Maroko. U mnie w Marrakeszu - Ławrynowicz Katarzyna - ebook

Maroko. U mnie w Marrakeszu ebook

Ławrynowicz Katarzyna

4,0

Opis

Pierwszy raz do typowego publicznego hammamu za 10 dirhamów (około 1 euro) poszłam w wieku dziewiętnastu lat. W ten świat wprowadziły mnie moje marokańskie "siostry", u których pomieszkiwałam, zanim osiedliłam się tutaj na stałe. Dla nich od zawsze hammam stanowił nieodzowny element codziennego życia. Z kolei dla mnie pierwsze zetknięcie z tym rytuałem było czymś znacznie ważniejszym - prawdziwą inicjacją, uroczystym przyjęciem do ich społeczności.
Katarzyna Ławrynowicz
Wybierz się w podróż do Maroka, w którym od 2011 roku przebywa Katarzyna Ławrynowicz, autorka blogaU mnie w Marrakeszu.
Żyjąc wśród zwykłych ludzi i według prostych zasad wspólnotowego bytowania, poczujesz, że bardzo wiele dajesz, ale i równie wiele otrzymujesz, nawet w dosłownym tego słowa znaczeniu. Dziś podzielisz się z kimś swoim posiłkiem, a jutro całkiem niespodziewanie przed twoimi drzwiami stanie sąsiadka z domowym obiadem lub sąsiad gotowy w czymś pomóc.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 354

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (33 oceny)
11
14
6
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
olaowska

Nie oderwiesz się od lektury

To jest bardzo ładna książka. Okładka może trochę zmylić i sprawić, że czytający będzie oczekiwał przewodnika po Marrakeszu, ale ta książka to dużo więcej. Informacje turystyczne można łatwo wyszukać w internecie, a tu mamy opisane życie i historie różnych ludzi, zwyczaje, ważne święta dla Marokańczyków. Nie ma lepszej kwintesencji Marrakeszu niż zagłębienie się w różnorodność kultur ludzi którzy tworzą to miejsce. Jest tez w tej książce kontekst kulturowy zarysowany oraz obecna sytuacja społeczna co uważam za bardzo wartościowe. Bardzo polecam ta książkę osoba wybierającym się do Maroko jak i tym podróżującym dzięki lekturze :)
10
mirror_dreams

Z braku laku…

troszkę za dużo osobistych przeżyć
00
auberman-kogut

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa, otwiera oczy na ludzi i kraj. Polecam wszystkim ciekawym świata!
00
Amelka84

Nie oderwiesz się od lektury

fantastyczne spojrzenie na Maroko od strony Polki która związała się z tym fascynującym krajem
00
bluesparrow

Dobrze spędzony czas

Całkiem w porządku, dla mnie trochę za dużo prywaty autorki i historii Maroka i jego ludów, a za mało o samym współczesnym Marrakeszu.
00

Popularność




Au­tor: Ka­ta­rzy­na Ław­ry­no­wicz
Re­dak­cja: Da­ria Pau­li­na Do­ma­chow­ska
Ko­rek­ta: Ma­łgo­rza­ta Ja­si­ńska / Rudy Kot
Pro­jekt ma­kie­ty: Iza­be­la Kru­źlak
Mapa: Wy­daw­nic­two Gauss, wspó­łpra­ca Wie­sław Sa­dłek
Re­dak­cja tech­nicz­na: Ane­ta Kacz­ma­rek
Skład: Wła­dy­sław Gól­ski
Ko­or­dy­na­cja prac re­dak­cyj­nych: Ma­ria Ła­ko­mik
Zdjęcia na okład­ce: Da­riusz Kanc­lerz (Unsplash.com) @bral­ni­na, @use­r11628272 (Fre­epik.com) Kaj­zr­Pho­to­gra­phy (Shut­ter­stock.com)
Zdjęcia: z ar­chi­wum Au­tor­ki s. 2–3 Ce­le­ste Fi­bla Bel­tran (Shut­ter­stock.com) s. 308 Syl­wia El Ham­da­oui
© Co­py­ri­ght by Ka­ta­rzy­na Ław­ry­no­wicz © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Pas­cal
Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Żad­na część tej ksi­ążki nie może być po­wie­la­na lub prze­ka­zy­wa­na w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy, z wy­jąt­kiem re­cen­zen­tów, któ­rzy mogą przy­to­czyć krót­kie frag­men­ty tek­stu.
Wy­da­nie pierw­sze, Biel­sko-Bia­ła 2022
Wy­daw­nic­two Pas­cal sp. z o.o. ul. Za­po­ra 25 43-382 Biel­sko-Bia­ła tel. 338282828, fax 338282829pas­cal@pas­cal.plwww.pas­cal.pl
ISBN 978-83-8317-024-4
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.
.

