Największy sekret - David Icke - ebook + książka

Największy sekret ebook

Icke David

5,0
59,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Nowe wydanie światowego bestsellera – najsłynniejsza książka Davida Icke’a

Rasa krzyżujących się rodów, a w zasadzie rasa wewnątrz rasy, stworzyła sieć tajemnych szkół i tajnych stowarzyszeń, które miały na celu umysłowe i emocjonalne zniewolenie mas i pogrążenie ich w wojnie. Przez wieki wykorzystywała tę samą technikę „problem – reakcja – rozwiązanie”: stwórz problem, wywołaj reakcję: „coś należy z tym zrobić” i zaoferuj rozwiązanie, by przywrócić porządek. ICH porządek.

Dlatego jedynym zwycięzcą każdej wojny, nie wyłączając dwóch wojen światowych, jest Babilońskie Bractwo. Jego członkowie zajmują główne pozycje pozornej władzy na świecie – są królami, królowymi, prezydentami, premierami rządów, ministrami, kierują globalnymi ośrodkami politycznymi, biznesu, bankowości, wojska i mediów. Umieszczają niczego nieświadome społeczeństwo w mentalnych więzieniach, zaciskając je w pęta religii i oficjalnej wersji nauki pod tytułem „ten-świat-to-wszystko-co-istnieje”.

Pora, byś wyszedł z nieświadomości i poznał Największy sekret: od tysięcy lat ludzkość kontroluje gadzia rasa z niższego czwartego wymiaru, Reptilianie. Są wśród nich pedofile, sataniści, sadyści i zabójcy. Nie czują i nie okazują uczuć. Urządzają rytualne polowania na ludzi, znęcają się nad kobietami i dziećmi i mordują.

Wszystko to dla wypełnienia Agendy – rozłożonego w czasie planu scentralizowania kontroli nad całą planetą.

CHCESZ POZNAĆ ICH NAZWISKA?

***

„Książka zawiera ogromną dawkę prowokujących informacji. Proszę więc, nie kontynuuj czytania, jeśli jesteś zależny od swojego obecnego systemu wierzeń albo czujesz, że emocjonalnie nie zniesiesz tego, co się naprawdę dzieje na świecie. Jeśli jednak wybierzesz lekturę, pamiętaj, że nie ma się czego obawiać. Życie jest wieczne i wszystko jest doświadczeniem na drodze oświecenia.” – David Icke

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1193

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jakubburdecki

Nie oderwiesz się od lektury

dla otwartego i gotowego na przebudzenie umysłu książka obowiązkowa
20

Popularność




Credo Mutwie, najbardziej niezwykłemu człowiekowi, którego mam zaszczyt nazywać przyjacielem. Lindzie, za jej nieustanne wsparcie, bez względu na wszystko. Zdumiewająca kobieta. Alicji, mojej małej siostrze, za jej oddanie i wsparcie, kiedy najbardziej go potrzebowałem. Podziękowania dla Briana Desborough za przeczytanie rękopisu i zaoferowanie dodatkowych informacji, Jean za jej wnikliwą lekturę, Gary’ego za indeksowanie oraz Sam za okładkę i ilustracje[okładkę oryginalną – przyp. red.].

SZALENIEC?

Jest wielu takich, którzy nazwą mnie wariatem za to, co napisałem w tej książce. Moja odpowiedź to:

DZISIEJSZY POTĘŻNY DĄBJEST WCZORAJSZYM ŻOŁĘDZIEM,KTÓRY TRAFIŁ NA PODATNY GRUNT.

WOLNY ŚWIAT?

„Czy jestem kosmitą? Czy należę do nowej rasy ziemskiej spłodzonej przez człowieka z kosmosu pozostającego w objęciach z ziemską kobietą? Czy moje dzieci są potomstwem pierwszej międzyplanetarnej rasy? Czy tygiel międzyplanetarnego społeczeństwa już stworzono na naszej planecie, tak jak tygiel wszystkich ziemskich narodów założono w USA 190 lat temu?”

„Czy te myśli odnoszą się do rzeczy, które dopiero nadejdą w przyszłości? Proszę o swoje prawo i przywilej do posiadania takich myśli i zadawania takich pytań, bez zagrożenia więzieniem przez jakąkolwiek komórkę administracyjną społeczeństwa... W obliczu sztywnej, doktrynerskiej, zapatrzonej w siebie i gotowej zabić hierarchii naukowej cenzury publikowanie takich myśli wydaje się głupotą. Każdy wystarczająco złośliwy może zrobić z nimi wszystko. Prawo do pomyłek wciąż jednak musi być zachowane. Tak samo więc nie powinniśmy się obawiać wejścia do lasu, dlatego że wśród drzew są dzikie koty. Nie powinniśmy oddawać naszego prawa do dobrze kontrolowanych spekulacji. To bowiem pewnych pytań zawartych właśnie w takich spekulacjach obawiają się administratorzy ustalonej wiedzy... Wchodząc więc w erę kosmiczną, powinniśmy z całą pewnością nalegać na prawo do zadawania nowych, nawet głupich pytań, bez obawy o bycie prześladowanym”.

Naukowiec Wilhelm Reich w swojej książce Contact with Space [Kontakt z Kosmosem – tłumaczenie własne, przyp. tłum.]. Reich zmarł w amerykańskim więzieniu 3 listopada 1957 roku.

PRZEDMOWA

DNI DECYZJI

Stoimy na krawędzi niewiarygodnej globalnej zmiany. Na rozdrożu, na którym podejmujemy decyzje, które wpłyną nie tylko na nasze życie na Ziemi, ale także na życie naszych potomków. Możemy otworzyć szeroko drzwi umysłowych i emocjonalnych więzień, które ograniczały rasę ludzką przez tysiące lat. Możemy też pozwolić, aby agenci tej kontroli zakończyli swój plan umysłowego, emocjonalnego, duchowego i fizycznego zniewolenia każdego mężczyzny, każdej kobiety i każdego dziecka na tej planecie za pomocą światowego rządu, armii, centralnego banku i waluty – wzmacnianych przez populację na mikrochipach.

Wiem, że to brzmi fantastycznie, ale jeśli rasa ludzka oderwałaby swój wzrok od ostatniej opery mydlanej lub teleturnieju na tak długo, by zaangażować mózg, to zobaczyłaby, że to nie są wydarzenia, które mają nastąpić − one już się dzieją. Pęd do scentralizowanej kontroli globalnej polityki, biznesu, bankowości, wojska i mediów przybiera na sile z każdą godziną. Pomysł mikrochipowania ludzi już się pojawił, a w wielu przypadkach jest realizowany.

Za każdym razem kiedy ma zostać wprowadzona jakaś ukryta Agenda, zawsze jest okres, kiedy ukryte musi wyjść na powierzchnię, żeby finalnie zaistnieć w fizycznej rzeczywistości. Widzimy to teraz w postaci eksplozji fuzji między globalnymi imperiami bankowości i biznesu oraz prędkości, z jaką kontrola ekonomiczna i polityczna centralizuje się za pośrednictwem Unii Europejskiej, Organizacji Narodów Zjednoczonych, Światowej Organizacji Handlu, Wielostronnej Umowy Inwestycyjnej i przez strumień innych globalistycznych ciał, takich jak Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz szczyty G7/G8.

Za tą ciągłą i skoordynowaną centralizacją stoi grupa krzyżujących się wzajemnie rodów, których śladów można szukać na starożytnym Bliskim i Środkowym Wschodzie. Wyłoniły się one stamtąd, by następnie stać się monarchią, arystokracją i kapłaństwem Europy, zanim rozciągnęły swoją władzę na cały świat, w dużej mierze poprzez „Wielkie” Imperium Brytyjskie. Dzięki temu grupa ta mogła eksportować swoje rody do krajów zajmowanych przez brytyjskie i europejskie potęgi, nie wyłączając Stanów Zjednoczonych, gdzie kontynuują to przedsięwzięcie do dzisiaj. Z nieco ponad czterdziestu prezydentów Stanów Zjednoczonych trzydziestu trzech było spokrewnionych genetycznie z dwójką ludzi – Alfredem Wielkim, królem Anglii, a teraz i Karolem Wielkim, słynnym monarchą z Francji IX stulecia. Od tego czasu te dwa rody stopniowo wprowadzały swój plan, aż doszły do punktu, w którym scentralizowana, globalna kontrola jest rzeczywiście możliwa.

Jeśli chcesz wiedzieć, jak będzie wyglądało życie, jeśli nie obudzimy się dostatecznie szybko, spójrz na nazistowskie Niemcy. Taki będzie świat, który czeka globalną populację. To plan, który nazywam Agendą Bractwa, a który narodzi się w 2000 roku i rozwinie się przez pierwsze 12 lat nowego stulecia. Szczególnie rok 2012 wydaje się decydujący z powodów, które omówimy. Ludzie nie mają pojęcia o otchłani, w którą się wpatrujemy, ani o naturze świata, który zostawiamy dla naszych dzieci i wnuków, aby musieli w nim przetrwać. I zdaje się, że większości ludzi to wcale nie obchodzi. O wiele bardziej wolą ignorować oczywiste fakty i zaprzeczać prawdzie, którą mają prosto przed oczami.

Rys. 1. Wiedza pozostaje w rękach niewielu, a reszta ludzi tkwi w niewiedzy. To klasyczna struktura manipulacji i kontroli.

Czuję się jak krowa, która wbiega na pole, krzycząc: „Hej, wiecie o tej ciężarówce, którą wywożą naszych przyjaciół każdego miesiąca? Cóż, nie zabierają ich na inne pole, jak nam się wydawało. Oni strzelają im w głowę, spuszczają krew, ćwiartują i wkładają kawałki ich ciał do paczek. Wtedy inni ludzie kupują to i jedzą!”. Wyobraźcie sobie, jaka byłaby reakcja reszty stada: „Zwariowałeś. Oni nigdy nie zrobiliby czegoś takiego. Tak czy inaczej mam udziały w tej spółce przewozowej i osiągam niezły zysk. Zamknij się, stwarzasz przeszkody”.

Agenda, którą ujawniam, rozwijała się przez tysiące lat, aż doszła do obecnego, bliskiego ukończenia kształtu, ponieważ ludzie oddali swoje umysły i zrzucili z siebie odpowiedzialność. Wolą raczej robić to, co wydaje im się słuszne w danej chwili, niż rozważyć konsekwencje swojego zachowania dla całej ludzkiej egzystencji. Mówimy, że ignorancja jest błogosławieństwem, i to prawda – ale tylko przez chwilę. Błogosławieństwem może być niewiedza o tym, że nadchodzi tornado, ponieważ nie musisz się martwić ani podejmować działania. Nawet jednak kiedy twoja głowa jest w piasku, a twój tyłek jest w górze, to tornado i tak nadchodzi. Jeśli jednak się rozejrzysz i z tym zmierzysz, możesz uniknąć katastrofy. Ignorancja i zaprzeczanie zawsze jednak sprawiają, że dostaniesz z największą siłą i poniesiesz najbardziej ekstremalne konsekwencje, ponieważ problem uderzy w ciebie wtedy, gdy najmniej się tego spodziewasz i jesteś do tego najmniej przygotowany. Tak jak powiedziałem, ignorancja jest błogosławieństwem – ale tylko na tak długo.

Tworzymy własną rzeczywistość poprzez nasze myśli i działania. Każde działanie lub jego brak niesie jakąś konsekwencję. Kiedy oddajemy nasze umysły i rezygnujemy z odpowiedzialności, oddajemy nasze życia. Jeśli wystarczająco dużo z nas tak postąpi, to oddamy nasz świat – dokładnie w ten sam sposób, jak robiliśmy to przez całą znaną ludzkości historię. To dlatego niewielu zawsze kontrolowało masy. Jedyna różnica polega dziś na tym, że nieliczni manipulują całą planetą, dzięki globalizacji biznesu, bankowości i komunikacji. Założenia kontroli zawsze były takie same – utrzymywanie ludzi w ignorancji, strachu i wojnie. Dziel, rządź i podbijaj, trzymając najważniejszą wiedzę dla siebie (patrz Rys. 1).I jak zobaczymy w tej książce, ci, którzy używali takich metod do kontrolowania ludzkości przez tysiące lat, są członkami tej samej siły, tej samej krzyżującej się grupy, realizującej długoterminowy plan, który obecnie osiąga punkt kulminacyjny. Wisi nad nami globalne faszystowskie państwo.

Wcale jednak nie musi tak być. Prawdziwą władzę można sprawować z wieloma, nie z kilkoma jednostkami. W rzeczywistości nieskończona moc tkwi w każdym człowieku. Powód, dla którego jesteśmy tak kontrolowani, nie wynika z tego, że nie mamy władzy, by decydować o naszym własnym przeznaczeniu, ale z tego, że oddajemy tę władzę w każdej minucie naszego życia. Kiedy zdarza się coś, czego nie chcemy, szukamy kogoś do obwinienia. Kiedy na świecie pojawia się problem, pytamy: „Co oni z tym zrobią?”. W tej sytuacji oni,ci, którzy potajemnie stworzyli ten problem, w pierwszej kolejności odpowiadają na to żądanie, przedstawiając gotowe „rozwiązanie” – więcej centralizacji i erozji wolności. Jeśli chcesz rozszerzyć zakres władzy policji, agencji bezpieczeństwa i wojska oraz chcesz, by opinia publiczna domagała się, byś to zrobił, musisz zapewnić ludzi, że jest więcej zbrodni, przemocy i terroryzmu, a wtedy osiągnięcie tego celu to bułka z masłem.

Kiedy ludzie żyją w strachu przed włamaniem, napadem lub zamachem bombowym, żądają, byś zabrał ich swobodę i ochronił ich przed tym, czego – zmanipulowani – się obawiają. Zamach w Oklahomie jest tego klasycznym przykładem, co szeroko omówiłem w … And the truth shall set you free (… I prawda cię wyzwoli [tłumaczenie własne, przyp. tłum.]. Nazywam tę technikę problem–reakcja–rozwiązanie. Stwórz problem, wywołaj reakcję („coś należy z tym zrobić”) i wtedy zaoferuj swoje rozwiązanie. Działanie to podsumowuje wolnomasońskie motto: „Ordo ab chao” – porządek z chaosu. Stwórz chaos i wtedy zaoferuj rozwiązanie, żeby odbudować porządek. Twój porządek.

Masy są tłamszone i kierowane przez wiele rozmaitych form umysłowej i emocjonalnej kontroli. To jedyny sposób, w jaki można to zrobić. Niewielka grupa nie może kontrolować fizycznie miliardów ludzi, tak jak zwierzęta na farmie nie mogą być doglądane, jeśli nie bierze w tym udziału duża grupa ludzi. Kiedy dwie świnie uciekły z rzeźni w Anglii, to mimo wysiłku wielu ludzi tak długo unikały schwytania, że stały się narodowymi sławami. Fizyczna kontrola globalnej populacji nie może zadziałać, ale nie jest też konieczna, kiedy można zmanipulować sposób myślenia ludzi i ich odczuwania do takiego stopnia, że „decydują” zrobić dokładnie to, czego od nich chcesz, i żądają, byś wprowadził dokładnie te prawa, które chciałeś wprowadzić. Jest takie stare porzekadło, które mówi, że jeśli chcesz, żeby ktoś zrobił coś po twojej myśli, musisz sprawić, by uwierzył w to, że to jego pomysł.

Ludzkość jest kontrolowana umysłowo i tylko nieco bardziej świadoma niż przeciętny zombie. Naciągane? Nie. Definiuję kontrolę umysłu jako manipulowanie umysłem innej osoby tak, żeby myślała (i przez to zachowywała się) w sposób, jakiego od niej oczekujesz. W świetle tej definicji powstaje pytanie nie o to, jak wielu ludzi jest kontrolowanych umysłowo, ale o to, jak niewielu nie jest. Dotyczy to każdego, w większym lub mniejszym stopniu. Kiedy jesteś nakłaniany przez reklamę lub ulotkę, żeby kupić coś, czego tak naprawdę nie potrzebujesz, to jesteś kontrolowany umysłowo. Kiedy czytasz lub słyszysz stronnicze wiadomości i pozwalasz, żeby wpłynęło to na twoje postrzeganie osoby lub wydarzenia, to jesteś kontrolowany umysłowo.

Spójrz na trening sił zbrojnych. To czysta kontrola umysłu. Od pierwszego dnia wmawia ci się, żebyś przyjmował rozkazy bez pytania, i jeśli jakiś typek w czapce z daszkiem nakaże ci strzelać do ludzi, których nigdy nie spotkałeś i o których nic nie wiesz, to musisz strzelać bez pytania. Ta mentalność pokroju: „Tak jest!” przenika również do świata niewojskowego. „Cóż, wiem, że to nie w porządku, ale szef powiedział mi, że muszę tak zrobić, więc nie miałem wyboru”. Nie było wyboru? Nigdy nie jest tak, że nie mamy wyboru. Mamy wybory, których chcielibyśmy dokonać, i wybory, których wolelibyśmy uniknąć. Ale nigdy nie jest tak, że nie mamy wyboru. Mówienie w ten sposób jest kolejnym unikiem.

Lista technik manipulacji umysłu jest nieskończona. Chcą twojego umysłu, ponieważ kiedy go mają, to mają i ciebie. Kluczem jest odzyskanie naszych umysłów, samodzielne myślenie i pozwolenie na to innym, bez obawy o bycie wyśmianym lub potępionym za zbrodnię bycia innym. Jeśli tego nie zrobimy, Agenda, którą zamierzam przedstawić, zostanie ustanowiona. Ale jeśli odzyskamy kontrolę nad naszymi umysłami i osiągniemy intelektualną suwerenność, to Agenda nie będzie mogła się ukonstytuować, ponieważ podstawy jej istnienia zostaną usunięte. Przemawiałem i prowadziłem poszukiwania w ponad 25 krajach i w każdym z nich widzę ten sam proces. Identyczna polityka i struktury są wprowadzane razem z globalną Agendą. W tym samym czasie następuje jednak globalne przebudzenie. Coraz więcej ludzi słyszy duchowy budzik i wynurza się ze swoich umysłowych i emocjonalnych snów, z ziemskiego transu. Która siła zdoła uzyskać przewagę w pierwszych latach Millenium, do 2012 roku? To zależy wyłącznie od nas. To my tworzymy naszą rzeczywistość poprzez myśli i działania. Jeśli zmienimy nasze myśli i działania, to przekształcimy świat. To takie proste.

W tej książce zamierzam nakreślić historię krzyżującej się wzajemnie grupy rodów, które kontrolują świat, a także ujawnić prawdziwą naturę globalnej Agendy. Podkreślam też, że ujawniam Agendę jako plan, a nie konspirację jako taką. Konspiracja przejawia się w manipulowaniu ludźmi i wydarzeniami, co pozwala się upewnić, że plan zostanie wdrożony. Taka konspiracja przyjmuje trzy główne formy: konspirację w celu usunięcia ludzi i organizacji, które są zagrożeniem dla Agendy (zabójstwo Diany, księżnej Walii); konspirację w celu umieszczenia na właściwych szczeblach władzy odpo­wiednich ludzi, którzy sprawią, że plan Agendy zostanie zrealizowany (George Bush, Henry Kissinger, Tony Blair itp.); i konspirację mającą na celu stworzenie wydarzeń, które sprawią, że opinia publiczna sama zażąda wprowadzenia Agendy na zasadzie problem–reakcja–rozwiązanie (wojny, terrorystyczne zamachy bombowe, kryzysy ekonomiczne). W ten sposób wszystkie pozornie niepowiązane ze sobą wydarzenia i manipulacje stają się postacią tej samej konspiracji, by wprowadzić tę samą Agendę.

W nadchodzących miesiącach i latach, za każdym razem kiedy weźmiesz do ręki gazetę, włączysz telewizor lub wysłuchasz przemówienia liderów polityki i biznesu, zobaczysz, że przedstawione informacje właśnie nadchodzą. Możesz to dostrzec już teraz, jeśli rozumiesz sens przekrętu. Spójrz na moje poprzednie książki: …And the truth shall set you free oraz Wolność. Przewodnik dla robotów [Wydawnictwo Stapis, 2009 – przyp. red.],wideo Zmieniając poglądy [1996 – przyp. tłum.] i prace innych badaczy w ciągu ostatnich dekad, a przekonasz się, że to, co zostało przewidziane, właśnie siędzieje. To nie proroctwo, to zaledwie wcześniejsza wiedza na temat Agendy. Czy więc w ciągu najbliższych paru lat zostanie stworzone globalne, faszystowskie państwo? Na to pytanie można odpowiedzieć jedynie innym pytaniem: czy zamierzamy stać się ludźmi, czy też chcemy kontynuować swoją egzystencję jako ludzkie owce?

Agenda zależy od tego ostatniego.

Autor książki podaje w niej fakty z perspektywy czasu, w którym ją pisał, czyli 1999 roku. Wiele wymienionych w niej osób może już nie pełnić wskazanych funkcji albo nie żyć. Podobnie zmianie mogły ulec nazwy wielu instytucji i organizacji, a wiele z nich mogło przestać istnieć. Mimo to Czytelnik ma okazję skonfrontować z czasem, w którym żyje, na ile słuszne były opinie i przewidywania autora – przyp. red.

OSTRZEŻENIE

Książka zawiera ogromną dawkę prowokujących informacji. Proszę więc, nie kontynuuj czytania, jeśli jesteś zależny od twojego obecnego systemu wierzeń albo czujesz, że emocjonalnie nie zniesiesz tego, co się naprawdę dzieje na świecie.

Jeśli wybierzesz dalszą lekturę, pamiętaj, że nie ma się czego obawiać. Życie jest wieczne i wszystko jest tylko doświadczeniem na drodze do oświecenia. Jeśli patrzy się z perspektywy najwyższego poziomu postrzegania, to nie istnieją dobro ani zło, jest tylko świadomość dokonująca wyborów, by doświadczyć wszystkiego, czego doświadczyć musi. Zdumiewające wydarzenia, które ujawnia ta książka, zbliżają się ku końcowi, do czasu, w którym światło wolności zaświeci wreszcie nad największą transformacją świadomości, jaką ta planeta widziała od 26 000 lat. Jeśli pominąć część informacji, o których przeczytasz, to wspaniały czas dla życia.

David Icke

ROZDZIAŁ 1

MARSJANIE WYLĄDOWALI?

Były dwa możliwe sposoby napisania tej książki. Mogłem powstrzymać się od wypisywania tych wszystkich niesamowicie dziwacznych, ale prawdziwych rzeczy. Pozostanie w strefie komfortu i zakomunikowanie tylko tego, co u zbyt wielu ludzi nie przerasta skali wiarygodności, byłoby znacznie łatwiejszym sposobem.

Mogłem jednak potraktować czytelników jak w pełni ukształtowane, całkowicie połączone, wielowymiarowe, dojrzałe istoty i przekazać im wszystkie ważne informacje – nie wyłączając tych, które rozciągną ich pojmowanie rzeczywistości do granic wytrzymałości. Jak zawsze, wybrałem tę drugą możliwość. Nie do mnie należy redagowanie informacji przeznaczonych dla czytelników, to sami czytelnicy mają je zredagować. Jakże aroganckie i pyszałkowate byłoby myślenie, że powinienem zatrzymać te informacje dla siebie, ponieważ „ludzie nie są na nie gotowi”. Kim jestem, by o tym decydować? I skąd mogę wiedzieć, czy są „gotowi”, dopóki tych informacji nie poznają ani nie zadecydują sami za siebie?

Niektórzy z moich przyjaciół naciskali mnie, żebym opisał jedynie podstawową historię, ale abym „na miłość boską, nie wspominał o gadach”. Za chwilę przekonacie się, co mieli na myśli. Rozumiem ich obawy, ale mogę być tylko sobą. I muszę przekazać wszystko, co wiem, a nie tylko to, co pozostaje w strefie komfortu. To po prostu ja, taki już jestem. Oczywiście, temat tej książki narazi mnie na drwiny ze strony ludzi, których wizja możliwych scenariuszy ma rozmiary ziarna grochu, i ludzi, którzy wiedzą, że to prawda, ale nie chcą, aby reszta w to uwierzyła. No i co z tego? Kogo to obchodzi? Na pewno nie mnie. Jak powiedział Gandhi: „Nawet jeśli jesteś w mniejszości, prawda wciąż jest prawdą”. Oto historia – nienaciągana i nieocenzurowana.

Pokrótce rzecz ujmując, rasa krzyżujących się wzajemnie rodów (a w zasadzie rasa wewnątrz rasy) była skupiona w starożytnym świecie na Bliskim i Środkowym Wschodzie oraz w ciągu tysięcy lat rozciągnęła swoje wpływy na całą Ziemię. Kluczowy aspekt ich działalności opierał się na stworzeniu sieci tajemnych szkół i tajnych stowarzyszeń, które skrycie miały wprowadzać Agendę, tworząc jednocześnie takie instytucje jak religie, które miały na celu umysłowe i emocjonalne zniewolenie mas oraz pogrążenie ich w wojnie. W hierarchii tej grupy rodów nie występują wyłącznie mężczyźni, niektóre z kluczowych pozycji zajmują kobiety. Ponieważ jednak liczbowo męska część przeważa, wobec tej grupy będę używał sformułowania Bractwo. Dla większej precyzji – w związku z dużym znaczeniem starożytnego Babilonu w tej historii – będę nazywać ich Bractwem Babilonu. Plan, który określają „Wielką Pracą Dziejów”, będę nazywał Agendą Bractwa lub planem Bractwa. Obecny zakres kontroli Bractwa nie wykształcił się w ciągu paru lat, paru dekad ani nawet w ciągu paru stuleci. Jego początków można szukać tysiące lat wstecz. Struktury dzisiejszych instytucji w rządzie, bankowości, biznesie, wojsku i w mediach nie zostały przeniknięte przez te siły, one zostały przez nie stworzone. Tak naprawdę Agenda Bractwa jest planem wielu tysiącleci. To rozłożony w czasie plan scentralizowania kontroli nad całą planetą.

Hierarchia rodów na szczycie ludzkiej piramidy kontroli i ucisku przekazuje pałeczkę z pokolenia na pokolenie, głównie z ojców na synów. Dzieci z tych rodzin, wybierane do przejęcia pałeczki, od urodzenia wychowuje się tak, aby rozumiały Agendę i metody urzeczywistniania „Wielkiej Pracy” za pomocą manipulacji. Rozwój Agendy to misja wpajana im od najmłodszych lat życia. Do momentu, w którym nadchodzi ich kolej na przyłączenie się do hierarchii Bractwa i dzierżenie pałeczki przez następne pokolenie, są już ukształtowani na wysoce niezrównoważonych ludzi. Charakteryzują się przenikliwą inteligencją, ale są wyprani ze współczucia i arogancko przeświadczeni, że mają prawo rządzić światem i kontrolować nieświadome masy, które postrzegają jako podrzędne. Dzieci Bractwa, które stawiają opór temu kształtowaniu albo je odrzucają, odsuwa się na bok lub pozbywa się ich w inny sposób – żeby mieć pewność, że tylko „bezpieczni” ludzie dostaną się na wyższe poziomy tej piramidy, otrzymując dostęp do tajnej, zaawansowanej wiedzy, która jest tam skrywana.

Niektóre z tych rodów można nazwać po imieniu. Brytyjski Dom Windsorów jest jednym z nich, tak jak Rothschildowie, europejska monarchia i arystokracja, Rockefellerowie i reszta tak zwanego wschodniego establishmentu Stanów Zjednoczonych, który produkuje amerykańskich prezydentów, liderów biznesu, bankierów i administratorów. Natomiast na samym szczycie znajduje się klika, która kontroluje rasę ludzką i działa z ukrycia, poza areną publiczną. Każda grupa, niezrównoważona do tego stopnia, żeby dążyć do przejęcia całkowitej kontroli nad planetą, będzie toczyć wewnętrzną wojnę z innymi frakcjami, starając się zdominować pozostałych. Tak się z pewnością dzieje w Bractwie. Nastąpił w nim ogromny wewnętrzny rozłam, panują konflikt i współzawodnictwo. Jeden z badaczy określił ich jako gang bankowych złodziei, którzy zgadzają się na dokonanie napadu, ale kiedy im się uda, zaczynają się kłócić o podział łupów. To świetny opis, ponieważ na przełomie dziejów różne frakcje walczyły ze sobą o dominację. Ostatecznie jednoczy ich jednak wspólne pragnienie zobaczenia, jak ich plan wchodzi w życie. Dlatego w kluczowych momentach przeważająca większość odłamów łączy siły, żeby posuwać realizację Agendy do przodu, nawet w trudnych sytuacjach.

Prawdopodobnie musielibyśmy cofnąć się o setki tysięcy lat, żeby znaleźć początek historii ludzkiej manipulacji oraz tych rodów, które dyrygują „Wielką Pracą”. W toku wieloletnich badań wydawało mi się coraz bardziej oczywiste, że pochodzenie tych rodów i plan przejęcia Ziemi sięgają poza planetę do rasy lub ras z innych sfer czy wymiarów ewolucji. Do istot pozaziemskich, jak je nazywamy. Jeśli wątpicie w istnienie życia pozaziemskiego, rozważcie to przez chwilę. Nasze Słońce jest jedną z jakichś 100 miliardów gwiazd, tylko w tej galaktyce. Sir Francis Crick, laureat Nagrody Nobla, powiedział, że we wszechświecie znajduje się w przybliżeniu 100 miliardów galaktyk, i zauważył, że w naszej galaktyce jest co najmniej milion planet, które mogą mieć warunki sprzyjające rozwojowi życia podobnego naszemu. Pomyślcie, jak wielka może być ta liczba dla całego wszechświata, nawet zanim weźmiemy pod uwagę wszystkie inne wymiary istnienia, poza zakresem częstotliwości naszych pięciu zmysłów. Jeśli podróżujesz z prędkością światła, 300 tysięcy kilometrów na sekundę, dotarcie do gwiazdy znajdującej się najbliżej naszego Układu Słonecznego zajmie ci 4,3 roku świetlnego.

O poziomie indoktrynacji ludzkości wiele mówi to, że wspominanie o życiu pozaziemskim jest odbierane jako dziwactwo, a odrzucanie tego i wykazywanie, że życie powstało tylko na tej jednej maleńkiej planecie, jest uważane za wiarygodne! Wystarczy tylko spojrzeć na zdumiewające struktury, które powstawały tak licznie w starożytnym świecie, żeby uzmysłowić sobie, że istniała wtedy zaawansowana rasa. Wmawia się nam, że w tych czasach żyli jedynie ludzie prymitywni w porównaniu z współczesnymi, ale to ewidentna bzdura. Podobnie jak w przypadku większości oficjalnych „myśli”, archeologiczny i historyczny establishment tworzy własne historyjki, nazywa je udowodnionymi faktami i po prostu ignoruje przytłaczające dowody na to, że się myli. Przecież nie chodzi o to, żeby uświadamiać, ale o to, aby indoktrynować. Każdy, kto kwestionuje oficjalną wersję historii, zostaje opuszczony przez swoich kolegów archeologów i historyków, którzy albo wiedzą, że ich posady, reputacja i fundusze są bezpieczniejsze, kiedy trzymają się oficjalnej wersji, albo po prostu nie widzą dalej niż czubek własnego nosa. To samo można powiedzieć w odniesieniu do większości ludzi z edukacyjnych i „inteligenckich” profesji.

Na całym świecie istnieją fantastyczne struktury, które zbudowano tysiące lat temu i które można było stworzyć tylko przy użyciu technologii równie, lub nawet często, zaawansowanej bardziej niż ta, którą dziś dysponujemy. W Baalbeku, na północny wschód od Bejrutu w Libanie, znajdują się trzy masywne kamienne bloki, każdy o wadze 800 ton, które przesunięto o co najmniej 500 metrów i umieszczono wysoko w murze, a dokonano tego tysiące lat przed naszą erą! Kolejny blok w pobliżu waży 1000 ton – to waga trzech jumbo jetów. Jak to możliwe? Oficjalna historia nie życzy sobie zadawania takich pytań, ponieważ obawia się tego, dokąd mogą one prowadzić. Wyobrażacie sobie, że dzwonicie do współczesnego budowlańca z prośbą, żeby postawił coś takiego? „Chcesz, żebym CO zrobił?”, powiedziałby. „Zwariowałeś!” W Peru znajdują się tajemnicze rysunki z Nazca. Pradawni ludzie odgarnęli wierzchnią warstwę gleby, odsłaniając białą powierzchnię, i w ten sposób stworzyli niewiarygodne wizerunki zwierząt, ryb, owadów i ptaków. Niektóre z nich są tak duże, że można je zobaczyć w całości tylko z wysokości 300 metrów!

Wiedza, która pozwalała na zbudowanie takich cudów, jak Nazca, Baalbek, Wielka Piramida w Gizie, i innych zdumiewających tworów, z taką precyzją i na taką skalę, pochodziła od zaawansowanej rasy, która żyła w dawnych czasach pośród o wiele prymitywniejszej od siebie ludności. Ta rasa jest określana jako „bogowie” w tekstach Starego Testamentu i w innych, przekazywanych ustnie, tradycjach starożytności. Już słyszę zwolenników Biblii zaprzeczających temu, że ich księga mówi o „bogach”. Ale tak właśnie jest. Kiedy w Starym Testamencie występuje słowo „Bóg”, często jest to tłumaczenie słowa, które oznacza bogów w liczbie mnogiej – na przykład Elohim i Adonai. To zrozumiałe, że rasa dokonująca technologicznych wyczynów na taką skalę byłaby postrzegana jako „bogowie” przez ludzi niebędących w stanie pojąć takich możliwości. W latach 30. XX wieku amerykańscy i australijscy lotnicy lądowali samolotami w odległych częściach Nowej Gwinei, żeby zaopatrzyć swoje oddziały. Miejscowi, którzy nigdy wcześniej nie widzieli samolotu, wierzyli, że lotnicy są bogami, dlatego wkrótce stali się oni główną częścią ich wierzeń religijnych. W starożytnym świecie byłoby to jeszcze bardziej ekstremalne, gdyby odwiedzająca ich zaawansowana rasa była istotami z innych planet i wymiarów – latającymi statkami powietrznymi bardziej zaawansowanymi niż cokolwiek, czym lata (przynajmniej oficjalnie!) dzisiejsze wojsko.

Napływ wiedzy spoza tej planety lub z innego źródła tłumaczyłby wiele „tajemnic”, które oficjalna historia wita głuchą ciszą. Wytłumaczalne stają się niewiarygodne właściwości budowli, podobnie jak zagadka, dlaczego wczesne cywilizacje – takie jak Egipt i Sumer (kraj Szinear w Biblii) – na początku były u szczytu swojego rozwoju, a potem upadały, podczas gdy normalnym kierunkiem ewolucji jest zaczynanie od niskiego poziomu i powolny rozwój poprzez naukę i doświadczenie. Najwyraźniej zaistniał tu odwrotny proces – najpierw zanotowano napływ zaawansowanej wiedzy, która później „zaginęła”. W każdej kulturze na całym świecie istnieją prastare historie i teksty opisujące „bogów”, którzy przynieśli tę zaawansowaną wiedzę. To znów wyjaśniałoby tajemnicę, skąd starożytni tak fenomenalne rozumieli astronomię. Na całym świecie istnieją niezliczone legendy o czasach, które nazywali Złotą Erą, a które zostały zniszczone przez kataklizm i „upadek człowieka”. Starożytny grecki poeta Hezjod opisuje świat przed „upadkiem”:

„Ludzie żyli jak Bogowie, byli bez wad, nie ulegali namiętnościom, nie mieli utrapień i nie dokuczał im znój. W szczęśliwym towarzystwie boskich istot (istot pozaziemskich?) ich dni upływały w spokoju i radości, żyli razem w idealnej równości, zjednoczeni przez wzajemne zaufanie i miłość. Ziemia była piękniejsza, niż jest teraz, i spontanicznie rodziła obfitą różnorodność owoców. Istoty ludzkie i zwierzęta mówiły tym samym językiem i rozmawiały ze sobą (telepatycznie). Mężczyźni w wieku stu lat wyglądali na chłopców. Nie mieli żadnych słabości podeszłego wieku, które by ich kłopotały, a kiedy odchodzili do regionów lepszego życia, odbywało się to w delikatnym śnie”1.

Jakkolwiek bardzo utopijnie by to brzmiało, w każdej starożytnej kulturze istnieją niezliczone historie, które opisują świat w odległej przeszłości w ten sposób. Moglibyśmy odtworzyć tę wizję, gdybyśmy tylko zmienili sposób myślenia i odczuwania. Najobszerniejsze podania o zaawansowanej rasie zapisane są na tysiącach glinianych tablic, znalezionych w 1850 roku, około 400 kilometrów od Bagdadu w Iraku, przez Anglika – Sir Austena Henry’ego Layarda – kiedy prowadził wykopaliska w Niniwie, stolicy Asyrii. Zostały zlokalizowane niedaleko obecnego irackiego miasta − Mosulu. W tym regionie, zwanym kiedyś Mezopotamią, nastąpiły też inne odkrycia. Prawdziwym źródłem wiedzy nie byli jednak Asyryjczycy, ale Sumerowie, którzy według szacunków żyli na tym samym obszarze od czwartego do drugiego tysiąclecia przed naszą erą. Będę więc określał te gliniane tablice Tekstami lub Tablicami Sumeryjskimi. To jedno z największych, wyobrażalnych, historycznych odkryć, a jednak – 150 lat po ich odkryciu – wciąż są lekceważone przez konwencjonalną historię i edukację. Dlaczego? Ponieważ obalają oficjalną wersję wydarzeń.

Najsłynniejszym tłumaczem Tablic jest autor książek i uczony Zecharia Sitchin, który potrafi odczytać języki: sumeryjski, aramejski, hebrajski i inne starożytne języki Bliskiego i Środkowego Wschodu2. Tablice Sumeryjskie zostały przez niego dokładnie zbadane i przetłumaczone i nie ma wątpliwości, że opisują istoty pozaziemskie. Niektórzy badacze twierdzą, że Sitchin użył późniejszej wersji języka sumeryjskiego, żeby przetłumaczyć wcześniejszą z Tablic i dlatego niektóre z jego tłumaczeń mogą nie być w stu procentach precyzyjne. Moim zdaniem główne założenia jego tłumaczenia są prawidłowe i rzeczywiście inne podania i dowody je potwierdzają, natomiast mam obiekcje co do niektórych szczegółów. Myślę, że wiele interpretacji Sitchina jest mocno wątpliwych, chociaż zgadzam się z ogólnymi tezami.

Według jego (i innych) tłumaczeń Teksty podają, że cywilizacja sumeryjska, z której wywodzi się wiele współczesnych cywilizacji, była „darem od bogów”. Nie od mitycznych bogów, ale od fizycznych, którzy żyli wśród ludzi. Tablice nazywają tych bogów AN.UNNAK.KI (Ci, którzy zeszli z Nieba na Ziemię) i DIN.GIR (Prawi z Płonących Rakiet). Sama nazwa Sumeru brzmiała KI.EN.GIR (Kraina Prawych z Płonących Rakiet, jak również Kraina Obserwatorów, według Sitchina). Starożytny tekst znany jako Księga Henocha określa też bogów „Obserwatorami”, podobnie jak Egipcjanie. To oni bowiem nazywali swoich bogów „Neteru”, co w dosłownym przekładzie oznacza „Obserwatorzy”, i powiadali, że ich bogowie przybyli w niebiańskich łodziach.

Według Zecharii Sitchina Tablice opisują przybycie Anunnakich z planety zwanej Nibiru (Planety Przejścia), z której, jak twierdzi, przybyli na mającej 3600 lat eliptycznej orbicie, transportującej ich między Marsem a Jowiszem i następnie daleko w przestrzeń kosmiczną poza Plutonem. Według Sitchina Sumerowie nazywali ją Tiamat lub Wodnym Potworem. Wyjaśnia on, że to kolizja planety Tiamat z Księżycem Nibiru stworzyła Wielką Bransoletę – pas asteroid odkryty między Marsem a Jowiszem. Jak mówią Teksty, pozostałości z Tiamat zostały wyrzucone na inną orbitę i w końcu stały się Ziemią (patrz Rys. 2).Sumeryjska nazwa Ziemi oznaczała „dosłownie wydrążona”, ponieważ, jak twierdzili Sumerowie, kolizja stworzyła ogromną dziurę. Co ciekawe, gdyby usunąć wodę z Oceanu Spokojnego, to na jego dnie pozostałaby gigantyczna dziura. Inni badacze uważają jednak, że Sumeryjczycy postrzegali układ gwiezdny Draco jako smoka i nazywali go Tiamat, czyli imieniem babilońskiej bogini, która zmieniała się w smoka, kiedy inni bogowie rzucali jej wyzwania, aby zyskać przewagę w walce. Ten związek z konstelacją Draco stanie się bardzo istotny w następnym rozdziale.

Na Tablicach widnieją zapisy przekazywanej ustnie tradycji, które sięgają głęboko w przeszłość, dlatego należy być bardzo ostrożnym i brać pod uwagę to, że coś mogło zostać dodane lub zaginęło. Nie powinniśmy też brać symboliki ani przypowieści zbyt dosłownie. Jestem pewien, że w ten sposób pojawiły się pewne pomyłki. Mam wątpliwości co do scenariusza Nibiru–Tiamat i skali czasowej tego zdarzenia. W Tekstach jest jednak wiele prawdy, którą można udowodnić, jak choćby wiedza Sumerów o astronomii. Tablice przedstawiają Układ Słoneczny z planetami na prawidłowych pozycjach, orbitach i we właściwych proporcjach rozmiarowych. Ich dokładność została potwierdzona dopiero w ciągu ostatnich 150 lat, od czasu odkrycia niektórych z tych planet. Tablice opisują naturę oraz kolor Neptuna i Urana w sposób, który został potwierdzony dopiero w ostatnich latach! Co więcej, współcześni „eksperci” nie spodziewali się, że te planety będą tak wyglądać, a Sumerowie wiedzieli tysiące lat przed naszą erą to, co nasza „zaawansowana” nauka odkryła dopiero teraz.

Najbardziej zdumiewające w Sumeryjskich Tablicach jest to, w jaki sposób opisują stworzenie homo sapiens. Sitchin twierdzi, że Anunnaki przybyli na Ziemię około 450 000 lat temu, żeby wydobywać złoto w miejscu zwanym obecnie Afryką. Opowiada, że główne centrum wydobywcze znajdowało się w dzisiejszym Zimbabwe, na obszarze zwanym przez Sumerów AB.ZU (Głębokie Złoże). Korporacja Anglo-Amerykańska, która to zbadała, znalazła rozległe dowody wydobycia złota w Afryce co najmniej 60 000, a prawdopodobnie 100 000 lat temu3. Jak twierdzi Sitchin, gliniane tablice mówią, że Anunnaki wydobywane złoto transportowali na ich ojczystą planetę z baz na Środkowym Wschodzie. Myślę, że musimy się jeszcze wiele dowiedzieć o sprawie „wydobywania złota”, ale nie wierzę, że był to główny powód przybycia Anunnakich na Ziemię. Początkowo złoto wydobywała ich własna klasa robotników, ale jak twierdzi Sitchin, ostatecznie wybuchła rebelia górników i królewska elita Anunnakich zdecydowała się stworzyć do pracy nową rasę robotników. Tablice opisują, jak geny Anunnakich i rdzennych ludzi połączono w próbówce, żeby stworzyć „ulepszonego” człowieka, zdolnego do wykonywania zadań wymaganych przez Anunnakich. Pomysł dzieci z próbówki brzmiałby niedorzecznie w czasie, kiedy odkryto Tablice, czyli w 1850 roku, ale obecnie dokładnie do tego samego zdolni są naukowcy.

Ponownie współcześni badacze wspierają motywy Sumeryjskich Tablic. Na przykład około 200 000 lat temu nastąpił nagły i jak dotąd niewytłumaczalny rozwój fizycznej ludzkiej formy. Oficjalnie nauka milczy w tej sprawie i mamrocze określenia w stylu „brakującego ogniwa”, ale pewne nieuniknione fakty trzeba nazwać. Nagle poprzednia fizyczna forma, znana jako homo erectus, stała się tym, co nazywamy homo sapiens. Od samego początku homo sapiens miał zdolność mówienia złożonym językiem, a rozmiar ludzkiego mózgu ogromnie się powiększył. Biolodzy, jak Thomas Huxley, twierdzą, że tak poważne zmiany następują przez dziesiątki milionów lat. Ten punkt widzenia wspiera znalezienie homo erectusa, który, jak się wydaje, wyłonił się w Afryce około 1,5 miliona lat temu. Przez przeszło ponad milion lat ich fizyczna forma zdaje się być taka sama, ale nagle, zupełnie znikąd, w homo sapiens zaszła radykalna zmiana. Około 35 000 lat temu nastąpił kolejny nagły skok – do postaci homo sapiens sapiens – fizycznej formy, którą widzimy dzisiaj.

Rys. 2. Układ Słoneczny ukazuje położenie pasa asteroid między Marsem a Jupiterem, który – choć różni się w szczegółach – według wielu starożytnych i współczesnych relacji jest pozostałością jakiejś planety lub części planety.

„Poproszono boginię, żeby przyszła,

położną bogów, mądrą Mami (mówiąc):

„Stwórz robotników! Stwórz prymitywnego robotnika,

który może dźwigać jarzmo!

Niech on dźwiga jarzmo nałożone przez Enlila,

niech robotnik ponosi trud bogów!”4.

Enlil był głównodowodzącym Anunnakich, a Enki jego przyrodnim bratem. Jak mówią nam Tablice, Enki i Ninkharsag ponieśli wiele porażek, szukając właściwej mieszanki genów. Istnieją podania o tym, że stworzyli ludzi z poważnymi defektami, a nawet zwierzęco-ludzkie hybrydy. Straszne rzeczy, ale zgodnie z niektórymi twierdzeniami dokładnie to samo dzieje się również dzisiaj w ludzko-pozaziemskich, podziemnych bazach na całym świecie. Historia Frankensteina, człowieka stworzonego w laboratorium, może symbolizować te wydarzenia. Została napisana przez Mary Shelley, żonę słynnego poety. Oboje byli wysoko postawionymi członkami tajnych stowarzyszeń, które gromadziły i ukrywały tę wiedzę od starożytności. Tablice mówią, że w końcu Enki i Ninkharsag znaleźli właściwą mieszankę, która stała się pierwszym homo sapiens, istotą nazywaną przez Sumerów LU.LU (czyli: ten, który został zmieszany). To prawdopodobnie biblijny Adam. LU.LU – genetyczna hybryda, mieszanka homo erectus z genami „bogów”, powstała jakieś 200 000−300 000 lat temu w celu stworzenia niewolnika, ludzkiego robotnika. Stworzono również jego żeńską wersję. Sumeryjskim określeniem człowieka było LU, źródłosłów oznaczający robotnika lub sługę, używany również w odniesieniu do udomowionych zwierząt. I tym właśnie rasa ludzka pozostaje od tamtego czasu.

Niegdyś Anunnaki rządzili jawnie, ale od tysięcy lat sterują całą planetą w ukryciu. Błędne tłumaczenie Biblii i symboliczny język rozumiany dosłownie zniszczyły ich oryginalne znaczenie i zostawiły nam historię fantasy. Księgę Rodzaju i Księgę Wyjścia napisała hebrajska kasta kapłańska – Lewitów, po tym, jak zostali zabrani do Babilonu około 586 roku p.n.e. Babilon był kiedyś częścią ziem Sumeru i dlatego Lewici znali sumeryjskie historie i podania. To właśnie z tych zapisów, w przeważającej większości, Lewici złożyli Księgi Rodzaju i Wyjścia. Ich źródło jest oczywiste. Sumeryjskie Tablice mówią o E.DIN (Domu Prawych). Łączy się to z sumeryjskim określeniem bogów DIN.GIR (Prawi z Płonących Rakiet). Tak więc Sumerowie mówią o Edin, a Księga Wyjścia traktuje o Ogrodzie Edenu, który był centrum ich bogów – Anunnakich. Tablice Sumeryjskie mówią, że król Sargon Starszy został jako dziecko znaleziony w koszyku płynącym po rzece i wychowała go rodzina królewska. Księga Wyjścia natomiast traktuje o Mojżeszu, znalezionym przez księżniczkę jako dziecko w płynącym koszyku i wychowanym przez egipską rodzinę królewską. Lista takich „zbiegów okoliczności” jest o wiele dłuższa.

Stary Testament jest klasycznym przykładem religijnego recyklingu, który wytworzył wszystkie większe religie. Tak więc kiedy patrzymy na oryginalne znaczenie Księgi Rodzaju i historię Adama, musimy cofnąć się do sumeryjskich podań, żeby zobaczyć, w jaki sposób sfabrykowano tę historię. Genesis mówi, że „Bóg” (bogowie) stworzył pierwszego człowieka – Adama – z „pyłu leżącego na ziemi”, a następnie użył jego żebra, żeby stworzyć Ewę, pierwszą kobietę. Zecharia Sitchin wykazał, że tłumaczenie wyrażenia „pył leżący na ziemi” pochodzi od hebrajskiego słowa „tit”, które samo w sobie wywodzi się z sumeryjskiego zwrotu TI.IT, oznaczającego „to, co jest życiem”. Adam nie został stworzony z pyłu leżącego na ziemi, ale z tego, co zawiera życie – z żywych komórek. Sumeryjski zwrot TI oznacza zarówno żebro, jak i życie, i po raz kolejny tłumacze dokonali złego wyboru. Ewa (Ta, która jest Życiem) nie została stworzona z żebra, ale z tego, co ma życie – z żyjących komórek.

Ludzkie jajo, które posłużyło do stworzenia Lulu/Adama, pochodziło od kobiety z Abzu w Afryce. Według Sumerów oraz zgodnie ze współczesnymi znaleziskami skamieniałości i sugestiami antropologów człowiek rzeczywiście wywodzi się z Afryki. W latach 80. XX wieku Douglas C. Wallace z Uniwersytetu Emory w Georgii porównał DNA (wzór życia fizycznego) u 800 kobiet i doszedł do wniosku, że pochodzi ono od pojedynczego żeńskiego przodka5. Wesley Brown z Uniwersytetu Michigan po zbadaniu DNA u 21 kobiet o różnej genetycznej przeszłości stwierdził, że wszystkie pochodzą z jednego źródła, które żyło w Afryce pomiędzy 180 000 a 300 000 lat temu6. Rebecca Cann z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley zrobiła to samo ze 147 kobietami o różnorodnym rasowym i geograficznym pochodzeniu oraz powiedziała, że ich wspólne dziedzictwo genetyczne wywodzi się od pojedynczego przodka żyjącego między 150 000 a 300 000 lat temu7. Na podstawie kolejnego badania 150 amerykańskich kobiet z linii genetycznych sięgających do Europy, Afryki i Środkowego Wschodu (nie wyłączając Aborygenów z Australii i Nowej Gwinei) wywnioskowała, że miały tego samego żeńskiego przodka, który żył w Afryce między 140 000 a 290 000 lat temu8. Sądzę, że rasa ludzka została zasiana przez wiele różnych źródeł, a nie tylko przez samych Anunnakich.

Afryka jest kluczem do zrozumienia tak wielu rzeczy, ale często ignorowanym przez badaczy. W 1999 roku, kiedy przygotowywałem to zaktualizowane wydanie, spędziłem wiele godzin ze swoim przyjacielem, Credo Mutwą, zuluskim sanusi lub – jak inni to określają – szamanem. Jest on jednym z dwóch ostatnich sanusi w Afryce Południowej i najbardziej zaskakującym geniuszem, jakiego miałem zaszczyt spotkać. Oficjalnie Credo jest gawędziarzem i strażnikiem starożytnej wiedzy nacji Zulusów. Rozmawiał ze mną o nieskończonej liczbie opowieści wywodzących się z afrykańskiej tradycji o tym, jak rasa z gwiazd skrzyżowała się z ludźmi i stworzyła hybrydową rasę. O tym, jak te hybrydy zostały ustanowione „królewskimi” rodami starożytnego świata, oraz o tym, jak od tamtej pory władają planetą. (Te rozmowy zostały sfilmowane i są dostępne na dwóch kasetach). W środkowo- i południowoafrykańskich sprawozdaniach Anunnaki nazywani są różnymi imionami, lecz jak twierdzi Credo Mutwa, wszystkie odnoszą się do tych samych istot. Pokazał mi niesamowity „naszyjnik”, zdumiewająco ciężki i zrobiony z miedzi. Ma co najmniej 500 lat, a Credo wierzy, że jego historia sięga 1000 lat wstecz albo i więcej (patrz Dział zdjęć). Wiszą na nim symbole opowiadające historię Afryki, a na jego przodzie widnieje obca istota z dużym fallusem, a tuż obok niej ludzka kobieta. Te dwie postacie tworzą razem, jeśli za mną nadążasz, symbol krzyżowania ras. Z naszyjnika zwisa również latający spodek, a w jego innej części znajduje się rysunek konstelacji Oriona.

Tablice Sumeryjskie i późniejsze akkadyjskie historie podają nam imiona i hierarchię Anunnakich. „Ojca” bogów nazywali oni AN, co oznaczało niebo. Ojcze nasz, który jesteś w niebie? AN lub Anu dla Akkadyjczyków pozostawał głównie w niebie ze swoją żoną Antu i składał jedynie rzadkie wizyty na planecie, którą nazywali E.RI.DU (Dom zbudowany w odległym miejscu). To słowo ewoluowało w angielskie Earth (Ziemia). Przynajmniej taka jest wersja tłumaczenia według Zecharii Sitchina. Opisy mogą również sugerować, że Anu pozostawał głównie w wysokich górach Bliskiego Wschodu, gdzie – jak wskazuje wiele dowodów – istniały „Ogrody Edenu”, miejsce bogów, a na równinach Sumeru składał jedynie rzadkie wizyty. Jedno z sumeryjskich miast zwano Eridu. Anu wysłał dwóch synów, żeby rozwijali Ziemię i rządzili nią, jak mówią Tablice. Byli to Enki, który według Tablic stworzył homo sapiens, i jego przyrodni brat Enlil. Ci dwaj stali się później wielkimi rywalami walczącymi o przejęcie ostatecznej kontroli nad planetą. Enki, pierworodny syn Anu, był podporządkowany Enlilowi z powodu obsesji Anunnakich na punkcie genetycznej czystości. Matka Enlila była bowiem przyrodnią siostrą Anu i ten związek wpływał na męskie geny bardziej niż to, że Enkiego urodziła inna kobieta. Później Tablice opisują, jak Anunnaki stworzyli rody, żeby rządziły ludzkością w ich imieniu, i chciałbym zasugerować, że te rodziny kontrolują świat aż po dzisiaj.

Tablice opisują, jak Enki dał ludziom zdolność do prokreacji, która zaowocowała eksplozją ludzkiej populacji. Groziło to przytłoczeniem Anunnakich, którzy nigdy nie byli zbyt liczni. Anunnaki zmagali się z wieloma wewnętrznymi konfliktami i wojnami z użyciem zaawansowanej technologii, kiedy frakcje Enkiego i Enlila walczyły o przejęcie kontroli. Powszechnie badacze Anunnakich zgadzają się z tym, że spośród nich to Enki stał po stronie ludzkości, ale wydaje mi się, że obie grupy pragnęły dominacji nad planetą i to był prawdziwy motyw ich działania. Jak udokumentował to w swych tłumaczeniach Zecharia Sitchin i jak potwierdzają to czytelnicy hinduskich świętych ksiąg – Wed, istnieje wiele podań mówiących o bogach, którzy prowadzili między sobą wojny w walce o dominację. Sumeryjskie podania opisują, że synowie „bogów” Anunnaki byli w nie najbardziej zaangażowani. Było to potomstwo Enkiego i Enlila, przyrodnich braci, którzy stali się zaciekłymi rywalami, a ich synowie rozgrywali te bitwy, używając zaawansowanej technologii.

Jedną z takich bitew była biblijna zagłada Sodomy i Gomory. Prawdopodobnie obydwa miasta znajdowały się na południowym krańcu Morza Martwego, gdzie dzisiaj odczyty promieniowania są znacznie wyższe od normalnych. To wtedy, według Biblii, żona Lota obejrzała się do tyłu i zamieniła w słup soli. Po odwołaniu się do sumeryjskich oryginałów Zecharia Sitchin stwierdził, że prawidłowe tłumaczenie tego ustępu powinno mówić, że żona Lota odwróciła się i zamieniła w słup pary, co (po rozważeniu) jest o wiele bardziej prawdopodobne!

Na całym świecie w każdej rdzennej kulturze znajdziemy historie o Wielkim Potopie i Tablice Sumeryjskie nie są tu wyjątkiem. Według Sitchina opowiadają one o opuszczeniu planety przez Anunnakich w latającym statku, podczas gdy ogromny potop zgładził większość ludzkości. Nie ma żadnych wątpliwości, że wielka katastrofa lub, co bardziej prawdopodobne, katastrofy nawiedziły Ziemię w okresie między 11 000 a 4000 rokiem przed naszą erą. Biologiczne i geologiczne dowody na to są przytłaczające, a wspierają je niezliczone historie i tradycje, które opisują takie wydarzenia. Pochodzą one z Europy, Skandynawii, Rosji, Afryki, całego kontynentu amerykańskiego, Australii, Nowej Zelandii, Azji, Chin, Japonii i ze Środkowego Wschodu. Zewsząd. Niektóre mówią o wielkim gorącu, które ugotowało morza, o górach zionących ogniem, o zniknięciu Słońca i Księżyca oraz ciemności, która nastąpiła, o deszczu krwi, lodu i skał, o tym, jak Ziemia się przewróciła, a niebo spadło, o wynurzeniu się i zatonięciu lądów, o stracie wielkiego kontynentu, nadejściu lodu i dosłownie wszystkie opisują niesamowitą powódź, ścianę wody, która zalała Ziemię.

Fala pływowa, spowodowana przez kometę w filmie Deep Impact [Dzień zagłady,1998, reż. Mimi Leder – przyp. red.], daje pojęcie o tym, jak mogło to wyglądać. Stare chińskie teksty opisują, jak filary wspierające niebo runęły i jak Słońce, Księżyc i gwiazdy spłynęły na północny zachód, gdzie niebo stało się niskie, a rzeki, morza i oceany pospieszyły na południowy wschód, gdzie Ziemia zatonęła, a wielki pożar zdusiła szalejąca powódź. W Ameryce Indianie Pawnee [Paunisi – przyp. red.] opowiadają tę samą historię o czasie, kiedy gwiazdy polarne – północna i południowa – zamieniły się miejscami i ruszyły złożyć sobie wzajemną wizytę. Północnoamerykańskie tradycje mówią o pojawieniu się wielkich chmur i żaru tak potężnego, że wody się zagotowały. Eskimosi z Grenlandii opowiadali wczesnym misjonarzom, że dawno temu Ziemia się przewróciła. Legendy peruwiańskie mówią, że Andy się rozdzieliły, kiedy niebo toczyło wojnę z Ziemią. Brazylijskie mity opisują, jak niebo wybuchło i spadające fragmenty zabiły wszystko i wszystkich, kiedy Ziemia i niebo zamieniły się miejscami. A Indianie Hopi z Ameryki Północnej wspominają, że: „Ziemia była rozdarta przez wielkie rozpadliny i woda pokryła wszystko z wyjątkiem jednego wąskiego pasa błota”9.

Wszystko to pokrywa się z legendami o Atlantydzie i Mu lub Lemurii – dwóch wielkich kontynentach, jednym na Atlantyku i drugim na Pacyfiku, które (jak wierzy wielu ludzi) były rządzone przez bardzo zaawansowane rasy. Mówi się, że kontynenty zniknęły pod wodą w okolicznościach opisanych powyżej, pozostawiając jedynie wyspy Azorów, jako resztki byłej wielkości i chwały. Atlantyda została opisana przez Platona (lata 427−347 p.n.e.), starożytnego greckiego filozofa i wysokiego rangą członka sieci tajnych stowarzyszeń i tajemnych szkół. Do dzisiaj ta tajna sieć przekazuje wiele ze swojej wiedzy niewielu wybranym, odmawiając tego przywileju masom ludzi. Oficjalna historia lekceważy twierdzenia Platona o istnieniu takiego kontynentu, a w jego relacjach są widoczne wyraźne historyczne nieścisłości – zasadniczy motyw podpierają jednak dowody geologiczne. Azory (uważane przez niektórych za dawną część Atlantydy) leżą na Grzbiecie Śródatlantyckim, który jest połączony z linią spękań obejmujących planetę (patrz Rys. 3). Ta linia ciągnie się na długości 40 000 mil.

Grzbiet Śródatlantycki jest jednym z głównych obszarów trzęsień ziemi i aktywności wulkanów. Cztery ogromne płyty tektoniczne – euroazjatycka, afrykańska, północnoamerykańska i karaibska – spotykają się i zderzają w tym regionie, co czyni go bardzo niestabilnym geologicznie. Zarówno Azory, jak i Wyspy Kanaryjskie (od angielskiego słowa „canine”, czyli „psie”, a nie od kanarków!) były wystawione na rozległą aktywność wulkaniczną w okresie, który – według Platona – był czasem końca Atlantydy. Lawa tachylitowa rozpada się w wodzie morskiej w ciągu 15 000 lat, a jednak wciąż znajduje się ją na dnie morskim wokół Azorów, co geologicznie potwierdzają niedawne wypiętrzenia10. Inne dowody, włączając w to piasek plażowy zebrany z głębokości 10 500−18 440 stóp, ujawniają, że dno morskie w tym regionie musiało występować całkiem niedawno w skali geologicznej ponad poziomem morza11. Oceanograf Maurice Ewing napisał w magazynie „National Geogra­phic”, że: „Albo ląd musiał zatonąć o dwie, trzy mile, albo poziom morza musiał być dwie, trzy mile niższy niż obecnie. Oba wnioski są zaskakujące”12.

Biologiczne i geologiczne dowody sugerują również, że rozległa aktywność wulkaniczna, która spowodowała zatonięcie lądu w regionie Azorów, wydarzyła się w tym samym czasie, co rozpad i zatonięcie masywu lądowego znanego jako Appalachia, który łączył to, co znamy obecnie jako Europę, Amerykę Północną, Islandię i Grenlandię13. Nawet ich stopień zanurzenia wygląda na zbliżony. Podobne dowody można przytoczyć na potwierdzenie poglądu, że na dnie Pacyfiku spoczywa kontynent znany jako Mu lub Lemuria14. Tak zwany Trójkąt Bermudzki – między Bermudami, południową Florydą i punktem niedaleko Antyli – od dawna był łączony z Atlantydą. To również obszar, o którym krąży wiele legend o znikających statkach i samolotach. Niedaleko Bimini pod wodami Wysp Bahama i wewnątrz „trójkąta” zlokalizowano zatopione budynki, mury, drogi i kamienne kręgi, takie jak Stonehenge, a nawet coś, co przypomina wyglądem piramidy15. Znaleziono też mury i drogi tworzące przecinające się linie16.

Według innych faktów, o których większość ludzi nie wie, Himalaje, Alpy i Andy osiągnęły swoją obecną wysokość około 11 000 lat temu17. Jezioro Titicaca na granicy Peru i Boliwii jest dziś najwyższym żeglownym jeziorem na świecie, położonym na wysokości około 3810 metrów. Około 11 000 lat temu duży obszar tego regionu był na poziomie morza! Dlaczego tak wiele ryb i innych oceanicznych skamieniałości znajduje się wysoko w masywach górskich? Ponieważ góry były kiedyś na poziomie morza – i to jeszcze niedawno, w znaczeniu geologicznym. Stopniowo akceptuje się, że Ziemia ucierpiała z powodu jakichś kolosalnych geologicznych wypiętrzeń. Dyskusja (i często wrogość) pojawia się wraz z pytaniami: kiedy i dlaczego? Wstrząsy te dotyczyły oczywiście Układu Słonecznego jako całości, ponieważ każda planeta nosi ślady po jakichś katastrofalnych wydarzeniach, które dotknęły jej powierzchni, atmosfery, prędkości, kąta orbity lub obrotów.

Myślę, że tematy przewodnie Sumeryjskich Tablic są prawidłowe, ale wątpię w niektóre ich szczegóły, przynajmniej te dotyczące długiego okresu, który upłynął między przybyciem 450 000 lat temu Anunnakich, a czasem, kiedy zaledwie kilka tysięcy lat temu te podania spisano. Z całą pewnością około 11 000 lat p.n.e. nastąpił na Ziemi ogromny kataklizm, który zniszczył zaawansowane cywilizacje Złotego Wieku technologii, a data 13 000 lat temu jest bardzo znacząca i istotna dla okresu, w którym żyjemy. Tak jak planety Układu Słonecznego krążą wokół Słońca, tak Układ Słoneczny krąży wokół centrum. Co ciekawe, około 13 000 lat temu Złoty Wiek zakończył się, jak się zdaje, czasem kataklizmu i konfliktu, a dziś – kiedy kolejny cykl 13 000 lat „ciemności” zmierza ku końcowi – obserwujemy gwałtowne, globalne duchowe przebudzenie i w ciągu następnych paru lat czekają nas niewiarygodne wydarzenia. Znów wchodzimy w światło. Tak więc 13 000 lat temu niesamowity kataklizm zakończył istnienie zaawansowanej technicznie cywilizacji Złotego Wieku. Ale czy był on jedyny? Dowody sugerują, że nie.

Mój przyjaciel z Kalifornii, Brian Desborough, jest badaczem i naukowcem, którego darzę wielkim szacunkiem. Brał udział w badaniach aerokosmicznych i był zatrudniany do pracy w wielu ekspedycjach naukowych, realizowanych przez różne firmy. Brian jest twardo stąpającym po ziemi człowiekiem, który patrzy na dowody i podąża tam, gdzie go zaprowadzą, a nie tam, dokąd kieruje ogólnie przyjęta konwencja. Brian zebrał pewne bardzo szczegółowe i interesujące informacje o starożytnym świecie i jego związku z dzisiejszą manipulacją Bractwa. Kiedy pracował dla dużej amerykańskiej korporacji, w latach 60. XX wieku jej fizycy zakończyli własne niezależne badania, które sugerowały, że około 4800 lat p.n.e. wielkie ciało niebieskie – które znamy jako Jowisza – wtargnęło do naszego Układu Słonecznego. Zewnętrzne planety zostały przez niego wytrącone z szyku, a on uderzył ostatecznie w planetę orbitującą między dzisiejszym Jowiszem a Marsem. Fizycy powiedzieli, że szczątki tej planety stały się pasem asteroid, a część Jowisza odpadła od niego i stała się dzisiejszą Wenus.

Według badań, zanim Wenus została złapana przez ziemskie pole grawitacyjne, była ogromnym kawałkiem materii poruszającym się w kosmosie, który zniszczył atmosferę i życie na Marsie. Wenus wykonała kilka okrążeń wokół Ziemi, zanim jej pęd wyrzucił ją na obecną pozycję w Układzie Słonecznym. To orbitowanie wokół Ziemi stało się, zdaniem fizyków, przyczyną zniszczenia i fali pływowej około 4800 lat p.n.e. Podobnie jak Brian Desborough, fizycy uważali, że zanim to nastąpiło, Mars orbitował tam, gdzie jest Ziemia, natomiast ta znajdowała się o wiele bliżej Słońca. Jaskrawe światło Wenus, które mija z bliska Ziemię, mogło doprowadzić do powstania idei Lucyfera − „nosiciela światła”. Najstarsze zapisy z Mezopotamii i Ameryki Środkowej nie wymieniają Wenus w planetarnych spisach, pojawia się ona tam dopiero później. W wielu kulturach panowała obsesja na punkcie Wenus, łącznie ze składaniem dla niej ofiar z ludzi.

Rys. 3. Grzbiet Śródatlantycki jest centrum trzęsień ziemi i erupcji wulkanów, które występują na obszarze Oceanu Atlantyckiego, gdzie Platon najprawdopodobniej umiejscowił Atlantydę.

Nieoficjalne badania tych fizyków nigdy nie zostały opublikowane, ale rozważmy dowody na niektóre z ich twierdzeń. Kiedy rozsypiesz drobiny na wibrującej płaszczyźnie, możesz odtworzyć orbity planet Układu Słonecznego. Kiedy fale wibracyjne poruszające się na zewnątrz od środka płaszczyzny spotykają się z falami zdążającymi w przeciwnym kierunku, wówczas podczas ich zderzenia formują się tak zwane fale stojące. To powoduje, że drobinki wytwarzają serię koncentrycznych kręgów. Będą one jednakowo rozmieszczone, jeśli zderzają się nawzajem pojedyncze częstotliwości, ale jeśli – jak w przypadku Układu Słonecznego – bierze w tym udział całe spektrum częstotliwości, to kręgi będą rozmieszczone nierównomiernie, zgodnie z ciśnieniem ich wibracji. Umieść obiekt w tych wibrujących kręgach, a zacznie on okrążać centrum talerza niesiony przez strumień energii, powodowany przez wzajemne oddziaływania wibracyjne. Cięższe obiekty umieszczone w jakimkolwiek punkcie na płaszczyźnie przyciągnie jeden z tych koncentrycznych kręgów i obiekty te same zaczną formować wokół siebie wzorce fal, które przyciągną do nich lżejsze obiekty.

W naszym Układzie Słonecznym najpotężniejsze fale są emitowane ze środka Słońca, ponieważ stanowi ono 99 procent materii Układu Słonecznego. Fale ze Słońca reagują z innymi kosmicznymi falami, co tworzy serie fal stojących, które następnie formują koncentryczne kręgi lub też pola wibracyjne orbitujące wokół Słońca. Najcięższe ciała niebieskie, planety, zostają złapane w te kręgi i krążą wokół Słońca. Planety również tworzą wokół siebie mniej potężne kręgi fal, które mogą przyciągnąć lżejsze ciała na orbitę wokół nich. Przykładem jest Księżyc orbitujący wokół Ziemi. Jeśli więc cokolwiek zakłóciłoby tę harmonię wzajemnych oddziaływań wibracyjnych, wpłynęłoby na koncentryczne kręgi energii i (jeśli byłoby wystarczająco potężne) mogłoby zmienić orbity planet.

Według tych fizyków to, co stało się z Jowiszem i Wenus, byłoby z całą pewnością wystarczająco potężne, żeby tego dokonać. Kręgi fal stojących występują wokół Słońca w związku z ciśnieniem wibracyjnym i nie potrzebują planet do istnienia. Funkcjonują tak czy inaczej, a ciało planetarne tylko się w nich lokuje. Dlatego w Układzie Słonecznym jest o wiele więcej tych wibracyjnych „dróg” niż planet i jeśli planeta lub inne ciało niebieskie jest wyrzucane ze swojej orbity, lokuje się w końcu na innej fali. Natomiast kiedy jego pęd zwalnia wystarczająco, zostaje pochwycony. Desborough wierzy, że właśnie to się wydarzyło, kiedy fantastyczne ciśnienie wibracyjne „komety” Wenus minęło z bliska Ziemię i Marsa oraz wysłało je na inne orbity.

Wenus byłaby pokrytą lodem „kometą”, jak mówi Desborough, i lód ten rozpadłby się, kiedy Wenus zbliżyłaby się do Ziemi i osiągnęła punkt znany jako Granica Roche’a18. Jest to wibracyjny mechanizm bezpieczeństwa, jeśli wolicie. Kiedy dwa ciała są na kursie kolizyjnym, jedno z nich, o mniejszej masie, zacznie się rozpadać w punkcie Granicy Roche’a. W tym wypadku lód wystrzeliłby z Wenus ku powierzchni Ziemi. Również przy wejściu w tak zwany Pas Van Allena, który absorbuje wiele niebezpiecznego promieniowania ze Słońca, lód uległby jonizacji – magnetyzacji, a przez to zostałby przyciągnięty do biegunów magnetycznych Ziemi19. Miliardy ton lodu oziębionego do –273 stopni Celsjusza opadłyby na regiony polarne i błyskawicznie zamroziłyby wszystko w czasie nieco dłuższym niż mgnienie oka20. Mogłoby to wreszcie wytłumaczyć tajemnice zamrożonych jak skały mamutów. Wbrew ogólnym wierzeniom nie były one zwierzętami zimnych rejonów, lecz żyły na łąkach strefy umiarkowanej. W jakiś sposób jednak te umiarkowane regiony w jednej chwili zamarzły. Niektóre ze znalezionych mamutów zamarzły w trakcie jedzenia! Stały sobie, przeżuwając, a chwilę później były już blokiem lodu.

Gdyby z Wenus spadł zjonizowany deszcz, największy osad opadłby w pobliżu biegunów magnetycznych, ponieważ mają one najsilniejsze przyciąganie. I tak też było w tym przypadku. Masyw lodowy w regionach polarnych jest większy na biegunach niż na peryferiach, chociaż opady deszczu i śniegu, które mogłyby spowodować taki osad, są tam mniejsze21. Wyjaśnień dostarcza scenariusz z Wenus. W Księdze Hioba, która według wierzeń jest arabskim dziełem dużo starszym niż reszta Biblii, zadano pytanie: „Skąd przybył lód?”. Powiedziałbym, że to jest odpowiedź. Wyjaśnia to również, skąd starożytni mieli mapy biegunów północnego i południowego, przedstawiające ich wygląd przed pojawieniem się lodu. Na biegunach nie było lodu aż do jakichś 7000 lat temu. Nie było żadnej epoki lodowcowej, jak się oficjalnie uznaje. Jest to kolejna iluzja. Kiedy patrzymy na „dowody”, które prezentuje oficjalna nauka, żeby poprzeć obowiązującą ideę epoki lodowcowej, i na fundamentalną sprzeczność między „dowodami” a udowodnionymi faktami, wydaje się zdumiewające, że taki nonsens mógł stać się ogólnie przyjętą „prawdą”22. Przed tym niewiarygodnym kataklizmem, i/lub kolejnymi, na całej Ziemi panował jednakowy tropikalny klimat, czego dowodzą skamieniałe rośliny. Zmiana mogła nastąpić nie tylko ze względu na pojawienie się lodu, ale również przez zniszczenie sklepienia pary wodnej wokół Ziemi, jak to opisano w Księdze Rodzaju i innych starożytnych tekstach. Relacje Credo Mutwy zawierają te same opisy z afrykańskiej tradycji. To sklepienie zapewniałoby wszędzie jednorodny tropikalny klimat, ale nagle zniknęło.

Dramatyczna zmiana temperatury na biegunach zderzyłaby się z ciepłym powietrzem i spowodowała niszczycielskie wichry – dokładnie takie, jakie opisuje chiński folklor. Według fizyków ciśnienie stworzone przez orbitowanie „Wenus” wokół Ziemi mogło wytworzyć wysoką na 3000 metrów falę pływową. Pokrywa się to z dowodami na to, że rolnictwo rozwinęło się na wysokości 3000 metrów i wyżej. Platon w swojej pracy Prawa pisze,że miało ono początek na dużych wysokościach po tym, jak gigantyczna powódź pokryła wszystkie niziny. Botanik Nikołaj Iwanowicz Wawiłow zbadał ponad 50 000 dzikich roślin zebranych na całym świecie i odkrył, że wszystkie pochodzą jedynie z ośmiu różnych obszarów – ale wszystkie to regiony górskie23. Taka fala pływowa spowodowałaby ciśnienie dwóch ton na cal kwadratowy na powierzchni Ziemi, tworząc nowe łańcuchy górskie i fosylizując wszystko w ciągu godzin24. Obecnie przy użyciu takiego ciśnienia wytwarza się sztuczne kamienie. Znaleziono nietknięte skamieniałe drzewa, co byłoby niemożliwe, jeśli ten proces nie przebiegłby błyskawicznie – z reguły bowiem drzewo ulega rozkładowi, zanim zdoła skamienieć, na co potrzebuje wiele czasu25. I rzeczywiście skamieniałości tego rodzaju dziś już się nie formują26. Według Desborough są one rezultatem katastrofalnych wydarzeń opisanych powyżej.

Rosyjsko-żydowski pisarz i psychiatra, Immanuel Velikovsky, wywołał oburzenie naukowego establishmentu, kiedy w latach 50. XX wieku zasugerował, że Ziemia przeżyła niewiarygodne wstrząsy, kiedy Wenus (która według niego była wtedy kometą) przeleciała przez tę część Układu Słonecznego, zanim weszła na swoją obecną orbitę. Kiedy Wenus została sfotografowana przez misję Mariner 10, wiele z opisów Velikovsky’ego okazało się prawidłowych, nie wyłączając pozostałości kometarnego ogona. Zdjęcia Marsa z sondy Mariner 9 również wspierają niektóre z teorii Velikovsky’ego. Stwierdził on bowiem, że „kometa” Wenus zderzyła się z Marsem, przelatując przez Układ Słoneczny. Określił, że te wydarzenia nastąpiły około 1500 lat p.n.e. Różni badacze lekceważą wzajemnie swoje odkrycia, ponieważ sugerują bardzo różne okresy dla głównych wstrząsów, podczas gdy, prawdę mówiąc, niemal na pewno wiele kataklizmów wystąpiło w okresie od 11 000 do 1500 lat p.n.e., a nawet jeszcze wcześniej.

Badania fizyków wykazały również, że Mars został zdewastowany przez wydarzenia z udziałem Wenus. Odkryli oni, że Mars został wyrzucony ze swojej orbity i podążał po wysoce niestabilnej eliptycznej orbicie, która co 56 lat zabierała go między Księżyc a Ziemię27. Ostatnie z tych przejść mogło wydarzyć się około 1500 lat p.n.e., kiedy na greckiej wyspie Santorini eksplodował wielki wulkan, a cywilizacja minojska na Krecie przeszła do historii. W tym samym okresie, czyli 1600−1500 lat p.n.e., poziom oceanów opadł o około 20 procent, a w Kalifornii uformowały się jeziora lodowcowe. Najprawdopodobniej również w tym czasie zostało opróżnione ogromne jezioro na żyznej Saharze i zaczęła się formować obecna pustynia28. W końcu Mars osiadł na swojej obecnej orbicie, ale do tego czasu życie na jego powierzchni zostało już zniszczone. Po raz kolejny potwierdzają to wszystko dowody znalezione na Marsie. Misja Mars Pathfinder udowodniła, że marsjańskie skały cechuje brak erozji wskazujący, że znajdowały się na powierzchni dłużej niż 10 000 lat29.

Brian Desborough oraz fizycy, których znał i z którymi pracował, wierzą, że Ziemia znajdowała się kiedyś dużo bliżej Słońca, niż jest obecnie, a Mars orbitował tam, gdzie obecnie jest Ziemia. Jeśli, jak się twierdzi, głębokie kaniony na powierzchni Marsa były wyżłobione masowym przepływem wody, to na Marsie musiał panować cieplejszy klimat. Obecnie bowiem jest tam tak zimno, że woda zamarzłaby natychmiast, a bliska próżni atmosfera spowodowałaby natychmiastowe jej wyparowanie30.

Desborough twierdzi, że niedaleka odległość Ziemi od Słońca wymagałaby, żeby pierwsi ziemscy ludzie pochodzili z rasy czarnej z pigmentacją zdolną do zniesienia o wiele bardziej srogich promieni słonecznych. Starożytne szkielety znalezione niedaleko Stonehenge w Anglii i wzdłuż zachodniego wybrzeża Francji mają cechy charakterystyczne dla nosa i kręgosłupa wielu afrykańskich kobiet31. Desborough uważa, że kiedy klimat na Marsie był bardzo podobny do naszego, przed kataklizmem z Wenus zamieszkiwała go biała rasa. Badania przekonały go, że to biali Marsjanie zbudowali piramidy, które zarejestrowano na Marsie, i wyruszyli na wojnę z zaawansowaną czarną rasą, żeby podbić Ziemię. Te wojny były potyczkami „bogów”, opisywanymi w niezliczonych starożytnych tekstach, chociażby w hinduskich Wedach. To może się odnosić do czasów Atlantydy. Desborough dodaje, że po kataklizmie biali Marsjanie, którzy osiedlili się na Ziemi, zostali tu uwięzieni bez swej technologii, a ich ojczysta planeta została zdewastowana. Według niego biali Marsjanie stali się białymi ludźmi Ziemi.

Co fascynujące, niektórzy naukowcy twierdzą, że kiedy biali ludzie są zanurzeni w komorach deprywacji sensorycznej przez długie okresy czasu, rytm ich serca ma częstotliwość 24 godzin i 37 minut, co koresponduje z okresem rotacyjnym nie Ziemi, ale Marsa32! Nie jest tak w przypadku pozostałych ras, które są dostrojone do rotacji Ziemi. Desborough wierzy, że biali Marsjanie byli bardzo zaawansowaną rasą starożytnego świata, znaną jako Fenicjanie lub Aryjczycy, a po wstrząsach, które zniszczyły powierzchnię ich własnej planety i zdewastowały Ziemię, rozpoczęli długi proces powrotu do swojej dawnej technologicznej potęgi. Moje własne poszukiwania popierają tę podstawową tezę, jednak jak każdy, kto szuka prawdy o tym, co zaszło, mam wiele pytań.

Biała rasa, znana jako Fenicjanie lub występująca pod innymi nazwami, była z całą pewnością „mózgiem” stojącym za egipską cywilizacją, przynajmniej w okresie od 3000 lat p.n.e. Natomiast Płaskowyż Gizy, gdzie zbudowano wielką piramidę, był kiedyś określany jako El-Kahira, która to nazwa wywodzi się od arabskiego rzeczownika „El-Kahir”, oznaczającego... Marsa33. Przez długi czas sfinks był pomalowany na czerwono – kolor kojarzony z Marsem. Egipcjanie niegdyś nazywali Marsa Hor Dshr bądź „Czerwonym Horusem”. Był on również znany jako Horakhati albo „Gwiazda Wschodu”, według badaczy także i zwróconego ku wschodowi sfinksa znano jako Horakhati lub... Marsa. Sfinks jest najprawdopodobniej po części człowiekiem i po części lwem, a hinduska mitologia (zainspirowana przez tę samą białą rasę, która zainspirowała Egipcjan) odnosi się do Marsa jako do „człowieka-lwa” (są też tacy, którzy wierzą, że twarz sfinksa jest tak naprawdę twarzą kobiety).

Na całym świecie starożytne kultury fascynowały się Marsem. Chciałbym mocno podkreślić, że to znaczenie Marsa wynikało z tego, że starożytni zdawali sobie sprawę, że właśnie z tej planety przybyła biała rasa. Powiedziałbym, że gwałtownie wzrasta waga dowodów, jakoby Mars został zniszczony przez te same kataklizmowe wydarzenia, które spowodowały olbrzymie geologiczne wstrząsy na Ziemi w przedziale 11 000 lat p.n.e. do 5000 lat p.n.e. Ci sami biali Marsjanie, którzy zbudowali piramidy na Marsie i nienaturalne obiekty, takie jak sfinksopodobna „twarz”, byli tym samym ludem, który potem zbudował zarówno sfinksa i piramidy w Gizie, jak i inne wspaniałe budowle, takie jak Stonehenge czy Avebury w Anglii. Więcej dowodów na to zobaczymy w dalszej części książki.

Starożytne teksty ujawniają, że w dużej mierze związany z Marsem był pomiar czasu i że 15 marca − dzień Id Marcowych (Marsa) – był kluczową datą w kalendarzu, związanym z Marsem, tak jak 26 października. Pierwsza data oznaczała w celtyckim kalendarzu początek wiosny, a druga – koniec roku34. Historie króla Artura o Świętym Graalu również łączą się z tym motywem. Camelot prawdopodobnie oznacza Marsjańskie Miasto lub Miasto Marsa35. Naukowe dowody, wiele z nich skrywanych bądź nieupublicznionych, niezbicie pokazały, że na Marsie występowały opady deszczu, oceany, jeziora i rzeki, silne pole magnetyczne, a także atmosfera, która mogła podtrzymywać życie, takie jakie znamy na Ziemi. Pozostaje ponad wszelkimi wątpliwościami, że Mars – jako dom dla takiego życia – został zniszczony przez ogromny kataklizm, podczas którego został uderzony bądź zbombardowany przez obiekt albo obiekty o wielkim rozmiarze. Zgromadzone dowody wskazują, że to wszystko wydarzyło się bardzo niedawno, z pewnością w ciągu ostatnich 20 000 lat. Doskonałe streszczenie tych dowodów można znaleźć w książce The Mars Mystery [Tajemnica Marsa, tłumaczenie własne, przyp. tłum.] autorstwa Grahama Hancocka, Roberta Bauvala i Johna Grigsby’ego (Penguin Books, Londyn, 1998).

Myślę, że jest dużo prawdy we wszystkich poglądach podsumowanych w tym rozdziale, dotyczących katastrofalnych wstrząsów, od których Ziemia ucierpiała w okresie między 11 000 i 1500 rokiem p.n.e. Pierwszy z nich zakończył Złotą Erę i wymazał zaawansowane technologicznie cywilizacje, które istniały wcześniej. Rasy pozaziemskie opuściły planetę przed tymi wydarzeniami albo przeżyły na dużych wysokościach lub zeszły głęboko do wnętrza Ziemi. Tak samo było z późniejszymi kataklizmami. Wiele istot pozaziemskich i większość ludzi nie przetrwało tych wydarzeń. Ci, którzy przeżyli, musieli zacząć wszystko od początku, bez technologii dostępnej przedtem, przynajmniej na starcie. Podzielili się na dwie kategorie – tych o głównie pozaziemskim pochodzeniu, którzy zachowali zaawansowaną wiedzę, oraz ludzi, w większości rasy niewolników, którzy nie mieli do niej dostępu. Ci pierwsi także rozpadli się na dwa obozy – tych, którzy pragnęli używać swojej wiedzy dla dobra ogółu, chcąc przekazać ją ludzkości, i tych, którzy całą wiedzę chcieli zagarnąć dla siebie, wykorzystując ją do manipulacji i przejęcia kontroli. Walka między tymi dwiema grupami o sposób użytkowania wiedzy trwa do dziś. Kiedy społeczeństwa odbudowywały się po wstrząsach sprzed 11 000 lat p.n.e., kolejne kataklizmy sprowadziły jeszcze większe zniszczenie w ciągu następnych tysięcy lat i ludzkość jeszcze nieraz musiała się mierzyć z nowym początkiem.

Wspólnym tematem pozostała jednak manipulacja ludzkością ze strony zaawansowanej intelektualnie, ale nie duchowo rasy lub ras o pozaziemskim pochodzeniu. Czas, abym wprowadził do tej historii dodatkowy wymiar, który rozciągnie wasze pojmowanie rzeczywistości do granic wytrzymałości.