­to­kole nie­praw­dziwe in­for­ma­cje i zmu­sił miej­sco­wych urzęd­ni­ków gór­nic­twa do pod­pi­sa­nia się pod tym ra­por­tem[1].

Gdy do wójta Su­li­mier­skiego do­tarł ra­port na­czel­nika gór­nic­twa ze wszyst­kimi jego oskar­że­niami, od­po­wie­dział bar­dzo dłu­gim i peł­nym emo­cji pi­smem do władz rzą­do­wych, za­ty­tu­ło­wa­nym Co do śledz­twa Wiel­moż­nego Re­klew­skiego, nę­dzy wło­ścian i utrud­nień w za­rob­kach. Swoją ocenę ra­portu na­czel­nika o wy­da­rze­niach w Tum­li­nie pod­su­mo­wał tymi sło­wami: „Przy­sło­wie nie­sie tę rze­telną prawdę »syty głod­nemu ni­gdy nie wy­ro­zu­mie« – a że Re­klew­ski opływa w do­stat­kach, jest pa­nem kro­cio­wym, nie ma wy­obra­że­nia, co to jest nę­dza, dla­tego lek­ce­waży so­bie nie­szczę­śliwy i opła­kany los cier­pią­cej ludz­ko­ści”. Wzbu­rzony wójt za­czął wy­li­czać wszyst­kie skargi, ja­kie wpły­wały do niego od wło­ścian i ro­bot­ni­ków pra­cu­ją­cych w gór­nic­twie. Za­ape­lo­wał do władz wyż­szych, by do gminy Sam­so­nów wy­słana zo­stała przez rząd gu­ber­nialny ko­mi­sja re­wi­zyjna i prze­pro­wa­dziła śledz­two, które wy­każe po­nad wszelką wąt­pli­wość, jaki jest rze­czy­wi­sty stan ma­jąt­kowy wło­ścian, ja­kie są moż­li­wo­ści za­robku i ja­kich nad­użyć do­pusz­czają się urzęd­nicy. Był to drugi raz w ciągu ostat­niego mie­siąca, kiedy wójt Su­li­mier­ski pi­sał do władz z prośbą o wy­sła­nie ko­mi­sji.

Skargi wójta Su­li­mier­skiego do­pro­wa­dziły w końcu do po­żą­da­nego skutku. W li­sto­pa­dzie 1853 roku, sie­dem mie­sięcy po tym, gdy Waw­rzy­niec Gu­ras z ro­dziną zjadł klacz księ­dza pro­bosz­cza, do gminy Sam­so­nów zo­stali de­le­go­wani przez Ko­mi­sję Rzą­dową Przy­cho­dów i Skarbu urzęd­nik do szcze­gól­nych po­ru­czeń – ase­sor ko­le­gialny Ne­sto­ro­wicz oraz urzęd­nik wy­działu gór­nic­twa, któ­rego na­zwi­sko nie jest znane. Pier­wot­nym ich za­da­niem było „spraw­dze­nie ra­por­tów Su­li­mier­skiego wójta gminy Sam­so­nów i Re­klew­skiego na­czel­nika za­kła­dów gór­ni­czych okręgu wschod­niego co do udzie­lo­nego awansu w kwo­cie ru­bli srebr­nych 50 spo­so­bem za­siłku wło­ścia­nom wsi Tum­lina i in­nych w gmi­nie Sam­so­nów z po­wodu nę­dzy i ubó­stwa, skut­kiem czego zmu­szeni byli uży­wać na po­karm mięsa z upa­dłych koni; nie­mniej spraw­dze­nia za­rzu­tów nie­któ­rym urzęd­ni­kom gór­ni­czym przez Su­li­mier­skiego wójta gminy po­czy­nio­nych”[2]. Urzęd­nicy prze­pro­wa­dzili bar­dzo skru­pu­latne śledz­two po­le­ga­jące głów­nie na prze­słu­chi­wa­niu ża­lą­cych się miesz­kań­ców gminy. Go­spo­da­rze, cha­łup­nicy, ko­mor­nicy oraz ro­bot­nicy z kor­pusu gór­ni­czego, przed­sta­wi­ciele róż­nych grup spo­łecz­nych, za­trud­nieni od po­czątku do końca przy ca­łym pro­ce­sie pro­duk­cji, opo­wia­dali ko­mi­sji o wa­run­kach swo­jej pracy i sy­tu­acji ży­cio­wej. Ich ze­zna­nia stały się do­sko­na­łym źró­dłem, które po­zwala zre­kon­stru­ować do­świad­cze­nia lu­dzi pracy pod ko­niec sys­temu pań­szczyź­nia­nego i u za­ra­nia pol­skiej no­wo­cze­sno­ści.

* * *

W opo­wie­ści o gło­dzie we wsi Tum­lin i re­wi­zji na­czel­nika Re­klew­skiego od­na­leźć można symp­tomy naj­waż­niej­szych pro­ble­mów spo­łecz­no­ści wsi gór­ni­czych Kie­lec­czy­zny. Warto przyj­rzeć się za­cho­wa­niom ich miesz­kań­ców i wy­kształ­co­nym przez nich me­cha­ni­zmom oporu oraz prze­trwa­nia. Dla opty­mal­nego uję­cia te­matu wy­brana zo­stała per­spek­tywa mi­kro­hi­sto­ryczna, sku­pia­jąca się wo­kół dwóch więk­szych za­kła­dów prze­my­sło­wych – Huty „Jó­zef” w Sam­so­no­wie oraz Fa­bryki Ma­szyn w Bia­ło­go­nie – oby­dwu le­żą­cych nad rzeką Bo­brzą, pierw­szej w eko­no­mii skar­bo­wej Sam­so­nów, dru­giej w są­sied­niej eko­no­mii Kielce.

Wy­jąt­kowy cha­rak­ter wsi gór­ni­czych po­zwala do­strzec nie tylko funk­cjo­nu­jące od se­tek lat sto­sunki pańsz­czyź­niane, lecz także po­czą­tek pro­ce­sów mo­der­ni­za­cyj­nych. Były one czę­ścią pań­stwo­wego sys­temu pro­duk­cji prze­my­sło­wej uwa­ża­nego w hi­sto­rio­gra­fii za jedną z pierw­szych pod­ję­tych w Pol­sce prób „skoku w no­wo­cze­sność” i za­ini­cjo­wa­nego przez księ­cia Ksa­we­rego Druc­kiego-Lu­bec­kiego[3].

Po­wstała w ten spo­sób swego ro­dzaju hy­bryda za­wie­ra­jąca w so­bie zja­wi­ska z róż­nych po­rząd­ków. Tra­dy­cyjne i no­wo­cze­sne sys­temy pracy, dia­logu spo­łecz­nego oraz men­tal­no­ści tak bar­dzo prze­ni­kały się ze sobą, że stały się nie­mal nie­moż­liwe do roz­gra­ni­cze­nia. Pro­ces mo­der­ni­za­cyjny nie przy­szedł pod po­sta­cią re­wo­lu­cji, nie było wy­raź­nych ja­snych cięć. Jed­no­cze­śnie funk­cjo­no­wały tam: feu­da­lizm z ka­pi­ta­li­zmem, praca pańsz­czyź­niana z na­jemną, go­spo­darka na­tu­ralna z pie­niężną, „fol­warczny” sys­tem nad­zoru i wy­mie­rza­nia spra­wie­dli­wo­ści z ko­dy­fi­ka­cją praw i zo­bo­wią­zań, apa­rat biu­ro­kra­tyczny ze sta­ro­daw­nymi or­ga­nami wiej­skiego sa­mo­rządu.

Pod­sta­wo­wym czyn­ni­kiem wa­run­ku­ją­cym ży­cie wło­ścian była na­tura. Choć od­ra­biali oni pańsz­czy­znę dla prze­my­słu, na­dal główne źró­dło utrzy­ma­nia sta­no­wiła praca na roli, którą od wie­ków wy­ko­ny­wano w ten sam spo­sób. Na­wet ci miesz­kańcy, któ­rzy czer­pali do­chody wy­łącz­nie z pracy na­jem­nej, uza­leż­nieni byli od żyw­no­ści wy­pro­du­ko­wa­nej przez swo­ich są­sia­dów rol­ni­ków. Wielką obiet­nicą re­wo­lu­cji prze­my­sło­wej było unie­za­leż­nie­nie się czło­wieka od ka­pry­sów na­tury i pod­po­rząd­ko­wa­nie so­bie jej ży­wio­łów. Twórcy pań­stwo­wego prze­my­słu gór­ni­czego w Kró­le­stwie, pro­jek­tu­jąc sys­tem oparty na pracy pańsz­czyź­nia­nej, nie do­ko­nali tej zmiany, wręcz prze­ciw­nie ‒ ska­zali się na więk­szą jesz­cze za­leż­ność od przy­rody po­przez ko­rzy­sta­nie z siły ro­bo­czej pod­le­głej cał­ko­wi­cie jej wła­dzy.

Czę­sto wy­stę­pu­jący nie­uro­dzaj pro­wa­dził do głodu. We wsiach gór­ni­czych per­ma­nent­nie bra­ko­wało żyw­no­ści. Wło­ścia­nie po­wszech­nie do­tknięci tym pro­ble­mem wy­kształ­cili stra­te­gie ra­dze­nia so­bie z nim, które wy­kra­czały poza pracę go­spo­dar­ską i na­jemną.

Gdy głód wy­cień­czał or­ga­nizm czło­wieka, a ze­psute je­dze­nie do­dat­kowo go osła­biało, nad­cho­dziło ko­lejne za­gro­że­nie – epi­de­mia cho­roby za­kaź­nej. W Kró­le­stwie Pol­skim w la­tach 40. i 50. XIX wieku trzy fale epi­de­mii cho­lery za­brały ze sobą 112 ty­sięcy lu­dzi. Cho­robę tę po­wo­do­wało spo­ży­cie za­ka­żo­nego po­karmu lub wody. Inne do­le­gli­wo­ści, jak su­choty czy dy­zen­te­ria, rów­nież wy­ni­kały ze złych wa­run­ków ży­cio­wych. Ro­bot­nicy z za­kła­dów gór­ni­czych mieli do­stęp do pro­fe­sjo­nal­nej opieki me­dycz­nej, wy­sy­łano ich do szpi­tala w Kiel­cach. Jed­nak ko­rzy­stali z tego bar­dzo nie­chęt­nie, zde­cy­do­wa­nie czę­ściej de­cy­do­wali się na le­cze­nie w domu.

Zma­ga­nia chło­pów z na­turą usta­liły pod­sta­wowe ramy cza­sowe tej książki i umoż­li­wiły scha­rak­te­ry­zo­wa­nie ba­da­nego okresu hi­sto­rii wsi. Był to czas kry­zysu go­spo­dar­czego i de­mo­gra­ficz­nego. Lud­ność Kró­le­stwa Pol­skiego mimo ogrom­nego współ­czyn­nika uro­dzeń skur­czyła się o kil­ka­set ty­sięcy, przy ogól­nej licz­bie miesz­kań­ców wy­no­szą­cej sześć mi­lio­nów. Była to wła­śnie kon­se­kwen­cja nie­uro­dza­jów, ze szcze­gól­nym uwzględ­nie­niem za­razy kar­to­fla­nej, która wy­bu­chła z ogromną siłą w roku 1846. Epi­de­mie cho­lery po­ja­wiły się w la­tach 1831–1838, a na­stęp­nie w 1848–1855. Czas ten zbiegł się z okre­sem de­fi­nio­wa­nym przez hi­sto­rię po­li­tyczną jako okres mię­dzy­pow­sta­niowy.

Dru­gie, po na­tu­rze, pole zma­gań do­ty­czyło or­ga­ni­za­cji pracy. Po­rząd­ko­wała ona całą struk­turę spo­łeczną, dzie­liła miesz­kań­ców na ka­te­go­rie, które ‒ choć były dość ela­styczne ‒ mo­gły być za­ra­zem bar­dzo uży­teczne do opisu pracy we wsi oraz wy­zna­czały sta­tus ma­jąt­kowy i de­ter­mi­no­wały po­ziom za­gro­że­nia nę­dzą. Ka­te­go­rie te sto­so­wali po­wszech­nie au­to­rzy źró­deł, wójt Su­li­mier­ski pi­sał czę­sto o kla­sie ro­bo­czej i wło­ściań­skiej.

Pierw­szą z tych grup sta­no­wili wło­ścia­nie go­spo­da­rze – czyli po­sia­da­jący wła­sne go­spo­dar­stwo rolne, z któ­rego mu­sieli od­ra­biać pańsz­czy­znę. Pańsz­czy­zna mo­gła być cią­gła, a więc wy­ko­ny­wana za po­mocą sprzę­żaju, pary koni lub wo­łów. Go­spo­da­rze mieli obo­wią­zek utrzy­my­wać in­wen­tarz ro­bo­czy ze swo­ich go­spo­darstw. Taki ro­dzaj pańsz­czy­zny obo­wią­zy­wał więc wło­ścian, któ­rzy mieli więk­sze działki. Na­to­miast w do­brach gór­ni­czych wy­ma­gano od nich około 60 dni pracy w roku. Nie było to wiele, je­śli po­rów­namy ich sy­tu­ację z chło­pami dóbr pry­wat­nych, któ­rzy mu­sieli od­ra­biać trzy, a na­wet cztery dni w ty­go­dniu. Przy po­mocy sprzę­żaju słu­żyło się gór­nic­twu w trans­por­cie, wo­żąc mię­dzy ko­lej­nymi sta­no­wi­skami pro­duk­cji rudę, drewno, wę­gle lub go­towe ma­te­riały. Go­spo­da­rze o mniej­szych na­dzia­łach ziemi od­ra­biali pańsz­czy­znę pie­szą, bez sprzę­żaju. W do­brach gór­ni­czych pra­co­wali, przede wszyst­kim wy­ra­bia­jąc sąż­nie, czyli wy­rę­bu­jąc drzewa na wę­giel w la­sach albo w ko­pal­niach rudy że­laza lub in­nych me­tali – oło­wiu, sre­bra i mie­dzi.

Ko­lejną grupę sta­no­wili miesz­kańcy nie­po­sia­da­jący wła­snej osady rol­nej (osadą na­zy­wało się pańsz­czyź­niane go­spo­dar­stwo). Byli to cha­łup­nicy dys­po­nu­jący je­dy­nie bu­dyn­kiem miesz­kal­nym oraz ko­mor­nicy na­zy­wani w re­jo­nach kie­lec­kich rów­nież kąt­ni­kami, nie­ma­jący ni­czego, po­miesz­ku­jący gdzie się da. Cha­łup­nicy mu­sieli cza­sem od­ra­biać je­den dzień pańsz­czy­zny pie­szej w ty­go­dniu, choć czę­sto nie mieli ta­kiego obo­wiązku. Do grupy ko­mor­ni­ków za­li­czano rów­nież człon­ków ro­dzin go­spo­da­rzy, na przy­kład do­ro­słe dzieci miesz­ka­jące z ro­dzi­cami. Utrzy­my­wali się oni z pracy na­jem­nej – po­ma­gali go­spo­da­rzom przy zbio­rach oraz sta­no­wili nie­wy­kwa­li­fi­ko­waną siłę ro­bo­czą dla gór­nic­twa – pra­co­wali przy wy­cince drzew, w ko­pal­niach, przy wy­pa­la­niu wę­gla, przy fry­szer­kach, czyli pry­mi­tyw­nych pie­cach hut­ni­czych, oraz przy pro­stych pra­cach w głów­nych za­kła­dach. Sta­no­wili grupę bar­dzo luźną, za­trud­nianą tym­cza­sowo, czę­sto zmie­nia­jącą miej­sce za­miesz­ka­nia. Mo­gli nie­mal z dnia na dzień skoń­czyć z „le­gal­nym ży­ciem” i za­jąć się włó­czę­go­stwem, roz­bój­nic­twem lub prze­my­tem.

Na trze­cią grupę skła­dali się pra­cow­nicy kor­pusu gór­ni­czego: głów­nie wy­kwa­li­fi­ko­wani ro­bot­nicy, cie­śle, ko­wale, gi­se­rze, hut­nicy. Szko­lili się oni przy fa­bry­kach – jako ucznio­wie i cze­lad­nicy, za­czy­na­jąc pracę mię­dzy 12. a 14. ro­kiem ży­cia. Kie­ru­jący po­li­tyką gór­ni­czą w Kró­le­stwie Pol­skim sta­rali się za­chę­cić no­wych re­kru­tów do wstę­po­wa­nia do kor­pusu i na­uki fa­chu. Byli oni zwal­niani ze służby woj­sko­wej, za­ra­biali le­piej niż go­spo­da­rze, mo­gli wziąć po­życzkę na bu­dowę domu i mieli do­stęp do opieki me­dycz­nej. Choć ist­niały pewne zja­wi­ska wy­od­ręb­nia­jące człon­ków kor­pusu od reszty wsi, jak na przy­kład za­strze­żone dla nich ob­chody Bar­bórki, nie byli wy­łą­czeni ze spo­łe­czeń­stwa wiej­skiego, cały czas współ­pra­co­wali z in­nymi gru­pami lud­no­ści oraz miesz­kali po są­siedzku.

Praca pańsz­czyź­niana ro­dziła szcze­gól­nie dużo na­pięć. Z jed­nej strony ro­dził się na­tu­ralny sprze­ciw wo­bec niej i po­ja­wiała się głę­boka nie­na­wiść do jej wy­ko­ny­wa­nia, z dru­giej – ka­ta­kli­zmy na­tu­ralne, głód, zła po­goda po­wo­do­wały, że nie mo­gła być ona od­ra­biana w ta­kim wy­mia­rze, ja­kiego ocze­ki­wano. Czę­sto wło­ścia­nie zu­peł­nie po­rzu­cali pańsz­czy­znę. Ten sys­tem pracy stał się w tam­tym okre­sie cał­ko­wi­cie nie­efek­tywny i opóź­niał pro­duk­cję w za­kła­dach. Nie­wy­cho­dze­nie na od­ro­bek było jedną z form po­pu­lar­nego co­dzien­nego bier­nego oporu. Ko­mor­nicy i ro­bot­nicy rów­nież sto­so­wali swoje spo­soby nie­wer­bal­nego sprze­ciwu wy­ni­ka­jące z cha­rak­teru ich pracy ‒ ucieczki czy mal­wer­sa­cje.

Co­dzienne formy oporu wy­wo­ły­wały od­zew ze strony nad­zor­ców. Ciało wło­ścia­nina po wy­cień­cze­niu przez głód i cho­robę oraz dar­mową pracę na­ra­żone było na prze­moc fi­zyczną, która by­wała trak­to­wana jako spon­ta­niczny wy­miar spra­wie­dli­wo­ści. Chłopi skar­żyli się czę­sto na prze­moc, ma­jąc do tego pod­stawę prawną – ka­ra­nie fi­zyczne wło­ścian, wy­mie­rzane bez sądu, zo­stało zde­le­ga­li­zo­wane przez wła­dze car­skie. W Sam­so­no­wie ze sto­so­wa­nia kar fi­zycz­nych sły­nął za­wia­dowca za­kła­dów wiel­kiego pieca, Wój­cicki. Za prze­wi­nie­nia w miej­scu pracy czy za le­ni­stwo chłop do­sta­wał ró­zgą. Naj­czę­ściej po­wta­rza­nym prze­wi­nie­niem była krnąbr­ność, a więc wej­ście w dys­ku­sje z nad­zorcą i do­ma­ga­nie się swo­ich praw. Za­my­kano w ten spo­sób drogę ne­go­cja­cji we­wnątrz za­kładu prze­my­sło­wego, które z tego po­wodu mu­siały być pro­wa­dzone przez ze­wnętrz­nych urzęd­ni­ków. Wójt Su­li­mier­ski pi­sał, że przy­czy­nia się to jesz­cze do więk­szej nie­chęci wło­ścian do pracy w za­kła­dach gór­ni­czych: „Pan Re­klew­ski chciałby, żeby mie­czem i ogniem ka­rać lu­dzi, żeby ich ka­rać ba­tami, po sto na­raz je­den, jak sam czyni, ja zaś do tego po­su­wać się nie mogę. Gdyby nie wy­rzą­dzone krzywdy fa­bry­kan­tom i wło­ścia­nom od­sta­wia­ją­cym ma­te­riały – rury do wo­do­cią­gów po­winny być dawno od­sta­wione – ale że fa­bry­kanci są krzyw­dzeni, więc ucie­kają i ro­bić nie chcą, trzeba ich tylko szu­kać i ła­pać”[4].

Ko­lejną formę prze­mocy sta­no­wiły eg­ze­ku­cje ko­zac­kie. Po­le­gały one na obo­wiąz­ko­wym kwa­te­runku. Do wsi zjeż­dżał od­dział Ko­za­ków i zo­sta­wał w niej na tak długo, jak wło­ścia­nie od­ma­wiali wy­peł­nia­nia ocze­ki­wa­nych od nich po­win­no­ści, spłaty długu czy od­ro­bie­nia pańsz­czy­zny. Ko­zacy słu­żyli w Kró­le­stwie jako ro­dzaj żan­dar­mów, któ­rego pań­stwowy apa­rat przy­musu uży­wał do pil­no­wa­nia po­rządku spo­łecz­nego. Za każdy dzień po­bytu po­bie­rali wy­soką karę pie­niężną i wy­ko­rzy­sty­wali za­pasy żyw­no­ści chło­pów do ży­wie­nia sie­bie i swo­ich koni. Po­wszech­nie do­pusz­czali się też prze­mocy. Każda ich wi­zyta po­wo­do­wała więc pro­te­sty ze strony wło­ścian.

