Bez gardy - Małgorzata Falkowska - ebook
NOWOŚĆ

Bez gardy ebook

Falkowska Małgorzata

4,2

406 osób interesuje się tą książką

Opis

On walczy o drugą szansę w oktagonie. Ona o spokój, którego dawno nie zaznała.

Jacob ma za sobą przeszłość, o której tabloidy nie dają zapomnieć. Dziś skupia się na jednym celu: wyrwać się ze świata freak fightów i dostać się do zawodowej ligi. Każdy trening to dla niego bitwa. Każda gala to kolejny test.

Lizzy trzyma się z dala od blasku fleszy i mężczyzn z przeszłością. Ale kiedy zawodowe obowiązki zmuszają ją do wspólnego występu z Jacobem, stary lęk miesza się z czymś, czego nie spodziewała się poczuć. Z fascynacją.

W świecie brutalnych walk, kamer i social mediów trudno znaleźć coś prawdziwego. Ale może właśnie tam, gdzie emocje sięgają zenitu, rodzi się coś więcej? „Bez gardy” to porywający romans sportowy o mocy drugich szans, uzdrawiającej pasji i uczuciu, którego nie da się kontrolować.

Nowelka z Kolekcji romansów sportowych Inanny

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 107

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (17 ocen)
8
6
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Jani2607

Z braku laku…

Słaba. Na początku nie wiadomo o co chodzi. Słabe dialogi. Brak rozwinięcia. Nie polecam.
00
Barbara19491112

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa książka
00
Olazd

Dobrze spędzony czas

Pomysł fajny, ale za szybko się wszystko wydarzyło i było potraktowane po łebkach.
00
martaglazer

Dobrze spędzony czas

Bardzo fajna historia tylko że za krotka 🥹🥹🥹
00



Dla każdej z Was, która doświadczyła

w życiu przemocy. Jesteście dzielne

i pamiętajcie, że maciesiłę!

Jacob

Wdech, wydech, wdech, wydech… Robiłem dokładnie to, co doradzał mi trener za każdym razem, gdy choć przez sekundę wątpiłem w swoje umiejętności. Nazywał to motywacyjnie: nabraniem nowych sił podczas wdechu i wyrzuceniem negatywnych myśli podczas wydechu. Wielu pewnie śmiałoby się z takiej metody, ale na mnie to działało i niejednokrotnie przyniosło mi zwycięstwo podczas ważnych walk. Tym razem co prawda nie walczyłem na macie, ale w głowie miałem już myśli o sobotniej gali, która dla mnie miała być rozstrzygnięciem mojego być albo niebyć.

Od kilku lat starałem się dostać do zawodowej federacji, by walczyć z zawodnikami, dla których sport to coś więcej niż tylko szybka kasa. Tak to niestety wyglądało podczas freakowych gal, do których załapałem się po występie w jednym z głupich randkowych reality shows. Nikt tam oczywiście nie szedł szukać miłości – większość uczestników po prostu miała parcie na szkło, jarała ich popularność. Łatwe pieniądze, życie jak z bajki – taki jest odbiór, kiedy ogląda się obrazki czy filmy skrupulatnie przerobione i zmontowane w taki sposób, aby pokazywać wszechobecne szczęście. Nikt nie widzi na nich uzależnień, hejtu, z którym się mierzy dana osoba, czy problemów psychicznych, które się pojawiają, gdy nie ma się twardej dupy.

Skąd o tym wiem? Bo sam byłem na dnie. Uzależniony od używek, a jeszcze bardziej od uwagi i opinii innych. Często wyssanych z palca, bo ludzie widzieli tylko to, co chciałem pokazać, ale chętnie dodawali sobie do tego historie. Cokolwiek bym zrobił, było źle. Odniosłem się do zarzutów – źle, nie odniosłem – też tragedia, a najgorsze, że widz często zapomina, że po drugiej stronie ekranu też jest człowiek. Taki sam jak on. Z krwi i kości. Z sercem iemocjami.

W czasach największego kryzysu odsunęli się ode mnie „przyjaciele”. Jedna wtopa wystarczyła, aby mnie zlinczowano i znienawidzono na tyle, by zainteresowali się mną ludzie z branży amatorskich walk w oktagonie. Tacy jak ja przyciągali publikę, a to, że można było znaleźć na nich sporo brudów, zachęcało rywali do zgłaszania się do walki ze mną. I w ten właśnie sposób z najgorszego syfu wyszedłem zwycięsko – dzięki treningom. Skupiłem się na tym, by pokazać innym wolę walki i determinację, której nigdy mi nie brakowało, a teraz, po trzech latach regularnych walk, gdy publika ze znienawidzonego gościa wywindowała mnie na szczyt ulubieńców, miałem szansę na awans. Awans do zawodowego bicia, bo w kuluarach się mówiło, że na najbliższej gali pojawią się właściciele znanej federacji.

Nie bez powodu zwiększyłem jednostki treningowe i drobiazgowo dbałem o dietę. W dniu ważenia na wagę chciałem wnieść dokładnie tyle, ile miałem ustalone w zapisach kontraktu. Chciałem, aby „przybysze z zewnątrz” (jak nazywaliśmy z trenerem wspomnianych właścicieli zawodowej federacji) wiedzieli, że podchodzę do sprawy poważnie, a zrobienie wagi było jednym z najważniejszych elementów ustalonego przeze mnie planu, aby się jak najlepiejzaprezentować.

Ostatni tydzień przed galą obfitował w atrakcje. Wiedziałem, że nie wolno mi opuścić żadnego treningu, bo mógłbym przez to zaprzepaścić swoje szanse. I nie chodziło tu o wygraną, bo tę miałem w garści, biorąc pod uwagę, że mój przeciwnik więcej czasu spędzał w klubach niż na sali treningowej, ale o prezentację w oktagonie. Pokazanie siebie, techniki, determinacji, dominacji i siły, które miały dać mi upragniony angaż i zabrać mnie ze świata freaków, dając szansę na poznanie świata prawdziwego sportu, który pokochałem całym sercem. Bo to on mnie naprawił. Uleczył na tyle, że zrezygnowałem z wszystkich używek. Na zawsze! I tego byłem absolutnie pewny, jak niczego innego. Wciąż wracały do mnie obrazy bycia na prawdziwym dnie dna, dokąd sam siebie doprowadziłem, myśląc, że zyskam w ten sposób większą sławę ipieniądze…

– Jacob, a ty co stoisz jak lalunia? – Krzyk trenera sprawił, że wróciłem do rzeczywistości. – Worek nawet się nie kołysze! Zawsze ci mówię, że on ma wręcz płakać! Ociekać potem z twoichrąk!

Posłałem mu wymowne spojrzenie, bo faktycznie mówił o tym często. Nawet zbyt często, ale najważniejsze było to, że jego słowa na mnie działały. Motywowały mnie do jeszcze cięższej pracy i dawania z siebie nie sto, a dwieście procent, aby faktycznie wreszcie ujrzeć na worku spływające krople.

– I udam, że nie wiem, że znów wróciłeś do przeszłości, bo czuję się jak kompletny nudziarz, powtarzając ci po raz kolejny, że przeszłości nie zmienisz, ale na teraźniejszość i przyszłość masz wpływ, więc zapierdalaj i bierz, co ci sięnależy.

Uśmiechnąłem się pod nosem i uderzyłem z całych sił w zawieszony przede mną worek.

– Jeden krok w tył, a po nim cztery do przodu, trenerze! – krzyknąłem i skupiony na swoim celu zacząłem okładać worek tak, aby trener widział, że liczę się z jego słowami.

Nie musiałem widzieć jego twarzy, aby wiedzieć, że się szczerzy. Że w głowie właśnie prowadzi sam ze sobą dialog o tym, jak zajebistym jest trenerem, coachem i motywatorem w jednym. Akurat z tym mogłem się zgodzić. Richard Wind naprawdę odnajdywał się w tych rolach.

Lizzy

Męczyło mnie słuchanie ciągle tego samego. Gość prowadzący szkolenie z marketingu naprawdę wziął sobie do serca przewidziany czas trwania i nie chciał skończyć wcześniej. Już idąc tutaj, wiedziałam, że nie dowiem się niczego nowego na temat rozwoju firmy w social mediach. Byłam na wielu podobnych szkoleniach, ale Zack chciał, abym miała kolejny papier w swoim portfolio, więc dzielnie poszłam, skoro i tak on za to płacił.

Notoryczne zerkanie na zegarek nie pomagało, bo czas zdawał się płynąć wolniej, a tworzenie nowych prac na tablecie graficznym, z którym się nie rozstawałam, było nie do zrobienia w pomieszczeniu, gdzie wszystkich widać z każdej strony. Nie chciałam, żeby prowadzący poczuł się zbędny, bo sama na jego miejscu bym tego niechciała.

– Czy ktoś z państwa ma jeszcze jakieś pytania? – W końcu wypowiedział zdanie, które zwiastowało zbliżający się koniec, i po cichu liczyłam, że w grupie nie znajdzie się nikt nadgorliwy.

Rozejrzałam się po niewielkiej sali i niestety ujrzałam, jak jedna z rąk się unosi. Niech to szlag, powiedziałam w myślach, wiedząc doskonale, że jedno pytanie zwiastuje często kolejne, a już naprawdę chciałam iść na umówione z mamą spotkanie.

– Dużo mówił pan o używaniu w celach marketingowych AI, rozumiem zatem, że widzi pan w tym pożytek. A co pan sądzi odnośnie do wpływu sztucznej inteligencji na relacje społeczne? Działa to na naszą korzyść czy przeciwnie? – padło pytanie, a ja nawet pochwaliłam je w duchu, bo lubiłam takie zagadnienia i miałam swoje zdanie na ten temat, jak zresztą na wieleinnych.

Prowadzący pokiwał głową, jakby potrzebował kilku sekund na zastanowienie się, zanim powiedział, że według niego świat zmierza w dobrą stronę, bo AI ułatwia życie ludziom, a o to chyba właśnie chodzi.

– A czy nie jest tak, że to właśnie rozwój technologii sprawia, że cofamy się w czymś, co zawsze powinno być priorytetem? – Postanowiłam zabrać głos, bo miałam odmienną opinię i ciekawiło mnie, jak zareaguje na mojeargumenty.

– Co miała pani na myśli, mówiąc o priorytecie? – dopytywał wyraźnie zainteresowany.

Czułam, jak oczy zebranych w pomieszczeniu skupiają się na mnie, co sprawiło mi chwilowy dyskomfort. Od ponad trzech lat uciekałam od podobnych sytuacji, jednak starałam się pamiętać o tym, że patrzy na mnie piętnaście osób, a nie setki tysięcy czymiliony.

– W wywiadach ludzie sukcesu odpowiadając na pytanie o to, co jest ich największym problemem, opowiadają o samotności. Czy to nie rozwój technologii prowadzi do pogorszenia, a w przyszłości może i zaniku relacji społecznych?

Prowadzący ponownie pokiwał głową, co wzięłam za dobryznak.

– No tak, przecież z programami takimi jak ChatGPT też można pogadać – stwierdził zaraz, a mnie dokładnie o to chodziło. – Bazując na psychologii, musiałbym przyznać pani rację, jednak jako specjalista od marketingu patrzę na to z innej perspektywy. Relacje interpersonalne nie leżą w kręgu moich zainteresowań, biorąc pod uwagę choćby to, że jestem przed czterdziestką, a nigdy nie miałem nawet narzeczonej – ostatnie zdanie wypowiedział z uśmiechem. Część ludzi zareagowała na to chichotem, czego zapewne prowadzący oczekiwał. – Czy są jeszcze jakieś pytania?

Tym razem żadna z rąk się nie uniosła, co oznaczało zakończenie szkolenia. Spakowałam notatnik i długopis do plecaka, w którym wygodnie spoczywał tablet, i wstałam, by wyjść.

– Pani Thomson – usłyszałam za plecami głos wykładowcy. – Czy mogę prosić o chwilęrozmowy?

– Chyba ktoś szuka narzeczonej – rzucił ktoś żartobliwie, a ja znowu poczułam dyskomfort bycia w centrum uwagi.

Odsunęłam się na bok, aby umożliwić innym wyjście, i gdy już zostaliśmy sami, wbiłam wzrok w mężczyznę, sugerując, że to on ma zacząć, skoro mnie zatrzymał.

– Nie chcę, aby pani mnie źle zrozumiała, ale…

– Proszę wybaczyć, ale nie umawiam się z nikim i nie jest to na mojej liście zajęć na najbliższe tygodnie ani nawet miesiące – postanowiłam przyspieszyć rozmowę, bo podejrzewałam, w jakim kierunku zmierza.

– To nie tak, znaczy… chciałem się z panią umówić na kawę, ale raczej na początek chodziłoby mi o ofertę współpracy. Cenię sobie ludzi mających własne zdanie i niebojących się go wyrażać.

Moje ego zostało przyjemnie połechtane, jednak sformułowanie „na początek” sprawiło, że w głowie miałam tylko jedną odpowiedź. Może nawet zgodziłabym się na dalszą rozmowę na temat zakresu współpracy, ale nie, przez jedno, a w zasadzie dwa słowa zdusiłam tę myśl w zarodku.

– Przykro mi, ale lubię swoją pracę, za to niespecjalnie lubię współpracować, o czym na pewno powiedziałby panu mój szef, gdyby tylko się z nim pan skontaktował – wyjaśniłam i dodawszy szybkie „do widzenia”, wyszłam z sali dumna z siebie.

W drodze do samochodu wystukałam szybko wiadomość do mamy z informacją, że będę w jej kawiarniocukierni, królującej na instagramowych fotkach od ponad półtora roku, za kilkanaście minut. Wbrew logice liczyłam optymistycznie na to, że godziny korków w Los Angeles już minęły, ale o tym już mama nie musiała wiedzieć.

Jacob

Od razu po treningu wróciłem do wynajmowanego od niedawna apartamentu. Niedużego, jak na standardy ludzi z mojej branży, ale wolałem odkładać kasę na coś swojego, niż niepotrzebnie ją wydawać na wielkie metraże, którymi można się chwalić w mediach społecznościowych. Do tworzenia treści absolutnie nie potrzebowałem ogromnej i dobrze wyposażonej kuchni, kilku pokoi stanowiących tło czy tarasu, gdzie można by robić różne challenge. Zyski czerpałem obecnie z walk, od sponsorów, których tatuaże miałem na ciele na galach, czy promowania popularnego sklepu z odżywkami dla sportowców. Niby niewiele, ale miesięczna wypłata, choć nie w każdym miesiącu była taka sama, znacząco odbiegała od zarobków ludzi zarabiających na etacie. Do tego nie musiałem wstawać wcześnie rano czy pojawiać się codziennie w miejscu pracy, bo sam sobie byłem szefem.

Zmęczony po treningu padłem na łóżko w sypialni i odpaliłem konsolę. Planowałem pograć godzinę, może dwie nim pójdę się umyć i spać, by uregulować pobudzenie po wysiłku. Usłyszałem dzwoniący telefon. Nie chciało mi się wstać, więc odebrałem połączenie na wibrującym przez sekundęzegarku:

– Czego?

– Stary, zbieraj zwłoki i lecimy do Nicka. Chłop chciał się popisać przed nową dziunią, wszedł na drabinę, by zmienić jakąś pieprzoną żarówkę, i spadł tak pechowo, że poleży w szpitalu przez tydzień, bo coś tam mu we łbie wykryli. –Nawet nie musiałem zadawać pytań, Leo sam na wstępie sprzedał wszystko, co miał mi do powiedzenia. – Tyle gadaliśmy, że mózgu nie ma, a tu jednak coś znaleźli.

Chwilę przetwarzałem słowa kumpla, nim połączyłem je w całość w głowie. Opowiadał o tym z taką lekkością, że nawet nie przeszło mi przez myśl, że stan Nicka może być poważny.

– Wpadniesz po mnie? Jestem tak styrany, że nie dam rady wsiąść za kółko – wyjaśniłem zgodnie zprawdą.

– No tak, w sobotę gala, a cholera jedna wie, czy ten cymbał da radę się wykaraskać do tego czasu, żeby móc ci kibicować. Być może będę musiał drzeć mordę z kimś innym. – Nick naprawdę wydawał się nie przejmować absolutnie stanem kolegi, co pozwalało mi sądzić, że jest z nim lepiej, niż przedstawiała to moja wyobraźnia.

Trzymaliśmy się w trójkę niemal od samego początku programu randkowego, w którym zdobyliśmy popularność, aż do końca. To dzięki chłopakom miałem szansę stanąć przed wyborem: relacja kontra kasa, bo lojalnie trwali u mojego boku i z determinacją przekonywali innych, że warto dać mi szansę.

Zarówno Leo, jak i Nick, w przeciwieństwie do mnie, nie dostali tak dużej liczby follows świadczącej o zainteresowaniu ich osobą, co pewnie wynikało z mojej decyzji i wywiadów, w których inni wypowiadali się o mnie po programie. No cóż, nie każdy rozumiał, że jasno przedstawiłem swój cel, a podczas nagrywek musiałem dzielnie walczyć o przetrwanie. To gwarantował mi solidny związek w programie.

– Będę za dziesięć minut, tylko od razu mówię, że nie mam zamiaru na ciebie czekać, gwiazdeczko – rzucił na pożegnanie, gdy nie odpowiedziałem na wcześniejszą uwagę.

Z niechęcią podniosłem się z łóżka, aby włożyć coś świeżego, co nie śmierdzi potem, by nie robić siary w szpitalu. Podarowany przez Nicka czas zdecydowanie nie wystarczyłby nawet na ekstremalnie szybki prysznic, więc musiałem postawić na czyste ubrania i perfumy, mające dać chociaż poczucie świeżości, choć na mojej twarzy wciąż malowało się zmęczenie.

Przebrany i wypachniony zszedłem na dół po kilkunastu minutach, ale Nick na szczęście nadal czekał w swoim lśniącym jeepie, podarowanym mu przez rodziców na zeszłoroczne urodziny. Zarówno on, jak i Leo mieli to szczęście, że urodzili się w dobrym miejscu. Nie tylko w Los Angeles, bo sam mieszkałem tu od zawsze, ale w rodzinach o wysokim statusie społecznym, które zapewniły im łatwiejszy start w dorosłość. Miasto Aniołów tylko dlawybrańców…

– Kiedyś naprawdę odjadę o czasie i się, kurwa, zdziwisz – powiedział, ściskając moją dłoń, gdy wszedłem do auta.

– Zasługuję raczej na gratulacje niż zjeby. Czekałeś tylko pięć minut i uwierz, nie chciałbyś poczuć mnie wcześniej, bo dopiero co wróciłem z treningu – wytłumaczyłem swoje spóźnienie.

– Jak mawia mój ojciec: szanując swój czas, szanujesz przede wszystkimsiebie.

Zmierzyłem go wzrokiem, czekając na puentę.

– Masz szczęście, Jacob, że ja siebie nie szanuję, to i czasu nie muszę – dodał wkońcu.

Pokiwałem głową, bo nie tego się spodziewałem, ale uśmiech na twarzy kumpla sprawił, że i ja się uśmiechnąłem.

– Kretyn! – skwitowałem żartobliwie. – A do drugiego kretyna ruszajmy – powiedziałem, a Nick odpalił jeepa. – Jak w ogóle można spaść zdrabiny?

– Przypomnieć ci, jak złamałeś nogę, bo potknąłeś się o powietrze? – odpowiedział, a ja chciałem zapaść się pod ziemię, bo pamiętałem reakcje kumpli na moją wywrotkę, po której przez sześć tygodni nosiłem gips. – Takie sytuacje po prostu tłumaczą, czemu ze sobą trzymamy. Trzech kretynów i tyle – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałem.

Ceniłem w Nicku i Leo to, że mimo często różnych zdań na dane tematy mieliśmy podobne poczucie humoru. To był nasz przyjacielski azyl. Coś, co nas naprawdę łączyło w świecie, w którym ludzie są zazwyczaj podzieleni.

Lizzy

Na widok neonowego napisu „Pod skrzydłami anioła”, który znajdował się na wielkich, białych anielskich skrzydłach, odruchowo spojrzałam na zegarek. Mama mogła się pieklić za kilkunastominutowe spóźnienie, ale i tak wyrobiłam się szybciej, niż przypuszczałam.

– Lizzy, no w końcu jesteś, dziecko! – powitała mnie niby radośnie, ale w głosie słychać było zniecierpliwienie. – Czekam na ciebie z kawą i deserem, a wiesz, że mój brzuch nie toleruje nie tylko glutenu, ale również nieregularności w dostarczaniu kalorii.

– I pomyśleć, że przed kursem dietetycznym rzadko używałaś słowa „kalorie” – zaśmiałam się, bo faktycznie mama kiedyś mniej dbała o to, co je. W pewnym momencie życia wyniki badań skłoniły ją do zmiany, która nie tylko pozwoliła jej zgubić kilka nadprogramowych kilogramów i wyleczyć część chorób, ale przede wszystkim uwierzyć w siebie i znaleźć prawdziwą miłość.

Doskonale pamiętałam te czasy, gdy mieszkałyśmy we dwie, a ona z trudem łapała się różnych prac, abyśmy mogły godnie żyć. W zdecydowanie mniej zamożnej części miasta, ale dla mnie to nie miało znaczenia. Liczyło się jedynie, że byłyśmy razem. Kiedy pewnego dnia zemdlała w pracy, coś przeskoczyło w jej myśleniu i zaczęła zmieniać swoje życie. Nie tyle dla siebie, co dla mnie, bo miałam w zasadzie tylko ją. Ojciec się ulotnił, nim poszłam do szkoły, i słuch o nim zaginął, a my zostałyśmy same. Od tamtego dnia mama zaczęła dbać o siebie, jeść zdrowiej i trenować dwa razy w tygodniu, w czym ją wspierałam, robiąc to wspólnie z nią. Zdecydowała się też iść na kurs dietetyczny. Tam poznała swojego ukochanego, z którym otworzyła jedną z modniejszych kawiarniocukierni w Los Angeles.

– Siadaj, bo musimy poważnie porozmawiać, a na głodnego to nie rozmowa. – Wskazała różowe krzesło, na którym po chwili usiadłam. – Jak szkolenie? Bo z tego wszystkiego zapomniałam zapytać.

Uśmiechnęłam się pod nosem, bo mama zawsze dopytywała o takie rzeczy. Traktowała mnie jak dziecko, mimo że miałam dwadzieścia pięć lat.

– W sumie nie dowiedziałam się niczego nowego, ale nie mów tego Zackowi. Niech myśli, że te szkolenia naprawdę mnie rozwijają. – Puściłam do niejoczko.

Jedna z kelnerek przyniosła do naszego stolika dwie kawy i pistacjowe croissanty z gorącym kremem, które w tym roku były hitem. W ogóle pistacja stała się jakaś modna i połowa (jak nie więcej) lodówki z wypiekami zawierała choć odrobinę tegosmaku.

– Dzięki wielkie, Krisha – powiedziałamama.

– Dziękuję – dodałam odsiebie.

Nie znałam tej dziewczyny, więc nie chciałam zwracać się do niej po imieniu, ale zgodnie z nauką, jaką wpajano mi od dziecka, dziękowałam za podanie mi czegokolwiek w podobnych do tego miejscach, aby pokazać, że jako klient nie wywyższam się nad obsługę, bo przecież rzeczywiście takbyło.

– Więc co to za poważny temat przed nami, mamo? – zagaiłam.

– Lizzy, córeczko, ja znam twoje podejście do tego wszystkiego, ale wiesz, że nie prosiłabym cię o to, gdyby nie było takiejkonieczności.

– Mamo, do brzegu. – Spojrzałam na nią wymownie, bo nie lubiłam, gdy w taki sposób zaczynała rozmowę, z góry wywołując u mnie politowanie czy współczucie.

Mama wzięła łyk swojej karmelowej kawy ze sprowadzanym do jej kawiarni specjalnym mlekiem sojowym, a ja cierpliwie czekałam, aż dokończy swoją wypowiedź. Nie spieszyła się, co lekko mnie irytowało, ale postanowiłam jej nie ponaglać. Czekała na mnie długo, więc i ja mogłam chwilę zaczekać.

– W ten weekend zaczynają się nagrania do programu cukierniczego, o którym ci opowiadałam. Zastanawiałam się, czy wysłać zgłoszenie i mnie namówiłaś, pamiętasz?

– Dostałaś się? Gratuluję, mamuś! – Wstałam, żeby ją wyściskać.

W naszych rozmowach często poruszała temat swojego rozwoju i tego, że nie chce stać w miejscu, kiedy zatem całkiem przypadkiem dowiedziała się o kolejnym programie kulinarnym dla cukierników, odebrała to jako znak i zaczęła rozważać zgłoszenie się. Dopingowałam ją. Podziwiałam jej wypieki, a lokal, jaki stworzyła, znało całe Los Angeles i nie tylko, więc wierzyłam, że nawet jeśli nie uda się jej wygrać, to zyska jeszcze większy rozgłos i może otworzy podobne kawiarnie w innych miastach, może nawet poza Kalifornią.

– Czyli zgadzasz się zastąpić mnie u boku Zacka? Tak bardzo ci dziękuję, córeczko – wypaliła, a mnie zapaliła się czerwonalampka.

– Zaraz, zaraz… Nie, nie ma szans, mamo, znasz moje podejście. Ja nie będę patrzyła na to na żywo, to nie na moje nerwy.

– Lizzy, błagam, Zack nie może być tam sam, a ty nie dość, że jesteś moją córką, to jesteś jego marketingowcem. – Złożyła dłonie w błagalnym geście.

Rollercoaster myśli w mojej głowie zdecydowanie mi się nie spodobał. Z jednej strony rozumiałam mamę i wiedziałam, że ma rację, z drugiej zaś takie programy przypominały mi o przeszłości, od której chciałam uciec. Nie wyrzec się jej, ale po prostu do niej nie wracać, bo tu, gdzie znajdowałam się obecnie, czułam się w końcu bezpiecznie.

Jacob

Leo leżał na łóżku niczym kłoda, uśmiechając się głupkowato. Nie wyglądał tak źle, jak się spodziewałem po rozmowie z Nickiem, co mnie ucieszyło.

– Witaj, ofermo – przywitał go Nick, a ja się cicho zaśmiałem za jegoplecami.

– Powinniśmy się ponumerować, bo na tytuł ofermy zasługuje każdy z nas – rzuciłem całkiemszczerze.

Jak podczas drogi wspomniał sam Nick, ja również nie należałem do poukładanych i uważnych, a i jemu często zdarzały się różnego rodzaju wtopy. Chyba właśnie to pomogło nam znaleźć wspólny język, co w sumie dawało pozytywny obraz naszejrelacji.

– Wiecie, czego najbardziej żałuję w tej całej sytuacji? – Leo nie odpowiedział na przywitanie, tylko rzucił pytanie. – Nie tego pieprzonego guza, którego mi wykryto, bo widać karma wraca i mnie też dopadła, ale tego, że nie będę mógł zobaczyć, jak mój przyjaciel rozwala kolejnego gnoja i zdobywa angaż do profesjonala.

Zatkało mnie. Owszem, Nick wspomniał, że coś znaleziono u naszego kumpla, ale nie padło hasło „guz”, które kojarzyło się jednoznacznie.

– Co ty pierdolisz, stary? Jaka karma? Jaki guz? – dopytywałem.

– Nie powiedziałeś mu? – Spojrzał na Nicka, który zaprzeczył ruchem głowy. – Spoko, też mogłem zamknąć ryj, bo jeszcze Jacob zacznie się przejmować, a nie ma przecież czym. W gwiazdach zapisany jest koniec każdego z nas, a mój po prostu jest bliższy, niż sądziłem jeszcze tydzień temu. Traktowanie ludzi z góry, bujanie się przez lata z nieodpowiednimi ludźmi i wykorzystywanie naiwnych lasek wyszło mi bokiem. Karma, Jacob, i ja to rozumiem. Matka tyle gadała o tarocie, astrologii i jakichś tam księżycach, że potrafię sobie wytłumaczyć to wszystko jako wyrok pieprzonego wszechświata.

Na widok szczerego uśmiechu na twarzy kumpla nie mogłem nie zrobić tegosamego.

– Ale nie gadajmy o tym, niech zbadają tego skurczybyka dokładnie i powiedzą, ile mi zostało, a potem obmyślimy, co dalej. Teraz jedyny plan, jaki mamy, to zniszczyć gnojka i cieszyć się na twój angaż – zwrócił się ponownie domnie.

W relacji z nimi doceniałem najbardziej to, że cieszyliśmy się ze swoich wzajemnych sukcesów. Bez zbędnej zazdrości, użalania się czy podkładania świń, jak niestety bywało u wielu „przyjaciół”. Pamiętam, że kiedyś w jakimś podcaście gość wspomniał, że nieprawdą jest, że przyjaciół poznaje się w biedzie, bo wtedy poznajemy po prostu dobrych ludzi. Przyjaciół poznajemy, gdy odniesiemy sukces, a oni mimo wszystko przy nas zostaną. Zgadzałem się z nim i wiedziałem, że Nicka i Leo mogę nazwać właśnie przyjaciółmi.

– Zdajesz sobie sprawę, że to, że na gali będą właściciele „zawodówki”, nie znaczy, że przyjdą tam dla mnie, a już na pewno nie to, że mnie zechcą? – zapytałem.

Nick trzepnął mnie otwartą dłonią w głowę. Dość mocno, bym to poczuł i aż się odchylił.

– A dla kogo innego niby? Wskaż mi na karcie innego gościa, który się nadaje. Prócz ciebie w main evencie, sorry, stary, ale są tam sami popierdoleńcy – wyjaśnił krótko. Nie komentowałem tego, bo znałem opinie przyjaciela o ludziach, którzy pozorowali konflikty, aby zyskać dla siebie kilka minut sławy. Ja traktowałem to naprawdę poważnie, bo treningi pomogły mi wyjść z największego bagna.

Na samo wspomnienie tych czasów przeszywał mnie dreszcz żenady, że doprowadziłem się do takiego stanu tylko po to, by pokazać, że potrafię się wyrwać z mroku i trafić do anielskiego raju. Jakże inaczej wyglądały różne części tego samegomiasta…

– Kieruj się logiką mojej matki, Jacob – wtrącił entuzjastycznie Leo, po którym zupełnie nie było widać choroby, na pewno nie tak poważnej, wręcz śmiertelnej. – Co sobie wymyślisz, to się wydarzy. Jesteś władcą swojego życia i kształtujesz rzeczywistość. Jak idę do klubu, patrzę na laskę i mówię „będziesz moja”, to jest moja. I też tak rób. Tylko nie z laskami, a z walką i wygraną. Przecież to twoje marzenie, zwizualizuj je i idź po swoje.

Przełknąłem ślinę, bo dziwnie się czułem z tym, że pociesza mnie kumpel, który sam tego potrzebuje. Nawet gdy leży na szpitalnym łóżku, nadal nie brakuje mu determinacji, by być moim coachem czy po prostu przyjacielem.

– Nie przejmuj się, ja będę kibicował za nas dwóch, a żebyś mógł tam być na żywo, połączymy się na WhatsAppie. – Nick klepnął Leo w ramię, chyba po to, aby ten skończył z mentoringowymi gadkami, za którymi Nick nie przepadał.

– Będę darł się tak, że mnie cały szpital usłyszy. – Podniósł dwa palce w geście obietnicy, na co wszyscy się roześmialiśmy.

– Totalni popierdoleńcy – rzucił Nick i żaden z nas nie musiał nic dodawać, bo miał rację.

Pojedynczo byliśmy walnięci, ale całą trójką tworzyliśmy już naprawdę mocno rąbniętą drużynę. Czułem z tego powodu ogromną wdzięczność, bo nigdy wcześniej nie miałem wokół siebie takich ludzi.

Lizzy

Nie mogłam znieść błagalnego spojrzenia mamy. W moim wnętrzu wszystko się kotłowało. Szanowała moje milczenie i nie ponaglała, bo rozumiała moje podejście, choć nie do końca znała całą prawdę z nim związaną.

– Lizzy, tu nawet nie chodzi o mnie. To również twoja praca. Sama powiedziałaś Zackowi kilka miesięcy temu, żeby przyjrzał się temu chłopakowi, choć znasz mojąopinię.

– Znam, szanuję ją i wiem, że masz rację, tylko równocześnie nie wiem, czy potrafię. Dla mnie to po prostu przemoc, mamo, i o ile sprawdzam się w tym z daleka i raczej od backstage’u, to…

Mama wstała z krzesła i podeszła, aby objąć mnie ramieniem.

– Ja mam świadomość, że za dużo widziałaś za młodu i powinnam szybciej kopnąć twojego ojca w tyłek, ale nie cofnę czasu, wybacz. To, co on robił, było przemocą, ale Zack… Sama wiesz, że on nie skrzywdziłby muchy, a już na pewno nie pozwoliłby, aby komuś innemu stała się krzywda. Wszystko jest zabezpieczone i jesteś tego świadoma, bo sama ogarniasz ochronę i nie tylko – tłumaczyła, a ja wiedziałam, że się niemyli.

Myśli w mojej głowie wirowały, powoli znajdując odpowiednią drogę. Walczyłam z samą sobą, ale w końcu uległammamie.

– Jeden jedyny raz cię zastąpię i wyłącznie dlatego, że sama nakierowałam Zacka na to miejsce – wyznałam i zanim skończyłam, mama już ściskała mnie szaleńczo.

Machnęła ręką na jedną z dziewczyn za ladą, która, jakby to było już wcześniej ustalone, przyniosła kolejny specjał. Widziałam go pierwszy raz, ale jeśli smakował tak samo dobrze, jak wyglądał, to już byłam w niebie.

– To dzięki niemu dostałam się do programu, więc wypadało wprowadzić go do menu – zakomunikowała z dumą. – Mam nadzieję, że gdy zaproszę cię do programu, będziesz mniej oporna. – Uśmiechnęła się szeroko.

– Przecież wiesz, że kiedy dotrzesz do finału, będę kibicować ci w studiu najgłośniej i inni cukiernicy nie będą w stanie słyszeć własnych myśli przez moje wiwaty – przyznałam szczerze, bo z pewnością tak by towyglądało.

Byłam najwierniejszym kibicem mamy, tak samo jak ona moim. Mając tylko siebie przez długie lata, stałyśmy się dla siebie przede wszystkim przyjaciółkami i zawsze mogłyśmy na siebie liczyć. Więź, jaką wypracowałyśmy, wiele razy pokazała, że nic nie jest w stanie nas podzielić. Bardzo todoceniałam.

– Zapomniałaś jeszcze o jednym, Lizzy… – Szeroki uśmiech mamy wyglądał dość podejrzanie.

Czekałam cierpliwie, aż dokończy, jednak ona zawiesiła głos i dała mi chwilę, abym sama wpadła na coś, o czym kompletnie nie miałampojęcia.

– Zapomniałaś o odcinku z pieczeniem z kimś bliskim – wyjaśniła wkońcu.

Bezwiednie odsunęłam talerz z deserem i popatrzyłam na mamę wielkimioczami.

– No way!– wydusiłam z siebie wreszcie, bo kompletnie o tym zapomniałam, ale też nie mogłam uwierzyć, że to mnie chce postawić obok siebie w programie ogotowaniu…

Owszem, byłam jej córką, ale na pieczeniu znałam się tak, jak mama na hydraulice, czyli mniej niż wcale. Mając własną kawiarniocukiernię, mama mogła postawić na jedną z dziewczyn i wyjaśnić, że są przyjaciółkami, co dałoby jej większe szanse, lub nawet zabrać Zacka, który radził sobie w kuchni zdecydowanie lepiej niż ja. Należałam do osób żyjących na diecie pudełkowej, nie w głowie mi było pieczenie i gotowanie. To był wprost nieosiągalny dla mnie poziom i mama świetnie zdawała sobie z tego sprawę.

– Lizzy, nie wyobrażam sobie wybrać kogoś innego niż ty, nawet jeśli miałabym robić wszystko za nas dwie – oznajmiła. – Ty będziesz mogła zająć się tym, co potrafisz najlepiej. – Zaśmiała się słodko z figlarnym błyskiem woku.

Nie musiałam pytać, bo wiedziałam, co ma na myśli. Znałam się na prezentowaniu czegoś innym w taki sposób, że czuli, że bez tego sobie nie poradzą. Byłam dobra w marketingu i wiedziałam, że wysokie stanowisko w firmie Zacka zawdzięczam swoim umiejętnościom, a nie mamie, która była jego partnerką. Dla Zacka liczyły się profesjonalizm i ambicje, a tych na pewno mi nie brakowało. Miałam ich wręcz za dużo, przez co często spadałam twardo na tyłek, szybko się jednak podnosiłam, by dalej realizować wyznaczone cele.

Jacob

Posiedzieliśmy u Leo dwie godziny, nim wyrzuciła nas pielęgniarka. Oznajmiła, że pacjent musi odpoczywać, na co Leo, jak to miał w zwyczaju, zażartował, że najlepiej odpoczywa mu się z damą u boku, ale dziewczyna to olała. Pewnie słyszała podobne teksty na tyle często, że nauczyła się wpuszczać je jednym uchem, a wypuszczać drugim. Zdałem sobie sprawę, że żaden z nas nie zapytał nawet o laskę, przez którą znalazł się na oddziale, a i sam Leo nie wspomniał o tym, pewnie nie bez przyczyny.

– Odwieziesz mnie czy mam zawołać ubera? – zapytałem Nicka, gdy już znaleźliśmy się przed budynkiemszpitala.

Podczas odwiedzin u kumpla napomknął o planach na wieczór, więc nie chciałem zabierać mu więcej czasu, niż było to konieczne. Ceniłem sobie czas i zamiary innych i wymagałem tego samego w zamian.

– Zawsze mnie bawi, kiedy rzucasz ten swój tekst o „wołaniu”. Mam wtedy przed oczami scenę, jak stajesz na ulicy i zaczynasz krzyczeć: „Uber! Uber!”. – Zaśmiał się z własnego dowcipu, który słyszałem jużwielokrotnie.

Jego uszczypliwość nie była złośliwa i dobrze o tym wiedziałem, choć pewnie gdyby ktoś powiedział mi coś podobnego pięć czy dziesięć lat wcześniej, wyrwałbym się do niego z pięściami za naśmiewanie się ze mnie. Ze mnie, a raczej z miejsca, w jakim się wychowywałem i dorastałem.

– Nie wiem, czy kiedyś zacznę mówić po waszemu – wyznałem. – Zresztą nie bez powodu przedstawiają mnie Jacob „Mroczny Anioł” Black.

– Owszem, ja wiem, o co chodzi, ale ludzie myślą, że ta ksywa wzięła się od nazwiska, a nie gorszego świata, w jakim dorastałeś. Miałem nawet kiedyś pomysł, aby otworzyć pub „Miasto Mrocznych Aniołów” w twojej dzielnicy, ale chyba nie byłby to dobry pomysł, co?

Parsknąłem głośno śmiechem, bo doskonale wiedziałem, jak by się skończyła tainwestycja.

– Zajebaliby cię przecież – podsumowałem prosto z mostu, bo nikt nie lubił określania w ten sposób naszej części miasta. Nazwa ta ukazywała naszą dzielnicę jako nie tylko mniej zamożną, ale zdecydowanie gorszą niż ta wspaniała i okryta sławą część Los Angeles.

Nick jedynie wzruszył ramionami, bo chyba spodziewał się takiej odpowiedzi. Skoro wcześniej nie mówił mi o tym pomyśle, oznaczało to, że sam uznał go za kiepski, a ja doceniałem, że potrafił samodzielnie szacować takie rzeczy w głowie. Uczony od małego, że najważniejsze jest posiadanie dobrze prosperującego biznesu, nie bał się inwestować kasy rodziców, co rusz szukał czegoś, co da mu satysfakcję i sprawi, że zechce poświęcić się temu na dłużej. Pub mógł być czymś takim, bo Nick kochał imprezy, jednak liczba klubów w Los Angeles odpychała go od tej koncepcji, no, chyba że znalazłby swoją niszę. Tą niszą w zamyśle przyjaciela była mniej zamożna część miasta, gdzie rzadko kiedy udawało się komuś otworzyć pub, który nie zyskałby szybko statusu meliny. Ryzykowna idea, nie mówiąc już o nazywaniu go znienawidzonym przez mieszkańców określeniem.

– Jeszcze zobaczysz, że kiedyś otworzę taki biznes, że nie tylko tobie szczęka opadnie. – Szturchnął mnie, dając znać, gdzie zaparkowaliśmyauto.

– W to nie wątpię, tylko rób to z rozwagą.

Wsiedliśmy do jeepa, którym przyjaciel zawiózł mnie pod mieszkanie. Pożegnaliśmy się i udałem się do moich czterech pustych ścian, gdzie chciałem w końcu wypocząć. Dzień przebiegł inaczej, niż to sobie założyłem, a ja nie lubiłem zmian. Treningi i ustalony czas na regenerację w ostatnich dniach były dla mnie świętością, ale skąd mogłem wiedzieć, że Leo wykaże się nierozwagą i spadnie z pieprzonej drabiny, po czym wykryją mu jakieś gówno w głowie. Tego nie było w planach. Ani teraz, ani nigdy indziej, ale musiałem to zaakceptować. Nie na wszystko miałem wpływ i jedynym, o czym marzyłem po całym stresie dnia, była gorąca kąpiel, więc przygotowałem ją sobie od razu po powrocie.

Leżałem w wannie z zamkniętymi oczami, aby oddać się medytacji. Może niekoniecznie takiej, jaką polecają mentorzy i specjaliści w tej dziedzinie, ale mnie tyle wystarczyło, by się wyciszyć. Zrelaksować się, znów myśleć tylko pozytywnie, w czym na razie przeszkadzała mi diagnoza przyjaciela. Choć nie mówiłem o tym głośno, cholernie się martwiłem, że mógłbym go stracić. Stracić kogoś, kto przecież był dla mnie jak brat, a może nawet i kimś więcej.

Spokój wreszcie nadszedł i przyniósł mi coś w rodzaju czystego spojrzenia na świat. Właśnie takiego podejścia nauczył mnie sport. Sport, który najpierw uratował mi życie, a następnie stał się moją pasją. Bo kim i czym w ogóle byłbym dziś, gdyby w porę nie przyszła do mnie propozycja zawalczenia dla jednej z freakowych organizacji?

Lizzy

Z samego rana pojechałam do firmy, gdzie umówiłam się z Susan, stylistką mamy. Zawsze sama wybierałam swoją garderobę, ale tu w grę wchodziło dziesięć tysięcy par oczu skierowanych na mnie. A nawet miliony, licząc te przed telewizorami czy komputerami. I choć dobrze znałam to uczucie z wcześniejszych występów w programie, to zdecydowanie za nim nie tęskniłam. Wiedziałam, jak bardzo media zakłamują rzeczywistość. Tym razem nic nie było ustawione i nic nie mogło mnie zaskoczyć, jak wtedy, gdy na sam koniec rozpłakałam się niczym dziecko i zwyzywałam kilka osób, które na to zasłużyły. Dziś postąpiłabym podobnie, ale w tamtym momencie zostało to źle odebrane i z ofiary stałam sięagresorem…

Niechętnie wracałam do wspomnień z tamtego okresu, ale czułam, a wręcz miałam pewność, że przez pokazanie się z Zackiem znów wszystko wróci. W mojej głowie powstał plan, by odklepać to szybko i unikać niepotrzebnych rozmów. Chciałam przecież jedynie pomóc. Nie wyobrażałam sobie znowu cierpieć z tego powodu. Przeszłość miałam za sobą. A przynajmniej takmyślałam…

Wraz z Susan postawiłyśmy na długą, efektowną suknię z odkrytymi ramionami i dekoltem do pępka. Nonszalancka czerń zdobiona kryształkami naprawdę robiła robotę, a w świetle reflektorów miała wyglądać jeszczelepiej.

– Jesteś stworzona dla tej sukni, a raczej ona dla ciebie – zachwycała się Susan, a ja nieskromnie musiałam przyznać jejrację.

Godziny ćwiczeń na siłowni i w domowym zaciszu przyniosły efekty, moja figura była niemal idealna. No, może cycki mogłyby być większe, ale nie myślałam o ich powiększeniu, bo ceniłam sobie naturalność. Zbyt wiele dookoła sztuczności w ludziach, by i ciało do tego doprowadzać… Przynajmniej ja tak uważałam.

– Jak ją pokazałaś, trochę bałam się tego wycięcia. – Wskazałam na dekolt. – Ale chyba właśnie to robi wrażenie, nie? I pasuje do klimatu wydarzenia… Jest elegancko, ale z pazurem, prawda?

– Oj, pazur to ty w sobie masz, Lizzy – przyznała bez ogródek, co doceniłam uśmiechem.

Stylistka znała mnie już kilka lat, od czasu, kiedy zaczęła współpracować z mamą. W obawie przed tym, jak odbierze ją środowisko Zacka, mama postanowiła dowiedzieć się więcej na temat mody i poszukując inspiracji, natknęła się na Susan. Wspólnie zmodyfikowały jej garderobę i od tamtej pory na każde większe wydarzenie to właśnie Susan wybierała modowe perełki dla mamy, a dziś i dla mnie.

– Sama pewnie postawiłabym na coś mniej wyzywającego – powiedziałam, zdjąwszy z siebiekreację.

W głowie już dopasowałam do niej biżuterię i uczesanie, którymi postanowiłam zająć się samodzielnie. Wystrzałowa sukienka w zupełności miwystarczyła.

– Będziesz najpiękniejsza na stadionie. – Susan uścisnęła mnie napożegnanie.

Resztę dnia spędziłam na planowaniu wydarzeń na drugą połowę następnego roku. Chciałam w widowiska sportowe ponownie wkręcić coś, co pozwoli wystartować dzieciakom z biedniejszych rodzin, a w tym roku budżet na to został już wyczerpany. Podobało mi się to, że Zackowi nie musiałam tłumaczyć zapotrzebowania na takie wydarzenia, a ja przy okazji czułam spełnienie misji. Sama bowiem pochodziłam z kręgów, w których niespecjalnie się interesowano rozwojem zainteresowań dzieciaków. Być może gdyby lata temu ktoś tworzył podobne projekty, dziś znajdowałabym się gdzie indziej, bo przecież tak bardzo kochałamtańczyć…

Być może gdyby w tamtym czasie pojawił się ktoś taki jak Zack, który chętnie dzielił się swoimi pieniędzmi i kontaktami, dziś byłabym tancerką, a nie specjalistką od marketingu sportowego. Oczywiście lubiłam swoją pracę, ale choć odnajdywałam się w niej i dawała mi satysfakcję, to nie była spełnieniem moich marzeń. Ambicji – owszem, bo pięłam się po szczeblach od najniższej pozycji i wiedziałam, że jeszcze wiele przede mną. Moja kariera wciąż się dopiero rozpędzała, co powtarzałam zarówno Zackowi, jak i mamie. Obydwoje wierzyli we mnie i dopingowali, a Zack chętnie inwestował w szkolenia dające mi szansę na poszerzenie wiedzy i zdobycie nowych kontaktów, z których i on czasem korzystał. Nigdy nie wiadomo, co i kiedy się przyda, a solidna baza kontaktów to najważniejsza rzecz w marketingu.

– Słyszałem, że się zgodziłaś i będę miał u swego boku najpiękniejszą specjalistkę od social mediów w Los Angeles, a nawet w USA. – Zajęta pracą nawet nie zauważyłam, kiedy do mojego gabinetu wszedł Zack.

Zmierzyłam go wzrokiem, bo doceniałam komplement, ale wiedziałam też, że w Los Angeles nietrudno znaleźć kogoś ładniejszego ode mnie. W tym mieście piękne kobiety były na każdym kroku.

– Dobrze, że jesteś, bo drukarnia dzwoniła, żeby potwierdzić ostateczny format vouchera. Sto pięćdziesiąt na osiemdziesiąt tak jak ustalaliśmy czy jednak coś mniejszego? – dopytywałam.

Zack zajął miejsce naprzeciwko mnie, a ja odwróciłam ekran, by mógł jeszcze raz spojrzeć na wzór do druku i sprawdzić, czy nie ma na nim żadnych błędów. Lubił sprawować kontrolę nad takimi rzeczami, do czego się przyzwyczaiłam, choć na początku odbierałam to jako brak zaufania.

– Pasuje to do nas, klasa! Nasze barwy… i już widzę ten blask, a skoro ma się błyszczeć, to nie idziemy w mniejszy format, Lizzy – odpowiedział zgodnie z moimi przypuszczeniami. – W sobotę wpadnę po ciebie koło siódmej, bo wcześniej odwożę mamę na nagrania.

– Mam jechać z wami? – zapytałam.

– A chcesz?

Automatycznie skinęłam głową. W końcu zdałam sobie sprawę, że dla innych zgromadzonych przed studiem nagrań nasz wieczorowy ubiór może wyglądać głupio, ale najważniejsze były przecież mama i jej szczęście. Zasługiwała nato.

Jacob

Zajęty treningami nie miałem kiedy wpaść do Leo podczas jego pobytu w szpitalu, ale starałem się jak najczęściej wspierać go przez telefon. Chyba nie miał mi tego za złe, bo nieustannie mnie motywował i odgrywał rolę coacha, co bawiło Nicka, który często nam towarzyszył. W ostatnim tygodniu przed walką czas płynął szybciej niż zwykle, a gdy nadszedł moment ważenia, zdałem sobie sprawę, że to naprawdę blisko. Znów poczułem przyjemny zastrzyk adrenaliny, który dawały mi wizja walki, a potem samo starcie w oktagonie.

– Stresujesz się czy bierzesz to nadal na lajcie? – zapytał trener na chwilę przed wyczytaniem mojego nazwiska. Zawodników ważonopojedynczo.

– Walczę w swojej wadze, więc tu nie ma miejsca na stres. Zacznie się, gdy przejdziemy do wyższej ligi i gal zawodowych – odpowiedziałem bez wahania, co ewidentnie ucieszyło Richarda.

Wciąż pewny siebie stanąłem na wadze, dałem ludziom z branży nagrać kilka storiesi zapozowałem do zdjęć. Niestety były to elementy, które nakręcały sprzedaż gali, a co za tym idzie – sensowne, a nawet bardziej niż sensowne, zarobki dla zawodników.

Bez zaskoczenia przyjąłem informację o osiemdziesięciu trzech i czterech dziesiątych kilograma. Moja waga wahała się w przedziale średniej kategorii wagowej, więc nie miałem z tym większego problemu, w przeciwieństwie do mojego przeciwnika, który zrzucał przez ostatnie tygodnie nadmiar dwunastukilogramów.

– Wilson też zrobił wagę – poinformował mnie Richard, kiedy już wyszliśmy z sali, w której trwało ważenie.

– Jakie „też”? Ja jej nie robiłem, ja po prostu taki jestem – wyjaśniłem, bo naprawdę doceniałem to, że właśnie tę walkę będzie obserwował ktoś z „góry”.

Timothy Wilson, znany z innego randkowego show, często zaczepiał mnie w sieci i rzucał wyzwiskami, by podkręcić atmosferę przed walką. Miarka się przebrała, gdy z premedytacją wyśmiewał się z dzielnicy, w której dorastałem, obrażał całą jej społeczność. Bananowy dzieciak nie wiedział, jak to jest dorastać, nie mając niczego… bo wiele dzieciaków przecież marzyło choćby o ciepłym obiedzie, kiedy on wpierdalał kolejne sushi.

– Nie lubisz go, co? – Trener wyczuwał, że podchodzę do tej walki inaczej niż zwykle, ale nie mogłem pozwolić, by ktoś uważał mnie za gorszego przez wzgląd na mojepochodzenie.

W życiu nie na wszystko mamy wpływ, jedną z takich rzeczy jest właśnie wybór miejsca, w którym się rodzimy i dorastamy, czy wybór rodziny. Na takie rzeczy wpływ ma jedynie los, a my decydujemy dopiero o dalszej drodze.

– Wiem, że tego nie akceptujesz, ale wkładam w to trochę prywaty – wyjaśniłem zgodnie zprawdą.

Richard Wind często mawiał, żeby nie podchodzić do walki w emocjach. Mieliśmy je zostawiać przed oktagonem, bo to właśnie one mogły nas zgubić i sprawić, że zdarzy się coś nieplanowanego. Kursy jasno wskazywały na moją wygraną, ale bagaż emocji mógł naprawdę wszystko zepsuć. Rozumiałem trenera, ale z Wilsonem nie potrafiłem inaczej.

– Rozwalę gnidę w pierwszej rundzie. Nie bój się, wiem, co mam robić. – Chciałem zakończyć rozmowę o rywalu i ostatnią dobę przed walką poświęcić na relaks. Potrzebowałem się wyciszyć i zapomnieć o gościu, który uważał się za lepszego tylko dlatego, że na życiowym starcie miał coś, czego mnie zabrakło – pieprzoną kasę, która niestety w dzisiejszych czasach, a już na pewno w Los Angeles, często była miarą wielkości człowieka.

– Wiem, że sobie poradzisz, bo nigdy nie trenowałem lepszego freaka niż ty, Jacob. Naprawdę masz potencjał i wierzę, że dopniesz swego, bo naprawdę na to zasługujesz. Po tylu latach ciężkiejharówki…

W słowach trenera wyczuwałem szczerość. Znał mnie na tyle długo, że mógł ocenić moje podejście do walki, widział progres, jaki wykonałem przez lata treningów. Jako jeden z niewielu wiedział, że to sport podniósł mnie z dna i że nigdy nie zamierzałem tam wracać. Zasłużyłem na wszystko, co sobie wypracowałem, a wygrana z Wilsonem miała być wisienką natorcie.

Lizzy

Kilka dni udawało mi się okłamywać samą siebie, że mam to wszystko w dupie i nie rusza mnie oficjalne wyjście z Zackiem, ale gdy nastała sobota, kiedy nadszedł dzień wydarzenia, a w brzuchu zaczęło mi coś jeździć, zrozumiałam, że nawet siebie nie jestem w stanie oszukać. Stresowałam się, a kilkanaście wizyt w toalecie pokazało, jaki marny ze mnie kłamca. Starałam się opanować, słuchając ulubionej muzyki, ale przynosiło to spokój jedynie na chwilę.

– Dasz radę, przez kilka tygodni monitorowano każdy twój ruch dzień w dzień, więc to jest pikuś, dasz radę, Liz, po prostu, kurwa, dasz. Jak zawsze! – powiedziałam w końcu do swego odbicia w lustrze po obmyciu twarzy zimną wodą.

Starannie wykonany wieczorowy makijaż, ułożone, lekko pofalowane, długie włosy, niezbyt nachalna, ale widoczna biżuteria i wysokie szpilki dopełniły mój lookna tyle, że stojąc przed lustrem tuż przed przyjazdem mamy i Zacka, czułam dumę. Skropiłam się jeszcze ulubionymi perfumami, które wrzuciłam do niewielkiej kopertowej torebki, aby służyły mi w razie potrzeby, bo z nerwów za bardzo się pocę. Uważałam, że lepiej przygotować się na każdą ewentualność, niż ryzykować nawet minimalną porażkę, dlatego też obok perfum spakowałam nawilżane chusteczki, podstawowe leki i oczywiście telefon.

– Możesz schodzić – zakomunikowała mama przez domofon, który zadzwonił, gdy zapinałam torebkę.

Jeszcze raz zerknęłam w wielkie lustro w holu, by uśmiechnąć się szczerze do swojego odbicia, i wyszłam z domu. Mama i Zack stali przed porsche, które było ulubionym autem mojego szefa, i podziwiali mnie, kiedy zmierzałam w ichkierunku.

– Zdecydowanie los maczał palce w tym, że moje nagrania zaczynają się akurat dziś, a to ty będziesz błyszczeć w blasku reflektorów – zachwycała sięmama.

– Na pewno będziemy mieć wielkie wejście, skoro podjeżdżamy takim autem. – Złapałam się teatralnie za głowę, bo nie łudziłam się przecież, że Zack wybierze mniej rzucający się w oczy samochód. Na takie wydarzenie? W końcu miał reprezentować prestiżową markę, a czerwone porsche idealnie do tego pasowało.

– Odebrałeś voucher z drukarni? – skierowałam pytanie do szefa, chcąc się upewnić, że tozrobił.

– Oj, Lizzy, Lizzy… – Już wiedziałam, że nie muszę się tym martwić. – Stanley ma go u siebie w aucie, bo sama rozumiesz… – Wskazał na samochód, w którym niespecjalnie było miejsce na wielki voucher, tym bardziej że jechaliśmy w trójkę.

Zack dał nam znak, żebyśmy wsiadały, a mama odruchowo spojrzała na zegarek w obawie przed tym, że przez naszą pogawędkę nie zdąży na najważniejsze w jej życiu nagrania. Coś takiego nie przytrafiało się każdemu, więc czuła się wyróżniona. Nie kryłam dumy z tego, że jest przykładem na to, jak z prawdziwego dna można wzbić się naprawdęwysoko.

– Nie przejmuj się, spokojnie zdążysz, a i my pewnie będziemy na czas. – Na początku naprawdę brzmiałam entuzjastycznie, ale kiedy przypomniałam sobie, że znajdę się w miejscu, w którym nie chcę być, moje podekscytowanie opadło.

– Wiesz, co w tobie uwielbiam, Lizzy? – zapytał znienacka Zack, a ja tylko wzruszyłam ramionami, bo nie miałam pojęcia, co chce powiedzieć.

Zważywszy na to, że pracowaliśmy ze sobą już kilka lat i sporo czasu spędzaliśmy razem prywatnie, mogło chodzić mu naprawdę o wszystko.

– To, że nawet gdy się cholernie starasz, to twoja twarz i tak zdradza każdą emocję. Jakbyś miała napisy na czole – zaśmiał się, ale mnie wcale nie było do śmiechu.

– To chyba coś, czego najbardziej w sobie nienawidzę – przyznałam, kręcąc głową. Wielokrotnie próbowałam hamować emocje, które się we mnie kłębiły, a jednak nie potrafiłam ich ujarzmić.

Mama odwróciła się do mnie i spojrzała czule, co oznaczało, że ma podobne zdanie do Zacka. Dla niej jako matki byłam dzieckiem idealnym i nie chciała, bym wyrażała się o sobie tak krytycznie.

– Nienawiść to wielkie słowo, dziecko. Nie wiem, czy na tym świecie jest ktoś, o kim mogłabym tak powiedzieć, a co dopiero mówić tak o samej sobie. Tylko ty wiesz, ile w życiu przeszłaś, by być tu, gdzie teraz jesteś – oznajmiłaspokojnie.

– Znowu brzmisz jak jakiś coach. Kategorycznie zabraniam ci czytania tych twoich książek psychologicznych – oburzyłam się, bo dobrze wiedziałam, że to z nich mama czerpała wiedzę o miłości nie tylko do siebie, ale również otaczającego świata. Dzięki temu odbierała życie jako prostsze i piękniejsze.

Nie musiała odpowiadać, bym wiedziała, że odebrała moją wypowiedź jako żart, czyli dokładnie tak, jak powinna. Absolutnie nigdy nie wyrzucałam z siebie słów, które mogłyby kogoś zranić, a na pewno nie mamę. Ją kochałam jak nikogo innego na ziemi. Najbardziej, na zawsze i bez najmniejszych wątpliwości.

Jacob

Czekałem na wyjście, lekko podskakując. Adrenalina robiła swoje, a gwar z hali sprawiał, że czułem, że żyję. Ci ludzie czekali na mnie. Chcieli zobaczyć, jak niszczę gościa, który wkurzał ich tak samo jak mnie. Timothy Wilson nie należał do tych, których się lubiło. Gdybym miał oceniać jego kreację, to pasował bardziej na głodnego uwagi błazna, który zrobi wszystko, aby przedłużyć swoje kilka minut sławy. Dokładnie tak odbierałem jego zaczepki. Nie miał pojęcia, z kim zadarł, i zamierzałem za kilkanaście minut mu to pokazać.

Nie znałem piosenki, w której rytm wchodził na oktagon mój rywal, ale odniosłem wrażenie, że idealnie do niego pasuje. Miało być groźnie, a wyszło śmiesznie, jak na błazna przystało. Z taką właśnie myślą postanowiłem wyjść zza kulis. Wiedziałem, że dzięki temu dam radę dumnie kroczyć w stronę ringu. Z podniesionągłową.

Muzyka ucichła, co oznaczało, że zaraz zacznie się mój moment chwały. Światła reflektorów i tysiące par oczu skierowane na mnie, marsz ku zwycięstwu, którego byłem pewien. Gdy z głośników zaczęła rozbrzmiewać nuta, którą wybrałem po raz kolejny na swoje wyjście, ruszyłem przed siebie. W towarzystwie dwóch ring girls czułem się jak król. W sumie niewiele potrzebowałem, by poczuć właśnie ten stan.

Mijałem kolejnych widzów przybyłych na galę, którym przybijałem piątki. Nie skupiałem się na nich, bo w głowie miałem tylko jedną twarz. Wilsona. Tę, którą planowałem rozwalić na tyle, by wstydził się dodawać storiesna social media przez tydzień.

Zrelaksowany i zmotywowany po usłyszeniu ostatnich słów utworu wszedłem do klatki, gdzie czekał już mój rywal. Skakał po macie, jakby chciał mnie tym przestraszyć, ale moje myśli krążyły wokół tego, by zachować siły na walkę o życie. Naprawdę odpaliłem w sobie tryb turbozniszczenia przez to, jak Wilson się zachowywał przez ostatnie tygodnie.

Sędzia na szybko przypomniał zasady, które obydwaj znaliśmy, i w końcu rozbrzmiał gong. Już w pierwszych sekundach ruszyłem na przeciwnika, by powalić go mocnymi sierpami i kopniakiem. Upadł. Zgodnie z zamiarem usiadłem na nim okrakiem w wygodnej dla siebie pozycji, by w łatwy i szybki sposób dokończyć to, co zacząłem. Z całych sił nawalałem w głowę Wilsona, aż wreszcie sędzia odepchnął moją dłoń i gong znów zadźwięczał. Wygrałem, triumfowałem w myślach, dopiero teraz czując, jak wiele sił kosztowała mnie ta niecała minuta walki. Lekko zmęczony wstałem, dumnie uniosłem ręce i naskoczyłem na siatkę, aby pokazać się publice. Z tyłu głowy miałem myśl, że ktoś z wyższej ligi właśnie zobaczył, co potrafię, i skłonny byłem nawet podziękować cicho Wilsonowi za to, że ułatwił mi zadanie. Mogłem przecież trafić na mocniejszego i lepiej przygotowanego rywala niż on i wtedy walka trwałaby dłużej.

Spiker ogłosił oczywisty wynik, a sędzia uniósł moją rękę, jednoznacznie potwierdzając, po czyjej stronie jest wygrana. Rozdano puchary i w momencie, gdy zazwyczaj przychodziła pora na kilka słów od zawodników, spiker poprosił do oktagonu jakąś osobę, której nazwisko w żadnym razie nie było mi obce. Googlowałem je tyle razy, że znałem prawie cały życiorys jednego z założycieli profesjonalnej ogólnoświatowej federacjiMMA.

Zamknąłem oczy, by w duchu już podziękować za to, co zaraz mnie spotka. Wymarzony awans z freaka na profesjonalistę naprawdę miał się stać rzeczywistością. Moje marzenie po licznych treningach i wyrzeczeniach miało się ziścić. Miałem zyskać większe pole manewru niż sławę z randkowego reality show.

Już w oddali widziałem sylwetkę ubranego w elegancki garnitur Zacka Parisa, któremu towarzyszyła partnerka, idąca z nim pod ramię, oraz drugi z założycieli, także z jakąś kobietą. Odwróciłem się, aby nie pokazywać nadmiaru ekscytacji, jaki się we mnie kłębił.

Dopiero kiedy weszli do oktagonu i Paris przejął mikrofon, odważyłem się na nich spojrzeć. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy zamiast partnerki Zacka u jego boku zobaczyłem doskonale znaną mi dziewczynę.

– Lizzy?! – rzuciłem pod nosem, więc nikt nie mógł mniesłyszeć.

Wbijałem wzrok w śliczną brunetkę, która ewidentnie unikała mojego spojrzenia. Jej ciemne oczy skupiały się na punkcie, który mimowolnie starałem się odnaleźć, jakbym liczył, że w ten sposób zmuszę ją do patrzenia na mnie. A przecież to ja powinienem uciekać wzrokiem ze wstydu, nie ona. Ja spierdoliłem po całości, kiedy ona najnormalniej w świecie poczuła się zdradzona i oszukana. I choć po długim czasie zrozumiałem swój błąd, to bałem się odezwać, bo Lizzy przyjęła na siebie tak wielką falę hejtu, że na pewno nigdy by mi tego nie wybaczyła. Sam nie potrafiłem tego zrobić.

Zack Paris wraz ze wspólnikiem mówili przez kilka minut, na czym nie byłem w stanie się skupić, i dopiero gdy trener mnie popchnął, zrozumiałem, że mam wystąpić, by mogli wręczyć mi symboliczny voucher, dający wstęp do ich federacji. Mocnym uściskiem dłoni podziękowałem za nagrodę, a kiedy nadeszła chwila, bym coś powiedział do mikrofonu, kompletnie mnie zatkało. I to nie z powodu spełnienia największego marzenia ostatnich lat, ale przez spotkanie z dziewczyną, która była w moim sercu jeszcze dłużej niż wspomniane pragnienie.

Lizzy

Utkwiłam wzrok w jednym punkcie, tak jak radziła robić w sytuacjach stresowych, związanych z publicznymi wystąpieniami, jedna z tiktokowych terapeutek. Jednak w moim wypadku nie chodziło o obecność kamer czy tysięcy ludzi na trybunach, ale o tę jedną parę oczu, która na pewno wpatrywała się we mnie. Czułam to całą sobą.

Nasze drogi połączyły się przypadkiem i choć to głupie, mogłam uznać, że właśnie on był największą miłością mojego życia. Niewielu o tym wiedziało, bo wstyd przyznać, że spotkało się kogoś w programie telewizyjnym, ale to zaskoczyło od pierwszego spojrzenia. Jakby pomiędzy nami znajdowała się niewidzialna nić, która nas ze sobą od dawna łączyła. To było jak odnalezienie bratniejduszy.

Zack wręczył przygotowany voucher, co oznaczało, że zaraz skończy się moment mojej męki. Nie mogłam przecież powiedzieć, że gdzieś głęboko w moim sercu nadal kryją się silne uczucia wobec chłopaka, który mnie najnormalniej w świecie oszukał, a ja durna naiwnie wierzyłam, że było w tym jakieś drugie dno i że kiedyś pozwoli mi na jego dostrzeżenie inny ogląd na sytuację.

O dziwo, Jacob nie wykorzystał swoich pięciu minut na pajacowanie przed mikrofonem, co skróciło czas przebywania w oktagonie. Z ulgą ruszyłam za Zackiem, aby wrócić na nasze miejsca, gdy poczułam na swoim ramieniu mokrą dłoń. Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć, do kogo należy, bo serce dawało mi jasny komunikat, że to właśnie byłON.

– Lizzy, zaczekaj, proszę cię, zatrzymaj się! – Nawet pośród tłumu dookoła i dudniącej muzyki usłyszałam te zabarwione desperacją słowa.

Puściłam Zacka, którego trzymałam pod ramię, i odwróciłam się do chłopaka. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja ponownie poczułam to, co pierwszego dnia, gdy się sobie przedstawiliśmy. Dokładnie to, czego się bałam i przed czym próbowałam uciec, wbijając wzrok w inny punkt, kiedy stałam dumnie obok szefa.

– Porozmawiamy? – zapytał w końcu po dłuższejchwili.

– Nie mamy o czym rozmawiać, Jacob. Gratuluję i życzę powodzenia – wydusiłam zsiebie.

Nie zatrzymał mnie. Swobodnie się odwróciłam i podążyłam przed siebie, a on nie stawiał oporu. Odpuścił.

Kiedy dotarłam na miejsce, Zack nie zadawał pytań. Znał historię relacji mojej i Jacoba, zresztą znała ją pewnie połowa Ameryki. Może nie tak dobrze jak mama i Zack, świadomi również mojego punktu widzenia i emocji, ale na pewno wielu zdążyło sobie wyrobić zdanie. A ja, oczywiście przez moją impulsywność, z ofiary stałam się katem.

Starałam się uśmiechać i udawać, że wszystko jest w porządku, z duszą na ramieniu czekałam na oficjalne zakończenie gali. Jacob walczył w main evencie, co oznaczało, że pozostało szybkie podsumowanie walk, po którym nastąpi uroczyste zamknięcie i pożegnanie. Dwadzieścia, no, góra trzydzieści minut, szacowałam w głowie.

Przewidywania okazały się słuszne, bo po niespełna pół godzinie u boku Zacka kierowałam się w stronę wyjścia. W pośpiechu sprawdziłam telefon, na którym widniała wiadomość od mamy, że cudnie wyglądałam na ekranie. Najwyraźniej udało jej się znaleźć czas, by choć na moment połączyć się z serwisem streamującym wydarzenie freakowej gali.

– Też masz wiadomość od mamy? – zapytałamtowarzysza.

Zack uśmiechnął się szeroko i pokazał mi Apple Watcha, co wiele wyjaśniało. On na bieżąco odczytywał wiadomości i powiadomienia, a ja zwlekałam z tym do teraz.

– Pisała, że przez nagrania, tak jak się spodziewała, zarwą nockę i żebym spokojnie się położył, kiedy cię odwiozę, a ona wrócitaksówką.

– Cała mama, martwi się o każdego, tylko nie o siebie – stwierdziłam.

– Nie myśl, że jej posłucham – zaśmiał się. – Coś zaraz wykombinuję, aby się dowiedzieć, kiedy zakończą nagrania, i sam ją odbiorę, by mieć pewność, że jest cała izdrowa.

Ucieszyło mnie jego podejście, bo mama zdecydowanie zasługiwała na kogoś, kto w końcu się o nią zatroszczy. Na faceta, który pozwoli jej po prostu być kobietą. Zadba, pocieszy, otoczy opieką i nie pozwoli, aby wykorzystywała zbyt często siłę swojego charakteru.

– Lizzy, ja rozumiem, jak jest, ale gdybyś chciała pogadać, to mam nadzieję, że wiesz, że jestem – rzucił, nagle zmieniając temat, a ja od razu się domyśliłam, co próbuje przez to powiedzieć.

Posłałam mu szeroki uśmiech wdzięczności, bo nie musiał oferować mi swojego wsparcia, a jednak traktował mnie jak kogoś w rodzaju córki, co było miłe. Milczenie w tym momencie okazało się jedyną odpowiedzią, jaką potrafiłam z siebie wykrzesać. Niezmiernie ucieszył mnie fakt, że właśnie zatrzymywaliśmy się przed moim domem i że będę mogła zaszyć się w ciszy i zostać sama ze sobą oraz swoimi myślami. Tego potrzebowałam teraz najbardziej.

Jacob

Po powrocie do szatni obmyłem twarz zimną wodą z milion razy. I nawet się ucieszyłem, gdy uradowany Nick wpadł z informacją, że prosto z gali jedziemy do Leo, bo tak się umówili przez kamerkę. Nie protestowałem. Doskonale wiedziałem, że znalezienie się w pustym mieszkaniu sprawi, że myśli natrętnie wrócą do czasów udziału w reality showi cyrku, jaki nastąpił po jego zakończeniu. A szczerze tego nie chciałem. Nie teraz, kiedy powinienem cieszyć się z kontraktu, o którym marzyłem od dawna. Kontraktu, w ramach którego miałem udowodnić, że ktoś taki jak ja też potrafi w życiu coś osiągnąć, gdy wkłada w to dużo wysiłku i pracy. Że nie tylko kasa rządzi tym światem, ale zaangażowanie i determinacja również, a tych akurat mi nie brakowało.

Starałem się opanować buzujące we mnie emocje, aby kumpel nie wyczuł, że coś się dzieje. Na szczęście zostawił mnie jeszcze na parę minut samego. Tak wiele razy omawialiśmy wydarzenia sprzed lat… Tyle razy mi mówili, że tak musiało się stać, że wręcz sam w to uwierzyłem i powtarzałem dzielnie jak wyuczoną formułkę. Bo dokładnie tak było. Manipulacja i ustawki – tymi słowami powinno się określić reality showsw Ameryce, a przynajmniej część z nich. Człowiek dostawał wybór, a raczej propozycję nie od odrzucenia, a dalej działo się tak, jak sobie zaplanowali scenarzyści… Dokładnie tak. Ja też pozwoliłem sobą zagrać, a Lizzy nic o tym nie wiedziała, co widać było po jej reakcji i późniejszym szale.

– Jacob, ja pierdolę, czy ja mam zwidy, czy na serio laska obok tego gościa to była twoja… – Nick wpadł do szatni drugi raz, gdy przebierałem się już w swoje ciuchy.

– Lizzy – dokończyłem za niego. – I nie moja, przypominam ci, że spieprzyłem po całości, ale przecież byłeś obok, więc wiesz, jak to wyglądało.

Nick szturchnął mnie w ramię, bo jako mój przyjaciel wiedział, że najpierw chciałem odezwać się do dziewczyny i wszystko wyjaśnić, ale podpisany kontrakt zabraniał mi tego przez co najmniej dwanaście miesięcy. Gdyby nie liczne wywiady, w których Lizzy pokazywała, niestety, swoje rozemocjonowanie, pewnie powiedziałbym jej o wszystkim. Bałem się, że mnie wyda i nie tylko zapłacę horrendalną karę, ale też zniszczę sobie karierę. Wolałem odciąć się i milczeć, starać się zapomnieć o dziewczynie, która jako jedyna dała radę dotrzeć do mojego serca i całego wnętrza.

– Skłamałbym, mówiąc, że nic się nie zmieniła, bo wylaszczyła się tak, że…

– Dokończ, a będę zmuszony pokazać ci to, co Wilsonowi – przerwałem mu, bo nie chciałem słuchać o tym, że chętnie by ją zaliczył.

Nick inaczej patrzył na Lizzy, bo miał z nią niespecjalnie dobre relacje w programie. Wolał, kiedy dziewczyna była posłuszna i oddana, a Lizzy, cóż, miała charakterek i nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Liczne nieporozumienia i spory z jej udziałem wynikały z tego, że po prostu wyjaśniała sytuacje na bieżąco, zamiast obgadywać ludzi za ich plecami, co niestety nie do końca było mile widziane w programie, w którym ludzkie ego grało pierwsze skrzypce.

– Spoko, spoko, już się zamykam. A swoją drogą wiedziałeś, że Lizzy i ten gość z federacji są razem? – zapytał.

– Nie są razem, Zack ma kogoś innego i zawsze się pokazuje z tamtą, dlatego właśnie nie rozumiem, co tu robiła ona… Zupełnie się jej nie spodziewałem, co chyba zauważyłeś.

Nick uśmiechnął się pod nosem, a ja wiedziałem, że chętnie powiedziałby coś uszczypliwego, ale sobie darował.

– To może nie jest już z tamtą, tylko teraz z Lizzy? Wiesz, ludzie się rozstają, wracają do siebie, poznają nowe osoby… Ten świat jest popierdolony, jeśli chodzi o miłość.

W sumie miał rację. Interesowałem się życiem właściciela federacji, jednak nawet media mogły nie wiedzieć o jego rozstaniu z poprzednią partnerką i jutro, a może nawet dziś, net zaleje fala artykułów o nim i Lizzy, jego nowej miłości. Ale co z tego? Od zakończenia programu nie miałem prawa, żeby oceniać życie i wybory dziewczyny. To ja z niej zrezygnowałem, to ja potraktowałem ją zupełnie tak, jakbym był wyzuty z emocji, a sam wybrałem drogę sławy, odpuszczając sobie miłość.

– Zbieraj tyłek, udziel jeszcze tych wymaganych wywiadów i lecimy do Leo, bo chłop czeka na nas w tej umieralni, żeby ci pogratulować. – Poklepał mnie po plecach. – Spełniłeś swoje największe marzenie, Jacob! Jestem z ciebie kurewsko dumny, że się niepoddałeś.

Byłem wdzięczny przyjacielowi za te słowa. Należał do nielicznych osób, które wiedziały, jak wiele pracy i siły włożyłem w to, aby być właśnie w tym miejscu. Angaż w profesjonalce dawał mi może mniejszą kasę, ale zdecydowanie większy prestiż. To był inny, bezcenny szczebel kariery.

– Chyba dalej w to nie wierzę, a przecież się tego spodziewałem – podsumowałem szczerze. – Obiecuję, że będziesz miał miejsca w pierwszym rzędzie, stary.

– Nawet bez obietnicy to wiedziałem, bo kto inny darłby ryja tak mocno jak ja? JACOOOB!!! – zaprezentował swoje umiejętności, a ja zatkałem uszy dłońmi, bo głos Nicka zdawał się docierać głębiej, niżbym tego chciał. – No widzisz – odczytałem z ruchu jego ust i dopiero wtedy odważyłem się opuścić ręce. Nick się zaśmiał.

Zgodnie z warunkami kontraktu udzieliłem tego wieczoru kilku wywiadów, w których przyjąłem gratulacje i wyraziłem wdzięczność za otrzymaną szansę. Tym razem byłem bardziej rozmowny niż w oktagonie, co zauważyli dziennikarze, a ja, by nie powiedzieć prawdy, mówiłem o tym, że zaskoczenie i emocje wzięły górę. Chyba uwierzyli. Nikt bowiem nie połączył pięknej towarzyszki Zacka z dziewczyną, którą tak bardzo skrzywdziłem w reality show, z jakiego byłem znany. Cieszyłem się, że Lizzy nie uczestniczyła w świecie freak fightów. Dzięki temu nie musiałem znosić trudnych i niewygodnych pytań mediów, które na pewno byłyby kierowane w moją stronę, gdyby powiązali Lizzy ze mną.