Magiczne słowa - Jonah Berger - ebook + książka

Magiczne słowa ebook

Jonah Berger

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Bestseller ".New York Timesa", prawa sprzedane do 15 krajów!

Prawie wszystko, co robimy, opiera się na słowach. Za pomocą słów rozmawiamy, zgadzamy się, kłócimy się i godzimy. Słowa nas łączą i dzielą. Słowa sprawiają, że liderzy przewodzą, sprzedawcy sprzedają, a rodzice wychowują. Nawet nasze prywatne myśli opierają się na języku.

Ale niektóre słowa mają większy wpływ niż inne. Potrafią lepiej przekonać, bardziej zaangażować i silniej zmotywować. Czym są te magiczne słowa i jak możemy skorzystać z ich mocy?

Dzięki najnowszym badaniom nad sztuczną inteligencją i językiem autorowi udało się określić sześć rodzajów słów, które pozwalają nam skuteczniej wywierać wpływ na innych ludzi – i to w każdej dziedzinie życia. Nie tylko będziesz w stanie skuteczniej pracować w zespole i negocjować z partnerami biznesowymi, lecz także wreszcie przekonasz dzieci, by zrobiły to, o co je prosisz.

To potężna skrzynka z narzędziami, które mogą prowadzić do niezwykłych rezultatów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 258

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wstęp

Kiedy nasz syn Jasper skoń­czył roczek, zaczął uży­wać słowa „pro­szę”. A w każ­dym razie pró­bo­wał. Nie wyma­wiał jesz­cze „r”, więc brzmiało to raczej jak „plose”, jed­nak wystar­cza­jąco wyraź­nie, byśmy zro­zu­mieli, co mówi.

Fakt, że zaczął uży­wać tego słowa, spe­cjal­nie nas nie zasko­czył. Osta­tecz­nie więk­szość dzieci uczy się roz­po­zna­wać pod­sta­wowe dźwięki do szó­stego mie­siąca, a gdy mają około roku, wyma­wiają zwy­kle od jed­nego do trzech słów.

Inte­re­su­jący był nato­miast spo­sób, w jaki ich uży­wał. Wyma­wiał nazwę rze­czy, którą chciał dostać, np. „jup”, „jo” (jogurt) lub „buo miś” (brą­zowy plu­szowy miś), po czym nastę­po­wała pauza w ocze­ki­wa­niu na rezul­tat. Jeśli dosta­wał to, o co mu cho­dziło, na tym koń­czył. Nie mówił już nic wię­cej. Jeśli jed­nak tego nie dostał lub gdy doro­śli wyda­wali się zajęci czymś innym, zamiast natych­miast pobiec po to, o co pro­sił, patrzył nam pro­sto w oczy, kiwa­jąc głową, i mówił „plose”.

W miarę jak Jasper rósł, roz­wi­jało się jego słow­nic­two. Zaczął mówić o swo­ich ulu­bio­nych stwo­rze­niach („dino!”, co ozna­czało dino­zaury), zaję­ciach („łiii” − oglą­da­nie slaj­dów), a także liczyć („dwa”). Doda­wał też słowo „tak!” po „plose”, aby pod­kre­ślić swoją deter­mi­na­cję. Mówił np.: „jup”, „plose”, „tak”. W języku doro­słych ozna­czało to mniej wię­cej: „Tak, chciał­bym dostać jogurt, naprawdę”.

Jed­nak słowo „plose” miało tu wyjąt­kowe zna­cze­nie. Wią­zało się z pierw­szym w życiu odkry­ciem, że słowa mają moc. Że gene­rują dzia­ła­nie. Że jeśli chce cze­goś i tego nie dostaje, słowo „plose” pozwala mu osią­gnąć cel. A w każ­dym razie − zwięk­szyć praw­do­po­do­bień­stwo jego osią­gnię­cia.

Jasper odkrył swoje pierw­sze magiczne słowo.

Nie­mal wszystko, co robimy, wiąże się z uży­wa­niem słów. Za ich pomocą wyra­żamy idee, samych sie­bie i budu­jemy więzi z tymi, któ­rych kochamy. Poprzez słowa lide­rzy kie­rują ludźmi, sprze­dawcy sprze­dają towary, a rodzice wycho­wują dzieci. Dzięki nim nauczy­ciele są w sta­nie uczyć, decy­denci rzą­dzić, leka­rze − obja­śniać. W słowa ubie­ramy nawet nasze naj­bar­dziej pry­watne myśli.

Według nie­któ­rych osza­co­wań dzien­nie uży­wamy około szes­na­stu tysięcy słówk1. Piszemy e-maile, two­rzymy pre­zen­ta­cje i roz­ma­wiamy z przy­ja­ciółmi, kole­gami i klien­tami. Przy­go­to­wu­jemy pro­file rand­kowe w Inter­ne­cie, plot­ku­jemy z sąsia­dami i zaga­du­jemy naszych part­ne­rów, pyta­jąc, jak im minął dzień.

Lecz choć uży­wamy języka tak inten­syw­nie, rzadko zwra­camy uwagę na swój spo­sób wyra­ża­nia się. Możemy oczy­wi­ście roz­wa­żać idee, które chcemy wyra­zić, dużo mniej wagi przy­wią­zu­jemy jed­nak do poszcze­gól­nych słów, które je prze­ka­zują. Dla­czego zresztą mia­łoby być ina­czej? Kon­kretne słowa wydają się czę­sto nie­wy­mienne.

Cof­nijmy się o trzy zda­nia w tre­ści niniej­szego tek­stu. Wyraz „poszcze­gólne” w odnie­sie­niu do słów można tu zastą­pić wyra­zem „kon­kretny”, „odrębny” lub zasto­so­wać wiele innych syno­ni­mów. Dobie­ramy je spo­śród tych, które traf­nie wyra­żają nasz prze­kaz. Uży­wamy ich spon­ta­nicz­nie, a nie w spo­sób wywa­żony i prze­my­ślany.

Oka­zuje się jed­nak, że pole­ga­nie na intu­icji to błąd. Bar­dzo poważny błąd.

Słowo, które zmieniło świat

W latach 40. XX wieku wystar­czyło jedno słowo, by zmie­nić świat. Gdy ude­rzała klę­ska żywio­łowa lub czarne cha­rak­tery podej­mo­wały próbę znisz­cze­nia życia na Ziemi, nasto­letni boha­ter komiksu Billy Bat­son mówił „SHA­ZAM!” i zamie­niał się w superboha­tera o nie­zwy­kłej sile i pręd­ko­ści.

Takie magiczne słowa są z nami od zawsze. Od „Abra-kada­bra!” i „Hokus-pokus!” po „Seza­mie, otwórz się!” i „Expecto patro­num!”, magicy, cza­ro­dzieje i boha­te­ro­wie wszel­kiej maści zawsze ujarz­miali tajemne moce za pomocą słów. Nie­które wyrazy, gdy uży­wamy ich jako narzę­dzi stra­te­gicz­nych, mogą zmie­nić wszystko niczym zaklę­cia. Słu­cha­cze pod­dają się im jak zacza­ro­wani.

To opo­wiastka wyssana z palca, prawda? Nie­zu­peł­nie.

Pod koniec lat 70. XX wieku bada­cze z Uni­wer­sy­tetu Harvarda prze­pro­wa­dzili pewien eks­pe­ry­ment − zwra­cali się do osób obsłu­gu­ją­cych ksero w biblio­tece miej­skiej w Nowym Jorku z prośbą o przy­sługęk2.

Nowy Jork jest znany z pręż­nego życia kul­tu­ral­nego, boga­tej oferty kuli­nar­nej i zróż­ni­co­wa­nej struk­tury miesz­kań­ców. Czy sły­nie jako mia­sto przy­ja­zne? Nie­spe­cjal­nie. Nowo­jor­czycy mówią szybko, pra­cują ciężko i zawsze się spie­szą. Nakło­nie­nie ich, aby poświę­cili swój cenny czas na wspar­cie obcej osoby w potrze­bie bywa, deli­kat­nie mówiąc, trudne.

Bada­cze chcieli usta­lić, jakie czyn­niki wpły­wają na siłę per­swa­zji. Jeden z człon­ków zespołu cze­kał w biblio­tece przy sto­liku, aż ktoś zacznie kopio­wać. W chwili, kiedy upa­trzona „ofiara” ukła­dała kartki w maszy­nie, czło­nek zespołu badaw­czego wkra­czał do akcji. Pod­cho­dził do mimo­wol­nego uczest­nika eks­pe­ry­mentu, prze­ry­wał mu i pro­sił o pozwo­le­nie sko­rzy­sta­nia z kopiarki.

Sto­so­wano przy tym różne stra­te­gie. W nie­któ­rych przy­pad­kach komu­ni­ko­wano wprost: „Prze­pra­szam, mam do sko­pio­wa­nia tylko pięć stron. Czy mógł­bym sko­rzy­stać z ksera przed panem/panią?”. Nie­kiedy bada­cze doda­wali słowo „ponie­waż”: „Prze­pra­szam, mam do sko­pio­wa­nia tylko pięć stron. Chciał­bym sko­rzy­stać z ksera przed panem/panią, ponie­waż bar­dzo się spie­szę, czy mogę?”.

Stra­te­gie te były nie­mal iden­tyczne. W obu przy­pad­kach sto­so­wano uprzejme „prze­pra­szam”, prośbę o moż­li­wość sko­rzy­sta­nia z kopiarki oraz wzmiankę o pię­ciu stro­nach do powie­le­nia. Obie stra­te­gie zakła­dały rów­nież wywar­cie naci­sku. Zacze­piony miał zaprze­stać wyko­ny­wa­nej czyn­no­ści, wyjąć swoje mate­riały z kopiarki i cze­kać, aż osoba, która się przed niego wpro­siła, upora się ze swoim zada­niem.

Mimo łudzą­cego podo­bień­stwa przy­ję­tych stra­te­gii efekty osią­gane z ich pomocą oka­zały się dia­me­tral­nie różne. Doda­nie słówka „ponie­waż” zwięk­szyło liczbę osób, które pozwo­liły bada­czowi zro­bić kopie poza kolejką, o ponad 50%.

50-pro­cen­towy wzrost sku­tecz­no­ści środka per­swa­zji w wyniku uży­cia jed­nego słowa to nie­zwy­kle zna­czący wynik. Ba, wręcz astro­no­miczny. Z dru­giej strony, można dowo­dzić, że róż­nica pomię­dzy zasto­so­wa­nymi stra­te­giami nie spro­wa­dzała się do jed­nego słowa. Prośba zawie­ra­jąca słowo „ponie­waż” okre­ślała przy­czynę jej wyra­że­nia (badacz wska­zy­wał, że się spie­szy).

Być może ludzie reago­wali więc nie tylko na słowo „ponie­waż”, ale byli bar­dziej skłonni ustą­pić, gdy prośba była odpo­wied­nio uza­sad­niona. Badacz twier­dził, że się spie­szy, jeśli więc zacze­piona przez niego osoba miała czas, zga­dzała się ustą­pić mu miej­sca, by oka­zać uprzej­mość i pomoc.

A jed­nak nie to było powo­dem takiego, a nie innego zacho­wa­nia bada­nych. Zwe­ry­fi­ko­wano to dzięki dodat­ko­wej stra­te­gii. W trze­cim przy­padku, zamiast poda­wać sen­sowne wytłu­ma­cze­nie, badacz nie uza­sad­niał logicz­nie, dla­czego się spie­szy: „Prze­pra­szam, mam do sko­pio­wa­nia pięć stron. Chciał­bym teraz sko­rzy­stać z kopiarki, ponie­waż muszę zro­bić kopie doku­men­tów, czy mogę?”. Nie poda­wał żad­nych nowych infor­ma­cji. Fakt, że musi wyko­nać kopie, wyni­kał jed­no­znacz­nie z prośby o udo­stęp­nie­nie kopiarki. A zatem uży­cie słówka „ponie­waż” nie powinno było wpły­nąć na osią­gany efekt. Gdyby na sku­tecz­ność prośby miało wpływ poda­nie uza­sad­nio­nej przy­czyny, stwier­dze­nie, że badacz chce sko­rzy­stać z kopiarki, ponie­waż musi wyko­nać kopie, byłoby bez zna­cze­nia. W grun­cie rze­czy poda­nie bezsen­sownego powodu mogłoby nawet osła­bić sku­tecz­ność per­swa­zji i zwięk­szyć opór bada­nych przed wyra­że­niem zgody.

Tak się jed­nak nie stało. Bez­sen­sowne uza­sad­nie­nie wzmoc­niło per­swa­zję, zamiast ją osła­bić, tak samo jak poda­nie logicz­nego powodu. Siła ta nie wypły­wała więc z samego uza­sad­nie­nia. Jej źró­dłem było słowo „ponie­waż”.

Bada­nie z uży­ciem kopiarki to tylko jeden z wielu przy­kła­dów mocy magicz­nych słów. Stwier­dze­nie, że coś „pole­camy”, a nie, że nam się to „podoba”, zwięk­sza praw­do­po­do­bień­stwo, że inni postą­pią zgod­nie z naszą suge­stią, o 32%. Uży­cie zaimka względ­nego „whom” przez męż­czyzn w pro­fi­lach na anglo­ję­zycz­nych por­ta­lach rand­ko­wych zwięk­sza o 31% ich szanse na umó­wie­nie się na randkę. Zwięk­sze­nie liczby przy­im­ków w liście moty­wa­cyj­nym spra­wia, że praw­do­po­do­bień­stwo otrzy­ma­nia pracy rośnie o 24%. Nato­miast zasto­so­wa­nie peł­nego zaprze­cze­nia „is not” zamiast skró­towca „isn’t” w opi­sie pro­duktu spra­wia, że ludzie są skłonni zapła­cić za niego o 3 dolary wię­cej. Język zasto­so­wany w omó­wie­niu wyni­ków finan­so­wych firmy wpływa na cenę jej akcji, a słow­nic­two, któ­rego uży­wają dyrek­to­rzy gene­ralni − na zwrot z inwe­sty­cji.

Skąd o tym wszyst­kim wiemy? To wie­dza zdo­byta dzięki nowej gałęzi lin­gwi­styki. Roz­wój tech­no­lo­giczny ucze­nia maszy­no­wego, lin­gwi­styki kom­pu­te­ro­wej i narzę­dzi prze­twa­rza­nia języka w połą­cze­niu z cyfry­za­cją mate­ria­łów wszel­kiego rodzaju − od listów moty­wa­cyj­nych po roz­mowy − zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wały naszą zdol­ność do ana­li­zo­wa­nia języka, przy­no­sząc nie­spo­dzie­wane rezul­taty.

Ja sam zaczą­łem korzy­stać z auto­ma­tycz­nej ana­lizy tek­stu przez przy­pa­dek. W poło­wie pierw­szej dekady XXI wieku, gdy obją­łem posadę pro­fe­sora w Whar­ton School, bada­łem wpływ róż­nych czyn­ni­ków na popu­lar­ność rze­czy i idei. Nasz zespół posta­no­wił zba­dać, od czego zależy poczyt­ność publi­ka­cji pra­so­wych, zgro­ma­dzi­li­śmy więc tysiące arty­ku­łów z „New York Timesa” − od tek­stów z pierw­szych stron poprzez wie­ści ze świata po wia­do­mo­ści spor­towe i nowinki life­style’owe. Wiele z tych arty­ku­łów czy­tało się świet­nie, a jed­nak tylko nie­liczne tra­fiały na listę „naj­czę­ściej czy­ta­nych”, pró­bo­wa­li­śmy więc zro­zu­mieć dla­czego.

W tym celu musie­li­śmy zmie­rzyć różne czyn­niki wpły­wa­jące na popu­lar­ność tre­ści. Być może więk­szą uwagę przy­cią­gają arty­kuły pro­mo­wane na stro­nie głów­nej „Timesa” − uwzględ­ni­li­śmy tę zmienną. Zało­ży­li­śmy też, że zarówno nie­które obszary tema­tyczne, jak i nie­któ­rzy auto­rzy mogą mieć wię­cej czy­tel­ni­ków od innych – i to rów­nież zmie­rzy­li­śmy.

Przede wszyst­kim inte­re­so­wało nas jed­nak, czy fakt, że dany arty­kuł będzie chęt­niej roz­po­wszech­niany, może zale­żeć od okre­ślo­nego spo­sobu pisa­nia; w tym celu musie­li­śmy wymy­ślić patent na zmie­rze­nie cech arty­kułów, np. siłę budzo­nych przez nie emo­cji czy liczbę uży­tecz­nych infor­ma­cji. Na począ­tek zatrud­ni­li­śmy asy­sten­tów badaw­czych. Stu­denci pisali do mnie e-maile z zapy­ta­niem, czy mogą wziąć udział w bada­niu, więc bez trudu pozy­ski­wa­li­śmy współ­pra­cow­ni­ków. Każdy z nich czy­tał arty­kuł i oce­niał go pod kątem róż­nych cech − np. rodzaju i natę­że­nia emo­cji, jakie wzbu­dziła w nim lek­tura.

Stra­te­gia ta oka­zała się sku­teczna, przy­naj­mniej na początku. Zako­do­wa­li­śmy w ten spo­sób kilka, a potem kil­ka­dzie­siąt arty­ku­łów.

Nie dało się jed­nak prze­two­rzyć w ten spo­sób zbioru zło­żo­nego z tysięcy tek­stów. Prze­czy­ta­nie jed­nego arty­kułu wyma­gało czasu; prze­czy­ta­nie dzie­się­ciu, stu lub tysiąca tek­stów trwa­łoby dzie­sięć, sto lub tysiąc razy dłu­żej.

Zatrud­ni­li­śmy więc armię asy­sten­tów, lecz praca posu­wała się zbyt wolno. W dodatku im wię­cej ludzi zatrud­nia­li­śmy, tym bar­dziej rosła nasza nie­pew­ność co do spój­no­ści osią­ga­nych wyni­ków. Zda­nia asy­sten­tów co do emo­cji, jakie wywo­ły­wał u nich każdy z arty­ku­łów, mogły być róż­no­rodne, my zaś zaczę­li­śmy się oba­wiać, że te nie­zgod­no­ści wpłyną na wnio­ski z bada­nia.

Potrze­bo­wa­li­śmy obiek­tyw­nej metody, która uwzględ­nia­łaby efekt skali. Solid­nego narzę­dzia, pozwa­la­ją­cego nam mie­rzyć zmienne dla tysięcy arty­ku­łów i uni­kać nie­ko­rzyst­nych efek­tów zmę­cze­nia i wypa­le­nia asy­sten­tów.

Zaczą­łem roz­ma­wiać o tym z kole­gami; ktoś zapro­po­no­wał, aby­śmy użyli pro­gramu kom­pu­te­ro­wego o nazwie Lin­gu­istic Inqu­iry and Word Count. Oka­zał się olśnie­wa­jąco pro­sty w obsłu­dze. Użyt­kow­nik wpro­wa­dzał do niego blok tek­stu (np. arty­kuł z gazety lub dowolny inny tekst), a pro­gram obli­czał punk­ta­cję dla róż­nych wymia­rów. Przy­kła­dowo, liczył użyte w arty­kule słowa nace­cho­wane emo­cjo­nal­nie, by oce­nić, w jakim stop­niu tekst odwo­łuje się do uczuć.

W prze­ci­wień­stwie do asy­sten­tów, pro­gram ni­gdy się nie męczył. W dodatku wyniki jego pracy były nie­ska­zi­tel­nie spójne − za każ­dym razem kodo­wał tre­ści dokład­nie tak samo. Lin­gu­istic Inqu­iry and Word Count, LIWC, stał się moim ulu­bio­nym narzę­dziem badaw­czym1.

Mądrość płynąca ze słów

W ciągu dzie­się­cio­leci, które upły­nęły od tego czasu, poja­wiły się setki nowych narzę­dzi i stra­te­gii ‒ metody licze­nia okre­ślo­nych zwro­tów, odkry­wa­nia głów­nych wąt­ków w doku­men­tach, eks­tra­ho­wa­nia ukry­tej w sło­wach mądro­ści.

Mikro­skop zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wał bio­lo­gię, a tele­skop − astro­no­mię; narzę­dzia prze­twa­rza­nia języka dopro­wa­dziły zaś do trans­for­ma­cji nauk spo­łecz­nych, dostar­cza­jąc nam infor­ma­cji o zacho­wa­niach ludzi. Ana­li­zo­wa­li­śmy roz­mowy tele­fo­niczne z dzia­łami ser­wi­so­wymi, by odkryć słowa, dzięki któ­rym rośnie zado­wo­le­nie klien­tów; roz­kła­da­li­śmy je na czyn­niki pierw­sze, by zro­zu­mieć, dla­czego ich efekty są nie­jed­no­rodne, i bada­li­śmy arty­kuły z por­tali inter­ne­to­wych, by ziden­ty­fi­ko­wać styl przy­cią­ga­jący uwagę czy­tel­ni­ków. Prze­świe­tli­li­śmy tysiące sce­na­riu­szy fil­mo­wych, żeby dowie­dzieć się, dla­czego nie­które z nich rodzą kinowe hity, i prze­stu­dio­wa­li­śmy dzie­siątki tysięcy prac nauko­wych, by zro­zu­mieć, co decy­duje o ich atrak­cyj­no­ści. W tre­ści milio­nów recen­zji zamiesz­cza­nych w sieci szu­ka­li­śmy odpo­wie­dzi na pyta­nie, w jaki spo­sób język wpływa na odbiór prze­kazu ust­nego.

Ana­li­zo­wa­li­śmy wizyty w gabi­ne­tach lekar­skich, by usta­lić, co skła­nia pacjen­tów do prze­strze­ga­nia zale­ceń leka­rzy, i wnio­ski o zwol­nie­nie warun­kowe, by wytro­pić sfor­mu­ło­wa­nia decy­du­jące o ich sku­tecz­no­ści. W wywo­dach adwo­ka­tów szu­ka­li­śmy słów, które stoją za wygra­nymi spra­wami sądo­wymi. Prze­two­rzy­li­śmy sce­na­riu­sze dzie­siąt­ków tysięcy pro­gra­mów tele­wi­zyj­nych, aby zro­zu­mieć, skąd biorą się dobre histo­rie, i ponad ćwierć miliona tek­stów pio­se­nek, pró­bu­jąc uchwy­cić chwilę, w któ­rej rodzi się hit.

Pod­czas tej pracy upew­ni­łem się osta­tecz­nie, że magiczne słowa mają wielką moc. Ow­szem, zna­cze­nie ma wszystko, co mówimy, ale nie­które słowa są potęż­niej­sze od innych. Wła­ściwy zwrot, użyty w odpo­wied­nim cza­sie, jest w sta­nie kształ­to­wać umy­sły, przy­cią­gać uwagę, gene­ro­wać dzia­ła­nie.

Czym zatem są magiczne słowa i jak ich uży­wać?

Niniej­sza książka odsła­nia ukryte pra­wi­dła funk­cjo­no­wa­nia języka, a co waż­niej­sze, poka­zuje, jak czer­pać korzy­ści z tej wie­dzy. Jak prze­ko­ny­wać innych do swo­ich racji, pogłę­biać więzi, odno­sić suk­cesy w życiu pry­wat­nym i zawo­do­wym.

Omó­wimy tu sześć rodza­jów magicz­nych słów, które (1) akty­wi­zują iden­ty­fi­ka­cję i dzia­ła­nie, (2) komu­ni­kują pew­ność sie­bie, (3) decy­dują o sku­tecz­no­ści zada­wa­nych pytań, (4) otwie­rają drzwi do kon­kre­tów, (5) wyzwa­lają emo­cje oraz (6) ujarz­miają podo­bień­stwa (a także róż­nice).

1. Aktywizacja identyfikacji i działania

Słowa suge­rują, kto kie­ruje danym dzia­ła­niem, kto za nie odpo­wiada i co ozna­cza zaan­ga­żo­wa­nie się w kon­kretne dzia­ła­nie. Ozna­cza to, że nie­wielka mody­fi­ka­cja słów, któ­rych uży­wamy, może mieć ogromne zna­cze­nie. Dowiemy się, czemu uży­wa­nie rze­czow­ni­ków zamiast cza­sow­ni­ków zwięk­sza siłę prze­ko­ny­wa­nia, jak powie­dzieć „nie”, by osią­gnąć efekt, i dla­czego zmiana poło­że­nia jed­nego słowa w pyta­niu, na które nie umiemy zna­leźć odpo­wie­dzi, może zwięk­szyć naszą kre­atyw­ność. Dla­czego mówie­nie o sobie w trze­ciej oso­bie zmniej­sza lęk i uła­twia komu­ni­ka­cję, a pro­ste słowo „ty” spraw­dza się tylko w niektó­rych inte­rak­cjach. Jak słowa kształ­tują dzia­ła­nie i empa­tię, wpły­wają na wybory etyczne, udział w gło­so­wa­niach i kłót­nie z mał­żon­kiem.

2. Komunikowanie pewności siebie

Słowa to nośnik nie tylko fak­tów i opi­nii, ale także stop­nia naszej pew­no­ści co do nich, co z kolei kształ­tuje nasz wize­ru­nek i siłę prze­ko­ny­wa­nia. Z tej książki dowiesz się, że zmiana spo­sobu wysła­wia­nia się może prze­mie­nić sła­bego sprze­dawcę w genial­nego lidera sprze­daży, dla­czego język uży­wany przez praw­ni­ków bywa rów­nie istotny jak prze­ka­zy­wane przez nich fakty, a styl wypo­wie­dzi wpływa na postrze­ga­nie nas jako osób wia­ry­god­nych, rze­tel­nych i pew­nych sie­bie. Zro­zu­miesz, dla­czego doradcy finan­sowi pewni wła­snych racji budzą więk­sze zaufa­nie, nawet jeśli w isto­cie się mylą, a recen­zja poda­jąca, że restau­ra­cja „ser­wuje” , a nie „ser­wo­wała” świetne jedze­nie, przy­ciąga wię­cej gości. Prze­ko­nasz się też, że nie zawsze warto grać pew­nego sie­bie – cza­sami lepiej przy­znać się do wąt­pli­wo­ści. Wbrew pozo­rom, gdy w grę wcho­dzi kwe­stia kon­tro­wer­syjna, takie wyzna­nie może zadzia­łać na Twoją korzyść. Na podob­nej zasa­dzie przy­zna­nie się do wła­snych ogra­ni­czeń może wzmoc­nić Twoją wia­ry­god­ność.

3. Zadawaj właściwe pytania

Z tego roz­działu dowiesz się, jak należy sta­wiać pyta­nia, dla­czego pro­sze­nie o radę spra­wia, że inni uznają nas za mądrzej­szych, a duża liczba pytań zada­nych pod­czas pierw­szej randki zwięk­sza szanse na kolejną. Prze­czy­tasz tu, jak pytać, by uzy­skać jak naj­wię­cej infor­ma­cji; jak unik­nąć odpo­wie­dzi na trudne pyta­nia i skło­nić innych, by wyja­wili ci to, co chcesz wie­dzieć. Poznasz histo­rię mał­żeń­stwa, które odkryło nie­za­wodny spo­sób pogłę­bia­nia więzi, i zro­zu­miesz, dla­czego osoba, która umie zada­wać wła­ściwe pyta­nia, jest postrze­gana jako uważna i tro­skliwa.

4. Budowanie konkretu

Ten roz­dział wyja­śnia, na czym polega siła słów opi­su­ją­cych kon­krety. Które słowa sygna­li­zują, że uważ­nie słu­chamy, i dla­czego zasto­so­wa­nie słowa „napra­wić” zamiast „roz­wią­zać pro­blem” zwięk­sza poziom zado­wo­le­nia klien­tów. Dla­czego wie­dza może być prze­kleń­stwem, a „szary T-shirt” sprze­daje się lepiej niż po pro­stu „top”. Jeśli zaś cenisz kon­krety ponad wszystko, dowiesz się, że cza­sami lepiej odwo­łać się do pojęć abs­trak­cyj­nych. Zro­zu­miesz też, dla­czego język abs­trak­cji koja­rzy się z siłą i przy­wódz­twem oraz pomaga start-upom pozy­skać fun­du­sze.

5. Niech przemówią emocje

W roz­dziale 5 opi­sano, dla­czego język emo­cji sty­mu­luje zaan­ga­żo­wa­nie i jak zro­bić uży­tek z tej wie­dzy. Znaj­dziesz tu histo­rię dwu­dzie­sto­dwu­let­niego prak­ty­kanta, który stwo­rzył impe­rium pod­ca­stów, ponie­waż odkrył skład­niki prze­pisu na dobrą opo­wieść; dowiesz się, dla­czego suma cech ujem­nych może przy­czy­nić się do uwy­pu­kle­nia dodat­nich i czemu język emo­cji zwięk­sza sprze­daż, ale tylko w nie­któ­rych kate­go­riach pro­duk­tów. Nauczysz się mówić na każdy temat w taki spo­sób, by inni uważ­nie cię słu­chali, i odkry­jesz, że wzbu­dza­nie u słu­cha­czy uczu­cia dumy i szczę­ścia spra­wia, że tracą zain­te­re­so­wa­nie dal­szym cią­giem wypo­wie­dzi. Opa­nu­jesz taj­niki ope­ro­wa­nia języ­kiem emo­cji, dowiesz się, kiedy go uży­wać i jak two­rzyć pre­zen­ta­cje, opo­wia­da­nia oraz tre­ści, które przy­cią­gną uwagę wszyst­kich odbior­ców.

6. Wykorzystywanie podobieństw (i różnic)

Ten roz­dział trak­tuje o podo­bień­stwach i róż­ni­cach w spo­so­bie wysła­wia­nia się. Opi­sa­łem w nim zna­cze­nie podo­bieństw języ­ko­wych i ich wpływ na to, kto dosta­nie awans, kto się z kim zaprzy­jaźni, kto zosta­nie zwol­niony, a kto zdoła umó­wić się na drugą randkę. Podo­bień­stwa jed­nak nie zawsze są dobre. Cza­sami lepiej spraw­dzają się róż­nice. Dowiesz się też, dla­czego nie­ty­powe pio­senki zyskują więk­szą popu­lar­ność i w jaki spo­sób wir­tu­alni asy­stenci w rodzaju Siri czy Alexy służą do kwan­ty­fi­ko­wa­nia pręd­ko­ści roz­cho­dze­nia się infor­ma­cji oraz ich zasięgu. Nauczysz się roz­po­zna­wać style języ­kowe innych i sytu­acje, w któ­rych warto je naśla­do­wać, a także for­mu­ło­wać prze­kaz zro­zu­miały i akcep­to­walny dla odbior­ców.

7. Co zdradza język

Pierw­szych sześć roz­dzia­łów tej książki sku­pia się na dzia­ła­niu słów; ten, kto umie­jęt­nie się nimi posłu­guje, jest szczę­śliw­szy, zdrow­szy i odnosi suk­cesy życiowe. Ostatni roz­dział poświę­cony jest mocy ukry­tej za sło­wami. Poja­wią się w nim bada­cze, któ­rzy roz­szy­fro­wali zagadkę odna­le­zio­nej po latach sztuki Szek­spira, choć nawet jej nie prze­czy­tali, a także narzę­dzia ana­li­tyczne pozwa­la­jące prze­wi­dzieć, kto będzie miał pro­blemy ze spłatą rat kre­dytu na pod­sta­wie słow­nic­twa uży­tego we wnio­sku o pożyczkę (wska­zówka: nie należy ufać eks­tra­wer­ty­kom). Przed­sta­wię tu rów­nież, co język może nam powie­dzieć na temat ogółu spo­łe­czeń­stwa. W jaki spo­sób ana­liza ćwierci miliona tek­stów pio­se­nek odpo­wiada na odwieczne pyta­nie, czy muzyka jest mizo­gi­niczna (i czy coś się zmie­nia w tej kwe­stii), a także w jaki spo­sób nagra­nia z kamer pod­ręcz­nych zdra­dzają trudne do uchwy­ce­nia róż­nice w nasta­wie­niu poli­cjan­tów do osób rasy czar­nej i bia­łej. Poznasz tu język jako narzę­dzie do odkry­wa­nia tajem­nic ota­cza­ją­cego cię świata. Dowiesz się, co słowa mówią nam o innych ludziach, o ich moty­wa­cji, i prze­ko­nasz się, że język odzwier­cie­dla sub­telne ste­reo­typy i uprze­dze­nia spo­łeczne.

Każdy roz­dział kon­cen­truje się na jed­nym rodzaju magicz­nych słów i wska­zuje, w jaki spo­sób można z nich korzy­stać. Nie­które wnio­ski są nad­zwy­czaj pro­ste i ogra­ni­czają się do wska­zó­wek w rodzaju „mów: »nie zro­bię tego« zamiast »nie mogę tego zro­bić«”; inne są bar­dziej zło­żone i uza­leż­nione od kon­tek­stu.

Niniej­sza książka kon­cen­truje się na efek­tyw­nym ope­ro­wa­niu sło­wami, jeśli nato­miast chcesz dowie­dzieć się wię­cej na temat narzę­dzi, z któ­rych korzy­sta­łem, zapo­znaj się z przy­pi­sami. Znaj­dziesz tam infor­ma­cje o głów­nych teo­riach, jak rów­nież o fir­mach, orga­ni­za­cjach i bran­żach, w któ­rych mają one zasto­so­wa­nie.

Czy sobie to uświa­da­miamy, czy nie, wszy­scy jeste­śmy w pewien spo­sób pisa­rzami. Nawet jeśli nie piszemy ksią­żek ani arty­ku­łów do gazet, nie okre­ślamy sie­bie mia­nem auto­rów czy dzien­ni­ka­rzy − wszy­scy piszemy: e-maile do kole­gów i SMS-y do przy­ja­ciół; raporty dla naszych prze­ło­żo­nych i tek­sty pre­zen­ta­cji dla klien­tów.

Wszy­scy jeste­śmy także mów­cami. Być może nie zda­rza nam się prze­ma­wiać na podium do wie­lo­ty­sięcz­nej publicz­no­ści, wszy­scy jed­nak od czasu do czasu zabie­ramy głos publicz­nie. Przed­sta­wiamy pro­jekty fir­mowe, roz­ma­wiamy na rand­kach. Spon­so­rów pro­simy o datki, a dzieci − żeby posprzą­tały w swoim pokoju. Aby stać się lep­szymi pisa­rzami i mów­cami − komu­ni­ko­wać się w spo­sób świa­domy i celowy − musimy nauczyć się dobie­rać słowa. Trudno nakło­nić innych, by nas słu­chali, a tym trud­niej − by zro­bili to, czego od nich ocze­ku­jemy. Trudno także moty­wo­wać ludzi, zachę­cać ich do kre­atyw­no­ści, budo­wać więzi spo­łeczne. Wła­ściwe słowa mogą oka­zać się pomocne w tej dzie­dzi­nie.

Nie­któ­rych ludzi okre­śla się mia­nem elo­kwent­nych. Cechuje ich siła per­swa­zji i cha­ry­zma; wydaje się, że zawsze wie­dzą, co powie­dzieć. Czy to zna­czy, że cała reszta ludz­ko­ści ma po pro­stu pecha i ni­gdy nie zdoła im dorów­nać?

Nie­zu­peł­nie.

Nikt nie rodzi się wspa­nia­łym mówcą czy pisa­rzem − tych umie­jęt­no­ści można się nauczyć. Słowa mają potężną moc, my zaś możemy z niej czer­pać, jeśli zro­zu­miemy, kiedy, dla­czego i w jaki spo­sób dzia­łają.

Bez względu na to, czy chcesz nauczyć się lepiej ope­ro­wać sło­wami, czy jedy­nie zro­zu­mieć, na czym polega ich siła − ta książka ci w tym pomoże.

1. Osoby zain­te­re­so­wane LIWC odsy­łam do zna­ko­mi­tej książki Jamesa W. Pen­ne­ba­kera zaty­tu­ło­wa­nej The Secret Life of Pro­no­uns. [wróć]

1. Aktywizacja identyfikacji i działania

1

Akty­wi­za­cja iden­ty­fi­ka­cji i dzia­ła­nia

W sercu tęt­nią­cej życiem Doliny Krze­mo­wej, w nie­po­zor­nej bocz­nej uliczce mia­steczka Stan­ford mie­ści się przed­szkole uzna­wane powszech­nie za jedno z naj­lep­szych w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Bing Nur­sery School to marze­nie każ­dego przed­szko­laka. Dzieci mają do dys­po­zy­cji teren o powierzchni dwu­dzie­stu akrów, a na nim − pagórki i mosty, pia­skow­nice, kojce z kur­cząt­kami i klatki kró­li­ków. Duże i jasne sale pełne są mate­ria­łów pla­stycz­nych, kloc­ków i róż­no­rod­nych pomocy edu­ka­cyj­nych, które mają bawić i uczyć jed­no­cze­śnie. Budy­nek rów­nież został zapro­jek­to­wany z myślą o dzie­ciach − okna umiesz­czono na tyle nisko, by się­gnęli do nich nawet naj­młodsi. Nic dziw­nego, że lista ocze­ku­ją­cych na miej­sce jest długa, chęt­nych rodzi­ców tysiące, a miejsc – zale­d­wie kil­ka­set.

Nie­któ­rzy pró­bują wpły­wać na kie­row­nic­two przed­szkola − prze­ko­nują, że ich dziecko to geniusz, że ma wyjąt­kowe uzdol­nie­nia muzyczne lub potrafi liczyć w dzie­się­ciu języ­kach.

Bing nie szuka jed­nak dzieci wyjąt­ko­wych – wręcz prze­ciw­nie. Sta­wia się tu na róż­no­rod­ność: grupa dzieci przed­szkol­nych ma odzwier­cie­dlać cechy ogółu popu­la­cji. To dla­tego, że insty­tu­cja nie jest jedy­nie przed­szko­lem − to zara­zem swo­iste labo­ra­to­rium naukowe.

We wcze­snych latach 60. XX wieku na Uni­wer­sy­te­cie Stan­forda poja­wiła się ini­cja­tywa utwo­rze­nia szkoły eks­pe­ry­men­tal­nej. Pra­cow­nicy i wykła­dowcy potrze­bo­wali pla­cówki opie­kuń­czej dla swo­ich dzieci, a stu­denci − zajęć prak­tycz­nych; w rezul­ta­cie, dzięki dota­cji z agen­cji fede­ral­nej Natio­nal Science Foun­da­tion, powstał nowo­cze­sny insty­tut badaw­czy. Poza wspa­nia­łym wypo­sa­że­niem i tere­nem ota­cza­ją­cym budy­nek, które czy­nią Bing mode­lo­wym przed­szko­lem, pla­cówka jest wypo­sa­żona w lustra wenec­kie we wszyst­kich kla­sach i dodat­kowe sale obser­wa­cyjne, które zapew­niają bada­czom ide­alne warunki do stu­dio­wa­nia roz­woju dziecka.

Prze­pro­wa­dzono tu setki badań. Reali­zo­wano tutaj m.in. słynny test mar­sh­mal­low, za pomocą któ­rego badano zdol­ność dzieci do odro­cze­nia gra­ty­fi­ka­cji („jeśli nie zjesz od razu pianki, którą masz przed sobą, po upły­wie okre­ślo­nego czasu otrzy­masz jesz­cze jedną”). Ana­liza moty­wa­cji wewnętrz­nej pozwo­liła usta­lić, że wyna­gra­dza­nie dzieci za czyn­no­ści, które spra­wiają im przy­jem­ność (np. kolo­ro­wa­nie obraz­ków), zmniej­sza praw­do­po­do­bień­stwo wyko­na­nia ich w przy­szło­ści.

Nie­dawno w Bing poja­wiła się grupa bada­czy, któ­rzy szu­kali odpo­wie­dzi na pyta­nie, jak zachę­cać dzieci do poma­ga­niak3. Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że to cenna cecha. Rodzice pro­szą dzieci o pomoc w myciu naczyń, wycho­wawcy − w sprzą­ta­niu zaba­wek, a rówie­śnicy − żeby ich pohuś­tać.

Jak wia­domo, dzieci nie zawsze są skłonne do pomocy. Bywa, że − podob­nie jak nasi klienci, kole­dzy z pracy czy zna­jomi – nie życzą sobie speł­niać naszych ocze­ki­wań. Wolą budo­wać wieże z kloc­ków, ska­kać po kana­pie albo wycią­gać sznu­ro­wa­dła ze wszyst­kich butów, które zna­la­zły w sza­fie.

W ramach ana­lizy mecha­ni­zmów per­swa­zji naukowcy popro­sili grupę cztero- i pię­cio­lat­ków o pomoc w czyn­no­ści, któ­rej dzieci szcze­gól­nie nie lubią: w sprzą­ta­niu. Trzeba było powkła­dać do pojem­nika klocki roz­rzu­cone po pod­ło­dze, odło­żyć na miej­sce zabawki i sprząt­nąć prze­wró­cony pojem­nik, z któ­rego wysy­pały się kredki. Aby utrud­nić sobie zada­nie, bada­cze cze­kali, aż dzieci zajmą się inną czyn­no­ścią − zabawą lub ryso­wa­niem − i dopiero wów­czas pro­sili je o pomoc. One zaś w tej sytu­acji nie miały na to naj­mniej­szej ochoty.

Nie­które popro­szono wprost. Bada­cze przy­po­mnieli im, że poma­ga­nie jest dobre i może ozna­czać bar­dzo wiele rze­czy, od pozbie­ra­nia zaba­wek po zaofe­ro­wa­nie wspar­cia potrze­bu­ją­cemu.

W przy­padku jed­nej z grup zasto­so­wano cie­kawy zabieg. Poga­danka brzmiała nie­mal tak samo, jak w przy­padku pozo­sta­łych. Bada­cze opo­wia­dali dzie­ciom o poma­ga­niu innym na różne spo­soby. Roz­mowa róż­niła się jed­nak jed­nym szcze­gó­łem. Zamiast pro­sić malu­chy o „pomoc”, badacz uży­wał w sto­sunku do nich słowa „pomoc­nik”.

Róż­nica wydaje się wła­ści­wie nie­istotna. Można ją uznać za nie­mal nie­zau­wa­żalną. Pozor­nie to prawda. W obu przy­pad­kach prośba doty­czyła tej samej czyn­no­ści (pozbie­ra­nia rze­czy) i odno­siła się w takiej czy innej for­mie do „pomocy”. Jedyna róż­nica pole­gała na doda­niu trzech liter (koń­cówki -nik).

Przy tej, wyda­wa­łoby się nie­wiel­kiej, róż­nicy efekt był spek­ta­ku­larny. W porów­na­niu z grupą pro­szoną o „pomoc”, w gru­pie, do któ­rej zwró­cono się jako do poten­cjal­nych „pomoc­ni­ków”, liczba chęt­nych wzro­sła o nie­mal jedną trze­cią. Dla­czego? Czemu te trzy litery oka­zały się tak istotne?

Oka­zuje się, że ma to zwią­zek z róż­nicą pomię­dzy cza­sow­ni­kiem i rze­czow­ni­kiem.

Wyobraź sobie, że opo­wia­dam ci o dwóch oso­bach: Rebece i Fre­dzie. Rebeka ma zwy­czaj bie­gać, a Fred jest bie­ga­czem. Jak sądzisz, które z nich bar­dziej lubi bie­ga­nie?

Ludzi można opi­sy­wać na różne spo­soby. Peter jest młody, a Scott stary. Susan jest kobietą, a Tom − męż­czy­zną. Char­les lubi base­ball, Kri­sten ma libe­ralne poglądy, a Mike czę­sto jada cze­ko­ladę. Jes­sica to ranny pta­szek, Danny kocha psy, a Jill jest kawoszką. Od cech demo­gra­ficz­nych, takich jak wiek czy płeć, po opi­nie, cechy indy­wi­du­alne i upodo­ba­nia, opisy tego rodzaju dają nam pewien obraz tego, kim jest bądź co lubi dana osoba.

Tę samą rzecz można jed­nak wyra­zić na wiele spo­so­bów. Kogoś, kto ma lewi­cowe sym­pa­tie poli­tyczne, można opi­sać np. jako osobę o „libe­ral­nych poglą­dach” lub jako „libe­rała”. Kogoś, kto lubi psy, okre­śla się jako „czło­wieka kocha­ją­cego psy” lub „psia­rza”. Róż­nica może wyda­wać się nie­wielka, jed­nak w każ­dym z poda­nych przy­kła­dów opcja druga opi­suje kon­kretną kate­go­rię. Okre­śle­nie kogoś mia­nem libe­ral­nego wska­zuje, że ma on lewi­cowe poglądy. Jed­nak uży­cie słowa „libe­rał” suge­ruje, że osoba ta należy do okre­ślo­nej grupy. Jest człon­kiem zde­fi­nio­wa­nego zbioru jed­no­stek. Przy­na­leż­ność do danej kate­go­rii wiąże się zwy­kle przy­naj­mniej w pew­nym stop­niu z nie­zmien­no­ścią lub trwa­ło­ścią. Kate­go­ria nie odnosi się do tego, co dana osoba zro­biła lub robi, lecz do głęb­szej istoty rze­czy: kim dana osoba jest. Nie tu i teraz, ale bez względu na czas i oko­licz­no­ści. Kim zawsze będzie.

Stwier­dze­nie, że ktoś jest libe­ralny, suge­ruje, że obec­nie ma lewi­cowe poglądy; okre­śle­nie danej osoby mia­nem „libe­rał” odnosi się do utrwa­lo­nej cechy. Infor­ma­cja, że ktoś uwiel­bia psy, nie­sie ukryty prze­kaz, że tak jest obec­nie; jeśli mówimy o kimś „psiarz”, suge­rujemy jego trwałą przy­na­leż­ność do okre­ślo­nej grupy. Możemy odno­sić się do sta­nów tym­cza­so­wych (np. „Sally nie sprząt­nęła naczyń”) lub nada­wać im bar­dziej trwały lub fun­da­men­talny cha­rak­ter, sto­su­jąc ety­kiety (np. „Sally jest flej­tu­chem”). Źle jest prze­grać. Jesz­cze gorzej jest „być prze­gra­nym”.

Przy­kła­dowo, możemy powie­dzieć, że Rose „jada dużo mar­chewki”, jeśli jed­nak zamiast tego uży­jemy wobec Rose okre­śle­nia „poże­raczka mar­che­wek”, odbiorca założy, że upodo­ba­nie to ma cha­rak­ter trwały. Uzna, że Rose praw­do­po­dob­nie jadała dużo mar­chewki jako dziecko i zapewne będzie to robić w przy­szło­ści, nawet jeśli kto­kol­wiek będzie pró­bo­wał ją przed tym powstrzy­mać. Zacho­wa­nie to jest trwałe; prze­szłość, przy­szłość czy ewen­tu­alny sprze­ciw nie mają tu zna­cze­niak4.

Moc ety­kiet bywa potężna, do tego stop­nia, że ludzie czę­sto sta­rają się dystan­so­wać od opi­sy­wa­nych nimi zacho­wań. Wal­cząc o łagodny wyrok dla swego klienta, praw­nik może powie­dzieć: „On nie jest prze­stępcą; po pro­stu doko­nał złego wyboru” . Fan sportu może mówić o sobie: „Cza­sem oglą­dam mecze, ale nie jestem kibi­cem”.

W każ­dym z tych przy­pad­ków ety­kieta wiąże się z okre­śloną czę­ścią mowy: z rze­czow­ni­kiem. Cecha „libe­ralny” to przy­miot­nik; kate­go­ria „libe­rał” jest rze­czow­ni­kiem. Kiedy mówimy, że ktoś „dużo biega”, uży­wamy cza­sow­nika „bie­gać”; stwier­dze­nie, że ktoś jest „bie­ga­czem”, prze­kształca dzia­ła­nie (cza­sow­nik) w okre­śloną toż­sa­mość (rze­czow­nik).

Bada­nia w róż­nych dzie­dzi­nach i obsza­rach dowo­dzą, że prze­kształ­ca­nie dzia­ła­nia w toż­sa­mość może kształ­to­wać spo­sób postrze­ga­nia ludzik5. Kiedy dowia­du­jemy się, że ktoś jest kawo­szem (a nie, że pije dużo kawy) lub kom­pu­te­row­cem (nie zaś osobą, która spę­dza dużo czasu przy kom­pu­te­rze), jest to dla nas sygnał, że osoba ta lubi kawę (lub kom­pu­tery) w stop­niu ponad­prze­cięt­nym, upodo­ba­nie to naj­pew­niej ni­gdy nie prze­mi­nie, nawet jeśli nikt inny go nie podziela.

Zamiana cza­sow­nika (np. „pija kawę”) w opi­sie danej osoby na rze­czow­nik (np. „jest kawo­szem”) spra­wia, że nasta­wie­nie lub pre­fe­ren­cje danej osoby wydają się trwal­sze i bar­dziej sta­bilne. Są czę­ścią toż­sa­mo­ści, a nie jedy­nie wyra­zem nastroju czy zachcianki.

Fakt, że prze­kształ­ca­nie dzia­łań w toż­sa­mo­ści wpływa na postrze­ga­nie ludzi, ma wiele uży­tecz­nych impli­ka­cji. Okre­śle­nie sie­bie mia­nem pasjo­nata (a nie „czło­wieka z pasją) w liście moty­wa­cyj­nym wywiera lep­sze wra­że­nie. Uży­cie okre­śle­nia „inno­wa­tor” w odnie­sie­niu do współ­pra­cow­nika sta­wia go w lep­szym świe­tle niż gdyby nazwać go „inno­wa­cyj­nym”.

To jed­nak nie wszystko. Słowa wpły­wają nie tylko na per­cep­cję – zako­rze­nione w nich idee mogą rów­nież kształ­to­wać zacho­wa­nia. Ujmo­wa­nie dzia­łań w ramy naszej auto­iden­ty­fi­ka­cji, które prze­mie­niają dzia­ła­nia w toż­sa­mość, może rów­nież wpły­wać na dzia­ła­nia innych.

Każdy chce mieć pozy­tywny obraz sie­bie – postrze­gać sie­bie jako osobę inte­li­gentną, kom­pe­tentną, atrak­cyjną i sprawną w dzia­ła­niu. Nie­któ­rzy cenią sobie kon­dy­cję fizyczną, inni wie­dzę ogólną, jesz­cze inni − umie­jęt­ność przy­go­to­wa­nia pysz­nego obiadu z dowol­nych resz­tek znaj­du­ją­cych się aku­rat w lodówce, lecz wszy­scy chcemy widzieć samych sie­bie w pozy­tywnym świe­tle. Dla­tego sta­ramy się postę­po­wać zgod­nie z wła­snym wize­run­kiem, który stwo­rzy­li­śmy. Chcesz się czuć wyspor­to­wany? Nie zaszko­dzi od czasu do czasu pobie­gać. Chcesz uwa­żać się za osobę bogatą lub o wyso­kim sta­tu­sie? W takim razie lepiej kup luk­su­sowy samo­chód lub wybierz się na egzo­tyczne waka­cje. Kon­se­kwen­cja w dzia­ła­niu pozwala nam sądzić, że jeste­śmy oso­bami, któ­rymi chcemy być.

Co cie­kawe, jeśli ludzie chcą spra­wiać okre­ślone wra­że­nie, uję­cie dzia­łań w ramy potwier­dza­jące pożą­daną toż­sa­mość może zmo­ty­wo­wać ich do okre­ślo­nych zacho­wań. Ten mecha­nizm wyja­śnia wyniki bada­nia prze­pro­wa­dzo­nego w Bing Nur­sery School.

Gdy pro­simy kogoś o pomoc, czę­sto uży­wamy cza­sow­ni­ków: „Czy możesz pomóc mi posprzą­tać klocki?” lub „Czy możesz pomóc mi w zmy­wa­niu?”. W obu przy­pad­kach prośba zawiera słowo okre­śla­jące czyn­ność: „pomóc”. Tę samą prośbę można jed­nak wyra­zić ina­czej, prze­kształ­ca­jąc cza­sow­nik w rze­czow­nik. Zamiast pro­sić kogoś, żeby pomógł nam w posprzą­ta­niu kloc­ków, spró­bujmy użyć rze­czow­nika: „Czy zechcesz zostać moim pomoc­ni­kiem i posprzą­tać klocki?”. Ta pro­sta zmiana spra­wia, że zwy­kłe dzia­ła­nie (poma­ga­nie) zamie­nia się w coś wyjąt­ko­wego. Sprzą­ta­nie kloc­ków nie jest już tylko aktem poma­ga­nia − staje się szansą. Szansą przy­bra­nia pożą­da­nej toż­sa­mo­ści.

Nie­któ­rym rodzi­com będzie pew­nie trudno w to uwie­rzyć, ale więk­szość dzieci chce postrze­gać sie­bie jako pomoc­ni­ków. Oczy­wi­ście nie są w sta­nie wynieść śmieci ani ugo­to­wać obiadu, ale „pomoc­nik”, który ma wkład w funk­cjo­no­wa­nie grupy, to pozy­tywna toż­sa­mość, którą dzieci chęt­nie akcep­tują. Nazwa­nie cza­sow­nika lub prze­kształ­ce­nie go w rze­czow­nik zamie­nia coś, co było dotąd jedy­nie dzia­ła­niem (poma­ga­niem), w moż­li­wość zyska­nia pozy­tyw­nej toż­sa­mo­ści (pomoc­nika). Sprząt­nię­cie kloc­ków staje się szansą, by poka­zać sobie, a może także innym, że jestem dobrą osobą. Człon­kiem grupy, do któ­rej chcę przy­na­le­żeć.

Poma­ga­nie? Jasne, jest w porządku. Ale szansa zoba­cze­nia sie­bie w roli pomoc­nika? Zyska­nia toż­sa­mo­ści, która nam się podoba? Fak­tycz­nie, dla cze­goś takiego warto odło­żyć kredki i ruszyć do sprzą­ta­nia. Tak też rozu­mo­wały dzieci w Bing.

Zamiana cza­sow­ni­ków na rze­czow­niki ma skutki o wiele bar­dziej dale­ko­siężne niż moty­wo­wa­nie dzieci do sprzą­ta­nia. W roku 2008 bada­cze wyko­rzy­stali tę samą zasadę, by zwięk­szyć liczbę osób uczest­ni­czą­cych w wybo­rach. Wybory to klucz do demo­kra­cji i narzę­dzie wpływu na spo­sób rzą­dze­nia kra­jem, lecz wielu ludzi nie bie­rze w nich udziału. Wszy­scy wie­dzą, że należy gło­so­wać, podob­nie jak poma­gać, ale nie zawsze wie­dza ta prze­kłada się na dzia­ła­nie. Jeste­śmy zbyt zajęci, zapo­mi­namy albo zwy­czaj­nie nie prze­ko­nuje nas żaden z kan­dy­da­tów.

Bada­cze posta­no­wili spraw­dzić, czy pro­sty zabieg języ­kowy może przy­czy­nić się do wzro­stu moty­wa­cji. Zamiast stan­dar­do­wej stra­te­gii komu­ni­ka­cyj­nej (nakła­nia­nie ludzi do gło­so­wa­nia) zasto­so­wali metodę nieco odmienną: zwró­cili się do wybor­ców. Róż­nica wydaje się mini­malna. Literę „y” na końcu słowa „wybory” zastą­piono dwiema: „ca”. I to zadzia­łało. Liczba osób, które wzięły udział w wybo­rach, wzro­sła o ponad 15%k6.

Uję­cie zacho­wa­nia − uczest­nic­twa w wybo­rach – w ramy pozy­tyw­nej toż­sa­mo­ści wyborcy spra­wiło, że wzro­sła liczba osób skłon­nych zacho­wać się w pożą­dany spo­sób. Prze­miana aktu gło­so­wa­nia w szansę poprawy wła­snego wize­runku zachę­ciła ludzi do dzia­ła­nia.

Chcesz, żeby ludzie słu­chali? Nazwij ich słu­cha­czami. Chcesz, żeby prze­wod­ni­czyli innym? Określ ich mia­nem lide­rów. Chcesz, żeby pra­co­wali cię­żej? Zachę­caj ich, żeby stali się tyta­nami pracy1.

W ten sam spo­sób można zachę­cać ludzi, by uni­kali zacho­wań nega­tyw­nych. Cena za nie­uczci­wość jest wysoka. Przy­kła­dowo prze­stęp­czość w miej­scu pracy kosz­tuje ame­ry­kań­skie firmy ponad 500 miliar­dów dola­rów rocz­nie. Choć czę­sto moty­wuje się ludzi do zacho­wań etycz­nych i zgod­nych z zasa­dami, język odwo­łu­jący się do toż­sa­mo­ści może oka­zać się bar­dziej sku­teczny. W isto­cie z badań wynika, że zastą­pie­nie zwrotu „Nie oszu­kuj” sło­wami „Nie bądź oszu­stem” redu­kuje liczbę oszustw o ponad połowęk7. Ludzie oka­zali się mniej skłonni, by oszu­ki­wać, gdy wią­zało się to z zaak­cep­to­wa­niem nie­po­żą­da­nej toż­sa­mo­ści.

Chcesz, żeby ludzie prze­stali śmie­cić? Zamiast mówić: „Pro­szę nie śmie­cić”, powiedz: „Pro­szę, nie bądź­cie takimi flej­tu­chami”. Pró­bu­jesz skło­nić dzieci, żeby mówiły prawdę? Zamiast zwra­cać się do nich sło­wami „Nie kłam”, spró­buj powie­dzieć: „Nie bądź kłam­czu­chem” − powinno to dać lep­szy efekt.

Tę stra­te­gię można nawet zasto­so­wać do sie­bie. Pró­bu­jesz wyro­bić w sobie nawyk bie­ga­nia lub chcesz bie­gać czę­ściej? Jeśli będziesz infor­mo­wać innych, że „jesteś bie­ga­czem”, a nie, że „bie­gasz”, zaczniesz postrze­gać bie­ga­nie jako bar­dziej sta­bilny i spójny ele­ment wła­snej toż­sa­mo­ści, co zwięk­szy praw­do­po­do­bień­stwo suk­cesu.

1. Podob­nie jak każda uży­teczna stra­te­gia, i ta w nie­któ­rych sytu­acjach może oka­zać się nie­wy­pa­łem. Gdy pro­po­no­wano dzie­ciom, aby zagrały w grę, która polega na „zaj­mo­wa­niu się nauką”, uży­cie argu­mentu, że dzięki temu „staną się naukow­cami”, spra­wiło, że dziew­czynki stra­ciły zain­te­re­so­wa­nie zabawą. Auto­rzy przy­pusz­czają, że „język toż­sa­mo­ści może pro­wa­dzić do pro­ble­ma­tycz­nych kon­se­kwen­cji, jeśli dzieci mają powody, by wąt­pić, czy pasują do kate­go­rii naukowca (np. w przy­padku gdy doświad­czyły porażki na polu nauki lub znaj­dują się pod wpły­wem ste­reo­ty­pów doty­czą­cych naukow­ców), ponie­waż mogą zdy­stan­so­wać się do tej kon­cep­cji, jeśli ich postrze­ga­nie wła­snej toż­sa­mo­ści nie jest spójne z ideą nauki”. Patrz: M. Rho­des i in., Sub­tle Lin­gu­istic Cues Incre­ase Girls’ Enga­ge­ment in Science, „Psy­cho­lo­gi­cal Science” 2019, t. 30, nr 3, s. 455−466, https://doi.org/10.1177/0956797618823670. [wróć]

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. M.R. Mehl i in., Are Women Really More Tal­ka­tive than Men?, „Science” 2007, t. 317, nr 5834, s. 82, doi.org/10.1126/science.1139940. [wróć]

2. E.J. Lan­ger, A. Blank, B. Cha­no­witz, The Min­dles­sness of Osten­si­bly Tho­ught­ful Action: The Role of „Pla­ce­bic” Infor­ma­tion in Inter­per­so­nal Inte­rac­tion, „Jour­nal of Per­so­na­lity and Social Psy­cho­logy” 1978, t. 36, nr 6, s. 635. [wróć]

3. Ch.J. Bryan, A. Master, G.M. Wal­ton, „Hel­ping” Ver­sus „Being a Hel­per”: Invo­king the Self to Incre­ase Hel­ping in Young Chil­dren, „Child Deve­lop­ment” 2014, t. 85, nr 5, s. 1836−1842, https://doi.org/10.1111/cdev.12244. [wróć]

4. S.A. Gel­man, G.D. Hey­man, Car­rot-Eaters and Cre­ature-Belie­vers: The Effects of Lexi­ca­li­za­tion on Chil­dren’s Infe­ren­ces About Social Cate­go­ries, „Psy­cho­lo­gi­cal Science” 1999, t. 10, nr 6, s. 489−493, https://doi.org/10.1111/1467-9280.00194. [wróć]

5. G.M. Wal­ton, M.R. Banaji, Being What You Say: The Effect of Essen­tia­list Lin­gu­istic Labels on Pre­fe­ren­ces, „Social Cogni­tion” 2004, t. 22, nr 2, s. 193−213, https://doi.org/10.1521/soco.22.2.193.35463. [wróć]

6. Ch.J. Bryan i in., Moti­va­ting Voter Tur­nout by Invo­king the Self, „Pro­ce­edings of the Natio­nial Aca­demy of Scien­ces of the Uni­ted Sta­tes of Ame­rica” 2011, t. 108, nr 31, s. 12653−12656, https://doi.org/10.1073/pnas.1103343108. [wróć]

7. Ch.J. Bryan, G.S. Adams, B. Monin, When Che­ating Would Make You a Che­ater: Impli­ca­ting the Self Pre­vents Une­thi­cal Beha­vior, „Jour­nal of Expe­ri­men­tal Psy­cho­logy: Gene­ral” 2013, t. 142, nr 4, s. 1001, https://doi.org/10.1037/a0030655. [wróć]