Misiu Szpeniolek - Alan Aleksander Milne - ebook

Misiu Szpeniolek ebook

Alan Aleksander Milne

0,0

Opis

Klasyka literatury dla dzieci - tym razem w gwarze wielkopolskiej. Doskonale znana wszystkim młodym czytelnikom powieść o uroczym Kubusiu Puchatku, znanym po wielkopolsku jako Miś Szpeniolek, o jego przygodach i przygodach przyjaciół, którzy mają tu cudne imiona: Klapiuchol, Proszczoczek czy Piszczoły.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 132

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginałuWINNIE-THE-POOH
Text by A.A. Milne and line illustrations by E.H. Shepard
Copyright under the Berne Convention
Colouring of the line illustrations copyright © 1970 by Ernest H. Shepard and Methuen & Co Ltd. and copyright © 1973 by Ernest H. Shepard and Methuen Children’s Books Ltd
Copyright © 2019 for the Polish edition by Media Rodzina Sp. z o.o.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki – z wyjątkiem cytatów w artykułach i przeglądach krytycznych – możliwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy.
Wydanie książki wsparł finansowo Rotary Klub
ISBN 978-83-8008-714-9
Media Rodzina Sp. z o.o. ul. Pasieka 24, 61-657 Poznań tel. 61 827 08 [email protected]
Montaż elektroniczny Scriptor s.c.
Konwersja: eLitera s.c.

Dó Niej

Przychodzymy cuzamyn

Krzysiu i jo,

By dać Ci leżeć knipę na kolana.

Jesteś zaskoczóna?

Żeli to Ci się widzi?

Tegó akuratnie chciałaś?

Bo óna jest Twoja –

Bo Cię kochomy!

Wstymp

Jak czytaliście jakąś drugą knipę o Krzysiu, pewno pamiyntocie, że Krzysiu roz kiedyś mioł łabądzia (albo łabądź mioł Krzysia, som nie wiym, jak było doprowdy) i że tyn łabądź mioł na imię Szpeniol, bo był taki... że ach! To dzioło się downo tymu nazod i kiedy my się rozchodzili, to zabrali my to imię ze sobą, bo nie wydawało nom się, żeby łabądź jeszczy je chcioł. W kożdym razie, jak Pluszowy Misiu stwiyrdził, że chciołby dostać ino do sie na własność ekstra jakieś imię, to Krzysiu nie wagowoł się ani bez chwiłkę, ino z mety zapreponowoł: Misiu Szpeniolek. I tak się stanęło. Jak już wyklarowołym sprawę związaną zez Szpeniolkiym, to obecnie objaśnię resztę.

Nie do się stanąć wew Londynie na dłużej i nie wlecieć do zoologu. Jest tako wiara, co zaczyno zwiydzanie zoologu od samygó początku, co się nazywo WEJŚCIE, i dali letą tak szybko, jak się ino do, i to zez pominiynciym kożdy klotki, oż dociągną do WYJŚCIA, ale nojmilsza wiara ciągnie z mety do zwiyrza, co je kocho nojbarzy. Wiync, jak Krzysiu idzie do zoologu, to zaroz leci tam, gdzie są niedźwiedzie ale polarne, i szepto coś do trzeciygó dozorcy po lewyj, dźwi się roztwiyrają, idymy ciymnymi korytarzami i skrabiymy po wysokich schodach, oż dosztygomy się do takiej ekstra klotki, klotka się roztwiyro i rechlo się z niej coś brązowygó i kudlatygó, a Krzysiu świgo się wew łapy stwora i woło: „Och, Misiu!”. Tyn misiu mo na imię Misiu, bez co jest dowód, jakie to jest akuratne imię do misiów, ale nojbarzy szportowne jest to, że nie mogymy se przypomnąć, któ dostoł imię po kim. Roz kiedyś to my wiedzieli, ale już nom się zapomło... Tyle udało mi się nagrygolić, jak Proszczoczek hejbnął głowę i spytoł się cinkim głosikiym:

– A co ze mną?

– Mój drogi Proszczoczku – jo mu na to – cołko knipa jest o tobie.

– O Szpeniolku tak samo – zapiszczoł.

Sami wiycie, jak jest. Proszczoczek zowiści, bo tak se myśli, że Szpeniolek mo Wielgalachny Wstymp ónymu poświyncóny. Szpeniolek jest ulubióny, to jest wiadomo i ni ma co się wypiyrać, ale Proszczoczek pojawio się przy wielu sprawach, co omijają Szpeniolka; bo nie do się chociażby zabrać Szpeniolka do lani, tak żeby nikt się nie kapnął, a Proszczoczek jest taki maciupci, że zmieści się wew kiejdzi, gdzie jest gó dobrze mieć, żeby czuć się bezpieczno, kiedy nie jest się pewnym, czy dwa razy siedym jest dwanoście czy dwadzieścia dwa. Czasami wyknai się zez kiejdzi, żeby szpycnąć na kałamarz, bez co wiyncy się uczy czym Szpeniolek, ale Szpeniolkowi to nie przeszkodzo. Są tacy, co mają rozumek, a inni są misiami o małym rozumku, mówi, i tyle. I obecnie cołko reszta się pyto: „A co zez nami?”. Wiync może nojlepi bydzie skończyć zez grygolyniem wstympów i zabrać się za knipę.

A.A.M.

Rozdzioł piyrwszy

co w nim witomy się zez piszczołami i Misiym albo Misiulą Szpeniolkiem i tu mo początek cołkie o tym blubranie

Przedstowiom wom Misia albo Misiulę Szpeniolka, co właśnie teraz obecnie szpeniowato idzie na dół po schodach. Łup, łup, łup, Szpeniolek zesmykuje się na krybónkach, do góry giyrami, z tyłu za Krzysiem, co gó tośto za przednią łapkę. Szpeniolek nie może se przypomnąć, żeli do się inacy zejść zez schodów, chocioż czasym czuje to w gnotach, że może by się dało. Ale ino wtedy, jakby na jedną chwiłkę przestoł bombać krybónkami o te schody i mioł czas na zastanowienie się. Tak se czasym myśli, ale zaroz potem znowu mu się zdaje, że nie ma na to innegó knyfu. Obojyntnie jak, Misiu albo Misiula zjechoł na dół i teroz chce się zez wami zapoznać. No i mocie: To jest właśnie szpeniowaty Misiu albo Misiula Szpeniolek.

Kiedy po roz piyrwszy usłyszołym jegó imię, powiedziołym, tak jak ty mówisz: Misiula. Ale z mety myślołym, że był chłopcym.

– Bo jest – powiedział Krzysiu.

– No to nie można nazwać gó „Misiula”.

– Nie. Ale ty tyż tak mówisz.

– Ón jest Misiu albo Misiula Szpeniolek. Nie wiesz, co oznaczo: „ten” Misiula?

– Ach, teraz rozumiym – powiedziołym szybko – i mom nadzieję, że inni też, bo to wszystko wyjaśnio.

„Misiu albo Misiula Szpeniolek” albo som „Misiu Szpeniolek” roz po roz lubi się w coś bawić, jak się nojdnie już na dole, ale inną razą to znowu lubi się usiąść na spokojno ko kominka i słuchać jakiygóś ciekawygó blubranio. W tyn akurat wieczór...

– A zaś jakiygó blubranio? – spytoł się Krzysiu. – Czy ty możesz być tak miły i mi powiedzieć? Jest to o nim, o Misiu?

– Mi się zdaje, że tak – odbąkłym. – O czym Misiu lubi nojbarzy?

– O nim samym. Bo ón taki już jest.

– Aha, już się skapłym.

– To będziesz blubroł?

– Próba-frai.

No i żem zaczął.

Roz kiedyś, ale downo tymu nazod, tak mni wiyncy ko zeszłygó piątku, Misiu Szpeniolek miyszkoł se, ale som jedyn jedynący wew lesie, pod nazwiskiym Zandka.

(– A co to jest „pod nazwiskiym”? – zapytoł Krzyś.

– To się znaczy, że na tabliczce, co mioł ją wisieć na drzwiach, nagrygolóne było złotymi literami nazwisko, a ón miyszkoł pod nim.

– Misiu Szpeniolek nie wiedzioł tegó za dobrze – powiedzioł Krzysiu.

– Ale zaś obecnie to jo już wiym – odezwoł się brynczący głos.

– Wiync słuchej dali – jo powiedziołym.)

Tak było, że jednygó dnia Misiu poszedł se na przechadzkę, oż zaszedł na jedną taką polankę wew środyszku boru, a wew samiutyńkim środyszku ty polanki stojoł wielgalachny dómb i zez ónegó góry słychać było takie à la bzykanie, ale głośne jak nie wiym.

Misiu Szpeniolek ucupnął się pod tym dymbem, podparł głowę na pazurach i dali teroz myśleć.

Nasampiyrw powiedzioł do się:

– To à la bzykanie jak nic coś znaczy. Jak bzyko takie bzykanie, szak nie bzyko tak se aby, aby, a jedynący powód bzykanio, co jo gó znom, to jest tyn, że się jest piszczołą.

Zaś potem znowu pomyśloł i powiedzioł:

– A jedyn jedynący powód, żeby być piszczołą, to jest tyn, żeby robić miodek.

Wstoł na równe giyry i powiedzioł:

– A jedyn jedynący powód robiynia miodku to jest tyn, ażebym jo ónegó se spucnął. – I zaczął się skrabać na to drzewo.

Skraboł się, skraboł na te wyżki i jeszcze nad nie, na wyżki wyżków, a jak się tak skraboł, to se zaśpiywoł taką piosynkę:

Czy to nie jest szport na kiju,

Że misiu miodek je i pije?

Czasym za dnia, czasym nocą,

Wiara, czymu, wiara, po co?

Nastympnie wskraboł się jeszczy wyży i jeszczy, i jeszczy, a po drodze ułożył se inną piosynkę:

Jakby piszczoła była misiym,

Niży swą chatkę by miała wisieć,

Ale że nie jest, to miyszko na wyżkach,

Od tegó misia złapie zadyszka.

Misiu był barzy i coroz barzy zmochany, wiync zaśpiywoł Markotną Piosynkę. Tej, i o małe co by już się dostoł do miodu, jak ni styndy, ni zowyndy...

Trach!

– Retunku! – zawołoł Szpeniolek, ale sprysł już na gałęzie trzy metry niży. – Jakbym zamiast tegu... – zabrynczoł i nie skończył, bo sprysł na nastympną gałąź o sześć metrów niży. – Chyba żeście się kapli, co chciołym zrobić – objaśnioł, ale już machnył koziołka i sprysł glacą na dół na inną gałąź, ale o dziewiyńć metrów niży. – No pewno, że z moi stróny to... – stwiyrdził i polecioł na nastympne szejść gałęzi. – A wszystko to, na moje, bez to – powiedzioł, jak puścił ostatnią gałąź i wywinął jeszczy trzy koziołki – wszystko bez to, że jo za dość lubie miodek. Retunku! – zawołoł i wprysł, ale elegancko, wew kolczate kieretyny.

Zaś wyszedł precz zez tych kolczatych kieretynów, wydondlał zez kluki żgające żgoki i znowu zaczął myśleć, i piyrwszą osobą, co mu się ukozała pod ciymiyniem ale wew umyśle, był Krzysiu.

(– Jo? – spytoł się Krzysiu, ale głosym przejyntym.

– A jak! Ty!

Krzysiu nic nie godoł, ino ślypsków dostawoł coroz wiynkszych i wiynkszych, a poliki mu się zrobiły takie barzy ceglate.)

No, bo tak. Misiu Szpeniolek poszedł do swojygó kompla Krzysia, co miyszkoł zaroz za zielónymi drzewami, ale po drugi strónie Lasu.

– Dziyń dobry, Krzysiu! – powiedzioł Szpeniolek.

– Dziyń dobry, Misiu Szpeniolku! – ty powiedziołeś.

– Tej, jo bym chcioł wiedzieć, czy ty czasem nie mosz akurat przy się coś à la balónik.

– Balónik?

– No. Jak szłym do cie, to se tak brynczołym pod kluką: „Jezdym ciekawy, żeli tyn Krzysiu mo przy się akurat coś podanegó na balónik?”. Właśnie tak żym se blubroł i żem myśloł o balónikach.

– Tej, a na co ci balónik?

Misiu Szpeniolek szpycnął doobkoła, żeli nikt nie słucho, przytknął pazurę do kalafki i wyszeptoł:

– Miodek!

– Tej, ale co mo zaś balónik do miodku?

– Mo – Szpeniolek mu na to.

No bo właśnie tak było, że jeden dziyń nazod tymu ty żeś bół się bawić zez twoim nowym komplem, Proszczoczkiym, i do szportu dostaliście wszyscy nadyndane balóny. I do cie był balónik zielóny, a jedyn zez famuły Królasa chapnął wielgalachny niebieski balón i zapomnął ónegó zabrać zez sobą do chaty, bo był z niegó doprowdy jeszcze za mały szczawik do chodzynia po zabawach, no, a ty przyniesłeś do chaty i tyn zielóny, i tyn niebieski balón.

– A ty którygó byś chcioł? – spytołeś się Szpeniolka.

Podparł głowę na pazurach i dali teroz myśleć z wielgą troską.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki