Niedoskonały - Ewelina Nawara, Małgorzata Falkowska - ebook

Niedoskonały ebook

Ewelina Nawara, Falkowska Małgorzata

4,4
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Nowa rzeczywistość przerosła Simona. Mężczyzna zamknął się w domu, odgrodził się od świata, zerwał kontakty z przyjaciółmi. Został samotnikiem. Ból i wątpliwości dręczyły go jak bezwzględna bestia. Kiedy cierpienie stawało się nie do zniesienia, pomoc nadeszła z najmniej oczekiwanej strony. Majka… Kto by się tego spodziewał? Początkowa niechęć szybko przerodziła się w fascynację, erotyczne napięcie stało się nie do zniesienia. Ale czy w życiu tych dwojga jest miejsce na szczęśliwe zakończenie? A może okrutna przeszłość wyrwie się jednak na światło dzienne i nadzieja na szczęście pryśnie jak bańka mydlana?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 297

Data ważności licencji: 5/25/2026

Oceny
4,4 (353 oceny)
226
75
33
18
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ElzMan

Z braku laku…

Miałam duże nadzieję związane z tą książką, ale troszkę mnie rozczarowała. Jedno i to samo przez cały czas, bohaterowie krążą wokół siebie ale nie mogą ze sobą porozmawiać niby dorośli, ale jakoś niedojrzali.
40
ulkala88

Całkiem niezła

Po pierwszej części spodziewałam się czegoś lepszego. niestety zawiodłam się. Troche bez ładu i składu. niewiadomo dlaczego bohater na początku zamknal się w sobie, bo nie chodziło mu o blizny, chwila minęła i spoko już jest ok. Poza tym mam wrażenie jakby charaktery bohaterek się w drugiej części zamieniły np. Olimpia mówi do Majki "czy zawsze musi chodzić o ciebie ? " w 1 części to zawsze o Olimpię chodziło . taka niedopracowana bajeczka i z urwanym końcem
GumiBunia

Nie oderwiesz się od lektury

Dla mnie w sedno trafione. Nie zawsze ludzie dorośli potrafią ze sobą rozmawiać.
10
Mysioperz

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna 😁 szybko się czyta. Lekka i śmieszna 😁
10
ania83sosnowiec

Nie oderwiesz się od lektury

Kochani w dniu dzisiejszym zapraszam Was na recenzję książki "Niedoskonały" @ewelina.nawara @malgorzatafalkowska. O ile pierwszy tom serii Kongdom of Maragon nie przypadł mi do gustu, to druga część skradła moje serce. Nie mamy tutaj cukierkowej historii. Mamy ludzkie dramaty, słabości, walkę o miłość i przetrwanie. Otrzymujemy historię, która wywołuje śmiech jak również łzy wzruszenia. Opowieść jakże inną od historii Willa i Olki. W "Niedoskonały" dane nam jest bliżej poznać Majkę i Simona. Dwoje odmiennych ludzi, żyjących w dwóch różnych światach. Mających swoje demony, przeszłość i nadzieję na miłość. Miłość, która pojawi się znienacka i zmieni życie naszych bohaterów. Jeśli chcecie dowiedzieć się jak rozwinie się uczucie Majki i Simona? Z jakimi problemami będą się borykać? I co przyniesie im los to koniecznie musicie sięgnąć po tą książkę. Gorąco polecam.
11



Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redakcja: Anna Seweryn

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Lingventa (Barbara Milanowska, Magdalena Zabrocka)

Zdjęcie na okładce:

© g-stockstudio/iStock by Getty Images

© by Małgorzata Falkowska, Ewelina Nawara

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2021

ISBN 978-83-287-1747-3

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2021

Tę książkę dedykujemy „naszym” dziewczynom –

Magdalenie Jarząbek, Marii Zdybskiej i Agnieszce Zakrzewskiej.

W tym biznesie trudno o prawdziwie życzliwych ludzi,

tym bardziej cieszymy się, że mamy Was u naszego boku.

Simon

Przeklęte poczucie winy. Tylko to widziałem w oczach mojego najlepszego przyjaciela. Bolało to bardziej niż rany, które miałem na rękach. Rany, które przechodziły w paskudne, szpecące blizny.

Szepty. Ludzie zawsze lubili mówić o rzeczach, o których nie mieli zielonego pojęcia. Tak było i tym razem. Gdy pojawiłem się w sklepie, słyszałem, że własnym ciałem zakryłem narzeczoną Willa, bo w sekrecie się w niej kochałem. Gdy szedłem korytarzami szpitala, słyszałem, że byłem bohaterem, który poświęcił się dla kraju, dla księcia, dla rodziny królewskiej. Bohater Martagonu.

Pogardliwe spojrzenia. Te spowodowały, że ostatecznie utwierdziłem się w przekonaniu, że ludzi należy unikać. Gdy w końcu do mnie dotarło, że rany zmienią się w blizny, wyskoczyłem do baru, do którego lubiliśmy zaglądać z Willem i Nickiem. Były tam też dziewczyny, które niegdyś chętnie wskoczyłyby mi do łóżka, a nawet pozwoliły się przelecieć w barowej toalecie. Teraz patrzyły na rękę, której nie próbowałem ukrywać, na niewielkie blizny na szyi, a w ich oczach widziałem pogardę i wstręt.

Byłem wrakiem człowieka. Odrobinę żałowałem, że kwas nie dosięgnął też twarzy, którą uwielbiały kobiety i dzięki której potrafiłem wyplątać się z kłopotów. Może wtedy potrafiłbym dopasować się do sytuacji… Jednak ucierpiała moja ręka, a kobiety zachowywały się teraz, jakbym stał się odpychający, jakby przystojna twarz i umięśnione ciało już przestały je pociągać. Jakby moje żarty czy flirciarskie teksty odeszły w niepamięć. Bo chyba faktycznie tak się stało – nie zależało mi na tym, by ktoś mnie darzył sympatią, a jednocześnie zależało mi na tym jak nigdy dotąd…

Czułem się nieswojo, ale to ciągle byłem ja i z każdym pełnym wstrętu spojrzeniem, z każdym szeptem, z każdą pełną poczucia winy rozmową zapadałem się w sobie. I nie chciałem wracać. Odciąłem się od wszystkich, wychodząc jedynie do lekarzy. Zatrudniłem kucharkę, która zaopatrywała mnie w posiłki na cały tydzień. Firma sprzątająca ogarniała mój dom raz w tygodniu, pranie też zlecałem innym. Odszkodowanie, które wypłaciła mi rodzina królewska, spokojnie pokrywało wszystkie moje wydatki. Wątpię, żebym zdołał wydać te wszystkie pieniądze do końca swojego życia. Nie byłem też głupi, znałem się na liczbach, inwestowałem na giełdzie. Mogłem pracować ze swojego domu, skutecznie odcinając się od wszystkich, udawać, że ostatnie miesiące nie miały miejsca. Przestałem odbierać telefony od Willa, ale od czasu do czasu rozmawiałem z Olimpią. Wiedziałem, że dla niej ta sytuacja nie była łatwa, zresztą miała popaprane życie i nie miałem zamiaru dokładać do tego swojej cegiełki.

A później pojawiła się ona… Podstępem zakradła się do mojego domu, nie kupując mojego gównianego tłumaczenia. Jej słowa, nie moje. Gdy dźgała mnie palcem w klatkę piersiową, rzucając tymi swoimi kąśliwymi uwagami, moje serce na chwilę zabiło mocniej. Krew spłynęła w okolice mojego krocza, a ja poczułem pożądanie, które prawie ścięło mnie z nóg. Pamiętałem, jakie to uczucie, trzymać ją w ramionach, obracać w tańcu, czuć jej oddech na szyi… Przywołując najbardziej obojętną minę, na jaką było mnie stać, powiedziałem:

– Piękna, jeśli chcesz dotykać mojej klaty, wyskocz z ciuszków i zrób lepszy użytek z tych słodkich usteczek. – Uśmiechnąłem się do niej drwiąco. – Jeśli jednak masz zamiar tylko na mnie krzyczeć, tam są drzwi.

Popatrzyłem na nią przez chwilę, odwróciłem się na pięcie i ruszyłem schodami do swojej sypialni. Słyszałem wyzwiska rzucone w moim kierunku i trzaśnięcie drzwiami. Później trochę żałowałem tego zachowania, jednak byłem pewien, że tak będzie lepiej. Wolałem jej złość niż obrzydzenie w spojrzeniu, gdyby dowiedziała się, jak moje ciało zareagowało na jej bliskość…

Stałem się samotnikiem i zaczynało mi być z tym dobrze. Jednak nie mogłem opuścić ślubu mojego najlepszego przyjaciela. Zakradnięcie się do katedry nie było możliwe, więc napisałem do Masona i ustaliłem z nim szczegóły. Wprowadził mnie wcześniej, bocznym wejściem. Ubrany w smoking czekałem na pojawienie się Williama i Olimpii. Ceremonia była naprawdę piękna, nawet taki gbur jak ja potrafił to przyznać. Jednak moją uwagę przyciągała Majka, która promieniała szczęściem. Gdy Will i Olimpia skierowali się do wyjścia, zauważyła mnie, nawet z tej odległości widziałem zaskoczenie na jej twarzy. Później skinęła mi delikatnie głową i obdarowała mnie uśmiechem tak pięknym, że zaparło mi dech.

Nim zdążyłbym zrobić coś głupiego, ulotniłem się z katedry i wróciłem do domu, gdzie ze złości na cały świat rozwaliłem pięścią lustro. Ból i widok krwi przywróciły mi zdrowy rozsądek. Trzymać się z daleka, nie pozwalać sobie na żadne uczucia.

Majka

Ostatnie tygodnie nazwałabym najbardziej szalonym czasem w moim życiu. Spontaniczna wyprowadzka do nowego miejsca. I to nie oddalonego o kilka kilometrów od dotychczasowego domu, lecz o tysiące. Martagon… Czułam, że właśnie tam teraz jest moje miejsce.

W Toruniu już nic na mnie nie czekało. Michał przepraszał, ale na co były mi jego puste słowa, gdy miałam pewność, że ponownie zrobi to samo. Moja matka powtarzała ciągle „raz zdradził, zrobi to ponownie” i miała rację, bo ojciec był taki sam. Ponoć skakał z kwiatka na kwiatek, choć na próżno szukać w nim cech amanta, którym był między innymi filmowy „Tulipan”. To zawsze do Kalibabki porównywała go mama, opowiadając przy tym, jak bez serca wybierał na „nowe zdobycze” starsze kobiety, przy których, jak sam mówił, mógł godnie pożyć.

Rzucenie pracy przyszło mi z wielką łatwością. I tak nie planowałam całe życie obsługiwać ludzi, pytając grzecznie: „W czym mogę pomóc?”. Nawet moja tolerancja na ludzi miała swoje granice, a nie ukrywam, że często w hotelu jedyne, co chciałam zrobić, to potrząsnąć rozpieszczonymi księżniczkami, które wyżej srały, niż dupy miały, tylko dlatego, że udało im się ustawić w życiu.

Ja zresztą myślałam, że mnie także się udało. Że zdrada Michała na imprezie integracyjnej to wynik nadmiaru alkoholu, który na dodatek doprowadził do amnezji. Naiwna… Tak właśnie sama siebie zaczęłam określać po sytuacji, która miała miejsce podczas imprezy na zamku w Martagonie. I jeszcze widok smutnej Olki, mającej wyrzuty sumienia, że zdrada Michała to jej wina. Choć przecież nie ona zmusiła go do bzykania tej pustej laluni, której jęki zagłuszyły wszystko wkoło. I to jeszcze po naszym najlepszym seksie…

Nic dziwnego, że z Toruniem nie wiązałam już właściwie żadnych planów. Prócz mamy nie miałam tam w zasadzie nikogo, ale ona i tak często, pochłonięta swoimi sprawami, nie znajdowała czasu na nic więcej niż zdawkowy telefon raz w tygodniu, aby zapytać, co u mnie. Od tamtej sytuacji to w Martagonie widziałam swoją przyszłość, bo gdzie miałoby mi być lepiej niż obok przyjaciółki. A praca… praca też się znajdzie, jeśli zna się język, co na szczęście mogę o sobie powiedzieć.

Olka niemal skakała ze szczęścia, kiedy oznajmiłam jej, że spakowałam walizki. Z początku myślała, że to kolejne „wakacje”, ale gdy uświadomiłam jej, że mam bilet w jedną stronę, postanowiła porozmawiać z Willem, by mi pomógł. O dziwo, ten przystał na jej prośbę i zaproponował na jakiś czas pokój gościnny, który dobrze znałam, nim znajdziemy coś odpowiedniego. A ja przecież nie miałam wielkich wymagań. Cztery ściany, łóżko i łazienka.

Gdy postawiłam nogę na lotnisku w Martagonie, poczułam coś dziwnego. Radość wymieszaną z nutą ekscytacji i strachu. Bo przecież to, że cholernie się bałam czegoś nowego, było jak najbardziej naturalne. Wręcz logiczne. Strach przed nieznanym w takich przypadkach jest zwyczajną, wręcz zdrową reakcją organizmu. Reakcją, po której szybko następują inne, mieszane uczucia, które z czasem zdołałam okiełznać.

Przynajmniej to mi wyszło. Bo próba rozmowy z Simonem, któremu chciałam pomóc po wypadku, tak samo, jak on mnie po sytuacji z Michałem, okazała się klapą. Zbył mnie seksistowskimi tekstami, które uznałabym jedynie za żenujące. Nawet nie obraźliwe, bo to była jego linia obrony. Atak. Taki właśnie miał plan na radzenie sobie z tym, co go spotkało. I choć odbierał każde zainteresowanie jego osobą jako wyraz współczucia, ja czułam w stosunku do niego jedynie wdzięczność. Owszem, uratował Olkę, ale uratował także mnie tamtego dnia, gdy zobaczyłam Michała z tą całą Mariną. Uratował przed myślami, że moje życie się skończyło, choć usta wymawiały zupełnie inną formułkę, by uspokoić Olkę. Ale szczerze miałam ochotę wtedy z sobą skończyć, a on… on wziął mnie w ramiona i nie pozwolił zrobić nic głupiego. Zupełnie jakby widział to w moich oczach. Podobnie jak ja widziałam to w jego spojrzeniu, gdy go odwiedziłam.

Miał dość i bronił się słowami, które odebrałam po prostu jako „spierdalaj, Majka”. To było ostatnie, co do mnie powiedział, gdy próbowałam wyciągnąć go z dołka i zmusić do przyjścia na ślub najlepszego przyjaciela. Wiedziałam, że gdyby tego nie zrobił, wyrzuty sumienia zjadałyby go każdego dnia. Pewnie dlatego tak bardzo ucieszył mnie jego widok w katedrze. Schowany na uboczu, podziwiał przyjaciół składających sobie przysięgę. Słuchał, jak obiecują, że będą ze sobą na dobre i na złe, póki śmierć ich nie rozłączy. Byłam pewna, że tak jak ja uśmiecha się, bo szczęście przyjaciół równoznaczne było ze szczęściem nas samych.

Pamiętałam doskonale, jak pomógł mi tamtego wieczora, i choć wcześniej (a nawet teraz) uznawałam go za dupka, to wtedy stał się jednonocnym dżentelmenem. Mężczyzną, w którego ramionach odpłynęłam w tańcu, za co byłam wdzięczna na tyle, że chciałam mu się odpłacić. Chciałam, lecz poszukiwanie Simona w zamku zakończyło się fiaskiem…

Simon

Stałem się samotnikiem… Facet, który uwielbiał imprezy i dobrze czuł się w towarzystwie ludzi, został sam jak palec, skutecznie odpychając wszystkich od siebie. Każdego dnia złość i wstręt do samego siebie stawały się coraz większe, pochłaniając mnie coraz głębiej w otchłań. Wiedziałem, że nie będzie odwrotu.

Od dnia ślubu Willa minęły dwa tygodnie, gdy w moim domu zjawił się Mason. A raczej włamał się do mnie i rozsiadł w salonie.

– Normalny człowiek zapukałby i poczekał, aż gospodarz go wpuści – rzuciłem ironicznie, zły, że ktoś zakłócił mój spokój.

– Obaj wiemy, że nigdy byś nie otworzył. Wyglądasz jak gówno, Simon.

– Wow, stary, na ciebie zawsze można liczyć. – Parsknąłem cicho.

Wiedziałem, że Mason miał rację. Mój zarost powoli zmieniał się w brodę, włosy błagały o fryzjera, a poszarzała skóra świadczyła o braku słońca. Luźne ubrania maskowały nieco fakt, że schudłem, ale to były najmniejsze z moich problemów…

– Kiedy wreszcie skończysz się nad sobą użalać? – Mason wyłożył nogi na mój stolik, patrząc na mnie w taki sposób, jakby celowo chciał mnie sprowokować.

– Nie użalam się! – odwarknąłem poirytowany.

– To jak nazwiesz to, co odwalasz? Zamknąłeś się w tym domu, wychodzisz tylko do lekarza, nie odbierasz telefonów od Willa, nie odpisujesz na jego wiadomości. Do tego zaczynasz wyglądać jak bezdomny. Dla mnie to definicja użalania się nad sobą.

Ten facet był wrzodem na dupie. Dziesięć lat starszy ode mnie i Willa, towarzyszył młodemu księciu od dzieciństwa. Kiedy pierwszy raz usłyszałem o tym, że osiemnastolatek szkolący się na strażnika musiał pilnować dzieciaka, współczułem mu. Teraz, widząc jego pewny siebie uśmieszek, żałowałem, że Will nie dał mu bardziej w kość.

– To taka nowa moda, nie słyszałeś? A do Willa się odezwę, gdy przestanie się obwiniać i z jego twarzy i głosu zniknie współczucie.

– Dobra, to już wiem, dlaczego odciąłeś się od przyjaciela. A co z resztą świata? Jezu, czy ty w ogóle ćwiczysz? Ubrania na tobie wiszą…

– Mason, dzięki za troskę, ale poradzę sobie. Skoro potrafiłeś tu wejść, sam trafisz do wyjścia. Mam tylko nadzieję, że nie uszkodziłeś mi zamka, te drzwi były cholernie drogie.

Odwróciłem się i wyszedłem z salonu, kierując się do kuchni, gdzie chciałem znaleźć coś, co nadawało się do zjedzenia. Kucharka miała przyjść dopiero jutro.

– Stać cię na nowe drzwi, zgarnąłeś ładną sumkę od rodziny królewskiej! – wykrzyknął Mason.

Wiedział, co zrobić, żeby mną potrząsnąć. Momentalnie przystanąłem. Dotąd nikt nie odważył się wspomnieć o tych pieniądzach. Przynajmniej nie tak, bym się o tym dowiedział.

– Co ty powiedziałeś? – Wróciłem do salonu.

– To, co słyszałeś. Wykonywałeś swoją robotę, zostałeś ranny, będziesz miał paskudne blizny na ręce, ale przeżyłeś. Żyjesz, ochroniłeś Olimpię, która jest teraz żoną następcy tronu, i przytuliłeś pokaźną sumkę, która sprawi, że twoje życie będzie łatwiejsze. Skończ więc się nad sobą użalać. I weź prysznic, bo śmierdzisz.

Patrzyłem osłupiały za Masonem, który jakby nigdy nic wyszedł z mojego domu. Nie potrafiłem zareagować na to, co powiedział. „Cholerny uparty dupek” – pomyślałem i chwyciłem butelkę whisky. Upiłem solidny łyk, nie przejmując się szklanką. Słowa Masona odbijały się echem w mojej głowie. Kierując się niezdrową ciekawością, powąchałem koszulkę, którą miałem na sobie. Kurwa, faktycznie śmierdziałem. Zabrałem ze sobą butelkę i poszedłem pod prysznic.

Majka

To mało powiedziane, że nie spodziewałam się Masona wchodzącego do mojego pokoju bez pukania, gdy wygodnie leżałam na łóżku, przeczesując internet w poszukiwaniu pracy.

– Człowieku, chyba się, kurwa, zapomniałeś! – rzuciłam przytomnie i dyskretnie spojrzałam na mój strój, który daleki był od odpowiedniego na przyjęcie „gościa”.

Krótkie szorty i crop top zdecydowanie bliższe były określeniu „bielizna” niż „ubranie”, ale byłam u siebie. To znaczy niedokładnie u siebie, ale w miejscu, gdzie powinnam mieć zapewnioną prywatność.

– Poskrom swój niewyparzony języczek, bo mam interes. W zasadzie nawet ten język będzie do niego potrzebny. – Spojrzał na mnie, a ja się speszyłam. – Nie, nie o to chodzi! – Z mojej miny zapewne wyczytał, o czym pomyślałam.

– To dobrze, bo nie jesteś w moim typie. Wolę…

Obojętny wzrok Masona sprawił, że nie dokończyłam. Gość z każdą chwilą irytował mnie coraz bardziej. Wparował bez pytania do mojego pokoju, a teraz próbował mnie rozstawiać po kątach. Co on sobie wyobrażał?

– Ty w moim też nie, więc skoro już to sobie wyjaśniliśmy, to słuchaj, co mam ci do powiedzenia.

Usiadłam na łóżku i odruchowo okryłam się leżącym w pobliżu kocem.

– Wracam od Simona.

Uniosłam się nieco z ekscytacji, że ktoś zdołał dotrzeć do tego dupka. Olka każdego dnia zarzucała sobie, że wypadek to jej wina. Sądziła, że to ona powinna no­sić blizny po kwasie, a nie Simon, który chciał ją chronić. Liczyłam, że teraz, gdy Mason oświadczył, że był u chłopaka, jej życie znów nabierze kolorów. Przecież nie mogła się tak zadręczać w nieskończoność. Może kilkumiesięczna izolacja dała Simonowi w kość i ten w końcu wróci do żywych, a wraz z nim moja przyjaciółka, bo to o nią martwiłam się każdego dnia.

– Dupek stulecia raczył otworzyć przed tobą swoje szanowne drzwi? – zakpiłam, bo wciąż pamiętałam moją wizytę w jego domu.

– Szczerze mówiąc, to dupek roku nie miał pojęcia, że dobry ze mnie włamywacz. – Uśmiechnął się dumnie. – Prawdę powiedziawszy, jest z nim gorzej, niż myślałem. Ten facet to wrak człowieka, chodzący trup.

Zaskoczył mnie swoim porównaniem, bo ostatnim razem, gdy widziałam chłopaka, ten, owszem, był szczuplejszy i zarośnięty, ale Mason chyba przesadzał, robiąc z niego jakiegoś zombie.

– No dobra, a właściwie o co ci chodzi? Jaka w tym moja rola, a właściwie mojego języka? Bo jeśli liczysz, że z nim pogadam i chłopak się ogarnie, to przeceniasz moje możliwości. Próbowałam, zbył mnie, a ja na pewno nie planuję mu się narzucać – wyjaśniłam spokojnie, choć wewnątrz mnie nosiło.

Wciąż miałam za złe Simonowi to, jak mnie potraktował. Te jego bezczelne zaczepki z podtekstem seksualnym… Jakbym była pierwszą lepszą! Może Masonowi także powiedział o tym swoim pomyśle „terapii przez łóżko”, a ten teraz przyszedł raczyć mnie opowieściami, że to może pomóc dojść mu do formy. „Po moim trupie” – pomyślałam, czekając na odpowiedź Masona.

– Jesteś jedyną osobą, którą znam, z tak… niewyparzonym językiem – rzucił takim tonem, że zrobiło mi się głupio. – Znaczy nie zrozum mnie źle, ale…

– Ale tego nie da się, kurwa, dobrze zrozumieć, Mason! – wyjaśniłam, nieco podnosząc głos. – Daleko ci do delikatnego dżentelmena. Nie tak się załatwia interesy, a podobno po to tu przyszedłeś?

Nie planowałam się wściekać, bo zdawałam sobie sprawę, że nie należę do łatwych w kontaktach. Znaczy mój charakter nie należy, bo sama z siebie byłam do rany przyłóż, przynajmniej w moim mniemaniu.

– Ech, no nie wściekaj się. Skoro nie można z nim po dobroci, nawymyślaj mu tak, jak tylko ty potrafisz. Powiedz coś w swoim stylu, a jestem pewien, że to go ruszy. Sam dziś zauważyłem efekty takiego zachowania, ale co tu ukrywać… – Spojrzał na mnie wymownie. – …Daleko mi do ciebie.

Odebrałam to jako komplement, choć wcale nim nie było. Jednak jeśli moja, nazwijmy to, „szczerość” mogła komukolwiek pomóc, to czemu miałabym nie spróbować?

– Terapia wstrząsowa, powiadasz? – Zaśmiałam się, jednocześnie odrzucając teatralnie włosy przez ramię.

Mason niewątpliwie połechtał moje ego. Większość osób odebrałaby jego propozycję jako ubliżanie, ale miałam to w nosie. Moje życie się posypało, więc rozpaczliwie potrzebowałam jakiegoś sukcesu. Skoro ktoś stwierdził, że coś mi wychodzi, to nawet jeśli była mowa jedynie o wkurwianiu innych, brzmiało to całkiem sensownie.

– Nazwałbym to raczej porządnymi elektrowstrząsami – wyznał.

– Mów mi tak jeszcze, Mason! – Jęknęłam z zachwytu, a ten uśmiechnął się, po czym wyszedł z mojej sypialni.

Ponownie zostałam sama, lecz tym razem zamiast przeglądać oferty pracy zaczęłam czytać na temat terapii wstrząsowej, do jakiej „zatrudnił mnie” Mason.

Simon

Czy ci ludzie nie mogą mi dać świętego spokoju? Gdy wróciłem z kliniki, na mojej sofie, dokładnie w miejscu, w którym wczoraj posadził swój tyłek Mason, siedziała Majka.

– Muszę się wyprowadzić albo zatrudnić ochronę – burknąłem, mijając ją, jakby jej obecność nie zrobiła na mnie wrażenia.

Ale, cholera, zrobiła. Miała na sobie obcisłe czarne spodnie, które wyglądały jak jej druga skóra, a czerwona bluzka uwydatniała biust. Gdybym poświęcił jej więcej uwagi, skończyłoby się na podnieceniu, którego nie mógł­bym opanować. Majka była piękna, seksowna i irytująca jak diabli, co stanowiło mieszankę wybuchową.

– Królewskiemu strażnikowi potrzebna ochrona? No weź, Simon, nie udawaj, że nie cieszy cię moja wizyta – odgryzła się, opierając łokcie na nogach i pochylając się kusząco.

– Raczej byłemu królewskiemu strażnikowi. I, jak widać, potrzebna. Wczoraj Mason, dzisiaj ty, kto następny? Jutro jakaś seryjna zabójczyni? Człowiek nawet we własnym domu nie może czuć się bezpieczny.

Zamierzałem kontynuować tę gierkę, nie dopuszczając jej do głosu, ale wystarczyło, że zerknąłem na nią, i momentalnie zamilkłem. Patrzyła na mnie w taki sposób, jakbym był najbardziej odrażającą rzeczą, jaką w życiu widziała. Zabolało mnie to bardziej, niż powinno.

– Nie stać cię na fryzjera czy na maszynkę do golenia? Wiesz, jestem, co prawda, bezrobotna, ale mogę ci pożyczyć trochę kasy. Ta stylizacja ci nie pasuje.

– Dzięki, ale spasuję. Mnie jest dobrze tak, jak jest.

Zostawiłem ją w salonie i poszedłem na górę, do sypialni. Zawsze po powrocie z kliniki musiałem się przebrać, bo zapach szpitala przesiąkał moje ubrania i przypominał o chwilach, które chciałem zapomnieć. Wiedziałem jednak, że nigdy mi się to nie uda, choćbym próbował ze wszystkich sił. Rozebrałem się, wrzuciłem ubrania do kosza na brudy, wszedłem pod prysznic. Liczyłem na to, że gdy zejdę na dół, Majki już nie będzie, więc będę mógł położyć się na sofie i z padem od PlayStation w ręce zapomnieć o świecie.

Wychodząc spod prysznica, prawie zszedłem na zawał, bo ta mała wredna kobieta siedziała na szafce obok umywalki i wpatrywała się we mnie z rozbawieniem.

– Zgubiłaś się w drodze do wyjścia? – warknąłem i owinąłem się w pasie ręcznikiem.

– Co zrobiłeś z seksownym, dobrze zbudowanym Simonem? Ta wersja mi się nie podoba, przecież gdyby jakaś laska chciała cię przelecieć, obijałaby się od twoich odstających kości.

Słowo daję, ta kobieta to była kara za wszystkie moje grzechy. Za każdą zaliczoną panienkę, za każdy podany zły numer telefonu. Jak widać, karma faktycznie jest suką i przyszła, by kopać mnie po dupie za pośrednictwem Majki.

– Piękna, ostatnio proponowałem ci skorzystanie z uciech mojego ciała, ale odmówiłaś. Czyżbyś zmieniła zdanie i dlatego zachowujesz się jak stalkerka?

– Chciałbyś, dupku. Idziesz do fryzjera, golisz te chaszcze z twarzy i grzecznie towarzyszysz mi na obiedzie z Olką i Willem.

– Nie ma takiej opcji.

Wyszedłem pośpiesznie z łazienki, rzuciłem ręcznik na podłogę i założyłem na siebie dresy i podkoszulkę. Wszystkie ciuchy zrobiły się nagle za duże i wisiały na mnie jak worki. Zwykle udawałem, że tego nie widzę, ale po tych kąśliwych uwagach nieproszonego gościa trudno było mi to dzisiaj zignorować. Dlaczego oni nie mogli mi dać spokoju? Czy wymagałem tak wiele?

– Posłuchaj, Simon, nie chcę cię zabierać na randkę, ale martwię się o Olkę. Jest przygaszona i ciągle powtarza, że to ona powinna oberwać, nie ty. Wtedy nie odsunąłbyś się od Willa i Nicka. Tak więc ogarniesz twarz i fryzurę i przez kilka godzin będziesz udawał, że życie jest cudowne.

Popatrzyłem na nią zaskoczony, bo Olimpia nie miała powodu, by się obwiniać.

– Nie dziś, Majka. Byłem w klinice i nie jestem w nastroju.

– Wiedziałam, że tak powiesz. Przyjadę po ciebie w sobotę. Masz trzy dni, żeby się ogarnąć.

Wyszła z sypialni, ale odwróciła się jeszcze na korytarzu i dodała:

– I weź coś zjedz, poćwicz. Kobiety nie lubią wychudzonych kolesi, lubią czuć mięśnie, pragną kogoś, kto będzie w stanie złapać je w pasie i pieprzyć na stojąco. – Puściła do mnie oczko i zniknęła z pola widzenia.

Pokręciłem z rezygnacją głową, bo nawet nie miałem szansy jej odmówić. Mąciła mi w głowie tymi swoimi zaczepkami i seksownym wyglądem. Musiałem trzymać się od niej z daleka…

Majka

Od rana przygotowywałam się na kolację z Willem i Olką. Mieliśmy zjeść coś w restauracji nad morzem, a to zawsze jakieś urozmaicenie od kuchni Alice. I choć ona gotowała świetnie, to uważałam, że wszystkim nam dobrze zrobi wspólny wypad. Tym bardziej że tylko Mason wiedział, jaką niespodziankę przygotowałam dla młodych małżonków, i szczerze liczyłam, że Simon mnie nie wykiwa, choć pewnie myślał o tym przez kilka ostatnich dni.

Za radą Masona pojechałam pod dom chłopaka, aby sprawdzić, czy ten ogarnął się na tyle, by wyjść do ludzi. Ostatni widok, jaki miałam wciąż przed oczyma, zdecydowanie nie kusił. Wychudzone ciało, zarośnięta twarz i włosy w nieładzie. Patrząc, jak bierze prysznic, miałam wrażenie, że stoi przede mną całkiem inny człowiek. Nie ten sam Simon, który kilka miesięcy wcześniej wyrwał mnie z myślenia o swojej beznadziejności, pozwalając zatracić się w tańcu i zapachu jego perfum.

Niepewnie zapukałam do drzwi, aby tym razem zrobić wrażenie miłej. Ubrana w opiętą kieckę z dekoltem i szpilki, dla tutejszych mieszkańców wyglądałam pewnie jak pani do towarzystwa, ale tak się nosiło w Polsce. Zwiewne sukienki nadawały się na obiady i randki w plenerze, ale uroczyste kolacje wymagały stosowania się do dress code’u.

– Majka? – Simon odruchowo spojrzał w moje „oczy” znajdujące się w okolicy klatki piersiowej.

Zmierzyłam go wzrokiem i lekko się uśmiechnęłam na widok ogolonego i uczesanego chłopaka. Dobrze by mu zrobiła wizyta u fryzjera, ale i tak wyglądał lepiej niż ostatnio.

– Widzę, że wziąłeś sobie do serca moje słowa, choć do wyglądu rasowego podrywacza sporo ci jeszcze brakuje. W skali od jeden do dziesięciu daję ci… – zmierzyłam go wzrokiem – …zero.

Mina Simona zdradzała jego emocje. Poświęcił wiele czasu, aby doprowadzić się do porządku, a ja wciąż kręciłam nosem. Ale przecież musiałam się tak zachowywać. W wypadku Simona tego właśnie wymagała terapia wstrząsowa.

– Zawsze to lepsze niż bycie na minusie. – Uznałam, że należy mu się kilka słów na pocieszenie.

– Zawsze to gorzej niż dziesięć – burknął zły, bo pewnie tyle dawał sobie przed wypadkiem.

„Zakochany w sobie dupek” – pomyślałam, lecz nie powiedziałam tego głośno w obawie, że przesadzę z liczbą „wstrząsów”.

– Jedyna dziesiątka, która obecnie cię określa, Simon, to „przytyj dziesięć kilogramów, aby znów wyglądać jak facet”. Teraz to taki z ciebie chłoptaś i gdybym nie wiedziała, tobym stwierdziła, że ledwie oderwano cię od cycka, matki oczywiście – dodałam, aby miał pewność, że nie wciągam go w grę z erotycznymi podtekstami.

– Idę z tobą tylko na godzinę, potem mam inne plany – oznajmił lodowato, kiedy opuszczaliśmy jego dom.

Nim wsiedliśmy do samochodu, pozwoliłam mu podziwiać swoje kształty. Miałam nadzieję, że widok kobiety, która ma do zaoferowania to, co kiedyś go pociągało, zadziała korzystnie.

– Jeśli twoje plany dotyczą spotkania z Lewandowskim, Ronaldem czy Neymarem, to wiedz, że można lepiej spędzić czas, niż udając, że potrafi się grać w FIFĘ. – Mówiąc to, seksownie oblizałam wargi.

Widziałam, że zadrżał. Czułam w kościach, że mój plan skutkuje, a terapia wstrząsowo-pobudzająca przyniesie efekty, jakich oczekiwał ode mnie Mason. Lubiłam wyzwania, a eksperyment, w którym królikiem doświadczalnym był Simon, cholernie intrygował moją popapraną duszę.

– Piękna, wyszczekana i zna się na sporcie. – W głosie Simona wyczułam nić zainteresowania.

Zbliżyłam się do niego na tyle, że mógł poczuć na swojej twarzy mój oddech. W wysokich szpilkach wciąż byłam od niego niższa, jednak teraz ta różnica nie okazała się wielka. Chwilę patrzyłam mu prosto w oczy, próbując odczytać z nich coś więcej niż ulotne zainteresowanie.

– Dziwnie określacie w tym swoim królestwie inteligencję. – Odniosłam się do oceniania mnie jako wyszczekaną, bo pierwsze z określeń akurat do mnie pasowało. – I nie, nie znam się na sporcie, ale znam się na przystojnych mężczyznach i sorry, ale ty się do nich teraz nie zaliczasz.

Jego wzrok potwierdził to, co chciałam uzyskać. Zabolało! Aż chciałam klasnąć, ale się powstrzymałam i bez słowa odwróciłam, aby wsiąść do samochodu.

Simon

Nie miałem pojęcia, co mnie podkusiło, by jednak pójść na tę kolację z Olimpią i Willem. Po prostu nie potrafiłem odmówić Majce. Ogoliłem się, założyłem koszulę z długim rękawem, która ukrywała większość blizn, były widoczne tylko te na dłoni i szyi. Oczywiście Panna Jestem Wyszczekana musiała grać mi na nerwach. Chyba nigdy wcześniej kobieta nie nazwała mnie nieprzystojnym, niepociągającym… Zacisnąłem szczękę tak mocno, że dziwiłem się, że nie połamałem zębów. Wsiadłem do samochodu i pozwoliłem, byśmy w milczeniu dotarli do restauracji. Jej uwaga zabolała bardziej, niż byłbym gotów przyznać na głos. „Zero, kurwa, totalne zero” – wściekłość mieszająca się z odrzuceniem buzowała mi we krwi. Czy tej kobiecie nikt nie powiedział, jak boli urażona męska duma? Gdy dojechaliśmy na miejsce, wysiadłem szybko, by pomóc Majce, podając jej rękę i przepuszczając ją przed sobą.

– Widzę, że znalazłeś maszynkę do golenia – powiedział Mason, otwierając nam drzwi do restauracji.

– Bałem się, że Majka weźmie nóż kuchenny i postanowi sama uporać się z moim zarostem. – Poklepałem go po plecach.

Przez ten czas, kiedy współpracowaliśmy, a raczej kiedy Mason uczył mnie protokołów, zachowań i wszystkiego, co powinien znać człowiek chroniący rodzinę królewską i ich gości, zbliżyliśmy się do siebie. Już nie był tylko irytującym kolesiem pilnującym Willa, ale także kimś, kogo śmiało mogłem nazwać przyjacielem.

– Cóż, znając ją, to bardzo prawdopodobne – westchnął Mason.

– Nie podsuwajcie mi lepiej takich pomysłów. – Majka zachichotała i ruszyła w stronę jedynego zajętego stolika w restauracji.

Ogarnęło mnie dziwne zdenerwowanie. „Weź się w garść, Simon, to twój przyjaciel” – powtarzałem sobie, ale na niewiele się to zdało. Odwykłem od towarzystwa kogokolwiek.

– Patrzcie, kogo udało mi się wyciągnąć z domu. – Majka prawie w podskokach zaprezentowała mnie naszym przyjaciołom.

– Simon! – Nie byłem przygotowany na rzucającą się na mnie kobietę. Olimpia objęła moją szyję i poczułem jej łzy na swojej skórze.

Objąłem ją w pasie, ze zdziwieniem rejestrując, jaką przyjemność wciąż sprawia mi bliskość drugiego człowieka. To wszystko było nieco pokręcone…

– Też się cieszę, że cię widzę. Pięknie wyglądasz. – Cmoknąłem ją w policzek i odsunąłem od siebie.

– Najwyższa pora, stary – powiedział Will i objął mnie po męsku.

W jego oczach widziałem ślad wyrzutów sumienia, bo po tym, jak zacisnął szczękę, mierząc mnie wzrokiem, byłem pewien, że obwiniał się za to, jak wyglądałem.

– Majka, zapisz mi te książki, które chciałaś przedpremierowo wydębić od autorów. Załatwię ci nawet spotkanie z nimi – powiedział Will, wciąż wpatrując się we mnie.

Musiałem zmienić temat, bo byłem pewien, że jeszcze chwila tego wgapiania się, a ucieknę do domu.

– Co dobrego dziś jemy? Przez tę tutaj… – wskazałem na Majkę – …nie zdążyłem nic zjeść.

– Widać, chudzielcu – parsknęła Majka. – Ale nie martw się, zaraz cię nakarmimy i zadbamy, by nie porwał cię silniejszy wiatr.

– Przeraża mnie twoja troska, piękna. Nie wiedziałem, że lubisz książki – zagadnąłem, byleby odciągnąć uwagę wszystkich od siebie.

Majka spojrzała na mnie, jakbym był czymś paskudnym przyklejonym do jej buta, i odpowiedziała mi cicho:

– Czy ładna kobieta nie może czytać? Uwielbiam książki: romanse, fantastykę, dobry kryminał… To zbrodnia?

– Jesteś piękna, nie tylko ładna. I nie miałem niczego złego na myśli. Jeśli potrzebujesz czegoś do czytania, to moje zbiory stoją dla ciebie otworem.

Will i Olimpia wymienili porozumiewawcze spojrzenia, przysłuchując się naszej wymianie zdań, a ja poczułem się jak głupek. W rezydencji Willa była wielka biblioteka, jak moje skromne zbiory mogły się z tym równać?

– Wybacz, nie pomyślałem, że masz dostęp do książek w domu Willa.

– Chętnie przejrzę twoje zbiory, może znajdę tam coś z tej epoki. – Majka mrugnęła do mnie, zdejmując mi ciężar z piersi.

Przez resztę kolacji przysłuchiwałem się rozmowom przyjaciół, czułem się jak intruz, nie potrafiłem włączyć się do wymiany zdań. Dłubałem w talerzu, marząc, by znaleźć się już w domu, odciąć się od świata i udawać, że wszystko jest w porządku.

Kiedy pod stołem poczułem rękę Majki na moim kolanie, z trudem powstrzymałem zaskoczenie. Jej gest nie był jednak erotyczny, bardziej… jak nieme wsparcie. Ta kobieta widziała więcej niż inni i, co mnie dziwiło, przejmowała się, choć przybrała maskę wrednej i niedostępnej. Pamiętałem, jak popłakała się na balu, gdy jej pożal się Boże facet zdradził ją i zobaczyli to wszyscy goście. Pamiętałem, jak tuliłem ją w tańcu i rozśmieszałem głupimi tekstami czy opowieściami o wypadach z Willem i Nickiem. Wydawało mi się, jakby to było całe wieki temu, a nie minął jeszcze rok. Tak wiele się zmieniło…

Splotłem jej palce z moimi, dziękując za pomoc, której teraz mi udzieliła. Kiedyś to ja nie pozwoliłem jej się rozsypać, teraz to ona trzymała mnie, nie pozwalając zapaść się w ciemną otchłań.

Majka

Sama nie wiedziałam, czy kolacja przebiegła tak, jak planowałam, czy może Simon był za bardzo na uboczu. Zdystansowany, wręcz wycofany i nawet baczny wzrok serdecznego przyjaciela nie skłonił go do zwierzeń. Jakby siedział z nami za karę, od niechcenia jadł podane dania i jedynie odliczał minuty do wyjścia z restauracji. Owszem, zdawałam sobie sprawę, że po kilku miesiącach nagłe wyjście do ludzi będzie czymś w rodzaju sporego szoku, ale przecież Willa i Olkę znał od dawna, nie musiał przed nimi grać kogoś, kim nie był.

Chcąc dodać mu trochę siły, pogładziłam jego kolano. Odczytał moje zamiary, bo splótł na chwilę nasze dłonie, dziękując tym drobnym gestem za moją pomoc. Coś niewielkiego, ale dającego wsparcie, by wytrwać do końca kolacji. Nawet w ciszy, będąc w innym świecie, ale wytrwać.

Po kolacji pożegnałam się z Olką i Willem, nie musząc tłumaczyć, że jadę odholować Simona do domu. Obydwoje widzieli, że był w kiepskim stanie, dlatego obecność kogoś bliskiego była mu potrzebna. Tym bardziej że byłam winna Simonowi przysługę, bo on bez wahania wyciągnął do mnie pomocną dłoń, kiedy tego cholernie potrzebowałam.

– Nie musisz mnie niańczyć. – Mina Simona daleka była od przyjaznych. – Potrafię zadbać o siebie.

– Właśnie widziałam to przez ostatnie tygodnie – zakpiłam. – To, że zamkniesz się w domu i nie będziesz wychodził do ludzi, nie uczyni twojego życia lepszym.

Simon wbił we mnie puste spojrzenie. Przez chwilę bałam się go, bo w jego oczach kryło się coś, czego dotąd nie znałam. Nie potrafiłam tego zdefiniować, ale z pewnością nie było to nic miłego…

– A skąd wiesz, że ja w ogóle chcę żyć? – zapytał poważnie. – Myślisz, że jak wygląda każdy mój dzień? Bo jeśli chcesz, to chętnie ci o tym opowiem.

Milczałam, ale on zdawał się nie zwracać na to uwagi.

– Wyobrażasz sobie, że patrzysz w sufit i zastanawiasz się, czy dziś jest ten dzień? Czy jest to odpowiednia chwila, żeby ze sobą skończyć, czy może jednak dać życiu jeszcze jedną szansę?

Bardziej niż jego spojrzenie przerażały mnie teraz jego słowa. Nie byłam lekarzem, a już na pewno nie psychiatrą, ale miałam pewność, że Simon cierpi. Nie tylko jego pokryte bliznami ciało, ale przede wszystkim dusza.

– Pomogę ci, obiecuję, że ci pomogę, tylko proszę, daj mi szansę – wyszeptałam z nieznaną sobie delikatnością.

On też chyba nie spodziewał się takiej reakcji. Otworzył drzwi samochodu, abym wsiadła do niego pierwsza, po czym zajął miejsce obok.

– Pozwolę, ale nie dziś. Dziś jestem zmęczony – wyznał, gdy dojeżdżaliśmy do jego domu.

Cmoknął mnie w policzek na pożegnanie i zostawił samą na tylnym siedzeniu samochodu. Choć bardzo chciałam wysiąść, biec za nim i mocno go przytulić, siedziałam jak sparaliżowana. Nie tego się spodziewałam. Nie tego, że w głowie Simona są demony, z którymi i mnie przyjdzie się zmierzyć.

– Wracamy do domu? – zapytał kierowca, kiedy Simon zniknął za drzwiami.

– Dziś tak, ale jutro rano tutaj wrócimy z dużą ilością wina i lodów – postanowiłam.

Kierowca uśmiechnął się, co zobaczyłam w lusterku, i ruszył z piskiem opon.

– Że z winem, to rozumiem, ale po co komu lody? – zapytał po chwili, a ja buchnęłam śmiechem.

Na chwilę zapomniałam o pustym spojrzeniu Simona, w którym kryło się nieme błaganie o pomoc. Na chwilę znów stałam się optymistką, dla której świat stał otworem i jedynym problemem w nim było to, że ilekolwiek życia mi zostało, na pewno było to zbyt mało. Kochałam oddychać, kochałam żyć i dlatego tak bardzo nie rozumiałam tego, co czuł Simon.

– W Polsce tak sobie radzimy w stresujących sytuacjach – wyjaśniłam. – To znaczy kobiety, bo faceci idą do baru golnąć kilka setek i po problemie. My wolimy jeszcze się tuczyć węglowodanami, bo przecież po coś je wymyślono, a kilka kilogramów więcej to dobry pretekst nie tylko, żeby kupić coś nowego, ale też żeby przejść na kolejną dietę, której niby szczerze nienawidzimy, ale tak naprawdę uwielbiamy.

Tym razem kierowca milczał, choć wiedziałam, że moja wypowiedź go rozbawiła. Sama śmiałam się w duchu na myśl o tym, jakie my kobiety jesteśmy w gruncie rzeczy proste. Niby skomplikowane i niezrozumiałe, a tak naprawdę banalne do rozszyfrowania. Przynajmniej dla innych kobiet, bo faceci zwykle mają z tym nie lada problem.

Simon

Co mi strzeliło do głowy, by wyrzucić z siebie to, nad czym się zastanawiałem? Majka prowokowała mnie samą swoją obecnością, przy niej miałem ochotę jednocześnie stać się lepszym człowiekiem i takim, przed którym ucieknie gdzie pieprz rośnie. Postanowiłem trzymać się od niej z daleka, nie kusić losu, egzystować w spokoju, w samotności. Choć nie było jeszcze tak późno, poszedłem prosto do łóżka, by zamknąć oczy i uciec od życia. Sen nie dawał ukojenia, budził demony, jednak z koszmarami byłem sobie w stanie poradzić. Rzeczywistość była gorsza, więc wybierałem mniejsze zło. Spałem, ile się dało, uciekając od świata.

– Pobudka, śpiochu! – Kobiecy głos przebił się do mojej świadomości.

Uchyliłem jedno oko i zobaczyłem wpatrującą się we mnie Majkę. Leżała obok mnie na łóżku, przyglądając mi się z uśmiechem.

– Poważnie, muszę zainwestować w lepsze zamki i ochronę – mruknąłem. Chciałem, by sobie poszła i zostawiła mnie w spokoju.

– Zostawiłeś otwarte kuchenne wejście, jakiś włamywacz mógł bez problemu się tutaj dostać i cię okraść – odpowiedziała, jakby nie zauważając mojego przytyku do jej obecności w moim domu.

Zaśmiałem się, bo jedynym intruzem była ona, a bała się o jakiegoś wyimaginowanego włamywacza.

– Włamywacz właśnie leży obok mnie. Czemu w ogóle leżysz w moim łóżku?

– Chwilę patrzyłam, jak śpisz. Gdy nie rzucasz tych wrednych uwag, jesteś jakiś taki… bardziej znośny. A teraz wstawaj, idziemy na śniadanie!

Skrzywiłem się, jednak Majka nie chciała odpuścić i pociągnęła kołdrę, odsłaniając moje prawie nagie ciało. Miała szczęście, bo z reguły spałem nago, a tego poranka miałem na sobie bokserki.

– Widzisz coś, co ci się podoba, piękna? – zapytałem, przywołując jeden z tych uśmiechów, które otwierały przede mną wiele drzwi. Liczyłem, że tym razem to na nią podziała.

– Gdyby nie te odstające kości… Tak, gdybym zobaczyła tutaj zarys mięśni zamiast kości, mogłoby mi się podobać. A teraz z łaski swojej podnieś to chude dupsko i idziemy na śniadanie. Gdy jestem głodna, robię się złośliwa.

Roześmiałem się głośno, bo ta kobieta była niemożliwa. Podniosłem się z łóżka, podszedłem do Majki i cmoknąłem ją w policzek.

– W takim razie szybciutko się ubiorę. Nie chcemy przecież, żebyś zmieniła się w gremlina.

Gdy przeszedłem obok niej i nachyliłem się, by wydostać ubranie z komody, klepnęła mnie w tyłek. Popatrzyłem na nią zdziwiony, bo żadna ze znanych mi kobiet tak się nie zachowywała.

– Poczekaj tylko, gdy najmniej będziesz się tego spodziewała, odpłacę się tym samym. –  Pogroziłem jej palcem i poszedłem się przebrać.

Gdy byłem gotowy, znalazłem ją w kuchni rozkładającą zakupy.

– Pomyślałam, że śniadanie możemy zjeść na mieście. Może przejdziemy się na plażę, a później wrócimy na późny obiad lub kolację? Co ty na to?

– Niech ci będzie – mruknąłem i zaraz dodałem: – Ale nie mam zamiaru się przebierać.

– Sama jestem w szortach i koszulce, więc spoko. Idziemy. – Wystawiła do mnie rękę i pociągnęła w kierunku wyjścia.

Nim zdążyłem się zastanowić, siedzieliśmy już w jednej z małych knajpek zaraz przy plaży. Majka złożyła zamówienie na naleśniki ze wszystkimi dodatkami na osobnych talerzykach.

– Będziemy mogli się podzielić. – Wzruszyła ramionami, widząc moje pytające spojrzenie.

Gdy poczułem zapach naleśników, momentalnie zgłodniałem, nie musiała mnie więc namawiać. Gdy kelnerka odeszła od naszego stolika, zabrałem się za jedzenie. Oczywiście czułem spojrzenie tej kobiety, wiedziałem, że patrzyła na moją rękę, całą w bliznach.

– Simon, ja nie pomyślałam, że możesz się źle czuć…

– Przestań – odparłem. – Te blizny to nic, nie nimi się martwię. Przynajmniej twarz dalej mam ładną.

– To dlaczego zamknąłeś się w domu? Odrzuciłeś wszystkich?

Odłożyłem widelec, bo żołądek zacisnął mi się w supeł. Przez chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią, ale postanowiłem wyznać jej prawdę.

– Blizny mnie nie obchodzą, chociaż ostatnie miesiące nie były przyjemne. Nie radzę sobie z ludźmi… Nigdy nie byłem zbyt lubiany. Wychowywał mnie samotny ojciec, bo matka wolała ruszyć w trasę z jakimś muzykiem. Laski na mnie leciały, bo trzymałem się z Nickiem i Willem, poza nimi nie mam przyjaciół. Teraz wszyscy się ode mnie odsunęli, bo nie lubią ludzi z defektem, z bliznami. A ja odciąłem się od jedynych przyjaciół, by nie widzieć ich litości czy poczucia winy.

Gdy skończyłem mówić, podniosłem widelec i zabrałem się za jedzenie. Choć byłem ciekaw jej odpowiedzi, nie zamierzałem na nią czekać czy poganiać Majki.

Majka

Spędzenie całego dnia z Simonem okazało się dobrym pomysłem. Śniadanie na mieście, spacer po plaży i wieczorne rozmowy o sensie istnienia przy winie. Nie spodziewałam się słów, jakimi mnie raczył, a już na pewno nie wyjaśnień, dlaczego odciął się od przyjaciół.

Litość i poczucie winy to chyba też te uczucia, których ja sama nie byłabym w stanie znieść. I choć nie byłam na miejscu Simona, to rozumiałam go doskonale. Łatwo mówić „wyjdź do ludzi”, jeśli nie wie się, co siedzi wewnątrz człowieka. A w nim siedziała myśl, że wszyscy dookoła pragną okazać mu jedynie współczucie. Że wszyscy widzą w nim teraz chłopaka, który uratował przyszłą księżniczkę Martagonu, a nie Simona Maresa, którym wciąż przede wszystkim był.