Warto przyj­rzeć się także zor­ga­ni­zo­wa­nemu opo­rowi spo­łecz­nemu chło­pów prze­ciwko pańsz­czyź­nie, który naj­czę­ściej – choć nie we wszyst­kich przy­pad­kach – przy­bie­rał po­stać ko­lek­tyw­nego, re­ali­zo­wa­nego przez wiej­ską gro­madę od­wo­ła­nia się w for­mie skargi do wła­dzy pań­stwo­wej w ob­li­czu nie­spra­wie­dli­wych i bez­praw­nych dzia­łań dzie­dzica czy dzier­żawcy. Wło­ścia­nie uzy­skali to na­rzę­dzie prawne po po­wsta­niu li­sto­pa­do­wym, gdy nowe wła­dze wpro­wa­dziły pierw­sze re­gu­la­cje po­win­no­ści pańsz­czyź­nia­nych i ogra­ni­czyły su­we­renne pa­no­wa­nie pa­nów feu­dal­nych nad swo­imi pod­da­nymi. Do­ty­czyło to w szcze­gól­no­ści dóbr skar­bo­wych, w któ­rych pań­stwu za­le­żało na utrzy­ma­niu pew­nego do­bro­stanu miesz­kań­ców. Ist­niało kilka po­wo­dów wpro­wa­dza­nia pro­chłop­skich uka­zów. Przede wszyst­kim stale wzra­stała liczba za­cho­wań, które zo­stały już na­zwane co­dzien­nymi for­mami sta­wia­nia oporu. W du­żym stop­niu ogra­ni­czały one za­równo ren­tow­ność wiel­kiej wła­sno­ści, jak i liczbę re­kru­tów woj­sko­wych. Sys­tem po­li­cyjny, straż gra­niczna, żan­darmi i wój­to­wie nie ra­dzili so­bie z gru­pami ucie­ki­nie­rów z róż­nych za­bo­rów włó­czą­cych się po dro­gach Kró­le­stwa. Dru­gim po­wo­dem wpro­wa­dza­nia re­gu­la­cji była chęć wy­ko­rzy­sta­nia kon­fliktu kla­so­wego mię­dzy dwo­rem a wsią prze­ciwko spi­skom nie­pod­le­gło­ścio­wym. Urzęd­nicy mieli po­ka­zy­wać się chło­pom jako ich opie­ku­no­wie, so­jusz­nicy w walce prze­ciwko pań­skim nad­uży­ciom, zy­sku­jąc w ten spo­sób ich lo­jal­ność. Przez cały okres mię­dzy­po­wsta­niowy po­ja­wiały się nowe ukazy. Naj­waż­niej­szy z nich wy­dany przez cara Mi­ko­łaja I w roku 1846 za­ka­zy­wał bez­pod­staw­nych ru­gów wło­ścian z go­spo­darstw po­wy­żej trzech mórg gruntu, okre­ślał także do­kład­nie liczbę wy­ma­ga­nych dni pańsz­czyź­nia­nych w for­mie usta­le­nia tak zwa­nych ta­bel pre­sta­cyj­nych, zli­kwi­do­wał do­dat­kowe po­win­no­ści na­zy­wane dar­mo­chami i umoż­li­wił chło­pom skła­da­nie skarg nie na dro­dze są­do­wej, lecz ad­mi­ni­stra­cyj­nej, co wią­zało się ze zde­cy­do­wa­nym uła­twie­niem tej pro­ce­dury.

Skargi sam­so­now­scy wło­ścia­nie skła­dali na ręce wójta Su­li­mier­skiego. Była to zu­peł­nie wy­jąt­kowa sy­tu­acja na pol­skiej wsi, w któ­rej pra­wie za­wsze sam dzie­dzic pia­sto­wał funk­cję wójta. W gmi­nie Sam­so­nów mia­no­wany był on przez rząd gu­ber­nialny i z tego po­wodu cał­ko­wi­cie nie­za­leżny od dzier­żawcy wsi, czyli wy­działu gór­nic­twa. Ze względu na taki ‒ szczę­śliwy dla miesz­kań­ców ‒ stan rze­czy nie­mal nie ist­niały pro­blemy, ja­kie mo­gły się wią­zać gdzie in­dziej ze skła­da­niem skargi. Na­dal bo­wiem – mimo że był to pro­ce­der le­galny, a wręcz pro­pa­go­wany przez naj­wyż­sze wła­dze ‒ można było za pod­ję­cie się go tra­fić do wię­zie­nia. Dla­tego aby uwy­pu­klić waż­niej­sze aspekty tego zja­wi­ska, ana­li­zo­wać bę­dziemy skargi chłop­skie z ziemi kie­lec­kiej i ra­dom­skiej. Dzięki temu zy­skamy rów­nież moż­li­wość po­rów­na­nia sy­tu­acji na­szych bo­ha­te­rów z sy­tu­acją ich są­sia­dów.

Na te­re­nie eko­no­mii kie­lec­kiej w po­czątku lat 40. XIX wieku dzia­łał ‒ słynny w póź­niej­szej tra­dy­cji le­wi­co­wej ‒ ksiądz Piotr Ście­gienny, syn chłop­skiej ro­dziny z Bil­czy. Sfor­mu­ło­wał on pro­gram eman­cy­pa­cji ludu pol­skiego, który za­warł w ksią­żeczce List Ojca Świę­tego Grze­go­rza Pa­pieża do rol­ni­ków i rze­mieśl­ni­ków oraz w kilku in­nych tek­stach. Pi­sma księ­dza Ście­gien­nego in­spi­ro­wane były ide­ami so­cja­li­zmu uto­pij­nego oraz ro­man­ty­zmu, po­ja­wiał się w nich rów­nież po­stu­lat walki na­ro­do­wo­wy­zwo­leń­czej, choć ta ustę­po­wała przed rolą re­wolty spo­łecz­nej. Ście­gienny oso­bi­ście pro­pa­go­wał swój list wśród chło­pów i na­wo­ły­wał ich do roz­po­czę­cia walki po­wstań­czej. Próba ‒ mimo że nie­udana ‒ od­biła się sze­ro­kim echem w Kró­le­stwie, pi­sała o niej na­wet za­chod­nio­eu­ro­pej­ska prasa. Na tej pod­sta­wie ła­two do­strzec róż­nice mię­dzy ideą walki zbroj­nej, wy­kształ­coną na ze­wnątrz spo­łecz­no­ści chłop­skiej, a stra­te­gią oporu opartą na sys­te­mie praw­nym, z któ­rego po­wszech­nie ko­rzy­stali wło­ścia­nie.

* * *

De­cy­zja naj­wyż­szych władz Kró­le­stwa Pol­skiego o pod­ję­ciu się na dużą skalę roz­bu­dowy prze­my­słu gór­ni­czego dla władz lo­kal­nych i wło­ścian była pew­nym za­sko­cze­niem. W marcu 1818 roku Ko­mi­sja Rzą­dowa Spraw We­wnętrz­nych, któ­rej wtedy pod­le­gał wy­dział gór­nic­twa, na­wo­ły­wała ko­mi­sję ob­wodu ol­ku­skiego, by ta na­ka­zała chło­pom wstrzy­mać się od sa­mo­wol­nego za­ory­wa­nia grun­tów rzą­do­wych, które kie­dyś były te­re­nem eks­plo­ata­cji gór­ni­czej, „wy­roby i hałdy […] do­wod­nemi są śla­dami daw­nych ko­palń, które nowo usta­no­wione w kraju gór­nic­two z cza­sem pod­nieść bę­dzie mo­gło”. Urzęd­nicy ko­mi­sji ob­wodu ol­ku­skiego ‒ z nie­fra­so­bli­wo­ścią cha­rak­te­ry­styczną dla po­zba­wio­nej tra­dy­cji peł­nej sub­or­dy­na­cji biu­ro­kra­cji pol­skiej XIX wieku ‒ od­po­wie­dzieli, że wo­le­liby nie po­dej­mo­wać w tej chwili ta­kiego dzia­ła­nia, zboże bo­wiem zo­stało już za­siane i żal je mar­no­wać. Za­py­tali więc, czy z dzia­ła­niami ma­ją­cymi na celu „pod­nie­sie­nie gór­nic­twa” można się wstrzy­mać do je­sieni[5].

Na te­re­nach tych w daw­nych wie­kach roz­wi­jały się gór­nic­two i hut­nic­two. Eko­no­mia kie­lecka na­le­żała do bi­sku­pów kra­kow­skich, a mia­sto Kielce było dla nich cen­tralną sie­dzibą. W 1595 roku bi­skup Je­rzy Ra­dzi­wiłł po­zwo­lił, by jedna z kuź­nic w do­brach ka­pi­tuły we­szła pod za­rząd po­cho­dzą­cego ze Szko­cji Jana Sam­sona. W na­stęp­nych po­ko­le­niach jego na­zwi­sko ule­gło spo­lsz­cze­niu, zmie­nia­jąc się w Sam­so­no­wicz, a wieś, w któ­rej znaj­do­wała się ta kuź­nica, już na za­wsze przy­jęła na­zwę Sam­so­nów.

Za­kłady w do­brach bi­sku­pich, pra­cu­jące pod nad­zo­rem spe­cja­li­stów za­gra­nicz­nych, wy­ra­bia­jące głów­nie ma­te­riały zbro­je­niowe, funk­cjo­no­wały z róż­nym na­tę­że­niem przez cały okres Rzecz­po­spo­li­tej Obojga Na­ro­dów. Wiele z nich zo­stało znisz­czo­nych pod­czas wo­jen szwedz­kich. Z ko­lei w cza­sach rzą­dów tych bi­sku­pów, któ­rzy przy­wią­zy­wali wagę do roz­woju prze­my­słu, na­stę­po­wał po­nowny wzrost in­we­sty­cji. W 1778 roku bi­skup Ka­je­tan Soł­tyk za­ini­cjo­wał bu­dowę wiel­kiego pieca w Sam­so­no­wie, a wcze­śniej urzę­du­jący Kon­stanty Fe­li­cjan Sza­niaw­ski pod­jął de­cy­zję na­tury ad­mi­ni­stra­cyj­nej, wy­dzie­la­jąc z eko­no­mii kie­lec­kiej klucz sam­so­now­ski, a z czę­ści bo­dzen­tyń­skiej – su­che­dniow­ski. Gru­po­wały one wsie, które w pełni miały od­da­wać się pracy na rzecz gór­nic­twa[6].

Hi­sto­rycy, praw­do­po­dob­nie pod wpły­wem tez za­war­tych w mo­nu­men­tal­nej pracy Wi­tolda Kuli Szkice o ma­nu­fak­tu­rach, nie trak­tują zbyt po­waż­nie XVIII-wiecz­nych prób uprze­my­sło­wie­nia[7]. Za­rzą­dza­nie było wów­czas za­zwy­czaj zu­peł­nie nie­ra­cjo­nalne, czę­sto bo­wiem po­wo­dem za­ło­że­nia za­kładu pro­duk­cyj­nego nie była wcale chęć zy­sku. W książce tej przyj­rzymy się na­stęp­nej fali uprze­my­sło­wie­nia na zie­miach pol­skich, którą ce­chują więk­sza ka­pi­ta­li­styczna ra­cjo­nal­ność oraz zde­cy­do­wa­nie więk­szy roz­mach in­we­sty­cyjny.

De­cy­zją Sejmu Wiel­kiego z 27 lipca 1789 roku eko­no­mie bi­sku­pów kra­kow­skich zo­stały zna­cjo­na­li­zo­wane. W burz­li­wym ćwierć­wie­czu, które na­stą­piło póź­niej, ko­lejne wła­dze ad­mi­ni­stra­cyjne two­rzyły wła­sne plany za­go­spo­da­ro­wa­nia dóbr gór­ni­czych, żadna jed­nak nie pa­no­wała tak długo, by wcie­lić je w ży­cie. Do­piero gdy po­kój zo­stał na do­bre usta­no­wiony i stwo­rzono kon­sty­tu­cyjne Kró­le­stwo Pol­skie, można się było za­jąć roz­wo­jem go­spo­dar­czym. W lu­tym 1816 roku po­wo­łano dy­rek­cję główną gór­ni­czą z sie­dzibą w Kiel­cach. Do jej za­dań na­le­żało za­rzą­dza­nie ka­pi­ta­łem sta­łym i siłą ro­bo­czą, ba­da­nie krusz­ców i pla­no­wa­nie spo­so­bów po­więk­sza­nia zy­sków. Sto osiem­dzie­siąt dzie­więć wsi zgru­po­wa­nych w 13 eko­no­miach rzą­do­wych we­szło pod jej dzier­żawę. Wtedy po­wstał rów­nież Kor­pus Gór­ni­czy – for­muła or­ga­ni­za­cyjna wy­kwa­li­fi­ko­wa­nej siły ro­bo­czej, urzęd­ni­ków i ofi­cja­li­stów[8].

Na czele ad­mi­ni­stra­cji zaj­mu­ją­cej się gór­nic­twem sta­nął – jako dy­rek­tor wy­działu prze­my­słu i han­dlu – Sta­ni­sław Sta­szic. To z jego ini­cja­tywy zbu­do­wano nowe za­kłady Wiel­kiego Pieca w Sam­so­no­wie w la­tach 1818–1823. Na­zwano je „Jó­zef” na cześć na­miest­nika Kró­le­stwa Pol­skiego – ge­ne­rała Jó­zefa Za­jączka. Drugi za­kład bę­dący przed­mio­tem za­in­te­re­so­wa­nia tej książki – na­zwany na cześć króla i cara „Alek­san­der” – po­wstał w tym sa­mym cza­sie w Bia­ło­go­nie. Po­cząt­kowo funk­cjo­no­wał jako huta, a po dy­mi­sji Sta­szica książę Drucki-Lu­becki do­ko­nał prze­bu­dowy i prze­kształ­cił go w fa­brykę ma­szyn i na­rzę­dzi rol­ni­czych.

Za­kłady te były czę­ścią za­kro­jo­nego na sze­roką skalę eta­ty­stycz­nego pro­gramu in­we­sty­cyj­nego, który zgod­nie z pe­rio­dy­za­cją roz­woju go­spo­dar­czego ziem pol­skich sfor­mu­ło­waną przez Wi­tolda Kulę, sta­no­wił drugi „skok” ku uprze­my­sło­wie­niu. De­fi­nio­wany był on wła­śnie przez prze­wagę ini­cja­tywy pań­stwo­wej, która przez księ­cia Druc­kiego-Lu­bec­kiego tłu­ma­czona była w ten spo­sób: „Ta­kie nie­stety jest po­ło­że­nie wła­dzy w kraju nie­roz­wi­nię­tym jak nasz, że musi we wszyst­kim i na każ­dym polu brać ini­cja­tywę, po­nie­waż stan oświaty, nie­uf­ność i za­ko­rze­nione przy­zwy­cza­je­nia po­wstrzy­mują oby­wa­teli od wszel­kich no­wo­ści, które gdzie in­dziej można po­zo­sta­wić za­bie­gom osób pry­wat­nych, we wła­snym ich in­te­re­sie. […] Dałby Bóg, żeby ta rola rządu skoń­czyła się jak naj­ry­chlej: żeby tkwiąca w nim siła im­pulsu, wszystko wpra­wiw­szy w ruch, mo­gła wró­cić w gra­nice roz­waż­nego spo­koju”[9].

W cza­sach ad­mi­ni­stra­cji księ­cia Lu­bec­kiego roz­bu­do­wy­wano dwa działy prze­my­słu: włó­kien­nic­two w re­gio­nie łódz­kim oraz gór­nic­two i hut­nic­two. Prze­mysł ciężki roz­wi­jał się w dwóch okrę­gach – wschod­nim, na te­re­nie daw­nych dóbr bi­skup­stwa kra­kow­skiego w Sta­ro­pol­skim Okręgu Prze­my­sło­wym, oraz za­chod­nim, na te­re­nie daw­nego Księ­stwa Sie­wier­skiego, czyli re­gionu, który dzi­siaj na­zy­wamy Za­głę­biem Dą­brow­skim. In­we­sty­cje te kon­ty­nu­owano, gdy w roku 1832 za­rząd fa­bryk prze­szedł pod ku­ra­telę Banku Pol­skiego. Wznie­siono wów­czas naj­więk­szy za­kład tego czasu – Hutę Ban­kową w Dą­bro­wie Gór­ni­czej. Był to je­den z naj­no­wo­cze­śniej­szych tego typu obiek­tów w Eu­ro­pie, o ogrom­nym po­ten­cjale pro­duk­cyj­nym.

W ogól­nej oce­nie po­li­tyki eta­ty­stycz­nej pierw­szej po­łowy XIX wieku w hi­sto­rio­gra­fii prze­wa­żają oceny ne­ga­tywne – zna­mienny jest ty­tuł mo­no­gra­fii Je­rzego Je­dlic­kiego po­świę­co­nej temu za­gad­nie­niu – Nie­udana próba ka­pi­ta­li­stycz­nej in­du­stria­li­za­cji. Z ko­lei Wi­told Kula okre­śla za­kłady okręgu wschod­niego jako ska­zane na śmierć w chwili in­we­sty­cji[10]. Taka ocena nie może bu­dzić głęb­szych za­strze­żeń. Klę­ska zde­ter­mi­no­wana była przez wa­runki na­tu­ralne – ni­ski pro­cent me­talu w tam­tej­szej ru­dzie oraz brak złóż wę­gla ka­mien­nego. Trudno było mó­wić także o ko­rzyst­nej in­fra­struk­tu­rze. Kry­tyczna opi­nia do­ty­czy rów­nież za­kła­dów okręgu za­chod­niego, mimo że te po­sia­dały o wiele do­god­niej­sze wa­runki do roz­woju i roz­wi­jały się da­lej po za­nie­cha­niu pań­stwo­wej po­li­tyki eta­ty­stycz­nej. Je­rzy Je­dlicki po­twier­dza tę ocenę, udo­wad­nia­jąc, że udany skok prze­my­słu w Za­głę­biu Dą­brow­skim dru­giej po­łowy XIX wieku tylko po­zor­nie sta­no­wił cią­głość z wcze­śniej­szymi in­we­sty­cjami, bo­wiem ka­pi­tał pry­watny wcho­dzący w po­sia­da­nie sta­rych przed­się­biorstw pań­stwo­wych, cho­ciażby Bank Fran­cu­sko-Wło­ski przej­mu­jący Hutę Ban­kową, był bu­do­wany od pod­staw przez nowe za­kłady[11]. Pełną więc klę­skę prze­my­słu cięż­kiego tłu­ma­czyć można – zgod­nie z mo­de­lem wy­pra­co­wa­nym przez Wi­tolda Kulę – ko­eg­zy­sten­cją asyn­chro­ni­zmów.

Ter­min ten ozna­cza, że we­wnątrz jed­nego or­ga­ni­zmu go­spo­dar­czego współ­ist­nieją formy przy­na­leżne do róż­nych eta­pów kla­sycz­nego roz­woju eko­no­micz­nego. Był to fe­no­men cha­rak­te­ry­styczny dla pe­ry­fe­rii, w kra­jach cen­trum nowe formy or­ga­ni­za­cji pro­duk­cji za­stę­po­wały stare. W kla­sycz­nych w tym wy­padku dzie­jach An­glii mo­żemy wy­róż­nić na­stę­pu­jące etapy: rze­mieśl­ni­czy, ma­nu­fak­tu­rowy, wiel­ko­prze­my­słowy. W Pol­sce funk­cjo­no­wały one obok sie­bie, nowe wręcz prze­dłu­żały ist­nie­nie sta­rych. Huta Ban­kowa pro­du­ko­wała wspól­nie z wal­co­wi­nami, na­pę­dza­nymi za po­mocą mły­nów wod­nych, a swe to­wary trans­por­to­wała na chłop­skich fur­man­kach. W prze­my­śle włó­kien­ni­czym było po­dob­nie: Fa­bryka Ży­rar­dów nie przy­czy­niła się do li­kwi­da­cji drob­nych warsz­ta­tów ma­nu­fak­tu­ro­wych i cha­łup­ni­czych, ale za­mie­niła je w swoje fi­lie, zwięk­sza­jąc dzięki temu pro­duk­cję bez ko­niecz­no­ści do­dat­ko­wych in­we­sty­cji[12]. Ten sam pro­ces można było za­ob­ser­wo­wać pod­czas ko­lej­nych eta­pów pro­duk­cji w Sam­so­no­wie i Bia­ło­go­nie.

Pod­jęta próba uprze­my­sło­wie­nia po­zo­stała w ra­mach ustroju feu­dal­nego, co we­dług Je­rzego Je­dlic­kiego było jed­nym z pod­sta­wo­wych po­wo­dów jej nie­po­wo­dze­nia. Baza prze­my­słu, jak pi­sze au­tor, była nie­pro­por­cjo­nal­nie wielka w sto­sunku do po­pytu ryn­ko­wego na środki pro­duk­cji wy­twa­rzane w kom­bi­na­tach gór­ni­czo-hut­ni­czych. Ma­szyny włó­kien­ni­cze były spro­wa­dzane z za­gra­nicy, tak samo jak stal słu­żąca do bu­dowy ko­lei. Ar­mia, w in­nych kra­jach za­opa­tru­jąca się sze­roko w pro­dukty prze­my­słu cięż­kiego, ko­rzy­stała nie­mal wy­łącz­nie z fa­bryk ro­syj­skich. Osta­tecz­nie nie po­mo­gło na­wet rol­nic­two bę­dące pod­stawą kra­jo­wej go­spo­darki. Wielcy wła­ści­ciele ziem­scy, któ­rzy ‒ jak li­czono‒ mo­gliby ku­pić ma­szyny rol­ni­cze, nie uno­wo­cze­śniali swo­ich go­spo­darstw, siła ro­bo­cza była bo­wiem tak ta­nia (czy wręcz dar­mowa), że nie opła­cało się jej za­stę­po­wać. Zo­sta­wały więc tylko czę­ści dla go­rzelni i cu­krowni. Nie tylko sam pro­ces pro­duk­cji, lecz także cha­rak­ter ca­ło­ści sys­temu go­spo­dar­czego Kró­le­stwa można uznać za­tem z punktu wi­dze­nia no­wo­cze­snych ka­te­go­rii za pa­ra­dok­salny.

Ob­ser­wa­cje sko­ko­wych prób uprze­my­sło­wie­nia ziem pol­skich od epoki sta­ni­sła­wow­skiej do końca XIX wieku i rów­no­le­głe pro­cesy we­wnątrz sys­temu feu­dal­nego wy­ka­zały, że ko­eg­zy­sten­cję asyn­chro­ni­zmów na­leży uznać za ce­chę de­fi­niu­jącą dla układu go­spo­dar­czego w tym okre­sie. Anna So­snow­ska, ba­daczka hi­sto­rio­gra­fii go­spo­dar­czej i so­cjo­lo­gii hi­sto­rycz­nej cza­sów PRL, na­zywa per­spek­tywę, jaką przyj­muje Wi­told Kula, mo­de­lem roz­woju hy­bry­dal­nego[13]. Jak pi­sze, okre­śle­nie „hy­bryda” po­wstało w na­ukach spo­łecz­nych pod wpły­wem kry­tyki kon­cep­cji no­wo­cze­sno­ści, nie­ade­kwat­nej do opisu rze­czy­wi­sto­ści hi­sto­rycz­nej. „Jako hy­brydę – prze­mie­sza­nie ele­men­tów skla­sy­fi­ko­wa­nych, a na­le­żą­cych do róż­nych po­rząd­ków – opi­suje się roz­ma­ite zja­wi­ska spo­łeczne, de­kon­stru­ując w ten spo­sób pa­ra­dyg­mat no­wo­cze­snej teo­rii spo­łecz­nej […] W po­dobny spo­sób i z po­dobną in­ten­cją teo­re­tyczną, ale tylko wo­bec kra­jów trze­ciego świata, sto­so­wano ter­min go­spo­darka mie­szana […] Okre­śle­nie „Hy­bryda” wy­dało mi się od­po­wied­nie do opi­sy­wa­nia przez Kulę kra­jów za­co­fa­nych w ka­te­go­riach pa­ra­dok­sów, prze­mie­sza­nia ele­men­tów z róż­nych epok”.

Za­sto­so­wa­nie mo­delu roz­woju hy­bry­dal­nego oka­zuje się bar­dzo owocne nie tylko w dzie­dzi­nie prze­my­słu. Inny uczeń Wi­tolda Kuli, Ja­cek Ko­cha­no­wicz, ana­li­zuje ten­den­cje w rol­nic­twie w pierw­szej po­ło­wie XIX wieku, które do­sko­nale wpi­sują się w sche­mat ko­eg­zy­sten­cji asyn­chro­ni­zmów. Przede wszyst­kim na­dal pa­no­wał wów­czas ustrój pańsz­czyź­niany i po­dział na go­spo­darkę chłop­ską oraz fol­warczną. W go­spo­dar­stwie chłop­skim pod­sta­wową siłę ro­bo­czą sta­no­wiła ro­dzina, która pro­du­ko­wała wy­łącz­nie na włas­ny uży­tek, trudno więc roz­pa­try­wać ją w ka­te­go­riach peł­nego gra­cza na rynku. Od końca XVIII wieku jed­nak, ze względu na roz­wój de­mo­gra­ficzny lud­no­ści i idący za nim pro­ces roz­dro­bie­nia, chłop­skie osady prze­stały mieć wiel­kość wy­star­cza­jącą do za­spo­ko­je­nia kon­sump­cji i re­pro­duk­cji. Chłopi mu­sieli szu­kać źró­deł do­dat­ko­wych za­rob­ków. We­szli więc w ob­ręb go­spo­darki pie­nięż­nej, na co wpływ miało także po­ja­wie­nie się po­dat­ków, które stale wzra­stały. Funk­cjo­no­wali oni na­dal w tra­dy­cyj­nych spo­łecz­no­ściach lo­kal­nych: gmi­nach, gro­ma­dach, lecz blo­ko­wano im do­stęp do dóbr wspól­nych, la­sów i pa­stwisk, z któ­rych mo­gliby czer­pać ko­rzy­ści. In­ter­wen­cja pań­stwa w ży­cie wsi, oprócz po­dat­ków, po­ja­wiała się rów­nież pod po­sta­cią po­boru do woj­ska. Wszyst­kie te zja­wi­ska ude­rzały w spo­łe­czeń­stwo chłop­skie, które zgod­nie z lo­giką ka­pi­ta­li­zmu już przed uwłasz­cze­niem wpa­dło w spi­ralę za­dłu­że­nia, czego kon­se­kwen­cją było po­wsta­nie nie­zna­nej wcze­śniej grupy wło­ścian bez ziemi, która pod ko­niec epoki mię­dzy­pow­sta­nio­wej wzro­sła do 40 pro­cent ogółu lud­no­ści[14].

* * *

W książce tej za­sto­so­wano mo­del roz­woju hy­bry­dal­nego Wi­tolda Kuli w ba­da­niu mi­kro­hi­sto­rycz­nym. Ową per­spek­tywę można by okre­ślić jako me­todę ja­ko­ściową so­cjo­lo­gii hi­sto­rycz­nej. Mo­de­lem na­zy­wamy, za de­fi­ni­cją przy­wo­łaną przez Annę So­snow­ską, in­te­lek­tu­al­nym kon­struk­tem uprasz­cza­ją­cym rze­czy­wi­stość, żeby wska­zać na to, co po­wta­rzalne, stałe i ty­powe[15]. Bę­dziemy więc we­ry­fi­ko­wać, w jaki spo­sób abs­trak­cyjne ten­den­cje uwy­dat­niają się na naj­niż­szym po­zio­mie, w do­świad­cze­niach miesz­kań­ców kilku wsi. Spraw­dzimy, czy można w ich ży­ciu do­strzec ko­eg­zy­sten­cję asyn­chro­ni­zmów i pa­ra­doksy sko­ków in­du­stria­li­za­cyj­nych.

Mi­kro­hi­sto­ria ro­dzi się ze sprze­ciwu wo­bec tezy gło­szą­cej, że lu­dzie zwy­kli, pod­po­rząd­ko­wani woli władz pań­stwo­wych i elit, mogą funk­cjo­no­wać w na­ukach hi­sto­rycz­nych wy­łącz­nie pod po­sta­cią sta­ty­styk uzy­ska­nych za po­mocą ba­dań ilo­ścio­wych. Twier­dzić bę­dziemy, że wręcz prze­ciw­nie – mo­żemy pi­sać prace nar­ra­cyjne o dzie­jach pod­da­nych, które do tej pory za­re­zer­wo­wane były dla lo­sów wiel­kich lu­dzi. Mi­kro­hi­sto­ria tłu­ma­czy nam, dla­czego zba­da­nie dzie­jów jed­nej wsi, czy na­wet po­je­dyn­czego czło­wieka, może być istotne[16].

Sta­ra­jąc się od­na­leźć do­świad­cze­nie ży­ciowe grup pod­po­rząd­ko­wa­nych, mu­simy zmie­rzyć się z pod­sta­wo­wym pro­ble­mem, a mia­no­wi­cie z nie­wielką liczbą źró­deł, jaką po so­bie po­zo­sta­wiają. Ich ży­cie, jak wy­ra­ził się wy­bitny mi­kro­hi­sto­ryk Carlo Gin­zburg, „nie przy­nosi im naj­mniej­szego roz­głosu”. Mu­simy więc ko­rzy­stać skru­pu­lat­nie z nada­rza­ją­cych się szans, ja­kie do­star­czają nam ar­chiwa. W na­szym przy­padku taką szansą oka­zał się przy­jazd do gminy Sam­so­nów ko­mi­sji ase­sora Ne­sto­ro­wi­cza i po­wsta­nie akt jego śledz­twa.

W przed­sta­wia­niu sy­tu­acji ży­cio­wej i lo­sów po­je­dyn­czego czło­wieka czy spo­łecz­no­ści ce­lem jest w pew­nej mie­rze uka­za­nie do­świad­cze­nia ca­łej grupy spo­łecz­nej, do któ­rej przy­na­leżą bo­ha­te­ro­wie pracy, i wszyst­kich lu­dzi pod­da­nych tym sa­mym pro­ce­som hi­sto­rycz­nym. Pierw­sza myśl by­łaby taka, by szu­kać osoby jak naj­bar­dziej prze­cięt­nej z naj­bar­dziej ty­po­wej wio­ski. Szybko jed­nak okaże się, że jest to za­da­nie nie­moż­liwe, bo­wiem ludz­kie do­świad­cze­nie, po­dob­nie jak pro­fil każ­dej miej­sco­wo­ści, jest zu­peł­nie nie­po­wta­rzalne, po­dob­nie jak ludzka twarz różni się od każ­dej in­nej na świe­cie. Po głęb­szej re­flek­sji więc owo po­szu­ki­wa­nie prze­cięt­no­ści wyda się nie tylko nie­moż­liwe, lecz także nie­po­trzebne. Wsie gór­ni­cze Kie­lec­czy­zny pod wie­loma wzglę­dami są zu­peł­nie wy­jąt­kowe.

A jed­nak wła­śnie to miej­sce wy­bra­li­śmy za cen­tralny punkt na­szych ba­dań i na pod­sta­wie do­świad­cze­nia tych wsi ro­ścimy so­bie prawo do po­wie­dze­nia cze­goś o ogól­nym pa­ra­dyg­ma­cie pracy pańsz­czyź­nia­nej czy o wcho­dze­niu w no­wo­cze­sność na pe­ry­fe­riach. Wy­jąt­ko­wość wsi gór­ni­czych ma swoje gra­nice, w końcu nie funk­cjo­nują one poza resztą świata. Ich miesz­kańcy pod­dani są po­dob­nym ży­wio­łom co inne wsie Kró­le­stwa Pol­skiego czy ca­łej pańsz­czyź­nia­nej Eu­ropy. Cier­pią z głodu i cho­rób, wy­twa­rzają me­cha­ni­zmy oporu prze­ciwko opre­syj­nemu sys­te­mowi pracy, pa­dają ofiarą kar wy­mie­rza­nych ba­tem – po­do­bień­stwa ży­cia można wy­li­czać bez końca. Moż­li­wość re­ak­cji wśród lu­dzi de­ter­mi­no­wa­nych przez tę samą kul­turę, ję­zyk czy sys­tem spo­łeczny jest ogra­ni­czona. Nie jest re­alne, by za­działo się coś, co po­cho­dzi zu­peł­nie z in­nego po­rządku. Przy­kła­dem może być dzia­łal­ność księ­dza Ście­gien­nego, który chciał za­szcze­pić we wło­ścia­nach ideę zbroj­nego po­wsta­nia czy re­wolty, cze­goś zu­peł­nie nie­zgod­nego z ich men­tal­no­ścią i co­dzien­nym dzia­ła­niem. Dzia­łal­ność Ście­gien­nego była więc ska­zana od po­czątku na po­rażkę.

Przed­się­wzię­cia mi­kro­hi­sto­rycz­nego nie można pod­jąć się bez wie­dzy na te­mat reszty świata, jaki funk­cjo­no­wał wo­kół wy­bra­nych bo­ha­te­rów. Bę­dziemy stale po­rów­ny­wać wło­ścian gór­ni­czych z ich są­sia­dami i od­wo­ły­wać się do ist­nie­ją­cej hi­sto­rio­gra­fii. Stale bę­dziemy się spraw­dzać i kon­tro­lo­wać. Je­śli na­to­miast wej­dziemy na te­ren zu­peł­nie nie­zba­dany, przy­znamy to uczci­wie, na­wet je­śli po­zwo­limy so­bie na kilka nie­zo­bo­wią­zu­ją­cych hi­po­tez. Zda­rzać się to bę­dzie czę­sto, bio­rąc pod uwagę do­tych­cza­sowe nie­wiel­kie za­in­te­re­so­wa­nie hi­sto­rią grup pod­po­rząd­ko­wa­nych w Pol­sce. Szcze­gól­nie do­ty­czyć to bę­dzie ta­kich pro­ble­mów jak zba­da­nie wy­jąt­ko­wo­ści do­świad­cze­nia ko­bie­cego, hi­sto­rii kar cie­le­snych czy pew­nych aspek­tów ko­mu­ni­ko­wa­nia spo­łecz­nego oporu. Ko­niecz­ność ogra­ni­cza­nia się po­wo­duje u au­tora wielki żal, bo­wiem te za­gad­nie­nia na­leżą do naj­cie­kaw­szych.

Me­toda mi­kro­hi­sto­ryczna wy­maga stwo­rze­nia to­po­gra­ficz­nego opisu ba­da­nego ob­szaru i za­kre­śle­nia jego gra­nic. Ana­li­zo­wana pro­ble­ma­tyka zy­skuje dzięki temu ro­dzaj kon­kret­nego pod­łoża, na któ­rym się od­bywa. Za­da­nie to nie jest oczy­wi­ste, bo­wiem nie ba­damy spo­łecz­no­ści za­mknię­tej w gra­ni­cach jed­nej wsi. Bo­ha­te­ro­wie tej pracy ‒ za­równo ro­bot­nicy, jak i chłopi – czę­sto po­dró­żują do miejsc poza gra­ni­cami swo­jej gminy. Za­da­nie na­tury geo­gra­fii spo­łecz­nej, które przed nami stoi, po­lega na re­kon­struk­cji świata, eks­po­nu­jąc taki sens po­szcze­gól­nych prze­strzeni, jaki de­ter­mi­nuje zwią­zane z nim do­świad­cze­nie miesz­kań­ców wsi gór­ni­czych.

Miesz­kańcy wsi gór­ni­czych żyli na ob­sza­rze zwa­nym Sta­ro­pol­skim Okrę­giem Prze­my­sło­wym, znaj­du­ją­cym się w wi­dłach rzek Wi­sły i Pi­licy. Ich po­wsta­nie nie­ro­ze­rwal­nie wią­zało się z na­tu­ral­nymi bo­gac­twami Gór Świę­to­krzy­skich, przede wszyst­kim licz­nego wy­stę­po­wa­nia mi­ne­ra­łów. Sta­szic pi­sał: „Cały ten kra­jec ziemi od Pi­licy aż po góry kie­lec­kie wszerz i wzdłuż wszę­dzie za­wa­lony jest rudą że­laza. Rudy że­la­zne po­wszech­nie im głęb­sze, tym bo­gat­sze. W głę­biach więk­szych leżą ła­wi­cami, po gór­ni­czemu ob­la­zgiem. W głę­bi­nach mniej­szych znaj­dują się ży­łami, gniaz­dami albo też bu­łami”[17]. Ła­twość eks­plo­ata­cji mi­ne­ra­łów, wy­ni­ka­jąca z wy­stę­po­wa­nia ich tuż pod po­wierzch­nią gruntu (aby ze­brać rudę że­laza, cza­sami wy­star­czyło schy­lić się i pod­nieść ją z ziemi), spo­wo­do­wała, że hi­sto­ria prze­topu me­tali sięga tu cza­sów pre­hi­sto­rycz­nych. Kra­jo­braz Kie­lec­czy­zny usiany jest do­łami, z któ­rych nie­gdyś wy­ko­py­wano rudę. W XIX wieku bu­do­wano tam już pod­ziemne szyby ko­palne. Prócz naj­waż­niej­szego mi­ne­rału – że­laza – wy­do­by­wano rów­nież inne me­tale: w Mie­dzia­nej Gó­rze na te­re­nie eko­no­mii kie­lec­kiej funk­cjo­no­wała ko­pal­nia mie­dzi i sre­bra, a w oko­li­cach Chę­cin eks­plo­ato­wano złoża oło­wiu[18].

Dru­gim, po mi­ne­ra­łach, na­tu­ral­nym bo­gac­twem re­gionu umoż­li­wia­ją­cym roz­wój prze­my­słu były lasy, bę­dące czę­ścią ogrom­nej Pusz­czy Świę­to­krzy­skiej. Jesz­cze pod ko­niec XIX wieku były to naj­bar­dziej za­le­sione te­reny Kró­le­stwa Pol­skiego. W gmi­nie kie­lec­kiej i sam­so­now­skiej pier­wot­nie ro­sły głów­nie jo­dły i buki, choć wy­stę­po­wały rów­nież inne ro­dzaje drzew: so­sny, to­pole, brzozy i oczy­wi­ście dęby. W Za­gnań­sku na te­re­nie gminy Sam­so­nów ro­śnie naj­star­sze i naj­bar­dziej znane drzewo w Pol­sce – dąb Bar­tek. Lasy nie tylko do­star­czały bu­dulca, lecz także słu­żyły przede wszyst­kim jako źró­dło po­zy­ski­wa­nia ener­gii: z drewna tle­niono wę­giel, któ­rego uży­wano do prze­topu rudy. Wę­giel drzewny jest znacz­nie mniej wy­dajny od ka­mien­nego, co wią­zało się z ko­niecz­no­ścią za­trud­nie­nia se­tek ro­dzin wło­ściań­skich do ma­so­wej wy­cinki drzew Pusz­czy Świę­to­krzy­skiej.

Ko­lej­nym źró­dłem ener­gii do­star­cza­nym przez na­turę były rzeki. Choć część za­kła­dów za­opa­trzyła się w ma­szyny pa­rowe, dużo czę­ściej spo­tkać można było w fa­bry­kach młyny wodne, nie­raz im­po­nu­ją­cych roz­mia­rów. Sam­so­nów i Bia­ło­gon ko­rzy­stały z nurtu Bo­brzy. Rzeka ta ma 49 ki­lo­me­trów dłu­go­ści (jej źró­dło znaj­duje się w la­sach pod Za­gnań­skiem), prze­pływa przez więk­szość wsi gór­ni­czych w oko­li­cach Kielc, a w końcu pod mia­stem Chę­ciny wpada do Czar­nej Nidy. Rzeką – za­si­la­jącą naj­wię­cej za­kła­dów Sta­ro­pol­skiego Okręgu Prze­my­sło­wego – była Ka­mienna. Nad nią lub nad jej do­pły­wami znaj­do­wały się fa­bryki w Su­che­dnio­wie, Skar­ży­sku-Ka­mien­nej, Par­szo­wie, Wą­chocku, Sta­ra­cho­wi­cach i Ostrowcu Świę­to­krzy­skim. Bo­brza i Ka­mienna, wart­kie gór­skie rzeki o du­żym spadku, nada­wały się świet­nie do bu­dowy na nich mły­nów, jed­nak ze względu na dużą liczbę prze­ło­mów nie były spławne. Wła­dze miały ure­gu­lo­wa­nie rzek świę­to­krzy­skich w pla­nach, lecz w więk­szo­ści nie udało się wpro­wa­dzić ich w ży­cie. W re­gio­nie pły­nęły dwie spławne rzeki – Wi­sła i Pi­lica – a le­żące nad nimi mia­sta Kra­ków i San­do­mierz po­zo­sta­wały w XIX wieku cen­trami skupu pło­dów rol­nych i le­śnych, wy­wo­żo­nych na­stęp­nie do Prus.

Prze­mysł, który po­wstał w ta­kim śro­do­wi­sku na­tu­ral­nym, two­rzył skom­pli­ko­waną sieć warsz­ta­tów i za­kła­dów róż­nego ro­dzaju, do­star­cza­ją­cych pół­pro­dukty i su­rowce dla cen­tral­nych punk­tów pro­duk­cyj­nych – w tym przy­padku dla huty „Jó­zef” i fa­bryki „Alek­san­der”. Prze­śle­dzić można pro­ces pro­duk­cji: rudę że­laza zbie­rano w ko­palni, a na­stęp­nie trans­por­to­wano do za­kła­dów wiel­kiego pieca, gdzie z wy­ko­rzy­sta­niem ener­gii wę­gla drzew­nego, wcze­śniej tle­nio­nego z wy­rą­ba­nego drzewa, była prze­ta­piana na czy­sty me­tal. Ma­szyny we­wnątrz za­kła­dów po­ru­szały się za po­mocą koła wod­nego i ma­szyny pa­ro­wej. W sam­so­now­skiej gi­serni two­rzyło się od­lewy, które na­stęp­nie chłop­ska fur­manka wio­zła do Bia­ło­gonu. W tam­tej­szej wal­cowni nada­wało się im od­po­wied­nie kształty, pro­du­ku­jąc po­szcze­gólne ele­menty, z któ­rych można było już bez­po­śred­nio zło­żyć ma­szynę rol­ni­czą.

Dys­po­nu­jąc szki­cem pro­cesu pro­duk­cyj­nego, można bez więk­szego trudu wy­li­czyć po­zo­stałe za­kłady, ja­kie two­rzyły sieć pro­duk­cji prze­my­sło­wej. Rudę wy­do­by­wało się w ko­pal­niach, które dzia­łały mię­dzy in­nymi w Sza­ła­sie i Mie­dzia­nej Gó­rze, ale do huty „Jó­zef” naj­czę­ściej była ona do­star­czana z ko­palni „Jan” w Dziad­kach. Kie­row­nik pracy w ko­palni no­sił ty­tuł nad­szty­gara. Gór­nicy mieli obo­wią­zek za­kupu wła­snego mun­duru, który był czę­sto ich naj­lep­szym ubra­niem, no­sili go więc co­dzien­nie, na­wet po odej­ściu z ko­palni. Miesz­kań­ców wsi gór­ni­czych można było więc ła­two po­znać po tym, że orzą pole w gra­na­to­wych mun­du­rach[19].

W la­sach po­roz­sie­wane były z ko­lei po­ręby, czyli miej­sca wy­cinki drzew. Drewno trans­por­to­wano do warsz­ta­tów, w przy­padku gdy miało słu­żyć jako bu­du­lec, a je­śli prze­zna­czone było na wę­giel do mie­le­rza, czyli skon­stru­owa­nego do tego celu pieca ob­słu­gi­wa­nego przez ro­bot­ni­ków, któ­rych na Kie­lec­czyź­nie na­zywa się ku­rza­czami.

Su­rówka wiel­ko­pie­cowa oczysz­czana była ze zbęd­nych do­mie­szek i prze­ra­biana na stal we fry­szer­kach. Był to pry­mi­tywny i mniej­szy za­kład me­ta­lur­giczny, na­pę­dzany ko­łem wod­nym. Na te­re­nie gminy sam­so­now­skiej znaj­do­wało się kilka fry­sze­rek.

Ko­mor­ni­ków i re­kru­tów kor­pusu gór­ni­czego przy­dzie­lano do pracy w głów­nym za­kła­dzie, ko­palni, po­rę­bie lub przy fry­szer­kach, na­to­miast go­spo­da­rze od­ra­biali pańsz­czy­znę, trans­por­tu­jąc to­wary po­mię­dzy ko­lej­nymi punk­tami pro­duk­cji. Drogi były za­tem nie tylko miej­scem pracy, lecz także wielu in­nego ro­dzaju wy­da­rzeń, roz­bo­jów, po­ża­rów. Od po­czątku lat 20. do po­wsta­nia stycz­nio­wego trwały prace nad utwar­dze­niem bie­gną­cego przez Su­ched­niów, a na­stęp­nie gminę Sam­so­nów, go­ścińca mię­dzy Ra­do­miem a Kiel­cami. W prze­ci­wień­stwie do głów­nego traktu gu­berni le­śne drogi do po­ręb czy fry­sze­rek były bar­dzo za­nie­dbane i w złą po­godę sta­wały się nie­prze­jezdne.

Wo­ziło się to­wary nie tylko we­wnątrz jed­nej gminy, lecz także dużo da­lej. Po­łowa stali wy­two­rzo­nej w Sam­so­no­wie tra­fiała do fa­bryki w Bia­ło­go­nie. Chłopi eko­no­mii kie­lec­kiej wo­zili pro­dukty z fa­bryki „Alek­san­der” do in­nych za­kła­dów, na przy­kład do kuź­nicy w Sielpi nad Czarną Ko­necką. Oprócz ru­chu pro­duk­tów od­by­wała się też czę­sta ro­ta­cja pra­cow­ni­ków. Ro­bot­ni­ków prze­no­szono z jed­nego za­kładu do dru­giego, po­mię­dzy hutą „Jó­zef”, fa­bryką „Alek­san­der” a za­kła­dami w Sta­ra­cho­wi­cach, Par­szo­wie czy któ­rymś z po­zo­sta­łych ulo­ko­wa­nych nad Ka­mienną. Brak miejsc pracy w jed­nej gmi­nie spra­wiał, że wy­rob­nicy z ro­dzi­nami mi­gro­wali po ca­łym okręgu wschod­nim, a praw­do­po­dob­nie i da­lej – do Bę­dzina, Dą­browy czy Ol­ku­sza.

Wy­cho­dząc poza to­po­gra­ficzną sieć pro­cesu pro­duk­cyj­nego, na­leży za­uwa­żyć, jak istotne, wie­lo­wy­mia­rowe zna­cze­nie miały dla miesz­kań­ców wsi gór­ni­czych Kielce. Mia­sto bi­sku­pów kra­kow­skich samo nie dys­po­no­wało żad­nym prze­my­słem. We wrze­śniu 1840 roku urząd mu­ni­cy­palny na­pi­sał do rządu gu­ber­nial­nego, że „ma za­szczyt ni­niej­szym za­ra­por­to­wać, iż w mie­ście Kiel­cach nie wy­ra­biają się żadne to­wary”[20]. Ist­niało tam oczy­wi­ście rze­mio­sło mniej­szego ka­li­bru, wiemy na przy­kład, że Win­centy Nie­bu­dek, je­den z prze­słu­chi­wa­nych w kwe­stii kon­sump­cji zde­chłych koni, pra­co­wał jako wy­rob­nik w Kiel­cach w warsz­ta­tach kra­wiec­kim i ko­ło­dziej­skim.

Kielce nie były co prawda waż­nym ośrod­kiem prze­my­sło­wym, ale sta­no­wiły ważne cen­trum ad­mi­ni­stra­cyjne. Do roku 1844 peł­niły funk­cję sto­licy wo­je­wódz­twa, na­stęp­nie zaś gu­berni. Wło­ścia­nie czę­sto mu­sieli jeź­dzić tam za­tem w spra­wach urzę­do­wych, do kan­ce­la­rii wójta eko­no­mii kie­lec­kiej, a także do sądu pierw­szej i dru­giej in­stan­cji. Mno­gość roz­ma­itych in­sty­tu­cji pań­stwo­wych wpły­wała na dużą li­czeb­ność urzęd­ni­ków w mie­ście, z któ­rych wielu, szcze­gól­nie na niż­szych i śred­nich sta­no­wi­skach, sprzy­jało wło­ścia­nom. Mo­gli oni po­móc w na­pi­sa­niu skargi i pod­po­wie­dzieć, gdzie ją skie­ro­wać. Miesz­kańcy oko­lic mia­sta cie­szyli się więc względną ła­two­ścią skła­da­nia za­ża­leń.

Co­ty­go­dniowe jar­marki w Kiel­cach sta­no­wiły naj­waż­niej­szy punkt han­dlu w oko­licy. Wło­ścia­nie wy­prze­da­wali tam swój in­wen­tarz, gdy bra­ko­wało im pie­nię­dzy na po­datki i inne opłaty, lub ku­po­wali nowy, kiedy udało im się za­ro­bić albo do­stać po­życzkę. Także gór­nic­two wy­sy­łało fur­ma­nów na jar­mark w celu za­kupu nie­któ­rych pro­duk­tów. Było to miej­sce, w któ­rym nie tylko za­wie­rano trans­ak­cje han­dlowe, lecz także pito al­ko­hol i ba­wiono się – za­bawy cza­sami prze­ra­dzały się jed­nak w bi­ja­tykę. W nie­któ­rych do­ku­men­tach jar­mark ten opi­sy­wany jest jako miej­sce nie­uczciwe, w któ­rym cho­ciażby księża ka­to­liccy nie po­winni by­wać.

Naj­da­lej wy­su­nię­tymi na pół­noc i po­łu­dnie punk­tami na ma­pie, ja­kie po­ja­wiały się w ze­zna­niach miesz­kań­ców wsi gór­ni­czych, były dwa mia­steczka – Szy­dło­wiec i Chę­ciny. Oby­dwa były mia­stami rzą­do­wymi, w związku czym za­miesz­ki­wała je głów­nie lud­ność ży­dow­ska. Ży­dzi z Chę­cin i Szy­dłowca byli ak­tyw­niejsi go­spo­dar­czo od chrze­ści­jań­skich miesz­czan z Kielc. Wy­miana han­dlowo-usłu­gowa od­by­wała się na róż­nych po­zio­mach. Elita spo­łecz­no­ści ży­dow­skiej, ma­jąca kon­takty wśród wy­soko po­sta­wio­nych urzęd­ni­ków, zdo­by­wała umowy na do­star­cza­nie gór­ni­kom roz­ma­itych pro­duk­tów. Ży­dow­scy „en­tre­pre­ne­rzy” pro­wa­dzili naj­czę­ściej za­kłady prze­my­słu lek­kiego. Iza­jasz Wer­theim z Szy­dłowca był wła­ści­cie­lem ma­nu­fak­tur włó­kien­ni­czych i szył mun­dury gór­ni­cze.

Roz­dział I

Ekologia świętokrzyska

Sytuacja rolnictwa

Ziemniaki

Zwierzęta

Głód

Opieka społeczna

Miejsce zamieszkania

Pożary

Epidemie

Medycyna zinstytucjonalizowana

Roz­dział II

Organizacja pracy

Pańszczyzna

Zaleganie i mitrężenie

Odmowa odrobku

Korpus Górniczy

Formy oporu w codziennej pracy

Praca kobiet

Roz­dział III

Nadzór i metody dyscyplinowania

Spontaniczne kary cielesne

Kary cielesne zarządzone

Egzekucje kozackie

Eksmisje

Roz­dział IV

Formy kolektywnego oporu

Gromada

Sołtysi

Skargi chłopskie

Cele i postulaty

Ksiądz Ściegienny

Notatki na zakończenie

Bibliografia

Źró­dła

I. Ar­chi­wa­lia

Ar­chwium Pań­stwowe w Kiel­cach – APK

Rząd Gu­ber­nialny Ra­dom­ski – RGR – nr ze­społu 1

Kie­lecka Fa­bryka Pomp „Bia­ło­gon” w Bia­ło­go­nie – nr ze­społu 266

Na­czel­nik Po­wiatu Kie­lec­kiego – nr ze­społu 4

II. Źró­dła wy­dane

Wy­bór tek­stów źró­dło­wych do hi­sto­rii kształ­to­wa­nia się klasy ro­bot­ni­czej na zie­miach pol­skich w XIX wieku, red. N. Gą­sio­row­ska, Wro­cław 1958.

Ma­te­riały do dzie­jów uwłasz­cze­nia w Kró­le­stwie Pol­skim, red. K. Śre­niow­ska i S. Śre­niow­ski, Wro­cław 1961.

Kol­berg Oskar, Dzieła wszyst­kie, t. 18‒20, Kra­ków 1885‒1887.

Siar­kow­ski Wła­dy­sław, Ma­te­riały do et­no­gra­fii ludu pol­skiego z oko­lic Kielc, Kielce 2000.

Ście­gienny Piotr, Złota ksią­żeczka [w:] W. Dja­kow, Piotr Ście­gienny i jego spu­ści­zna, War­szawa 1972.

Mo­no­gra­fie

An­dri­von Di­dier, The ori­gin of Phy­to­ph­thora in­fe­stans po­pu­la­tions pre­sent in Eu­rope in the 1840s, „Plant Pa­tho­logy” 1996, t. XLV, nr 6.

As­so­ro­do­braj Nina, Po­czątki klasy ro­bot­ni­czej: pro­blem rąk ro­bo­czych w prze­my­śle pol­skim epoki sta­ni­sła­wow­skiej, War­szawa 1946.

Czmu­chow­ski Adam, Dzieje za­kła­dów hut­ni­czych w Sam­so­no­wie w Sta­ro­pol­skim Okręgu Prze­my­sło­wym, Wro­cław 1999.

Dja­kow Wło­dzi­mierz, Piotr Ście­gienny i jego spu­ści­zna, War­szawa 1972.

Fe­de­rici Si­lvia, Ca­li­ban and the Witch, Nowy Jork 2004.

Gą­sio­row­ska Na­ta­lia, Or­ga­ni­za­cja kas brac­kich gór­ni­czych w Kró­le­stwie Pol­skiem (1815‒1830), Lwów 1928.

Gin­zburg Carlo, Ser i ro­baki, War­szawa 1989.

Gro­niow­ski Krzysz­tof, Uwłasz­cze­nie chło­pów w Pol­sce: ge­neza, re­ali­za­cja, skutki, War­szawa 1976.

Ha­gen Wil­liam, Or­di­nary Prus­sians. Bran­den­burg Jun­kers and Vil­la­gers, 1500-1840, Nowy Jork 2002.

Hebda Jan, Z soł­ty­sem i wój­tem przez wieki, Tar­nów‒War­szawa 2016.

Hobs­bawm Eric, Wiek Re­wo­lu­cji 1789‒1848, War­szawa 2013.

Hoch Ste­ven, Ser­fdom and So­cial Con­trol in Rus­sia: Pe­tro­vskoe, a Vil­lage in Tam­bov, Chi­cago–Lon­dyn 1986.

Je­dlicki Je­rzy, Nie­udana próba ka­pi­ta­li­stycz­nej in­du­stria­li­za­cji: ana­liza pań­stwo­wego go­spo­dar­stwa prze­my­sło­wego w Kró­le­stwie Pol­skim XIX w., War­szawa 1964.

Eko­no­mika gór­nic­twa i hut­nic­twa w Kró­le­stwie Pol­skim 1840–1910, red. J. Je­zier­ski i in., War­szawa 1961.

Koba Sta­ni­sław, Z hi­sto­rii lecz­nic­twa kie­lec­kiego XIX wieku, Kielce 1973.

Ko­cha­no­wicz Ja­cek, Pańsz­czyź­niane go­spo­dar­stwo chłop­skie w Kró­le­stwie Pol­skim w I po­ło­wie XIX w., War­szawa 1981.

Ko­cha­no­wicz Ja­cek, Spór o teo­rię go­spo­darki chłop­skiej: go­spo­dar­stwo chłop­skie w teo­rii eko­no­mii i w hi­sto­rii go­spo­dar­czej, War­szawa 1992.

Ksiądz Piotr Ście­gienny – epoka, dzieło, po­kło­sie, red. W. Ca­ban, Kielce 1996.

Kula Wi­told, Hi­sto­ria, za­co­fa­nie, roz­wój, War­szawa 1983.

Lesz­czyń­ski Adam, Skok w no­wo­cze­sność. Po­li­tyka wzro­stu w kra­jach pe­ry­fe­ryj­nych 1943–1980, War­szawa 2013.

Mę­drzecki Wło­dzi­mierz, Mło­dzież wiej­ska na zie­miach Pol­ski cen­tral­nej 1864–1939. Pro­cesy so­cja­li­za­cji, War­szawa 2002.

O Cho­le­rze, Jej Ozna­kach, Środ­kach Ochron­nych I Le­cze­niu, War­szawa 1847.

Paz­dur Jan, Spo­łeczne pod­łoże ru­chu ks. Ście­gien­nego pod Kiel­cami, „Rocz­niki Dzie­jów Spo­łecz­nych i Go­spo­dar­czych” 1949, t. XI.

Pio­trow­ska-Mar­chewa Mo­nika, Nę­dza­rze i Fi­lan­tropi. Pro­blem ubó­stwa w pol­skiej opi­nii pu­blicz­nej w la­tach 1815‒1863, To­ruń 2004.

Pi­wek Je­rzy, Eko­no­mia kie­lecka w la­tach 1789–1864, Ostro­wiec Świę­to­krzy­ski 2002.

Re­ader John, Po­tato: a hi­story of the pro­pi­tious escu­lent, New Ha­ven, Lon­dyn 2009.

Stan­kie­wicz Zbi­gniew, Chłop­ska dzier­żawa fol­war­ków w do­brach skar­bo­wych Kró­le­stwa Pol­skiego, „Prze­gląd Hi­sto­ryczny” 1972, t. LXIII, z. 1.

Śmia­łow­ski Jó­zef, Za­rob­ko­wa­nie po­za­rol­ni­cze lud­no­ści rol­ni­czej w Kró­le­stwie Pol­skim w la­tach przed­uw­łasz­cze­nio­wych (1815‒1864), Łódź 1973.

Tem­ki­nowa Hanna, Socja­lizm uto­pijny Gro­mad Ludu Pol­skiego, War­szawa 1955.

Tra­czyń­ski Edward, Wieś świę­to­krzy­ska w XIX i XX wieku, Kielce 2001.

Wło­dar­czyk Da­niel, Od po­wie­trza, głodu, ognia i wojny, Ino­wro­cław 1998.

Zie­liń­ski Jan, Sta­ro­pol­skie za­głę­bie prze­my­słowe od Sta­szica i Druc­kiego-Lu­bec­kiego do Pol­ski Lu­do­wej, Kra­ków 1966.

Przypisy końcowe

Wstęp

[1] Ar­chi­wum Pań­stwowe w Kiel­cach, Rząd Gu­ber­nialny Ra­dom­ski, k. 23–54, [w ko­lej­nych od­nie­sie­niach za­pi­sy­wane od­po­wied­nio: APK, RGR].

[2] APK, RGR, k. 76.

[3] A. Lesz­czyń­ski, Skok w no­wo­cze­sność. Po­li­tyka wzro­stu w kra­jach pe­ry­fe­ryj­nych 1943–1980, War­szawa 2013, s. 100‒108.

[4] 29 sierp­nia 1953 roku, co do śledz­twa Re­klew­skiego.

[5] APK, RGR, sygn. 3194, k. 1‒2, 6‒7.

[6] A. Czmu­chow­ski, Dzieje za­kła­dów hut­ni­czych w Sam­so­no­wie w Sta­ro­pol­skim Okręgu Prze­my­sło­wym, Wro­cław 1999, s. 61.

[7] W. Kula, Szkice o ma­nu­fak­tu­rach w Pol­sce XVIII wieku: część pierw­sza 1720‒1764, część druga 1764‒1780, War­szawa 1956.

[8] A. Czmu­chow­ski, dz. cyt., s. 97‒99.

[9] Lu­becki do Ste­fana Gra­bow­skiego, 3 grud­nia 1824, cyt. za: J. Je­dlicki, Nie­udana próba ka­pi­ta­li­stycz­nej in­du­stria­li­za­cji: ana­liza pań­stwo­wego go­spo­dar­stwa prze­my­sło­wego w Kró­le­stwie Pol­skim XIX w., War­szawa 1964, s. 353

[10] W. Kula, Hi­sto­ria, za­co­fa­nie, roz­wój, War­szawa 1983, s. 89‒90.

[11] J. Je­dlicki, dz. cyt., s. 365.

[12] W. Kula, dz. cyt.

[13] A. So­snow­ska, Zro­zu­mieć za­co­fa­nie: spory hi­sto­ry­ków o Eu­ropę Wschod­nią (1947‒1994), War­szawa 2004, s. 240.

[14] J. Ko­cha­no­wicz, Pańsz­czyź­niane go­spo­dar­stwo chłop­skie w Kró­le­stwie Pol­skim w I po­ło­wie XIX w., War­szawa 1981.

[15] P. Burke, cyt. za: A. So­snow­ska, dz. cyt., s. 35.

[16] Wię­cej o teo­rii mi­kro­hi­sto­rii [w:] C. Gin­zburg, Ser i ro­baki, War­szawa 1989.

[17] S. Sta­szic, O zie­mio­rodz­twie Kar­pa­tów i in­nych gór i rów­nin Pol­ski, Dzieła, t. II, War­szawa 1955 s. 21, cyt. za: J. Zie­liń­ski, s. 66.

[18] J. Zie­liń­ski, Sta­ro­pol­skie Za­głę­bie Prze­my­słowe od Sta­szica i Druc­kiego-Lu­bec­kiego do Pol­ski Lu­do­wej, Kra­ków 1966, s. 39 i nast.

[19] W. Siar­kow­ski, Ma­te­riały do et­no­gra­fii ludu pol­skiego z oko­lic Kielc, Kielce 2000.

[20] APK, RGR, sygn, 3920, k. 274.

Seria Ludowa Historia Polski

Pol­ska żyje hi­sto­rią. Ale wła­ści­wie czyja to hi­sto­ria? Na­sza świa­do­mość i wy­obraź­nia hi­sto­ryczna za­trzy­mały się w mi­tycz­nych ob­ra­zach hu­sa­rzy, het­ma­nów i bia­łych dwor­ków szla­chec­kich. Co jed­nak z dzie­jami po­zo­sta­łych 90% po­pu­la­cji na­szego kraju? Czy nie mają one zna­cze­nia, bo po­zo­stają je­dy­nie mil­czą­cym tłem i na­wo­zem dla hi­sto­rii elit? Czy dzieje zwy­kłych lu­dzi są mniej ważne?

No­wo­cze­sna hi­sto­rio­gra­fia, an­tro­po­lo­gia i so­cjo­lo­gia hi­sto­ryczna prze­ko­nują, że jest wręcz od­wrot­nie. Nie tylko dla­tego, że do­ty­czą one przy­gnia­ta­ją­cej więk­szo­ści na­szych przod­ków. Nie tyko dla­tego, że nie­do­strze­gana i prze­mil­czana przez wieki pod­mio­to­wość klas lu­do­wych – ich co­dzienny opór, a cza­sem otwarte bunty – za­wsze wpły­wała na kształt dzie­jów ofi­cjal­nych. Ale także dla­tego, że hi­sto­ria nie­uprzy­wi­le­jo­wa­nych jest toż­sama z pro­ce­sem de­mo­kra­ty­za­cji i jako taka po­zo­staje nie­za­koń­czona.

Se­ria książ­kowa Lu­dowa Hi­sto­ria Pol­ski ma sta­no­wić przy­czy­nek do od­zy­ska­nia za­po­mnia­nych dzie­jów zwy­kłych lu­dzi. Chcemy w niej przed­sta­wiać naj­cie­kaw­sze prace o tych, któ­rzy nie kwa­li­fi­ko­wali się do na­rodu Sar­ma­tów, choć byli praw­dziwą solą ziem daw­nej Rze­czy­po­spo­li­tej. Będą to za­tem książki o chło­pach pańsz­czyź­nia­nych, miej­skiej bie­do­cie, lu­dziach luź­nych (pod pew­nymi wzglę­dami od­po­wia­da­ją­cych dzi­siej­szemu pre­ka­ria­towi), a wresz­cie pro­le­ta­ria­cie. Od­damy głos ko­bie­tom, mi­gran­tom, mniej­szo­ściom. Zwró­cimy uwagę na skrzyw­dzo­nych i po­ni­żo­nych, dla któ­rych nie ma miej­sca w hi­sto­rii im­pe­riów i dy­na­stii, choć to prze­cież ich trud za­wsze bu­do­wał po­tęgę państw i wład­ców. Wy­do­bę­dziemy z nie­bytu opo­wie­ści o ży­ciu co­dzien­nym zwy­kłych lu­dzi, ich do­świad­cze­niach, kul­tu­rze, kon­dy­cji eko­no­micz­nej i sta­tu­sie praw­nym, aspi­ra­cjach i spo­so­bach or­ga­ni­zo­wa­nia się. Przyj­rzymy się mniej lub bar­dziej zna­nym epi­zo­dom wdzie­ra­nia się klas ple­bej­skich w sferę po­li­tycz­nej wi­dzial­no­ści – spo­łecz­nym po­ru­sze­niom, re­be­liom i po­wsta­niom – jak w 1648, 1794, 1846, 1905 czy 1980 roku. Opo­wiemy ina­czej za­równo hi­sto­rię dawną, jak i XX wieku. Ce­lem se­rii Lu­dowa Hi­sto­ria Pol­ski jest za­tem wy­peł­nie­nie naj­więk­szej z bia­łych plam na­szych dzie­jów, przy­czy­nie­nie się do przy­wró­ce­nia na­leż­nego miej­sca i god­no­ści ple­bej­skim przod­kom przy­gnia­ta­ją­cej więk­szo­ści z nas. Z pew­no­ścią po­zwoli nam to le­piej zro­zu­mieć wła­sną hi­sto­rię, ale może też po­móc sta­wić czoła wy­zwa­niom współ­cze­sno­ści i przy­szło­ści.

Prze­my­sław Wiel­gosz Re­dak­tor me­ry­to­ryczny se­rii

Nie­wol­nicy mo­der­ni­za­cji. Mię­dzy pańsz­czy­zną a ka­pi­ta­li­zmem

Mi­chał Na­roż­niak

© Wy­daw­nic­two RM, 2021

Wy­daw­nic­two RM, 03-808 War­szawa, ul. Miń­ska 25 [email protected] www.rm.com.pl

ISBN 978-83-8151-536-8 ISBN 978-83-7243-801-0 (ePub) ISBN 978-83-7243-802-7 (mobi)

Re­dak­tor me­ry­to­ryczny se­rii: Prze­my­sław Wiel­goszRe­dak­torka pro­wa­dząca: Marta Stoch­mia­łekRe­dak­cja: Ida Świer­kockaKo­rekta: Marta Stoch­mia­łek, Mi­lena Do­mań­skaPro­jekt okładki: Agata Mu­szal­skaKo­or­dy­na­cja pro­duk­cji wer­sji elek­tro­nicz­nej: To­masz ZajbtOpra­co­wa­nie wer­sji elek­tro­nicz­nej: Mar­cin Fa­bi­jań­skiWe­ry­fi­ka­cja wer­sji elek­tro­nicz­nej: Ju­styna Mro­wiec

Żadna część tej pracy nie może być po­wie­lana i roz­po­wszech­niana, w ja­kiej­kol­wiek for­mie i w ja­ki­kol­wiek spo­sób (elek­tro­niczny, me­cha­niczny) włącz­nie z fo­to­ko­pio­wa­niem, na­gry­wa­niem na ta­śmy lub przy uży­ciu in­nych sys­te­mów, bez pi­sem­nej zgody wy­dawcy.

Wszyst­kie na­zwy han­dlowe i to­wa­rów wy­stę­pu­jące w ni­niej­szej pu­bli­ka­cji są zna­kami to­wa­ro­wymi za­strze­żo­nymi lub na­zwami za­strze­żo­nymi od­po­wied­nich firm od­no­śnych wła­ści­cieli.

Wy­daw­nic­two RM do­ło­żyło wszel­kich sta­rań, aby za­pew­nić naj­wyż­szą ja­kość tej książce, jed­nakże ni­komu nie udziela żad­nej rę­kojmi ani gwa­ran­cji. Wy­daw­nic­two RM nie jest w żad­nym przy­padku od­po­wie­dzialne za ja­ką­kol­wiek szkodę bę­dącą na­stęp­stwem ko­rzy­sta­nia z in­for­ma­cji za­war­tych w ni­niej­szej pu­bli­ka­cji, na­wet je­śli Wy­daw­nic­two RM zo­stało za­wia­do­mione o moż­li­wo­ści wy­stą­pie­nia szkód.

W ra­zie trud­no­ści z za­ku­pem tej książki pro­simy o kon­takt z wy­daw­nic­twem:

[email protected]