Miłościwi panowie i krnąbrni poddani - Józef Putek - ebook

Miłościwi panowie i krnąbrni poddani ebook

Józef Putek

5,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych

Jednym z najstarszych źródeł historycznych, pozwalających na wglądnięcie w stosunki gospodarczo-społeczne wsi dawnego Śląska polskiego, czyli księstw oświęcimskiego i Zatorskiego, jest Księga uposażeń (Liber beneficiorum) Długosza, gdzie przedstawione są stosunki poddańcze we wsiach klasztornych. Są to śląskie wsie klasztoru benedyktynów w Tyńcu (Łączany, Pozowice, Zorzów, Radziszów i Wola Radziszowska), klasztoru cystersów w Mogile (Ryczów, Półwieś, Woźniki, Zygodowice) i klasztoru norbertanek ze Zwierzyńca (Mucharz, Roków, Grodzisko, Facimiech, Krzęcin).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 472

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Rozdział ICIĘŻARY PAŃSZCZYŹNIANE W DOBRACHKLASZTORNYCH, KSIĄŻĘCYCH I SZLACHECKICH KSIĘSTW OŚWIĘCIMSKIEGO I ZATORSKIEGO

Stosunki poddańcze we wsiach klasztornych: benedyktynów w Tyńcu, cystersów w Mogile i norbertanek ze Zwierzyńca. — Stosunki poddańcze we wsiach szlacheckich: Brzezinka, Kobiernice, Porąbka i Bujaków. — Stosunki poddańcze we wsiach książęcych zamku oświęcimskiego. — Dekret króla Zygmunta I z r. 1542 wprowadza obowiązkowy dzień pańszczyźniany w ziemi oświęcimskiej. — Lustracja królewszczyzny zatorskiej z r. 1564 o powinnościach poddańczych. — Robocizny pańszczyźniane w XVI w. w królewszczyźnie barwałdzkiej. — Proces chłopów z Piotrowic i Trzebieńczyc ze starostą Zatorskim o ciężkie i ustawiczne roboty. — Procesy wsi zamku oświęcimskiego. — Zabójstwo panów: Myszkowskiego z Bestwiny i Starowieyskiego ze Starej Wsi. — Proces chłopów z Barwałdu z podstarościm Piotraszewskim. — Proces chłopów z Choczni i Jaroszowie ze starostami Mikołajem Komorowskim i jego synem Krzysztofem w r. 1638. — Pierwszy dekret sądu referendarskiego z r. 1638. — Drugi dekret sądu referendarskiego z r. 1639. — Praktyka proceduralna sądu referendarskiego. — Stronniczy wymiar sprawiedliwości. — Legalizowanie starych i nowych ciężarów pańszczyźnianych. — Opowiadanie poddanych z Choczni i Jaroszowie. — Stan powinności pańszczyźnianych we wsiach królewszczyzny barwałdzkiej według lustracji z r. 1666. — Obliczenie świadczeń poddanych w Choczni i Jaroszowicach. — Dochody starostwa barwałdzkiego. — Walka chłopów z wyzyskiem. — Najmy pańszczyzny. — Szlachta stosuje wyzysk chłopów pod formą niemieckiej Ablösung. — Lustracja starostwa barwałdzkiego z r. 1765. — Inwentarz powinności pańszczyźnianych Choczni z r. 1764. — Ogólne zestawienie ciężarów wsi w królewszczyznach. — Stosunki we wsiach szlacheckich: Gorzeniu, Brzeźnicy, Marcyporębie, Wysokiej i Stanisławiu. — Stosunki we wsiach państwa andrychowskiego.

Jednym z najstarszych źródeł historycznych, pozwalających na wglądnięcie w stosunki gospodarczo-społeczne wsi dawnego Śląska polskiego, czyli księstw oświęcimskiego i Zatorskiego, jest Księga uposażeń (Liber beneficiorum) Długosza, gdzie przedstawione są stosunki poddańcze we wsiach klasztornych. Są to śląskie wsie klasztoru benedyktynów w Tyńcu (Łączany, Pozowice, Zorzów, Radziszów i Wola Radziszowska), klasztoru cystersów w Mogile (Ryczów, Półwieś, Woźniki, Zygodowice) i klasztoru norbertanek ze Zwierzyńca (Mucharz, Roków, Grodzisko, Facimiech, Krzęcin).

Poddańczy stosunek ludności wiejskiej do klasztoru uwydatniał się wtedy głównie w obowiązku płacenia czynszu na rzecz klasztoru, jako pana wsi. Czynsze te istniały we wszystkich 14 wsiach klasztornych. Wsie cystersów płaciły czynsz w wysokości przez Długosza nie określonej. We wsiach klasztoru zwierzynieckiego czynsz wynosił 15—16 groszy z łanu. Nie wiadomo tylko na jakie łany pomierzone były grunty tych wsi; jeśli na 30-morgowe włóki średzkie, to czynsz wynosiłby 1/2  grosza z morga, jeśli na frankońskie, czynsz równałby się 1/3 grosza z morga.

We wsiach klasztoru tynieckiego czynsze wynosiły 12, 18, 24, a nawet, jak w Łączanach, 44 grosze z łanu. W Radziszowie, należącym do Śląska, czynsz z łanu wynosił 12 groszy, natomiast w polskim Radziszowie 24 grosze z łanu. Obciążenie większymi czynszami wsi klasztoru tynieckiego spowodowała ta okoliczność, iż klasztor nie dostawał ze swych wsi tzw. sepu (danina w zbożu po 2 miary z łanu), podczas gdy klasztor zwierzyniecki sep ze swych wsi otrzymywał prawdopodobnie jeszcze od czasu przywileju immunitetowego, nadanego mu w r. 1254 przez księcia krakowskiego Bolesława Wstydliwego. Nie wynika z tego, by chłopi we wsiach tynieckich byli wolni od sepu. Danina ta miała charakter daniny publicznej, płaconej na rzecz księcia. Klasztory zabiegały o immunitet podatkowy, a zabiegi te w dobrach klasztoru mogilskiego zakończyły się zrzeczeniem się sepu przez księcia, na czym zrobił klasztor dobry interes, gdyż odtąd kmiecie dawali sep klasztorowi. W dobrach zaś klasztoru tynieckiego danina ta zachowała charakter daniny publicznej, płaconej przez dłuższy czas na rzecz księcia. Dlatego też klasztor, nie mając dochodu z sepu, śrubował czynsze.

Obok czynszów występuje też we wszystkich 14 wsiach klasztornych dań jednego typu; stanowią ją wszędzie jaja, koguty, w 9 wsiach także sep, a w Radziszowie i Woli Radziszowskiej dają kmiecie po jednej szynce, albo równoważnik za nią po 14 groszy. Sep, z wyjątkiem 4 wsi klasztoru tynieckiego, oddaje cała reszta wsi klasztornych. Ilości i rodzaje zboża określone są tylko w Krzęcinie i w Zorzowie. Krzęcin daje z łanu po 2 korce owsa zatorskiej miary, „strychowanej”, w Zorzowie zaś, gdzie jest 12 łanów kmiecych, wypada na łan po 2 i pół korca żyta, około 1 korca pszenicy i 2 korcy owsa. Ta różnica w wysokości sepu pochodziła może stąd, że w Krzęcinie łany były mniejsze (średzkie), Zorzo w zaś lokowany był na większych łanach frankońskich (dokument lokacyjny Zorzowa wspomina, że łanów tych było 30).

We wszystkich wsiach klasztornych wymagana też była robocizna. We wsiach klasztoru zwierzynieckiego folwarki istniały w Rokowie i Grodzisku. Jaka robocizna wymagana była w Rokowie — nie wiadomo, w Grodzisku zaś każdy chłop „ratione murgi seu jutrzyny” orze, obrabia i obsiewa po 6 zagonów (sulcos). W Mucharzu gdzie klasztor posiadał tylko łąki, oraz w Facimiechu obowiązywała tzw. powaba. Ponadto Facimiech spławiał Wisłą drzewo dla klasztoru na Zwierzyńcu, Mucharz odwoził krescencję z łąk do klasztoru (8 mil drogi), a Krzęcin jeździł ze zbożem dziesięcinnym na targi do Krakowa.

Długosz nie podał ilości łanów kmiecych w poszczególnych wsiach zwierzynieckich. Wiadomo tylko, że w Grodzisku było tych łanów 8 oraz że zagrodników nie było ani w Mucharzu, ani w Facimiechu, w Krzęcinie zaś był jeden zagrodnik, który płacił czynszu 16 gr i jeździł konno z listami. Zagrodnicy istnieli tylko w Rokowie, gdzie folwark musiał być znaczniejszy.

Wsie klasztoru tynieckiego obowiązane były również do robocizn, nazywanych rozmaicie. W Zorzowie obowiązywała „robocizna” i „powaba”; zorzowianie bowiem mieli obowiązek na wiosnę i w jesieni orać, siać, zbierać oraz zwozić. Podobną robociznę odrabiać mieli chłopi w Radziszowie i w Woli Radziszowskiej, gdzie nazywała się ona „jutrzyną”. W Pozowicach każdy rolnik miał obowiązek zżąć „quinque cassulas” (pięć kopek?) i odrabiać powabę, tj. siec łąki klasztorne, zbierać siano i zwozić na koszt klasztoru, ilekroć go do tego klasztor powołał. Jedynie wieś Łączany nie znała przymusu robocizn; w miejsce tego jednak łączanianie odbywali pieszo drogi, czyli byli posłańcami klasztoru, która to posługa, przy rozlicznych stosunkach klasztorów i ustawicznych korespondencjach, mogła być daleko uciążliwsza, niż robocizna na gruntach klasztornych.

Klasztor tyniecki posiadał folwarki w Radziszowie i w Łączanach (folwark łączański był w arendzie). Łanów kmiecych było w Zorzowie 12, w Radziszowie 20 i 10 prętów śląskich, w Woli Radziszowskiej 14, w Pozowicach 5 i w Łączanach 6. Co do zagrodników, to wiadomo tylko, że istnieli w Pozowicach, w Łączanach był tylko jeden, a w Woli Radziszowskiej nie było ich wcale.

Wszystkie wsie klasztoru cystersów w Mogile (Ryczów, Woźniki, Zygodowice, Półwieś) posiadały folwarki, toteż obowiązywała tu powaba. Nadto wsie te pracowały 1 dzień przy żniwach i 1 dzień przy wywożeniu nawozu na folwarkach zamku Zatorskiego, a nadto, według ugody zawartej z księciem Janem w r. 1359, ponosiły ciężar służby wojskowej, mianowicie miały się stawiać do obrony Zatora. Ilość łanów kmiecych jest nieznana, w każdej jednak z tych wsi istnieli zagrodnicy.

Stosunki we wsiach szlacheckich znane są z inwentarza zamku oświęcimskiego z r. 1508. Do zamku tego przyłączone zostały wsie szlacheckie: Brzezinka (z folwarkiem), zakupiona przez króla Jana Olbrachta w r. 1494, oraz Kobiernice (z folwarkiem), Porąbka i Bujaków, wymienione w r. 1504 przez króla Aleksandra za Osiek. Wprawdzie, w chwili sporządzania inwentarza zamku oświęcimskiego, te trzy wsie miały za sobą cztery lata przynależności do królewszczyzny, mimo to jednak stosunki w tych wsiach, z czasów gdy należały do prywatnych dóbr szlacheckich, dochowały się w niezmienionej postaci.

Ciężary są tu takie, jak we wsiach klasztornych. Każda z tych wsi płaci czynsz ziemny, osep daje tylko Porąbka, a wszystkie wsie świadczą dań (jaja, koguty). Co do robocizny, to Brzezinka ma ją nie wyznaczoną i winna ją pełnić „według rozkazu”. Natomiast w kluczu kobiernickim robocizny te są tylko częścią oznaczone; kobierniczanie mają po dniu orać, po dniu siać i po dniu żąć żyto i zwieźć je. Takie same trzydniówki obowiązują ich przy owsie. Nadto mają wszystko robić około lnu, wykonać roboty około siana, wywieźć z folwarku na pola wszystek nawóz i paść świnie w lasach. Przy tych ostatnich czynnościach czasokres ich trwania nie został określony. Porąbczanie mają uregulowane robocizny w nieco inny sposób. Na polu przygotowanym poprzednio pod siew mają wysiać 8 i pół ćwierci żyta i 9 ćwierci owsa, zająć się żniwami i zwiezieniem krescencji do stodół folwarcznych. Nadto mają wysiać 2 korce lnu i wykonać wszelkie prace koło niego, a wreszcie pracować na łące na Skórcach i wywozić gnój. Bujakowianie mają pracować jeden dzień przy sianie, zająć się zbiórką grochu, oraz czyszczeniem i wydzieraniem konopi.

Wspomniany inwentarz z r. 1508 pozwala też wglądnąć w stosunki panujące we wsiach książęcych, należących do zamku oświęcimskiego. Są to wsie: Lipnik, Bielany, Łęki, Brzeszcze, Babice, Monowice i Dwory, z folwarkami: w Lipniku, Łękach, Babicach, „Pod Zamkiem” i w Dworach. Wszystkie te wsie płacą czynsze ziemne w gotówce. Sep oddaje Lipnik, a także pod nazwą „owsa łowczego” dają go Brzeszcze, Babice i Monowice. Dań (jaja, koguty) składają wszystkie wsie zamkowe z wyjątkiem Lipnika.

Robocizny obowiązują we wszystkich wsiach. W Lipniku mają chłopi wykonać wszystkie roboty na folwarku, w innych wsiach to, co im robić każą. Jedynie Brzeszcze i Babice nie wykonują robocizn polnych. Babiczanie jednak obciążeni są czyszczeniem zamku, w szczególności wywożeniem nieczystości i grodzeniem rybnika i ogrodów, a brzeszczanie — po założeniu w r. 1510 folwarku w tej wsi — zostali również pociągnięci do robocizn. Proboszczowska wieś Włosienica ma spełniać pewne powinności wobec zamku w Oświęcimiu, podobnie jak wsie klasztoru mogilskiego pełnią je wobec zamku w Zatorze.

Spośród wymienionych dotąd wsi, sołtysimi były klasztorne wsie: Zorzów, Radziszów, Mucharz, Półwieś, Zygodowice i Krzęcin; z wsi szlacheckich sołtysa posiadał Bujaków; z książęcych zaś — Babice, Dwory, Bielany, Barwałd i Chocznia. Wsie te były osadami na prawie niemieckim. Między tymi wsiami prawa niemieckiego a resztą wsi nie ma żadnej istotnej różnicy. Wieś oświęcimska w ogóle przedstawia mieszaninę naleciałości z prawa polskiego i niemieckiego, stwarzających z niej odrębny typ śląskiej wsi. Pozostałością prawa polskiego są głównie robocizny, nazywane rozmaicie, przeważnie jutrzyny i powaby, istniejące także w osadach prawa niemieckiego. Wykonują je chłopi w miarę potrzeby folwarku, na każdy idący z niego rozkaz. Oznaczone robocizny są rzadkością. Z wsi klasztornych określone są one jedynie w Grodzisku, a z wsi szlacheckich — w Kobiernicach, Porąbce i Bujakowie. Natomiast we wsiach książęcych regułą są robocizny rolne nie oznaczone, regulowane tylko rozkazem, wychodzącym z folwarku. W takich warunkach chłop schodził do roli niewolnika folwarcznego, a porzucanie wsi i ucieczka stały się jego jedynym ratunkiem.

Inwentarz zamku oświęcimskiego z r. 1508 wskazuje, że na 11 wsi zamkowych 7 wsi posiada opustoszałe gospodarstwa, czyli tzw. pustki. Tych pustek było ogółem 44, a gospodarstw czynnych 89, czyli 1/3 ogółu gospodarstw chłopskich stanowiły pustki. Duża część tych gospodarstw została przez kmieci porzucona właśnie na skutek przeciążeń pańszczyźnianych. Pustek nie było w dwóch wsiach świeżo nabytych od szlachty, tj. w Kobiernicach i Porąbce. Natomiast w trzeciej takiej wsi, w Bujakowie, były już dwie pustki, a w czwartej wsi, ongiś szlacheckiej, w Brzezince, inwentarz wykazał 6 pustek. W Brzezince i w Bujakowie pustki mogły powstać już po przyłączeniu ich do klucza oświęcimskiego. Podobnie cztery pustki pojawiają się również w Kobiernicach w r. 1557, a więc po upływie 53 lat przynależności tej wsi do zamku w Oświęcimiu. Nasuwałoby to wniosek, że we wsiach zamkowych położenie chłopów nie zawsze było lepsze niż we wsiach szlacheckich.

M. Janik podaje za Albertrandim, że w r. 1492 rzekomo w Myślenickiem i Oświęcimskiem około 10 000 chłopów pod wodzą niejakiego Muchy podniosło bunt z powodu ucisku i wyzysku, a nawet gotowało się do zajęcia zamku oświęcimskiego. Zdaje się jednak, że mimo istnienia obiektywnych warunków, które mogły sprzyjać powstaniu buntu, wieści o takim buncie w ziemi oświęcimskiej są mylne. Bunt chłopski pod dowództwem Muchy, pochodzącego z Mołdawii, rozgorzał — jak pisze Caro — na Rusi Czerwonej, w okolicach Śniatynia i Rohatyna. Do Oświęcimia i Myślenic bunt ten jednak nie sięgnął.

W warunkach zwiększających się stale obowiązków pańszczyźnianych konstytucja toruńska z r. 1520 dokonała jedynie tej zmiany, że ustanawiała jednolitą pańszczyznę we wszystkich kategoriach dóbr (w królewskich, duchownych i szlacheckich) w wysokości 1 dnia w tygodniu obowiązkowej robocizny z łanu, co praktycznie dotyczyło tylko tych dóbr, w których jej dotąd nie odrabiano. Tam, gdzie chłopi pracowali więcej niż 1 dzień w tygodniu, konstytucja, mając na względzie interes szlachecki, pańszczyzny nie redukowała, nadmieniając, że „...to postanowienie nie rozciąga się na tych rolników, którzy zwyczajowo pracowali dla nas i swych panów więcej dni tygodniowo”.

Nie należy także zapominać, że konstytucja toruńska z r. 1520 nie była pierwszym aktem prawnym, wprowadzającym jednodniową pańszczyznę w tygodniu. Konstytucję tę wyprzedziła o 100 lat wcześniejsza uchwała, powzięta w r. 1421 na zjeździe w Warszawie, przy udziale księcia mazowieckiego Janusza i biskupa płockiego Jakuba, w której czytamy:

 

Mieszkańcy wsi będą pracowali dzień w tygodniu

Postanawiamy z pozwolenia pana biskupa i innych często wymienianych osób duchownych i świeckich, że od tej chwili wszyscy i każdy z osobna mieszkańcy, posiadający łany czy półłanki w jakichkolwiek wsiach naszych duchownych i świeckich, z każdego łanu, uprawianego albo posiadanego, jeden dzień, zaś z półłanka pół dnia, gdy kiedykolwiek byliby przez swych panów zapotrzebowani, obowiązani są bez wymówki pracować tak, jak zwykli własne roboty odbywać.

 

Konstytucja toruńska, w stosunku do tego, co istniało na terenie ziemi oświęcimskiej, mogłaby być uważana nawet za pewien postęp i dobrodziejstwo, gdyby powszechnie panująca tu niewymierna i nie oznaczona robocizna, w niejednym wypadku daleko więcej czasu chłopom zabierająca, niż jeden dzień w tygodniu, została ograniczona do jednego dnia. Tego jednak twórcy konstytucji nie chcieli. Po roku 1520 zwyczajową robociznę pańszczyźnianą, niewymierną i nie oznaczoną stale tu jeszcze zwiększano. Inwentarz zamku oświęcimskiego z r. 1557 przewiduje dla chłopów takie robocizny, o jakich mowy nie było w inwentarzu z r. 1508. Pochodzi to stąd, że konstytucja toruńska nie obowiązywała w ziemi oświęcimskiej, gdyż ziemie te rządziły się prawami śląskimi aż do roku 1564, tj. do chwili inkorporacji do Korony Polskiej.

Postanowienia konstytucji toruńskiej wprowadzono w księstwach oświęcimskim i Zatorskim dopiero na mocy dekretu króla Zygmunta I z 4 sierpnia 1542, wydanego w związku ze skargą chłopów z Bielan, Brzeszcz i Łęk. Był to pierwszy akt władzy królewskiej, rozciągający na ziemie śląskie konstytucję toruńską o jednodniowej pańszczyźnie na rzecz posiadaczy królewszczyzn. Dekret postanawiał, iż chłopi ze wsi królewskich w obu księstwach mają pełnić robocizny i posługi takie, jakie pełnią poddani w dobrach Wawrzyńca Myszkowskiego oraz innych szlachciców i ziemian na tym terenie, albo też według konstytucji polskiej (toruńskiej) jeden dzień w tygodniu, wychodząc do pracy w godzinę po wschodzie słońca i schodząc z pracy na godzinę przed zachodem słońca. Był to tzw. krótki dzień roboczy, w przeciwieństwie do długiego dnia roboczego, wprowadzonego od końca w. XVI, który zaczynał się o wschodzie a kończył o zachodzie słońca.

Fakt wydania takiego dekretu, a zwłaszcza powoływania się na stosunki w dobrach szlacheckich wskazywałby na to, że w dobrach prywatnych bywał czasami mniejszy wyzysk i ucisk niż w dobrach książęcych, oraz że w dobrach tych suma nie określonych robocizn przypadająca na jednego kmiecia odpowiadała pracy na pańskim przez 52 dni krótkich w roku. Statut zawierał normę alternatywną, wybór zaś między tymi normami zostawiał staroście, który miał decydować według tego, co przyniesie większą korzyść królowi, a raczej jemu samemu. Oczywiście starostowie korzystali z tego postanowienia i trzymali się dawnego systemu robocizn nie wymierzonych i nie określonych, gdyż ten system, w przeciwieństwie do systemu pracy określonej na 52 dni krótkich w roku, pozwalał z łatwością zwiększać ilość pracy. Nie było nikogo, kto by chciał przeprowadzać kontrolę pod tym względem, a na reklamacje chłopów, co do przeciążenia ich pracą, odpowiedzią bywało często nielitościwe bicie ich przez urzędników i służbę dworską.

W roku 1564, a więc w 22 lata po wydaniu dekretu, przeprowadzono lustrację starostwa Zatorskiego, oświęcimskiego i barwałdzkiego. Lustracja ta dowodzi, że starostowie w Oświęcimiu i Zatorze trzymali się starośląskiego systemu robocizn niewymiernych, a także tam, gdzie tych robocizn nie potrzebowali, wprowadzili nową opłatę, tzw. robotne, uiszczane za obowiązkowe (według konstytucji toruńskiej) dniówki pańszczyźniane, jak to np. uczyniono w Lipniku, gdzie nałożono na kmieci opłatę zwaną robocizną po 49 groszy. W starostwie barwałdzkim lustracja nie doszła do skutku. Przeprowadzona jednak w starostwach sąsiednich, a w szczególności lustracja królewszczyzny zatorskiej, otaczającej enklawy barwałdzkie, pozwala wyprowadzić w przybliżeniu wnioski co do stosunków poddańczych we wsiach obu starostw, jakie istniały w chwili lustracji, tj. w roku 1564.

Lustracją z r. 1564 objęte zostały wsie: Trzebieńczyce, Wiglowice, Laskowa, Piotrowice, Barwałd (Średni), miasteczka Zator i Wadowice, wreszcie „nowe kolonie”: Koziniec, Ponikiew, Wolnica i Nowa Wieś. Nadto lustracja wspomina o wsi szlacheckiej Leńczach i o 4 wsiach konwentu w Mogile: Ryczowie, Półwsi, Woźnikach i Zygodowicach, jako zobowiązanych do pewnych świadczeń na rzecz zamku Zatorskiego.

Robocizny pańszczyźniane nie są jeszcze określone dokładnie ani wymierzone w dniówkach. Wykonują je chłopi z Trzebieńczyc, Wiglowic, Laskowej i Piotrowic w miarę potrzeby. Są to „wszelakie roboty folwarkowe”, oprawy do stawów, powóz ad unum miliare, drwa do zamku, odwoź ryb do Wisły itp. Klasztorne wsie: Ryczów, Półwieś, Woźniki i Zygodowice „do zamku gnój dzień wożą, a pszenicę dzień rżną”. Ta posługa poddanych ze wsi klasztornych ma charakter świadczenia publicznego na rzecz zamku Zatorskiego, podobnie jak świadczenia chłopów z Leńcz.

Kmiecie siedzący na rolach nierównych płacą czynsze, uiszczają też dań w pieniądzach w zamian za koguty, ser i jaja. Nadto w Piotrowicach dają jeszcze sep z pszenicy, żyta i owsa. Sep dają także mieszczanie z Wadowic. Kmiecie z Barwałdu wraz z sołtysem płacą „robotne” po 24 gorsze w zamian za robotę. Oprawę przędą kmiecie, zagrodnicy i młynarz z Laskowej, w Piotrowicach zaś tylko zagrodnicy płacą „oprawne”, poza tym zagrodnicy płacą jeszcze czynsze. Nadto w Barwałdzie, w zamian za spust po 10 drzew do zamku rzeką Skawą, każdy kmieć i zagrodnik płaci równoważnik po 15 groszy. W koloniach Kozińcu i Ponikwi nie ma przymusowych robocizn; obowiązują tu jedynie czynsze. Widoczny jest tu wpływ stosunków małopolskich na system obciążania osadników.

Klucz Zatorski posiadał wówczas jeden szczupły folwark zamkowy, obejmujący częściowo „role folwarkowe dobre z starodawna” i świeżo przyłączone do nich role wójtowskie i kmiece, wykupione lub bez wykupu zagarnięte w Wiglowicach. Obok gospodarstwa folwarcznego prowadziła administracja na wielką skalę gospodarstwo rybne, na stawach pod Wadowicami, później zwanych barwałdzkimi, pod Zatorem i w Piotrowicach.

Ten system gospodarki nie wymagał wprowadzenia jeszcze stałych, określonych robocizn pańszczyźnianych. Obciążenie kmieci w dobrach Zatorskich w tym czasie przedstawia się rozmaicie. Ile wynosi czynsz z łanu, nie wiadomo, lustracja bowiem stwierdza, że są role „nie pomierne” i że kmiecie „czynsz różnie płacą”. Dziewięciu kmieci w Trzebieńczycach płaci czynszu 5 grzywien 22 grosze i 12 denarów. Można więc przyjąć, że czynsz ten wynosił od kmiecia 30 groszy, nadto obowiązany był płacić za dań 5 groszy, a więc suma pieniężnych świadczeń jego wynosiła 35 groszy, co odpowiadało wartości pszenicy w ilości 3 i pół korca zatorskiej lub wadowickiej miary.

W Laskowej i Piotrowicach czynsze były wyższe. W Laskowej (5 kmieci) czynsz kmiecia wynosi prawie 40 gr, a w Piotrowicach (42 kmieci) blisko grzywnę, tj. 48 gr. Oprócz dani, takiej samej jak w Trzebieńczycach, składają kmiecie z Piotrowic sep po 3 wiertele Zatorskie żyta, 3 wiertele pszenicy, 3 ćwiertnie (12 wierteli) owsa. Ogólna wartość świadczeń kmiecia w Piotrowicach wynosi 143 gr, czyli około 15 wierteli pszenicy.

W Barwałdzie (29 kmieci i sołtys) czynsz kmiecia wynosi 29 gr, dań w naturze przedstawia wartość 5 gr, a nadto kmiecie składają dań w owsie po 2 wiertele i robotne po 24 gr, oraz za spust drzewa po 15 gr; razem tedy przeciętna wartość świadczeń kmiecia wynosi 79 gr, co równało się wartości prawie 8 wierteli pszenicy. Zagrodnicy w Barwałdzie (w liczbie 8) płacą czynsz po 8 gr, a prawdopodobnie dają też dań po kurze, serze i kilka jaj.

W nowych koloniach Kozińcu (5 kmieci) i Ponikwi (4 kmieci) dają czynsz w wysokości 48 gr i dań po 1 kurze, 1 serze i 5 jaj, wartości około 4 gr; razem 52 gr, co odpowiada przeszło 5 wiertelom pszenicy.

Jak z tego wynika, przeciętne obciążenie kmiecia w państwie Zatorskim w r. 1564 wahało się od 4 zł 23 gr do 1 zł 5 gr, zależnie od wielkości posiadanych ról.

Najzamożniejsi kmiecie byli wówczas w Piotrowicach, najubożsi w Trzebieńczycach i Laskowej. Do średnio uposażonych w rolę należeli chłopi z Barwałdu i osadnicy w nowych koloniach, w Ponikwi i Kozińcu. Lustracja z r. 1564 wymienia kmieci i zagrodników. Nie wspomina jednak nic o komornikach, nie dlatego, jakoby ich wówczas nie było, lecz dlatego, że jeszcze na tę kategorię ludności wiejskiej zwierzchność gruntowa powinności pańszczyźnianych nie nakładała.

Przyjąć można, że w połowie XVI wieku podobne stosunki istniały w starostwie barwałdzkim. Stosunki te atoli ulegały tu pogorszeniu daleko szybciej i wcześniej niż w dobrach Zatorskich. Dzierżawcy starostwa barwałdzkiego, Komorowscy, wprowadzili robocizny już w r. 1552, w tym bowiem czasie sporządzili inwentarz powinności pańszczyźnianych, na który powołają się oni w 87 lat później, w procesie przed sądem referendarskim. Jeżeli inwentarz ten nie był falsyfikatem, sporządzonym przez Komorowskich dla celów procesowych, to w takim razie starostowie barwałdzcy wyprzedzili administrację królewszczyzny zatorskiej w obciążeniu kmieci wymierzaną w dniówkach „toruńską” robocizną pańszczyźnianą. Z inwentarza tego wynika, jakoby choczeńscy zarębnicy w r. 1556 płacili za czynsz i dań 53 gr, a więc tyle, co zarębnicy w dobrach Zatorskich. Przyczyniono im jednak dzień robocizny bydlnej w tygodniu i przędzenie sztuki.

Podobnie jak Komorowscy postępowała administracja zamkowa w Zatorze. Gdy bowiem w r. 1564 w górskich osadach zamkowych, w Kozińcu i Ponikwi, robocizna pańszczyźniana nie była jeszcze wymagana, a kmiecie płacili tylko zwykły czynsz oraz równoważnik za robotę, zwany robotnym, oraz dawali dań, to już lustracja z r. 1569 stwierdziła, że zarębnicy w liczbie 26 „robociznę odprawiają względem nierównych ról, jedni po 3, drudzy po dwa dni w tydzień”. Za to jednak czynsz został obniżony z 48 na 36 gr. Nie było to jednak ze stratą dla zamku, gdyż dawniej czynsz 48-groszowy płacono z 13 ról, a teraz 36-groszowy opłacało 26 zarębników, siedzących na 4 łanach. Nie byli to już kmiecie, ale zagrodnicy. Wartość roczna robocizny zagrodnika wynosiła 12 gr, czyli 1 i pół korca pszenicy, zaś suma świadczeń rolnika czy półrolnika odpowiadała wartości 2 i 2/5 korca pszenicy. Gdzie wykonywali pańszczyźnianą robociznę chłopi z Ponikwi i Kozińca — nic pewnego nie wiadomo; wątpliwym jest, by chodzili 3 mile na folwark Zatorski, najprawdopodobniej pracowali jako robotnicy leśni przy ścince drzewa i spławianiu go Skawą do Wisły. Podobne stosunki istnieć musiały we wsiach starostwa barwałdzkiego: Choczni, Jaroszowicach i Barwałdzie Dolnym. W żadnej z tych wsi folwarku dworskiego nie było. Najbliższy folwark barwałdzki był dopiero w Zakrzowie, obsługiwany przez tamtejszą ludność oraz przez chłopów ze Stronia i Leśnicy. Toteż chłopi odrabiali pańszczyznę w lasach, niemiłosiernie pustoszonych przez Komorowskich.

Niewymierna pańszczyzna, początkowo nieznaczna, później żądana bez miary, dawała się chłopom we znaki. W r. 1574 chłopi z Piotrowic i Trzebieńczyc oskarżają przed sądem referendarskim starostę Zatorskiego Zygmunta Myszkowskiego i urzędników jego, że je przymuszają na ciężkie a ustawiczne roboty na każdy dzień, dzień podle dnia, odpoczynku nie mając”. Zabroniono im też wolnego wypasu bydła na łąkach dworskich i poboru drzewa z lasu, odjęto wynagrodzenie po 3 gr za odwiezienie wozu ryb ze stawów rybakom ku Wiśle, a trzebieńczyczanie, którym Brandys z Graboszyć poodbierał graniczne grunty, mimo że pozbawieni zostali pola, pociągani byli do robocizn na równi z innymi.

Tym razem sąd referendarski ustalił robociznę na 2 dni w tygodniu i to dla każdego, bez względu na wielkość ról. Postanowiono też, że chłopi winni stawić się do roboty o świcie i pracować do zachodu słońca, z dwugodzinną przerwą w południe. Krótki dzień roboczy zastąpiono więc dniem dłuższym. Dekret zaznaczał, że owe 2 dni robocizny w tygodniu „sami z obu stron dobrowolnie pozwolili”. W ten sposób pańszczyzna została powiększona, wychodząc poza normę określoną statutem toruńskim. Dekret referendarii przywraca jednak poddanym prawo wolnego pasania bydła i poboru drzewa, „ale nie na przedaj”, oraz wynagrodzenie za odwóz ryb. Znamienne jest zakończenie dekretu: „A iż się też skarżą, że je biją albo sadzają o to, że tu do nas na skargi w dolegliwościach swych chodzą, tedy im tego zakazujemy i nie chcemy tego mieć, gdyż to ma być wolno poddanym naszym do nas na skargi chodzić, a nie ma im nikt tego bronić, ani je od tego odgrażać”.

Dekret niewiele poskutkował, bo znów w r. 1592 mieszkańcy Piotrowic i Trzebieńczyc oskarżyli starostę Zatorskiego Marcina z Obór Leszniowolskiego — jak mówi nowy dekret królewski — o to, „że je nad powinny i starodawny ich zwyczaj i nad dekreta przodków naszych na każdy dzień w tydzień do robót przymuszają, czeladź im na tych robotach biją, żywność odejmują, płacej na nie, czynszów i dani podwyższają... ryby od stawów nad obyczaj wozić muszą”. Zagrodnicy zaś, „których była powinność raz w sześć niedziel, a komornicy cztery razy w rok robotę odprawować, to teraz na każdy tydzień, kiedy im każą, czynić to muszą”. Sąd załatwił skargę przypomnieniem dekretu z r. 1574 i nakazał staroście, aby go we wszystkim zachował, co do czynszów zaś, dani i powozów, aby poddani nad zwyczaj dawny wyciągani i przymuszani nie byli.W latach 1592 i 1593 referendaria wydała dekrety dotyczące poddanych ze wsi starostwa oświęcimskiego: Dwory, Monowice, Kobiernice, Porąbka, Bielany, Łęki, Brzezinka, Skórce i Brzeszcze. Poddani tych wsi skarżyli się, że robić muszą przez cały tydzień, że wyciągani są na uciążliwe pod wody, że ich oraz ich czeladź oficjaliści folwarczni nielitościwie biją. Dekrety nakazały staroście kontentować się 3-dniową robocizną w tygodniu, podkreślały przy tym, że sami poddani „podjęli się 3 dni z łanu w tydzień robót”, a że „dawali znać to, żeby 3 dni w tydzień chcieli roboty odprawować, byle drugie trzy dni wolne mieli, bardzo się to nam zda słuszne i zakazujemy, dokąd by co innego przez nas nie było w tym postanowione, aby tak byli zachowani i na więcej ich dni nie wciągano”.

Księga sądowa wsi Choczni — zapis z r. 1582

Ród Myszkowskich objął w księstwach królewszczyzny, ale także posiadał własne prywatne majątki ziemskie, m. in. Polankę Wielką, Bestwinę i połowę sąsiadującej z nią Żebraczy. We wsiach tych wprowadzali Myszkowscy, systemem praktykowanym w królewszczyznach, coraz większe ciężary, a z poddanymi obchodzili się w sposób nieludzki. W r. 1607, w dzień zaduszny, poddani zabili Myszkowskiego, pana Bestwiny i Żebraczy, „z powodu — jak podaje Komoniecki — iż bardzo czeladź swoją i poddanych bijał”. Wmieszany w to zabójstwo sługa Myszkowskiego, Jędrzej Krajewski, sądzony był w Żywcu i skazany na śmierć przez ćwiartowanie. Innym wspólnikiem zbrodni był jakiś żonaty subdiakon. Myszkowskiego zakłuto w nocy puginałem i poderżnięto mu krtań. Stało się to w parę lat po podobnym, wypadku w Starej Wsi, niedaleko Bestwiny, gdzie poddani zabili w lesie Andrzeja Biberstein-Starowieyskiego. Trupa przenieśli na teren Pisarzowic i tam go do stawu wrzucili, gdzie po czterech dniach zwłoki odnaleziono i pogrzebano w kościele w Starej Wsi.

 

W r. 1593 procesowali się w sądzie referendarskim chłopi z Barwałdu Średniego. Wieś ta w XVI w. nie miała jeszcze folwarku, toteż płaciła w miejsce pańszczyzny opłatę pieniężną, zwaną robotne, a podstarości Zatorski Piotraszewski zmuszał chłopów do robocizny na swoim prywatnym folwarku w Rokowie. Proces zakończył dekret z 25 czerwca 1593, wydany „za zezwoleniem obydwu stron”; była to więc obopólna ugoda. Postanawiała ona:

 

Naprzód co się robót dotyczy i zaciągów, podjęli się poddani 3 dni w tydzień robić. A iż mila im od domu chodzenia na robotę, godzinę zaś po wschodzie słońca mają się na nie stawić, a godzinę zaś przed zachodem słońca z niej schodzić, w południe słuszny odpoczynek, a przynajmniej dwie godzinie mają poddani, zaś ci, którzy ról swych nie mają, tylko na zagrodzie siedzą, a dzień jeden w tydzień mają robić pieszo ręczną robotę, a którzy role swe mają zagrodnicze, po 2 w tydzień robić będą. Co my potwierdzamy niniejszym listem naszym warując, żeby poddani nigdy na większą nad to, jako już postąpili robotę nie byli wyciągani, ani przymuszani. A gdzie by na potem, kiedy przyszło im do Zatorskiego starostwa robić, iż dalsze by im tam było chodzenie, już nie trzy dni, ale mniej powinni w tydzień robić. A iż też przedtem te robocizny, jako się w regestrze lustratorskim i rewizorskim znajdują, po pół grzywnie odkupywali, za pozwoleniem tedy pomienionego dzierżawcy mają być wolni ci to poddani od takowej płacy i nie mają być więcej do niej przymuszani, czynszów i innych popłatków nie ma żadnych pomieniony dzierżawca na poddane podwyższać, ani ich podbijać, jedno te, które są w inwentarzach i regestrach lustratorskich i rewizorskich opisane, kazać wybierać, które to postanowienie tu opisane tym listem naszym utwierdzamy i umacniamy i przez dzierżawcę nasze chowano i trzymano było, skazujemy i postanawiamy.

W Barwałdzie zniknęła opłata za pańszczyznę, zwana robotne. W miejsce jej wprowadzono robocizny, a w około 70 lat później, obok robocizny, wprowadzono równoważnik pieniężny za najem pańszczyzny, ustalając pańszczyznę w dwóch formach: w robociźnie i w pieniądzach.

Opis traktowania chłopów w Barwałdczyźnie przez Komorowskiego znajduje się w dekretach sądu referendarskiego z r. 1638 i 1639. Dekret z r. 1638, jako niestanowczy i nieostateczny, nie jest wpisany w księgi referendarskie. Oryginał tego dekretu znajduje się jednak w aktach choczeńskich. Natomiast dekret z r. 1639 znajduje się w księdze referendarskiej. Sprawa załatwiona tymi dekretami musiała mieć początek znacznie wcześniej, przed rokiem 1638, jeszcze za życia Mikołaja Komorowskiego, który jest w dekretach tych wspominany jako ojciec Krzysztofa Komorowskiego. Grabież wołów u kmiecia Pałki, jakaś egzekucja, zakrawająca na pospolity gwałt u wójta choczeńskiego Kieznara i młynarza Gustka, jakaś bezprawna rekwizycja owsa dla wojska, wreszcie więzienie za długi — wszystko to stało się za rządów Mikołaja Komorowskiego. Także odbieranie ról i obciążanie robotą chłopów z królewszczyzny na gruntach we wsiach szlacheckich praktykował Mikołaj Komorowski, gdyż był on właścicielem wsi ziemiańskiej Wieprza. Wprowadził on system „najmu pańszczyzny”, polegający na zmuszaniu chłopów, by za nie wykorzystaną przez dwór pańszczyznę, płacili mu czynsz. Nawet za zbieranie grzybów i suszyć kazał płacić „grzybowe” i „osechowe”.

Odwaga chłopów procesujących się z członkami rodu, mającego za sobą tyle ponurych historii, stanowiła poważne niebezpieczeństwo dla śmiałków. Praktyki Komorowskiego na Podhalu były dobrze znane chłopom i władzom. Przy rozpoczęciu procesu kancelaria królewska wydała Jaroszowicom i Choczni glejt królewski, zapewniający chłopom swobodne poszukiwanie sprawiedliwości w sądzie referendarskim i zabezpieczający ich przed zemstą Komorowskiego. Okazuje się, że glejtu tego wsiom nie doręczono, gdyż Komorowski oryginał glejtu zabrał od woźnego, jakkolwiek miał prawo zabrać jedynie obiatę w odpisie. Glejt ten nie dochował się, za to w dekrecie z r. 1639 ten sam glejt został powtórzony w słowach: „warując przy tym poddanym wszelakie bezpieczeństwo, w którym aby od urodzonego dzierżawcy zachowani byli pod winami na gwałtowników glejtów naszych opisanymi, nakazujemy”. Toteż gdy dozorca Komorowskiego, Grzegorz Gumiennik, pobił i pokaleczył poddanych, wymawiając im „drogę warszawską”, czyli wytoczenie w Warszawie przed sądem referendarskim sprawy, komisarze zażądali usunięcia go ze służby, a za zgwałcenie glejtu, wytykanie drogi sądowej i za pogróżki nakazali okuć go w kajdany i osadzić w więzieniu wójtowskim. Sprawę zaś karną o zgwałcenie glejtu odesłali do sądu referendarskiego. Sąd zaś lubo kazał Gumiennika z łaski „odkować”, jednak za to, że się surowo z poddanymi obchodził, zostawił go pod rękojemstwem Komorowskiego aż do przybycia komisji, przy której miał rany i tłuczone razy pobitym wynagrodzić. Było to energiczne ukrócenie przez sąd swawoli, na jaką sobie pozwolił wobec chłopów służebnik starosty.

Komorowski oskarżył przed komisarzami chłopów Widra i Stożka o organizowanie buntu. Komisarze jednak chłopów od tej skargi „wolnymi uczynili”. Referendaria zatwierdziła dekret komisarski „z tym jednak dokładem, aby komisarze inkwizycyą uczynili przez kogo i jakie by to bunty być miały, buntowników doszedłszy. suro wie skarali, a na potem wszelakie posłuszeństwo nakazawszy, buntów, schadzek, gromad zabronieli”. Chłopów więzionych za długi komisarze nakazali z więzienia wypuścić, grabieże wszystkie zwrócić, polecono też przeprowadzić likwidację chłopskich długów podług słuszności i sumienia. Dla sprawiedliwego wymiaru robocizn i świadczeń pańszczyźnianych nakazano pomierzyć wszystkie grunty chłopskie. Do wykonania dekretu wyznaczono komisję złożoną z Tomasza Oborskiego sufragana krakowskiego, Jakuba Kołaczkowskiego kanonika krakowskiego, Mikołaja Lanckorońskiego proboszcza oświęcimskiego oraz Maksymiliana Jerzyny podstarościego krakowskiego.

W cztery miesiące po wydaniu tego dekretu komisarze ponownie zjechali do Choczni i Jaroszowie celem wykonania prawomocnych postanowień wydanych przy poprzedniej komisji i załatwienia podług wskazówek dekretu apelacyjnego reszty spraw. W dniu 30 kwietnia 1639 rozpoczęli komisarze urzędowanie, a w grudniu tegoż roku wydany został drugi dekret, następującej treści:

 

Władysław Czwarty z Bożej łaski Król Polski. Wielki Książę Litewski, Ruski, Pruski, Mazowiecki, Żmudzki, Inflancki, Smoleński, Czernihowski i Szwedzki, Gotski, Wandalski dziedziczny Król.

Wszem wobec i każdemu z osobna, komu o tym wiedzieć należy, oznajmujemy, iż przytoczyła się do nas i sądu naszego referendarskiego, częścią z appelacji od kommisarzów naszych.

Wielebnego Jakuba Kołaczkowskiego kanonika krakowskiego, sekretarza naszego, i urodzonego Maksymiliana Jerzyny podstarościego krakowskiego, częścią z odesłania ich, sprawa między poddanymi naszymi wsi Jaroszowie i Choczni, do dzierżawy barwałdzkiej należącymi.

Którym to kommisarzom zleciliśmy byli dekretem naszym sądu referendarskiego w r. 1638 uczynionym, aby miernika przysięgłego i umiejętnego kosztem stron obydwóch na gronty wsiów pomienionych sprowadziwszy, gronty tychże poddanych wszystkie pożytecznie pomierzyli, a temu oni dosyć czyniąc, tamże z szlachetnym Marcinem Germanem miernikiem żup wielickich dnia 30 kwietnia roku 1639 zjachali i pola, na których jarzyny tego roku posiane były, przy sobie pomierzać kazali, a nie mogąc sami dla czasu, którego ta sprawa niemałego potrzebowała być do końca przy pomierzę wszystkich innych grontów i pól, tedy tylko one objechawszy, miernikowi, że przy bytności generała opatrznego Szymona Kokoszki z Wadowic i stron obydwóch pomierzać nakazali, sami sobie czas pewny przy tym do dojechania a zatem do skutecznego wykonania dekretu naszego i ponktów w nim opisanych, to jest pierwszy piątek po świątkach naznaczywszy, na który termin, gdy potem za wiadomością stron obudwu zjechali do inkwizycji z strony zabrania wołów i innego bydła, także rzeczy i pieniędzy, tudzież też sprzętów domowych poddanym naszym Gustkowi i Pałkowi, potomkom niegdyś Mikołaja Pałki, przystąpili. W czym, iż sami poddani stanąwszy osobiście zeznali dobrowolnie, że pobranie się stało nie przez teraźniejszego dzierżawcę, ale przez nieboszczyka ojca tego, po którym on sukcesji wyrzekł się, tedy zaniechawszy około tego oni dalszej dyskwizycji, od wrócenia rzeczy wszystkich zabranych pomienionego dzierżawcę uwolnili, w innych przy tym punktach inkwizycje dostateczne odprawiwszy i one opisawszy, wespół z pomiarem obudwu wsi w zawartym rotule do nas i sądu referendarskiego odesłali.

O robocizny na gruntach szlacheckich, na których pomieniony dzierżawca robić im rozkazuje, ciż kommisarze na obce gronta pociągnąć ich zakazawszy, do folwarku tylko wsi naszej Zakrzowa, w dzierżawie barwałdzkiej będącej, roboty im odprawować kazali.

A co z strony przynależności grontów ojczystych Kieznarowi wójtowi choczeńskiemu, ciż kommisarze nasi, przy wspieraniu się prawnie między sobą, mianowanych Kieznarów braci rodzonych o tenże gront, nie mając wątpliwości w zapisie przez wójta pokazanym, bacząc i innych wątpliwości około tej sprawy mając, przysiąc temu Kieznarowi wójtowi przerzeczonemu jako bliższemu według prawa, że prawdziwie wszystkie gronty i majętność cale u ojca swego kupił i pieniądze za nie oddał, nic przy nim nie zostaje, tudzież też jako ojca swego według obietnicy dochował, a zapis mianowany nie za niego ale za inszego wójta do ksiąg wpisany, nakazali.

Co się zaś tknie powrócenia półtrzecia kopy żyta albo za nie pieniędzy, także ryb kopy, i karpiąt 45 przez braci rodzonych tegoż wójta Kieznarów onemuż wziętych, z tych żeby urodzony dzierżawca sprawiedliwość uczynił, rozkazali.

Co się tknie skargi z aktoratu urodzonego dzierżawcy przeciwko wójtowi Kieznarowi względem słów uszczypliwych, które przeciwko niemu w gromadzie mówić miał, tedy oni uważywszy świadectwa obojej strony, bliższego do przysięgi Kieznara, jako nic uszczypliwego przeciwko urodzonemu dzierżawcy nie mówił, znaleźli, od których dekretów strony obydwie appelowały, jako o tym akt kommisarski świadczy.

Na roku tedy dzisiejszym z appelacji i odesłania przypadającym, gdy strony obydwie: powodowa, tj. poddani, oczywiście przy umocowanym swym szlachetnym Marcinie Witogolskim, pozwana zaś przez umocowanego swego Marcina Święcińskiego przed sąd nasz referendarski stawiwszy się i terminu pilnowawszy, a o ważności dekretów kommisarskich z sobą się umówiwszy, o otwarcie rotułów prosiły. My kontrowersji stron obydwóch wysłuchawszy i one dobrze uważywszy, najprzód co się tknie pobrania rzeczy poddanym naszym, Gustkowi i Pałkowi, także z strony grontów między braćmi Kieznarami i o zabranie żyta kop półtrzeci i ryb przez tychże Kieznarów wójtowi mianowanemu, także odprawowanie robót na grontach szlacheckich, dekreta w tym wszystkim kommisarzów naszych approbujemy.

Ze strony postanowienia robót, dla których pomiar nakazaliśmy byli, ponieważ z tego pomiaru więcej jeszcze wszystkiej sprawy zatrudnienia niż informatii mamy, tak że według niego roboty i powinności na tychże poddanych stanowić trudno, gdy jedni z nich nierówną wielkością, a drudzy zaś dobrocią przenosząc grunty zakupne trzymają, za czym nierówne też roboty i powinności odprawiać z omieszkaniem i confusją ustawiczną dzierżawce i dozorców jego musieliby, skąd coraz nowe kłopoty i bunty, przeto my wziąwszy przed się attestację i w niej ustawę opisaną roku 1554 przez urodzonego niegdy Jana Komorowskiego kasztelana połanieckiego, według praw ich przedtem pogorzałych onymże daną, i przez Wielm. Piotra Myszkowskiego podkanclerzego naonczas koronnego approbowaną i jego ręką podpisaną, tudzież też i nową drugą ugodę przez urodzonego niegdy Krzysztofa Komorowskiego kasztelana sądeckiego w roku 1589 z tymiż poddanymi uczynioną, która się do owej pierwszej stosuje, a do tego inwentarz prywatny pomienionego Jana Komorowskiego roku 1552, który niemniej o dawnym zwyczaju i powinnościach świadczy, tedy, przychylając się do dawnych pokazanych dowodów i ustaw pomienionych, po trzy dni w tydzień siodłakom własnym ich bydłem, kędy im każą, w dzierżawie tylko barwałdzkiej robić, a kiedy pieszo, tedy po dwojgu z każdego domu siodłakowi nakazujemy, wychodząc na robotę o wschodzie słońca a kończąc o zachodzie, dwie godziny lecie a godzinę zimie samym i dobytkom ich w południe odpoczynku pozwoliwszy. Ciż na każdy rok pieniędzy po dwie grzywnie, pszenice po dwa wiertele, żyta po dwa wiertele, owsa po trzy wiertele Zatorskie albo oświęcimskie z wierzchami, po dwa także kapłony, po dwie gęsi, po dwojgu kur, po dwa mendle jajec oddawać będą powinni, z tą jednak kondycją, żeby nie na św. Michał, jako tamta dawna ustawa nakazuje, gdyż o tym czasie pospolicie poddani siewami zabawieni zgotować by tego bez uciążenia nie mogli, ale na św. Marcin, jako zwyczaj powszedni niesie, czynsze te oddawane były.

A wszystka zaś gromada według tejże tam ustawy także na św. Marcin dwie sarny i dziesięć par jarzębi urodzonemu dzierżawcy dawać na każdy rok będzie. Sztuki prząść z pańskiej oprawy, stróżą nocną kolejno strzec, dwie szychty soli z Wieliczki za dobrej drogi wywieźć do Bielska lub Pszczyny, a także na własną potrzebę soli do folwarku przywieźć będą powinni, czyniemy jednak w tym folgę poddanym tymże naszym, patrząc na insze ciężary, aby te szychty soli za dzień wozili, a na własną tylko folwarkową potrzebę bez dnia, z tym jeszcze dokładem, ażeby ci, którzy większe osiadłości i więcej gruntów mają, te fury odprawowali, a tym którzy mniej gruntów mają, ażeby folga była, co baczeniu i dozorowi urodzonego dzierżawcy zostawujemy.Z strony pięciu dziesiątków drzew według tejże tam ustawy wyrąbywania, i do Krakowa w piątek koleją po dwa wozy ze zbożem dworskim bez dnia jeżdżenia, że dobrowolnie samiż poddani przez ugodę z urodzonym niegdy Krzysztofem Komorowskim, wyżej wspomnianym, miasto tych drzew i podróży czwarty dzień lub bydłem lub też pieszo po dwojgu z domu robić pozwolili, a do tego odstawienia takich dziesiątków, gdy o drzewo daleko niż przed tym o nie teraz trudno, tedy i my przy tejże tam ugodzie roku 1589 onych zostawujemy, do Krakowa jednak na targ ze zbożem za dzień jeździć powinni będą.

Co zaś z strony zarębników, ci żeby podług pomienionej ustawy roku 1554 po groszy 53 urodzonemu dzierżawcy co rok oddawali, dzień w tydzień do tego bydłem, a pieszo dwa dni po jednemu, robili, sztuki także przędli, postanawiamy. Co zaś z strony zagrodników, tym według tejże ustawy robić po 3 dni w tydzień pieszo po jednemu i sztuki prząść nakazujemy. Na Wielkanoc mają dać wszyscy szołdrę, ciele i barana według tejże ustawy. Komornicy też co ich jest każdy z nich dzień w tydzień pieszo robić i pół sztuki prząść będą powinni.

A co się tknie szynkowania piwa i gorzałki tedy według tejże ustawy z pośrodka sobie jednego gromada obrać powinna, który by piwo dworskie dobre i nieprzebrane, także gorzałkę szynkowa!.

Co z strony odebrania uroczysk pomienionych, Sielca, Brzeczkowca, Kamieńca, Zaskawia i Bykowca poddanym jaroszowskim przez urodzonego dzierżawcę, ponieważ z przywilejów Króla Jegomości świętej pamięci Pana ojca naszego r. 1607 i 1614 pokazuje się, iż w tej wsi Jaroszowicach było wójtostwo, do którego gronty pewne należały, a teraz o nich nie masz pewności przy kim by zostawały, i wielkie podobieństwo, że między rolami poddanych zamieszane, a poddani jako się z pomiaru pokazuje ról swych dostatkiem mają, tedy i teraz one urodzonemu dzierżawcy przysądzamy.