Wstęp

Pod­ró­żo­wa­nie spra­wi, że za­nie­mó­wisz z wra­że­nia, a po­tem za­mie­nisz się w ga­wędzia­rza – to jed­na z mo­ich ulu­bio­nych my­śli, któ­re często przy­wo­łu­ję, a sło­wa te miał wy­po­wie­dzieć Ibn Bat­tu­ta, XIV-wiecz­ny, wy­bit­ny, ma­ro­ka­ński pod­ró­żnik. Prze­mie­rzył on po­nad sto ty­si­ęcy ki­lo­me­trów, od­wie­dza­jąc pra­wie wszyst­kie ów­cze­sne kra­je mu­zu­łma­ńskie, do­cie­ra­jąc aż do Chin i wspó­łcze­snej In­do­ne­zji. Ten cy­tat do­sko­na­le od­da­je moje do­świad­cze­nia. Za­nim za­mie­ni­łam się w ga­wędzia­rza, naj­pierw przez kil­ka­na­ście lat trwa­łam w zdu­mie­niu i za­chwy­cie.

Po kil­ku la­tach krąże­nia mi­ędzy Pol­ską a Ma­ro­kiem przy­je­cha­łam do Mar­ra­ke­szu z de­cy­zją po­zo­sta­nia tu­taj na sta­łe i szu­ka­nia w za­ka­mar­kach mo­jej du­szy od­po­wie­dzi na te­mat sze­ro­ko po­jęte­go ży­cia... Mia­ła to być dla mnie swo­ista pod­róż w głąb sie­bie. Przy­by­łam tu­taj z moim po­nad dwu­dzie­sto­let­nim ży­ciem spa­ko­wa­nym w za­le­d­wie dwu­dzie­sto­ki­lo­gra­mo­wą wa­liz­kę. W niej kil­ka ksi­ążek, lap­top, parę ko­sme­ty­ków i ubrań. Rów­nie do­brze mo­żna by po­wie­dzieć, że nic ze sobą nie za­bra­łam, ale wi­ęcej nie po­trze­bo­wa­łam. Wie­dzia­łam, że moje ży­cie nie­uchron­nie zmie­rza ku pew­ne­mu prze­for­mu­ło­wa­niu i będę ra­czej po­trze­bo­wa­ła tu­tej­szych ubrań czy przed­mio­tów co­dzien­ne­go użyt­ku. Wszyst­kie­go i tak ze sobą nie za­bie­rze­my, a inne wa­run­ki by­to­we ge­ne­ru­ją inne po­trze­by. Do dziś jest zresz­tą tak, że dzie­lę ży­cie na dwa domy – pol­ski i ma­ro­ka­ński – a ró­żni­ca mi­ędzy nimi jest tak duża, że często to, co pol­skie przy­da­je mi się tyl­ko pod­czas po­by­tów w Pol­sce, a to, co ma­ro­ka­ńskie, w Ma­ro­ku.

Ja w swo­im domu w Mar­ra­ke­szu na tle ob­ra­zu mo­je­go au­tor­stwa

Był sier­pień 2008 roku, kie­dy prze­szłam przez swo­ją pierw­szą ma­ro­ka­ńską bra­mę i od tego mo­men­tu chcia­łam oglądać ich co­raz wi­ęcej i jesz­cze częściej je prze­kra­czać. W mia­rę upły­wu cza­su za­głębia­łam się w la­bi­ryn­ty ma­ro­ka­ńskie­go ży­cia – kręte­go i ta­jem­ni­cze­go jak naj­star­sza część mia­sta, czy­li me­di­na. Bacz­nym okiem ob­ser­wa­to­ra roz­kła­da­łam tu­tej­sze ży­cie na części pierw­sze, żeby jesz­cze le­piej je zro­zu­mieć. Otwie­ra­jąc ka­żde ko­lej­ne drzwi, te praw­dzi­we i sym­bo­licz­ne, od­kry­wa­łam przed samą sobą wci­ąż inne war­stwy wła­snej du­szy. Po trzech la­tach za­miesz­ka­łam tu na sta­łe – w tra­dy­cyj­nej dziel­ni­cy, pod jed­nym da­chem z ro­dzi­ną męża i za­częłam żyć ich ży­ciem, uczyć się go, po­zna­wać je i ro­zu­mieć. W tym pro­ce­sie ob­ser­wu­jący stał się ob­ser­wo­wa­nym. Wszyst­ko po to, by na ko­niec prze­jść trud­ny etap akli­ma­ty­za­cji i od­na­le­źć swo­je wła­sne „ja”, swój wła­sny głos – nowy i ina­czej brzmi­ący w tych ja­kże in­nych wa­run­kach, prze­ma­wia­jący w ob­li­czu zu­pe­łnie no­wych dla mnie ocze­ki­wań spo­łecz­nych i kul­tu­ro­wych.

Wszędzie wi­dać kon­tra­sty.Bie­da prze­ni­ka się z bo­gac­twem

Znaj­du­ję się te­raz w moim po­ko­ju, tu­taj – w Mar­ra­ke­szu. Za­my­kam oczy, ale mimo to nie­zwy­kle wy­ra­źnie „wi­dzę”, czu­ję i sły­szę pe­łne ener­gii ży­cie tego mia­sta na wy­so­kich ob­ro­tach. Jest tak jak za­wsze – gło­śno, tłocz­no i gwar­no. Zza okna do­bie­ga­ją dźwi­ęki klak­so­nów zmie­sza­ne z ry­kiem mo­to­rów i okrzy­ka­mi dzie­ci. Tu­tej­szy ruch ulicz­ny przy­pra­wia o za­wrót gło­wy i rządzi się wła­sny­mi pra­wa­mi, któ­re przy­bysz, chcąc nie chcąc, musi re­spek­to­wać. Wszyst­ko po­grążo­ne jest w upo­rząd­ko­wa­nym cha­osie. Na uli­cach kró­lu­je wszech­obec­na fe­eria barw – ko­lo­ry­stycz­nych wra­żeń na ka­żdym kro­ku do­star­cza­ją ba­za­ry, owo­ce trans­por­to­wa­ne na wo­zach, je­dwab­ne sza­le ko­biet.

Tą samą uli­cą ka­żde­go dnia prze­je­dzie luk­su­so­we auto i pra­cu­jące dziec­ko sie­dzące na osio­łku. Oto Mar­ra­kesz i jego po­nad mi­lion miesz­ka­ńców, wśród któ­rych są zna­cho­rzy, świ­ęci, spad­ko­bier­cy bo­skiej ła­ski, wró­żbi­ci, ar­ty­ści i mi­sty­cy, a obok nich zwy­kli ban­kow­cy, me­na­dże­ro­wie firm i urzęd­ni­cy. I tak jak całe Ma­ro­ko bywa re­li­gij­ne i grzesz­ne, za­rów­no afry­ka­ńskie, jak i eu­ro­pej­skie, cza­sem pe­łne prze­py­chu, a in­nym ra­zem ra­żąco mi­ni­ma­li­stycz­ne, tak i Mar­ra­kesz jest świet­nym przy­kła­dem tego, jak zło­żo­na i mo­men­ta­mi pe­łna nie­wy­obra­żal­nych sprzecz­no­ści jest tu­tej­sza rze­czy­wi­sto­ść. Wspó­łist­nie­ją tu­taj ze sobą trans­owe ta­ńce su­fich, po­szu­ku­jących jed­no­ści z Bo­giem, a za­ra­zem wy­stępy tan­ce­rek w ni­ght clu­bie; mo­żli­wo­ść zje­dze­nia ko­la­cji na sto­jąco przy ru­chli­wej uli­cy u ob­wo­źne­go ku­cha­rza albo w eks­klu­zyw­nej re­stau­ra­cji opa­trzo­nej gwiazd­ka­mi Mi­che­lin; lu­dzie ży­jący tyl­ko we­dług za­sad ha­lal (do­zwo­lo­nych przez is­lam, zob. s. 254) i ci ro­bi­ący wszyst­ko, co jest ha­ram (a więc przez is­lam za­ka­za­ne). Za­ob­ser­wu­je­my tu­taj za­rów­no tra­dy­cyj­ne ży­cie wspól­no­to­we, jak i no­wo­cze­sne ży­cie sin­gli. Sta­re i nowe. I wszyst­ko, co mie­ści się po­mi­ędzy.

To nie jest miej­sce, któ­re po­zo­sta­wi cię obo­jęt­nym, tyl­ko od cie­bie za­le­ży, co zo­ba­czysz, w ja­kim świe­tle i jak głębo­ko wnik­niesz. Jed­no jest pew­ne: je­śli od­wa­żysz się na taką kon­fron­ta­cję, z pew­no­ścią do­świad­czysz, je­śli nie prze­mia­ny, to na pew­no ja­kie­jś for­my spo­tka­nia z tym, co do­tych­czas po­zo­sta­wa­ło w to­bie nie­roz­bu­dzo­ne. Afry­ka, wraz z całą swą pier­wot­no­ścią, po­tra­fi wy­do­by­wać z sa­me­go dna na­szej isto­ty ukry­te opi­nie, uśpio­ne od­ru­chy, często wdru­ko­wa­ne kul­tu­ro­wo sys­te­my my­ślo­we albo lęki przed czy­mś ob­cym, no­wym, in­nym... Ale może jed­no­cze­śnie jak­by skądś zna­jo­mym? Umy­sł do­ma­ga się czym prędzej od­po­wie­dzi na py­ta­nie: W ta­kim ra­zie ja­kie TO jest, kto ma ra­cję?

Je­śli, wzo­rem daw­nych pod­ró­żni­ków, przyj­mu­jesz wy­zwa­nie i wy­ru­szasz w świat ze szcze­rą chęcią po­zna­nia tego, co tak od­mien­ne, wte­dy two­ja pod­róż i zdo­by­wa­na pod­czas niej wie­dza przy­nio­są roz­wój, a wraz z nim ta­kże nie­uchron­ne zmia­ny. Uży­wam sło­wa „pod­ró­żnik” w nie­co głęb­szym, ar­cha­icz­nym zna­cze­niu. Po­sta­wa pod­ró­żni­ka to nic in­ne­go jak nie­ustan­ne za­da­wa­nie py­tań, pra­gnie­nie i za­ra­zem go­to­wo­ść do wni­kli­we­go po­zna­nia oraz zro­zu­mie­nia in­nej części świa­ta. To wła­śnie ona za­pro­wa­dzi­ła mnie aż tu­taj. Do­świad­cza­jąc ży­cia w in­nym kra­ju zro­zu­mia­łam, że aby po­znać, na­praw­dę za­głębić się w od­mien­ną kul­tu­rę i jej sys­tem war­to­ści, nie mo­że­my od­no­sić się do tego, cze­go na­uczy­ła nas ro­dzi­ma kul­tu­ra – a za­tem po­rów­ny­wać i pa­trzeć przez filtr na­szych wzor­ców kul­tu­ro­wych. Aby rze­czy­wi­ście po­jąć spe­cy­fi­kę ży­cia osób z in­ne­go kon­ty­nen­tu, za­nu­rzo­nych w in­nej re­li­gii i oby­cza­jo­wo­ści, trze­ba spoj­rzeć nie­ja­ko świe­żym, „czy­stym” okiem. Nie mo­żna też szu­kać w po­zna­wa­nej kul­tu­rze po­twier­dzeń dla na­szych z góry usta­lo­nych prze­ko­nań, ukie­run­ko­wy­wać się tyl­ko na to, co chce­my w niej zna­le­źć i zo­ba­czyć to, co utwier­dzi­ło­by nas we wła­snych prze­ko­na­niach. Po pro­stu trze­ba zo­sta­wić swo­je praw­dy i przy­zwy­cza­je­nia. I ca­łko­wi­cie otwo­rzyć się na nowe.

Plac Przy­praw, Rah­ba Ke­di­ma, Mar­ra­kesz

W moim no­wym ży­ciu w Mar­ra­ke­szu z au­ten­tycz­ną cie­ka­wo­ścią i pa­sją wci­ąż za­da­wa­łam py­ta­nia, by po­znać, „roz­ko­do­wać” nie­ja­ko tu­tej­szą rze­czy­wi­sto­ść. Tak wiel­kie było moje pra­gnie­nie za­sma­ko­wa­nia cze­goś no­we­go, zo­ba­cze­nia świa­ta in­ny­mi ocza­mi, we­jścia w cu­dzą skó­rę, do­tar­cia do zwy­kłych lu­dzi, ich ży­cia i tego, jak po­strze­ga­ją świat. Ró­żno­rod­no­ść sta­no­wi o bo­gac­twie czło­wie­ka. Je­śli masz od­wa­gę, by pa­trzeć bez uprze­dzeń i ocen, praw­do­po­dob­nie zy­skasz w ten spo­sób do­stęp do wie­lu per­spek­tyw jed­no­cze­śnie. Za­miast jed­ne­go ży­cia, mo­żesz mieć ich kil­ka. Ja zro­bi­łam to ca­łkiem do­słow­nie. Zy­ska­łam za­ufa­nie wspól­no­ty i włączy­łam się w ich rytm co­dzien­no­ści. Za­ło­ży­łam dżel­la­bę, na­uczy­łam się no­we­go języ­ka, a imię Ja­mi­lah (Dża­mi­la) sta­ło się od­tąd moim dru­gim „ja”. (Imie­nia tego uży­wa­łam już wcze­śniej, jesz­cze w Pol­sce, pod­czas wy­stępów ta­ńca orien­tal­ne­go, ale w Ma­ro­ku sta­ło się ono na do­bre moim tu­tej­szym imie­niem, ja­kim od­tąd ka­żdy się do mnie zwra­cał). Dziś, po trud­nej, za­wi­łej dro­dze znam le­piej swój nowy głos. Jest po­nad­kul­tu­ro­wy.

Ni­czym w ma­ro­ka­ńskiej mo­za­ice pe­łnej drob­nych ka­fel­ków wszy­scy two­rzy­my ko­lo­ro­we ob­ra­zy, opar­te mimo wszyst­ko na wspó­łist­nie­niu i wspó­łza­le­żno­ści

To my – ele­men­ty iden­tycz­ne co do ma­te­rii, z któ­rej po­wsta­ły, choć ró­żno­barw­ne i o wie­lo­ra­kich kszta­łtach – ukła­da­my się je­den obok dru­gie­go, two­rząc okre­ślo­ne ob­ra­zy. Nie za­wsze część świa­ta, w któ­rej ży­je­my jest na­szym świa­do­mym wy­bo­rem, ale często bywa tak, że przy­wi­ązu­je­my się do tego „swo­je­go miej­sca”, pa­trząc i czu­jąc wy­łącz­nie z per­spek­ty­wy wła­sne­go po­ło­że­nia. W tym też tkwi na­sza od­po­wie­dzial­no­ść za ca­ło­ścio­wy ob­raz, zbu­do­wa­ny przez nas świat. Bo czyż nie je­ste­śmy w du­żej części sku­pi­skiem za­sty­głych, twar­dych przy­zwy­cza­jeń? Przy­jęcie po­sta­wy pod­ró­żni­ka albo wi­ęcej – pod­jęcie wy­zwa­nia ży­cia w in­nej kul­tu­rze – stwa­rza szan­sę roz­lu­źnie­nia gra­nic, roz­sze­rze­nia poj­mo­wa­nia, roz­pusz­cze­nia utar­tych na­wy­ków.

Prze­mia­na w ga­wędzia­rza za­jęła mi spo­ro cza­su, a ta ksi­ążka to moja su­biek­tyw­na opo­wie­ść o tu­tej­szym mo­zai­ko­wym świe­cie, snu­ta z wie­lu per­spek­tyw jed­no­cze­śnie, bo nie ma jed­nej de­fi­ni­cji Ma­ro­ka i jed­nej wi­zji Ma­ro­ka­ńczy­ków.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki