Moda na Mediolan - Jennifer Hayward - ebook

Moda na Mediolan ebook

Jennifer Hayward

3,9

Opis

Po śmierci dziadka Rocco Mondelli dowiaduje się, że aby w pełni przejąć zarządzanie Domem Mody Mondelli, powinien się ożenić. Wówczas pokaże, że potrafi być odpowiedzialny. Rocco nie zamierza ulec presji, ale zależy mu na firmie. Niespodziewanie rozwiązanie nasuwa się samo. Wychodzi na jaw, że dziadek opiekował się Olivią Fitzgerald, znaną amerykańską supermodelką, która z niewiadomych powodów wycofała się z zawodu i mieszka w Mediolanie. Rocco obiecuje jej dalszą pomoc pod warunkiem, że będzie udawała jego narzeczoną...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 150

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (21 ocen)
9
3
7
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Jennifer Hayward

Moda na Mediolan

Tłumaczenie

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Nie przetrwa tej nocy. – Stary ksiądz opiekujący się od kilku pokoleń rodziną Mondelli spojrzał smutno na wnuki patrona rodu. – Pożegnajcie się z dziadkiem – powiedział, kładąc dłoń na bogato rzeźbionej klamce ciemnych, dębowych drzwi.

Rocco Mondelli poczuł ucisk w krtani. Włoski kreator mody Giovanni Mondelli wychował go i nauczył wszystkiego, czego młodego chłopaka powinien nauczyć ojciec. Służył mu też wsparciem, gdy przejmował od dziadka stery rodzinnej firmy i sekundował mu w procesie przemiany House of Mondelli z prestiżowej włoskiej marki w międzynarodowy koncern mody.

Rocco nie mógł uwierzyć, że najważniejszy człowiek w jego życiu właśnie odchodzi. Giovanni był dla niego nie tylko dziadkiem – zastępował mu ojca, był jego mentorem i najlepszym przyjacielem… Serce Rocca waliło jak oszalałe. Nie był gotów na jego odejście, jeszcze nie teraz!

Alessandra, młodsza siostra Rocca, chwyciła go mocno za ramię.

– Chyba nie dam rady – jęknęła cicho. Patrzyła na brata wielkimi, przerażonymi oczyma. – Mam mu tyle do powiedzenia…

Rocco miał ochotę rzucić się na ziemię i krzyczeć, jak wtedy gdy, mając siedem lat, patrzył na dziadka w czarnym garniturze rozsypującego prochy jego matki z łodzi zacumowanej pośrodku jeziora Como. Opanował się, ujął siostrę za ramiona i mimo dławiącego go bólu, powiedział spokojnie:

– Damy radę siostrzyczko, musimy!

Po policzkach Alessandry popłynęły łzy.

– Nie potrafię, nie mogę – łkała.

– Potrafisz. – Przytulił mocno siostrę i oparł brodę na czubku jej głowy. – Uspokój się, zastanów się, co chcesz mu powiedzieć, bo czasu jest niewiele.

Alessandra płakała cicho, wtulona w szeroką pierś brata. Rocco, tak jak Giovanni, czuł się odpowiedzialny za siostrę, odkąd zabrakło ich matki, a ojciec z rozpaczy po utracie ukochanej żony zatracił się w hazardzie i alkoholu. Jednak w tej chwili nie czuł się na siłach służyć innym wsparciem i opieką – obawiał się, że byle bryza znad jeziora widocznego za oknem może go przewrócić. Niestety uleganie słabości i zwątpieniu stanowiło luksus, na który nigdy nie mógł sobie pozwolić. Podtrzymując silnym ramieniem siostrę, spojrzał na lekarza rodziny, starszego, łysego mężczyznę stojącego obok księdza.

– Jest przytomny? – zapytał.

Doktor skinął głową.

– Tak, ale musicie się pospieszyć.

Rocco otworzył drzwi i z Alessandrą wspartą na jego ramieniu przestąpił próg. W pokoju nie czuć było chłodu nadchodzącej śmierci, wypełniała go nadal ciepła, witalna energia Giovanniego. Jednak jedno spojrzenie na starszego mężczyznę leżącego na wielkim łożu wystarczyło, by Rocco stracił resztki nadziei. Oliwkowa, smagła cera Giovanniego poszarzała, a półprzymknięte oczy nie lśniły dawnym blaskiem bystrego, przenikliwego spojrzenia.

– Podejdź. – Rocco popchnął lekko siostrę.

Alessandra wspięła się na łóżko, położyła obok dziadka i objęła go ramionami. Rocco odwrócił się i podszedł do okna, żeby nie patrzeć na łzy, które pojawiły się w oczach Giovanniego.

Przylecieli na wyspę helikopterem, prosto z siedziby firmy w Mediolanie, gdy tylko dotarła do nich wiadomość o złym stanie dziadka. Niestety uparty starszy pan przez cały dzień nikomu się nie przyznał do gnębiącego go od rana bólu w klatce piersiowej. Kiedy dotarli na wyspę, lekarz rozłożył tylko bezradnie ręce. Było już za późno.

Rocco skrzywił się na myśl o postępowaniu dziadka. Podejrzewał, że Giovanni celowo nie reagował na ostrzeżenia własnego organizmu. Zawsze musiał mieć ostatnie słowo. Czyżby zdecydował, że czas już odejść? Właśnie zakończył pracę nad kolekcją jesienną – najlepszą w swojej wieloletniej karierze… Rocco lepiej niż ktokolwiek inny zdawał sobie sprawę, że dziadek od dawna gotów był dołączyć do swej ukochanej żony Rosy, czekającej na niego cierpliwie w zaświatach. Przeżył bez niej dwadzieścia lat wypełnionych pracą i dbaniem o rodzinę, ale nigdy nie pogodził się z jej przedwczesnym odejściem.

Rocco podszedł do łóżka, dopiero gdy Alessandra, szlochając, wybiegła z pokoju.

– Łamiesz jej serce – powiedział łagodnie do pobladłego dziadka.

– Sandro już dawno to zrobił – odpowiedział z wysiłkiem starszy pan, z wyraźną niechęcią wypowiadając imię ojca rodzeństwa, a swojego syna. Poklepał miejsce koło siebie i poprosił: – Usiądź.

Rocco przycupnął obok Giovanniego i łamiącym się głosem zaczął:

– Dziadku, muszę ci powiedzieć…

Starszy pan przykrył jego dłoń swą silną, kościstą ręką.

– Wiem, kocham cię, synku. Wyrosłeś na wspaniałego mężczyznę. Wiedziałem, że tak się stanie.

Wzruszenie ścisnęło Roccowi gardło. Giovanni otworzył szerzej oczy i spojrzał na wnuka z przebłyskiem dawnej przenikliwości.

– Zaufaj sobie, Rocco, zaufaj mężczyźnie, jakim się stałeś. I postaraj się zrozumieć, dlaczego postąpiłem tak, jak postąpiłem. – Powieki Giovanniego opadły ciężko. Serce Rocca zamarło.

– To jeszcze nie czas, dziadku! – Rocco ścisnął kościstą, chłodną dłoń.

Nie otwierając oczu, starszy pan wyszeptał:

– Obiecaj mi, że zaopiekujesz się Olivią.

– Olivią? – zdziwił się Rocco, ale Giovanni milczał. Rocco potrząsnął ręką dziadka, potem wziął go w ramiona i prosił, bezgłośnie poruszając ustami: – Nie zostawiaj mnie! Wróć!

Odpowiedziała mu cisza. Dobry duch House of Mondelli, płomień, który rozpalał twórczy entuzjazm wszystkich pracowników firmy, właśnie zgasł. Rocco zawył niczym ranione zwierzę i oparł czoło na nieruchomej, zapadniętej piersi dziadka.

– Nie, nie, nie! – powtarzał szeptem.

Następnego dnia na twarzy Rocca nie było śladu po rozdzierającej rozpaczy. Z kamienną twarzą zabrał się za organizowanie pogrzebu dziadka, który szybko urósł do rangi wydarzenia na skalę ogólnokrajową. Oczywiście na liście gości obowiązkowo musieli się znaleźć trzej najlepsi przyjaciele Rocca jeszcze z czasów studiów na Uniwersytecie Columbia, należący do słynnej Czwórki z Columbii: Christian Markos, Stefan Bianco i Zayed Al Afzal. Mimo napiętych grafików, jako pierwsi potwierdzili swą obecność na pogrzebie i zadeklarowali wsparcie dla przyjaciela.

Siedząc w kancelarii Adama Donatiego, prawnika rodziny Mondelli, podczas odczytywania ostatniej woli dziadka, Rocco czerpał otuchę z wiadomości przesłanych mu przez jego druhów. Więź łącząca go z tymi czterema mężczyznami wymykała się definicjom – byli sobie bliżsi niż rodzeni bracia, mimo upływu czasu i dzielących ich tysięcy kilometrów.

– Możemy zacząć? – Adamo, wieloletni przyjaciel Giovanniego i niezwykle mądry człowiek, spojrzał na Rocca. Młodszy mężczyzna otrząsnął się z zamyślenia i skinął głową.

– Jasne.

Adamo zerknął na dokumenty leżące przed nim na stole.

– Jeśli chodzi o nieruchomości, Giovanni podzielił je po równo pomiędzy ciebie i Alessandrę.

– A mój ojciec?

– Jego dochody pozostaną takie same jak dotychczas. Giovanni zabezpieczył na ten cel określoną kwotę, ale to ty będziesz teraz nią zarządzać.

Rocco nie okazał emocji, od dawna czuł się dojrzalszy niż jego własny rodzic. Nie liczył już na zmianę w zachowaniu ojca, ale gdzieś w głębi duszy marzył, by chociaż raz otrzeźwiał i przeprosił za przegranie w kasynie rodzinnego domu i oddanie swych dzieci pod opiekę dziadka. Na razie jednak Sandro mieszkał w należącym do dziadka mieszkaniu w Mediolanie, co tydzień dostarczano mu zamawiane przez gosposię zakupy spożywcze, a określona tygodniówka wpływała regularnie na jego konto. Pieniądze, w przeciwieństwie do jedzenia, znikały natychmiast w kasach lokalnych kasyn i kiosków z zakładami. Jeśli Sandro wydał tygodniówkę wyjątkowo szybko, pojawiał się pijany w willi i głośno domagał się dodatkowych funduszy, wprawiając wszystkich w zakłopotanie.

