Mała księga Darwali - Maciej Sobczak - ebook + książka

Mała księga Darwali ebook

Sobczak Maciej

0,0

Opis

Istoty zwane Darwalami już trwale zadomowiły się w bajkowym świecie dzieci. Świadczą o tym wypowiedzi młodych czytelników lub ich rodziców. Cytat pochodzi od czytelnika ze Szwajcarii: „Jesteśmy zakochani w tych bajkach. Olek chciał nawet, żebym mu przy obiedzie czytała”.
A to z rozmowy telefonicznej z tatą chłopca z okolic Śremu: „Antoś się pyta, czy jest już drugi tom książki o Darwalach”.
Potwierdzam, jest kolejny tom opowiadań o przygodach niesamowitych Darwali, które zamieszkują lasy w okolicach Ślesina, Lichenia, Sompolna we wschodniej Wielkopolsce. Mam nadzieję, że już wkrótce będą tak popularne jak smerfy, gumisie czy Muminki.

„Wszyscy stali przed wejściem do ciemnego pomieszczenia.
– Kto ma odwagę i pierwszy wchodzi? – zapytał Wesolutek.
– Ten, kto znalazł te drzwi – odpowiedział Malutek. (…)
Wesolutek wszedł i zniknął w ciemnościach. Słychać było tylko jego kroki.
– Ooooo! – wrzasnął nagle przestraszony Darwal”.

Życzę sobie po cichutku, żeby książka "Mała księga Darwali" spodobała się młodym czytelnikom tak jak wcześniej wydane opowiadania "Darwale i magiczne lustra".
I to nie koniec przygód Darwali, niebawem bowiem ukaże się "Księga Darwali".
Przyjemnej lektury!
Maciej Sobczak

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 126

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




KRECIA ROBOTA

– Hej! Darwalka i Darwale! Dobija się do nas Baba Jaga – zawołał od progu Malutek.

– Prawdziwa Baba Jaga? – zdziwiła się Sasanka.

– Jeśli nie wierzycie, to zobaczcie sami. W lustrze ją widać.

Po lesie chodziła i rozglądała się starsza kobieta z rozczochraną fryzurą i kijem w ręku służącym jej za laskę.

– Czegoś szuka – zauważył Wesolutek, który podszedł, żeby zobaczyć, o kim oni mówią.

– Nie czegoś, tylko kogoś. Wyjdę jej na spotkanie – zaproponował Malutek i zniknął w lustrze. – Halo! Kogo pani szuka? – zapytał.

Kobieta słyszała, że ktoś do niej mówi, ale nikogo nie widziała.

– Ktoś ty? Pokaż się.

– Pokażę się, jeśli odpowiesz mi na pytanie. Kogo szukasz?

– Podobno w tych lasach żyją Darwale.

– To prawda, rozmawiasz z jednym z nich. Konkretnie, o co ci chodzi?

– Powiem, jak cię zobaczę – upierała się przy swoim.

Malutek wyszedł zza krzaków jałowca. Kobieta przyglądała mu się z ciekawością.

– Myślałam, że inaczej wyglądacie.

– Inaczej? Czyli jak?

– Jesteś dość mały.

– Czy to w czymś przeszkadza? Kim jesteś i czego od nas potrzebujesz?

Kobieta usiadła na pieńku, otarła pot z czoła, westchnęła i spoglądając na Darwala, zaczęła mówić.

– Mieszkam w wiosce nieopodal lasu. Mam już wiele wiosen za sobą, ale jeszcze nie spotkało mnie coś tak okropnego, jak to.

Po tych słowach kobieta zamilkła na dłuższą chwilę, więc zniecierpliwiony Darwal przerwał milczenie.

– Dowiem się w końcu co to takiego?

Kobieta znowu westchnęła.

– W moim ogrodzie zamieszkał kret.

– Też mi nadzwyczajne zjawisko.

– Stosowałam już wszystkie sposoby, a on stawiał i nadal stawia ogromne kopce. Nie wiem, co robić. Pomożecie mi? Jeśli nie wy, to już nie mam nikogo, kto by przegonił tego okropnego kreta.

– Droga… – Malutek wstrzymał głos, bo nie wiedział, jak zwrócić się do kobiety.

– Ja…

– Jaga – wtrącił szybko Darwal.

Słysząc to, kobieta się zaśmiała, a że nie miała wszystkich zębów, jej śmiech zabrzmiał jak rechot.

– Jadzia – dokończyła.

– Och! Przepraszam. Pogadam z pozostałymi Darwalami i odpowiem, czy podejmiemy się zadania.

– Czyli mam zaczekać?

– Niech pani tu poczeka, a ja za chwilę wrócę z odpowiedzią.

Malutek jak szybko się pojawił, tak też szybko zniknął.

– Jak wam opowiem, to pękniecie ze śmiechu – rozpoczął zaraz po powrocie.

– Nie musisz, wszystko słyszeliśmy – odpowiedział Rezolutek. – Kret może dać się we znaki, szczególnie gdy… – Rezolutek przerwał wypowiedź i podszedł do swojej księgi.

– Co szczególnie?

– Szczególnie gdy jest uparty – dokończył.

– To co mam jej odpowiedzieć? – zapytał Malutek.

– Jak to co? Powiedz jej, że bierzemy tę robotę. – Wesolutek poklepał go po plecach.

Darwal Malutek wrócił do kobiety, która cierpliwie na niego czekała. Powtórzył dokładnie to, co usłyszał od swojego kompana.

– Bierzemy robotę.

– Jak szybko się z nim uporacie?

– Po co to pani wiedzieć? Kilka dni, może nieco dłużej.

– To dobrze, bo myślałam, że może z miesiąc wam na to zejdzie.

– Kobieto, powiedz, gdzie mieszkacie, a zjawimy się tam niebawem.

Kobieta narysowała patykiem na ziemi, jak do niej dojść, i pożegnała się z Darwalem. Malutek zaś wrócił do swojego domu, żeby wymyślić, w jaki sposób pozbyć się nieproszonego gościa z ogrodu baby Jadzi, jak to przedstawiła się starsza kobieta.

– Słuchajcie. Jeszcze nikt nie zgłosił się do nas, żeby przegonić kreta.

– Wystarczy pohałasować pomiędzy jego kopcami, to wtedy się wyniesie. Kret nie lubi hałasu, bo się zwyczajnie boi.

Rezolutek wyraźnie szukał czegoś w swojej grubej księdze. Cała trójka utkwiła w nim wzrok, oczekując tego, co ma im do powiedzenia.

– Co tak się na mnie patrzycie?

– Ty z naszej czwórki masz najlepsze pomysły.

– Hmm… Najpierw trzeba zrobić rekonesans.

– Reko…? Co? – zapytał Malutek.

– Musimy obejrzeć ten ogród i dopiero wtedy się zastanowić, jak przegonić kreta – zaproponował Rezolutek.

– Założę się, że pójdziemy do tej baby, jak ją nazwał Malutek, a tam nie będzie już śladu po krecie, po prostu sobie pójdzie.

– Nie byłbym taki pewny.

Na drugi dzień Sasanka została w domu, a Darwale w trójkę udali się do wioski, gdzie tuż przy lesie samotnie mieszkała kobieta, ta sama, której kret zaszedł głęboko za skórę. Widząc zbliżających się Darwali, od razu wyszła z chatki. Zaprowadziła ich do ogrodu i znajdującego się obok sadu.

– Jeszcze w swoim życiu nie widziałem tylu kopców na takim kawałku pola – stwierdził głęboko zdziwiony Rezolutek.

– Co to za złośliwy kret? – z twarzy Wesolutka zniknął uśmiech.

– Może głodny kret – powiedział Malutek.

– Dacie radę? – zapytała kobieta.

– Spróbujemy, ale nie będzie łatwo – powiedział Rezolutek.

– Od czego zaczynamy?

– Poczekajmy. Może wyjdzie, to…

– Złapiemy go?

– Nie, powiemy mu, żeby sobie poszedł w inne miejsce.

Rozdzielili się i czekali, aż kret wyjrzy z któregoś z kopców albo będzie kopał nowy. Po dłuższym czasie Malutek rzekł do pozostałych Darwali.

– Może Wesolutek miał rację i kreta już nie ma. Narobił szkód w ogrodzie, ale stwierdził, że ma już dosyć i najzwyczajniej w świecie sobie odszedł.

– Nie byłbym tego taki pewny, ale nie ma co tak bezczynnie czekać. Jutro przekonamy się, czy wrócił.

Darwale pożegnali się z kobietą i obiecali, że wrócą do niej następnego dnia. Kiedy nazajutrz dotarli w komplecie w to samo miejsce co poprzednio, stwierdzili, że kret się nie pojawił. Wesolutek był pewien, że to on miał rację.

– Zjadł wszystkie robaki i poszedł szukać ich w innym miejscu – powiedział i policzył na wszelki wypadek wszystkie kopce. – Nie ma ani jednego więcej.

– Dobra, kobieto – zaczął Rezolutek – chyba już po kłopocie. Nic tu po nas.

Darwale przenieśli ziemię wykopaną przez kreta na jeden wielki kopiec, pożegnali się i wrócili do swojej kryjówki.

– Poradziliście sobie? – zapytała z niedowierzaniem Darwalka, kiedy wrócili do domu.

– To było proste zadanie – odpowiedział Malutek.

– Wystarczyło, że się tam pojawiliśmy i kret się przestraszył – dodał Wesolutek.

– Popatrzcie w lustro.

W lesie, w tym samym miejscu co poprzednio, nerwowo chodziła kobieta.

– Czy to nie ta sama, co zgłosiła się do was, żeby usunąć kreta z ogrodu? – zapytała Sasanka.

– A niech mnie licho, ta sama. Nie ma luster, a do lasu dotarła szybciej niż my do naszej kryjówki.

– Malutek, idź do niej, bo cały las wystraszy tym swoim głośnym krzykiem – zwrócił się do niego Rezolutek.

Darwal tym razem nie kwapił się z dotarciem do niej.

– Co panią znowu do nas sprowadza? – zapytał, kiedy był już na miejscu.

Kobieta zamilkła od razu, jak go ujrzała. Nic nie odpowiedziała, a tylko pociągnęła Darwala za szelki i poprowadziła go do swojego domu. Malutek z wrażenia aż usiadł. Naliczył ponad dwadzieścia nowych kopców. Jeden większy od drugiego.

– Jak on to wykopał? A może jest ich więcej? Niech pani się przyzna.

– Do czego?

– Może czymś go pani zdenerwowała?

– A czym miałabym go zdenerwować?

– Nie wiem. Sam tu nic nie wymyślę, pójdę po pozostałych.

Kiedy Malutek wrócił, opowiedział wszystkim to, co zobaczył w ogrodzie.

– Jest wiele nowych kopców. Prawie tyle samo, ile wcześniej usunęliśmy.

– Przecież nie minęło dużo czasu, odkąd wróciliśmy tu w trójkę – powiedział Rezolutek.

– O tym samym pomyślałem – odpowiedział Malutek.

– Idę poszperać w naszych spisanych mądrościach, a wy zastanówcie się nad tym, jak pomóc tej kobiecie. Skoro powiedziało się A, to trzeba powiedzieć B. Kret nas wszystkich nie przechytrzy.

– Rezolutek wyszedł do pomieszczenia, w którym znajdowała się kronika Darwali.

– Ta kobieta musi mieć w ogrodzie mnóstwo robaków, inaczej nie byłoby problemu – powiedział Malutek.

– To chyba jasne jak słońce.

– Mam sprawdzić, czy w ziemi żyją robaki?

– Po co? Jeśli tam sobie żyją, to ich przecież nie wyłapiesz, żeby zniechęcić kreta.

W kryjówce Darwali panowała atmosfera zadumy. Po jakimś czasie wyszedł do nich Rezolutek.

– Jutro wybierzemy się do ogrodu przegonić kreta.

– Masz jakiś pomysł?

– Mam, i to niejeden. Spróbujemy kilku.

– A jeśli nie będzie chciał się wynieść?

Rezolutek nie odpowiedział na to pytanie. W tym dniu, kiedy poszli do baby, padał deszcz, więc Darwale wykopali dużą dziurę, w którą złapali deszczową wodę. Następnie kanałami doprowadzili ją do otworów, które znajdowały się w kopcach.

– Urządzimy mu kąpiel – zawołał Rezolutek.

– A jeśli kret umie pływać? – zapytał Malutek.

– Może i umie, ale przynajmniej zmoczy sobie futro, a w mokrym ubranku nie siedzi się przyjemnie, tym bardziej w ciasnej norze kreta.

– A jak się utopi?

– Nie bój żaby, ucieknie przed wodą. Pozalewamy mu korytarze i będzie musiał znaleźć sobie inne miejsce. Niech sobie kopie gdzie indziej, a nie w ogrodzie baby… – Rezolutek nie zdążył dokończyć, bo z jednego z kopców wytrysnął strumień wody wprost na zdziwionych Darwali.

– A to spryciarz – powiedział Malutek.

– Myśli, że wygrał z nami. Nic z tych rzeczy! Przegonimy go lawendą.

– Nie lubi jej zapachu?

– Tak słyszałem.

– Tylko trzeba ją znaleźć. U nas nie widziałem, żeby rosła… Dobra, tak naprawdę to nawet nie wiem, jak ona wygląda.

– Ja też nie wiem. Musimy się od kogoś dowiedzieć.

– Kobieta pewnie będzie wiedzieć, przecież uprawia ogród.

– Ja bym jej nie pytał, chyba że w ostateczności.

– Dlaczego?

– Bo coś sobie o nas pomyśli…

– Co takiego pomyśli?

– Że do tej kreciej roboty chciała wynająć profesjonalistów, a trafiła na zwykłych partaczy. Zapytamy ją o to w ostateczności.

– To kto nam powie?

– Może Sasanka wie? A jak nie, to w kronice coś na temat tych kwiatów będzie napisane. Tak sądzę – zakończył dyskusję Rezolutek.

Darwale postanowili, że po lawendę pójdą do wioski i tam poszukają ogrodniczki lub ogrodnika. Na początku tylko rozglądali się z daleka, czy ktoś nie przechadza się w pobliżu większego ogrodu, ale w końcu znaleźli odpowiednią osobę.

– Dzień dobry, panie dobrodzieju – zawołali do człowieka pracującego w ogrodzie.

Chłop wpatrywał się w nich i drapał po głowie.

– Kim jesteście? Cudaki jakieś czy co?

– Jakie tam cudaki, po prostu Darwale jesteśmy.

– Właśnie szukałem tego słowa.

– Chcemy się dowiedzieć, jak wyglądają niektóre rośliny.

Chłop nie miał czasu oprowadzać Darwali po całym ogrodzie, więc gdy dowiedział się, czego oni właściwie szukają, po prostu pokazał im lawendę. Krzaczaste kępy porastały nasłonecznione miejsce.

– Dobrze trafiliście. U mnie rośnie jej dużo, ale chyba nie chcieliście jej tylko zobaczyć.

– Tak, potrzebujemy jej na kreta – przyznał się jeden z Darwali.

– Na kreta? – zdziwił się ogrodnik. – Słyszałem, że odstrasza komary, ale żeby używać jej na kreta? Dostaniecie ode mnie trochę kwiatów, jednak w drodze powrotnej opowiecie mi, jak to zadziałało, bo sam jestem ciekawy – odparł i dał im lawendę.

– Zapach całkiem przyjemny. – Wesolutek powąchał i kichnął.

– Słuchajcie, wkopiemy je pomiędzy kopce i zaczekamy na efekt. – Skoro Wesolutek kichnął, to może i kret zrobi to samo – odpowiedział Rezolutek.

– Przynajmniej będziemy wiedzieć, w którym kopcu siedzi.

Zasadzili roślinę otrzymaną od ogrodnika i postanowili zaczekać. Niestety musieli w końcu uznać, że lawenda nie przyniosła oczekiwanego efektu.

– Wiecie co? Ja bym złapał go na wędkę – zaproponował Malutek.

– Na wędkę? – Rezolutek zdziwił się tym nieoczekiwanym pomysłem kompana. – Kret to nie ryba.

– Przywiążę robaka do sznurka i puszczę przez te jego wydrążone kanały.

– Jak ty chcesz mu w tych tunelach puścić tego robaka?

– Przywiązana dżdżownica sama wkręci się w wykopany tunel i zwabi naszego kreta. Gdy będzie blisko, pociągnę za linkę i kret wyjdzie na powierzchnię. Wtedy go złapiemy.

Malutek wygrzebał z piachu dorodną dżdżownicę, ale jej przywiązanie do sznurka nie było już takim łatwym zadaniem, bo robak kilka razy wyślizgnął się i próbował uciekać. Kiedy w końcu mu się to udało, wrzucił linkę do największego kopca i przez chwilę czekał, aż dżdżownica wkopie się ziemię. Po jakimś czasie Darwal powoli wyciągał linkę, jednak za pierwszym razem nie udało się wywabić kreta. Przy drugiej próbie również. Malutek miał wrażenie, że robak zaczął z nim współpracować i za trzecim razem w ziemi coś się poruszyło.

– Jest kret! Szuka naszego robaka – powiedział Malutek i zaczął ciągnąć linkę.

– Jest! Widzę jego ryjek! – Pierwszy zauważył go Wesolutek. – Nie jest jakiś nadzwyczajnie duży.

– Jest ogromny – odparł Rezolutek. – Zobacz! Wygląda jakby się z nas śmiał.

Malutek podstawił wiaderko, którym wcześniej przenosili ziemię. Kret zauważył podstęp i chciał się wycofać, jednak na lawendę zareagował tak samo jak wcześniej Wesolutek. Przeraźliwie kichnął i wpadł do wiadra jak śliwka w kompot.

– Mamy go – zawołał radośnie Malutek i podskoczył w miejscu kilka razy. – Dobra, dżdżownica, zmykaj do swojego świata. – Wrzucił ją do jednego z otworów, które wcześniej zrobił kret.

– Pani Jadziu! Oto kret, który narobił szkody w ogrodzie. – Rezolutek pokazał dorodnego kreta, zajmował całe dno wiadra.

– Dobrze, Darwale. Jestem bardzo wdzięczna.

Z tej wdzięczności dała im marchew, pietruszkę i inne warzywa, które uprawiała, a które mógłby zniszczyć kret, gdyby go nie złapano.

– Co z nim zrobimy? – Malutek spojrzał na kreta.

– On chciał się tylko najeść, a że przy okazji przekopał ogródek… Wypuścimy go w lesie z dala od wsi. Co wy na to?

– Może ktoś chciałby takiego kreta na swoim terenie.

– Nie znam nikogo takiego. No, zmykaj. – Darwal wypuścił stworzenie na wolność. – Miałem wrażenie, że kret puścił do mnie oko.

– Malutek, głupoty mówisz! Od kiedy krety mają oczy? À propos tego robaka, to w jaki sposób go przywiązałeś? To zdawało się niemożliwe.

– Sam się przywiązał! Ha, ha, ha!

UPARTA KUNA I ZNIKAJĄCE DRZEWA

Sasanka zajmowała się kuchnią i spisywała się w tym wyśmienicie. Co ugotowała, to zawsze wszystkim smakowało.

– Co nam dzisiaj przygotowałaś? – zapytał Rezolutek.

– Placki z cukinii na słodko z marmoladą z czarnych jagód.

– Ooo! Lubię to! – wykrzyknął podekscytowany Wesolutek.

– Placki jak placki. Nie widzę w nich nic szczególnego – wyraził swoje zdanie Rezolutek.

– Jak to? Nie lubisz?

– Wiesz, Sasanka, że lubię wszystko, co przygotujesz, tylko od tych słodyczy przybrałem na wadze. Nie uważasz?

– Dobrze wyglądasz, nie musisz się martwić – odpowiedziała Sasanka. – Jeśli nie chcesz, to zjedz same placki bez marmolady.

– Będzie więcej dla nas – ucieszył się Wesolutek.

– Słuchajcie – rozpoczął Rezolutek – pod lasem koło jeziora Licho znajduje się zielony domek. Mieszka tam samotnie dziadek Walenty. Żyje sobie spokojnie i jest do nas przyjaźnie nastawiony.

– Nie pamiętam go – zabrał głos milczący wcześniej Malutek.

– Kiedyś miał małe poletko, na którym uprawiał ziemniaki i trzymał kury. Choć nie miał zbyt wiele, to zawsze dzielił się z innymi. Czasami otrzymaliśmy trochę ziemniaków, innym razem obdarował nas jajkami. Właśnie na te jego kury nabrała ochoty kuna.

– Teraz sobie przypomniałam, a zwłaszcza te wiejskie jajka. To było już jakiś czas temu. Rozmawiałeś z nim o tej kunie?

– Nie, ale słyszałem, bo niektórzy mu zaczęli współczuć, ale są i tacy, którzy się z niego śmieją – oznajmił Rezolutek. – Poczytałem o tej kunie i wiecie co?

– Co? – zapytali chórem.