Mroczna strona Forkisa - Adrianna Biełowiec - ebook + audiobook

Mroczna strona Forkisa ebook i audiobook

Adrianna Biełowiec

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Uważają, że zadaje najstraszliwszą śmierć. Lecz niektórzy pragną umrzeć w ten sposób...

Xajb’a Kej zostaje schwytany przez człekojaguarów z plemienia Jun Kame i przywleczony do ich siedziby pośrodku dżungli. Sadystyczni kanibale zmuszają go do bestialstwa na niewinnej ofierze, co stanowi preludium do globalnej hekatomby. Xajb’a Kej umiera, ale odradza się jako Forkis, szybko stając się najpotężniejszym człowiekiem w kosmosie – i mordercą milionów ludzi. Zafascynowany mrocznym atutem, którym niegdyś obdarował go wróg, wprowadza w życie straszliwe praktyki, by wymierzać znienawidzonej ludzkości sprawiedliwość.

Nie spodziewałem się zobaczyć mieszanki vore i SF na rodzi-mym rynku! A jeszcze mniej spodziewałem się tego, jak bardzo wciągną mnie perypetie głównego bohatera. Forkis ma iście wil-czy apetyt, zarówno na władzę… jak i coś więcej ;)

Arek Orzeł, redaktor naczelny Hipogryfa

Pierwsza w Polsce antologia z podgatunku fantastyki vore.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 331

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 24 min

Lektor: Tomasz Sobczak

Oceny
4,4 (14 ocen)
7
6
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
STREFA_CichoSZA

Dobrze spędzony czas

„Vore” to tajemnicze słowo, które bardzo szybko pada, kiedy mowa o tej książce. Prosto (a nawet prostacko) skracając, mowa tu o nadaniu momentowi pożerania znamion aktu seksualnego. Naturalnie pojawia się tu zatem pewnego rodzaju relacja pomiędzy drapieżnikiem i ofiarą. Niedoskonałym, ale kojarzącym mi się z tym tematem przykładem jest netflixowy serial „Beastars”, gdzie również próbowano „dopisywać filozofię” do pożerania kolegów. Nie jest to zatem moje pierwsze spotkanie z takimi wątkami. Nie mogę tego jednak powiedzieć o twórczości Adrianny Biełowiec, gdyż „Mroczna strona Forkisa” jest pierwszą książką tej autorki, którą przeczytałam. W tym zbiorze opowiadań poznajemy kilka kart z historii tytułowego Forkisa, który zanim przeistoczył się w człowieka i zdobył potęgę w kosmosie, był przedstawicielem gatunku człekojaguarów. Po tym jak jego plemię zostało unicestwione przez ludzi, nasz protagonista przez kolejne lata uskutecznia swoją zemstę. Każde opowiadanie mówi o innej historii, cz...
10
Bunia21

Dobrze spędzony czas

Pierwsza w Polsce antologia z podgatunku fantastyki vore. Xajb’a Kej zostaje schwytany przez człekojaguarów z plemienia Jun Kame i przywleczony do ich siedziby pośrodku dżungli. Sadystyczni kanibale zmuszają go do bestialstwa na niewinnej ofierze, co stanowi preludium do globalnej hekatomby. Xajb’a Kej umiera, ale odradza się jako Forkis, szybko stając się najpotężniejszym człowiekiem w kosmosie – i mordercą milionów ludzi. Zafascynowany mrocznym atutem, którym niegdyś obdarował go wróg, wprowadza w życie straszliwe praktyki, by wymierzać znienawidzonej ludzkości sprawiedliwość. Cóż to była za ciekawa i mrożąca w żyłach krew książka! 😱 Jak zapewnie wiecie, albo i nie wiecie, od pewnego czasu staram się sięgać po książki z innego gatunku, gdyż te, które czytam na co dzień zaczynają powoli mnie nudzić. Chociaż, gdyby nie pewien Booktour, to nie wiem, czy bym po tę antologię akurat sięgnęła. Środek nie był wcale taki lekki. Oprócz szczypty romantyzmu, rozgrywały się też i krwawe sceny...
00

Popularność




 

 

MROCZNA STRONA

FOR­KISA

 

 

AD­RIANNA BIE­ŁO­WIEC

 

WY­DAW­NIC­TWO CA­NIS MA­JO­RIS

Co­py­ri­ght © Ad­rianna Bie­ło­wiec, 2021

Co­py­ri­ght © Wy­daw­nic­two Ca­nis Ma­jo­ris, Szcze­cin 2021

 

ISBN

Druk: 978-83-941896-9-3

E-book: 978-83-962197-0-1

 

Wy­da­nie I 

 

Pro­jekt okładki

Ad­rianna Bie­ło­wiec

 

Ilu­stra­cje na okładce

An­driej Si­do­renko, Lu­ma­po­che

 

Opra­co­wa­nie gra­ficzne ilu­stra­cji w książce

Art­bre­eder.com

 

Re­dak­cja tech­niczna

Pa­weł Pru­si­now­ski

 

Re­dak­cja, pierw­sza ko­rekta

Anna No­wak

 

Druga ko­rekta

An­drea Smo­larz

 

Strona au­tor­ska i wy­daw­nic­twa

fa­ce­book.com/zo­dia­cu­ni­ver­sum

fa­ce­book.com/wy­daw­nic­two­ca­ni­sma­jo­ris

 

 

 

Ni­niej­sza książka jest dzie­łem twórcy i wy­dawcy. Pro­simy, aby prze­strze­gać praw, ja­kie im przy­słu­gują. Jej za­war­tość mo­żesz udo­stęp­nić nie­od­płat­nie oso­bom bli­skim lub oso­bi­ście zna­nym, ale nie udo­stęp­niaj jej w pu­blicz­nie. Je­śli cy­tu­jesz frag­menty w ra­mach prawa cy­tatu, nie zmie­niaj ich tre­ści i ko­niecz­nie za­znacz, czyje to dzieło. A ko­piu­jąc je, rób to je­dy­nie na uży­tek oso­bi­sty. 

 

Sza­nujmy cu­dzą wła­sność i prawo!

Pol­ska Izba Książki

 

Wię­cej o pra­wie au­tor­skim na www.le­gal­na­kul­tura.pl 

 

 

 

 

 

Do­tych­czas opu­bli­ko­wane tek­sty au­torki

 

Jed­no­to­mowe:

 

Alfa je­den

Ogni­sty pył

 

Se­ria Zo­diac Uni­ver­sum (pro­po­no­wana ko­lej­ność czy­ta­nia):

 

On­ka­lot (I tom try­lo­gii De­ath Brin­ger)

Pięć­dzie­siąt twa­rzy For­kisa (dar­mowe opo­wia­da­nie, praca zbio­rowa)

Mroczna strona For­kisa (pre­quel On­ka­lota)

Mi­sja Od­ro­dze­nie (II tom try­lo­gii De­ath Brin­ger)

Wil­cza księż­niczka (hi­sto­ria asa­syna Di­vi­nusa)

Czwarta szansa (hi­sto­ria Kate i an­dro­ida Paula)

 

Po­zy­cje, które można czy­tać sa­mo­dziel­nie:

 

Wil­cza księż­niczka

Czwarta szansa

Pięć­dzie­siąt twa­rzy For­kisa

Mroczna strona For­kisa

 

W przy­go­to­wa­niu:

 

Wojna z Kan­drok (III tom try­lo­gii De­ath Brin­ger)

 

  Wilk i dziewczyna w czerwonym uniformie - frag­ment

Va­le­rie Bon­dar za­ba­ry­ka­do­wała się w domu, gdy po­jęła, że przy­szli po nią kiri­tiań­scy żoł­nie­rze. Sier­żant Ive­ster miał jed­nak po­nad stu­let­nie do­świad­cze­nie w pa­cy­fi­ka­cji ode­rsów. Kiedy na­kaz opusz­cze­nia bu­dynku przez wszyst­kich do­mow­ni­ków nie od­niósł skutku, po mi­nu­cie, jaką dał Va­le­rie na re­ak­cję, ka­zał roz­wa­lić achij drzwi i wejść im do środka.

Po ko­lej­nych mi­nu­tach wy­wle­czono na wy­peł­niony ga­piami, utrzy­mu­ją­cymi bez­pieczną od­le­głość, plac cen­tralny prze­ra­żoną Va­le­rie i jej part­nera Ry­tara. Od razu rzu­cał się w oczy ja­skra­wo­czer­wony, krzy­kliwy ubiór ko­biety wśród sza­ro­ści, bieli i brązu oto­cze­nia. Do­szło do spięć mię­dzy achij a na­jem­nym woj­skiem, które zle­ciało się na ulicę, jed­nak z tego psy­cho­lo­gicz­nego star­cia wy­szli zwy­cię­sko Ki­ri­tia­nie ma­jący moc­niej­sze za­bawki i fa­talną re­pu­ta­cję w ko­smo­sie. Na­jem­nicy chro­niący Mir­phak byli bez­silni i za­nie­po­ko­jeni. Za­re­ago­wali je­dy­nie dla­tego, by po­ka­zać swoim do­wód­com i oby­wa­te­lom, że ro­bią co­kol­wiek. Po­tra­fili roz­wią­zać każdy pro­blem na tym osie­dlu, ale nikt nie miał po­ję­cia, jak ra­dzić so­bie z Ki­ri­tia­nami.

– Je­steś po­dej­rzana – mó­wił Ive­ster do Va­le­rie ślę­czą­cej na ko­la­nach pod bro­nią jed­nego z achij – o za­bój­stwo, jak i pod­że­ga­nie do za­bój­stwa na­szego czło­wieka, ni­ja­kiej Va­nessy Bon­dar. Karą po udo­wod­nie­niu winy jest śmierć z wy­ko­na­niem na­tych­mia­sto­wym.

Za­sko­czona Va­le­rie pod­nio­sła do­tąd opusz­czoną głowę, była na twa­rzy biała ni­czym war­stwa ochronna po­kry­wa­jąca po­bli­skie pur­chaw­ko­wate domy.

– Moja sio­stra? Nie wie­dzia­łam, że jest po­wią­zana z Ki­ri­tia­nami!

– Ja nie mam nic wspól­nego z tą ko­bietą ani tym, co zro­biła! – Ry­tar na­tych­miast się oży­wił, gdy po­jął, w jak fa­tal­nym zna­leźli się po­ło­że­niu. To zna­czy... on się zna­lazł. – Po­kłó­ci­li­śmy się i wła­śnie mia­łem się wy­nieść!

– Ja­sne. – Na ski­nie­nie ręki sier­żanta achij po­de­rwali prze­trzy­my­wa­nych z ziemi. Zwró­cił się do na­jem­ni­ków: – Za­bie­ramy tę dwójkę przed ob­li­cze For­kisa, który ją osą­dzi. Va­le­rie to praw­do­po­dob­nie praw­dziwa mor­der­czyni no­wo­rodka.

Sier­żant nie po­wi­nien był ujaw­nić przy­czyny za­trzy­ma­nia, jed­nak do­stał wolną rękę i po­wie­dział to, by za­ła­go­dzić sy­tu­ację. Te­raz, gdy w grę wcho­dziło za­bój­stwo nie­win­nego dziecka, Nie­śmier­telni au­to­ma­tycz­nie z uzur­pa­to­rów staną się bo­ha­te­rami, któ­rzy ze­chcieli wtrą­cić się w nie­swoją sprawę i na­pra­wić skutki tra­gicz­nej po­myłki lo­kal­nej spo­łecz­no­ści.

Miesz­kańcy i na­jem­nicy pa­trzeli wil­kiem na od­pro­wa­dzaną Va­le­rie. Gdyby nie Ki­ri­tia­nie, za­pewne do­szłoby do lin­czu. Ive­ster spo­glą­dał na to wszystko z po­gardą – wy­star­czyło kilka zdań, by nie­na­wiść tłusz­czy zo­stała prze­nie­siona na ko­goś in­nego. Za­wsze go to za­sta­na­wiało, dla­czego lu­dzie tak tępo wie­rzyli w słowa osób z pre­sti­żem (bez zna­cze­nia, czy kła­mią­cych czy mó­wią­cych prawdę), nie do­cie­ka­jąc me­ri­tum sprawy. Jed­nak mu­siał przy­znać, że w tym przy­padku cho­dziło rów­nież o pod­ra­so­wa­nie au­to­ry­tetu Nie­śmier­tel­nych. Ich też nie­na­wi­dzono, ale rów­no­cze­śnie sza­no­wano i wie­rzono w ich słowa – i tak po­winno zo­stać na za­wsze.

Ode­rsi udali się za achij do go­spody Dia­men­towy Gej­zer na skraju osie­dla. Cze­ka­jący we­wnątrz For­kis ka­zał pod­wład­nym roz­pę­dzić żąd­nych wra­żeń miej­sco­wych do do­mów. Od­pra­wił też go­spo­da­rza Ra­ma­phosę i wszyst­kich pra­cow­ni­ków z bu­dynku, by do mo­mentu od­lotu z Atli mieli nad nim pełną kon­trolę. Dez­ak­ty­wo­wano w środku wszyst­kie cel­lule1 .

Va­le­rie i Ry­tara wpro­wa­dzono do go­spody, na­stęp­nie zmu­szono, by pa­dli przed sie­dzą­cym w swo­bod­nej po­zie na krze­śle For­ki­sem na ko­lana.

– Chciał­bym, aby­ście opo­wie­dzieli, co się na­prawdę stało przed ty­go­dniem – prze­szedł od razu do rze­czy. – Za­pewne wie­cie, o jaką sprawę cho­dzi. Ja z ko­lei będę wie­dział, je­śli spró­bu­je­cie mnie okła­mać. Za mó­wie­nie prawdy może ja­koś zła­go­dzę wy­rok. Naj­pierw ty, Ry­ta­rze. – Wle­pił w za­stra­szo­nego męż­czy­znę znu­dzone, ale prze­ni­kliwe spoj­rze­nie.

– Dla­czego Ki­ri­tia­nie mie­liby in­te­re­so­wać się tym, co dzieje się w Mir­phak? – za­py­tała Va­le­rie. For­kis otak­so­wał ją. W tym czer­wo­nym, luź­nym uni­for­mie od razu sko­ja­rzyła mu się z po­sta­cią z bajki opo­wia­da­nej wczo­raj przez Ki­reta. Przy­po­mi­nała swoją sio­strę, tyle że była o głowę od niej niż­sza. Ide­al­nie, po­my­ślał, nie­świa­do­mie prze­su­wa­jąc ję­zy­kiem od we­wnątrz po gór­nej war­dze.

– Mój sier­żant chyba wy­ra­ził się ja­sno, za co zo­sta­li­ście za­trzy­mani. Va­nessa pra­cuje te­raz dla mnie, a ja chro­nię swo­ich lu­dzi.

Ry­tar ni­gdy nie za­li­czał się do od­waż­nych, pękł więc od razu.

– Val i ja nie pla­no­wa­li­śmy ciąży, ale tak ja­koś wy­szło – za­czął opo­wia­dać bez skrę­po­wa­nia, igno­ru­jąc pełne nie­na­wi­ści, zdu­mie­nia i jed­no­cze­śnie stra­chu spoj­rze­nie part­nerki. Kiedy pi­skli­wym krzy­kiem ka­zała męż­czyź­nie się za­mknąć, je­den z achij na ski­nie­nie For­kisa ude­rzył ją bo­le­śnie bro­nią w plecy. – Po­sta­no­wi­li­śmy, że dziecko ma się uro­dzić. Kiedy do tego jed­nak do­szło w na­szym domu, prze­ra­zi­li­śmy się całą sy­tu­acją i od­po­wie­dzial­no­ścią. Do tego by­li­śmy nieco pi­jani. Mimo wy­ko­ny­wa­nego przez sie­bie za­wodu Val nie była nor­malna, już wcze­śniej za­bi­jała, ale do­wie­dzia­łem się od niej o tym do­piero wtedy, gdy uśmier­ciła wła­sne dziecko. No­żem. Choć bła­ga­łem, by je od­dała. Pod osłoną nocy wy­rzu­ciła zwłoki na śmiet­nik, zna­jąc cykl prze­lotu dro­nów straż­ni­czych i pa­trolu na­jem­ni­ków. Nie­długo po­tem Va­nessa wró­ciła z pracy. Val trans­fe­rem blue beam wgrała jej do mó­zgu szcze­gó­łowe, fał­szywe wspo­mnie­nia – że to ona jest mor­der­czy­nią. Śledz­two było nie­po­trzebne, bo Va­nessa do wszyst­kiego się przy­znała. Tłum chciał ją oczy­wi­ście ro­ze­rwać na strzępy, lecz prze­stał ją go­nić, gdy sku­la­kiem ucie­kła na pust­ko­wie. Wie­dział, że Va­nessa albo zgi­nie tam z głodu, albo tu na sku­tek sa­mo­sądu. Po tych wy­da­rze­niach my­śle­li­śmy z Val, że sprawa zo­stała za­ła­twiona.

Na ob­li­czu For­kisa na­ra­stała od­raza, kiedy przy­słu­chi­wał się Ry­ta­rowi re­la­cjo­nu­ją­cemu za­bój­stwo nie­win­nego dziecka tak, jakby cho­dziło o zbity wa­zon. Ale przy­naj­mniej po­wie­dział we wszyst­kim prawdę. Być może wie­rzył w „rze­komą” teo­rię spi­skową, że władca Ki­ri­tian jest te­le­patą, albo naj­zwy­czaj­niej się prze­stra­szył, przy­ci­śnięty do pod­łogi.

– Tyle mi wy­star­czy. Pod­nie­ście go. – For­kis mach­nął nie­dbale ręką.

– Co ze mną zro­bi­cie? – Ry­tar pa­trzył na niego roz­sze­rzo­nymi ze stra­chu oczyma. Miał ze­sztyw­niałe mię­śnie, przez co po­ru­szał się jak an­dro­idy pierw­szych ge­ne­ra­cji, gdy sta­wiano go na nogi. – Nie za­bi­łem tego dziecka!

– Rzy­gać mi się chce, ode­rsie, jak na cie­bie pa­trzę. Pach­niesz tchó­rzo­stwem. Do tego je­steś kom­plet­nie zde­mo­ra­li­zo­wany. Są­dzę, że ze­sła­nie cię do ko­loni kar­nej Ari­stil­lus bę­dzie ade­kwatne do two­jej winy.

Męż­czy­zna gwał­tow­nie się po­ru­szył.

– Bła­gam, tylko nie tam! – Umiej­sco­wiona na ziem­skim Księ­życu Ari­stil­lus była jedną z trzech naj­gor­szych ko­lo­nii kar­nych, ja­kie kie­dy­kol­wiek stwo­rzyła ludz­kość, za­równo pod wzglę­dem ry­goru, jak i prze­ży­wal­no­ści więź­niów oraz po­wo­dów ich ze­sła­nia. – Wolę już umrzeć od razu, niż tam po ty­go­dniu w strasz­li­wych mę­kach.

– No pro­szę, przy­naj­mniej w tej kwe­stii oka­za­łeś się męż­czy­zną. Jako że po­wie­dzia­łeś mi prawdę, przy­stanę na twoje bła­ga­nie.

Ry­tar znie­ru­cho­miał, przy­braw­szy minę z ka­te­go­rii „co, kuźwa?!”; dy­gni­tarz do­sko­nale wie­dział, że słowa wy­pły­nęły z jego ust bez­myślne.

For­kis po­pa­trzył na Mil­lesa i zro­bił krótki, wy­mowny ruch głową. Błę­kit­no­oki po­rucz­nik o ja­snej kar­na­cji oraz wło­sach przy­tak­nął, wy­jął ze schowka w nad­bio­drku pi­sto­let energetyczny i za­strze­lił Ry­tara na miej­scu, za­pew­nia­jąc mu szybką i bez­bo­le­sną śmierć.

Va­le­rie jęk­nęła, gdy ciało opa­dło na de­ski z drew­no­po­dob­nego syn­te­tyku tuż obok.

Nie do­tarło do niej py­ta­nie For­kisa, ale spo­strze­gła, że pa­trzył na nią ze znu­że­niem… oraz nie­po­ko­ją­cym bły­skiem za­do­wo­le­nia w oczach, jakby już miał uło­żone co do niej pa­skudne plany.

– Te­raz ty – ode­zwał się, po­cie­ra­jąc o sie­bie palce pra­wej dłoni. – Czy po­twier­dzasz, że wszystko, co opo­wie­dział twój part­ner, jest prawdą? Że za­bi­łaś wła­sne dziecko, wy­ko­rzy­sta­łaś wie­dzę ma­jącą słu­żyć nie­sie­niu po­mocy do za­aran­żo­wa­nia lin­czu i zgo­dzi­łaś się, w swo­jej znie­czu­licy, po­świę­cić wła­sną sio­strę, aby oczy­ścić się z winy?

Przy­gry­zła wargę i po­krę­ciła głową.

– Nie. Ry­tar chciał je­dy­nie zrzu­cić z sie­bie winę! Przy­się­gam!

– Przy­się­gasz... – For­kis uśmiech­nął się cie­pło. Pod­szedł do niej, przy­kuc­nął i oparł łok­cie o uda. Z tru­dem wy­trzy­mała jego zimne, roz­dzie­ra­jące resztki god­no­ści spoj­rze­nie.

– Za­py­tam raz jesz­cze i po raz ostatni: czy to co po­wie­dział Ry­tar, to prawda?

Tym ra­zem nie mo­gła od­wró­cić oczu, jakby głowy obojga spa­jała nie­wi­doczna me­ta­lowa kon­struk­cja. Wspo­mnie­nia z bli­skiej prze­szło­ści za­częły swo­bod­nie pły­nąć przez jej umysł, jed­nak Va­le­rie są­dziła, że jej se­kret po­zo­staje bez­pieczny, skoro władca Ki­ri­tian w swo­jej głu­po­cie ka­zał za­bić je­dy­nego świadka tam­tego wy­da­rze­nia. Nie wli­cza­jąc oczy­wi­ście Va­nessy, z którą nie wia­domo, co się stało, choć krą­żyły plotki, że po­ka­zała się w Mir­phak – For­kis w końcu nie po­dał szcze­gó­łów. Je­śli było w tym choć tro­chę prawdy, nie­wy­klu­czone że to ona wszystko za­aran­żo­wała. Choć bra­ta­nie się z Ki­ri­tia­nami było kom­plet­nie nie w stylu tego za­stra­szo­nego, wiecz­nie spło­szo­nego kró­liczka.

Va­le­rie nie zda­wała so­bie sprawy, że For­kis wi­dzi do­kład­nie to samo, co ona. Oprócz wy­da­rzeń z dziec­kiem i Va­nessą nie­spo­dzie­wa­nie przy­szły jej na myśl inne czyny ka­ralne.

Zdu­miony psy­cho­pa­tycz­nymi skłon­no­ściami ko­biety For­kis uniósł nieco brwi, gdy uj­rzał w jej wspo­mnie­niu tatę Miki. Va­le­rie za­wsze de­ner­wo­wał jego ha­ła­su­jący na ze­wnątrz syn, któ­remu oj­ciec po­zwa­lał na wszystko, dla­tego po­sta­no­wiła pew­nego dnia osta­tecz­nie roz­wią­zać ten pro­blem. Wy­ko­rzy­stu­jąc nie­obec­ność in­nego są­siada, przy po­mocy ha­ker­skich umie­jęt­no­ści Ry­tara, po kry­jomu otwo­rzyła zdal­nie ste­ro­waną furtkę ogro­dze­nia z dwoma agre­syw­nymi psami, które wła­ści­ciel za­wsze skru­pu­lat­nie za­bez­pie­czał na swo­jej po­se­sji. Kiedy do­szło już do tra­ge­dii, uda­wała jed­nego ze współ­czu­ją­cych, roz­trzę­sio­nych ga­piów.

– Nie­prawda – po­wie­działa.

Dy­gni­tarz wstał, pa­trzył z góry na ko­bietę jak na larwę zże­ra­jącą uprawy.

– W żywe oczy kła­miesz. Wielka pani te­ra­peutka, co skła­dała przy­sięgę Hi­po­kra­tesa. Sama wła­śnie pod­pi­sa­łaś na sie­bie wy­rok. A mo­głaś do­stą­pić ła­ski szyb­kiej, god­nej śmierci. – Rzu­cił okiem na ciało Ry­tara.

– Czy ty… – Ko­bieta sły­szała, że For­kis zna się na te­le­pa­tii. Jako czło­wiek na­uki nie da­wała temu wiary, są­dząc, że jest po pro­stu mi­strzem prze­słu­chi­wa­nia i de­duk­cji, a de­ifi­ka­cja to wy­mysł ode­rsów na ni­skim szcze­blu umy­sło­wym. Strach po­łą­czony z bra­kiem wie­dzy za­wsze skut­ko­wały wy­my­śla­niem róż­nych bzdur. Jed­nak te­raz, pa­trząc mu w te osą­dza­jące, piwne oczy, w któ­rych zda­wała się wi­dzieć swój ko­niec, uwie­rzyła, że coś może być na rze­czy.

– Tak, wi­dzia­łem wszystko w two­ich my­ślach – od­parł na nie­za­dane py­ta­nie. Chwy­cił ją za ra­mię, „po­mógł” wstać z klę­czek i pchnął lekko w stronę stołu dla go­ści, gdzie jadł ostat­nio tę pa­skudną, ni­sko­ka­lo­ryczną ko­la­cję. – Ty nie je­steś wa­riatką – ty je­steś zwy­kłą świ­ru­ską, którą chyba in­spi­rują wła­śni pa­cjenci. Ko­bietą wy­ga­nia­jącą wilka z umy­słów in­nych lu­dzi i przyj­mu­jącą go okrężną drogą w swoje progi. Krwa­wym Czer­wo­nym Kap­tur­kiem. Nie będę więc cię trak­to­wać jako nie­po­czy­tal­nej. Ale prze­ni­co­waną starą bajkę można by skie­ro­wać na wła­ściwe tory. Po­rucz­niku – For­kis zwró­cił się do Mil­lesa. – Wyjdź­cie stąd wszy­scy i zo­staw­cie mnie sa­mego. Znajdź­cie so­bie inną kwa­terę. Ode­zwij­cie się do­piero, jak przy­szy­ku­je­cie ma­szyny do startu. Do tego czasu żad­nych wi­dzeń, je­dy­nie ko­mu­ni­ka­tor.

– Oczy­wi­ście, sir. – Mil­les od­parł po kilku se­kun­dach mil­cze­nia. Nie zo­sta­wiłby swo­jego dy­gni­ta­rza bez achij, gdyby miał choć cień wąt­pli­wo­ści, że coś mu za­graża. Wie­dział jed­nak z prak­tyki, że po­le­ce­nie ozna­czało by­cie w po­go­to­wiu i ob­sta­wia­nie bu­dynku, tak by nie za­kłó­cać For­ki­sowi pry­wat­no­ści.

Va­le­rie stała spięta i przy­ci­skała sie­dze­nie do kra­wę­dzi stołu, gdy Ki­ri­tia­nie wy­cho­dzili, za­bie­ra­jąc ze sobą ciało.

For­kis pod­szedł do niej, po­chy­lił się, oparł dło­nie o blat po bo­kach dziew­czyny, która wy­gięła się w tył, by być jak naj­da­lej od niego.

– I po co ci to było? – rzekł, trzy­ma­jąc twarz kil­ka­na­ście cen­ty­me­trów od stę­ża­łego z nie­po­koju ob­li­cza Va­le­rie.

– Co ze mną zro­bisz?

– Sły­sza­łaś – za­biję. – Ode­pchnął się i od­szedł. Spo­glą­dał przez chwilę na dwa skrzy­żo­wane łań­cu­chy od­gra­dza­jące kuch­nię od głów­nej sali.

– I aż mu­sia­łeś od­pra­wiać stąd swo­ich lu­dzi? Kim ja niby je­stem, że sam dy­gni­tarz Nie­śmier­tel­nych chce za­strze­lić mnie oso­bi­ście?

– Nie schle­biaj so­bie. Nie za­słu­gu­jesz na taką śmierć.

– Co więc zro­bisz? – Z tru­dem pa­no­wała nad gło­sem.

Nie po­do­bał się jej ten wzrok, któ­rym znów na nią spo­glą­dał – głodny wzrok dra­pież­nika tak­su­ją­cego ofiarę. Tym bar­dziej uśmiech, który wy­kwitł w miej­scu ści­śnię­tych w gry­ma­sie obo­jęt­no­ści warg, lu­bież­nie ob­li­zy­wa­nych ję­zy­kiem.

Za­wład­nął nią nie­kon­tro­lo­wany, ani­malny strach, bo na­wet nie po­my­ślała, co jej da bez­sen­sowna ucieczka. For­kis zła­pał ją, nim zdą­żyła zro­bić le­dwo trzy kroki w stronę drzwi. Chwy­cił Va­le­rie ra­mie­niem w pa­sie i z ło­mo­tem rzu­cił na stół.

– Roz­bierz się sama albo ja cię roz­biorę.

Dy­sząc ner­wowo, pa­trzyła na niego roz­sze­rzo­nymi jak od nar­ko­ty­ków źre­ni­cami.

– O nie… Chyba mnie nie wy­ko­rzy­stasz, zbo­czeńcu?!

– Na­wet o tym nie po­my­śla­łem. Zresztą gar­dzę tym, o czym ty z ko­lei po­my­śla­łaś.

For­kis przy­bli­żył się do Va­le­rie, le­żą­cej pła­sko na stole, i oparł­szy się na łok­ciach, za­czął ba­wić się jej blond wło­sami, na­wi­ja­jąc je na pa­lec.

– No do­brze. To po­wiem ci te­raz, co nie­uchron­nie na­stąpi. Naj­pierw bę­dziesz krzy­czeć coś o „ła­ma­niu praw fi­zyki”, być może zde­cy­du­jesz się na wer­sję, że to „fi­zycz­nie nie­moż­liwe”. Po­tem zi­ści się je­den z dwóch sce­na­riu­szy: albo bę­dziesz się drzeć i wy­zy­wać mnie po ko­le­żeń­sku od psy­cho­pa­tów, albo stwier­dzisz, że to bar­dzo przy­jemne i na spo­koj­nie po­go­dzisz się ze swoim lo­sem. Moż­liwe że je­den stan przej­dzie w drugi. I tak, cho­lera, jest do­słow­nie za każ­dym ra­zem...

– Ale co chcesz zro­bić?!

Za­sko­czyło ją, gdy po­cią­gnął cie­płym ję­zy­kiem wzdłuż jej nosa.

– Jedną pod­po­wiedź już masz, druga: do czego służy me­bel, na któ­rym le­żysz?

Ob­ró­ciła głowę, jej spoj­rze­nie pa­dło na sztućce z są­sied­niego stołu, kon­kret­nie na nóż. Zro­zu­miała.

– O nie… Po­pier­dzie­liło cię, czło­wieku!? Za­bij mnie nor­mal­nie!

Chciała się po­de­rwać, ale For­kis zmu­sił ją na­ci­skiem dłoni do po­wrotu do po­przed­niej po­zy­cji. Na­pro­wa­dzany jej spoj­rze­niem, od­szedł ka­wa­łek i chwy­cił nóż. Va­le­rie trze­ciej bez­owoc­nej próby ucieczki już nie pod­jęła po wcze­śniej­szych po­raż­kach.

– A jak się za­bija nor­mal­nie? – Wró­ciw­szy, For­kis przy­brał py­ta­jący wy­raz twa­rzy, lecz za­raz spo­waż­niał. Ko­bieta śle­dziła na skraju utraty zmy­słów ruch jego ręki, którą ro­bił ob­rys no­żem po stole wo­kół jej tu­ło­wia, cza­sem prze­su­wa­jąc nim nie­groź­nie po jej ciele. – Nie­stety, mu­sisz być świa­doma tego, że umie­rasz, w prze­ci­wień­stwie do okrut­nie za­bi­tego przez cie­bie nie­win­nego dziecka, wy­wa­lo­nego jak od­pad do ko­sza. A chło­piec, któ­remu za­aran­żo­wa­łaś śmierć przez ro­ze­rwa­nie? Cóż ci ta­kiego uczy­nił poza tym, że ha­ła­so­wał? Na­wet nie wiesz, jak  nie­na­wi­dzę, gdy krzyw­dzi się nie­win­nych, któ­rzy na­wet nie są w sta­nie się obro­nić.

– Tak jak ty te­raz mnie, hi­po­kryto? – wy­sy­czała, prze­ra­żona tym, że skądś do­wie­dział się o zbrodni, którą prze­cież zdo­łała ukryć przed ca­łym mia­stem! Kim, u dia­bła, był ten po­twór?!

Zi­gno­ro­wał ją.

– I nie przy­leci ża­den dron straż­ni­czy, by za­alar­mo­wać le­śnika. – Prze­je­chał no­żem po na­pię­tej jak ob­cią­żona lina skó­rze jej szyi, nie po­wo­du­jąc ska­le­cze­nia.

– Jaki znowu dron? Co ty bre­dzisz? – Ode­zwała się, gdy nie otrzy­mała od­po­wie­dzi: – Bła­gam… Nie w taki spo­sób. Za­strzel mnie, roz­wal mi głowę, uduś, co­kol­wiek! Nie chcę – głos Va­le­rie prze­szedł w szloch – byś roz­człon­ko­wy­wał mi ciało. Boję się tego strasz­li­wego bólu i wy­lewu krwi...

– Od­je­cha­łaś tro­chę z su­biek­tywną wy­obraź­nią, słodki cu­kie­reczku. Nie bę­dzie żad­nej krwi. – Sztu­ciec upadł z brzę­kiem na ławę, gdy Ki­ri­tia­nin rzu­cił go za sie­bie.

Dziew­czyna była zbyt wy­stra­szona, by prze­ana­li­zo­wać jego słowa. Ob­ser­wo­wała, jak wy­ciąga ze schowka pan­ce­rza mały, nie­opi­sany fla­ko­nik i hau­stem wy­pija całą jego za­war­tość.

Notatki

[

←1

Od ang. „cell, cel­lule” ozna­cza­ją­cego ko­mórkę. Mi­ni­ka­merka albo ko­mórka wi­zyjna, zwy­kle płytka wiel­ko­ści pa­znok­cia, która prze­syła wi­zję (czę­sto z dźwię­kiem) do od­bior­nika. Ma za­sięg te­ry­to­rialny, glo­balny, a na­wet mię­dzy­pla­ne­tarny.