Niecierpliwym gestem dłoni Rocco nakazał Adamowi mówić dalej.

– Jest jeszcze jedno mieszkanie w Mediolanie. Giovanni nabył je rok temu.

– Mieszkanie w Mediolanie? – zdziwił się Rocco. Dziadek nie lubił spędzać czasu w mieście, wolał dojeżdżać do pracy z wyspy, a w nagłych przypadkach latać firmowym helikopterem.

Adamo unikał wzroku Rocca.

– Apartament należał do Giovanniego, ale zamieszkuje go kobieta. Nazywa się Olivia Fitzgerald.

Rocco wstrzymał oddech.

– Olivia Fitzgerald, ta modelka? – zapytał po chwili.

– Raczej tak, chociaż używa innego nazwiska. Nasi detektywi musieli się trochę napocić, zanim ją zidentyfikowali.

Rocco wpatrywał się w prawnika, jakby był kosmitą. Olivia Fitzgerald, supermodelka zatrudniona przez ich konkurencję na wielomilionowym kontrakcie, znikła bez śladu rok temu. Mimo że zerwanie kontraktu kosztowało Olivię trzy miliony i wpędziło ją w długi, nie wróciła do pracy. Dlaczego Giovanni pomagał jej się ukryć? Paparazzi oszaleliby, gdyby wiedzieli, że supermodelka ukrywała się tuż pod ich nosem, w Mediolanie.

– Był z nią związany? – Rocco nie wierzył, że wypowiedział te słowa na głos.

Adamo zaczerwienił się.

– Na pewno coś ich łączyło, ale nie wiem co. Sąsiedzi potwierdzili, że ją odwiedzał, wychodzili razem wieczorami na kolacje…

Rocco ścisnął skronie palcami. Jego siedemdziesięcioletni dziadek miał romans z dwudziestoparoletnią supermodelką?! Dziewczyną słynącą z rozrywkowego trybu życia, która w okamgnieniu roztrwoniła wielomilionowy majątek? Żenujące odkrycie wstrząsnęło nim do głębi. Przypomniał sobie ostatnią prośbę dziadka: „Zaopiekuj się Olivią”.

A więc to ją miał na myśli! Krew szumiała mu w uszach, skronie pulsowały. Nie ma mowy, żeby pozwolił kochance dziadka mieszkać w mieszkaniu należącym do Mondellich! Kobieta wiążąca się z bogatym staruszkiem w celu szybkiego wzbogacenia się nie zasługiwała na opiekę.

– Podaj mi adres, rozprawie się z panną Fitzgerald osobiście.

Prawnik skinął głową, ale jego mina zdradzała nietypowe dla niego wahanie.

– Powiedz mi, że nie masz dla mnie więcej tego typu niespodzianek. – Rocco przyglądał się podejrzliwie starszemu mężczyźnie.

– Nie tego typu – odpowiedział zakłopotany Adamo i zamilkł.

– Wykrztuś to w końcu – poradził mu zniecierpliwiony Rocco.

– Giovanni zostawił ci pięćdziesiąt procent udziałów w firmie. Pozostałe dziesięć procent zapewniające pełną kontrolę nad House of Mondelli pozostawił pod opieką Renza Rialta, który przekaże ci je, gdy tylko uzna, że jesteś gotowy na przejecie pełnej odpowiedzialności za całą firmę.

Rocco zamrugał gwałtownie, otworzył usta, ale nie zdołał wydobyć z siebie głosu. Jego mózg gorączkowo próbował przetrawić szokującą wiadomość: dziadek nie zostawił mu większości udziałów w House of Mondelli? Sześćdziesiąt procent udziałów posiadanych przez Giovanniego zapewniało mu pełną kontrolę nad biznesem, podczas gdy pozostałe czterdzieści procent rozproszone było pomiędzy kilku inwestorów. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego dziadek świadomie pozbawił go władzy potrzebnej, by prowadzić firmę, a rolę Anioła Stróża powierzył właśnie Renzowi, prezesowi zarządu, z którym Rocco od zawsze miał na pieńku.

Oburzenie Rocca nie umknęło uwadze Adama.

– Giovanni nie chciał, żeby przygniótł cię ciężar odpowiedzialności za całą firmę. Ale kiedy poczujesz się pewnie, zarząd przekaże ci pozostałe dziesięć procent.

– Poczuję się pewnie? – Gniew, który w nim wzbierał od momentu śmierci dziadka, zaślepił Rocca, a potem wybuchł. Uderzył obiema dłońmi w stół i wstał. – To ja przekształciłem tę firmę w międzynarodowy koncern generujący miliardowy przychód! – oświadczył przez zaciśnięte zęby. – Od dawna czuję się pewnie, Adamo. Te udziały mi się należą!

Adamo uniósł dłoń w pojednawczym geście.

– Problemem jest twoje życie prywatne. – Adamo z zażenowaniem przerzucał nerwowo papiery. – Nie jesteś uważany za solidnego, przewidywalnego mężczyznę… głowę rodziny – dokończył cicho.

– Nawet nie zaczynaj tego tematu! – ostrzegł go Rocco.

– Cóż…

– Jestem dyrektorem zarządzającym House of Mondelli, nie potrzebuję opieki! Jeśli myślicie, że będę teraz zabiegał o waszą aprobatę, to się głęboko mylicie.

Adamo nie przejął się jego groźbą.

– Testamentu nie da się podważyć. Pogódź się z tym. I z Renzem Rialtem – poradził z troską.

Renzo Rialto. Trudny, zarozumiały gbur, wieloletni przyjaciel Giovanniego, nie przepadał za jego wnukiem, mimo że zawodowo niczego nie mógł mu zarzucić. Rocco nerwowym gestem dłoni przeczesał włosy i podszedł do okna. Ręce zaciśnięte w pięści wcisnął do kieszeni spodni. Kilka pięter niżej po Via della Spiga spacerowali eleganccy przechodnie robiący zakupy na najsłynniejszej ulicy w Mediolanie, wielu z nich z torbami z logo House of Mondelli. „Postaraj się zrozumieć, dlaczego postąpiłem tak, jak postąpiłem”, przypomniał sobie słowa dziadka. Przecież twierdził, że Rocco stał się wspaniałym człowiekiem, że powinien sobie zaufać! Rocco nic nie rozumiał. Na chwilę gniew i żal obezwładniły go; oparł się dłońmi o zimną szybę. Może Giovanni obawiał się, że jego wnuk mógł pójść w ślady ojca i doprowadzić firmę do ruiny? Na samą myśl, że dziadek podejrzewał go o taką słabość, zatrząsł się ze złości.

– Nie jestem jak mój ojciec! – Odwrócił się gwałtownie w stronę prawnika.

– To prawda, nie jesteś – zgodził się spokojnie Adamo. – Ale lubisz zaszaleć z tą swoją paczką.

Rocco wzniósł oczy do nieba.

– Rozumiem, że wiedzę o moim postępowaniu czerpiesz z prasy brukowej?

– Zapomniałeś chyba, że znam cię od dziecka. – Starszy pan nie dawał się sprowokować.

– To co mam zrobić? Ustatkować się? Ożenić się? – zażartował ponuro Rocco.

Adamo spojrzał mu prosto w oczy.

– Tak byłoby najlepiej – opowiedział poważnie. – Udowodniłbyś wszystkim, że spoważniałeś i można na tobie polegać. Może nawet polubiłbyś życie rodzinne?

Rocco wpatrywał się w Adama z przerażeniem. Nie ma mowy, pomyślał ze zgrozą. Wystarczy, że widział, co utrata żony zrobiła z jego ojcem i jak bardzo dziadek cierpiał po śmierci babci Rosy. Nie zamierzał sprowadzać na siebie takiego cierpienia. Wystarczyło mu życie z ciężarem odpowiedzialności za rodzinną firmę.

– Nie mam zamiaru – burknął. – Masz jeszcze dla mnie jakieś rewelacje, czy mogę już złożyć wizytę Renzowi?

– Jeszcze tylko kilka szczegółów.

Gdy skończyli, Rocco wsiadł do samochodu i ruszył w drogę. Musiał się bardzo kontrolować, żeby nie przycisnąć z całej siły pedału gazu w swoim sportowym samochodzie. Najpierw rozprawię się z Rialtem, a potem zajmę się Olivią, postanowił, zaciskając mocno dłonie na kierownicy. Musiał się dowiedzieć, w co pogrywała z jego dziadkiem najpiękniejsza modelka na świecie.

ROZDZIAŁ DRUGI

Mimo wszystko Rocco nie spodziewał się, że blondynka popijająca drinka z koleżankami w tratorii Navigli, tak go oszołomi. Siedział przy niewielkim stoliku wystarczająco blisko, by słyszeć jej lekko zachrypnięty głos, który pieścił jego zmysły. Jej oczy, skośne niczym u kota, miały chłodny kolor jeziora alpejskiego, takiego, jakie widział co rano, wyglądając przez okno sypialni. Kiedy zauważyła, że się jej przygląda, rzuciła mu zakłopotane spojrzenie. Koleżanki Olivii, dwie śliczne, ciemnowłose Włoszki, zerkały na niego ukradkiem, śmiejąc się.

Rocco westchnął ciężko, spojrzał na menu i zamówił kieliszek wina. Od prywatnego detektywa zatrudnionego przez Adama dowiedział się, że Olivia nieczęsto opuszczała swoje luksusowe lokum, ale w czwartki zawsze spotykała się z przyjaciółkami na zajęciach jogi, a po ćwiczeniach szła z nimi na drinka do przytulnej tawerny nad rzeką. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności lokal należał do starego przyjaciela rodziny Mondelli. Rocco bez problemu zarezerwował stolik zapewniający mu najlepszy punkt obserwacyjny. Rozparł się wygodnie na krześle i, popijając wino, przyglądał się trzem kobietom. Olivia nie wyglądała na pogrążoną w żałobie, zauważył z goryczą. Może już teraz w barze rozglądała się za kolejnym sponsorem? Ledwie opanował złość. Upił spory łyk wina i wziął głęboki oddech. Zaczął się zastanawiać, czy konfrontacja z Olivią w jego obecnym stanie miała sens. Spotkanie z Renzem Rialtem nie potoczyło się zgodnie z jego planem. Arogancki drań! Na wspomnienie tej rozmowy Rocco zadrżał ze złości. Odstawił kieliszek z brzękiem na stół. Żaden nadęty sztywniak nie zmusi go do klęknięcia przed ołtarzem! Czwórka z Columbii przysięgała przecież nigdy nie dać się uwiązać żadnej kobiecie. Zerknął znowu na Olivię i zauważył, jak modelka szybko odwraca wzrok, a jej blade policzki pokrywają się rumieńcem. W głowie Rocca zaczynał się rodzić podstępny plan.

Olivia uparcie ignorowała łaskotanie w brzuchu, ale spojrzenie przystojnego Włocha elektryzowało ją. Gorące, nieustępliwe, skupione spojrzenie, jakby chciał przejrzeć ją na wylot. W swoim życiu zawodowym poznała wielu przystojnych mężczyzn, ale żaden nie mógł się równać z tajemniczym nieznajomym. Ona natomiast miała na sobie sprane dżinsy, stary podkoszulek i bury sweter, była nieumalowana i rozczochrana. Nikt by się nie domyślił, że jeszcze rok temu uchodziła za najpiękniejszą modelkę na świecie. Z trudem odwróciła wzrok od zmysłowych, kapryśnie skrzywionych ust Włocha. Zapewne zdawał sobie sprawę, że wystarczyło, by kiwnął palcem, a większość kobiet padła by mu do stóp, pomyślała. Widziała go pierwszy raz w życiu, ale wydawał jej się znajomy: wyraźne kości policzkowe, kwadratowa szczęka, kształt nosa i ust…Olivia gorączkowo próbowała sobie przypomnieć, czy spotkali się już kiedyś. Mimo oszałamiającej urody, nie wyglądał na modela, jego atletyczna sylwetka wskazywała raczej na sportowca.

Podczas gdy Olivia gubiła się w domysłach, Violetta ziewnęła teatralnie.

– Muszę iść do domu. Zwłaszcza że ten nieziemsko przystojny brunet gapi się tylko na ciebie – rzuciła oskarżycielsko w stronę Olivii.

– Olivia jest piękna. I jest blondynką – westchnęła ciężko Sophia

– Przestań!

– Założę się, że gdy tylko wyjdziemy, przysiądzie się do ciebie. Czas najwyższy, żebyś sobie kogoś znalazła. – Sophie roześmiała się, sięgając po torbę.

Olivia pomyślała o swoich rozpaczliwych próbach ucieczki przed dawnym życiem i z trudem budowanej nowej tożsamości. Nie chciała ryzykować, że jakiś mężczyzna zbliży się do niej na tyle, by odkryć jej tajemnicę.

– Nie zostawiajcie mnie samej – zaprotestowała Olivia. – Może to przestępca. Lepiej też już pójdę.

– Przestępca? – parsknęła Violetta. – Z rolexem za dwadzieścia pięć tysięcy euro? Nie sądzę. Baw się dobrze!

– A jutro zadzwoń i podziel się pikantnymi szczegółami. – Sophia mrugnęła do niej wesoło.

Olivia nie zamierzała zostawać sama w tratorii. Spotkała się z przyjaciółkami, żeby nie siedzieć w domu, wspominając Giovanniego. Bez niego znów dryfowała po niebezpiecznym oceanie życia bez punktu zaczepienia. Jej mentor i Anioł Stróż, który przez ostatni rok wspierał ją w pracy nad własną kolekcją, odszedł niespodziewanie. I ostatecznie.

Szukając w torbie pieniędzy, starała się nie poddawać czarnym myślom. To prawda, że skromne dochody z pracy w kawiarni nie starczały nawet na czynsz, ale przecież musiała sobie poradzić, Giovanni w nią wierzył…

Podniosła głowę i stanęła twarzą w twarz, a raczej w pierś, z wyższym o dobre dwadzieścia centymetrów mężczyzną. Z bliska wydawał się jeszcze roślejszy i bardziej atletycznie zbudowany. W jego bursztynowych oczach migotały złote iskierki.

– Cześć. Mogę się przysiąść? – zapytał nienagannym angielskim.

– Właśnie wychodzę – mruknęła i wzruszyła ramionami, żeby ukryć zakłopotanie i piorunujące wrażenie, jakie na niej wywarł.

– Może jednak skusisz się na jeszcze jednego drinka? – Posłał jej olśniewający uśmiech. – Skoro już odważyłem się do ciebie podejść…

Olivia czuła, jak rozkoszne ciepło rozpływa się po całym jej ciele, a policzki płoną. Wiedziała, że powinna odmówić, ale… tak bardzo nie chciała wracać do pustego mieszkania, a nieznajomy naprawdę wydawał się szalenie atrakcyjny.

– Robi się późno – zaoponowała słabo.

– Dziewiąta wieczorem we Włoszech to wcześnie. Tylko jeden drink – kusił swym niskim, aksamitnym głosem z lekkim włoskim akcentem.

Zanim zdążyła się zastanowić, jej głowa sama skinęła na zgodę. Co ja wyprawiam, pomyślała w panice, patrząc, jak nieznajomy siada naprzeciw niej.

– Dziękuję.

– Proszę – odpowiedziała.

Mężczyzna skinął na kelnerkę, która w okamgnieniu pojawiła się przy ich stoliku, rozpływając się w uśmiechach. Zamówił dwa kieliszki chianti, a nieszczęsna dziewczyna prawie się przewróciła z wrażenia, gdy uraczył ją jednym ze swych olśniewających uśmiechów. Zachowywał się z pewnością siebie człowieka, któremu się nie odmawia, ale nie wydawał się przy tym arogancki.

– Często tu przychodzisz? – zapytała.

– Dość często. Ta tratoria należy do przyjaciela rodziny. Nie przedstawiłem się. – Wstał i schylił głowę, wyciągając do niej silną, smagłą dłoń. – Jestem Tony.

– Liv. – Podała mu rękę. Miał ciepłe ciało i silny, choć ostrożny uścisk.

– Liv – powtórzył powoli. Usiadł z powrotem na krześle, odchylił się do tyłu i skrzyżował ramiona na piersi. – Twoje koleżanki wyszły w pośpiechu. Mam nadzieję, że ich nie spłoszyłem.

Olivia uśmiechnęła się pod nosem.

– Przecież o to ci chodziło.

Mężczyzna rozłożył ręce i znów się uśmiechnął.

– Przyłapałaś mnie na gorącym uczynku. Lubię tę bezpośredniość Amerykanów, w Europie rzadko spotykaną.

– Zdradził mnie nowojorski akcent?

Przytaknął skinieniem głowy.

– Mieszkałem w Nowym Jorku podczas studiów na Uniwersytecie Columbia – wyjaśnił.

Stąd bezbłędny angielski, pomyślała.

– Skoro już rozmawiamy szczerze, może zdradzisz mi, co robisz wieczorem sam w restauracji? I dlaczego zapraszasz na drinka całkowicie obcą kobietę?

Przez twarz mężczyzny przemknął cień.

– Przyszedłem pomyśleć trochę w spokoju. Znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.

Zaintrygował ją.

– I udało się?

– Może – odpowiedział, uśmiechając się tajemniczo.

Z tym samym uśmiechem przyglądał jej się badawczo. Miała wrażenie, że prześwietlał ją wzrokiem, jakby pragnął poznać jej najgłębiej skrywane sekrety.

– Czym się zajmujesz, piękna Liv, kiedy akurat nie popijasz wina nad rzeką?

Wiedziała, że rzucony od niechcenia komplement obliczony był na konkretny efekt, ale nie potrafiła się oprzeć jego czarowi.

– Jestem projektantką. – Pierwszy raz użyła wobec siebie tego tytułu, choć od roku walczyła, by spełnić swe marzenia i pokazać światu swoje projekty. Teraz, po śmierci Giovanniego, kiedy cały jej trud mógł pójść na marne, potrzebowała pozytywnego wzmocnienia. – Pracuję nad debiutancką kolekcją.

– Planujesz nawiązać współpracę z jednym z mediolańskich domów mody?

Giovanni obiecał przyjąć ją pod skrzydła House of Mondelli, ale czy w obecnej sytuacji nadal mogła na to liczyć?

– Jeśli będzie taka możliwość – odparła wymijająco.

– Studiowałaś projektowanie?

– Tak, w Pratt w Nowym Jorku.

O dziwo, nowy znajomy wydawał się szczerze zainteresowany jej planami zawodowymi.

– Dlaczego nie zdecydowałaś się na debiut w rodzinnym mieście?

Bo chciałam uciec od mojego dawnego życia najdalej jak to możliwe, pomyślała gorzko.

– Postanowiłam zmienić otoczenie – odpowiedziała.

– Mediolan sprzyja kreatywności – przyznał, odbierając dwa kieliszki wina od zapatrzonej w niego kelnerki. – Za nową… znajomość! – wzniósł toast.

Zrobiło jej się gorąco, gdy tak świdrował ją wzrokiem.

– I za znalezienie odpowiedzi na wszystkie pytania!

Leniwy uśmiech wykwitł na jego zmysłowych wargach.

– Czuję, że dzięki naszemu spotkaniu będzie mi o wiele łatwiej.

Olivia wiedziała, że nie powinna ulegać łatwo pochlebstwom, ale każde miłe słowo przystojnego Włocha przyprawiało ją o szybsze bicie serca. Upiła łyk wina, które okazało się wyjątkowo dobre. I na dodatek zna się na winie, pomyślała z rezygnacją. Czy spotkała właśnie ideał mężczyzny?! Wzrok Olivii bezwiednie ślizgał się po umięśnionych przedramionach bruneta.

– Udało ci się już może zainteresować jakąś firmę swoimi projektami? – zapytał.

– Nawiązałam pewne kontakty, ale zdarzyło się coś niespodziewanego… – Zamilkła na chwilę. Wspomnienie Giovanniego sprawiło, że zaszkliły jej się oczy.

– Co się stało?

– Życie – westchnęła ciężko, uśmiechnęła się słabo i upiła spory łyk wina.

Przyglądał jej się uważnie przez jakiś czas, a potem nachylił się nad stolikiem i szepnął:

– Jestem pewien, że znajdziesz inny sposób.

– Taki mam zamiar. – Pokiwała energicznie głową. – O marzenia trzeba walczyć, prawda? W każdy możliwy sposób.

Spojrzał na nią jakoś dziwnie. Powiało chłodem. Olivia objęła się ramionami, zastanawiając się, dlaczego nagle poczuła się nieswojo. Może po prostu wypiła więcej wina, niż powinna? Czyżby powiedziała coś niestosownego? Z nerwów opróżniła kieliszek.

– Wiesz już, czym się zajmuję, teraz kolej na ciebie. Wtajemnicz mnie – zagadnęła, by rozluźnić atmosferę.

– W co?

– We wszystko, twoje marzenia, plany… Albo chociaż zdradź mi, czym się zajmujesz zawodowo.

– Zarabianiem pieniędzy. Panuję nad finansami, żeby ci bardziej kreatywni nie zaszaleli za bardzo.

Olivia udała obrażoną.

– Świat bez tych kreatywnych byłby bardzo smutny – oznajmiła, uśmiechając się kącikami ust.

– To prawda. – Brunet obrzucił ją gorącym spojrzeniem.

Olivia zadrżała. Potrafił w sekundę zmienić nastrój i przejść od chłodnego dystansu do rozpalającego wyobraźnię flirtu. Włączał i wyłączał swój czar jak na zawołanie. W zamyśleniu przyglądała mu się intensywnie. Minęły wieki, odkąd ostatni raz flirtowała z mężczyzną. Gdy na początku swej krótkiej, choć spektakularnej kariery związała się z rozchwytywanym fotografem Guillermem Villanuevą. Zerwała z nim ponad rok temu i straciła wprawę w obcowaniu z płcią przeciwną.

– Jadłaś już kolację?

Zerknęła na niego.

– Zamierzałam zjeść coś w domu.

Wziął do ręki kartę dań i przejrzał ją pobieżnie, po czym, bez pytania jej o zdanie, zamówił talerz przystawek. Ku jej zaskoczeniu wcale jej to nie oburzyło, wręcz przeciwnie, zaimponował jej. Wszystko, co robił i mówił, wydawało jej się niezwykle męskie i atrakcyjne. Gawędzili o wszystkim, poczynając od polityki, a kończąc na ulubionych książkach i muzyce. Pod wyjątkowo atrakcyjną powierzchownością najwyraźniej skrywał się ponadprzeciętnie inteligentny, wyrafinowany mężczyzna o ogromnej wiedzy.

– Dlaczego wybrałeś Uniwersytet Columbia? – zapytała, pochłaniając ostatni kawałek pysznej bruschetty. – Masz rodzinę w Stanach?

Pokręcił przecząco głową.

– Podobnie jak ty potrzebowałem odmiany, nowego otoczenia, żeby rozwinąć skrzydła. Wybrałem Nowy Jork, bo to epicentrum światowego biznesu.

– Czyli jesteś finansowym geniuszem? Robisz wielomilionowe interesy i tego typu rzeczy?

– Nie przesadzałbym z tym geniuszem, ale czasami obracam milionami – odpowiedział z dziwnym błyskiem w oku. Nie zastanawiała się nad tym jednak, bo nie mogła oderwać wzroku od jego zmysłowych, kapryśnych ust. Zastanawiała się raczej nad tym, jak smakują…O nie! Dosyć tego, zganiła się w myślach. Odsunęła niezdarnie pusty kieliszek.

– Drugi raz to samo? – Opacznie zinterpretował jej gest.

– Nie, dziękuję, muszę już wracać do domu. Mam jutro sporo do zrobienia.

– W porządku, odwiozę cię. – Ruchem dłoni przywołał kelnerkę.

Chciała, żeby ją odwiózł. I pocałował na pożegnanie. Co oczywiście zakrawało na szaleństwo, bo nic o nim nie wiedziała. Równie dobrze mógł się okazać niebezpiecznym psychopatą z drogim zegarkiem, noszącym szyte na miarę buty. Jakby czytając w jej myślach, podał kelnerce kartę i jednocześnie poprosił:

– Cecylio, chciałbym odwieźć tę młodą damę do domu, ale musisz mi wystawić referencje.

Dziewczyna zaśmiała się i spojrzała z zazdrością na Olivię.

– Nie musi się pani obawiać, to prawdziwy dżentelmen, choć krótkodystansowiec – zażartowała.

Olivia domyśliła się, że usidlenie tak wyjątkowego mężczyzny dla większości kobiet było niewykonalne. Wstała bez słowa, zarzuciła na ramię torbę sportową i pozwoliła, by Tony poprowadził ją do wyjścia przez zatłoczoną restaurację. Jego dłoń na jej łokciu parzyła ją i wprawiała w stan słodkiego oszołomienia. Nawet na ulicy nie zabrał ręki, dopóki nie znaleźli się przy sportowym żółtym samochodzie. Wyglądał na kosmicznie drogą zabawkę mężczyzny nieliczącego się z kosztami i kochającego adrenalinę. Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się tak podekscytowana. I szczęśliwa. Przez cały rok uciekała od bólu i dręczących ją demonów. Przy fascynującym Włochu natychmiast o nich zapomniała. Podała mu adres, a on prowadził pewnie wśród krętych uliczek centrum miasta. Tony zaparkował na chodniku przed wejściem.

– Odprowadzę cię do drzwi – oznajmił.

Serce zabiło jej żywiej. Z opowieści koleżanek wiedziała, do czego prowadzi przyjecie takiej propozycji na pierwszej randce. Nigdy wcześniej nie zaprosiła do domu nieznajomego mężczyzny. Z nerwów i podniecenia kręciło jej się w głowie.

– Strasznie drogie mieszkanie, jak na początkującą projektantkę – zauważył od niechcenia, gdy wsiedli do windy.

– Korzystałam z uprzejmości przyjaciela.

– Przyjaciela? – Tony rzucił jej zdziwione spojrzenie.

– Tak, przyjaciela, platonicznego – odpowiedziała szybko. Zaciekawiło ją, że w jedną sekundę w jego oczach pojawiały się groźne, drapieżne iskry, tak jakby budził się w nim pierwotny samczy instynkt. Przeszył ją dreszcz.

– Mężczyzna nie wyświadcza kobiecie takiej uprzejmości bezinteresownie, Liv.

Wiedziała, co insynuował. Uniosła dumnie głowę.

– Ten mężczyzna tak właśnie zrobił.

Gdy tylko winda stanęła, Olivia ruszyła zdecydowanym krokiem do drzwi, nie oglądając się za siebie. Tony dogonił ją w połowie drogi, ale ona zatrzymała się dopiero przy wejściu do apartamentu. Odwróciła się gwałtownie i spojrzała mu prosto w oczy.

– Nie znasz mnie, więc powstrzymaj się od wyciągania pochopnych wniosków.

– Przepraszam, nie powinienem był – odpowiedział, ale w jego głosie nie usłyszała skruchy.

A może była przewrażliwiona? Od wina i emocji wywołanych spotkaniem tajemniczego Włocha kręciło jej się w głowie. Przyglądała mu się w milczeniu, a jej serce waliło jak oszalałe. Tony oparł dłoń o ścianę, tuż nad jej ramieniem. Czuła ucisk w żołądku, jakby stała na krawędzi klifu i spoglądała w przepaść.

– Nie zaprosisz mnie na kawę? – zapytał.

– Nie wiem – odpowiedziała szczerze, z trudem opanowując drżenie kolan. Nigdy nie spotkała mężczyzny takiego jak on. Jej milczenie najwyraźniej przyjął za dobry omen, bo ujął ją dłonią pod brodę i spojrzał pożądliwie na jej usta. Ona także nie mogła oderwać wzroku od jego kapryśnych, zmysłowych warg. Od momentu gdy go zobaczyła, nie przestawała o nich myśleć. Była pewna, że to zauważył. Bez słowa pochylił głowę i musnął wargami jej usta, raz, potem drugi, i kolejny… Powoli, delikatnie, ale nieustępliwie. O rany, pomyślała, rozpływając się z rozkoszy, jest jeszcze cudowniej, niż sobie wyobrażałam! Położyła dłonie na jego szerokiej piersi i poddała się napierającemu na nią potężnemu męskiemu ciału. Otworzyła usta, a on skwapliwie wsunął język między jej zęby, wypełniając ją słodką rozkoszą. Ich języki splatały się w szaleńczym, erotycznym pojedynku. Całował tak wspaniale, że była kompletnie bezbronna wobec przyjemności paraliżującej jej ciało i rozum. Wbiła paznokcie w jego pierś i straciła poczucie rzeczywistości.

– Klucz – szepnął chrapliwie, nie odrywając ust od jej warg.

Jej zamroczony umysł dopiero po chwili przetrawił jego słowa.

Wsunęła dłoń do torby i po omacku odnalazła klucz.

Rozsądek podpowiadał Roccowi, że mógł już przestać bawić się w podchody. Udowodnił przecież, że Olivia Fitzgerald rzuciłaby się w ramiona każdego mężczyzny z drogim zegarkiem i luksusowym samochodem, gdyby tylko mogło ją to uratować przed utratą statusu społecznego, do którego przywykła. Musiała być niezłą aktorką, bo szalenie przekonywająco odgrywała zauroczenie. Mniej rozsądna, instynktowna część jego natury kusiła go, by się przekonać, jak daleko piękna Liv pozwoli mu się posunąć. Jak bardzo jest zdesperowana. Klucze wylądowały na podłodze przedpokoju. Rocco nie mógł oderwać wzroku od jej napuchniętych od pocałunków ciemnoróżowych ust.

– Właściwie nie zależy mi na kawie. – Zauważył, że jej źrenice powiększyły się. – Może odłożymy ją na później?