Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
o. Bernard od Matki Bożej OCD – Najboleśniejsza
Chwała Jezusowi i Maryi Przenajświętszej!
Jak miłe jest Panu Jezusowi rozważanie cierpień Jego Najukochańszej Matki wiedzą Ci, którzy czytają żywoty świętych, którym Rabbuni zechciał to objawić. O. Bernard od Matki Bożej niezwykle subtelnie i delikatnie prowadzi nas przez życie Najświętszej Panienki pokazując tajemnice Jej boleści i cierpień w wydarzeniach.
Oddajmy mu głos:
By się zbliżyć do Serca Najboleśniejszej, odczuć głęboko Jej udręczenie, nie tyle trzeba dociekań i rozumowania, ile raczej prostoty i uczuć dziecka. Gdy myślę o Matce Najboleśniejszej, przypomina mi się zawsze jedna scena z lat dziecięcych.
Była któraś z niedziel Wielkiego Postu. Moja matka czytała dużą, starą książkę. Po dłuższej chwili, widząc, że patrzy z wielką uwagą na jakiś obrazek, zbliżyłem się. Był to obrazek Matki Bożej Bolesnej. Z oczu Matki Najświętszej spływały łzy, siedem wyrazistych mieczy przeszywało Jej Serce.
– „Bardzo Matka Boża cierpiała?” – zapytałem.
–„Choćbyś ty, dziecko, nie wiem jak cierpiało, nie będzie to ani kropelką w porównaniu z Jej boleściami. Zabrali Jej jedyne Dziecko i ukrzyżowali, a Ona biedna musiała patrzeć na Jego śmierć…”
Z oczu mojej matki popłynęły łzy.
To było najwymowniejsze. Upłynęło kilkanaście lat od tej chwili. Słyszałem wiele kazań o Matce Boskiej Bolesnej, czytałem różne książki o Niej, lecz drugiej, równie wymownej lekcji o cierpieniach Maryi nie napotkałem. To była jedyna lekcja, lekcja mojej prostej, nieuczonej matki. /o. Bernard od Matki Bożej
W tekście korzystano z wydania z 1939 roku (NIHIL OBSTAT L. 659/36).
KSIĄŻKA:
Oprawa miękka – miła w dotyku dzięki okładzinie soft – touch
Wydanie I
Format 11,5 x 18 cm
Liczba stron – 188
ISBN 978-83-66728-64-6
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 146
Rok wydania: 2021
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
To piękne dziełko,
dzięki życzliwości Ojców Karmelitów z Krakowa
po kilkudziesięciu latach wznawiamy i dedykujemy
z podziękowaniem wszystkim żyjącym w ukryciu…
wydawcy
w Święto Ofiarowania Pańskiego 02.02.2021 r.
O. BERNARD OD MATKI BOŻEJ OCD
NAJBOLEŚNIEJSZA
ROZWAŻANIA
BIBLIOTECZKA ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO
„NA JEJ GŁOWIE”
WYDAWNICTWO ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO
2021 rok
Redakcja:
zespół „na Jej głowie”
Na okładce obraz Piotra Stachiewicza
W tekście korzystano z wydania z 1939 roku
(NIHIL OBSTAT L. 659/36)
dokonano niezbędnych korekt językowych,dostosowując go do aktualnieobowiązujących norm.
Wydanie I
ISBN 978-83-66728-81-3
Wydawnictwo Życia Wewnętrznego
Kielnarowa 224c, 36-020 Tyczyn
Dział Handlowy:
tel. +48501202186
e-mail: [email protected]
www.najejglowie.pl
O wy wszyscy, którzy idziecie przez drogę, obaczcie i przypatrzcie się, czy jest boleść jako boleść moja1– te rzewne słowa wkłada Kościół w usta Maryi, najboleśniejszej z matek.
Boleści równej Jej cierpieniu nie było i nie będzie w żadnym człowieczym sercu. Matka Najświętsza wybrana z całej ludzkości, podniesiona wysoko nad nią, stanęła też na zawrotnych wyżynach cierpienia i bólu i tylko Syn Jej był wyżej od Niej, wisząc na krzyżu.
Powołana przez Boga na Matkę całej ludzkości, na Pośredniczkę wszystkich łask, musiała te tytuły drogo okupić. Postanowił Bóg w niepojętych swych wyrokach, że w dziedzinie życia duchowego nie dokonuje się nic wielkiego bez cierpienia. Tym samym więc i te wielkie rzeczy2, o których śpiewała Najświętsza Dziewica w swym Magnificat – które Bóg Jej uczynił – nie mogły dokonać się w Niej bez odpowiednich im, równie wielkich udręczeń. Jak Syn Boży nie cofnął się przed męką, lecz przyjął kielich wszelkiej możliwej goryczy – od żłóbka aż do Golgoty – tak i Maryja była Mu w tym całkowicie podobna, karmiąc swą duszę boleścią przez całe swe życie.
Mimo woli nasuwa się pytanie, dlaczego Bóg dopuścił, by Matka Najświętsza tyle cierpiała? Przecież Ona była bez zmazy grzechu, Niepokalana, stanowiła przedmiot szczególnej miłości i upodobania Trójcy Przenajświętszej. Lecz właśnie dlatego, że Bóg ukochał bezgranicznie Maryję, dopuścił na Nią bezgraniczne umęczenia. Cierpienie bowiem nie tylko jest karą, ale jest bezcennym darem, którym Bóg obdarza dusze szczególnie ukochane. Trudno to pojąć, lecz gdy się przyjrzymy całej ekonomii Odkupienia, wszystkim świętym i szlachetnym duszom, przekonamy się, że to jest najistotniejszą prawdą. O tak, cierpienie jest darem, skarbem największym, jaki Bóg raczył nam dać w tym życiu, bo przez nie możemy Mu okazać naszą miłość, możemy Mu dowieść, że Go kochamy. Jakżeby więc tego skarbu mógł poskąpić Bóg Najświętszej Dziewicy?
Nie poskąpił go Bóg Maryi, lecz obdarzył Ją nim z całą szczodrością. Od chwili Wcielenia, gdy z pełną świadomością zgodziła się być Matką Tego, który kiedyś miał zawisnąć na krzyżu, przez opuszczenie betlejemskie, tułaczkę w Egipcie, szukanie Jezusa po ulicach jerozolimskich, a zwłaszcza w najsmutniejszych, wielkotygodniowych trzech dniach męki i śmierci Jezusa, gdy bólem zraniona stała u stóp krzyża, na którym konał Jej Syn, wypiła Maryja aż do dna kielich nadludzkich katuszy.
Z wizją Golgoty i z jej goryczą szła Maryja od chwili Zwiastowania przez całe swe życie… Nie zaznała więc ani chwili radości?
Tu przychodzimy do prawdziwego pojęcia cierpienia z punktu widzenia naszej świętej wiary. Cierpienie, przyjęte z miłością, dla Boga, nie tylko nie pozbawia radości, ale jest jej źródłem. Wydaje się to sprzecznością, a jednak jest prawdą. Czyż nie mamy świadectw, że wśród największych katuszy święci męczennicy nucili hymny radości? Czyż cierpienie nie było jedynym szczęściem, jedynym pragnieniem świętej Teresy z Avila, świętego Jana od Krzyża, współczesnej nam świętej Teresy z Lisieux i tylu, tylu świętych? Było więc życie Maryi jednym pasmem cierpień, ale było również jedną smugą radości. Ona przyjęła wszystkie bóle z całą gotowością, z zupełnym poddaniem się Bogu, a spełnienie woli Bożej, to przecież źródło największego wesela. Maryja cierpiała z Jezusem, wiedziała jakie błogosławione owoce przyniesie ta męka ludzkości, jaką chwałę Bogu, toteż była ona dla Niej niepojętym szczęściem.
Maryja jest również Matką nas wszystkich. I ten tytuł wymagał, by wiele przebolała. Jakże bowiem mogłaby utulić tyle dusz zranionych bólem, jak mogłaby osuszyć tyle łez gorzkich, płynących z oczu Jej ziemskich dzieci, gdyby sama nie wiedziała, co to jest ból i łzy? O, bez tego tytułu: „Matka Bolesna”, brakowałoby czegoś Maryi, nie byłoby w Jej imieniu tej najrzewniejszej struny, nie byłoby w Niej tej najbardziej pociągającej cechy…
Matka Bolesna… to słowo budzi w duszy jakieś niewypowiedziane echo, niesie w swym dźwięku jakiś przedziwny nastrój, zbliża tak bardzo do Serca Maryi, sprawia coś w samej głębi duszy, co tylko da się określić wyrazami: matka, dziecię… Toteż dusze, pielęgnujące prawdziwe nabożeństwo do Matki Boskiej Bolesnej, mają w sobie coś szczególnego, jakiś swoisty, przemiły rys. Czyż nie zachwyca nas dziecięca prostota Jacopona, który wyśpiewał ten cudny, tak prosty, a zarazem pełen namaszczenia hymn: Stabat Mater Dolorosa? Czy nie wzruszają do łez rozmowy, jakie prowadzi święty Bernard z Najboleśniejszą Matką, stojącą u stóp krzyża? Czyż nie pociąga nieprzepartym urokiem młodzieńcza postać świętego Gabriela od Matki Boskiej Bolesnej, który w kilku latach rozkwitł do świętości, jak róża pąsowa przy Sercu Matki Bolesnej?
A jakie błogosławione skutki sprawia w duszy nabożeństwo do Matki Najboleśniejszej! Jedną z najpiękniejszych postaci naszej ojczyzny jest o. Rafał Kalinowski, karmelita bosy. Kapitan sztabu generalnego wojsk rosyjskich, powstaniec, więzień na Syberii, wreszcie cichy zakonnik w murach Karmelu. W klasztorze czerneńskim długie chwile po Mszy świętej, czasem nawet całe godziny spędzał przed obrazem Matki Boskiej Bolesnej. Tam nabył tej niezłomnej mocy dążenia do świętości, tego namaszczenia ducha, które się każdemu udzielało, kto się z nim zetknął, tam wyczytał słowa, wskazujące na heroizm jego cnoty: „Trzeba się zawsze modlić o cierpienie!” Takie dusze urabiają się u stóp Matki Bolesnej.
By się zbliżyć do Serca Najboleśniejszej, odczuć głęboko Jej udręczenie, nie tyle trzeba dociekań i rozumowania, ile raczej prostoty i uczuć dziecka. Gdy myślę o Matce Najboleśniejszej, przypomina mi się zawsze jedna scena z lat dziecięcych. Była któraś z niedziel Wielkiego Postu. Moja matka czytała dużą, starą książkę. Po dłuższej chwili, widząc, że patrzy z wielką uwagą na jakiś obrazek, zbliżyłem się. Był to obrazek Matki Boskiej Bolesnej. Z oczu Matki Najświętszej spływały łzy, siedem wyrazistych mieczy przeszywało Jej Serce.
– „Bardzo Matka Boska cierpiała?” – wypłynęło z ust pytanie.
–„Choćbyś ty, dziecko, nie wiem jak cierpiało, nie będzie to ani kropelką w porównaniu z Jej boleściami. Zabrali Jej jedyne Dziecko i ukrzyżowali, a Ona biedna musiała patrzeć na Jego śmierć…”
Z oczu mojej matki popłynęły łzy. To było najwymowniejsze. Upłynęło kilkanaście lat od tej chwili. Słyszałem wiele kazań o Matce Boskiej Bolesnej, czytałem różne książki o Niej, lecz drugiej, równie wymownej lekcji o cierpieniach Maryi nie napotkałem. To była jedyna lekcja, lekcja mojej prostej, nieuczonej matki.
Przytoczyłem tę scenę, bo ona jest niejako wstępem do tych rozważań. Nie są to dociekania, wyszukane rozumowania, nawet nie rozmyślania systematyczne – lecz obrazy i sceny, możliwie żywe i uchwytne, myśli przewodnie. Opuściłem nawet uczucia, cisnące się gwałtem pod pióro, bo ma to być tylko zarys ogólny, a szczegóły wykończy sobie każda dusza sama. Najgorętsze uczucia, postanowienia, które przelane na papier tracą swój czar, wypowie każda dusza z serca wprost do Serca swej Matki, a wtedy nie stracą one nic ze swej świeżości. Wszak z matką rozmawia się najlepiej sercem, bez wielu słów. Jedno spojrzenie kochające więcej znaczy, niż wiele pięknych zdań.
Obaczcie i przypatrzcie się…
Komu cię przyrównam,
albo komu cię przypodobam,
córko Jerozolimska?
Z kim cię porównam,
aby cię pocieszyć,
dziewico, córko Syjonu?
Bo wielkie jest jako morze
skruszenie twoje.
(Lm 2, 13 Wlg)
Czemu siedzimy?
Zejdźcie się
i wejdźmy do miasta obronnego,
a milczmy tam;
bo Pan, Bóg nasz, milczeć nam kazał,
i napoił nas wodą żółci,
bośmy zgrzeszyli Panu.
(Jr 8, 14 Wlg)
1
W wielkim dziele Odkupienia, w tej niepojętej tajemnicy miłości Boga dla człowieka, dwie osoby wysuwają się na pierwszy plan: Jezus i Jego Matka.
Jezus – Odkupiciel, Maryja – Współodkupicielka. Jezus główny i właściwy Pośrednik pomiędzy ludzkością a Bogiem, Maryja, z postanowienia Bożego, powszechna Pośredniczka wszystkich łask Bożych.
Te dwie osoby: Jezus sam przez siebie, a Maryja przez łączność z Nim, są centrum całego stworzenia – dla nich i wokoło nich formował się cały ten świat.
O Jezusie napisano, że pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności3, do Maryi stosuje Kościół słowa Księgi Przysłów: od wieków jestem stworzona, od początku, nim ziemia powstała4.
Toteż jak cały Stary Testament był jedną wielką figurą Zbawiciela, tak również był i figurą Jego Matki. By więc lepiej przygotować się do wejścia w same misteria cierpień Matki Najboleśniejszej, do zbliżenia się ku Jej Najświętszej Osobie, należy rzucić choćby kilka spojrzeń na te figury Starego Zakonu, będące obrazem Najboleśniejszej z matek.
Wejdźmy do miasta obronnego, a milczmy tam.
We wszystkich swoich tajemnicach jest Matka Najświętsza tym obronnym, tajemniczym miastem, ale najwięcej w chwilach swych katuszy. Jest obronna i niedostępna całkowicie dla tego, kto chce patrzeć na Nią tylko z zewnątrz, zwykłym spojrzeniem. Bo wtedy, chociaż uwidocznią się niektóre rysy, nawet straszne chwile cierpień – nie będzie to jednak właściwa ocena, właściwe odczucie bólu Najświętszej Dziewicy. Trzeba wejść do tego miasta i milczeć tam, by poznać jego ogrom. Objąwszy jednym, prostym spojrzeniem miejsca, rzeczy i chwile, w których Maryja cierpiała, utkwić wzrok w Nią i w głębokim uciszeniu rozważać, co cierpiało Jej Serce, Jej dusza. Wtedy ujrzy się ten ogrom bólu, który napełniał Ją od chwili Zwiastowania aż do Jej błogosławionego Zaśnięcia, to morze goryczy, które zalało Jej Serce po brzegi, odczuje się, choć w cząstce maleńkiej, te zimne, stalowe miecze, które siedemkroć przeszyły Jej Niepokalane Serce.
Tu nie trzeba wielu słów, wielu opisów, lecz raczej prostoty dziecka, prostoty hymnu Stabat Mater, czy naszych „Gorzkich Żalów”, a przede wszystkim serca dziecka, zrozumienia i odczucia, że Ta, co tak okrutnie cierpi, to nie jakaś daleka, obojętna nam osoba, cierpiąca dla kogoś obcego, ale to najdroższa nasza Matka, cierpiąca dla każdego z nas tak wyłącznie, jak gdyby prócz nas nie było nikogo innego.
Z takim usposobieniem i uczuciem wejdźmy do tego samotnego miasta goryczy i bólu, ran i łez, do samotnego miasta Serca naszej Najboleśniejszej Matki i pijmy z Nią wodę żółci, pijmy raczej za Nią, bo Ona niewinna, a myśmy zgrzeszyli.
2
Czemu siedzimy?
Serce ludzkie jest czasem jakby bez życia. Drzemie w letargu, w apatii. I wtedy trzeba mu koniecznie jakiegoś czynnika rozbudzającego.
Na rozbudzenie zapału i ognia w sercu najlepszym środkiem jest rozważanie cierpień Jezusa i Jego Matki.
Rozmyślania abstrakcyjne o doskonałościach Bożych, o pięknie cnoty zachwycają, budzą pragnienie, ale rozważanie męki Chrystusa, boleści Maryi rozpala, porywa wprost nieprzepartą siłą do czynu.
Wielka Mistrzyni życia duchowego, seraficzna Teresa z Avila, czuła najgorętsze zapały i porywy do cierpienia i pracy dla Umiłowanego nie wtedy, gdy rozmyślała o najwznioślejszych doskonałościach, lecz wtedy, gdy trwała u stóp Chrystusa biczowanego, u stóp Maryi stojącej pod krzyżem. A chcąc podobną gorliwością rozpalić swe córki powtarzała im jedno tylko zdanie: Patrzcie, jak cierpi Najświętsza Dziewica u stóp krzyża!
Zejdźcie się i wejdźmy do miasta… a milczmy tam, bo Pan, Bóg nasz, milczeć nam kazał.
Wejdźmy do tego miasta smutku i bólu, do Serca Maryi i trwajmy tam, w milczeniu rozważając ucisk, jakiego dla nas doznała. Bóg nasz tak kazał… Bóg przykazał nam czcić i kochać matkę. Przykazanie to dotyczy nas również i względem Maryi, bo Ona jest naszą najprawdziwszą Matką i to w porządku o wiele wartościowszym i wyższym niż naturalny, bo w porządku łaski, odnośnie do życia wiecznego, w porównaniu z którym życie ziemskie jest czymś nieskończenie małym. Ale czyż tu trzeba powoływać się na przykazanie? Czyż dziecku kochającemu trzeba przypominać, by myślało o swej matce, rozważało wśród łez wdzięczności i miłości, co ona dla niego wycierpiała… by tym głębiej z nią współczuło i tym goręcej ją kochało, im większe były te boleści?
Kochającemu dziecku nie trzeba tego przypominać. Rozważmy dobrze to zdanie, a ujrzymy jasno, czy nasza miłość ku Matce Najświętszej jest prawdziwa.
Uczynił mnie spustoszoną,
przez wszystek dzień żałością utrapioną.
(Lm 1, 13 Wlg)
1
Jakże samotne siedzi miasto, pełne ludu! Stała się jakby wdowa pani narodów, księżna powiatów stała się hołdowną. Płacząc, płakała w nocy, a łzy jej na policzkach jej; nie ma, kto by ją pocieszał ze wszystkich miłośników jej; wszyscy stali się jej nieprzyjaciółmi.
I odstąpiła od córki Syjońskiej wszystka ozdoba jej. Rękę swoją wyciągnął nieprzyjaciel na kochania jej… i widziała pogan, że weszli do świątyni jej… Jako okrył mrokiem córkę Syjonu5i wycisnął jak strumienie łzy z oczu jej6.
Tak śpiewa Kościół słowami Jeremiasza o Najboleśniejszej z córek ludzkich.
I czy te rzewne, wstrząsające słowa są tylko jakimś obrazem nastrojowym, oderwaną przenośnią? Czy są wyolbrzymieniem smutków i rozczuleń? O nie! Te słowa, jak w ogóle wszelkie inne, które można powiedzieć o Matce Bolesnej, nie tylko nie są przesadzone, lecz niestety słabe, w porównaniu z samą rzeczywistością Jej bólu.
Straszny musiał być dla Jeremiasza widok królewskiego miasta Jeruzalem, gdy jego wspaniałe budowle, pałace marmurowe, mury i kolumny, złocone dachy, zamieniły się w ruinę, gdy jego liczni i weseli mieszkańcy zmienili się w stosy trupów, w gromady upiorów, nękanych głodem i chorobą.
Lecz czymże jest to spustoszenie w porównaniu z tym, jakie czuła Najświętsza Dziewica w swej duszy?
Cierpienie ogromne druzgoce wszystkie władze duszy, miażdży wszelkie uczucia, rozwiązuje spojenia kości, z ciała wyciska zimny, krwawy pot.
Jest więc bardzo wymowne to porównanie spustoszonego Jeruzalem do spustoszonej cierpieniem Najboleśniejszej Dziewicy. Trzeba je jednak odnieść tylko do boleści Matki Najświętszej, a nie do stanu Jej łaski, bo co do świętości – nie tylko, że nie doznała najmniejszego spustoszenia, ale w tych chwilach udręczeń łaski Jej i zasługi wzrosły do bezkresnej wprost miary.
Pustka spustoszonego Jeruzalem była słabym tylko obrazem tej próżni i osamotnienia, jakie ból zostawił w Sercu Maryi. Bo wdarł się on w najgłębszą istotę Jej duszy, uderzył w najgłębsze Jej uczucia, przywalił swym ciężarem wszystkie Jej władze. Im bowiem Jezus całkowicie wypełniał Jej niepokalaną duszę i dziewicze Serce, tym straszniejsza musiała powstać pustka, gdy Go Jej gwałtem wyrwano i powleczono na krzyż.
2
Płacząc, płakała w nocy, a łzy jej na policzkach jej.
Ile nocy przepłakała Matka Najświętsza myśląc o cierpieniach, jakie czekały Jej Jezusa!… I wtedy, gdy jako dziecię ssał Jej pierś, i gdy jako chłopiec igrał przed Nią, i wtedy, gdy w pełni sił prowadził swe apostolskie życie… wizja krzyża była wciąż przed Jej oczyma.
Wszyscy stali się jej nieprzyjaciółmi.
Wszyscy!
Nie wyłączając tych, których ukochała jak matka i przybrała za swe dzieci… Bo dla ich zbawienia musiała złożyć w ofierze Jezusa… Wszyscy, a więc i my… Czyśmy się zastanowili kiedy głęboko, ile kosztowaliśmy naszą Najboleśniejszą Matkę – ile Jej goryczy zadaliśmy? Wszyscy, a więc Jej naród, Jej ojczyzna ukochana, świat cały.
Rękę swoją wyciągnął nieprzyjaciel na kochania jej…
Bo podniósł nieprzyjaciel rękę na Jezusa, zdarł z Niego szaty, a oblókł Go łachmanem, poszarpał rózgami Jego ciało, na głowę wtłoczył najeżoną cierniami koronę i wreszcie przygwoździł Go do krzyża. A przecież Jezus był wszystkim kochaniem Maryi, był nieodłączną cząstką Jej Serca, więc męczyć Jego, to męczyć Ją samą.
Kochaniem Matki Najświętszej są również Jej przybrane dzieci i gdy one są nieczułe dla Niej, gdy się oddalają od Niej, znieważają Jej Syna – podnoszą okrutnie rękę na Jej macierzyńskie Serce.
I widziała pogan, że weszli do świątyni jej…
Ciało Jezusa to najświętsza świątynia, świątynia Boga żywego. Ta świątynia była dla Matki Najświętszej przedmiotem najgłębszego uwielbienia, była jedyną i największą świętością dla Niej. Jakimże więc musiało być Jej cierpienie, gdy brudne ręce pogan, zbrodniarzy i oprawców znieważały tę świętość nad świętościami i plugawe ich stopy deptały i poniewierały przybytek Boga Najwyższego.
Nie ma, kto by ją pocieszał…
O nie, nie! Jest moje serce ze wszystkimi uczuciami, jest całe moje życie ze wszystkimi moimi czynami na pocieszenie Ciebie, Najboleśniejsza!
Komu cię porównam,
albo komu cię przypodobam,
córko Jerozolimska?
Z kim cię porównam,
aby cię pocieszyć,
dziewico, córko Syjonu?
Bo wielkie jest jak morze
skruszenie twoje,
któż cię uleczy?
(Lm 2, 13 Wlg)
1
Morze – to ogrom, bezmiar wód.
Imię: Maryja – spośród rozlicznych innych znaczeń – oznacza także: morze. Bo morzem jest Maryja, morzem łask. Nie darmo anioł nazwał Ją łaski pełną. Jest morzem miłosierdzia, które ogarnia wszystkich, na wszystkich się zlewa, a nigdy się nie wyczerpie.
Lecz również morzem goryczy i bólu jest Maryja. Jeśli Chrystus kosztem swej męki odkupił ludzkość; jeśli nie oszczędził sobie najmniejszego bólu, lecz kielich goryczy wypił aż do dna i w Ogrójcu, przy słupie kaźni i na krzyżu pogrążył się w bezdennym morzu katuszy – więc musiała Mu w tym być podobna Jego Matka, jako biorąca czynny udział w Odkupieniu ludzkości. I była Mu podobna Maryja i pogrążona została w morzu goryczy!