Co się tknie zabrania owsa przez urodzonego dzierżawcę naszego z włoki po dziesięć korcy względem obrony od chorągwie urodzonego starosty naszego lanckorońskiego, ponieważ z inkwizycji pokazało się, że poddani tam owies ten urodzonemu dzierżawcy dobrowolnie pozwolili, tedy od nagrody onegoż uwalniamy mianowanego dzierżawcę, a na potem takowego wyciągania zakazujemy.

Co z strony wzięcia czynszu z lasu za rok przeszły od tychże poddanych przez pomienionego dzierżawcę, ponieważ w tej mierze już dekret nasz pierwszy zaszedł, którym takowego wybierania czynszu względem używania lasów zabroniliśmy, a on przecie wybrał, tedy wrócić to rozkazujemy koniecznie pod winami.

Co z strony kosztu na miernika, iż z dekretu naszego pierwszego spoiny miał być, tedy tego połowicę co poddani nań wydali, urodzony dzierżawca poddanym tymże wrócić powinien.

Co się tknie na ostatek skargi urodzonego dzierżawcy na wójta choczeńskiego Kieznara względem słów uszczypliwych, tedy uchyliwszy na stronę dekretu kommisarskiego nakazujemy, ponieważ się to ogłosiło z niejakim ubliżeniem reputacji urodzonego dzierżawcy, żeby wójt pomieniony z kilką starszych sąsiadów urodzonego dzierżawcę naszego przeprosił.

Nowe ciężary nad ową ugodę wniesione, jako solne, ziemne i forowe i inne tym podobne znosimy. Insze wszystkie dekreta, w których strony obiedwie nie appelowały umocniamy, warując przy tym mianowanym poddanym wszelakie bezpieczeństwo, w którym ażeby od urodzonego dzierżawcy byli zachowani pod winami w prawie na gwałtowników glejtów naszych opisanymi nakazujemy, a oni też wszelakiego posłuszeństwa pod srogim karaniem naszym oddawać urodzonemu dzierżawcy mają mocą niniejszego dekretu naszego, na który dla lepszej wagi pieczęć naszą koronną przycisnąć nakazaliśmy.

Działo się w Warszawie, w poniedziałek blisko po święcie Poczęcia Najświętszej Panny, roku tysiąc sześćset trzydziestego dziewiątego, panowania naszego polskiego siódmego, a szwedzkiego ósmego roku na własne Króla Imci rozkazanie.

 

Jakub Wierzbięta Doruchowski 

referendarz koronny

 

Dekret sądu referendarskiego z r. 1638 w sprawie Choczni i Jaroszowie

Dekrety sądów referendarskich pozwalają wglądnąć w praktykę proceduralną tych sądów. Postępowanie sądowe wywoływała skarga poddanych, z którą udawali się oni na dwór królewski w Warszawie. Sąd referendarski urzędował w dwóch instancjach. Pierwszą instancją był sąd komisarski, drugą, apelacyjną, była właściwa referendaria w Warszawie. Sąd komisarski zjeżdżał na miejsce sporu. Równocześnie poddani otrzymywali glejt królewski, który czynił ich wolnymi od jurysdykcji dzierżawcy starostwa i zabezpieczał ich przed represjami. Za naruszenie glejtu groziła winowajcy kara, orzekana arbitralnie przez sąd referendarski. Każdy punkt skargi poddanych podlegał inkwizycji komisarzy, a po jej przeprowadzeniu komisarze wydawali stosowne nakazy, „zobowiązania”, „przysądzali rzeczy”, wydawali pozwolenia, pewne sprawy odsyłali do sądów zwykłych, a także zniewalali starostę do wyrokowania w ich obecności w sprawach podległych jego kompetencji, wreszcie uwalniali poddanych od świadczeń. Jedne z tych postanowień były stanowcze, i od tych przysługiwała niezadowolonym apelacja do sądu referendarskiego, inne natomiast miały charakter prowizoryczny, i te, niezależnie od apelacji stron, mogły być przez sąd referendarski albo utrzymane w mocy, albo zawieszone, lub też zmienione.

Prawomocne dekrety podlegały wykonaniu, co na miejscu przeprowadzali komisarze przy pomocy organów urzędowych, np. miernika, woźnego, wójta miejskiego i dzierżawcy starostwa. Dopuszczalnym było zgłaszanie w toku postępowania sądowego skarg wzajemnych z obu stron, które podlegały równoczesnemu rozpatrzeniu i załatwieniu. W razie wykrycia nadużyć i przestępstw przeciwko glejtom, spokojowi oraz porządkowi publicznemu, sąd wdrażał inkwizycję z urzędu. Komplet zdolny do sądzenia składać się musiał z co najmniej dwóch komisarzy. Z przebiegu sprawy były spisywane przez komisarzy tzw. rotuły. Rozprawa w sądzie referendarskim odbywała się przy udziale pełnomocników stron procesowych, a sąd „kontrowersji stron obydwóch wysłuchawszy i one dobrze u waży wszy”, na rozkaz, czyli w imieniu króla, wydawał dekret.

Na akcie dekretu kładł swój podpis jeden z referendarzy obok pieczęci królewskiej. Treść dekretu wpisywano do ksiąg referendarskich, a akt wręczano stronom, które następnie oblatowały go we właściwym grodzie. Przy lustracjach oblaty takie przedstawiano rewizorom. Postępowanie sądowe cechowała duża sprawność i szybkość. Wspomniany pierwszy dekret wydany został z końcem grudnia 1638, wykonanie prawomocnych jego postanowień przeprowadzili komisarze 30 kwietnia 1639, a nowy dekret wyszedł w grudniu 1639. Przyjąć zatem można, że sprawę załatwiono w przeciągu jednego roku, odbywszy dwa dochodzenia komisyjne na miejscu sporu i dwie rozprawy w sądzie referendarskim w Warszawie. Postępowanie sądowe odbywało się bez kosztów dla stron, jedynie tylko wydatki na geometrę nakazano po połowie ponieść obu stronom.

W sprawie robocizn pańszczyźnianych sąd referendarski stał początkowo na gruncie maksymalnej 3-dniowej pańszczyzny w tygodniu, w drugim dekrecie jednak stanowisko to uległo zmianie; dekret ten bowiem ustalił maksymalną 4-dniową pańszczyznę w tygodniu. Jest zastanawiające, że pańszczyzna w pierwszym dekrecie regulowana jest z uwzględnieniem próśb poddanych, „aby za uczynieniem folgi mogli się zbiegowie do swych pustych osiadłości przywabić”, i że Krzysztof Komorowski nie powołuje się na żadne dokumenty, dotyczące wymiaru pańszczyzny. Nagle po dokonaniu pomiarów, w drugim postępowaniu apelacyjnym, przedstawiono trzy dokumenty: prywatny inwentarz z r. 1552, atestację i ustawę z r. 1554 oraz ugodę z poddanymi z r. 1589. Skąd się nagle wtedy dopiero znalazły te dokumenty, dlaczego ich od razu nie przedłożono, a powoływano się jedynie na zwyczaje — jest to tajemnicą procesu. Znając jednak dzieje rodziny Komorowskich, można przypuścić, że wszystkie powołane w procesie dokumenty zostały albo przez Mikołaja Komorowskiego, albo przez jego syna podrobione. Syn nie przyjął nawet spadku po ojcu, aby nie odpowiadać za grabieże, oszustwa i długi, jakie ojciec narobił. Już na Podhalu dał się Mikołaj Komorowski poznać jako satrapa, podstępny niszczyciel wolności i ulg chłopskich. Te same praktyki stosował w starostwie barwałdzkim, gdy po usunięciu go z Podhala, zamieszkał w Wadowicach, na wójtostwie, od niego „Mikołajem” zwanym, i objął starostwo barwałdzkie. Jego to dotyczy tak jeden, jak i drugi dekret, wspominający o „ojcu teraźniejszego dzierżawcy, Krzysztofa Komorowskiego”.

Na atestacji z r. 1554 miał się znajdować podpis Piotra Myszkowskiego, podkanclerzego, ale kto zdolny był podrabiać walutę, zdolny był też do podrabiania podpisu, zwłaszcza gdy chodziło o podpis Piotra Myszkowskiego, skoligaconego z Komorowskimi. Stwierdzenie fałszerstwa było trudne, gdyż od daty wystawienia rzekomych dokumentów do czasu procesu upłynęło 87, względnie 85 lat; nie było świadków, którzy by mogli zakwestionować treść tych dokumentów. Ugoda z r. 1589 mogła być faktem rzeczywistym, mogło też również jej nie być, a odnośny dokument mógł być podrobionym falsyfikatem, sporządzonym w celach procesowych dla udokumentowania dawności obciążeń oraz faktu, że zwiększenie ciężarów pańszczyźnianych nastąpiło za zgodą chłopów.

O ile chodzi o wymiar pańszczyzny, to sprawiedliwość dekretów referendarskich rozciągnięta została na madejowym łożu. Konstytucja toruńska ustanowiła tylko jeden dzień pańszczyzny w tygodniu, a kto tę konstytucję pogwałcił, doczekał się premii przez ustalenie w dekrecie 2-dniowej pańszczyzny w tygodniu. Niewykonanie zaś i naruszenie dekretu o 2-dniowej pańszczyźnie wynagradzane bywało przez sąd referendarski nowymi dekretami, orzekającymi obowiązek 3-dniowej, a nawet — jak w Choczni i Jaroszowicach — 4-dniowej pańszczyzny, przy czym zawsze podnoszono pańszczyznę z uprzejmym powoływaniem się na rzekome „pozwolenie” czyli zgodę chłopów na zwiększenie ciężarów pańszczyźnianych. Jedna jedyna wieś Trzebieńczyce ostała się jeszcze w r. 1595 przy 2-dniowej pańszczyźnie, ale tylko na papierze, w rzeczywistości bowiem poddani tej wsi jeszcze w tym roku żalili się, że „biciem i więzieniem przyniewalani każdy dzień snadź odpoczynku nie mając robić muszą”.

Dekrety referendarskie w Zatorszczyźnie nie miały żadnego praktycznego znaczenia. Teoretycznie ustanawiana w nich 2- i 3-dniowa pańszczyzna istniała na papierze, w praktyce chłop pracował 6 dni w tygodniu „za starościńską potrzebą”. Pryktyki zwiększania pańszczyzny, stosowane w drodze wymuszonych „pozwoleń”, sankcjonowane były wyrokami sądu referendarskiego, wyroki te zaś służyły szlachcie i zakonom za pretekst do jeszcze większego uciskania chłopów we wsiach szlacheckich i klasztornych. Chłop, który dostał się w tryby wymiaru sprawiedliwości w sądzie królewskim, czy w sądzie szlacheckim lub kościelnym jednakowo tracił resztki wolności i zamożności, stając się częścią inwentarza żywego, eksploatowanego bezlitośnie przez panów.

Powyższe dekrety, dotyczące wsi Zatorskich i barwałdzkich, były tylko zalegalizowaniem przez sąd referendarski stanu faktycznego, narzuconego przez starostów chłopom w tych dobrach. Z dekretu widać też, jak we wsiach Choczni i Jaroszowicach, lokowanych na prawie śląskim (niemieckim), z biegiem czasu narastały ciężary.

Z niemieckiego prawa pozostał czynsz pieniężny po 2 grzywny od siodłaka, a 35 gr od zarębnika. Nie jest to już czynsz z łanu, bowiem na łanie siedzi więcej siodłaków. Ze śląskich urządzeń osadniczych pozostał sep po 2 korce żyta, pszenicy i owsa, wymierzany nie z łanu, lecz każdemu siodłakowi, choćby siedział tylko na części łanu. Jakkolwiek na Śląsku sep utrzymywał się jako równoważnik za „poradlne” czy „narzaz”, to w Choczni i w Jaroszowicach obok sepu pozostały ślady narzazu w postaci obowiązkowego dostarczania przez gromadę zarębników szołdry (szynki), cięlęcia i barana, przy czym dań barania wskazuje, że i do Choczni w ślad za pasterzami sięgnęły wpływy wałaskie.

Ponadto gromada obowiązana była do świadczeń znanych we wsiach na prawie staropolskim; w szczególności obciąża ją: 1) dań w drobiu i w jajach, 2) dań łowiecka w postaci 2 saren i 20 jarzębi, 3) przędzenie sztuk z pańskiej oprawy, 4) stróża, 5) powóz, celem przewiezienia soli z Wieliczki na Śląsk, na rachunek pańszczyzny, i do dworu bez potrącenia z pańszczyzny, 6) robocizna przy wyrębie 50 sztuk drzew w lesie, zamieniona na czwarty dzień pańszczyzny, 7) odwożenie zboża do Krakowa, zamieniane również na czwarty dzień pańszczyzny, 8) kolejne szynkowanie trunków dworskich.

Do tego wszystkiego dołącza się ciężar, oparty na śląskich zwyczajach z czasów piastowskich i na nowych konstytucjach polskich oraz rzekomych ugodach z poddanymi, obowiązkowej robocizny pańszczyźnianej, najpierw nie wymierzonej i nie oznaczonej, później ustalonej w granicach od 1 do 4 dni w tygodniu, zależnie od grupy gospodarczej, do jakiej chłop był zaliczany. Oprócz tych ciężarów istniały jeszcze inne, np. „solne”, „furowe”, „osechowe”, „grzybowe”, a także gromadzka odpowiedzialność za prywatne chłopskie długi w karczmie. Te nowe ciężary zniósł sąd referendarski.

 

Regulacja powinności pańszczyźnianych według dekretu z r. 1639 nie była jednak przez dzierżawców starostwa ściśle przestrzegana. W r. 1660 nie przeprowadzono lustracji ze względu na to, iż dobra te były obciążone starym długiem na rzecz Komorowskich i jako takie lustracji nie podlegały, jednak w księdze lustracyjnej zamieszczone zostało następujące „opowiadanie poddanych Choczni i Jaroszowie” o krzywdach, jakie im wyrządza dzierżawca:

 

Poddani tych wsiów opowiadały krzywdy swoje przed urzędem naszym lustratorskim, które od namiestnika JWJM Pana wojewody sieradzkiego ponoszą naprzód w robociźnie, iż większą nad zwyczaj (który się na prawie ich sadził, jako twierdzą, bo go nie produkowali allegując, iż im od pierwszych PP possesorów zabrane jest) odrabiają, potem czynsze i dani większe na nich postanowione. Na ostatek, iż gruntu ich niemało tak do folwarku dworskiego przyłączono, jako i w possesyą różnych osób dane sunt, z których oni podatki Rzplitej cum maximo studio et iniuria sua opłacać muszą, przez co ad summam inopiam devenuerunt.

Pierwsza część tego „opowiadania” traktowała o niedoli mieszkańców Choczni i Jaroszowie, druga zaś część, w której mowa o zaborze gruntów chłopskich na rzecz folwarków, znalazła potwierdzenie w wyniku późniejszej lustracji z r. 1666, przy której okazało się, że grunty jaroszowickie zagrabiali na wielką skalę ziemianie z Gorzenia i Świnnej Poręby oraz mieszczanie z Wadowic. Z uroczyska Zaskawie utworzono w Jaroszowicach folwarczne gospodarstwo, zwane również Zaskawiem. Utworzenie folwarku było ułatwione, gdyż po odpadnięciu od starostwa barwałdzkiego tzw. dzierżawy zakrzowskiej wraz z folwarkiem w Zakrzowie, pozostał w starostwie barwałdzkim pokaźny kapitał robocizny pańszczyźnianej we wsiach Choczni i Jaroszowicach, zużytkowywanej przedtem na folwarku w Zakrzowie.

Dekrety i lustracje pozwalają obliczyć roczną sumę świadczeń poddanego w Choczni i Jaroszowicach. Kmieć odrobić miał 156 dni parobydlnych. Wyjazdy ze zbożem do Krakowa, czy z solą wywożoną przez dwór w celach zarobkowych do Pszczyny na Śląsku, zajęły chłopu czwarty dzień w tygodniu, czyli 52 dni w roku. Ogólna zatem suma dni roboczych w roku wynosiła 208. W tym celu kmieć musiał utrzymywać najmniej parę wołów czy koni do dyspozycji dworu, a nadto służącego. Do tego płacił czynsz wynoszący 3 zł 6 gr, dawał sep w ilości 2 wierteli (Zatorskich) pszenicy wartości 4 zł, i 3 wierteli owsa wartości 3 zł 6 gr, składał dań złożoną z 2 kapłonów po 8 gr, 2 gęsi po 10 gr i 2 kur po 3 gr oraz 2 mendli jaj wartości 4 gr; łącznie więc czynsz, sep i dań przedstawiały wartość 11 zł 28 gr. Według lustracji z r. 1666 za sep i czynsz płacił siodłak 10 zł gotówką, czyli że już po dekrecie z r. 1639 sep zamieniono na czynsz pieniężny.

Obowiązki półrolnika były stosunkowo mniejsze. Wprawdzie dekret z r. 1639 nie wspomina o półrolnikach, lecz akt lustracyjny z r. 1666 wymienia ich dodając, iż ci robią po dwa dni tygodniowo. W ten sposób suma dni roboczych w roku dla półrolnika wynosiła 104, równoważnik zaś za sep i czynsz — 5 zł. Zarębnik odbywa tygodniowo jeden dzień parobydlny, czyli 52 dni w roku, i płaci 53 gr czynszu. Zagrodnik odrabia rocznie 156 dni pieszych i przędzie sztukę. Wreszcie komornik pracuje 52 dni pieszo i przędzie pół sztuki.

Oprócz tych ciężarów indywidualnych są także ciężary ponoszone wspólnie, osobno przez gromadę rolników i osobno przez gromadę zagrodników. Gromada rolników i półrolników obowiązana była dać dworowi 2 sarny i 10 par jarzębi, co wskazywałoby, że miała możność łowienia zwierzyny. Do tego dochodzi przędzenie sztuk z dworskiego surowca i kolejno odbywana stróża nocna we dworze, którą zastępuje wynajmowany przez bogatszą gromadę stróż nocny. Gromada zagrodników dostarcza dworowi mąkę, cielę i barana. Poza Stróżą, która ze względu na odległość folwarku od wsi była uciążliwa, inne daniny zarówno całej gromady jak i gromady zarębników nie były znów tak ciężkie.

Analogiczne ciężary ponosi Barwałd Dolny oraz kolonie: Stanisław, Gołuchowiec, Ochodza i Czarna. Jest rzeczą charakterystyczną, że wieś Barwałd Dolny nie uczestniczy w procesie w r. 1639 wraz z Chocznią i Jaroszowicami, jednak postanowienia dekretu referendarskiego objęły chłopów w Barwałdzie, co wynika ze słów zawartych w akcie lustracji: „robić by mieli jako i tamci poddani”, tj. jaroszowianie i chocznianie.

Według lustracji kapitał robocizny przedstawia się następująco:

d n i

Chocznia:

parobydlne

piesze

11 siodłaków

1 716

19 półrolników

1 976

6 zarębników

312

4 zagrodników

208

razem

4 004

208

d n i

Jaroszowice

parobydlne

piesze

1 kmieć

288

8 półrolników

832

1 zarębnik

52

6 chałupników

312

razem

1 092

312

Ponieważ obie te wsie w owym czasie związane były z folwarkiem Mikołaj w Wadowicach, przeto folwark ten miał do dyspozycji 5 096 dniówek parobydlnych i 520 dniówek pieszych (przy czym wolno też było dniówki bydlne zamieniać na dniówki piesze). Na każdy dzień roboczy miał więc ów folwark do dyspozycji przeciętnie 16 par wołów czy koni z odpowiednim sprzętem. Maleńki, 80-morgowy folwark, tej ilości robocizny nigdy nie potrzebował. Toteż na rachunek pańszczyzny zużytkowywano większą część dniówek już to przy ścince drzewa i karczowaniu wyrębów, już to do odwożenia drzewa do Krakowa na spław ku Wiśle, przy ubezpieczeniu brzegów Skawy, przy naprawie i konserwacji mostów i dróg, których około 20 km przebiegało przez teren starostwa barwałdzkiego. Starosta nowotarski Mikołaj Komorowski oskarżony był przez chłopów podhalańskich o zmuszanie ich do wożenia zboża z Podhala do folwarku na Mikołaju. Widocznie zboże to zwożono do Wadowic na folwark mikołajski, skąd znów zawozili je do Krakowa chłopi starostwa barwałdzkiego na rachunek pańszczyzny.

Lustracja konstatuje, że w tych dwóch największych wsiach robocizna pańszczyźniania obowiązuje według norm zawartych w dekrecie referendarskim z r. 1639. W międzyczasie jednak przepadł sep w naturze, którego per iniuriam temporum rolnicy nie byli w stanie dawać.

Toteż powiększają się skutkiem tego czynsze gotówkowe, dawane na św. Marcina. Czynsze te wynoszą:

w Choczni

w Jaroszowicach

w Gołuchowcu

w Ochodzy

w Barwałdzie Dolnym

w Stanisławiu

na Czarnej

307 zł

61 zł

3 zł

16 zł

35 zł

55 zł

8 zł

8 gr

26 gr

19 gr

— gr

11 gr

18 gr

27 gr

Porównanie ciężarów opisanych przez komisję lustracyjną, z ciężarami wymienionymi w dekrecie z r. 1639, wykazuje zmniejszenie się obowiązków pańszczyźnianych dla poszczególnych grup poddanych, starosta jednak nic na tym nie stracił, gdyż ilość poddanych, jak również ilość gospodarstw, zwiększała się w drodze podziału ról na półrolki, zagrody i chałupy. Skutkiem tego ogólna ilość dniówek nie tylko nie spadła, ale poszła w górę, gdyż z nowych jednostek również żądano pańszczyznę. Mogło to z jednej strony zachęcać do założenia folwarku, z drugiej — do zmiany nie dającej się wykorzystać pańszczyzny na czynsze w gotówce.

Dochody w starostwie barwałdzkim, obejmującym w czasie lustracji 7 wsi, 2 folwarki i 1 wójtostwo miejskie, wynosiły 1 013 zł, w czym, obok wyżej wykazanych czynszów z 7 wsi, mieściły się dochody z folwarków:

 

Gołuchowiec z rolami w Ochodzy 290 zł 20 gr

Mikołaj 183 zł 10 gr

wójtostwo w Wadowicach 50 zł 12 gr

 

Dochód z całego starostwa równający się wartości 506 i pół korca pszenicy (przy cenie 2 zł za korzec) płynął wyłącznie z pracy pańszczyźnianej, czynszów i danin uiszczanych przez chłopów. Nadto miasto Wadowice opłacało wójta wadowickiego. Wójtem tym w czasie lustracji była wojewodzina Wierzbowska, która osobiście obowiązków wójta nie pełniła, lecz wyręczała się land wójtem, obieranym przez mieszczan i utrzymywanym z opłat sądowych, tudzież uposażonym ogrodem warzywnym. Natomiast wojewodzina, korzystając z synekury wójtowskiej, czerpała dochody z folwarku Mikołaj oraz z opłat miejskich; w szczególności pobierała:

od rzeźników 4 kamienie łoju po 4 zł

nadto od rzeźników rocznie

z każdego domu osiadłego po 2 kury

(domów takich było 20) po 3 gr

sep w ilości 6 wierteli żyta po 1 zł 10 gr

6 wierteli pszenicy po 2 zł

6 wierteli owsa po 12 gr

razem

16 zł

8 „

4 „

8 „

12 „

2 „ 12 gr

50 zł 12 gr

Dochód ten odpowiadał wartości 25 korcy pszenicy. W taki to sposób biedna, o 20 domach mieścina, Wadowice, opłacała pasożytniczą instytucję nominalnego wójta, utrzymywaną przez wieki jedynie w tym celu, aby za jej pośrednictwem zwiększać dochodowość barwałdzkiego starostwa i zyski tych, którzy starostwo to z łaski królewskiej eksploatowali.

Tendencją dzierżawców starostwa barwałdzkiego było wzmożenie eksploatacji chłopów przez zwiększenie robocizny i czynszów. Sprawa ta doprowadziła do zaognienia zwłaszcza w tych wsiach, w których nie było folwarków i gdzie tendencja eksploatatorska nabierała specjalnego charakteru. Jak stwierdzają rewizorowie, „barwałdzianie nie dosyć czynią wszystkim swoim powinnościom i prawu ją się z JMP dzierżawczynią”. Za ich przykładem idą chłopi ze Stanisławia, „bo ci ani robocizny teraz, ani stróży odprawują”, a również i zarębnicy na Czarnej „ani czynszu, ani robocizny oddają z tej przyczyny, jako barwałdzianie i stanisławianie”. Z tego widać, że w tej części starostwa chłopi przez kilka lat strajkują i procesują się. Przyczyny tego należy szukać w okoliczności, iż ani w Barwałdzie Dolnym, ani w Stanisławiu nie było folwarcznego gospodarstwa, toteż administracja zmuszała chłopów do robocizn na dalekim folwarku w wiosce Gołuchowcu, nie związanym z tymi wsiami ani gospodarczo, ani terytorialnie. Ponieważ zaś folwark ten był mały i zbyt wiele robocizny nie wymagał, administracja nie chcąc tracić dochodu z pańszczyzny, próbowała częściowo zamienić robociznę na czynsze, stanowiące równoważnik nie wyzyskanej robocizny pańszczyźnianej.

W wieku XVII chłopi bronili się przeciwko tym eksploatatorskim tendencjom. Z „najmem pańszczyzny” spotykamy się już w Choczni. W procesie przed referendarią chłopi skarżą się, iż „najmy wielkie pieniężne, okupując robocizny, po kilkadziesiąt złotych od nich wyciągają”. Komisarze prowizorycznie ustanowili maksymalną granicę czynszu za najem robocizny na 20 zł i 6 dni powaby, lecz referendaria zniosła tę uciążliwą praktykę i robocizny przywróciła, a system najmu postanowiła zastosować tylko do kmieci, co mają po dwie role, aby opłacali najem pańszczyzny z jednej tylko roli. Procesują się też chłopi z Barwałdu i Stanisławia, bo i tam są stosowane podobne praktyki wyzysku. Jednakże w XVIII wieku ulegli w tej walce, jak to jeszcze będzie wykazane. Z inwentarzy i lustracji wynika, że w wieku XVII tendencja do wprowadzenia systemu pańszczyźnianego mieszanego, polegającego na zobowiązaniu poddanych częściowo do odbywania pańszczyzny, częściowo zaś do opłacania nie wykorzystanej robocizny pańszczyźnianej równoważnikiem gotówkowym, była zjawiskiem powszechnym we wszystkich wsiach szlacheckich, klasztornych i w królewszczyznach, w których albo nie było folwarków, albo też gospodarstwa folwarczne były małe. W celu narzucenia tego systemu posługiwano się fikcjami prawnymi. Zawierano bowiem umowy, a raczej wymuszano na poddanych zgodę na propozycję dworu, według której poddani zobowiązywali się wynajmować od dworu swoją własną pracę pańszczyźnianą za czynszem płaconym dworowi rokrocznie, albo też płacić dworowi stałe wynagrodzenie za wynajmowanie robotników pańszczyźnianych, których dwór w rzeczywistości nigdy nie wynajmował, gdyż ich nie potrzebował z powodu szczupłości folwarku.

Były to czasy, gdy chłopów wyjęto spod prawa powszechnego i zdano na łaskę panów wsi. Żadne prawo publiczne nie ukróciło tego wyzysku poddanych. Gdy zaś w tym czasie kościół, obok starych dziesięcin kościelnych, wprowadzał nowe dziesięciny pod formą taczma, mesznego, osepu czy stułowego, i gdy wynajmowanie chłopom pańszczyzny znalazło także zastosowanie w królewszczyznach, nic dziwnego, że nie było moralnego hamulca, który by powstrzymał szlachtę przed wprowadzeniem takiego systemu eksploatacji poddanych we wsiach szlacheckich. System ten zaprowadzono w królewszczyźnie zatorskiej i barwałdzkiej, a stosowali go też Radwanici, panowie klucza brzeźnickiego. W połowie XVIII wieku istnienie tego systemu stwierdzały lustracje starostw i milcząco aprobowały go. Były to jedne z najwcześniejszych oczynszowań chłopów, nie dające jednak żadnej podstawy do roztkliwiania się nad rzekomą wspaniałomyślnością i dobrotliwością właścicieli, gdyż to czasowe, aż do odwołania przez pana, oczynszowanie miało na celu usankcjonowanie i ultrwalenie zwiększonej ilości dniówek pańszczyźnianych jednym chłopom, a odebranie innym, pod formą czynszów za najem pańszczyzny, dorobku ich pracy. Była to forma wyzysku chłopów, często schowana za „liść figowy” umowy z nimi zawartej, a raczej nieprawymi praktykami wymuszonej.

System takiej eksploatacji chłopów, występujący i na innych terenach, m. in. w Małopolsce, na Śląsk polski być może przeszczepiony został z krajów austriackich i niemieckich, gdzie zaczęto go stosować dosyć wcześnie, bo już z początkiem XVI wieku. Po uśmierzeniu wojny chłopskiej wprowadzono w tych krajach robociznę przymusową na łanach pańskich, zrazu wymaganą od tych chłopów, którzy posiadali gospodarstwa, z biegiem czasu jednak żądano robocizny pańszczyźnianej od każdego chłopa, bez względu na to czy miał grunt, czy też nie. Praktyka ta związana była ze stosowanym przez panów systemem „wykupu” (Ablösung). Panowie potrzebując środków finansowych zniewalali zamożniejszych chłopów, by w zamian za zwolnienie od robocizny pańszczyźnianej płacili im gotówką, robociznę zaś przerzucali na zagrodników, komorników i w ogóle na uboższe warstwy ludności wiejskiej. Tzw. Ablösung mogła być zawsze przez pana odwołana. Stąd też nazwa „najem pańszczyzny”, określająca możność odwołania najmu czasowego i przywrócenia w każdej chwili robocizny, albo też przymuszenia chłopa do dalszego jej „najmowania” za coraz to wyższym czynszem najmu. Toteż chłop „czynszował” tak długo, jak długo panu system taki odpowiadał. Jeśli zaś pan zażądał robocizny, czynszownik mógł być zmuszony do jej odrabiania.

Wprowadzone w XVII i XVIII wieku oczynszowania nie były trwałe, podlegały ustawicznym zmianom w zależności od tego, jaka forma eksploatacji chłopów w danym momencie lepiej się panu opłacała. Toteż gdy w jednych wsiach chłopi wykonywali robociznę pańszczyźnianą, to w innych jako „ablezowani” płacili za nią czynsze wykupne, zwane „najmami pańszczyzny”, „płatami”, „opłackami”. Przypominały one „robotne”, opłacane za pańszczyznę, wprowadzoną w r. 1520 przez statut toruński. Były i takie wsie, gdzie stosowano system mieszany, zmuszając chłopów, by część starodawnej pańszczyzny odrabiali, część zaś tej robocizny „wynajmowali”, przy czym rozróżniano dni robocze od dni czynszowych albo płatowych. Starodawne czynsze roczne utrzymane zostały w mocy, w jednych wsiach pod nazwą czynszów ziemnych lub gruntowych, w innych zaś czynsze te skumulowano z czynszami wykupnymi i nazywano je jednym określeniem — czynsz.

O rozmiarach pańszczyzny w królewszczyznach w XVIII wieku daje nam wyobrażenie lustracja przeprowadzona w starostwie barwałdzkim w r. 1765. Lustracja ta zastaje w starostwie w dużym stopniu zmienione stosunki. Cztery wsie: Barwałd, Stanisław, Chocznia i Jaroszowice zostały oczynszowane, zmuszono bowiem chłopów do czasowego wykupywania pańszczyzny, zaś robocizna pańszczyźniana istniała tylko w Gołuchowcu i w Ochodzy. Dochody z poszczególnych wsi przedstawiały się następująco:

 

Wieś Barwałd: W tej wsi jest kmiecych ról 9, zagród 4, pomiarków 2, z których gromada tak za pańszczyznę, jako też wszelką daninę według umowy, od dawnego czasu zaszłej, płaci 515 zł 15 gr.

Wieś Stanisław: W tej wsi jest ról 12, z których gromada płaci według umowy, od dawnego czasu podobnej zaszłej, tak za robociznę jako i wszelką daninę 805 zł 6 gr, młynarz czynszu 4 zł 24 gr.

Wieś Jaroszowice: W tej wsi jest ról 10, z których gromada płaci według umowy podobnej za robociznę i wszelką daninę 658 zł 24 gr. Prócz tych ról jest pole Gołębiówka nazwane, na którym teraz gospodarzy 4 siedzi i po dwu w tydzień pieszo robią. Taż gromada z gruntu dworskiego, Bykowiec nazwanego, najmu płaci 118 zł 20 gr.

Wieś Chocznia: W tej wsi jest ról 46, zagród 4, pomiarków 8, z których gromada z chałupnikami 11, według dawniej zaszłej umowy, za robociznę i wszelką daninę płaci 3 399 zł 11 gr.

Wieś Gołuchowiec: W tej wsi jest ról 2, z każdej po dni 4 bydłem w każdy tydzień robią, żadnej daniny nie dają. Zagrodników jest 8, każdy po dni 3 w tydzień pieszo robi. Chałupników jest 3, ci po 2 dni w tydzień robią. Komorników jest 2, każdy po dniu robi.

Wieś Ochodza: W tej wsi jest zagród 6, z każdej po 3 dni w tydzień robią. Chałupników jest 17, jedni po dwa, drudzy po jednym dniu robią.