Niebo nad Toskanią - Jennifer Hayward - ebook

Niebo nad Toskanią ebook

Jennifer Hayward

3,8

Opis

Producent wina Matteo De Campo chce wprowadzić swoje wino do międzynarodowej sieci restauracji. Decyzję o tym, kto wygra przetarg, ma podjąć Quinn Davis. Matteo jest przekonany, że uda mu się ją oczarować na tyle, by chciała właśnie z nim współpracować. Jest bardzo zdziwiony, gdy Quinn przyjmuje go wyjątkowo chłodno…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 149

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (23 oceny)
5
10
6
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Jennifer Hayward

Niebo nad Toskanią

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

O ile Matteo De Campo się nie mylił, a zdarzało się to rzadko, jego rozmowa z bratem nosiła wszelkie znamiona interwencji. Riccardo patrzył na niego z góry jak matador szykujący się do zadania śmiertelnego pchnięcia. Dydaktyczny ton argumentacji drażnił uszy i wywoływał fizyczny wręcz dyskomfort.

Prawdę mówiąc, relacje między nim a bratem zawsze tak wyglądały, niezależnie od tego, czy się kłócili, czy żyli we względnej zgodzie. Riccardo był typowym, agresywnym samcem alfa, który szedł przez życie, rozpychając się łokciami. Matteo wolał subtelniejsze metody, zarówno w biznesie, jak i w życiu prywatnym. Wychodził bowiem z założenia, że więcej much można złapać na lep, niż bezmyślnie młócąc powietrze pięściami.

Strzepnął niewidoczny pyłek z perfekcyjnie skrojonego garnituru i cofnął się, by zwiększyć dystans.

– Więc twierdzisz, że zachowałeś się w porządku?

– Nie – odparł chłodno Riccardo. – Twierdzę, że nie wiem, co, do cholery, w ciebie wstąpiło. Traktujesz kobiety, jakby były twoją własnością.

Matteo wzruszył ramionami.

– Może uznałem, że twój sposób na życie jest lepszy. Powinieneś być zadowolony.

Riccardo spojrzał na niego rozbawiony.

– Zapominasz, że jestem teraz innym człowiekiem. Ożeniłem się i dobrze mi z tym. Nie zamierzam wracać do przeszłości.

– Tylko dlatego, że trafiłeś na anioła, który toleruje twój podły charakterek – mruknął. – Chyba nie wezwałeś mnie tutaj, żeby porozmawiać o moim życiu prywatnym, Ric?

– Jesteś dyrektorem sprzedaży i marketingu w De Campo, Matty. Twoje wyczyny rujnują wizerunek firmy, a to już jest moja sprawa.

– Czyżby? – wycedził.

– Żartujesz? Tabloidy są pełne twoich zdjęć. Alex ma już serdecznie dość tłumaczenia cię na każdym kroku.

Ukłuło go to. Matteo lubił szwagierkę i nie podobało mu się, że dokłada jej pracy. Był jednak zbyt rozdrażniony, żeby się nie odgryźć:

– Nawet gdybym od dziś do końca roku co tydzień lądował na okładce jakiegoś brukowca, nie pobiję twojego rekordu.

– To prawda – przyznał Riccardo. – Z tym że ja jestem lepiej zorganizowany.

Matteo zesztywniał.

– Nabijam się z ciebie, nie rozumiesz?

– Ależ rozumiem. Dlatego właśnie chcę, żebyś wziął się w garść.

– A co, jeśli nie posłucham? Ukarzesz mnie i ześlesz na prowincję?

Riccardo rzucił mu ganiące spojrzenie.

– Naprawdę chciałbym, żebyś przynajmniej na jakiś czas zniknął mi z oczu, ale niestety jesteś potrzebny tutaj.

Matteo wiedział, dlaczego. Jako szef sprzedaży na Europę niemalże podwoił obroty. Nie cierpiał tylko tego trzymania go na krótkiej smyczy. Wsunął dwa palce w węzeł krawata i poluzował go gwałtownym szarpnięciem. – Nie ufasz mi.

– Gdybym ci nie ufał, nie dostałbyś tej pracy.

– Więc czemu wciąż mnie kontrolujesz?

Oblicze Riccarda przypominało chmurę gradową.

– Przez ostatnie pół roku zachowujesz się jak gówniarz, Matty.

– Daj mi coś do roboty, to nie będę miał czasu na głupoty – mruknął.

– Nareszcie mówisz do rzeczy. – Riccardo podniósł z błyszczącego biurka magazyn i pokazał go bratu. – Warren Davis kupił sieć Luxe.

Matteo rzucił okiem. O kupnie sieci hotelowej przez trzeciego w rankingu światowym najbogatszego człowieka na świecie było głośno już od jakiegoś czasu.

– Czytałem o tym. Patreus dostał kontrakt na kolejne trzy lata.

– Nie jest to takie pewne. Davis weryfikuje wszystkich dostawców.

Matteo zmarszczył czoło.

– Skąd o tym wiesz?

– W poniedziałek grałem w pokera z jego znajomym. De Campo ma szansę zostać wiodącym dostawcą wina dla sieci.

Matteo aż wstrzymał oddech.

– To byłby kontrakt na sześć, siedem milionów dolarów, lekko licząc.

– Dziesięć – poprawił go brat, a w jego oczach błysnęła iskra rywalizacji. Ich ojciec Antonio De Campo wprowadził rodzinną firmę na światowe rynki. Riccardo umocnił pozycję imperium, rozszerzając działalność o branżę restauracyjną. Ale nawet dla nich kontrakt z siecią luksusowych hoteli był łakomym kąskiem i oznaczał, że ich wina byłyby sprzedawane w każdej z cieszących się wręcz legendarną sławą restauracji Luxe.

– Nieźle – szepnął Matteo. – Jak to rozegramy?

– Davis wyznaczył swoją córkę Quinn jako odpowiedzialną za segment wina. To do niej ostatecznie będzie należeć decyzja, kogo z wielkiej czwórki wybiorą. Ale najpierw musimy zdać test.

– Test? – zdumiał się.

– Warren Davis jest przekonany, że biznesem rządzą relacje. Dlatego rzadko kiedy kieruje się wyłącznie ofertą. Zresztą, wszyscy czterej kandydaci do kontraktu, w tym De Campo, mają atrakcyjną ofertę. Tak więc w tym przypadku zadecyduje właściwa chemia – mówiąc to, Riccardo uśmiechnął się dwuznacznie.

– Jak zamierzają ją sprawdzić?

– Koktajl w rezydencji Davisa.

Matteo odpowiedział uśmiechem.

– Przyjęcie z udziałem rekinów gotowych się pozagryzać?

– Tak to będzie wyglądać. – Riccardo wymienił dwie duże firmy działające w branży spirytusowej, które połknęły mniejszych producentów wina, oraz jednego niszowego producenta z południa Australii.

– Silver Kangaroo? – nie mógł uwierzyć Matteo.

– Zdobyli kilka prestiżowych nagród.

– Nie mają statusu wielkiego gracza. Skąd w ogóle pomysł, by ich zaprosić do przetargu?

– Podobno spodobali się Quinn. Z kolei my mamy szansę wygrać ze wszystkimi, jeśli Davis postawi na markę z tradycjami.

Matteo natychmiast poczuł zew rywalizacji. Jeśli o wyborze dostawcy ma decydować Quinn Davis, wystarczy, że użyje swojego uroku.

– Mamy jakieś informacje o tej całej Quinn? – rzucił szybko.

– Absolwentka Harvardu, inteligentna, twarda negocjatorka. – Brat wręczył mu teczkę. – Wszystko znajdziesz tutaj.

Matteo otworzył dossier i pobieżnie przerzucał znajdujące się w nim zdjęcia, artykuły i notatki.

– Harvard? Coś w sam raz dla mnie – mruknął.

Riccardo uśmiechnął się szeroko. On wybrał Harvard, Matteo Oxford. Od wielu lat sprzeczali się, która uczelnia była lepsza i jeszcze nie udało im się dojść do porozumienia.

– Quinn jest dyrektorką w kilku firmach Davisa, prawda?

– Tak. Jedna z ostatnich to Dairy Delight. Warren ma nadzieję, że jej doświadczenie w branży spożywczej pomoże ożywić biznes restauracyjny. Restauracje Luxe od paru lat odnotowują nieznaczny, ale jednak spadek obrotów.

– Dairy Delight? Przecież oni sprzedają lody i burgery. W jaki sposób ma to pomóc restauracjom z przewodników Michelina?

– Matty, Quinn jest nieodrodną córką swojego ojca. Nie doceniając jej, popełnisz poważny błąd.

Może i tak. Ale była też kobietą, a Matteo jeszcze nie spotkał kobiety, której nie mógłby mieć. Jeśli będzie w formie, Quinn zacznie mu jeść z ręki, zanim dopije pierwszy koktajl na tym przyjęciu. Co nie znaczy, że jej nie doceniał.

Zamknął teczkę.

– Kogo tam wyślemy?

– Ciebie.

– A ty i Gabe?

– Ja muszę być na otwarciu restauracji w San Francisco, a Gabe ma teraz mnóstwo roboty przy winobraniu. Nie będę mu zawracać głowy.

Matteo poczuł, że wraca do gry. Kontrakt jest jego. Tylko jego.

Riccardo nie spuszczał z niego oka.

– To bardzo ważny przetarg. Jeśli De Campo wygra, otworzymy zupełnie nowy rozdział w historii firmy. Musisz się postarać, Matty.

– Załatwione.

Riccardo drgnął nieznacznie. Matteo poczuł przypływ złości.

– Tylko nie mów tego znowu! – Ale było za późno.

– Pamiętaj, żeby nie powtórzyć historii z Angelique Fontaine.

Matteo wciągnął powietrze i zacisnął dłonie tak mocno, że przestał czuć własne palce.

– Jak długo będziesz mi to jeszcze wypominał? – wycedził. Miał ochotę rzucić się na brata i pięściami wybić mu z głowy przeklętą Angelique Fontaine.

– Załatw kontrakt z Luxe i jesteśmy kwita – odparł brat tonem, który natychmiast schłodził jego zamiary.

Matteo pochylił głowę i rozprostował palce, czekając, aż odzyska w nich czucie. W końcu popatrzył na brata, zastanawiając się nad czymś usilnie.

– Dlaczego ja? Gdybyś chciał, spokojnie znalazłbyś na to czas.

– Prawda jest taka – zaczął powoli – że tylko ty możesz zdobyć ten kontrakt. Quinn Davis nienawidzi mężczyzn. Skreśliłaby mnie za sam wygląd. Może Gabe dałby sobie z nią radę. Ale ty jesteś subtelniejszy, kobiety do ciebie lgną. Miejmy nadzieję, że to pomoże.

Matteo, który spodziewał się kolejnej porcji wyrzutów, odetchnął z ulgą.

– Hotele Luxe będą nasze, obiecuję.

Wsunął teczkę pod ramię, skłonił się i ruszył ku drzwiom. Jego umysł już pracował nad strategią, gdy do uszu doleciał głos brata.

– Matty?

Kładąc dłoń na klamce, odwrócił głowę.

– Pamiętaj, że pod żadnym pozorem nie wolno ci wciągnąć Quinn Davis do łóżka. Rozumiemy się?

Zacisnął szczęki, czując, jak cała jego kreatywność, która już zdążyła rozwinąć skrzydła, odlatuje w niewiadomym kierunku.

– Nie musisz mi tego powtarzać!

Riccardo pokręcił głową.

– Od jakiegoś czasu jesteś kompletnie nieprzewidywalny.

Matteo zesztywniał po raz kolejny w trakcie tej rozmowy.

– Doskonale wiesz, przez co przechodziłem i dlaczego doszło do takiej sytuacji z Angelique…

– To był kontrakt na siedem milionów, Matty.

A on go zdmuchnął jak domek z kart. Przeszłość stanęła mu gorzką pigułką w gardle. Mimo to zdobył się na wymuszony uśmiech.

– Tym razem nie nawalę.

Riccardo bez słowa odwrócił się w stronę okna. Audiencja była zakończona.

Matteo zamknął drzwi. Stał na korytarzu, zastanawiając się, co dalej. Oczywiście, że będzie musiał zawrócić w głowie Quinn. Inaczej nie zdobędzie kontraktu. Ale spać z nią? Matteo nie miał zamiaru spędzić kolejnych dwóch lat w czyśćcu. Musiał wrócić do gry i ten kontrakt mu to umożliwi. Od rozmowy z bratem zaschło mu w ustach. Potrzebował piwa. Zimnego piwa.

Godzinę później siedział na patiu przestronnego loftu usytuowanego w Meatpacking District, modnej dzielnicy Nowego Jorku. Humor wcale mu się nie poprawił. Wertował informacje zgromadzone przez asystentkę brata. Było tu wszystko, a nawet więcej, niż powinien wiedzieć o Quinn Davis. Także zdjęcia. Oglądając je, zrozumiał, dlaczego Riccardo go ostrzegł. Quinn nie była atrakcyjną kobietą. Jej uroda wprost zwalała z nóg.

Duże zdjęcie, które załączyła Paige, pochodziło z imprezy charytatywnej. Quinn była niewysoka, ale tak kobieca i apetyczna, że od razu wyobraził ją sobie w swoim łóżku. Długie ciemnobrązowe włosy spływały pasmami na ramiona, a szmaragdowe oczy mówiły „Weź mnie”. Nerwowo przełknął ślinę. Tak cudowna kobieta nie mogła nienawidzić mężczyzn.

Pociągnął łyk piwa i zagłębił się w lekturze. Quinn zatrudniła się w firmie swojego ojca zaraz po ukończeniu Harvardu. Szybko awansowała. Cieszyła się dobrą opinią, zarówno wśród partnerów biznesowych, jak i dziennikarzy ekonomicznych.

Przerzucał kolejne wycinki w poszukiwaniu informacji na temat życia osobistego. Albo raczej jego braku, jak stwierdził po chwili z zaskoczeniem. Dwadzieścia siedem lat, zamieszkała w Chicago, eksżona Juliana Edwardsa, prawnika z Bostonu. Małżeństwo trwało zaledwie rok. Poziom zaawansowany w krav madze? Aż gwizdnął z uznaniem.

Matteo był nią zafascynowany. Quinn Davis wyglądała na mocną zawodniczkę. Tak mocną, że w trzy miesiące zdołała pewnie całkowicie zdominować swojego biednego męża. Ostatni raz rzucił okiem na zdjęcie Quinn, po czym odłożył teczkę na betonowy podest. Wyciągnął nogi i spojrzał na jedyną widoczną gwiazdę, zawieszoną wysoko nad Manhattanem. Przed oczami mignęło mu wspomnienie z przeszłości. Wszyscy bracia De Campo – on, Gabriel i Riccardo – wchodzili do sali posiedzeń drugiego co do wielkości w Europie przewoźnika lotniczego. To był pierwszy ważny kontrakt dla Riccarda, jako nowego prezesa. Ich serca przepełniała nadzieja, w żyłach płynęła czysta adrenalina. Siedem milionów dolarów w zamian za dostawy wina na pokłady samolotów renomowanych linii lotniczych znajdowało się w zasięgu rąk. Prezentacja poszła tak świetnie, że wieczorem poszli w miasto uczcić sukces. Jednak gdy działanie adrenaliny osłabło, wrócił smutek i poczucie winy z powodu utraty najlepszego przyjaciela Giancarla. Matteo zmagał się z nim przez ostatnie kilka miesięcy, ale na próżno. Kiedy alkohol nie wystarczał, szukał pocieszenia w ramionach pięknych kobiet. Tyle że tym razem pocieszycielką była córka George’a Fontaine’a, prezesa linii lotniczych.

Angelique pracowała dla ojca i spotykali się w trakcie negocjacji. Miała na niego oko. Sądził, że jest dorosłą kobietą. Jednak gdy następnego ranka delikatnie uświadomił jej, że nie jest zainteresowany nawet dłuższą znajomością, pobiegła poskarżyć się ojcu. Szansa na kontrakt ulotniła się wraz z nią.

Fontaine zrobił mu awanturę przez telefon. Wspomnienie min braci, gdy George Fontaine oznajmiał swoją decyzję, która wypaliła w jego świadomości ranę, bolało go nawet dziś. Dlatego był tak wściekły podczas rozmowy z bratem.

Zły odstawił butelkę. Alkohol mu nie pomagał. Riccardo miał rację, powinien wziąć się w garść. Maleńka gwiazda mrugała do niego z wysoka jak latarnia przywołująca zagubionych na morzu żeglarzy. Zdobędzie ten kontrakt, nawet gdyby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu. A poprzeczka wisiała tym razem naprawdę wysoko.

ROZDZIAŁ DRUGI

Należąca do Warrena Davisa zabytkowa kamienica w zamożnej dzielnicy Hyde Park w Chicago połyskiwała ceglastą czerwienią w promieniach zachodzącego słońca. To był wyjątkowo upalny dzień i dopiero o tej porze parne powietrze zaczynało z wolna ustępować miejsca wieczornemu chłodowi.

Wysokie pinie oddzielające dom od ulicy szumiały lekko, wnosząc rześki zapach do pokoju Quinn, która stała w oknie, obserwując w dole samochody wysadzające gości przybyłych na koktajl. Byli nimi czterej przedstawiciele największych firm z branży spirytusowej. Spodziewała się ostrej rywalizacji. Ciekawa była nie tylko strategii, ale i swojej roli w tym zdominowanym przez mężczyzn świecie.

Przed przekroczeniem progu każdy z gości przez chwilę patrzył na zatkniętą przy wejściu flagę Stanów Zjednoczonych, przypominając sobie, że Warren Davis reprezentował wszystko, czym była dziś Ameryka. Miliarder, ale i filantrop, który potrafił dzielić się swoim bogactwem. Patriota i geniusz finansowy, który doradzał prezydentom i komentował ich decyzje. Człowiek, któremu darczyńcy gotowi byli zapłacić trzy i pół miliona na cele charytatywne w zamian za lunch przy jego stole. Zapewne w nadziei, że spłynie na nich choćby maleńka cząstka jego świetności.

Był także mężczyzną, który wraz ze swoją irlandzką żoną Sile, postanowił adoptować Quinn, gdy miała zaledwie dwa miesiące, a jej pochodzący z Południa rodzice ledwie wiązali koniec z końcem. W parę dni po tym, jak przywieźli niemowlę do domu, Sile zaszła jednak w ciążę i urodziła młodszą siostrę Quinn i jej najbliższą przyjaciółkę Theę.

Thea stała teraz przed lustrem, dobierając fryzurę. Wkładała po kolei różne opaski, przymierzała spinki i ponownie rozpuszczała włosy, rozczesując je coraz bardziej nerwowymi ruchami.

– Błagam, zdecyduj się wreszcie i chodźmy na dół – pospieszała ją Quinn.

Siostra westchnęła dramatycznie.

– Jak mam się zdecydować? – szepnęła z rozpaczą.

– Kochanie, dzisiejszego wieczoru poznamy dwóch potencjalnych partnerów biznesowych, a nie przyszłych mężów – roześmiała się Quinn. – Zdążyła już przeboleć swój rozwód z Julianem na tyle, że nawet udawało jej się żartować z powrotu do bycia singielką.

– Chyba nie sądzisz, że przepuszczę taką okazję? – rzuciła niemal oburzona Thea. – Pomyśl tylko, baron od steków, książę winnic, a na deser smakowity Matteo De Campo.

Quinn uśmiechnęła się tylko. Sama nie należała ani do trzpiotek, ani do flirciarek, więc trochę zazdrościła siostrze tego entuzjazmu.

– Daniel Williams jest bardzo przystojny, to muszę przyznać.

Thea odrzuciła długie blond włosy na plecy.

– O, tak, mogłabym zamieszkać na tym jego ranczu. Chociaż, gdyby Matteo De Campo dał mi szansę, pobiegłabym za nim bez wahania. – Wzniosła oczy ku górze z egzaltacją nastolatki.

– De Campo to playboy i narcyz. Nie związałby się na dłużej z żadną kobietą, nawet gdyby trafiła mu się ostatnia na świecie przedstawicielka naszej płci.

Thea machnęła tylko ręką.

– Kogo to obchodzi?I tak jest słodki! Podobno kobiety wyskakują z majtek na sam jego widok.

– Aż tak przystojny nie jest, chyba że lubisz mężczyzn w typie modeli z reklam perfum. Ci faktycznie wyglądają, jakby mogli uprawiać seks przez całą noc.

– A widzisz! – Siostra wychwyciła nutę podziwu w jej głosie. – Właśnie takim najtrudniej się oprzeć. Powinnaś pozbyć się tego pesymizmu. Rozwód to nie koniec świata – powiedziała zatroskanym głosem.

Serce Quinn ścisnął ból. Nikt poza nią i Julianem nie znał prawdy. Oficjalnym powodem rozstania była niezgodność charakterów. Prawdziwy powód jak dotąd nie ujrzał światła dziennego i byłoby lepiej, gdyby tak pozostało. Zdobyła się na wymuszony uśmiech.

– Nie zdejmuj majtek na widok De Campo. Drań nie tylko złamie ci serce, ale jeszcze będzie wściekły, gdy kontrakt przejdzie mu koło nosa.

Thea spojrzała na siostrę zaciekawiona.

– A więc już podjęłaś decyzję?

– Nie, ale De Campo i tak jest na końcu listy. – Quinn wolała Silver Kangaroo Danny’ego Williamsa. Nieduża, australijska kompania winiarska wygrywała kolejne konkursy i bardziej pasowała do jej wizji marki Luxe.

– Tata lubi wina De Campo – rzuciła Thea lekko zawiedzionym głosem, podążając za siostrą. – Mówił, że ten nowy szczep z Napa jest wprost wyborny.

– Nie tata podejmuje decyzję.

Thea żachnęła się.

– Kiedy w końcu zerwiesz z wizerunkiem perfekcjonistki? Nie masz już tego czasami dosyć?

Czasami rzeczywiście miała dosyć, ale nie dziś. Stanęła przed największą szansą w swojej karierze i nie pozwoli jej nikomu zmarnować.

– Muszę być obiektywna – wyjaśniła siostrze, kiedy schodziły krętymi schodami na parter. – Nie mogę kierować się sympatiami taty, tylko interesem firmy.

Minęły przestronny hall i skierowały się w stronę otwartych drzwi prowadzących do ogrodu, gdzie serwowano koktajle. Na tarasie panowała ożywiona atmosfera. Dyrektorzy dwóch największych spółek przybyli ze swoimi żonami i z kieliszkami w ręku prowadzili rozmowę z Williamsem i De Campo, którzy, zdaje się, byli sami, co wprawiło Theę w doskonały humor.

Quinn musiała przyznać, że było to dla niej zaskoczeniem. De Campo rzadko pokazywał się sam. Zwykle towarzyszyła mu któraś z kochanek, zwanych przez prasę plotkarską partnerkami. Partnerki zmieniały się jak w kalejdoskopie. Quinn nie mogła w tej chwili skojarzyć, z kim był widywany ostatnio.

Gdy weszły, oczy wszystkich skierowane były na nią i jej siostrę. Jasnowłosa Thea dosłownie promieniała, mając w planach znalezienie przyszłego męża, natomiast jej ciemnowłosa siostra poczuła na sobie badawcze spojrzenia wszystkich czterech mężczyzn. Miała świadomość tego, że jest atrakcyjną kobietą, ale dzisiejszego wieczoru nie to było głównym magnesem. Dla tych wszystkich mężczyzn Quinn była przepustką do świata niebotycznych zysków.

Tuż obok niej Thea głośno wciągnęła powietrze.

– O rany, on jest niesamowity! Chyba będę musiała odwołać planowaną przeprowadzkę na ranczo.

Quinn nawet nie musiała pytać, o kogo chodzi. Matteo De Campo wpatrywał się w nią wzrokiem przypominającym wiązkę lasera. Wprawiło ją to w zakłopotanie. Widziała już wielu nieziemsko przystojnych mężczyzn w swoim życiu. Także jej były mąż znajdował się w tej grupie, ale De Campo był poza wszelką konkurencją.

Z trudem przełknęła ślinę, stwierdzając, że kompletnie zaschło jej w gardle.

– Podobno ma tatuaż – szepnęła podekscytowana Thea.

Quinn mimo woli zaczęła się zastanawiać, w którym miejscu szczupłego, muskularnego ciała, ukrytego teraz pod doskonale skrojonym garniturem, mógł się znajdować tatuaż. Zaczerwieniła się lekko, patrząc prosto na niego.

Czuła coś w rodzaju szacunku do jego licznych byłych. Kobieta decydująca się na romans z kimś takim, musiała od początku brać pod uwagę, że zostanie szybko porzucona. Zdjęcia, na których go widywała, przedstawiały mężczyznę, któremu najlepiej w życiu wychodziła zabawa. Zapamiętała gęste ciemne włosy, zwykle w nieładzie, beztroski uśmiech i aurę luzu, jaka go otaczała. Dziś w ogóle nie przypominał siebie. Krócej przycięte włosy były starannie ułożone. Kanciasta, męska szczęka leciutko drgała, zdradzając napięcie. Wzrok miał poważny, skupiony. Na ustach pojawił się ślad uśmiechu.

Może myślał, że Quinn padnie na jego widok na kolana? Albo rzuci mu się na szyję, jak większość kobiet. Był w błędzie. Po Julianie wiedziała już, że ostatnią rzeczą, jaką powinna zrobić kobieta, to zaufać przystojnej twarzy i drogiemu garniturowi.

Quinn uśmiechnęła się, obdarzając spojrzeniem resztę gości i podeszła do ojca, który przedstawił jej najpierw dwóch starszych dyrektorów z małżonkami, potem dwóch młodszych przedstawicieli firm winiarskich. Wszyscy czterej mieli w sobie sporo charyzmy i uroku. Ale nawet Daniel Williams, złotowłosy chłopak, który wyglądał, jakby zszedł z reklamy markowych papierosów, wypadał dość blado w porównaniu z De Campo.

Srebrnoszare, zanotowała w pamięci, potrząsając dłonią Mattea. Jego oczy miały odcień nieba tuż przed burzą.

– Quinn – powiedział półgłosem Matteo, przytrzymując jej dłoń nieco dłużej, niż to było konieczne. – Przepiękne imię dla przepięknej kobiety.

Patrzyła na niego z niedowierzaniem. Chyba nie sądził, że to na nią podziała?

– Miło mi pana poznać, panie De Campo – odrzekła gładko. – Chociaż mam wrażenie, że już się świetnie znamy. To przez te wszystkie historie w tabloidach.

Ledwie dostrzegalne drgnienie powieki powiedziało jej, że sarkazm był trafiony.

– Mam nadzieję, że nie wierzy pani w te wszystkie bzdury, które o mnie wypisują?

– W każdej plotce jest coś z prawdy – powiedziała przekornie.

Kolejny uśmieszek przemknął przez jego usta.

– A volte.

Quinn rozłożyła bezradnie ręce.

– Niestety nie mówię po włosku.

– Czasami – wyjaśnił. – Tylko czasami.

Ojciec posłał jej karcące spojrzenie. Quinn wyprostowała się, jak wtedy, gdy miała dziesięć lat i ojciec musiał ją przywoływać do porządku, kiedy za głośno mówiła przy stole.

– Miło nam pana gościć – wyrecytowała formułkę.

Matteo uniósł do góry trzymaną w ręce butelkę.

– Mój brat Gabriel pragnie przekazać państwu pierwszą butelkę tegorocznego malbec.

– Jestem zaszczycona – podziękowała. – To fantastyczne wino.

Jeden zero dla De Campo, pomyślała.

– A to – dodał, wyjmując z kieszeni dwa małe pudełeczka owinięte srebrną wstążką – drobne upominki dla pań. Prosto z Toskanii.

Wręczył im zawiniątka. Thea omal nie rzuciła mu się na szyję. Quinn pomyślała, że trochę za wiele tych prezentów, ale zaskoczony wyraz twarzy stojących obok mężczyzn upewnił ją, że uważali Mattea za geniusza.

Dwa zero.

Szkoda, że nie była entuzjastką tak przewidywalnych kroków. Zaniosła prezenty do domu i przez resztę wieczoru prowadziła konwersację z przyszłymi partnerami, starając się wyselekcjonować dwóch z czwórki konkurujących ze sobą mężczyzn. Nie dowiedziała się nic nowego, raczej upewniła, że Silver Kangaroo byłby dobrym wyborem.

Matteo był jedynym, z którym jeszcze nie zamieniła słowa, poza oficjalną prezentacją. Była, co prawda, dość zabiegana, ale nie opuszczało jej wrażenie, że unika go z innego, bardziej prozaicznego powodu. Bała się go. Jego zabójczego wdzięku i jeszcze bardziej zabójczej reputacji.

Gawędził teraz z jej ojcem, który uśmiechał się jowialnie. Było to dziwne, bo kto jak kto, ale Warren Davis umiał błyskawicznie prześwietlić intencje. Quinn ominęła ich i weszła na schody prowadzące do domu. Mięśnie twarzy bolały ją od ugrzecznionego uśmiechu, z którym nie rozstawała się od godziny. W głowie szumiały informacje, którymi zalewali ją rozmówcy. Z kolei każda jej odpowiedź była poddawana ocenie. Zastanawiała się, czy konkurenci po prostu szukali jej słabych punktów, czy może chcieli się upewnić, że naprawdę ma mózg. Stopy w nieco za wysokich szpilkach piekły nieziemsko po blisko czternastogodzinnym dniu pracy. Nie chciała jednak nosić innych pantofli. Szpilki to była jej broń. Dzięki nim nie musiała zadzierać głowy, lecz mogła spojrzeć w oczy każdemu, kto śmiał powątpiewać w jej kwalifikacje. Nie było łatwo być córką Warrena Davisa.

W drzwiach obejrzała się jeszcze i dostrzegła Theę stojącą na werandzie i flirtującą w najlepsze z Danielem Williamsem. Kiedy wróci, będzie musiała porozmawiać z De Campo.

Matteo poczuł, jak gotuje się w nim krew, gdy zobaczył, że Quinn kolejny raz mija go z miną wyrażającą absolutną obojętność. Najpierw chłodne powitanie i jeszcze chłodniejsze przyjęcie upominków, nad którymi głowił się przez dwa dni. Potem ostentacyjne unikanie go. Sygnał był jasny. Albo go nie znosiła, albo firma De Campo przestała się już liczyć w tym wyścigu. Żadna z wersji nie była, rzecz jasna, korzystna, ale z osobistą antypatią mógłby sobie jeszcze jakoś poradzić. Z brakiem zaufania do firmy już nie.

Odprowadził ją wzrokiem, rozkojarzony kołyszącymi się biodrami i smukłymi łydkami w butach na bardzo wysokim obcasie. Mimo dość konserwatywnej białej sukienki do kolan, wyglądała bardzo seksownie. Tylko to zachowanie… Góra lodowa miała w sobie więcej ciepła niż Quinn Davis. Palce zacisnęły się na chłodnej szklance. To nie był test, tylko jakaś farsa, pomyślał zdegustowany.

Warren przeprosił go na chwilę i ze zmarszczonym czołem poszedł za Quinn. Matteo obserwował ich krótką rozmowę, podczas której Quinn miała nerwowo zaciśnięte usta i tylko potakująco kiwała głową. Potem zniknęła w domu. Zacisnął zęby. Czym sobie na to zasłużył? Quinn mogła sobie myśleć, co chce, ale widział w jej oczach zainteresowanie, a kto wie, czy nie coś ponad to. Może to właśnie był problem? Kobiety takie jak ona nie lubiły ujawniać swoich słabości. Była o wiele twardszym orzechem do zgryzienia, niż to sobie wyobrażał.

Daniel Williams podszedł, obdarzając go pełnym współczucia spojrzeniem.

– Wciąż czekasz? Twarda z niej sztuka.

Przyznałby mu rację, gdyby nie to, że nauczył się już trzymać język za zębami, szczególnie w towarzystwie konkurencji.

– Za tak długą rozmowę z samym Warrenem Davisem musiałbym zapłacić na aukcji trzy i pół miliona, więc nie narzekam – powiedział z przekąsem.

– Celne! – Australijczyk uśmiechnął się szeroko. – Ale to nie Warren będzie wybierał kontrahentów, tylko jego córka.

O, tak, Matteo doskonale o tym wiedział.

– Słyszałem, że Quinn była u was z wizytą. Jak długo nad tym pracujecie?

– Jakieś pół roku. Odkąd zaczęli negocjować przejęcie Luxe. Przez cały ten czas ani razu nie wyszła z roli Królowej Śniegu, wyobrażasz sobie? Nic dziwnego, że handluje lodami – rzucił z pogardą.

Matteo zagotował się od środka. Pół roku? Więc De Campo od początku był na straconej pozycji? Cholerny test. Po co organizuje jakieś testy, jeśli od dawna wie, kogo wybrać? Z ledwością utrzymywał na wodzy swój wybuchowy temperament.

– Wygląda na to, że znaleźliście na nią sposób. – Matteo koniecznie chciał się dowiedzieć jak najwięcej.

Williams pochylił się ku niemu, zniżając głos.

– Złapaliśmy klaczkę na lasso, De Campo. Przykro mi, bo my, ludzie z branży, powinniśmy się trzymać razem, ale ten kontrakt jest nasz. Marnujesz tylko swój czas.

Matteo wyprostował się urażony.

– Marnowałbym, gdybym brał udział w grze, w której nie mogę wygrać, a na to się nie zanosi.

Williams przyglądał mu się z jeszcze większym współczuciem.

– Powodzenia.

Matteo rozciągnął usta w zwycięskim uśmiechu, mimo że czuł się bezradny jak dziecko we mgle.

Quinn stanęła w progu domu, rozglądając się po ogrodzie.

– Wybacz, ktoś na mnie czeka. – Tłumiąc złość, Matteo ruszył w jej stronę, sadząc wielkie kroki. Nie mógł dopuścić, żeby znowu mu się wymknęła, i to na oczach Williamsa.

Przykleił uśmiech i zatrzymał się tuż przed Quinn, blokując jej przejście.

– Może moglibyśmy w końcu porozmawiać? – Ugrzeczniony ton przykrywał buzującą w nim agresję.

Długie ciemne rzęsy przysłoniły oczy. Quinn unikała jego spojrzenia.

– Oczywiście, właśnie miałam pana szukać. Warren mówił, że chciałby pan obejrzeć nasz japoński staw z karpiami.

Obejrzeć? Był w takim nastroju, że najchętniej wepchnąłby ją do wody. Skinął głową i wyciągnął dłoń w zapraszającym geście.

– Naturalnie.

Quinn skrzywiła się i niechętnie ruszyła. W drodze zadawała mu pytania o firmę, na które odpowiadał, jak umiał najlepiej, chwaląc się ponad stuletnią historią i licznymi sukcesami winnic w Toskanii i dolinie Napa, ale czuł, że to wszystko na nic. Jej brak zainteresowania był oczywisty. Zanim doszli na tyły ogrodu, gdzie zupełnie znikąd wyrosła przed jego oczami zielona oaza ze zdobiącym ją stawem, Matteo zdążył zagotować się z wściekłości.

Przystanęli i Quinn zaczęła opowiadać mu o stawie tym samym, beznamiętnym tonem. Matteo miał dosyć. Gdy przerwała, by zaczerpnąć oddech, przystąpił do ataku.

– Mam wrażenie, że niezbyt mnie pani lubi, prawda?

Zaskoczona, zamrugała powiekami, ale po chwili odzyskała równowagę.

– To nic osobistego, po prostu nie lubię typu, jaki pan reprezentuje.

Przeklęci paparazzi! Musiała czytać te wszystkie szmatławce. Wsunął dłonie do kieszeni spodni i wycedził:

– Może dowiem się w takim razie, o jaki typ chodzi, bo nie bardzo rozumiem.

– Playboy – odrzekła szybko, jakby była przygotowana na taki obrót rozmowy. – Mężczyzna, który manipuluje ludźmi, posługując się pochlebstwami.

Ich spojrzenia starły się w niemym pojedynku.

– Zupełnie tego nie widzę. – Rozłożył bezradnie ręce.

– Przepięknie imię dla przepięknej kobiety? – zacytowała go. – Naprawdę używa pan takich sformułowań w rozmowach z partnerami biznesowymi?

– Powiedziałem prawdę, nie lubi pani prawdy?

Drobne białe zęby przygryzły dolną wargę. Gest ten pasował bardziej kobiecie z krwi i kości, a nie komuś, kto przypominał sopel lodu. Uśmiech zniknął z jego ust.

– Które z ostatnich miejsc zajmuje De Campo?

Quinn popatrzyła na niego zdziwiona.

– Kto powiedział, że ostatnie?

– Pani dzisiejsze zachowanie – powiedział wprost. – Gdybym miał zajrzeć do pani sekretnego kajecika, pierwszym wyborem byłby zapewne Silver Kangaroo, dalej H Brands i Michael Collins.

Jej policzki oblały się ciemnym rumieńcem. Przejrzał ją.

Matteo podniósł dłoń do czoła, chcąc odgarnąć z niego włosy, ale przypomniał sobie, że ściął je na krótko parę dni temu. Opuścił rękę w geście zniecierpliwienia.

– Czemu w ogóle zostałem zaproszony, jeśli nie zamierza pani nawet dać nam szansy?

– Każdy ma szansę – odpowiedziała, spoglądając na niego swoimi szmaragdowymi oczami. – Proszę powiedzieć, dlaczego miałabym wybrać waszą firmę, panie De Campo. Zamieniam się w słuch.

Przyszło mu do głowy parę sposobów, które mogłyby ją przekonać. Niestety większość, w tym zamknięcie jej pełnych ust pocałunkiem, nie nadawała się do zaprezentowania na posiedzeniu zarządu. Odchrząknął, przywołując się do porządku.

– Widzę, że podoba się pani Silver Kangaroo. To modna marka, zdobyła kilka nagród. Ale my też zwyciężamy w wielu rankingach. Oprócz tego De Campo robi rzeczy, których nie oferuje nikt inny. Weźmy na przykład szczepy malbec i syrah z doliny Napa. Warren ceni sobie producentów z Ameryki, co daje nam przewagę.

Quinn wzruszyła ramionami.

– Bardziej chodzi mi o to, żeby wybrać właściwą markę. Siedziba w Stanach to miły dodatek, ale nie główny atut.

– Rozumiem. W takim razie powinna pani wiedzieć, że jesteśmy w stanie zaoferować znacznie lepszy poziom obsługi niż wielkie firmy, takie jak Michael Collins czy H Brands. Oni mają na pęczki takich klientów jak wy.

– Zapewniali, że podejdą do nas bardzo indywidualnie.

Matteo uniósł jedną brew.