Mózg dziecka. Przewodnik dla rodziców - Álvaro Bilbao - ebook

Mózg dziecka. Przewodnik dla rodziców ebook

Bilbao Alvaro

4,7

Opis

W trakcie pierwszych sześciu lat życia dziecięcy mózg dysponuje możliwościami, których nie będzie mieć już nigdy potem.

Álvaro Bilbao, doktor psychologii i neuropsycholog, tłumaczy, jak działa mózg małego dziecka i jak wiedza na ten temat może znacząco pomóc w budowaniu głębokich i satysfakcjonujących relacji między rodzicami i dziećmi.

Ten praktyczny przewodnik dla rodziców i wychowawców, napisany żywym i przystępnym językiem, podsumowuje współczesną wiedzę psychologiczną, która pomaga wspierać dzieci w ich intelektualnym i emocjonalnym rozwoju.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 245

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (115 ocen)
91
18
4
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
australia87

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka pełna praktycznych wskazówek i napisana przystępnym językiem.
00
Ajna1

Nie oderwiesz się od lektury

Wiele wartościowych treści, książkę czyta się fantastycznie!
00
EllaT

Nie oderwiesz się od lektury

Warto przeczytać, nauka połączona z praktyką
00
Vicky23p

Nie oderwiesz się od lektury

warto przeczytać
00
lucybrzezinska

Nie oderwiesz się od lektury

Must have każdego rodzica. Otworzysz się na rozwój dziecka, bo po prostu zrozumiesz ten ksztaltujacy się mózg
00

Popularność




Podziękowania

Podzię­ko­wa­nia

Chciał­bym podzię­ko­wać swoim rodzi­com oraz teściom za to, jak wspa­niale wywią­zują się z ról matek i ojców, teraz roz­sze­rzo­nych jesz­cze o obo­wiązki wobec wnu­ków. Dzię­kuję też bratu i szwa­grom, ciot­kom, dziad­kom i kuzy­nom: to z nich wszyst­kich składa się ród, który jest potrzebny, by wycho­wać dziecko.

Wyrazy wdzięcz­no­ści i uzna­nia kie­ruję do wszyst­kich nauczy­cieli, któ­rzy w każ­dym zakątku naszej pla­nety nie­zmor­do­wa­nie wspo­ma­gają roz­wój dzieci. Nie wyobra­żam sobie pracy waż­niej­szej dla spo­łe­czeń­stwa niż to, co robią ludzie opie­ku­jący się naj­więk­szym skar­bem naszej teraź­niej­szo­ści i pono­szący odpo­wie­dzial­ność za naj­więk­szą nadzieję przy­szło­ści. Ich doświad­cze­nie pozwala odna­leźć w każ­dym dziecku to, co w nim naj­lep­sze, nawet w sytu­acjach, w któ­rych my – rodzice – się gubimy; ich marze­nia budzą w naszych dzie­ciach pra­gnie­nie nauki rów­nież wtedy, kiedy nie potra­fią tego zro­bić rodzice, a ich cier­pli­wość i czu­łość ota­czają dzieci także wów­czas, gdy rodzi­ców nie ma w pobliżu. Szcze­gól­nie ser­decz­nie dzię­kuję nauczy­cie­lom moich dzieci: Amayi, Anie Belén, Ele­nie, Jesúsowi i Soni oraz moim ostat­nim nauczy­cie­lom: Rosie, Marili i Javie­rowi.

Nie mogło w tym miej­scu zabrak­nąć podzię­ko­wań dla mojej żony, Palomy, oraz trójki naszych cudow­nych dzieci: Diega, Leire i Lucíi. Choć przez całe życie badam ludzki mózg, to wła­śnie ta czwórka potra­fiła nadać sens zdo­by­wa­nej przeze mnie wie­dzy. To oni nauczyli mnie tego, co wiem o wspa­nia­łym świe­cie dzie­cię­cego mózgu.

Wstęp

Wstęp

Naj­waż­niej­szym okre­sem w życiu nie są stu­dia uni­wer­sy­tec­kie, lecz wiek naj­wcze­śniej­szy: od naro­dzin do szó­stego roku życia.

MARIA MON­TES­SORI

W każ­dej doro­słej oso­bie dzieci budzą wyjąt­kowe uczu­cia. Dzie­cięce miny, nie­kła­mana radość i nie­win­ność potra­fią poru­szyć nas bar­dziej niż jakie­kol­wiek inne doświad­cze­nie życiowe. Dzieci z łatwo­ścią nawią­zują bez­po­średni kon­takt z bar­dzo szcze­gólną czę­ścią nas samych: z tym dziec­kiem, któ­rym kie­dyś byli­śmy i które wciąż jesz­cze w nas sie­dzi. Cał­kiem moż­liwe, że w ostat­nich dniach i my mie­li­śmy ochotę zaśpie­wać na ulicy, nawy­my­ślać sze­fowi albo poska­kać w desz­czowy dzień w kałuży, ale nie zro­bi­li­śmy tego z poczu­cia odpo­wie­dzial­no­ści albo ze wstydu. Prze­by­wać w towa­rzy­stwie dziecka to doświad­cze­nie ogrom­nie cenne, bo wła­śnie wtedy udaje nam się sko­mu­ni­ko­wać z tą wyjąt­kową czę­ścią sie­bie: z zagi­nio­nym dziec­kiem, które w tylu naj­roz­ma­it­szych chwi­lach życia pra­gniemy odna­leźć i które praw­do­po­dob­nie jest naj­lep­szą czę­ścią każ­dego z nas.

Jeśli trzy­masz w rękach tę książkę jako ojciec, matka albo wycho­wawca, w twoim życiu naj­pew­niej obecne jest jakieś dziecko i wła­śnie dzięki niemu masz oka­zję nawią­zać łącz­ność z tą czę­ścią swo­jego mózgu, która się śmieje, bawi i marzy. Dla wielu ludzi wycho­wy­wa­nie dziecka to zarówno ogromna odpo­wie­dzial­ność, jak i – nie­rzadko – naj­bar­dziej donio­sły akt w życiu. Wielka waga rodzi­ciel­stwa doty­czy wszyst­kich pozio­mów ludz­kiej egzy­sten­cji. Na płasz­czyź­nie bio­lo­gicz­nej dzieci są ziar­nem, za pośred­nic­twem któ­rego mogą się roz­prze­strze­niać nasze geny, zapew­nia­jąc nam trwa­nie w przy­szłych poko­le­niach. Na płasz­czyź­nie psy­cho­lo­gicz­nej dla wielu osób ważne jest zaspo­ko­je­nie nie­da­ją­cego się stłu­mić instynktu rodzi­ciel­skiego. A w sfe­rze ducho­wej dzieci ofe­rują moż­li­wość osią­gnię­cia praw­dzi­wego speł­nie­nia, które nie­sie ze sobą widok rosną­cego, szczę­śli­wego potom­stwa.

Każdy ojciec i każda matka wie­dzą dosko­nale – od chwili, gdy po raz pierw­szy wezmą swoje dziecko w ramiona – że bycie rodzi­cem to jed­no­cze­śnie ogromna i zróż­ni­co­wana odpo­wie­dzial­ność. Po pierw­sze, cho­dzi o ele­men­tarną opiekę, obej­mu­jącą żywie­nie, potrzeby higie­niczne i pod­sta­wową ochronę dziecka. Na szczę­ście położne i nie­scho­dzące ni­gdy z poste­runku bab­cie udzie­lają przy­szłym rodzi­com w tych spra­wach zarówno teo­re­tycz­nych, jak i prak­tycz­nych wska­zó­wek.

Po dru­gie, mówimy o odpo­wie­dzial­no­ści eko­no­micz­nej. Z wycho­wa­niem dziecka zwią­zana jest długa lista wydat­ków, które musimy pono­sić ku rado­ści wła­ści­cieli skle­pów z odzieżą, aptek, przed­szkoli i super­mar­ke­tów. Na szczę­ście w trak­cie pro­cesu edu­ka­cyj­nego trwa­ją­cego prze­cięt­nie dwa­na­ście lat zdo­by­wamy kom­pe­ten­cje pozwa­la­jące nam zara­biać na utrzy­ma­nie. Umiemy czy­tać i pisać. Posłu­gu­jemy się kom­pu­te­rem. Mówimy – albo przy­naj­mniej zamie­rzamy mówić – po angiel­sku. Jeste­śmy w sta­nie każ­dego dnia wytrwać na sie­dząco pra­wie przez osiem godzin. Umiemy pra­co­wać w zespole, mamy spe­cja­li­styczną wie­dzę w dzie­dzi­nie, którą się zaj­mu­jemy.

Trze­cią – a przy tym naj­waż­niej­szą – odpo­wie­dzial­no­ścią każ­dego rodzica jest zapew­nie­nie dziecku wykształ­ce­nia. W moim prze­ko­na­niu wycho­wy­wa­nie dziecka jest niczym innym jak wspie­ra­niem go w jego roz­woju umy­sło­wym, po to żeby pew­nego dnia jego mózg pozwo­lił mu funk­cjo­no­wać w spo­sób auto­no­miczny, osią­gać wła­sne cele i dobrze czuć się z samym sobą. Jeśli tak zde­fi­niu­jemy pro­ces wycho­waw­czy, może się on wydać czymś nie­zwy­kle pro­stym, tym­cza­sem jest w nim mnó­stwo kom­pli­ka­cji, a więk­szość rodzi­ców nie otrzy­muje prze­cież żad­nego wykształ­ce­nia doty­czą­cego wspie­ra­nia dziecka w jego doj­rze­wa­niu. W obli­czu napo­ty­ka­nych trud­no­ści każdy ojciec i każda matka przy­naj­mniej od czasu do czasu czują zagu­bie­nie albo nie mają pew­no­ści, jak naj­le­piej pomóc dziecku na róż­nych eta­pach dora­sta­nia inte­lek­tu­al­nego i emo­cjo­nal­nego. Wielu rodzi­com zda­rza się w takich sytu­acjach dzia­łać z głę­bo­kim prze­ko­na­niem, ale zde­cy­do­wa­nie wbrew temu, czego w danym momen­cie naj­bar­dziej potrze­buje mózg ich dziecka.

Nie chcę nikogo oszu­ki­wać ani pod­su­wać pomy­słów, które mogłyby znie­kształ­cić wpływ, jaki w roli matki lub ojca możemy wywie­rać na inte­lek­tu­alny i emo­cjo­nalny roz­wój swo­ich dzieci. Nasz poto­mek, jak każde dziecko, ma wła­sny cha­rak­ter, który na zawsze nazna­czy jego spo­sób życia. Nie­które dzieci są bar­dziej intro­wer­tyczne, inne raczej eks­tra­wer­tyczne. Jedne zacho­wują się spo­koj­nie, inne ner­wowo. Wiemy też, że co naj­mniej 50% inte­li­gen­cji dzieci wyzna­czają geny. Wyniki pew­nych badań świad­czą z kolei, że decy­du­jący wpływ na dal­sze 25% mają kole­dzy z klasy i przy­ja­ciele, z któ­rymi dziecko obcuje. Nie­któ­rzy spe­cja­li­ści wywnio­sko­wali z tego, że rodzice tylko w nie­wiel­kim stop­niu decy­dują o roz­woju dzieci. Jed­nakże nie jest to wnio­sek wła­ściwy. Dziecko – szcze­gól­nie w pierw­szych latach życia – potrze­buje rodzi­ców, żeby się roz­wi­jać. Bez mat­czy­nego mleka, bez piesz­czot matki, jej słów i ramion, które je pod­trzy­mują i uspo­ka­jają, dziecko wyra­stać będzie z pew­nymi bra­kami emo­cjo­nalnymi i inte­lek­tu­alnymi, które nie dadzą się uzu­peł­nić. To wła­śnie bez­pie­czeń­stwo, opieka i bodźce, które otrzy­muje się od rodziny, są źró­dłami roz­woju dzie­cię­cego mózgu.

Dzi­siaj – bar­dziej niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej – ojco­wie i matki dys­po­nują wie­lo­ra­kimi moż­li­wo­ściami, żeby dosto­so­wy­wać swoje dzia­ła­nia do potrzeb dzieci. Zgro­ma­dzi­li­śmy ogromne zasoby infor­ma­cji, a bada­nia doty­czące mózgu przy­no­szą wie­dzę i narzę­dzia prak­tyczne, które mogą pomóc naszym dzie­ciom roz­wi­jać się bez zaha­mo­wań. Nie­stety mamy też wię­cej moż­li­wo­ści, żeby popeł­niać błędy. Rze­czy­wi­stość jest taka, że w Sta­nach Zjed­no­czo­nych liczba dzieci zaży­wa­ją­cych leki neu­ro­lo­giczne i psy­chia­tryczne wzro­sła w ostat­nich dwóch deka­dach aż sied­mio­krot­nie. Ta ten­den­cja wciąż się nasila i sze­rzy w zastra­sza­ją­cym tem­pie w całym „roz­wi­nię­tym świe­cie”. Dziś jedno dziecko na dzie­wię­cioro pozo­staje – przy­naj­mniej w jakimś frag­men­cie swego szkol­nego życia – pod wpły­wem środ­ków psy­cho­tro­po­wych. Trzeba sobie powie­dzieć, że pogu­bi­li­śmy war­to­ści odgry­wa­jące naj­waż­niej­szą rolę w pro­ce­sie wycho­wa­nia dzieci, war­to­ści, które nauka uznaje za fun­da­men­talne z punktu widze­nia zrów­no­wa­żo­nego roz­woju mózgu. Kon­se­kwen­cje są takie, że w stre­fie, w któ­rej prze­bie­gają pro­cesy wycho­waw­cze i w któ­rej doko­nuje się roz­wój dzieci, pano­szą się kor­po­ra­cje zain­te­re­so­wane zara­bia­niem pie­nię­dzy na sprze­daży roz­bu­do­wa­nych pro­gra­mów sty­mu­la­cji umy­sło­wej, kwitną szkoły spe­cja­li­zu­jące się w pro­duk­cji geniu­szy oraz firmy ofe­ru­jące leki prze­ciw­dzia­ła­jące roz­pra­sza­niu uwagi dziecka i popra­wia­jące jego zacho­wa­nie. Takie przed­się­bior­stwa wyko­rzy­stują w swo­ich dzia­ła­niach powszechną wiarę, że roz­ma­ite pro­gramy, bodźce czy leki mają pozy­tywny wpływ na roz­wój mózgu. Z kolei drugą skraj­no­ścią są rodzice wyzna­jący pogląd, że wycho­wa­nie powinno prze­bie­gać w warun­kach abso­lut­nie natu­ral­nych: dziecko ma wzra­stać w świe­cie cał­ko­wi­cie wol­nym od jakich­kol­wiek obo­wią­zu­ją­cych norm i moż­li­wych roz­cza­ro­wań. Pogląd ten wzmac­niają wyniki badań wska­zu­jące na przy­kład, że fru­stra­cja może wywo­ły­wać u dziecka pro­blemy emo­cjo­nalne, że zakre­śla­nie dziecku jakich­kol­wiek gra­nic osła­bia jego poten­cjał twór­czy, a nad­miar nagród może pod­ko­py­wać pew­ność sie­bie. Żadna z tych kon­cep­cji – ani ta, zgod­nie z którą dziecko sku­tecz­niej roz­wija swe zdol­no­ści dzięki wspar­ciu tech­no­lo­gicz­nemu, ani ta, która głosi, że kom­plek­sowy roz­wój czło­wieka moż­liwy jest wyłącz­nie w warun­kach cał­kiem nie­skrę­po­wa­nego eks­plo­ro­wa­nia i doświad­cza­nia – nie zna­la­zła potwier­dze­nia w bada­niach. W rze­czy­wi­sto­ści bowiem mózg nie działa ani tak, jak byśmy chcieli, ani tak, jak cza­sem w to wie­rzymy. Mózg działa tak, jak działa.

Od dzie­się­cio­leci neu­ro­lo­dzy na całym świe­cie sta­rają się roz­szy­fro­wać zasady rzą­dzące roz­wo­jem mózgu i zro­zu­mieć, jakie stra­te­gie naj­sku­tecz­niej wspie­rają dziecko i pozwa­lają mu osią­gnąć mak­sy­malne zado­wo­le­nie oraz peł­nię moż­li­wo­ści inte­lek­tu­al­nych. Bada­nia nad ewo­lu­cją i gene­tyką ujaw­niają, że ludzie nie są z natury wyłącz­nie dobro­tliwi i że dzia­łają w nich rów­nież instynkty innego rodzaju. Wystar­czy przejść się na szkolne podwórko, żeby zaob­ser­wo­wać, jak – z dala od wzroku nauczy­cieli – ujaw­niają się zarówno odru­chy hoj­no­ści, przyj­mu­jące formę zacho­wań altru­istycz­nych oraz współ­dzia­ła­nia, jak i inne, bar­dziej dzi­kie instynkty agre­sji i domi­na­cji. Dziecko pogubi się, jeśli pozbawi się je wspar­cia rodzi­ców i wycho­waw­ców, któ­rzy potra­fią być dla niego prze­wod­ni­kami i nauczą je, jak zaspo­ka­jać wła­sne potrzeby bez prze­kra­cza­nia gra­nic wyzna­czo­nych przez sza­cu­nek dla innych. Wiemy, że ewo­lu­cję naszego gatunku w znacz­nej mie­rze napę­dzała zdol­ność do prze­ka­zy­wa­nia z poko­le­nia na poko­le­nie war­to­ści i norm kul­tu­ro­wych. To dzięki tej umie­jęt­no­ści sta­wa­li­śmy się cywi­li­zo­wani i soli­darni – choć w dzi­siej­szych cza­sach może nam się to nie wyda­wać prawdą. Temu zada­niu mózg nie mógłby spro­stać samot­nie, pozba­wiony uważ­nej opieki naszych rodzi­ców i mistrzów.

Wyniki innego rodzaju badań nad roz­wo­jem mózgu świad­czą, że wcze­sne pobu­dza­nie nie ma żad­nego wpływu na inte­li­gen­cję zdro­wego dziecka. Jedyne, co w tym kon­tek­ście można istot­nie wyka­zać, to więk­sza zdol­ność dziecka w pierw­szych latach życia do wykształ­ce­nia w sobie cze­goś, co nazy­wamy słu­chem abso­lut­nym, oraz nauki muzyki bądź języka obcego – tak, jakby to był język ojczy­sty. Nie zna­czy to, że szkoła dwu­ję­zyczna jest czymś lep­szym niż jed­no­ję­zyczna – przede wszyst­kim dla­tego, że jeśli obcy język nie jest dla nauczy­cieli języ­kiem ojczy­stym, ucznio­wie nauczą się nim wła­dać z nie­pra­wi­dło­wym akcen­tem. Z tego punktu widze­nia korzyst­niej­sze może być, jeśli dzieci, jak to się czę­sto zda­rza we współ­cze­snym świe­cie, oglą­dają filmy w wer­sji ory­gi­nal­nej albo uczą się angiel­skiego czy chiń­skiego przez kilka godzin tygo­dniowo, ale na lek­cjach pro­wa­dzo­nych przez nauczy­cieli wła­da­ją­cych tymi języ­kami jako ojczy­stymi. Wiemy też, że takie pro­gramy jak Baby Ein­stein albo słu­cha­nie muzyki Mozarta rów­nież nie przy­czy­niają się do inte­lek­tu­al­nego roz­woju dziecka. Słu­cha­nie muzyki kla­sycz­nej może dzia­łać na dziecko relak­su­jąco i przez to przy­czy­niać się do lep­szego wyko­ny­wa­nia bez­po­śred­nio potem pew­nych ćwi­czeń wyma­ga­ją­cych kon­cen­tra­cji – i nic poza tym. Kiedy minie kil­ka­na­ście minut, efekt znika. Podob­nie – dys­po­nu­jemy prze­ko­nu­ją­cymi danymi, które świad­czą, że kon­takt dzieci ze smart­fo­nami, table­tami i innymi urzą­dze­niami elek­tro­nicz­nymi zwięk­sza ryzyko wystą­pie­nia u nich zabu­rzeń zacho­wa­nia i pro­ble­mów z bra­kiem kon­cen­tra­cji. Te dane poka­zują też – nie zosta­wia­jąc miej­sca na jakie­kol­wiek wąt­pli­wo­ści – że ta ostat­nia dole­gli­wość jest dia­gno­zo­wana nad­mier­nie czę­sto. Ozna­cza to, że sto­sun­kowo duży odse­tek dzieci otrzy­muje leki psy­chia­tryczne, któ­rych w grun­cie rze­czy nie potrze­buje. Ten­den­cja do zawy­żo­nej wykry­wal­no­ści braku kon­cen­tra­cji to tylko wierz­cho­łek góry lodo­wej. Firmy far­ma­ceu­tyczne nie są tu wino­waj­cami; one po pro­stu korzy­stają na takim, a nie innym kon­tek­ście wycho­waw­czym ist­nie­ją­cym w wielu rodzi­nach. Pod­ło­żem zawrot­nego wzro­stu liczby wykry­wa­nych przy­pad­ków zabu­rzeń zwią­za­nych z bra­kiem kon­cen­tra­cji oraz depre­sji dzie­cię­cej mogą być – przy­naj­mniej w pew­nym stop­niu – dłu­gie godziny pracy rodzi­ców, nie­do­sta­teczna uwaga oraz brak cier­pli­wo­ści z ich strony, a także nie­obec­ność w modelu wycho­waw­czym jakich­kol­wiek zakre­ślo­nych gra­nic; do tego docho­dzi gwał­towne wej­ście na scenę smart­fo­nów i table­tów.

Ist­nieje mnó­stwo cudow­nych pro­gra­mów, które obie­cują roz­wój inte­li­gen­cji dziecka, ale, jak można czę­sto zoba­czyć samemu, kiedy podda się te pro­gramy bada­niom rygo­ry­stycz­nie speł­nia­ją­cym kry­te­ria naukowe, na jaw wycho­dzi ich kom­pletny brak sku­tecz­no­ści. Być może przy­czyną nie­po­wo­dzeń jest fakt, że twór­com tych pro­duk­tów cho­dzi głów­nie o przy­spie­sze­nie natu­ral­nego pro­cesu roz­woju umy­sło­wego. Przy­świeca im zasada, że kto doje­dzie pierw­szy, zaje­dzie naj­da­lej. Nie­mniej jed­nak roz­wój umy­słowy nie jest pro­ce­sem, który można przy­spie­szać, nie gubiąc jakiejś czę­ści jego wła­ści­wo­ści. Podob­nie jak trans­ge­niczny pomi­dor, który doj­rzewa w ciągu kilku dni i osiąga „ide­alne” roz­miary oraz barwę, traci istotę swego smaku, tak samo mózg, który roz­wija się pod pre­sją, w biegu, w któ­rym każe mu się prze­ska­ki­wać kolejne etapy, może zgu­bić gdzieś po dro­dze część swo­jej istoty. Empa­tia, umie­jęt­ność ocze­ki­wa­nia, odczu­wa­nie spo­koju lub miło­ści nie mogą roz­wijać się w warun­kach panu­ją­cych w mózgo­wej „cie­plarni” i wyma­gają wol­niej­szego wzro­stu oraz cier­pli­wych rodzi­ców potra­fią­cych zacze­kać, aż dziecko wyda swe naj­lep­sze owoce – dokład­nie w tym momen­cie, w któ­rym będzie do tego gotowe. Wła­śnie z tego powodu naj­waż­niej­sze odkry­cia neu­ro­bio­lo­gii doty­czące roz­woju umy­słu dziecka kon­cen­trują się na spra­wach pozor­nie pro­stych, takich jak pozy­tywny wpływ spo­ży­wa­nia owo­ców i ryb w okre­sie ciąży i w pierw­szych latach życia dziecka, psy­cho­lo­giczne korzy­ści pły­nące z przy­tu­la­nia dziecka, zna­cze­nie czu­ło­ści dla roz­woju czy rola roz­mowy matki z dziec­kiem w kształ­to­wa­niu pamięci i języka. Zda­jemy sobie bowiem jasno sprawę, że w roz­woju umy­słowym naprawdę ważne są rze­czy naj­bar­dziej pod­sta­wowe.

W isto­cie zgro­ma­dzi­li­śmy bogatą wie­dzę na temat mózgu, która mogłaby stać się cen­nym wspar­ciem dla matek i ojców, ale nie­stety pozo­staje ona im nie­znana. Tym­cza­sem każde z nich może wpły­nąć w bar­dzo pozy­tywny spo­sób na roz­wój mózgu swego dziecka. Prze­pro­wa­dzono setki badań, które dowo­dzą, że mózg cha­rak­te­ry­zuje nie­zwy­kła pla­stycz­ność i że rodzice korzy­sta­jący z odpo­wied­nich stra­te­gii potra­fią w znacz­nym stop­niu dopo­móc dzie­ciom w zrów­no­wa­żo­nym roz­woju umy­sło­wym. Zebra­łem w tej książce wie­dzę na temat fun­da­men­tal­nych zasad dzia­ła­nia mózgu, a także dostęp­nych narzę­dzi oraz tech­nik, które mogą uła­twić rodzi­com lep­sze wspie­ra­nie inte­lek­tu­al­nego i emo­cjo­nal­nego roz­woju wła­snego dziecka. Dzięki tej wie­dzy będzie ci łatwiej nie tylko pomóc córce lub synowi w roz­wi­ja­niu talen­tów inte­lek­tu­al­nych i emo­cjo­nal­nych, lecz także zdo­łasz zapo­biec pew­nym nie­pra­wi­dło­wo­ściom roz­woju, takim jak brak uwagi, dzie­cięca depre­sja czy pro­blemy z zacho­wa­niem. Jestem prze­ko­nany, że pod­sta­wowa wie­dza na temat roz­woju i funk­cjo­no­wa­nia dzie­cię­cego mózgu może sta­no­wić ogromną pomoc dla wszyst­kich ojców i matek, któ­rzy zechcą z niej sko­rzy­stać. Wie­rzę, że infor­ma­cje oraz opisy stra­te­gii i doświad­czeń, które tu znaj­dziesz, przy­czy­nią się do tego, by twoje prze­ży­cia jako taty lub mamy stały się źró­dłem wiel­kiej satys­fak­cji. Ale przede wszyst­kim mam nadzieję, że zagłę­bie­nie się w cudowny świat dzie­cię­cego mózgu pomoże ci nawią­zać lep­szy kon­takt z wciąż tkwią­cym w tobie, zagu­bio­nym dziec­kiem – i przez to lepiej zro­zu­mieć twoje wła­sne dzieci. Dzięki temu i ty, i one zdo­ła­cie wydo­być z sie­bie to, co najlep­sze.

CZĘŚĆ I. Fundamenty

CZĘŚĆ I

Fun­da­menty

Rozdział 1. Zasady pełnego rozwoju umysłowego

Roz­dział 1

Zasady peł­nego roz­woju umy­sło­wego

Osoby inte­li­gentne kie­rują się pla­nami; mędrcy – zasa­dami.

RAHEEL FAROOQ

Zasada to powszech­nie obo­wią­zu­jące i nie­da­jące się obejść prawo, które pozwala zro­zu­mieć ota­cza­jący nas świat. Prawo gra­wi­ta­cji jest pod­sta­wową zasadą w astro­no­mii, higiena to pod­sta­wowa zasada zdro­wia, a wza­jemne zaufa­nie – pod­sta­wowa zasada przy­jaźni. Tak jak w przy­padku każ­dego innego zada­nia, przed któ­rym staje jed­nostka ludzka, także i w edu­ka­cji dziecka ist­nieją pod­sta­wowe zasady, które pozwa­lają zro­zu­mieć każ­demu rodzi­cowi, jak w więk­szo­ści sytu­acji powi­nien się zacho­wać. Odwo­ła­nie się do nich pozwala oce­nić różne, alter­na­tywne spo­soby postę­po­wa­nia, które mamy do wyboru w trak­cie pro­cesu edu­ka­cji i wycho­wa­nia.

Jak wszyst­kim rodzi­com podą­ża­ją­cym długą drogą doj­rze­wa­nia wła­snych dzieci, także i tobie na pewno nie­raz przy­cho­dziło – i będzie na­dal przy­cho­dziło w przy­szło­ści – sta­wać w obli­czu roz­ma­itych dyle­ma­tów. Może tu cho­dzić o sprawy kon­kretne i prak­tyczne, na przy­kład czy skar­cić dziecko, czy oka­zać mu cier­pli­wość, albo czy cze­kać, aż zje cały posi­łek, czy daro­wać mu jego część. Ale w grę mogą też wcho­dzić kwe­stie bar­dziej ogólne, o nie­mal filo­zo­ficz­nym wymia­rze: jaką wybrać dla dziecka szkołę, czy zapi­sy­wać je na zaję­cia pozasz­kolne, jaką postawę przy­jąć odno­śnie do czasu spę­dza­nego przez nie przed tele­wi­zo­rem czy na grach w tele­fo­nie komór­ko­wym. W grun­cie rze­czy wszyst­kie decy­zje, zarówno „filo­zo­ficzne”, jak i te z pozoru mało ważne, wpły­wają na roz­wój mózgu dziecka i dla­tego dobrze jest osa­dzić je w kon­tek­ście jasnych, prak­tycz­nych i solid­nie udo­ku­men­to­wa­nych zasad.

W pierw­szej czę­ści książki przed­sta­wię pod­sta­wowe zasady doty­czące roz­woju mózgu dziecka – takie, które powinni znać wszy­scy rodzice. Ist­nieją cztery pro­ste idee, które należy zro­zu­mieć i dobrze zapa­mię­tać. Ale przede wszyst­kim są to cztery ważne wska­zówki, na któ­rych można oprzeć dzia­ła­nia mające na celu inte­lek­tu­alny i emo­cjo­nalny roz­wój dziecka. Są to zasady, na któ­rych opar­łem wycho­wa­nie swo­ich dzieci i któ­rymi kie­ro­wa­łem się, podej­mu­jąc wszel­kie decy­zje doty­czące ich kształ­ce­nia. Jestem prze­ko­nany, że jeśli zacho­wuje się te zasady w pamięci w codzien­nym życiu, także w sytu­acjach, w któ­rych rodzą się wąt­pli­wo­ści doty­czące spraw zwią­za­nych z roz­wo­jem dzieci, łatwiej jest podej­mo­wać trafne decy­zje.

Rozdział 2. Twoje dziecko jak drzewo

Roz­dział 2

Twoje dziecko jak drzewo

Jeśli nie wyko­rzy­stu­jesz w pełni swo­ich moż­li­wo­ści, z pew­no­ścią będziesz nie­szczę­śliwy.

ABRA­HAM MASLOW

Być może zda­rzyło ci się kie­dyś patrzeć, jak nowo naro­dzony źre­bak albo jelo­nek pró­buje utrzy­mać się na wła­snych nogach. I zale­d­wie kilka minut po przy­swo­je­niu sobie umie­jęt­no­ści wsta­nia, wciąż dygo­czący, robi kilka pierw­szych kro­ków, podą­ża­jąc za swoją mamą. Dla istoty ludz­kiej, któ­rej potom­stwo dopiero po mniej wię­cej roku od naro­dzin jest w sta­nie sta­wiać pierw­sze kroki – a w nie­któ­rych wypad­kach potrze­buje około czter­dzie­stu lat, żeby wyjść z domu rodzi­ców – oglą­da­nie takiego spek­ta­klu może być naprawdę fascy­nu­jące. Nowo naro­dzony czło­wiek przy­cho­dzi na świat z abso­lutną potrzebą opieki ze strony star­szych. Żaden inny ssak nie wymaga takiej ochrony jak ludz­kie dziecko. Z tego powodu w umy­słach wielu rodzi­ców powstaje obraz dziecka jako istoty kru­chej i zależ­nej. Choć istot­nie tak jest w pierw­szym roku życia – a w pew­nych kwe­stiach prak­tycz­nych także i w kolej­nych latach – chciał­bym na koniec tego roz­działu pozo­sta­wić cię z prze­ko­na­niem, że zasad­ni­czo twoje dziecko jest podobne do owego jelonka, malut­kiej zebry czy źre­baka, które stają na wła­snych nogach bar­dzo szybko po uro­dze­niu.

To jasne, że nowo­ro­dek nie jest w sta­nie cho­dzić za swoją mamą, kiedy opusz­cza szpi­tal, w któ­rym przy­szedł na świat. Nie­mniej jed­nak potrafi robić rzecz rów­nie fascy­nu­jącą. Jeśli chwilę po naro­dzi­nach zostaje uło­żony na brzu­chu mamy, nie odpo­czywa w spo­koju, tylko zaczyna peł­znąć, aż dostrzeże ciemną plamę mat­czy­nego sutka. Podąża w jego kie­runku do chwili, kiedy zdoła się do niego przy­ssać. Ci, któ­rym dane było obser­wo­wać taką scenę, zgo­dzą się chyba ze mną, że dla każ­dego rodzica jest to wido­wi­sko wręcz nie­wia­ry­godne. A prze­cież mówimy o rze­czy cał­ko­wi­cie natu­ral­nej. Każda istota ludzka ma zapro­gra­mo­waną dąż­ność do zdo­by­cia nie­za­leż­no­ści i szczę­ścia. Prze­ko­na­nie, że czło­wiek ma w sobie wro­dzoną chęć peł­nego roz­woju, jest w świe­cie psy­cho­lo­gii i peda­go­giki dobrze ugrun­to­wane i powszech­nie akcep­to­wane. Jest też pod­sta­wową zasadą bio­lo­gii: wszyst­kie istoty żywe cha­rak­te­ry­zuje natu­ralna skłon­ność do wzro­stu i nie­skrę­po­wa­nego roz­woju. W żyznej ziemi i przy dostę­pie do choćby nie­wiel­kiej ilo­ści świa­tła oraz wody nasie­nie dębu roz­pocz­nie pro­ces nie­ustan­nego wzro­stu. Pień doj­rze­wa­ją­cej rośliny będzie sta­wał się coraz wyż­szy i grub­szy, zaczną się poja­wiać nowe gałę­zie, a na nich liście – aż w końcu ujrzymy drzewo o roz­mia­rach doj­rza­łego, maje­sta­tycz­nego dębu. Podob­nie ptak będzie roz­wi­jał swe upie­rze­nie, siłę skrzy­deł i zręcz­ność w posłu­gi­wa­niu się dzio­bem, po to żeby móc fru­wać, radzić sobie z dżdżow­ni­cami i budo­wać wła­sne gniazda. Płe­twal błę­kitny nie przesta­nie rosnąć, aż osią­gnie roz­miary naj­więk­szego zwie­rzę­cia na naszej pla­ne­cie. Jeśli nic im w tym nie prze­szka­dza, wszyst­kie dzieci natury mają przy­ro­dzoną skłon­ność do reali­zo­wa­nia całego swego poten­cjału. Twoje dziecko też. Jako pierwsi dzia­ła­nie tej zasady zaob­ser­wo­wali w poło­wie XX wieku psy­cho­lo­dzy okre­ślani jako „huma­ni­styczni”. W psy­cho­lo­gii toczył się wów­czas spór mię­dzy dwiema wiel­kimi szko­łami. Jedną z nich była psy­cho­ana­liza, któ­rej zwo­len­nicy bro­nili poglądu, że istota ludzka uwa­run­ko­wana jest przez nie­uświa­do­mione pra­gnie­nia i potrzeby. Dru­gim nur­tem był beha­wio­ryzm, któ­rego przed­sta­wi­ciele kła­dli nacisk na rolę nagród i kar w deter­mi­no­wa­niu naszego zacho­wa­nia i szczę­ścia. Abra­ham Maslow, ojciec psy­cho­lo­gii huma­ni­stycz­nej, bro­nił tezy, że jed­nostkę ludzką – podob­nie jak inne istoty żywe – cechuje natu­ralna skłon­ność do peł­nego roz­woju. W przy­padku drzewa cze­re­śnio­wego pełny roz­wój ozna­cza coroczne kwit­nie­nie na wio­snę i rodze­nie słod­kich, smacz­nych owo­ców. Dla geparda roz­wi­nąć się w pełni to nauczyć się bie­ga­nia z pręd­ko­ścią więk­szą niż wszyst­kie inne zwie­rzęta na ziemi, a dla wie­wiórki – zna­leźć sobie dziu­plę i zgro­ma­dzić na zimę zapas orze­chów i suszo­nych owo­ców.

Dla istoty ludz­kiej zre­ali­zo­wa­nie wła­snego poten­cjału ozna­cza ewo­lu­cję znacz­nie dalej posu­niętą niż u roślin czy zwie­rząt, ale i w tym przy­padku zasada roz­woju wygląda podob­nie. Ponie­waż dziecko ma skom­pli­ko­wany mózg, który pozwala mu odczu­wać i myśleć, wcho­dzić w rela­cje spo­łeczne i reali­zo­wać różne cele, jego natura wymaga cze­goś wię­cej niż natura ptaka. Ludzki mózg wyka­zuje natu­ralną skłon­ność, żeby czuć się dobrze z samym sobą i pośród innych osób oraz żeby szu­kać szczę­ścia i sensu wła­snego ist­nie­nia. My, psy­cho­lo­dzy, nazy­wamy ten osta­teczny cel każ­dego czło­wieka potrzebą „samo­re­ali­za­cji” i wiemy, że przy speł­nie­niu nie­zbęd­nych warun­ków każda osoba tę potrzebę odczuwa. Nie kto inny jak Ste­ven Pin­ker, jeden z naj­bar­dziej zasłu­żo­nych neu­ro­bio­lo­gów zaj­mu­ją­cych się ewo­lu­cją ludz­kiego mózgu, zapew­nia, że zarówno instynkt walki o życie, potrzeba wol­no­ści, jak i poszu­ki­wa­nie szczę­ścia są zapi­sane w naszym DNA. Według Maslowa reali­za­cja wła­snego poten­cjału ozna­cza, że czło­wiek cie­szy się obec­no­ścią innych osób, dobrze czuje się sam ze sobą i osiąga stan peł­nej har­mo­nii oraz satys­fak­cji. Maslow zilu­stro­wał swoje poglądy za pomocą powszech­nie zna­nej pira­midy pod­sta­wo­wych potrzeb. Chcia­łem ją tu jed­nak przy­wo­łać w wer­sji uwzględ­nia­ją­cej potrzeby naj­młod­szych.

Co wynika z tego rysunku? Podob­nie jak drzewo potrze­buje do wzro­stu i roz­woju speł­nie­nia pew­nych mini­mal­nych warun­ków – czyli tro­chę ziemi, wody, świa­tła sło­necz­nego i prze­strzeni – mózg dziecka też ma okre­ślone pod­sta­wowe potrzeby. W przy­padku czło­wieka rolę ziemi, czyli potrzeb poziomu naj­niż­szego, odgrywa bez­pie­czeń­stwo fizyczne, obej­mu­jące takie warunki wzro­stu jak poży­wie­nie, odpo­czy­nek i higiena, a także wolny od zagro­żeń i nie­przy­ja­znych zacho­wań dom, który wystę­puje tu na pozio­mie dru­gim. Na trze­cim pozio­mie – odpo­wied­niku wody słu­żą­cej do „pod­le­wa­nia” umy­słu – znaj­duje się czu­łość kocha­ją­cych rodzi­ców, któ­rzy ochra­niają dziecko i dostar­czają mu emo­cjo­nal­nej pożywki, a przez to uła­twiają mu wyro­bie­nie sobie wła­ści­wego sza­cunku dla samego sie­bie. Na czwar­tym pozio­mie – który z kolei można uwa­żać za odpo­wied­nik prze­strzeni dla wzra­sta­ją­cej rośliny – wystę­puje potrzeba zaufa­nia oka­zy­wa­nego przez rodzi­ców oraz potrzeba wol­no­ści. Bez nich bowiem zdol­no­ści dziecka i chęć pozna­wa­nia świata mogą zostać zdu­szone przez brak pew­no­ści sie­bie i brak swo­body pozo­sta­wio­nej przez rodzi­ców. I w końcu, tak jak gałę­zie drzewa wycią­gają się w górę, żeby łapać pro­mie­nie słońca, tak mózg dziecka w natu­ralny spo­sób poszu­kuje bodź­ców, które pozwolą mu eks­plo­ro­wać, bawić się, prze­pro­wa­dzać doświad­cze­nia i odkry­wać świat przed­mio­tów i osób z jego oto­cze­nia – a wszystko to w nie­usta­ją­cym dąże­niu do peł­nego roz­woju. W dal­szych roz­dzia­łach książki będziemy się przy­glą­dać tym czte­rem pod­sta­wo­wym, a do tego nie­zbęd­nym warun­kom, któ­rych wymaga pełen roz­wój umy­słowy. Jed­nakże w tym roz­dziale chciał­bym pod­kre­ślić, jak wiel­kie zna­cze­nie ma zaufa­nie. Pamię­taj, że twoje dziecko jest jak drzewo zapro­gra­mo­wane na pro­ces wzro­stu i osią­gnię­cia pełni swo­ich moż­li­wo­ści. Ani nauczy­ciele, ani rodzice, ani samo dziecko nie wie­dzą, jakim typem drzewa w końcu będzie. Z bie­giem lat zaczniesz się prze­ko­ny­wać, czy twoje dziecko staje się impo­nu­jącą sekwoją, samotną topolą, bogatą w owoce cze­re­śnią, wytrzy­małą palmą, czy maje­sta­tycz­nym dębem. Możesz jed­nak mieć pew­ność, że mózg two­jego dziecka jest tak zapro­gra­mo­wany, żeby przejść pro­ces peł­nego roz­woju i zre­ali­zo­wać cały swój poten­cjał. W wielu wypad­kach twoje zada­nie ogra­ni­czać się będzie do jed­nego: do ufa­nia dziecku.

Rozdział 3. Ciesz się chwilą

Roz­dział 3

Ciesz się chwilą

Praw­dziwa wiel­ko­dusz­ność wobec przy­szło­ści polega na odda­niu wszyst­kiego teraź­niej­szo­ści1.

ALBERT CAMUS

Mniej wię­cej pięć lat temu sze­dłem w pośpie­chu do pociągu, któ­rym codzien­nie rano dojeż­dżam do pracy. Po dro­dze spo­tka­łem naszego lokal­nego rzeź­nika. Sze­roko się do mnie uśmie­cha­jąc, zaga­dał:

– Dzień dobry! I jak leci?

W tam­tym cza­sie od paru dni co rano odpro­wa­dza­łem syna do żłobka. Wsta­wa­łem godzinę wcze­śniej niż zwy­kle, żeby móc się przy­go­to­wać, zanim mały się obu­dzi. Choć zawsze marzy­łem o tym, żeby mieć rodzinę, i zachwy­cały mnie dzieci, prawdą jest, że – jak to się zda­rza wielu począt­ku­ją­cym rodzi­com – nowe obo­wiązki oraz utrata wol­no­ści mnie przy­tła­czały. Moje ówcze­sne zada­nia odbie­ra­łem tak, jak­bym musiał budzić się dwa razy, ubie­rać się dwa razy, dwa razy szy­ko­wać śnia­da­nie i rów­nież dwu­krot­nie iść do pracy. Była to dra­styczna zmiana w sto­sunku do mojego poprzed­niego życia, w któ­rym zaj­mo­wa­łem się jedy­nie samym sobą. Byłem zmę­czony, nie w sosie, w pew­nym sen­sie czu­łem się nie­szczę­śliwy. Odpo­wia­da­jąc rzeź­ni­kowi, poskar­ży­łem się więc na zmę­cze­nie i usta­wiczny brak czasu. On zaś, męż­czy­zna w sile wieku i mądrzej­szy ode mnie, udzie­lił mi rady, któ­rej ni­gdy nie zapo­mnę:

– Z dziećmi czas mija bez­pow­rot­nie. To, czego teraz nie zro­bisz, już ni­gdy nie wróci. Utra­cisz to na zawsze.

W tym momen­cie coś jakby klik­nęło mi w gło­wie. Obu­dzi­łem się.

Ciesz się swoim rodzi­ciel­stwem

Być tatą lub mamą to znacz­nie wię­cej niż odpo­wie­dzial­ność. To przy­wi­lej. Czę­sto sły­szę rodzi­ców, któ­rzy – tak jak ja tam­tego trze­ciego dnia odpro­wa­dza­nia syna do żłobka – postrze­gają swoje rodzi­ciel­stwo jako cię­żar. Zauwa­żają zwy­kle, że utra­cili wol­ność, widzą swoje zmę­cze­nie i fru­stra­cję, które wiążą się z wycho­wy­wa­niem dziecka, i spra­wiają wra­że­nie, jakby zapo­mnieli o rado­ści, którą nie­sie ze sobą bycie rodzi­cem. Bycie mamą lub tatą bez wąt­pie­nia zwią­zane jest z koniecz­no­ścią rezy­gna­cji z wielu rze­czy. Czas wolny, podróże, kariera zawo­dowa czy wypo­czy­nek scho­dzą na drugi plan. Każdy rodzic wie, że poja­wie­nie się dziecka ozna­cza rezy­gna­cję z bez­tro­skiego życia i wej­ście w okres pełen wielu, bar­dzo wielu trosk. Z mojego punktu widze­nia wszyst­kie te wyrze­cze­nia mają sens tylko wtedy, jeśli znaj­duje się jakąś rekom­pen­satę. Dla osób mają­cych dzieci rekom­pen­satą jest radość.

Jeśli zwy­kle przy­tła­cza cię odpo­wie­dzial­ność, którą nie­sie ze sobą opieka nad dziećmi, chciał­bym zwró­cić twoją uwagę na coś bar­dziej pozy­tyw­nego. Kiedy mózg zmie­nia przed­miot, na któ­rym ogni­skuje swą uwagę, potrafi spoj­rzeć na rze­czy w spo­sób cał­kiem inny niż dotych­czas. Przyj­rzyj się temu rysun­kowi.

Powstał w 1915 roku i przed­sta­wia żonę oraz teściową autora (tytuł ory­gi­nału: Moja żona i moja teściowa, autor W.E. Hill). Czy jesteś w sta­nie dostrzec obie kobiety? Intry­gu­jące w rysunku jest to, że w zależ­no­ści od miej­sca, na któ­rym kon­cen­tru­jesz uwagę, zoba­czysz osobę młodą lub w pode­szłym wieku. Jeśli sku­pisz się na punk­cie poło­żo­nym tro­chę powy­żej miej­sca, gdzie zbie­gają się wyłogi koł­nie­rza, rysu­nek wyda ci się przed­sta­wie­niem star­szej pani. Jeśli nato­miast zogni­sku­jesz uwagę na czę­ści twa­rzy tuż pod kape­lu­szem, dostrze­żesz syl­wetkę mło­dej kobiety z odwró­coną głową. Stara lub młoda. W isto­cie obie są na rysunku obecne, ale nie można patrzeć na obie jed­no­cze­śnie. W pew­nym sen­sie doświad­cze­nie z wycho­wa­niem dziecka przy­po­mina zabawę z tym rysun­kiem. Możesz spę­dzić całe życie, sku­pia­jąc uwagę na zgorzk­nia­łej twa­rzy, któ­rej wyraz świad­czy o pono­szo­nych ofia­rach, albo skon­cen­tro­wać się na tym, jak pięk­nie rośnie twoje dziecko.

Jeśli zano­sisz uśpio­nego synka do łóżka, to zna­czy, że czuje się on w two­ich ramio­nach bez­piecz­nie. Jeżeli spóź­niasz się do pracy, bo wcze­śniej – w dro­dze do szkoły – zatrzy­ma­li­ście się, żeby zbie­rać szyszki, to zna­czy, że tego ranka dane ci było prze­żyć magiczne chwile u boku córki. Jeśli przy­da­rza ci się nie­prze­spana noc spo­wo­do­wana tym, że mały ząb­kuje, to zna­czy, że jesteś przy nim, kiedy cierpi. A jeśli zwal­niasz się z pracy na jeden dzień z powodu szkol­nego przed­sta­wie­nia, to znak, że jesteś razem z dziec­kiem w waż­nych chwi­lach jego życia. Nie miej wąt­pli­wo­ści: zda­rzą się różne trudne momenty. Ale jeżeli chcesz wyjść poza sferę nad­zoru i prze­żyć pełne, satys­fak­cjo­nu­jące doświad­cze­nie jako mama lub tata, mam dla cie­bie radę: skie­ruj swoją uwagę na piękną stronę rodzi­ciel­stwa i ciesz się nią ze wszyst­kich sił.

Korzy­staj z chwili

Jak wynika ze zda­nia Marii Mon­tes­sori przy­to­czo­nego we wstę­pie do tej książki, naj­waż­niej­sze w życiu dziecka jest pierw­sze sześć lat. W tym wła­śnie cza­sie nabiera ono zaufa­nia do sie­bie i do ota­cza­ją­cego je świata, poznaje język, wykształca swój wła­sny spo­sób ucze­nia się i two­rzy pod­stawy, na któ­rych w przy­szło­ści będzie mogło roz­wią­zy­wać pro­blemy i podej­mo­wać decy­zje.

Z tego powodu tak ważne jest, żeby wyko­rzy­stać pierw­sze lata życia dziecka: być z nim i poma­gać mu roz­wi­jać zdol­no­ści poznaw­cze oraz emo­cjo­nalne. Nie cho­dzi o to, żeby pod­dać dziecko dzia­ła­niu skom­pli­ko­wa­nych pro­gra­mów wcze­snej sty­mu­la­cji czy umie­ścić je w naj­lep­szym przed­szkolu w swo­jej oko­licy. W każ­dej zaba­wie, w każ­dym pła­czu, na każ­dym spa­ce­rze i w każ­dej butelce do kar­mie­nia można zna­leźć oka­zję, żeby uczyć dziecko i wzmac­niać jego roz­wój umy­słowy. Wiemy, że to nie szkoła – ani tym bar­dziej zaję­cia pozasz­kolne – ale rodzice i rodzeń­stwo mają w tych pierw­szych latach życia naj­więk­szy wpływ na roz­wój i doj­rze­wa­nie dziecka. War­to­ści, normy, wni­kli­wość, pamięć i umie­jęt­ność radze­nia sobie z pro­ble­mami prze­ka­zy­wane są poprzez mowę, zabawę, wiel­kie i małe gesty oraz róż­no­rodne szcze­góły – czę­sto z pozoru nie­istotne – które skła­dają się na pro­ces wycho­wa­nia. Cała ta książka jest wła­śnie próbą dostar­cze­nia ci narzę­dzi i stra­te­gii, które będziesz mógł odnieść do waszego codzien­nego życia i które pozwolą two­jemu dziecku uczyć się bez napięć i sku­tecz­nie poprzez zabawę i ucie­chę. W natu­ralny spo­sób mogą one przy oka­zji wspo­móc two­rze­nie się satys­fak­cjo­nu­ją­cych i trwa­łych więzi mię­dzy wami.

Ciesz się chwilą

Tak jak ludziom, któ­rzy chcą wyci­snąć z życia jak naj­wię­cej, przy­świeca mak­syma: „Chwy­taj dzień” (Carpe diem), tak wszy­scy, któ­rzy chcie­liby pomóc dzie­ciom roz­wi­nąć ich cały poten­cjał, powinni wyzna­wać zasadę: „Ciesz się chwilą”. Ucie­cha powinna być zasad­ni­czą czę­ścią roz­woju dziecka. Powód jest bar­dzo pro­sty: doro­śli postrze­gają świat w spo­sób rozumny, w for­mie idei i słów, ale czy kie­dy­kol­wiek zasta­na­wia­łeś się, jak postrze­gają świat twoje dzieci? Nie wszyst­kie istoty żywe odbie­rają ota­cza­jącą nas rze­czy­wi­stość w taki sam spo­sób. Na przy­kład do mózgu psa świat dociera w for­mie zapa­chów, do mózgu nie­to­pe­rza – w postaci odbi­tych fal dźwię­ko­wych tra­fia­ją­cych do jego urzą­dze­nia echo­lo­ka­cyj­nego, a z kolei mózgi psz­czół reje­strują impulsy elek­tro­ma­gne­tyczne. Dziecko też postrzega świat zupeł­nie ina­czej niż doro­sły, szcze­gól­nie w trak­cie pierw­szych lat swego życia. Dla dziecka świat to przede wszyst­kim emo­cje, zabawa i czu­łość.

W tym kon­tek­ście zabawa jest klu­czem do wspie­ra­nia inte­lek­tu­al­nego i emo­cjo­nal­nego roz­woju dziecka. Jasne, że dziecko może się uczyć także wtedy, gdy jego rodzice nie są skłonni do zabawy, ale ta forma aktyw­no­ści ma jed­nak znaczną prze­wagę. Mózg dziecka jest zapro­jek­to­wany w taki spo­sób, żeby uczyć się przez zabawę. Kiedy bawimy się z dziec­kiem, wcho­dzi ono w tryb nauki: wszyst­kie jego zmy­sły ześrod­ko­wują się na tej for­mie dzia­ła­nia. Ma ono wów­czas zdol­ność trwa­nia w sku­pie­niu, kon­cen­tro­wa­nia się na two­ich gestach i sło­wach, a ponadto zapa­mię­tuje znacz­nie lepiej, niż kiedy je instru­ujemy albo coś mu naka­zu­jemy. Bawiąc się z dziec­kiem, wcho­dzimy z nim w kon­takt uczu­ciowy. Już sama zabawa budzi jego emo­cje, ale dodat­kową rolę odgrywa tu kon­takt fizyczny z tatą lub mamą, któ­rzy w trak­cie zabawy obej­mują je, pod­trzy­mują albo całują. Kiedy dziecko się bawi, potrafi odgry­wać różne role, sta­wiać się na miej­scu innych osób i myśleć o przy­szło­ści. Bawiące się dziecko umie w swoim myśle­niu i zacho­wa­niu wyka­zy­wać inte­li­gen­cję i doj­rza­łość więk­szą niż ta, która jest wła­ściwa jego wie­kowi, bo zabawa roz­sze­rza moż­li­wo­ści jego umy­słu bar­dziej niż jaka­kol­wiek inna aktyw­ność. Jeśli chcesz zagłę­bić się w świat swo­jego dziecka i dzia­łać z jego per­spek­tywy, radził­bym ci usiąść albo poło­żyć się na pod­ło­dze i rozej­rzeć się z tej wyso­ko­ści. Nie ma lep­szego spo­sobu, żeby przy­cią­gnąć uwagę dziecka. Mogę cię zapew­nić, że każde dziecko obecne w pokoju natych­miast bez słowa zbliży się do cie­bie, żeby się wspól­nie bawić. Będzie szczę­śliwe, bo udało ci się wejść w jego świat emo­cji i zabawy. Zachę­cam do zaj­mo­wa­nia miej­sca w pierw­szym rzę­dzie w życiu two­ich dzieci. I w tym celu nama­wiam – zarówno w tym roz­dziale, jak i w całej książce – żeby jak naj­czę­ściej sia­dać z dziec­kiem na dywa­nie i wyko­rzy­sty­wać zabawę i radość jako narzę­dzia wycho­waw­cze. Sie­dząc tak nisko, uzy­skasz kom­for­towy punkt obser­wa­cyjny, z któ­rego będziesz mógł oglą­dać roz­wój mózgu swego dziecka i jed­no­cze­śnie w nim uczest­ni­czyć. Ciesz się tym przy­wi­le­jem!

Rozdział 4. Mózgowe ABC dla rodziców

Roz­dział 4

Mózgowe ABC dla rodzi­ców

Inwe­sto­wa­nie w wie­dzę zawsze przy­nosi naj­więk­sze zyski.

BEN­JA­MIN FRAN­KLIN

Wiem z pierw­szej ręki, że pod­sta­wowe infor­ma­cje na temat funk­cjo­no­wa­nia i roz­woju mózgu mogą się oka­zać ogrom­nie przy­datne dla rodzi­ców wycho­wu­ją­cych dzieci. Nie trzeba do tego być spe­cja­li­stą neu­ro­bio­lo­giem. Cztery pocią­gnię­cia pędz­lem wystar­czą, by nama­lo­wać obraz, który pomoże ci zro­zu­mieć pod­sta­wowe idee, pomocne przy podej­mo­wa­niu decy­zji i kie­ro­wa­niu pro­ce­sem wycho­wa­nia dzieci. Na róż­nych kar­tach tej książki będziesz znaj­do­wać infor­ma­cje, które przy­da­dzą ci się, by wes­przeć dziecko w dziele roz­wi­ja­nia jego peł­nego poten­cjału. W tym roz­dziale otwo­rzymy drzwi do tajem­ni­czego świata mózgu, żeby prze­ka­zać ABC wie­dzy na jego temat – a więc to, co każdy rodzic powi­nien wie­dzieć, by poma­gać dziecku w reali­za­cji wszyst­kich moż­li­wo­ści roz­wo­jo­wych. Cho­dzi o trzy bar­dzo pro­ste idee, które bez trudu zro­zu­miesz i nauczysz się sto­so­wać.

Połą­cze­nia

Nowo naro­dzone dziecko ma już pra­wie wszyst­kie neu­rony – w licz­bie mniej wię­cej stu miliar­dów – któ­rymi dys­po­no­wać będzie także jako doro­sły czło­wiek. Główna róż­nica mię­dzy mózgiem dziecka i doro­słego polega na tym, że w mózgu doro­słego ist­nieją biliony połą­czeń mię­dzy poszcze­gól­nymi komór­kami ner­wo­wymi. Każde z takich połą­czeń nazy­wamy synapsą. Aby wyro­bić sobie choć przy­bli­żone wyobra­że­nie, jak nie­wia­ry­godne są moż­li­wo­ści two­rze­nia się sieci połą­czeń mię­dzy neu­ro­nami w mózgu, wystar­czy wziąć pod uwagę, że poje­dyn­cze synapsy mogą powsta­wać w ciągu zale­d­wie dwóch sekund, a nie­które neu­rony są w sta­nie łączyć się z aż pięt­na­stoma tysią­cami sąsied­nich komó­rek.

Bar­dziej inte­re­su­jący niż same te liczby jest fakt, iż każde z połą­czeń prze­kłada się na jakiś ele­ment pro­cesu ucze­nia się dziecka. Poło­że­nie, siła naci­sku i kie­ru­nek kciuka przy trzy­ma­niu uko­cha­nego dino­zaura znaj­dują odbi­cie w mózgu dziecka w postaci odręb­nych połą­czeń mię­dzy neu­ro­nami; innym efek­tem doświad­cze­nia z trzy­ma­niem dino­zaura jest wytwo­rzone poczu­cie, że sku­pie­nie pozwala osią­gnąć to, czego się chce. Kiedy roz­ma­wiamy z dziec­kiem, kiedy je cału­jemy czy kiedy ono po pro­stu nas obser­wuje, w jego mózgu two­rzą się połą­cze­nia, które póź­niej pomogą mu sta­wić czoło doro­słemu życiu. W dal­szych czę­ściach książki będę wie­lo­krot­nie poka­zy­wał, jak komu­ni­ko­wać się z dziec­kiem, żeby w jego mózgu powsta­wały war­to­ściowe połą­cze­nia pozwa­la­jące mu osią­gać cele i czuć się dobrze z samym sobą. Poświę­cimy cały roz­dział, żeby nauczyć się, jak poma­gać dziecku two­rzyć uży­teczne synapsy z jak naj­więk­szą wydaj­no­ścią. Na razie warto zapa­mię­tać sobie jedno: wszystko, czego uczymy dziecko, zosta­nie zapi­sane w jego mózgu w for­mie połą­czeń, które – praw­do­po­dob­nie – będą mu towa­rzy­szyć przez całe życie.

Rozum i intu­icja

A teraz w naszym mózgo­wym abe­ca­dle dla rodzi­ców litera „B”, czyli nieco wię­cej infor­ma­cji o tym, czym jest inte­li­gen­cja dziecka. Wie­dząc to, łatwiej wspie­rać roz­wój jego zaufa­nia do samego sie­bie. Naj­bar­dziej zewnętrzna część mózgu, którą nazy­wamy korą mózgową, dzieli się na dwie pół­kule – lewą i prawą. Lewa pół­kula kon­tro­luje ruch pra­wej ręki i u więk­szo­ści ludzi jest pół­kulą domi­nu­jącą. Wśród funk­cji, za które odpo­wiada, jest mię­dzy innymi umie­jęt­ność mówie­nia, czy­ta­nia i pisa­nia, zapa­mię­ty­wa­nie imion, spra­wo­wa­nie samo­kon­troli, wyka­zy­wa­nie aktyw­no­ści i opty­mi­zmu wobec życia. Można by powie­dzieć, że ta pół­kula odpo­wiada za naszą naturę racjo­nalną, logiczną, za pozy­tywne nasta­wie­nie i pro­cesy kon­tro­lne. Prawa pół­kula zarzą­dza nato­miast ręką lewą i – tak jak to naj­czę­ściej bywa – jej aktyw­ność inte­lek­tu­alna zwy­kle jest mniej oczy­wi­sta. Jed­nakże funk­cje pra­wej pół­kuli są – jak się prze­ko­namy – nie mniej ważne. To wła­śnie ona odpo­wiada za nasz wła­sny język poza­wer­balny i pozwala inter­pre­to­wać poza­wer­balne sygnały pły­nące od innych. To dzięki niej wyra­biamy sobie pierw­sze wra­że­nie, łączymy szcze­góły w całość, potra­fimy wykry­wać drobne pomyłki i na bie­żąco je popra­wiać. Możemy powie­dzieć, że prawa pół­kula odpo­wiada za naszą naturę intu­icyjną, arty­styczną i emo­cjo­nalną.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Albert Camus, Czło­wiek zbun­to­wany, tłum. Joanna Guza. [wróć]